• Nie Znaleziono Wyników

Echo Trzeciego Zakonu Św. o. Franciszka. R. 3, nr 1 (1885)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Echo Trzeciego Zakonu Św. o. Franciszka. R. 3, nr 1 (1885)"

Copied!
68
0
0

Pełen tekst

(1)

i p f f t p • f f e $ y ; i i - . . . : . 1

|P> Rok III. Upiec 1885, Nr

3 T R Z E C I E G O Z A K O N U j

Ś w . o . F r a n c i s z k a .

,i w zeszytach ni i M T ffz iie : i U s iłu je f f iS u ijf r w. KLrakowie 50 centÓM^-^’^

•z przesyłką do jAustryji -65 centów, i ^Niemiec I m. 50 fęn„ do^meryki1:^ dolara.

1 1 / j J ^ f e j ^ y | | KLHIęowię 5 ^c^ńtow. • t ryZrpróifey^Ką 7

11 redaktor i Wydawca: Dr. Władysław Miłkowski.

REDAKCYJA i AlSMlNtSTRACYJA w K S I Ę G A R N I K A T O L I C K I E J

§ tg>'- D ra W ład y sław a M ilko w skiego w K rakow ie. /<&}

l ' ^ : V ri :• ; • '-■ r ; _

^!l1t|l4!łlUI<ilVllll!!llilllllłll!l.1ll1lllllt<!lllilUllilHIMII!IUii:|niUllllJlininillllllll|illHIUIIII1^ill|ll|i(llll>!fi|'

(2)

SPIS' R Z E C Z Y .

Od redaktora i wydawcy , ; . - Sajśw. Serce Pana Jezusa i Zakon seraficki i

^ześc Przenajświętszego Sakramentu {C. d.) . Obrazki- Polaków i Polśk zakonu ś.‘ Ojca Franr

ciszka - ... . . . . '.j j: Żywej; św. Franciszka z Assyżu (0. d ) . Oliusta ś; W eroniki i P, P. Franciszkanki z Hu*

erta AJioęinte •. . . . . ■.

Pasek św. Franciszka . . . . • • Z życia sw Franciszka z Assyżu: -Wifk, przez

A. E. Odyftca. . . . , ' r --- Patronka na lipiec, przez ks. H. J .; . ■ Odpusty zupełne 5 . . . . | ' . . . •

Kroniczka . i . . . . - V

Biblijografija . , .. '•> v - N ekrologija. .. :

Ofiary . ' . y

Kalendarzyk ; . < . . . . . .

\t 4

(3)

Niecli będzie podwalony Jezus Ciirystas!

Mam zaszczyt zawiadomić szanownych czytelników „ E cha", le z poszytem bielą-:

cym obejmują redakcyją naszego pisemka., które tu od lat dwóch wydają.

Jako były współredaktor„Przeglądu ka­

tolickiegowarszaivskiego (przez lat piąć), pracowałem i pracują na polu literatury religijnej', mam wiąc nadzieją, le przy po­

mocy Bolej i grona kapłanów dobrej woli, którzy przyrzekli mnie wspierać współpraco- wnictwem i światłemi wskazówkami, podo­

łam zadaniu nietylko utrzymania, lecz i ulepszenia, tego pisma.

Prosząc o łaskawe poparcie usiłowań moich, ju l to dostarczaniem mi prac lite­

rackich, ju l przez rozszerzanie pisemka, do­

noszą, Łe cenaprznumeracyjna na ro czn ik trzeci, poczynający sią obecnie, pozostaje tal sama, a mianowicie ca ło ro czn ie:

w K r a k o w ie...50 cent.

z przesyłką w całej Austryi 65 cent.

z przesyłką do Niemiec 1 m.50fen.

Kaldy poszyt, jak dotąd, bądzie zaopa­

trzony w im p r im a tu r Najprzew. Ks.

Biskupa.

Redaktor i wydawca:

2 )s. j i ( . ^ lV ia d \jita w <3 \ZA,ikowski.

V

•< * --- > 4

(4)

N ajśw . Serce P an a Jezusa

i Zakon Seraficki.

Treeci rok istnienia sw ego rozpoczyna z tym m iesiącem nasze „Echo Trzeciego Z a ­ konu“, — niechże jego pierw sze kartki p o ­ św ięcone będą Boskiem u Sercu Zbawiciela, by z tej krynicy łask w szelkich błogosła­

w ieństwo i nam aszczenie sp łyn ęło na to pisemko, i dopomogło mu osiągnąć, cel za­

m ierzony: chw ałę Bożą i zachętę dla na­

szych braci w tercyjarstw ie do w iernego spełnienia sw ego posłannictw a wśród świata, to jest do mężnej walki z bezbożnością i. ze w szy stk iem , co bunt podnosi przeciwko królowaniu łaski i m iłości Pana N aszego Jezusa Chrystusa.

Jeźli w szelkie dobro, jakie spełnia się w kościele Bożym , źródło swoje ma w Bo- skiem Sercu Jezusa, je śli w tem Sercu Naj- św iętszem zrodził się K ościół cały, słusz­

nie w ięc pow iedzieć można, że i cały Za­

kon seraficki, z w szystkiem i gałęziam i swerai, a w ięc i tercyjarstwem, w tem Boskiem Ser­

cu począł się, z N iego tóż bierze wzrost i trwałość swoję, a jako „seraficki*, to je s t : pałający m iłości duchem, musi mieć, i ma rzeczyw iście bardzo ścisły zw iązek z Naj- V---f --- •>*§

(5)

św iętszem S ercem P a n a Jezusa, k tó re całe je s t m iłością. Dla tego też p rzy p o m in am y naszem u b ra te rstw u tercy jarsk iem u , że po­

św ięcone je s t B oskiem u S ercu Jezusa, przez ak t uro czy sty w yrzeczony przez N ajprzew . 0 . E g id y ju sz a z K o rto n y b. g ie n e ra ła za­

konu K apucynów , d n ia 6 stycznia roku 1874.

A kt te n załączam y w p rzek ład zie polskim , nadm ieniając, że takow y w w ielu zagranicz­

nych klasztorach naszego zakonu odm a­

w iany byw a w każdy pierw szy p ią te k m ie ­ siąca, p rzed b ło g o sław ień stw em N ajśw ięt­

szego S ak ram en tu w te d n i udzielanem , a zakonne osoby w sam em odm aw ianiu tego a k tu w yrażając ponow ienie ślubów św ię ty c h , o trzy m u ją 7 la t i tyleż kw adra- g ie n odpustu.

Akt poświęcenia Boskiemu Sercu Pana Jezusa w Przenajśw. Sakramencie całego

Zakonu serafickiego.

(co oznaczone cudzysłowem , mówić mogą tylko osoby zakonne).

Oto p rzed T o b ą korzę się, Boskie Serce Je z u s a m ego, rzeczyw iście obecne w P rz e - najśw . S a k ram en cie O łtarza, gdzie otaczają C iebie n iebieskie ch ó ry Serafinów i ,C heru- b in ó w , n ie u s ta n n ie śp iew ając: „ Ś w ięty ! Ś w ię ty ! Ś w ię ty ! “ i uznąjac, o J e z u ! w Y---" Y

---—— ---* — ---

(6)

# < -

A A

Tobie Stw órcę 'sw ego, który ich w ieczną u w ielb ił chw alą. Z nim się łącząc, w ielbię Cię i błogosław ię, jako O dkupiciela i Ojca mojego, jako O blubieńca mej duszy, któ rą odkupiłeś ceną przenajdroższą K rw i Twojej.

Boże, niezm ierzonej dobroci! czem że je s t człowiek, abyś Ty o nim od wieków m y ­ śleć ra c z y ł? D la niego, o P a n ie ! tro n nie­

bios opuściłeś, zstępując n a ziem ię, aby tu się w yniszczyć i nędzę ludzkości wziąć na s ie b ie ! D la niego poddałeś się ostatecz­

nem u poh ań b ien iu i w szystkim zelżywo- ściom od ludzi, którzy Ci zadali m ęki naj sroższe, i na Tw em Ciele N ajświętszem nie zostaw ili żadnego m iejsca bez r a n y ! Dla człow ieka w reszcie, Tyś raczy ł stać się po­

słu szn y m aż do śm ierci krzyżowej. I to w szystko n ie starczyło Ci je s z c z e : Twe Ser­

ce najtkliw sze, najgorętszą płonące m iło­

ścią skłoniło Cię, abyś, przed śm iercią, zo­

sta w ił nam nieustający i przenajdroższy zakład m iłości. R aczyłeś ukryć się pod przy­

m iotam i ch leb a i w ina, aby stać się pokar­

m em i napojem naszym , dając nam Swe Ciało, Swoję K rew , duszę i Bóstwo, i zo­

stając z ludźm i w S akram encie N ajśw ., aż do skończenia ś w ia ta !

Serce nieskończenie św ięte Je z u s a mego!

podziw i uw ielbienie ogarnia m n ie , gdy m yślą p rzechodzę n iezm iern e, niew ym ow ne

-> #

(7)

5

---

Ą, A

cuda, ja k ie sp e łn iłe ś w ty m celu je d y n y m , aby u m iło w a n y m być ode m nie, n a jm n ie j­

szej dla sie b ie sam ego n ie szukając w tem korzyści, lecz chcąc tylko, abym Cię uko­

chał, ja k od C iebie u k o ch an y jestem . J e d ­ nakże tej m iłości Twojej tylko obojętnością, c h ło d e m , niew dzięcznością odpow iadałem dotąd !. . . P rz e n ik n io n y w ięc żalem n a j­

w yższym za w szystkie niegodziw ości i s p r z e ­ n ie w ie rz a n ia się serca m e g o , pokornie proszę Cię o przebaczenie, z m ocną wolą, aby już serce to i w szystkie jego żądze, p ra g n ie n ia , uczucia całkow icie ofiarować Tobie. A le błagam Cię, Je z u m ó j ! stw órz w e m n ie serce nowe, i w ołam z królem - p rorokiem : „Cor niundum crea in me, D e u s '“

P ra g n ę m ieć serce, ile być może w nędzy m ojej, g o d n e Ciebie, k tó reb y całe ju ż i na zaw sze zachow ało się Tw ojem , serce now e, o derw ane od w szystkiego, co się Tobie nie podoba, w olne od w ięzów m iłości w łasnej, a T w oją m iłością na zaw sze rozpalone, se r­

ce pokorne, p o słuszne, w iern e przyrzecze­

niom sw oim — „i św iętym (uroczystym )

„trzem ślubom zakonnym posłuszeństw a, u-

„bóstw a i czystości. P o n aw iam je Tobie, o

„S erce N ajśw . Jezusa! z m ocnem postanow ie­

n i e m zachow ania ich w ie rn ie do ostatniego

„ tc h n ie n ia życia m ego. Związany tem i trze-

„ m a ślubam i, ja k Ty, o J e z u ! dla m iłości V

(8)

- 6 -

-•>*§

A A

„mojej trzem a gw oździam i do krzyża byłeś

„przybity," składam Ci w łasn e moje seree na ofiarę, pośw ięcam je zu p ełn ie Boskiemu S ercu T w em u z całym św. 0 . Franciszka zakonem , k tó ry Twej litości najusilniej po­

lecam. W e d łu g obietnicy, ja k ą uczyniłeś słu d ze T w em u św. F ran ciszk o w i, że ten zakon zachow asz, dopóki syny duchowne serafickiego Ojca, św iętem i J e g o ślubami iść będą, zachow aj go, dobry J e z u ! Bzuć na zakon nasz w ejrzenie łaskaw e, a w spie­

raj Go Tw ą p raw icą w szech m o cn ą! Pole­

cam (Ji rów nież K ościół św. katolicki, Oblu­

bienicę T w oję u kochaną i najw yższą Ko­

ścioła G łow ę Tw ego w idzialnego zastępu na ziem i, błagając, abyś tak Kościołowi, jak o też J e g o P asterzo w i najw yższem u przy­

śp ieszy ł g odzinę try ju m fu , i chw ały, która i dla Ciebie, Jezu , Boże nasz i P an ie bę­

dzie godziną uw ielbienia i ch w ały zupełnej tu na ziem i i w w ieczności. A tnen.

CZEŚĆ PRZENAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU.

(Ci;\g dalszy. Patrz Nr. II „ E c h a “ z r. b).

Od chw ili, gdy pożegnał elegancki świat paryski, i z m arną jego ch w ałą w ziął roz­

0 nocnćj atloracyi.

v V

(9)

- 7 -

--- ---

b ra t z u p e łn y , H e rm a n n zam ien ił daw ne sa­

lo n o w e w izyty n a odw iedzanie kościołów , gdzie P rz e n a jśw . S a a k ra m e n t uroczyście by­

w ał w y staw ian y . P ew n eg o w ie c z o ra , gdy po skończonem nabożeństw ie m o d lił się jeszcze w cichej kaplicy K arm elitanek, dano m u znak w yjścia z kościoła, którego drzw i zam ykać m iano. H e rm a n n spojrzał na Ołtarz.

P rz e n a jśw . S a k ra m e n t pozostaw ał w ystaw io­

ny, kilka pań spokojnie klęczało na m odli­

tw ie ; zdziw iony więc, że m u w yjść każą, zap y ta ł się, czem u zostają te p a n ie ? O dpo­

w iedziano m u, że noc m ają przepędzić u stóp N ajśw . S a k ra m e n tu , gdyż były to p ierw sze tow arzyszki M atki M aryi Teresy D ubouche, fu n d ato rk i zakonnic R eparato- rek , których k ongregacyja zaw iązyw ała się ju ż w tedy, d la w y n ag rad zan ia bluźnierstw Im ie n ia Bożego i zniew ag, w yrządzanych N ajśw . S ak ram en to w i. H e rm a n n n ie c h ę tn ie i ze św iętą zazdrością o p u ścił p rzy b y tek P a ń s k i: „One m o g ą , czem uż jab y m n ie m ógł ? “ pom yślał sobie, i serce jego roz- p ło n ęło p ra g n ie n ie m naśladow ania p rzy k ład u ty ch kilku słab y ch niew iast. Przy pierw ­ szej w ięc zdarzonej sposobności podzie­

lił się tą myśl?), i prag n ien iem sw ojem z księdzem D e la Bouilłcrie, podów czas ofł- cy jałem paryskim , z gorącego nabożeństw a ku P rzen ajśw . S akram entow i pow szechnie

(10)

*4---

A i

znanym , k tó ry ju ż był poprzednio zawiązał m ałe stow arzyszenie A doracyi Nocnej w dom u o d p raw ian ej, przez członków płci obojej, rozb ierający ch pom iędzy sobą wszyst­

k ie n ocne godziny w ciągu miesiąca i raz w m iesiąc odbyw ając g odzinę takiej ado­

racyi w dom u, przenosząc się tylko duchem i zam iarem do stóp N ajśw . S akram entu *).

Ksiądz De la Bouillerie nietylko przyjął c h ę tn ie m yśl przez H e rm a n n a podaną, ieez niezw łocznie s ta ł się jeg o najgorliwszym w sp ó łp ra c o w n ik ie m , t a k , iż w krótce, za staran ie m ty ch dw óch m iłośników Prze- n ajśw . S a k ra m e n tu , zeb rało się kółko, zło­

żone z 23 ludzi dobrej w o li, którzy na pierw sze posied zen ie brackie zeszli się w sk ro m n ej izd eb c e H e rm an n a, przysposabia­

jącego się, ju ż p raco w item i pokutneni ży­

ciem do sta n u zakonnego.

T a pierw sza sesyja, na której określono cel stow arzyszenia, b y ła jak o b y rzuceniem

*) Tego rodzaju adoracyją usiłow ał zaprowa­

dzić w W arszaw ie od roku 1860 znany z gorli­

wości czcigodny O. Honorat, kapucyn. Jak dalece Jego świętym zamiarom, B ó g pobłogosław ić raczył?

Nie w iem y, ale ufać możemy , że te uwieńczone zostały w nabożeństwie do Przenajśw. Sakramentu, jakićm odznacza się pobożne zgromadzenie, które pod duchownym kierunkiem tego sługi Bożego wzrosło i rozwinęło się w kraju naszym.

X ,

(11)

— 9 —

--- •>'?' gorczyczilego ziarnka N ocnej A doracyi, dziś już jak rozłożyste drzew o rozgałęzionej po w szystkich stro n ach św iata, i coraz bardziej w zrastającej, w m iarę ja k w zrasta bezboż­

n ość i g w ałty św iętokradzców , rzucających się n a P rzen ajśw . S akram ent przez nocne rab o w an ie kościołów, tak częste w naszych czasach, ja k nigdy nie bywało.

T en pierw szy zaw iązek stow arzysze­

nia tak p ięknego, tyle chw aty mającego przynieść K ościołowi Bożemu, z kogóż się s k ła d a ł? Oprócz księdza B e la Bouillerie, H e rm a n n a i dw óch oficerów m arynarki, kryjących sta ra n n ie znakom itość rodu i zna­

czenia, stow arzyszenie całe złożone było w tej pierw szej chw ili z kilku najniższej sfery u rzęd n ik ó w , słu g i rzem ieślników pokornych.

Ci więc, wziąwszy się w Im ię Boże do dzieła, zaczęli swoję A doracyję N ocną w śród podo b n y ch okoliczności, ja k n iegdyś zaczęła b y ła w S to licy św iętej, w chw ili dla Ko­

ścioła bardzo bolesnej, gdy Pius IX ., u cho­

dząc z R zym u przed w rogiem , sch ro n ić się m usiał do G aety. P ierw szą te noc, 6 gru d n ia, ro k u 1848 odpraw iono w kościele Ń ąjśw . P a n n y Z w ycięskiej, przy ołtarzu :: słynącym cudam i N iepokalanego S erca Ma­

ryi. Noc, ta p ełn a duchow ej pociechy, o któ sk rej chyba tylko słow am i św. A u g u sty n a

pow iedziećby m o ż n a : „Ba m ihi amantem,

(12)

10

§KŚ--- --- ~>i»

A . i

et sentit, ąuocl dico . . . Daj m i kochającego, a on zrozum ie, co mówię, “ b y ła najlepszą, n ajdzielniejszą zachętą dla poczynających adoratorów , k tó ry ch liczba w krótkim czasie tak się zw iększyła, że ju ż nie jedna, ale cztery do pięciu nocy, każdego m iesiąca pośw ięcać m ogli czuw aniu i m odlitw ie u stóp O łtarza, a głó w n e siedl sko swoje wy­

brali w kaplicy księży M arystów.

Kozwijało się to dzieło Boże w spokoju i w radości św iętej, lecz i dla niego przyjść m u siała g o d zin a dośw iadczenia, ta „próba m i ł o ś c i przez k tó rą wszystko, co C hrystu­

sow e, przechodzić m usi na tym świecie.

R ok jeszcze nie u p ły n ą ł od pierwszego za­

w iązku stow arzyszenia, gdy t y c h , których uw ażano jak o najsilniejszą jego podporę, na­

gle zabraknąć m iało. K siądz De la Bouille- rie z pow odu niebezpiecznej choroby usu­

nąć się m usiał. — H e rm a n n opuścił Paryż, aby u dać się do Rzym u, sk ąd pow rót m isi go zaprow adzić na św iętą puszczę Karmelu.

In n i członkow ie rozjechali się także: w szyst­

ko zostało bez k iero w n ictw a żadnego; tylko je d e n ksiądz Des Genettes, pro b o szcz ko­

ścioła N ajśw . P a n n y Zw ycięskiej, ile mógł, rozbudzał w ytrw ałość w pozostałej garstce adoratorów , k tó ry m n a w e t w ładza ducho­

wna, przez ro ztro p n o ść, nie m o g ła sprzyjać otw arcie, i nie dow ierzała, aby stą d mogło

--- X

(13)

- 11 -

# - § --- H$~®

A _ A

pow stać coś trw ałego, tak dalece, że dzieło to św ięte zdaw ało się być skazanem n a roz­

w iązanie, a ta k i sta n ciężkiej pró b y trw ał blisko dw a lata.

II. Dźwignięcie i dalszy rozwój. — Affilija- cyja do zakonu W. W. 0.0 . Kapucynów.

Zaraz w pierw szym sw oim początku Ado- racy ja N o cn a pary sk a dała hasło do zaw ią­

zania ta k ic h sam ych stow arzyszeń po in ­ n y c h w ielkich m iastach F ra n c y i, a m iano­

w icie w Tours, skąd je d e n żarliw y członek, p a n d' Outremonł, późniejszy biskup Man- seński, przybyw szy do P aryża w końcu roku 1 8 5 1 , zajął się gorąco rozbudzeniem sty ­ gnącego d u c h a we w spółbraciach swoich, lecz tyle n ap o tk ał trudności, takie szczupłe grono znalazł, że gdy chciano obchodzić rocznicę zaw iązku stow arzyszenia, zaledwie dziew ięciu członków zebrało się, aby noc czuw ania przebyć n a adoracyi w kościele N ajśw . P a n n y Zw ycięskiej. G arstka tych w iern y ch czcicieli P rzenajśw . S akram entu postanow iła noc tę całą pośw ięcić wybla- ganiu tej łaski, ażeby A doracyja N ocna po­

m iędzy niem i z letargu sw ego powstać mo­

g ła. M odlili się gorąco, zadali pew no gw ałt N iepokalanem u Sercu M aryi, gdyż od tej

(14)

12

§ *«-

A -M&

chw ili zm ieniła się postać rzeczy, a Matka N ajśw iętsza, której opiece A doracyja Nocna w in n a była sw e narodzenie, uprosiła jej w sk rzeszenie i nową życia obfitość.

OBRAZKI POLAKÓW I POLEK

zakonu świętego Ojca Franciszka, w obcych krajach pobożnością i świątobliwością życia

swego wstawionych.

Świątobliwy ksiądz Jan Dębiński, pierwszy z Polaków Kapucyn, zmarty w Szwajcaryi

w Konstancyj r. 1632, d. 7 stycznia.

P ow szechnie je s t zn an ą prześliczna i ar­

ty sty czn ie w y konana ry c in a w ielkich roz­

m iarów , przedstaw iająca razem wszystkich św iętych i bło g o sław io n y ch Polakó?/. N a tej ry cin ie um ieszczony je s t także i ksiądz Ka pucyn. J e s t to w łaśnie ksiądz J a n Dębiński, pierw szy z Polaków — K apucyn.

W klasztorze także 0 . 0 . K apucynów w K rakow ie, w chórze, n ade d rzw iam i do ko-

(Ciąg dalszy nastąpi).

III

(15)

ł

| ścioła je s t bardzo daw ny niew ielki olejny [ obrazek tegoż ks. J a n a D ębińskiego, a nadto [ i w refek tarzu togoż k laszto ru znajduje się w ielki jego obraz, n ied aw n em i czasy odno­

w iony kosztem D ęb iń sk ich .

W iadom ość o ks. J a n ie D ębińskim podał Hirotheus Gontlueniinus, p ro w in cy jał pro w in - cyj n ad reń sk iej 0 . 0 . K apucynów w dziele:

Prorincia Bhenana F r. M . Capucinorum, in 4° Moguntiae 1 7 3 5 . Stąd czerpali i in n i p i­

szący o ks. Ja n ie D ę b iń sk im , co pow tórzo- n e m zostało w d z ie le : Matlca świętych Pol­

ska, pod d n iem 31 g ru d n ia.

K s. J a n pochodził ze znakom itej i sta ro ­ ży tn ej ro d zin y D ębińskich h e rb u Rawicz, k tó ra p oczątek swój w yw odzi od W arsyju- sza, kasztelana krakow skiego, k tó ra w ydała w ielu znakom itych ludzi, w sław io n y ch w hi- sto ry i polskiej trad y cy jn ą pobożnością, bo­

h ate rsk ą w aleczn o ścią, m iłością Ojczyzny, ofiarą. Ojciec ks. J a n a W ale n ty D ęb iń sk i b y ł kanclerzem w ielkim k o ro n n y m i n a stę ­ p n ie kasztelanem krakow skim , pochow any w k ated rze krakow skiej w kaplicy św. Ja n a C hrzciciela, zw anej kaplicą Grota, gdzie się znajduje podziś dzień w sp an iały jego p om nik m arm u ro w y .

J e d e n z tejże rodziny Wojciech Dębiński, C horąży O św ięcim ski b y ł fu n d ato rem ko­

ścioła i k laszto ru K apucynów w K rakow ie,

ty V

— 13 —

---

(16)

jak o też kaplicy L o reta ń sk iej, i autorem dzielą:

Philomela Rosariana, canens mysteria Rosarii B . M . Virg., dru k o w an eg o r. 1710 w Kra­

kow ie *).

K s. J a n nie m ia ł w praw dzie zrazu za­

m iaru p o św ięcen ia się w yłącznie Bogu na służbę, jakkolw iek z n an y b y ł z wielkiej swej p o b ożności, a n a w e t i z cudu, który się stal sn ad ź za jego p r z y c z y n ą , gdy kara boża d o tk n ę ła je d n e g o krzyw oprzysięzeę w chwili, g d y fałszyw ie w obec niego, jako sędziego, przysięgał. N aw et b y ł już zaręczony i po­

sło w a ł n a sejm , i b y ł staro stą Lubomskim;

tow arzysząc atoli je d n e m u z książąt polskich za g ra n ic ę w M edyjolanie zapoznał się bli­

żej ze św. K arolem B orom euszem , Arcy­

b isk u p em i w p ły w em tego św iętego pobu­

dzony, o p u śc ił w szystko i narzeczoną i wiel­

kości św iata, ja k ic h jak o sy n kanclerza i ka­

sz te la n a krakow skiego ła c n o m ógł był do stąpić, i za pow odem tego św iętego, u któ­

rego się spow iadał, w stąp ił w B ryksyi r. 1575 do zakonu 0 . 0 . K apucynów . B ył to pierw­

szy z Polaków w tym zakonie, o 100 lat w stąp ien iem sw oim u p rzedzając w prowadze­

nie tego zakonu do Polski. Zakon Kapucy- - 14 —

--- “H|

V

*) Ojciec, matka i siostra sławnego dowódzcy w W ęgrzech gienerała Dębińskiego pochowani są w grobach kościoła krakowskiego O. O. Kapucynów.

(17)

- 15 —

py<$--- ---

/j\ A

nó w , jak k o lw iek je d e n z n a jsu ro w sz y c h za­

konów , z te m w szystkiem , zaraz po u sta ­ now ieniu, w ielu książąt i m o żnych tego św iata w stępow ało do niego, ja k o to : ksiąze Este, p anujący w M odenie, sły n n y książę Joyeuse, lesiąże Barberini i in n i w ysokiego ro d u znakom itości. G dy ks. J a n D ębiński w stępow ał do 0 . O. K apucynów , zakon ten , chociaż niedaw no, bo dopiero 1528 p o tw ie r­

dzony przez P ap ieża K lem ensa V II., ju ż w ielkie m iał znaczenie i w ziętość u lu d u i n ieocenione oddał b y ł ju ż zasługi K ościo­

łow i. Sam o przez K apucynów u stan o w ien ie czerdziesto-godzinnego nabożeństwa ro k u 1 5 3 5 , p o p a rte sk u teczn ie n a stę p n ie przez sp rz y ­ jająceg o im św. K arola B orom eusza, n a wieki dla n ic h będzie po m n ik iem chw ały. N a stę ­ pnie M isyje ich w B ra zylii, Kongo, B aw aryi, Grecyi, Syryi, Egipcie i w Tybecie, g d zie byli n aw et szczęśliw si od Jezu itó w , ja k m ów i E ncykl. kościelna i g d zie dla zn ak o m iteg o ich m isyjonarza O. Horacego della Pcnna, Dalaj - lam a w sam ej L issie n a d a ł b y ł hos- picium , — słow em gorliw ość ich, pobożność, a nad ew szy stk o n ie z ró w n a n a ich pokora i w spółczucie dla ludzi je d n a ła im w sz y st­

kie sta n y i sprow adzała do ich zak o n u tak w ielką liczbę, że w końcu m ieli 64 pro- w in cy je i 3 4 .0 5 9 zakonników . I nietylko n a po lu w y łączn ie relig ijn y m , K a p u c y n i

ty V

§ •< --- .--- •

(18)

---

A A

w pływ swój w yw ierali. W ładzca całego św iata ów czesnego — Byszelie, ja k powiada Cantu, m ia ł n ad sobą, pana w osobie kapu­

cyna Jó zefa , ze znakom itego rodu Temblay, któ reg o zw ano, dla szarego h abitu, „burą E m in en cyją “, i który przez Riszeliego kie­

row ał w szystkióm i spraw am i europejskiemi.

W sp o m in am y o te m w naw iasie dlatego, żeby się kom u nie zdaw ało, że syn kaszte­

lan a krakow skiego w stęp u jąc do tego za­

konu, zro b ił z siebie w ielkie poświęcenie i uczynił zaszczyt zakonowi. O puszczał wpraw­

dzie zaszczyty św iata, ale za to wstępując do tak znakom itego zg rom adzenia — okry­

w ał się jed n o cz eśn ie ch w ałą jego i mógł m ieć jeszcze obszerniejsze, niżeli pozostając n a św iecie, pole do jeszcze wznioślejszych i w iększych czynów. Jak o ż n ie w tem jego g łów na zasługa i s ła w a , że opu­

szczał godności i dostatki, że g ard z ił przy­

jem nościam i ułu d n em i św iata, lecz wr tem, że, zostaw szy kapucynem — b y ł dobrym ka­

pucynem i p rzyczynił się niem ało do pod­

n iesien ia tego zasłużonego Kościołowi za­

konu. N ie dosyć bowiem, że we wszystkiem , dla w szystkich był w zorem , przez najści­

ślejsze w ykonyw anie najsurow szych przepi- pisów, lecz jeszcze zasłużył się Kościołowi i zakonowi przez to, że w ykształcił i wy­

chow ał św iętego m ęczennika — św. F ide-

i \

Kś---

(19)

— 17

lisa de Sinm aringen. Sam zaczerpnąw szy d u ­ c h a Bożego od św. K arola Borom eusza, n ie zak o p ał w ziem i talen tu , lecz oddał z n a d d a tk ie m . Uczeń świętego i nauczyciel świętego m ęczen n ika !! — Sam n ad to dozna­

w ał szczególniejszych ła sk bożych i w iele stało się za życia i po śm ierci jego cudów , przez jeg o przy czy n ę zd ziałan y ch . K sięga św ię ta : M a tk a świętych Polska przytacza, a n a w iz e ru n k u jeg o podpis kończy się sło ­ w am i, że życie zakończył in magna sancti- tatis fam a — w w ielkiej św iątobliw ości s ła ­ wie, w Konstancyi, w Szwajcaryi 1682 roku 7 stycznia — z kolei będąc w zakonie le­

k to rem , g w ard y jan em , kustoszem i defini­

to rem — przeżyw szy w zakonie 57 lat, i do­

żyw szy sędziw ego w ie k u , co w rodzinie D ę b iń sk ic h nieraz się z d a rz a ło : jakoż stryj je g o Jęd rzej Dębiński, sędzia ziem ski Sando- m irsk i, dożył b y ł 120 lat.

P ię ć d z ie sią t te siedm lat w zakonie p rz e ­ żył szczęśliw ie i spokojnie, ciesząc się czer- stw em z d ro w iem ; pod koniec atoli życia n iew ym ow ne p o n o sił cierpienia. T ak . był zbolały, że n ie m ógł ani leżeć, an i siedzieć, tylko klęcząc n a podnóżku, całe d n ie i noce w ciągłej m odlitw ie, bez żadnego użalania się, p rzep ęd zał, ow szem , ciągle w zdychając i w ychw alając Ojca N iebieskiego, polecając się M atce Bożej i dziękując za pow ołanie

Y V

#hS--- 3 - #

(20)

18

do zakonu. K iedy zaś zbliżyła się ostatnia chw ila po przyjęciu o statn ich Sakram entów z n iew ysłow ionem rozrzew nieniem , został pocieszony w idzeniem tego, który mu drogę do n ie b a w skazał — św. Karola Boromeusza.

M atka świętych Polska tem i słowy za­

kończa je g o ż y w o t: „Gdy Wielebnego J a m śmierć rozgłosiła się po mieście, i sam Biskup i lud niezliczony zeszedł na jego pogrzćb, wszyscy go świętym ogłaszali i jego się odda­

w ali modlitwom, a P an Bóg ich zdanie utwier­

dzić raczył róznem i cudami, urzędownie zapi- sanemi, które osobno w obszernem opisaniu życia tego sługi Boskiego sa, wyrażone.

E d w a rd z Sulgostowa.

---Ś3E2---

Ż Y W O T

świętego Franciszka z Assyżu, wyznawcy założyciela serafickiego zakonu.

(Ciąg dalszy. Patrz Nr. 8 „ E c h a u z r . b.).

Zaczęło to niepokoić jego rodziców . J e ­ dnakże, w ielki posiadając m ajątek, nie chcieli sprzeciw iać się synow i i ograniczać jego rozchodów . Zarzucano im czasem skąpstw o, lecz zarzu t te n zu p ełn ie je s t niesłu szn y , bo bardzo hojnie dostarczali zaw sze p o trzeb n y ch

(21)

— 19 —

m<--- m i

a A

m u p ien ięd zy i bronili go n aw et p rzed są­

siad am i, którzy dziw iąc się takiej ro zrzu ­ tn o ści, robili u w agę, że F ra n c isz e k książęce życie prow adzi. Jeg o m atka odzyw ała się w te d y : „M ów icie, że sy n nasz żyje jak b y jak i książę, to p ra w d a ; ale bądźcie cierpli- w em i, a p rz y jd z ie dzień, że będzie żyć ży ciem dzieci B o ży ch ". Z jakiegoż n a tc h n ie ­ nia p ły n ę ły te tak śm iałe jej słow a ? Może je dyktow ała m iłość m atki, ufającej, mimo w szystkiego, duszy sw ego syna, a m oże też w spom nienie tej p rzep o w ied n i, k tó rą w dzień jeg o ch rztu u sły szała z u s t n iezn a n eg o czło­

w ieka.

T ym czasem F ra n c isz e k b y ł coraz więcej pró żn y m zabaw om i płochym u ciec h o m od­

danym . W idzieliśm y go p rz e d ch w ilą w śród g w a rn y c h św iatow ych ro z ry w e k : n iem n iej w szakże usposobiony b y ł do odczuw ania p rzyjem ości, ja k ie w iększej ciszy i sam o­

tn o ści w ym agają. M iasteczko A ssyż jest jak b y zaw ieszone n a p o c h y ło ś c i A p en in . Z jego tarasó w w idać rozległą dolinę U m b ry i, zw ier­

ciad łam i w ód błyszczącą, b u k ietam i drzew oliw nych p rzy stro jo n ą i w ysokiem i opasaną góram i. P ięk n y te n w idok i p rzyciąga i przy ­ kuw a oczy. P raw ie wszędzie, a szczególniej m oże w e W łoszech, ci, co zam ieszkują te u p rzyw ilejow ane k ra je , stają się bardzo w raźliw em i na piękno n atu ry . N ic przed

V V

---:— §*#>

(22)

20

o'-t- • -> -t

A A

niem i n iep o strze żen ie u jść nie m o ż e : wschód i zachód słońca, g ra św iatła, żywe barwy w iosny i w iększą ro zm aito ścią bogate fan­

tasty czn e obrazy je sie n i, w szystko to coraz n ow e a czarow ne w idoki roztacza przed ich w zrokiem i, jeśli tylko um ieją się za­

chw ycać, w krótce obudzą się w nich zdol­

ność odczuw ania w sp an iało ści, rozlanych w d ziełach S tw órcy.

M łody F ra n c isz e k w w ysokim stopniu p osiadał tę zdolność i od la t najw cześniej­

szych sta ł się g orącym m iło śn ik iem natury.

Często opuszczał m iasto, b łą k a ł się w sa­

m o tn y c h zaciszach g ó ry , a g d y w swej p rzech ad zce n atrafiał n a ja k iś piękniejszy lub rozleglejszy w id o k , p rz y p a try w a ł mu się z rozkoszą, k tó ra zu p ełn ie go pochła­

niała. N ie było m u n a w e t potrzeba w spa­

n iały ch w idoków . Ł ą k a kw iatam i um ajona, pole zasadzone w in n ą, w g irlan d ach wijącą się latoroślą, s re b rn y stru m y k z pagórków spadający i szem rzący w dolinie, to było w ystarczającem dla n ie g o : zatrzym yw ał się zachw ycony i, puszczając wodze swej duszy, oddaw ał się myślom , tłoczącym się do jego um ysłu. Jakiegoż rodzaju były te m y śli?

K iedyś n a tu ra m iała o dkryć mu praw dziw ą sw ą tajem n icę: je j zm ien n e w idoki i poży­

czana piękność m iały m u opow iadać n ie­

skończona chw ałę i w ieczną piękność Tego,

Y Y

(23)

- 21 -

k tó ry ją, d a ł człow iekowi I w tedy, ja k po­

wiadają historycy św iętego F ran ciszk a, każde stw o rzen ie m iało się stać dla niego szcze­

b lem do w znoszenia się ku Bogu, L ecz da­

lekim był on jeszcze od tej doskonałości, i w tej chw ili tylko się zachw ycał tą na­

tu r ą p ię k n ą , u śm ie c h n io n ą i czarującym w dziękiem w abiącą.

Ze w szech stro n życie F ran ciszk a staw ało się ja k b y rodzajem zaczarow ania. N ie trzeba w szakże b rać tego słow a w przesadzonem zn aczen iu , bo chociaż b y ł on blaskiem przyjem ności ziem skich o lś n io n y , n ig d y przecież z praw ej nie zboczył drogi. Pozo­

stając p a n e m sam ego siebie, potrafił ustrzedz się p y ch y serca i zuchw alstw a w zacho­

w aniu się sw ojetn, i szczególną zw racał na to uwagę, aby n ie przekroczyć g ran ic życia uczciw ego. W tej epoce u lubionym p rz e d ­ m iotem poezyi b y ła m iłość, uw ażana jako podstaw a szacunku, szlachetności i p o dnio- słości m oralnej. T aki przy n ajm n iej w pływ w yw arło n a duszę F ra n c isz k a 'długie obco­

w anie z tą poezyją. N ik t nigdy z u s t jego n ieprzyzw oitego lub obrażającego nie sły ­ szał słow a. B ył on zawsze u przejm ym i nieskażonym w obyczajach sw oich. N ie w szyscy jego tow arzysze odznaczali się tą doskonałością praw d ziw y ch rycerzów , i czę­

sto się im zdarzało żartow ać w sposób nie- V

(24)

- ŻS

# < - = r ->•'0

z u p e łn ie przyzw oity. F ra n c isz e k n ie czul się w praw ie nakazyw ania im m ilczenia, lecz uw ażał za obow iązek nie b rać udziału w podob n y ch rozm ow ach. „B óg szczególną otoczył go o p iek ą," m ów i św ięty B onaw en­

tura. Jeg o ciało, m ające nosić kiedyś krw aw e sty g m ata Zbawiciela, pozostało ciałem dzie- wiczem .

C h u s ta ś w . W e r o n ik i

i P. P. Franciszkanki z Muerta Alicante.

Ojciec n -sz św. F ra n c isz e k b y ł na ziemi ukrzyżow anym za życia. Jeżeli pozostaw ił sw ym trzem zakonom , jak o cechę w yróż­

niającą, miłość krzyża, naśladow anie .Jezusa ukrzyżow anego, to zdaje się, że z drugiej stro n y P an Je z u s ch cia ł dać nam , dzieciom serafickiego ojca, zaszczyt strzeżenia św ię­

tych relikw ij M ęki P ańskiej, m iejsc św ię­

tych, zroszonych krw ią Zbawiciela i u św ię­

conych Je g o m ęką.

W H iszpanii, w A licante, is tn ie je je d n a z tych drogocennych relikw ij krw aw ego d ra ­ matu na K alw aryi, a dziecię św. F ra n c i­

szka n ie bez w zruszenia spotyka jeszcze dziś n a straży tej św iętej pam iątki c h ó r dziew ic

v “ V

I M ---■>#

(25)

23

r

- > #

drugiego zakonu, klasztor P a n ie n K larysek, bo te n w idok daje m u poznać miłość S e r­

ca J e z u s a ukrzyżow anego ku zakonow i fran- ciszkańkiem u.

W iadom o, że m im o m ilczenia E w angie- listów w przedm iocie odbicia się rysów P rzenajśw iętszej T w arzy n a chustce świę­

tej W eroniki, fakt ten , zachow any przez tradycyją, pobożni w ierni uważali po w szyst­

kie czasy za praw dziw y i że K ościół św.

fakt te n zobrazow ał w szóstej stacyi Drogi K rzyżow ej.

Któż to była za je d n a ta W ero n ik a, która m iała odw agę, m im o słabości swej płci w ła­

ściw ej, przecisnąć się przez szeregi żołnie- rzów , d la obtarcia tw arzy Zbaw iciela, poranio- nionej u d erzen iam i, krw ią, potem i kurzem spływ ającej ? N iektórzy sądzą , że to była ta sam a n iew iasta, o której m ów i E w anielija św , na in n e m m iejscu, że usiłow ała się zbli­

żyć do Z baw iciela, p e łn a ufności w Jeg o potęgę i k tó ra p ra g n ę ła jen o dotkąć kraju Jeg o szaty dla u leczenia krw otoku, na który cierpiała od lat dw u n astu . „ T k n ą ł m nie ktoś rzek ł P a n : bo ja w iem , że moc w yszła ode ra n ie “. (Św . Ł uk. V III., 4 6). Gdy.

po raz d ru g i odw ażna ta niew iasta zbliżyła się do Jezu sa, czasu Jego bolesnej męki, taż sam a moc tajem nicza w yszła jeszcze od boskiego M istrza, by uleczyć ju ż nie ciało,

x V

ó-<---

(26)

- 24 —

lecz duszę g rzeszn icy W ero n ik i. Dla stw ier­

d zen ia tożsam ości, o jakiej tu w nioskujem y, m iędzy niew iastą, cierpiącą n a krw otok a W eroniką, m ożem y powołać się na Bolan- dystów, którzy, pod m iesiącem lutym , przy­

taczają liczne dow ody sw ego tw ierdzenia.

0 0 do im ien ia W eroniki, B ereniey, F e re - nicy, W enecyi, W erony, którą dają zarów no tej odw ażnej niew ieście, pochodzi ono od w yrazu łacińskiego vera — praw dziw a — 1 od w yrazu greckiego ikon obraz. — Z g a­

dzają się pow szechnie, że im ię to dano jej dopiero po cudzie i z powodu w łaśnie wy­

obrażenia, któ re um ierający Z baw iciel po­

zostaw ił n a jej chuście.

T radycyja podaje jeszcze, że W ero n ik a była m ałżo n k ą Zacheusza, celnika. N aw ró­

ceni oboje, odrazu, przez C h ry stu sa sam e­

go, w ycierpieli prześladow anie i w ygnanie.

O kręt, który ich wiózł, w ylądow ał w Sou- lac, nieopodal od B ordeaux, w dzisiejszej F ra n c y i. T u W ero n ik a u m arła, a Z acheusz, jej św ięty m ałżonek, został w ysłany do Rzy­

mu, do św. P io tra , przez św. M arcyjala, który tam b y ł p rzy b y ł rów nież z Jerozolim y, dla n aw ró cen ia L im usina. K ie d y Z acheusz p ow rócił, dow iedziaw szy się od M arcyjala o śm ierci W ero n ik i, s c h ro n ił się do dzi­

kiego w ąwozu w Causse, i tam zbudow ał kaplicę pod w ezw aniem N ajśw . P a n n y .

V - X #

(27)

- 25 -

Czczą go p od nazw ą św. A m ato ra lub A m a d u r a , a św iąty n ia w zniesiona przez niego, N ajśw . P a n n y skały A m adura, stała się celem pielgrzym ek, je d n ą z najbardziej u częszczanych we F ra n c y i.

Co do W eroniki, to chociaż m artyrologi- ju m rzym skie nie czyni o niej w zm ianki, co zresztą ma się i z w ielom a in n em i św iętem i, św ięta ta była zawsze przedm iotem czci w Ko­

ściele. B olandyści przytaczają w tym przed­

m iocie św iadectw a licznych autorów , a m szał a m b ro z y ja ń s k i, drukow any w roku 1560 zaw iera mszę osobną o św. W eronice z ew angieliją o niew ieście, cierpiącej na krw o ­ tok. O braz św. W ero n ik i czczą w bazylice w atykańskiej, w R zym ie, w Soulac, w Ro- cam ad o u r (w e F ra n c y i), gdzie ją p rzed sta­

w iają w m alow idłach na sk lep ien iu kościoła podziem nego, trzym ającą ch u stę z w izerun­

kiem N ajśw . T w arzy Zbawiciela, a obok niej stoi Zacheusz, niosący kapliczkę, któ rą b y ł zbudow ał na cześć N ajśw. P a n n y M a­

ryi ; czczą ją też w wielu inn y ch kościołach, m ian o w icie w H iszp an ii w J a e n i w A li­

cante, w klasztorze P rzen ajśw . Tw arzy.

Przypuszczają ogólnie, że p łó tn o , które św. W eronika podała była P anu Jezusow i, było ch u stk ą, jakiej używ ała do przew ięzy- w ania głow y, w edle zw yczaju w schodniego.

Poniew aż płótno to było bardzo cienkie

ł i

--- - M l

(28)

- 26 - A

i niem al p rz e z ro c z y ste , przeto aby nim módz otrzeć pot, krew i plw ociny, spływ a­

jące po tw arzy Zbawiciela, m usiała je zło­

żyć. I w istocie złożyła je we troje tak, że Boska Twarz odbiła się na trzech stro n a c h chusty.

Co się stało później z tem i cennem i re- likw ijam i ? J a k m ożna było się dom yśleć, trzy załam ania czyli trzy odbicia były wcześnie rozcięte i posłane do ro zm aity ch kościołów. B azylika w atykańska w E zym ie posiada pierwsze, n ajau ten ty czn iejsze i to, której kopije są najbardziej rozpow szech­

nione, to, którą św. K ongregacyja uw aża za piototyp. K ościół w Ja e n , w H iszpanii posiada d ru g ie ; trzecie, zdaniem w szystkich au to ró w , przechow uje się w Jerozolim ie.

I w rzeczy sam ej nie m ożna byłoby w ie­

rzyć, żeby K ościół te n ch cia ł się pozbawić zupełnie takiej p am iątk i i żeby m iał oddać w szystkie trzy odbicia św. chusty.

A toli prześladow ania, jakich dośw iadczali chrześcijanie jerozolim scy w epoce wojen krzyżow ych i obawa, żeby te c e n n e reli- kwije m ęki Z baw iciela naszego nie dostały się w ręce n ie w ie rn y c h , sk ło n iły do prze­

niesienia ich w m iejsca bezpieczniejsze.

W te n sposób ch u sta z w y o b ra ^ n ie m P rze­

najśw iętszej T w arzy dostała się w posiada­

nie króla C ypru. Tak tw ierd zi S orribas,

V®Hg~ Y

->-s>

(29)

r ---H x au to r franciszkański, k tó ry m ógł d okładnie o tyra fakcie w iedzieć od sw ych w spółbraci zak o n n y ch , stróżów Ziem i św iętej od roku

1842.

N ie masz p ew n y ch dokum entów , k tó reb y n am pozw oliły śledzić dz!eje św iętej tej relik w ii czasu zam ieszania i klęsk tej epoki tak sm u tn ej, któ ra zaznaczyła się końcem pan o w an ia ch rz e śc ija n w Jerozolim ie, w zra­

stającym wciąż pow odzeniem n iew iern y ch , a w resczcie zdobyciem K onstantynopola.

W iad o m o tylko, że chusta, zaniesiona do Rzym u, b y ła w posiadaniu papieża, n ie w ia ­ domo którego, i że te n posłał ją do W ene- cyi dla u śm ierzen ia grasującej tam s tra ­ szliwej zarazy. P o cu d o w n em u stan iu tej klęski, papież um arł, relikw ija zaś pozostała w ręk ach k ard y n ała, posłanego dla je j ode­

brania, k tó ry znów przekazał ją sw em u krew n em u M osen P ed ro M ena, m ieszkają­

cem u w R zym ie w roku 1489. Lecz w śród ty ch g m a tw a n in je s t pew ne pow iązanie fak­

tów i okoliczności, pozwalające odnaleźć praw dę histo ry czn ą i rozśw iecić p u n k ta ciem ­ ne. W isto c ie : w iadom o, że po zdobyciu K onstantynopola przez M ahom eta I I ., w ro ­ ku 1453, synow ie cesarza K o nstantego Pa- leologa, zm arłego czasu oblężenia, schronili się do papieża S y kstusa IV. T en Ojciec św.

| udzielił im , ja k i królom C ypru i Bośni, V

--- 5H#

- 27 -

(30)

— 28 —

«?•<•--- & ę

A A

z cala szlachetnością gościnności, za którą oni odwdzięczając się, ofiarowali byli cen n e skarby, przem ioty sztuki i św ięte relikw ije, ocalone przed profanacyją n iew iern y ch . Do dziś dnia w idzieć m ożem w szpitalu k ap u ­ cyńskim D ucha św iętego o b ra z , fakt ten przedstaw iający. W nosić m ożna, że m iędzy tem i cen n em i relikw ijam i znajdow ała się C husta św ięta. Sykstus IV ., zachow yw ał przez długie lata ja k najlepsze stosunki z potęż­

ną rzeczpospolitą W enecką. P odczas to jego w łaśnie pontyfikatu, w roku 1478, roczniki w eneckie opisują straszliw ą zarazę, k tó ra dziesiątkow ała ludność, i której ofiarą padł nietylko Doża, lecz także najw iększa część z trz y stu członków składającej się W ielkiej Rady, któ ra zeszła do liczby ośm dziesięciu.

P apież S ykstus IV . u m a rł w roku 1484, a w roku 1489 Pedro M ena znajdow ał się w Rzym ie. P o ró w n an ie ty ch faktów i ty ch dat zdaje się n a tu ra ln ie naprow adzać na m yśl, że papież S ykstus IV. był w posia­

daniu św. C h u sty w chw ili w ybuchu z a ra ­ zy w W enecyi. M iasto błagało zm iłow ania Bożego, modląc się i odbyw ając procesyje publiczne, prosząc o przyczynę św. p a tro ­ nów g r o d u ; — atoli zaraza n ie ustaw ała.

W tedy posłano do Ojca św. z p ro śb ą o p rzy słan ie W enecyjanora w szechm ocnej r e ­ likw ii, dla uśm ierzenia gniew u Bożego. Pa-

(31)

— 29 -

pież p o s ła ł C hustę św iętą, k tó r ą naów czas przechow yw ał w swej kaplicy p ry w atn ej.

P o tęg a jój b y ła tak w ielką, że zaraza u stą ­ p iła n aty ch m iast, a W enecyjanie, ożywieni n a d u ch u i pocieszeni, p e łn i w dzięczności ku Bogu i czci dla św. relikw ii, która ich ocaliła, nie chcieli się jej pozbyć.

P ap ież n aleg ał długie lata o zw rot, lecz wobec upo ru ludu i se n a tu w eneckiego, m usiał w końeu w ysłać k ardynała, z ro zk a­

zem form alnym p rzy w iezien ia św. C husty do R zym u. W tedy, n a tu ra ln ie , m im ow oli m u­

sieli u stąp ić W enecyjanie, a kiedy kardy­

n a ł relikw iją zabrał, w drodze pow rotnej do R zym u dow iedział się, że Sykstus IV . u m arł.

P oniew aż relikw ija była w łasnością osobi­

stą Ojca św iętego, k a rd y n a ł sądził, że m o­

że j ą zatrzy m ać; zresztą nie w iedział o je j praw dziw ej w artości.

P óźn iej

darow ał ją sw em u p rotegow anem u księdzu proboszczo­

wi P e d ro M ena, k tóry opuszczał Rzym, p o ­ w racając do A licante.

W te n to sposób O patrzność Boża w zbo­

gaciła staro ży tn e m iasto tym cennym s k a r­

bem.

A lican te było po w szystkie czasy sław ne ze sw ego przestro n n eg o i dobrze c h ro n ią ­ cego p o rtu , pozwalającego mu utrzym yw ać stosunki ze w szystkiem i krajam i, leżącem i

! nad m orzem Ś ródziem nem i w zbogacać się

V1/ V

<§*«---H I

(32)

30 —

handlem bardzo rozległym ze w szystkiem i państw am i św iata. Położone j e s t u stóp wysokiej góry, po nad k tó rą panuje fort św. J a n a i k tóry zbliża się ku m orzu w for­

mie przylądku, tw orząc z każdej stro n y sze­

ro k ą zatokę. J e d n a z dw óeh zatok, m ia n o ­ wicie południow a je s t portem A licante, północna zaś posuw a się ku pięknej pła­

szczyźnie, dobrze upraw nej, bardzo zalud­

nionej, atoli nie zbyt żyznej, z pow odu b ra ­ ku w o d y : jestto ró w n in a czyli h u e rta A li­

cante. Tu to znajduje się k lasztor dzisiejszy C husty ś w ię te j, daw ny k o n w en t N ajśw . P a n n y Ł askaw ej (S a n ta M aria de G racia), dziś opuszczony, parafijka św. J a n a , odda­

lona o blisko sześć kilom etrów od A lican te, gdzie to ks. P edro M ena, po pow rocie z Bzym u, przybył nareszcie ze cen n y m sw ym skarbem , i objął probostw o.

Z anim opow iem y o cudach, k tó re p rze­

konają w szystkich o autentyczności C husty św. z A licante, sądzę, że nie będzie bez pożytku pow iedzieć słów kilka o dzisiejszym stan ie tej relikw ii.

W rzeczy sam ej w iele osób nie ma praw dziw ego o niej w yobrażenia. Z byt się przyzw yczajono uw ażać kopije m niej lub więcej a u te n ty c z n e , z B zym u przyw ożone za praw dziw e w yobrażenia i w ierne odbicie Chusty św iętej. N ic fałszyw szego. Wize-

y y

§•<•--- -■>#

® i« --- •>

(33)

ru n ek , ja k i pot i krew w ycisnęły na c h u ­ ście, n ie b y ł i n ie m ó g ł być czem in n em , je n o odbiciem n iek ształtn em i n iezu p eł- nem , tern w ię c e j, że poniew aż n itk i były, jako w d e lik a tn e j g a z ie , nipco od siebie oddalone, P a n nasz nie c h c ia ł pozostawić n a niej obrazu w yraźnego. D odajm y do te g o : w pływ n ie u c h ro n n y c z a s u , który m niej lub w ięcej z m ie n ił rysy obrazu, i d ziałan ie n ie d y s k re tn e m alarzów , k tó ­ rzy, niezadow oleni z nied o sk o n ało ści ry s u n ­ ku, .ch cieli go retuszow ać i popraw iać pędz­

lem ; tak, że dziś, bezw zględnie niep o d o b n a nam , w ed łu g tej świętej relikw ii, w yobra­

zić sobie rysów naszego ukochanego Zbaw ­ cy. K opije, które tu i owdzie w idzim y, są więc w y o b ra ż e n ia m i, stw orzonem i przez im aginacyją m alarzów i w te n sposób tło- m aczy się ró żn ica rysów, k tó rą nieraz sp o ­ strzeg am y m iędzy dw iem a kopijam i, choć obie są opatrzone św iadectw em a u te n ty c z ­ ności.

Co się tyczy relikw ii z A licante, p rzy ­ taczam y tu tłom aczenie ra p o rtu urzędow ego, uczynionego na p odstaw ie b ad an ia sądo­

wego, przedsięw ziętego n a rozkaz Ojca św. ) w ro k u 1 6 9 0 :

„T w arz P rzen ajśw iętsza je s t odbita plam ą na p łó tn ie cienkiem ; kolor wydaje się barw ą [ krw i, kurzu i potu, jakkolw iek nos, oczy

(34)

32

@K~-

I i tw arz są w id o czn ie retu szo w an e pędz-

| l e n i ; w ty c h m ie jsc a c h , z pow odu doda­

nej fa rb y n ie sp o strzeg am y nici, lecz w resz­

cie tw a rz y w idać j e bardzo dobrze. Stąd w nioskują, że tw arz cała b y ła z razu tylko p la m ą , k tó ra p rz e d sta w ia ła w sposób, bez­

kszta łtn y, tw a rz lu d zk ą i n a tu ra ln ą , a któ rej n ie m o żn ab y zro b ić s z tu c z n ie ; jeżeli, w rzeczy sam ej, działali w te n sposób, nie m ożnaby d o p atrzeć się nici, gdyż płótno przy g o to w an e zakryw ałoby je dla w zroku".

I S o z d z i a l p i e r w s z y . Historyja paska i arcybractwa.

I . Pochodzenie Paska. — 1. P asek n o ­ szony pobożnie na pam iątkę św. 0 . F r a n ­ ciszka m a początek bardzo czcigodny, na który papież Sykstus V. w skazuje w tych kilku sło w ach : „Św ięty F ranciszek, mówi on, p rzyciągał tak dalece w iern y ch swem i cudam i i przykładem , że wszyscy niem al, I nietylko, że Go kochali, lecz jeszcze u si- jło .y ali Go n aślad o w ać; a w ielu z n ich p ra- Y--- V

---

(Ciąg dalszy nastąpi).

Pasek świętego Franciszka.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Każde stowarzyszenie może mieć swe osobne ustawy, lub pożytecznie redagować je, według tego, co tak dawno praktykuje się tara, gdzie już istnieje nocna

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, Zmiłuj się nad nami. Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj

ciwnie, powinien być zawsze człowiek sobie równym i [w żadnej rzeczy i w żadnym trybie życia nie powinien odstępować od cnoty chrześcijańskiej. Jeśli atoli

kich prześladowań. Niech się tylko pokaże jaki ksiądz lub zakonnik katolicki, natychmiast śmiercią.. Chrześcijanie bywają mordowani tysiącam i; kupcy europejscy,

Jakże wiele niepoliczonyeh tysięcy znajduje się pomiędzy tymi, co są ochrzczeni w imię Zbawiciela świata, nawet między katolikami, którzy się z zasady, albo

Miłość jego dla Kościoła świętego była tak wielką, że nie wahał się złożyć dlań w ofierze, gdyby tego była p o trze b a, najdroższego skarbu, ideału

Nie przychodzę bawić się w politykę: nigdym się nią nie zajmował, nie znam i nie głoszę żadnego innego królestw a, krom niebieskiego; dlatego wam powiem o mych

jach, jakich wymagało przedsięwzięcie jego, wówczas jeszcze tajem ne. W róciwszy z H iszpanii, w królewskim stanie żył jako zakonnik : modlitwy pilne, posty