JIIIIIIiiiMMllll IIIII.liIIIUli IIM|lHillli|M|ii»r|i!|iMlillillUlUMjiui;
I ---
Rok II. Styczeń, 1885. Nr. 7.
TRZECIEGO ZAKONU
Św. O. Frandm zka.
Wychodzi w zeszytach m i e s i ę c z n i c i kosztuje rocznie:
w K rakow ie 5 0 centów;
z przesyłką do Austryji 65 centów, Niem iec I m. 5 0 fen.
Pojedyftczy zeszyt w K rakowie 5 cent., z przesyłką 7 ct. ■=*= 14 fen.
R edaktor: K
b. LEON, Kapucyn.
Wydawca: Dr. W ładysław Mllkowski.
EKDAKCYJA i AD1IINISTHACYJA
w K S » ; « A M I K A T O I . I C K I E
D r a W ła d y s ła w a M ilk o w e k ie g o w K ra k o w ie . q
_______ __ _______________ __
I M llll! I I I l l l l l l l l I I! I I l l l l ;I ! I I I J i| :i|i l l l l | | I I I m i l I. M iliilllt'n u iinii mmmii-mmmi mmmmmiiiiimmImimiiiiiiimiiiiimmimiiir
r
SPIS RZECZY.
Do ż ł ó b k a ! ... 209
Cześć Pnssnajśw. Sakramentu (C. tl.). . . . 312
Rozmowa duchowna 0 . Krescentegó, z Janem, stolarzem, o trzeoim zakonie św. 0 . Frań- oiszka Ser. (C. d .)...218
Rozmyślania o E u o h a ry s ty i... 228
Patronka na s t y c z e ń ...231
Odpusty z u p e ł n e ... 235
K ro n iezk a ... 236
N e k r o l o g ij a ...240
L .
209 —
' ' l
Do żłóbka!
Przy końcu zeszłego m iesiąca obchodzi
liśm y z radością święto N arodzenia P a ń skiego, które Kościół Boży, jakby w za
chwycie m iłościwym , przez cały miesiąc następny przedłuża — klęcząc na adoracyi przy żłóbku Jezusow ym i czyta zeń nauki najw znioślejsze; tu bowiem, w pierwszym zarysie, przedstaw ia się cała wielkość cnót Boga-człowieka.
Tu zawiązek ducha m iłości i ofiary, k tó ra zakwita na krzyżu, a owoc w ydaje w eucha- rystycznem utajeniu. T u bóstwo, pokora, um artw ienie, zapał święty, uosobione w Bo
skiej D ziecinie, apostołują i poryw ają każdą duszę, która do tej cudownej kazalnicy się zbliży. I biegną tłum y, oby coraz liczniej biegły, opuszczając wszystko, bo tu wszystko zn ajd ą: światło, praw dę, drogę, życie i po
stęp jedynie prawdziwy, to je s t: w zrasta
nie w C hrystusie, w łasce, m ądrości, m i
łości, podobieństw ie do pierwowzoru do
skonałości wszelkiej.
Lecz kto przy żłóbku najpierw szy stanie, kto w szystkich w yprzedzi w uwielbieniu
i naśladow aniu Boskiego Dzieciątka, w n a
bożeństw ie do N iego najtkliwszem, jeśli nie dzieci serafickiego zakonu, jeśli nie ci ma
luczcy Chrystusow i, za których dzięki czyni Zbawiciel Ojcu Swemu niebieskiem u, że im odsłania to, co m ędrcom św iata zakryte.
P a trz c ie : oto ubogi maluczki F ran ciszek seraficki, pierw szy na dziecięcy objaw mi- iości ku Betleem skiej zdobywa się Dzieci
nie: urządza, dla dogodzenia pobożności swo
jej i maluczkich swych braci, jasełka w ko- ściołku Porcyjunkuli: składa do żłóbka w mi- łosnem uniesieniu w yobrażenie D zieciątka Jezus, chcąc nietylko duszę, ale i zm ysły i całą istotę swą ucieszyć widokiem Tego, którego całym serca zapałem i w szystkiem i duszy władzam i czci i m iłuje. I oto, cud niepojęty! w objęciach ziemskiego Serafina kwili, tuli się, pieści, żyje D zieciątk o ! Żyje, bo znalazło duszę dziecięcą, taką, o której powiedziano, iż kto się stanie jako dzie
ciątko, ten wnijdzie do K rólestw a niebie
skiego! Ależ, piastować w objęciach żywe Boskie Dzieciątko, toć to ju ż posiadać w ię
cej niż królestwo, bo samego króla nie
bios, a to posiada święty nasz Patryjarcha.
Oby z N im wszystkie Jego dzieci, do tego posiadania przyszły, a przyjdą przez cnoty dziócięce, przez pokorę, prostotę, posłuszeń
stwo, ufność i miłość.
- 211 -
— — <aps
(P N ie bój się, m ała trzódko, albowiem to ( bie obiecane je s t Królestwo niebieskie ! Ozy to nie potężna zachęta dla tych, co zdale- ka od małej trzódki, szeroką drogą za wiel- kiemi dążą stadam i, by się do m ałej przy łączyli trzódki ? Czy tu Dzieciątko Betleem- skie nie ciągnie, nie wzywa, nie apostołuje, nieporyw a dusz ze świata, do serafickiego zakonu ? Czy nie widzicie, jak z jasełek rącz
ki wyciąga i garnie w sz y stk ic h : m ędrców i prostaczków, bogatych i ubogich, g rze
szników i spraw iedliw ych; kolędam i, p ie szczotami, pieśniam i naw ołuje, by z now ym rokiem m ałą seraficką pomnożyli trzódkę.
* * *
Pójdźcie do żłóbka, pójdźcie o dusze, Obmyte we łzach, w pokucie, w skrusze Pójdźcie, wy śliczne gołąbki białe, Dusze, co w Panu żyjecie całe, Pójdźcie kapłani, pójdźcie mocarze Dzieciątku serca zanieście w darze.
* * *
I w seraficki orszak się wplećcie Żar seraficki w św iecie roznieście, By w nim Dzićciątko Boże ożyło, Na męża wzrosło, świat prowadziło Z stopnia na stopień aż do Syjonu, A ż do Boskiego w niebiosach tronu, D o szczytu chwały, doskonałości, W iecznćj mądrości i szczęśliwości!
212
CZESC przenajświętszego sakramentu .
Słowo o kongresach eucharystycznych.
(Ciąg dalszy. Patrz Nr. 6 „E cha" z r. b.).
W roku n astępnym , 1882, kongres eucha
rystyczny odbył się w m ieście A vignon bardzo św ietnie i z całym religijnym zapa
łem , jakie cechuje gorące katolickie serca w południowej F rancyi. Zjazd książąt Ko
ścioła jeszcze był większy, a w ich szere
g ach dostojnym przedstaw icielem ducho
wieństw a polskiego był N ajprzew ielebnie- szy Jm . ksiądz A lbin D unajew ski, Biskup Krakowski. Pięć dni trw ał ten kongres, którego w spaniałe zakończenie przytaczam y tu w edług opisu, skreślonego przez naocz
nego św iadka:
„Była to procesyja uroczysta, do której przygotowania zawczasu z wielką pilnością czyniono, a każdy, kto w niej udział mióó pragnął, wcześnie osobną kartą m iał być zaopatrzony, o co też wszyscy ubiegali się z niew ym ow ną skw apliw ością, wszelkie oczekiwania przechodzącą. Gdy nadszedł ostatni dzień kongresu,- który tą procesyją m iał być zam knięty, nad wieczorem, wszyst
kie drzwi, wyjścia korytarza gm achu, w którym zebrani byliśm y, n apełniły się, że
i
tak powiem falami ludu, i te fale żyjące zalały w jednej chw ili dziedzińce kolegijum dziesięciotysiącznym tłum em . N astało wte
dy cokolwiek zamieszania, ale niezwłocznie energija i um iejętna szybkość organizato
rów zapobiegła nieładow i, ustawiając na
gle i w doskonałym porządku szyk po
chodowy, złożony z sześciu tysięcy osób.
Każdy trzym ał w ręku pochodnię, mi
sternie ozdobioną godłem kongresu, a wszy
scy jednćm sercem , jed n y m głosom, śpie
wali hym ny na cześć Przenajświętszego Sakram entu. Pochód otw ierał się orszakiem, tak zwanych Szarych Pokutników , niosą
cych błękitny swój sztandar, dany im przy ustanaw ianiu ich związku, przez króla L u dwika V III* ). Dalej postępowały inne bractwa, w ubiorach tradycyjonalnych, n io sąc krzyże, chorągwie, sztandary. Za nićmi szło dwustu kapłanów w ornatach, a w koń
cu postępow ał Ten, dla którego wysilano się, by Mu składać cześć najwspanialszą, na jaką. ziemia zdobyć się może. N iósł Go w m onstrancyi świątobliwy A rcybiskup Avi- gnon’u, Najprzew ielebniejszy ksiądz Hasley.
*) Stowarzyszenie, czyli bractwo Szarych P o kutników, ustanowione z początkiem X I II-g o wieku, przez króla francuskiego Ludwika V III, który był oj
cem św. króla Ludwika, tercyjarza, n aleiy do naj
dawniejszych średniowiecznych, a dotąd trwających
314
■^>58 N a około rozległego miejsca, przez proce-
i
syją obchodzonego, klęczało cztóry tysiące osób, łączących m odlitw y swoje w tym w spólnym hołdzie uw ielbienia, składanym Bogu U tajonem u. Niezliczone lam py na roz
łożystych gałęziach jaworów porozwieszane, lub ustaw ione w olbrzym ią piram idę, na dziesięcio-m etrow em w zniesieniu, zdawały się współzawodniczyć z m nóstw em gwiazd, które lśniąc na czystem niebie, przypom i
nały, co Pism o Boże o nich m ów i: „dały światłość na strażach swoich i radow ały się. Zawołano ich, i rzek ły : O w ośm y!
i świeciły Mu z radością, kto je stw orzył11.
R óżnobarw ne ognie, co chw ila rozniecane na przejściu N ajśw iętszego S akram entu, otaczały Go jakoby płaszczem praw dziw ie królewskiego, a dziwnie uroczego blasku.
Słowem cały ten obraz, jaki w idziałem od 8-ej do 11-ej w nocy, 30 w rześnia w Avi- gnonie, zdał mi się podobnym do tej nie
bieskiej procesyi, jaką w Objawieniach świę
ty J a n opisuje.
związków pobożnych, będących ozdobą K ościoła Chrystusowego. Najznakomitszych rodzin francuskich członkow ie do tego bractwa należeli i teraz jeszcze należą. Przy wielkich uroczystościach występują oni procesyjonalnie w pokutniczej sukni, z długim ka
pturem, twarz całą zasłaniającym, a mającym tylko otwory dla oczu.
„W pół do 10-ej wybiło. N ajśw iętszy S akram ent złożony został na ołtarzu try- jum falnym . Zatrzym ały się kroki, ucichły głosy, m ilczenie uroczyste nastało, a kapłan, ukazawszy się po nad tłum am i ludu, wy
powiedział dobrodziejstw a C hrystusow e nad światem, i niewdzięczność św iata wzglę
dem C hrystusa. Gdy przebrzm iało to na
maszczone słowo kapłańskie, dziesięć ty
sięcy padło na kolana, mówiąc jed n o g ło śnie akt, w ynagradzający zniewagi P rzen aj
świętszem u Sakram entow i czynione, i Pan Jezus z H ostyi Przenajśw iętszej pobłogo
sław ił te tłum y, m iasto, kraj, ziemię całą.
W idziałem kiedyś w Rzymie, jak C hrystu
sowy W ikary z wysokości W atykanu bło
gosław ił m iastu i ś w ia ta : urbi et orbi. W i
działem w śród tej pięknej, świętej nocy, ja k C hrystus sam błogosław ił także m i a - s t u i ś w i a t u , a po tych dwóch wido
kach, nic ju ż nie wyda mi się tak p ra
wdziwie godnem w idzenia, nic, jak tylko w ieczne błogosław ieństw o, jakie w upoje
niu, w zachwycie niebieskiej radości C hry
stus uwielbiony i tryjum fujący daje w ybra
nym swoim
(Ks. D idiot, dziekan Fakul. T eol. w Lille).
Eok 1883 ujrzał nowy kongres eucha
rystyczny w m ieście Liege. Znakom ity ten gród belgijski, kolebka uroczystości Bożego
i*
Ciała, gdyż tam w X III. wieku, żyła święta '4
Ju lija n n a B enedyktynka i błogosław iona Ewa, pustelnica, których P an Bóg użył ja ko narzędzia, by w Kościele Chrystusowym postanow ione zostało wielkie święto na cześć Boskiego Sakram entu miłości. Liege, lak samo jak Avignon, wysiliło się z p ra
wdziwą, katolicką m iłością i pobożnością, by kongres eucharystyczuy wielką św ietno
ścią zajaśniał. Ciasne tego pism a granice nie pozwalają nam szczegółów p rzy taczać;
powiemy tylko, że przy licznym zjeździe Biskupów, Prałatów , D uchow ieństw a świe
ckiego i zakonnego, z m iłosnym zapałem wynajdywano rozm aite sposoby rozszerze
nia czci Przenajśw iętszego S a k ra m e n tu : wy
głoszono w tym celu myśli, pragnienia, zam iary, zdolne pociechą napełnić każde praw dziw ie katolickie serce. W szystko to zaś zebrane w obszernej książce, zawiera
jącej spraw ozdanie z działań kongresu, w y danej L ille przez katolickiego księgarza pełnego nauki, cnoty i świętej żarliwości, pana Champeaux. K ongresistów było trzy tysiące, a na procesyi, która 10 czerwca zakończyła kongres, zebrała się ludność 2 0 0 .0 0 0 wynosząca. Podobnie jak w Lille i A vignon’ie, Ojciec św ięty brew em oso- b nem uczcił to trzecie święte zebranie czcicieli i słu g Przenajśw iętszego Sakra-
S ,
m entu, w których liczbie, z pociechą z n ó w ' powtórzyć możemy, znajdowało się wielu synów św iętego Ojca Franciszka z rozm ai
tych gałęzi Jego zakonu, lecz najliczniej z tercyjarstw a.
Dla nas, którzy się zdobyć nie możemy na te wielkie, św ietne doniosłe manifesta- cyje czci z m iłości ku Przenajśw iętszem u Sakram entow i, niech wiadomość i wspo
m nienie o nich będzie przynajm niej za
chętą ku tem u, aby każdy z nas do sera
fickiej rodziny św iętego Ojca Franciszka należący, starał się tak w sercu swojem w łasnein, jak rów nież wśród tych w szyst
kich, na których w pływ ać może, rozbu
dzić coraz większą cześć i miłość dla Pana Jezusa, w E ucharystyi N ajśw iętszej. Kiedy nie możemy jaw n ą i szeroką działalnością, usiłujm y przynajm niej cichą pracą, modli
twą, poświęceniem, dobrym przykładem , zbierać około P ań sk ich ołtarzów duchow ny kongres eucharystyczny, i powtarzajmy, co mówił jeden z Prałatów francuskich na kongresie w L ieg e: „Ojcze! wsław Syna Twojego! W sław Go w Przenajśw iętszym S ak ram en cie! A ponieważ chw ała eucha
rystyczna od hołdów naszych zależy, o Przedw ieczny O jcze! daj nam poznawać coraz lepiej E ucharystyją Boską, abyśm y J ą ludziom ukazywać mogli. Lecz, że w Eu-
charystyi wszystko dla um ysłów naszych m głą zaćmione, wyjąwszy m iłości, o dajże Ojcze N ajśw iętszy ! kochać E ucharystyją, byśm y do Niej pociągać mogli serca ludz
kie. I aby tak przyszło Twoje Królestwo, k tóre na miłości s t o i , aby wola Twoja spełniała się na ziemi przez synów Twoich, jak się spełni kiedyś w niebie przez wie
czne ich ubłogosław ienie. A m en ! “
Rozmowa t r i o m a
Ojca Krescentego, Kapucyna, z Janem, sto
larzem, o trzecim zakonie św. Ojca Fran
ciszka Serafickiego.
(Ciąg dalszy. Patrz Nr. 6 „ E c h a “ z r. b.).
J a n . N iech będzie pochwalony Jezus C h ry s tu s !
Ojciec K rescenty. N a wieki wieków. A.
J a n . Przychodzę dzisiaj w cześniej, niż ostatn im razem , gdyż znowu m am w ąt
pliwości co do niektórych rzeczy, tyczących się trzeciego zakonu, i wiele jeszcze pozo
staje mi do w yjaśnienia, o które bardzo proszę duchow nego Ojca. Lecz, aby W -m u Ojcu nie zabierać zbyt wiele drogiego cza
su i nie chcąc nadużyw ać Jego cierpliwo
219
-SPSS ści, zacznę zaraz od najw ażniejszych rze
czy, dla mnie niezrozum iałych.
Ojciec K rescenty. Nie obawiaj się niczego, kochany Janie, ani o mój czas, ani o cier
pliwość, gdyż owszem te nasze pogadanki cieszą muie bardzo. Mam bowiem sposo
bność pouczać cię w rzeczach, których nie rozumiesz, a wątpliwości twoje rozstrzygać.
Religija nasza w kłada n a nas obowiązek, aby nieum iejętnych nauczać, a w ątpiącym dobrze radzić, gdyż to są uczynki m iłosier
dzia. A zatóm i ja powtarzam c i : cieszę się z tego, że m am dobrą sposobność sp e ł
niania uczynków miłosierdzia.
A zatóm, ja k widzisz rozmowy o rze
czach duchow nych nie są przyczyną straty czasu, a tem m niej nie nadużywają cierpli
wości, owszem nietylko są, ale i pow inny być zabawą duszy chrześcijańskiej.
A teraz śmiało, mój kochany Janie, przy
stąp do rzeczy i mów, co m asz n a sercu.
J a n . Ju ż m ówiłem o tem duchow nem u Ojcu, jakto mi mój dobry przyjaciel odra
dzał w stąpić do trzeciego zakonu. Z po
wodu m nićj pom yślnego stanu zdrowia mego, nie byłem przeszło cztery tygodnie u niego.
W czoraj jed n ak przy niedzieli, mając czas wolny, odw iedziłem znowu swego daw nego przyjaciela.
i
- 220 -
--- — ---<W*i
s> o
Ojciec K rescenty. P rzep raszam , że ci przerywam mowę.
Chcę jed n ak wiedzieć, nim mi opowiesz co o swym przyjacielu, czy on w istocie jest religijnym , czy jego zapatryw ania się są zgodne z duchem chrześcijańskim i czy m yśli i działa jak przystało na syna świę
tego Kościoła ? — gdyż, w przeciw nym ra zie, radziłbym ci * zerwać zupełnie z nim znajomość.
J a n . Co do tego, mogę ja k najsum ien
niej uspokoić i zapew nić Ojca duchownego.
Ju ż od czasów szkolnych, byliśmy obadwaj prawdziwie wiernym i przy jació łm i; zawsze wzajemnie zachęcaliśm y się do życia po
bożnego i praktyk religijnych. Nie dosyć na tem. W sposób prawdziwie przyjacielski robiliśm y jeden drugiego uważnym na swe błędy i zboczenia z prawej drogi. Nadto przyrzekliśm y sobie św ięcie, aby nigdy między sobą, nie mówić z upodobaniem choćby o najm niejszych błędach innych ludzi.
Ojciec K rescenty. Jeżeli zatem rzecz się ma tak, to owszem, niechaj pozostaje mię
dzy wami taka przykładna przyjaźń. Poznaję teraz, że takow a przedew szystkiem ma na celu Boga. do którego wszystko winno zmierzać. Nić m am nic przeciwko tem u.
Teraz ju ż możesz dalój opowiadać o swoim przyjacielu.
J a n . W łaśnie gdy ostatni raz byłem u mego przyjaciela, opowiadałem m u o tych pięknych naukach, o trzecim zakonie. Czło
wieka z tak dobrem sercem , jak on, nie tru d n o mi było. z jego daw nych, źle poję
tych zapatryw ań o trzecim zakonie, napro
wadzić na dobrą d ro g ę , w yjaśniając mu i zbijając, w sposób przekonyw ający, jego wątpliwości i zarzuty.
Ojciec K rcscenty. Jak widzę, mój kocha
ny Jan ie, odgrywasz niezłą rolę misyjo- n a rz a : może naw et uda ci się, że twój przyjaciel pojm ie dobrze znaczenie tercy- jarstw a, a może naw et z czasem zostanie i członkiem tego zakonu.
Ja n . Duchowny Ojciec uprzedził m nie.
W idziałem jak, w śród naszej rozmowy, na tw arzy mego przyjaciela m alowała się ra
dość i pew ne zadowolenie, tak, że łatw o m ogłem wyczytać z jego strony chęć w stą
p ienia do trzeciego zakonu. O jakże na wi
dok tego serce moje było pełne radości!
Lecz, n ie s te ty ! sam jeszcze nie u g ru n to wany w przepisach trzeciego zakonu, nie znając dobrze w szystkich jego zasad i nie um iejąc jeszcze należycie oceniać jego celu, nie długo się cieszyłem owocem swej p ra
cy. gdyż poprzednia radość m usiała u stą
pić śm utkowi.
p p - — - 22S —
Ojciec K rescenty. A to dlaczego? W y
tłum acz się, Janie, jaśniej.
J a n . Już praw ie przy końcu naszej roz
mowy, zagadnął m nie mój przyjaciel m niej więcej tem i słow y:
Z tego wszystkiego, co o trzecim zako- konie dotąd słyszałem od ciebie i od wie
lu, a nadto z tego, co o nim czytałem , sądzę, że taki zakon był odpowiednim w ubiegłych czasach; lecz w czasach na
szych m usi ustąpić m iejsca innym zgro
m adzeniom i stow arzyszeniom . Obecnie, jak sam widzisz, mam y Towarzystwo Serca Jezusowego, Serca M aryi i wiele innych bractw , których naw et nie znam. N a tu ra l
nie nie w iedziałem , co mu mam na to odpo
wiedzieć, i jak m u to wyjaśnić. Proszę przeto duchow nego Ojca pouczyć mnie w tym względzie.
Ojciec K rescenty. B ezw ątpienia, mój ko
chany Janie, wypada oddać w inną słusz
ność tym kościelnym bractw om i różnym pobożnym zgrom adzeniom . T rudno naw et wypowiedzieć, ile dobrego przez nie spły
wa na ludzkość, i jak w ażną one, zwła
szcza w naszych czasach, odgrywają rolę w Kościele Chrystusowym .
Mimo to, trzeci zakon już tem samem, że nie je s t żadnem bractw em , lecz p ra
wdziwym zakonem, zasługuje w oczach każ'
dego na wyższe uznanie. Opowiem ci to, da Bóg doczekać, w następnej naszej roz
mowie. W łaśnie zaraz rozpocznie się czas
„m ilczenia", a zatem żegnam cię, kochany Janie.
J a n . Polecam się św iętym m odlitwom duchow nego Ojca. N iech będzie pochw a
lony Jezus Chrystus.
Ojciec K rescenty. N a wieki wieków. A.
R O Z M Y Ś L A N I A O E U C H A R Y S T Y I JEZUS MOJtfM ŻYCIEM — I MOJĄ MIŁOŚCIĄ.
B o sk i gość naszej duszy.
N a świecie był, świat prze
zeń uczyniony jest, a świat Go nie poznał; do swej w ła
sności przyszedł, a swoi Go nie przyjęli.
(J a n i. io . i i) . (Ciąg dalszy. Patrz Nr. 6 „ E c h a “ z r. b.).
Od ośm nastu wieków, pokolenia kato
lickie, upadając na twarz przed utajonym (Ciąg dalszy nastąpi).
CZYLI
♦ R o z d z ia ł I,
224
Bogiem, pow tarzają każde z kolei w zniosły akt w yznania w iary naczelnika Apostołów P iotra św ię te g o : „Ty je ste ś C hrystus, Syn Boga żywego" i drugiego, co z niew iernego stał się w iernym : „Tyś P a n mój i Bóg m ój“ . A w reszcie i sam Je zu s ukazuje nam j codziennie w dziełach swoich, że je s t z n a mi p raw d ziw ie; w głębi swoich przybytków , codziennie, sposobem niew idzialnym i du
chow ym działa te sam e cuda, które w cza
sie Jego ziem skiego pobytu tłum am i lud ku N iem u sprow adzały. Tam to, w cieniu ołtarzów, przyw raca niem ym mowę, ślepym wzrok, głuchym słuch, słabym zdrowie, um arłym życie! Tam On w łaśnie napełnia owe silne i szlachetne dusze pośw ięceniem bez granic, tym heroizm em miłości bliźniego, który zadziwia i uw ielbieniem przejmuje sam ych naw et niew iernych. Je d n a k pom i
mo tego wszystkiego, jakże postępują dzi
siejsi chrześcijanie? Bezbożnik spogląda wzrokiem pogardy n a św iętą ucztę, do któ
rej go w zyw ają; jego pyszny rozum nie dozwala mu uw ierzyć i upokorzyć się przed Bogiem nieskończonej m iło ści; ze w strętem patrzy na upokorzony lud w ierny, idący zająć m iejsce u świętego stołu, którem on wzgardził.
Obojętny, z najzim niejszą krwią ustępuje innym miejsca, którego, jak powiada, nie
225
ma czasu zająć. Zajęcia i spraw y doczesne w ydzićrają mu wszystkie c h w ile ; nie ma ani jednej z n ic h dla nieba, dla sprawy własnego zbawienia.
U ganiający się za rozkoszami, nie pom y
śli o najczystszych rozkoszach, ja k ie znaj
dujem y w Sakram encie o łta rz a ; on nie zna innych radości nad te, które mu zm ysły przynoszą, a najsłodsza rozkosz cnoty zdaje mu się bez rzeczywistości i sm aku.
Nakoniec, dusza zim na odrzuca od m y
śli zrobienia ze swych nam iętności najm niej
szej ofiary, przez którąby stała się godniej
szą przyjm ow ania chleba aniołów ; jój nie- godnośó zatrważa się najm niejszym błędem , który łaska Boża złagodzić może. Za mało odważna, aby się podnieść i zerw ać pęta sw ych nieprawości, woli raczej sam a u su nąć się od stołu św iętego, do którego P an Jezus wzywa, jak porzucić owe nam iętno
ści, które tak ceni, oszczędza i kocha.
Otóż to, o mój B o ż e ! jak odpłacają miłość Twoję i dobrodziejstwa.
W iększa część dzieci Tw oich pogardza niemi i odrzuca je.
Jakże m ałą je s t liczba tych świętych dusz, które Oię pragną. O, powiększaj ją, P a
nie, pomnażaj te dusze prawdziwie gorliwe, które cię kochają, które żyją jed y n ie w To
bie i dla Ciebie i których miłość um ie Ci
J
4
226
w ynagrodzić tyle obojętności i niew dzię
czności.
Miłość i ufność powinny nam towarzyszyć w przystępowaniu do stołu Pańskiego.
Bojaźń ogarnia duszę moję, gdy w spom i
nam na wielkość, świętość i potęgę Boskiego gościa, m ającego m ię nawiedzić. Jakaż świą
tynia godną będzie objąć nieskończoność Boga, jakiż przybytek zniesie Jego m aje
s ta t? K tóreż u sta znajdą się tak czystemi, aby mogły wielbić i błogosław ić Boga trzy
kroć św iętego ? które wreszcie serce god- nem będzie stać się przybytkiem i ołtarzem J e g o ?
K ról prorok, w idząc arkę Pańską, nie
sioną przez synów Lewiego, w m urach J e ruzalem , nie m ógł pow strzym ać uniesień radości; ułożył ku tem u hym ny i psalmy, które śpiówał przy odgłosie harfy, i które chór Lew itów pow tarzał z okrzykami ra
dości i szczęścia.
Salomon, najm ędrszy z królów Izraela, chcąc wybudować św iątynię Bogu ojców swoich, rozrzuca hojnie swe s k a rb y : robo
tnicy Tyru i Sydonu dostaw iają m u cedru L ib an u , mającego posłużyć do budowy gm achu, który będzie podziwem wieków przyszłych. N iezm ierna liczba okrętów p r ^ -
rayna środek morza i zwozi do Jerozolim y złote, drogie kam ienie, na ozdobę św iątyni Pana.
Tyle pracy, trudów i hojności łożył Sa
lomon tylko dla figury tego, co my posia
damy, a cóż dopiero my czynić pow inniśm y, mając rzeczyw istość!
A c h ! słyszę głos Boga utajonego, który z głębi swoich przybytków woła na m nie:
W ierz tylko i pójdź do m nie; kochaj, a po
tem czyń, co chcesz. N ajkosztowniejszem złotem w m ych oczach je st m iłość bliźniego;
najm ilszą św iątynią, w której lubię prze
bywać, je st serce czyste i jaśniejące nie
w innością; ołtarzem , n a którym najwięcej czci odbieram , je s t dusza gorejąca m iłością moją, pragnąca tak ściśle połączyć się ze m ną, jak ja tego pragnę, dusza, która umie zwyciężać, cierpieć, upokarzać się dla mojej miłości i której życie całe je st je d n ą wielką ofiarą, jed n y m aktem miłości mojej i bliź
nich, pośw ięcenia i zaparcia się siebie.
Przystępujrayż z wiarą, nadzieją i m iło
ścią do Boga, który nas wzywa, przystę
pujm y doń c z ę sto ; n ie c h K om unija św ięta będzie całą naszą pociechą, naszą miłością, naszem szczęściem, naszem ż y c ie m ; niech widok naszych słabości duchow ych nie od
dala nas od lekarza, k tó ry może i chce nas uleczyć.
s r s ir
Zwyciężajmy nasze nam iętności, pracuj
my ciągle ned popraw ą życia, a Ten, któ
ry je s t lekarzem i zbawcą dusz naszych, Ten, który, w czasie swego śm iertelnego ży
cia, nieraz zasiadał u stołu publikanów i grzeszników , i nas nawiedzi z nieskoń
czonego swego m iłosierdzia; a kiedy spo
cznie na nąszem sercu, i sam pozna nasze niedoskonałości, słabości i nędze, o ! w tedy nie odmówi nam swej łaski i wyrzecze do nas to Boskie słowo, które ratuje, uzdrawia, oczyszcza i przem ienia kochającego w uko
chanego.
Przyjdź, więc o Je z u ! przyjdź; wejrzyj na duszę moję z litością i miłosierdziem , przem ów do m nie z m iłością, a dusza mo
j a uzdrow ioną zostanie.
Akt dziękczynienia po Komunii.
Posiadam Cię, o mój Jezu, Boski gościu mej duszy, a ta dusza w zachw ycie szczę
ścia, milczy u stóp Tw oich i nie m a słów n a wyrażenie Ci swej radości i w dzię
czności.
O ! dlaczegóż P anie, mój głos tak sła
by ? czem u nie da się słyszeć po całym św iecie; od kraju do kraju, od m iasta do m iasta, od echa do echa, aby m ógł pow ta
rzać żydom, niew iernym , w ierzącym i bez
bożnym : „Tak. wierzę w Jego obecność, cuda i łaski rozliczne, które spraw ia duszy, naw iedzając ją w K om unii świętej.
Pójdźcie tu wszyscy i przypatrzcie się, jak słodkim jest P an dla tych, którzy Go k o chają; padnijcie wraz ze m ną na kolana przed Bogiem, który w głębi swego przy
bytku ukryw a swą wszechmocność i chw ałę, uniżcie czoła przed wielkością Jego, wy- rzeczcie się na zawsze błędów, pysznego rozum u, a upojeni szczęściem , zawołacie wraz ze m n ą : O ! tak, wierzę teraz w Boga, pełnego miłości.
Ale dlaczegóż, Panie, jestem tak słaby i nieudolny do m iłow ania C iebie? Dlacze
góż mam tylko jed n o serce, które Ci mogę ofiarować, i to jeszcze serce tak biedne, tak małe, tak oziębłe?
A ch, w spieraj słabość moję, rozpal me serce ogniem, gorejącym Twoją miłością.
Kocham Cię, o mój J e z u ; ale Ty zwiększaj tę m iłość, bo widzę jej niedoskonałość w porów naniu z nieskończoną wielkością Twojej miłości. Dajesz mi p rag n ien ie kochania Ciebie, dajże mi rów nież spo
sobność okazania Ci tej miłości przez dobre uczynki, które są tego- najlepszym dow odem ; boś sam w yrzekł n ieg d y ś: „nie każdy, który mi m ó w i: Panie, Panie, w nij-
- 230 -
do K rólestw a niebieskiego, ale ten, który czyni wolę Ojca m ego“.
O Jezu, ukochany gościu mej duszy, obierz sobie na zawsze w niej m ieszk an ie;
jak niegdyś domowi Zacheusza, tak dziś domowi mej duszy przynieś pokój i zba
wienie, uczyń tę duszę godniejszą przyję
cia C iebie; o moje najwyższe dobro, Ty, któryś nie pogardził moją niegodnością, wzbogać mię i przyozdób ten nowy przy bytek w szystkiem i cnotam i, które Ci mogą uprzyjem nić w nim pobyt.
Bądź n a w ieki błogosławion, o P anie, za Twoję nieskończoną dobroć, za m iłosierdzie bez g r a n ic ; póki pozostanę na m iejscu m e
go wygnania, będę zawsze myśleć o tem, że przybytek serca mego był nawiedzo
nym przez Ciebie, najwyższe szczęście moje.
O Jezu, m oja mifości i życie, brakuje mi słów n a w yrażenie Ci mojej wdzięczności;
bądź nieskończenie uwielbiony za to, żeś nie w zgardził mojem ubóstwem , żeś pocie
szył strapioną duszę, żeś ożywił moję upa
dającą odwagę.
Cała wieczność nie wystarczy na złoże
nie Ci dzięków, uw ielbień i pochwał.
O M aryjo najczystsza i niepokalana, któ
raś pierw sza przyjęła do swego łona tego, niebieskiego gościa, który m ię naw iedził, ofiaruj Mu, błagam Cię, na zadosycuczyme-
___________ J
231
nie za moję oziębłość, uniesienia i zapał Twojej miłości i w dzięczności, jakich do
znaw ałaś w tym dniu na wieki błogosła
wionym, kiedy B óg s ta ł się człowiekiem . O! naucz mię, ukochana M atko, kochać i wielbić Go w czasie, a potóm w w ieczno
ści. A m en. (0. d. n.).
Błogosławiona Ludwika Albertoni.
Ozdoba trzeciego zakonu świętego Ojca Franciszka błogosław iona Ludw ika, ze szla
chetnych rodziców Stefana A lbertoniego i Lukrecyi Teobaldi, urodziła się w Rzymie roku 1470.
Od wczesnej młodości okazywała, jaką w dalszym wieku m iała być sługą Boską.
Wiele czasu spędzała na m odlitw ie, tak w domu jako i w kościele, a kiedy m iała przystępow ać do N ajśw iętszej Komunii, z naj- większem przygotow yw ała się nabożeństw em . W ielką dla niej pociechą były rozmowy du
chow ne o Panu B ogu; skąd ją każdy m iał za św iętą dziewicę. Od najm łodszych lat życia ukochawszy C hrystusa, pragnęła se r
decznie służyć M u do śm ierci w dziew i
czej czystości.
BkjŚccSka ■ . — . , ... ■ ...-■
Patronka na styczeń:
- 282
Lecz po śm ierci ojca, ulegając nam owom m atki i krew nych, została m ałżonką Jakó- ba de Cihtare, męża znakom itych przym io
tów ; je d n a k i w tym stanie nie przesta
wała dążyć do doskonałości, i stała się wzorem cnót i praw dziw ej pobożności w szyst
kim m ężatkom.
Żyła w pałacu swoim z bogobojnenii służebnem i, jakby na osobności, unikając wielu stosunków św iatow ych. Po kilkolet- niem m ałżeńskiem pożyciu wdową zostaw szy, i po w ydaniu za mąż trzech córek swoich, w ychow anych należycie w bojaźni Bożej, Ludwika, chcąc jeszcze więcej po
stąpić w doskonałości, ze szczerą chęcią i pobożnością w stąpiła do trzeciego zakonu, i zapraw dę godną okazała się córką św ię
tego Ojca Franciszka, przez sw ą pokutę, um artw ienia, i obojętność na rzeczy docze
sne. Z rządkiem wzniesieniem ducha roz
pam iętyw ała M ękę P ań sk ą, a m odlitw y zawsze z płaczem odm awiała. Chociaż m ia
no ją za wzór świątobliwości, je d n a k w swo- jem przekonaniu uw ażała się za grzesznicę, i pragnęła, aby ludzie nie nazywali jej pa
nią świętą, bo się brzydziła próżną chwałą.
N iektórzy z krew nych naśmiówali się z jej ubrania, m ów iąc: iż tą ubogą pokutujących suknią przynosi niesławę swej bogatej ro dzinie, ale pokorna L udw ika nie zważała
---
- 233
-<SPSS wcale na te gadaniny, p ełn iła ochotnie n a j
4
niższe naw et usługi, i we w szystkich czyn
nościach w stępow ała w ślady św iętej E lż
biety.
Żeby zaś tem ściślej połączyć się z Bo
giem, coraz więcej oddalała się od świata, i wszelkich ro ztarg n ień jego. U silnie sta
rała się, aby czystości ducha nie kaziły myśli p ró ż n e : z ust jej nigdy nie wyszło słowo lekkie, oczy zawsze zam knięte na wi
dok m arności św iatow ych, uszy g łu ch e na wszystko, co się na świecie działo.
Baz, je d n a ze służących wym ówiła nie
przyzw oite słowo, którem urażona Ludw ika rzek ła: „Jeżeli się nadal nie pom iarkujesz w twej mowie, wiedz o tem , że dłużej nie mogłabyś zostawać ze m ną pod jednym dachem ". M odlitwę rozpoczynała ze w scho
dem słońca, i zw ykła m ów ić: „Że modły poranne są P an u Bogu najprzyjem niejsze, a człowiekowi najpożyteczniejsze", inne zaś godziny dnia spędzała na słuchaniu Mszy świętej i nabożeństw po kościołach.
Przez takie ćw iczenia duchow ne L u d w i
ka wysoko postąpiła w doskonałości, że często w zachw yceniu odchodziła od sie
bie; a przejętej niebieskiem i pociecham i, nic zachwiać nie mogło w gorliwój służ
bie Bożej. I cokolwiek przykrego, ciężkiego P an na nią dopuścił, przyjm ow ała z wiel-
ką pokorą, gotowa ponieść wszystko, byle w ypełnić św iętą wolę Bożą. P ałała wielką m iłością ku P an u Bogu, i nigdy nie była sm utną, chyba wtedy, gdy się czuła w niej być oziębłą: i dlatego serdecznie m odliła się do Świętych P ańskich, aby za ich przy
czyną Boga najdoskonalej m ogła miłować.
Że zaś każdy po Bogu pow inien m iło
wać bliźniego swego, przeto L udw ika i te
mu obowiązkowi zadosyć uczyniła, sm utnych ciesząc, ubogich szczodrobliw ie w spom aga
jąc. Często chodziła do szpitali usługiwać chorym, i żadnych w ydatków nie szczędziła dla ich poratowania, a cokolwiek z docho
dów i rzeczy miała, jako praw dziw a córka świętego Ojca Fracnciszka, ch ętnie rozda
wała u b o g im ; aby zaś uniknąć pochw ał próżnych, pieniężną jałm u żn ę daw ała ukry
tą w bochenkach chleba, skąd ją w Rzy
m ie m atką ubogich pospolicie zwano.
N ie przestaw ała je d n a k n a daw aniu ja ł
m użny tylko, ale pam iętała i o duszach ludzkich, nauczając praw d w iecznych, i za
chęcając do miłości dobrego Boga.
Tw órca najwyższy objaw ił jój chw ilę, w którój z ziemi odw ołaną być m iała; ca
łych sił więc użyła, by godnie się przy
sposobić do tego p rzejścia: przyjęła Sakra- m enta święte, i z w ielkim spokojem i w e
selem oczekiw ała przyjścia P ańskiego. U m ar-
- 234 -
ia 31 stycznia 1530 roku, w 6 0 -ty m roku życia. Ciało jój złożono w kościele świętego F ranciszka braci m niejszych, a dla wielu cudów u grobu jój otrzym anych Rzym obrał ją za swoję p a tr o n k ę : senat uchw alił fundusz, aby u jej grobu zawsze paliła się lam pa, a papież K lem ens X.
w pisał ją w poczet błogosław ionych. Za
kon św iętego Ojca F ran ciszk a czci jej pa
mięć w sam dzień zgonu. Eelikw ije jej w bogatej tru m n ie widzieć jeszcze można w kościele 0 . 0 . Roform atów za Tybrem w Rzymie. Tam, co rok, senat m iasta skła
da pyszny kielich, jako ofiarę w dzięczności za niezliczone łaski, których gród odw iecz
ny za jej przyczyną doznaje. Oto tak roz
kwitają' kwiatki cudow ne w ogrodzie, zało
żonym" przez Jezusa C h ry stu sa, a przez Kościół św ięty strzeżonym i pielęgnow anym .
Odpusty zupełne,
nadane w iecm em i czasy, w kościołach B r a c i M niejszych św. O. I ranciszha.
Styczeń.
W dzień Nowego R o k u : B łogosław ień
stwo papieskie.
W niedzielę drugą po Trzech K ró la c h : Uroczystość Najsłodszego Im ienia Jezus. .
- 236
14 stycznia: błogosław ionego B ernarda zKor leonu, wyznawcy, kapucyna.
16 stycznia: św. B ernarda i jego towarzy szów, męczenników.
31 stycznia: błogosławionej Ludwiki A lber toni, wdowy, tercyjarki.
Kroniczka.
K r a k ó w . N a zebraniu tercyjarslciem odby- tćm w kościele O. O. K apucynów, dnia 2 listopada, zostały przyjęte do trzeciego zakonu przez W iele bnego Ojca W acław a następujące o s o b y :
1. Sabina Piotrowska, im. z. Franciszka 2. Maryja Dudzik, im. z. Joanna.
3. Julija Szap, im. z. Feliksa.
4 . Anna K ost, im. z. Franciszka.
5. Agnieszka Kastera, im. z. Katarzyna.
6 . Zuzanna Krzystornik, im. z. Maryja.
7 . Tekla Zachałkiewicz, im. z. M. Franciszka.
Profesyją zakonną uczyniło 5 osób.
P rzem yśl. Ojciec A lbin, Reformat, przyjął do trzeciego zakonu następujące osoby:
1. Katarzynę W ilczyńską, im. z. Maryja.
2 . Magdalenę Kapelską, im. z. Anna.
3. Józefę Trojanowską, im. z. Maryja, Franciszka.
R z y m . N a tajnym konsystorzn, odbytym dnia 10 listopada, kreowany został kardynałem-pres- biterem, ks. W ilhelm Massaia. Arcybiskup Stauro- politaftski in p. inf. z zakonu O. O. Kapucynów.
Urodzony 8 czerwca 1809 roku, ma obecnie lat 76,
- 237 -
a przeszło połow ę życia sw ego spędził jonarz w Afryce Środkowej.
Papićż Grzegórz X V I., w roku 1846 mianował go biskupem z Cassia i wikaryjuszem apostolskim w kraju Gallasów. Godność tę piastował przez 34 lata, aż nareszcie wiek późny i upadek na zdrowiu zmusiły go do ustąpienia ze stanowiska. W lecie 1881 roku, mianował go Leon X III. arcybiskupem w Stauropolis in p. inf. Odtąd ks. Massaia żył za
ciszu, w ubogim klasztorze O. O. K apucynów pod Frascati, zajęty pisaniem dzieła, które niezawodnie nader ważne zawićrać będzie informacyje o krajach Afryki środkowćj, bo już i listy, które przez w iele lat stamtąd p isy w a ł, bardzo cenione b yły przez uczonych badaczów w szelkich krajów. Gdy przed trzema laty ks. Massaia w rócił do W łoch , król Humbert chciał nagrodzić wysokim orderem jego zasługi' mianowicie wspićranie radą i czynem w ło skich podróżników po Afryce. A le mąż apostolski odmówił przyjęcia orderu, oświadczając, iż kapu
cyn, obowiązany do ubóstwa i pokory, nić może przyjmować zaszczytów świeckich.
R ząd w łoski postanowił zburzyć część kościoła i klasztoru Ara-coeli O. O. Bernardynów, aby uzy
skać miejsce pod pomnik, mający się wznieść dla zmarłego króla W iktora Emanuela.
W iadomość ta wielką boleścią przejmuje zako
ny świętego Ojca Franciszka, jak i wszystkich ka
tolików. Synowie świętego Ojca Franciszka A ssy- skiego tracą najsłynniejszy klasztór, który od wielu wieków b y ł matką wszystkich klasztorów. Stamtąd jenerałowie zakonu w ysyłali niezliczoną armiją, do pracy apostolskićj, do wszystkich narodów ziemi.
Stamtąd w yszło wielu świętych, jak święty Jan ran, święty Bernadyn Seneński, święty Dydak, Kapist
i inni. Stamtąd w yszedł świetny zastęp kardynałów, biskupów i uczonych teologów , którzy św iątobli
wością i nauką przyświecali K ościołow i katolickiemu.
N a wieść o takim gw ałcie, zawołać musimy słow y proroka: „Boże! przyszły pogany do dziedzi
ctwa Tw ego świętego, splugawili K o śció ł Twój święty".
S ( ; d * i s z ń H . W ostatnich miesiącach ubie
głego roku, w kościele W . W . O. O. Kapucynów, przyjętych zostało przez W ielebnego Ojca Alojzego, magistra nowicyjuszów, 34 osób do trzeciego zako
nu św iętego Ojca Franciszka.
Felicyjanki w kolonijach polskich w Ameryce.
Gdy przed 9-ciu laty M. Monika wyjeżdżała z Krakowa do Ameryki, z 4-ma siostrami zakon- nćmi, nikt się n ie spodzićwał, aby w przeciągu tak krótkiego czasu zgromadzeuie polskich sióstr nietylko przyjęło się szczęśliwie na tój obcćj ziemi, ale się wzm ogło, jak to dziś widzimy. Liczy ono obecnie 81 towarzyszek zakonnych, a mianowicie 30 sióstr chórowych, 39 nowicyjuszek, i 12 sióstr martanek, i tworzy osobną prowincyją zakonną, zwaną amerykańską, pod wezwaniem świętego Ojca Franciszka.
Prowincyją ta zostaje pod kierownictwem M.
Moniki, jako prowincyjałki, a pod ogólnym zarzą
dem M. przełożonćj gieneralnćj, mieszkającej w K ra
kowie. ja k pożyteczną jest ich praca i jak korzy
stnie w pływ a na nowe pokolenie polskie w A m e
ryce, najlepićj dowodzi ten powszechny szacunek, jaki mają dla nich osadnicy polscy, i ta niezwykła
- 239 -
---
skwapliwość, z jaką niemal wszystkie większe osa
dy polskie starają się mićć u siebie szkołę albo ochronkę Felicyjanek.
A b y dopiąć tego celu, nie szczędzą żadnych ofiar i zabiegów. Mają teraz Felicyjanki już 15 do
mów, a miałyby zaraz drugie tyle, gdyby mogły przyjąć wszystkie ofiarowane im miejsca. A le cho
ciaż się tak znacznie zwiększyła ich liczba, jeszcze ich za mało, stósownie do potrzeb; to tćż z tego powodu nad siły prawie obarczone są pracą, i z upra
gnieniem oczekują przybycia kilku towarzyszek z Galicyi, jako tymczasowego zasiłku, dopóki now i- cyjuszki tamtejsze nie ukończą swojćj formacyi za- konnćj.
M. M onice możemy powinszować lak świetnego rezultatu, a bezwątpienia należy się jćj uznanie publiczne i wdzięczność za podjęte trudy, za jćj poświęcenie i rozsądne i macierzyńskie kierowni
ctw o, któremu w wielkićj części przypisać trzeba ten bujny wzrost jćj zgromadzenia w Ameryce.
D o tak pomyślnego rozwoju sióstr Felicyjanek i do odniesionych ow oców ich pracy, niemało także przycynił się czcigodny ksiądz Józef Dąbro
wski, ich kierownik duchowny, który od samego początku z wielkićm poświęceniem i niezwykłym taktem opiekując się nićmi, radą i usługą ducho
wną wspićra ich pobożne usiłowania. Tćm samćm zaskarbił sobie szczerą wdzięczność nietylko za
konnic, ale i tych wszystkich, na których spływają mnogie pożytki ich pracy. Najprzewielebniejszy ks.
Biskup z Detroit ceni sobie w ielce jego pośw ięce
nie, a w tym roku użył jego pomocy w bardzo ważnćj sprawie: powierzył mu bowiem troskę o oskutecznicnie zamierzonćj budowy seminaryjum pol
skiego w Detroit, które, daj Boże, aby jak najprę- dzćj stanęło.
J
SJC^pr P
- 240 -
■<qsm
Nekrologija.
D nia 25 października umarł w klasztorze W . W . O. O. Bernardynów, w W ielk o-W oli, ksiądz H ip o lit Kaszuba, licząc lat 75 życia, a kapłaństwa 50. Ksiądz H ipolit od 15 lat zapadł bardzo na zdrowiu, do kościoła nić m ógł chodzić, w święta i niedziele b ył w krześle na sumie, gdyż na nogach miał rany. W zakonie b ył kaznodzieją, ojcem du
chownym, definitorem i magistrem nowicyjuszów.
Dnia 23 października, po przyjęciu świętych Sakra
mentów, czując bliski zgon swój, oddał spowiedni
kowi, jako depozyt, mosiężny łańcuszek i dyscyplinę, którćmi to narzędziami zadawał sobie mortyfikacyje.
Bielizny ua sobie nie nosił żadnćj, chodził we w ło- siennicy. Ś. p. Ojciec H ipolit pozostaw ił po sobie żal głęboki w sercach tych wszystkich, którzy go
Nro. 3 920.
Wolno drukować.
Z kuryi Bpiej Krakowskićj Kraków, dnia 18 grudnia.
f A l b i n . znali.
Requiescat in pace.
KALENDARZYK TERCYJARSKI.
Styczeń.
1. B ł o g o s ł a w i e ń s t w o P a p i o a k i o. It. Hie
ronim z Ankony, Ter., lat 24 żywot ostry prowa
d z ił, słynął cudami.
2. B. Hartłomioj z Barry, Ter. 1223. Od S. O. Fran
ciszka do zakonu przyjęty.
3. U. Katarzyna z Kwiti, Ter. 1515.
4. H. (iotnisz, Ter. 1404, w Tesalii.
5. Ił. Kufrozyna łłurgo, Ter., potom poszła za klauzuro.
6. B. Anna z Kanefrydu, Ter. Dziś Odpust dla Ter- cyjarzów, odnawiających Pri fjsyją zakonną.
7. Pobożny Jan Chrz. Dębiński, syn kasztelank kra
kowskiego, kapucyn.
8. B. lłortulaua ze Spoletu, matka Ś. Klary, Tercyj,, 1253, w Assyżu.
9. B. .Maryja od ś. Ducha, wd. Ter., 1485, w Bogowie.
10. B. (Jwalter, Bisk,, Ter., wielkiej pobożności.
11. B. Paweł, Ter.. Kapł., w Kropawie.
12. B. Bonawentura, Wd. Ter., 1300, w Ankonie, sła wna cudami.
13. B. Teresa Sanchez, Wd. Ter., 1619.
14. O d p u s t. Ś. Bernard z Korleouu, Kapucyn.
15. B. .łakób, Ter. Kapł., Męcz. 1304, w Etruryi.
lii. O d p u s t. 8S. Berard i inni Męcz., Br. Mnicjsz, 17. B. Eleonora, Wd. Ter. 1597, w Grenadzie.
18. B. Lucya, Wd. Tor. 1530, w Murcyi.
19. B. Amadeusz, Kardynał, Ter., w Luzannie.
20. H. Babtista, Wd. Ter. 1430, w Placoneyi.
21.JB. Bobert, kr. Sycylijski Ter. 1348.
22. B. Bannucyjusz, Ter. w Kulginio, założyciel 3 szpitali.
23. B. Joanna od S. Maryi, 1*. Ter., 1360.
24. B. Łucyja, Wd. Tor. 1335 w Wenecyi, sławna cudami.
25. B. Konstancyja Nuronia, Wd. Ter., sławna cudami.
26. 1). Tania Oambara, Hr. Ter., sławna cudami.
27. B. Bona Donna, żona Ś. Lucyjusza, od H. O. Kran eiszka do Tercyjarzów przyjęta.
28. B. Paulina z Fulglmi, Wd. Tor., 1488, 29. Świs^tobl. Maryja Merl, Tor. 1868, w Tyrolu.
:otc, P. Tor.
Albertom. Ter. Wd. ^
---
30. o. U y j a t y n t a, lir. Marysi
"1. O d p u s t. S. L u d w i k a Hr.