J\& 12. Warszawa, d. 18 Marca 1888 r. T o m V II.
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A . "
W W a rsz a w ie :
ro c zn ie rs. 8 k w a r ta ln ie „ 2
Z p r z e sy łk ą pocztow ą:ro c z n ie „ 10 p ó łro c z n ie „ 5
P re n u m ero w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W sz e c h św ia ta i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i zag ra n ic ą .
Kom itet Redakcyjny
stanowią: P . P . D r. T. C hałubiński, J . A leksandrow icz b. dziek. Uniw., K . Jurkiew icz b. dziek.
Uniw., m ag.K . D eike, m ag.S. K .ram sztyk,W ł.,K wietniew
ski, W. L eppert, J . N atanson i m ag. A. Ślósarski.
„W s ze ch ś w iat" p rz y jm u je o g ło sz en ia, k tó r y c h tr e ś ć m a ja k ik o lw ie k z w iąz e k z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w ie rsz zw y k łeg o d ru k u w szp alcie alb o jeg o m ie jsc e p o b ie ra się za p ierw szy r a z k o p . 7 */2,
za sześć n a s tę p n y c h ra z y kop. 6, za d alsze k o p . 5.
A dres ZRedalscy-I: Krako-wskie-Przedmieście, IŁ S T r ee.
A N T O N I de B A R Y .
1 7 8 W SZ E C H ŚW IA T.
Nr 12.
D e B a ry pochodził z ro d z in y , k tóra w X I I I w ieku w ystępu je w T o u rn a i na H a in a u t (w B elgii) i pozostaje tam do koń
ca X V I wieku. W ów czas zam ięszki re li
gijn e pod F ilip em I I zmuszają, j ą em ig ro wać do F ra n k fu rtu , gdzie pozostała je d n a lin ija za ję ła zczasem stanow isko p a try c y ju - szów. Z tśj pochodził nasz botanik, u ro dzony 26 S tycznia 1831 roku, ja k o syn po
wszechnie lubionego lekarza. I on sam od
d ał się też zaw odow i m edycznem u, kształ
cąc się kolejno w H eidelbergu , w M arb u rg u i n a uniw ersytecie berlińskim , ale obok te
go stu d y jo w ał botanikę. P rz e d czterdzie
stu laty było to nieco trudniój niż dziś. Nie było wcale pracow ni, uczeń od bierał w y
kształcenie od profesora głów nie tylko z wy
kładów , zresztą sam m usiał w szystkiego dochodzić. W skazyw ano mu wówczas za
ledw ie drogi, kiedy dziś byw a nieledw o prow adzony na pasku. S tąd m ierność od- l-azu się, w pierw szych ju ż pracach, jak o tak a objaw iała, szczególna zdolność pow o
li tylko m ogła sobie zdobyw ać uznanie.
M istrz, pod którym się m łodzieniec k ształ
cił, A leksander B ra u n , zajm ow ał w ybitne stanow isko w m orfologii roślin, h o łd u ją c szczególniejszego ro d z a ju filozofii, k tó ra w yszła ze Szw ecyi i w N iem czech m iała jeszcze zw olennika w m łodszym Schim pe- rze. A le obok t e g o — j a k dziś wiemy — błędnego k ie ru n k u , odznaczał B ra u n a za
p ał do zajm ow ania się w szystkiem i d ziała
mi botaniki rów nom iernie, zw łaszcza rośli
nam i niższemi. D e B ary m iał um ysł zb y t trzeźw y aby ulegać pseudofilozoficznym spe- kulacyjom , ale jeżeli co odziedziczył po swym nauczycielu, to z pew nością u n iw er
salność interesu do w szystkich działów um iejętności i pred y lek cy ją do b a d a n ia niż
szych organizm ów . N iew ątpliw ie, że o d b ił się w tem i górujący w pływ głośnych wówczas o d k ry ć takich francuskich uczo
nych j a k G ustaw T h u re t i T ulasne. W ła śnie w połow ie bieżącego w ieku pierw szy z nich dla glonów , d ru g i dla grzybów , k ła d ł
podw aliny now ych kierunków . Ic h prace budziły ogólny podziw , a m usiały szcze
gólnie im ponować początkującem u b ada
czowi.
Z razu stu dy ja m edyczne odryw ały go od ulubionego przedmiotu* ale zdawszy egza
m in lekarski w 22 ro k u życia i osiedliwszy się jak o lek arz w rodzinnem mieście, po roku p ra k ty k i p rzeko nał się, że tru d n o dw u bogom służyć, rzu cił m edycynę i h ab ilito w ał się w ro k u 1854 jak o docent botaniki w T ubindze. T u H ug o M ohl p rzy jął go życzliw ie i zachęcał do pracy. Ju ż nieje- dnę w ydał przedtem m łody botanik; jed n a o rdzach była na swoje czasy bardzo dobra, przynosiła dowód, że Sperm ogonia nie są osobnym rodzajem g rzyb a tylko je d n ą po
stacią ow ocow ania różnych rdzy.
R ychło też o trzym ał k ated rę we F re jb u r- gu, na którój pozostaw ał od ro k u 1855 do 1867. T u z całym zapałem oddał się b ad a
niom historyi rozw oju glonów i grzybów . P ierw sze prace nie są wolne od b łędó w ,n ie
raz naw et grubych, ale to nic dziwnego wobec b ra k u szkoły, ja k ą d ają dzisiejsze pracow nie, nic dziwnego wobec nędznych m ikroskopów i słabych powiększeń, jakiem i uczony przed 30 la ty rosporządzał. Znać je d n a k we wszystkich kolejnych pracach, coraz większą gruntow ność, coraz większą ostrożność w rozum ow aniu i w yprow adza
niu ogólniejszych wniosków, zawsze jasność przedstaw ienia, które cechują i potem wszy
stkie prace de Barego.
Z tego okresu wyszły poszukiw ania nad rozwojem grzybów doniosłego znaczenia.
To h isto ry ja rozw oju śnieci, to rdzy, to in nych grzybów , ja k n p . zarazy ziem niacza
nej (P h y to p h to ra infestans). T en ostatni grzyb był znany, ale n ik t przed de B aryin nie podał histo ry i jeg o rozw oju od k iełk u jącego za ro d n ik a do rośliny wydającój znów ta k i sam zarodnik. W łaśnie oparcie h i
storyi rozw oju niższych roślin na hodowli kontrolow anej bezustannie stanow iło głów ną zasługę zgasłego m istrza i zjednało mu roz
głośną sławę. T ulasne szedł ju ż przedtem tak ą drogą, ale T ulasne wysiewał grzyby na podłożu, na którem w naturze rosły i stąd nie m ógł mieć ani pewności otrzym anych w ypadków , ani możności dostrzegania wszy
stkich zjaw isk w czasie /ozw ^ju. Zasługą
Nr 12.
w s z e c h ś w i a t.179 de B arego je s t poddanie tćj T ulasnow skiej |
hodowli takiśj ciągłej kontroli, że om yłka staje się tru d n a a obserw acyja w każdej chwili, w dzień i w nocy bardzo łatw a.
P ierw szy stosując hodowlę n a szkiełkach przedm iotow ych w kropli wody bądź to czy
stej, bądźto zaw ierającej organiczne sub- stancyje w rospuszczeniu (np. cukier, sok ze śliw ek suszonych, wygotowana m ierzw a) jak o pokarm dla grzyba, zbierał też niepo
spolite plony swojej myśli i pracy. Z b ad a
nie kiełkow ania zarodników , rozw oju g rz y bni rostoczy (saprophytów ) na podłożu, któ re toczą i pasorzytów w ciele ży w ic ie la,k tó rego n apadają, sposób, w ja k i zarodniki wchodzą do żyw iciela, w ja k i grzybnia cią
gnie pokarm z żyw ych kom órek, które na
pada, w szystko to badał i ogłaszał de B ary na podstaw ie m nóstwa obserw acyj. W tym razie nietylko fa k ty były nowe, bardzo cie
kaw e i doniosłego znaczenia dla nauki, ale ogólny w ynik tych poszukiw ań najw ażniej
szy i najdonioślejszy leżał w tem, że g r z e b a ł r a z n a z a w s z e w y o b r a ż e n i e , j a k o b y g r z y b y m o g ł y p o w s t a w a ć z r o s k ł a d u o r g a n i c z n e j s u b s t a n c y i .
A przytem co za ogrom ciekaw ych od
kryć. P o k azu je np., że rdze, k tóre zali
czano do osobnych rodzajów pod nazw ą Aecidium , P uccinia i U redo, są w wielu r a zach tylko nowemi postaciam i owocowania grzybni tego samego gatu n k u . N ietylko od k ry ł zm ianę pokoleń rdzy, ale w ykazał, że niektóre pokolenia zm ienne tego samego pasorzyta, nietylko mogą ale muszą żyć na różnych żywicielach, np. na pszenicy i b er
berysie, na ja b ło n i i jałow cu, na grochu i sośnie (T ithym alus cyparissias). Rossze- rza odkrycie T ulasna zapłodnienia grzybów na bardzo wiele rodzai. D aje w yborną mo- nograiiją C onjugatów , tej g ru p y glonów, nad k tó rą i przedtem ju ż pracow ał. W re szcie w ro k u 1859 podaje pierw sze w iado
mości o histo ry i rozw oju śluzowców. G dy
by o d k ry ł mniej ciekaw ych rzeczy, można- by się zapytać, czy to nie najciekaw sze od
krycie.
A na tem nie koniec jeg o działalności we F re jb u rg u . T u otw orzył w r. 1858 praco
wnię botaniczną, tu rozdaw ał p rzybyw ają
cych z zagranicy naw et uczniom hojną dło
nią nietylko tem aty, ale nieraz naw pół wy- i
kończone prace. Można pow iedzieć, że j e go głowa zyskała tym sposobem mnóstwo oczów i rąk, którem i pracow ała. T ym spo
sobem choć wiele jego spostrzeżeń wycho- j dziło pod obcemi nazwiskam i uczniów, nie- { raz niedołężnych, to przecież zyskiw ał na tem, zdobyw ając coraz większe doświadcze
nie w hodowli i coraz większy zasób spo
strzeżeń nad rozwojem grzybów. Złożył je razem w r. 1866 w książce pod tytułem :
„M orphologie u nd P hysiologie der P ilze, F lechten und M yxom yceten”.
T eraz m iał ju ż taką sławę, że go powo
łano w r. 1867 do H alli, w której pozosta
wał pięć lat, żeby w r. 1872 przenieść się do S trasburga. W H a lli za głów ny w a ru nek objęcia k a te d ry położył urządzenie pracow ni. B y ła szczupła, ale zawsze pełna nie początkujących ale nieraz doletnich n a
wet specyjalistów . P raw ie wszyscy zajm o
wali się algieologiją i m ykologiją. Ich liczba zw iększyła się jeszcze w S trasb urgu , zjeżdżali się z różnych stron św iata, z d a le kiej naw et A m eryki. Z chw ilą przybycia do H a lli o bjął de B ary red akcy ją tygodni
ka „Botanische Z eitu n g ”, któ ry do śmierci redagow ał i prócz wielu prac m ykologicz- nych zajął się opracow aniem anatom ii ro ślin. B yła to benedyktyńska praca, której rezu ltaty ogłaszał częściowo przedtem , a ze
staw ił w książce wydanój w roku 1877 pod tytułem : „Y ergleichende A natom ie d er Ve- getetionsorgane der P hanerogam en und Ge- fasskryp tog am en”. Nie wskazał w niej no
wych kierunków , ale zestaw ił krytycznie ogrom ny m atery jał rozrzucony poprzednio bezładnie, do pełnił w wielu razach i w ska
zał, co pozostaje jeszcze do zrobienia. Nie
wdzięczna była ta robota, to też w czasie jój pisania o dryw ał się nieraz do swoich
| ulubionych badań, a po je j ogłoszeniu cał- 1 kiem do nich pow rócił, ogłaszając razw raz drobne, ale bardzo gruntow ne, kry tyczne, nieraz bardzo ważne m onografije grzybów.
P rzy licznem w spółpracow nictw ie uczniów i uczonych europejskich, którzy chociaż d u chowo byli jeg o uczniami, zakres m ykologii ta k się rosszerzył, tak wiedza je j pogłębiła się, że w niespełna 20 la t po w ydaniu p ier
wszego podręcznika mykologii w ydał no wy w r. 1884 pod tytułem : „Y ergleichende M or
phologie und Biologie d er P ilze, M yceto-
180
W SZE C H ŚW IA T.N r 12.
zo en u n d B akterien”. W id ać tu, ja k i ogrom ny przew ró t w nauce tój n astąp ił i jaką. lw ią część nowych faktów i spostrzeżeń nauka jem u właśnie zaw dzięcza.
W ro k potem p o k azu ją się jeg o w ykłady 0 b ak tery jach („Y orlesugen n eber Bacte*
rie n ”), k tó re ju ż w r. 1887 doczekały się drugiego w ydania.
D e B ary zgasł 19 S tyczn ia b. r. w S tr a s burgu. W y d a ł nietylko mnóstwo prac, któ ry ch w yliczać tu niepodobna, ale w y
k ształc ił ta k w ielu uczniów , ja k może n ik t p rzed nim , a w ykształcił licznych tak , że zajm ują k a te d ry w różnych k rajach E u ro p y 1 w A m eryce, W szystkich zachęcał do p ra cy, w szystkich pow strzym yw ał od zbyt szybkiego u ogólniania zdobytych sp ostrze
żeń i od chęci za wczesnego ich ogłaszania.
Zawsze w p ajał to przekonanie, że się p r a cuje dla nauki, że obojętną rzeczą, kto p ie r
wszy ogłosi fakt naukow y, że chodzi o to, żeby był fundam entalnie opracow any nim u jrz y św iatło dzienne. K to szedł za temi radam i, pew no tego nie żałuje. W ogóle by ł to człow iek p rzyjem ny i serdeczny w poży
ciu. P ię ć la t przeżyłem z nim , zawsze ty l
ko p rzejęty uw ielbieniem dla kochanego i zacnego m istrza. Ł ączy ł on bystrość |
w spostrzeżeniu, z darem u rząd zan ia do
św iadczeń i z w ielką pracow itością. T o się rzad ko razem schodzi. A poza tem był j e dnocześnie człow iekiem praw ego serca, szla
chetnego sposobu m yślenia, wiernój p rz y jaźn i. To ju ż najrzadziej razem się z tam - tem i przym iotam i spotyka.
P rz e sz e d ł przez życie p racą, p ra c ą dobił się stanow iska, p racą w ykształcił now e p o kolenia uczonych, p ra cą stw o rzy ł nowy k ieru n ek w um iejętności, której się pośw ię
cił. M ógł schodzić ze św iadom ością, że się dobrze ludzkości zasłużył.
Cześć jeg o pamięci. W iedza zap isała ju ż jeg o imię na długie wieki.
J ó ze f Rostafiński.
WIPŁAMAHIB ROSUN
W CIEMNOŚCI
i jego bijologiczne znaczenie.
(D ok ończenie).
Na zakończenie jeszcze jed n a uw aga ogól
niejszego znaczenia. O pisaliśm y tu obja
wy ta k zw anego w y płan ian ia roślin i stara
liśmy się w yjaśnić znaczenie tego w y p łan ia
nia dla życia rośliny.
Otóż chcem y tu w yraźnie zaznaczyć, że przez to bynajm niój nie w ytłum aczyliśm y samego procesu w ypłaniania roślin, nie objaśniliśm y w ja k i sposób b ra k lu b obec
ność św iatła w yw ołuje owe zm iany w k ształ
tach i całem w ejrzeniu rośliny. B yć może, żę p rzy innćj sposobności pow rócim y jesz
cze kiedy do tego przed m io tu i postaram y się dać czytelnikom W szechśw iata także m echaniczne objaśnienie w ypłan ian ia ro
ślin. A le nie o to tu idzie, chcieliśm y p rzy tój sposobności w yraźnie podnieść, że w yja
śnienie znaczenia pewnego fizyjologicznego objaw u dla życia rośliny, czyli objaśnienie teleologiczne takiego objaw u je s t czemś zu pełnie rożnem od objaśnienia m echaniczne
go tego objaw u i że je d n o za drugie, ja k się to często zdarza, brane być nie po
winno.
F iz y jo lo g ija roślin w badaniu każdego objaw u życia roślinnego ma właściwie tro ja k ie zadanie: 1 ) poznać, ja k d any objaw się odbyw a i na czem w łaściw ie polega; 2 ) wskazać, ja k ie je s t znaczenie tego objawu dla życia rośliny, czy to ja k o osobnika, czy ja k o g atu n k u , czyli, innem i słowy, dać ob jaśn ien ie teleologiczne danego objawu; 3 ) w ytłum aczyć przyczyny tego objaw u i ob ja
śnić go m echanicznie, to je st wskazać, ja k ie fizyczne i chem iczne siły na dany objaw się składają, oraz rozw ikłać łańcuch przyczyn i skutków , ja k i m iędzy działaniem tych sił a pow staniem objaw u zachodzi.
O bjaśnijm y to na przykładzie:
C odzienna obserw acyja uczy nas, że p ę
dy roślin na oknie np. um ieszczonych,a więc
z dw u stro n niejednakow o oświetlonych,
W SZE CH ŚW IAT.
181 zwracają, się k u św iatłu. O bjaw ten nazy
wamy helijotropizm em .
P rz y badaniu tego helijotropizm u stoso
wnie do owych trzech zadań fizyjologii wska
zać musimy:
a) J a k i jest sam przebieg owego w ygina
nia się pędów ku św iatłu i jego zależność od zew nętrznych w arunków .
b) J a k ie znaczenie m a to w yginanie się dla życia rośliny i w czem ono je st mu uży
teczne.
c) W ja k i sposób św iatło w yw ołuje owo w yginanie się pędów.
R ospatrując w zgląd a zobaczym y, w j a kiej formie, ja k silnie, w k tó re m miejsce wy
gięcie pędów ku św iatłu następuje, ja k roz
maite rośliny w różnym stopniu rozw oju pod tym w zględem się zachowują,, ja k w pły
wa tu natężenie św iatła, jego barw a, ja k tem p eratu ra i inne wai-unki wzrostu rośli
ny i t. d.
R ospatrując w zgląd b w skażem y, że po
żyteczność w yginania się pędów ku św iatłu dla życia rośliny polega n a tem, że liście p rzy b ierają położenie praw ie prostopadłe w zględem prom ieni słonecznych, a przez to osięgają możliwie maximum oświetlenia, p o trzebnego im do w ytw arzania nowćj m ate
ry i organicznej i odżyw iania przez to całej rośliny. W y jaśn ienie tak ie będzie objaś
nieniem teleologicznem helijotropizm u pę
dów.
R ospatrując w zgląd c wskażemy, że bes- pośrednią przyczyną w yginania się pędów ku św iatłu je st to, że w rosnącej części ło dygi strona ku św iatłu zw rócona rośnie sła
biej niż strona od św iatła odw rócona. S kon
statow aw szy to, zapytam y dalej, co jest przyczyną tego niejednakow ego w zrostu obu stron organu i znajdziem y, że leży ona w tem , że po stronie ku św iatłu zwróconej błony kom órkow e bardziej grubieją i stają się przez to m niej rosciągliwem i, a więc mni^j do w zrostu zdolnem i niż po stronie przeciw nój; szukając dalej przyczyny tego niejednakow ego g ru b ien ia błon kom órko
wych, znajdziem y, że pochodzi ono stąd, że protoplazm a kom órek roślinnych zbiera się bardziej po stronie ku św iatłu zwróconej i dlatego w iększą ilość celulozy tu w ytw a
rza. W idzim y tedy, że między działaniem św iatła na pędy, a w yginaniem się tychże
ku św iatłu, istnieje cały łańcuch przyczyn i skutków , a odszukanie tego łańcucha sta- 7 O nowi właśnie mechaniczne objaśnienie ba
danego objaw u.
Znalezienie takiego m echanicznego o b ja śnienia danego objawu je s t naj trudniej szem z zadań fizyjologii i zawsze tylko częściowo osięgnąć się daje, bo postępując ciągle w owym łańcuchu od skutków do ich p rz y czyn i w nikając w ten sposób coraz głębiej w istotę objaw u, napotykam y w końcu na skutek, którego ju ż do bespośredniej p rz y czyny odnieść nie potrafimy, na pytanie, na które ju ż odpow iedzi nie znajdujem y. T ak np. w przytoczonym przez nas przykładzie, dochodzimy ostatecznie do rezultatu , że w yginanie h elijotropiczne rosnących pędów polega na przesuw aniu się protoplazm y ku stronie, na k tórą padają silniejsze prom ienie św iatła. A le ju ż na pytanie, w ja k i sposób św iatło to w yw ołuje przesunięcie p ro to p laz
my, nie jesteśm y w stanie odpowiedzieć.
J a k zw ykle w takich razach ratujem y się w naszej niewiadom ości w yrazem i m ówi
my, że ten ruch protoplazm y je s t w yni
kiem pobudliwości protoplazm y względem św iatła.
Jak ko lw iek jasn e i n atu ra ln e, a przez to może zbyteczne wydawać się mogą te u w a gi, uw ażaliśm y za stosowne przytoczyć je tutaj, a to z powodu, że pod względem owe
go wyjaśnienia i w ytłum aczenia fizyjolo- gicznych zjaw isk, często naw et u bardzo w ybitnych badaczów z pew ną niejasnością i pom ięszaniem pojęć spotkać się -mnożna.
N iektórzy m ianowicie uczeni, dawszy o b ja
śnienie teleologiczne pewnego życiowego zjaw iska i pow iedziaw szy, że ono je s t p rz y stosowaniem się rośliny do w arunków jój bytu, zadaw alniają się ju ż tem i uw ażają rzecz za w yczerpaną, żadnego dalszego me
chanicznego tłum aczenia ju ż niepotrzebu- jącą. In n i znowu, dom agając się ko n ie
cznie tłum aczenia m echanicznego, uw ażają
objaśnienie teleologiczne za żadne lub co-
najw yżej posiadające tylko tym czasową ra-
cyją bytu. Nam się zdaje, że jed n i i d ru
dzy grzeszą jednostronnością i zapom inają,
że um ysł nasz potrzebuje zarów no poznać
zw iązek zachodzący m iędzy pojedyńczym
objawem a całością życia organizm u, ja k
i zrozum ieć, ja k ie siły na pow stanie pew ne-
182
W SZ E C H SW IA T .N r 12.
go objaw u się składają i w ja k i sposób go wywołują..
O bjaśnienie teleologiczne pew nego zja
wiska życiowego nie m a bynajm niej z a s tą pić objaśnienia m echanicznego, nie m a być także jak iem ś w yjaśnieniem tym czasowem , któreby później p rzez w yjaśnienie m echa
niczne ja k o lepsze m iało być zastąpione, ale je s t ono poznaniem je d n e j stro n y kw e- styi, k tó re m a sw oje zupełne upraw nien ie obok w yjaśnienia m echanicznego będącego poznaniem stro n y dru g iej.
E m il Godlewski.
FOTOGRAFIJE I OBSERWACYJE
POCISKÓW W BIEGU.
W notatce niedaw no w piśm ie naszem zamieszczonej (N r 9 r. b.) o dośw iadcze-
oprócz tego pozw oliło chw ytać i oddzielne położenia przedm iotów będących w ruchu.
Id zie tu oczywiście o to tylko, aby p rz y rząd fotograficzny przez bardzo tylko k ró t
ką chw ilę na dany przedm iot był w ystaw io
ny, inaczój bowiem następu jące po sobie, różne położenia przedm iotu ze sobą się łą czą i tw orzą n iew yraźną tylko i zagm atw a
n ą smugę. Celowi tak iem u dobrze odpo
w iadają znane ju ż pow szechnie rew olw ery fotograficzne, albo też inaczej urządzone p rzy rząd y fotochronograficzne.
M etodę tę z powodzeniem zastosow ał do badań lotu ptaków znany fizyjolog fran cu ski, prof. M arey. W pośród zdjętych przez niego fotografij znajd u je się też i obx-az bie
gu k ulki rzuconój rę k ą (fig. 1 ); je s t to k u l
ka b iała rzu con a p rzed ekranem czarnym , n a k tó ry zw rócony je s t p rzy rząd fotochro- nograficzny, dozw alający otrzym yw ać sze
re g obrazów pocisku w odstępach co '/100 sekundy. W idzim y tu postać drogi prze- bieżonej, a zarazem odległości wzajem ne oddzielnych obrazów poz w alają ocenić prze-
F ig . 1. P rz e b ie g b ia łe j k u lk i, rz u c o n e j p rz e d c z a rn y m e k ra n e m , w e d łu g fo to g rafii pro f.^ M arey a .
niach kap itan a Jo u rn e e nad roschodzeniem się głosu p rzy strzałach z broni p aln ej, wspom nieliśm y o fotografijach i obserwa- cyjach kuli w biegu; w zm ianka ta zaciek a
w iła k ilk u czytelników naszych, dlatego p o dajem y tu o tej rzeczy wiadomość nieco bliższą.
U doskonalenie fotografii, a zw łaszcza podw yższenie czułości p ły t fotograficznych, um ożebniło otrzym yw anie dokładnych o b ra zów w ciągu n ad e r k ró tk ieg o czasu, a
strzeń przebieżoną w ciągu każdej setnej części seku nd y. K ażdy dziesiąty obraz k u l
ki je st jaśn iejszy , co otrzym uje się tym spo
sobem, że k ażd y dziesiąty otw orek krążka, obracającego się przed objektyw ą ciem ni optycznej je s t nieco większy; w skazów ki te są p rzy d atn e p rzy liczeniu obrazów. W ra z z przebiegającym przedm iotem fotografuje się i skala m etryczna, k tó ra służy do m ie
rz en ia przestrzen i przebieganych w każdej
chw ili.
AYSZECHŚWIAT.
183 W podobny sposób oznacza M arey szyb
kość lotu ptak a, co w połączeniu ze znanym jeg o ciężarem pozw ala ocenić pracę w yło
żoną przezeń na utrzym yw anie i przenosze
nie się w pow ietrzu. Jeżeli je d n a k o trzy mać chcemy znaczną, liczbę obrazów ptaka w locie, sto daj my na sekundę, obrazy te częściowo nakryw ać się będą, w ciągu bo
wiem setnej części sekundy p tak nie p rz e biega drogi w y r ó w n y w aj ą c ej długości jego ciała, obraz zatem drugi nak ład a się na pierw szy, trzeci na d ru g i i tak samo da łój.
W takiem zam ięszaniu rozróżnić zaledwo można chwilę, k iedy skrzydło się wznosi, od chw ili, w którój się obniża. Trudności tej wszakże uniknąć można łatw o, jeżeli do głow y p tak a utw ierdzi się p u n k t m etaliczny bardzo jasn y , bo w tedy obraz tego punktu, dający się w yraźnie dostrzegać w szeregu figur, wykaże nam drogę przebieżoną przez ptaka, a zarazem jeg o prędkość, jakoteż przyśpieszenia i opóźnienia w ywoływane przez ruch skrzydeł, — a dane te stanow ią podstaw ę do obliczenia sił działających pod
czas lotu p tak a i wykonywanej przezeń pracy. R ezultaty tych badań M areya p o dam y w krótce w naszem piśmie.
Chwilowe te fotografije o trzym ują się w ten sposób, że objektyw a ciem ni odsłania się na k ró tk ą tylko chw ilę; można wszakże fotografiją przedm iotu pozostającego w ru chu otrzym ać i zapomocą zw ykłego a p a ra tu fotograficznego, jeżeli przedm iot przez drobną tylko chw ilkę zostaje oświetlonym dosyć silnie, by m ógł w yw rzeć działanie na płytę fotograficzną. W ostatnich, czasach zdołano otrzym ać podobne blaski b łyska
wiczne przez nagłe zapalanie pew nych szybko płonących m ięszanin, w skład któ
rych wchodzi głów nie sproszkow any m a
gnez, chloran potasu, siarek antym onu i b a
w ełna strzelnicza; (np. m agnezu sproszko
wanego 3 gram y, ch loran u potasu 3 g i b a
w ełny strzelniczej 1 g). P rz y oświetleniu takim proszkiem ośw ietlającym (photo-pou- dre) uchw ycić można łatw o grupę osób na zebraniu w ieczornem , albo też ożywioną scenę baletu.
Na tejże samej zasadzie, to je s t przez n a
głe i żywe ośw ietlenie kuli w yrzuconej ze strzelby, zdołali fotografiją je j otrzym ać ka
pitanow ie M ach i S alch er w W iedniu. D la
otrzym ania silnego ośw ietlenia użyć trzeba było pomocy elektryczności; do tego więc celu zastosowano bateryją lejdejską, której konduktor, łączący obie zbroje, ta k był urządzony, że wyładowywanie następow ało za rozbiciem w trąconej ru rk i szklanej, co pow odow ała właśnie kula przebiegająca.
Isk ra przesk aku jąca w tedy ośw ietlała p o cisk, a p rzy rząd fotograficzny w pobliżu umieszczony chw ytał jeg o obraz.
D ośw iadczenia u dały się dobrze zw łasz
cza przy użyciu bron i nadających kulom znaczną szybkość, mianowicie fuzyi W ern- dla, k tó ra w yrzuca kule z szybkością po
czątkow ą 438 m etrów na sekundę i fuzyi Guedesa, k tó ra im nadaje szybkość 530 m;
uchwycono w tedy w yraźny obraz ściśnię
tej przez pocisk w arstw y pow ietrza. W a r stwa ta przedstaw ia na fotografii postać hy- perboli,otaczającej pocisk,zw róconej w ierz
chołkiem ku przodow i i której oś p rzypada na drodze pocisku. Tuż za pociskiem, w czę
ści pozbawionej pow ietrza, ukazują się dro bne chm urki w postaci sm ugi ciągnącej się k u tyłow i, w której dojrzeć można w yraź
nie ruchy wirowe. W ogóle fotografije po cisków zd rad zają ruch pow ietrza podobny i do ruchu wody wokoło statk u, płynącego
ze znaczną szybkością.
Czy fotografije otrzym ane tą drogą są ró wnie wyraźne, ja k ry su n k i w edług tych fo- tografij przez autorów podane, trud no po
wiedzieć. K u la bowiem, biegnąca z szyb
kością 500 m etrów , przebiega 5 m ilim etrów w ciągu V, ooooo sekundy; zachodzi więc py
tanie, czy w czasie tak krótkim rozwinąć
! się może isk ra dostatecznie silnie d o ja s n e -
j
go oświetlenia pocisku. W każdym razie zjaw iska zaznaczone przez oficerów au stry - jackich zgodne są ze spostrzeżeniam i, osię- gniętem i ju ż daw niej w szkole strzelania we F rancyi (Ecole norm ale de tir) drogą obserwacyi bespośredniej, przy pomocy sil
nej lunety.
Załączona ry c in a (fig. 2) wskazuje spo sób, w ja k i się obserw acyje te prow adzą.
F u z y ja w sp arta je s t n a lawecie; luneta umieszcza się w ty le i w płaszczyźnie strza
łu. Jeżeli do strzału używ a się nowego prochu, niew ydającego dym u, luneta umie-
j szczoną być może praw ie na przedłużeniu
osi lufy; jeżeli zaś strzał dokonyw a się pro-
184
W SZECH ŚW IAT.N r 12.
chem czarnym , należy ją, um ieścić na 50 centym etrów powyżej tej osi, ale obserw a- cyja w tym razie u d aje się w tedy tylko, gdy wieje silny w iatr, k tó ry dym rosprasza na boki.
K u le dają. się tą d ro g ą dobrze śledzić na p rz estrze n i 200 m etrów , m iędzy 100 a 300 m etram i n a p rz y k ła d , n aw et kiedy w ybiega-
F ig . 2. L u n e ta n a s ta w io n a do o b s e rw a c y i k u li w b ieg u .
ją z prędkością wyższą nad 600 m etrów : można je dostrzegać p rzez czas p rzechodzą
cy pó ł sekundy. W e wspom nianej szkole w ojennej, w obozie Ch&lons, obserw ow ano w tak i sposób tysiące pocisków .
G d y szybkość je st znaczna, pocisk p rz e d staw ia w ejrzenie, ja k ie w idzim y n a fig. 3 . K u la zn a jd u je się ja k b y w w ierzchołku stożka pow ietrza, k tó reg o brzegi są stosun-
F ig . 3. W e jrz e n ie p o c is k u w b ieg u , z o ta c z a ją c y m g o sto ż k ie m p o w ie tr z a .
kowo nieprzezroczyste. W ogólności z a u ważyć się d ają zjaw iska takie, ja k ie w id zi
my przy szybkiem poru szan iu ciała w wo
dzie; dokładne ich określenie je s t rów nie tru d n e, ja k opis fal lub w irów w odnych.
Co się ty czy drobnych obłoczków , su n ą
cych za biegiem k u li n a fotografijach M a
cha i S alch era, to w ielu oficerów dostrzega
ło j e ju ż daw no, n aw et okiem nieuzbrojo- nem . P o w stają one zapew ne ze sk rap lan ia p a ry w odnej, niepodobna w szakże p rz y to czyć w arun kó w , ja k ie sp rz y ja ją ich w y tw a
rzaniu, u k azu ją się bowiem niekiedy przy pow ietrzu suchem, niekiedy przy wilgot- nem; wogóle je d n a k naw et w lunecie nie w ystępują bard zo w yraźnie.
T. R .
P R O D U K C Y J A
N A F T Y I O Z O K I E R Y T U
W GALICYI.
N afta w raz z ozokierytem je st jed n y m z w ażniejszych arty k u łó w dla G alicyi, je st praw dziw em bogactw em k ra ju , z którego się zyski osięga, ale z którego w iększych korzyści istotnych kraj w yciągnąć nie po
trafi. Jeszcze dziś po w ielu latach dośw iad
czenia i nau k i eksploatacyja tych ciał je s t nader pierw otną; z je d n e j strony b ra k p rz e d - siębiorczości i rzutkości ze stro n y nafcia- rzy, z drugiej b ra k poświęcenia, n iezn ajo mość m atery ja łu zup ełna,nieudolność w p ro w adzeniu d y sty larń i t. p. w aru n k i, przy
czyniają się do tego, że galicyjski p rz e m ysł naftow y ledw ie że dysze. W k ra ju , gdzie n afta je s t rozrzucon ą dość znacznie n a długości kilkudziesięciu m il, gdzie za
tem o nią je s t stosunkow o łatw o , dotąd nie słychać o zastosow aniu je j do opalania co
dziennego, nie są też w ynajdow ane lu b pre- m ijow ane lam py naftow e, piece, o gazie z odpadków naftow ych niew iele słychać.
Z oryginalnym pom ysłem galicyjskim z pe
wnością się nie spotkam y. Co nie w yjdzie z zagranicy i nie upow szechni się g dziein
dziej, to z pew nością nie znajdzie zastoso
w ania w G alicyi. P r z y dystylacyi npfty w ydziela się np. ogrom na ilość gazów p a l
nych; gdyby te gazy ujęto i skierow ano pod kocioł d ystylacyjny, oszczędzonoby z pe
wnością ze 20 —• 40 % paliwa. L ecz poco to probow ać w G alicyi, k iedy się tego nie prób uje jeszcze ani w A m eryce ani na K a u kazie, a dzisiejsze d y sty larnie jeszcze się re n tu ją . D zisiejszem u dystylatorow i w y
starczy w iedzieć, że zyskuje ja k ic h kilkaset
złr. rocznie, ale podnieść zysków ju ż nie
potrafi. W całej G alicyi zfiledwie kilka
N r 12.
W SZECH ŚW IAT.185 d y sty larń posiada kierow ników znających
się na rzeczy, reszta— i to bardzo przew aża
ją c a —proteg u je system rabunkow y.
D rugim przykładem rażącym może być to, że naw et najlepsze dystylarnie tutejsze nie w yrabiają olejów sm arow ych, że żadna koldj galicyjska nie używ a m ineralnych sm arów galicyjskich. Dlaczego? K oleje z n a jd u ją się w rękach tow arzystw spekula- cyjnych, niem ających nic wspólnego z do
brem k ra ju i z tego im naw et zarzu tu robić nie można. W ina leży po stronie nafciarzy galicyjskich. Ci nie znają swojego m ate
ry ja łu , n ie w ie d z ą , jak im ma być olćj do sm arow ania wozów kolejow ych, więc nie mogą go w yrobić. N afta galicyjska jest identyczną z am erykańską. A m erykańskie oleje sm arow e stanow ią poważną rub ry k ę nafciarstw a, o galicyjskich olejach sm aro
wych nic nie słychać. Nie słychać też nic 0 zastosow aniach nafty do opalania, ogrze
wania domowego i t. p.
T eraz, przy takiem naw et zaniedbaniu 1 nieradności, d y sty larn ie jeszcze istnieją, lecz w a ru n k i stają się coraz cięższemi, musi nastąpić z czasem kryzys, z której dopiero przem ysł naftow y m usi w yciągnąć korzyści.
Ażeby się przem ysł naftow y m ógł i przy jeszcze cięższych w aru nkach utrzym ać, m u
si się oprzeć na racyjonalniejszych, niż do
tąd podstaw ach fabrykacyi i całego gospo
darstw a, musi sobie poszukać nowych i licz
niejszych ścieżek upustu.
J a k w każdej gałęzi przem ysłu galicyj
skiego, tak w przem yśle naftow ym trzeba się obracać zawsze w błędnem kole. G dy
by jak iś człow iek przedsiębiorczy chciał postaw ić pew ną fabry kę — nie znajdzie od
pow iedzi, czy ona może mieć podstaw y po wodzenia, a to z n astępujących powrodów:
nie znajdzie odpow iedzi, ile kraj czego spo- trzebow yw a, ile z danego m ateryjału p rz y wozi się do k ra ju lub ile z k ra ju wywozi.
Słow em b ra k statystyki je st najw iększem złem dla G alicyi i dziwić się wypada, że w k ra ju posiadającym sam orząd, do dziś praw ie nic nie zrobiono w tym kierunku.
M ożna ty lko ten brak tem chyba objaśnić,
jże na urzędach krajow ych i w sejm ie zasiada większość niem ająca pojęcia o potrzebach k raju . A ni w sejm ie, ani w urzędach o udziale lu dzi wiedzy i nauki nic nie wie
my, zato słyszy się wiele i czyta wiele o szerm ierce słownój około sp raw małćj wagi lub naw et nic nieznaczących.
Do ostatnich lat o rzeczyw istym stanie przem ysłu naftow ego niewiele wiedziano.
Ze ta k istotnie jest, przytoczę następujące fakty. P . P aw lew ski ') na podstaw ie d a
nych d ra G in tla przytacza następującą pro- dukcyją nafty i ozokierytu w G alicyi w ce- tnarach m etrycznych:
W roku nafty ozokierytu
1 8 7 8 2 4 5 ,0 0 0 8 3 ,0 0 0
1 8 7 9 3 0 0 ,0 0 0 1 1 3 ,0 0 0 1 8 8 0 3 2 0 ,0 0 0 1 0 6 ,0 0 0
1881 4 0 0 ,8 0 0 1 2 5 ,0 0 0
1 8 8 2 4 6 1 ,0 0 0 1 1 0 ,0 0 0
1883 5 1 0 ,0 0 0 1 0 5 ,0 0 0
Na ostatnićj wystawie przem ysłow o-rol- niczćj wr K rak ow ie (1887) figurow ała ta b li
ca, sporządzona przez dep artam ent I I W y działu krajow ego, m ająca przedstaw iać stan produkcyi n afty i ozokierytu w Galicyi, oraz w artość tejże produkcyi. Na tablicy tój przedstaw iono równocześnie ilość p rze
strzeni zajętój pod kopalnie w hektarach, oraz średn ią cenę cetnara m etrycznego d a
nego m ateryjału surowego. T ablice te od
dzielnie dla nafty, oddzielnie dla ozokiery
tu przytoczym y. P ro d u k c y ja nafty tak się przedstaw ia w edług powyższej tablicy:
R ok W y d o b y to cetn . m etr.
W a rto ś ć 'z tr .
P rz e s trz e ń pod k o p a l
n ia m i w Ań C ena 1 cetn.
m e tr.
18 7 7 1 2 0 9 7 9 1 2 0 2 0 9 7 8 9 5 9 ,9 3 1 8 7 8 1 4 2 1 9 2 1 3 3 6 6 8 2 1 6 2 6 9 ,4 1 1 8 7 9 1 1 9 8 1 3 8 5 2 3 6 4 1 5 6 0 7 ,1 1 1 8 8 0 1 4 6 6 1 6 1 0 9 5 1 1 2 2 3 0 2 7,4 7 6 ,6 2 18 8 1 173 3 2 7 1 1 4 7 4 5 6 2 0 9 9
1 8 8 2 2 1 2 9 6 3 1 3 2 6 9 5 9 2 7 0 6 6 ,2 3 1 8 8 3 2 7 8 5 0 7 1 4 9 3 7 3 8 3 1 2 6 5 ,3 6 1 8 8 i 3 8 3 3 0 5 1 4 4 0 2 3 2 3 3 7 3 5 ,0 8 18 8 5 3 7 9 9 5 3 1 7 7 4 5 9 2 3 4 4 5 4 ,6 7 18 8 6 4 9 9 7 2 9 2 0 8 6 0 8 4 9 8 9 5 4 ,1 8
P ro d u k cy ja zaś wosku ziemnego czyli ozokierytu, w edług opracow ań II d ep arta-
') W osk z ie m n y i je g o p rz e tw o ry . W arsz a w a ,
1887.
186
W SZ E C H ŚW IA T .N r 12.
raentu W ydziału krajow ego, p rz ed staw ia się w następujących liczbach:
R o k D o b y to c e tn . m e t r .
W a r to ś ć p r o d u k c y i w z łr .
C en a l c e t n m e t.
1877 89610 2306127 25,73
1878 103420 3 081360 29,80
1879 90666 ■ 2 347 740 25,89
1880 105 270 3 695 452 34,94
1881 106491 271 1170 25,84
1882 99300 2562 000 25,80
1883 106299 3058778 28,78
1884 119 669 3748116 31,31
1885 130258 — 29,72
1886 139254 3537 970 25,42
Jeżeli porów nam y te dw ie tablice z d a tam i przytoczonem i w dziełku p. P a wie w - skiego, szczególniej co do n afty znajdziem y olbrzym ie różnice, dochodzące do 50% lub naw et wyżej. Z danych zbieranych sk rz ę
tn ie przez zaniechanego obecnie „G ó rn ik a”, oraz z danych poro zrzu can y ch po rozm ai
tych pism ach polskich i niem ieckich, m usi
my przyjść do w niosku, że cyfry d e p a rta m entu I I są zaniskie i zatem nie p rz e d sta w iają rzeczyw istego stan u p rod ukcyi.
W ostatnich czasach w ładze górnicze ob
ję ły nadzór nad kopalniam i i ju ż w roku bieżącym M inisteryjum ro ln ictw a złożyło za ro k 1886 pierw sze dotychczas a u te n ty c z ne spraw ozdanie o rozm iarach produkcy i n afty i w osku ziem nego w G alicyi. T re ść tego spraw ozdania przytoczym y jeszcze czy
telnikom W szechśw iata.
W ro k u 1886 w G alicyi p rzy w y dobyw a
n iu nafty było zajętych razem = 2 9 1 7 ro b o tników (2 790 mężczyzn, 71 kobiet, 53 m ło
dzieży i 3 dzieci) i przez ciąg ro k u w ydo
byto = 425387 cetnarów m etrycznych ropy , wartości = 1 6 8 1 207 złr. p rzy średniej ce
nie 3,90 fl. za 1 cetn ar m etryczny. P r o - d u k cy ja ta rosk ład a się w n astęp u jący spo
sób: N a okręg Jasielsk i w ypada z pow yż
szej sumy: 1 689 robotnikow (1572 m ęż
czyzn, 61 kobiet, 53 m łodzieży, 3 dzieci) i 139 065 cetn. m etr. ( = 3 2 ,3 % ogólnej p ro d ukcyi) w artości 619 154 fl. ( = 36,8°/0 o g ó l
nej wartości) p rz y średniej cenie 4,45 fl. za 1 cetn. m etr.; n a okręg D roh o b y ck i w ypada
504 ro bo tn ikó w (494 mężczyzn i 10 kobiet) 1 42814 cetn. m etr. ( = 9,9% ogólnej p ro dukcyi) w artości 158 936 fl. (= 9 ,5 % ogólnej w artości) przy średniej cenie 8,71 fl za cetn. m etr.; wreszcie n a okręg S tanisław ow ski w ypada 714 robotników (sam ych męż
czyzn) i 249168 cetn. m etr. ( = 57,8% ogól
nej prod u k cy i) wartości 903147 fl. ( = 53,7%
ogólnój w artości) p rz y średniej w artości
= 3,62 fl.
P ro d u k c y ja zaś w osku ziem nego w roku 1886 zajm ow ała w G alicyi 7 071 ro bo tn i
ków (6 358 mężczyzn, 453 kobiety, 240 m ło
dzieży, 20 dzieci) i w ydała 94963 cetn.
m etr. wosku wartości 2409 789 fl. po śre
dniej cenie 25,37 fl. za 1 cetn. m etryczny.
Z tego w ypada znów n a okręg D rohobycki 6872 robotników ( = 9 7 ,2 % ) czyli 6194 męż
czyzn, 453 kobiety, 205 m łodzieży, 20 dzie
ci p rzy p rodukcyi 92763 cetn. m etrycznych ( = 97,7 % ogólnój p ro d u k c y i) wartości 2 379 489 fl. ( = 98,8% ogólnej w artości) p rzy średniej cenie 25,65 fl. za ce tn a r me- m etryczny; na okręg S tanisław ow ski w y
pada: 199 ro b o tn ik ó w (= 2 ,8 % , 164 m ęż
czyzn. 35 m łodzieży) i p ro d u k cy ja 2 900 cetn. m etr. (2,3 % ogólnej pro du kcy i) w ar
tości 30300 fl. (1,2% ogólnej w artości) p rzy średniej cenie 13,77 fl. za cetn ar (prod.
gorszy).
D o w ydobyw ania n afty w roku 1886 by ło w G alicyi 205 przedsiębiorstw , z tych 180 było czynnych, do w ydobyw ania ozo- k iery tu 111 przedsiębiorstw , z tych 96 czyn nych. R azem było zatru dn ion ych 12 731 robotników i w yprodukow ano 526010 cetn.
m etr. (w osku i nafty) w artości ogólnej 4090996 fl. Na jed neg o ro bo tn ik a rocznie w ypada 41,3 ce tn a ra m etrycznego wartości 322,3 fl. R o b o tn ik p o biera dziennie od 40 centów do 10 fl. (przy w ierceniu k an ad yj- skiem ). Szybów naftow ych było 1604;
z tego 647 czynnych, 113 pogłębiano. 824 zaniechanych. Z 873 otw orów św idrow ych, 145 po głębiano, 532 czynne, 196 zaniecha
ne. N a n aftę było 20 zbiorników żelaz
nych n a 1975,6 m 3 objętości i 475 d re w n ia
nych pojem ności 5212,6 m 3, resztę um iesz
czano w beczkach.
T ak się przed staw ia przem ysł naftow y
galicyjski co do produkcyi, z czasem może
N r 12.
w s z e c h ś w i a t .187 z inn^j go strony przedstaw im y czytelni
kom W szechśw iata.
M B .
CDCZ'Y"T'!r
N A D O C H Ó D
tow arzystw a [Osad rolnych i przytułków rzemieślniczych.
W dniu 4 i 8 M arca r. b., w sali ratuszo
wej, na dochód O sad rolnych i przytułków rzem ieślniczych, w ypow iedział dwie pre- lekcyje d r J . Rostafiński, prof. W szechn.
Jagieł, i prezes Kom. fizyj. p rzy Akadem ii um iejętności w K rakow ie.
Szanow ny preleg en t sk reślił pięknem i słow y obraz puszczy podzw rotnikow ej,'—
ojczyzny palm , zw racając szczególną u w a
gę na ugrupow anie palm , ich kształty czyli pokrój ogólny i zatrzy m ał się dłużej nad estetycznem i kształtam i ta k pojedyńczych palm , ja k o też całych ich g ru p lub szere
gów, którem i niekiedy rosną., tw orząc niby sadzone aleje.
N astępnie w skazał znaczenia i sym bolikę ja k ą palm om n ad aje fantazyja różnych lu
dów, p rzyp isująca tym roślinom zawsze c u dow ny początek. U w ielu ludów palm a znajduje się w szczególnem poszanow aniu, uw ażaną je st za sym bol słońca i siły, zw y cięstw a i tryum fu, bogactw a i płodności.
D alej m ówił prof. R. o w pływ ie, ja k i w y
w arły w ysm ukłe k ształty palm na pom ysły architektoniczne, oraz na różne porów nania i obrazy w poezyi. P o takim wstępie, u ję tym w praw dziw ie piękną formę, przeszedł Sz. p relegent do zapoznania słuchaczów z budow ą palm, z oddzielnem i organam i, złączonem i w jed n ę piękną całość. M ówił o korzeniach palm , dalej o łodydze, którój rozróżnił trzy typy, a mianowicie: 1 ) palm y o pniu w yniosłym i pojedyńczym , który je st najczęściej spotykan y pom iędzy palm a
mi, 2 ) palm y o p n iu rozgałęzionym , bardzo rzad ko trafiające się (np. H y p h aen e T h e- baica), 3) palm y o łodydze stosunkow o cien
kiej i nadzw yczaj długiej, pnącej się, któ
rych przedstaw icielem może być t. zw.
trzcina hiszpańska (Calamus R otang) uży
w ana do w yplatania mebli. Zaznaczywszy, do ja k ic h wysokości i wogóle rozm iarów , mogą dochodzić palm y, przeszedł prof. R.
do opisu liści, do ich osadzenia, liczby, k o loru, rozm iarów i kształtów, które dają się sprow adzić do dw u głównych: kształtu wa- chlarzow atego i pierzastego z różnemi od
m ianam i; dalej opisał sposób w yrastania li
ści, mówił o ich trw ałości i o szczególnych i bardzo oryginalnych k sz ta łta c h , jak ie przyjm ują pochw y liści.
N astępnie opisał budowę kw iatów u palm, które są bardzo niepozorne i nie odpow ia
d ają ani kształtam i, ani zabarw ieniem , w spa
niałym liściom „książąt flory”; k w iaty palm utw orzone są z okw iatu sześciodziałkowe- go, pośród którego w yrasta sześć pręcików , albo też trzy słupki, praw ie zawsze bowiem kw iaty palm są pręcikow e lub słupkowe, umieszczone razem na jednym osobniku (palm y jedno pienn e czyli jednodom ow e), albo na dw u różnych osobnikach (palm y dw upienne czyli dwudomowe). K w iato sta
nom palm (kolbom ), oraz ich oryginalnym pochwom (skrzydłom ), prof. R. poświęcił nieco więcej czasu i przeszedł do zapylania kw iatów i do owoców, z którem i, w ogól
nych słowach, zaznajom ił słuchaczów.—
W końcu pierw szego odczytu prof. R. u d zie
lił wskazówek, ja k postępow ać przy hodo
wli palm w m ieszkaniach, które to w ska
zówki dadzą się streścić w jednostajnem i dostatecznem podlew aniu i wystaw ieniu na światło. W y kład obudow ie palm uzupeł
niały żywe okazy palm, których dostarczył zakład ogrodniczy braci H oser, a nadto k il
ka pięknych liści znacznych rozm iarów , któ- rem sam prelegent przyw iózł z O g rod u bo
tanicznego krakow skiego.
D rugi odczyt (8 b. m.) poświęcił p re le
gent użytkom z palm ,rospoczynając od ogól
nego zdania, że palm y dostarczają człow ie
kowi w szystkich tych w ytw orów , ja k ie wszystkie inne rośliny razem wzięte d o star
czać zw ykły. W szystkim bowiem p otrze
bom codziennego życia palm y zadość czynią, dostarczając m atery jału budow lanego, ma- te ry ja łu na odzienie, oraz! pożyw ienia do
statecznego, a naw et w ykw intnego. Opi-
188
W SZ E C H ŚW IA T.N r 12.
sując szczegółowo pożytki z palm , szan.
prelegent przechodził w ażniejsze palm y k o lejno częściami św iata i dlatego też rospo- czął od palm y rosnącej w E u ro p ie n a d b rz e gami m orza Śródziem nego, od k a rła tk i p o ziomej (C ham aerops hum ilis), którćj w łó kien używają, n a różn e w yroby.
N astępnie przeszedł prof. R. do n a jz n a kom itszej, bezzaprzeczenia, palm y d a k ty lo wej (P hoenix d actylifera), m ieszkanki pół
nocnej, bezdeszczowej A fry k i, opisał ją, ogólnie, zastanow ił się dłużej n ad zn acze
niem palm y daktylow ej dla m iejscowych m ieszkańców , nad sposobem hodow li, nad plonam i, ja k ie wydaje, zbieraniem owoców i t. p., w spom niał o niewiadom em jó j p o chodzeniu i różnych przypuszczeniach co do pierw otnej ojczyzny.
Dalej zw rócił się p. Rostafiński do p al
m y olejowój, zw anej olejowcem g w in ej- skim (Elais guineensis), opisał je j postać, owoce i sposób otrzym yw ania oleju palm o
wego, oraz rozliczne użytki, do ja k ic h służy.
M ówił następnie o je d y n e j palm ie ro z g a łęzionej, rosnącej w północno-w schodniej A fryce, zw anej w botanice H y p h a en e T he- baica s. cucifera, u krajow ców zaś n azy w a
nej „D um ”, nieco dłużej z a trzy m ał się nad j 6 j owocami. W reszcie, opuszczając A fry kę, mówił o palm ie, sław nej z w ielkich swoich owoców, zw ykle po dw a zro śn ię
tych, znanój pod nazw ą bo taniczną L odoi- cea sechellarum (dziw orzesznia seszelska), oraz o znalezieniu pierw szych owoców tej dziwnej palm y, któ ry m p rzypisyw an o cu-
Jdow ne pochodzenie i cudow ne w łasności
ii ceniono n a wagę złota.
N astępnie prof. R . zw ró cił się do A zyi do palm y kokosowej (Cocos nucifera), k tó ra zajm uje pierw sze m iejsce po palm ie dak- 1 tyłowej pod w zględem użyteczności, a po jój scharakteryzow aniu ogólnem i w skaza
niu rozm ieszczenia gieograficznego, opisał rozliczne p ro d u k ty , ja k ie z niej ludzie o trz y m ują. Dalej mówił o palm ie sagowej (Sa- gus R um phii), o m iejscu znajd o w an ia się w niej m ączki i sposobach w y rabian ia saga praw dziw ego, następnie o arece czyli p i- n an g u (A reca catechu), której owoce w raz z liśćm i p ieprzu „b etel” żują indyjanie, co
ich zapew ne, w edług zdania p relegen ta, ochrania od chorób epidem icznych.
W końcu prof. R. w spom niał o palm irze (B orassus flabelliform is), rosnącej w H in - dostanie i dostarczającej licznych, p oży te
cznych produktów , a n a liściach której, po
d artych w podłużne paski, piszą indyjanie stalow ym rylcem . P rzechodząc do A m e
ryki, szan. p re le g en t zw rócił uwagę na b a r
dzo tw ard e bielmo palm y P h y te lep h as m a- cro carpa zwanej „kością słoniow ą ro ślin n ą”
z pow odu tego, że je s t używ aną do tego sa
mego użytku , co i kość słoniow a p raw d zi
wa; następnie w spom niał o w łóknach u ży w anych na szczotki do zam iatania ulic w w ielkich m iastach, a pochodzących z ogon
ków liści palm y am erykańskiej „pissaba”
(A ttalea funifera). N a zakończenie zaś ca
łego szeregu palm użytecznych, preleg ent m ów ił o palm ie b razy lijsk iej, nazw anej n a cześć gienijalnego K o p ern ik a, C opernicia cerifera, k tó ra odznacza się bardzo piękną postacią, liście ma w achlarzow ate, pień p o k ry ty pochw am i liści, n a końcu zaostrzone- mi, dobrze zachow anem i; dostarcza wosku białego z zielonaw ym odcieniem , zw anego
„ C arn au b a”, któ ry p o k ry w a liście pow łoką g ru b ą n a p arę m ilim etrów .
Szan. preleg en t w ypow iedział obadw a odczyty zajm ująco, przystępnie, z wielką sw obodą, cechującą grun to w ną znajom ość przedm iotu, pięknym , a naw et w p ierw szym odczycie, kw iecistym językiem .
A . S.
Korespondencyja Wszechświata.
S z a n o w n y P a n ie R e d a k to rze ! W N r 5 W s z e c h ś w ia ta z r. b. n a s tr. 77 u m ie szczo n a j e s t w z m ia n k a p. K. Ł ., o m o jem sp ra w o z d a n iu n a 9-ein p o sie d z e n iu T o w a rz . p rz y ro d n . w K ijo w ie r. z. p o d ty tu łe m ,,0 florze W ło d z im ie rz a W o ły ń s k ie g o 11. A u to r teg o a r ty k u łu z a rz u c a m i, że p rz y z n a jg so b ie p ierw sze ń stw o z n a lez ien ia t a k ic h ro ś lin , k tó re d a w n ie j b y ły z n a jd o w a n e w tej
j
m iejsco w o ści. C hodzi m i w ięc o w y k a za n ie p r z y
czy n , n a m o cy k tó ry c h m am p ra w o p r z y z n a ć so
b ie to p ierw sze ń stw o i u p rz e jm ie u p ra s z a m S z a n o
wną, R e d a k c y ją o z am ieszczen ie teg o u stę p u w j e
d n y m z n u m e ró w W s z e c h ś w ia ta .
N r 1 2.
W SZECHŚW IAT. 1 8 9C e n ta u re a m o n ta n a L . n a W o ły n iu n ie b y ła d o
t ą d zn alezio n a, lecz ty lk o C. a x ila ris W illd , k tó r a p o d o b n a je s t do p o p rz ed z ają c e j (p a tr z B esser, E n u - m e r a tio p la n ta ru m etc. J u n d z ił, O p isanie ro ślin etc. s tr . 339. S z m alh a u ze n , F ło r a ju g o -za p ad n o j R ossii). U L ed e b o u ra C. m o n ta n a L . fig u ru je z te go pow o d u , że L ed e b o u r m y ln ie u z n ał C. m o n ta n a L ja k o s y n o n im C. a x ila ris W illd . N a jle p si b o ta n ic y u w a ża ją te ra z te g a tu n k i ja k o d w ie o d m ia n y je d n e g o g a tu n k u . N a d m ie n ię tu ta k ż e , że n a K au k azie ro śn ie n ie C. m o n ta n a L, ale C. axi- la ris W illd (B o issier, F lo r a o rie n ta lis , t . III, s tr . 636).
A ju g a c h a m a e p ity s S c h re b d o tą d b y ła z n a n a ty lk o w K ró le stw ie P o lsk ie m , g d y ż okazy te j r o
ś lin y z P o d o la i g u b . C h e rso ń sk ie j, ja k w y k azał p rof. S zm alh au zen , n a le ż ą do p o k re w n e g o g a tu n k u A ju g a C h ia S c h re b . U L e d e b o u ra F lo ra Ros- sica t . I I I , s tr . 450 p o o p isa n iu A. C h a m a ep ity s S c h re b p o w ie d zian o „ p lu re s loci sub h a c specie c ita ti re c tiu s fo rs a n a d a n te c e d e n te m (t, j . A. C hia S c h re b ) a m a n d a n d i“ . B o issie r p o w ia d a , że g a tu n k i w yżej w y m ie n io n e n ie zaw sze z ła tw o ś c ią d a ją się ro z ró ż n ić (F lo ra o r ie n ta lis , t. IV, s tr. 802).
W w ielu p o d rę c z n ik a c h do o k re ś la n ia ro ślin o p i
sa n y je s t ty lk o je d e n g a tu n e k z p o d ro d z a ju C h a
m a e p ity s , co p rz y c z y n iło się do w ielu om yłek.
A. C h ia S c h re b (ale n ie A. C h a m a e p ity s ) z n a j
d o w a łe m . w w ielu m ie jsc o w o śc iac h gub. C h e rso ń sk ie j, n a P o d o lu , a ta k ż e w g u b . K ijow skiej (pow.
H u m a ń sk i ') ; w w ie lu m ie jsc o w o śc iac h n a P o d o lu ro ślin ę tę z n a jd o w a ł prof. S z m alh au zen .
N ie w ątp ię, że A. C h a m a ep ity s z n ajd u je się w K ró le stw ie P o lsk ie m , lecz K ró le stw a n ie m ożna ju ż zaliczać do p a su p o łu d n io w o -za c h o d n ie g o .
Co się ty cz y P o te n tilla su p in a L to są d z iłem , że je s t n o w ą d la W o ły n ia , n a m o cy słów p ro f.
S z m alh a u ze n a „ ż e n ie b y ła z n ale z io n a n a W o ły n iu e tc .“ ( F ło r a ju g o -z a p a d n a g o k r a ja , K ijów , 1886).
J ó z e f Paczosld.
KBGNiKA NAUKOWA*
A S TR O N O M IJA .
— Kom ety o b se rw o w a n e w r. 1887.
P ie rw sz a k o m e ta r . 1887 d o strz e ż o n ą z o s ta ła p rz e z p. T h o m e , w ob- s e rw a to ry ju m K o rd o b y w rzeczy p o sp o litej am e- ry k a ń s k e j. B y ła ta k o m e ta w ielk a, ogon je j zaj m o w ał n a n ie b ie p rz e s trz e ń 40°;
un a s w id z ia ln ą n ie b y ła . D ru g ą o d k r y ł 22 S ty c z n ia p. B rooks
1) Z a p isk i K ijów . Obszcz. J e s t. t. V III w yp. II, J . P aczo sk i, O c ze rk i fło ry o k r. g. U m a n i, 1888 g.
w P h e lp s w S ta n a c h Z jed n o czo n y ch , tr z e c ią d o strz e g ł d n ia n a stęp n e g o p . B a rn a rd w N a s łm lle w T e n n e se e, k tó ry też o d k ry ł c z w a rtą i p ią tą 16 L u te g o i 3 M aja. N ak o n iec B ro o k s d o strz eg ł 25 S ie rp n ia i szóstą, k tó ra je9 t sły n n ą k o m e tą o d k r y tą przez O lb ersa w r. 1815. (Ob. W szechśw .
z r. z. s tr. 678). S . 1C.
— Nowa kometa. P. S aw e rth al, a stro n o m n a P rz y lą d k u D obrej N ad ziei, o d k ry ł 18 L u teg o r. b.
św ie tn ą kom etę, o p a trz o n ą ogonem . Z n a jd u je się ona o b e cn ie w g w ia zd o z b io rz e P a w ia i w id z ia ln ą j e s t ty lk o n a p ó łk u li p ołudniow ej. Z b liż a się k u ró w n ik o w i o P I S ' d z ie n n ie, p o w in n a b y zatem u k a zać się w k ró tc e i u n as n a poziom ie p o łu d n io w y m , p o p rz e d z a ją c sło ń ce o c z te ry godziny.
8. K.
— Planety o dkryte w roku 1887.
W cią g u ro k u u b ieg łeg o a stro n o m o w ie o d k ry li sied em n o w y ch p la n e t, k tó ry m p rz y p a d a ją lic z b y p o rz ą d k o w e od 265 do 271. P la n ety : 265 (A n n a ), 266 (A lin a) i 269 (d o tą d bez nazw y) o d k ry ł P a lis a w W ie d n iu , 267 (T irz a ) C h a rlo is w N icei, 268 (A rd o re a) B o re lly w M arsylii, 270 (A n a h ita ) P e te rs w C lin
to n w A m e ry ce , 271 (P e n tes ile a) K n o rre w B e rli
n ie . Z e z n a n y c h d o tą d 271 d ro b n y c h p la n e t, P a lisa sa m o d k ry ł 59, P e te rs 47. — W ro k u w re szcie b ie ż ąc y m o d k r y tą zo stała d. 4 L u te g o p la n e ta 272 p rz e z C h a rlo is w N icei. P o g o d n e n ieb o , p o d j a k ie m now e to o b se rw a to ry ju m się zn ajd u je, s p rz y ja ć zap e w n e b ęd zie o d k ry c io m a s tro n o m ic zn y m .
S . K.
F IZ Y K A .
— R o ssz c z e p ia n ie ś w ia t ła w oku.