• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1998, R. 69, nr 5-6

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1998, R. 69, nr 5-6"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

ISSN 0209-0120 INDEX 35462

Rok LXIX • maj - c z e rw ie c 1998

Przydałoby się przebudzenie!

(2)

W numerze

3 Słowo w stęp n e redaktora n a c z e ln e g o Z ia rn o i plew y

4 Trzym aj z B ogiem i Jeg o lu d e m 7 W ędkow anie

8 Św iadectw o B yłem w ieżą pychy

9 P rzydałoby się p rzebudzenie!

1 0 N ark o ty k i, śm ierć i d y n am iczn y w zro st 1 2 Półka z książkami

1 3 Biblia i teologia W ieczerza Pańska

1 5 Listy

* Szansa

• C zy podaw ać ogień?

1 6 Ż ycie p o d presją

1 9 A lbow iem to, co w zg ard zo n e w oczach tego św iata w y b rał B ó g ...

2 0 Miniatury e g z e g e ty c z n e M atka Boska?

2 1 C h c ę być m isjo n arze m

2 3 Z lo t m oto cy k lo w y - G iżycko ‘97 2 4 O św iadczenia

2 5 C e rk iew zw alcza m isjo n arzy 2 7 W iadom ości polonijne 2 8 W iadom ości z kraju i ze świata

3 0 Między wierszami L em ingi

3 1 Chwila dla audiofila

C ó ż ta m słychać u W in an só w

~ 7P i i d # » “

A o * , \ i s \

6toM $

(ttotOryk*)

Sshn#s,

P rzyd ałob y się p rzeb u d zen ie!

N arkotyki, śm ierć i dynam iczny w zrost

/ T T

Biblia i te o lo g ia Wieczerza Pańska

Chwila d la audiofila C óż tam słychać u Winansów?

2 1

C h cę być m isjon arzem

2

C H R Z E Ś C I J A N I N w w , w ; « 7 )

(3)

SŁO W O W S T Ę P N E R E D A K T O R A N A C Z E L N E G O

laczego taki temat? Bo wśród wielu m ów proroka Jeremiasza poruszyła mnie jedna - przeciwko prorokom, którzy nie chcieli odróżnić ziarna od plew (23,9-40). Bo od kilku lat powtarzane jest twierdzenie, że teraz Pan odnawia służbę prorocką w Koście­

le. Bo pojawiają się prorocy, którzy mówią 0 sobie, ze mają usługiwanie „dla całego Ciała Chrystusa” i na cały świat „nagłaśniają” swoje wizje i przepowiednie. Szczególnie podatni na ich wpływy są ludzie młodzi, bo lubią no­

wości i zmiany, bo w naturze młodości jest chęć burzenia starego i tworzenie nowego świata. Dojrzali chrześcijanie, którzy już nie­

jedno widzieli i przeżyli mówią, że jest to ko­

lejna moda w naszym ewangelicznym chrze­

ścijaństw ie, która za jakiś czas zostanie zastąpiona innym trendem. Oczywiście, za­

wsze jest coś w naszej chrześcijańskiej służbie zaniedbane i należy się tym zająć, zaakcento­

wać, ale najczęściej po pierwszej fali zaintere­

sowania i dynamicznego wprowadzania no­

wego odkrycia, następuje dość mechaniczne naśladownictwo oraz przeakcentowanie wy­

nikające z zawężenia pola zainteresowania.

Przykładem jest chociażby tzw. uwielbianie.

W latach siedemdziesiątych i później sam bra­

łem udział we wprowadzaniu tego nowego elementu naszych nabożeństw. I dobrze, bo było to ożywcze tchnienie w naszą „ewange­

liczną liturgię”. Z czasem jednak w wielu wy­

padkach zagubione zostaje sedno sprawy 1 muzyka staje się ważniejsza niż kazanie, emocjonalizm bierze górę nad rozumną służ­

bę Bożą, a pieśni pełne treści zastąpione zo­

stają przez „chrześcijańską mantrę” - powta­

rzanie po kilkanaście razy tego samego zdania.

akie też niebezpieczeństwo niesie ze sobą moda na „oczekiwanie Słowa od Pana” w każdej sytuacji (nie chodzi o przygo­

towywanie kazania). Przywódcy zborowi czy kościelni mogą mieć pokusę odłożenia na bok rozumnego (nie rozumowego) podcho­

dzenia do zwyczajnych problemów, oczeku­

jąc objawienia, słowa proroczego lub snu czy wizji, zamiast rozpoznawać sprawy uświęco­

nym przez Słowo Boże i Ducha Świętego umysłem i rozstrzygać je zgodnie z zasadami Pisma Świętego i trzeźwego myślenia. Lu­

dzie w zborach mogą się przyzwyczaić do te­

go, by wolę Bożą objawiał im ten czy ów prorok, zamiast osobiście rozpoznawać wolę Bożą dla swojego życia poprzez codzienną lekturę Pisma Świętego, osobistą modlitwę i zmaganie się z pokusami. Dla wielu niea­

trakcyjne może stać się wygłaszanie lub słu­

chanie zwykłego kazania czy wykładu biblij­

nego, bo wymaga to wysiłku umysłowego, cierpliwości, systematyczności i zdrowego myślenia. Pojawić się może swoisty misty­

cyzm polegający na kierow aniu się przed wszystkim odczuciami i porywami serca. Lu­

dzie stają się wtedy podatni na wszelkie ma­

nipulacje czy to sprytnych „sług Bożych”, czy też po prostu przeciwnika ludzkiej duszy.

Niebezpieczeństwo takie szczególnie zagraża now o n aw róconym , a szczególnie tym , którzy „w starym życiu”, aby poczuć się do­

brze, często potrzebowali „mocnego uderze­

nia”, np. podniet narkotycznych. To szybko dawało im upragnione doznania. Dotyczy to też tych, którzy świat duchowy poznawali przy pomocy astrologii i wróżbiarstwa, czy innych dróg na skróty. Po nawróceniu mogą oczekiwać, że Boży słudzy na zawołanie będą im dostarczać szczególnego Słowa Pana, że staną się ich duchowym i przewodnikami, kimś w rodzaju guru. I nierozważny sługa Boży może ulec pokusie wiązania ze sobą lu­

dzi, zapominając, że pięcioraka służba w Ko­

ściele ma „przygotować świętych do dzieła posługiwania” (Ef 4,12). Ze każdy wierzący ma być „wrośnięty” w Chrystusa, nie w ja ­ kiegoś duchowego przewodnika.

,J?rorok, który ma sen, niech opowiada sen, ale ten, kto ma moje słowo, niech wiernie zw ia­

stuje moje słowo! C ó ż p lew ie do ziarna? - mówi Pan” (Jr 23,28). W tych kategorycznych słowach Jahwe żąda, aby wyraźnie odróżnić sen od Stówa Pana. Prorocy stawali się fałszy­

wymi zwiastunami wtedy, gdy snom i wła­

snym wyobrażeniom nadawali rangę Bożego Słowa przez co „zacierali w pamięci słuchaczy imię Boga”. Postępowanie takie nazwane jest

„gardzeniem Słowem Pana” i kierowaniem się

„uporem swojego serca”. Jeremiasz nie potę­

pia proroczych snów jako takich, mogą być one przecież sposobem przekazywania proro­

kowi Bożych myśli, lecz sprzeciwia się poda­

waniu ich jako Słowa od Pana. Porównane jest to do zboża, które - jak wiadomo - w okresie dojrzewania nie dzieli się jeszcze na ziarno i plewy. Wszystko jest zielone, rozwija się i we właściwym czasie wyda dojrzałe ziarna. Do­

piero podczas żniw widać wyraźnie, że na po­

lu stoją żółte źdźbła ze zwisającymi ciężko kłosami. Pod palcami można w nich wyczuć twarde, dojrzale ziarno chronione jeszcze przez to, co za chwalę stanie się plewą. Podczas młócki ziarno oddzielone zostanie od tego, co jest już martwe, sztywne i szorstkie. Wsypie się je do worków i odda do młyna. Na placu zostanie sterta słomy i mało przydatnych plew, których zawsze jest o wiele więcej niż ziarna.

Dlatego äp. Paweł unikał opisywania tego, co widział i słyszał w trzecim niebie, może napi­

sałby wtedy grubą powieść, a nie zwięzłe listy.

Uważał, że takie przeżycia są dane tylko jemu, jego zaś zadaniem jest przekazywanie treści

otrzymanego tam Bożego Słowa.

namy chyba to wydarzenie, gdy na py­

tanie króla Achaba: „C zy mam wyruszyć na wojnę pod Ramot Gileadzkie, czy też mam tego zaniechać?” (lR rl 22,6), czterystu proroków Pana odpowiedziało: „Wyrusz, a Pan wyda je w rękę króla”. N a szczęście Jehoszafat, król judzki zapytał wtedy: „C zy nie ma tutaj jeszcze jakiegoś' proroka Pana, abyśmy i jego zapytali?” (w.

7). Owszem był, ale niezbyt łubiany, bo „nie zwiastuje mi nigdy nic dobrego, a tylko zło” - wy­

jaśnił Achab. Micheasz wypowiedział uczci­

wie Słowo od Boga i za tę wypowiedź został uderzony w twarz przez „konkurencję”. Nie­

stety, a może „stety”, to on miał rację, a nie tych czterystu proroków podatnych bardziej na plewy niż ziarno.

Jeremiasz był prorokiem Boga żywego.

O d pierwszej chwili swego powołania wie­

dział, że będzie slupem żelaznym i murem spiżowym przeciwko królom judzkim, ksią­

żętom, kapłanom i całemu ludowi. W trak­

cie służby boleśnie odczuwał swoje posłu­

szeństwo Słowu Bożemu, narzekał na swój los człowieka skłóconego z całym światem, na - jak to określił - samotne siadanie pod ciężarem ręki Pana. Ale dzięki swej wierno­

ści Słowu Bożemu, dzięki uczciwemu gło­

szeniu tego, co powiedział Pan, a nie tego co przyniosły m u własne myśli czy odczucia, mógł być drogowskazem dla całego narodu w czasach trudnych i pełnych zamieszania.

»U /Uw e-j i O S-v $ S (L u

C H R Z E Ś C I J A N I N 5-6/»» (556-557)

A

3

(4)

Trzymaj z Bogiem i Jego ludem!

„Przez wiarę Mojżesz, kiedy dorósł, nie zgodził się, by go zw ano sy­

nem córki faraona, i w olał raczej znosić uciski w esp ół z ludem Bo­

żym, aniżeli zażywać przemijającej rozkoszy grzechu, uznaw szy hań­

bę Chrystusową za w iększe bogactw o niż skarby Egiptu; skierował bow iem oczy na zapłatę. Przez wiarę opuścił Egipt, nie uląkłszy się g n iew u królew skiego; trzymał się bow iem te g o , który je s t niew i­

dzialny, jak gdyby g o widział" Hbr 11,24-27

ISSN 0209-0120 INDEKS 35462

W ydaw ca

Instytut W ydaw niczy AGAPE ui. S ien n a 68/70. 00-825 W arszaw a

M iesięcznik »C hrześcijanin«

jest organem prasowym Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce

R a d a Program ow a Michał Hydzik

Marian Suski M ieczysław Czajko.

Edward Czajko Kazimierz Spsulski

Z esp ó ł R edakcyjny Kazimierz Sośulski - redaktor naczelny

Edw ard Czajko yredaktor Ludmiła. Sps.ulska -j redaktbr;

A gnieszka G ocłow ska > sekretarz reck Artur Mikuła redaktor/techniczny Sławomir Kasjanitik - diapozytywy Sławomir B ednarski - red; graficzny

A dres redakcji M iesięcznik »C hrześcijanin«

ul: S ien n a 68/70, 00-825 W arszaw a N e t. 022/6548296, faks 6204073

e-maii: a g ap e @ h sn .co m .p l

Konto

M iesięcznik »C hrześcijanin«

PKO BP Y O /W arszaw a ' 10201055-350802-270-1

Prenumerata krajowa - pojedyncza roczna - 24,00 z*t półroczna - 12,00 zł; zbiorcwa (od 5. egz.j roczna - 22,20 Zł; półroczna - 11,10 zł. Zagraniczna roczna: Czechy, Litwa, - 12 USD; Europa Zach. - 18 USD;

Ameryka Płh. - 24 USD; Australia i Ärrie- ryka Płd. - 30 USD.

W yznanie w iary K ościoła Z ie lo n o św ią tk o w e g o w P o lsce

' W ierzym y, ze P isn io Święte-- Biblia - je s t S ło­

w e m B ozy.it), n ie o m y ln y m i n a t c h n io n y m p rzez D u c h a Św iętego, i stanow i je d y n ą n o rn ię w iary i życia.

• W ierzy m y w Boga w T ró jcy Świętej jed y n eg o , w ósobąch: O jca i Syng, i D u ćh a Świętego.

• W ierzy m y w S ynostw o B oże Jezu sa C h ry stu sa, p o c z ę te g o z D u c h a Ś w ię te g o , n a r o d z o n e g o z M arii D ziew icy: w je g o śm ierć na k rzy żu za g rzech świata i Jeg ó zm artw y ch w stan ie w ciele;

w Jeg o w n ieb o w stąp ien ie i p o w tó rn e p rzyjście w chw ale.

• lY ierzym y w1 p o jc d n ań iei A B o g iem p iz ę ż 1 o p a­

m iętanie i w iarę w ew angelię, W ch rze st i W ie-

czerzę Pańską

• W ierzy m y ,w ch rzę st D u ch em Ś w iętym , p rz e ­ żyw anie pełn i D u ch a i J e g o darów .

• W ierzy m y w jeden K ościół, św ięty, p o w sz ech ­ n y t apostolski.

•iW ierży m y w u z d ro w ie n ie ch o ry c h ja k o Znak łaski i m o cy Bożeji

• W ierzym y w zm artw ychw stanie i życie w ieczne

P a m ię ta m z d z ie c iń s tw a , że g d y m ieszkaliśm y n a w si, m o ja m a m a kła­

dła czasem p o m ię d z y ja ja k u rz e w ysia­

d yw ane p rzez kw okę, parę jaj kaczych, b y p r z y o k a z ji w y lę g u k u r c z a k ó w m ie ć te ż w g o s p o d a rs tw ie k ilk a k a ­ czek. G d y w k o ń c u z w szy stk ich w y ­ sia d y w a n y c h ja j w y k lu ły się p isk lę ta (b y ły n ie w ie lk ie ró ż n ic e w te rm in ie w ylęgu) kw oka ruszała z całą g ro m a d ­ ką w w ę d r ó w k i p o p o d w ó r z u , a dla m n ie ro zp o c zy n ał się czas prze cie k a- w y c h o b s e rw a c ji. K w o k a sta ra ła się b o w ie m opiekow ać je d n a k o w o w szy ­ s tk im i p is k lę ta m i, k tó re w y sie d z ia ła w g n ie ź d z ić i z d n ia n a d z ie ń m ia ła coraz w iększe tru d n o ści, by u trzy m ać j e w je d n y m stadku p rz y sobie. N a jz a ­

baw n iejsze sceny rozgryw ały się p rzy staw ie opo d al d o m u , gdy m ałe k aczu ­ szki b e z s tre s o w e w y p u sz c z a ły się na w o d ę, a k u ra - m atk a biegała g orącz­

k ow o p o b rze g u nie ro zu m iejąc co się dzieje. Ł atw o się dom yśleć, że p o n ie­

d łu g im czasie m a ły c h kaczek j u ż nie było w g ro n ie kurczaków . Ich w łasna, k a c z a n a t u r a k a z a ła im tr z y m a ć się b a r d z ie j ś r o d o w i s k a w o d n e g o n iż przybranej k urzej m atk i i „przyszyw a­

n y c h ” b r a c i k u r c z a k ó w , z k t ó r y m i z n a tu iy nie m ia ły n ic w spólnego.

Ta p r o s ta o b s e rw a c ja z w ie js k ie j z a g ro d y d o b r z e i lu s tr u j e z n a c z e n ie n a tu iy i to ż sa m o śc i cz ło w ie k a w je g o c o d z ie n n y m p o s tę p o w a n iu i n a s ta ­ w ie n iu n a o k re ślo n e w arto śc i.

N A T U R A D Z IE C K A B O Ż E G O P O W O D U J E , Ż E C Z Ł O W I E K L G N IE D O B O G A

Z a m ie s z c z o n y n a p o c z ą tk u fra g ­ m e n t S łow a B ożego w y raźn ie stw ier­

dza, że M o jż esz , chociaż był w y c h o ­

w a n y w ś r o d o w is k u e g ip s k im , ja k o p rz y b ra n y syn córki faraona, gdy d o ­ rósł, o d krył sw oje praw d ziw e korzenie i zaczął p o s tę p o w a ć z g o d n ie z w r o ­ d z o n ą naturą. W iem y, że z u ro d ze n ia p rz y n a le ż a ł d o lu d u B o żeg o . T o żsa­

m o ść Izraelity dała znać o sobie i M o j­

ż e sz o p u ś c ił w y g o d n e i r o z k o s z n e w n ę tr z a E g ip tu . P o sz e d ł d o sw o ic h , ja k ik o lw ie k był ich los i w aru n k i życia!

S ło w o B o ż e n a u c z a o w ie rz ą c y c h w J e z u s a C h r y s tu s a , że z o s ta li o n i n a r o d z e n i z B oga. M a ją w z w ią z k u z ty m n o w ą t o ż s a m o ś ć . Z r o d z e n i z góry, m a ją n a tu rę dzieci B o ż y ch . To d ec y d u je , że b ę d ą w rę c z p o d ś w ia d o ­ m ie d ą ż y ć d o te g o , c o z B o g i e m z w ią z a n e i n ie sp o c z n ą aż d o tr ą d o d o m u O jc a . T ak j a k z a a d o p to w a n e d z ie c k o , d o ra s ta ją c , o d c z u w a s iln ą p o t r z e b ę s p o tk a n ia się z e s w o im i r z e c z y w is ty m i ro d z ic a m i, ta k n a r o ­ d z o n y z D u c h a Ś w ię te g o c z ło w ie k lgnie se rc e m d o N ie b ia ń sk ie g o O jca.

D la te g o j e s t ta k w a ż n e , b y n a r o ­ dzić się n a n o w o , je ż e li c h c e m y oglą­

dać K ró le stw o N ie b io s . M u s im y się n a n o w o n a ro d z ić , a n ie ty lk o z a a ­ d ap to w a ć się w k ręg a ch c h rz e śc ija ń ­ s k ic h , b o in a c z e j, p o ja k im ś cz asie b ę d z ie m y z n o w u lgnąć d o stareg o o j­

ca. B e z d u c h o w e g o o d r o d z e n ia n ie b ę d z ie w n as d u c h o w e j n atu ry . B ę ­ d z ie u p o z o r o w a n e c h rz e ś c ija ń s tw o . C ie le sn a , stara n a tu ra u b ie rz e się na ja k iś czas w o b ce szaty, p rz y jm ie p o ­

z ó r p o b o ż n o ś c i, a le w c z e ś n ie j c z y p ó ź n i e j z a tę s k n i i z a c z n ie s z u k a ć k o n t a k t u z e s w o im i . D l a t e g o n ie d z iw m y się, że S yn B o ż y p o w ied z ia ł;

„Musicie się na nowo narodzić” (J 3,7).

M o j ż e s z m i a ł s w o j e k o r z e n i e w B o g u i J e g o l u d z i e . W y c z u ł j e i w y b r a ł k o n ta k t z l u d e m B o ż y m , p o m im o tego, że ła d n y c h p arę lat (aż

4

C H R Z E Ś C I J A N I N 5-6/98 (556-557)

(5)

40!) żył w ad o p c y jn y c h , lu k su so w y c h w a ru n k a c h p ałacu có rk i faraona.

POSTĘPOWANIE UJAWNIA NATURĘ CZŁOWIEKA

C z y n y w c z e śn ie j czy p ó ź n ie j p o ­ każą, k im n a p ra w d ę je s te ś m y z u r o ­ d ze n ia , n ie z a le ż n ie o d te g o w ja k ic h z n a jd z ie m y się o k o lic zn o ścia ch . O li­

w a zaw sze n a w ie rz c h w y p ły w a - g ło ­ si p o lsk ie przy sło w ie.

W S łow ie B o ż y m z n a jd u je m y p ro ­ ste k ry te riu m o ce n y w tej kw estii. L u ­ d z ie n a r o d z e n i z B o g a n ie grze szą ! N ie m o g ą grzeszyć, b o p o sie w B oży j e s t w n ic h ! (1J 3 ,8 - 1 0 ) . O w s z e m , zdarzy się czasem , że u p a d n ą d u c h o ­ w o , ale nie m o g ą w ta k im stanie p o ­ zostaw ać! M o ż n a z ilu s tro w a ć to za­

c h o w a n i e m z w i e r z ą t d o m o w y c h . O w c a z n a tu ry nie lubi p rzeb y w ać na p o d m o k ły m te re n ie . S ta ra n n ie o m ija kałuże, a j u ż w rę c z h istery cz n ie u n ik a b ło ta . G d y z d a rz y się je j ta k ie n i e ­ szczęście, że w p a d n ie w b ło to , b eczy ro zpaczliw ie i czy m p ręd zej w sze lk i­

m i siłam i p r ó b u je się z n ie g o w y d o ­ stać. Inaczej je s t ze św inią. Ta z n a tu ry lgnie d o b łota. M o ż n a j a u m y ć , o s u ­ sz y ć i c h o ć b y n ie w i e m j a k d łu g o o d z w y c z a ja ć tr z y m a ją c w s u c h y m m iejscu, a je d n a k , gdy tylko pojaw i się m o ż liw o ść , z n o w u w ejd z ie d o b łota, b o taka je s t je j n atu ra. Z e w n ę trz n e za­

biegi k o sm e ty c zn e je j n ie zm ienią.

P o dobnie je s t z ludźm i. G d y z racji d u c h o w e g o o d r o d z e n ia m a ją n a tu rę dzieci B ożych, nie m o g ą żyć w stanie grzechu, po p ro stu nie czują się w tym d o b rz e . G d y gd zieś w p a d n ą w b ło to

g rze ch u n aty ch m iast w stają, p o kutują, p rag n ą oczyszczenia. D zie ci B oże nie będ ą się zachow yw ać ja k synow ie dia­

belscy. B ę d ą się o d n ic h co raz w y ra ­ źniej odróżniać. Im bardziej b ęd ą d o ra­

s ta ć w w i e r z e , ty m b a r d z ie j b ę d ą kontrastow ać ze św ieckim o toczeniem .

Z u p e ł n i e in a c z e j j e s t z l u d ź m i , k tó rz y ta k n ap ra w d ę n ie n a ro d z ili się n a n o w o , a tylko po d d ali się z e w n ę trz ­ n y m zabiegom k o sm e ty c zn y m i w te n sposób uzyskali w ygląd chrześcijański.

P o ru sz a ją się w k rę g a c h c h rz e śc ija ń ­ s k ic h j a k w c ia s n y m g o rse c ie , k tó r y p rz y pierw szej lepszej okazji n a jc h ę t­

niej by z siebie zrzucili. I w k o ń c u nie w y tr z y m u ją , z n a jd u ją ja k iś p r e te k s t i w racają d o sw eg o ży w io łu . J a k p o ­ w iad a P ism o: „Sprawdza się na nich treść owego przysłowia: Wraca pies do wymiocin swoich, oraz: Umyta Świnia zn ó w się tarza w /& M e "(2 P 2 ,2 2 ).

Tak je s t. N ie to , co o so b ie m ó w i­

my, n ie ty m c z a so w a , p r u d e r y jn a r e ­ akcja n a g rz e c h w to w a rz y s tw ie i n ­ n y c h lu d z i, le c z n a s z e rz e c z y w is te p o s tę p o w a n ie , zw ła sz cza , g d y j e s t e ­ śm y sam i, gdy n ie m a p rz y nas z n a jo ­ m y c h c h rz eśc ija n , o n o św iadczy, k im je s te ś m y z n a tu ry . P a n J e z u s w y r a ­

źn ie u p rz y to m n ił Ż y d o m , że ic h p o ­ staw a i cz y n y u d o w a d n ia ją , że n ie są o n i d z i e ć m i B o ż y m i ( p o m im o z e ­ w n ę tr z n y c h o z n a k ), le c z że ic h o j­

c e m je s t d ia b eł (J 8,39-45).

DLACZEGO DZIECI BOŻE PODLEGAJĄ POKUSOM ŚWIATA

B iblia uczy, że w szy scy lu d z ie n a ­ tu ra ln ie n a ro d z e n i n a zie m i są z n a ­

tu r y grzeszni. D o p ie ro gdy k to ś p rzez w ia rę w C h ry s tu s a n a ro d z i się n a n o ­ w o z D u c h a Ś w ięteg o o trz y m u je n o ­ w ą n a tu rę . N ie zn aczy to je d n a k , że stara n a tu ra n a ty c h m ia st i całkow icie p rze staje m ie ć ja k ik o lw ie k w p ły w na j e g o ż y c ie . W e d łu g B o ż e g o p l a n u z b a w ien ia cielesn a n a tu ra m u s i trafić n a krzyż, ale o n a p ró b u je ja k n a jd łu ­ żej się b ro n ić p rz e d ty m sw o im p rz e ­ z n a c z e n ie m . I d o p ó k i n ie z o s ta n ie u k rz y ż o w a n a , d o p ó k i je j n ie u m a r ­ t w i m y (K o l 3 ,5 ) p o z o s t a j e w n a s w r a ż l i w o ś ć n a b o d ź c e i p o k u s y o c h a ra k te rz e ciele sn y m . W e w n ę trz ­ ny, d u c h o w y c z ło w ie k p ra g n ie te g o c o d u c h o w e , n a t o m ia s t n ie u m a r ­ tw io n a stara n a tu ra sta n o w i dla d iabla p u n k t zaczep ien ia d o k u sz e n ia nas na r ó ż n e s p o s o b y , b y o d w ie ś ć n a s o d B o g a . D la te g o k a ż d y p o c z ą tk u ją c y ch rz e śc ija n in p o w in ie n być p o in f o r­

m o w a n y o cz ek a ją c e j g o w a lc e d u ­ cho w ej i p o in s tru o w a n y o m o ż liw o ­ ś c i a c h z w y c i ę s t w a p r z e z w i a r ę w C h ry stu sa .

M o jż e s z ta k ż e m u s ia ł sto c z y ć tę w a lk ę w e w n ę t r z n ą . W y b ó r ja k ie g o d o k o n a ł n ie był łatwy. E g ip t był w y ­ godny, k u sił p rzy je m n o śc iam i i m o ż ­ liw ością kariery. P rz ez cz terdzieści lat ży ł w e d łu g je g o h ie ra rc h ii w arto śc i.

C h o c ia ż w e w n ę t r z n ie , z u r o d z e n ia n ie c z u ł się E g ip c jan in e m , m u sia ł k o ­ n ie c z n ie sk ie ro w a ć o c z y n a za p ła tę, n a k o n ie c sw o je g o życia, ab y u z n a ć h a ń b ę C h r y s tu s o w ą za w ię k s z e b o ­ g a c tw o n iż s k a rb y E g ip tu , k tó r e go kusiły.

A w j a k i s p o s ó b o b e c n ie d ia b e ł p ró b u je re a n im o w a ć n aszą sta rą n a ­ tu rę i p o w o d o w a ć , że z n o w u d o c h o - k

C H R Z E Ś C I J A N I N 5-6/98 (556-557)

5

(6)

d zi o n a do p raw a g ło su w n a sz y m ży­

c iu sp y c h a ją c w e w n ę t r z n e g o c z ł o ­ w iek a n a dalszy plan ? W ja k ic h d z ie ­ d z i n a c h p o k u s y ś w ia ta o k a z u ją się być najb ard ziej sk u te cz n e?

P o p ie rw sz e św iat w y ra ź n ie zagra­

ża n a m w sferze o d w o łu ją c e j się d o p r a g n ie ń ciała, a z w ła sz c z a n a p o lu tzw. „spraw se rc o w y c h ”. G d y w ie rz ą ­ cy m ę żc zy ź n i zap atrzą się i za kochają w nie o d ro d z o n y c h d u c h o w o k o b ie ­ ta c h , alb o gd y w ie rz ą c e d z ie w c z y n y zaczynają się rozg ląd ać za św ie ck im i c h ło p a k a m i. D o ś w ia d c z e n ia m i n i o ­ n y c h p o k o le ń c h r z e ś c ija n p o k az ały , że w ie lu w ie rz ą c y c h o d e s z ło z d ro g i B ożej w ła śn ie z ta k ich pow o d ó w .

D ru g ą p o k u są św iata grożącą lu d o ­ w i B o ż e m u je s t chęć zro b ien ia kariery.

K o sztu je to ta k w ie le k o m p ro m is ó w d u c h o w y c h , że gdzieś p o d ro d z e za­

traca się d o b re s u m ie n ie , p o p a d a się w zatw ardziałość d u c h o w ą i d o ch o d z i d o tego, że każda zw yżka w n o to w a ­ n ia c h św ia ta o z n a c z a c o ra z w ię k s z ą zniżkę w oczach B ożych.

I n n y m p o w a ż n y m z a g r o ż e n i e m j e s t też ch ęć bycia b o g aty m i p o sia d a­

nia w ładzy. G d y d ia b łu u d a się „oży­

w ić ” w ch rz eśc ija n in ie tę cząstkę sta­

rej natury, to b a rd z o szy b k o zaczn ie o n a zdobyw ać p o le i w p ły w ać n a całe p o stę p o w a n ie d ziec k a B o żeg o , ig n o ­ ru jąc i w yciszając p ra g n ie n ia d u c h o ­ w e w e w n ę trz n e g o człow ieka.

KONIECZNOŚĆ POSTANOWIENIA,

ŻE BĘDZIEMY TRZYMAĆ SIĘ BOGA I JEGO LUDU!

M o jż esz d o k o n a ł w y b o ru ! W y b o ru n ie p o m y ś li p r a g n i e ń c i e le s n y c h , sp rze cz n eg o z ch ę cią ro b ie n ia k ariery w E g ip cie, o d d alają ce g o go od sk a r­

b ó w E g ip tu . D e c y z ja , k tó r ą p o d ją ł stała w zgodzie z ty m , k im b y ł z u r o ­ d z e n ia , z je g o to ż s a m o ś c ią Izraelity.

D la te g o p o s ta n o w ił, że b ę d z ie tr z y ­ m ać z B o g iem i Je g o lu d e m !

P o d o b n ie k ażdy z ro d z o n y z B oga, każdy c h rz e śc ija n in m u s i p o d ją ć d e ­ c y z ję : P o n ie w a ż j e s t e m d z i e c k ie m B o ż y m , p o n ie w a ż B ó g w y b ra ł m n ie z te g o św ia ta i d ał m i n o w ą n a tu r ę i n o w e życie, b ę d ę trz y m a ć się B oga i Je g o lu d u ! N ie b ę d ę ry zykow ać, nie

b ę d ę c h y ł k i e m c h o d z i ć n a s t r o n ę św iata! N i e d a m się n a b ra ć , że ta m z n im i b y łb y m b ard z iej szczęśliw y!

T rz e b a p a m ię ta ć , że p o p u la rn o ś ć w św ie c ie i w g r o n ie d o m o w n ik ó w B o g a w y k l u c z a j ą s ię . A lb o j e s t e ś w ś ró d sw o ic h i m asz w ś ró d n ic h d o ­ b re ch rz eśc ija ń sk ie im ię, albo w y b ie ­ rasz św iat, ale w te d y trac isz w o b rę ­ bie sw ojego d u c h o w e g o gniazda.

C z y j e d n a k z a c h o w u ją c n a t u r ę d z ie c k a B o ż e g o m o ż n a p o c z u ć się d o b rz e w ty m św iecie? Z ilu s tru ję to bajką Iw a n a K rył o w a pt. „W rona” :

N a tka w szy ogon paw im i piórami Wrona poszła się dumnie

przechadzać z paw iam i I myśli, że krewni biedni I przyjaciele poprzedni

G apić się na nią będą ja k na dziw o Z e jest siostrą wszystkich paw i

Że czymjg szczpdiwg

Bo dw órJunony upiększa i bawi Ta je j ambicja cóż zdołała sprawić?

To, że wrona p rze z pawie skubana dokoła G d y na zbity łeb uciekła

N ie tylko cudze pióra, w które się oblekła L ecz moc swoich straciwszy,

w yszła prawie goła

Wróciła więc do swoich, lecz je j nie poznali Podziobanej, wypierzonej

Jeszcze ją sami dosyć wyskubali

Tak więc skończyła się zachcianka wrony Z e od swoich się odbiła

A z paw iam i się nie zżyła.

JAKI BĘDZIE NASZ KONIEC?

T o k im j e s t e ś m y p o w i n n o m ie ć w p ły w n a to z k im się trzym am y, a to z k o le i z a d e c y d u je ja k i b ę d z ie n a sz k o n iec.

M o ż n a tak ja k ta w ro n a upstrzyć się i zacząć robić różne „wycieczki” na teren świata, upodobnić się do świata, zachowy­

wać się tak, jakbyśm y nie m ieli żadnych swoich wzorców, żadnej godności, żadne­

go poczucia tożsamości i odrębności dzie­

ci B ożych w ty m świecie. M o ż n a - bo każdy z nas m a w olną wolę - ale pytam:

poco?

J e ż e l i n a r o d z i l i ś m y się z w o d y i z D u c h a - to n ie z a d o m o w im y się w św ie ck im gro n ie. N ig d y n ie zo sta­

n ie m y p rz e z n ic h u z n a n i za sw o ich . Z aw sz e w n aszy m o d ro d z o n y m sercu

po jaw i się w y rz u t su m ie n ia i n iepokój z p o w o d u „c h o d z e n ia za radą b e z b o ż ­ n y c h , sta n ia n a d r o d z e g rz e s z n ik ó w i zasiadania w g ro n ie sz y d e rc ó w ” (Ps 1). W reszcie, zaw sze też trze b a będzie z a p ła c ić za to ja k ą ś c e n ę . J u ż tu ta j w d o cz esn o ści b ęd z ie z nam i ja k z tą w r o n ą , c o o d s w o i c h s ię o d b i ł a , a z p aw ia m i się n ie zżyła. R o z ejrz y j­

m y się w o k ó ł s ie b ie i p o lic z m y ilu m a m y d u c h o w y c h in w a lid ó w w w y ­ n i k u ta k ie g o e k s p e r y m e n t o w a n i a w ie r z ą c y c h ze ś w ia te m . J u ż d zisia j p ła c ą za to p o t w o r n ą c e n ę z r a n ie ń i trw ały c h ok aleczeń e m o cjo n a ln y c h , zap rzep a szc zo n y c h szans, n ie u d a n y c h m a łż e ń stw . A co m ó w ić p o te m , gdy sta n ie m y p rz e d o b lic z e m Pana?!

T ak w ię c m o ż n a t ł u m i ć w so b ie g ło s c h r z e ś c i j a ń s k i e g o s u m i e n i a , u k ry w a ć to ż sa m o ść d ziec k a B ożego, d u s ić i g ło d z ić w e w n ę tr z n e g o c z ło ­ w ie k a , n a jle p s z e lata, siły i p o m y sły oddając św iatu. M o ż n a , ale n ie w arto tak robić, b o m o ż n a też cały czas trzy­

m ać się sw ego gniazda, sw ego c h rz e ­ ś c ija ń s k ie g o ś r o d o w is k a i w k o ń c u zbierać słodkie o w o ce tej w ierności.

B r a c ia i S io s tr y ! P o m im o c o ra z p o w s z e c h n ie js z e j p r a k ty k i b ra ta n ia się w ie r z ą c y c h ze ś w ia te m , m o ż n a i n ależy zasto so w ać się d o S łow a B o ­ żego! M im o w sz y stk o m o żn a! M o ż ­ n a n ie w c h o d z ić ze św ia te m w p rz y ­ ja ź ń (Jk 4,4), n ie m iło w a ć św iata, ani

rzeczy, k tó re są n a św ie cie (1J 2 ,1 5 - 17 ) i n ie u p o d a b n i a ć s ię d o te g o św iata (R z 12,2)!

M o ż n a , ta k ja k d a w n o te m u M o j­

żesz, przyjąć p o staw ę z g o d n ą ze sw o ­ j ą tożsam ością! W y b rać to w a rz y stw o

i los lu d u B o żeg o o d rzu c ają c p rz e m i­

ja ją c ą r o z k o s z g r z e c h u ! M o ż n a to z ro b ić p rz e z w iarę! T rzeb a ty lko d o ­ k ła d n ie s k ie ro w a ć o c z y n a z a p ła tę ! Z r ó b m y ta k i za w sz e lk ą c e n ę tr z y ­ m a jm y z B o g iem i Je g o lu d e m !

M arian Biernacki Autor jest pastorem zboru zielonoświątkowego

„Nowe Zycie” w Gdańsku

6

C H R Z E Ś C I J A N I N 5-6/98 (55/,.5 5 7)

(7)

„I rzekł d o nich: P ó jd źcie za m n ą , a zro b ię w a s rybakam i ludzi"

E w angelizacja j e s t g ło sz e n ie m d o ­ b rej n o w in y o z b a w ie n iu w J e z u s ie C h r y s t u s i e , p o n i e w a ż w y r a z te n u tw o rz o n o z g reckiego euangelion, co oznacza: d o b ra now ina.

Ewangelizacja zbiorowa czy indywidualna?

N a połów rybak w ybiera się z siecią lub wędką. Zależy to od ilości ryb, które chce złow ić. E w angelizację w zborze, kiedy to jed n eg o kaznodziei słucha w ie­

le osób, przyrów nać m o żn a do połow u siecią, n a to m ia s t ro z m o w ę z je d n y m człow iekiem w celu doprow adzenia go do C hrystusa - łow ieniem na wędkę.

J e z u s C h r y s tu s w sw ej z ie m s k ie j służbie używał ob u tych m etod. B ardzo często au d y to riu m słuchaczy Jezusa się­

gało kilku tysięcy ludzi, lecz m im o to nie w ahał się O n poświęcić w iele czasu na ro zm o w y z pojedynczym i osobam i np. z N ik o d e m e m (J 3), z Sam arytanką (J 4), z Z a c h e u sz e m (Łk 19). W Jeg o oczach cenny je s t każdy człow iek. Ale też zdarzało się, że n aw ró cen ie je d n ej osoby stawało się początkiem naw róce­

nia w ielkich rzesz. Tak było z naw róce­

n iem Sam arytanki, której św iadectw em poruszone zostało całe m iasto. A postoł A n d rz ej p rz y p ro w a d z ił d o C h ry s tu s a tylko je d n ą osobę - sw ego brata Piotra (J 1,40) - a te n z kolei stał się b ardzo o w o c n y m n a rz ę d z ie m w ręce B ożej, gdyż pew nego dnia przez je d n o kazanie p rzyprow adził d o pozn an ia C h ry stu sa o k o ło trz e c h tysięcy lu d z i (D z 2,41).

P odobnie sk ro m n y sprzedaw ca obuw ia E dw ard Kim ball kiedyś w sw oim skle­

pie przyprow adził do C hrystusa swego kolegę nazw iskiem D w ig h t L. M oody, a ten zasłynął po tem na cały świat jako najw ybitniejszy ew angelista am erykań­

ski X IX w iek u . D zię k i je g o p ło m ie n ­ n y m kazan io m w ygłaszanym w m o cy D u ch a Świętego pokutow ało i naw róci­

ło się tysiące grzeszników.

D o z a le t e w a n g e liz a c ji in d y w i­

dualnej zaliczyć m o ż n a to, że m o ż e skorzystać m o ż e z tej m eto d y k a ż ­ dy ch rześcijanin. Ew angelizację zbio­

ro w ą m o ż e p rz e p ro w a d z ić ty lk o k a­

z n o d z ie ja , e w a n g e li s ta s p e c ja ln ie p rz y g o to w a n y i w y p o s a ż o n y w d a ry D u c h a Świętego. N ato m ia st ew angeli­

zacją indyw idualną zajm ow ać się m oże (a naw et p o w in ien ) K A ŻD Y wierzący, zbaw iony człow iek, niezależnie o d płci, w ie k u , w y k s z t a łc e n ia i s ta n o w is k a w Kościele. N a w e t św ieżo n aw ró co n y c z ło w ie k b ę d z ie u m ia ł o p o w ie d z ie ć k o m u ś in n e m u o ty m , co d la n ie g o uczynił C h ry stu s i zachęcić go do przy­

ję cia Je zu sa ja k o sw ego Zbawiciela.

E w a n g e liz a c j a in d y w id u a ln a n ie j e s t o g r a n ic z o n a , g d y c h o d z i o m ie js c e . E w a n g e liz a c ja z b io ro w a o dbyw ać się m o ż e je d y n ie n a te re n ie kaplicy, kościoła, cm en tarza, n ad w o d ą podczas c h rz tu , czy w czasie specjalnie o rg a n iz o w a n y c h sp o tk a ń . N a to m ia s t ew angelizacja in d y w id u a ln a odbyw ać się m o że W S Z Ę D Z IE . W szędzie tam , gdzie się znajdzie w ierz ący człow iek, a w ięc p rzy łó ż k u c h o re g o , w p ark u , na ulicy, w sklepie, u fryzjera, u kraw ­ ca, w tram w a ju , w fabryce, w b iurze, w e w łasn y m d o m u itp. m o ż e o n o p o ­ w iadać lu d z io m S łow o o m iłości B o ­ żej objaw ionej w Je zu sie C h ry stu sie.

E w a n g e liz a c j a in d y w id u a ln a n i e j e s t o g r a n i c z o n a c z a s e m . E w an g e liza cja z b io ro w a o d b y w ać się m o ż e ty lk o w p e w n y c h o k re ślo n y c h p o rac h - na ogół w niedzielę, raz lub d w a r a z y w t y g o d n i u c z y w r o k u , p rze z kilka lu b kilkanaście d n i z rz ę ­ d u . L ecz n a b o ż e ń s tw a te trw a ją np.

tylko sto m in u t. N a to m ia s t ew an g eli­

zacja in d y w id u a ln a odbyw ać się m oże Z A W SZE, o każdej po rze dn ia i nocy.

E w angelista D . L. M o o d y p o sta n o ­ w ił sobie kiedyś, że co d z ie n n ie p rzy -

Rys. Sławomir Bednarski

p ro w a d z i d o C h ry stu s a p rzy n a jm n ie j je d n ą osobę. N ie ra z był tak zajęty p ra­

cą p isa rsk ą w ciąga d n ia , że d o p ie ro w n o c y p rz y p o m in a ł so b ie o sw o im p o sta n o w ien iu . Z m o d litw ą „o u dany p o łó w ” w ybiegał w ięc na ulicę, a B óg zaw sze daw ał m u sp o so b n o ść naw ią­

zania ro zm o w y z kim ś, kto jej p o trz e ­ bow ał. Je że li padał deszcz, w ted y M o ­ o d y o f e r o w a ł z m o k n i ę t e m u p rze c h o d n io w i sc h ro n ie n ie po d sw ym p arasolem i odprow adzając go ro z m a ­ w iał o Z b aw icielu. W te n sposób przy­

p ro w a d ził d o C h ry stu sa w iele osób.

E w a n g e liz a c ja in d y w id u a ln a - to sto so w n a p o m o c y k o n k retn y m o so b o m . K a z n o d z ie ja p rze m a w ia ją c z k a z a ln ic y z k o n ie c z n o ś c i m u s i się o g ran ic za ć d o o g ó ln y c h p o trz e b d u ­ c how ych słuchaczy. T ym czasem w iele tr u d n o ś c i in d y w id u a ln y c h słu c h ac zy m o ż n a p o m ó c r o z w i k ł a ć j e d y n i e w osobistej rozm ow ie. W śród osób nie n a w r ó c o n y c h , ale r e g u la r n ie u c z ę ­ szczających n a nabożeństw a, w iele je s t takich, k tó re p o trz e b u ją ew angelizacji in d y w id u a ln e j. K ażdy p a s to r w in ie n p rzy g o to w a ć g ru p ę ew a n g elistó w in ­ d y w id u a l n y c h , k tó r z y p o k a z a n iu , p o d c z a s m o d litw y z o so b a m i, k tó re o n ią p o p ro s iły m o g ą im p rz y b liż y ć S ło w o B o ż e w o so b is te j ro z m o w ie . W t e d y p r a c a w z b o r z e r o z w ija się

o w iele lepiej. k

C H R Z E Ś C I J A N I N 5-6/98 (556-557)

7

(8)

E w a n g e liz a c ja in d y w id u a ln a - to d o ta r c ie tam , g d z ie n ie m o ż e d o tr z e ć e w a n g e liz a c ja z b io r o w a . O lb rzy m ia w iększość lu d zi nie ch o d z i do kościoła, nie czyta P ism a Św iętego, n ie m a m o ż n o ś c i u sły s z e n ia D o b re j N ow iny. D o takich osób d o trze ć m o ­ że p rz e d e w sz y stk im ew a n g elista in ­ dyw idualny. C z ęsto d ziw im y się, cze­

m u ludzie n ie p rzy c h o d zą d o naszych kaplic? P rz ec ież m o d lim y się o n ic h , o rg an iz u jem y dla n ic h specjalne n a b o ­ żeństw a, a o n i n ie p rzychodzą! Je z u s na to m ów i: W Y ID Ź C IE D O N IC H !

„Z arzuć sieć!” Z a rz u ć sw ą w ędkę! Idź tam , gdzie są ci lu d z ie, o k tó ry c h się m odlisz i pow ied z im o Bożej m iłości, o tym , że są zgubieni, o B o ży m r a tu n ­ ku dla nich; idź i zaproś ich n a n ab o ­ żeństw o!

W ychodząc z tego założenia 100 lat te m u k ilku praw d ziw y ch u c z n ió w J e ­ zusa założyło M isję dla m iasta L o n d y ­ n u . G . D e m p s te r w sw y ch w s p a n ia ­ ły c h k s ią ż k a c h o p is u je p r a c ę p e łn ą p r z y g ó d i n ie b e z p ie c z e ń s tw w ś r ó d krym inalistów , p rzem y tn ik ó w , n a rk o ­ m a n ó w itp. na te re n ie ró żn y c h sp e lu ­ nek, p u b ó w p o rto w y c h i n o cn y c h lo ­ kali; pracę w ym agającą odw agi, zim nej krw i oraz w ielkiej m iłości d o z g u b io ­ n ych dusz. Praca ta została u w ie ń c z o ­

ŚW IA D EC TW O

na su k c ese m , gdy o fiary g rz e c h u p o ­ znały Je zu sa i stały się in n y m i lu d źm i.

I D Ź M Y I C Z Y Ń M Y P O D O B N IE !

Szanse ewangelizacji indywidualnej

Jeżeli założymy, że w Polsce na około 200 tysięcy osób, które stoją na gruncie zb aw ienia z łaski, 10 tysięcy osób je s t zdolnych do ewangelizowania innych lu ­ dzi i każda z nich w ciągu jed n eg o r o ­ k u p r z y p r o w a d z i d o C h r y s tu s a j e d n ą osobę, a ta z kolei następną, wówczas: p o je d n y m ro k u ew angelizo­

w ania byłoby w Polsce 20 tysięcy od ro ­ dzonych osób, po dw óch latach - 40 ty­

sięcy, po trz e c h latach - 80 tysięcy, po czterech latach - 160 tysięcy, po pięciu la­

tach - 320 tysięcy, po sześciu latach - 640 tysięcy, po siedm iu latach - 1 280 tysięcy, po ośm iu latach - 2 560 tysięcy, po dzie­

w ięciu latach - 5 120 tysięcy, po dziesię­

ciu latach - 10 240 tysięcy, po jedenastu latach - 20 480 tysięcy, a po dw unastu la­

tach ew angelizow ania byłoby w Polsce 40 960 tysięcy odrodzonych osób.

Z aled w ie po d w u n a stu latach w n a­

szym kraju nie b y ło b y ju ż kogo ew an ­ g e liz o w a ć ! Z r ó b m y s o b ie p o d o b n e p rz e lic z e n ie , gd y c h o d z i o m ie js c o ­ w ość, w któ rej m ieszkam y. N a p rz y ­

kład: je ś li w tw o im z b o rz e z n a jd u je się 10 o sób zd o ln y ch do ew angelizacji, to p o 7 latach pracy zb ó r tw ój m ógłby liczy ć 1 28 0 osób! A w p ó łm ilio n o ­ w y m m ie śc ie j u ż p o 15 la tac h takiej pracy nie będzie kogo ew angelizow ać.

N ie ra z za sta n aw ia m y się d laczego za naszą w sc h o d n ią granicą zbory liczą po pięćset, tysiąc czy dw a i p ó ł tysiąca osób. D laczego na U k ra in ie je s t p o n ad sześćset tysięcy zielo n o św iątk o w có w , a w R u m u n ii - p o n a d p ó ł m ilio n a ? Z a p y ta n y o to kiedyś p re z b ite r o k rę ­ gow y z B iało ru si pow iedział: „S to su ­ je m y m e to d ę ‘usta w u sta’ - każdy gło­

si sw em u z n a jo m e m u . Je st to m eto d a najtańsza i najsk u teczn iejsza”.

„Wybawiaj pojmanych na śmierć, a od tych, którzy idą na zatracenie, nie odwracaj się” (P rz 24,11). W okół giną g rzeszn i­

cy. I d ą s z e r o k ą d ro g ą i w ie lk ą ław ą z w a la ją się w p r z e p a ś ć w ie c z n e g o o dłączenia od Boga. C o czynim y, aby ic h u r a to w a ć ? W Y B A W IA J I N I E O D W R A C A J S IĘ - te d w a ro z k a z y B oga i Z b aw iciela nie w ym agają sp e­

cjalnych kom entarzy. M u s im y j e w y ­ k o n a ć j e ś l i c h c e m y , b y J e z u s n a s z e im io n a w y z n a ł p r z e d sw o im O jc e m i an io łam i w n iebie (O bj 3,5).

K a zim ie rz Sosulski

N ie b yłem z w o le n n ik ie m dzielenia się swoimi świadec­

twami, ale dzisiaj je składam, bo w ierzę, że Bóg chce, bym to zrobił. M iałem wiele oporów, których ju ż nie mam. N ie piszę tego św iadectw a dla w łasnej

chwały, ale w nadziei, że będzie k o m u ś z b u d o w a n ie m . Je śli choćby jedna zbuduje się osoba, niech Bogu będą dzięki.

Jezusa do serca przyjąłem 6 lat tem u. Bóg w ysłuchał m o ­ dlitw mojej rodziny i zboru. To był piękny czas. To była pierwsza miłość, do dziś pamiętam pierw­

szą noc po przyjęciu Jezusa do serca. Bóg wszedł do mego serca ze swoją łaską i straszny tam za­

stał bałagan. N ałogów miałem sporo i w zasadzie, z Bożą po­

mocą większości z nich udało mi się łatwo pozbyć, oprócz jednego - nałogu pychy. Z tym nałogiem walczę do dzisiaj. Wiedziałem, że jestem grzeszny. N ie w iedzia­

łem, że jestem zarozumiały, my­

ślałem: pokora i uniżenie jest po­

trzebne innym, ale nie mnie.

Przez ponad 20 lat służyłem w wojsku jako pilot. I od samego początku byłem wbijany w pychę, co nie odbywało się bez mego udziału. Jako „wybrany z wybra­

nych” miałem najlepsze zdrowie, inny niż pozostali ludzie ubiór, w ynagrodzenie, w yżyw ienie, możliwości odpoczywania, inny przelicznik emerytury, częstsze odznaczenia. Więc uwierzyłem, że jestem lepszy, szczególny, nie­

zwykły, mądry, wykształcony.

'Bóg wszedł do mojego serca okazując mi łaskę. I właśnie ta ła­

ska upokorzyła mnie najbardziej.

G dy zro z u m iałem , że m nie, nędznego grzesznika Bóg tak wy­

wyższył w Chrystusie, zdałem sobie sprawę, że jestem wieżą py­

chy. D o dziś w alczę z pychą.

Wiem już, że pokora jest źródłem

wszelkich łask i cnót, że pokora nie przychodzi sama, że trzeba o nią walczyć każdego dnia, mo­

dlić się. Człowiek pokorny nie jest podejrzliwy ani zawistny. Po­

trafi chwalić Boga także wtedy, gdy inni zostaną wybrani, a nie on. Gdy inni otrzymają błogosła­

wieństwo większe niż on. Jezus nigdy nie szukał własnej chwały.

A ponieważ w tej chwili je ­ stem handlow cem i znam też moc modlitwy, nie składam tego św iadectw a za darm o. Proszę każdego, kto przeczyta to świa­

dectwo, aby pomodlił się o mnie, żeby spełniło się moje największe marzenie: iść za Panem do końca.

Ja n G rzegorz Bloch Autor jest emerytowanym majorem

lotnictwa, mieszka w Lublinie

8

C H R Z E Ś C I J A N I N 5-6/98 (556-5S7)

(9)

Przydałoby się przebudzenie!

„Oto w asz Bóg! N adchodzi pom sta, odpłata Boża! Sam on przychodzi i w yb aw i was!

W ted y otw orzą się oczy ślepych, otw orzą się też uszy głuchych. W ted y chrom y b ędzie skakał jak je le ń i radośnie o d e z w ie się język niem ych, gd yż w o d y w ytrysną na pustyni

i potoki na step ie iz 35,4-6

Przebudzenie...

Każdy z nas o nim marzy. Każdy czeka, aby coś się w k o ń cu zaczęto dziać, każdy z nas m a dość zabawy w Kościół. Jednak, tak szczerze, każdy z nas m usi się zastanowić, czego wła­

ściwie oczekujemy i jakie kierują nami motywy, gdy pragniemy przebudzenia.

N iektórzy może myślą sobie: „Dobrze by było, żeby zaczęło się od nas, w te­

dy wszyscy zobaczą, kto tu naprawdę ma rację”. A może m artwi nas to, że nasz zb ó r nie ro śn ie, czy też m oże chcielibyśmy w końcu zobaczyć jakieś cuda (tyle się przecież o nich słyszy).

A może przyglądamy się naszym sio­

strom lub braciom i m yślim y sobie:

„O tak! O n i p o trz e b u ją p rz e b u d z e ­ nia”. Czym kierujem y się pragnąc pra­

gnienia 1 o co tak naprawdę nam cho­

dzi? A m oże tak dokładnie sami nie wiemy? Po prostu jest to dosyć m odne słowo, które na pewno niesie ze sobą now y pow iew i dlatego rów nież my o tym mówimy?

Czy zdajem y sobie w ogóle sprawę, w jak wielkim stopniu zależy to od nas sa­

mych, i jak wielka spoczywa na nas odpo­

wiedzialność, na tych, którzy poznali zba­

wienną łaskę w Jezusie Chrystusie?

Bo czegóż nam brakuje?

Dobrze nam jest.

W miarę dobrze sytuowani, nie głodni, bez nałogów, grzeczni, mili, spokojni lu­

dzie. Chodzimy wcześnie spać... N o cóż, Bóg jest Bogiem porządku, a my jako jego dzieci mamy być posłuszni. Bardzo dbamy o swoje zdrowie, o wypoczynek, o ładny wygląd (zwłaszcza kobiety).

Przebudzenie?

N o tak! Dobrze, żeby przyszło, ale...

„Ja nie mam czasu, bo dłużej pracuję..., a ja ju ż się um ów iłem , i przyjdą do nas brat z żoną..., my też jesteśmy zajęci..., ja

przygotowuję wykład - miej mnie za wy­

tłum aczonego...” itd.

Lata mijają, ludzie umierają. Nigdy nikt me dał im szansy, by mogli się na nowo na­

rodzić, bo kiedy rozpoczynali swoje nocne życie, to my musieliśmy odpoczywać, za­

praszać się na obiadki i pielęgnować się wzajemnie. N o i oczywiście, jak najwcze­

śniej być w łóżku, bo rano trzeba wstać.

O, przydałoby się przebudzenie!

Tam na ławce w parku leży człowiek.

N ikt go nigdy nie kochał. O d małego trak­

to w an y był ja k pies. W oła, ż e b rze - przyjdź, powiedz mi o Jezusie. N ie zrażaj się m oim wyglądem. Ja też chcę być ko­

chany!

Jakaś dziewczyna sprzedająca swoje cia­

ło stoi na rogu ulicy, oczami woła: Błagam, módl się o mnie, ja też potrzebuję Jezusa!

Młody, elegancki szef w biurze - pach­

nący, dobrze sytuowany, m oże nigdy się

nie zdenerwował. Jest dobrze ułożony grzeczny. Jak spojrzysz mu w oczy gdy w wieczności będzie znosił męki pie­

kielne, a ty będziesz u Pana? Zależy ci na stołku? To fakt. Masz niezłą posadę, ale czy nie żal ci tego człowieka, czyje­

go życic nie jest więcej warte niż twoja posada?

O, przydałoby się przebudzenie!

A może zadowolimy się tylko tym, że Pan dotknie te pięć, dziesięć, czy sto rodzin, które są w naszym zgromadze­

niu. Ludzie zaczną głośniej śpiewać, klaskać, może i cuda zobaczymy. Z du­

mą moglibyśmy wtedy stwierdzić - ma­

my przebudzenie. A tak niewiele by to nas kosztowało. N o, może troszeczkę p rz e d łu ż y ło b y się nab o żeń stw o , bo przecież dłużej trwałoby uwielbianie, lecz z tym nie ma zbyt dużego proble­

mu. Szybko by się to ukróciło. Porzą­

dek musi być!

O, przydałoby się przebudzenie!

Po co, tak naprawdę, Pan nas powołał?

Czy tylko po to, byśmy wiedli sielankowe życie? N i to zimni, ni to gorący. N o, chyba że się jakiś problem pojawi na horyzoncie.

W tedy to i po nocach nie śpimy, modląc się, by Pan ten problem usunął. A kiedy problem zniknie? N o cóż, dzień jak każdy inny, przeleci i następny przychodzi.

N a swoje wytłumaczenie mamy werset z Listu do K oryntian: „Czy wszyscy są apostołami?” Jaka to jednak łaska od Boga, że ten, który kiedyś nam powiedział o Je­

zusie nie był do nas podobny, bo może to my dziś leżelibyśmy w przydrożnym ro­

wie albo plugawili swoje ciało. Pan powo­

łał nas po to, byśmy opowiadali Słowo i szukali Bożego Królestwa, a O n zatro­

szczy się o nasze sprawy.

Ci ludzie, tam na zewnątrz, wołają do nas. N a pozór nas nie potrzebują. Wyzy­

wają, mogą nawet i pobić, ale bez nas zginą

C H R Z E Ś C I J A N I N 5-6/98 (556-557)

9

(10)

Narkotyki, śmierć

i dynamiczny wzrost

Zbór Mission Carismatica International w Bogocie w Kolumbii ist­

nieje od 15 lat. W iosną 1997 roku liczył ponad 100 tys. członków spotykających się w 10 4 3 8 małych grupach. Przywódcy zboru mo­

dlili się w ów czas, aby do końca roku liczba grup m ogła się zwiększyć do 3 0 tys. Ich pragnieniem jest spenetrow anie każdego zakątka Bo­

goty. Bóg przydaje tylu ludzi, że w ciągu roku zbór powiększa się trzykrotnie!

A o to relacja p r z y g o to w a n a na p o d s ta w ie d w ó c h artyk ułów z „World Pentecost" i „Celi Church".

w swojej złości, nienawiści, bezsilności i samotności.

N o i dobrze, niech sobie giną. D la mnie liczy się moja rodzina. Dzieci muszą grać na instrumentach, muszę wybudować dom , a poza tym m uszę pilnować teraz swojej świętości, bo czas już bliski.

Giną, to trudno, sami sobie winni. Po­

winni szukać Boga. Ja szukałem i mam to, co mam. Każdy musi się troszczyć o siebie.

Jeśli giną, to z wyboru. Ja im mówię, ale oni wcale nie chcą słuchać, to jest ich sprawa. Ile, w końcu, można mówić?

P o k o ch ajm y ich . B łagajm y o n ic h przed Bożym obliczem. Idźm y do nich.

O ni często są nieuchw ytni, bo dla nich życie zaczyna się w nocy.

O, przydałoby się przebudzenie!

O no przyjdzie w tym dniu, kiedy ci lu­

dzie staną się dla nas tak samo ważni jak nasza rodzina, nasza praca, czy nasz zbór.

Kiedy pokocham y ich dla nich samych, wtedy zacznie się przebudzenie.

Przebudzenie - to nieprzespane noce, to niewygody i trud, to mogą też być razy i sińce, ale warto! Warto oddać wszystko, by wyrwać choćby jednego z rąk szatana.

Warto nawet oddać swój majątek, dobrą posadkę, czy cieplutkie łóżeczko o dziesią­

tej wieczorem. Widok szczęśliwych twarzy wszystko nam wynagrodzi.

Zwróćm y uwagę na to, że gdy trochę dłużej zatrzymamy grupę dzieci w jakimś pomieszczeniu, nawet jeśli damy im do dyspozycji trochę zabawek, one po jakimś czasie się nudzą. Zaczynają się między so­

bą kłócić, a nawet dochodzi do rękoczy­

nów. A kiedy choćby największa grupa dzieci zajmuje się tym, co do nich należy, jest lad i porządek.

Dokładnie tak samo je st z nami. Tyle między nami sprzeczek o to, kto jest bar­

dziej dzieckiem Bożym, a kto nie. Czasami mijamy się z daleka, bo nie możemy się na­

wzajem ścierpieć, a to tylko dlatego, że się nudzimy i nie robimy tego, co do nas na­

prawdę należy.

Wielkie słowa, wielkie pomysły i wizje, jeden lepszy od drugiego, a tamten w ro­

wie jak leżał, tak leży i jak wolał, tak dalej wola i wciąż blaga o ratunek.

A my na to:

O, przydałoby się przebudzenie!

CZYNIENIE UCZNIÓW

S tru k tu ra z b o ru Mission Carismatica International k a ż d e m u c z ło n k o w i daje m o ż liw o ść u słu g iw a n ia w dziele g ło ­ szenia dobrej now iny, a n a w e t nakłada n a ń p o c z u c ie o d p o w ie d z ia ln o ś c i za ew angelizację.

O s o b a , k tó r a p o d e j m u je d e c y z ję 0 n a w ró c e n iu n aty ch m iast k iero w an a j e s t n a r o z m o w ę z d u s z p a s te r z e m . N a s t ę p n i e p r z e c h o d z i o ś m i o ty g o - d n io w y k u r s u w ie ń c z o n y tr z y d n i o ­ w y m w s p ó ln y m w y ja z d e m . P o ty m w szy stk im m o ż e zostać lid e re m m ałej grupy, k tó ry p o p rze z m o d litw ę będzie starał się zebrać sw oją w ła sn ą „ d w u ­ n astk ę”, tzn . sw oją grupę.

W ż y c iu tej s p o łe c z n o ś c i b a r d z o w ażna je s t m odlitw a. P o m o c n ik lidera m o d litw y o dpow iedzialny je s t za jakąś część z b o ru i w ciągu ro k u zobow iąza­

n y je s t d o pięciu trzy d n io w y ch p o stó w oraz co d z ie n n ie m u si m o d lić się pięć g o d z in . N a t o m i a s t lid e r m o d li tw y o dbyw a trzy czterd ziesto d n io w e posty 1 m o d li się osiem g odzin dziennie.

U c z n io m nie przy n o szący m o w o cu daje się kilka m iesięcy n a nap raw ien ie sw oich dróg. B rak p o p raw y je s t ró w ­ n o zn a cz n y z p rze k aza n ie m ich służby tzw. „T ym oteuszom ”.

„Przybyw szy na m iejsce w sobotę 8 m arca 1997 ro k u - czytam y w je d n e j z relacji - m ieliśm y m ożliw ość u czest­

n iczen ia w p ierw szy m z d w ó c h zw y­

k ły c h s p o tk a ń m ło d z i e ż o w y c h n a k tó re p rz y s z ło o k o ło 5000 m ło d y c h ludzi. D aw ało się odczuw ać elek try zu ­ ją cą obecność D u c h a Świętego. W idok

tylu m ło d y c h lu d zi żarliw ie uw ielbia­

ją c y c h B oga i p o ch ło n ięty ch całkow i­

cie m o d litw ą b y ł ta k poruszający, ze z m o ic h oczu zaczęły płynąć łz y ”.

Takie spotkanie, ja k i w icie innych n abożeństw w tym zborze, je s t potężną

„m aszyną ż n iw n ą ”. Kazania są ogniste i b e z p o ś r e d n ie . P o k a z a n iu p a s to ra m ło d zieży C esara F ernadosa na tem at o b n a ż a n ia i o d r z u c a n ia d ia b e ls k ic h kłamstw, około sześciuset m łodych lu ­ dzi w yszło do p rzo d u wyrażając w ten sposób pragnienie naw rócenia. N astęp ­ nie za człow iekiem niosącym flagę uda­

li się d o inn eg o b u d y n k u . N a ulicach stali ludzie oczekujący na następne spo­

tkanie, k tó rzy pow itali ich oklaskam i.

Po dotarciu na m iejsce now o naw róce­

ni w ysłuchali kazania, zostali zarejestro­

w ani i otoczeni opieką duszpasterską.

TEOLOGIA

P astor z b o ru C esar C astellanos w y­

ja ś n ia , że p o d s ta w ą fu n k c jo n o w a n ia z b o ru stanow ią praw dy zaw arte zosta­

ły w K siędze R odzaju 1,28, a następnie p o w tó rz o n e w R d z 9,1.15.17 (w o d ­ n ie sie n iu d o N o e g o ), R dz 12 (o d n o ­ śnie do A braham a) i M t 28,18 (w o d ­ n ie sie n iu do uczn ió w ). B oże zam iary p rzedstaw iają się w tych fragm entach K rystyna Fiołek

Sydney, Australia

C H R Z E Ś C I J A N I N 5-6/98 (566.557)

10

(11)

#^www

u.

Bae # # # #

następująco: (1) o w o cn o ść (św iętość), (2) p o m n a ż a n ie (B ó g za m ie rz y ł r o z ­ m n o ż e n ie w o g ro d zie E d e n - dlatego stw orzył dw oje ludzi), (3) autorytet.

„G rzech stał się przeszkodą w reali­

zacji ty c h trz e c h B ożych z a m ie rz e ń - w yjaśnia pastor. L u d zie ro z m in ę li się z Bożą w olą w łaśnie w tych trzech sfe­

rach i teraz na n ow o m u sim y odkryć te praw dy. N ie k tó rz y p a s to rz y n ie ch cą być radykalni ze w zględu na zam iłow a­

nie d o w ygody” - pow iada pastor Cesar.

Wierzy, że on sam otrzym ał od Boga nam aszczenie do pom n ażan ia, dlatego za swój cel obrał pozyskanie K olum bii dla Jezusa. Każdej niedzieli odbyw a się pięć nabożeństw, ale w związku z plano­

w anym przeniesieniem nabożeństw do największej hali w Bogocie, w niedzielę b ę d z ie się o r g a n iz o w a ło ty lk o dw a.

W każdym z n ich będzie m ogło w ó w ­ czas uczestniczyć 20 tysięcy osób. Ale przy gw ałtownie rosnącej liczbie, każdy członek zboru m ógłby przyjść tylko na je d n o nabożeństw o w miesiącu!

MAŁE GRUPY

P o czątk o w o z b ó r M C I n ie o p ie ra ł s w e g o f u n k c j o n o w a n i a n a m a ły c h grupach. N o w o n aw ró ce n i byli p ie rw ­ sz y m i, d la k tó r y c h z o r g a n iz o w a n o grupy. W ów czas też zaczęto o rg an iz o ­ w ać w m a łe g r u p y m ło d z ie ż . P o j a ­ k im ś cz asie ta k a o rg a n iz a c ja z o s ta ła p o w sze ch n ie zaakceptow ana w zborze

C H R Z E Ś C I J A N I N 5-6/98 (55 6-5 5 7.)

i o b ec n ie 80 p ro c e n t c z ło n k ó w spoty­

ka się w 10 - 16 o so b o w y ch grupach.

P asto r C astellan o s często po w tarza z b o r o w n ik o m : „ N a s z y m c e le m n ie j e s t p o z y s k iw a n ie je d y n ie c z ło n k ó w gru p , ale szkolenie lid e ró w g ru p ”. Po trze ch m iesiącach uczęszczania n a g ru ­ p ę , k aż d y c z ło n e k j e s t z a c h ę c a n y d o uczestn ictw a w trzy m iesięc zn y m k u r­

sie dla liderów. D zięki te m u , p o o koło sześciu m iesiącach od naw ró cen ia, 60 p ro c e n t cz ło n k ó w g ru p y zaczyna tw o ­ rzyć sw oje w ła sn e grupy. D alej b io rą o n i u d ział w spotkaniach swej m acie­

rzystej grupy, ale n ie są j u ż nazyw ani cz ło n k a m i, lecz lid e ram i. G d y k ażdy cz ło n e k gru p y złoży sw oją w łasną, ich lid er m niej angażuje się w ew angeliza­

cję, bardziej k o n ce n tru jąc się na zachę­

caniu św ieżo u p ieczo n y ch liderów.

SŁUŻBA UWALNIANIA

K o lu m b ijs c y c h rz e ś c ija n ie b a rd z o p o w a ż n ie tra k tu ją sp raw ę k o n ta k tó w lu d z i ze św ia tem d u c h o w y m . S łu żb ą u w a l n i a n i a o b e j m u j e s ię n o w y c h c h r z e ś c ija n j u ż p o d c z a s p ie rw s z e g o tr z y d n io w e g o w y ja z d u . M o ż n a ta m za o b se rw o w ać zd e c y d o w a n e p o staw ę co do w alki du ch o w ej. Je d n y m z p rz y ­ k ła d ó w m o ż e tu być p rzejęcie d zieln i­

cy Bogoty, gdzie m ieszczą się d y sk o te­

ki. M ło d z i ludzie ze z b o ru zebrali się ta m p ew n eg o w iec zo ru , aby w m o d li­

tw ie w y p o w ie d z ie ć w alk ę d e m o n o m

n ie m o r a l n o ś c i . P o p r o s i li te ż B o g a o znak, że ich zm agania były sk u tecz­

n e . N a s t ę p n e g o d n ia ta n a jw ię k s z a dyskoteka całkow icie spłonęła!

T am tejsi c h rz e śc ija n ie p rzy k ła d ają d u ż ą w ag ę d o św ię to śc i życia. N a u ­ czyli się płacić cenę za swój chrześci­

ja ń sk i au to ry te t i nam aszczenie. N a tę cenę składa się m ięd zy in n y m i p rakty­

kow anie św iętego, p ełn eg o w yrzeczeń życia. T am tejsza m ło d z ie ż nie chodzi do kin a ani dyskotek, poddaje się d u ­ chow ej dyscyplinie zb o ru .

ZAMACH NA RODZINĘ PASTORA CASTELLANOSA

W niedzielę 25 m aja 1997 ro k u pa­

s t o r C e s a r C a s te lla n o s i j e g o ż o n a C lau d ia zostali pow ażnie zranieni, gdy z sie d m io rg ie m sw oich dzieci w racali z nabożeństw a. Z atrzym ali się na czer­

w o n y m św ietle i przed ich sam o ch ó d w yjechał m otocykl. M ężczyzna siedzą­

cy n a ty ln y m s io d e łk u o tw o rz y ł d o n ic h ogień z b ro n i m aszynow ej. Pasto­

ra C e s a ra tra fiły c z te ry k u le , w ty m je d n a w płu ca i je d n a w szyję. Jeg o żo­

nę trzy. N a ty c h m ia st p rzew ieziono ich do szpitala, gdzie zostali pod d an i o p e­

racji. D zie cio m nic się n ie stało.

D z ię k i B o g u , p a s to r C e s a r ocalał.

D o k to rz y byli zd u m ien i, że kula, która przeszyła m u szyję nie uszkodziła ani krtani, ani kręgów szyjnych. In n a z kul ry k o szetem odbiła się o d je g o zegarka.

G d yby w m o m e n cie zam achu nie p o ­ d n ió sł ręki, kula trafiłaby go w serce.

N ie z n a n e są m o ty w y te g o a ta k u . W iadom o jednak, że w K olum bii toczy się ostra w alka o w ładzę i strefy w pły­

wów. Kartele narkotykow e i partyzanci łączą swe siły, aby się przeciwstawić na­

rastającym w pływ om chrześcijan w sfe­

rach rządow ych (kilkunastu senatorów je s t chrześcijanam i). Kolum bijskie zbo­

ry pragną wysyłać m isjonarzy do krajów, gdzie kolum bijskie narkotyki pow odują szkody. Trzeba je d n a k za to płacić cenę:

tylko w jednej części K olum bii w ciągu kilku m iesięcy zginęło 14 pastorów.

M ajow a strzelanina nie była pie rw ­ szym atakiem na ro d zin ę pastora C e ­ sara. D w a tygodnie w cześniej złodzieje w targnęli do je g o d o m u . Po zw iązaniu c z ło n k ó w ro d z in y i goszczących tam d w ó c h p a s to ró w z W ielkiej B ry tan ii, opuścili d o m zabierając sprzęt elektro­

niczny. ■

1 1

Cytaty

Powiązane dokumenty

Gdy matka Jego, Maria, została poślubiona Józe- fowi, okazało się, że, zanim się zeszli, była brze­.. mienna z Ducha

czesnego człowieka.. Kwalifikacje duchow e i cechy charakteru są jakby zapleczem służby kaznodziei. Takiej też postawy uczyli innych. „Słow nik jęz y ­ ka po lsk ieg o ”

Przeżycie chrztu w Duchu zbliżyło mnie do Boga, Słowo Boże stało się dla mnie żywe i praktyczne - nie było opisem cudów dziejących się tylko wśród

Takie przyznanie się może stanowić zagrożenie, szczególnie dla tych, którzy gniewają się na bliskich albo uważają, że każdy gniew jest uczuciem danym przez

Gdy następuje rozwód, który nie został usankcjonowany przez Boga, wtedy każdy następny związek jest związkiem nieprawym i cudzołożnym. Jezus zezwolił na rozw ód i

I taka je s t różnica między nimi: zaletą pierwszego jest to, ż e jego wiara pozostaje niezachwiana, nawet je że li w ykaże mu się n ie w ia ­ domo ile sprzeczności,

Podobnie i mężczyzna orientować się musi czego może się spodziewać od swej dziewczyny, żony i czym się od niej różni w sferze emocjonalnej i

Potop grzechu, jaki coraz intensywniej wylewa się na świat, sprawia, że zaczyna nam się wydawać, jakoby jego odrobina nie mogła narobić za wiele szkody w