• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1973, nr 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1973, nr 1"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

EWANGELIA— ZYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA — JEDNOŚĆ — POWTORNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

„Dwie mleć będq na żarnach, jedna będzie wzięta, a druga zostawiona.

Czuwajcież więc, bo nie wiecie, którego dnia Pan wasz przyjdzie”

(Mt. 24,41-42)

(2)

C H R Z E Ś C I J A N I N Człowiek ma prawo...

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1929

Warszawa, Nr 1., styczeń 1973 r.

CZŁOWIEK MA PRAWO...

WEZWANIE DO DUCHOWEGO CZUWANIA

POTOP

W PRACY NIE LENIWI, PANU SŁUŻĄC

BĄDŹ WZOREM

POWOŁANIE CHRZEŚCIJANINA ENANGELION —- DOBRA NOWINA O ONEZYMIE

O KRÓLESTWIE BOŻYM

„GŁOS EWANGELII Z WARSZAWY”

KRONIKA

WYDAWNICTWA KOŚCIELNE

M iesięczn ik „C h rześcijanin " w y sy ła n y je st b ezp ła tn ie; w y d a w a n ie czasop ism a um ożliw ia w y łą c z n ie o fia rn o ść C zytel­

n ik ó w . W szelk ie o fia ry na czasopism o w k raju p ro sim y k iero w a ć na kon to Funduszu W y d a w n iczeg o Z jed n oczon ego K ościoła E w a n g elicz n e g o : PKO W arsza­

w a, I Oddział M iejsk i, N r 1-14-117.252, za- in a cza ją c cel w p ła ty na od w rocie blan­

k ie tu . O fiary w p łacan e z a g ra n icą n a leży k iero w a ć przez o d d ziały zagran iczn e b a n ­ ku P o lsk a K asa O pieki, na adres P rezy ­ dium R ady Z jed n o czo n eg o K ościoła E w an gelicznego w W arszaw ie, ul. Za- górna 10.

Wydawca: Prezydium Rady Zjedno­

czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium. Józef Mrózek (red. nacz.), M ieczysław Kwiecień (z-ca red. nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), Jan Tołwiński.

Adres Redakcji i Administracji:

Warszawa 1, ul. Zagórna 10. Tele­

fon: 21-28-38 (bezp.) i 29-52-61 (w. 8 lub 9). Materiałów nadesłanych nie zwraca się.

RSW „ P ra sa ”, W arszaw a, Sm olna 10/12. N akł. 5000 egz. Obj. 3 ark.

Zam. 1980. A-74.

P rzy zn a m się. L ubią czytać reportaże B arbary S eidler zam ieszczane na łam ach „Życia L iterackiego”. Je d en z n u m eró w czerw cow ych przyniósł spraw ozdanie z procesu w ięźn ió w , k tó rzy próbow ali uciec ze szpitala w ię ­ zienia centralnego p rzy ul. R a ko w iec kiej. Cóż to za pacjenci? Grupa spe­

cjalna, tzw . sam ouszkodzeniow cy. Oto kró tk a ch a ra kte rystyk a jednego z oskarżonych:

„Jest d ro b n iu tki, niski, nie w a ży w ięcej n iż 40 kilo, choć m a blisko 30 lat.

B u zię m a ja k pia.ste.czka, w łosy jasne, skórę bladą, przezroczystą, praw ie zieloną. K a ra n y b ył 4 razy, głów nie za zło dziejstw o, w areszcie śledczym znalazł się z pow odu podejrzenia o następne przyw łaszczenie. P rzeszedł 30 operacji z pow odu sa m ouszkodzeń (...) W łaściw ie on w ogóle nie w y ­ chodzi z w ięziennego szpitala. Jeszcze nie zagoją m u się razy po w y ję ­ ciu gw oździa z serca, ju ż sobie rozcina brzuch i plącze kiszki, gdy ty lk o ocknie się po operacji rozryw a ranę i trzeba go szyć p ow tórnie (...) W ostatnią w igilię Bożego N arodzenia przeciął sobie w y o strzo n ym żela z­

n y m g u zik ie m p o w ło ki brzuszne, poplątał k iszk i i ty lk o dlatego, że w spół- p a cjen t prosił: „nie w ieszaj fla k ó w na klam ce, bo m i n iedobrze”, udało się go odratow ać po operacji trw a ją ce j ponad 10 godzin”.

Ecce hom o. O to człow iek. Tak. C złow iek. N ie z w y k ły — w sensie p ejo ra ty­

w n y m . A le człow iek. C hrystus pow iedział: „nie p o trzeb u ją zdrow i le ka ­ rza, lecz ci, co się źle m a ją ”. N asz czło w iek po trzeb u je lekarza. N ie po to, aby zoperow ał po k o le jn y m sam ouszkodzeniu. Choć to konieczne. Nasz czło w iek p o trzeb u je le ka rza -in tern isty. L eka rza w nętrza. Lekarza, któ ry m ó w ił: „idź i odtąd ju ż nie g rzesz”. 1 niew iasta miała siłę w e w n ę trzn ą i odtąd ju ż nie grzeszyła. Teologow ie pow iadają: narodziła się na nowo.

M ożna się dom yślać, że nasz czło w ie k chodził do kościoła, słuchał kazań, m oże był m in istra n tem , m oże m a tk a uczyła go m o d litw y, może... A on jest taki. N ieu k szta łto w a n y. W ięcej, źle u kszta łto w a n y. Cierpi sam , cierpią ro­

dzice, cierpią poszkodow ani, cierpi społeczeństw o.

Z p o zycji człow ieka, w ce n tru m chrześcijaństw a zn a jd u je się C hrystus;

z p ozycji C hrystusa, w cen tru m u m ieszczo n y je st człow iek. N asz człow iek.

Sam ouszkodzeniow iec. T rzyd ziesto la tek. „ A lb o w iem o b jaw iła się łaska B o ­ ża, zb a w ien n a dla w s zy stk ic h ludzi. To m ó w ”.

C złow iek m a praw o być człow iekiem . N asz czło w iek woła o ratunek. K a ż­

de sam ouszkodzenie to p o tę żn y głos. A teolo g o w ie?

Teologow ie w ty m czasie d y s k u tu ją o angelologii. N asz czło w iek przecho­

dzi następną operację po sam ouszkodzeniu. Teologow ie siedzą za d y sku to - w ani nad egzegezą jednego w yra żen ia now otestam entow ego. N asz czło­

w iek... Teologow ie w alczą o racje. O koncepcje. O m etody. W a rto p rzy ­ pom nieć p ow iedzenie O vidiusza: „Ne noceas, d u m vis prodesse, m e m e n to ” (P am iętaj, byś nie szk o d ził chcąc pomóc). M asz pomagać. C zy pomagasz?:

Czy praw idłow o pom agasz? „ Postępow aniem p rzy g o to w a w czy m był jesz-., cze o b ję ty F.K. (m ój skró t — S. L otta) urodzony w 1951, ska za n y na 15 lat w ięzienia za zgw ałcenie i uduszenie 16-letniej d ziew czyn y. A le do ła ­ w y o skarżonych nie dotarł. Z m a rł w szpitalu ivięzien n ym 4 grudnia ub.

ro k u po k o le jn y m sa m o u szk o d zen iu ”.

K o le jn y nasz człow iek, człow iek zm arł. P rzedw cześnie. N ienorm alnie.

Czas d e term in u je człow ieka. N ik t m u nie pow iedział, że „objawiła się.

łaska Boża zb a w ien n a dla w s zy stk ic h lu d zi”. A ktoś do tego dzieła został pow ołany. K toś nie spełnił sw oich obow iązków .

„ A lbow iem objaw iła się łaska Boża, zbaw ienna dla w s zy stk ic h ludzi.' T o m ó w ”.

S. Lotta

2

(3)

Wezwanie do duchowego czuwania

„Tedy podobne będzie królestwo niebieskie dziesięciu pannom, które w ziąw szy lam py sw oje w yszły przeciwko Oblubieńcowi.

A było z nich pięć mądrych, a pięć głupich. One głupie w ziąw szy lam py sw oje nie w zięły oleju z sobą. Lecz mądre w zięły oleju w na­

czynia sw oje z lam pam i swem i.

A gdy Oblubieniec odwłaczał z przyjściem, zdrzemaly się wszystkie i posnęły.

A o północy stał się krzyk: Oto Oblubieniec idzie, w ynijdźcie prze­

ciwko niemu.

Tedy w stały one w szystkie panny i opatrzyły lam py swoje. A le głupie rzekły do mądrych: Dajcie nam z oleju waszego, boć lampy nasze

gasną. ' ‘ j

I odpowiedziały one mądre: Nie damy, by snać nam i wam niedostało, idźcie raczej do sprzedawających, a kupcie sobie. A gdy odeszły ku­

pować, przyszedł oblubieniec, a te, które były gotowe w eszły z nim na w esele i zamknione są drzw i”.

(Mt. 25, 1-10)

Przypow ieść o pannach, k tó rą przekazał nam jedynie E w angelista M ateusz zaw iera w sobie naukę i napom nienie P a n a Jezusa, m ó“

wiące o ustaw icznej czujności potrzebnej tym, którzy uw ierzyli Bogu i oczekują zabrania Kościoła Bożego z ziemi, przez P an a Jezusa.

Dzień wzięcia Kościoła Bożego z ziemi, tak zw any dzień „p a ru z ji”, jest całkow icie ludziom nieznany, dlatego potrzebna jest czujność i go­

towość, gdyż w każdej chwili może nadejść

„on dzień” i w ybić „ta godzina”, a nieznajo­

mość czasu k ry je w sobe niebezpieczeństw o bezczynnej obojętności. Cały sens m oralny za­

w iera w sobie napom nienie: „Czuw ajcie tedy, bo nie wiecie dnia ani godziny” .

Przypow ieść naw iązuje do zwyczajów to­

w arzyszących zaślubinom żydowskim. P an n a m łoda zapraszała przyjaciółki, aby tow arzy­

szyły jej w czasie uroczystego pochodu ślubne­

go. K ażda z zaproszonych zabierała ze sobą lampki, dla n ad an ia tej uroczystości radosnego charakteru w chwili, gdy zjaw i się p an młody.

Przew idyw ano jednak, że jak to zw ykle się zdarzało, narzeczony spóźni się, gdyż n ajp ierw przyjm ować będzie cały korow ód gości.

Otóż pięć z owych dziesięciu zaproszonych panien, jako osoby przew idujące, zabrały ze sobą nie tylko zapalone lam pki, ale rów nież bańkę pełną oliwy, ale pięć pozostałych, lekko­

m yślnych panien, nie pom yślały o czekających J e długich godzinach oczekiwania i w zięły ze

sobą tylko lam pki, bez zapasu oliwy.

To co przew idyw ały ro ztrop n e pan n y rze­

czywiście nastąpiło. A gdy oblubieniec się spóźniał, zdrzem ały się w szystkie i posnęły.

Wszakże o północy rozległo się w ołanie: „Oto oblubieniec nadchodzi, w ynijdźcie m u na spot­

kanie” . W tedy pow stały w szystkie pan n y i opatrzyły lam py swoje. G łupie zaś rzekły do m ądrych: „Dajcie nam waszej oliwy, bo gasną lam py nasźsę". Odpow iedziały m ądre: „By nie

zabrakło nam i w am — idźcie raczej do sprze­

daw ających i kupcie sobie. A gdy one poszły kupow ać, przy by ł oblubieniec i te, k tó re były gotowe w eszły z n im n a gody. A zam knięto drzw i” .

W esele z zam kniętym i drzw iam i -— jakież to dziwne!... W esele zazwyczaj odbyw a się z całą okazałością przed ludźm i. A tu ta j czyta­

m y, że drzw i zostały zam knięte.

Jak ież to były przyczyny, że wesele, któ re jest obrazem w esela S yna Bożego ze Sw ą Ob­

lubienicą, k tó rą jest Kościół Chrystusow y, składający się z ludzi odrodzonych dla Boga, odbędzie się przy drzw iach zam kniętych?

Pierw sza z nich to ta, że żadne niepow o­

łane oko nie będzie m iało możności oglądania w spaniałości i chwały, jak ą zostanie udaro- w ana O blubienica B aranka, to jest Kościół Chrystusow y. W Słowie Bożym czytam y takie słowa: „Czego oko nie w idziało i ucho nie słyszało, ani n a serce ludzkie nie w stąpiło — to nagotow ał Bóg tym , k tó rzy Go m iłu ją” .

Najśm ielsze nasze fan tazje i w yobrażenia nie są w stanie odzw ierciedlić tej chwały, z jak ą spotka się O blubienica C hrystusow a.

Jeśli przy stw orzen iu św iata gw iazdy poranne opiew ały chw ałę Bożą i w eseliły się całe za­

stępy aniołów i archaniołów — to jakże w ielką w spaniałością lśnić będzie zakończone dzieło w ykupienia rodu ludzkiego.

Będzie to dzień, kiedy całym i niebiosam i w strząśnie potężny głos: „A lleluja — gdyż ob ­ jął panow anie P an Bóg W szechmogący, w esel­

m y się i rad u jm y się i dajm y M u chwałę, bo przyszło w esele B aranka i m ałżonka Jego p rzy ­ gotow ała się. I dano jej, aby się oblekła w b i­

sior czysty i św ietny, albow iem bisior — to uspraw iedliw ienie św iętych. I rzecze mi, na­

pisz: „Błogosławieni, k tó rzy są w ezw ani na w ieczerzę w esela B a ran k a” (Objaw, św- J^ n ą

19. 6-9).

(4)

Człowiek cielesny, nieduchow y, k tó rem u te spraw y Boże i spraw y jego duszy b y ły i są tu ta j n a ziemi głupie i obojętne, nie będzie mógł oglądać tego, co P a n Bóg przygotow ał dla sw ych w ybranych. Dlatego nie będzie tam na w eselu B aran k a ludzi ciekawskich, ta k zw a­

nych „gapiów ” . Za drogo bow iem w y k u p ił so­

bie C hrystus P an sw oją Oblubienicę, aby m iał w ystaw ić n a w idok publiczny tak uroczystą chwilę, n a k tó rą z tęskno tą oczekiwały całe rzesze św iętych ludzi, to jest odkupionych k rw ią P a n a Jezusa.

To jed n a z przyczyn. D ruga doniosła p rzy ­ czyna, dla której zostaną drzw i zam knięte ■—■

to jest skończony czas łaski Bożej. Owa ot­

chłań, o której czytam y w Ew angelii św. Ł u­

kasza w rozdziale 16, w opowieści o bogaczu i Łazarzu, której n ik t przebyć nie może — zo­

stanie utw ierd zon a pom iędzy niebem i ziemią.

G dy Kościół C hrystusow y i D uch Sw. zo­

stanie zabran y z ziem i — to w ty m czasie na ziemi rozegra się n ajstraszniejsza trag ed ia rodu ludzkiego'. Ten, którego większość ludzi u z n a ­ w ała panem i bogiem, to jest duch zły, k tó ry jest kłam cą i ojcem kłam stw a i k tó ry zwodził ludzi — w eźm ie niepodzielnie rządy w swoje ręce, a w ted y każdy dozna n a w łasnej skórze praw dziw ości Słow a Bożego.

Czy będzie się m ógł ktoś uspraw iedliw iać, że nie wiedział, że nie m iał czasu n a zastana­

w ianie się nad spraw am i w łasnej duszy i w ie­

czności? O nie! Czas łaski Bożej trw a ju ż przez dw adzieścia wieków. P rzez dw adzieścia w ie-

P o t o p

„W roku sześćsetnym życia Noego, w drugim m ie­

siącu roku siedemnastego dnia m iesiąca w tym w łaś­

nie dniu, trysnęły z hukiem w szystkie zbiorowiska olbrzymiej m asy wód nadniebnych, gdyż upusty n ie­

ba otworzyły się: przez czterdzieści dni i przez czter­

dzieści nocy padał deszcz na ziemię. I w łaśnie ow e­

go dnia Noe oraz jego synowie, Sem, Cham i Jafet, żona Noego i trzy żony jego synów w eszli do arki, a wraz z nim i w szelkie gatunki zwierząt, bydła, pła­

zów i wszelkiego ptactwa.

Gdy już w eszły do arki Bóg zam knął za nim i drzwi.

A potop trwał na ziem i czterdzieści dni i w ody w ez­

brały, i podniosły arkę wysoko ponad ziem ię. Kiedy przybywało coraz w ięcej w ody i poziom jej podniósł się wysoko ponad ziem ię, arka płynęła po pow ierz­

chni wód.

I tak Bóg wygubił doszczętnie wszystko, co istniało na ziemi, od człowieka do bydlęcia, płazu i ptactwa powietrznego, wszystko zostało doszczętnie w ytępione z ziemi. Pozostał tylko Noe, i co z nim było w arce.

A wody stale się podnosiły na ziem i przez sto p ięć­

dziesiąt dni”.

(1 Mojż. 7,11-14; 16-18; 23-24).

To co Bóg m ów i w ypełnia się. Jego S łow a są praw dą. Z P ism a Św iętego w iem y, że zapow iedziane zniszczenie Sodom y i G om ory dokonało się. N astęp ­ stw em nieposłuszeństw a Bogu je st Jego Sąd. W spom -

ków w zyw a P a n Jezus przez Sw oje Słowo ludzi do Siebie, m ówiąc: „Pójdźcie do Mnie wszyscy spracow ani i obciążeni a J a w am spraw ię odpocznienie”. Przez dw adzieścia w ie­

ków D uch Św ięty naw ołuje ludzi do pokuty i do w ejścia drzw iam i do K rólestw a Bożego, to znaczy przez. Jezu sa C hrystusa.

Kto n ie zlekcew aży tego głosu i p o k u tu ­ jąc, to jest odw racając się od dotychczasowego złego życia, w eźm ie zbaw ienie w iarą z rąk przeb itych C hrystusa P a n a — ten znajdzie się w ew nątrz, za drzw iam i zam kniętym i.

K om u jed n a k inne sp raw y i jegO' grzeszne życie są w ażniejsze i kosztow niejsze n ad ono zaproszenie — znajdzie się na zew nątrz, w y ­ staw iony n a w ielkie niebezpieczeństw o.

„A gdy zostaną zam knięte drzw i w iele ich będzie chciało w nijść, lecz nie będą m ogli” — czytam y w Ew angelii św. Łuk. w rodz. 13. w.

24-27.

N iechby ta przypow ieść, zaw ierająca n a ­ pom nienia P a n a Jezu sa b y ła ostrzeżeniem i przestrogą dla nas w szystkich. D la tych, k tórzy do tej p o ry lekcew ażyli isobie czas łaski Bożej ja k rów nież dla tych, k tó rzy skorzystali z łaski Bożej i złożyli życie sw oje u stóp C h rystu sa P a ­ na, a może p rzestali czuwać.

M ódlm y się i prośm y o D ucha Świętego, k tó ry daje moc do w y trw a n ia przy P an u i Zbaw icielu naszym .

Stanisław Krakiewicz

nijm y choćby żonę Lota. Za nieposłuszeństw a Bogu zam ieniona została w słup soli. D ow odem Bożej k a ry w ym ierzonej grzesznym ludziom je st M orze M artw e.

Za czasów L o ta b y ła to szeroka, u ro d z a jn a dolina ale w sp an iałe łą k i i zielone p a stw isk a zalane zostały w o­

dą. L ecz w tych m a rtw y c h w odach nie m a żadnego życia organicznego nie żyje tu żadne zwierzę.

Bóg Ś w ięty w ie rn y je st sw ojem u słowu. Bożej w oli należy bezw zględnie się podporządkow ać i po­

w ażnie tra k to w a ć Jego Słowo.

Za czasów Noego za odstępstw o ludzi od Boga zapow iedział Bóg sąd. J e d n a k poprzedzony on został długim okresem łask i trw a ją c y m sto dw adzieścia lat.

W ow ym okresie zw iastow ane było słow o n aw o łu ­ ją ce ido u p a m ię ta n ia i p o je d n an ia się z Bogiem. W przeciw nym w y p ad k u m ia ł n ad ejść sąd i k ara . L u ­ dzie nie przy jm o w ali św iad ectw a Noego, lecz śm iali się i szydzili. I te n długi okres czasu łaski w skazuje n a Bożą cierpliw ość i m iłosierdzie.

K iedy Noe z ro d zin ą zn alazł się w arce a w raz z nim w szystkie przew id zian e zw ierzęta rozpoczął się Boży Sąd. Noe w szedł do a rk i sm utny, zapew ne ze łzam i w oczach. O n w iedział, że za szyderstw o i śm iech, za odstępstw o od Boga n adchodzi k ara. O d­

stę p u ją ca od Boga ludzkość sam a n a siebie w y d ała w yrok.

Z P ism a Św iętego w iem y, że sąd rozpoczął się w tedy, k ie d y Noe ze w szystkim znalazł się w arce i Bóg za m k n ą ł za nim drzw i. N oem u ju ż n ik t nie był w sta n ie w yrządzić żadnej krzyw dy.

J a k rozpoczął się potop? Początkow o zerw ał się silny w iatr, P o tem zaczął p ad ać n ieprzerw any, ulew ­

4

(5)

ny deszcz. O tw arły się zasuw y nieba i otw orzyły się najgłębsze źródła. Deszcz p ad a ł n ie p rz erw an ie przez czterdzieści dni. Co czynią ludzie w d n iach tr w a ją ­ cego kataklizm u. B y ć m oże początkow o przek lin ają.

Ale potem p rzy p o m in ają sobie Noego i dochodzą do w niosku, że on m iał rację. K iedy pogoda się nie po ­ p ra w ia ła i ludzie zaczęli zdaw ać sobie sp raw ę ze śm iertelnego niebezpieczeństw a ja k ie im grozi, w tedy trw oga, żal i rozpacz zaczęły ogarniać ich serca. Być może, że n ie jed n a żona pełna żalu i stra c h u m ów iła m ężowi: gdybyś się nie sprzeciw iał w eszłabym do a rk i Noego i zapew ne byłabym u rato w a n a, lecz teraz już je st za późno.

L udzi stopniow o opanow yw ał stra c h i jakieś w ew nętrzne złe przeczucie. T ym czasem poziom w ód wszędzie naokoło w zrastał. M ożnaby sobie w yobrazić różne tragiczne obrazy i sytuacje z tego okresu. S il­

niejsi pom agają w yjść słabszym n a w zgórza. R o­

dzice w ynoszą dzieci. P róbow ano przenosić w bez­

pieczne m iejsca ludzi starszych. W krótce je d n a k zo­

rientow ano się, że to w szystko n ie m a sensu. W oda dogania ic h i fale sta ją się coraz groźniejsze. Sy­

tu a cja sta w a ła się pow oli jasna. W szystkiem u z w y­

jątk iem ark i groziła zagłada. W śród ginących znaleźli się specjaliści, którzy N oem u pom agali budow ać arkę.

I oni w sw oim czasie odrzucili św iadectw o składane im przez Noego, nie w eszli do ark i i te ra z oddani zostali żywiołowi n a pastw ę.

W nioski w y n ik ając e z owego w yd arzen ia ostrzeżeniem dla w szystkich. W ażne są i dla nas, gło­

szących E w angelię C hrystusow ą. A byśm y każąc in ­ nym sam i nie byli odrzuceni. I dlatego ta k bardzo potrzebujem y w sp arcia w m odlitw ach. A byśm y nie w e w łasnym im ieniu ale zgodnie z Bożą w o lą głosili czystą Ew angelię, k tó rab y pobudzała serca do po­

je d n an ia się z Bogiem. P ew ność zb aw ienia je st n ie ­ zw ykle w ażnym zagadnieniem dotyczącym każdego człow ieka a w ięc i ciebie, drogi C zytelniku.

Czy jesteś w łasnością Jezu sa? Czy prosiłeś Go 0 przebaczenie grzechów ? Wiedz, że nie dobre uczyn­

ki i w łasne zasługi, ale k re w Je zu sa C h ry stu sa m a m oc oczyścić każdy tw ój grzech. D latego w pokornej m odlitw ie przed Jezusem m usisz M u w yznać sw oje grzechy i przyjąć Go jako sw ojego Zbaw iciela, a ochroni cię to od sądu i kary. On zaprasza w szy­

stkich „przyjdźcie do m nie wszycy, spracow ani i ob ­ ciążeni, a J a w am sp raw ię odpocznienie”.

Szczególnym przedm iotem naszej tro sk i pow inny być nasze dzieci. W ich życie pow inien w ejść Jezus C hrystus, Z baw iciel inaczej pozostaną n a w ieki s tr a ­ cone. I to pow inno być przedm iotem naszych m odlitw. Jeśli pojednałeś się z Bogiem i życie tw oje należy do P ana, możesz w o sta tn ie j godzinie tw o ­ jego życia być spokojnym . W ody potopu zw iasto­

w ały bogatym : „cóż pomoże człowiekowi, gdyby cały św iat pozyskał, a poniósł s tra tę n a duszy sw o je j”.

1 biednym : ju ż jest za późno, czas łaski m inął. W o­

dy potopu w skazały n a podział ja k i istn ieje w św ie- cie. Na ludzi p o jednanych z Bogiem, któ rzy zostają u rato w a n i i n a ludzi n iepojednanych z Bogiem, k tó ­ rych udziałem je st zginienie. W P iśm ie Ś w iętym za­

w a rte są n astęp u jące słowa, k tó re o strzegają w spo­

sób n astęp u jący : „ J a k było za dni Noego ta k będzie za czasów Syna Człowieczego”. W okresie poprze­

dzającym potop ludzkość by ła ostrzegana i w zy w an a do pokuty, upam iętania. W ody potopu były w ięc n a ­

stępstw em nieposłuszeństw a Bogu. I w naszych cza­

sach w idoczne je st odejście ludzi od Boga. W śród chrześcijan z nazw y w idoczna je st obojętność i n ie ­ podporządkow anie się Słow u Bożem u. N astępstw em tego je st zm odernizow ane pogaństw o w różnorakiej form ie, którego cechą je st niesp raw ied liw o ść i b ra k miłości. P ism o Ś w ięte zw raca n am uw agę, że w n a ­ szych czasach oziębnie m iłość u w ielu. Czyż jasno nie p o tw ie rd z ają tego fa k ty w ielu rozbitych ro dzin?

Czyż zw iększająca się ilość rozw odów nie je st tego dow odem ?

M iłość je st znakiem rozpoznaw czym praw dziw ego chrześcijanina. P a n Jezus to p o tw ierd za w sposób n astęp u jący : „I pozna każdy żeście uczniam i moim i, jeśli m iłość jed n i do drugich w sercach m ieć b ę ­ dziecie”. N iestety, ta k m ało je st m iłości, a ta k w iele zła. P a n u je dem oralizacja, obojętność n a p otrzeby b liź ­ nich. I dlatego ta k w ażn e je st życie w m iłości, czy­

stości i n a w ysokim poziom ie m oralnym w stosunku do bliźnich. B iblia m ów i też o szacunku, m łodszych w obec starszych, o posłuszeństw ie dzieci w obec rodzi­

ców. W P iśm ie Ś w iętym czytam y, że za czasów Noego

„jedli, pili, baw ili się”. Czy to je s t przestęp stw em ? Nie.

Je d ze n ie i p icie służy do n o rm alnego rozw oju i u trz y ­ m a n ia się przy życiu. W ażne je st ażeby przy zdobyw a­

n iu dóbr m a te ria ln y c h i przy w szystkich podobnych sp raw ach nie krzyw dzić bliźnich, nie zapom inać o B o­

gu i nie p rzekraczać Jego przykazań. L udzie n a ogół sam i siebie u sp ra w ie d liw ia ją n aw e t w ówczas, kiedy kła m ią i oszukują.

P ostępow anie ta k ie w sk az u je n a to, że żyjem y w czasach ostatecznych i że przyjście P ań sk ie je st bliskie. K iedy Noe w szedł do a rk i i Bóg za m k n ą ł za n im d rzw i był u ratow any. D la ludzi, k tó rzy nie w esz­

li do a rk i n a sta ła trag ed ia, w szyscy zginęli, zostali zatopieni. Dobrze, że Noe był posłuszny Bogu i ściśle w y konyw ał Boże polecenie. Zgodnie z poleceniem w ykonał okno w górnej części arki, w dachu. G dyby a rk a posiadała okna w bocznych ścianach, Noe w i­

działby trag e d ię zatopionego św ia ta i być m oże czuł­

by się załam an y i nieszczęśliw y.

Pism o Ś w ięte p rzypom ina w szystkim jasno i w y ­ raź n ie: „ J a k było za d n i Noego, ta k będzie i za dni Syna Człowieczego” p o słu ch ajm y : „D wóch będzie na polu, jed en będzie w zięty a drugi pozostanie” .

„D w óch będzie n a łóżku, jed en będzie w zięty, a d ru ­ gi pozostanie”. S łow a te dotyczą w szystkich ludzi p r a ­ cujących i n ie p ra cu ją cy c h , sam o tn y ch i żonatych, m nie i ciebie. P rzy jście P ań sk ie je st bliskie. P an J e ­ zus p rzyjdzie i w eźm ie nas do siebie, to znaczy tych, którzy w yznali M u swój grzech, p rzy ję li Go, i roz­

poczęli z N im now e życie. A le tych w szystkich w ie rz ą ­ cych, k tó rzy pozostali o b ojętni n a Słow o Boże i Bożą w olę dosięgnie rę k a i Sąd Boży. Z a sw oje grzeszne po ­ stępow anie i n iep o jed n an ie się z Bogiem będ ą zm u­

szeni sta n ąć p rze d Bożą sądow ą stolicą i czeka ich odrzucenie i w ieczne potępienie.

I dziś Boża n iew id zialn a dłoń przeciąga linię po­

m iędzy tym i, którzy p o je d n ali się z Bogiem i tym i, któ rzy Go nie przyjęli. A le chw ała naszem u P anu, że p rzed n adejściem sąd u d aro w ał czas łaski. On zw raca się i dziś z n astęp u jący m i słow am i: Z a p ra w ­ dę, zapraw dę, kto słow a Mego słucha i w ierzy T e­

m u, k tó ry m nie posłał, nie p rzyjdzie n a sąd, ale odziedziczy życie wieczne.

Tu nie chodzi o zw ykłe słuchanie, ale o posłu­

(6)

szeństwo, całkow ite podporządkow anie się w oli B o­

żej. Tu chodzi o p rzy jęcie Je zu sa ja k o sw ojego oso­

bistego Zbaw iciela.

A jeśli nie w yznał przed N im sw oich grzechów i nie p rz y ją ł Go, uczyń to dziś, a staniesz się czło­

w iekiem szczęśliwym i bezpiecznym . „K to do m nie p rzyjdzie nie w yrzucę go p rec z”, m ów i P a n Jezus.

On m ów i i dziś, „C zuw aj, nie bądź obojętny i nie ś p ij”. Te słow a są n iezm iernie w ażne i o strzegają w szystkich.

P rzypom inam sobie w ydarzenie z okresu o sta t­

niej w o jny: bom ba zrzucona z sam olotu uszkodziła ta m ę zabezpieczającą w ielkie zbiorniki w ody w gó­

rach. R ozlew ające się w ody zalew ały w szystko po drodze. M ieszkańców je d n ej z w iosek ostrzeżono w nocy telefonicznie przed zbliżającym się niebezpie­

czeństw em . Ale człow iek o d b ierający telefon zlekce­

w ażył to ostrzeżenie i m ieszkańców w ioski w porę nie obudzono. Wieś została za la n a a w ielu m ieszk ań ­ ców zatonęło.

W brew opinii ludzkiej Boże słow a w y p ełn iają się całkow icie. D latego Bóg dziś jeszcze w sk az u je ci d ro­

gę w yjścia. On chce, abyś m ia ł oczy, k tó re w id zą n ie­

bezpieczeństw o. Ręce gotow e do służby Bogu i bliźnim . S erce czułe i ochotne d la sp raw y P ańskiej.

N iech głoszone przez nas słowo przybliży cię do Boga i zm ieni tw o je serce. Jezus zaprasza ciebie i m ów i: przyjdź. P rz y jd ź spracow any i obciążony, a J a ci sp raw ię odpocznienie.

On p odaje ci sw oją dłoń. W łóż sw oją dłoń w dłoń Jezusa. U klęknij przed N im i w yznaj sw oje grzechy. On ci przebaczy. S taniesz się Jego dziecię­

ciem. N adchodzący sąd n ie będzie już groźny dla cie­

bie. T w oim udziałem będzie dziedzictw o w chw ale Bożej. N iech m iłosierny Bóg dopom oże ci, a błogo­

sław ieństw o Jeg o niech nie odejdzie od Ciebie.

Kazimierz Muranty

W pracy nie leniwi, Panu służąc

Ż yjem y w okresie działalności Kościoła Chrystusow ego na ziemi, w oczekiw aniu n a po­

w rót Głowy i P a n a Kościoła, Jezu sa C hrystusa.

Je st ty lk o j e d e n c e l pracy Kościoła n a zie­

m i: ś w i a d e c t w o o J e z u s i e C h r y ­ s t u s i e , w ypełnianie Jego nakazu: „w y je ­ steście św iadkam i” (Łk. 24,48) i „głoście E w an­

gelię w szystkiem u stw orzeniu” (Mk. 16,15).

Całą ziem ską działalność Kościoła, w szelkie nasze czynności z ty m zw iązane zw ykliśm y n a ­ zywać w potocznym języku „pracą dla P a n a ” . Jakże jed n ak często obserw ujem y rozm aite p o j­

m owanie tego pojęcia, jakże rozm aite treści w nie w kładam y. Praw idłow e rozum ienie istotnej treści tego pojęcia jest rzeczą niezm iennej w a­

gi dla w szystkich, którzy w jakikolw iek sposób biorą udział, lub chcą brać udział, w tej pracy.

Odnosi się to do w szystkich żyw ych członków żywego Kościoła; więcej, jest to konieczność i powinność spoczyw ająca na w szystkich w ie­

rzących (1 Kor. 9,16-17).

Przed nam i kolejn y now y rok. K tó ry to już z rzędu? Nowy okres pracy. Czas podsum o­

w ania minionego okresu, czas snucia planów na przyszłość. Czas i chwila, w której pow inniśm y w nikliw ie i krytycznie przyjrzeć się sobie i te ­ mu, co sam i nazyw am y „pracą dla P a n a ” . No­

w y Rok nie jest m agiczną chwilą. Nie łudźm y się! Tylko Sam Jezus C hrystus — a nie Nowy Rok -— może zmienić nas i nasz stosunek do spraw y Bożej, w yznaczyć k ieru n e k działania.

Czasem, w k tóry m dokonujem y sam okon­

troli i konfrontacji naszej pracy dla P a n a z tym., co jest wolą Bożą, pow inien być dla nas k a ż- d y d z i e ń , a nie tylko Nowy Rok. To tylko okazja do przypom nienia sobie tej praw dy. T a ­ ka ko ntrola i kon fron tacja jest konieczna, aby nie okazało się, że nasza praca i tru d były próż­

ne i darem ne (Fil. 2,16)!

Przede w szystkim m usim y sobie jedno uświadomić, że nie m a pracy dla P a n a jako ta ­

kiej. On nie po trzeb u je naszej pracy, On nie chce naszych ofiar i rękam i nie jest chwalony.

Cała nasza praca — to służba innym dla C hry ­ stusa. Nie dla zap łaty czy korzyści, nie ze s tra ­ chu przed k a rą lub naganą, lecz z czystej m i­

łości do Niego. Czyn z miłości p rzestaje być obowiązkiem, a jest n a tu ra ln y m odruchem ser­

ca, „bo inaczej nie m ożna” .

M yli się ten, ktokolw iek m yśli podejm ując jakąkolw iek pracę dla P a n a lub u rząd w Koś­

ciele, że przyw ilej te n spotyka go dlatego, że jest trochę lepszy niż inni. Że należy do w y ­ branej elity Kościoła. Że m a odpow iednie w y ­ kształcenie hum anistyczne, teologiczne lub ogólne. Że jest w stanie przysłużyć się Kościo­

łowi lub duszom, k tó re może doprow adzi do zbaw ienia. Tu chodzi o coś zupełnie innego. Bóg może zrealizow ać sw oje p lan y bez kogokolwiek z nas. Ale m usim y pam iętać, że P a n m a tylko jeden ostateczny cel dla każdego z nas: uczynić nas bardziej podobnym i do Jezusa, tego najd o­

skonalszego w zoru sługi (Fil. 2,7). N ajw ażniej­

sze jest to, że J e m u z a l e ż y na naszej re ­ lacji, naszym stosunku do Niego, naszym k o n­

takcie z Nim. Tylko On jest i m a być Panem , a m y jedynie sługam i. On, jako Pan, m usi nas wziąć w Sw oje ręce i ukształtow ać w edług swojej woli. Dopiero w ted y w szystkie rzeczy zajm ą swoje w łaściw e m iejsce. Dopiero w tedy, i tylko w tedy, będziem y m ogli przyczynić się naszą pracą do realizacji najw ażniejszego celu Kościoła: św iadectw a.

Podejm ując pracę dla Pana, m usim y sobie zdać spraw ę ze swojej sy tu acji (2 Kor. 3,5).

M usim y sobie uśw iadom ić, że sami z siebie je­

steśm y m arni. Nie m ożem y sam i osiągnąć dos­

konałości i sukcesów an i w swoim w łasnym ży­

ciu, ani w podejm ow anej pracy. Jed y n ie Bóg może nadać sens i w artość naszej pracy dla P a ­ na, uczynić ją pożyteczną. Nasze w łasne usiło­

w ania skończą się zawsze klęską i niepow odze­

niem.

6

(7)

P odejm ując pracę dla P a n a m usim y poznać i uznać Jezu sa C hrystusa jako P an a i Władcę, a siebie sam ych — tylko jako sługi. P ra ca dla Pana -— to służba (2 Kor. 4,5; Rz. 12,1). Nie możemy ani n a chwilę ulec pokuszeniu i poddać się uczuciu, że m ożna m ieć powodzenie w p ra ­ cy dla P an a i osiągnąć cokolw iek cennego swo­

ją w łasną um iejętnością i sprytem .

P odejm ując pracę dla P an a m usim y sta ­ nowczo rozpraw ić się z grzechem (2 Kor. 6,3;

Gal. 5,13). M ożemy wstydzić się grzechu i nie- naw idzieć jego konsekw encji i jedocześnie w ca­

le nie nienaw idzieć samego grzechu, a naw et przeciw nie, mieć w nim przyjem ność. W takim przypadku możemy n aw et pogardzać sobą za to, że cieszymy się tym , co pow inniśm y n ien a­

widzieć. Ap. Paw eł znał to uczucie, bo napisał 7 rozdz. listu do Rzym ian. N ieśw ięta praca nie może przynieść św iętych owoców! Zw ycięstw o nad grzechem i nienaw iść do grzechu jest da­

rem od Ducha Świętego, niezbędnym w pracy.

W iele rozm aitych czynności nazyw am y pracą dla Pana, choć On nigdy się do nich nie przyzna. Jakże często usiłujem y pod pobożnym płaszczykiem pracy dla P a n a przem ycić swoje w łasne cele. Dla jed ny ch może to być p rag n ie­

nie w ładzy, sukcesów, sław y czy popularności.

Dla innych może to być pycha i chęć w yw yż­

szenia w łasnego ja, pokazania w łasnych um ie­

jętności, czy wiedzy. A jeszcze dla innych mogą to być po p rostu przyw ileje i korzyści m ate­

rialne. Oczywiście, najczęściej dostrzegam y to u innych; jakże tru d n o siebie ocenić. Dziwim y się więc bardzo, gdy cała nasza praca płonie w ogniu najlżejszej próby, kiedy się w szystko przew raca z hukiem . A przecież, po ludzku rzecz biorąc, nasze w łasne cele m ogą być dobre.

Lecz Bóg nie chce mieć z ty m nic wspólnego.

Nie chce naszych dobrych dzieł, natom iast pragnie, abyśm y będąc Jego sługam i w e w szy­

stkim w iernie w ypełniali wolę Jego, jako Pana.

Byw a rów nież tak, że w sw oją służbę w kładam y całe serce i duszę m ając n a uw adze tylko Pana, a mimo to pozornie spotyka nas za­

wód i niepow odzenie lub nie w idzim y rez u lta ­ tów naszej pracy, a przyszłość — po ludzku rzecz biorąc — w yd aje się być najczarniejsza.

Zdajem y sobie wówczas py tan ie: w czym za­

w iniliśm y lu b co teraz pow iedzą inn i? To tylko ludzki strach. Nie m artw m y się o ocenę. P rz e ­ cież Bóg wie, na ile pracow aliśm y dla Niego, na ile włożyliśm y w to swoje serce. On zna n a jle ­ piej nasze intencje i m otyw y działania. Do Niego należy ocena. W iele z tego, co w y d aje się nam szczerym złotem, podczas Jego próby — spłonie. Wiele też rzeczy, do który ch tak m ało przykładaliśm y serca i które tak mało ceniliś­

my, okażą się w artościow ym i w edług Jego m iary.

Pom iędzy złotem, srebrem i drogim i k a ­ m ieniam i m usi być drewno, siano i słom a (1 Kor. 3,12-13). W naszej pracy dla P a n a w no ­ wym roku sta ra jm y się, aby ty ch rzeczy k tó re spłoną, było jak najm niej.

W. L.

Bądź wzorem

„Niechaj cię nikt nie lekcew aży z powodu młodego w ieku; ale bądź dla wierzących wzorem w postępo­

waniu, w miłości, w wierze, w czystości.” (1 Tym.

4,12).

N ajp ierw uzgodnijm y ja k i te n te k st m a być, bo tu coś brakuje*. W oryginałach i w innych tłu m a ­ czeniach je st je d n o słowo, k tó re praw dopodobnie opuściła d ru k a rn ia a nie tłum acze. P ow inno być ta k :

„B ądź d la w ierzących w zo rem w m owie, w p o stę ­ p o w an iu ” itd. O puszczono jedno słowo „w m ow ie”.

K to n a to m ia st posługuje się sta ry m tłum aczeniem tzn.

„B iblią G d ań sk ą” to znów m a jedno słow o za dużo, którego nie p otrzeba, bo w o ry ginałach po d staw o ­ w ych tego nie ma, a m ianow icie, słow o „w d u c h u ”, pisan e m a łą literą.

T ak te n w iersz pow inien brzm ieć: „Niechaj cię nikt n ie lekcew aży z powodu młodego w ieku; ale bądź dla wierzących wzorem w m owie, w postępo­

w aniu, w m iłości, w wierze, w czystości”. J e s t tu 5 rzeczow ników : m ow a, postępow anie, m iłość, w iara i czystość.

C hciałbym sk oncentrow ać się nie ty lk o n a tym jed n y m haśle „bądź w zo rem ”, ale raczej cały ten w iersz rozważyć.

N ajp ierw dla tych, k tórzy się uczą grek i (za­

chęcam teologów, k tó rzy tro ch ę liznęli greki, żeby je d n a k kontynuow ać tę naukę). Z najom ości B iblii bez greki n ik t nie będzie m iał, żaden człow iek bez zn a­

jom ości greki now otestam en to w ej nie d a sobie rady, bo g rek a to je st o ryginalny język N owego T estam e n ­ tu i jeżeli greki nie znam y, to m usim y szukać róż­

nych k om entarzy, k tó re nam odpow iednie pojęcie greckie w y jaśn iają. B o to, co n am język polski, a n ­ gielski, czy niem iecki, czy fra n cu sk i czy jakik o lw iek in n y m ów i, to ty lk o je st p ró b a p rze k aza n ia (odda­

nia) tego, co je st w oryginale. D latego m u sim y zaw sze sięgać do greki, i te ra z ta k że będziem y kom entow ać poszczególne słow a w edług greki.

N ajp ierw to n eg aty w n e: „N iechaj cię n ik t nie lekcew aży z pow odu m łodego w ie k u ”. Z ebraliśm y się tu zasadniczo jako m łodzież. M yślę, że przew ażająca liczba obecnych, k tó rzy p rzyjechali, to ludzie młodzi.

G dy te n w iersz czytam y, to w y d aje n am się,, że Ap.

P aw eł p isa ł do bardzo m łodziutkiego Tym oteusza.

Nie je d en sobie w yobraża, że Tym oteusz m ia ł w tedy 18 lub 20 lat. Może d la n iek tó ry ch będzie zaskocze­

niem , gdy pow iem , że w ted y P aw eł p isa ł do Tym o­

teusza te n list i p o w iad a: żeby z pow odu m łodego w ieku n ik t go nie lekcew ażył, to T ym oteusz m iał chyba conajminiej 32 lata, a być może m ia ł 37 albo 38. Czyli w cale nie był ta k i m łodziutki. A m im o to Ap. P aw eł n ap isał do n iego o m łodym w ieku. D la­

czego? M usim y sobie uśw iadom ić, że T ym oteusz w tym czasie sp raw o w ał ta k ie funkcje, k tó re sp ra w u ją n a jsta rsi b ra c ia ; m ianow icie fu n k cje koordynacji p racy k ilk u zborów, i b y ł swego ro d za ju nadzorcą n ad przełożonym i różnych zborów, był pew nego ro ­

* P rzem ó w ien ie w y g ło sz o n e na o g ó ln o k o ścieln y m zjeździe m łod zieży w W arszaw ie w sie rp n iu 1972 roku

(8)

dzaju doradcą, a przy ty m w szystkim ew an g elistą i nauczycielem . Je śli to w eźm iem y pod uw agę, to m o­

żem y powiedzieć, że n a p ra w d ę T ym oteusz był m łody

— biorąc pod uw agę zajm o w an e stanow isko. Ale A postoł P aw eł uznał, że on się n ad a je . D laczego? Bo przede w szystkim on nie był m łody duchow o. Do­

w iad u jem y się z listu do Tym oteusza, że babcia Loida była w ierząca, m a tk a E u n ik a też b y ła w ierząca.

I babcia i m a tk a zaszczepiły T ym oteuszow i p raw d y b ib lijn e od n ajw cześniejszej młodości.

K to zna h isto rię i bio g rafię S purgeona to może w ie o tym , że S purgeon m ia ł 18 lat, a był ju ż p rz e ­ łożonym w ielkiego zboru. M iał 18 lat, duchow o nie był jeszcze stary, ale ta k się złożyło, że ju ż w ta k w czesnym w iek u zaczął pełnić pow ażne fu n k cje i zdał n a tym stan o w isk u egzam in.

G dy siebie p orów nam y do tych ludzi, do T ym o­

teusza i Spurgeona, to p ytam y się: czy dorośliśm y ju ż do ja k iejś fu n k cji?

Z p ra k ty k i w iem , że n ie ra z gdy zachęcam y j a ­ kąś osobę liczącą np. 20-kiłka ła t do ja k ie jś pracy, ap. w Szkole N iedzielnej i ta osoba p o d ejm u je się tej pracy, to w tedy dopiero się okazuje, że w łaściw ie nie je st do tej p racy przygotow ana. Ju ż w iele razy słyszałem , że osoba 2 0 -k ilkuletnia m i m ów i: w łaści­

wie ja nic n ie um iem . Ma ty m dzieciom opow iadać p roste rzeczy, a ona m ów i: „ja w łaściw ie jeszcze nic nie w iem ”. I te ra z należałoby postaw ić p y ta n ie: coś ty tych 20-kilka la t życia ro b ił? Coś ty ro b ił? Je śli przez tyle la t n ie nauczyłeś się n a w e t tego, aby m a ­ łym dzieciom coś opowiedzieć. To je st trag e d ia dzisiejszych czasów, że m y w iele rzeczy zaczynam y za późno. Za późno!

Na k u rsie dla pracow ników Szkół N iedzielnych odw ażyłem się pow iedzieć, że ew angelizację dzieci czasem zaczynam y o 40 la t za późno. Bo n a 20 la t przed n arodzeniem się dziecka już m usim y ew ange­

lizow ać ojca i m atkę, a oni z kolei m a ją pracow ać nad sw oim dzieckiem . A m y często ew angelizujem y m łodego człow ieka, gdy m a la t 20 i potem ta k tru d n o z tym naw róceniem . Jesteśm y o 40 la t spóźnieni.

To sam o byw a w pracy. My tu ta j obecni je ste ś­

m y — p rzy n a jm n ie j w znacznym procencie — pow o­

łan i do tego, aby ja k ą ś p rac ę w K ró lestw ie Bożym w ykonyw ać. B oję się, że ŁW/o obecnych opóźniło się z ty m przygotow aniem do pracy. M ówię to z do­

św iadczenia. To cośmy ju ż pow inni przeżyć i znać m a jąc la t 15, to przeżyw am y i uczym y się, gdy m am y la t 30. A to w szystko je st ju ż ja k w idać — za późno.

D latego te n w iersz i cały u ry w e k odczytany ran o od 12 do 16 w iersza, zachęca n as do tego, abyśm y nad ro lą ja k najw cześniej zaczynali pracow ać, bo nasze życie je st króciutkie. J a k m y będziem y gotowi do służby, gdy będziem y m ieć 40 la t — to będzie trochę za późno!

Ap. P aw eł m ów i: „N iechaj cię n ik t nie lekcew aży z pow odu m łodego w iek u ”. W yobrażam sobie T ym o­

teusza, jako b ard z o niepozornego i skrom nie w y g lą­

dającego człowieka. N a d odatek człow ieka chorow i­

tego i o tym dow iadujem y się z listów apostolskich:

„dla częstych chorób tw oich...”, „dla niedom agali żo­

łąd k a używ aj po trosze w in a ” — p isał do niego Ap.

Paw eł. Dlatego, że on był niepozorny i jeszcze ch o ro ­ w ity, to ludzie może nim ta k troszeczkę gardzili, trochę go lekcew ażyli. Bo ja k p rzyjdzie człow iek ta k i do­

rodny, m ający 1,90 m w zrostu, o szerokich b arach,

0 potężnym głosie, no to ta k i człow iek zdobyw a sobie trochę resp ek tu . A le w sp ra w a c h życia duchow ego nie to się liczy.

P am ię ta m y S am uela. W ielki Boży człow iek. Zo­

s ta ł posłany do dom u Jessego, aby pow ołać n a kró la jednego z jego synów. Czym się k ie ro w a ł? W łaśnie tą postaw ą, szerokim i b ara m i, dosto jn ą fig u rą ; to S a­

m uelow i im ponow ało. A tym czasem P a n Bóg w y b ra ł D aw ida, k tó ry z ty c h w szystkich synów w yglądał n ajsk ro m n iej.

D latego nie p o p ełn iajm y w naszym życiu tego błędu, k tó ry p o pełnił S am uel i k tó ry często p o p ełn ia­

my, że ludzi o ceniam y w edług ich zew nętrznego w y­

glądu i postaw y, głosu, a niektórzy p o tra fią n a d ra ­ biać m iną. Np. k to ś zna 10 słów po angielsku, ale zaczyna ostro mówić, ta k , że ludzie gotow i w ierzyć, że on n ap ra w d ę u m ie po angielsku. D laczego czasem lekcew ażym y m łodych ludzi? O dw ażę się pow iedzieć, że m y sta rs i rów nież lekcew ażym y. Dlaczego? Często dlatego, że m łodzi ludzie d a ją n am p o d staw ę do le k ­ cew ażenia ich. Z auw ażyłem , że jeśli m łody człowiek je st stateczny, ułożony, p o p raw n ie żyje i p o p raw n ie się zachow uje, to się go nie lekcew aży, a n a w e t p rz e ­ ciwnie, sta w ia się go często za wzór. Od tego w ła ś­

nie, czy w y będziecie się odpow iednio zachow yw ać, zależy czy w as będ ą lekcew ażyć, czy nie.

Ja k ie są głów ne błędy, grzechy lu b n iedostatki m łodych ludzi? P ierw szy — b r a k d o ś w i a d c z e ­ n i a . Jeszcze k ró tk o żyje ta k i człow iek i jeszcze nie m a dośw iadczenia. D ośw iadczenie przychodzi z la ­ tam i. D ruga rzecz, k tó ra tro c h ę z ty m w parze idzie

— b r a k w i e d z y . Im d łużej żyjem y, tym w łaściw ie w ięcej w iem y, p rzy n a jm n ie j do pew nego stopnia. A m łody człow iek jeszcze te j w iedzy m a troszkę za m ało. To też pow oduje, że go tro szk ę lekcew ażym y.

P otem m łody człow iek m a tro c h ę m ało m ądrości ży­

ciowej. To idzie w p arze z w iedzą i dośw iadczeniem . Tu w W arszaw ie, z u st m ojego ojca, słyszałem ta k ie zdanie, k tó re w ypow iedział n a w ykładzie, gdyśm y k ilk a la t te m u m ieli w y k ład y n a te m a t życia ro ­ dzinnego. W śród słuchaczy było sporo studentów 1 w ielu z nich m iało w ted y około 20 lat. A m ój o j­

ciec pow iedział w tedy, a m ia ł w ów czas 80-kilka lat, w ięc m ógł sobie n a ta k ie zdanie pozw olić: pow ie­

dział, że człow iek je st najg łu p szy gdy m a około 20 lat. A poniew aż w ielu z ty c h słuchaczy m iało około 20 lat, to ich troszkę poruszyło. J a k to, to ja już jestem ta k i m ądry, a tu te n starszy w u je k m ów i, że jestem w najg łu p szy m w ieku. Dlaczego ta k je st? Bo człow iek ju ż uw aża się za dorosłego, za dojrzałego, a tym czasem jeszcze n im nie jest. P ra k ty k a w y­

k azuje, że dopiero koło 30 lat, człow iek dojrzew a, do­

p iero się o rien tu je w świecie. A człow iek m ający 20 la t n ie o rie n tu je się w św iecie. Jeszcze m u w iele brak.

G dybyśm y n iejed n eg o z w as w y rw a li ze środo­

w iska i kazali żyć sam odzielnym życiem, to byście nie um ieli. W stać m łody człow iek n ie um ie, n ie k tó ­ rego trze b a 6—7 razy budzić, bo nie u m ie w stać. T a ­ kiej prostej rzeczy nie umie.

A ja k człow iek do w ojska się dostanie, to prze­

k o n a ją go b ardzo szybko, że nic nie um ie: an i stać, an i siedzieć, an i chodzić, an i nic. I tego n am po­

trzeba. W ojsko je st czasem dobre. Mój szw agier b a r ­ dzo zaleca tro ch ę dyscypliny w ojskow ej d la m ło­

dych ludzi, bo oni się przek o n ają, że nic nie u m ieją

Cytaty

Powiązane dokumenty

B anach, Sur les operations dans les ensembles abstraits et leur application uax equations intógrales,

Ponadto, człowiek jest bytem grzesznym i niedoskonałym , nie będącym w stanie zrozum ieć świętego i spraw iedliw ego Boga.. Znaczy więc, że istn ieją cztery

pocznie się z chw ilą osobistej ingerencji Boga w uporządkow anie historii... N ikt jed n ak nie jest w stanie określić

W teologii Jego panow anie nad stw orzeniem jest zazwyczaj przedstaw iane za pom ocą trzech przym iotników , k tóre określają Jego relacje w zględem stw orzenia..

A gdy miłość straci możliwość istnienia, Boża świętość nie może uzewnętrznić się inaczej jak tylko w gniewie i sądzie. Reakcją Bożej świętości na

życiela i Obrońcy, tego „innego Pocieszyciela”, którego nadejście zapow iedział C hrystus Pan. Ludzie ci, będący bez w y ją tk u Żydami,- pochłonięci byli

W iedziałem , że okażę się dokuczliw ym , ale nie ividziałem innego sposobu, by dostać się do tych chłopców.. D

A gdy przybyły już blisko ujrzały odsunięty kamień, a wszedłszy do w nętrza zobaczyły siedzącego młodzieńca w białej szacie, który odezwał się do nich: