ISSN 0209-0120 INDEKS 35462
czerwiec
W numerze
3 Słowo wstępne redaktora naczelnego Co m y N A T O ?4 N asz największy przeciw nik
6
Chrześcijanie a hom oseksualizm10 Ciało z mojego ciata
15 Miniatury egzegetyczne M argines jest m arginesem
16 Biblia i teologia U w ięzieni w ciele
18 Porozmawiajmy G rzech w Kościele
21 N aw róceni czy nienawróceni?
22 Jak zaprosić m łodzież do Kościoła?
24 Jesteśm yjak kwiat, ja k polna trawa
25 Rodzaje namaszczenia
27 Poznajmy się Pólka z książkami
28 Białoruś - misyjne wyzwanie
29 Wiadomości z kraju i ze świata
30 Między wierszami W iatr
31 Chwila dla audiofila
Angie & D ebbie W inans „Bold”
C eC e W inans „Everlasting love”
Porozmawiajmy G rzech w Kościele
— __
Chrześcijanie
a hom oseksualizm W e k t o r
Jak zaprosić m ło d zież do Kościoła?
Biblia i teologia
U w ięzien i w ciele Rodzaje
nam aszczenia
SŁOWO W STĘPNE REDAKTORA NACZELNEG O
S
p e łn iły się m a r z e n ia w ie lu . 12 m a rc a 1999 r. P o ls k a sta ła się członkiem Paktu Północnoatlantyckiego. W y d arzen iu te m u to w arzy szy ły liczne uroczystości, padło wiele w aż
kich słów. Podkreślano, że dziewięć lat tem u, gdy rodziła się III Rzeczpospoli
ta, nikt naw et nie m arzył o takim sce
nariuszu. Sekretarz stanu U SA , pani M a d e le in e A lb r ig h t, sw o je p r z e m ów ienie kończące uroczystość w rę czenia aktów akcesyjnych m in istro m spraw zagranicznych Polski, W ęgier i C zech rozpoczęła słow em „Alleluja!”.
Z w róciła uw agę, że „stajem y w obec przyszłości, kiedy b ro ń dalekiego za
sięgu będzie bardziej n ieb ezp ieczn a niż kiedykolwiek w przeszłości”. „Ale - dodała - żadna siła na Z iem i nie jest potężniejsza niż nasza solidarność w im ię w o ln o śc i”. W p rz e d d z ie ń tego znam iennego w ydarzenia prem ier J e rzy B uzek w przem ów ieniu telewizyj
n y m za p e w n ił n a ró d , iż P olska m a wreszcie zagwarantowany pokój i bez
pieczeństwo, ponieważ państwa w cho
dzące w skład tego najpotężniejszego sojuszu militarnego świata zobowiąza
ły się b ronić suw erenności i bezpie
czeństw a naszego kraju. Ktoś pow ie
d ział, że P olska w e szła do S o ju sz u dosłownie za pięć dwunasta, ponieważ za kilkanaście dni rozpoczęło się b o m b ard o w an ie strateg iczn y ch celó w w Jugosławii.
N A T O z założenia je s t so ju szem obronnym , nie ofensywnym, m a bro
nić dem o k racji i w o ln o ści. Z a kilka miesięcy demokratyczny świat obcho
dzić będzie w W aszyngtonie jubileusz Sojuszu Północnoatlantyckiego, który przez ostatnie pięćdziesiąt lat stał na straży światowego pokoju. N atom iast za kilkanaście m iesięcy chrześcijański św iat zam ierza h u c zn ie w kroczyć w trzecie tysiąclecie (choć tak napraw dę zacznie się ono wraz z rokiem 2001).
A le czy rzeczy w iście m o ż e m y spać spokojnie? Ciągle siedzimy na beczce
prochu, albo - mówiąc bardziej w spół
cześnie - na zdezelow anym reaktorze ato m o w y m i n ik t nie m oże się czuć bezpiecznie. Jeszcze nie w iadom o na przykład, ja k się zakończy przecinanie g o rd y js k ie g o w ę z ła n a B a łk a n a c h . A lbow iem w spółczesny świat stał się tak bardzo skomplikowany, że tru d n o o proste rozwiązania. O g ro m n e prze
m ieszan ie k u ltu r, religii i narodów , które w kończącym się właśnie w ieku osiągnęło chyba swoje apogeum, spra
wia, że coraz mniej jest spraw oczywi
stych niż, pow iedzm y, sto lat te m u . Dzisiejszy człowiek je st coraz bardziej zagubiony, wyobcow any i niepew ny z p o w o d u z a n ik u w ię z i ro d z in n y c h , utraty tożsamości narodowej, kulturo
wej czy religijnej, zacierania się granicy m ięd z y d o b re m i złem . D latego też ew angeliczne opisy tzw. końca świata m ów ią o „lęku bezradnych narodów ”, 0 ludziach „omdlewających z trwogi w oczekiwaniu tych rzeczy, które przyjdą na świat”, o „nagłej zagładzie”, jaka spa
dnie na świat, gdy powszechnie m ówić się będzie o pokoju i bezpieczeństwie.
C
o m y na to? N ik t nie pytał nas o z d an ie, n a w e t n ie p rz e p ro w a dzono w kraju referen d u m . N ie m ieliśm y okazji spotykać się z politykam i 1 z n im i w tej sp ra w ie ro z m a w ia ć . N ie m ogliśm y zgłosić sw oich uwag, ja k to było przed uchw aleniem k o n
stytucji.
Jako narodzeni na now o chrześci
ja n ie m am y św iadom ość tego, że j e steśm y obyw atelam i d w óch ojczyzn:
ziem skiej i niebiańskiej. W tej m ie szkam y, d o tam tej pielgrzym ujem y.
Jako ludzie Biblii w iem y, że tak na
praw dę „Lepiej ufać Panu, niż polegać na możnych” (Ps 118,8); Jedni chlubią się wozami, drudzy końmi, lecz my chlubimy się imieniem Pana, Boga naszego” (Ps 20,8). Pam iętam y stare, dobre i praw d z iw e o s tr z e ż e n ia B o ż e g o S łow a:
„Biada tym, którzy zstępują do Egiptu po pomoc, polegają na koniach i ufność pokła
dają w wozach wojennych, że liczne, i jeźdźcach, że bardzo silni, lecz nie patrzą
na Świętego Izraelskiego i nie szukają Pa
na. Przecież Egipcjanie to ludzie, a nie Bóg; konie ich to ciało, a nie duch. Gdy Pan wyciągnie swą rękę, potknie się obroń
ca i upadnie broniony, wszyscy razem zgi
n ą (Iz 31,1.3). „Oto opańeśswoją ufność na tej lasce nadłamanej trzciny, na Egipcie, która wbija się w dłoń każdego, kto na niej się opiera” (Iz 36,6a). W iem y dobrze, że źródłem praw dziw ego pokoju je st Książę Pokoju, nie sojusz w ojskow y z najbardziej ro zw iniętym i państw am i zachodniego świata.
C
zy nie pow inniśm y zatem gorliw ie m odlić się, aby ja k najwięcej z ludzi decydujących o losach naszego k ra ju czy E u r o p y z a w a rło p rz e d e wszystkim sojusz z niebem - pojedna
ło się z Bogiem poprzez jedynego po
średnika m iędzy B ogiem i ludźm i - Jezusa C hrystusa? Aby D u c h Święty m ógł w ykonać swoją pracę najpierw w ic h sercach , a p o te m p rz e z n ic h w nieść przesłanie zbawczego pokoju do ich w łasnych rodzin, do polskich m iast i wiosek. Jezus powiedział: „Po
kój zostawiam wam, M O J pokój daję wam; N I E ja k świat daje, Ja wam daję.
Niech się nie trwoży serce wasze i niech się nie lęka” (J 14,27). N asz Pan m ów i o innym pokoju, o pokoju przewyższa
jącym wszelkie ludzkie zrozum ienie, o pokoju z Bogiem. O p o k o ju d aro
w a n y m każdem u człowiekowi w Je z u sie C h ry s tu s ie . O p o k o ju p rz y w róconym przez odkupieńczą śmierć C hrystusa na krzyżu za grzechy każ
dego człowieka. Ten pokój je st z a sie w a n y , ale n ie za p o m o c ą te c h n ik i w o jsk o w e j. Z a sie w a n y p rz e z ty ch , którzy pokój czynią. W języku angiel
skim je st specjalne słowo na tę sytua
cję: peacemaker - czyniciel pokoju. Taki człow iek najpierw sam je d n a się z Bo
giem, z ludźm i, z sam ym sobą. Słowo Boże rozwala w n im „m ur nieprzyja- źni”, a D u ch Święty „z dw óch - stwa
rz a j e d n e g o , n o w e g o c z ło w ie k a ” . D zięki tem u m a o n w sobie Boży po
kój, zg odę, w e w n ę trz n ą h a rm o n ię . Tylko taki człowiek je st w stanie roz
siewać w okół siebie praw dziw y pokój.
Nasz największy przeciwnik
„Gdzież jest, o śmierci, zw ycięstw o tw oje? Gdzież jest, o śmierci, żqdło twoje? A żq- dłem śmierci jest grzech, a m o cq grzechu jest zakon; ale Bogu niech b ę d q dzięki, który nam d a je zw ycięstw o przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa” . iKor 15,55-57
Przywykliśmy uważać, że najpotężniejszym w rogiem człowieka jest śmierć. I jest to zrozumiałe, bo nie m a na nią lekarstwa, ona za
wsze ma ostatnie zdanie. Z anim jed n ak nas dopadnie, czyhają inni nieprzyjaciele: choroby, cierpienia, grzech i szatan. W naszych kręgach kościelnych dość częsty jest pogląd, że to właśnie szatan jest naszym największym wrogiem. A bierze się to chyba stąd, że jedynie on ma postać osobową - jest kłamcą i kusicielem, jego się grom i i wygania, on nazywany jest Lucyferem, jest wytrawnym i sprytnym przeciwni
kiem, jak przystało na „księcia tego świata”. N ie w nim jednak należy upatrywać swego najgroźniejszego przeciwnika. W brew pozorom największym przeciwnikiem jest coś, na co się coraz mniej zwraca uwagi, co powoli znika z naszego codziennego słownictwa.
Jezus przyszedł, a b y...
Anioł Pana zapowiedział Józefowi, że Maria urodzi syna i nada m u imię Jezus, „albowiem On zbawi lud swój od grzechów jego” (M t 1,21). Po trzydziestu latach Jan Chrzciciel, wskazując na Jezusa stojącego w tłu
mie, powiedział: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata" (J 1,29). Po następnych trzydziestu latach autor Listu do I-Iebrajczyków napisał: „Tak też i Chrystus raz jeden został złożony w ofierze dła zgładzenia grzechów wielu łudzi, by następnie ukazać się ponownie, ałejuż nie dla [spraury zgładzenia] grze
chu, lecz dla zbawienia tych, którzy oczekują m Jego przyjście” (9,28 BWP). Jan Apostoł wtrąca w swoim liście: , / l wiecie, że On się objawił, aby zgładzić grzechy...” (1J 3,5). Jezus, pogromca diabła, śmierci, chorób i cierpienia, nie po to przyszedł na naszą ziemię, aby to tylko pokonać. Jedynym je
go celem byto rozprawienie się z tym, co na człowieka sprowa
dziło nieszczęście - przyszedł rozprawić się z grzechem. N a krzyżu Golgoty nie diabłem, śmiercią i chorobą się zajmował - tam sta
wał się za nas grzechem, abyśmy grzeszni - Bożego usprawiedliwienia dostąpili, abyśmy śmiertelni - otrzymali wieczne życie.
Grzech - c o to?
Dla śmierci jest żądłem, ościeniem. Dla diabła - narzędziem używa
nym do kuszenia i zwodzenia człowieka. N iektóre przyczyny zachoro
wania i cierpienia w nim mają swoje źródło. To z jego powodu praro- dzice utracili bezpośredni kontakt z Bogiem i znaleźli się na ziemi jako ludzie o zdeprawowanej naturze, pozbawieni pierwotnej niewinności, żyjący w ciągłym poczuciu w iny i świadomi swej nieczystości. N aj
pierw ogarnęła ich śmierć duchowa, to wewnętrzne oddzielenie od Bo- gą, Dawcy życia; potem nastąpiła śmierć fizyczna jako konsekwencja tej pierwszej. Sami stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, poczynali i rodzili dzieci ju ż według własnego podobieństwa. Szybko pojawiły się w pierwszej ludzkiej rodzinie tragiczne tego skutki...
Dlaczego ta k groźny?
Bo je st to w rodzona postawa ustaw icznego b u n tu w obec w ła
ściwej władzy, w obec Boga; ciągła skłonność do błądzenia - zba
czania z w łaściwych ścieżek i odtrącania właściwych standardów życia; u m iło w a n ie zła i n ieg o d ziw o ści; p rzek raczan ie B ożych n o rm i p raw gw arantujących rodzajow i lu d zk iem u b ezpieczeń
stwo. G rzech sprawia, że w nętrze człowieka, jeg o serce Jest zdra
dliwsze niż wszystko i tak przewrotne, że nie da się przeniknąć” (Jr 17,9 BWP). To on pozbaw ia człowieka błogosław ieństw Boga O jca, a poddaje go pod w ładzę „kłamcy i m ordercy”. G rzech im pregnuje na dobro, na Boże sprawy, zaślepia i otum ania, przynosząc pustkę i zniszczenie. G rzech sprawia, że człow iek - przeznaczony do Bo
żego synostw a w Je z u s ie C h ry stu sie - zn ajd z ie się w m iejscu w iecznych m ąk przygotow anym dla diabła i jeg o aniołów.
Wrodzona skłonność
N iektórzy sądzą, że dlatego jesteśm y grzesznikami, bo grzeszy
my. A tym czasem rzeczywistość je st inna: grzeszymy, bo jesteśm y grzesznikam i. Ju ż H io b pyta: J a k może czysty pochodzić od nieczyste
go? - i dodaje - N ie ma ani jednego" (14,4), a psalmista D aw id po
wiedział: „Oto urodziłem się w przewinieniu i w grzechu poczęła mnie matka moja” (51,7) i nie o grzeszne poczęcie tu chodzi, w szak w m ałżeństw ie je s t ono święte. C hodzi o stan w rodzonej skłonności do grzechu, o grzeszność człow ieka ju ż od urodzenia. W księdze H ioba czytam: „To tym bardziej ohydny i zepsuty jest człou/iek, który p i
je nieprawość ja k wodę” (15,16). N ic dziw nego, że bez w ody nasz organizm nie w ytrzym a tak długo, ja k bez jedzenia, skoro ludzkie ciało to aż 70% wody. Tak też w ielka je st skłonność ludzkiej duszy do grzechu, skoro „z natury jesteśmy dziećmi gniewu” (E f2,3).
Prześwietlanie serca
Począwszy od Ew. w g M arka 7,21-22, gdzie Jezus przedstaw ił sw oistą diagnozę rentgenow ską ludzkiego w nętrza,’ poprzez listy apostolskie (Rz 1,18-32; IK or 6,9-10; Ga 5,19-21; Kol 3,8-9; 2T m 3,1-7; T t 3,2-3) poznać m ożem y wykazy grzechów nękających d u szę człowieka. Jest to lustro, w którym każdy m oże odkryć, co w nim drzem ie. Jak dobrze je s t codziennie konfrontow ać się z tym
„rentgenem ”, aby poznać co w nas jeszcze m usi być ukrzyżow ane razem z Jezusem , w czym jeszcze upadamy, lub co nam zagraża od środka. Lepiej robić to codziennie, zawczasu, aby w chwili słabości znać swoją „piętę Achillesa”, i nie pozw olić diabłu wykorzystać tej skrzętnie ukrywanej skłonności.
Siedem konarów
W dzieciństwie nieraz z wielką uwagą przyglądałem się obrazkom w małej książeczce pt. „Serce człowieka” wydanej przez nieocenio
nego pastora Jana N ykla z B ostonu w stanie M assachusetts. N ie um iałem jeszcze czytać, ale robiły na m nie ogrom ne wrażenie te roz
maite gady i stwory wyobrażające zło czyhające w m oim dziecięcym serduszku. Z czasem m ogłem zapoznać się z opisami i pouczeniami
tam zamieszczonymi. W latach 60. popularna była mala książeczka pt. „Siedem głównych grzechów ” autorstwa Billy Grahama. Z w iel
kim przejęciem czytałem ją w pokoju studenckim , do dzisiaj w idnie
ją w niej kolorowe podkreślenia, liczne moje uwagi. Pycha, gniew, zazdrość, nieczystość, obżarstwo, lenistwo i chciwość. Siedem kona
rów z licznymi gałązkami. G rzegorz Wielki w VI w ieku podzielił wszystkie grzechy w ym ienione w N ow ym Testamencie na siedem grup. Tomasz z Akwinu i większość wybitnych teologów zgodziła się z nim i nauka o siedm iu grzechach głównych uznana została za część teologii moralnej. Ale nie o samą teologię tu chodzi. O rozpoznanie głównego wroga naszej duszy, bez którego diabeł jest bezsilny. N a w et śmierć byłaby bezsilna, gdyby nie grzech człowieka.
Jak się uwolnić?
Ż adne treningi duchow e, żadna asceza. N ic z zew nątrz. Tylko Słowo i D uch. T o jed y n e skuteczne lekarstwo. Oczywiście, chodzi o Słow o Boże, bo tylko o no m a m oc odrodzić człowieka, p rze
kształcić jego duszę, w szczepić nową, boską naturę, charakter J e zusa. N atom iast D u ch Święty przekona świat o grzechu, spraw ie
dliwości i sądzie - ja k pow iedział do sw oich uczniów Pan Jezus (J 16,8). Przekona, lecz nie potępi. To bardzo w ażne w iedzieć, że D u ch żywego Boga, Pocieszyciel, p rzek o n u je grzesznika o jeg o tragicznym stanie. P rzekonuje tak dojm ująco, że ten czuje się ja k najgorszy łajdak, całkow ity bankrut, często zalewa się łzami. Ale w swej rozpaczy nie myśli o sam obójstw ie... Bo w tym przekonyw a
niu nie czuje potępienia, odrzucenia. C zuje, że zawinił w obec czy
stej miłości, niew ysłowionej dobroci i je s t m u niezm iernie przy
kro, bard zo przykro. I w ted y pojaw ia się m yśl, że Jezu s, Boży Baranek um arł za niego. To aż niepraw dopodobne! Taka miłość!
Taka dobroć! O grom na łaska! N astępuje eksplozja now ego naro dzenia, pojaw ia się now a rzeczyw istość. N ieb o w sercu: radość, miłość, pokój. I najważniejsze: pew ność, że jesteśm y zbawieni, że grzechy zostały nam przebaczone, w rzucone w głębiny m orskie, oddalone ja k w schód od zachodu.
To nie je st opis chw ilow ej euforii, zauroczenia, psychicznego odreagowania. Jest to opis niebiańskich odczuć podczas duchow e
go narodzenia na now o, narodzenia z Boga do Bożego życia. Tego nie zrozum ie nikt, kto sam nie je st z Boga. Ale musi być ten po
czątek. „Musicie się na now o narodzić” - usłyszał bogobojny N i
kodem . Także pobożnem u K orneliuszow i z C ezarei na nic by się przydały je g o m o d litw y i h o jn e ja łm u ż n y , gdyby na po lecen ia anioła Pańskiego nie w ezw ał kaznodziei Słowa Bożego. Podczas słuchania słów ap. P iotra zstąpił na niego i tych, co z n im byli D uch Święty, bo uw ierzył w Jezusa jako Syna Bożego. C hrzest w
w odzie był tylko niezbędnym dopełnieniem tego, co wcześniej się stało w ich sercach. N aw rócenie, odrodzenie, usprawiedliwienie.
To w szystko z Boga, na podstawie ofiary C hrystusa za nas, z łaski przez wiarę.
Co dalej?
Trw anie w Jezusie, który stał się dla nas m ądrością od Boga, sprawiedliwością, pośw ięceniem i odkupieniem . Trwanie w N im poprzez karm ienie się Słow em Bożym, które jedynie nasycić m o że naszego złaknionego ducha. Trwanie - to także m odlitwa, roz
m ow a z B ogiem O jcem . Są to szczególne chw ile oddychania at
m osferą nieba. N ic dziw nego, że ap. Paweł zaleca, aby się m odlić bez przestanku. N ie m a trw ania bez społeczności z ludem Bożym.
K oniecznie trzeba przyłączyć się do grona dzieci Bożych, by tam wzrastać, duchow o się rozwijać, um acniać swą chrześcijańską po
stawę. Ale nie m a rozw oju bez ru ch u - bez ewangelizowania. Jest to n a tu ra ln y o d ru c h , że c h c e m y in n y m p o w ie d z ie ć o sw oim szczęściu, podzielić się sw oim odkryciem . Przecież kocham y bli
źniego ja k siebie sam ego...
Świętymi bqdźcie!
Z n an y je s t w erset z Pierw szego Listu Jana: ,£)zieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby nawet ktos' zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca - Jezusa Chrystusa spraiuiedliwego” (2,1 BT). Z a
stosow ano tu grę słów: grzeszyć i zgrzeszyć. To pierwsze oznacza trwanie w grzechu, drugie - przypadek, upadek, ulegnięcie pokusie.
Zycie chrześcijanina je st ciągłą walką z grzechem . Jest to jakby bieg w zawodach; aby zwyciężyć, m usim y pozbywać się wszelkiego cię
żaru, a przede w szystkim grzechu, który „nas łatwo zw odzi” (H br 12,1 BT). Lecz ciężar ten nie znajduje się na zewnątrz, u kogoś lub gdzieś. O n czai się w nas, czyha, aby do nas przylgnąć. Stąd polece
nie wyzbycia się dawnego człowieka, „który niszczał wskutek ulegania złym pragnieniom” (E f 4,22 BWP), odnawiania się w umyśle i w ser
cu, oraz przyoblekania się w „człowieka nowego, stworzonego według Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości” (w. 24 BT). Jest to tzw.
proces uświęcenia, upodobniania się do Chrystusa w swojej posta
wie, motywacjach, pragnieniach i postępowaniu. Jeśli ktoś o tym za
pom ina, to Jest ślepy, krótkowzroczny i zapomniał, że został oczyszczony z dawniejszych swoich grzechów” (2P 1,9).
Na równi pochyłej
Zaw sze je ste m pod w rażeniem jed n eg o z ostatnich w ersetów Biblii: „Kto czyni nieprawośćniech nadal czyni nieprawość, a kto brudny, niech nadal się brudzi, lecz kto sprawiedliwy, niech nadal czyni sprawiedli
wość, a kto święty, niech nadal się uświęca” (O bj 22,11). Zauw ażam tu jakby rów nię pochyłą, na której w yraźnie w idać kogo ciągnie w dół, a kogo do góry; kom u zależy na Bogu, a kom u na sam ym so
bie. M iarą tu je st stosunek do grzechu; stosunek do wszystkiego, co nie je st zgodne z objaw ioną w olą Bożą.
Jezus w krótce przyjdzie wraz ze swoją zapłatą, „by oddać każdemu według jego uczynku” (Obj 22,12). A jeśli nie zdąży przyjść nim ja stąd odejdę, to i tak G o spotkam. Jeśli należę do Pana, jeśli jestem z nie
go narodzony, to zawsze zależeć m i będzie, aby spotkanie to zostało uw ieńczone słowami: „Dobrze sługo dobry wierny! (...) Wejdź do rado
ści Pana swego!” (M t 25,21). B ow iem błogosław ieni są ci, „którzy piorą swoje szaty, aby mieli prawo do drzewa żywota i mogli wejść przez bram y do miasta”.
K azim ierz Sosulski
Biblia m ówi o Bożej m iło ści do wszystkich ludzi. Bóg k o c h a k a ż d e g o c z ło w ie k a , n ie z a le ż n ie o d rasy, koloru skó ry, pochodzenia społecznego czy orientacji płciowej. Podejmujqc ten tem at jestem świadom cierpień, ja k ie wielu ludzi znosi w zwiqzku z tq właśnie dziedziną życia. Jezus przyszedł nie po to, by nas potępić, ale by zbawić (J 3,17). Podobnie wspólnota chrześci
jańska powinna okazywać wrażliwość i zrozumienie wobec tych, których seksualna orientacja jest przyczyną codziennych zma
gań, akceptując ich jako istoty ludzkie, umiłowane przez Boga.
ISSN 0209-0120 INDEKS 35462 Wydawca
Instytut Wydawniczy AGAPE : ul. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa
Miesięcznik »Chrześcijanin«
jest organem prasowym Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce
Rada Programowa Michał Hydzik
Marian Suski Mieczysław Czajko
Edward Czajko Kazimierz Sosulski Zespół Redakcyjny Kazimierz Sosulski - redaktor naczelny
Edward Czajko - redaktor Ludmiła Sosuiska - redaktor Agnieszka Gocłowska - sekretarz red.
Artur Mikuła - redaktor techniczny Sławomir Bednarski - redaktor graficzny
Adres redakcji Miesięcznik ••Chrześcijanin- ul. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa
te i. 022/6548296, faks 6204073 e-mail: agape@ hsn.com .pl
Konto
Miesięcznik <>Chrześcijanin«
PKO BP V O/Warszawa 10201055-350802-270-1 Prenumerata krajowa - pojedyncza ro
czna - 27.00 zł; półroczna - 13.50 zł:
zborowa (od 5 egz.) roczna - 25,20 zł półroczna - 12,60 zł Zagraniczna ro
czna: Czechy, Litwa, - 12 USD; Europa Zach. - 18 USD; Ameryka Pin. - 24 USD; Australia i Ameryka Płd. - 30 USD.
Wyznanie wiary Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce
• W ierzym y, że Pismo Święte - Biblia - jest Sło
w em B o żym , n ie o m y ln y m i n a tc h n io n y m przez Ducha Świętego, i stanowi jedynq n or
mę w ia ry i życia.
• W ierzym y w Boga w Trójcy Świętej jedynego, w osobach O jca i Syna, i Ducha Świętego.
• W ierzym y w Synostwo Boże Jezusa Chrystu
sa, poczętego z Ducha Świętego, narodzone
go z M a rii Dziewicy; w Jego śmierć na krzy
żu za grzech świata i Jego zmartwychwstanie w ciele; w Jego wniebowstąpienie i powtórne przyjście w chwale.
• W ie r z y m y w p o je d n a n ie z Bogiem p rz e z opamiętanie i w iarę w ewangelię, w chrzest i W ieczerzę Pańskq.
• W ierzym y w chrzest Duchem Świętym, prze
żywanie pełni Ducha i Jego darów.
• W ie r z y m y w je d e n K o ś c ió ł, ś w ię ty , p o wszechny i apostolski.
• W ierzym y w uzdrowienie chorych jako znak laski i mocy Bożej.
• W ie r z y m y w z m a rtw y c h w s ta n ie i ż y c ie wieczne.
C zy je s t d o p u sz c z a ln e , żeb y chrześcijanin uprawiał miłość ho
moseksualną?
Bóg „zaprojektował” seks dla naszej rado
ści, a Biblia przedstawia bardzo pozytywny i
„wyzwalający” pogląd na tę sprawę. Wyzna
czone przez Boga ramy współżycia płciowe
go to wzajemne oddanie się jednego mężczy
zny i jednej kobiety na całe życie w związku małżeńskim (Rdz 2,24). Bóg nie przewidział dla naszych ciał stosunków hom oseksual
nych. Taki właśnie pogląd na m ałżeństwo i seks, przytaczany i popierany przez Jezusa, w yklucza w szelki seks pozam ałżeński, tak heteroseksualny, ja k i homoseksualny.
N ie z n a jd u je m y w B ib lii zb y t w ie lu w zm ianek o praktykach homoseksualnych, ale wszystkie są negatywne. W Prawie staro- testam entow ym dwa razy praktyka taka jest p o tęp io n a ja k o „obrzydliw a” (Kpł 18,22;
20,13). Sodom a została zniszczona między innym i z pow odu grzechu hom oseksuali
zmu. M ieszkańcy Sodom y domagali się, by Lot wyprowadził swych dw óch gości, „aby
śmy z nim i poigrali” (Rdz 19,5). Choć So
dom a była w inna w ielu innych grzechów, bezpośrednią przyczyną Bożego gniewu by
ły praktyki hom oseksualne. Podobnie jako
„n ieg o d z iw e” p rz e d sta w io n o p rag n ien ie mężczyzn z Gibea, którzy chcieli uprawiać seks z mężczyznami (Sdz 19,23).
W N o w y m Testam encie praktyki takie znajdują się na Pawiowej liście potępianych zachow ań. Jego nauka je s t zupełnie jasna:
,/Llbo czy nie wiecie, że niesprawiedliwi Królestwa Bożego nie odziedziczą? N ie łudźcie się! A n i wszetecznicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozpustnicy (prostytutki męskie), ani mężo- łożnicy (hom oseksualiści), ani złodzieje, ani chciwcy, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy Królestwa Bożego nie odziedziczą (IKor 6,9-10).
Słowo przetłumaczone jako rozpustnicy od
nosi się nie tylko do prostytutek męskich, ale ogólnie do tych partnerów, którzy w zbliżeniu homoseksualnym pozostają bierni. Mężołoż- nicy (homoseksualiści) to partnerzy aktywni;
słowo to występuje też w innym spisie grze
chów, wymieniającym ludzi „niepraurych i nie
posłusznych, bezbożnych i grzeszników, bezecnych i nieczystych...” (lT m 1,9-10). Paweł zakładał więc konieczność porzucenia po nawróceniu praktyk homoseksualnych (IKor 6,11).
W jego rozum ieniu czynny hom oseksu
alizm jest jed n y m z rezultatów b u n tu prze
ciwko Bogu, w w yniku którego Bóg odjął ludziom m oralne ham ulce. Bóg daje nam w olność realizacji własnych wymysłów, jeśli tego właśnie chcemy.
Dlatego też wydal ich Bóg na lup pożądliwo
ści ich serc ku nieczystos'ci, aby bezcześcili ciała swoje między sobą, ponieważ zamienili Boga praxvdzhvego na jalszyivego, i oddawali cześć, i służyli stworzeniu zamiast Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen. Dlatego wydał ich Bóg na łup sromotnym namiętności; kobiety ich bowiem zamieniły przyrodzone obcowanie na obcowanie przeciwne naturze, podobnie też męż
czyźni zaniechali przyrodzonego obcowania z kobietą, zapalali jedni ku drugim żądzą, męż
czyźni z mężczyznami popełniając sromotę i po
nosząc na sobie samych należną za ich zboczenie karę (Rz 1,24-27).
Tutaj Paweł znów odwołuje się do stwo
rzonego przez Boga porządku oraz do sposo
b u , w ja k i zo staliśm y „zap ro jek to w an i”.
Praktyka homoseksualna nie jest czymś natu
ralnym; jest sprzeczna z Bożym porządkiem.
Paweł wyraźnie potępia tych, którzy „nie tylko to czynią, ale jeszcze pochwalają tych, którzy to czynią” (Rz 1,32). Taka właśnie wyzywająca postawa liderów ru c h u gejów spycha ich, zgodnie z N ow ym Testamentem, na niebez
pieczny grunt. Rozpatrywane w całości pi
ni dzięki tem u, czego dokonał on dla nas na k rzy żu . O sta te c z n y sąd o d b ę d z ie się wtedy, kiedy pow róci Jezus. Z anim to na
stąpi, Bóg czasami interw eniuje osądzając człowieka w tym życiu, ja k to było w przy
p ad k u S o dom y i G o m o ry (R dz 19) oraz Ananiasza i Safiry (D z 5). Takie n adnatu
ralne akty „interw encyjnego sądu” w ystę
pują w Biblii dość rzadko.
Z drugiej strony, Boży sąd w sensie ef- fectus (n ieu n ik n io n y ch skutków grzechu) odbyw a się n ieustannie. L udzie cierpią z p o w o d u ła m a n ia B o ży ch praw . I ja k w przypadku ow ego pijanego kierowcy, nie tylko sprawca przestępstw a doznaje szko
dy, ale rów nież „niew inne” ofiary, w tym przypadku jego przyjaciel.
Wracając do choroby A IDS, nie sądzę, aby m ożna ją było traktow ać jak o Bożą ka
rę w sensie affectus - jeg o osobistej nega
tywnej reakcji na grzech - tak samo ja k rak płuc nie je s t karą za palenie papierosów. Z pew nością w tym w łaśnie sensie AIDS nie m oże być karą za hom oseksualizm . Jak w i
dzieliśmy, 90 p ro cen t now ych infekcji w skali światowej to skutek kontaktów hete
roseksualnych, zaś najbezpieczniejszą gru
pę stanowią lesbijki. N ie m ożna uważać, iż je s t to kara za rozpustę czy seks pozam ał- żeński rów nież dlatego, że niektórzy zara
żają się A ID S p o p rzez transfuzję krw i, a inni dziedziczą ją po rodzicach.
M ożna natom iast traktować ją jako effec
tus Bożego wyroku: nieunikniony skutek ła
m ania jego prawa. W przytoczonej analogii porów nyw alna je s t z kraksą na drodze, w której ucierpieli zarów no winowajca, ja k i jego niew inny przyjaciel. Aby chronić ludzi przed zran ien iem , Bóg u stanow ił pew ne prawa. K iedy są one przekraczane, często krzywdy doznaje nie tylko przestępca. N ie
rzad k o szkodę p o n o szą osoby n iew inne, podczas gdy w inow ajcy uchodzi to na su
cho. N ie każdy pijany kierowca rozbija sa
m o ch ó d ; nie każdy ro z p u stn ik zaraża się AIDS lub innym i chorobam i w eneryczny
mi. Jednakże wcześniej czy później pijany kierowca ulegnie wypadkowi, a aktywność hom o sek su aln a i rozw iązłość niechybnie doprow adzi do tragedii. Dzieje się tak, po
nieważ w taki a nie inny sposób zostaliśmy stw orzeni, i tak a nie inaczej pow inniśm y żyć. N ie je s t to coś, co na nas spadło ja k grom z jasnego nieba. Naczynia nie nadają
ce się do mycia w automatycznej zmywarce mogą w niej popękać. Podobnie jest z nami.
N ie zostaliśm y stw orzeni do aktyw ności hom oseksualnej i rozpusty. Działania takie sma apostoła Pawła piętnują zachowania ho
moseksualne, nazywając je: pogańskim w y
stępkiem (List do Rzymian), przeszkodą na drodze do Królestwa (Listy do Koryntian) i przestępstw em przeciw praw u m oralnem u (1 List do Tymoteusza).
Czy AIDS to Boża kara za uprawia
nie homoseksualizmu?
AIDS stanowi jed n o z najpoważniejszych zagrożeń dla ludzkiego zdrow ia w naszym stuleciu, dlatego jest ośrodkiem szczególne
go zainteresowania. Światowa Organizacja Zdrow ia szacuje, iż 11-12 milionów ludzi na świecie - jedna osoba na 250 - je st zarażo
nych w irusem H IV O cenia się, że do roku 2000 zarazi się nim 40 milionów. W Afryce więcej ludzi zdaje się umierać na AIDS, niż z głodu. W skali światowej 90 procent wszyst
kich now ych infekcji to skutek kontaktów heteroseksualnych. Statystyki podają, iż w y
stępowanie AIDS nadal jest ściśle związane z czynnym homoseksualizmem. Po
nad trzy czwarte tych, którzy
zmarli na AIDS, przypuszczalnie zaraziło się tą właśnie drogą. N adal więc w pow szech
nym odczuciu istnieje silne powiązanie ho
moseksualizmu z AIDS.
W Biblii nie ma, oczywiście, wzm ianki o AIDS, przyjrzyjmy się jednak biblijnym za
sadom i spróbujm y je odnieść do tej w spół
czesnej plagi. Stwierdziliśmy, iż Bóg w swej wielkiej miłości wytyczył nam granice, by nas chronić. Przekraczając je nierzadko cier
pimy. To tak jakby włożyć palec do ognia i się poparzyć. Także Bóg nakłada karę za ła
m anie jego praw. Teolodzy starszego poko
lenia rozróżniali dwa rodzaje kary. Pierwsza to nieunikniony skutek grzechu, effectus Bo
żego sądu. D ruga to reakcja Boga na grzech (choć nigdy nie złośliwa czy em ocjonalnie negatywna) znana jako affectus jego sądu.
By wyjaśnić to rozróżnienie, posłużę się analogią. Istnieje ustawa zabraniająca prowa
d zen ia p o jazd ó w w stanie n ietrzeźw y m , której celem je s t o ch ro n a u żytkow ników dróg przed śmiercią lub kalectwem. Czyta
łe m w gazecie o c zło w ie k u , k tó ry usiadł za kierownicą kom plet
nie pijany. „Skasował” sa
m o c h ó d i d o z n a ł p o w ażnych obrażeń, zaś
jego bliski przyjaciel, siedzący obok, zgi
nął. Kierowcę skaza
n o na karę w ięzie
nia. Jego obrażenia i ś m ie rć p rz y ja c ie la b y ły o w y m effectus p rzek ro czen ia praw a, natom iast kara orzeczona przez sąd to affectus.
Jak w świetle tej ana
logii w idzieć AIDS? Czy to effectus czy raczej affec
tus B o ż e g o są d u ? C z y o dpow iada o b rażen io m o w e g o c z ło w ie k a , czy też zasądzonej karze?
P e w n e g o d n ia B ó g b ęd zie sądził św iat. Z a k aż d y g rz e c h z o s ta n ie wyznaczona kara (affectus Bożego sądu), tak samo ja k obecnie sądy karzą za przestępstwa. W yrok bę
dzie doskonale w yważo
ny i sprawiedliwy. Albo sam i p o n ie s ie m y karę, albo, je ś li p o ło ż y liśm y ufność w Jezusie C h ry stusie, zostaniem y ocale
wykraczają poza granice naszej tolerancji fi
zycznej, emocjonalnej i duchowej i na dłuż
szą m etę pow odują szkody w e w szystkich tych dziedzinach. H om oseksualizm i swo
boda seksualna były czymś niezdrowym je szcze przed pojawieniem się AIDS. O becnie mogą być śmiertelne. Gdyby człowiek prze
strzegał norm biblijnych, choroba AIDS by się nie rozprzestrzeniła. N ajlepszym sposo
bem , by ją pow strzym ać, je s t p o w ró t do standardów biblijnych. Bo to nie AIDS sta
nowi o faktycznym bankructwie w spółcze
snego społeczeństwa. Jest to raczej sym p
to m głęb szeg o k ryzysu: teg o , że lu d z ie odwrócili się od Boga, czego dzi
siaj oglądamy skutki (Rz 1,21).
Czy możliwa jest zmiana orientacji seksualnej?
Wszystkie nasze nadzieje opie
rają się na krzyżu Chrystusa. N o wy Testam ent obiecuje skruszo
nym chrześcijanom przebaczenie ich przeszłości. Istnieje różnica pom iędzy człow iekiem w ierzą
cym, który grzeszy okazjonalnie i w o p a m ię ta n iu p rz y c h o d z i do Boga, a grzesznikiem , który za
twardziałe kroczy drogą św iado
m ego n ie p o s łu sz e ń s tw a . Tym , którzy w opam iętaniu starają się być posłuszni Chrystusow i, N o w y T estam ent obiecuje zupełne przebaczenie w oparciu o krzyż C hrystusa. Praktykow anie k o n taktów homoseksualnych nie jest grzechem najgorszym ani też nie- przebaczalnym.
Co więcej, dla każdego chrze
ścijanina na krzyżu została złamana moc grzechu. Paweł do Koryntian
tak pisze o „ludziach żyjących niemoralnie11,
„cudzołożnikach”, „męskich prostytutkach” i
„homoseksualnych w inow ajcach”: „Takimi niektórzy z was byli; ateście obmyci, aleście uświęceni, aleście usprawiedliwieni w imieniu Pana Jezusa Chrystusa i w Duchu Boga nasze
go” (IK or 6,9-11).
Używając czasu przeszłego Paweł sugeru
je, iż jego czytelnicy doznali przemiany. Po
rzucili swoje poprzednie praktyki, choć nie
którzy będą odczuwać tego rodzaju pokusy do końca życia. Boża obietnica mówi, iż „dotąd nie przyszło na was pokuszenie, które by przekraczało sity ludzkie; lecz Bóg jest wierny i nie dopuści, abyście byli kuszeni ponad siły wasze, ale z pokuszenia da i wyjście, abyście je mogli znieść” (IKor 10,13).
T ony C a m p o lo pisze: Jest niezmiernie ważne, abyśmy odróżniali orientację od zachowa
nia homoseksualnego. Orientacja homoseksualna to skłonność, pragnienie seksualnej intymności z przedstawicielami tej samej płci. Zachowania ho
moseksualne to „kochanie się” lub poszukiwanie zaspokojenia płciowego poprzez fizyczny kontakt z osobami tej samej pici. Pierwsze to pragnienie.
Drugie to działanie. Pierwsze to pokusa. Drugie to uleganie pokusie. (...)
Ale czy m ożliw ajest zmiana orientacji se
ksualnej? Wiąże się to z dyskusją na tem at jej przyczyn. Istnieje wiele hipotez co do przy
czyn, lecz brak absolutnych konkluzji. N ie
którzy uważają, iż orientacja homoseksualna jest wrodzona, choć nauka nie doszukała się fiz y czn y ch p o d sta w h o m o s e k s u a liz m u . W brew w ysuwanym ostatnio twierdzeniom nie ma niezbitych dow odów naukowych na to, iż na zachowania hom oseksualne w pły
wają czynniki genetyczne lub horm onalne.
Istnieje natomiast wiele dow odów na to, że orientację homoseksualną się nabywa lub się jej uczy. M oże tu mieć w pływ szereg czynni
ków: brak miłości i afirmacji ze strony rodzi
ca tej samej płci; dominująca, nadopiekuń
cza lub zaborcza matka; słaby, nieporadny albo chłodny ojciec; kazirodztwo lub wyko
rzystanie seksualne. M ożliw ych przyczyn może być wiele.
Jakiekolwiek by one były, w większości przypadków ludzie o o rien tacji h o m o s e ksualnej są w ypadkow ą d z ia ła n ia sił, na k tó re n ie m ają w ię k sz e g o lu b ż a d n e g o wpływu, zwłaszcza na etapie początkowym . Bez w zględu na to, czy przyczyny są biolo
giczne czy socjologiczne, z całą pew nością oni sam i nie są te m u w in n i. N ie w o ln o więc nikogo potępiać za jego hom oseksual
ną orientację. Z drugiej strony, niezależnie od tego, jakie są tego przyczyny, na każdym człowieku ciąży odpowiedzialność za świa
dom e życie ze swoją orientacją i panowanie nad nią. Jeżeli naw et istnieje jakiś pow ód, k tó ry m o ż e być u d o w o d n io n y naukow o, nie znaczy to wcale, iż takie jest Boże zamierzenie. W ie
m y ju ż przecież, iż hom oseksua
lizm nie należał do początkowego porządku stworzenia, ale jest po
ś r e d n im s k u tk ie m w e jś c ia na św iat grzechu. D latego, je śli to tylko m ożliw e, pow inniśm y dą
żyć do uzdrow ienia naszej płcio- wości i przywrócenia jej do stanu pierwotnego.
W d n iu p o w ro tu Pana nasze ciała staną się doskonałe (Rz 8,23) i wszyscy, którzy są w C h ry stu sie, z o stan ą całk o w icie u z d ro w ieni. N iektórzy doznają u zd ro w ienia ju ż w obecnym życiu. W przeglądzie B rytyjskiego Towa
rzystwa M edycznego z 1955 ro ku w ym ienionych zostało czter
n a ś c ie p r z y p a d k ó w o s ó b o orientacji hom oseksualnej, które po naw róceniu do C hrystusa do
znały całkow itego „uw olnienia”.
W k o m e n t a r z u s t w i e r d z o n o :
„N a skutek nawrócefria hom ose
k s u a liś c i m o g ą d o z n a ć ta k ie j przemiany, iż ich pragnienia płciowe tracą nad nim i panow anie”.
Inni doznali przemiany dzięki nadnatural
nej mocy D ucha Świętego lub przeszli przez stopniowy proces uzdrowienia psychicznego (tzw. „inner healing”), który polega na wyba
czeniu urazów doznanych w przeszłości i przyjęciu przebaczenia. Z kolei u innych uzdrowienie odbywa się w ramach chrześci
jańskiej wspólnoty. Tam budują w zajem ne więzi z członkami Ciała Chrystusowego i od
najdują afirmację, miłość i akceptację.
I choć zm iana orientacji seksualnej nie w ystępuje zbyt często, to naw et w przy p ad k ach , gdzie w z o rz e c ty ch zachow ań je s t ju ż dobrze utrwalony, zdarzają się nie
zw ykłe u z d ro w ie n ia . O g lą d a łe m kiedyś program o niejakim F ranku, który przez dwanaście lat był czynnym hom oseksuali
stą. N ie w idział żadnego wyjścia, a jed n a k w chwili naw rócenia w iedział, że nie bę
dzie ju ż dłużej gejem . P o d o b n ie kobieta im ieniem Kathy. Przez całe życie uważała się za lesbijkę, lecz kiedy C hrystus w szedł do jej życia, została całkowicie uw olniona.
W program ie wystąpili jako m ałżeństw o z s ie d m io le tn im stażem . M ie li sz e śc io ro ślic z n y c h dziec i i by li zaan g ażo w an i w s łu ż b ę d la in n y c h , z m a g a ją c y c h się z podobnym i problem am i.
P ięć lat te m u sp o tk a łe m czaru jąceg o skrzypka z Francji. Był w wieku 25 lat i trwał w homoseksualnym związku ze starszym od siebie o dziesięć lat mężczyzną. Jakiś członek naszej parafii dał m u chrześcijańską książkę i pomodlił się z nim, aby Jezus objawił m u się w ciągu najbliższych 24 godzin. Tego wieczo
ru jadł on razem ze swym partnerem kolację, gdy nagle się rozkleił i w ybuchnął płaczem.
Poszedł do sypialni i tam miał nadzwyczajną wizję Jezusa. O ddał swe życie Chrystusowi.
Następnego dnia, gdy rozmawiałem z nim w kościele, zapytałem, co zamierza zrobić ze swym związkiem. Powiedział, że go zakończy.
Aby zrobić to delikatnie, kupił bukiet jeszcze nie rozwiniętych kwiatów. Pomodlił się, aby zanim rozwiną się te kwiaty, nawrócił się jego partner. Tamten zauważył ogrom ną zmianę, jaka zaszła w jego przyjacielu i poszedł spo
tkać się z tą samą osobą, z którą wcześniej modlił się tamten. W modlitwie on także od
dał się Chrystusowi. Miał równie niezwykłą wizję Jezusa. - Było to najpotężniejsze prze
życie mojego życia - powiedział później. - Po raz pierwszy napraw dę doznałem miłości.
Obaj do dziś są aktywnymi chrześcijanami.
Starszego znam bardzo dobrze, je s t teraz świetnym liderem chrześcijańskim i modli się z tymi, którzy znajdują się w podobnym jak niegdyś on sam położeniu.
Zapytałem go o jeg o dośw iadczenia d o tyczące m odlitw z ludźm i zorientow anym i hom oseksualnie. N a podstawie swych ob
serwacji stwierdził, iż w ażnym czynnikiem je st zazwyczaj brak afirmacji ze strony oj
ca. Związki hom oseksualne, w jego opinii, nigdy nie są napraw dę u dane i nigdy do końca nie zaspokajają. Jest to dw óch cier
piących na brak uznania ludzi, którzy po
szukują aprobaty, ale nie potrafią jej sobie naw zajem okazać, bo zabrakło im afirmacji ze stro n y najbliższych. A w ięc p raktyka hom oseksualna je st seksualnym sposobem zaspokojenia tej potrzeby.
D la te g o p rz y ję c ie p rz e b a c z e n ia o raz w ybaczenie ojcu, który nie potrafił darzyć u z n a n ie m s w o je g o s y n a j e s t ź r ó d łe m og ro m n ej siły. To p rzeb aczen ie u w aln ia nas od b ó lu zw iązanego z taką sytuacją i otw iera nas na przyjęcie aprobaty ze strony niebiańskiego Ojca. C złow iek ów m ów ił o dram atycznym , a zarazem uzdraw iającym z ro z u m ie n iu , k tó re się p o jaw iło w n im w te d y , k ie d y p rz e b a c z y ł s w e m u o jc u . W ciąż m iał jeszcze w iele spraw do u p o rządkow ania, ale proces uzdraw iania serca ju ż się rozpoczął. - U zdrow ienie nie pole
ga na tłu m ien iu uczuć, ale je s t to droga do w o ln o ści - m ów ił. - N ie o d łą c z n y m tego efektem je s t zdrow ienie w sferze seksual
nej, napraw ianie w szystkich relacji. H o m o sek su aliści często o k reślają siebie na podstaw ie swej płciow ości: „M oja p łcio - w ość to j a ”. Kiedy doznajem y w olności w C hrystusie, przestajem y w idzieć siebie w ten sposób i do seksu odnosim y się w ka
tegoriach w ięzi, a w ięzi nie rozpatrujem y w kategoriach seksu.
Jakie stan o w isko p ow inniśm y zająć wobec osób uprawiających homoseksualizm?
C hociaż zostaliśmy stw orzeni na obraz Boga, wszyscy jesteśm y istotami upadłym i, tzn. nikt z nas nie jest bez grzechu. Omawia
jąc wcześniej seks przedmałżeński stwierdzili
śmy, iż każda dziedzina naszego życia jest ska
żona grzechem. Wszyscy jesteśm y obciążeni w iną z powodu grzechów natury erotycznej i nikt z nas nie m a prawa rzucić kamieniem w kogoś innego, choć niestety pod tym wzglę
dem Kościół źle się zapisał w historii. D o lu
dzi gotowych ukamienować kobietę przyłapa
ną na cudzołóstwie Jezus powiedział: ,Jito z was jest bez grzechu, niech pienvszy rzuci na nią kamieniem” (J 8,7).
Jezus, który był tam jedyną bezgrzeszną osobą upraw nioną do rzucenia kamienia, nie uczynił tego. Raczej okazał jej wielkie współ
czucie i miłość. Ale też powiedział do niej:
J d ź i odtąd j u ż nie grzesz” 0 8,11), Zostaliśmy powołani, aby iść za przykładem Chrystusa, czyli kochać i akceptować ludzi bezwarunko
wo. Jednocześnie m u sim y nazwać grzech grzechem i więcej go nie tolerować.
Jest to wyjątkowa kombinacja. W zasadzie wobec hom oseksualizm u ludzie przyjm ują jedną z dwóch skrajnych postaw. Jedni takie osoby potępiają i są nastawieni w rogo. Ich stanowisko streszcza się w słowach: Wszyst
kich wystrzelać”. Inni natomiast, akceptując
ludzi, tolerują ich grzech. Powiadają, iż prak
tyka homoseksualna nie jest niczym złym.
W zywa się nas do tego, byśm y hom ose
ksualistom okazywali miłość. Jed n ak oka
zywanie m iłości nie oznacza przym ykania oczu na grzech. Raczej o d w ro tn ie . G dy w id z im y d zieck o zam ierzające p rzeb iec ru c h liw ą je z d n ię , k rzy k n iem y „U w ażaj, nie rób tego!” nie po to, żeby popsuć m u zabawę. O strzegam y dlatego, b o je kocha
m y i nie chcemy, by cierpiało. Podobnie też m u sim y w ystępow ać, gdzie to m ożli
w e, p rz e c iw k o p rak ty ce h o m o s e k s u a li
zm u . J e s t rzeczą karygodną propagow ać hom oseksualizm w szkołach. Wysoce nie
właściwe je s t ordynow anie na przywódcze stanowiska kościelne aktyw nych hom ose
ksualistów, którzy nie zamierzają porzucić swego stylu życia.
Z drugiej strony, pow inniśm y ludzi ko
chać i z otw artym i ram ionam i przyjmować ich do kościoła. Jak pisze J o h n Stott: »U źródła hom oseksualizm u tkwi głęboka sa
m o tn o ś ć , n a tu r a ln e lu d z k ie p ra g n ie n ie w zajem nej m iłości, poszukiw anie tożsa
m ości i tęsknota za pełnią życia. Jeśli ho
m oseksualiści nie znajdują tego w m ie j
scowej „rodzinie kościelnej”, to nie m am y prawa posługiwać się tym określeniem«.
O sobom zorientow anym hom oseksual
nie trzeba zapewnić bezpieczne środowisko, w którym mogą spotkać kogoś, z kim m o
gliby porozmawiać i się pomodlić. Wielu z n ich nie potrafiło kom u k o lw iek opow ie
dzieć o swych w ew nętrznych zmaganiach.
M ożliwość zwierzenia się z własnych pro
blem ów jest nierzadko pierwszym krokiem wnoszącym światło w tę ich ciemność.
O d początku do końca kluczem je st tu miłość. Bóg w swej miłości dał nam seks.
Ale też, kierując się tą samą miłością, w y
znaczył nam granice. Z apew ne jeg o serce krw awi, kiedy w idzi, w jakie popadliśm y tarapaty. W sw ojej m iłości posłał Jezusa, aby nam przynieść przebaczenie i m oc do opierania się pokusom , a także uzdrow ie
nie. Jesteśm y wezwani, by iść w jego ślady i kochać tak, ja k on nas ukochał.
Fragment książki „Co nas nurtuje” wydanej ostatnio przez Instytut Wydawniczy A G A P E w Warszawie
N icky Gumbel
To, o czym tra ktu je nasz artykuł stało się problem em niezwykle żywotnym
w społeczeństw ach zachodniej kultury (do której przynależność i my w Polsce lubim y podkreślać) za sprawq coraz częstszego
i coraz bardziej o tw artego żgdania równych praw dla tzw. mniejszości seksualnych zarówno przez
przedstaw icieli - działaczy tej grupy, jak i ludzi nie zainteresow anych sprawq osobiście, ale p o czu w a ją cych się do w ystępow ania
w obronie uciśnionych.
W krajach e u ro p ejsk ic h , ja k i w Sta
nach Z je d n o c z o n y c h r ó ż n y je s t stan zaa
w an so w an ia z aró w n o żądań, ja k i sto p nia ich spełnienia. C zy taliśm y n ied aw n o o tzw. „pakcie c y w iln y m ” w p ro w a d z a n y m w e Francji. Słyszym y o p ro b le m ie przyznaw ania praw a o pieki nad d ziećm i h o m o se k su a ln y m p a ro m w U SA .
Żądania rów noupraw nienia dotyczą ju ż nie tyle uznania samych hom oseksualnych praktyk, czyli fizycznego obcowania z osobą tej samej płci, jako rów nopraw nych ze sto
sunkam i heteroseksualnym i (obcow anie z osobą płci odm iennej), ale zrów nania w obec prawa stałych związków hom oseksualistów z tradycyjnie od w ieków istniejącymi w spo
łeczeństwach m ałżeństwam i, czyli (używa
jąc naukowego żargonu) praw nie usankcjo
now anym i m o n o g am iczn y m i zw iązkam i heteroseksualnym i. Ludzie działający po d tym sztandarem głoszą, że je st to jedynie na
stępny krok w procesie wyzwalania uciska
nych g rup społecznych. Z n iesio n o kiedyś niewolnictwo, wyzwoleni zostali amerykań
scy m urzyni, otrzym ały rów ne z m ężczy
zn a m i praw a k obiety (choć ja k b y n ie do końca sądzą lip. inicjatorki p ro jek tu aktu praw nego o d rzu co n eg o n ied aw n o przez polski sejm), teraz nadszedł czas na hom ose
ksualistów i lesbijki. N aczelnym hasłem jest w ty m w ypadku słow o-klucz - tolerancja.
Jest bardzo na czasie być człowiekiem tole
rancyjnym, w specyficznym rozum ieniu te
go pojęcia. C hodzi o tolerancję, która przy
s to i „ ś w ia tłe m u , w s p ó łc z e s n e m u ” czło w iek o w i. Po p ro s tu n ie w y p ad a m u
„mieć za złe” tego i owego, a idzie często o
„przestarzałe” norm y dotyczące życia seksu
alnego człowieka, w tym - homoseksualizm.
N ie d z iw im y się j u ż ta k b ard zo , gdy aktyw nie działają na rzecz u p raw o m o cn ie
nia h o m o se k su a liz m u w sp o łeczeń stw ie sam i h o m o s e k su a liśc i o rg a n iz u ją c y np.
ró żn e parady oraz gdy czytam y w yw ody
na te n tem at ludzi o poglądach, które naj
ogólniej m o ż n a by o k reślić liberalnym i.
M o żem y też obserw ow ać, że propaganda ta odnosi skutek. Badania opinii publicz
nej pow tarzane w m iarę upływ u lat w yka
z u ją w z ro s t liczby o só b , k tó re z a jm u ją w obec tego zjawiska stanow isko akceptu
jące. A w ięc kropla drąży skałę.
Ale słyszym y także od czasu do czasu o ta k ic h sp ra w a c h , j a k u d z ie la n ie w n ie k tó ry c h kościołach (n iestety p ro te sta n c kich) ślu b u o so b o m tej samej płci. N ie o d m ie n n ie zastanaw iam y się wtedy, ja k to m ożliw e? C zy ludzie ci m ają in n ą Biblię?
A je ś li tę sam ą, to dlaczego o dczytują ją inaczej, niż ro b io n o to przez praw ie dwa tysiące lat? D laczego nadal uw ażają się za chrześcijan i koniecznie chcą pogodzić ze sobą zupełnie sprzeczne (w edle tradycyj
nie chrześcijańskiego rozum ienia) rzeczy?
J o h n Stott, ceniony teolog i autor, d u ch o w n y Kościoła anglikańskiego, zajął się ty m tem atem przedstaw iając w je d n y m z rozdziałów swej książki Issues Facing Chri- stians Todays („Zagadnienia, którym chrze
ścijanie m uszą obecnie stawić czoło”) argu
menty, jakie dla obrony swego stanowiska przyw ołują przyznający się do chrześcijań
stwa zw olennicy nadania hom oseksualnym zw iązkom praw zarezerwow anych dotąd w św ia d o m o śc i sp o łeczn ej dla m ałżeństw . Przedstaw iw szy je rzetelnie i wyczerpująco Stott następnie z n im i polem izuje, korzy
stając z info rm acji i op in ii ró żn y ch osób (naukow ców , byłych h o m oseksualistów ) zarów no z kręgu „za”, ja k i „przeciw”.
Wolni od patrzenia „z góry”
P u n k t wyjścia stanow i dla Stotta stwier
dzenie trzech podstaw ow ych.praw d:
• W szyscy jesteśm y lu d źm i stw o rz o n y m i na obraz i p o d o b ień stw o Boga, dla
teg o n ie z a le ż n ie o d tego ja k b a rd z o złe w ydają się n am praktyki hom oseksualne, n ie m o ż e m y zapom inać, że ci, którzy się im oddają są lu d źm i ta k ja k i my.
• W szyscy jesteśm y istotam i p łc io wym i, je s t to cecha stanow iąca p o d sta
w ę naszego człow ieczeństw a. B ezp łcio w i są a n io ło w ie , ale lu d z k ą rz e c z ą je s t być k o b ietą lu b m ężczy zn ą z całym ba
g a ż e m z w ią z a n y c h z ty m p ro b le m ó w , w łączn ie z o rien tacją seksualną.
• Wszyscy jesteśm y grzesznikam i, w ty m także w sferze seksu. » N ik t (za w y
ją tk ie m Je z u sa z N a z a re tu ) n ie je s t w o l
n y o d g rzech ó w p łc i”, dlateg o „nie ch ce
m y p rezen to w ać o k ro p n e g o nastaw ienia m o raln ej w yższości: je s te m św iętszy niż ty« - pisze Stott.
W ychodząc od takich stw ierdzeń autor zw ra c a się p r z e d e w s z y s tk im d o ty c h , którzy uznają panow anie nad sobą Jezusa C hrystusa, w ierzą, że tę w ładzę spraw uje o n przez swoje Pism o Święte i dlatego chcą się dowiedzieć, co o n o na te n tem at m ów i.
Jak pisze Stott, » (...) oczywiście Boże n o r
m y są takie sam e dla niewierzących, ale nie są oni zbyt skłonni je przyjąć«.
Tak w ięc S to tt zajm u je się k o n k re tn ą dziedziną zjawiska hom oseksualizm u, stały
m i związkami, czymś, co coraz częściej na
zywa się hom oseksualnym i małżeństwam i.
Z w iązkam i, które jak o b y bardziej „odpo
wiedzialni” zw olennicy tej opcji (np. z tzw.
C hrześcijańskiego R u c h u H o m oseksuali
stów) chcą traktować na rów ni z norm alny
m i h e te r o s e k s u a ln y m i m a łż e ń s tw a m i.
O tóż, twierdzą oni, chcem y dobrze. C hce
my, by ludzie o odm iennej orientacji płcio
wej m ogli spokojnie żyć w trw ałym (na całe życie) partnerstwie pełnym miłości, lojalno
ści i wszystkiego innego dobra, które cha
rakteryzuje tradycyjne m ałżeń stw o . N ie chcem y rozw iązłości, p artn eró w na je d n ą noc, itp. rzeczy. A że chodzi o mężczyznę i m ężczyznę lub kobietę i kobietę? C óż, takie są ich preferencje, taki „smak”. C zy rzeczy
w iście je d n a k n ie m a znaczenia to, jakiej płci są małżonkowie i czy m ożna, posługu
jąc się Biblią, udow odnić, że związki h o m o seksualne m ogą być usankcjonowane, albo przynajmniej nie podlegają potępieniu?
S tott d o k o n u je przeglądu fragm entów Biblii, w których je s t coś pow iedziane na interesujący nas tem at i p olem izuje z in nym i autoram i, których zdaniem z ury w k ów tych nie w ynika w cale zaprzeczenie p raw a d o zw ią z k ó w h o m o s e k su a ln y c h . M ó w ią o n i m ianow icie, że są to „szcze
gółow e zakazy dotyczące zasad gościnno
ści (Sodom a i G ibea - R dz 19,1-13 i Sdz 19), k ultow ych tab u (Kpł 18,22 i 20,13), b e z w s ty d n y c h o rg ii (R z) o ra z m ę sk ie j prostytucji i depraw acji m łodzieży (IKor, l T m ) “. N ie w ynika, ich zdaniem , z tych u ry w k ó w p o tęp ien ie „pełnego o d d an ia i m iłości zw iązku analogicznego do m o n o - gamii heteroseksualnej"
S to tt, p ra w d z iw ie b ib lijn ie w ie rz ą c y chrześcijanin, przyjrzaw szy się arg u m e n to m w y su w a n y m w o b ro n ie m a łż e ń stw osób tej samej płci i dokonaw szy przeglą
d u w z m ia n k o w a n y c h b ib lijn y c h f r a g m entów , stanow czo o d rzu ca taki sposób rozum ow ania. Przytacza także dw a teksty P aw io w e, k tó re są listam i o d rażający ch g rzechów stojących „ (...) po pierw sze, w sprzeczności z K rólestw em B ożym , a po d ru g ie , ta k ż e z z a k o n e m i e w a n g e lią ".
K onkluzja je s t następująca: » O d rzu cen ie p rzez chrześcijan p rak ty k h o m o s e k su a l
n ych nie opiera się „na kilku o d o so b n io n y ch i niejasnych d o w odach tekstow ych”
(jak czasam i się m ów i), których tradycyj
ne w yjaśnienie m o ż n a obalić«.
Płeć i małżeństwo w Biblii
Z d an iem Stotta w szelka dyskusja na ten tem at p ow inna się zaczynać nie od historii S odom y i G om ory, co często się czyni w
ty m kontekście, ale od „zdrowej, pozytyw nej nauki biblijnej na tem at płci i m ałżeń
stwa. Bez tej podstaw y nasze spojrzenie na kw estię hom oseksualizm u m u si być wypa
czone". D latego w swojej książce zw raca się w stronę opisów boskiego stworzenia.
Istnieją dw a opisy stw orzenia człowieka. Z pierw szego (Rdz 1) w ynika równość płci.
Z aró w n o A dam , ja k i Ew a zostali stw orze
n i na p o d o b ień stw o Boga i oboje zostali u p raw n ien i do zarządzania ziem ią. D ru g i opis (R dz 2) je s t szczegółow y i w ynika z niego fakt uzupełniania się płci, co sta
n o w i p o d sta w ę h e te ro se k su a ln e g o m a ł
żeństwa. W iążą się z tym trzy inne funda
m e n t a l n e p ra w d y : lu d z k a p o tr z e b a tow arzystw a („niedobrze je s t człowiekowi, gdy je s t sam ” - w. 18), B oża dbałość o z a spokojenie tej ludzkiej potrzeby(gdy okaza
ło się, że w śród B ożych stw orzeń nie m a żadnego, które m ogłoby być odpow iednią dla A dam a pom ocą, konieczne okazało się stw o rz e n ie kogoś specjaln eg o ) o raz p o wstanie instytucji m ałżeństw aw yrażone w sło w ach n astęp u jący ch p o p ierw szy m w dziejach ludzkości w ierszu m iłosnym - ja k określa S tott w ykrzyknik A dam a na w id o k Ew y - ,JDlatego opuści m ąż ojca swego i matkę swoją i złączy się z żoną swoją, i staną się jed
nym ciałem”
Tak w ięc A dam otrzym ał w łaściw ą m u p o m o c i zareagow ał na te n Boży dar za
chw ytem : „Ta dopiero (w przeciw ieństw ie do ptaków i zwierząt) jest kością z kości mo
ich i ciałem z ciała mojego. Będzie się nazywała mężatką, gdyż z męża została wzięta” (Rdz 2,23). D ebata na tem at, do jakiego stopnia m am y dosłow nie traktow ać to, co nastąpi
ło w cześn iej (operacja p rz e p ro w a d z o n a przez Stw órcę po d B ożym środkiem znie
czulającym ) nie m o że n am przeszkodzić w zro zu m ien iu istoty zagadnienia. W cza
sie głębokiego sn u A dam a coś się w yda
rzyło. Zaistniało szczególne dzieło boskie
go stw orzenia. N a stą p iło zró żn ico w an ie płci. Z n iezróżnicow anego człow ieczeń
stwa A dam a w yłonili się m ężczyzna i k o bieta. A dam obudził się z głębokiego snu, by stanąć tw arzą w tw arz z odbiciem sa
m ego siebie, u zu p ełn ien iem siebie, w ręcz częścią siebie sam ego. Bóg, stw orzyw szy kobietę z m ężczyzny, sam przyprow adził ją do niego, p odobnie jak, zgodnie z cere
m o n ią ślubną w krajach anglosaskich, oj
ciec p anny m łodej oddaje j ą panu m ło d e
m u przyprow adziw szy p rzed ołtarz.
N ie m a w ątpliw ości co do sedna tej h i
storii. W ed łu g R dz 1 Ew a, p o d o b n ie ja k A dam , została stw orzona na B oży obraz.
Ale jeśli chodzi o sposób stw orzenia, w g R dz 2 nie została ona stw orzona z niczego (tak ja k w szechśw iat), ani z „prochu zie
m i” (tak ja k A dam , w. 7), lecz z Adama«.
G d y sp o jrzy m y na to, co w ykrzyknął A dam i co stanow i przytoczony wyżej ko
m entarz następujący po tych słowach, »na- w et nieuw ażnego czytelnika - pisze Stott - uderzą trzy odnośniki do „ciała”: Jest (...) ciałem z ciała mego ( ...) staną się jednym cia
łem”. M o żem y być pew ni, że je s t to zabieg celowy, a nie przypadek. D ow iadujem y się, że h e te ro se k su a ln y sto su n e k w m a łż e ń stwie je s t czym ś więcej niż tylko połącze
n iem , je s t p ew n eg o ro d zaju p o n o w n y m zjednoczeniem . N ie je st to połączenie ob
cych sobie osób, które do siebie nie należą i nie m ogą właściwie stać się je d n y m cia
łem . W ręcz przeciwnie, je st to zjednocze
n ie d w ó c h o só b , k tó re p ie rw o tn ie były