l # r - ' V p S ^ M I i
Rok III. Listopad <885. Nr. 5.
TRZECIEGO ZAKONU
Św. O. Franciszka.
Wychodzi w zeszytach m i e s i j c z s i e i kosztuje rocznie;
w K ra k o w ie 50 centów ;
przesyłką do A ustryji 65 centów , i N iemiec I m. 50 fen., do A m eryki */a dolara.
Pojedyńczy zeszyt w K rak o w ie 5 centów , z przesyłką 7 et. = 14 fen.
Redaktor i Wydawca: Dr. Władysław Miłkowski.
REDAKCYJA i ADMJNISTRACYJA
w K S I Ę G A R N I K A T O L I C K I E J
^ Dra Władysława Miłkowskiego w Krakowie.
______ ■ ■ sJSjt
iuiiiifliiiiiiliiiiiii(iniiiiiiiiii(iiHiiiiiiiiiiiiiiiąi>iii(M iiiiiikrtiłiiiifiiiiiiR iiiiiiiuiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiliniiiiiiiiipi
f
SPIS RZECZY.
Cześć Przenajśw. S a k r a m e n tu ...225
Hymn kościelny na uroczystość św. Elżbiety . 234 Skąd w czasach obecnych zagrażają wielkie niebezpieczeństwa społeczeństwa chrześcijań skiemu ... ... . 235
Rozmowa duchowna (C. d.) . . . . . . . 246
Patron na lis to p a d ... ... ... 249
O d p u s t y ... . 252
Najnowsze pielgrzymki i zebrania katolików . 253 K ron iczk a ... . ... 259
Rofcmaitóśei . j . . . . . . <. . . . 283
Biblijografija . . . . . . . . , . . 285
N ekrologija . . . . . ...285
Odpowiedzi Administraeyi ... ... ...288 K a len d a rzy k ...
■ ■ -
V
o><- IK
- 225 -
CZEŚĆ PRZENAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU.
A d o ra c y ja za dusze w ie rnych zm a rłych.
Sm ętny ten miesiąc, który zwyczajem Kościoła katolickiego poświęcony jest wspo
m nieniu ukochanych zm arłych naszych, nie może być obojętnym _ dla braci naszej w tercyjarstw ie, które obowiązane jest pamię
tać szczególnie o zmarłych członkach za
konu swego. Iluż z nich, w ubiegłym roku świat te n ziemski opuściło! iluż czeka od nas dowodów tej miłości, jaka cechować po
w inna wszystkie serca chrześcijańskie, a szczególnie wszystkich synów i córki sera
fickiego zak o n u ! Niechże więe ten miesiąc ożywi w nas świata współczucie dla cier
piącej braci naszej w Czyścu. niech pobu
dzi do ofiarności, do pokuty, do m odlitw y,—
j
ile kto m o ż e ! A każdy niezawohnie może eóżkolwiek uczynić, choćby naw et był naj
biedniejszym , choćby złożonym chorobą, choćby w najuciążliwszej praey, choćby zam knięty w lochu w ięziennym !
ł 7 Y
--- ->&
Jednym z najmilszych dla pobożności w iern y c h , a najskuteczniejszych środków niesienia ulgi świętym duszom czyścowym, jest A doracyja Przenajświętszego Sakramentu.
W k ra ja c h , gdzie cześć Eucharystyi Naj
świętszej do większego już doszła rozwoju, bywają, bardzo uroczyste nabożenstwa przed w ystawionym Przenajśw iętszym Sakramen
tem, za cierpiące dusze w Czyścu.
Oprócz Mszy świętych, przed południem odprawianych, bywa wieczorem, w kościołach od św iatła jaśniejących, uroczyste błogosła- wieńswo Przenajświętszym Sakramentem, na które codziennie, przez miesiąc listopad, lud w ierny licznie się zbiera. W kościele księży Najświętszego Sakramentu w Brukseli ist
nieje, także za czyścowe dusze, tak zwany tydzień eucharystyczny, który przypada cztery razy do roku, a w którym z jałm użny wiernych, w tym celu ofiarowanej, całe na
bożeństwo w ciągu tego tygodnia, to je st:
wszystkie Msze święte, Adoracyje dzienne i nocne zakonników , zasługi odmawiania brewijarza, Komuije święte, błogosławień
stwa Przenajświętszego S akram entu, nie
przerwanie w ystaw ionego, światło nawet
i kwiaty tron eucharystyczny zdobiące,
wszystko to ofiarowane je st za cierpiące
dusze w Czyścu.
227
Gdy nie możemy, się zdobyć na podobne hojności] względem błogosławionych więź
niów czyścowych, starajm y się, przynaj
mniej w ciągu tego miesiąca, ich pamięci poświęconego, odwiedzać częściej, w ich imie
niu, Przenajświętszy Sakrament, i ofiarować, choćby raz na tydzień, godzinę, pół-godziny, albo kw adrans Adoracyi, ku czemu nastę
pujące krótkie rozmyślanie, przeplatane od
mawianiem Bóżańca, zbawiennie posłużyć może.
A d o ra c y ja N ajśw iętsze go S a k r a m e n t u , za dusze w C zy śc u cierpiące.
I. Uwielbiaj w Hostyi Najświętszej kry jącą się Boską świętość i sprawiedliwość Pana Jezusa. Przed Jego sądem teraz m nó
stwo dusz stanęło, a świętość ta, która nam tu na ziemi grzesznikom, choćby najwięk
szym, taki łatwy do siebie przystęp daje, te dusze błogosławione tak przeraża bla
skiem swoim, że się dobrowolnie rzucają w płomienie czyścowe, znieść, nie mo
gąc , ażeby przed tą świętością ukazały się zm azane, choćby najmniejszą skazą grzechową, której pokuta jeszcze nie starła.
A sprawiedliwość Pańska w Sakramencie
związana, i największych nąwet nie karząca
zbrodni, od świętych dusz czyścowych żą-
-
2 2 8
-<8f-£--- $► •(
l da wypłacenia długów do ostatniego sze
lążka! I one wielbią tę sprawiedliwość, jak wielbią świętość. Uznają, że słusznie ska
zane są na męki, nie narzekają nigdy, że kara zbyt wielka, zbyt długa, przystają na wszystko, i w pokorze najgłębszej same dobrowolnie rzucają się w ogień czyścowy, gdzie przekładają raczej tysiące lat katuszy, niż złączenie się z Bogiem w niebie, do
póki na sobie widzą najmniejszy cień pla
my, dopóki czują, że jeszcze nie uiściły się z długów swoich. Szlachetność w nich bez granic, bo samolubstwa już nie ma. W mi
łości zakończyły bieg życia ziemskiego, i przed słońcem tej doskonałej miłości Bo
skiej zupełnie już ustąpiły wszelkie mi
łości własnej cienie. O Jezu! ja także, łą
cząc się z n ie m i, chcę wielbić calem ży
ciem świętość i sprawiedliwość Twoję. Przyj
muję wszystko, cokolwiek bolesnego na mnie zesłać raczysz, aby tem cichem, po- kornem cierpieniem zadosyćuczynić spra
wiedliwości Twojej! Uniżam się przed Twoją świętością bez skazy, a hołd Jej oddając, pragnę i obiecuję nad tem pracować wy
trwale , aby coraz pilniej wystrzegać się grzechu, coraz odważniej starać się o po
stęp w cnotach chrześcijańskich i powoła
niu memu właściwych, aby tym sposobem, modlitwa moja za święte cierpiące dusze
1 t
- 229 -
--->■(
milszą była Tobie, a dla nich skuteczniej
szą.
II. T e m u , którego wielbisz w Hostyi Przenajświętszej dzięki składaj za istnienie Czyśca, gdzie tak dziwnie jaśnieje dobroć ii miłosierdzie Boskie! Cierpliwość Boska,, nieograniczona względem biednych grzeszni
ków na ziemi, przeciąga się jeszcze życiu w pozagrobowem, — tam się zamienia w miłosierdzie, jeszcze przebaczające, jeszcze stwarzające, środek ocalenia dusz od wiecz
nej zguby, a tym środkiem je st Czyściec.
Gdyby go nie było, któżby się dostał do nieba, gdzie nic zmazanego w nijśónie może!?
Dziękuj i za szczęśliwy stan dusz czyśco- wych. One cierp ią, to praw da, strasznie cierpią, ale już są błogosławione, święte, utwierdzone w łasce i miłości Bożój, pe
wne nieba, niezdolne grzeszyć, wolne od pokus, od wszystkich nędz ludzkich, które nam tak bardzo ciążą, na ziemskiem wy
gnaniu, i narażają nas ciągle na wieczną utratę B o g a ! Już one kochają Boga swego więcej, niż święci na ziemi, tak koniecznie, jak święci w niebie, a przez tę miłość są w cierpieniu nawet niewypowiedzianie szczę
śliwe, ciche, poddane, pokorne, w N aj
świętszej woli Boskiej, podobające sobie jedynie, a będące także miłym przedmiotem upodobania Bożego, co do Czyśca zlewa
i y
---
przedsmak niebieskiej rozkoszy. Dzięki skła
daj i za to, że ratowanie tych dusz błogo
sławionych P an Bóg powierzyć raczył nam, biednym , aby ich wdzięczność była nam wzajemnie ratunkiem , wśród nędzy wygna
nia ziemskiego, i kiedyś dla nas niebo o- tworzyła, jak my im otwieramy naszą du
chową pomocą tę siedzibę wiekuistego szczęścia. A tak obfite, ja k łatwe, jakże skuteczne środki Pan Bóg w ręce nasze złożył, dla ratowania dusz cierpiących ! Ciało Jego Najświętsze, Krew Przenajdrożs7.a, Je go wszystkie zasługi, Jego Boska oiiara, zasługi, modlitwy Matki Dziewicy, Aniołów świętych, to skarbiec nasz niewyczerpany, dla spłacania długów biednych więźniów czyścowych. O ! z jaką wdzięcznością wy
znawać nam trzeba, u stóp Najświętszego Sakram entu, że samem miłosierdziem jest Ten, który tam się kryje, że „obfite u Niego odkupienie. “
III. Święty przestrach powinien przeni
knąć na wspomnienie mąk czyścowych. To przedsionek piekła, gdzie dusze, oczyszczane są tym samym ogniem, jaki w piekle drę
czy potępieńców. To zbiór mąk wszystkich, na wskroś przenikających cierpiące dusze.
To udręczenie, wobec którego wszystkie na ziemi katusze są jakoby narysowany obra
zek cierpienia. To głód, pragnienie, gorączka
— 231 -
paląca, a zarazem lodowate zimno, i zebra
nie wszystkich dolegliwości, jakie myśl ludzka wyobrazić sobie może, spotęgowanych w sposób niepojęty dla rozumu naszego.
To wreszcie tęsknota za Bogiem, wszelką inną mękę przewyższająca, niczem nie uko
jona, nie ustająca ani na chwilę, nie prze
platana żadną rozrywką, nieugaszonym pło
mieniem paląca, dopóki dusze Boga nie uj
rzą, Boga nie posiądą na w ie k i! To, jed- nem słowem, cierpienie w uczuciu, w zmy
słach, we wszystkich władzach i skłonno
ściach duszy, w jedynym przedmiocie jej miłości, a obok tego niemoc zupełna przy
niesienia sobie ulgi najm niejszej, — oto Czyściec. A jeden dzień, owszem, jedna godzina męki, cięższa tam .jest, niż sto lat cierpienia na ziemi. Jakże więc pilnie trz e ba grzechu unikać, jak się pobudzać do pokuty i cierpliwości, jak w iernie używać przeniydroższych zasług Zbawiciela i wszyst
kich środków oczyszczania się na tym świe- cie, aby przebłagać sprawiedliwość Bożą, zanim dzień zdania rachunku nadejdzie, przerażający nawet dla św ięty ch !...
IV. Miłość twoja ku świętym duszom czyścowym, obowiązując cię jako przyka
zanie miłości bliźniego, chociażby się na
wet nie pobudzała kn temu skłonność wła
snego serca, miłość ta wymaga, aby, czem
' " ^
e--5
232
tylko możesz, nieść ulgę i pociechę tym duszom , tak strasznie cierpiącym , a tak bardzo godnym politowania i współczucia!
One są. tak miłe B o g u ! Ulgę im niosąc, pocieszasz niewymownie Boskie Serce Pana Jezusa, uweselasz Najświętszą Matkę miło
sierdzia, rozpromienasz nową radością niebo całe, a dla siebie zyskujesz obrońców i opie
kunów w Ojczyźnie wiecznej. Ich męka, ich niedola, ich niemoc ulżenia sobie, taka ciężka! One są jakoby Łazarz zbolały, zgło
dniały i łaknący okruszyn, które z naszych stołów spadają! One są jako paralityk nad _ sadzawką Betsaidy leżący, a nie mający człowieka, któryby wniósł go w poruszającą się za dotknięciem anielskiem i uzdrawia
jącą wodę. Tym człowiekiem ty być mo
żesz dla świętych paralityków czyścowych.
Ty możesz także sypać im okruszyny, któ
rych tak bardzo są głodne ! Pan Bóg, chcąc dla nich tej przysługi od ciebie, i w twóm ręku złożył potrzebne ku temu, a nieprze
brane skarby zasług Jezusa, Najświętszej Panny, świętych, twoje własne, choćby naj
mniejsze, a nabierające niepojętej wartości, jeśli je połączysz z Boską ofiarą Pana J e zusa w Eucharystyi Najświętszej. Korzy
staj ! Co dziś uczynisz tym duszom błogo
sławionym, wkrótce tobie uczynione będzie!
Przebiegnij tłumy tych cierpiących więźniów,
\ / ' * V/
i
— 283 -
---> m
A A
wybieraj, kogo chcesz, ale nie bądź ską
pym i leniwym. Co posiejesz na tej roli, zm arnowane nie zostanie — przyniesie, ci plon błogosławieństwa na dni wygnania ziem skiego, a żniwo zasług i chwały na żywot wieczny. Amen.
Pismo peryjodyczne: L a Orociata. wy
chodzące w T urynie dla tercyjarzów świę
tego 0 . Franciszka, zachęcając ich, aby żarliwością i bogobojnością życia starali się zadosyćuczynic Majestatowi Boskiemu i od
wracać od świata ciążące nad nim, dla mnóstwa zbrodni, chłosty Boże i publiczne klęski, poddaje także myśl, by tereyjarze nasi utworzyli pomiędzy sobą Ligę modli
twy za dusze w iernych zm arłych. P onie
waż zaś w naszych czasach, częściej niż kiedykolwiek bywało, zdarzają się sm utne katastrofy, w których wielu nieraz ludzi przez nagłą śm ierć ginie, skoro więc tereyjarze dowiedzą się o takim wypadku, niech za dusze tych nieszczęśliwych odmo wą przy
najmniej Psalm : Z głębokości i W ieczne od
poczywanie. Jeśli zaś mogą, niech za te same dusze ofiarują słuchanie Mszy świę
tej, Komuniją świętą i wszystkie odpusty, jakie w ciągu dnia zyskać potrafią. Do tego samego niech zachęcają innych, a ta po-
<
§>■<---S-s
r— 234
wszechna miłość chrześcijańska ku zmar
łym, dla żyjących pozyska błogosławieństwo Boże.
'H Y M N K O Ś C IE L N Y
n a u r o c z y s t o ś ć ś w . E l ż b i e t y , k r ó l e w n y w ę g i e r s k i e j
(11 listopada.)
Dziękuj, węgierska kraino, Za wielki dar Chrystusowy;
Niech pienia wdzięczności płyną Sercem, uczynkiem i słowy.
Elżbieta w świętość bogata, Ten Anioł rodzi się z ciebie;
Nikłą wielkością pomiata, Dąży do Królestwa w niebie.
Królewna cnotą nęcąca Przed Króla niebios oczyma, Wybranego wśród t.ysiąca Szuka, znacliodzi i trzyma.
Już teraz w Anielskiem gronie Pije szczęścia, ile żąda,
Nuci pieśń przy wiecznym tronie
I światło w świetle ogląda.
- 235 -
A Dziwią się Turyngów ludy,
Ze natura łamie prawo, I błyska wielkiemi cudy Za Elżbiety świętej sprawą.
Martwym wraca życie nowe, Dobry chód posiada chromy, Chore nagle wstają zdrowe,
Skąd w czasacl obecnych zagrażają wielkie niebezpieczeństwa społeczeństw u clirześcijaii-
sM em ii?
Zgromadzeni od 19-go lutego do 2-go marca r. b. w W iedniu arcybiskupi i bi
skupi austryjaccy, w liczbie trzydziestu trz e c h , wydali do wiernych dyjecezyj swo
ich zbiorowy list pastersk i: o niebezpie
czeństwach, zagrażających w obecnej chwili chrześcijańskiemu ustrojowi życia społecz
nego, i o środkach, jakiem i niebezpieczeń
stwa owe jedynie mogą być usunięte.
Z tego dokum entu szacownego podajemy za Przeglądem katolickim główniejsze ustępy-
Ślepym blask światła widomy.
~£3£3---
- 230 -
MJ---•>#
i
„Żyjemy, powiedziano w liście wyżej wzmiankowanym, w ciężkich, fatalnych czasach i bardzo nieszczęśliwie zdają się losy przyszłości układać. Jeżeli, w myśl upomnienia Pańskiego zwrócimy uwagę na „sn a k i czasu", |to te przedstawiają się nam w bardzo smutnem i przerażającem świetle.
Z pośród tych „znaków czasu" w pierw
szym rzędzie wymienić należy zbytnie rozsze
rzoną niewiarę. Jakże wiele niepoliczonyeh tysięcy znajduje się pomiędzy tymi, co są ochrzczeni w imię Zbawiciela świata, nawet między katolikami, którzy się z zasady, albo przynajmniej faktycznie odszczepili od chrze
ścijaństwa ! Jakże dla wielu hasłem stały się te słowa: „N ie chcemy, aby ten (Chry
stus) królował nad n a m i (Łuk. 19, 14).
Nietylko, że odrzucają „największą taje
mnicę wiecznej miłości t. j. człowieczeń
stwo Syna Bożego i dokonane przez Niego odkupienie, a konsekwentnie także powagę Kościoła, jako pośrednika dzieła odkupie
nia ; lecz zarazem niewiara czasów naszych, tak daleko już sięga, że nawet zaprzecza prawdy rozumu, jak: istnienia Boga. tego po- zaświatowego i nadświatowego Stwórcy i Pana, jak niemniej duchowości i nieśmier
telności duszy, a stąd także nie uznaje i wiecz
nej świętości i sprawiedliwości, oraz zapła-
Y ---£-ii)
237
®-<- A
ty w swiecie drugim. I taż niewiara, za
miast skryć się gdzieś nieśmiało w kryjów
kach, występuje z całą zuchwałością i py
chą publicznie, aby wyśmiać bluźnić i zwal
czać wszystko, co dotychczas ludziom było świętem.
Ze wszystkich dziedzin wydobywa „fał
szywie, tak zwana um iejętność" (Tim. 6, 20) broń, aby napadać na Chrystusa i Kościół.
Przeorywają ziem ię, aby dowody przeciw wierze wynaleść, jakoby chciano g ru n t jej z pod nóg u s u n ą ć ; badają świat gwiazd, jakoby chciano dach z domu z e b ra ć ; ze wszystkich stron wytężają siły, aby sztur
mem uderzyć na Kościół Boga żywego, w ten „filar i utwierdzenie prawdy* (1 Tim.
III., 15). Wszystkie siły jednoczą się, wszystko pracuje ra z e m : fałszywa um iejęt
ność, sztuka, prasa, aby wiarę zaczepić, a natomiast rozszerzyć niewiarę wszędzie, aż do najodleglejszej chaty.
Rozpaczliwy je st stan niewiary, i nad miarę opłakania godny los jej zwolenników i rzeczników. Bez B oga, bez Chrystusa, bez wyższej pociechy, bez nadziei żyją nie
dowiarkowie tu n ęd z n ie , a po za grobem spodziewać się mają surowego sądu. Gdyż
„kto nie w ierzy — mówi Jezus, Syn Boży,
co stał się człowiekiem — j u z osądzony
j e s t : iz nie w ierzy w im ię jednorodzonego
— 238 -
^ $--- S y n a Bosego. A ten je st sąd, ze światłość p rzy szła na św iat, a ludzie raczej m iło
wali ciemności, n iz światłość: bo h jły złe icli uczyn ki“ (Ew, św. Jan. III. 19, 19).
Stądto niewiara jest właśnie tem, eo Chry
stus P an w szczególniejszy sposób „grze
chem" nazywa (św. Ja n 15, 22, 2 4 ; lb', 8, 9 ) ...
N ie wiele lepszą od skończonej niewiary jest i: obojętność względem wiary, stawianie na równi wszystkich religij, czyli indyferen- tyzm religijny. W naszych, tak pod wzglę
dem wiary ubogich czasach, je st wielce we wszystkich stanach rozszerzone zapatrywa
nie, zwłaszcza wśród tak zwanych stanów ukształconych, że mało eo zależy na wie
rze religijnej i jej treści. Moralne zachowa
nie się — mówią — oto rzecz najgłów
niejsza. Jeżeli człowiek, w stosunku do bliźniego, jest uczciwym i życzliwym, jeżeli obowiązki swoje, jako obywatel państwa, wiernie wypełnia, natenczas nie chodzi już wcale o to, jakie są jego religijne prze
konania i zapatrywania. Czy on jest mniej lub więcej wierzącym, czy trzyma się tej lub owej religii, jest to rzecz zupełnie obo
jętna.
Co sądzić o tych zasadach, które podziś dzień w rozmowach, w dziennikach i książ
kach głośno i otwarcie jakby „na dachach"
Y
239 -
»«--- rozgłaszają? Czyż może być rzeczą obo
ję tn ą , w przedm iotach religijnych, t. j.
w sprawach, które dotyczą najwyższych i najważniejszych interesów ludzkości, mieć to lub owo przekonanie, do tej lub owej przyznawać się religii ? P an Bóg zsyła swego jednorodzonego Syna na świat, jako świa
tłość świata, jako jedynego Mistrza ludzko
ści, jako jej Odkupiciela i Zbawcę od grze
chu, nędzy i śmierci, jako założyciela Swego Kościoła, do prowadzenia dalej dzieła od
kupienia — a czyż wobec tego ma być obojętnem, czy się przyjmuje naukę tego Bożego Zesłańca, albo nie, czy się bierze udział w tem odkupieniu, lu b , czy się ulega Jego Kościołowi, albo czy Mu się od
mawia wiary i posłuszeństw a?
Czyż taki indyferentyzm nie je st pogardą religii Jezusa C hrystusa, krzyczącą nie
wdzięcznością dla Odkupiciela? Tak je s t:
obojętność względem każdej religii i sta
wianie na rów ni wszystkich religij zawiera już w gruncie rzeczy samą niewiarę w so
bie. Albo czyż to nie jest niewiarą już, jeżeli cię Bóg łaskawie przytulił do Jezusa Chrystusa, do Jego świętego katolickiego Kościoła, ty zaś utrzymujesz : „nie, wszyst
kie religije są sobie rów ne?" Kto śmie twierdzić, że błąd i prawda rów ną mają wartość? Indyferentyzm sprzeciwia się zdro-
ł *
240 -
m < --- ■ --- ---
A A
werau rozumowi, jeżeli się tylko jeszcze
jjakę prawdę uznaje, albo też, przechodząc do negacyi wszystkich i każdej religii, staje się nagą niewiarą.
Moralne postępowanie —• mówią — jest rzeczą najgłówniejszą. W iele atoli zależy na te m : co się rozumie przez postępo
wanie m oralne? Jeżeli podciąga się pod pojęcie: „m oralność8 to wszystko, co reli- gija chrześcijańska, co Kościół pod tem rozumie i czego wymaga, to w tym razie prawdziwa moralność nie może Kwitnąć bez wiary i po za nią. Budynek moralności może być postawionym tylko na fundam en
cie wiary. W iara zaś — tak naucza Ko
ściół — je st początkiem , jest fundam entem i korzeniem sprawiedliwości. (Conc. Trid.
sess. 6, c. 7). Spraw iedliw y z w iary ży wię (Bzym. I., 17). W iara bowiem stawia nietylko wymagania, ale daje także potrzebną siłę i nadprzyrodzoną łaskę do cnotliwego postępowania. Bez wiary, nie ma moralność żadnej podstawy i żadnego trwałego uza sadnienia.
Oczywista, jeżeli moralność sprowadza się jedynie do szczupłej miary pewnej przy
zwoitości, jeżeli się pod nią nic więcej nie rozumie, jak tylko uprzejmość w obej
ściu i uczucie sprawiedliwości względem bliźniego i przyzwoite zachowanie się w
V ---— v
— 241 — o-S-
A
*>\«
A I oezaeh świata, albo jedynie takie tylko za- I chowanie się, któreby nie wchodziło w ko- I lizy.ją z prawem państwowem — to tego rodzaju sposób postępowania, bardzo z re
sztą daleki od prawdziwej moralności, jest
! prawdziwie i bez wiary możliwy; wszelako mieć on może tylko miejsce u ludzi o do
brem usposobieniu i wychowaniu, w szczę- śliwem położeniu i stosunkach. Lecz jakże ta szczupła m iara moralności wyglądać bę
dzie, gdyż jej wspomnionych braknie wa
runków, albo gdy na człowieka uderzy burza pokus, jeżeli nędza ubóstwo i nieszczęście wtargną, gdy już sam rzut oka na bogatych i szczęśliwych zaostrzy nam iętność nienaw i
ści i zazdrości ? Jakże długo będzie mo
gła siła moralna człowieka stawiać im opór, bez podstawy w iary? Czas, doświadczenie, codzienny widok dają niezaprzeczalną odpo
wiedź na to pytanie. Spojrzyjcie tylko na na pewne, pozbawione wiary, warstwy na
szego społeczeństw a! Co u nich za brutal- stwo, co za nieznającą wędzidła swawola i zdziczenie ? Ba, naw et zgnilizna m oralna wzięła górę w tych klasach ludności! W i
dzimy to na własne oczy, że człowiek bez religii i wiary przekracza, bez bojaźni, wszel
kie sz ra n k i; dla niego nie ma już nie wię
cej świętego, nie szanuje ani czci, ani do
bra ani życia, bliźniego, a nawet swego
vv '
242
życia w łasnego! Dynamit i naftę uważa za broń dozwoloną, aby to wszystko, co ist
nieje, do góry nogami przewrócić. Patrz
cież, oto jest „moralne postępowanie“ czło
wieka bez religii i w ia ry !
Z tą, skarconą tu, niewiarą, i z tą osła
bioną wiarą zostaje w nieszczęśliwem po
łączeniu, wielka liczba złego i przykrych objawów czasów obecnych, które, z jednej strony, jako skutki niewiary i obojętności w rzeczach wiary uważać należy, a które także z drugiej strony są przyczyną, że wiara coraz więcej słabnie i gaśnie.
Pomiędzy teini „znakami czasu“ uwydat
nia się następnie bardzo znacząco powszech
nie dziś panujący tak zwany materyjalizm, praktyczny to je s t: ta zasada światowa, na mocy której człowiek, do szczęścia tyl
ko tu na ziemi dążący, w tym krótkim przeciągu czasu, jaki mu od kolebki do grobu w ym ierzony, zadowolnić się stara popęd, jak gdyby po śmierci nie miał się niczego spodziewać, ani obawiać. Ten zmysł ziemski biegnie tylko za pożądliwością ciała, pożądliwością oczu i pychą żywota (I. Jan, II.. 16).
Człowiek zmysłowy nie pożąda tu ni
czego in n e g o , jak tylko posiadania, bły
szczenia i używania. W gruncie rzeczy uży
wanie to, o ile być może, największe uży-
1 i
— 243 —
)rś--- -§H«
i i
wanie życia, je st najwyższym, je st ostatnim i jedynym celem, do którego dąży. Stąd to polowanie i ubieganie się za używaniem i rozkoszami aż do zbytku posuwającego się granic grzechu, w dziedzinie rzeczy pozwolonych, a także, z przełamaniem wszyst
kich szranek w tejże dziedzinie, i kończą
cego się na zaspokojeniu żądz wszystkich, nie oglądającem się na nic. W parze z tą chucią używania, idzie żądza druga, doma
gająca się prędkich i obfitych środków do do zaspokojenia pożądań zmysłowych, czy to środkami godziwómi, czy niegodziwemi.
Jako konieczny skutek tejże żądzy uży
wania szerzy się w naszych czasach zby
tek, taki, o jakim przed kilku jeszcze dzie
siątkami lat żadnego nie miano pojęcia. Aby sobie wszystko to, co zmysłom pochlebia, przysposobić, nie żałuje się wydatków ani kosztów, choćby na dnie wyraźnie widocz- nem było widmo zupełnego zubożenia.
S łow em : to co dawni epikurejczycy w czasach starożytnych tylko tu i owdzie w ypow iadali: „ Pójdźcież tedy, a używ ajm y dóbr niniejszych, a za żyw a jm y rzeczy stwo
rzonych prędko, ja ko iv młodości. Chodźmy iv wieńcach różanych, p ó k i nic uw iędną;
żadna łą k a niech nie będzie, letórejby nie m ia ła przejść rozpustność nasza" (Ks. m^dr.
II., 6, 8), to dziś stało się hasłem czasów
- 244 - :--- ---
naszych. — O tem, według naszego sposobu mówienia, takby powiedzieć należało: „Sta-- rajm y się z rozkoszy tego świata tyle uło*
wić, ile tylko jest możebnem. Zrzekamy si«
po śmierci nieba, tu na ziemi raj sobie stwórzmy".
Jakże opłakania godnym, jakże brzemieiv nym w sm utne następstwa jest błąd taki l Co to za niepoznanie prawdziwego przeznacz®' n ia człow ieka! Głosi się dziś tyle o „go' dności człowieka" i o „godnym człowieka bycie". Nigdy nie powtarzano tych słów tak często, jak dzisiaj, a przecież może je- szcze nigdy prawdziwej godności człowieka nie szanowano mniej, jak obecnie. Albo, czyż można bardziej poniżać godność ludz
ką, jak gdy się skazuje człowieka, przecząc jego wyższemu przeznaczeniu, jedynie tylko na używanie znikomych tego życia ziem
skiego rozkoszy, jak gdyby on życie swoje kończyć miał tak, jak zwierzę. To zapa
trywanie jest koniecznym niewiary skutkiem.
Ten zaś scharakteryzowany właśnie pra
ktyczny materyjalizm je st przyczyną nie
wiary. Dotychczas wierzący, musi w tej atmo
sferze rozkoszy zmysłów i chciwości wcze
śniej lub później stracić wiarę swoje. Tylko życie z wiary jest pewną twierdzą wiary.
Innym płodem naszego ubogiego w wiarę i po ziemsku usposobionego wieku jest za-
L --- ~ > I
— 245 —
® -< -
A
niedbanie przez Chrystusa Pana ustanowio
nych środków łaski i uświęcenia. Łatwo to pojąć, że ten, co cel swój wieczny z oka stracił, uważa także ta, niepotrzebne i śro
dki, prowadzące do tego celu. P an Bóg w młosierdziu swem otoczył życie na
sze siedmiu Sakram entam i, jakby siedmio- ram iennym strum ieniom łask. W e wszyst
kich czasach życia naszego ziemskiego, od kolebki aż do grobu, zapewnił nam odpo
wiednie środki łaski. U stanow ił następnie, jako pam iątkę i pom nik śmierci swojej, Najświętszą Ofiarę Mszy świętej. Polecił nam wreszcie modlitwę, a mianowicie usta
wiczną (Luk. 18, 1), jako szczególnie sku
teczny środek do postępu w życiu duchowem.
Lecz jakże wielka liczba katolików zanie
dbuje tych wszystkich zarządzeń Pańskich, unika ich i pogardza n ie m i! Jakże bardzo tyczy się to zwłaszcza Sakramentów świę
tych! Jakże mało tak ich , coby prawdzi
wie rozumieli ducha Mszy św ię te j! Jakże bardzo znikł duch modlitwy z serc i z domów chrześcijańskich! A tak bez użycia środków łaski, bez praktyki religii musi ży
cie wiary więdnąć, a wreszcie i uschnąć.
Ludzie tego rodzaju, jeżeli nie są jeszcze niewiernym i, muszą stać się nim i koniecz
nie . . . . (D o k. nast.)
®r<~ X V
246
r
Rozmowa
Ojca Krescentego, K ap ucyna z Janem, s to larzem, o trzecim zakonie świętego Ojca
F ra n c isz k a Serafickiego.
(C iąg dalszy. P atrz N r. 4 „ E c h a “ z r. b).
Ja n . Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus !
Ojciec Krescenty. Na wieki wieków.
Amen. No jakże,kochany Janie, możemy już dzisiaj pomówić o Szkaplerzu zakonnym,
czy też chcesz się o co innego zapytać ? Ja n . Nie, nie mam już żadnych innych pytań, tylko chcę uważnie słuchać tego, co mi Ojciec będzie mówił o Szkaplerzu tercyjarskim.
Ojciec Krescenty. Najpierw opowiem Ci, kochany Janie, niektóre szczegóły o poiv- staniu SzTcaplerza zakonnego; mam nadzie
ję bowiem. że to wzbudzi w Tobie szczególny szacunek dla tej sukienki i że zawsze będziesz ją nosił i z wielkim duchowym pożytkiem.
Nasz święty Ojciec seraficki niezmiernie kochał ubóstwo, poniżenie i świętą pokorę.
Nic więc dziwnego, że starał się także
wpoić w swe dzieci — członków swych
—
247 —
HS---^
wszystkich trzech świętych zakonów — owo niezm ierne a głębokie zamiłowanie tych cnót. Z tego powodu w ybrał na odzienie (zakonne) dla swych trzech zakonów nędz
n ą szatę, którą za Jego czasów nosiła naj
niższa warstwa ludu. P ierw si tercyjarze ubierali się przed i po profesyi praw do
podobnie tak samo, jak wówczas się nosili ludzie niezamożni, z tą różnicą tylko, iż się opasywali paskiem pokutnym.
J a n . Jakżeż atoli ubierali się ludzie zna
komici i możni, którzy wtedy należeli tak licznie do trzeciego zakonu?
Ojciec K rescenty. Otóż to właśnie chcia
łem Ci powiedzieć. Zdarzało się bardzo często, że znakomici ludzie, wstępując do trzeciego zakonu składali swe kosztowne szaty, a kazali sobie robić ubranie zakonne według miary i kroju takiego, jak wszyscy członkowie zakonu nosili, a co oni także czynili prawie zawsze po przyjęciu do za
konu. Gdy zaś w ciągu czasu kształt su
kien się zmieniał, zatrzymano raz obraną formę szat zakonnych nietylko po klaszto
rach, ale wielu także tercyjarzów, żyjących na świecie, nosiło odzienie szare lub bru
natne, spadające im aż do stóp, przepasane paskiem pokutnym. Wiadomem jest, że tak się n o s ili: święty Ludwik, król, błogosła
wiony Tom asucyjusz, Krzysztof Kolumb,
---
i
248
®K~ A A
który odkryj Amerykę, wielki poeta Dante, święta Elżbieta Turyngska i wielu innych.
J a n . Ale jak powstał z tego zakonnego ubrania nasz Szkaplerz ?
Ojciec Krescenty. Miej trochę cierpliwo
ści, kochany Janie, a zaraz to usłyszysz.
Członkowie trzeciego zakonu mieli żyć na świecie, pozostać na swych stanowiskach, na jakich przedtem zostawali. Za czasów świę
tego Franciszka wyżej wspomniany rodzaj ubrania nie odbijał od innych, chyba u bo
gatych, którzy właśnie tem stwierdzali, że są tercyjarzami. Ze zmianą jednak mody ubrania, byłoby w sposób uderzający w oczy wpadało, gdyby ludzie świeccy chodzili w ubraniu zakonnem ; co więcej, dla wielu stałoby się powodem wystąpienia z zakonu.
Zgodnie więc zupełnie z duchem trzeciego zakonu, z uwagi na zmienione okoliczności, pozwolono tercyjarzom zatrzymać tylko m a
łą czastlię z ich dawnego brunatnego lub popielatego odzienia, i to w kształcie szka- plerza czyli szaty, okrywającej barki (sea- p id a po łacinie łopatka, część piec) a nad
to pozwolono im go nosić pod zwierz
chnią oiziezą. Materyja i barwa szkaple- rza była zazwyczaj zastosowaną do odzieży członków pierwszego zakonu, którzy kiero
wali trzecim zakonem. Wielu papieżów pochwaliło wyraźnie ten powoli powstający
-X #
- 249 -
f * ---
' /i’
zwyczaj i tak pow stał w XV. i XVI. wie
ku do dziś dnia używany szkaplerz zakon
ny. Otóż nasz szkaplerz zakonny powstał z pierwotnego ubioru tercyjarzów i napo
m ina nas, byśmy, im podobni, starali się ustaw icznie ćwiczyć w pokorze i unikać wszelkiego zbytku w ubraniu. N astępnym razem zastanowimy się, kochany Janie, nad pytaniem : ja k w inien fojć zrobionym szka- p le rs za ko n n y, ażeby odpowiadał duchowi świętemu założyciela i aby członkowie mo
gli zyskiwać odpusty, uczestniczyć i w in
nych łaskach i przywilejach zakonu w ży
ciu i przy śmierci.
N iech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Ja n . Na wieki wieków. Amen.
(D alszy cią g nastąpi).
Patron na listopad:
Ż y w o t b ło g o sła w io n e g o Rajneryjusza, z Fabryjano, k a p ła na p ie rw sze go zakonu św . F ra n c is z k a b raci m niejszych O b se rw a n
tów. Ż y ł o k o ło ro ku P a ń sk ie g o 1268.
Błogosławiony Bajneryjusz urodził się w Państw ie kościeluem we W łoszech, z ro
dziców uczciwych i pobożnych. Od młodo-
U -
250 -
f ~ ■X#
A ści wychowany w bojaźni Bożej i wyćwi
czony w naukach, przyjął stan duchow ny;
a gdy skończył seminaryjum i został ka
płanem, dla skromnych obyczajów, nauki i pobożności, był uczyniony plebanem ko
ścioła miejsca zwanego Civitas (nieopodal od Fabryjano). Tam Rajneryjusz wiódł ży
cie wzorowe, przy trudnych powinnościach dobrego pasterza owiec parafii, swojemu do
zorowi poruczonych. Pościł często całe dni, żadnego nie biorąc posiłku; większą część nocy trawił na modlitwie i bogomyślności;
dawał jałm użny ubogim, wspomagał biedne wdowy i sieroty opuszczone, szczupłemi swemi dochodam i; nawiedzał chorych, opa
tryw ał ich świętemi Sakramentami, nauczał ich drogi zbawiennej, przysposabiając do szczęśliwej wieczności, i grzebał umarłych, bez wynagrodzenia za trudy.
Takiemi więc uczynkami, zasługującemi na niebo, tak uświęcił dom sw ó j, iż ten stał się godnym przyjęcia świętego gościa, jakim był Franciszek Bernardoni. Gdy bo
wiem ten seraficki Ojciec, zwiedzając owe I strony, szedł z klasztoru, zwanego Pustynią (Eremitorium), będącego na podgórzu Ape
ninów i wstąpił do mieszkania bł. Rajnery-
jusza, przyjął go Rajneryjusz tak miło i
uprzejm ie, iż seraficki Ojciec powziął ku
niemu wielką przyjaźń. T a m , mieszkając
w<~ Y
- 251 -
u niego, Franciszek święty zbliżył się do Rajneryjusza po kilkakroć, i odkrywał taj
niki swojego sumienia w spowiedzi sa
kram entalnej : a dnia pewnego, po spo
wiedzi, klęcząc przed nim na kolanach, upew niał g o , iż m iał być bratem m niej
szym, i że tak ścisłej przyjaźni między niemi nie ro ze rw ą: ani sposób życia, ani żadne ziemskie przeszkody. I tak się stało, jak prorokow ał sługa B o sk i: albowiem Rąj- neryjusz, skoro tylko posłyszał o sławie wielkich cudów przyjaciela swego F ra n ciszka, i zaliczeniu go w poczet świętych, natychm iast opuścił owo probostwo, i roz
dawszy wszystko, co miał, na ubogich, wstą
pił do tegoż zakonu Braci Mniejszych, i do reguły Ojca świętego Franeiszka obyczaje swe najświęciej przystosował.
Ucieszony więc pobożny kapłan z no
wego zakonnego sta n u , z nieopisaną g o rli
wością jął się surowości ży c ia; na golem ciele nosił ostrą w łosiennicę, dyscyplino
wał się często, sypiał krótko i to na go
łej ziemi, a zamiast poduszki, kam ień kładł pod głowę. Pokora jego była tak wielka, iż spełniał nawet najniższe klasztorne po
winności. Ubóstwo tak wysoce poważał, iż nigdy nic własnego mieć nió chciał, oprócz habitu i spodniego pokrycia. Czystość, aż do szczęśliwej śmierci, zachował nieskalana.
* ‘ I
--- >m
Przez trzydzieści lat w zakonie, święte i chwalebne prowadził życie, wsławiony wiel- kiemi od Boga cudami. Nakoniec starością na siłach zwątlony, i wycieńczony ostrą pokutą, zachorował śm iertelnie, a czując się coraz słabszym, z przykładną poboż
nością przyjął Sakram enta kościelne, i w obecności zgromadzonych Braci, zeszedł ze świata w Fabryjano, w roku 1268. Ciało jego uroczyście przy wielkiem zebraniu ludu, złożone w kaplicy kościoła Braci M niej
szych Konwentuałów, aż dotąd tam spo
czywa i odbiera cześć błogosławionych.
#■€---M ?
O dpusty zupełne,
nadane wiecznemi czasy, w kościołach Braci Mniejszych św. O. Franciszka.
listop ad.
12 listopada św. Dydaka, wyznawcy.
19 „ św. Elżbiety, królowej węgier
skiej, wdowy.
28 listopada św. Jakóba z Marchii, wyzn 29 „ W szystkich Świętych trzech
zakonów św. 0. Franciszka.
V
— 253 —
m < ---
N A J N O W S Z E
pielgrzym ki i zebrania katolików .
W ostatnich miesiącach odbyto w E u ro pie kilka pielgrzymek i kongresów katolic
kich, które ze wszech m iar zasługują na wspomnienie.
1° M onte Bcrico jest miejscowością po nad Yicenzą. z kościołem słynnym cudami.
T am to, w dniu 6 wr/,eśnia, udało się 80.000 pielgrzymów, a liczba ta na drugi dzień wzrosła do 50.000. W tym też dniu od
byto kongres katolików włoskich, w któ
rym wzięto udział co najm niej 1500 człon
ków. Rozpoczął posiedzenie przemową kar
dynał Agortini, patryjarcha wenecki, a po nim przem awiał komandor Yenturoli, prze
wodniczący kom itetu kongresów na tę oko
licę. Zdano spraw ę z postępu prac kato
lickich w dyjecezyjach: weneckiej, Yicenza, Chioggia, Treviso. Po kilku inńych mowach, przyjętych z zapałem zakończył posiedzenie przemową ksiądz Callegasi, biskup padewski.
Dnia 8 września był trzeci i ostatni dzień pielgrzym ki; pomimo deszczu odwiedziło w tym dniu M onte Berico 100.000 poboż
nych, a kardynał-patryjarcha wenecki od-
ł to>«---
prawił sumę i powiedział kazanie, które wycisnęło łzy wszystkim obecnym.
Einsiedeln, miejsce wsławione kościo
łem i cudami Najświętszej Parmy Maryi, obrane zostało na miejsce kongresu kato
lików szwajcarskich.
Zebrała się tu ogromna liczba katolików, których powitał członek rady narodowej Benziger, imieniem księcia Opata, władz kantonalnych i powiatowych, imieniem ludu szwajcarskiego i sekcyi miejscowej stowa
rzyszenia kongresów. Mówca wyłożył cel i program stowarzyszenia zwanego Piusve- rein. Stowarzyszenie to ma za cel praco
wać dla chwały Bożej; każdy członek obo
wiązany je st sprawować się przykładnie, bronić praw Kościoła, a we wszystkiem stosować się do jego nauk i przepisów.
W dniach sm utnych doświadczeń członko
wie stowarzyszenia znajdują w niem środki zachęty, nauki i pociechy. Piusverein zaj
muje się urządzaniem miiyj w k raju ; czu
wa nad wychowaniem młodzieży, i wyko
nywa dzieła miłosierdzia i użytku publicz
nego. Zajmuje się także kwestyjami spo- łecznemi, a stowarzyszenia robotników ka
tolickich są jego owocem. Mówca zakończył przemówieniem o miłości ojczyzny, i za
znaczył, że obecne zebranie je st zarazem pielgrzymką, a tu wykazał zalety świętyeh
i 'i'
(§*<“ - x § A pielgrzymek, w których odznaczają się szcze
gólniej kantony: F ryburg i Valais.
3o W e F ryburgu, w Szwajcaryi, od 9 do 13 września odbywał się czwarty kongres stowarzyszeń eucharystycznych pod prezy- dencyją biskupa Lozanny i Gienewy. F ry burg przygotował się odpowiednio na przy
jęcie zacnych gości. Szwajcarscy biskupią Lachat, Fiala, Rampa, Ja rd in ie i Bagnond byli obecni; przybył także biskup z Caglian, na wyspie Sardynii. Ojciec św. przysłał, jako swego reprezentanta, O. Tymoteusza Rug- gieri’ego. Benedyktyna z Monte Cassino.
Z F rancyi przybyło wielu uczestników, mię
dzy którem i był dawny deputowany Lucy- jan Brun, kilku opatów i wielu duchow
nych. Miasto ustrojone było w łuki tryjum - falne, sztandary i girlandy, a na placach powznoszono ołtarze do procesyi, w której uczestniczyli wszyscy duchowni. Oddział fry- burgski P iusvereinu wydał do swych człon
ków gorącą odezwę, w której pisze: „Człon
kowie P iu sy erein u ! wy jesteście wybraną cząstką ludu naszeg o ; przybywajcie z wa- szemi sztandaram i, aby tworzyć orszak J e zusowi Chrystusowi, a cudzoziemcom, któ
rzy tu się zgromadzą, dać rzadki w naszych czasach obraz ludu głęboko wierzącego".
4° K ongres katolicki zebrany w M ona- sterse przewyższył wszystkie, jakie dotąd
V
256
A w Niemczech zgromadzone widziano. Ze
brały się tam, między innem i, następujące korporacyje k atolickie: Katolicka szlachta niem iecka; kawalerowie maltańcy w West
falii zam ieszkali; kółko katolicko-prawno- polityczno-społeczne; kółko dobrobytu ro
botników ; stowarzyszenia: palestyńskie, św.
Kafała, św. Wincentego a Paulo, studentów katolickich; kółko djrjecezyjalne św. Cecy
lii i wiele innych. Za danym znakiem otworzono kongres wystawą dzieł sztuki religijnej, w dawnym kościele dominikań
skim. Wieczorem miała miejsce uroczystość otwarcia pośród tysiąca chorągwi, ilumina- cyj, a niezmierne tłum y ludu towarzyszyły temu. Miasto przedstawiało widok czarujący, przejmujący radością każde serce katolickie.
O godzinie 5 rozpoczęło się posiedzenie, pod prezydencyją pana Liebera. Wśród hucznych oklasków zebranej publiczności weszli do s a li: miejscowy biskup ks. Ber
nard Jan Briekmann, M onsignor Craraer, biskup sufragan Marty, biskup tytularny Tyberyjady. Prezydujący w pięknej prze
mowie wykazał, że celem kongresów kato
lickich jest obudzić i wzmocnić wiarę, jako największe dobro cywilizacyi ludzkiej. „Dwie sprawy, rzeki energicznie baron Schorle- mer Alst, zajmują przedewszystkiem kon
g r e s : stałość i jedność w wierze: żadna
Y
257 -
--- --- >-m
I potęga ziemska nie zdoła skruszyć tych A
uczuć, które stanowią siłę naszę. Użyto wszelkich środków, aby nas oderwać od Ko
ścioła: zlóżmyż tu , wobec całych N ie
miec, przysięgę, że pragniem y tym sil
niej połączyć się, wytrwali w naszej wierze i zjednoczeni w sercu z Leonem X III., panem serc naszych. W iecznie złączeni z E zy m ein ! — Oto nasz program, oto sztan
dar, który pragniem y nieść silnie i wysoko".
Znakomity naczelnik centrum parlam entar
nego, W indhorst, w mowie swej zawołał:
„Panowie, rzućmy raz jeszcze wzrok na W atykan, w stronę czcigodnego starca, któ
ry dwa razy nas pobłogosławił. Obiecujemy stać silnie przy Nim w życiu i przy śmierci, jakiekolwiekby trudności stawiano Kościo
łowi i świętej osobie Jego naczelnika".
Kongres ten, między innem i, przyjął na
stępujące rezolucyje w kwestyi sp o łeczn ej:
1) Zgromadzenie oświadcza, że je st obo
wiązkiem każdego zwierzchnika dozwolić robotnikom spoczynku niedzielnego, uświę
conego przez religiją, 2) Zgromadzenie wzywa zwierzników i robotników do zachowania niedzieli, co musi ułatwić każdemu chrze
ścijaninowi spełnienie obowiązków religij
ny ch ; przyczynić się do dobrobytu rodzin i wypoczynku ciała i um ysłu, tak potrze
bnego do rozwoju przemysłu narodowego.
Y 8 Y
® -< --- ---
- 258 -
--->•#
Ą A
3) Zgromadzenie oświadcza, że jak robo
tnicy słabi mają doznawać szczególnej opie
ki , tak dla robotników zdrowych prawo powinno ograniczyć zbytnią długość pracy dziennej, co tak zgubnie wpływa na zdro
wie i na życie rodzinne0.
5° Z Lourdes donoszą do dziennika l'U nivers: Dnia 21 sierpnia, w pierwszym dniu pielgrzymki, osobne pociągi kolei że
laznej przywiozły 10.000 pielgrzymów. Bi
skupi z Oranu i z Agen, tudzież pewien opat z A ustryi błogosławili przybyłych przy wejściu do groty. W śród pątników było 800 ch o ry c h ; z tych czternastu uzdrowio
nych zostało, a pięć uzdrowień cudownysh stwierdzili lekarze. Dnia 8 września na
pływ pielgrzymów był także bardzo wielki:
a między łaskami, otrzymanemi za wsta- wiennictem Najświętszój Maryi Panny, opo
wiadają co następuje: „Pewien dziesięcio
letni szwajcar, mieszkający niepodal gra
nicy bawarskiej, był głuchoniem ym od uro
dzenia. Eodzice dali mu jednak według swej możności wychowanie, tak, że umiał pisać. Usłyszawszy o cudach w Lourdes, głuchoniem y napierał się koniecznie iść do tego miejsca cudownego. Eodzice, jakkol
wiek ludzie pobożni, opierali się żądaniu syna, ten więc w ybrał się sam w drogę.
Z kijem w ręku, z tabliczką na piersiach
— 259 —
A >
na której było w y p isa n e: „głuchoniemy, idę do Lourdes, pokażcie m i drogę", prze
biegał daleką drogę, nocując, gdzie przy
padek a raczej Opatrzność wskazywały mu miejsce. Nareszcie dnia 8 września przybył do Lourdes z kijem w ręku, obuwiem za- kurzonem i odzieniem w szm aty podartem.
Napiwszy się wody, um ył się w źródle i wmieszał się między tłum , który, już to klęcząc, już leżąc krzyżem, odmawiał wspól
nie modlitwy. Lud zebrany zaczął śpie
wać pieśń, używaną w L o u rd e s: A ve M a ria. Nagle, przy jednej strofie, głuchy za
czyna rozumieć a niem y wraz z innómi odpowiada: A ve M aria. Został uzdrowiony—
a w ten sposób Pan Bóg wynagrodził wia
rę chrześcijańskiego młodzieńca.
Kroniczka.
11 III. 1 . S z p ita l ch o le r y cz n y , zb u d o w a n y w R z y m ie z p o le ce n ia i kosztem O jc a św ., zo sta ł o b ecn ie u k o ń cz o n y ; b u d o w a k o s zto w a ła m ilijo n lir ó w . Z a k ła d ten zn ajd u je się p o b liżu W a ty k a n u i k o ś cio ła św ięteg o P io tr a , o b o k k o ś cio ła św iętćj M a rty i m o
że p om ieścić do 200 ch o ry c h . U rzą d zen ie szp itala o d p o w ia d a n ajn o w szym w y m agan io m h y g ie n y . K a ż d y św ić żo p r z y b y ły p acyjen t p ro w ad z o n y jest do o szk lo n e g o m atow ćm i szyb am i p ok oju , g d z ie zd e j
m ują zeń ub ran ie, które w rzu ca ją do k a n ału desyn-
V J/
- 260 -
f e k c y jn e g o ; następnie elaw otorem h y d rau licz n y m p acyjen t w raz z p o słu g aczem unosi się na je d n o z w y żs zy ch p iętr cz te ro p ię tro w e g o b u d y n k u . Zam iast o g ó ln y ch sal szp ita ln y c h , na każd em p iętrze zn a j
duje się p ew n a lic zb a d o b rze p rzew ietrzan ych p o k o jó w n a jed n ę o s o b ę ; k a ż d y z p o k o jó w posiada o d d zieln ą rurę do w p ro w a d zan ia p ary i g o rącćj w od y;
na każdćm piętrze zn ajd u je się urządzon y z kon fortem p ok ój k ą p ie lo w y . D la lć c z e n ia p acyjen ta, k tó ry p rze
s ze d ł w stan m artw o ty, s łu ż y h erm etyczn ie za m k n ię ty k lo sz szk lan n y , do k tórego w p ro w a d zać m ożna parę, i w tym celu zn ajd u je się w b u d yn ku m a ch i
n a parow a o sile 40-stu k o n i. K a p lic a szp ita ln a sty k a się bezp ośred n io z m ieszkaniam i k a n o n ik ó w , łą cz ą cćm i się z za krystyją k o ścio ła św ięteg o P io tr a , tak , iż g d y O jc ie c ś w ię ty zapragn ie o d w ie d zić c h o rych lu b u n ich o d p ra w ić M szę św ., potrzebu je z W a ty k an u przejść ty lk o przez K o ś c i ó ł św ię te g o P io tr a . N a żelazn y ch kratach lazaretu um ieszczon o n ap is :
M u n ificen tia Leoiiis X I I I .
2 . Z W a ty k a n u d onosi P o lit. Corr.: O statniem i dniam i została w y staw io n ą na m ałym p la c y k u — p rzy legającym do w a ty k ań sk ich o g ro d ów , zw an ym „co rtjle d e lla P ig n a “ w ie lk a k o lu m n a z afr y k a ń sk ie g o m ar
m uru, d la u w ieczn ien ia pam ięci p ićrw sze g o e ku m e
n iczn ego soboru w W a ty k a n ie . N a szc zy cie k o lu m n y stoi statua św ięteg o P io tr a , a p ied estał o zd o b io n o p łasko rzeźb am i z b ro n zu , przed staw iającym i rozm aite scen y soboru. U staw ien ie ko lu m n y o d b y ło się pod k ierow n ictw em arch itekta ap o sto lskich p a ła có w , M a- n u ci’ego. P a m iątk o w y słu p , sięgający w y so k o ści 25 m etrów , gó ru je nad dacham i W a ty k a n u i w id o c z nym jest zdała. P ić rw o tn e m iejsce na w y staw ien ie tćj p am iątki obrane b y ło na g ó rze M ontario, ja k o na m iejscu śm ierci m eczeńskićj św ięteg o P io tra.
; L --- ---
261
#->*■
$
A