• Nie Znaleziono Wyników

Misyonarz Katolicki, 1892, R. 2, nr 15

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Misyonarz Katolicki, 1892, R. 2, nr 15"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

'Czasopismo ilustrowane dla ludu katolickiego.

Ojciec święty Leon XIII. udzielił pisemka temu Błogosławieństwa Apostolskiego.

Wychodzi 2 razy na miesiąc (1-szego i 15-stego.) Przedpłata ćwiercroczna na pocztach, w księgarniach i agenturach 1 markę. Wprost z ekspedycyi z Mikołowa z przesyłką pocztową 1 markę 20 fen., w Austryi 60 cent., z przesyłką

pocztową 72 cent. — Ogłoszenia za trzyłamowy wiersz 20 fen.

Nr. 15. Mikołów, 1. Sierpnia 1892.____________Rocznik II.

Zamordowanie

chrześcijańskiego chłopca żydowskiego Abdula Masicha.

przez własnego ojca.

(Ciąg dalszy.)

Gdy matka usłyszała tę wiadomość, przejęły ją dreszcze i zdumienie napełniło jćj duszę. I rozmyślała nad tćm wszyst­

kim i zachowała w swćm sercu wszystkie słowa chłopca. Miała się jednak na ba­

czności, iżby ojciec jego i bracia nie dowie­

dzieli się o tćm. Kochała ona Abdula na dewszystko. Odpowiedziała więc tak jemu:

»Moje dziecię, nie pozwól oszukać duszy twój i zwieść ducha twego. Zważ, że wiele bardzo jest mów zwodniczych i potrzeba, ażeby ten je tłumaczył, kto je rozumie, jak to uczynił Faraon przez Józefa i król Ba bylonu przez Daniela, proroka.

Na to odpowiedział Aszer: »Były to sny i potrzeba je było tłumaczyć, mój sen był objawieniem, jest więc jasnćm jego zna

czenie, jak słońce; tutaj sen mający jest najlepszym tłumaczem Dla tego, o matko, słuchaj słów moich i wierz w Tego, w któ­

rego ja wierzę i za którego prawdę idę śmierć ponieść.«

Gdy matka - o śmierci usłyszała, zlękła się wielce i obfite łzy poczęły spływać z ócz jćj, płakała w cichości i gorzko. Pocieszał ją zaś Aszer i mówił: »Przestań płakać i pogrążać w smutku serce twój miłości.

Patrz, kiedy kości Józefa spróchniały w kraju Egipskim, wtedy służyły one jeszcze za o obronę synom jego ludu, którzy jeszcze żyli i przechodzili przez puszczę (Gen. 50, 24, Ekl. 13, 19.) I znowu gdyby Abraham, Izaak i Jakób nie żyli po śmierci swćj, jakże by Bóg mógł mówić do Mojżesza: »Jestem

(2)

226 Zamordowanie chrześcijańskiego chłopca żydowskiego Abdula Masicha.

Bogiem waszych ojców« (Ekl. 3, 6.) Bądź zatóm pewną, że żyją w Bogu wszyscy ci, którzy umarli w nadziei Jego obietnic. Aże­

bym jednak odpłacił obowiązek miłości dziecka, która mnie robi dłużnikiem, to ra­

dzę ci, o matko i zaklinam cię, ażebyś uwie­

rzyła w Chrystusa, Pana mego i ochrzciła się w imię Jego i w ten sposób uwolnioną zostałaś z gorzkich utrapień tych, którzy się Go wypierają. I tak pocieszenie moje bę­

dzie zupełne przez Twoje — gdyż jestem Twojem dzieckiem — i Twoje pocieszenie będzie całkowite przez moje, a ja radować się będę w Tobie, a Ty we mnie w owym dniu, który nie zna już upadku i boleści.

Nie zapominaj, o matko, objawienia, którćm Ci opowiedział i nie trać z przed oczu rze­

czy, które Ci pokazałem.

Na to odpowiedziała mu matka wśród łez: »Wszystko chcę uczynić me dziecię i wierzyć, jak żądasz, i skoro tylko nadarzy się odpowiedniejsza pora, będę o tóm pamię­

tała i nie zapomnę. Teraz jednak, o lube dziecię mój troski, potrzeba koniecznie, ażeby nasze myśli pozostały w ukryciu przed twym ojcem i braćmi, by nas, gdyby się o nich dowiedzieli, nie udusili mnie i ciebie, mój naj­

ukochańszy synu.« Poczem wziął Aszer swą torbę i kij pasterski i odchodząc, rzekł do matki: »Pozostań w spokoju, ma droga matko, polecam Cię Chrystusowi, memu Zba­

wicielowi. Ty zaś, o matko, nie ociągaj się pójść za mną, gdy zbliży się godzina.« Aszer, mówiąc to, miał na myśli śmierć swą i przy­

szłe nawrócenie się matki.

4. Jak Abdul Ma sich spotkał biskupa chrześcijan i przez niego wzmocniony został do walki.

Aszer wyruszył rychło rano z trzodą.

Rosa niebieska błyszczała na trawkach pól;

pierwsze promienia słońca jaśniały ponad górami, i czapla przemkła się w powietrzu przez pole. Chłopiec podniósł oczy i spo­

glądał na puste obszary. Wtedy to ujrzał w oddali męża idącego u podnóża góry w białym, rozpuszczonym na wiatr płaszczu.

Był to pielgrzym, biskup chrześcijan, który przechodził kraj, idąc z jednego miejsca do drugiego, ażeby odszukać owieczki swój trzody i utwierdzić je w wierze w Chrystusa.

Chłopiec poznał w duchu swym, kto on jest, przysporzył kroku, dobiegł pielgrzyma, upadł mu do nóg, ucałował je i rzekł: »Panie, mój zwierzchniku, Pasterzu chrześcijan, wej­

rzyj na Swego sługę i pobłogosław najmło­

dszą owieczkę Twój trzody; połóż rękę na - głowę chłopca i wyciśnij na nim pieczęć Twego uświęcającego znaku i dopełnij dzieła chrztu mego.«

Starzec o białej, powiewnój brodzie od­

powiadając, rzekł do Aszera: »Zkąd mnie znasz, me dziecię, i kto ci o mnie objawił.

Patrz jeno, chodzę, jak zwyczajny człowiek, ukrytą jest tajemnica mój godności, przed oczyma szpiega.«

Odpowiadając mu Aszer, rzekł: »Słu­

chaj, Ojcze mój, słów Twego chłopca. Ten, który Cię w duchu napomniał i dał Ci wia­

domość o Aszerze, synu Lewiego w mieście Singarze i posłał Cię, ażebyś go poszukał na tój ścieżce, Ten to sprawił, że i ja Cie­

bie poznałem z daleka. Chwalony niechaj będzie Pan, który skierował Twe kroki i po zwolił mi patrzeć na oblicze mego Ojca.

Kocham Chrystusa i tylko Jego, i serce moje gotowe ponieść śmierć za Niego.«

Słowa te chłopca wprawiły biskupa w zdziwienie i rzekł: »Zaprawdę, tak jest jak mówisz. Pan objawił mi i rozkazał mi

iść za owieczką, która woła za pasterzem na pustyni i pozwolił mi znaleźć ją, ażeby ci pobłogosławił przed twem ukoronowa­

niem. «

I błogosławiąc, położył biskup prawicę swą na głowę chłopca, udzielił mą krzyżma Ducha i rzekł: »Idź w sile Ducha świętego i Pan niech uświetni się w tobie i spocznie Jego upodobanie na tobie; a teraz synu mój opasz się, ażebyś wziąć mógł na siebie mę­

ki Chrystusa. Owi młodzieńcy, którzy cię ochrzcili, powołanymi zostaną do wyższój godności i Bóg będzie im błogosławił. <

I rzekłszy to, pożegnał biskup chłopca i po­

szedł swą drogą.

Gdy Abdul Masich przybył do studni, do swych towarzyszów, opowiadał im pełen radości, co go spotkało: o tajemniczem o- bliczu we śnie i swóm spotkaniu się z bi­

skupem chrześcijan. Siedzieli oni zdumieni i wzruszeni w sercu, gdyż poznali, jak krzy-

(3)

Zamordowanie chrześcijańskiego chłopca żydowskiego Abdula Masicha. 227 żmo Ducha świętego, które Abdul otrzymał

i oblicze we śnie utwierdziło i dopełniło ich dzieła.

»Dziś, drogie dzieci, zasmucicie się, gdy wam dalćj opowiem historyą o Abdul Ma- sichu, gdyż teraz przychodzi do straszliwego morderstwa.« Tak rozpoczął dobry Ojciec Baptysta dalsze swe opowiadanie, gdy sie­

dział znów razem z swą małą gromadką w cieniu wysokich, cienistych Jaworów.

»Ojcze, opowiadaj, opowiadaj !« zawołał mały Melek i pociągnął czcigodnego gwar dyana za habit, w którego fałdach usiłował ukryć swą małą główkę, ażeby tern lepićj słyszeć.

Ojciec gwardyan wsadził naprzód, jak to zwykł był czynić, starannie swe rogowe okulary na nos, zażył tabaki, położył na ko­

lana książkę syryjską i tak dalćj opowiadał.

5. Jak tajemnica zdradzoną została podczas święta żydów i jak ojciec srogim zawrzał

gniewem przeciw Abdulowi.

Było to w piątek, w którym biskup chrześcijan udzielił Aszerowi Sakramentu Bie rzmowania; a więc w wigilią szabasu, w któ- rćj rozpoczęło się wielkie święto Żydów.

Lewi, ojciec Aszera, przygotował dla tego wspaniałą ucztę i zaprosił na nią wedle zwy­

czaju wielką liczbę przyjaciół i współwyznaw­

ców. Kiedy ci weszli do krużganku, pokazał im swe skarby, które nabył od kupców wschodu: stroje tkane perłami i drogiemi ka­

mieniami, miecze i sztylety, których rękojmie błyszczały brylantami. I życzyli mu szczę­

ścia, iż Bóg mu błogosławił i majątek po­

mnożył w jego ręku. Około wieczora po­

słał Lewi sługi swe na pola i kazał synom powrócić z pastwisk przed nadejściem szabasu.

Gdy i Aszer zabrał się do powrotu i stanął w pobliżu wspaniałego mieszkania ojca, zboczył z drogi i szedł do pokoi ma­

tki swój. Przy bramie atoli domu stali słu­

dzy ojca i widzieli go, jak szedł, wybiegli więc naprzeciw niemu i zaprowadzili go szybko na stołami zastawioną salą. Przy stole siedzieli Lewi, jego ojciec i żydzi, za­

proszeni na ucztę. Spojrzeli przed siebie i ujrzeli chłopca przekraczającego próg. Po­

nieważ spostrzegli kolczyk, błyszczący w jego

uchu, powstało w sali wielkie poruszenie.

Jak gdy wiatr wionie po wodach spokoj­

nych i powierzchnią ich poruszy i zamąci, tak i oblicza zebranych zachmurzyły się po­

nuro, ściągnęły się brwi ich. Ojciec zawołał głosem pełnym gniewu: »Aszerze, cóż to jest? Kto cię uwiódł i hańbę tę ci wyrzą­

dził? Czy nie wiesz, iż to jest zwyczajem niewolników pomiędzy żydami i znakiem poddaństwa u ludu naszego?«

Aszer podniósł głos swój jasny i pe­

wny i rzekł: »Nie wzruszaj się ojcze, wiem dobrze co mówisz. Ale i ja wiem, że zapi­

sałem się Chrystusowi jako niewolnik i pod­

dany na wieki, i że zostałem chrześcijaninem i pozostanę nim na zawsze.

Gdy to ojciec usłyszał, zapienił się w straszliwym gniewie, uderzył go zaciśniętą pięścią w twarz, rzucił go na ziemię pod stopy gości i deptał go, jak depce się ro­

baka na ziemi. Przyskoczyli goście i broniąc go, mówili: »Powstrzymaj się i nie zabijaj go!« Jest on jeszcze młody i duch jego o błąkał się. Daj pokój gniewowi na dzisiaj, ażeby spokój uczty nie został zakłócony, gdyż jest to dzień świąteczny i rozruch nie przystoi.«

Zapanował więc napowrót spokój na sali, goście usiedli znów do bogato nakry­

tego stołu i pochlebnemi słowy zapraszali chłopca, ażeby zajął wśród nich miejsce i jadł z nimi. Aszer jednak odmówił, odpo­

wiadając: »Nie zapominajcie, com był wy­

rzekł. Jestem chrześcijaninem i nie przystoi wyznawcy Chrystusa jeść przy jednym stole z Żydami.« Zawrzał na to na nowo gnie­

wem ojciec, a wstyd i wściekłość ledwo go nie udusiły. Jakoby pantera skoczył z miej­

sca, ażeby udusić chłopca, ale goście nie do­

puścili do tego, jeno schlebiając mu, rzekli do niego: »Chodź tu, drogie sercu naszemu dziecię, jedz z nami, a uśmierzy się gniew twego ojca, jak morze głębokie po burzy, i znów wszystko będzie dobrze. Patrz, chce­

my milczeć i nie szemrać z powodu nieusza-4 nowania prawa, które widocznóm jest w twych uszach, z powodu twego niedoświadczenia, godności święta i radości uczty. Bądź do bróm dzieckiem, Aszerze, chodź i jedz.

(Dalszy ciąg nastąpi.)

(4)

228 Przegląd powszechny prac misyjnych.

Przegląd powszechny prac misyjnych.

(Ciąg dalszy.)

W duszy Liebermanna nagle zajaśniało. Nie­

znany dotąd popęd, któremu nie mógł się oprzeć, opanował całe jego jestestwo i przekonał go, że przedsięwzięcie jego przyjaciół jest Bogu miłem, iż sam winien wziąć udział przy jego urzeczy­

wistnieniu, iż przyjdzie ono do skutku po niezli­

czonych trudnościach i poprze zbawienie tylu ty­

sięcy synów Chama, dla których dotychczas nic prawie nie uczyniono. Spowiednik jego, mąż za­

równo roztropny, jak pobożny i doświadczony, miał tę samą myśl. Jedynym środkiem przyjścia w pomoc ze skutkiem biednćj rasie murzynów było założenie kapłańskiego stowarzyszenia, ale jak miano je w życie wprowadzić? W czemże miał być pomocny Liebermann, cierpiący na kur­

cze i od kapłańskiej godności wykluczony kleryk?

Temu wszystkiemu miała zaradzić przyszłość;

chwilowo nie należało tego pierwszego natchnie­

nia zaniedbywać i wszystko w modlitwie Bogu poruczyć i jeżeli możliwe, zjednać dla niego innych gorliwych o zbawienie dusz młodzieńców z semi- naryum św. Sulpicyusza i reszty zakładów ducho­

wnych Francyi.

Ale źródło błogosławieństwa dla apostołowa­

nia pomiędzy poganami znajduje się w Rzymie u stóp namiestnika Chrystusa. Zanim więc dokła­

dnie rozważono środki i drogi wiodące do urze­

czywistnienia powziętego planu, postanowiono, ażeby Liebermann opuścił Rennes i udał się do wiecznego miasta i czekał tam na skinienie Boże, które jak z pewnością liczono wyjdzie od naczelnćj Głowy Kościoła.

Pokora Liebermanna, znajomość jego dróg Boga, który zwykł dzieła Swe, mianowicie mające na celu zbawienie dusz, znaczyć krzyżem Swego Syna Bozkiego, pokora, powtarzamy Liebermanna była za wielką, iżby nie miał być przygotowanym na wiele przeciwieństw i cierpień. One to nie miały braknąć i w wiecznem mieście; one to by­

łyby jego odwagę zachwiały, gdyby był nie po­

siadał jak najpełniejszej ufności w Bogu. W Rzy­

mie nie odpowiedziano nawet na memoryał, jaki był przesłał do kardynała-prefekta Propagandy i w którym wyłożył swe i przyjaciół zamiary i plany tyczące się nawracania pogan, szczególnie

niewolników; uważali nadto pomysł jego kapłani świeccy i zakonni w Francyi i w Rzymie, dawni Liebermanna dobrodzieje i przyjaciele i poważni doradzcy, a nawet ci, których sąd w sprawach takich mógł być uważany za miarodawczy, wy­

jąwszy jego spowiednika, za dzieło nierozważne, za zuchwałe, i ztąd go nie pochwalono i niem pogardzano. W Rzymie żył Liebermann w ukry­

ciu i ubóztwie. Mały pokoik na poddaszu domu obywatela Patryarchy był jego mieszkaniem. Tam to on modlił się, pracował i czekał na rozstrzy- gnienie, jakie miała powziąć Głowa Kościoła o je­

go przyszłćm apostolstwie. Liebermann znajdo­

wał się, jak się sam wyraża, u podnóża muru.

Bozkie kierownictwo doprowadziło go tamdotąd, ale dalej nie widział i nic tćż nie mógł działać.

Bo cóż innego miał czynić, jeżeli nie to, jak cier­

pliwie czekać, aż mur ten opadnie ? I w końcu runął on, piśmienna odpowiedź kardynała Franko- ni’ego, prefekta Propagandy pochwaliła pobożne postanowienie Liebermanna i jego przyjaciół, po­

święcenie się ich apostolstwu i zawezwała trzech tych mężów, ażeby wytrwali w swem postanowie­

niu. Co się tyczy Liebermanna, wyrażono na­

dzieję, że uwolniony zostanie z choroby a potem dopuszczony do przyjęcia święceń kapłańskich.

Tak więc przeciw wszelkiemu ludzkiemu oczeki­

waniu pokazał się palec Boży i miał się więcćj jeszcze późniój pokazać. Od dwóch lat nie miał Liebermann napadu zwykłej swój choroby. Głę boka jego atoli pokora wyrodziła w nim to prze­

konanie, że niegodnym jest kapłaństwa i tylko wyraźnie wypowiedziana wola Boża mogła go skłonić do tego, ażeby przyjął wyższe święcenia.

Ażeby poznać tę wolą, odbył pielgrzymkę z Rzy­

mu do Loretto. Trudno opisać tę pociechę, jakiój doznał w tóm świętóm miejscu i to światło, jakie otrzymał co do swego przeznaczenia i nowej kon- gregacyi. W Lorecie uczuł się Liebermann silnie pobudzonym do poświęcenia tój kongrega- cyi świętemu i Niepokalanemu Sercu Maryi,Jo czem poprzednio nigdy nie myślał. W ten sposób zo­

stała Królowa niebios, której Serce pełne jest mi­

łości i litości dla biednych grzeszników, Matką i Opiekunką misyonarzy, którzy wzięli sobie za

(5)

Przegląd powszechny prac misyjnych. 229 zadanie nawracać najbiedniejszych i najwięcój o-

puszczonych grzeszników do Jćj Bozkiego Syna.

Liebermann opuścił Rzym na początku Kwie­

tnia 1841 i został przez biskupa przyjęty do se- minaryum w Strasburgu, gdzie w ciągu lata roku 1841 otrzymał święcenie subdyakona. Święcenia kapłańskiego udzielono mu 20 Września tegoż roku w Amiens (czytaj Amię) gdzie znalazł u czcigo­

dnego biskupa ks. Mioland pierwszą osadę dla powstałej kongregacyi. Przez chwilę sądził, że powinien udać się z swymi towarzyszami do Nie­

miec, mianowicie do nadreńskich prowincyi. Na­

kłaniała go do tego głęboka religijność niemiec­

kich katolików: niedopuściły atoli do tego ówcze­

sne mało pomyślne czasy i inne okoliczności.

W Niemczech mało się w tym okresie czasu za­

palano do misyi zagranicznych i z tego to powo­

du pozostała kolebka kongregacyi na ziemi Fran­

cuzki ej. Ale jakże małym i skromnym był po­

czątek w tym domu w Amiens. Zaprawdę był to obraz apostolskiej pokory i zaparcia 1 Jeżeli przybył jaki nowy członek, to ustępował temu przybyszowi swój celi i łóżka starszy członek kongregacyi, a sam sypiał na jedynym stole, któ­

ry stał na sali jadalnej, a jeżeli i tego miejsca za­

brakło, to schody musiały służyć ku temu. Ka­

żdy członek był na przemianę sługą nowych Braci, nawet w kuchni odbywała się ta sama posługa.

Na przemianę też zakupywano żywność w mie­

ście ; noszono wodę ze studni wiejskiój, rąbano drzewo i robiono w ogóle wszystko, co się zwy­

kło robić w małem gospodarstwie.

Takimi to byli misyonarze biednych murzy­

nów. Było to, zaiste stwierdzeniem słów, jakie napisał Liebermann jednemu z swych uczniów w czasie, w którym naradzano się jeszcze w spra­

wie żałożenia kongregacyi: »My nie możemy w tej apostolskiej kongregacyi potrzebować dusz słabych. Potrzebujemy do celu naszego serc wielkich, które nie bacząc na żadne względy, go­

towe są znieść wszystko dla tern większej chwały naszego Bozkiego mistrza.* W przyjmowaniu zgłaszających się do kongregacyi postępowano tćż sobie bardzo ostrożnie: ,Nie podejmuję ża­

dnych starań, aby zdobywać członków; czekam, aż nam takich przyśle Pan winnicy i żadnemu nie odmawiam przyjęcia, który przychodzi pod zna­

kiem świętej woli Boga, gdyż zasadą moją jest to, że zdążam nie do mego, lecz Bożego dzieła.*

Tak mawiał Liebermann.

4. Pierwsze misye.

Przyjrzyjmy się teraz tym wielkodusznym misyonarzom, wyszłym ze szkoły Liebermanna, na polu ich pracy apostolskiej. Pierwszym kra­

jem, który otrzymał dobrodziejstwo Ewangielii świętćj, była ówczesna wyspa »Isle de France*

(czytaj II de Frans), dziś zwana wyspą św. Mau­

rycego, położona na południe Afryki. Żyło tam 80 tysięcy murzynów w zupełnem opuszczeniu religijnćm. Ojciec Laval, który połączył się z Liebermannem w seminaryum św. Sulpicyusza i wstąpił zaraz do małćj kongregacyi świętego Serca Maryi po jój powstaniu, był tej wyspy pier­

wszym apostołem. Pracował on i działał pomię­

dzy tymi murzynami przez lat 22 z nie do uwie­

rzenia gorliwością i skutkiem i umarł dnia 9 Wrze­

śnia 1864 roku, w święto św. Klawera, uważany za Świętego. Przywiązanie do niego chrześcijan, których pozyskał dla Jezusa Chrystusa, było tak wielkie, iż pragnęli być uważani za dzieci O. La- vala i pod tym nazwiskiem oznaczani, i dziś je­

szcze jest dla ich potomków zaszczytem, gdy ich nazywają dziećmi O. Lavala. Wiara w świętość, którą zyskał u nich apostoł ten przez swą gorli­

wość w modlitwie, przez umartwienie ciała i swoje poświęcenie, mianowicie w czasach zarazy, tak głębokie w duszy wszystkich zapuściła korzenie, iż murzyni w prostocie serca zwykli mawiać:

• Większego, nad O. Lavala Świętego być nie może; o większym też Świętym w książkach czy­

tać nie można." Podobało się też Bogu uczcić Swego sługę i grób jego cudami. Cześć odda­

wana na wyspie św. Maurycego temu apostołowi wzrasta z rokiem każdym. Kościół święty nie wydał dotąd jeszcze o nim wyroku, ale jego współbracia zakonni mają nadzieję czcić Ojca Lavala jeszcze kiedyś jako wzór apostolskiego powołania.

I położona w pobliżu św. Maurycego wyspa Bourbon (czytaj Burbon) otrzymała w pierwszych już latach misyonary św. Serca Maryi. Pierwszy towarzysz Liebermanna, Fryderyk Lewasser, roz­

wijał tam gorącą gorliwość i to z podziwienia godnymi skutkami. Z pomocą kilku członków zakonu założył w krótkim czasie kilka bardzo kwitnących parafii, tak, że już po kilku latach można było ustanowić biskupstwo.

(Ciąg dalszy nastąpi.)

(6)

230 Szczegółowe nowiny z misyi katolickich.

Szczegółowe nowiny z misyi katolickich.

Europa. Kapucyni. Za to, że Europa otrzymała od Azy i wiarę chrześcijańską, odwdzię­

cza się ona, wysyłając licznych pracowników do krajów azyatyckich i innych, aby wszędzie roz­

powszechniać Ewangielią, przez którą będzie zba­

wiony każdy, który w nią uwierzy. W Europie nastały zacne zakony, których członkowie uświę­

cają siebie i nawracają pogan. Jednym z nich jest zakon św. Franciszka, którego Kapucyjnji stanowią jednę część jego.

Zakon Kapucynów posiada w pięciu częściach świata 706 klasztorów. Liczba wszystkich człon­

ków wynosi 8385. Pomiędzy nimi są 3722 ka­

płanami, inni zaś klerykami lub laikami. Najno­

wsza prefektura apostolska jest Bethiah w Azyi u podnóża największćj góry całego świata, zwanćj Himalaya. W tćj prefekturze pracuje obecnie 13 Kapucynów z Tyrolu.

W Europie wiele istnieje "zakonów; liczba ich byłaby jeszcze większą, gdyby wszędzie za-

Uwolnienie świętego Piotra. (Objaśnienie na str. 239.) konom było wolno pracować. Lecz niestety za­

kon Jezuitów, Redemptorystów i inne zakony wy­

kluczone są z państwa niemieckiego, a i w innych krajach europejskich boją się zakonów bardziej, niż ognia. Jest to niesłusznym, bo zakony są fila­

rami nie tylko Kościoła, ale i monarchii i republi­

ki. Im liczniejsze zakony, tćm liczniejsi misyona- rze, tćm bardzićj szerzy się Królestwo Boże na świecie.

Przełożonym Kapucynów jest O. Bernard Andermatt w Rzymie. Posiadają oni oprócz tego jeszcze około dziesięć innych obszarów misyjnych.

Afryka. Uganda. (W dalszym ciągu swe­

go listu pisze wikaryusz apostolski ks. Hirth jak następuje:

W twierdzy dobrze się z nami obchodzono.

Podczas dwóch następnych dni prowadził kapitan układy z królem, który schronił się na wyspy Bulingug. Chciano, ażeby powrócił na tron pod warunkiem, ażeby zgodził się na chorągiew To­

warzystwa, która teraz stała się godłem prote­

stantów i oddał im w ręce główne urzędy kato­

lików. Dnia 26 otrzymali misyonarze pozwolonie do opuszczenia twierdzy, ażeby nakłonić króla do powrotu. Odprowadzono nas do Munyunyu.

Przekonaliśmy się, iż cały kraj wyludnił się. Wiel­

ka powstała radość, skoro nas ujrzeli ocalonych mieszkańcy. Król nie mógł myśleć o powrocie do Mengo; zostałby był niewolnikiem protestan­

tów. Katolikom pozostawał tylko wybór pomię­

(7)

Szczegółowe nowiny z misyi katolickich. 231 dzy odstępstwem, śmiercią i wygnaniem. Podczas

prowadzenia układów zebrał król około siebie lu­

dzi swych, którzy ze wszystkich stron kraju do niego zbiegali, sprowadził łodzie, które miały go przewieść do Buddu. Ale nie szło to tak bardzo szybko. Dnia 30 Stycznia nadeszło kilka łodzi z wysp Sesse. Już dnia poprzedniego wsiedli na czołno Ojcowie Brćas i Toulze. Udałem się raz jeszcze do króla, ażeby się z nim pożegnać. By­

ło to o 2-giej godzinie po południu. Na drodze do niego ujrzałem około 15 łodzi, jak z całą siłą płynęły ku wyspie. Zaledwie przybyłem do króla, a już spuścił się grad kuli na jego chatę. Była to mitralieza, która strzały swe połączyła z ku­

lami, puszczanemi ze zbliżających się łodzi. Król ujął mnie za rękę i pociągnął za sobą. Uciekło z nami wiele niewiast i dzieci; wiele legło trupem.

Prędko dostaliśmy się na przeciwległy koniec wy­

spy, gdzie nas kule dosięgnąć nie mogły. Jakież widowisko! Było tylko mało łodzi pod ręką, na­

tomiast 3 do 4 tysiące ludzi, którzy rzucili się w wodę, ażeby dostać się do łodzi. Króla gwał­

tem wrzucono do łodzi; musiałem i ja za nimi pójść, nie mogąc myśleć o sześciu pozostałych współbraciach. Z środka jeziora ujrzeliśmy pło­

mienia ognia, które oznajmiały obecność nieprzyja­

ciela na wyspie. Nasi bronili ją dzielnie, piędź po piędzi ziemi; tam stał Mjasi z resztą naszych najmężniejszych ludzi: z Fundi, Kangao i Kaggo.

Zajęli oni stanowisko w lesistćj kończynie wyspy.

Strzelanie trwało do nocy.

Resztę Ojców odtąd już nie widziałem. Opo­

wiadano mi, że przy pierwszych strzałach pobiegli także do łodzi, ale znaleźli już tylko jednę z nich, łódź była już zapełniona, pękła i Ojcowie wpadli w ręce nieprzyjaciół, którzy ich ze wszystkich rzeczy obrali. Dzieci misyjne trzymano jako jeń­

ców w twierdzy. Pod osłoną nocy schronili się na stały ląd ci wszyscy, którzy nie polegli na wyspie. Naszćj przepełnionej łodzi groziło każdćj chwili niebezpieczeństwo przewrócenia się; ostatnia nadzieja Ugandy, król jćj i biskup mogli znaleźć śmierć w nurtach wody! Na brzegach stało wszystko w płomieniach; przez dni dwadzieścia grasował pożar po całym kraju. Przepędziliśmy noc i dzień na wodzie, bez spoczynku i pokarmu, a wylądowaliśmy wreszcie w Sesse. Król udał się w dalszą drogę na południe od Budda, a myśmy wyruszyli do Kagera i granicy terytoryum nie­

mieckiego. Nie jest to miejsce wygnania, raczej nowa ojczyzna; od dni kilku napływa tu coraz więcej wychodźców, począwszy od granic Unjo- ros i brzegów Nilu. Całe Budda jest katolicką prowincyą, protestanci mimo ich lepszego uzbro­

jenia zostali wypędzeni.

Mówiąc po ludzku, znikły wszelkie nasze na­

dzieje. Ludzie nasi rozproszyli się, zabitych jest wielu dowódzców, wszystkie stacyc nasze poni­

szczone, kościoły nasze popalone, kobiety i dzieci tysiącami uprowadzono, nawet mahometanie nigdy

tylu nie zamienili na niewolników. Wszystkie chrzty zostały odłożone, przeszło 5 tysięcy osób byłoby w roku tym ukończyło swój czteroletni czas próby, a prócz tego było by jeszcze pozo­

stało około 50 tysięcy katechumenów.

Mimo to wszystko mam ufność, że Bóg wzbudzi wiarę nad jeziorem Wiktorya, wbrew usiłowań Towarzystwa wschodnio-afrykańskiego, zmierzających do oddania nas pod jarzmo maho- metańskie. Ostatnie listy kapitana Lugarda, pi­

sane do króla Mwanga mieściły w sobie groźbę oddania Ugandy królowi mahometańskiemu Bagan- dy, nazwiskiem Mbogo. Wszystkie konferencye europejskie nie odwróciły smutnego losu od na­

szych biednych murzynów. Gdyby król Mwanga był wolnym ostatniego roku w swćm działaniu, nie byłoby już obecnie mahometańskiego państwa i byłby tćż ustał handel niewolnikami. Ale ofice­

rowie angielskiego Towarzystwa nie zmierzali do tego. Jeden z nich rzekł otwarcie do mnie w tych dniach: ,Z trzech sekt, mieszkających nad jezio­

rem, protestantów, katolików i mahometan wolę tych ostatnich daleko więcej! I w rzeczy samćj kazał też mahometanom wybudować twierdzę, meczet i szkołę. Moralność protestantów jest tak nizką, jak mahometan; kurzą w fajkach namiętnie konopie, które pociąga te same za sobą smutne następstwa, co opium.

Wedle ostatnich wiadomości nie chcą Anglicy pozostawić na własność królowi Mwanga Buddu.

Wmawiają w niego i usiłują go nakłonić do tego, aby nie zważał na słowa katolickich kapłanów.

Bądź Wasza Eminencya tak łaskaw odpowiedzieć na miotane na nas oszczerstwa i wzbudzić dla nas litość u wiernych, gdyż my wiele straciliśmy. Od trzech tygodni nie mogłem mieć Mszy św. i mo­

dlić się na brewiarzu.«

Tak brzmi ten długi zajmujący list, jaki po wypadkach w Ugandzie napisał wikaryusz apo­

stolski, ks. Hirth, do kardynała Laviżerie. Czy­

telnicy .Misyonarza* przekonają się z pisma tego, jaka to klęska spotkała misyonarzy i Kościół ka­

tolicki w kraju Uganda. Tamtejsi protestanci wraz z braćmi swymi po wierze z Anglikami zniszczyli od razu te wszystkie zbawienne owoce, jakie wydała katolicka gorliwość dzielnych misyo­

narzy w tym kraju. Bez Anglików nie byliby protestanci Ugandzcy niczego dokazali; wielki kraj murzyński nawrócony na katolicyzm, byłby rychło zakwitł, byłoby rozwinęło się rolnictwo, handel i przemysł, rozszerzyła się oświata i w A- fryce byłoby się ugruntowało i utrwaliło wielkie, oświecone państwo iście chrześcijańskie. Anglicy wszystko zniszczyli. Niczem w oczach ich wiara Chrystusowa, niczem oświata 1 Pieniądz i tylko pieniądz jest u nich Bogiem. Anglicy sprzymie­

rzają się z wrogami krzyża Chrystusowego, z ma­

hometanami, byle tylko zapchać kieszeń swą pie­

niędzmi. Anglicy stawają w drodze szlachetnym usiłowaniom państw europejskich, które pracują

(8)

232 Szczegółowe nowiny z misyi katolickich.

w Afryce nad zniszczeniem handlu niewolnikami.

Anglicy schlebiają mahometanizmowi, sprzedają mu broń, trują jego wyznawców, sprzedając mu opium. Czynią to wszystko gwoli tych nieszczę­

snych pieniędzy. Straszliwa ta angielska polityka.

Pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy 1 Anglicy mają mały kraj swój własny a bogactwo swe czerpią z nędzy, biedy i ciemnoty ludów maho- metańskich, których miliony milionów mają pod swem panowaniem. Jak tylko te ludy przyjdą do rozumu, jak tylko zmiarkują, że Anglicy to naj­

więksi ich wrogowie, wtedy biada Anglikom I Wszystkie państwa na świecie, choćby najpotę żniejsze, runąć i upaść muszą, jeżeli nie prowadzą moralnej, uczciwej polityki. Wszechmogący zli­

tuje się nad Afryką, nad milionami tego czarnego plemienia, które tępi mahometanizm i jego sprzy­

mierzeniec, łakomy Anglik.

Afryka zachodnia graniczy z Oceanem Atlantyckim. Na o-

gromnem tym wy­

brzeżu rozmaite pań­

stwa mają swoje po­

siadłości, pomiędzy niemi też państwo niemieckie. Kraj ten nazywa się To­

go. Moglibyśmy go uważać za kró­

lestwo, bo całe To­

go jest tak wielkie, jak królestwo Ba­

wary! i posiada wła­

sny rząd.

Mieszkańcy wy­

brzeża Togo są mu­

rzynami. Murzyni zaś wyłącznie nieo­

mal są poganami. Osobliwie od tego czasu, jak Togo zabrane zostało przez państwo Niemieckie, misyonarze protestanccy pracują w kraju. Nieda­

wno po długich zabiegach i usiłowaniach rząd niemiecki dozwolił katolickim misyonarzom także opowiadać Ewangielią. Wprawdzie ubolewamy wielce, że w jednym kraju misyonarze dwojakiego wyznania pracują. Biedni krajowcy nie wiedzą, czy mają uwierzyć protestanckim, czy katolickim misyonarzom. Misyonarze katoliccy potrzebują wiele nauki, aby przekonać murzynów o nieomyl­

nej wprawdzie wierze katolickiej, Gdyby sami wyłącznie pracowali, wieleby lżejsze zadanie było, lecz cóż tu robić ? Położenie trudne, nikt zmienić go nie potrafi, dla tego to misyonarzy katolic kich tern bardziej powinniśmy uwielbiać, im wię­

ksze trudności muszą zwyciężać.

Ksiądz Schaefer stoi na czele misyonarzy katolickich pracujących w Togo. Misya została powierzoną misyonarzom z Kongregacyi Steylskićj.

Steyl jest, wiedzieć trzeba, miasteczkiem w Hol landyi położonćm, gdzie znakomita Kongregacya

misyjna przez czcigodnego księdza Jansena zało­

żoną została. Misyonarze Steylu pracują już w Chinach, a obecnie otrzymali Togo w Afryce zachodnićj.

Podajemy tu opis uroczystości, poprzedzający wyjazd tych głosicieli Ewangielii świętej z Steylu do Togo.

Dnia 16 Lipca 1892 przybył Najprzewiele- bniejszy Arcybiskup Koloński Dr. Filip Krementz z Kolonii do Steylu. Na dworcu kolei żelaznej powitał go ks. Janssen, fundator i przełożony ca­

łego zakładu misyjnego w Steylu i zaprowadził go do domu misyjnego, ślicznie ozdobionego kwiatami i wieńcami. Z wieży powiewały cho­

rągwie. Domy miasteczka także były pięknie o- zdobione zielenią i kobiercami. Wszędzie pano­

wała radość z przybycia arcypasterza.

Arcypasterz wstąpił do domu, powitany przez jednego ze starszych księży. W odpowiedzi o-

świadczył Arcybi­

skup, jak bardzo się cieszy, że tu się kształcą misyonarze dla Afryki i krajów pogańskich i ile mo­

żna, będzie popierał zakład misyjny.

Dnia 17 Lipca przybyli członkowie Związku Afrykań­

skiego. Przypomi­

namy tu czytelnikom naszym, że nieda­

wno w Niemczech założony został Z wiązek Afrykański, aby zbierać jałmu­

żnę dla Afryki i kształcić odpowiednich misyonarzy. Ponieważ Kongregacya Steylska może już członków swoich wysyłać do Afryki, przeto Związek Afrykański ją popiera pieniędzmi i radą. Dla tego tćż dzisiaj przybyli do Steylu członkowie należący do za­

rządu wspomnianego związku. O godzinie 9 za­

częła się uroczysta Msza święta, przez Arcybi­

skupa celebrowana; kapłani Kongregacyi Steyl- skiej licznie przy niej asystowali.

Podczas Mszy świętej pontyfikalnćj śpiewano

»Ecce sacerdos magnus« »oto wielki kapłan« i

•jubilate Deo« »radujcie się Panu.« Po stronie stanęli misyonarze przeznaczeni do kraju Togo, dwaj kapłani i trzćj laicy. Jeden z nich miał ka-.

zanie, w którem ogłosił swoją i swych współbraci uciechę, że mogą iść do kraju nieznającego jeszcze Jezusa Chrystusa. »Idziem,* rzekł, »do owego kraju Afryki, który Zbawicielowi naszemu, prze­

śladowanemu przez Heroda króla, w Egipcie zgo­

tował schronienie. Pan będzie pociechą i obroną naszą. Jeżeli wasze modlitwy popierać nas będą, ufamy mocno, że przynajmniej kilku murzynów Okowy świętego Piotra. (Objaśn. na str. 240.)

(9)

Przemienienie Pańskie. 233

Przemienienie Pańskie.

(Objaśnienie na str. 240.)

(10)

234 Szczegółowe nowiny z misyi katolickich.

zyskać będziemy mogli Chrystusowi Panu. W misyj­

nym krzyżu, który nam wręczy Przewielebny Arcy- pasterz nasz, będziemy mieli stalą pociechę w bu­

rzach tego życia; z krzyżem żyć i umierać chcemy.«

Tak przemówił z serca do serca misyonarz.

Po południu o 3-ciej godzinie było ostatnie pożegnanie z bracią. Po krótkiem nabożeństwie z błogosławieństwem Arcybiskup przemówił do misyonarzy, wskazując słowami pełnemi zapału na trudy i dolegliwości, jakie ponosić mają w po­

wołaniu misyjnćm. »Opowiadajcie,» tak zakończył,

»biednym poganom radosną nowinę o ukrzyżowa­

nym Zbawicielu świata.« Potem wręczył każde­

mu z nich krzyż misyjny, którym ozdobieni obe­

szli w procesyi ganki kościoła.

Po rzewnych śpiewach uklękli po raz ostatni przed ołtarzem Najświętszej Panny Maryi, serde­

cznie prosząc: »Królowo misyonarzy, módl się za namiI' Łzy płynęły z oczu, gdy ku wieczo­

rowi weszli do pojazdu, który z miłego Steylu odwiózł ich na dworzec kolei żelaznej. »Zostań­

cie z Bogiem, zostańcie z Bogiem 1« były ich osta­

tnie słowa.

Dwaj kapłani odjechali najprzód do Berlina, gdzie zyskali osobliwy protektorat dla swej mi- syi; potćm pojechali dalej do Hamburgu, gdzie trzej laikowie już ich oczekiwali; z Hamburgu u- dali się przez okręt, aby przez Ocean Atlantycki do­

trzeć do nowej ojczyzny. Szczęść im Boże w Togo I Niedaleko od Togo leży także na wybrzeżu zachodniej Afryki murzyńskie królestwo Daho- mej. Król Dahomeju jest wielkim okrutnikiem.

Zawiązał on z Francyą przyjazne stosunki i wpu­

ścił do kraju swego misyonarzy katolickich. Ci musieli natychmiast walczyć przeciw zabobonom pogańskim, szerząc wiarę Chrystusową.

Za Bozką pomocą misya w Dahomeju pię­

knie się rozwinęła. Zakonnice założyły szkółkę dla dziewcząt i jak piszą »Roczniki*, urządziły ładną wystawę robót kobiecych. Uczennice tak postąpiły w nauce, że nawet odegrały komedyjkę (teatr). Misyonarze zbudowali obszerny kościół, 25 metrów długi i ukończyli go szczęśliwie. Mu­

rzyni pogańscy zaczęli poznawać katolicką wiarę i zgłaszać się do Chrztu św.

Misyonarze ponosili wszelkie trudy, aby o- świecać ciemnokolorowych krajowców, pogrążo­

nych w grubych zabobonach. Oto przykładI Jak w całej Europie i nawet na całym świecie, tak też w Dahomeju wybuchła choroba nowa, nazy­

wana »influenza.* Wiele Dahomejczyków rozcho­

rowało się i pomarło. Cóż czyni król pogański?

Wezwał swoich czarnoksiężników i zapytał ich, na kogo spada wina choroby. Odpowiedzieli oni, że pewna kobieta stara i garbata przez sztuki czarnoksiężnicze wywołała chorobę. Król natych - miast nieszczęśliwą kobietę skazał na śmierć i zo­

stała, pomimo, że była wcale niewinną, okrutnie zamordowaną. Trupa powieszono, ażby przestała choroba. Lecz trup się rozpadł w kawałki, cho­

roba zaś nie przestała. Chociaż poganie widzą, że niewinną zamordowali, czy zaniechają swych zabobonów? Bynajmniej! Tylko nauka misyona­

rzy może ich przekonać, że choroba jest klęską od Boga zesłaną, a nie przez biedną kobietę spo­

wodowaną.

Misyonarze patrzeli radośnie na dojrzewające żniwo ewangieliczne. Ale piękne widoki wkrótce się zaćmiły. Dahomejski naród powstał przeciw chrześcijanom, którzy pouciekali. Dotąd nie wia­

domo, jakie ciosy nieszczęścia na nich spadły.

Jest zaś rzeczą niezaprzeczoną, że misya katolicka w Dahomeju wielkie klęski poniosła.

Australia. Najmniejszą częścią świata jest Australia, do którćj należą wyspy niezliczone. Nie­

które z tych wysp są tak wielkie jak Francy a lub jak królestwo pruskie; inne zaś są maleńkie i do­

starczają pomieszkania tylko dla szczupłej liczby ubogich rybaków plemiona Papuasów.

Ow kraj daleki, nieznany i ciemny, obrali mi­

syonarze Najświętszego Serca z Issudun, jako pole do opowiadania Wiary św. Biskup Navarre jest gorliwym apostołem Papuasów. Nie lekka tam praca, bo Papuasi są chciwi i okrutni. Tak na- przykład trzy statki angielskie, które wpadły w ich ręce, zostały do szczętu złupione. Wszystkim prawie ludziom połamano nogi, potćm ich upie­

czono i zjedzono.

Oprócz tego klimat kraju tego jest dla euro­

pejskich misyonarzy naszych bardzo zaraźliwy, niezdrowy, wiele Europejczyków pada jego ofiarą.

Pomiędzy wyspami należącemi do Australii odznacza się wielkością i dzikością mieszkańców wyspa Nowa Gwinea. Świecki gubernator, który odwiedzał zakłady misyjne misyonarzy Naj­

świętszego Serca, publicznie oświadczył swe za­

dowolenie i podziwienie z powodu prac apostol­

skich. Do niebezpieczeństwa klimatu należy też trzęsienie ziemi, jakie częścićj się zdarza w Au­

stralii. Nastąpiło ono niedawno na wyspie San- gir, zamieszkałej przez dwanaście tysięcy mie­

szkańców. Trzęsienie ziemi jest tu klęską, która często spada na tę wyspę. Tak naprzykład w roku 1883 cała wyspa Krakatau przez trzęsie­

nie ziemi zapadła się w morze, a z nią utonęło 30,000 ludzi! Wyspa Tambora w innym roku częściowo także się zapadła; morze zahuczało i w okamgnieniu zatopiło 10,000 ludzi. Podobnie i wyspa Sangir zapadła i zniknęła w morzu.

Wszyscy mieszkańcy w okamgnieniu stali się ofiarą trzęsienia ziemi. Oprócz tego wiele czółen i o- krętów, które dobijały do wybrzeżu wyspy, po- tonęło w morzu.

Takim to krajem jest Australia i wyspy do niej należące. Któż tu nie widzi, że misyonarze udający się do zaraźliwego kraju nietylko ze stro­

ny dzikich Papuasów, lecz nawet ze strony ży­

wiołów natury na niebezpieczeństwo śmierci są wystawieni. Chwała im, żc ofiarują życie swe, aby dusze mieszkańców Australii zyskać dla Chrystusa.

(11)

Karol Miarka, twórca obudzenia się ludu katolicko - polskiego na Górnym Szlązku. 235

Karol Miarka,

twórca obudzenia się ludu katolicko-polskiego na Górnym Szlązku ze snu wiekowego.

Dnia 9 Lipca r. b. obchodziło w Bytomiu na Górnym Szlązku wydawnictwo »Katolika*

25 letni jubileusz założenia tegoż pisma. Polskie gazety na Górnym Szlązku i w innych stronach polskich wychodzące podały już opis tej pochwały godnej i pięknej uroczystości. »Misyonarz kato­

licki* opisu tego powta- rzaćnie będzie, bo nie jest pismem politycznem, a jeżeli wspomina o tym jubileuszu »Katolika,»

to jedynie dla tego, że łączy on się ściśle z na­

zwiskiem męża, który pierwszy począł upra­

wiać to pole, na które­

go jednym obszarze pracuje i »Misyonarz,«

jako niwie, dającej grunt i właściwy pokarm dla wzrostu tych kiełków, które wydać mają w przyszłości zbawienne owoce.

Mężem tym jest Ka­

rol Miarka, który pier­

wszy poczuł i zrozumiał, iż kto na Górnym Szlą­

zku a i w innych kra­

jach polskich chce pra cować dla ludu katoli­

cko-polskiego, ten wi­

nien pracować na grun­

cie wiary katolickiej, która z duszą jego na­

rodową tak ściśle jest połączoną, iż rozerwa­

nie dwóch tych życio­

dajnych pierwiastków Bożych nie tylko nic

nie zbuduje, ale nawet rozwali i zburzy do szczę­

tu te resztki budowy, które Opatrzność Boża od ostatecznej ochroniła ruiny.

Wielka ta myśl, wyszła z duchami serca ś. p.

Karola Miarki, stała się następnie podwa­

liną, na którćj poczęli późnićj pracować równie jak i on mężowie szlachetni i społecznie mądrzy w innych dzielnicach polskich. Na tę oto główną

i przewodnią ideję całego życia i działania K a- r o 1 a Miarki wskazuje jeden z jego towarzy­

szów pióra, towarzyszów cierpień, trosk i bólów i promiennćj zawsze nadziei, opartćj na głębokićj wierze i w dalszą pomoc Bożą, i tej miłości dla ludu katolicko - polskiego, który w Bytomiu świę­

cąc 25 tą rocznicę zało­

żenia .Katolika,' święcił zarazem pamięć tego, co jest twórcą tegoż ludu obudzenia ze snu wiekowego.

Ten to towarzysz ś. p. Karola Miarki nie ma zamiaru kreślić tutaj jego żywota, pra­

cy i zasług, chce jeno niniejszem dorzucić je­

den a najważniejszy li­

stek do wieńca, jaki mu uwito w Bytomiu.

»Misyonarz katolic­

ki,* lub inne z pism wydawnictwa syna ś. p.

Karola Miarki, ró­

wnież Karola, który pracuje nadal w duchu rodzica swego, poda w odpowiednim czasie dokładny obraz życia i zasług tego narodo­

wego a pierwszego mi syonarza na Górnym;

Szlązku, w tej chwil zamieszcza jego skro­

mny wizerunek, pra­

gnąc gorąco, ażeby lud górnoszlązki, w o- góle polski miał zawsze przed oczyma postać

|| swego J wielkiego, serdecznego przyjaciela i drucha, obrońcy praw swych najświętszych, a za­

razem budowniczego, który pierwszy nakreślił plan i rzucił fundamenta pod gmach, mający stać się kiedyś »arką przymierza między dawnemi a młodszemi laty,* i w której »lud składa broń swego rycerza, swych myśli przędzę i uczuć kwiaty.*

(12)

236 Wiadomości ze wszystkich części świata.

Wiadomości ze wszystkich części świata,

tyczące się Kościoła katolickiego i sprawy socyaluej.

„Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi,“ — „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj.“ Któżby z chrześcijan w ogólno­

ści, a chrześcijan- katolików w szczególności nie znał tych dwóch próśb naszego codziennego pa­

cierza, tćj modlitwy Pańskićj, zaczynającej się od słów: »Ojcze nasz.* W dwóch tych prośbach błagamy Boga, ażeby wszechmocą Swą to spra­

wił, iżby tu na ziemi działo się wszystko wedle woli Jego, i dał nam tyle chleba, to jest poży­

wienia, ile potrzeba do pełnienia woli Jego, wy­

rażonej w Przykazaniach Jego Bożych i świętego Jego Kościoła. Człowiek bowiem, to stworzenie Boże, składa się z duszy i ciała. Ażeby dusza człowieka żyć zaś mogła i była zdrową, potrze­

buje pożywienia; ażeby ciało jego żyć mogło, po­

trzebuje też pokarmu — chleba i tego wszyst­

kiego, co siły jego utrzymuje w zdrowiu i czerst- wości. Dusza i ciało tak są z sobą ściśle połą­

czone, że zdrowie duszy oddziałuje, wywiera do­

bry wpływ na ciało, a zdrowie ciała nie jest bez pożytku dla duszy. A że dusza człowieka więcej znaczy od ciała, bo jest nieśmiertelną, dla tego to dbać więcej winniśmy o zdrowie duszy, aniżeli o ciało, które jest tylko schroniskiem, mieszkaniem duszy. Przy zdrowiu też duszy bez porównania bardzićj możemy być szczęśliwymi już tu na ziemi, aniżeli przy zdrowem, silnćm ciele, w któ­

rym chora, to jest grzeszna dusza mieszka.

Te wypowiedziane powyżej prawdy niechaj każdy z czytelników »Misyonarza« raz jeszcze so­

bie przypomni i bliżćj je zbada, a przekona się że nic tu nowego nie twierdzimy, że te zdania 0 duszy i ciele człowieka są stare, jak świat, 1 zgodne są z rozumem ludzkim i wiekowem do­

świadczeniem. Jeżeli te ogólne prawdy tutaj po­

wtarzamy, to tylko dla tćm lepszego zrozumienia tego, co poniżćj podajemy w dzisiajszym prze­

glądzie »Wiadomości ze wszystkich części świata, tyczących się Kościoła katolickiego i sprawy so- cyalnćj. *

Te zaś wiadomości tyczą się ciała i duszy człowieka, jako i spraw ściśle z sobą połączonych, tak jak połączoną jest dusza z ciałem. Pisząc o duszy, potrącać zawsze musimy o ciało i na od­

wrót. Wszystko też, co ludzie na tym świecie podejmują dla dobra ciała, odnosić się winno przedewszystkiem do duszy, a co ludzie, miano­

wicie ustanowiony przez Chrystusa Boga Kościół podejmuje dla duszy, wychodzi dla dobra ciała człowieka. Od dawna już piszą gazety

0 sprawie socyalnój, której nie należy mie­

szać z sprawą socyalistyczną. Są to dwa różne pojęcia, zawarte w dwóch wyrazach, niby to po­

dobnych do siebie, a jednak bardzo różnych od siebie. Sprawa socyalna, po polsku społeczna, obejmuje w sobie wszystko to, co się odnosi do ziemskiego, cielesnego życia człowieka, a przez sprawę socyalistyczną rozumieć należy fałszywą, zgubną i bezbożną naukę tych ludzi, co nie wie­

rzą w Boga i Syna Jego Chrystusa Pana, co po­

wiadają, że dusza ludzka umiera tak samo, jak ciało. Tych to ludzi nazywamy socyalistami, a to, czego oni uczą, czego żądają, jest sprawą socya­

listyczną. W tćj to

Sprawie socyalistycznćj zabrało w tych dniach głos bardzo ważny dwóch mężów, z któ­

rych jeden jest mężem świeckim i niekatolikiem, tylko protestantem, czyli ewangielikiem, a zajmuje bardzo ważne stanowisko, bo jest obecnie pru­

skim ministrem oświecenia i wyznań religijnych.

Nazywa się on Bosse, mąż uczony, mający nawet tytuł doktora. Drugi z tych mężów jest dostoj­

nikiem kościelnym, biskupem, w znanćm mieście Trewirze, ks. Komm. Rzecz więc, o którćj tych dwóch mężów mówiło, jest ciekawa a i wielce po­

żyteczna i przyczyni się nie mało do wyjaśnienia sprawy socyalnej i socyalistycznćj.

Najprzew. ksiądz biskup dr. Komm, ob­

jeżdżając swoją dyecezyą celem Bierzmowania, przybył dnia 10 b. m. do miasta Mayen, poszedł tam na posiedzenie Towarzystwa czeladzi kato­

licki ćj i przemówił do zebranych tamże majstrów, czeladzi i terminatorów. Na wstępie przypomniał, że katolicy mogą jedynie pokonywać niebezpie­

czeństwa życia bronią Wiary św., nadziei i mi­

łości i tak dalćj mówił:

»Duch niewiary ogarnia świat, socyaliści przyrzekają robotnikom inne niebo, jak to, które Zbawiciel nam obiecał. Już tu na ziemi każą oni robotnikom szukać nieba. Jest to niedorzeczno­

ścią, bo na ziemi nieba nie ma. Ziemia jest miej­

scem ciągłćj walki; każdy człowiek cierpieć musi, ażeby zyskać wyższe szczęście i przyjść do nieba.

Serce człowieka pragnie szczęścia, ale tego szczę­

ścia nie dadzą mu żadne skarby świata, bo to serce będzie wtedy dopiero zadowolonem, jeżeli w niem zamieszka Bóg. Człowiek urodził się dla nieba i tylko Bóg może serce jego zadowolnić.

Ciężkiem jest zaprawdę powołanie robotników, ale taka jest wola Ojca niebieskiego. Sam Syn Boży został robotnikiem, ażeby dowieść, że robota nie hańbi człowieka, lecz uszlachetnia. Zresztą wszy­

scy ludzie są robotnikami, jedni w tćj, drudzy w owej gałęzi pracy. Robotnicy są najsilniejszą podporą państwa. Katoliccy robotnicy, widzą w królu posłannika Boga, stróża porządku społe­

cznego. Różnice w społeczeństwie być muszą

(13)

Wiadomości ze wszystkich części świata. 237 i próżną i niedorzeczną jest robota socyalistów,

którzy te różnice, różne stany w społeczeństwie chcą znieść. Zbawiciel już powiedział, że biedni będą zawsze na świecie. Prawdziwi katolicy nie mogą być nigdy rewolucyonistami, burzycielami, porządku społecznego, gdyż religia nasza naka­

zuje nam, ażebyśmy wszędzie popierali ustrój spo­

łeczny, to jest starali się być najlepszymi oby­

watelami państwa.*

Następnie mówił Najprzew. ks. biskup o o szczędności, jako o jednym ze środków, przy po­

mocy których może robotnik polepszyć swą smutną dolę. »Ileż to pieniędzy tak wywodził,

»nie wydają ludzie niepotrzebnie w niedzielę na pijatykę i inne niepotrzebne rzeczy 1 Niechajby tylko każdy obliczył, ileby to oszczędził, gdyby n. p. od 17 do 24 roku życia wydawał pieniądze jedynie na niezbędnie potrzebne rzeczy. Ładnie to wygląda, jeżeli kto chodzi w nowej krawatce albo w nowym kapeluszu, ale byłoby lepiej, o- szczędniej się w tym względzie urządzić. Nadto nie trzeba za wiele chodzić na zebrania i nie pić za wiele, ale robotnicy niechętnie takich rad słu­

chają. Wolą oni, jeżeli im socyaliści prawią:

»Wy wszyscy jesteście uciśnionymi, nie pozwą łajcie na to, ażeby z wami robiono, co się komu podoba, lecz powstańcie i patrzcie, co my wam to obiecujemy, przyłączcie się do nas, my zwy­

ciężymy, a wtedy zostaniecie milionerami.* — »Ta­

kiej mowy* mówił dalej ks. biskup, »chętnie nie­

którzy słuchają, ale ta mowa nie jest mową chrześcijan. Położenie robotników jest pod wielu względami niezadowalającem; maszyny poprze­

wracały stosunki robotnicze do góry nogami i pogorszyły byt robotników. Stare korporacye poznikały, a nie utworzono w ich miejsce nic od­

powiedniego. Potrwa może jeszcze dość długo, zanim praca zyska zasłużone uznanie.'

W końcu wezwał ks. Biskup rodziców i maj­

strów, aby młodzież wychowywali w skromności, w przestrzeganiu przykazań Bożych, a wtedy Wszechmogący błogosławić będzie rodzicom i warsztatom i wtedy to spełnią się słowa, że na złotym gruncie pracy powstanie dobrobyt naro­

dów. »Pracujmy na ziemi, walczmy i cierpmy, a po śmierci połączymy się w niebiesiech do wie­

cznego Alleluja.* Zebrani licznemi oklaskami po­

dziękowali swemu Najprzew. Pasterzowi za to przemówienie w tćj sprawie socyalnćj i socyali- stycznćj, obejmującej w sobie prawdy, na które

»Misyonarz* przypomniał na czele artykułu, przy­

taczając dwie prośby z naszego codziennego pa­

cierza: »Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi' i »Chleba naszego daj nam dzisiaj.*

Minister dr. Bosse, choć protestant, ale jako wierzący chrześcijanin, tak samo, jak biskup ka­

tolicki dowodzi, że tylko miłość chrześcijańska, zasady chrześcijańskie zdolne są rozwiązać kwe- styą socyalną, to jest tak urządzić stosunki spo­

łeczne, iżby wszyscy ludzie, o ile to jest możli-

wem na tćj ziemi, mieli tyle chleba powszedniego, ile im potrzeba do życia, mogli pełnić wolą Bo­

żą i praćować na zdrowie i zbawienie duszy. Ten minister tę rzecz swoją wyłożył w liście do przy­

jaciela swego, tak pisząc: »Jest to błędem, a nawet niegodnem matactwem, jeżeli się chce w lu­

dzi wmówić, iż samopomoc, to jest sama praca ludzka, bez Boga, może rozwiązać sprawę spó- łeczną i ludzi uszczęśliwić. Tego chcą przeci­

wnicy chrześcijaństwa, ale nie dopną swego nigdy. Trzeba sobie tylko przypomnieć, że za czasów Chrystusa ta sprawa społeczna była wię- cćj rozpaczliwą, gorszą, niż dzisiaj. Nędza sług, w ogóle robotników była w starożytnym świecie większą, niż dzisiaj. Chrześcijaństwo zniosło nie­

wolnictwo, uzacniło kobietę, przekształciło ro­

dziny, uszlachetniło pracę, wyrobiło inne uczciwe pojęcie o własności i majątku. Socyaliści oszu­

kują tylko ludzi, chcąc ich przekonać, że nauki ich, jak zniesienie własności, i inne ich głupstwa, wygnają biedę ze świata i uleczą wszystkie cho­

roby społeczne. Takiemi środkami — mówi mi­

nister — pogorszy się tylko zła dola robotnika i sprowadzi się wielką klęskę na całe społeczeń­

stwa i państwa. Ażeby złemu zaradzić, potrzeba ludzi wewnątrz poprawić, a na to jednym lekar­

stwem jest chrześcijańskie odrodzenie spóleczeń- stwa. Bez tego lekarstwa chrześcijańskiego nie załatwi się palącej sprawy socyalnćj.* Minister w słowach tych uczonych, wypowiedział to samo, co biskup trewirski. Mówi on, że i najlepsze u- rządzenia społeczne i państwowe nie zapobiegną biedzie i nędzy ludzi, bo biedni zawsze będą i tylko miłość bliźniego, którą nakazuje Chrystus Pan, zdolną jest osłodzić los tych, którzy nie mają tyle do życia, ile potrzebują. Jeżeli bogacz bę­

dzie miał w sercu miłość bliźniego, to starać się sam będzie o to, by biedny i nędzarz nie cier­

piał głodu, miał się w coś ubrać, i mógł żyć jako człowiek. A więc trzeba być prawdziwym chrze­

ścijaninem, wierzyć w Boga, pełnić nakazane przez Niego przykazanie miłości, a zniknie wtedy wielka bieda, wielka nędza, i ludzie przestaną mówić i pisać o sprawie społecznej, wtedy i socyaliści nie będą mogli bałamucić i oszukiwać ludzi.

Trzeba zatćm starać się o zdrowie duszy, a to zdrowie daje Wiara święta i pełnienie przykazań Bożych. Wszystko więc, co się przyczynia do utrzymania zdrowia duszy, to ludziom przypo­

minać należy. Cześć, którą przykazuje Kościół oddawać Świętym Pańskim, utrzymuje także du­

szę w zdrowiu, Taka oto sposobność do odda­

nia czci jednej ze Świętych Pańskich, i to z na­

rodu naszego polskiego, nadarzy się od 24 do 26 bm.

Donosiliśmy już

0 sześciowiekowćj uroczystości św. Kune- gundy w Starym Sączu w Galicyi. Dziś doda­

jemy, że do tej uroczystości wszystko już prawie przygotowane. Prócz Najdostojniejszego kardy­

nała Dunajewskiego, księcia-biskupa krakowskiego,

(14)

238 Wiadomości ze wszystkich części świata zapowiedzieli swe przybycie pięciu innych arcy­

biskupów i biskupów. Polacy katolicy biorąc w tćj uroczystości udział, pokrzepią swą duszę i uzyskają zupełny odpust, jakiego raczył udzielić biorącym udział Papież Leon XIII. Tenże Ojciec święty wydał w tych dniach brewe, które po­

twierdza

Ustawy pobożnego Stowarzyszenia Po­

wszechnego rodzin chrześcijańskich, poświę­

conych Przenajśw. Rodzinie z Nazaretu. »Wia­

domo wszystkim,» tak mówi Głowa naszego Ko­

ścioła, »że pomyślność prywatna i publiczna za­

leży w pierwszym rzędzie od założenia rodziny.

Rzeczywiście, im głębsze korzenie zapuści cnota w łonie rodziny, im większe będzie staranie ro­

dziców, aby wpoić w dzieci przez naukę i przy­

kład, przepisy religii, tćm więcej wyniknie ztąd owoców dla dobra publicznego. I dla tego też chodzi w wysokim stopniu o to, aby społeczność domowa nietylko na święty sposób była urzą­

dzona, lecz także świętemi rządziła się prawami, i aby w nićj pilnie i wytrwale pielęgnowany był duch wiary i zasady życia chrześcijańskiego. Dla tego też miłosierny Bóg, kiedy postanowił doko­

nać dzieło odkupienia ludzkości, tak tego dzieła ułożył skład i porządek, że od samego początku dzieło to przedstawiało światu wyniosłą formę ro­

dziny, ustanowionćj po Bożemu. Taką była ro­

dzina owa w Nazarecie, w którćj, zanim ludziom wszystkim w peinem zajaśniała świetle, słońce sprawiedliwości było ukryte, t. j. Chrystus, Bóg i Zbawiciel nasz z Dziewicą Matką i Józefem, Jćj najświętszym małżonkiem, który względem Chry­

stusa wypełniał obowiązek ojca . . . Rodzina ta w ten sposób urządzoną została, że wszyscy chrze­

ścijanie jakiegobądź stanu i kraju, mogą łatwo znaleźć w nićj powód i zachętę do wykonywania wszystkich cnót. I w istocie ojcowie rodzin po­

siadają w Józefie skończony wzór czujności i prze­

nikliwości ojcowskiej. Przenajśw. Dziewica Matka Bożka jest dla matek cudownym wzorem miłości, skromności, ducha poddania się i wiary dosko- nałćj. W osobie Jezusa, który im był poddany, dziatki mogą podziwiać, czcić i naśladować Bożki wzór posłuszeństwa. Osoby wysokiego pocho­

dzenia nauczą się od tej Rodziny z krwi królew- skićj umiarkowania w pomyślności i godności w niedoli, bogaci zobaczą tam, o ile cnotę wy­

żej cenić należy nad dobra ziemskie. Co do ro­

botników i tych wszystkich, w których, miano­

wicie w naszym czasie, brak środków utrzymania i nizkość pochodzenia wywołuje tak żywe wzbu­

rzenie, ci niech tylko zwrócą wzrok swój na człon­

ków Przenajśw. Rodziny w Nazarecie, a znajdą tam powód być raczej zadowolonym ze swego losu, aniżeli skarżyć się na niego. ’ Ojciec św., wyłożywszy prawdy, jakie każdego katolika skło­

nić powinny do zostania członkiem takiego Po­

wszechnego Stowarzyszenia Przenajśw. Rodziny, opowiada, jak cześć dla tej Rodziny rozeszła się

po całym świecie, przypomina, że takie Stowarzy­

szenie założone zostało w Kilonii na wzór Stowa­

rzyszenia w Lyonie i potwierdzone przez Jego Poprzednika, ś. p. Piusa IX. »I My,* mówi Pa­

pież Leon XIII., »starając się i pragnąc wielce wszystkiego tego, co zmierza do zbawienia dusz ludzkich, nie możemy odmówić pochwały dziełu temu i polecić go pismem, wystósowanćm do u- kochanego Syna Naszego Augustyna Bansa, Kar­

dynała św. Kościoła Rzymskiego, Augustyna Flo­

rentyńskiego, nazwaliśmy Stowarzyszenie to uży- tecznćm i zbawiennem, oraz dla czasów naszych wielce przydatnem i potrzebnćm.*

Wedle ustaw, potwierdzonych już przez Ojca świętego, siedzibą tego pobożnego Stowarzyszenia jest Rzym, a protektorem jego każdorazowy kar- dynał-wikaryusz Jego Świątobliwości. W każdćj dyecezyi lub wikaryacie apostolskim Biskup miej­

scowy w celu lepszego rozpowszechnienia wśród wiernych tego Stowarzyszenia posługiwać się bę­

dzie duchownym wedle swego wyboru z tytułem dyrektora dyecezalnego. Stowarzyszenie to po­

wstanie i rozpowszechni się i w ziemiach pol­

skich pod panowaniem trzech państw: Prus, Austryi i Rosyi, bo tego żąda Ojciec święty, któremu podlegają wszyscy biskupi katoliccy.

A więc cieszmy się i radujmy, że duch wielkiego Papieża ześle i na naród polski dorboczynne dzia­

łanie. W krajach polskich więcej aniżeli wjnnych potrzebnćm i koniecznem jest takie Stowarzysze­

nie, bo naród katolicko-polski musi się odrodzić w rodzinach swych, jeżeli imię jego kiedyś tak sławne i szanowane, nie ma zaginąć, a odzyskać napowrót swe dawne poważanie. Dla tego okaż­

my wdzięczność my Polacy i katolicy panującemu dziś Papieżowi, a będziemy ją mogli okazać

W dniu jubileuszu biskupiego Ojca świę­

tego. Do tej dla całego świata katolickiego ra­

dosnej uroczystości sposobią się katolicy innych krajów. Nie powinno tćż na nićj braknąć nas Polaków katolików, których tak miłuje Papież Leon XII, jak to świeżo dał dowód w znanćm Swem przemówieniu do młodych kapłanów pol­

skich z kolegium rzymskiego. Na tym jubileuszu powinni się znajdować i katolicy Polacy z Górne­

go Szlązka, z Poznańskiego i Prus Zachodnich, w ogóle zewsząd, gdzie wyznawaną bywa wiara katolicka i gdzie brzmi mowa polska. Pisma ka- tolicko-polskie winny się wcześnie tą sprawą piel- przymki do Rzymu zająć i wszystko tak obmyśleć, ażeby katolicy Polacy godnie wystąpili w Rzy­

mie i Ojcu świętemu złożyli swe życzenia w dniu tak dla Niego i nam uroczystym. Ta to piel­

grzymka będzie pokarmem dla duszy naszćj i wzmocni jćj zdrowie, o które wszyscy przede- wszystkiem starać się powinniśmy.

Równocześnie atoli ze staraniem się o zdrowie duszy dbać powinniśmy o zdrowie i siły naszego ciała, gdyż, jak to już na czele niniejszego prze­

glądu powiedzieliśmy, zdrowie duszy łączy się

(15)

Objaśnienie rycin. 239 z zdrowiem ciała. Wszystko więc, co podnosi

to zdrowie i siły ciała, jest wielce szacownem i na nie zwracać należy baczną uwagę.

Objaśnienie rycin.

(Zobacz stronnice: 230, 232 i 233.)

Dni Kalendarza naszego rzymsko-katolickiego są dla tego dla nas wiernych tak ważnemi, że ka­

żdy z dni tych stać się może dla nas zbawien­

nym pokarmem, przyczynić się do utwierdzenia się w wierze świętej, jeżeli umiejętnie z nich ko­

rzystać będziemy. Otóż »Misyonarz katolicki*

zwraca na dni te ustawicznie uwagę, podaje na­

wet ryciny, przedstawiające nam naocznie wielkie uroczystości kościelne i postacie Świętych, których pamięci w dniach owych święcimy. Jedna z ta­

kich uroczystości przypada na dzień 1 Sierpnia, w którym świat katolicki obchodzi pamiątkę św.

Piotra w okowach, lub też, jak mówią, w kaj­

danach.

Dla tern lepszego zrozumienia tejże uroczy­

stości przypominamy po krotce tę chwilę, w któ- rćj Piotr święty, pierwszy namiestnik Chrystusa Pana, a Głowa naszego Kościoła okuty w kajdany z rozkazu Heroda Agrypy I, namiestnika judzkićj ziemi wtrącony został do więzienia w Jerozolimie i w głębokim śnie spoczywa. Ten to Herod, podły służalec podłego cesarza rzymskiego Kali*

guli, schlebiając Żydom, nienawidzących chrześci­

jan, kazał poprzednio ściąć już mieczem apostoła Jakóba, a teraz oczekuje tylko końca świąt ży­

dowskich, ażeby poddać pod miecz katowski gło­

wę samego Piotra św. Chrześcijanie w Jerozoli­

mie zadrżeli z trwogi, wiedząc, jaki los czeka te­

go pierwszego zwierzchnika Kościoła. Ocalenie ze strony ludzkiej było niemożliwe; chrześcijanie poczęli więc zanosić modły do Boga, który też cudownym sposobem ocalił Piotra św. z więzienia i skruszył kajdany, których żadna moc ludzka roz­

kuć nie zdołała. Nadeszła ostatnia noc, poprze­

dzająca dzień, w którym Piotr miał być straco­

nym. Św. Męczennik spał w pośród dwóch żoł- nierzy-stróżów, do których był przykuty ciężkiemi okowami. W tern ogarnęła światłość niebieska ciemne więzienie, aniół potrząsł z lekka śpiącego Piotra i obudziwszy go, rzekł do niego: .Wstań spiesznie, opasz się, włóż obówie na nogi, przyo­

dziej wierzchnią szatę i pójdź ze mną.* Widzenie to snem się Piotrowi wydawało, ale kiedy ujrzał kajdany z rąk i nóg swoich opadłe, i kiedy z prze­

wodnikiem swoim dostał się przez straż pierwszą i drugą i przybył z nim do bramy miejskićj, któ­

ra już stała na oścież otwartą i aniół i zbawca jego zniknął mu z przed oczu, wtedy poznał, iż to nie było widzenie, jeno cud Boży, uwalniający go z więzienia i z rąk żądnego krwi Heroda.

Gdy król Herod dowiedział się nazajutrz o wyjściu Piotra z więzienia, surowe nakazał śledź-

I two, które wykazało, że bez żadnćj ludzkićj po­

mocy uszedł on karze śmierci, która w dniu tym go czekała. Bezbożny i zatwardziały Heród nie uznał widocznego cudu; uznał go za to setnik, który miał straż nad więzieniem. On to zabrał ze sobą kajdany Piotrowe i został chrześcijaninem.

Te kajdany przechowały się w rodzinie setnika aż do czasów cesarza Konstantyna, który przyjął chrześcijaństwo i w państwie rzymskiem ogłosił je za religią panującą. Potomkowie setnika od­

dali biskupowi Jerozolimskiemu okowy święte, któ­

re na ich prośbę wystawione zostały w kościele ku czci publicznej. Przybywszy do Jerozolimy małżonka cesarza Teodozego II, Eudoksya, za­

brała oba łańcuchy, darowane jój przez patryar- chę Jerozolimskiego Juwenałisa, jeden z nich ofia­

rowała kościołowi katedralnemu w Jerozolimie, a drugi przesłała córce swój, również Eudoksyi, za- ślubionój cesarzowi Walenty nowi III. Cesarzowa ta pokazała dar ten papieżowi Sykstusowi III, a ten kazał przynieść łańcuch, w który skuty był św. Piotr późnićj w więzieniu Mamertyńskim za cesarza Nerona. Skoro oba łańcuchy się ze sobą zetknęły, stał się znów cud wielki, oba bowiem tak szczelnie się ze sobą połączyły, że utworzyły nierozerwalną całość, jakby były wyrobem jednćj i tój samej ręki. Co Pan Bóg połączył, tego ce­

sarzowa i Papież nie chcieli rozłączyć. Cesarzo­

wa kazała wybudować w Rzymie na pagórku Eskwilińskim piękny kościół pod nazwą świętego Piotra w okowach i złożyła w tej świątyni drogą pamiątkę. Kościół ten dotąd się wznosi i pobożni pielgrzymi mają po dziś dzień sposobność oglą­

dania tych drogich pamiątek. Opiłki tych łańcu­

chów, oprawione w złote krzyżyki albo klucze, przesyłali Papieże chrześcijańskim monarchom w podarunku.

Ryciny zamieszczone na stronie 230 i 232

•Misyonarza* przedstawiają przed oczy nasze te wiekopomne wydarzenia w historyi chrześcijań­

stwa. W pierwszej z tych rycin widzimy, w sa­

mym środku, za kratami, jak aniół potrząsa ręką i budzi św. Piotra, jak dalój ku prawćj stronie wiedzie go aniół dłonią swą przez śpiące straże ku bramie miasta. Po lewej stronie ryciny widać straż Herodową, jak wylękniona światłością, biją­

cą od krat więzienia odwraca oczy. Jeden ze stróżów, trzymając w jednym ręku zapaloną po­

chodnią, wskazuje drugą na więzienie i co się tam dzieje.

Jakaż ztąd dla nas nauka moralna? Każdy z nas okuty jest w kajdany słabego ciała i pokus jego. Jeżeli z tych okowów uwolnić się chcemy, to prośmy o łaskę Boga, a Ten nakaże naszemu stróżowi-aniołowi potargać te nasze cielesne oko­

wy i duszy naszój utorować drogę do światłości, która nigdy nie gaśnie i przy którćj blasku tra­

fimy do bramy niebieskiej, aby wiecznego po śmierci zażywać szczęścia.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ile jest w ogóle narodów i osobnych języków, tyle jest i być powinno szkół, w których misyonarze uczą się mowy tego narodu, któremu mają głosić czystą wiarę Chrystusa,

ców w raju jesteśmy wszyscy skazani na pracę i to na pracę bardzo ciężką. Po wszystkie też wieki sprawdzają się słowa, jakie był Pan Bóg wyrzekł do Adama po spożyciu

Jak bydło padnie, idzie do czarownika; gdy zboże na polu jest nieurodzajne, gdy wybuchnie pożar, nastąpi powódź albo trzęsienie ziemi, pyta się czarowników, kto był

ka, na której Chrystus zbudował Swój Kościół, a którego bramy piekielne nie przemogą, tam tylko bczpiecznemi są wszystkie narody, z tego tylko Kościoła wypływa nam zbawienie

wnocześnie wysłał posłańca do ojca Kabrala i kazał mu oznajmić, że jeżeli poważy się uczyć Sikatorę wiary chrześcijańskiej, to może być pewien jego książęcćj zemsty,

Gdy tak Aszer głośno wołał i mówił we śnie, obudziła się na głos jego matka, poszła do miejsca, gdzie spał chłopiec, obu­.. dziła go i rzekła: »Cóż ci jest,

kie czasy należy ludom i narodom strzedz tej wiary Chrystusa jako najkosztowniejszego skarbu, to tern więcój w dzisiajszych czasach, w których ta Wiara św. już takiem nie

W naszej stacyi Suakin nad morzem Czer- wonem postępuje budowa nowego kościoła sporo naprzód. Ten pierwszy kościół chrześcijański nad brzegami owego morza, poświęcony