• Nie Znaleziono Wyników

Myśl : dwutygodnik literacko-społeczny. 1894.06.15

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Myśl : dwutygodnik literacko-społeczny. 1894.06.15"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Lwów, 15. czerwca 1894. W y s t a w i e C z o ł e m ! IV. Rok istnienia.

W ychodzi 1-go i 15-go każdego miesiąca.

Prenum erata w yn osi we L w ow ie;

Ilocznie . . . 6 złr. — et;

Półrocznie . . 3 ,, — )5 K w artalnie . . 1 „ — ,,

Z a o d n o s z e n i e do domu d o p ła c a s ię m ie s ię c z n ie 5 ct.

l i m 1 pojedynczy kosztuje 25 ct.

Rękopisów drobnych nie zw raca się

L i s t ó w n i e o p ł a c o n y c h R e d a - k e y a nie przyjmu je-

R edakcya i A dm inistracya znajdują się w e L w o w i e przy ul. T r z e c i e g o M a j a I. 17 g lz ie też u p rasza się o nadsyłanie w szelkich p rze­

kazów i pism . — P renum eratę p rz y jm iją również we Lw ow ie w szystkie księgarnie. — W K r a k o w i e : k się g a rn ie : G eb etn era i Spółki, Spółki w ydawniczej. Zw olińskiego i Spółki i J . A. Krzyżanowskiego. — W P o z n a n i u : księg arn ia Cybulskiego. — N u m era pojedyncze

d o nabycia we L w o w i e w biurach dzienników : P l o h n a i O l s z e w s k i e g o o r a z w k i o s k a c ł f n a w y s t a w i e .

I M l

D W U T Y G O D N I K

L I T E R A G K O - S P O Ł E G Z N Y .

P r e n u m e r a t a na p r o w i n c y i

i w całej A ustro-W ęgierskiej m onarchii w ynosi.

Piocznie . . . 6 złr. 50 ct.

K w artalnie . . 1 ,, 65 „ w N iem czech : rocznie 14 m arek półrocznie 7 m. k w a rta ln ie 3'50.

W e F ran cy i:

Ilocznie 16 fr.— kw artalnie 4 fr.

Ogłoszenia . i reklam y p rz y j­

m uje A dm inistracya „Myśli“ po 10 ct. za w iersz petitem lub, jego m iejsce za pierw szy raz, a po 5 ct za następny.

C zo łem ludziom , k tó rz y , sta n ą w szy na czele w ie lk ie g o turnieju n a ro d o w eg o , stw o rzy li dzieło w sp a n ia łe dla oka, a w le w a ją ce otuchę w duszę — czołem P r e z e s o w i W y s t a w y k s . A d a m o w i S a p i e ż e i niestrudzonem u w trud ach d y re k to ro w i Z d z i s ł a w o w i M a r c h w i c k i e m u . Z urzędu ten h o łd im się n ależy.

U rzęd ow an ie ich b yło tw ard ym obow iązkiem , za ­ cią g n ięty m nie ty lk o w o b e c c a łe g o kraju , ale i w o b ec c a łe g o narodu.

P rzysp o sa b iają c ten popis ducha, m ozołów , p ra c y , żyw o tn o ści narodow ej — nie m o gli oni jak o P o la cy m yśleć o rze czy na m ałe rozm iary.

Jakoż p o m yśleli o w ie lk ie j. A le do w yk o n a n ia d zieła olb rzym iego , trzeb a n ie ty lk o zapału, lecz ta k że potężnych zasobów .

W p ra w d z ie u nas o za p a ł nie trudno, ale zw ażm y tę p raw d ę, któ rą w y p o w ie d z ia ł Juliusz:

... w iem , że sło w a te nie zadrzą d łu g o W sercu, g d zie nie trw a m yśl ani g o d z in y !

(2)

A tu trzeb a b y ło , a że b y trw a ła tygo d n iam i, m iesiącam i, a że b y się k rz e w iła , ro zra sta ła , c h w y ta ła serca, d o p ro w ad zała je do harm onii z m yślą a w koń cu p o ru szała do czynu.

N asze sp o łeczeń stw o z w y k ł o m ó w ić :

D a jcie mi w szy stk o , d ajcie mi: p ięk n e p a ła ce, w yg'o d y, drogi, w sz e lk ie zd o b y cze c y w iliz a cy jn e — ty lk o nie w k ła d a jc ie rą k do m oich kieszeń.

N ie jest to w ad a sk ą p stw a , ty lk o n iew iara w p o w o d zen ie p rzed sięb ran ych dzieł.

N i e w i a r ę t ę t r z e b a b y ł o z ł a m a ć a z a- s z c z e p i ć n a j e j m i e j s c e p o c z u c i e w ł a s n e j s i ł y . P o c z u c i e t o m i a ł o z n a l e ź ć s w ó j w y r a z w u r z ą d z e n i u W y s t a w y . A o b ja w iło s i ę o n o ś w i e t n i e , d z i ę k i ś w i e t l a n y m m y ś l o m i n i e z r a ż o n y m s e r c o m l u d z i , k t ó - z y b a r k i s w o j e t a k b a r d z o o b c i ą ż y l i p r a c ą o k o ł o W y s t a w y .

C ześć Im za to !

O b o k w ielkich , n ie sp o ży ty c h z a słu g d y re k to ra M a rch w ick ie g o , w y p a d a ró w n ież na tern m iejscu p o d n ieść harm onijną, p e łn ą za p a łu i en erg ii d zia ­ ła ln o ść c a łe g o biura w y s ta w o w e g o , w p ie rw szym rzędzie zaś se k re ta rza p- J a n a K. Z i e 1 i ń s k i e g‘ o.

}k cześć w ystaw y.

I1 11 A o ' ,

Patrzcie wy wszyscy, żądni polskiej zguby, Wy! co zagładę zaprzysięgli nam,

J a k was zawiodły haniebne rachuby.

Dzisiaj w am Polska rzuca w oczy kłam.

S z k ic z t e a t r a l n e g o ż y c i a .

Z a k tó re to zy sk i, m ów iąc naw iasem , p o ­ zw alasz mi się p an i n azw ać czasam i szczęśliw ym sw oim w ie lb icie le m — odpow iedzieli cich o z ukłonem .

A k to r k a z go d n o ścią, ja k p rzy s ta ło na m atkę dram atyczn ą, od eszła w k u lisy .

’. W id z ia ł pan p rzed ch w ilą to p ub liczn e afi­

szow an ie się z p ierścion kiem , w iadom o ja k n a b y ­ ty m ? O ! ona um ie n a c ią g a ć fa c e tó w ? I ja, k tó ra b y ła m w p ie rw szych to w a rzy stw a c h u : T e x la , K o - ś c ie le c k ie g o . m uszę z takiem i k o le g o w a ć ! A c h , to okro p n e!... A n i to gło su , talen tu, p o staw y ... B o to, proszę pana, co pan w niej w id zisz, to w sz y stk o sztuczn e od P ik a — i to się ta k r o z rz u c a ! Ja mam p rze cie ż ręce także m ożliw e do p ierścio n kó w , co, nie p r a w d a ? I ta k że m o głab y m je m ieć, g d y ­ b ym ty lk o ch ciała, oho! — w W a r s z a w ie w B e lle - v u e to fa c e ty p o d ali mi z k rz e s e ł g a rn itu r z ło ty — nap raw d ę, ja k B o zię kocham . A le nie w zięłam — n ie ,_ za bard zo sieb ie szanuję — b rać od o b cych ! Co innego, ja k znajom y, p rzy ja c ie l ta k i serd eczn y, j a k pan, b y d aw ał, to b ym w zię ła — ale inaczej nie, n ig d y ... M ó w iła to szeptem , szep len iąc i m izdrząc

Słuchajcie wrogi! Tam na Stryjskiej górze.

Pod której stokiem leży miasto Lwów, Polska, posłuszna Bogu i naturze,

Przed wami nigdy nie ugnie swych głów.

Tam patrzcie tłumy z podniesionem czołem, Do jakich potęg doszedł polski lud

Iż mimo więzów, gdy ujęty społem:

Wiedzę i pracę w jeden łączy cud.

Bo nie ujarzmić ducha, co ulata

Tam, skąd natchnienia spływa święty prąd JSTie wstrzym ać Orła, co \y przestworze świata Krąży, a tylko Bóg ma nad nim sąd.

Polsko! — nie zginiesz, bo ziemi twej kręgi P racą zdobędziesz. Czo.łem padnie wróg.

I pracą dojdziesz do dawnej potęgi, Bo sprawiedliwość sam wymierzy Bóg.

Otwarłaś podwoje świątynio wystawy ! Niech u wrót twoich każdy schyli skroń, Chociaż wiek m inął od krwawej rozprawy, A Polska przecież silną dzierży dłoń.

Adom Stasżcsyk.

L w ó w , w czerwcu 1894.

się ,.n a iw n a ‘‘ — m łoda, może ząletn ia kobieta, dość p rzysto jn a, a le zniszczon a życiem , do m łodego w ie l­

b icie la, k tó ry , w id a ć b y ło , że na dzień ta k ie g o s ło d ­ k ie g o sp otkan ia m usiał zrzu cić z sieb ie m undur szko ln y d la w ięk szej n iep o zn ak i — bo w y g lą d a ł ja k z k rz y ż a zd jęty. W c is n ą ł się w k rze sło tak,, że ledw^o g o b y ło w id a ć i od wschodzącego o d w ra ca ł się z .p rzestra­

chem, ja k b y in sp ekto ra p rzeczuł.

— F r a n e k ! w o ła ła n iezd ecyd o w an eg o w zrostu.

wTieku, p łc i i p iękn o ści a k to rk a o nieustalonym r e ­ p ertuarze. F r a n e k ! idź, p rzeprow ad zaj się prędzej, bo p an i d y re k to ro w a czeka, że b yś próchno w ym ió tł z m ieszkan ia, nim g o ście nadejdą.

— No, a tym czasem m ożesz to tutaj zrobić.

Z a w o ła ł k tó ry ś, śm iejąc się. A k to r k a sp ło n ę ła z g n ie ­ w a i p rzyciszo n ym do złości gło sem s y k n ę ła :

— K odin !

— G o n e rilla ! T y ra n iz o w a ła m atkę w n ajpo­

dlej s z y sposób.

— A le ż , na B o g a ! k ie d y ż się p róba za czn ie?

F r a n e k w y s u n ą ł się z teatru.

— Jeszcze niem ji w szy stk ich .

— T rz e b a p o słać, niech przych od zą. Mój

•Z m arzlaczku , idźno po te k ro w ie n ty , bo, ja k p rag n ę d ob rego udziału, oddam ro lę i ró b cie sobie, co chcecie,

— P o w in ie n e ś to daw no zrobić, p ubliczn ość u m ia ła b y to ocen ić.

(3)

WYSTAWA, JAKO ZADATEK LE PSZE J PRZYSZŁOŚCI.

Wystawa powszechna, krajowa, lwowska!

Któregokolwiek z przydomków określających ją użyjemy — będzie zarazem miała i inny, w ażniej­

szy, wybitny charakter n a r o d o w y .

G od noś ci tej nikt jej nie odejmie. Ale nie o nazwę idzie. Pytamy raczej, jakie znaczenie ma dla nas, jakie w oczach obcych?

Wszyscy obcy przyznali, że wystawa n asza ma charakter narodowy i polityczny, że jest świetnym dowodem naszego rozwoju i życia, którego wrogowie chcą nas posbawić

W ystawa zatem — marzenie, życzenie, w o­

la zbiorowa narodu, u rz e cz y w istn io n a ! Od wielu dni już otwarta. Dzieło i szczegóły jego,, odsło­

niły swe tajniki zarówno dla profanów, miło­

śników ojczyzny, ja k i dla tych, którzy tylko

d o b r z e liczyć umieją, nie wdając się w ocenę m o­

ralnej wartości.

Ci, którzy liczą powiedzieli już, co myślą;

W ystawa szatą swoją zew nętrzną prześcignęła ich oczekiwania. Szczegóły zaś jej ocenili jako : ś w i e tn e !

Ale co ważniejsze, ci, którzy liczą, powie­

dzieli więcej, niżbyśmy sami powiedzieć mogli.

Oto przyznali się. do potężnego wrażenia, odnie-

— O ch publiczność, i ta k je st w d zięczn ą d y ­ rekto ro w i, że m en ażeryi nie p uszcza na scenę.

— T a k całej nie — ty lk o n iek tó re o k a zy ...

— P a n i e !...

— Cicho, o s ły ! K a la c ie karczem n ą z w a d ą św ię ty p r z y b y te k sztuki. K łó c ic ie się ja k sze w cy .

— N ie —■ ale ja k ten o rzy.

— A lb o ja k a k to rk i...

- - P a n o w ie ! proszę sobie a rtystk a m i nie w y ­ cierać zębów .

— T y lk o ?

— K a n c ia r z !

C ałe to w a rzy stw o zg-odnie w yb u ch n ęło śm iechem

— W ię c pani w ten sposób rozum iesz? T a k m yślisz ?...

— Stój, G a rric k u ! P a n i! ten m łod zien iec z n ie ­ w aża cię. P osąd za, bow iem , że rozum iesz i że m y ­ ślisz. O n ieg o d ziw iec! o ło tr!... P o w ie d z ia ł to k o ­

m i k , W s ta w k ą n azyw am y, p rzy sa d zisty , o rozlanej

t w a r z y i brzuchu a zalan ym talen cie jego m o ść i o d ­

d a l i ł się śpiesznie, rzu cając zło śliw o -tryu m fu jące s p o j­

rzen ie w o k oło.

N a zw a n y G arrickiem , m łod y asp iran t do a r ­ tystyczn e j nędzy, jeszcze nie z b y t o trza sk an y z p o ­ stępow an iem w sp ó łk o le g ó w , a p rzeto p ełen je szc ze m łod zień czego ognia, p o rw a ł się oburzony.

— S ied ź pan, nie zw ażaj na m o w y p o d o b n ych clow n ów . T rze b a czasem i zn ie w a g ę z ło ż y ć na oł-

sionego z wystawy. Jeżeli tak, lo odczuli, bo w rażenie odczuć tylko można. Jakiem więc m u ­ si być dzieło, które na obojętnych spi awia głęb­

sze wrażenie? Oczywiście musi być zbliżonem do możliwej, wychodzącej z rąk ludzkich do­

skonałości.

Policzmy lata pracy. Ile to lat, jak h a sła : oświata i dźwignięcie się ekonomiczne zrozu­

miane zostały i z dziedziny pobożnych życzeń przeszły w wolę, wykonywaną czynami!

Lat temu dwadzieścia, najwięcej dw adzie­

ścia pięć, niktby się nie był odważył na taką demonstracyę żywotności narodowej. To znaczy, że nie było środków, nie było dorobku i nie było sił, a żalem i poczucia.

Szybko rośniemy na pociechę sobie, na zm artw ienie nieprzyjacielom. Dobrze i to, ż : ich niamy, że ich Wystawa niepokoi, że, aby ukryć niepokój, uciekają się do szyderstwa i cynizmu.

Martwy organizm nie wywołuje takich ob­

jaw ów niechęci. Szybko rośniem y! Ale inaczej być nie może, i aby inaczej być mogło nikt z nas nie wierzył, lubo inaczej zdawało się wrogom.

Zapomnieli, źe naród, który w XV i XVI wieku otwierał swe podwoje dla wszystkich ——

prześladow anych; który nie nakładał pęt na myśl ludzką; który jednem ramieniem bronił kopców Europy od dziczy azyatyckiej, a dru- giem budował zamki, zakładał sady a w chwi-

tarzu sztu k i — sze p ta ła skon fudow an a, ścisk a ją c rę k ę sw e g o ryce rza .

D o b rz e ( pani, usłucham tw e g o g ło s u — je st mi on rozkazem ...

P o d z ię k o w a ła mu p o w łó czysty m a głęboki^ m spojrzeniem p o d m alo w an ych oczu. '

— ...ale nie rozum iem — m ów ił dalej — nie m ogę pojąć, ja k podobni w ży c iu ludzie m o gą b y ć p rze d staw icie la m i sztuki, aposto łam i p ięk n a i szla ­ chetności. N ie m ogę się n aw et dom yśleć, p a trzą c na nich, przeczu ć, c z y tam w ty ch p iersia ch p ło n ie ś w ię ty o g ie ń sztuki. N ie rozum iem , ja k m ożna b y ć p ijakiem , szyd ercą , cyn ik iem , a jed n ocześn ie a r t y ­ stą. N ierozum iem .

— O szew cze A p e lie s.a ! W ie le je sz c z e nie ro ­ zum iesz — w iele, w ie le -musisz p o zb y ć się z tego, co czujesz. W ie le ra z y g ra ć n a gło d n o , w ie le noc}^ p ić na czyje conto, nim zostan iesz aktorem .

— W o la łb y m w ca le nie b y ć na scenie, niż czuć i m yśleć inaczej.

— T o odejdź w pokoju, mój syn u ! — odejdź.

M am ą i ta ta zabiją tłu ste g o c ie lc a na p rzy ję cie syn a m arn otraw n ego.

— P a n o w ie szyd zicie, a p rzecież tu idzie o coś w ię k s z e g o od nas — o sztukę.

— T o ci farsia rz ! h a ! h a!

— P o zw ó lc ie p an o w ie i nie g n ie w a jcie się na m nie zn to, co pow iem , ale sztu k a nie je st celem

(4)

lach wytchnienia orał ziemię naw et tam, gdzie ją często dzicz wschodnia tratow ała ko­

pytami najazdu, — że słowem naród i taki ży­

wioł cywilizacyjny, nie mógł na długo pozostać n a szarym końcu nowoczesnych zdobyczy wie­

dzy !

Zadatki jej tkwiły w piersi narodu. Ale po pogromach trzeba było odbudowywać i to, co się złamało w duszy, i to, co legło w gruzy doko­

ła. Ciężko szła praca ale wytrwale a owocem jej te n dzisiejszy turniej ducha i rąk, myśli i m a ­ rzeń i długo tłumionego okrzyku: Jesteśm y!

ale jesteśm y c z y n e m !

Okrzykiem tym, to nasza W ystawa !

E u ro p a już mówi o niej, lubo jej nie wi­

działa jeszcze. Mówi przez usta kilku spraw oz­

dawców, którzy przybyli na otwarcie. Czy wie­

lu tej możnej pani synów zachodnich zechce ją zw iedzić? to się pokaże. Ale czy zechcą ją widzieć ci, którzy się zowią czołem Europy —

Francuzi? To ciekawsze.

Wiedząc, że jędni Polacy nie biją czołem carowi, lecz ojczyźnie, trudno, żeby u p a d a ­ jący na tw arz przed każdym generałem ro­

syjskim synowie republiki francuskiej — zech­

cieli, narazić się na gniew alianta.

Natomiast żądni w rażeń a zasobni w śro­

dki Anglicy, pokuszą się może na Wystawę krajow ą do Lwowa. Byliby to goście pożąda­

ni. Ocenią oni łatwo, ile wart naród, posiadający

dla w as, nie k o c h a c ie jej. M y śli w asze zajęte czem innem, serca z a s t y g łe nie od czu w ają naw et, co to je st sztu k a?

— A w iesz ty , m łodzień cze, co to jest co d zien ­ nie obiad , c a łe b u ty, m ieszkan ie za p ła co n e, ła ch j a ­ k iś swój w ła sn y na grzb iet, k ie lis z e k sznapsa, za w ła sn ą d ziesiątk ę k u p io n y ? T y nie w iesz jeszcze, d o p ó k i ci s ta rc z y zap asó w , p rzy w ie zio n y ch z domu

— ale m y o tem daw no zapom n ieliśm y — o d a­

w n o ! O djedź a jeśli zostan iesz p om ięd zy nami, to za ro k — pom ów im y o tem , co to je st sztuka — D ix i.

— A sw o ją d rogą, dołóż do sw e g o za p a łu no­

w e b u ty na zapas i schow aj, p rzy d a d zą ci się na pow rót. — Z a k o ń c zy ł W staw k a.

— K ie d y ż ta p ró b a ?

— G d zie się p a n i ta k ś p ie s z y ? — on je szcze z k la s y nie w rócił.

— Z m arzlak ! hej Z m a rz la k ! chodźże tu, stara m ałpo — G d zie d y re k to r ?

— Z araz id zie — k o ń c zy p artyę.

— A D żalm a ?

— S p o tk a łem g o , sze d ł z tem i pannam i z za m ostu na sp acer i p o w ied zia ł, że b y g o k to zastąp ił, bo teraz niem a czasu, p rzy jd z ie na p o p o łu d n io w ą.

— S am iec ! . . . •

— N ie, to p rzech od zi p ojęcie ! . . .

— T w o je ma się rozum ieć.

tyle płodów surowycb, tyle zręczności i tyle siły odpornej, iż mimo klęsk, tworzy rzeczy po­

żytku i celuje dziełami artyzmu. T o ' lakże je ­ dyni w Europie politycy, którzy, nie kierując się ani sympatyą, ani antypatyą, zważyliby ew entu­

alną siłę w przyszłości i zamyślili się nad tem, czy wartoby dla tej siły wywołać tego rodzaju konjunktury polityczne, ażeby owa siła doszła do samodzielności ?

Nie są to m arzenia bez podstawy. Owszem, jesteśmy pewni, że dodatni bilans naszej Wy­

stawy, obudzi, że naw et budzi takie myśli.

My wiemy bardzo dobrze, czego nam b ra ­ kuje i czego W ystawa dać nam nie może. Ale próba ta usiłowań zbiorowych na wszystkich niwach pracy i myśli, powie krajowi i jego mie­

szkańcom, co m am y i .czego spodziewać się mo żemy. Powie, co poprawić, gdzie więcej pracy dołożyć trzeba i warto, ażeby wystawa nastę­

pn a stała się obrazem i zwierciadłem tych za­

sobów żywotności, które tkwią rzeczywiście w łonie narodu i w łonie jego ziemi.

Jak przed wiekami, gdy Opatrzność plemio­

nom słowiańskim dała w ręce pług i lemiesz, ja k również przed wieki, gdy z plemion tych najpierwsze polskie stanęły do turnieju w pra­

cy ducha i zdobyczach myśli — lak i dziś z chlubą W ystawa nasza świadczy, -że owych praojcowskieh potęg i zasobów ducha, nie zła­

mały klęski.

— ...ju tr o się gra, n ik t roli nie umie, na p ró b y nie p rze c h o d z ą : będzie k la p a ! ja k B o g a kocham ! jeneralna klapa,

— N ie k ra cz. w rono!

— Ze sztuka p ó jd zie p od psem , za to ręczę.

— ■ M a się rozum ieć, skoro ty w niej grasz.

— Ż e b y to s p e k ta k l b y ł d o b ry! — bo, ja k w sta w ić p ra g n ę k u b e łe k p iw o n ii,b ry n d za az śm ierdzi

— ani ceb u li ani w co w k ra ja ć' . '

— Jak p o g o d y nie będ zie, to i p u b liczn ość m oże nie d o p is a ć ...

— N ie bój się. D opisze, ale tobie na g rz b ie ­ cie, ja k się b ęd ziesz sy p a ł, ja k w czoraj.

— T o ta m ałp a Z m arzlak s p ił się, ja k Świnia i nie p o d d a w a ł...

Jow iszu przed twój tron idziemy wieńce pleść“, , / tobie cześćI tobie

Jow iszu i t. d.

T o d y r e k to r w ch o d ził z p iosen ką na ustach.

— Jak się m acie, ro b a c z k i! — za w o ła ł do k o ­ biet. No p an ow ie, za czyn a m y próbę.

— Czas b y już b y ło — c z e k a m y . ..

— W id z isz , O felio, cudną karam b o lo w ą p a rty ę g ra liś m y z sędzią. Znasz g o , ten, co ta k po uszy za k o ch an y w tob ie — i w ła śn ie m ów ił m i , . .

— W szy stk o mi jedno, co m ów ił. N ie p o trze­

buje g o ły c h ,,fa ty g a n tó w “ . (C. d. n.)

W . S. Reymont.

(5)

Niechże n a m świadczy, żeśmy nie zgorz­

knieli w zazdrości, gdy w lepszej doli narody kąpały się w morzu światła.

Niech nam świadczy, żeśmy wątek skrzy­

dlatego postępu pojęli narów ni z innymi..

Niech w końcu ogól, mieszkańcy kraju po­

świadczą licznym udziałem i zwiedzaniem Wy­

stawy, iż zrozumieli doniosłość jej i potrafią być szczodrzy dla dzieła narodowego, które rozrzu­

tnością piękna, wysiłkiem pracy, znojną miło­

ścią zachwyca i u jm u je , serca wszystkich, którzy dotkną stopą wzgórza Stryjskiego,

M Y Ś

Jeśli w y sta w a nasza zajm ie — czeg-o się sp o ­ d ziew ać m am y p raw o — poczesne m iejsce w rzę­

dzie n ie ty lk o t. z. k ra jo w y ch , ale ta k że św ia to w y c h e k sp o zy cy j — to niezaw od nie fa k t ten — w ie lk ie j n arodow ej w a g i — w dużym bardzo stopniu p r z y ­ p isa ć będzie trzeb a w span iałem u dziełu, stw orzonem u p rzez p o lsk ich artystó w .

N ie dziś jeszcze p ora po temu, a b y panoram ę b itw y ra c ła w ic k ie j p o d d aw ać ścisłej, fachow ej k r y ­ t y c e — u czyn im y to zapew n e k ie d yin d zie j, obecnie zaś p rag n ie m y czyte ln ik o w i, którem u d otych czas o koliczn ości nie p o z w o liły w id zieć p an oram y — pf^y- 'najmniej rzu cić na p a p ier s z k ic o w y opis m alow idła.

Opis obrazu.

W id z, w y sz e d łsz y krętem i schodam i na podium, staje n a g le n a p rzeciw n ajgłów n iejszej a k c y i b itw y ra c ła w ic k ie j.

P rze d zie lo n y w ąw ozem w o d leg ło ści dw udziestu k ro k ó w , w id zi h u ragan ch łop ów p ę d zą cy na arm aty.

W ła ś n ie w tej ch w ili dop ad ł B arto sz G ło w a c k i dw u- nasto-fun tow ej arm aty, z a tk a ł czap k ą za p a ł i tnie a rty le rz y s tę ro sy jsk ie g o , ch cą ce g o lontem ro zp a lo ­ n ym dać je szc ze raz o g n ia z n a b ite g o działa.

A le już za p ó źn o ; dw óch M a ćk ó w p o d ry w a sznuram i działo i zew sząd chm ura ch ło p stw a o tacza p rzerażo n ych kan on ierów . O b o k G łow rackiego tną Ś w is ta c k i i G w izd zick i te .,ch w a sty, co nam ziem ię g łu sz ą ", a ich potężne cię cia o b lew ają strum ieniem k r w i o b licza w ro g ó w .

G ru ch n ęła o statn ia salw a m o sk iew ska i szesn a­

stu śm iałków ro zerw a ło k a rta cze na sztuki. A le nie dba o ży c ie d ziatw a k ra k o w s k a i ja k ro zszalała n a w a łn ica sp ad a na n ie p rzyja cie lsk ie roty.

G roźn ie b ły sz cz ą ich k o s y ,w prom ieniach z a ­ ch o d zącego słońca, siejąc śm ierć i zniszczen ie. N a- p ró in o usiłuje je g e r ro sy jsk i zasłd n ić się b agn etem p rzed ciu padą ro zw ścieczo n ego g ó ra la. N apróżno podnoszą k an o n ierzy k o lb y i w z y w a ją pardonu : ch ło p i te g o nie rozum ieją. G łu si na w szy stk o , siek ą.

W p ra w d z ie p rażą ich je szcze ka ra b in o w y m ogniem j e g r y e k a te ry n o w sk ie , broniąc arm at, ale ch w ila jeszcze, a ..porzucą oni k a ra b in y i p atro n ta sze11 i d a ­

lej w u cieczce szukać r a t u n k u ! S p o ko jn ie p atrzą T a tr y oblane pogodnem św iatłem p ięk n eg o dnia k w ie tn io w e g o na za p a ł obrońców sw ej ziemi.

W ie je po nad nim i sztandar z snopem złotym , kosam i i k rak u sk ą, a na sztandarze sp ra w ie d liw ie um ieszczon y napis „ ż y w ią nas i b ro n ią“ . I le cą now e zastępy, a w ied zie ich sam N a czeln ik narodu, w y ­ cią g n ię tą p ra w icą w sk azu jąc im drogę. Za nim to oni z radością na śm ierć pójdą i w id zisz ja k k o n a ­ ją c y w y c ią g a jeszcze sp racow an ą p ra w icę do w odza.

Ś w ią te czn ie w y g lą d a K o ściu szk o w tej k r a ­ k o w sk ie j sukm anie, którą na mundur g e n e ra lsk i w ło ż y ł; to w a rzy szą mu g e n e ra ł M fadaliński na siw k u , m ajorow ie F isch e r i B ie g a ń s k i i k ilk u huzarów z ie ­ lonych. W s z y s c y w n ieg o w p a trze n i: czy d zieln y Jan Ś lą s k i w gra n a to w ej k a p o cie, czy T a s z y c k i w ubraniu oficera k o sy n ieró w , czy ten piech u r p ułku 0, k tó r y podn iesionym w g ó rę k a sk iem w od za p o ­ zd raw ia.

Idą z zapałem , a hasło, któ re przed ch w ilą p ad ło z ust N a cze ln ik a : „ B ó g i O jczy zn a 1', br2?mi w uszach, k ip i w żyła ch . I k ro c z y rączo d ru ga g ru p a pod c h o rą g w ią M a tk i B o skiej C zęsto ch o w sk iej, n ie ­ sioną przez ch łop a w stroju b ractw a . W y d o b y ła się ona z za ch a ty z w ąw ozu, a rola! dudni pod ich stopam i.

S to p n io w an ie ro zm aitych uczuć w yrażo n e je st w tych g r u p a c h : od najzaw ziętszej w śc ie k ło ści tych . k tó rz y już tn ą i k łu ją na arm atach, aż do tr w o g i tych , k tó rz y kro czą c je szc ze w ąw ozem , natrafiają już na k ału że krw i.

Za kolum nam i ch ło p ó w idzie w zw artym sze ­ re g u p iech ota re g u la rn a ; za p ie rw szą p u łk O ża ro w ­ sk ie g o pod w odzą k a p ita n a N id eck ieg o . za d ru gą b atalio n p u łk u W o d z ick ie g o pod w odzą m ajora Jungę.

P o nad nim i tum any ku rzu i słon ko św ie cą ce i ła n y, o k ry te p ierw szą w iosen ną zielenią. I ta k p ogod n ą zda się b y ć natura, że m ó g łb y ś zo b aczyć sk o w ro n k a w zb ija ją ce g o się w p o w ietrze. A p rze ­ cież k łę b y dym ów arm atnich w skazują, że g ra ją d zia ła ; b a te ry a p o lsk a p racu je w D ziem ierzycach i sy p ie za b ó jczy ogień w sze re g i n iep rzyjació ł, n a ­ w et ksiąd z K o d e p racu je p rzy b a te ry i. Za jej ple- cym a stoi zam ieniona na lazaret szopa d ziem ierzyck a.

T u op atrują ran n ych i kom unikują u m ierają­

cych . T u taj tab or p o lsk i b ezp ieczn y, bo p rzed nim dzielna b a te ry a i w aleczn a d y w iz y a g e n e r a ła Z a ­ ją c zk a . T o też schronili się tu s ta rc y i k a le k i, a lir- n fe m azo w ieck i u k lą k ł pod k rzy żem i b ła g a u k r z y ­ żo w an ego o zw y c ię ztw o dla słusznej sp ra w y . D zieci i n ie w ia sty o to c z y ły go, a z ust ich p ły n ie pieśń :

„ K t o się w op iekę podda P an u sw e m u '1,

T y lk o sta ry kon fed erat b a rsk i p a trz y w stronę arm at ro syjsk ich i żal mu serce ściska, że o k u li nie może pójść tam, g d zie o jczyzn a siln y ch p o trz e ­ buje ram ion.

Z te g o różn ego epizodu p rzech od zi w zro k w i ­ dza na g'rupę jeń có w ro syjsk ich , p ojm an ych p rz e z k a w a le rz y s tó w p olsk ich . Choć ran n y, za cisk a z w ś c ie ­ k ło ś c i p ięście ro sy jsk i p u łk o w n ik M uranów ; c h re s ty , może na polskiej ziem i zd o b yte, zdobią p ie rś je g o , a dzisiaj ta k a hańba g o sp o tyk a. U w ija się i harcuje k a w a le r y a n arodow a z kozakam i c zu g iw sk ie m i.

U ciekają oni z pod cię ć n aszych k a w a le r z y s tó w na rączy ch kon iach, ale atam ana ich c h w y ta ją i s z ta n ­ dar p ra w o sła w n y już w rąkach p o lsk ich . W tem ja k czarna chm ura nadjeżdża w p e łn ym b ie g u szw a d ro n sm oleńskich dragonów . W id z i to rot nisŁ/z Z br/o ;v3ki

(6)

i k aże trą b ić na Łipel. C zy nie zapóźno? P ie rw sze s z e re g i tej k a w a łe r y i, je ś li nie um kną, zostaną zni­

szczone. Ż al d zieln ych to w a rzy szó w i d ziarsk ich p o czto w y ch .

P om oc m ają w p ra w d zie w ty ch od d ziałach p ie ­ ch o ty, k tó re ogniem plu ton ow ym prażą nadjeżdża­

ją c y ch d rago n ó w i w b a te ry i U ziem ierzyckiej. której k a rta cz e p ękają, m ięd zy d rago n ią ro syjsk ą , ale ty m ­ czasem. n ow e o d d ziały, prow adzon e przez g e n e ra ła K ach m an o w a, w ych o d zą z lasó w R a c ła w ic k ic h ,

Już n acierają b a gn etam i m uszkieterzy ro sy jsc y , a le b atalio n W o d z ic k ie g o pod dow ództw em m ajora L u k k e . z d o b y w szy kęp k ę, g ó ru ją ca nad n ie p rz y ja ­ cielem , d zieln y im sta w ia opór. P ę k a ją g ra n a ty rę ­ czne, a ty ra lje r k a p o lsk ich strzelcó w daje w y b o rn y suk urs naszym . C eln e ich s trz a ły g o d zą w w y d o b y ­ w a ją cy ch się z w ąw ozu h uzarów w o ro n eck ich i w te w ch od zące powózlci, k tó re się tło czą , w p aro w ie.

P a ró w za p ełn ia się ran n ym i i trupam i. W sp in a ją się konie, r w ą c uprzęże. T rza sk a ją k o ła p rzo d k ó w airmatnich. Z g ie łk , śc isk i p a n ik a w tym w ąw o zie straszna.

D arem nie p ow strzym u je baszkir, w y s ła n y przez T o r m asow a u ch od zących . N a łeb, i szyję staczają się oni do w ąw ozu , i zda się. że w k ró tc e p o d ąży za nim i sam T orm asow , mimo lic zn y c h zastępów je g r ó w i g re n a d y e ró w . P o w ró c ił w ró g na g ó rę K o ś c ie - jo w sk ą, z której niedaw no zszedł, a u cieczk ę u sp ra ­ w ie d liw ił T orm asow listem do Ilgestróm a.

„N o s g ren ad ieres sont d’e x c e lle n ts sold ats, m ais comm e ils ne sont pas habitu es a se b a ttre a v e c de la can aille arm ee de. fauches ils de cam p eren t en jon ch an t le cham p de b a taille de leu rs sacs et de

leurs fu sils“ .

(G ren ad yer?y n asi są d o sk o n a łym i żołn ierzam i, ale nie p rzy zw y c za je n i do w alczen ia z h ołotą, uzbro­

jon ą w k o sy , u m y k a li z pola b itw y , rzu cając k a r a ­ bin i patróntasze). —

M y śl w yk o n a n ia pan oram y p o w zią ł Jan S ty k a z koń cem r 1892. W sty czn iu r. ub. za w ią z a ł się kom itet pod p rzew o d n ictw em prof. K u b ali, k tó ry za ją ł się u rzeczyw istn ien iem projektu.

W czasie, g d y a rch ite k t L u d w ik R a m u łt w y ­ k o ń c z y ł b u d yn e k p a n o r a m y — s tu d y o w a li: W o jc ie ch K o s s a k i Jan S t y k a teren b itw y i m alo w ali szkice, b ęd ące dziś w ła sn o ścią k s. A . S a p ie h y ,

W lip cu r. ub. zaczęto n a c ią g a ć płótno, m ające 15 m etrów w y so k o śc i a 12 m. o b w o d u ; spotrze- bow ano 750 k ilo g r. b iałej fa rb y na za gru n to w an ie p łótna.

C zęść w sp a n ia łe g o obrazu, obejm ującą zd o b ycie arm at p rzez ch ło p ó w aż do b a te ry i w D zie m ie rz y c a c h w łą czn ie z p o stacią K o ś c iu s zk i, m alo w ał Jan S ty k a , zaś sztab K o ś c iu s zk i i je g o kon ia, jalcoteż i d ru gą stron ę obrazu — W o jc ie c h K o ssa k , lw ó r c a m i pejzażu są : L u d w ik B o lle r i T ad eu sz P o p ie l.

Z W Ę D R Ó W K I PO W Y ST A W O ;.

1.

W c h o d z im y g łó w n ą , tryu m faln ą bram ą w a v e - n u e w y s ta w o w e ze szczerym zam iarem dokładn ej iu stra cy i ro zrzu co n ych na p rzestrzen i 50 h ektaró w p a w ilo n ó w .

A le od czego ro z p o c z ą ć ?

Z m y sło w i w zro k u n asuw a się w sz y s tk o i w szy ­ stko o g a rn ia u m ysł. A le s ło w o nie u ch w y c i n ig d y

lotnej m yśli, co w jednej ch w ili p rze b ie g a m ii t y ­ siące, ś w ia ty u k ry te , lub się ich dom yśla.

Z d ajem y sobie sp raw ę z m iłego w ra że n ia ,k tó re nam m ó w i: te gm ach y, to w y ra z n ajlep szej c zą stk i tego, co ż y c ie stw arza, co m yśl snuje a rę ce w y ­ k o n ać zdoine.

W isto cie i dla tej tre ści ż y c ia la t w ielu , dla p o kazan ia ich w zn iesion o te budow le.

O to przed nami p o w a g ą , ciszą i tajem n iczością n ęcące M a u z o l e u m M a t e j k i . H o łd . to ż y w y c h o d d an y w ie c zn ie żyw ej, bo gen ialn ej m yśli. Ś c ia n y teg o mauzoleum u k ry w a ją w szy stk o , co roił, m y śla ł i c z y n ił M istrz w szy stk o , co n arod ow i p ię k n e g o i w z n io s łe g o zo sta w ił. Jest na co patrzeć, je st się nad czem zam yśleć. T o jed en z tych , k tó ry n ig d y nie c h cia ł p odsu n ąć narod ow i ujem nej m yśli, to M istrz, k tó ry każdem p o cią g n ię cie m sw e g o p ęd zla w o ła ł do narodu, ja k przed 1-ity w ieszcz narodu :

„ T y nie szukaj w ojcach w in y ! " A je ż li ją znajdziesz, umiej po sy n o w sk u p rzeb a czyć. A jeżli znajdziesz cn o tę — n iech się ona przez cieb ie p o w ­ tó rzy czyn em n ow ym , stosow n ym do czasu, zrozu­

m iałym dla w sp ó łcze sn ych .

D zieje w sp ó łcze sn e p rzy n io sły nam, ja k o osta­

tni w yra z lu d zkości, żądanie p ra c y w e w sz y stk ic h dziedzinach. Id źm yż do p r z y b y tk u p ra c y , do p a w i­

lonu m iasta L w o w a . W dzięczna ta, u śm iech ającą się bud ow a, w zn iesion a w zorem b u d y n k ó w 'w o ln y c h s y ­ n ów H e lw e c y i — za w iera przed m ioty c a łe g o z a k re ­ su p r a c y adm in istracyjn ej, go sp o d arskiej i b u d o w la ­ nej m iasta. K o m u nie obojętn e stosu n ki zd row otn ości

— tutaj .Znajdzie ich p la sty czn e p rzed staw ien ie. K t o ch ce m ieć p rze g lą d szyb k i k o m u n ik acyj m iasta, ź ró d e ł w o d y, m ajątku g m in y — w szystkcr to zn aj­

dzie w tym p aw ilo n ie.

N ieo p o d a l o ryg in a ln o ścią stru k fu ry u derza p aw ilo n n ie w ie lk i b row arów O k o c i m s k i c h i p rzen osi nas w ja k ie ś c z a s y daw n iejsze. P racow ał nad nim zn an y a rch ite k t k ra k o w s k i i o d n o w icie l S u ­ kien n ic p. P r y l i ń s l c i , a p r a c a ta z a sz c z y t mu p rzyn osi. P ełn e p ro sto ty a e le g a n c k ie w ew n ętrzn e urządzenie, je s t w harmwnii z szatą zew nętrzną.

W sali chłodnej i w y so k ie j, w g łę b i, w niszy oś\.ie- tlonej z g ó r y — w id n ieje obraz d ek o racyjn y, p rze d ­ sta w ia ją c y w zo ro w e g o sp o d a rstw o b ro w a ró w O k o ­ cim ia. W hali urządzono i sp rzed aż p iw a na szk la n k i

— n aw iasem m ów iąc, napoju, k tó ry nie potrzebuje re k la m y .

A le urządzenie to w arte w iele — nie stroną m ateryaln ą, lecz m oralną. O to na ta b lic z c e jaśn ieje n apis : C z y s ty z y s k z ro zp rze d a ży -p rze zn a e zo n y na cele w y s ta w y . O b y w a te ls k ie to w całem znaczeniu sło w a zrozum ienie zadania W y s t a w y . P roducen t nie u b ie g a się o zysk i, k tó re b y m ó g ł ch w ilo w o zebrać, ale, ja k b y ć pow inno, o uznanie, k tó re zbierze n ie­

w ą tp liw ie w całej pełn i. A le , ale — b a g a te lk a j e ­ szcze, k tó ra jed n a k ś w ia d c z y o ch ęci sprawienia, o d w ied za ją cym p rzyjem n ości. O.to na dużej ta b lic y dużem i literam i, podano pop ularn y w y k ła d fab ry- k a c y i p iw a w O kocim iu . Jest to p o n iekąd s ta w ie ­ niem się p od ja w n ą kon trolę.

V is a v is O k o cim sk ie g o znajduje się n ajw ię­

k s z y , n ajo k azalszy rozm iaram i (6.000 m. Q obszaru) p aw ilo n p rze m y sło w y . H alę tę, obejm ującą najroz­

m aitsze o k a z y n aszego w ie lk ie g o , m ałego p rze m y ­ słu i rę k o d zie ł zdobi p ię k n y tym p an on (sym b o lizu ­ ją c y pracę), p ęd zla T ad eu sza P o p ie la .

(7)

M Y Ś L 7

G d y w ejd ziesz g łó w n ą bram ą do olbrzym iej . h ali u d erzy C ię p rzed ew szystlciem p a w ilo n cesarsk i pód baldach im em , k ą p ią c y m się w adam aszkach

i bordiurach. N a środ ku tron, słu p y zaś paw ilo n u p o d p ierają r y c e rz e , z a k u c i w zbroję. D e k o r a c y a p rz e - p ięk n a te g o p aw ilo n u — to w y łą c z n e d zieło i Za­

s łu g a prof. T ad eu sza R y b k o w s k ie g o .

W dzisiejszym p rzeg ląd zie h ali nie zam ierzam y w y c z e r p a ć m ateryału sp ra w o z d a w c z e g o , ja k i ona nam nasuw a, w ró cim y do niej je szc ze k ilk a k ro tn ie , o b ecn ie zaś zanotujem y je d y n ie p ierw sze odniesione w ra żen ia oraz ty ch w y s ta w c ó w , k tó ry c h okazom m ieliśm y sposobn ość bliżej się p rzyjrzeć.

A w ię c zaraz po lew ej ręce paw ilonu cesar­

s k ie g o n ę ci żąd n ych p a ch n id eł i k o s m e ty k ó w p ię ­ k n ie zb u d o w an y, w arom atach k ą p ią c y się k io s k znanej i uznanej fa b ry k i p. J an a I h n a t o w i c z a . P . Ih n ato w icz nie szczęd zi zw ied zają cy m w yp ró b o - w an ia sw o ich w y ro b ó w — uprzejm a panna k a żd ego obdarza k rop lam i p erfu m y lw o w sk ie j.

O p o d a l zatrzym u jem y się p rzed kio sk ie m zn a­

nej za szczytn ie firm y ju b ile rsk ie j i z e g a rm istrz o w ­ skiej p. J u l i a n a D ą b r o w s k i e g o . O b o k b r y ­ lan tów lśn ią cych , w id zim y tu w y r o b y w ła sn e id. D.

p am iątkow o-n arod ow e, ja k a g ra fy , m edaljony, szpin- k i. p ierścio n k i, za leca ją će się gu stem i w y tw o r- nością.

— P rzech o d zą c do p ra w e g o sk rzy d ła , stajem y p rzed im pon ującym sw y m u kład em p iram id aln ym k io sk ie m p. B a c z e w s k ie g o , k tó re g o lik ie r y i rozo- ' lis y nie p otrzebu ją już żadnej rek lam y.

B ard zo b o g a to za p rezen to w a ł się nam K r a k ó w w, tej hali.

A w ię c znana firm a A . B e r n a c k i e g o w y ­ s ta w iła w sp a n ia ły , bard zo k o szto w n y strój k r a k o w ­ sk i, na k t ó r y zw ra c a ł u w a g ę A r c . K a r o l L u d w ik , nie szczęd ząc mu słó w p o c h w a ły .

D a le j: B iasio n i K n a p iń s k i za p rezen to w ali sw e ty lo k ro tn ie d yp lom ow an e, a w ię c niezaw od n ie b a r ­ dzo dobre o k a zy narzędzi ch iru rg iczn y c h i b an d aży ortopedyczn3rch, ,k tó re to p rzed m io ty do ta k n ied a ­ w n a m u siały U n iw e r s y te ty sp ro w ad zać z z a g ra n ic y i słono je op łacać.

Z w raca ją nie mniej u w a g ę p ow szech n ą w y r o b y : sto la rsk ie p. L u d w i k a S t a s i ń s k i e g o , ta p ice r - s k ie p. S tefan a I g l i c k i e g o , fab ryczn o -sto larsk ie, n iezm iernie o ryg in a ln e, p. K a r o la O t t o . N astęp n ie św ietn ie w y trzy m u ją ce k o n k u re n cyę z zagran iczn em i

— p o w o zy p. M e i z n e r a; w y r o b y p la tero w an e za ­ szczy tn ie znanej firm y: J a k u b o w s k i i J a r a ; efek to w n e p rzed m io ty ślu sarskie p. K . U z n a ń - s k i e g o ; fo rtep ia n y o doskon ałym ton ie p. D r o z ­ d o w s k i e g o , w y r o b y m łodej, św ietn ie ro zw ijają ­ cej się fa b r y k i k ra k o w sk ie j z a p a łe k i ch em ikaliów p. D ra S z u j s k i e g o oraz znakom ite obuw ie p.

W e r n e r a .

Jedna z n a jw ię k szy ch w kraju , znana i po za je g o g ra n ica m i fa b r y k a żelaza i m aszyn L . Z i e l e ­ n i e w s k i e g o w y b u d o w a ła sob ie o d d zieln y, du żych rozm iarów paw ilon, (obok h ali m aszyn), sąsiad u jący z p ięk n ym i elegan ckim paw ilonem p ierw szej w kraju fa b r y k i tu te k p. S . W . N iem o jo w sk iego .

W olbrzym iej, żelaznej k o n stru k c y i h ali m aszyn znajdujem y w y r o b y k o le i p ań stw ow ej, k ilk u firm z B ia ły , znanej poznańskiej f a b r y k i : R a m o c k i i U r b a ń s k i o rk z n a jb o g a ts z y (bo czę ścio w o i w p aw ilo n ach n a fto w y c h rozm ieszczon y) d zia ł w y r o ­ bów' za szczytn ie znanej fa b r y k i w a g o n ó w i n arzęd zi

w ie r tn ic z y c h : K a z. L i p i ń s k i e g o w S an o ku i Z agó rzu .

S z c z e g ó ło w y p rze g lą d i opis hali m aszynow ej oraz p a w ilo n ó w n afto w ych o d k ła d a m y dla b rak u m iejsca do n astęp n eg o numeru.

* • :ic

*

P a w ilo n o w i d zien n ik arskiem u należałab}^ się m oże w cze śn ie jsza ocen a i w zm ianka, ale c h y b a jeno h o n o r i s c a u s a . Z a w a rto ść te g o paw ilon u, t. j.

w y s ta w y p rzew ażn ie k s ię g a r s k ie i in tro lig a to rsk ie nie z w ra ca ją na siebie baczniejszej u w ag i, zw ła szcza że je mniej w ięcej w ty c h rozm iarach o g ią d a ć można zaw sze na w y sta w a c h sk le p o w y c h .

P aw ilo n p ra sy nasuw a nam je szcze sporo u w ag, k tó re ro zw in iem y w n astęp n ych num erach obszer­

niej I gru n to w n iej, dziś p ra g n ę lib y śm y je szcze zw ró ­ c ić u w a g ę c zyte ln ik a na p ew n ą k o le k c y ę , um iesz­

czon ą na p ierw szem p iętrze n aszego paw ilonu, nad k tó rą nie w ie d zie ć d la czeg o , przeszli n iek tó rzy re fe ­ re n ci do p o rząd ku dzienn ego. Jest to b o gata, w ie lk ie j a rty sty czn e j m iary i sub teln ego w yk o n a n ia k o le k c y a fo to g r a fii armatora hr. ,B e n e d y k t a T y sz- k i e w i c z a, k t ó r y am atorstw o sw e po 12 latach p r a c y w zn ió sł na w y ż y n y p raw d ziw ej sztuki. F o to - gra fiie te to istne cack a, za ch w yca ją ce nieskoń czen ie trafn em u pozow aniem fig u r i rzadko- sp o tyk an ą pre- c y z y ą w n a jd ro b n iejszych sz cze g ó lik a ch .

A r c y k s ią ż e z w ró c ił też sp e cy a ln ą u w a g ę n a ta - k ie fotogTafie — ob razy, ja k „ B ib lio te k a J ag ielo ń sk a w K r a k o w ie 11-(zew n ątrz i w ew n ątrz) „P rz e p ła w b y ­ d ła przez r z e k ę 11 oraz p o rtre ty skoń czon e A k s e n - to w icza , K e j chana, W ł. M ick iew icza, K o c h a n o w ­ sk ie g o , j,Joasi11 (ze sztuk i H a u p tm a n a : „H a n n e le '1) oraz b o h a te rk i dram atu S ard o u : „M ad am e san s gfene11.

P ra g n ę lib y ś m y je szcze zajrzeć do p aw ilo n u rad y szkoln ej i k r z e s z o w ic k ie g o , ale s ił nam już b rak ło , w ię c ro zgląd am y się po aren ie, g d z ie b y się tu p o ­ silić, c z y u W ażn ego, k tó ry z a le c a się, bo daje rz e ­ c z y dobre a n ied ro g ie, c z y w jed yn ej p o lsk iej re- sta u ra cy i B a c z y ń sk ie g o , c z y w reszcie u S zk o w ro n a , z łą c z o n e g o z Jan k ow sk im .

T rz e b a b ęd zie z k o lei ka żd em u z ło ż y ć w izy tę.

P erm an cn tkow ics.

PAW ILON SZTUKI.

1.

M iejsca tu i p o w ietrza d o syć, św ia tła bardzo w ie le a um iejętn e i p ra w d ziw ie a rty sty czn e um ie­

szczen ie ob razó w w p o łączen iu z o d p ow ied n ią de- k o r a c y ą — n adaje salon ow i naszej S z tu k i w sp ó ł­

czesn ej ch ara k ter n iezap rzeczen ie w ie lk ie j i pow ażn ie trak to w an ej w y s t a w y ; je s t ona za d a w a ln ia ją cą pd k a żd ym w zględ em , bo p ra w ie z k a żd e g o d zieła tr y ­ s k a m yśl g łę b s z a i p o w a ż n ie js z a — w k a żd ym obrazie znać p ew n ą in d yw id u aln o ść i tw ó rczo ść - w sz y stk o zaś razem je st tem w ięcej p ocieszające, że p o ró ­ w n ując w y s ta w ę naszą szu k i w sp ó łcze sn ej z w y s t a ­ w am i, ja k ie m ia ły m iejsce w tym ro k u w W iedniu, M onachium i salonie p a ry zk im — w id zim y na na­

szej o w iele w ięcej m yśli i tw ó rczo ści a rty sty cz n e j,

(8)

k tó rej b rak bard zo się czuć d a w a ł na inn ych w y ­ sta w a ch .

Po tej p o cieszającej u w ad ze p rzejd źm y i ro z­

p atrzm y b liżej d zieła n a szych m alarzy.

R o d za jo w e m alarstw o p rze w a ża na naszej w y ­ sta w ie i n iew ą tp liw ie p ie rw sze m iejsce n ależy się J. Brand tow i, k tó re g o w ięk szych rozm iarów obraz

„M o d litw a w o b o zie " je st p ra w ie skończonem d z ie ­ łem sztu k i, ta k pod w zględ em rysu n ku ja k i k o lo ­ rytu . — A n n y B i L iń skiej: P o l i t y k n eleży nieza- p rzeczen ie do n a jle p szych d zieł tej n ieo d żało w an ej i ta k w cześn ie z g a s łe j g w ia z d y naszej w sp ółczesn ej sztuki. P yszn e są o b razy F a ła ta ja k i C h ełm o ń sk iego , któ rym nie ustępują w cale d zie ła W ie ru sza K o w a l­

sk ie g o ; mniej za d o w aln ia nas m ały o b ra ze k S ie m i­

ra d zk ie g o . G ie ry m sk ie g o obraz „N a d W is łą “ — je st trochę za sz ty w n y — o b o k bardzo u danego k o lo rytu .

D o b rze n a ryso w a n y je s t obraz Z. A jd u k ie w ic z a :

„P ie rw s i u cie k in ie rzy*' brak mu je d n a k s iły w k o lo ­ ry c ie ; natom iast z w ie lk ą b raw u rą nam alow an y je st obraz W o d z in o w s k ie g o : „D on Juan w ie js k i11 — tę sam ą w erw ę i śm iałe a p ew n e tra k to w a n ie p o siad ają o b razy: S ta s ia k a i S z y m a n o w sk ie g o , w sp osob ie w y ­ ko ń czen ia p rze w y ż sz a ją je je d n a k o b ra zy T . P o p ie la ,,Po gradzie'1, KozakiewieZ'i, K a rcili, Wodzińskiego, Kruszewskiego, Rosena, Muszyńskiego i M adejskiej.

P ię k n y je st o b razek E ism onda , , W chacie“ ta k pod w zględ em w y k o ń c ze n ia ja k i k o lo ry tu — j a k rów n ież dw a o b razk i R y b k o w skiego : „ T a r g w B ieczu 1' i O dpu st na K a lw a r y i Z e b rzyd o w sk ie j", któ re mimo m in iatu ­ row ej ro b o ty r - nie tra cą n ic mi o g ó ln ym u k ład zie i p e rsp e k ty w ie .

D w a ro d zajow e o b razy K a c z o r a B a t o r s k ie g o oraz G ro ch o lsk ie g o . D a cz y ń sk ie g o i S zern eran ależą do n a lep szych p ra c tych a rtystó w .

W o góle m alarstw o ro d zajo w e odnosi tryum f;

w k a żd y m obrazie znać m yśl, k tó rą a rtysta p o w zią ł i u rze czy w istn ił, niema w ty c h obrazach banalności, a ch oć w szy sc y m alują w ośw ietlen iu pełn em , to je d n a k nie w id zim y w ty ch obrazach — je sz c z e tej skrajn ej d rogi, k tó ra w P a r y ż u , M onachium — i w o g ó le za g ra n icą — w iele ta le n tó w w p ro w a d ziła na bezdroża. M ów ię o tych , k tó rz y m alują nie to, co w id zą w naturze — ty lk o to, co ch cą w id zieć i ka żą d rugim w to w ie rzy ć, że ta k się natura p rzed staw ia.

Z ko lei i)o m alarstw ie rodzajow em , p rze ch o ­ dzim y do oo razó w rod zajow o h isto ry c zn y c h i o b ra ­ zó w rodzajow o sym b o liczn y ch .

K o ta r b iń s k ie g o w ie lk ie d w a p łó tn a zd rad zają w ie lk i talen t i w ie lk ą fan tazy ę a rty s ty . S iln ie jsze je d n a k w rażen ie w y w ie ra ją o b razy S z e re sz e w s k ie g o

„ S c e n y z S y b ir u " , n ajbardziej zaś d zia ła na k ażd ego :

„ D r o g a na S y b ir " P ru sz k o w sk ie g o . A rty s ta w la ł ty le p o e z y i i ty le p ra w d y w sw o je dzieło, że zn aw ca i n iezn aw ea zrozum ie w sz y s tk o odrazu.

P iękn e a le g o ry c z n e płótno n a d e sła ł Gerson, n ie mniej do d o b ry ch n a leży zn an y już nam obraz S cyk i: „ S p o tk a n ie ".

W e rw ę i p ię k n y k o lo r y t p o siad a obraz W . K o s s a k a , n atom iast obraz P a w lis z a k a nie doch od zi clo tej s iły ko lo rytu , ja k a cechuje te g o artystę . —

P ozostają nam je sz c z e : p o rtrety, a k w a re le , ry su n k i i rzeźb y.

D z ia ł p ortretów na obecnej w y s ta w ie je st ta k w ie lk i, ta k u rozm aicony różną tech n iką i tr a k to w a ­ niem , że osobne u w a g i p o św ięcim y tym działom m alarstw a n aszego , p rzyzn ać je d n a k m usim y, że

m alarstw o p o rtreto w e trzym a p rym nie ty lk o u nas ale i zagran icą, że je ż e li nie stoi ono w yżej, to w każd ym razie p ew n ie na ró w n i z_riajznakomit- szem i d ziełam i o b c y c h m istrzów .

(Dalszy ciąg nastąpi).

su

p r z e z

E rn e s ta S au d eta.

Niedzielny, letni dzionek pogodny jest i ciepły.

Słońce przygrzew a mocno, bo jest to już koło jed e­

nastej rano, w gorących jego blaskach kąpie się mały cm entarzyk, który po za małym wiejskim kościółkiem ciągnie się długim szeregiem ukwieconych w zorków i mogił, bujną zielonością pokrytych. Na niektórych grobach bielą się dwie płyty kamienne, na innych znów wznosi się prosty krzyż czarny, lub kamienny pomnik do pół zwalony, mchem i pleśnią starości pokryty.

Na ókół krzyżów i nagrobków bujna i gęsta trawa chwieje się za najlżejszym w ietrzyka podmuchem ; silny zapach lewandy i bukszpanu napełniając powietrze, roztacza się daleko, aż po za mury smutnego ogrodu umarłych i łączy się z wonią lasów sosnowych, które z południowej slrony ocieniają wioskę i cmentarz.

Zarówno na wsi jak i na cmentarzu panuje cisza, ta głęboka cisza odludnych ustroni, w której każdy odgłos budzi kilkakrotne echa. Kiedy niekiedy pianie koguta lub beczenie jagnięcia przeryw a ten niczem niezm ączony spokój i łą czy się z odgłosem pobożnych śpiew ów i dźwiękam i starych, zepsutych organów, które przez otwarte drzwi kościółka słyszeć się dają.

Pośród nagrobkowych kamieni, prawie ukryty w wysokiej trawie, leży m wznak ..człowiek z rękami skrzyżowanem i pod głową.

Tw arz jego ociem niąją skrzydła kapelusza, który niegdyś pilśniowy i szary, dziś pozbawiony koloru i kztałtu, pełen jest dziur i plam od . deszczu i kurzu.

Reszta ubrania, tak, jak i kapelusz, dają św ia­

dectwo lepszego bytu \\\ przeszłości, ale czas zużył je, zniszczył, zbrudził, zamieni.1 w gałgany.

Z dziurawego, zakurzonego i przydeptanego obu­

wia widać gołe nogi.

O ileż spuszczane na twarz skrzydła kapelusza pozw alają widzieć jego rysy, zauw ażyć można, że po­

mimo zm arszczek i siw iejących już w łosów, nie był jeszcze starcem.

A le cierpienie głębsze w yciska piętno i szkodli- wszem jest, jak wiek dla ludzkiego eiała, więc i ten człow iek musiał doznać wiele nieszczęść i gorż- kich zawodów, bo wszystko w nim aż do jego snu niespokojnego, św iadczy o ciężkiej walce z życiem, z której w yszedł zw yciężony.

Teraz on śpi — śpi snem ciężkim i nerwowym, który w strząsa biedne jego, zm ęczone ciało, jakby pa~

mięć bolesnych doświadczeń życia, nie opuszczała go nawet we śnie i nie dozw oliła nigdzie znaleść- schro­

nienia i prawdziwego spoczynku. Pierś jego podnosi się od czasu do czasu ciężkiem westchnieniem, usta jakby pod natręctwem snów przykrych wydają ciche jęki i niew yraźne szepty, ale nikt nie ich słyszy.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wystawienie pierwszej premiery w ubiegły czwartek nie powiodło się zupełnie — to jest nie mówimy tu o grze artystów, tylko o samej sztuce (»Minowskim«),

To też przyjm owano m esyaniczne utw ory polskich poetów i filozofów po części z uznaniem, po części w milczeniu, nie w daw ając się wiele w krytykę idei,

Siem aszko-

„Myśli we wszystkich kierunkach, ażeby pismo nasze stać się mogło, wzorem zagranicznych organów, — znakomitym przeglądem literatury, sztuk pięknych i życia

Podnosimy przytem wyraźnie, źe, jak to ze samego celu Zjazdu wynika, zależy nam w równej mierze tak na licznym udziale mężów teoretycznie gospodarstwem krajo-

Do nadzwyczajności ale dodatnich zaliczam także orędzia naszych codziennych pism do narodu, z których do- dowiadujemy się, że tradycyjny zwyczaj reklamowania w

Ciekawe jest, że „Słowo" broniąc władz bezpieczeństwa uzasadniało słuszność wydania Łukszy między in- nemi tern, że jest to krok, który może przyczynić

lazczej lub konstrukcyjnej pracy, bo mu na drodze staną kartele i kryzys, a jeśli nawet uda mu się ulepszyć lub wydajniej zorganizować technikę pracy, to