Lwów, 19. (zamiast 15.) llpca 1894.
Wychodzi 1-go i 15-go każdego miesiąca.
Prenumerata wynosi tre L w ow ie:
— ct.
B ocznie . . Półrocznie . K w artalnie .
6 złr.
3 „
1
Z a odnoszenie do domu dopłaca się miesięcznie 5 cł.
t a e r pojedynczy kosztuje 25 c i
R ękopisów drobnych nie zw raca się Listów n ie o p ła c o n y c ti Rada-
kcya nie przyjmuje.
1Y. Rok istnienia.
Prenumerata na prowincyi i w całej A ustr o-W ęgierskiej
m onarchii w ynosi.
Rocznie . K w artalnie
6 złr. 50 ct.
1 „ 65 „
DWUTYGODNIK
i j T E K f t e K o - s f o & z e z t f r
w N iem czech: rocznie 14 m arek półrocznie 7 m. k w a rta ln ie 3 50.
W e Francyi:
R ocznie 16 fr.— k w artaln ie 4 fr.
O głoszenia i reklam y p rzy j
m uje A dm iuistracya , Myśli" po 10 ct. za w iersz petitem lub jego m iejsce za pierw szy raz, a po 5 ct. za następny.
l i i i i i l i i i i i i i i l i i i i i i l i i i i i i i i J i i i i i i i i i i i i i i l i i i l i l i i l l l i l i i i i i i i i i i l i i l i i i i i l i i l i
R e d ik c y a i A Im inistracya we LwJ łie p.riy ul Kościuszki 1. 6 g lzie też u p ra sz a się o n a d sy ła n ie w szelkich przekazów i pism . — P re n u m e ra tę przyjm ują rów nież w : Lw iw i! w ^ y sU ie kslęg.irnie. — W K r a k o w i e : k się g a rn ie : G ebetnera 1 Spółki, Spótki w ydaw ni
czej, ZtTOlLńsriego i S p iłk i i J . A. Kc>.y/. w ow siiego. — W P o z n a n i a : księgarnia C ybulskiego. — N um era p;.j® lyncze do nabycia we L w o w i e w biurach d /,ien n ik ó v : Plohna i Olszewskiego oraz w kioskach na wystawie.
M M M M M I M M I M ! T T T T T T T T I T T T T T T T TTTTTTTT T T T T T TT T T T TT T T T TT T T TT T T T
Ż Y C Z E N I E .
a l e . . Owóź jutro — pojutrze, zejdzie się nas wielu:
No, i jeden drugiemu p o w ie: „przyjacielu*. . . Dłoń mu pięknie uściśnie, zgrabnie się ukłoni . A radby go unurzać w jakiej mętnej toni.
Ludźmi jesteśmy, prawda, musi n a m być miło Gdy sie bratu koledze — nogę podstawiło, Wszystko to jest w porządku, niezaprzeczam . My, cośmy świat przerośli o jakie dw a cale, My, w których tkwi anielsko-niebiańska istota, Moglibyśmy, w przyjaźni mniej używ ać błota.
Nie powiadam by błoto było wykluczone,
Tak dziecinny nie jestem ; . . . ale żart n a stronę P raw da jest jako tako rzeczą dość przystojną, A miłością się dalej zajedzie niż wojną!
Kto wie, czy świat w znaczniejszej nie m ia łb y nas cenie, I czyby nie mniej miały dziur nasze kieszenie,
Co tak znów głupiem nie jest. A więc bracia mili, Dajmy sobie w jutrzejszej, uroczystej chwili,
Słowo, że serca nasze będą miłościwe.
A więc — słowo honoru — lecz takie . . . prawdziwe.
M . Bodoć.
Zjazd nasz a nasze sprawy.
A r t y k u ł ten w y jd zie z druku rów n ocześn ie z otw arciem d r u g ie g o k o n g re su lite ra tó w i dzienni
k a r z y polskich. Już w ię c nie pora w d a w a ć się w S zczegółow e ro zp a try w a n ie k w e s t y i , c z y i o iJe p r o g ra m tegoroczn ego zjazdu o d p o w iad a istotnym je g o celom, tudzież potrzebom p iśm ien n iczego u nas o g ó łu: nie p o r a już na k r y t y k ę i zarzuty, nie w takiej
też in te n cy i g ł o s zabieram. O w sze m o r g a n iz a c y a zjazdu p rze p ro w ad zo n a przez lw o w s k i e K oło l it e r a c k o -a rt y s ty cz n e zasługu je z w ie lu w z g l ę d ó w na szczere uznanie, j a k o ś ć z a p e w n io n y c h u c z e s t n i k ó w k o n g r e s u chlu bn ie ś w ia d c z y o staran iach i z a b ie g a c h zja zd o w eg o kom itetu a w y d a n y zb iór r e fe r a tó w i p ie rw s z a b ibliografia naszej lite r a tu ry lu d o w ej z o statn iego 50-lecia dow od zą p o w a ż n e g o tr a k to w a n ia s p r a w y i zostaną trw a łą p a m ią tk ą całej tej a k c y i .
W e w sp o m n ia n y m p r o g r a m ie atoli derza na p ie r w s z y rzut o k a je d n a luka, jed en b r a k n i na n ie
2 M Y Ś L
g o właśnie, c h c e m y zw ró c ić u w a g ę sfer in tereso w a n y c h , g d y ż w d a n ym k ie ru n k u zrobić coś d a ło b y się jeszcze, b y l e nie z a b r a k ło dobrej chęci i in icy- a t y w y . U d e rz a m ianow icie, iż pomim o pamięci o poruszeniu w ielu k w e s ty j n o w y c h przepomniano k i l k a s p ra w d a w n y ch , sta ry ch a między niemi sp ra w ę zleconą przez zjazd p o p rzed n i K o ł o m literackim w e L w o w i e i K r a k o w i e do z a ła tw ie n ia ; sp ra w ę syndykatów dziennikarskich, b ard zo w ażn ą coraz b a r
dziej aktualną, p ie k ą c ą . Jest ona, co p raw d a , za razem drażliw ą . . . ale od czegó ż w ła ś c iw ie — zjazdy?
N ie c h nam wolno będzie w y r a z ić sąd, że w łaśnie, im k w e s t y a z n a tu ry swojej „ d e lik a tn ie js z a ,“ tem w ięcej nadaje się do p rogram u d y s k u s y i ustnej; dy- s k u s y i na kon gresie, na zebran iu ludzi z najróżniej
sz yc h obozów . M e m a l w s z y s tk ie re feraty, objęte program em t e g o r o c z n e g o zjazdu m o gą zająć, p o u c z y ć i z czasem p rzyn ieść p e w ie n p o ż y t e k ; niemal w sz y s tk ie jed n ak to samo znaczenie i ten sam sku tek m o g ł y b y mieć w zw y k łe j, codziennej drodze p u b licy sty czn e j ; na om aw ianie p o d o b n y ch f z e c z y nie p o trzeba kon iecżn ie-zjazdów . W p r o s t przeciw n ie z ta k ą sp ra w ą j a k „ s y n d y k a t autorsko-honoro- w y , “ bo tu a rg u m e n ty im silniejsze i racy on al- niejsze, tem lepiej u k r y te zostać winne w naszem w ła sn e m gronie, winne p o zo stać w naszej w ia d o mości, naszej tajem nicy a temu publiczne r o z p is y w an ie się c h y b a n ie z b y t b y sp rzy ja ło . . . F ran cu z ma p rzy sło w ie , iż pew ne rzeczy robi się lecz o nich nie m ó w i ; można pow ied zieć, że są i takie rzeczy, k tó re się robi i o k t ó ry c h mówi, lecz o k t ó r y c h się nie pisze. Do nich, powtarzam, z a lic z y ć trzeba p ro je k to w a n e od lat j e d e n a s tu - s y n d y k a ty lite ra c k o - d zienn ik arskie, in sty tu cy ę , m ającą p rze d e w sz y s tk ię m z a p o b ie g a ć właśnie, b y ś m y sami o sobie nie pisali za- wiele, i za często, za nam iętnie i brutalnie, w sposób h ąń b ią c y n ie ty lk o w ro g ie jed n o stk i ale c a ł y zawód , c a ł y stan, do- k t ó re g o one n ależą . . . Celem s y n d y k a t ó w b y ł o b y p o ło ż y ć k res w yp a d k o m , na ja k ie n ie ste ty c ią g le jeszcze od czasu do czasu p a trzeć musimy, p o ło ż y ć k re s sk an d aliczn ym polem i
kom w s p ra w ach i z a ta r g a c h czy sto osobistych, czuw ać nad poszanowaniem zasad honoru i p r z y zw o ito ści przez ludzi c h c ą c y c h za d zien n ik arzy uchodzić ; słow em stać się w św iecie p rasy naszej podobnem ,do te g o czem dla p ra w n ik ó w , techników , rękod zieln ików , ro b o tn ik ó w itd. od d aw na są ich
W y d z i a ł y , Izby.
My- ty lk o nie t w o r z y m y dotąd żadnej korpo- racyi, my ty lk o , dzienikarze, n ib y . . . tw ó rcy , niby . . . reprezentanci, n ib y . . . k ie r o w n ic y opinii publicznej, nie m am y i nie znam y dotąd żad n y ch p r a w i o b o w ią z k ó w za w o d o w y c h , nie zd o b y liśm y się na orga- n iz a c y ę ż a d n ą ; m y ty lk o dziennikarze, n ib y to j a kieś tam . . . „ m o c a rstw o ", — nie stan o w im y dotąd żadnej p o z y c y i ani społecznej, ani to w a rzysk iej, w isim y, że tak powiem , w powietrzu, często l e k c e w ażen i; zawsze, co najwięcej, t o l e r o w a n i . . . Sm utn e to, lecz ta k je st a jest ta k z naszej własnej w in y*
raczej z n aszych w ła s n y c h win. Za jedną z nich, je d n ą z cięższych, uważam n ie d b a ło ść o u r z e c z y w istn ien ie myśli, k t ó r ą na k o n g re s ie k r a k o w s k im r. 1883, pp. P a r c z e w sk i, Piltz i D r. R o s e n b la t t po
dnieśli i uzasadnili a k t ó rą k o n gres tu uchwale urzą
dzenia syndykatów p r ze k a za ł zarządom g a l ic y j s k ic h K ó ł litera ck ich .
Czem u tej s p ra w y , w b re w o b o w iązko w i, do
prog'ramu zjazdu dzisiejszego, nie wprft w a d z o n o ? — roztrząsać tutaj nie chcę.
N a r e fe ra ty już zapóźno ; nic je d n a k nie prze
szkadza, b y kom itet zjazd o w y z w o ła ł najpow ażniej
s z y c h cz ło n k ó w k o n g re su na poufną naradę w po
w yższej k w e s ty i, celem pchnięcia jej choć o k r o k naprzód, po — le targ u jedynastoletnim . -
Tadeusz Zadurowiez.
Ze wspomnień o Teofilu Lenartowiczu.
n i . (0 rzeźbach lirnika.)
Z g ó r y z a zn a czy ć trzeba, iż rzeźby L e n a rt o w ic za szerzej są znane i wyżej cenione w e W ło s z e c h , niż u nas. U nas u w a ża sie je niemal za k a p r y s p o e ty ; tam za istotną sztukę, za ró w n o le g ły do poe- z y i prąd tw ó rczo ści je go . Za co je u w a ża ł sam p o e ta ? Czasem za jedno, a czasem za drugie,
„ A ch , ach, błog o sła w io n a zdolność zajęcia p a l
c ó w — p isa ł k ie d y ś do mnie, — bo ona daje w y p o c z y n e k duszy. L e k a r s t w o moje na n ic się ludziom nie p rzyda, ale mnie bardzo. Nie m o g ą c ż y ć w ś w ie cie rzeczyw istym , tw orzę więc inny i żyję w nim, j a k ów w y ś m ie w a n y ryc e rz smutnej tw arzy. P ró cz rzeźby n au czy łem się, a raczej przypom n iałem g r a ć na drumli i p r a k ty k u ją c tę m u zy kę skracam sobie zim ow e w ie c z o ry. “
B y ł y w ię c chwile, w k tó ry c h na rów n i p raw ie s ła w ia ł rzeźbę swoją, ze swojern graniem na drumli, a oboje to m iał za le k na tę sk liw e g'odziny i zm ę
czenie duszne.
Innym razie w sza k że c h w y t a ł za sw o je rzeźbiar
skie narzędzia w c h w ila c h podniecenia en ergii a r t y stycznej, rozbudzonej p o trzeby działania, p l a s t y czn ego uzewnętrznienia namiętnej żądzy ideału, to zn aczy w chwilach, któ re po w s z y s t k ie cz a s y u w a żane b y ł y za m omenty tw ó rcz y c h natchnień. Jeśli w ię c w t e d y im ał sie g li n y nie pióra, .to do w ó d że p e w n a sfera a s p ir a c y i je g o w taki ty lk o sposób za
spokojoną b y ć m o g ła ; że zatem ow o oddanie części sił rzeźbie, nie b y ło w L e n a rto w ic zu kap rysem , ale w y n ik ie m g łę b o k ic h , n ie p r z e p a r t y c k podniet.
P o d n ie t takich m ó g ł b y b y ć c a łe s z e r e g i; ja w sk a ż e z nich jednę.
O d w ielu już lat L en a rto w icz mało d ru k o w a ł z tego, co mu się p ieśn ią d o b y w a ło 7. duszy.
„ Ś p ie w a ł sam sobie" — p is a ł mi k ie d y ś z g o ryczą, bard zo zrozumiałą i bard zo dotkliw ą. — .P rz e sta łe m ' się liczyć, nie w y w ie r a m w p ł y w ó w ' 1 —•
p isa ł innym razem, ze smutkiem, k t ó ry ma bezna
dziejne dźwięki.
T o b y ł o p raw dą. Jego „ Ś m ie r ć S o k ra te s a * j e g o : „M efisto ” je g o „Jan III, K o ś c iu s zk o , w S zw aj- c a r y i * j e g o “ B r a n k a '1, p o z o s ta ły p raw ie że w cale nieznane.
— ,, G d y b y się te prace moje z a tu la ły do w as im ien ia autora nie s ta n o w iło b y k il k a strotek w ie r sza p o w tarza n e g o przez a rtys tk i z teatru . . . D ziś nie w ied zą n aw ot c z y żyję, a to do tego stopnia, że c z y t a j ą c n azw isk o za p y tu ją K u rje ra, cz^ L e n a rt o
M Y Ś L 3
w icz nie jest pseudonimem K o n d ra to w ic z a — s ic “
— sk a r ż y się po~ta w jed n ym ze sw o ich listów, j a k c z ło w ie k s k rz y w d zo n y i g łę b o k o k r z y w d ę s w ą czu
j m y - —
J ak na to zarad zić? Jak przem ów ić znów g ł o sem ż y w y m , budzącym echa, donośnym ? Jak znaleźć d rogę do serc d alek ich a drogich , j a k u koić p r a gn ie n ie p odziału myśli i uczuć, któ re umie b y ć tak n iezb y tem i ta k dojmującem, że najsilnieszych p r z e raża. Jed yn ą rad ą na to b y ł o stworzenie n o w e g o j ę z y k a do w ysło w ie n ia uczuć ty ch i myśli, s t w o rzenie n o w y ch znaków , n o w ego w y r a z u na życie duszy i na siły duszy. J ę z y k ie m tym i tym w y razem sta ła się dla L e n a rto w ic z a rzeźba.
O ko liczn o ści raczej, niż wybór, tę w łaśnie sztu
k ę ze w sz y stk ic h , p o d su n ęły o g ląd ającem u się za now ą formą tw órczości poecie. W e F lo r e n c y i p r z e b y w a ł p od ów czas W ik t o r Brod zki, — a mam ten s z c z e g ó ł od niego sam ego i on to p ie r w s z y p o k a za ł L e n a rto w ic zo w i, j a k się z g lin ą obchodzić należy.
Im obu zd aw ało się zrazu, że to r o z r y w k a t y l k o ; w p rę d ce je d n a k duch p o ety rzucił się j a k płomień w tę nową, otw artą sobie d ro g ę a rt y s ty cz n y c h k r e a c y i, a r o z r y w k a stała się u m iłow aną pracą. R a zem z poczuciem osiągn ięcia pewnej dosk onałości w kunszcie, p rzy s z ła fan tazya, rzeźw ość m yśli, rozm ach coś j a k b y d ru g a m łodość. W listach L e n a rt o w ic z a znajduję niejeden u r y w e k p ełen zapału, w s k r z e sz o nej w ia ry w siebie i rozbu d zon ych nadziei.
B y ł o to coś, j a k b y nowe życie, o w a : ,,V ita n u o va“ . — w ie lk ie g o F lo re n tczy k a , w której duch utęskniony znalazł też sobie sw o ją „ g e n tile don na'1 i z uniesieniem o d d a w a ł się r o zk o szy w n ik an ia w jej istotę. I nie dziw. P o e z y a p o d a w a ł a k ie lic h y cierp kie, g-orzkie. B y ła to b iesiad a sam otnika, k t ó r y p rzy stole swoim niema, n ik o go ko m u by r z e k ł :
„ W ręce twoje b racie!'- R z e ź b a u śm iechała się u ro k ie m plastycznej slcończoności, dla osiągn ięcia której t w ó r c a nie p otrzebow ał p ośred nictw a żadnego „ e d y t o r a 11 i której droga za g ó ry , za morza, na ściężaj b y ł a otw arta.
— „ W y p r a w ia m do W a r s z a w y — pisze m i L e n a rt o w ic z w jed n y m z listów — dwie moje m ałe figu rk i brązow e, k tó re c yze lu ją c o p asan y fartuchem , rę ce mam oliwą pomazane. Mali moi k o le d z y ( c h ł o paki z brązowni) k r ę c ą się k o ło mnie i to mi p r z y jem ność spraw ia. W sz y s tk o ma swój rytm ; i o b ra
canie k o ła i stukanie młotkiem, a f a b r y k a to także lutnia i to serio g a d a ją c a o p o e z y i p r a c y . E ’ viv a D io
A w in n y m :
— „S ie d zę po c a ł y c h dniach z garście*wosku w ręku, z k t ó re g o ulepiłem Danta, figurę j a k mi p o w ia d a ją W ł o c h y bardzo u d a n ą ; ja wiem, że l e p sza od w s z y s t k ic h moich poprzednich, przez c a ł y czas żyłem z ty m w ielk im w y g n a ń c e m i dużo mi n ao p o w iad ał.
W s łó w k u tem, rzuconem od niechcenia, u c h w y co n y je st szczęśliw ie c a ł y ch arak ter rzeźb L en arto- to w i c z a : opow iadają, mówią, są m ówiące. Jeśli n a z d o b y w a n ie techniki przez d łu g ie i mozolne studya, niezaw sze p o z w a la ła g o r ą c z k a tworzenia, jeżeli s ta w a ł temu na p rzeszk od zie i w ie k p o e ty i d w o is ty prąd je g o tw órczości, jeśli w rzeźbach j e g o nie dość się tłu m aczy j a k iś sz cz e g ó ł anatom iczny, ja k a ś linia, ja k iś fa łd draperyi, to psychiczna, w y r a z o w a strona k r e a c y i nie szw ank uje n igd y , albo p raw ie n ig d y .
R z e ź b o m L e n a rt o w ic z a d alek o do w y k o ń c ze n ia , na j a k ie się dziś p ie rw s z y le p s z y szkolarz z d o b yw a, ale ich duch prosty, su r o w y , u strze g ł od te g o w y m u sk a n e g o modernizmu i s z y k u w formie, a od ba n a l
ności i k o n c e p tu w treści, któ re to oboje rozpa
noszone są w szech w ła d n ie w k la s y c z n y c h n ie g d y ś Włochach. D ość przejrzeć ch oćb y tylk o florenckie pracownie, a b y się o tem przekonać.
(Ciąg dalszy nastąpi),
M ccryct Ja d/ toj? n lck.ct.
f r a s a p o ls k a w r o k u 1 7 £ )4 .
( S z k i c bibliograficzny).
P o w sta n ie K o ś c iu s z k o w s k ie nie p ozostało bez dod atniego w p ł y w u na dzien n ik arstw o w sp ó łcze sn e w P olsce, k t ó re g o p ierw sze za czą tk i bujnie rozra
stające się w ep o ce Sejm u cztero letn ego z d ła w iła T a r g o w ic a . W dniu d w u d zie ste go p iąte g o lip ca 1792 roku u k a z a ł się u n iw ersał k o n fe d e ra cyi jeneralnej za w ie s z a ją cy w y d a w n ic t w o „ Gazety Narędowcj i, obcej11, red a go w a n ej przez M o sto w sk ie g o , N ie m c e w icza i W eissenhofa; w dniu siedm n astego września t. r.
ten sam zakaz s p o tk a ł w y d a w n ic t w o księd za P i o tra S w it k o w s k i e g o , w yc h o d z ą c e p. t. Pamiętnik po
lityczny 1 historyczny przypadków, ustaw, miejsc i pism wiek nasz szczególnie interesujących. Z ab ron iła rów n ież z koń cem 1792 r. Targ-ow ica w y d a w a n ia „ Korespon
denta Warszawskiego*, r e d a g o w a n e g o przez W y ż e w - skiego, W y ż e w s k i je d n a k nie z a m ilk ł śladem s w y c h to w a rzy szó w , k tó ry m pióro z rę k i w ytrą co n o , lecz od N o w e g o R o k u 1793 p o c zą ł w y d a w a ć Korespon
denta krajowego i zagranicznego, podczas g d y o rga n e m T a r g o w ic z a n p o w st a ła Gazeta Warszawska.
Gazeta Warssaicska p o w sta ła w e d ł u g E s t r e i
chera z Wiadomości warszawskich, w y d a w a n y c h przez Bohomolca w latach 1765 — 1772, następnie zaś do ro k u 1774 przez k sięd za S te fa n a Ł uskin ę. Łuskina, litw in z rodu, z zaw o d u astronom, d łu g ie lata s p ę dził na podróżach n a u k o w y c h w R z y m ie , W ło s z e c h , F r a n c y i i w Niemczech. P r ze z czas ja k iś b a w ił w N a n c y ja k o sp o w ie d n ik S t a n is ła w a L e sz c z y ń s k ie g o , zaś k a s a ta zakonu Jezu itów za stała g o w W a r s z a wie, g d z ie w tamtej szem k o le g iu m w y k ł a d a ł astro
nomię i m a tem a tyk ę. R z u c i w s z y umiejętność ścisłą dla p u b l ic y s t y k i, nie działał na tem polu Ł u s k in a dodatnio, g d y ż mimo g łę b o k ie j w ie d z y w steczn ik iem b y ł z zasady, n ieczu ły m na l o sy kraju, śle p y m w o b e c g o tu ją c e g o się d zieła odrodzenia ojczyzn y. Zab ez
p ie cz o n y k r ó le w s k im p rzy w ile je m cum jure exclusivo Ł u s k in a b y ł w całem te g o s ło w a znaczeniu r z ą d o w y m redaktorem , pom ijając m ilczeniem w s z y s t k o , c o k o l w ie k m o gło d o tkn ąć niem ile stronnictw o d w o r skie lub p o s ła c a r y c y . N atom iast z a w is tn y o s w ą p o w ag ę , z c a łą b ezw zg lę d n o ścią t o c z y ł p olem ikę z księdzem Ś w it k o w s k im , w y d a w c ą Pamiętnika, k t ó r y g o o c a łe niebo p r z e w y ż s z a ł i w szechstronnością w y k s z t a ł c e n ia i talentem pisarskim. D z ię k i t a k t y c e Ł u s k i n y Gazeta Warszawska pom ijała w czasie se j
mu c z tero letn ieg o m ilczeniem g ł o s y stro n n ic tw a pa- t r y o t y c z n e g o , p o p rzesta jąc na ogła szan iu k o n s ty tu - c y i już u ch w alo n ych. P rze m ilc z a ła rów n ież o prze-
4 M Y Ś L
b ie g u kam p an ii 1792 roku, natom iast z c h w ilą p r z y stąpien ia S ta n is ła w a A u g u s t a do T a r g o w i c y , nie- szczęd ził Ł u s k in a p o ch le b stw dla k o n fe d e ra c y i a nie p o g ard za ją c p r zy te m d e n u n cy a cy ą , u z y s k a ł c h w ilo w ą p r z e w a g ę nad s w y m i w spółzaw od nikam i, zmu
szonym i przem ocą do za w ieszen ia s w y c h w y d a w nictw . N ie d łu g o w sz a k że c ie s z y ł się Ł u s k in a z w y cięstwem , g d y ż zm arł już w dniu 21. sierpnia 1793 roku. U p r z y w ile jo w a n y m n astęp cą L u s k in y został szam belan W ło d e k , za p e w n e w n a g ro d ę u siu g, od d an ych na sejmie gro d zień skim , w k tó ry m uczestni
c z y ł ja k o poseł G o sty ń sk i. R ó w n o c z e ś n ie p ełn ił W łó d e k ob o w iązk i kom isarza p o lic y i k o r o n n e j. . . i od sty cz n ia 1794 r. w m iejsce „ G a z e t y w a r s z a w skiej “ p o c z ą ł w y d a w a ć Gazetę krajową, k tó ra w y c h o dziła co w to rk u i sob oty z d ew izą Lege ci ellye. W y d a w n ic tw o to tr w a ło do dnia 22 kw ietn ia , 1794 j a k k o l w ie k W ł o d e k już w dniu p iętn a stym t. m. u m k n ą ł z W a r s z a w y .'u n i k a j ą c losu p o d o b n ych sobie, ju r g e ll n ik ó w rosyjsk ich . W Gamecie krajowej, prócz u n iw e rsa łó w i w y ro k ó w , w y d a n y c h p rze ciw K o ś c i u szce i M adalińskiem u, n a w zm ia n k ę za słu g u ją noty w ym ien io n e m iędzy S ta n isła w e m Aug-ustem a Ig e l- strom em i iiu ch hoitzem w p ie rw s z y c h dniach rew o- lucyi. W ty m sam ym dniu, w k t ó ry m o p u ścił p r a s y dru karskie, ostatni numer Gazety krajowej, dnia 22 kw ietn ia, p o w zię ła R a d a Z astęp cza ty m c za so w ą uch w ^ łę, w której nakazuje, odrzucić „ t y t u ł n a w e t tsj G azety, k tó re g o dotych czas g o d n ą nie b y ł a i k t ó r y na niej p r zy p o m in a łb y n a igra w an ie sromotnej niewoli, w jak iej się u t w o r z y ła .“ Jakoż w w n aj
bliższą sobotę, dnia 26. kw ietn ia, u k a z a ł się p ie r w s z y numer Gazety Wolnej Warszawskiej z w y m o w ną d e w iz ą : Post Nubilia Phoebus. T u ż pod u c h w a ł ą R a d y Zastępczej, w y d ru k o w a n ą na czele numeru, mieści się o d e z w a r e d a k to r ó w Gazety Wolnej, s tre szczająca się w następujący ch sło w a ch : „ T a k jest, w oln i są R e d a k t o r o wie g a z e t y teraz Wolnej W ar
szawskiej od t y ra n ii i p o d ły c h autorów przez nią narzuconych. P r z y s ię g a ją narodowi, że p o c zc iw ie i w iern ie donosić mu będą w s z e lk ie interesujące g o wiadomości. P o długiej cierpliw ości, po w styd n em o b c e g o jarzm a znoszeniu, o d w a ż y li się n akon iec uciśnieni P o la c y , w sp om n ieć sobie, że w oln ość jest, dobrem najdroższem i na to hasło k ru szą n ie w o ln i
cze kajd a n y , w tło czo n e na nich przez przem oc obcą i w ła s n y c h ro d a k ó w zdradę. P o d n o si to duszę w o l n e g o P o la k a , z a g r z e w a serce j e g o do c z y n ó w pa- tr y o ty c z n y c h , g d y sław n e, boh aterskie dzieła p rzo d k ó w sw o ich c z y t a w dziejach. T e n s ię g a ł orężem b r z e g ó w E lb y , sta w ia ł s łu p y z w y c ię z k ie za D n ie prem, ó w w cudzej g o sp o d a r o w a ł stolicy, inni carów , ci n a s tę p c y cesarzó w mieli niew oln ikam i, innym p o tężni h ołd ow ali P a n y , p rzed o w y m i h o rd y b a r b a rz y ń c ó w i c h ciw yc h najeźd źców p ie rz c h a ły ; a my, c z y ż ju ż zu p ełn ie t a k jesteśm y, słabi, a b y ś m y ich nie zdołali naśladow ać ? N ie N arodzie ! Poznaj się na T w y c h siłach, rzuć się do oręża, idź w ślad y b i
tn y ch t w y c h przod ków . S z u k a jm y zb aw ien ia n aszego w nas sam ych. N iemasz zaś z b aw ie n ia dla rz e cz y pospolitej t y lk o w jednom yślności narodu. P o w s t a ń cie w s z y s c y k ra ju m ie szk a ń cy p r ze c iw g w a łc ic ie lo m sw o bó d w a s z y c h ! U zbrójcie się w żelazo i w co kto może, g ard źc ie śmiercią a z w y c ię ż y c ie . M iło je st umrzeć za ojczyznę. Jeżeli padniecie, pad n iecie z ho
norem. M o g iły , k tó re z w ło k i w asze p o k r y w a ć b ę dą, nieraz ł z y p o c z c iw e g o przechodn ia skropią. Naj- sroższy n a w e t w asz n ie p rz y ja c ie l p o p io ły w asze
szan o w a ć i zazd rościć, w'ąm s ł a w y będzie. Jużeście dobrze zaczęli, podobnież k o ń c z y ć nalęży. C h w a le b n ie rozpo czętą rew o lu cyę, nic w biegu- zatrzym ać nie powinno. K a ż d y d o b ry o b y w a t e l ' win ien jest ile może, do jej ustalenia p r zy k ła d a ć się, nie szukać spokojności, c h y b a w grobie. K i e d y ojczyzna je st w niebezpieczeństw ie, zapom nieć trzeb a o w szy stk ich p r y w a t n y c h w zględach. Niech przeto obojętni e g o iści będą pogardzon ym i, niech napróżno usiłują osła biać g o rliw o ś ć ob y w a te lsk ą, w y sta w ia n ie m niepodo
b ie ń stw i k lę s k w g ło w i e ich urojonych — oni ta k m ówią, bo się boją o siebie, bo o sobie t y lk o m y ślą, siebie t y lk o widzą, o swój ty lk o obawiają się m ają tek, o s w e nikczem ne z b y tk i i w y g ó d k i. M y im o d p o w iad am y : P r z y dobrej sp ra w ie i naród c a ł y o k aże się m ężnym i B ó g W s z e c h m o g ą c y g o p o b ło g o s ł a w i i w ia r y d o trzym u jących znajdzie obrońców i sp rzy m ierzeń ców . A c h niech ty lk o św ięte uczucia w o ln o ści „n iep o d legło ści i m iłości ojczyzny, na ca
łej przestrzen i kraju p o ls k ie g o zapalą dusze m ie
szk a ń có w . Zbiednieje natenczas tyran, z d rżących r ą k j e g o w y p a d n ie zaostrzone na naszą zg u b ę żelazo i na tru p ach n ie ste ty p ła tn yc h j e g o o p r a w c ó w s w o b o d y n aro d o w e p o w stan ą" ... ...
S łu s z n o ś ć każe prsyznać, że bezim ienni reda- k t o ro w ie Gazety Wolnej Warszawskiej, pozostali w ie r nymi głoszon em u program ow i. W piśmie tem, g d y b y w ka lejd o sk o p ie od zw iercied la się ruch re w o lu cy jn y w sto licy i w ca ły m kraju, p o c zą w s z y od p a m ię tn y c h dni k w i e t n i o w y c h aż do dni P r a g i i kapi- tu la c y i W a r s z a w y . O prócz sz cz e g ó ło w y c h sp ra w o z
dań i czyn ności w ła d z r e w o lu cy jn y c h , o dezw K o ś ciu szki i in/iych w o d zó w powstania, znajdujem y w p u b lik a c y i tej obfity — j a k na o w e cz a s y — dział k o resp o n d en cyi, zarów no z p la cu boju, j a k z L it w y , W i e l k o p o l s k i i G a lic y i. T e ostatnie brzm ią w ie lc e op tym istyczn ie, z w ła szc za w ocenieniu stanowiska, zajętego przez rząd w ie d e ń sk i w o b e c re w o lu cy i.
O statn i numer tej p u b lik a c y i ujrzał św iatło dzienne w dniu p ie rw s z e g o listopada 1794 roku.
R ó w n o c z e ś n ie z Gazetą Wolną Warszawską p o
c z ę ły w yc h o d zić w W a r s z a w i e : Gazeta Obywatelska z wiadomości krajowych i obcych, (od dnia 23. kw ietnia, co śro d y i soboty), oraz Gazeta powstania Polski, w y d a w an a przez T a d eu sza P o d le c k ie g o , której w in ietę w numerze p ią ty m zd o b ił w izeru n ek N a c ze ln ik a z p a łaszem w ręku. (J. Ł ę s k i sc. V a r s o v ia e 1794) z p o d p is e m ; P o z w ó l jeszcze raz b ić się za O jczy zn ę!
O d siebie dod ała r e d a k c y a, iż „to je st j e g o ż y w y portret, k t ó r y że je st p raw d ziw ie trafiony nad w s z y s tk ie inne rysu n k i, t a k pow szechnie uznają ci, co g o w id zieli w o r y g in a le po skończonej przeszłej wojnie.
N ajm łodszem w y d a w n ic tw e m owej d o b y b y ł a Gazeta Rządowa, w y d a w a n a przez księdza F ra n cis z k a D m o c h o w s k ie g o i S ia rc z y ń s k ie g o . W y c h o d z i ła codzien
nie w form acie c z w ó rk o w y m , p o c zą w s z y od dnia p ie rw s z e g o lip c a do d r u g ie g o listopada. O prócz w ia domości b ie żą cych i doniesień, p o d a w an y c h na ró w n i z Gazetą Wolną, u w a g ę z w ra c a ogłoszone w tem piśm ie (w numerze 53) oskarżenie S ta n is ła w a A u g u sta o w zię cie z k a s y d w o ró w ro zbio ro w ych w roku 1773 k w o t y sześciu t y s ię c y c ze rw o n y ch złotych. W i a domość ta o b ie g ł a w lot c a łą prasę p o lsk ą i w y w o ła ła energiczne, acz g o ło s ło w n e zaprzeczenie ze stro n y kró lew sk iej. T a k w y s tą p ie n ie rzeczone p rze ciw osobie monar szej, j a k też w ogóln ości ton r a d y k a ln y , w ja k im p rze m a w ia ła Gazeta Rządowa, z d a w a ł y się
m y ś l
w sk a z y w a ć, iż K o łłą ta j nie b y ł o b cym k ie ru n k o w i tępo w y d a w n ic tw a .
Z c h w ilą k a p itu la c y l W a r s z a w y , i w ejścia Su- w o ro w a d j stolicy, za m ilk ły w y d a w n ic tw a d o b y rewolucyjnej i od dnia p iętn astego listopada t. r, p oczę ła znów w ych o d zić Gazrt-i Warszawska, k tó rą od W ło d k a n a b yi L es/n ow ski Antoni. W y d a w n i c t w o to p rze trw a ło do chwili obecnej.
Za p rzy k ła d e m W a r s z a w y i inne celniejsze miasta da,vnej rzeczypospolitej p o s ia d a ły w o w y m czasie w y d a w n ic t w a p eryo d yczn e politycznej treści.
W W iln ie o.l dnia c zw a rte g o maja po dzień szósty j sierpnia w yc h o d ził t Gazeta Awcwfa WiU-ńska z g o
d łe m ; \'irtus non tem /a iwnsteis w niedzielę zrana i w środę wieczorem. P rócz p rzed ruk ów z (j-asety Wolnej Wnrsza/rsl. i ej p o d a w ała ta k o w a dziennik czyn- j ności d ep u tacy i centralnej W . K s. J.itew śkiego oraz drobniejsze wiadomości miejscowe. W K r a k o w ie na- natomiast, w owej ko leb ce kościuszkowskiej rewo- lucyi. wT mieście, gd zie z a k ła d y akad em ick ie i dru
k a rn ie z d a w a ły się szczególniej sp rzyjać pow stan iu p u b iik a c y i peryod yczn ej. pomyślano o takowej do- ' pieru w czerw cu 1,794 r - W p ie rw szych tygo d n iach p o w stan ia w szelk ie zawiadom ienia i o d e zw y w ład z r e w d lu c yjn y ch podaw an o do wiadomości publicznej za pomocą plakatów,; w y c h o d z iły też od czasu do
| czasu rozmaite w iersze ulotne i pieśni p a try o ty czn e tudzież p isem ka tr e ś c i politycznej w formie w y d a w n ic tw ulotnych. T aką p u b lik a c y ą b y ł Głos Polaku do Wspólzioiui.óii■ (1. II. i i i . IV .) ,sp r z e d a w a n y w s k le p i e D re lis zk ie w ic z a w Szarej K a m ie n ic y . W drugiej p ołow ie maja i z początk iem c z e rw c a ogłaszan o też dru kiem Wypisy z Gazety Wolnej Warszawskiej i z Korespondenta Warszawskiego, z k tó ry c h to Wypisów p o w stała w pierwszej p o ło w ie c z e rw c a Gazeta Kra- , ko wsku. Numer dru gi i p raw d o p o d o bn ie ostatni tego pisma opuścił p r a s y d ru karsk ie w dniu 12 c z e rw c a t. r. W in ie t a ty tu ło w a p rzed staw ia się j a k następuje :
Nro 2.
» C d ło ś ć !
-j T. K. f
= 24-. m arca l i 94. c.®
c ag.
? w Krakowie. §;
Quid valeant humeri . . .
G A Z E T A K . { . A K O W S K A D nia 12!. czerw ca 1791 r.
P ró cz przed ru ków z Gazety Wolnej Warseuw- skiej, numer ten z a w ie ra ł p rze k ła d z lw o w sk iej Lem- Iberger Zeiłuny, tudzież spis ofiar o b yw a telsk ich , zło
żonych od dnia 25 marca w kom isyi porządkowej K r a k o w sk ie j. K a p it u la c y a K r a k o w a , za w a rta w dniu
15. czerw ca, kres p o ło ż y ła temu w yd aw n ictw u . Poznań posiadał w o w y m czasie pismo polskie, 4cz w y d a w a n e w duchu germanizatorslcim przez
^rz.yjemskiego, kon syliarza Jego K r ó le w s k ie j Mości,
■Była to Gazeta Południowo P ruska, w y c h o d z ą c a w tem tiieście d w a razy tygod n iow o, (w środę i w sobotę), Począw szy od dnia d ru g ie g o sierpnia obok Siicl- Preussische Zeituny. P ró cz o b o w ią zk o w y ch p r z e k ła dów z swej niemieckiej tow arzyszk i, zam ieszczał
^rzyjemski wiadomości z pism w a rs z a w s k ic h nie krępując się bynajmniej żadnymi w zględ am i w o b e c j l o s y i P o z w a l a ł a na to widocznie cenzura pruska.
W’ dziejach ko ściuszkow skich za pisała się w szak że
fatalnie Gazeta, pow tarzając w numerze dw u dziestym piątym , (z dnia 25. października), za Sud Preussiche Z tg. o w ą potw orn ą bajkę, że „ Kościuszko, p r z y n ie siony na czterech dzidach do obozu m o sk ie w sk ie g o , oddając szablę, m iał p o w ied zieć : F in is regni Poloniaey\
Jak z h isto ry i wiadomo. K o śc iu szk o n ig d y słó w t y c h nie w y r z e k ł, g d y ż przyniesiono g o n ie p r z y to mnego. be Dronnego i o d artego z pobojowiska. B a jk a ta w szakże o b ie g ła c ałą Europę i w ro k u 1 Soj p o w tó rzył ją S e g u r w Deeade historiqn.e .1786 — 1796., skutkiem czego N aczelnik' w liście do S e g u r a p i
sanym w dniu d w u n astego listopada t r. w yra źn ie zaznaczył, że ty lk o nieświadom ość albo nln w ia r a z a w z ię ły się. a b y w usta j e g o k ła ść to Fin is Poło
ninę. W dalszym c ią g u listu pisze K o ś c iu s z k o : .
„my żołnierze p ośw ięcając się za ojczyznę gin iem y, ale ojczyzna nie g in ie i nikomu nie go d zi się mówić, ani p o w tarza ć teg_o o b r zy d liw e g o epitetu : F in is Po- l o n i a e . ..
W r a c a j ą c do p r a s y polskiej w r. 1794, nie na
le ży w koń cu ząpominać, że i L w ó w ju ż od w rześnia 1792 r. posiadał pismo polskie, Dziennik putryóty- cznyeh polityków we Lwowie, w y d a w a n e przez K o m i tet r e d a k c y jn y , w sk ład k t ó re g o w ch o d z ili: M ichał H arasiew icz. (później kanonik, u św. Jura, obda
rzony przez rząd a u s tr y a c k i ty tu łem bar.ona de Neu- stern), M arcin k o w icz, O n y s z k ie w ic z i WTa w r z y n ie c SuroWieoki, znany później autor d zieła , Ó u pad k u p rzem ysłu i miast w P o ls c e " . R e d a k c y a Dziennika m ieściła się iw domu p r z y placu B e rn a r d y ń sk im 1. 13. Cztery ć w ia r te c zk i w szesnastce, w y c h o d z ą c e codziennie, z a sp o k a ja ły w zupełności c ie k a w o ś ć czyte ln ik ó w . Zdaje s i ę wszakże, że w stręt do c z y t a nia p a n o w a ł w ó w c z a s w G a l ic y i o wiele potężniej niż dzisiaj. Mimo D o w i e m obfitego m ateryału, ja k ie g o d o sta rcza ły so w ic ie w iad om ości wojenne z pola w alk i K o a l i c y i z F ra n cy ą , p o w stan ie K o ściu szk i, tudzież te rro ry s ty cz n e rząd y k o n w en cyi, Dziennik nie op ła ca ł się materyalnie, istniejąc ty lk o ofiar
nością s w y c h za ło życieli. R o c z n i k te g o p ism a z a w iera p rzed ru k i: a ktu p o w st a n ia k r a k o w s k ie g o , a k c e s ó w innych w ojew ód ztw , odezw i r ap o rtó w N a czelnika. tudzież podkom en dnych je n e rałó w . Mniej obfitym jest dział wiadom ości m iejscow ych, j a k k o l w ie k o b o k u n iw e r s a łu c e s a r s k ie g o z dnia d ziew ią
tego kw ietnia, o strz e g a jąc e g o p od d an ych g a l i c y j skich, a b y się ani pośrednio ani bezpośrednio nie mięszali do w y p a d k ó w , r o z g r y w a ją c y c h się w K r ó lestw ie. oraz z a k a z u w y w o z u ort ni do P o ls k i, znaj
dujemy w Dzienniku wiadom ości o przechodach od
działów w o jsk a n a ro d o w e g o przez G a l i c y ę , o em i
g ran tach polskich, szu kających schronienia w P o d g órzu i w Zamościu, w re s z c ie o w zm ocnieniu z a łó g g a l ic y j s k ic h i o gro m a d zen iu się w ojsk austrya- ckich w Pod górzu. O klęsce m aciejow ickiej d o w ied zieli się L w ow ian ie, w dniu d w u d ziestego siódm ego paźd ziern ika z zamieszczonej w Dzienniku o d e z w y R a d y Narodowej, zaś ' w je d n y m z n a stę pnych* numerów w y c z y ta n o sprawozdanie S u w aro - w a, podane p raw d o p o d o bn ie z pism n iem ieck ich , które dla p u b lic y s tó w lw o w s k ic h b y ł y w yłą czn e m nie
mal źródłem z dziedziny p o lity k i zagranicznej. W y d a w n ic tw o Dziennika patryotycznych polityków p rzeżyło r e w o lu c y e K o ś c iu s z k o w s k ą i p rze trw a ło do roku 1796.
Stunisłu w Pepło wski.
*) „ G a z e ta W o lu a 'W arszaw sk a11 1791. Sf.r. 1 — ‘2. — „ D z ie n n ik p o try o - ty c z n y c h p o lity k ó w w L w o w ie 4* 1794. — „Kościuszko** ("Kraków 1893 - • 4) Str.
36, 42 — 43, GO, 92, 99, 100.
6 M Y Ś L
(U w a g i na czasie).
Czy rzeczywiście zapomnieliśmy . . . . o sztu
ce ? Literaci i dziennikarze przecież piszą czaśami kry
tyki o rzeźbie i malarstwie, — sprawozdania swoje czytają na posiedzeniach Akademii Umiejętności, zos- stają nawet docentami i profesorami na podstawie
„niektórych rozpraw estetycznych“ z hisioryi sztuki w Polsce, a na zjeździe literatów i dziennikarzy — nikt z nas nie chce się zdradzić z wiadomościa
mi — naturalnie ,,fachowemi“ — o owej sztuce?
Chyżby powodem tego byli artyści prowadzący obec
nie na całej linii galicyjskiego Tow arzystw a Sztuk pię
knych walkę o swoje prawa? Nie sądzę, bo przecież artyści są artystami a krytycy krytykami i wolno k a ż demu z nich mieć swoje poglądy i apatrywania, któ
re zawsze p o w i n n y być W przeciwnym obozie uzna
ne za mające prawo bytu.'A rtyści polscy. są: pozba
wieni opieki pióra — chociaż opływają- w dostatkach towarzystwa ludzi, co o b c u j ą c z : nimi, wypisują n a szpaltach przeróżnych ' pism - naszych takie- stra
szne cuda- - i takie potworne wieści' o - Wszelakich1 impresyoni-zmach, realizmach i : naturalizmach,-L takie'' podniosłe zdania wygłaszają: o neokatolicyzmie i ne- opatryotyzmic w -sztuce, o symbolizmie uczuć natury ludzkiej i o wielkościach -rosnących ' na -tych'--niwach,-i ż© doprawdy nie dziwię się wcale neoszaleńśtwu Pod- kowińskiego,' który w przystępie obłędu spowodowa
nego niemożebnością strawienia wszystkich wypisy
wanych w recenzyach idyotyzmów — obraz swój w k a wałki nożem czy też paznogciami p o s z a r p a ł . ..
Dobrze przynajmniej, źe lekarze, patrząc pozy
tywniej na takie absurda krytyczne ze świata sztuki, nie wzięli obałamuconego artysty pod zimny tusz hy- dropatyi. I podczas kiedy o wszystkiem mówić bę
dziemy na zjeździe, o wszystkiem, co się tyczy rozwoju w naszej literaturze, w dziale literatury sztuki panować będzie głuche milczenie. A może my nie mamy wcale tego działu w literaturze naszej? Nie twierdzę, ale się pytam, ponieważ wszystkie prace artystycznych litera
tów naszych drukowane kosztem akademii umiejętności gdzieś giną po wydaniu ich i w ręce profanów nie dostają się w c a l e ! . . . bo! nawet za drogie pieniądze zobaczyć ich w handlu księgarskim nie mo ż n a . . .
A przecież, ileż to razy sami głosimy, że tylko sztuką polską polskie imię ciągle rozbrzmiewa pomię
dzy obce narody, że tylko artyści nasi przebojem idą w świat szeroki zdobywać laur i sławę dla naszej zie
m i ! . . . I nie pomagamy im niczem, prócz ogłaszaniem dytyrambów rozpoczynających się od słów: ,,i znowu nasz znakomity artysta“ i t. d. a dytyramby te przesolone do niemożliwości kończą się zwykle fantowaniem ru
chomości artysty przez wierzycieli, którzy czytając te ogromne pochwały i surny otrzymane rzekomo za jego obrazy lub rzeźby — żądają od niego pieniędzy i nie chcą mu wierzyć, że ich niema — b o : w gaze
tach pisało, że znowu dostał wielkie snmy. Oto jest cała pomoc ze strony dziennikarskiej, która ma przy
najmniej te zacną poczciwość, że robi człowiekowi reklamę — bez względu na to czy ona mu jest po
mocną, czy szkodliwą. W znaczniejszej części przecież jest rzeczywiście pomocną.
Ale co artyści nasi i sztuka nasza ma od lite
ratury?'
Czy mamy dobrą przynajmniej — krytyk ę? Czy
mamy jakieś teoretyczne rozprawy, jakie pismo arty
styczne, czy może dzieła o sztuce polskiej; albo obcej?
A ! prawda, mamy po francusku napisane, ,,Wieczory florenckie“ K l a c z k i : spolszczone przez St. hr. Tarno
wskiego, mamy po niemiecku opisane wykopaliska miast Patnfilii i Pizydyi, przez Karola hr. Lanckoroń- skiego, także spolszczone przez Maryana_ So k o ło w skiego, i oto cała nasza literatura sztuki. Przepraszam, jeszcze jest rzeczywiście po polsku napisana książka
St. Witkiewicza p. t. ,,Sztuka i krytyka u nas,“ — ale ponieważ napisał to malarz, więc nie wiem, czy wolno mi go nazwać literatem, a pisanie jego wliczyć do dzieł literatury, tem więcej, że całe życie pamiętne będą słowa jednego z literatów i redaktorów do mnie i o mnie powiedziane: „ W o ln o o sztuce mówić i pi
sać każdemu chodzącemu po ulicy (!) ale nie wolno p isać.o niej panu (niby innie), bo sam jesteś,rzeźbia
rzem., To było bardzo mądrze powiedziane, ale nie chcę temu redaktorowi robić reklamy i nazwiska jego tutaj nie wyjawię., W każdym razie wartoby nad tem pomyśleć,. Czy by nie. zabronić pisać, krytyk literackich', literatom,, a muzycznycli muzykom i pozwolić na za stąpienie ich w tym dziale ludźrni powołanymi z ulicy.
Jak myślicie ? 0,toz brak sekcyi, która, by się zajęła sprawami Uteroiury'"sztjłfyi, ■■ wrażam za rzecz przykrą i bolesną i prawdziwie cieszyłbym się, gdyby w toku roz
praw nad teatrem - także kwesty a sztuki plastycznej przez którego z członków zjazdu podniesioną, została.
Kwestya ta jest bardzo ważną, i tylko, przy sposo
bności tak licznego zebrania literatów i dziennikarzy, polskich, mogłaby ona być jako tako poruszoną, jeżeli już nie załatwioną. Dopóki bowiem nie będziemy mieli naszej literatury artystycznej, dopóty artyści nasi będą zawsze mimowoli zawiśli od francuskich albo niemie
ckich wpływów, a publiczność nasza nie wzniesie się z poglądami swojemi po nad poziom patrzącego tłumu, zwanego po niemiecku „der Schaupóbek“
Roman Leivandoivski.
Ziazd międzynarodowy literatów w Genewie w r. 1886.
P z y p o m n ia ł mi s i ę ó w Zjazd w ch w ili w łaśnie o t w a r c ia n aszego zjazdu. B y ł a to w ie lk a u ro c z y sto sć w małej R z e c z y p o s p o lite j G enewskiej. O j c z y z n a K a l - w in a , R o u sse a u a, de Candolla p rzy stro iła się ja k na g o d y na p o w itan ie tych, k t ó rz y m yślą sw o ją i pracą, pó ciernistej drodze nieraz p o p y c h a ją lu d zk ość naprzód w jej pochod zie c yw iliza cy jn ym . P r zy je żd żają nad jasn e szafirowe w o d y Lem anu książęta, k ró le u k o ro
n o w a n i i w dym isy i, w y s o c y d y gn itarze potężn ych miast, lecz w o ln a R z e c z p o s p o lit a nie w y w ie s z a na ich p rzy ję cie sztandarów, n ie źa le g a d w o rc ó w k o le jo w y c h , n ik t na cześć ich r y m ó w n ie u k ła d a : ale p r zy s tr a ja się św ią te czn ie tarn zawsze, gdzie po nad g ło w a m i ludzi ś w ię c ą piękne idee i w it a z zapałem;
ty ch , k t ó r z y duchem swoim karm ią miliony.
P r e z y d e n t R z e c z y p o s p o lite j D roz w imieniu rząd u p o w ita ł z g r o m a d z o n y c h literatów p iękną l'cie- p łą przem ow ą, w której podn iosł olbrzym ie z n a cze nie dla ludzkości p r a c y um ysłow ej. R e p re z e n ta n c i
c i a ł n a u k o w y c h witając' grom ad kę' gości, za! zaszczyt-
M Y Ś L 7
to sobie p o czytali, że w it a ć m o gą w s p ó łp r a c o w n i
k ó w na drodze u m y s ł o w e g o ro zw o ju i ż ycia ludz
kości. A b y ł a t o je d n a k g ro m a d k a bard zo nieliczna i nienajśw ietniejsza. N ie ludzi czczono lecz ideę. R a da m iejska nie w y s ila ła się na p r z y ję c ia z b y tk o w e , na k tó rych m o g ła b y nakarm ić aź do z b y tk u k il
ku set sw o ich u rzę d n ik ó w ; ona choć n i g d y nie w ita w murach sw o ich żadnych d y g n ita rz y , w it a ła s e r
decznie sk ro m n ych a niera.z u b o g ich p r a c o w n ik ó w z łona literatury, — szk lan ką w in a i skromną p rze
k ą s k ą (vin (V honneur). L u d zie rozumni wiedzą, że nikt nieprzyjeżdza na kon gres, ż e b y ja d ł i pił, lecz żeby się sam p o s ilił du chow o i p o silił może innych. N a p r zy ję cie gości Palais Eynard o t w o r z y ł sw o je podw oje na ucztę, R a d a m iejska urządziła na cześć p r z y b y ł y c h k o n c e rt a w ieczorem ilu m in o w a ła miasto i p a g ó rk i wspaniale. Ja, o b c y śród t e g o s p o łe c z e ń stw a, czułem się' je d n a k podniesiony duchow o i w tej czći powszechnej dla;ubogich p raco w n ikó w , widziałem rożum i c zy sto ść ' moralną p rze w o d n ik ó w . L ud zie nieba wili się tata w m ó w k i k w ie c is te ale' cztić b y ł o w k a ż d e m s ło w ie tę spokojną dojrzałość u m ysłow ą' sp o łeczeń stw a, któ re umie ka żd em u r o b o tn ik o w i w y z n a c z y ć miejsce w ła ś c iw e i pracę je go uczcić z -godnością. N ic dziwnego', pomyślałem, że w ie lk ie serba b iją w tej m alutkiej R z e c z y p o s p o li tej, i e w ie l k ie tr.yśli się rodzą, bo tutaj cz cz ą nie t y t u ł y lecz pracę.
F r. liawita.
W sprawie pisma literackiego,
— .
Oddawna uczuwamy potrzebę pisma oddanego wy
łącznie sprawom literatury — starano się też niejednokrotnie potrzebie tej uczynić zadość. Twardy jednak grunt warun
ków ekonomicznych, niski poziom oświaty u mieszanej lu- dńośći Galicyi z jednej strony, a z drugiej nie zawsze odpowiednie kierownictwo lub adreinistracya, udaremniały dotychczasowe usiłowania.
Z podniesieniem się tak ekonomicznem jak kulturnem naszego kraju, ze zbliżeniem się pracowników na polu lite
ratury na Zjazdach i w Towarzystwach, otwierają się wi
doki urzeczywistnienia tej wielostronnie odczuwanej po
trzeby.
Cel takiego pisma jest jasny. Chodzi przedewszy- stkiem o rozbudzenie świadomości życia literackiego, o wy
tworzenie mu warunków szybszego i szerszego rozwoju, 0 podniesienie go pod Względem materyalnym, umysłowym 1 moralnym na wyższe stanowisko.
Istniejące pod zaborem rosyjskim pisma, nie mogą wszeehstronnie zadania tego spełniać w granicach przez cenzurę coraz bardziej zacieśnianych. Dzienniki i Czaso
pisma u nas i w Poznańskiem mają przedewszystkiem spo
łeczno-polityczne cele lub zadanie zawodowe. — pisma poświęconego wyłącznie literaturze, w najszerszem tego słowa pojęciu, pisma literackiego, stojącego na poziomie nauki, nie posiadamy.(!?)
Nie stawając więc w drodze istniejącym już pismom, z których każde przyczynia się wedle możności do rozwi
nięcia tej lub owej gałęzi piśmiennictwa, miałoby 10 nowe pismo objąć -całość pulsującego ruchu literatury, zmierzyć jego głębie i szerokość,, wskazać jego główne dążenia i po
trzeby, s t a j ą c na s t r a ż y s t a n u l i t e r a t ó w i d z i e n n i k a r z y .
Stworzenie i utrzymanie takiego pisma staje się nie tylko potrzebą ale i obowiązkiem. -— Z braku takiego or
ganu nie mogą dojrzeć niektóre działy literatury ojczystej, inne wprost zamierają. Utwory poetyckie, np. dramat, li
ryka i t. p. nie znajdują u nas nakładców, ani odpowied
niego umieszczenia w pismach. Krytyka literacka zamiast opierać się na estetyce, psychologii i soćyologii, stanowią
cych właściwy zakres krytyki naukowej, zdana jest na łaskę i niełaskę subjektywnych sądów, wyrażanych w for
mie pochwały lub nagany.
Z braku takiego organu nie mamy dokładnej świado
mości naszych potrzeb, nie znamy naszych skarbów umy
słowych. Poeci, zajmujący szczyty' ojczystej literatury, powieściopisarze sławni już po za granicami kraju, uczeni, posuwajacy wiedzę naprzód, najdzielniejsi publicyści i pa- tr.yoci, najszlachetniejsi opiekunowie ludu, jedni nie. mogą rozwinąć swoich zdolności, inni cierpią niedostatek, wszy
scy nie są dostatecznie znani i oceniani.
Z braku takiego organu nie może też źaipuścić głęb
szych korzeni zdrowy dorobek cywilizacyi zachodniej.
Najwięksi geniusze literatury powszechnej a nawet pobra
tymczej nie wywierają na nasze społeczeństwo ożywczego wpływu, bo myśli- ich nie vveszły w krew i kości narodu, nie uzyskały u nas prawa obywatelstwa. A ' ż jaką dumą' powiedzieć mogą np; Niemcy, że i Homer a nawet Szekspir należą do narodu niemieckiego. ;' ' •• ' ■ ';
Zadaniem więc takiego pisma byłoby w uzupełnieniu pracy narodowej; krępowanej w innych .dzielnicach Polski, nie tylko pogłębienie źródeł i rozwinięcie ojczystej litera
tury- nie tylko, wchłanianie wedle sił i potrzeb narodowych prądów literatury powszechnej, ale także zdobywanie pra
cownikom pióra znośniejszych warunków rozwoju.
Ponieważ cel ten osięgnąć można tylko przez wzajemne współdziałanie wszystkich szermierzy na niwie oświaty na
rodowej, bez względu na to, do jakiego należą obozu, przeto nawiązując do istniejących projektów pomocy dla litera
tów i dziennikarzy, ośmielam się poddać do omówienia następujący wniosek, który ustnie rozwinę i umotywuję dokładniej.
„Zjazd literatów i dziennikarzy polskich uchwala w zasadzie potrzebę założenia organu, poświęconego spra
wom literatury ojczystej.*)
Dr. Henrylc Biegeleisen.
*)Czcigodny referent DrH.Biegeleisen, którego uwagi wypra
wie pisma literackiego zamieszczamy powyżej, zbyt wybitne zaj
muje stanowisko w naszej literaturze, ażebyśmy do słów Jego w tym przedmiocie nie mieli przypisywać doniosłego znaczenia.
Dr. B. proponuje, ażeby zjazd uchwalił w zasadzie potrzebę organu literackiego. Żądania tego — powiedzmyz góry— nie poj
mujemy. „Myśl'1 naszą wydajemy od lat trzech, przezwyciężając na każdym kroku niezliczone przeszkody i trudności i borykając się z brakiem funduszów, które u nas znajdują się na każdy cel, tylko nie naliterackie czasopisma. Sądzimy, że należałoby w refe
racie, traktującym 1ę sprawę, przedewszystkiem podznaczyć i na
piętnować apatyę naszego społeczeństwa, które dotychczas nie dało poparcia żadnemu pismu literackiemu, następnie zaś albo wystąpić z konkretnym wnioskiem co do funduszu na cel pisma zebrać się mającego, względnie zaś ■— co uważamy za najwłaści
wsze — polecić zjazdowi jedno zistniejącychjuż do gorliwego po
parcia lub nawet zaprojektować fuzyę kilku istniejących.
(Trzep. red. Myśli).
KUBALA a SIENKIEWICZ.
m m ---
T y t u ł z a k r a w a na nazbyt w ie lk i p arad oks zw łaszcza, jeżeli się w sp o m n i na c ią g ło ś ć myśli lu
dzkiej, o d g r y w a ją c ą w św iecie jej p rzejaw ó w tę sa
mą rolę, j a k ą p r a w o jedności s iły ma w św iecie m ateryi.