• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1973, nr 10

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1973, nr 10"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

(MESCfflNIN

[POMNIK MIKOŁAJA IKOPERNIKt

W TORUNIU EWANGELIA—-ŻYCIE i MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA— JEDNOŚĆ — POWTÓRNE PRZYJŚCIE GHRYjSTUSA

NR 10

1 9 7 3

(2)

C H R Z E Ś C I J A N I N

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1929

Warszawa, Nr 10., październik 1973

MIKOŁAJ KOPERNIK NA OKRĘCIE

TROSKA O MATKĘ BIBLIA I TEOLOGIA:

BÓG I WSZECHŚWIAT

MEZITES — JEDYNY POŚREDNIK DAWID WILKERSON OPOWIA­

DA (IV)

ANNA MORAWSKA O KSIĄŻCE WILKERSONA

W PRASIE CZYTAMY

SZKOŁA NIEDZIELNA: WIELKIE I MAŁE CZYNY

KRONIKA

M iesięcznik „ C h rześcijanin ” w y sy ła n y jest b ezp łatn ie; w y d a w a n ie jed n a k cza­

sop ism a u m ożliw ia w y łą c z n ie ofiarność C zytelników . W szelkie ofia ry n a cza so ­ pism o w kraju p rosim y k iero w a ć na k on to Z jed n oczon ego K ościo ła E w a n g e­

liczn eg o : PKO W arszaw a, I Oddział M iej­

ski, Nr 1-14-147.252, zazn aczając c e l w p ła ­ ty n a odw rocie b lan k ietu . O fiary w p ła ­ cane za granicą n a leży k iero w a ć przez oddziały zagran iczn e B an k u P o lsk a K a­

sa Opieki, n a ad res P rezyd iu m Rady Z jednoczonego K ościoła E w a n g e liz n e g o w W arszawie, ul. Zagórna 10.

Wydawca: Prezydium Rady Zjedno­

czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium. Józef Mrożek (red. nacz.), M ieczysław Kwiecień (z-ca red. nacz.), Edward Ćzajko (sekr. red.), Jan Tołwiński.

Adres Redakcji i Administracji:

00-141 Warszawa 1, ul. Zagórna 10.

1 Telefon: 29-53-61 (w. 8 lub 9). Mate­

riałów riaidcsląnych nie zwraca się.

ESW „Prasa”, Warszawa* Smolna 10/12. Nakł. 5000 egz. O bj. 3 ark.

Zam. 1316, R-89,

Mikołaj Kopernik

R o k 1973 został ogłoszony ro kiem n a u k i polskiej. O bchodzim y b ow iem w ty m roku; setną rocznicę pow stania A k a d e m ii U m iejętności w K rakow ie, diausetną rocznicę pow stania K o m isji E du ka cji N arodow ej, która była p ie rw szy m w św iecie M in iste rstw em O św iaty oraz — przede w s z y s tk im — pięćsetną rocznicę u rodzin naszego w ielkiego astronom a, M ikołaja K o p er­

nika.

Pięćsetna rocznica u ro d zin genialnego astronom a ż T orunia stała się p r z y ­ czyną do napisania d ziesią tek prac m ono g ra ficzn ych pośw ięconych K o ­ pern iko w i. W yd a je się, że w s zy stk o co o K o p e rn ik u m ożna by p o w ie ­ dzieć zostało ju ż pow iedziane. H istoria o d kryw a je d n a k przed n a m i w ciąż now e tajem nice, któ re p rzy b liża ją n am postać geniusza sprzed pięciu w ie ­ ków . M ąż ta k n ieprzeciętny, ta k m ocno w y c h y lo n y w przy szłść nie pozo­

sta w ił n a m je d yn ie sw ego dzieła stronom icznego. Pozostała n a m rów nież m yśl K o p e rn ik a odniesiona do Ziem i. P rzyglądając się czyn o m K o p ern i­

ka m o że m y stw ierd zić ja k n ie n a w id ził zła, zgorszenia, p o dstępu i obłudy;

w ie m y co m yśla ł o spraw iedliw ości społecznej, p o lity c zn e j i ekonom icznej, 0 obow iązkow ości w w y k o n y w a n iu p ow ierzonych zadań i o n iesieniu po ­ m ocy sta rym i chorym .

M ikołaj K o p e rn ik urodził się 19 lutego 1473 ro k u w Toruniu, a ród jego ze stro n y ojca pochodził ze Śląska. M atka zaś, z do m u W atzenrode, była rodow itą torunianką. D zieciństw o K opern ika nie je st dostatecznie w y ja ś­

nione. Z a p ew n e w m ieście ro d zin n ym uczęszczał do szko ły przykościelnej.

Dalsze n a u k i pobierał w szkole Braci W spólnego Ż ycia w Chełm ie, albo ive W łocla w sku . N astępnie udał się do K ra ko w a i w stą p ił na U niw ersytet Jagielloński, gdzie stud io w a ł teologię i praw o. A le ju ż w te d y zaczęła go bardziej interesow ać m a tem a ty ka , a przede w s z y s tk im astronom ia. W szech­

nica Jagiellońska słynęła w okresie studiów K opern ika ja k o n a jp rze d n ie j­

sza w Europie szkoła astrono m iczn o -m a tem a tyczn a . W yd a je się pra w d o ­ podobne, że m istr ze m m łodego K o p e rn ik a był W ojciech z B rudzew a, pro­

fesor filo zo fii a ry sto te leso w sk iej p ry w a tn ie nauczający astronom ii. T u roz­

budziły się za interesow ania astronom iczne K opernika. Na życzenie w uja, biskupa Ł u k a sza W atzenrode, któ ry opiekow ał się n im p o śm ierci ojca 1 ło ży ł na jego w ykszta łcen ie, udał się K o p e rn ik do W łoch, gdzie odbyw ał dalsze studia w P adw ie, Ferrarze, B olonii i R zym ie . Po u ko ń c ze n iu s tu ­ diów za granicą, 31 m a ja 1503 r. został p ro m o w a n y na doktora praw a ka ­

nonicznego.

Po pow rocie do kra ju osiadł w e F rom borku, gdzie jako k a n o n ik nale­

żał do kolegium ka n o n ikó w w a rm iń skic h i przez ja k iś czas był tego k o le­

gium sk a rb n ik ie m i sekretarzem . U czestniczył ży w o w ży c iu p u b lic zn y m F rom borka i całej W arm ii. Z a jm o w a ł się te ż ekonom ią, zw ła szcza spra­

w am i pieniądza i biciem m onet. N apisał kilka rozpraw z te j dziedziny.

P ra k ty k o w a ł ró w n ież jako lekarz.

P rzede w s z y s tk im je d n a k za jm o w a ł się astronom ią. Z bu d o w a ł sobie we F rom borku o bserw atorium i proicadził w n im sam odzielne badania i ob­

serw acje nieba. S tu d iu ją c p ilnie dzieła d a w n iejszyc h astronom ów rychło doszedł do w niosku, że teoria P tolem eusza, w edług k tó re j nieruchom a Z ie ­ m ia zn a jd u je się w śro d k u w szechśw iata, a w o k ó ł n ie j krą ży Słońce, p la ­ n e ty i g w ia zd y — je st błędna.

S fo rm u ło w a ł w ięc zam iast sy stem u geocentrycznego sy stem heliocentrycz- ny, w edług którego Z iem ia je st jedną z planet krążących dookoła Słońca.

N a jw a żn ie jszy m dzie łe m K o p e rn ik a z d zie d zin y astronom ii je st obszerny tra k ta t pt. De revo lu tio n ib u s — O obrotach, w y d a n y 10 N orym berdze w 1543 roku. D zieło to p oprzedził K o p e rn ik p rze d m o w ą 10 form ie listu do papieża P aw ła III. U św iadam iając sobie w pełn i przełom ow e znaczenie sw ego odkrycia dla rozw o ju noiuoczesnej nauki, w ie lk i uczony w tych słow ach sfo rm u ło w a ł spraw ę niezależności n auki: „Być m oże, że znajdą się tacy, co — lubiąc bredzić i m im o zu p e łn e j nieznajom ości n a u k m a ­ te m a tyc zn yc h roszcząc sobie p rzecież praw o do w yp o w ia d a n ia o nich są­

du na podstaw ie jakiegoś m iejsca w P iśm ie Ś w ię ty m , tłum aczonego źle i w y k rę tn ie , odpow iednio do ich za m ie rzeń — ośm ielą się potępiać i p rze­

śladow ać tę m o ją teorię. O tych je d n a k nie dbam , do tego stopnia że sąd ich m a m n a w e t w pogardzie jako le k k o m y śln y ". Pogląądy astronom iczne K op ern ika długo nie b yły uznaw ane. Dzieło K o p ern ika „De revo lu tio n ib u s”

Kościół w pisał do in d e k su ksiąg zakazanych. Dopiero na przełom ie XVI I I

i X I X w. teoria M ikołaja K opernika została pow szechnie uznana, (c)

(3)

N a o k r ę c i ś

„Ale Pan zesłał na morze gw ałtowny w iatr I powstała w ielka burza rid morzu, tak, że okrętowi groziło rozbicie, Przerazili się w ięc żeglarze i każ­

dy w ołał do sw ojego bóstwa; rzucili w morze ładunek, który był na okrę­

cie, by uczynić go lżejszym . Jonasz zaś zszedł w głąb okrętu, położył się i twardo zasnął. Przystąpił w tedy do niego dowódca żeglarzy i rzekł mu:

„Dlaczego śpisz? Wstań, w ołaj do Boga twego, może wspom ni Bóg na nas

i nie zginiem y”. (Jon. 1,4—6)

Istnieją ludzie, k tórzy p rag n ą żyć po jed­

nani z Bogiem, lecz są też i tacy, k tó rzy u w a­

żają, że Bóg jest im w życiu niepotrzebny. P rz e ­ czytany tek st przedstaw ia nam ucieczkę Jo n a ­ sza od Boga. Bóg go pow ołał do służby i dał m u zadanie, lecz Jonasz nie posłuchał się. J e ­ d yną jego m yślą było uciec od Boga i jego po­

leceń ja k najdalej. Taki jest człowiek. Woli żyć w łasnym niepodporządkow anym Bogu ży­

ciem i przebyw ać tam , gdzie nic się o Bogu nie mówi. Jonasz w siadł w o kręt i tą drogą chciał oddalić się od zadań, k tó re m u Bóg pow ierzył.

Był pom yślny w ia tr i Jonasz w n et stracił r o ­ dzinny k raj z oczu. W taki sposób znalazł się na drodze ucieczki od Boga. Czy dobrze m u się powodziło? S krył się w śród m ary n arzy i był pewien, że n ikt go nie znajdzie i nie rozpozna.

A jedn ak wszechm ogący Bóg w idział go i w y ­ słał za Jonaszem sw ojego gońca, k tó ry m był sztorm. Morze w zburzyło się i w ydaw ało się, że fale zatopią okręt. M aszty łam ały się, roz­

ry w ały się żagle, a m aryn arze drżeli ze strachu, poniew aż takiego sztorm u jeszcze nie przeżyli.

Nie orientow ali się jednak, że Bóg m ocną ręk ą opanow ał okręt. W zburzone fale jak b y m ów iły:

nie uciekaj grzeszniku; w róć do Boga a On przebaczy ci tw ój grzech i p rzy jm ie cię takim jakim jesteś. U przednio Bóg zlecił Jonaszow i ażeby odstępczem u m iastu N iniw ie zw iastow ał Słowo o up am iętan iu i sądzie.

Jonasz nie posłuchał się, jed n ak Boży plan m usiał być w ykonany choćby do tego zm obili­

zowany został cały św iat. Z dajem y sobie sp ra ­ wę, że podobnie ja k w idział Bóg Jonasza, w i- dżi i nas. Lecz czy z upodobaniem ? Bóg w idzi lepiej aniżeli człowiek. Człowiek widzi to co m a przed oczyma. Bóg widzi serce. Jego w zrok jest i n a ciebie skierow any. D latego ta k w ażnym jest abyś sw oje życie uporządkow ał przed Nim.

A jeśliś tego nie uczynił, to czyń dopóki nie będzie za późno. Biada nieułaskaw ionem u grzesznikow i jeśli w padnie w ręce Boże. J o ­ nasz ucieka, lecz sztorm jest posłańcem, k tó ry nieposłusznego Jonasza m a zatrzym ać i zaw ró­

cić ze złej drogi. Posłańcy Boży są różni. Dla Noego w ysłańcem o Bożej w ierności b y ł deszcz.

Balaam owi m ów iąca oślica przypom niała o je ­ go nieuczciw ym postępow aniu. K ruk i uśw ia­

dom iły Eliasza, że jest nadal pod Bożą opieką.

Prom ienie słońca i gw iazdy na niebie, to przyjaciele naszego życia m ówiący nam o Bożej wielkości i dobroci.

Co chce owa dobroć? O na chce skierow ać człowieka do pokuty. Bóg przez słowo Sw oje chce każdem u człowiekowi okazać sw oją m i­

łość. A jeśli człow iek pom im o w szystko św ia­

dom ie odchodzi od Boga, w ted y Bóg może użyć innych środków. I w ted y człowiek może p rz e ­ żyć p raw dę przysłow ia, k tó re m ów i: „kto nie chce słuchać, te n m usi cierpieć” . Często przez wiele dośw iadczeń m usi przejść n iew iern y Bo­

gu i popadający w zw ątpienie człowiek, zanim naw róci się i stanie n a praw dziw ej drodze wio­

dącej go do Boga, k tó ry stw orzył cię na obraz i podobieństw o sw oje chce, abyś b y ł Mu po­

słuszny i szedł drogą w iodącą do praw dziw ego szczęścia w Chw ale Bożej. C ierpienie i dośw iad­

czenie nie zaw sze są karą, lecz m ogą przybliżyć i w prow adzić na drogę w iodącą do dom u Ojca.

Często choroba, k tó rą Bóg zsyła jest po to, abyś zam knął drzw i łączące cię z grzechem i nało­

gam i tego św iata, abyś m iał czas zastanow ić się i pom yśleć n ad dalszym swoim życiem. Bolesny w ypadek śm ierci często także jest m ow ą w iel­

kiego Boga. S m utne dośw iadczenia n ie zawsze są karą, lecz w y n ik ają z miłości do ciebie, k tó­

ra cię w oła do pow rotu. Bo On cię m iłuje i idzie za Tobą. Boża, szukająca miłość jest zna- kifem m iłosierdzia dla w szystkich grzeszników.

Bóg zesłał nam swego jednorodzonego Syna, aby każdy kto w niego uw ierzy nie zginął ale m iał żyw ot w ieczny” . I dlatego On cierpiał i um arł za w szystkich ludzi — grzeszników na K rzyżu Golgoty. Życzeniem Bożym jest, aby n ik t z ludzi nie zginął, lecz poznał rzeczyw istą praw dę, p rzy jął Jezu sa jako swojego osobistego Zbawiciela, pojednał się z Bogiem i odziedzi­

czył życie wieczne.

Ludzie, którzy podobnie jak Jonasz w spo­

sób św iadom y odchodzą od Boga, postęp ują źle i w brew ich woli k arząca ręk a Boża dosięgnie ic-h. Niech te słowa będą dla ciebie przypom ­

nieniem i ostrzeżeniem , drogi C zytelniku.

U ciekający Jonasz znalazł się w śm iertel­

nym niebezpieczeństw ie. G roziła m u bowiem śm ierć w otchłani m orskiej a w raz z nim i lu ­ dziom p rzebyw ającym n a okręcie. Całej zało­

dze w ydaw ało się, że o kręt lada chwila rozer­

w ie się na kaw ałki.

M arynarze byli niew ątpliw ie odważnym i ludźm i, lecz podczas tej w ielkiej b urzy drżeli ze strachu. W m orskich falach czaiła się śmierć.

F aktem jest, że w obliczu śm ierci człowiek boi się. W iadomo, że większość ludzi na tem at śm ierci mówić nie lubi. Szczególnie zaś ludzie znajdujący się w tow arzystw ie u n ik ają tego te ­ m atu. A jed n ak każdy wie, że czeka go śm ierć

i noc go od niej nie uchroni. W jedn ym ze

swoich psalm ów K ról Daw id tak m ów i: „naucz

(4)

mię Boże pam iętać, że um rzeć m uszę i uczyń m nie m ąd ry m ”.

Co czyni załoga zagrożonego o k rętu ? Oni w ołają o ra tu n e k do Boga. To zdanie w yjaśnia, że ci poganie n a swój sposób byli ludźm i w ie­

rzącym i. To, czego Jonasz nie w ykonał oni czy­

nili. W Biblii czytam y: proście, a będzie w am dano” wołaj w potrzebie a u ra tu je cię” . Z do­

św iadczenia w iem y ja k bardzo te p raw d y za­

w a rte w Piśm ie Św iętym spraw d zają się w ży­

ciu ludzi w ierzących. C zytaliśm y dalej, że w szystko co obciążało o k ręt m ary n arze w y rz u ­ cali za b u rtę. Zapew ne w m orze w yrzucano i kosztow ne przedm ioty, przedstaw iające dużą w artość pieniężną. P ra w d ą jest, że w obliczu śm ierci prócz życia w szystko tra c i sw oją w a r­

tość. My, ludzie w ierzący w iem y doskonale, że przed bram ą wieczności w szystko, co ziem skie i m aterialn e staje się bezw artościow e.

Zastanów się z czym tw o je serce n a jb a r­

dziej zw iązane jest w ty m świecie. N iech b a ­ last nieprzebaczonych grzechów, pokusy i ucie­

chy tego św iata nie zagradzają ci drogi do ży­

cia wiecznego w chwale. P ojednaj się z Bogiem dopóki jest czas. K to po tam tej stronie grobu i śm ierci chce wieść błogosławione życie, ten m usi uw ierzyć w moc krw i Sy n a Bożego p rze­

lanej n a odpuszczenie grzechów n a krzyżu Golgoty i przyjąć Go jako sw ojego Zbaw iciela i już tu n a ziemi rozpocząć z Nim now e życie.

Gdy zaistniało niebezpieczeństw o Jonasz skrył się pod pokładem i zasnął. Tym czasem ciem ne wody śm ierci opasały okręt. A ni zerw ane m asz­

ty ani h u k fal podczas rozszalałego o rk anu nie m ogły go w zruszyć ani obudzić.

Takim jest człowiek, k tó ry nie uporządko­

w ał swojego życia przed Bogiem, zatw ardził sw oje serce przed Nim i nie usłuchał jego gło­

su.

Jonasz stał się tw ard y m i obojętnym na w szystko, nic go nie mogło w zruszyć ani obu­

dzić. W ielu ludzi nie zdaje sobie sp raw y z ta ­ kiego stan u i śpiąco idzie n a śm ierć. Pew ien człowiek podczas w spinaczki w górach w padł w szczelinę skalną i w ted y zaczął w zyw ać po­

mocy. W swej tru d n e j sytu acji w ołał też i o pomoc do Boga. Po pew nym czasie usłyszano jego wołanie. R atow nicy w yciągnęli go p rzy po­

m ocy liny. K iedy został u rato w a n y w ted y m ię­

dzy innym i pow iedział: „Boże, ty możesz czy­

nić co zechcesz, ale m nie ju ż nie d ostaniesz” . Taka szydercza w ypow iedź jest dla nas lu ­ dzi w ierzących przykra. Dlaczego Bóg zlitow ał się i człowiek ten nie zginął, za szyderstw o i niewdzięczność? G dyby on chociaż podziękow ał Bogu za ratun ek. Podobnie ja k ów człowiek czyni w iele ludzi. Pism o Św ięte uczy nas, „nie błądźcie, Bóg nie da się z siebie naśm iew ać” . Każdy, k to zlekcew ażył i nie docenił Boga b ę­

dzie m usiał przed Nim w brew swojej w oli od­

powiadać. Bóg Św ięty jest i biada niepojedna- nem u z Nim grzesznikow i w paść w Jego ręce.

Jonasz spał pom im o w ielkiego sztorm u sza­

lejącego n a 'zew nątrz.. M arynarze podchodzą do Jonasza i krzyczą. Dlaczego śpisz? W stań ospal­

cze i módl się do swego Boga. Ale Jonasz nie może się modlić. U ciekającem u słowa m odlitw y

zam ierają n a ustach. K to posiada praw idłow y stosunek do Boga te n może przed Nim otw ie­

rać sw oje serce w m odlitw ie. Jesteśm y św iad­

kam i ja k w ielu ludzi nie m odli się i dlatego nie m a radości w ich życiu.

Najczęściej przeszkodą jest tu grzech, k tó ­ ry oddala każdego człow ieka od Boga. Każdy grzech jest w rogiem m odlitw y. K ról D aw id tak m ów ił po u p a d k u sw oim : (Ps. 32, 3) „Póki m il­

czałem schnęły kości m oje w śród nieustannych m ych narzek ań w każdym d n iu ” .

N ieuporządkow ane życie przeszkadza w praw idłow ej m odlitw ie do Boga. I d latego po­

stanów m y sobie. N iech św iadom y grzech odej­

dzie od życia naszego. W życiu Jo nasza zaist­

n iała pow ażna przeszkoda, k tó ra niepozw alała m u się modlić.

Przeszkodą m odlitw y pow odującą jej nie- w ysłuchanie jest m .in. w rogi, n iepo jedn an y sto­

sunek do bliźniego. Jeśli jesteś dla kogoś w ro ­ giem, to idź i pojednaj się z nim . U czyń ty pierw szy krok. Inaczej tw o je m odlitw y nie do­

trą przed m aje sta t Boży i nie będą w ysłuchane.

Tam, gdzie nie m a przebaczenia, tam nie m a pokoju i błogosław ieństw a Bożego. J a k w aż­

ny m to zagadnienie było dla Jezu sa p o tw ier­

dzają Jego słow a w ypow iedziane w m odlitw ie P ańskiej. „I odpuść n am nasze w in y jako i m y odpuszczam y naszym w inow ajcom ” . Jeśli i tę prośbę w ypow iadam y z niepo jedn any m sercem, to m odlim y się n a próżno.

S tern ik — k a p ita n o k rętu dow iedział się, że Jonasz śpi, poszedł więc do niego, schw ycił za ram ię p otrząsnął i zapytał: „Dlaczego śpisz” ? Od tego k a p ita n a człowiek w ierzący może się cze­

goś nauczyć.

W stań i w ołaj do swego Boga. Oni wołali do sw ych bożków, ale n a próżno. N ieistniejący m artw y bożek nie może w ysłuchać człowieka będącego w potrzebie. J a k w ielki w sty d pow i­

n ien ogarnąć Jonasza, kiedy poganie przypom ­ nieli m u o obow iązku m odlitw y. Czy i w n a ­ szym otoczeniu zbyt często ludzie niew ierzący nie zaw stydzają w ierzących?

I w reszcie Jonaszow i stało się w szystko jasne. Zrozum iał, że on je s t w szystkiem u w i­

nien. Jego grzech nie m ógł być już dłużej za­

k ry ty . W szechwidzący Bóg widzi i nasze postę­

pow anie. I ty swoich grzechów przed Nim nie ukryjesz. P rzyjdzie czas, że w szystko co było i je s t niezgodne z w olą Bożą w tw oim życiu, w y j­

dzie na jaw . I będziesz m usiał stanąć przed Bogiem sędzią spraw iedliw ym . Jeśli tw oje ży­

cie nie jest uporządkow ane, to m am serdeczną radę dla ciebie; pojednaj się z Bogiem. P o­

w iedz M u w serdecznej m odlitw ie, że jesteś grzesznikiem . Poproś o przebaczenie grzechów i przyjm ij Jezusa jak o swojego osobistego Zba­

wiciela.

Jego m iłość je s t w ielka. On p rzyjm ie każ­

dego pokutującego grzesznika. Moc- Jeg o Św ię­

tej K rw i na krzyżu Golgoty oczyści każdy twój grzech. Z aufaj Mu, przy jm ij Go. On m a dla ciebie zadanie. Pozostań Mu w ierny, i nigdy nie odchodź od Niego.

Kazimierz Muranty

(5)

Troska o m a t k ę

„A gdy Jezus ujrzał matkę i ucznia, którego m iłow ał, stojącego przy niej, rzekł do m atki: N iewiasto, oto syn twój. Potem rzekł do ucznia: Oto matka twoja. I od onej godziny w ziął ją ów uczeń do siebie”.

Jan 19, 26—27

Ju ż blisko trz y godziny w isiał Jezus C h ry ­ stus n a krzyżu w m ękach nie do opisania. Zno­

sił u rąg an ia i szyderstw a tych, co Go ukrzyżo­

w ali i nie odpow iedział im n a Sw oje u sp ra ­ w iedliw ienie — ta k jak przed tem P iłatow i — ani słowa. Przeciw nie m odlił się za swoich w ro ­ gów i odpowiedział jedynie n a prośbę p o k u tu ­ jącego ło tra dając m u obietnicę w prow adzenia go do raju . I tym potw ierdził Sw oje słowo, iż przychodzącego do Niego nie w yrzuci precz.

Zw róćm y teraz uw agę n a tych, którzy byli uczniam i P a n a i chodzili za Nim. Otóż nie w i­

dzim y na Golgocie uczniów Jego z w y jątk iem jedynie Jana. W idzim y Jego m atkę z n iek tó ry ­ mi niew iastam i, któ re przyszły aż z G alilei i to ­ w arzyszyły Synow i Bożem u aż na Golgotę. Nie w idzim y n a Golgocie ani Józefa, ani braci J e ­ zusowych, ani Łazarza czy innych, k tórzy byli w iernym i uczniam i Jego.

Przybliżał się m om ent śm ierci Syna Boże­

go, kulm in acy jn y p u n k t w alki życia ze śm ier­

cią. Jezus C hrystus nie w ydał z Siebie ani jed ­ nego jęku, nie dał w y razu Swoim m ęczarniom . Nie przyjął octu z żółcią, k tó ry daw ali M u żoł­

nierze. Nie p rzy jął środka znieczulającego ból, ale świadom ie p ragn ął w ypić kielich goryczy i cierpień za grzeszny św iat.

Ciemności zaczęły ogarniać św ięte miejsce, k tó re stało się m iastem najw iększej zbrodni, i w tych ciem nościach zbliżyła się do samego k rzyża m atk a Jego i uczeń, którego m iłow ał J e ­ zus. W ówczas Syn Boży zwrócił w zrok na m a t­

kę i w yrzekł do niej te słow a: „Niewiasto, oto syn tw ój” . T utaj na górze Golgocie w ypełniło się proroctw o w ypow iedziane ongiś do M arii, m atki Jego: „Tw oją w łasną duszę przeniknie m iecz” (Łk 2,35). T eraz m iecz p rzen ik n ął jej serce jako m atki, z k tó rą P a n nasz żył do trz y ­

dziestu lat. Składała ona w iele rzeczy do serca swego, nie zrozum iała Go, ale będąc posłuszną Bogu, od początku do końca w ykonyw ała sw o­

je ziem skie powołanie. P rzyszła teraz do Tego, k tó ry przez w szystkich został opuszczony, do um ierającego w strasznych cierpieniach, w e­

spół ze złoczyńcami. Jego m atk a i tu Go nie pozostawiła.

N iektórzy m ówią, że Jezus w ypow iadając słowo: „N iew iasto”, nie chciał n arażać Sw oją m atkę n a to, by wrogow ie zwrócili na nią uwagę. P ragnął, by odeszła ona z Golgoty i nie oglądała Jego o statnich cierpień i Jego konania.

Oddał ją pod opiekę Jana, m iłego ucznia Sw e­

go: „Oto m atk a tw o ja” . Od tej chw ili w ziął ją uczeń do siebie. Można przypuszczać, że ząbrął

ją do swego dom u i była ona pod troskliw ą opieką J a n a aż do końca swego życia.

M isja m atk i Jezu sa b yła w ielka i św ięta.

B yła ona narzędziem , przez k tó re Słowo stało się ciałem. Jezusow i by ły znane przeżycia Jego m atki. Ona przeżyw ała, gdy Sym eon proro k o­

wał, że m iecz przeniknie jej duszę. Przeżyw ała i podczas zw iastow ania, k tó re głosiło, że stanie się m atk ą M esjasza. Było to niem ałe przeżycie dla m łodej dziew czyny, k tó ra nie znała męża.

Przeżyciem w ielkim była dla niej podróż z N a­

zaretu do B etlejem u, by poddać się spisowi ce­

sarskiem u. Przeżyciem była dla niej ucieczka do E giptu, zw iązana z w ielkim i trudnościam i i nie­

bezpieczeństw em . P rzeżyciem było dla niej po­

zostanie Jezu sa w Jerozolim ie podczas święta, gdy przez trz y dni b ył poszukiw any. O na p rze­

żyw ała, gdy opuścił Swój dom rodzinny, nie rozum iany także przez Swoich dom owników.

O na nie raz płakała z pow odu ciężkich do­

św iadczeń swego S yna; płakała, że nie jest tak, jak by pragnęła, gdyż nie rozum iała planów Bożych. C ierpliw ie jed n ak czekała do końca.

Aż doczekała się końca. O statni raz spojrzała w tw a rz skrw aw ioną, n a głowę w koronie cier­

niow ej, n a wiszącego z napisem : K ról Żydow ­ ski. M ożna w pro st podziw iać jak w ytrzym ało jej serce i jak m ogła ona trag ed ię tę przeżyć.

A jed n ak przeżyła. Po Z m artw y ch w stan iu w i­

dzim y ją razem z uczniam i n a m odlitw ie o ze­

słanie D ucha Św iętego. Może niek tórzy chcie­

liby usłyszeć o jej dalszej służbie w niebie „za n am i grzesznym i”, ale n ieste ty Słowo Boże o niej w ięcej nie w spom ina. Służbę sw oją spełni­

ła ona na ziemi. W niebie O rędow nikiem n a­

szym jest Jezus C hrystus, k tó ry u m arł za nas i zm artw ychw stał i odk upił nas k u żyw otow i w iecznem u, dla N ieba, gdzie jest m atk a Jego, apostołow ie i święci Boży prorocy.

Przez całe w ieki słowo „m atk a” brzm iało najm ilej i n ajp rzy jem n iej. Je j kołysanki, jej troski, jej bezsenne noce, jej zm artw ienia, jej uśm iech i jej płacz, jej oczekiwanie, jej w ielkie serce. P op atrzm y na Syn a Bożego i uśw iadom ­ m y sobie, że kto nie idzie drogą Bożą i zapom i­

na o swoich rodzicach, popełnia straszliw y grzech, k tó ry się n a nim zemści jeszcze za życia w doczesności.

Syn Boży odpow iedział pew nem u człowie­

kow i n a jego zap ytan ie co m a czynić, aby odziedziczyć żyw ot w ieczny: „nie zabijaj, nie cudzołóż, nie krad n ij, nie m ów fałszywego św ia­

dectw a, c z c i j o j c a i m a t k ę , i m iłuj bliź-

(dokończenie ną stj\ Ę)

(6)

BIBLIA I TEOLOGIA

B ó g i w s z e c h ś w i a t

Przedm iotem naszego opracow ania będą re ­ lacje zachodzące m iędzy Bogiem i w szechśw ia­

tem. C ztery aspekty tego zagadnienia należy po­

ruszyć. N ajpierw poruszym y kw estię stworzenia w szechśw iata przez Boga, a n astęp n ie Boże pa­

nowanie n ad w szechśw iatem . Dalej, spojrzym y bardziej dokładnie na szczególny tw ó r Boga ja­

kim jest człowiek, a w reszcie om ówimy to, jak społeczność m iędzy Bogiem i człowiekiem zosta­

ła naruszona przez grzech.

STWORZENIE

B iblijna n a u k a o stw orzeniu jest bardzo prosta. Językiem popularnym , przed-naukow ym przedstaw iona, nie podaje nam zawiłych, filozo­

ficznych teorii, lecz proste stw ierdzenia, z k tó ­ rych w ym ienim y następujące:

Stworzenie przez Boga (1 Mojż. 1)

Pism o Św ięte nie p rzedstaw ia w szczegó­

łach procesu stw orzenia, lecz podaje nam poe­

tycki opis faktu, że w szechśw iat został stw o­

rzony przez Boga. Bóg stw orzył w szechśw iat.

A utor b iblijny w ym ieniając w szystko, co w idzi na tym świecie, powiada, iż w szystko zaw dzię­

cza swój początek, sw oje pochodzenie jedynie Bogu.

Z tego też w zględu zadania jakie stoją przed praw dziw ym uczonym i praw dziw ym teologiem bardzo rzadko są sobie przeciw staw ne. Uczony zajm uje się poszukiw aniem odpowiedzi n a p y ta ­ nie: Co?, w odniesieniu do w szechśw iata; stara się on opisać św iat i w ytłum aczyć jak on „dzia­

ła” . Zadaniem zaś teologa jest p ró b a odpowiedzi n a p y tan ie: Dlaczego?, w odniesieniu do w szech­

św iata; zajm u je się on rozw ażaniam i nad jego początkiem, nad jego przeznaczeniem oraz nad

TROSKA O MATKĘ

(dok oń czenie ze str. 5)

niego swego, jak siebie sam ego” (Mt 19,18— 19).

Z ty m zw iązana jest obietnica długiego życia na ziemi oraz dobrobytu. W ierzący człowiek przestrzega tego, co Jezus pow iedział i pokazał czynem Swoim.

M atka Jezusa w racając z Golgoty m iała sy­

na, m iała opiekuna, Jan a. A Syn Boży poszedł do Ojca, w szedł do chw ały, k tó rą m iał przed za­

łożeniem św iata. Poszedł, by każdem u z tych, k tórzy w Niego uw ierzyli przygotow ać m iejsce w niebiesiech. A stam tąd przyjdzie jeszcze raz.

S. W aszkiewicz

jego m oralnym znaczeniem . Prace w ielu uczo­

nych, którzy są rów nież chrześcijanam i, m ówią nam , że w tej dziedzinie nie m uszą istnieć sprze­

czności m iędzy n a u k ą a teologią.

Stworzenie z niczego (Rzym. 4,17)

A utorzy pogańskich m itów, a także rzecz­

nicy w czesnych prób naukow ego zrozum ienia pochodzenia w szechśw iata, m ieli zazwyczaj na m yśli pew nego rodzaju uprzednio istniejący

„ m a teriał”, z którego Bóg ukształtow ał w szech­

św iat, podobnie ja k garncarz kształtu je i fo r­

m u je kaw ałek gliny. Je d n a k Pism o Św ięte w w ierszu podanym w yżej (por. także 1 Mojż. 1,1;

H ebr. 1-1,3); w yraźn ie u trzy m u je, że Bóg stw o­

rzy ł św iat ex nihilo (z niczego); m ate ria ł Bóg zarów no stw orzył, ja k i ukształtow ał. M ożemy n aw et pójść dalej i powiedzieć, że i czas i p rze­

strzeń zostały stw orzone przez Boga.

Boża transcedentalność (Izaj. 40,12 nn.)

Istn ieje bardzo sta ry system filozoficzny zw any panteizmem, k tó ry naucza, że w szech­

św iat sam jest Bogiem. T a teo ria nie m a uzasad­

n ienia w Piśm ie Św iętym , k tó re naucza o brans- cedentalności Boga. Bóg jest inny. Bóg nie może być utożsam iany z w szechśw iatem ! Je st On da­

leko w iększy niż to w szystko, czego jest Stw órcą i Panem , i nie może być ograniczony przez małe w ym iary, naw et gdy są one m ierzone w latach św ietlnych. Bóg napełn ia wieczność (Izaj. 57, 15).

W łaśnie dlatego Pism o Ś w ięte tak stanow czo przeciw staw ia się bałw ochw alstw u, k tó re jest oddaw aniem czci stw orzeniu zam iast Stw órcy (Rzym. 1,25)

Nieustanne stwarzanie (Psalm 104)

N iektórzy uczeni w spółcześni są zdania, że w szechśw iat je s t stale zaopatryw any w świeże elem enty stw orzonej m aterii. Bez w zględu n a to, czy ta teo ria jest praw dziw a czy nie, Pismo Św ięte utrzym u je, że tw órcze działanie Boga i Jeg o tro sk a o w szechśw iat nie skończyły się z chw ilą stw orzenia, k tó re p rzedstaw ia nam G e­

nesis 1 (1 Mojż. 1). Bóg nie jest podobny do ze­

garm istrza, k tó ry po w yprodukow aniu i uru ch o­

m ieniu zegara, pozostaw ia go jego w łasnej mocy.

N a ty m polega błąd tzw. deizmu. Bóg stale czu­

w a nad św iatem i stale sp raw uje nad nim k o n t­

rolę. Jeśliby Bóg tego nie czynił, św iat po prostu p rzestałb y istnieć (por. Kol. 1,17).

6

(7)

Stworzenie przez Jezusa Chrystusa (Hebr.

1 ,1 - 3 )

Jezus C hrystus jest cen traln ą postacią nie tylko nowego, duchowego stw orzenia; jest On także cen traln ą postacią w Bożym początkow ym dziele stw orzenia. Nie je s t On głów nym Spraw cą wszechśw iata, pozycja jest zarezerw ow ana dla Boga Ojca — ale jest, że tak pow iem y, P o śred ­ nikiem, przez którego w szechśw iat został stw o­

rzony oraz Tym, dla którego istnieje (1 Kor. 8,6).

W podobny sposób D uch Św ięty jest złączony z dziełem stw orzenia (1 Mojż. 1,2). T ak więc w szystkie trz y Osoby T rójcy są zaangażow ane w dzieło stw orzenia, a stw orzenie istn ieje dla chw ały Trój jedynego Boga.

PAN WSZECHŚWIATA

Panowanie (Psalm 148)

Pism o Św ięte m ówi nam o Bogu nie tylko jako Stw orzycielu wszystkiego, ale także jako Panu, S uw erenie nad w szystkim , co stw orzył.

W teologii Jego panow anie nad stw orzeniem jest zazwyczaj przedstaw iane za pom ocą trzech przym iotników , k tóre określają Jego relacje w zględem stw orzenia.

Po pierw sze, Bóg jest wszechmocny. Je st On w stanie uczynić w szystko, co uczynić za­

pragnie (por. Izaj. 40,21— 31). Oczywiście, nie znaczy to, że jest On w stanie uczynić to, co jest sprzecznością samo w sobie lu b absurdalne.

N ie potrzeba przeto głowić się, jak ktoś kiedyś, nad tym „czy może Bóg stw orzyć ta k ciężki kam ień, że go Sam nie udźw ig nie?” . Ale znaczy to, że Bóg jest w stanie uczynić to, co p rze k ra ­ cza ludzkie pojęcie i co w y d aje się niem ożliw e dla naszego ograniczonego u m y słu (np. w ciele­

nie, przez które sam Stw órca stał się stw o­

rzeniem).

Po drugie, Bóg jest wszechwiedzący. Bóg zna w pełni i rozum ie w szechśw iat, k tó ry został przez Niego stw orzony, i nic, co się w nim dzieje nie jest sk ry te przed Jego oczami (por.

Rzym. 11,33— 36; Kol. 2,3).

Po trzecie, Bóg jest wszechobecny. T utaj łatw o o nieporozum ienie polegające n a przeko­

naniu, że Bóg jest podobny do jakiegoś rozrze­

dzonego gazu, flu id u lub fal n apełniających każdą przestrzeń. T akie rozum ienie byłoby zwodnicze. G dy m ów im y o wszechobecności Boga m am y n a m yśli to, że żadna część w szech­

św iata nie jest zam knięta dla Boga i dla Jego działania. J a k u b stw ierdził, że nie może znaleźć się poza obecnością Boga uciekając z dom u (1 Mojż. 28,10 nn., szczególnie w. 16), a p salm i­

sta śpiewa, że jest rzeczą niem ożliw ą uciec od Boga ani w dzień ani w nocy, ani w życiu ani w śm ierci (Psalm 139). Ludzie m ogą znaleźć Boga i m ieć z N im społeczność w szędzie i w każdym czasie (Mt 28,20).

N ależy jeszcze przy ty m dodać, że chłodny w yraz tych trzech przym iotników nie pow inien być powodem naszego m yślenia, że stosunek Boga do św iata jest zim ny, chłodny i a b stra k ­

cyjny. Nie jest to praw da. A lbow iem Bóg obja­

w ia Swój ch a ra k te r miłości i świętości wzglę­

dem nas. O bjaw ia w postaci Sw ojej opatrzności.

Opatrzność (Psalm 107)

Słowo „opatrzność” w teologii mówi nam 0 tym , że Bóg ak ty w n ie troszczy się o w szech­

św iat, św iat i jego m ieszkańców oraz zaspokaja ich potrzeby. T ak w ięc autorzy biblijni bieg p ó r roku, deszcz i słońce p rzy p isu ją łaskaw ej trosce Boga o ludzi i o inn e Jego stw orzenia.

A utorzy bib lijn i w ierzyli także, że w pew nym sensie ta tro sk a m iała zw iązek z postępow aniem ludu Bożego: kiedy Izrael żył spraw iedliw ie dośw iadczał dobrobytu, kiedy zaś służył fałszy­

w ym bogom następow ało nieszczęście (1 Mojż.

1,29 n.; 8,22; 5 Mojż. 28; P salm 104; M t 6, 25— 34; 10,29— 31).

N au ka o O patrzności nie jest łatw a do zro­

zum ienia przez współczesnego człowieka. Na pew no nie istn ieje dokładna współzależność m iędzy ludzkim postępow aniem , a Bożym za­

spokajaniem potrzeb człowieka, i dla w ielu lu ­ dzi tru d n o pogodzić obecność cierpienia, bólu i zła na świecie z O patrznością m iłującego Boga.

T rudności te ściśle się łączą z problem em zła, 1 chociaż ostatecznego rozw iązania nie sposób podać, to jed n a k trudności te nie są w ystarcza­

jące dla obalenia n au k i o O patrzności. Dośw iad­

czenia m ężów i n iew iast w Piśm ie Św iętym oraz dośw iadczenia chrześcijan w szystkich w ie­

ków potw ierdzają tezę A postoła Paw ła, że „Bóg w spółdziała w e w szystkim k u dobrem u z tym i, k tórzy Boga m iłu ją ” (Rzym. 8, 28).

NATURA CZŁOWIEKA

W św ietle Pism a Św iętego człowiek jest szczytem i koroną stw orzenia Bożego. Jego wyższość nad w szystkim i in ny m i stw orzeniam i w yw odzi się stąd, że został on uczyniony na obraz Boży (1 Mojż. 1,26 n.). Znaczy to, że czło­

w iek jest w p ew nym sensie podobny do Boga, swego Stw orzyciela. Dzięki tem u posiada on m oralną n atu rę, p a n u je nad św iatem przyrody, jest w stanie spraw ow ać k on tro lę nad swoim środow iskiem oraz je s t zdolny do tw orzenia now ych rzeczy. Tylko on spośród isto t stw orzo­

nych jest zdolny do m oralnego postępow ania:

zna różnicę ja k a istn ieje m iędzy dobrem a złem, m iędzy m iłością a nienaw iścią. J e st on zdolny do społeczności z inn y m i ludźm i i z sam ym Bogiem. A więc pow iedzenie, że człowiek został uczyniony na obraz Boży znaczy, że posiada on m oralną i duchow ą naturę.

T ak jak B iblia nie usiłuje podać nauk i o św iecie w sposób naukow y, tak samo nauki o n atu rze człow ieka nie podaje przy użyciu te r ­ m inologii naukow ej. I stąd jest rzeczą niebez­

pieczną usiłow anie budow ania biblijnej „psy­

chologii”, poniew aż te same term in y psycholo­

giczne różnie są stosow ane w poszczególnych

księgach Pism a Św iętego; w poszczególnych

księgach m ają one in n y sens i inne znaczenie.

(8)

Ogólnie jednak m ożem y powiedzieć, że w S ta­

rym. Testam encie człowiek jest w idziany jako stw orzenie m ający ciało i kości; jako będący (nie „m ający”) duszę żyjącą, k tó ry otrzym ał życie dzięki tech nieniu Boga (2 Sam. 19,12 n.;

1 Mojż. 2,7). W Now ym Testam encie, człowiek składa się z ciała i krw i (1 Kor. 15,50) oraz m a (lub jest) duszę (gr. psyche) i ducha (gr. p neu - ma) — 1 Tes. 5,23. K rótko mówiąc, słowo „cia­

ło” określa człowieka jako istotę fizyczną, m a­

terialną, słowo „dusza” — jako b y t m ający związek z innym i ludźm i, a słowo „duch” okre­

śla człowieka jako b y t m ający społeczność z Bogiem.

Człowiek został stw orzony po to, by — zgodnie z określeniem jednego ze znanych k a ­ techizm ów p rotestanckich —• „chw alił Boga i m iał z Nim społeczność na w iek i” . Życie czło­

wieka m a być poświęcone chw ale Bożej. Czło­

wiek jest obdarzony p rzyw ilejem posiadania żywej społeczności z Bogiem i z in ny m i ludźm i (Efez. 1,12; 1 Kor. 1,9; 1 J a n 1,3). Pism o Św ię­

te w yraźnie naucza, że ludzie m ają żyć nie jako izolowane jednostki, lecz jako członkowie wspólnoty, k tó rej podstaw ow ą kom órką jest rodzina (por. Efez. 3,15).

TAJEMNICA ZŁA

R ozpatrzyliśm y w yżej relacje zachodzące m iędzy Bogiem i św iatem nie uczyniw szy wzm ianki na tem a t fak tu zła. M usim y teraz spojrzeć na to, jaki w pływ na te relacje w y ­ w iera istniejące n a świecie zło.

Wejście grzechu na świat (1 Mojż. 3)

Zgodnie z przekazem biblijny m po stw o­

rzeniu człowieka nastąpiło w ejście zła do jego serca. Jak o istota posiadająca wolność w y bo ru m iędzy dobrem i złem, m iędzy posłuszeństw em a nieposłuszeństw em , człowiek — za podusz- czeniem kusiciela — podjął złą decyzję, i grzech ze w szystkim i sw ym i okropnym i konsekw en­

cjam i wszedł na św iat (por. Rzym. 5,12— 21;

2 Kor. 11,3).

Pow inniśm y zwrócić uwagę, że przekaz 1 Mojżeszowej (Genesis) przedstaw ia nam tylko fak t w ejścia grzechu; nie mówi jak i dlaczego to się stało. Nie mówi nam także o tym jak k u ­ siciel pojaw ił się na świecie, k tó ry by ł „bardzo d obry” . Co p raw d a m am y pew ne u stęp y Pism a, które zdają się sugerow ać pew nego rodzaju b u n t w śród bytów anielskich przed stw orzeniem św iata (1 Mojż. 6,1—8; Izaj. 14,12— 15; Ezech.

28,12— 19; Ju d a 6), ale to jed y n ie określa jako w cześniejszy początek problem u, a nie w y ja ­ śnia spr.awy pochodzenia zła.

Ból i cierpienie (Job 24)

Istn ieje zło n a świecie nie tylko w sensie ludzkich złych czynów. Istn ieje na świecie ta k ­ że zło w sensie bólu i cierpienia. Ludzie cierpią z powodu niepraw ości swoich bliźnich, m am y

klęski żywiołow e w przyrodzie, istn ieją śm ier­

teln e b a k te rie i trucizny, któ re pow odują cier­

pienie i śm ierć człowieka. Nie zawsze m ożna powiedzieć, że nieszczęścia, k tó re sp oty kają lu ­ dzi są proporcjonalne do ich osobistej n iep ra ­ wości. I dlatego p y tan ie : „Dlaczego niew inny cierp i?” jest bardzo realne.

Podaw ane są różne propozycje odpowiedzi na to pytanie, ale w pełni zadow alającej odpo­

wiedzi znaleźć nie sposób. Istnienie zła, bólu i cierpienia — to tajem nica, k tórej nie sposób w yjaśnić. W każdym razie Pism o Św ięte stw ie r­

dza w yraźnie, że zło nie jest częścią składow ą Bożego p lan u odnośnie do w szechśw iata, i że nie m ożna powiedzieć, iż Bóg jest za istniejące zło odpow iedzialny (1 Mojż. 1,31; Jak . 1,13).

N iem niej jest rów nie jasne, że jesteśm y u p a d ­ łym stw orzeniem , żyjącym w upad łym świecie.

Biblia nie w yjaśnia pochodzenia zła. Z a in te re ­ sow ana jest o w iele bardziej spraw ą Bożego zw ycięstw a nad grzechem i złem w K rzyżu i Z m artw ych w staniu Jezu sa C h ry stu sa oraz obietnicą Bożą dot. nowego nieba i now ej zie­

mi, gdzie ani bólu, ani sm u tk u już nie będzie.

Istota grzechu (Rzym. 1,18— 32)

Chociaż pochodzenie grzechu je s t dla nas tajem nicą, to jed n a k m ożem y bardzo dużo po­

w iedzieć o tym , jak grzech działa w sercach ludzi. R ozpatrzm y tę kw estię z trzech p unktów w idzenia.

W odniesieniu do Boga, grzech jest bun tem przeciw ko Niem u, rebelią, w y rażającą się w n ie­

posłuszeństw ie Jego w oli i Jego p raw u (Izaj.

1,2; 63,10; 5 Mojż. 17,2; 1 Król. 8,50), w n ie­

dostosow aniu się do Jego w ym ogów dot. ludz­

kiego postępow ania (Łk 15,18.21; Rzym. 3,23) oraz w kulcie innych bogów lub bałw ochw al­

stw ie (2 Mojż. 20,3— 6; Łk 12,13— 21; 1 Kor.

10,14— 22). G rzech jest odrzuceniem Boga jako naszego P an a i Króla, co w rezultacie prow adzi do zniekształcenia naszej w iedzy o Nim (Rzym.

1,18— 23; 2. Kor. 4,4).

W odniesieniu do bliźnich, do ludzi, grzech uzew n ętrznia się w niem oralności (Rzym. 1, 18— 23) i b rak u m iłości (1 J a n 3,15; 4,8; Rzym.

13,9 n.). G rzesznik jest osobą, k tó ra nie chce respektow ać p raw in ny ch ludzi, i k tó ra n a ru ­ sza społeczność miłości, k tó ra jest Bożym za­

m iarem w zględem ludzi. J e s t on podobny do dziecka podczas gry, k tó re w sw ojej determ in a­

cji co do odniesienia zw ycięstw a za wszelką cenę, gwałci zasady gry, by tylko pokonać p rze­

ciw nika.

W odniesieniu do siebie samego, grzech jest postaw ą pychy i sam ow ystarczalności (Mai. 4,1;

Łk 1,51: Jak. 4

,

6

;

1 J a n 2,16). J e st to n a s ta ­ w ienie człowieka, k tó ry sprzeciw ia się w szel­

kiej in terw en cji z zew nątrz w bieg swego ży­

cia, gdyż nie troszczy się o nikogo poza sobą i swoim i w łasnym i przyjem nościam i, i ponie­

w aż czuje się W stanie prow adzić sw oje w łasne

spraw y bez b ran ia pod uw agę praw a Bożego,

Grzech jest pych ą „serca zagiętego k u sobie”.

(9)

A więc grzech oddziały w uj e na wszelkie relacje człowieka: względem Boga, względem bliźniego i w zględem siebie samego. Jego w pływ w idzim y w każdej dziedzinie życia człowieka.

Grzech kala wszystko, co człowiek m yśli, co mówi i co czyni. To nie znaczy, że każdy czło­

w iek jest zły aż do tego stopnia, jak to tylko możliwe, ale znaczy, że żadna część człowieka nie jest całkowicie w olna od skalania grzechem . To w łaśnie jest to, co teolodzy określają jako

„totalne zepsucie” .

Skutki grzechu (Rzym. 2,1—16)

Choć tu ta j będą nas interesow ać skutki grzechu w życiu ludzi, to jed n ak nie należy za­

pom inać, że grzech posiada sku tk i o c h a ra k te ­ rze kosmicznym. M ożem y m ówić o całym wszechświecie jako — w pew n y m sensie —

„upadłym ”. W Piśm ie Św iętym klęski w p rzy ­ rodzie, ciężka i n iep roduk tyw na praca, choroba itd., są trak to w an e jako sk u tk i tego, iż w szech­

św iat nie b ył w stanie spełnić Bożych planów odnośnie do swojej egzystencji (por. 1 Mojż.

3.14— 19; Rzym. 8,19— 22; J a n 9,1— 3).

D rugim skutkiem grzechu jest cierpienie zarów no w innych, jak i niew innych. Grzech gwałci Boży model, wzór życia i w konsekw en­

cji rozbija społeczność człow ieka z in n y m i ludź­

mi, zatw ardza grzesznika, p rzery w a jego spo­

łeczność z Bogiem i sprow adza nieszczęścia już w doczesnym życiu (Rzym. 1,18—32; Gal. 6,7;

Izaj. 59,2; Rzym. 2,5). Je d n y m z n ajbardziej okropnych skutków grzechu jest to, że jego konsekw encje ponosi nie tylko pojedynczy grzesznik, ale także w ielu innych ludzi, którzy nie m ieli udziału w k o n k retn y m grzechu d a­

nego człowieka.

Trzecim skutkiem grzechu jest fak t znie­

wolenia grzesznika. G rzech nie jest po prostu spraw ą pojedynczych grzesznych m yśli i uczyn­

ków. Je st on złą siłą, k tó ra zniew ala człowieka, że człowiek staje się coraz bardziej niezdolny do czynienia tego, co w łaściw e i dobre (Rzym.

7.14—20).

Po czw arte, grzech doprow adza do stanu w iny przed obliczem Bożym. W ina nie jest po p ro stu uczuciem w stydu, które człowiek może m ieć lub nie m ieć po uczynieniu czegoś złego.

W ina — to obiektyw ne określenie stanu czło­

w ieka w św ietle p raw a : człowiek, k tó ry n a ru ­ sza, łam ie praw o jest obiektyw nie w inien, bez względu n a jego sub iek ty w n e odczucie. Gdy człowiek łam ie Boże praw o, staje się w inny przed Bogiem i zn ajdu je się w sferze Bożego potępienia (Rzym. 3,19; Jak . 2,10).

I wreszcie, grzech doprow adza do śmierci.

Nie jest łatw o zdefiniow ać pojęcie śmierci, ale m ożem y pom yśleć o niej jako o zaprzestaniu życia Bożego w człowieku. Przez grzech spo­

łeczność, k o n tak t człow ieka z Bogiem zostały przerw ane. G rzesznik boi się obecności Bożej (1 Mojż. 3,8; Łk, 5,8; 1 J a n 2,28). Przechodzi on spod opieki Bożej i troski pod panow anie mocy grzechu (Rzym. 1,24 nn.). Tak więc m ożna po­

wiedzieć, że duchow a śm ierć człowieka ma m iejsce już wówczas, gdy fizycznie człowiek jeszcze żyje. A sam a śm ierć fizyczna jest sym ­ bolem i częścią składow ą tej duchow ej śmierci (1 Mojż. 2,16 n.; Rzym. 5,12 nn.; 6,23). W końcu grzesznik zostaje całkowicie w yłączony ze sfe­

ry obecności Bożej. I to się nazyw a piekłem lub w tó rą śm iercią (Mt 25,41; 2 Tes. 1,9; Obj. 20, 11— 15).

A więc grzesznik znajduje się w stanie śm ierci n aw et w ty m życiu (Efez. 2,1— 5) i ma pilną potrzebę ra tu n k u zanim jego obecny nie­

szczęsny stan nie przekształci się w ostateczne potępienie.

W ten sposób nau k a o grzechu staw ia nas przed p ytaniem o możliwość ratu n k u , zbaw ie­

nia. P ora więc, b y nasza uw aga została prze­

niesiona na ostatniego Adam a, Jezu sa C h ry stu ­ sa, k tó ry przyszedł, b y przynieść w ybaw ienie.

W Nim Bóg rozpoczął dzieło nowego stw orze­

n ia w celu zniszczenia skutków grzechu w tym świecie.

E. Cz.

M EZITES — jedyny Pośrednik

MAŁY SŁOW NICZEK NOWEGO TESTAM ENTU (8)

1. Pochodzenie i znaczenie słowa

M ezites (gr. m esites) — to je d en z w ielk ich no- w ótestam entow ych ty tu łó w Je zu sa C hrystusa. Słowo to je st najczęściej przetłum aczone w B iblii za p o ­ średnictw em słow a „pośrednik”. Je st to słowo pocho­

dzące z greckiego „m eos”, (co znaczy dosłow nie „w pośrodku”) ; stąd też „m ezites” oznacza „człow ieka stojącego pośrodku i tego, k tó ry doprow adza części do jedności”. Nowy T estam e n t używ a tego słow a w odniesieniu do M ojżesza (Gal. 3, 19) i Jezu sa (1 Tym.

2,5; Hebr. 8, 6; 9, 15; 12, 24). O ta k iej w łaśn ie osobie z całej duszy w ołał Ijob w sw oim nieszczęściu: „Nie masz m iędzy nam i rozjem cy” (mesites) (Ijob. 9, 33).

W klasycznej grece słowo to nie było pow szech­

nie używ ane, n ato m ia st stosow ano sens tego słowa.

K iedykolw iek p o ja w ia się te n w yraz lub jego odpo­

w iedniki, ich użycie zaw sze odnosiło się do dwóch n astęp u jący c h znaczeń:

1. 1. Słow a te odnosiły się do arb itra , sędziego.

Z arów no greckie ja k i rzym skie praw o przyw iązy­

w ało w ielkie znaczenie do rozsądzania spraw . W s ta ­ rożytnych A tenach istn iała in sty tu cja tzw. „C zterdzie­

stu ”, w skład k tó rej w chodziło po czterech p rz e d sta ­ w icieli każdego z dziesięciu plem ion.

L udzie m ający spór przychodzili do „C zterdzie­

stk i’', a „C zterdziestka” w yznaczała rozjem cę lub po-

(10)

śred n ik a do za ła tw ien ia spraw y. Rozjem ców d o b ie ra ­ no spośród w szystkich obyw ateli ateńskich, którzy osiągnęli w iek sześćdziesięciu lat. R ozjem ca n ie mógł odm ówić swego udziału w załatw ien iu sporu, je śli zo­

stał do tego w ybrany.

Jego obow iązkiem było doprow adzenie, za w szel­

k ą cenę, do za ła tw ien ia sporu i p o je d n an ia m iędzy dw iem a poróżnionym i stronam i.

W Rzym ie istn iała n ato m ia st instytucja, której członków nazyw ano „arbitri”. P rz y p ad k a m i sp raw czy­

sto praw nych, zajm ow ał się sąd iu d e x ; lecz kiedy sp raw a dotyczyła słuszności, n a p rzy k ła d sp ra w a od­

szkodow ania za długi lub podobne spraw y, w ów czas podejm ow ał d ziałanie „ a rb ite r”, którego obow iązkiem było doprow adzenie do za ła tw ien ia sporu.

A rbiter, rozjem ca, pośrednik, m ezites — to była osoba, k tó rej podstaw ow ym obow iązkiem było pogo­

dzenie dwóch n iechętnych sobie ludzi, zlik w id o w a­

nie w ystępujących m iędzy nim i spornych kw estii. W ła­

śnie ta k ie zadanie spełnił Jezus C hrystus m iędzy n a ­ m i a Bogiem.

1. 2. Słowo „m ezites” oznaszało rów nież „poręczy­

ciela”, „g w a ra n ta ” lu b n a w e t „kau cję” . Człow iek, k tó ­ ry ręczył za czyjeś staw iennictw o do sądu, był ta k w łaśnie nazyw any. Odnosiło się to szczególnie do g w a­

ran c ji i poręczania za długi. Je śli ktoś chciał w ziąć pożyczkę np. z banku, m u siał znaleźć poręczyciela (mezites). Ów „m ezites” był tym , k tó ry gotów był zapłacić długi sw ego p rzyjaciela. Jezus je st w ła ś­

nie ta k im G w arantem , P oręczycielem (mezites), k tó ­ ry spłacił, zlikw idow ał nasze długi w obec Boga.

Zaw sze „m ezites” oznacza osobę sto jącą m iędzy ludźm i, których należy pogodzić. Żydzi często u ży ­ w ali tego o kreślenia w odniesieniu do M ojżesza. To w łaśnie M ojżesz był p ośrednikiem m iędzy Izraelem

a Bogiem. W późniejszych czasach Żydzi w ierzyli, że m o d litw y ich były zanoszone do Boga przez aniołów .

W ierzący człow iek nie p o trze b u je: an i ludzkiego, an i anielskiego p o śred n ik a ; dla niego C hrystus je st ogniw em łączącym go z Bogiem.

2. Jezus jedynym Pośrednikiem

W zw iązku z tym , że P a n Jezu s C hrystus sta ł się jedynym P o śred n ik iem (mezites) ustanow ionym przez Boga, p am iętać należy o trzech w ielkich sp raw ac h :

2. 1. Jezus je st Bożym Pośrednikiem. On je st tym ogniw em łączącym człow ieka i Boga. Je st królew skim zw iastunem , stojącym m iędzy B ogiem i człow iekiem nie po to, by ich rozdzielać, lecz, aby łączyć i godzić.

2. 2. G łów nym zadaniem pośred n ik a je st p o je d n a ­ nie ludzi, którzy są skłóceni. B ardzo często sta ro ż y t­

ne zapiski pap iru so w e m ów ią o w yznaczaniu p o śre d ­ n ik a (mezites) d la w prow adzenia zgody m iędzy sp ie ­ rają cy m i się ludźm i. D ziełem Je zu sa było w łaśn ie u s u ­ nięcie b arie ry stojącej m iędzy B ogiem i człow iekiem .

2. 3. A by p o śred n ik m ógł działać skutecznie, m usi doskonale reprezentować obie strony. Starożytny O j­

ciec Kościoła, Ireneusz, opisuje Je zu sa C hrystusa, jako Tego, k tó ry ob jaw ił (pokazał) ludziom Boga, i ludzi

— p rze d staw ił Bogu. Ju ż sam o to słowo w sk azu je n am n a w ielk ą ta jem n icę C hrystusa, Tego, k tó ry je d ­ nocześnie je st doskonałym Bogiem i doskonałym czło­

w iekiem . D latego On tylko m ógł stać się jedynym p o ­ śred n ik iem m iędzy Bogiem i człowiekiem .

(Na p o d s t.: W, B a r c la y ’a: N ew T estam en t Words)

Oprać. W.L.

Dawid Wilkerson opowiada (IV)

G dy pow róciłem do naszego sam ochodu ciągle ĄaparkoiĄanego nja BrodW ąyu, M iles w yglądał na napraw dę uradow anego, że m oże m nie jesz­

cze oglądać.

— O baw iałem się, że ty m ra&ern zostałeś za­

m ieszany w proces o n^orderstwo siebie sam e­

go — powiedział. G dy m u pow iedziałem o tyc h dwóch gangach, które sp otkałem w ciągu go­

dzinnego p o b y tu to N o w y m Jorku, M ilesow i przyszło na m yśl to śamo, cjo i ja m yślałem .

— Na pew no zdajesz stobie spraw ę z tego, że nie m iałbyś żadnej szansy u nich, g d y b y ś nie został w yrzuóo n y z sądu i g d y b y ci nie zrobio­

no tyc h zdjęć — poioiedzial Miles.

P ojechaliśm y do m iasta i ty m razem udaliśm y się osobiście, do biura prokuratora okręgowego,

i . £

10

(11)

dlatego, że jed y n a droga do zobaczenia się z t y ­ m i chłopcami w w ięzien iu prow adziła p rzez to biuro.

— Chciałbym w ja kiś sposób was przekonać, że nie m am żadr^ego innego rriotywu b y ividzieć się z ty m i ja k ty lk o ich dobro — pow iedziałem w biurze.

—- Proszę księdza, g d y b y n a w et każde słowo, które ksiądz w ypow iada pochodziło z Biblii, to i ta k nie m o g lib yśm y zezw olić na zoidzenie się z chłopcami. J e d y n y m sposobem zdobycia pra­

wa w idzenia się z n im i bez zezw olenia sędzi Davidsona jest uzyskanie pisem nego pozw ole­

nia od rodziców każdego chłopca.

B yła w ięc jeszcze jedna droga otwarta.

— C zy m oglibyście m i podać nazw iska i adresy?

— Bardzo na m p rzykro, ale tego n a m robić nie wolno — usłyszałem .

K ied y w y szliśm y z pow rotem na ulicę, w ycią g ­ nąłem z kieszeni pogiętą kartę pism ti „L ife”.

B yło ta m n azw isko p rzyw ó d c y tgo gangu: Luis A lveres. M iles pozostał w samochodzie, a ja po­

szedłem do kiosku i rozm ieniłem pięciodhlaro- w y banknot na dziesięciocentów ki. B y ły to praw ie nasze ostatnie pieniądze. P o tem zaczą­

łem dzw onić po kolei do w szy stk ich A lveresów , których nazw isko figurow ało w książce te le fo ­ nicznej. W sa m ym M anhattanie było ich ponad dwieście. Każdego się p yta łem : ,,Czy to m ie sz­

kanie Luisa Alveresa, k tó r y był na rozpraw ie M ichaela F arm era?” Groźna cisza, gniew ne słowa. Słuchaw ka trzaskała m i do uchu. Z u ­ ży łe m ju ż czterdzieści tyc h dziesięciocentów ek i było jasne, że w ten sposób nie d o trze m y do tych chłopców. W yszed łem z b u d ki telefo nicz­

nej i pow róciłem do Milesa, do samochodu.

Obaj b y liśm y zniechęceni. Nie m ie liśm y n a j­

m niejszego pojęcia co robić dalej. Tam w sa­

mochodzie wśród otaczających nas drapaczy chm ur Dolnego M anhattanu p ochyliłem głowę i m odliłem się: ,,Panie, jeżeli jeste śm y tu ta j na Tw oje polecenie, to T y m usisz nas prowadzić.

Osiągnęliśm y granicę naszych lud zkich p o m y s­

łów. Prow adź nas tam, gdzie m u sim y iść, bo m y nie w ie m y ”.

Zaczęliśm y jechać przed siebie bez celu w k ie ­ runku, w k tó r y m był u sta w io n y nasz s)amo~

chód. Okazało się, że je d zie m y na północ. Dos­

taliśm y się do ogromnego korka ulicznego na Placu Tim es. K ied y w końcu w yd o sta liśm y się z niego, znów zagubiliśm y się w Central Park.

Jeździliśm y ciągle dookoła za n im zorien to w a ­ liśm y się, że je źd zim y dookoła ronda. Pojecha­

liśm y tareszcie w byle jaką ulicę, b y tylk o w y ­ dostać się z tego ronda. Z na leźliśm y się na u li­

cy, która prowadziła w samo cen tru m hiszpań­

skiego Harlemu. I nagle napełniło m ię jakieś dziw ne uczucie, popychające m nie do w ysiada­

nia z samochodu.

— R o ze jrzy jm y się za m iejscem do zaparkow a­

nia — pow iedziałem do Milesa.

W jechaliśm y w pierw sze napotkane w olne miejsce. W yszedłem z sam ochodu i poszedłem kilka kro kó w w górę ulicy. Z a trzym a łem się zm ieszany. Na trasie przed dom em siedziała grupa chłopców.

— Gdzie m ieszka L uis A lveres? — zap yta łem jednego z nich. Chłopcy popatrzyli na m nie po­

nuro i nic nie odpow iedzieli. P oszedłem dalej drogą bez celu. D opędził m nie chłopiec m u ­ rzyń sk i, k tó r y biegł za m ną po chodniku.

—- Szukacie Luisa A lveresa? — zapytał.

— Tak.

Popatrzył na m nie dziicnie.

— Tego, k tó ry siedzi w w ięzien iu za tego chro­

m ego dzieciaka?

— Tak.

— A czy pan go zna? — chłopiec ciągle gapił się na m nie.

— C zy to je s t pana samochód? — powiedział.

P ytania. te zaczęły m n ie ju ż m ęczyć.

— A dlaczego pytasz? — pow iedziałem . Chłopiec otrząsnął się.

— C złow ieku — pow iedział — zaparkow ał go pan a kurat przejo domem .

P oczułem lekkie uderzenie na sw oim ciele.

— On tam m ieszka? — w skazałem na stary dom czynszow y, przed k tó ry m zaparkow aliśm y sw ój wóz.

Chłopiec p rzytakn ą ł. Czasami p y ta łe m się Bo­

ga dlaczego m o d litw y nasze pozostaw ały bez odpowiedzi, ale je s t jeszcze tru d n iej u w ie ­ rzyć, k ie d y o trzym a się odpow iedź na m o d lit­

wę. P rosiliśm y Boga, aby nas prowadził, a On nas postaw ił praw ie na progu dom u Luisa A l- veresa.

— D ziękuję Ci, Panie — rzekłem głośno.

— Co pan m ów ił?

— D ziękuję ci ■ — odpow iedziałem zwracając się do chłopca. — D ziękuję ci bardzo.

N azw isko A lveres było na skrzynce na listy.

Trzecie piętro. P obiegłem na górę po schod­

kach. Hall na trzecim piętrze byl ciem n y i cuchnący.

— C zy to pan A lveres — zaw ołałem odnalazł­

szy drzw i, na któ ry c h było w ypisa ne to naz­

w isko d u ży m i literam i. K to ś z w n ętrza m iesz­

kania odpow iedział po hiszpańsku, a ja będąc przekonany, że było to pozw olenie wejścia pchnąłem drzw i i zajrzałem do środka. Tam na sta ry m krześle siedział szczupły m ężczyzna i trzy m a ł różaniec. Uniósł głowę znad swoich paciorków i jego tw a rz pojaśniała.

— Jesteście, D avid — m ów ił bardzo wolno. — J e st pan ty m kaznodzieją. G łiny pana w y r z u ­ cili.

— T a k —• pow iedziałem i w szed łem do środka.

Pan A lveres wstał.

—■ M odliłem się, aby pan przyszedł. Pan po­

m oże m o je m u chłopcu — powiedział.

— Pragnę, panie A lveres, ale nie w puszczą m nie, b y m się mógł zobaczyć z Luisem . M uszę m ieć pisem ne pozw olenie od pana i od innych rodziców.

— Ja to dam — pan A lveres w ydostał z k u ­ ch enn ej szu fla d y papier i ołówek. Pow oli za­

czął pisać, iż m a m od niego pozw olenie, by w i­

dzieć się z L uisem A lveresem . P otem papier ten zło żył i w ręczył m nie.

— Czy ma pan adresy i nazw iska tyc h in n ych

chłopców — zapytałem .

Cytaty

Powiązane dokumenty

ском языке й на основании данных восточнославянских языков делается попытка выявить новые возможности толкования

A gdy miłość straci możliwość istnienia, Boża świętość nie może uzewnętrznić się inaczej jak tylko w gniewie i sądzie. Reakcją Bożej świętości na

życiela i Obrońcy, tego „innego Pocieszyciela”, którego nadejście zapow iedział C hrystus Pan. Ludzie ci, będący bez w y ją tk u Żydami,- pochłonięci byli

W iedziałem , że okażę się dokuczliw ym , ale nie ividziałem innego sposobu, by dostać się do tych chłopców.. D

A gdy przybyły już blisko ujrzały odsunięty kamień, a wszedłszy do w nętrza zobaczyły siedzącego młodzieńca w białej szacie, który odezwał się do nich:

cie w ykupieni z marnego postępowania waszego, przez ojców wam przekazanego lecz drogą krw ią Chrystusa, jako Baranka niewinnego i nieskalanego.. Lecz przy

Ludzie po prostu naśladują trochę Pana Boga, starając się okazać sobie wzajemnie życzliwość i przyjaźń. Od tej chwili On

D ziękuję rów nież bardzo kochani Bracia za przysłanie tek stó w z nu tam i pieśni, które rów nież otrzym ałem.. Ew angelizację przeprow adził