Czasopismo ilustrowane dla ludu katolickiego.
Ojciec święty Leon XIII. udzielił pisemku temu Błogosławieństwa Apostolskiego.
Wychodzi 2 razy na miesiąc (1-szego i 15-stego.) Przedpłata cwierćroczna na pocztach, w księgarniach i agenturach 1 markę. Wprost z ekspedycyi z Mikołowa z przesyłką pocztową 1 markę 20 fen., w Austryi 60 cent., z przesyłką
pocztową 72 cent. — Ogłoszenia za trzy łam owy wiersz 20 fen.
Nr. 6. Mikołów, 15. Marca 1892. Rocznik II.
Braba-saels fese61©w4j.
(Powieść historyczna z dziejów misyi na wyspach Japońskich.)
(Dokończenie.)
Około Usuki zebrało się wojsko w sile 40 tysięcy i miało w najbliższych dniach wyruszyć przeciw nieprzyjacielowi. Sikaton- dono otrzymał naczelne dowództwo, Sikatora komendę nad oddziałem jazdy. Po ulicach Usuki, po dziedzińcach zamku i po parku rozlegał się szczęk oręża. Mimo ciągłćj czynności, jakićj wymagało zbrojenie wojska, znalazł książę czas na przygotowanie się do świętćj Komunii, którćj od tak dawna pra
gnął. Temu przygotowaniu poświęcaną była część nocy, którą regularnie spędzał w ka
plicy domu misyjnego; podczas dnia przed wymarszem wojska otrzymał z łzami w o czach chleb Anielski. Razem z nim przy
stępowali do Stołu Pańskiego książę Seba- styan, dawniejszy paź Stefan, ślepy Tobiasz i jego mały prowadziciel Franciszek.
Dnia następnego dano znak do wy
marszu; po ulicach rozlegał się pogański
»Tamtam« i dźwięk piszczałek. Wśród szczę
ku oręża ruszyło wojsko bramą zamku kró
lewskiego. Król Siwan, któremu nowy na
pad podagry nie pozwolił wyruszyć w pole, przypatrywał się z lektyki przechodzącemu wojsku. Kiedy Sikatora nadciągnął na czele swój jazdy, król skinął na niego, podał mu rękę i rzekł: »Bądź zdrów, mój synu, i przebacz mi, com ci złego uczynił; stało się to z miłości, ale ślepćj ku Tobie. Chcia
łem cię tak chętnie zrobić jednym z najwię
kszych ziemskich króli i bohaterów. Teraz lepićj to rozumiem, a twemu przykładowi i ofierze wiele zawdzięczam. Skoro wrócisz, będę już chrześcijaninem.«
»Wielbijmy Boga za Jego łaskę,« —
odrzekł książę, — »mam przeczucie, że już
nie wrócę, głos wewnętrzny mówi mi, że
82 Bratanek królowćj.
blizki jestem celu; moją ostatnią i jedyną prośbą jest: Nie zwlekaj królu przyjęcia Chrztu świętego i bądź obrońcą i opieku
nem chrześcijan.«
Król Siwan przyrzekł to uczynić i podał księciu rękę ze łzą w oku. Następnie popędził młodzieniec na czele swego od
działu; raz jeszcze ujrzał Siwan swych wo
jowników, i krzyż złoty błyszczący w promie
niach słońca, w końcu zakryły przed jego oczyma obraz młodego bohatera ślnące się dzidy i pył wznoszący się z pod kopyt koni.
Armia Sikatondony wkroczyła do pro- wincyi Fuingi, graniczącej na południe z Bun- go, pędząc przed sobą pierzchające szeregi księcia Satsumy. Szereg miejsc warownych zdobyto prawie bez dobycia oręża, w kilku walkach złożył Sikatora próbę niezwykłej waleczności i wielkiej zdolności wojennej, tak, że przybrany jego ojciec, mimo niechęci, którą miał do »zdrajcy bogów,« przyznać musiał jego znakomite cnoty. Było już można spodziewać się blizkiego i szczęśliwe
go skończenia kampanii wojennej, kiedy nie- przezorność naczelnego wodza wszystkie zniweczyła dotychczasowe korzyści i radość zwycięztwa zamieniła w smutek na dworze w Usuki.
Sikatondono oblegał warowne miejsce na granicy Satsumy, ostatnie, które stawiło czoło zwycięzkiemu wojsku, wkraczającemu w głąb kraju nieprzyjacielskiego. Mógł on był przewidzieć, że nieprzyjaciel wszystko możliwe uczyni, by zapobiedz upadkowi twierdzy, ale zwycięztwa oślepiły go i uczy
niły zarozumiałym. Podzielił swe wojsko i posłał część jego pod dowództwem nie
zdolnego jenerała naprzeciw nieprzyjacielowi, podczas gdy sam zaniedbawszy najpotrze
bniejszej ostrożności, prowadził dalćj oblęże
nie. Sikatora uważał za swój obowiązek przestrzedz swego ojca przybranego przed niebezpieczeństwem. Ale jego przestroga pobudziła tylko gniew Sikatondony. »Znam się lepićj na rzemiośle wojennem,« — rzekł,
»aniżeli ty dziecko; nadto otrzymałem przez bonzów zapewnienie Hat si-mana, boga woj
ny, że zwyciężę, skoro chrześcijańscy zdrajcy obóz mój opuszczą. Aż do upadku twierdzy unikaj więc wraz z twymi chrześcijanami
mego obozu.« I rzeczywiście musiał książę tegoż samego jeszcze dnia opuścić obóz z tysiącem przeszło chrześcijan. Noc prze
pędził wódz z swymi oficerami na uczcie, na którćj naprzód święcono upadek twierdzy.
Kiedy o świcie chcieli na pół pijani pójść do namiotów swych, donieśli gońce Sikatory, że nieprzyjaciel się zbliża z przeważającemi siłami w szyku bojowym. Księciu Satsumy powiodło się szczęśliwie obejść wysłane przeciwko niemu wojsko. Sikatora wstrzy
mywał tak długo przynajmniej ze swym od
działem nieprzyjaciela, aż by Sikatondono zdołał sformować swe szyki bojowe, następnie był zmuszony, ustępując przed przewagą, co fnąć się i zająć pagórek.
Z głośnym okrzykiem bojowym ude
rzyło wojsko Satsumy na zaledwie ustawione szyki wojska z Bungo. Strzały pruły po
wietrze, włócznie migotały w promieniach słońca, rozbijając potężnemi razami zbroje wojowników z Bungo. Osobistą waleczno
ścią chciał Sikatondono naprawić błąd, jaki popełnił, i na czele wyborowego wojska wbił się klinem w szeregi nieprzyjacielskie.
Te ustąpiły na chwilę, ale niebawem nabrały odwagi i udało się im odciąć oddział z Bungo i wraz z królem otoczyć go. Jak lew ude
rzał odważnie Sikatondono, ale wysiłki jego były nadaremne; coraz gęścićj opasywał go nieprzyjaciel, już z ran jego kilku krew się lała i śmierć blizką widział przed oczyma.
W tćj to chwili nadeszła mu pomoc z strony, z którćj jćj się wcale nie spodzie
wał. Sikatora przyglądał się bacznie walce z pagórka, na który się był cofnął. Widział on, że nieuniknioną będzie klęska wojska z Bungo, jeżeli mu się nie powiedzie ścią
gnąć wcześnie połowy armii, o którćj wie
dział, że stoi na tyłach nieprzyjaciela. Wy
słał tedy kilku najlepszych jeźdźców, celem wyszukania wojska tego z rozkazem do jak najspieszniejszego pochodu, chcąc wspólnie z przybyłymi uderzyć na nieprzyjaciela. Kie
dy jednak ujrzał groźne niebezpieczeństwo, w jakićm znajdowało się życie Sikatondony, serce jego szlachetne przemogło wszelkie wątpliwości. »Kto chce dobrowolnie pójść za mną, by ocalić Sikatondonę!?« — zawo
łał grzmiącym głosem.
83 Przegląd powszechny prac misyjnych.
»O Panie, nie kochał on was tak bar
dzo, iżbyście mieli dla niego życie poświę
cać* — odezwał się jeden z jego chrześci
jańskich towarzyszy broni.
»Czyż Chrystus Pan, nasz Zbawca, tak myślał, kiedy dla nas szedł na śmierć?« — odrzekł książę. >A więc naprzód, kto chce pójść za mną! Chrystus! Marya!« Przy tych słowach zrobił znak Krzyża świętego, dał koniowi ostrogi i rzucił się w wir walki, a za nim cały jego oddział. »Chrystus!
Marya!« — hasło to brzmiało wśród szczę
ku oręża. Uderzenie małej tćj garstki tak było potężne, że jakoby klinem, którego ostrze stanowił Sikatora, rozbiło na dwie połowy nieprzyjaciela. Coraz bliżej toruje sobie książę krwawym mieczem drogę do ojca.
Już tenże dostrzega złoty krzyż na chełmie swego zbawcy i poznaje swego bohaterskie
go syna, który mu za tyle krzywd i cierpień tak wielką miłością odpłaca. Koło nieprzy
jaciela już rozbite: w tej chwili padają na krwią zbroczoną ziemię ojciec i syn. Sika- tondonę, lejącego z wielu ran krew, wydo
byli chrześcijańscy wojownicy z pod zabi
tego konia; żył jeszcze i wyleczył się z ran.
Sikatora Bogu ducha oddał; nieprzyjacielska włócznia przeszyła jego szlachetne, wierne
i poświęcające się serce. Dusza jego poszła do Boga, który mu zamiast ziemskićj dał wieczystą koronę.
* *
*
Sikatondono głęboko był wzruszony szlachetnością swego przybranego syna; je
dnak pozostał w pogaństwie. Nigdy prze
cież już późnićj nie nazywał chrześcijan zdraj
cami kraju. Oględności Sikatory zawdzię
czał, że mógł ocalić przynajmniej rozbitki swego wojska. Król Siwan został chrześci
janinem i na Chrzcie przyjął imię Franciszka na cześć Apostoła Japonii. Rozkazał zwłoki Sikatory sprowadzić do Usuki i uroczyście pochować w kaplicy, w którćj książę Chrzest otrzymał i Komunią św. Nieszczęśliwa kró
lowa umarła w więzieniu zajmowanem da wnićj przez Sikatorę, nie mogąc być wyle
czoną z swój choroby. Przez wiek życia ludzkiego przeżył Kościół w Bungo dni szczęśliwe, aż nienawiść piekła rozkiełznała ową burzę prześladowań, którój padł sam ofiarą wedle niezbadanych wyroków Bożych, wychowa
wszy Niebu tylu Świętych i męczenników, a nam szereg wstawicieli do Boga i wzorów, wśród których zaszczytne miejsce zajmuje młodzie
niec, którego życie opowiedzieliśmy.
--- --- —"** ——
Przegląd powszechny prac misyjnych.
(Ciąg dalszy.)
Kto jest pomocnikiem misjonarza i Dotąd pisaliśmy tylko o pracach misyonarzy, abyśmy poznali, jak wielkiemi są one i ciężkiemi.
Narażać oni nawet muszą zdrowie i życie na nie
bezpieczeństwa, aby nawrócić pogan do owczarni Chrystusa Pana.
Czy te prace misyonarzy są bezowocnemi ? Broń Boże! Zkąd mielibyśmy wiadomość o Zba
wicielu świata, gdyby misyonarze w starodawnych czasach nie byli jej przynieśli do nas? Misyona
rze przodków naszych nawrócili do chrześcijańskiej wiary, im zawdzięczamy szczęście doczesne i wie
czne. A czy praca misyonarzy pomiędzy poga
nami jest dla tego daremną, że poganie nie chcą przyjąć zbawiennćj nauki Kościoła? Nie jest da
remną, ale bardzo skuteczną, bo corocznie nowi poganie przechodzą na łono Kościoła, i nadejdzie niezawodnie ta szczęśliwa godzina, gdy w skutek pracy i usiłowań misyonarzy jeden będzie Pasterz i jedna Owczarnia 1
Otóż dotąd mówiliśmy o pracach misyonarzy.
Lecz nie myśl sobie, kochany Czytelniku, że mi
syonarze tylko jedni jedyni pracują. Mają oni współpracowników. A jakich? Oto rozmaitych.
Najpierwszym i najgłówniejszym pomocni
kiem misyonarzy jest Bóg wszechmogący. On bowiem chce, aby wszyscy byli zbawieni i po
znali prawdę. Syn Boży Jezus Chrystus na to stał się człowiekiem, aby wszyscy byli zachowani od zguby wiecznej. Nikt tak nie pragnie zba
wienia ludzkiego, jak Serce Bozkie Zbawiciela
84 Szczegółowe nowiny z misyi katolickich.
naszego, który rzekł: »Pójdźcie do mnie wszys cyl*
Otóż Pan Bóg, który pragnie zbawić wszyst
kie narody, pierwszym jest pomocnikiem misyo- narzy. A jakim pomocnikiem? Bardzo mocnymi Jako Stwórca narodu ludzkiego kieruje On losami każdego człowieka i wszystkich narodów. On oświeca pogan, skłania ich serca do przyjęcia prawdy, zachowuje i utwierdza ich we wierze, po
ciesza misyonarzy, błogosławi, uzupełnia i nagra
dza ich prace. Bez Boga nikt nic dobrego zdzia
łać nie może; bez Boga żaden poganin się nie nawróci, a łaską Jego bywają wszyscy zbawieni, których do zbawienia powołuje.
A czy misyonarze nie wiedzą, kto jest ich głównym pomocnikiem? Bardzo dobrze wiedząI Dla tego każdy misyonarz zaczyna swą pracę z Bogiem. Rano prosi łaskawego Boga, aby go wzmacniał przez cały dzień. Przynosi każdo- dziennie ofiarę Bogu i podczas Mszy świętej po
syła swe najgorętsze prośby do Najwyższego, aby przyjął łaskawie dzieło misyjne. Misyonarz idzie za przykładem mistrza swego, Chrystusa Pana, i ofiaruje posty, jałmużny, cierpienia, modlitwy na ten jedyny cel, aby przez jego pracę Pan Bóg raczył zbawić niewiernych. Misyonarze starają się, być podobnymi do świętego Pawła, wielkiego mi- syonarza apostolskiego, który pisze: »Ja karzę ciało moje i w niewolę podbijam, bym snadź inszym przepowiadając, sam się nie stał odrzuconym.* (1. Kor. 9.) Każdy misyonarz usiłuje żyć doskonale, aby Pan Bóg był jego pomocnikiem: »Wspomożenie na
sze w Imieniu Pańskićm, który stwo
rzył niebo i ziemię!*
Ponieważ misyonarze uważają Pana Boga za najpierwszego pomocnika, nie tylko sami usiłują przez doskonałe wypełnianie woli Jego i przez modlitwy swoje zyskać pomoc z nieba, lecz nas także proszą o wspólną modlitwę. Im więcćj modlitwy ofiarujemy za misyonarzy, tern większą pomoc oni od Boga uzyskają. Jaką wartość ma modlitwa ? Uczy o tćm święty Augustyn: »Modlitwa jest posłem dla skołatanych burzą, laską dla chwieją
cych się, skarbem dla ubogich, bezpieczeństwem dla bogatych, uzdrowieniem dla chorych 1 Nie masz nic potężniejszego nad modlitwę, nic nie sprosta jćj sile*. I to możemy dodać: Dla mi
syonarzy nie masz nic potężniejszego nad modli
twę, bo przez modlitwę sam Pan Bóg staje się ich pomocnikiem.
A gdy Pan Bóg wesprze misyonarzy, jakże Mu są oni wdzięcznymi I Przyprowadzają bowiem nowonawróconych do odrodzenia przez Chrzest święty do Stołu Pańskiego i do innych Sakra
mentów. Gdy widzą grono nowonawróconych, jakże się cieszą 1 »Przyjmij Panie,* tak mówią w duchu swym, »te nowe owieczki jako ofiarę, żeś nam był pomocnikiem w ich nawróceniu.*
Każdy misyonarz może to stwierdzić, że Pan Bóg był mu pomocnikiem, niekiedy nawet cudo
wnym przychodził mu w pomoc sposobem. Nie
raz misyonarz był otoczony od nieprzyjaciół, albo skazany na śmierć, lecz Pan Bóg zesłał pomoc z wysokości i oswobodził go. Niejedna osada misyjna została spaloną i spustoszoną, ale za Bo- * zką pomocą na nowo ożyła i zakwitła. Tak przez wszystkie wieki nie zabraknie pomocy Boga misyonarzom.
(Ciąg dalszy nastąpi.1
--- *--- •$>=e==oS^®cS<@»€^^®<Q«=a)o<4'--- ■*—---
Szczegółowe nowiny z misyi katolickich.
Niemcy. Nie zapominajmy nigdy o współ
braciach katolikach, którzy są rozproszeni po Niemczech, i znajdują się w wielkim niebezpieczeń
stwie utraty wiary. Żyją tam oni wśród socya- listów i innowierców. W krajach protestanckich istnieją od dawna parafie katolickie a i w nowszych czasach powstały one tam. Te parafie proszą nas o pomoc i jałmużnę. Najprzewielebniejszy książę-biskup wrocławski, dr. Jerzy Kopp posta
nowił w liście swym pasterskim, abyśmy jał
mużnę postną ofiarowali parafiom, znajdującym się pomiędzy innowiercami.
Co to jest jałmużna postna? Od środy po- pielcowej aż do Wielkiejnocy trwa post czterdzie
stodniowy. Każdy katolik, doszedłszy do 21 lat życia, obowiązanym jest zachować post, to jest jeść do sytości tylko jeden raz na dzień. Takim sposobem umartwimy ciało i oszczędzimy na po
trawach. I na cóż najskuteczniej obrócić tę oszczędność? Oto na ubogich i biednych. Post
Szczegółowe nowiny z misyi katolickich. 85
chrześcijanina, to jałmużna dla ubogiego! Im ści- ślćj zachowasz post, tern większą zgromadzisz jałmużnę postną.
Jałmużna więc postna powinna być odesłaną, według wyżćj wspomnianego listu pasterskiego, na cele misyjne naszego kraju. Związek świętego Bonifacego przyjmuje ją z wdzięcznym sercem, wspomaga nią ubogie szkoły i kościoły katolickie pomiędzy innowiercami. Przez cóż zaś Chrystus Pan bardzićj mógł nas zachęcić do jałmużny, jak przez te słowa: «Coście najmniejszemu z braci Moich czynili, Mnieście uczynili.*
Taką parafią, otoczoną innowiercami, jest Brandenburgia, licząca około 3000 katolików.
Duszpasterzem parafii, rozciągającćj się na kilka powiatów, jest ksiądz Henryk Schomer, który u- silnie się stara, aby katolicy w rozproszeniu (w diasporze) nie utracili wiary. Do parafii jego należy miasto Rathenow, gdzie nieomal wszyscy mieszkańcy jeszcze przed krótkim czasem byli protestantami. Przybyli tam dotąd katolicy, i o- becnie liczba ich coraz bardzićj się wzmaga. Do tąd tylko co 2 miesiące było nabożeństwo w Ra thenowie w ubogiej sali; teraz katolicy pragną częścićj uczęszczać do domu Bożego i posiadać własny. Ksiądz Schomer powziął więc piękny zamiar, nowy kościół w Rathenowie wybudować.
Lecz zkąd zebrać pieniądze na budowę ko
ścioła? Książę-biskup wrocławski podarował zna czną sumę, bo 10,000 marek; związek świętego Bonifacego darował kilka tysięcy, 155 dobrodzie
jów dało około 3000 marek; zebrano wogóle 18,353 marek. Jest to piękny początek! Kato
licy w Rathenowie są ubogimi robotnikami. Mimo to chętnie składają swe grosze w pocie czoła za
robione na kościół. Dobroczynność katolicka do
starczy nowych środków i przyczyni się do tego, że na chwałę Bożą i imienia katolickiego w pro
testanckim Rathenowie powstanie nowy kościół świętego Jerzego, patrona biskupa wrocławskiego.
Któż tu się nieucieszy, gdy usłyszy, że w kraju niekatolickim nowa powstaje świątynia prawdziwej wiary naszej?
Podajemy tu inną jeszcze wiadomość doty
czącą parafii katolickiej pomiędzy innowiercami, abyśmy poznali, z jakiemi trudnościami i biedą muszą walczyć nasi współwyznawcy. Jedyną ich pomocą jest Pan Bóg i miłosierdzie chrześcijań
skie. W Gütersloh zamieszkuje 9000 prote
stantów, katolików tylko garstka. Ponieważ da
leko mają do kościoła katolickiego, wybudowali więc sobie własny, ofiarując co mogli i prosząc innych, osobliwie związek świętego Bonifacego, o poparcie.
W księztwie Lippe szkoły katolickie uwa
żane bywają za prywatne. Dla tego rząd żadnćj pomocy nie udziela szkołom katolickim, ubodzy jednak katolicy muszą płacić myto nauczycielom i ponosić wszystkie koszta szkolne i kościelne.
Ksiądz Fiere, który od szlązkiego związku św.
Bonifacego co rok otrzymywał 100 marek na szkołę, pisze do zarządu: »Proszę o 100 marek, bo gdybyśmy ich nie otrzymali, mielibyśmy wiel
ki kłopot, ponieważ katolicy nasi są bardzo u- bodzy.«
Niektórzy katolicy w Niemczech nie posiadają ani własnego kościoła, ani własnej sali, w którćj- by odprawiali nabożeństwo i są przymuszeni w kościele protestanckim się gromadzić po wyj
ściu protestantów. Ksiądz Michał Schawel pisze do szlązkiego związku św. Bonifacego: »W pa
rafii mojej Kappel (dyecezyi trewirskićj) przez 30 lat zakazywano odprawiać katolickie nabożeń
stwo. Potem zezwolono katolikom na to nabo
żeństwo w kościele protestanckim. Na katolików zły to wpływ wywiera i wstrzymywa rozwój ka
tolickiego nabożeństwa. Przenajświętszy Sakra
ment przechowuje się w tym samym kościele, którego wyznawcy nie wierzą w Chrystusa Pana, utajonego pod postacią chleba! Ztąd pochodzi nieuszanowanie, smutek, nieraz i gorszenie kato
lików.
Oprócz tego wspólny nasz kościół należy w dwóch trzecich częściach do protestantów, a więc tylko trzecia część do katolików, liczących 700 dusz. Katolicy pragną posiadać własny, oso
bny kościół, protestanci także. Lecz zkąd wziąć potrzebne do budowy środki? Wszyscy zaś mie
szkańcy miasta Kappel i całćj okolicy są ubogimi a pomiędzy nimi katolicy najubożsi. Ufamy więc w dobroczynność innych katolików. Katolicy, zbudujcie nam kościół katolicki I»
Tak pisze rzewnemi słowy ks. Schawel.
Wielu Szlązaków, współwyznawców z Poznań
skiego i Prus Zach. wyrusza corocznie, choć w wła
snym kraju znaleźć by mogli pracę, do Saksonii zu
pełnie protestanckićj. Towarzystwo św. Izydora zostało właśnie na zgromadzeniu katolików w Ra
ciborzu w tym celu założone, aby tych wychodź
ców obojga płci zachować od utraty moralności i wiary. Ufajmy więc, że przez pośrednictwo nowego związku nie jeden robotnik i robotnica w Saksonii otrzyma robotę i sposobność uczęszczania do Ko
ścioła katolickiego. Związek św. Bonifacego i nasi Biskupi starają się także, aby w Saksonii wybu
dować dla katolików tam osiadłych lub pracują
cych nowe kościoły.
W Ottersleben pod wielkićm miastem Magdeburgiem przed 26 laty nie znano katolików.
Od tego czasu przybyli tamdotąd katolicy na ro
botę; założono dla nich stacyą misyjną. W roku 1888 już liczono 700, a w roku 1891 nawet 900 zamieszkałych katolików. Parafia nowa wzmagała się. Do tych 900 katolików dolicz od miesiąca Marca aż do Listopada około 300 do 400 robo
tników w tym czasie przybyłych. Wszyscy ci katolicy około 1200 posiadają tylko bardzo szczu
płą salą. Dziatek szkolnych jest około 180. No
wy kościół koniecznie potrzebny. Katolicy w Ot
tersleben i robotnicy przez krótki czas tu przeby
86 Szczegółowe nowiny z misyi katolickich.
wając, złożyli piękny fundusz 36,000 marek. Lecz budowa kościoła, probostwa, szkoły i utrzymanie tychże zakładów wymaga daleko więcej.
Któż tu pomoże, tak zawsze pytamy i odpo
wiadamy: Pan Bóg i miłosierdzie chrześcijańskie !
•Misyonarz katolicki« cieszyć się będzie, jeżeli za pomocą Bożą wzbudzi w sercach szlachetnych czytelników swoich owo miłosierdzie, które ile mo
że, o żadnym bracie w Chrystusie nie zapomina.
Bania. Na północ królestwa pruskiego leży kraj Duński, niegdyś do chrześcijańskićj wiary na
wrócony przez św. Angsgarego. Około ośm set lat Dania była katolicką i zrodziła nawet króla Kanuta Wielkiego, którego Kościół św. czci jako św. Męczennika. W szesnastem atoli stuleciu protestantyzm zalał cały kraj i katolicka wiara została do szczętu wyniszczoną.
Jeszcze nie dawno temu w całej Danii nada
remnie szukałeś katolików. Dopiero przed kilka laty przybyli katolicy; niektórzy z Duńczykw na
wrócili się. Chwała Bogu na wysokości! Wiara katolicka w północnym tym kraju wzmaga się I Na czele katolików duńskich stoi dzielny biskup Euch, jako obecny prefekt lub raczej wikaryusz apostolski Danii.
Przypomnijmy sobie niektóre zdarzenia z dzie
jów rozkrzewienia wiary w Danii. Skoro w ro ku 1882 założono stacyą misyjną w miasteczku K o 1 d i n g a już zamierzył duszpasterz nowego ogniska katolickiej wiary, ksiądz Horp, mnożącej się liczbie katolików wybudować kościół, co mu się też wreszcie powiodło w roku 1890. Kośció
łek jest zbudowany w stylu gotyckim i połączony z plebanią i szkółką dla dziatek katolickich. Cho
ciaż szczupłym, jest pięknym. Okna kolorowe zachwycający przedstawiają widok. W średniem oknie widzisz Pana Jezusa z Sercem gorejącem dla zbawienia ludzkiego. Z jednej strony okna średniego wyobraża okno kolorowe świętego Angsgarego, patrona Danii, z drugiej strony świę
tego Michała archanioła, patrona misyi katolickich.
W kościółku zgromadzają się katolicy i prote
stanci. Jacy protestanci? Tacy, co pragną przejść na łono naszej wiary, szlachetni Duńczycy.
Inna stacya misyjna jest w Odensee, ale najgłówniejsza znajduje się w Kopenhadze, mieście stołecznem Danii. Tu mieszka głowa i naczelnik katolickiego Kościoła duńskiego, bi
skup Euch, wyżej wspomniany, Dotąd był w Kopenhadze tylko jeden mały kościółek, który w przeciągu czasu nie mógł w murach swych po
mieścić większej liczby wiernych. Obecnie biskup Euch pragnie zbudować drugi kościół obszer
niejszy; z jednej wielkiej mają dwie powstać pa
rafie. Nowy kościół ma być poświęconym Naj
świętszej Pannie Różańcowej. Z kościołem ma być połączona szkoła dla 150 dziatek, mieszkanie dla duchowieństwa i kościelnych. Kościół tak bę
dzie zbudowanym, iżby mógł być później po
większonym bez wielkiej trudności. Suma po
trzebna do wykonania budowli jest znaczna. Jest przecież nadzieja, że liczniej i tern rychlej po
wstają dobrodzieje, im bardziej szerzy się wiara katolicka w Danii. O tćm krzewieniu się wiary tak pisze czcigodny Biskup: »W Kopenhadze uczymy zawsze 60 do 70 osób, sposobiących się do przyjęcia wiary katolickiej, pomiędzy niemi znajduje się obecnie kilka pastorów protestanckich.
Nowa parafia świętego Różańca będzie liczyła 1000 dusz. Gdy przyszedłem jako młody kapłan do Kopenhagi, w całćj Danii znajdowało się tylko trzysta lub czterysta katolików. Niestety ubóztwo nasze jest przeszkodą większego jeszcze rozwoju wiary katolickiej.«
Pisząc to, dodajemy, że z jałmużny ofiarowa
nej od czytelników dobroczynnych »Misyonarza katolickiego,« przesyłamy także, chociaż szczupły, lecz miły datek, na ręce wielebnego misyonarza biskupa Euch’a.
Ojciec św. Leon XIII. przyznał w bieżącym roku dnia 29 Lutego księdzu Euchowi nie tylko tytuł biskupi, lecz wyniósł go też na go
dność wikaryusza apostolskiego.
Ameryka. W celu uczczenia czterechset- tnej rocznicy odkrycia Ameryki przez Krzysztofa Kolomba odbędzie się, jak wiadomo, wielka wy
stawa sztuk pięknych tak amerykańskich, jak eu
ropejskich utworów. Z wystawą będzie połączo
ne zgromadzenie katolików, kongres katolicki.
Trwać będzie 5 dni, począwszy od dnia 5 Wrze
śnia 1895. Z Ameryki przybędzie, jak już naprzód obliczono, 500 delegatów, t. j. posłańców kato
lickich, a z Europy także przybędzie znaczna liczba. Kongresy, czyli zgromadzenia katolickie wielką mają doniosłość. Zebrani obradują na nich nad sprawami religijnemi i socyalnemi Ko
ścioła katolickiego. Mężowie światli, szczerze ko
chający wiarę, świeccy i duchowni, wspólnie ob
radują i pracują, aby polepszyć położenie katoli
ków. Dla tego możemy być przekonani, że kon
gres w Chicago na Kościół w północnćj Amery
ce bardzo zbawienny wpływ wywrze.
Licba katolików w Ameryce nieustannie się pomnaża przez wychodźców z Europy. Jedni znaj
dują szczęście w nowym świecie, inni przecież, a o- sobliwie ci, co do Brazylii się udają, na głód i śmierć się narażają. Liczba szczęśliwych szczu
pła, nieszczęśliwych wielka. Dla tego duchowień
stwo w Ameryce ma ciągle dużo pracy około ka
tolików już od dawna zamieszkałych, więcćj atoli trudów ponosi, aby nowi przybysze nie zatracili wiary. W roku 1891 przybyło do Ameryki o- koło 100,000 wychodźców, pomiędzy nimi daleko większa część była katolicką. Nowe więc po
wstają parafie, stare zaś powiększają się. Gdyby wszyscy katolicy zostali wiernymi swej wierze, Kościół katolicki jeszcze by bardziej zakwitnął po za morzem. Przez porty Bremen, Hamburg, Szczecin, Antwerpią, Rotterdam i Amsterdam wy
jechało do Ameryki w miesiącu Styczniu 1891;
Szczegółowe nowiny z misyi katolickich. 87
2677 osób; w tym zaś roku także w miesiącu Styczniu 3461 osób. Ztąd nie trudno poznać, że wychodztwo pomimo wszelkich przestróg nie u- stało, lecz raczej się wzmogło, a wzmogło się głównie z Poznańskiego i z Prus Zachodnich.
Niechaj związek św. Rafała towarzyszy bie
dnym wychodźcom katolickim, aby w dalekiej Ameryce nie zginęli.
Afryka. Nauka dziatek i dorosłych.
W Afryce pogańskiej i muzułmańskiej pracu
ją nad nawróceniem wiary rozliczne zakony ka
tolickie, jako to: Jezuici, Ojcowie Biali Kardynała Lavigerie, Ojcowie od Ducha świętego, Benedyk
tyni i Trapiści. Oprócz tego szerzą w Afryce oświatę chrześcijańską państwa europejskie, zakła kładają porty, magazyny, plantacye, szkoły i inne zakłady europejskie.
Już w naszych okolicach nie łatwo jest szkoły zakładać i starać się o dobre wykształcenie mło
dzieży — o ile trudniejszem w Afryce I Atoli misyonarze nie szczędzą potu i pracy, aby w ser
ca młodzieży wlać słodką naukę Chrystusa Pana.
Że plemiona afrykańskie posiadają wysokie zdol
ności ducha, stwierdzoną jest to rzeczą. Niejeden afrykański murzyn nauką i oświatą zawstydza du
mnego Europejczyka. Któż tu nie przypomina sobie sławnego księdza murzyna Daniela, który niedawno przebywał w Europie i dał dowody wysokiej oświaty i nauki?
Szkołę taką, w którćj się kształcą murzyni afrykańscy, opisuje nam pewien nauczyciel, który w afrykańskiem miasteczku Popo założył ją dla dziatek krajowców. »Mam ich 65. Zdolniejsi u- czą się rano od 8 do 10 i pół godziny, mniej zdolni od 2 do 4 i pół. Czarne dziatki bardzo pilnie się uczą i w krótkim czasie już ładnie sta
wiają najtrudniejsze litery. Rachunki także bardzo pojmują i chętnie uczą się rzeczy potrzebnych do handlu, do którego mają pociąg. Uczą się pozdrawiać i mówić po niemiecku, chociaż nie
miecka mowa stawia im wielkie trudności; nie
które głoski, n. p. c, sz, ch, gt, kr, z biedą wy
mawiają. Uczniowie pragną wszystkiego się do
wiedzieć. Najbardziej lubią śpiew i taniec, jako tćż ćwiczenia gimnastyczne. Chociaż w ogóle czarne tyle nie wiedzą, co dziatki nasze w Euro
pie, jednak niejeden chłopiec lub dziewczynka mierzyć się może z najzdolniejszym uczniem euro
pejskim. Ojcowie dziatek murzyńskich chętnie posyłają je do szkoły i przez dziatki przyjmują oświatę europejską. Inni zaś murzyni jeszcze nie
poznali wartości oświaty; żyją dotąd w lenistwie, 0 nic nie dbając; dziatki ich do szkoły nie
chodzą.' *
Podobnie jak nauczyciel z Popo, twierdzą wszyscy misyonarze, że lud afrykański bardzo jest zdolnym do przyjęcia nauki europejskiej. Lecz starodawne lenistwo i próżniactwo tamują rozwój chrześcijaństwa i oświaty.
Dzięki Bogu, we wielu częściach Afryki lud pogański okazuje się przychylnym chrześcijańskiej wierze. Mamy tu na myśli apostolski wikaryat Nyanzy w średniej Afryce. Biskup Nyanzy Hirth, cieszy się temu bardzo i nowe zakłada stacye sam, albo przez swoich misyonarzy. Jeden z nich, ksiądz Bard, tak pisze o swym pobyciu w Usco dze, należącćj do Nyanzy: .Sam król przyjął nas mile i zbudował nam chatkę, która niestety prędzój zapadła się, niżeliśmy ją objęli w posia
danie. Nową chatkę zbudowano. Pierwsze ty
godnie nie mieliśmy żadnego pokoju: w ciągu kilka godzin cała ludność zgromadziła się koło nas; każdy był ciekawy nas widzieć, bo jeszcze nigdy nie widzieli białego człowieka. Murzyni stali przed nami jak wryci w ziemię z otwartą gębą, spoglądając na nas ciekawemi oczyma.
Wszystko u nas podziwiali: nasz wąs, nasze odzie
nie, trzewiki i kufry. Kiwali głową i mówili:
Patrz, to Lubalel (Lubale jest u nich jakiś bo
żek.) Któż opisze cierpliwość naszą? Musieliśmy całe tygodnie nieustannie się dać oglądać.'
Misyonarze rozpoczęli łagodnemi słowy nau
czać murzynów. Jakże dziwili się oni, gdy spo
strzegli, że mieszkańcy Usogi już mieli niektóre wyobrażenia chrześcijańskie. Zkąd je mieli? Z Ugandy, którćj są poddanymi i gdzie wiara chrze
ścijańska już bardzo zakwitła. Król Usogi prosił misyonarzy, aby go oświecali i uczyli", rozkazał on także krajowcom, aby chodzili na naszą naukę 1 wykład wiary chrześcijańskićj. Jednakże ani król, ani zamożniejsi jeszcze się dotąd nie nawró
cili. A to czemu? Ponieważ wiara chrześcijańska żąda, aby mąż miał tylko jedną małżonkę; król zaś Usogi i przedniejsi ludu posiadają ich znaczną liczbę. To wielożeństwo stawia nam wielkie tru
dności. »Dozwólcie nam posiadać więcej żon,' tak mówią do misyonarzy, »a zostaniemy chrze
ścijankami, bo wasza nauka jest bardzo piękna i prawdziwa.' Ponieważ na takie żądanie Kościół zezwolić nie może, więc wiara chrześcijańska nie krzewi się tak, jak tego pragną gorąco misyo
narze.
88 Ciekawa podróż misyjna.
Ciekawa podróż misyjna.
(Przez misyonarza zachodnio-afrykańskiego.)
Największe cztery rzeki afrykańskie są: Niger, Kongo, Nil i Sambesi. W pobliżu ostatniej, a zatćm w Afryce zachodnićj) leży misya Landana, w którćj jestem zatrudniony od lat sześciu.
Z Landany założono kilka stacyi filialnych w głębi kraju, jak n. p. Franceville, Leopoldville, Brazza
ville. Stacye te leżą wszystkie w blizkości rzeki Kongo, trzecićj z pomiędzy największych rzek kuli ziemskićj. Przed trzema laty założyłem z po
lecenia mego przełożonego misyą Brazzaville, le
żącą sto mil w głębi kraju. Z ochrzconym mu
rzynem, przydanym mi za tłomacza, miałem się wybrać w drogę, poznać kraj, ludzi, a mianowicie język tam używany, a drugi ojciec z trzema lai
kami (braciszkami) miał przybyć w kilka tygodni po mnie. Skorom stanął w miejscu przeznaczo- nem, naczelnik i cały szczep przyjął mnie nader przyjaźnie. Za pomocą poczciwych murzynów, którym naturalnie płaciłem, zacząłem stawiać sza
łas, a przyrządziwszy go na kaplicę, przybudowa
łem z żerdzi szczupłe dla siebie mieszkanie, po
kryte sitówiem. Gdy poczciwe ludziska widzieli, że mam pewną wprawę i praktykę, zbiegli się do mnie z fprzeróżnemi prośbami. Naczelnik przyniósł mi stare jakieś strzelbisko, otrzymane w podarunku od podróżnika Francuza de Brazza, prosząc mnie usilnie, abym sporządził odłamany kurek; inny przyszedł z pogniecioną i popsutą latarnią, pozostałą po tym samym podróżniku, trzeci wijąc się z bólu w żołądku, sądził, że obcy
»Bwana* (Pan) musi koniecznie wiedzieć jakieś lekarstwo na to cierpienie i t. d. W ogóle mieli ci prostoduszni murzyni jak najpochlebniejsze wy
obrażenie o każdym Europejczyku i mniemali, że nie ma rzeczy, na którćjby się »Biały' nie znał.
Tak tedy zostałem w przeciągu trzech dni ka
płanem, lekarzem, puszkarzem, blachnierzem, cie
ślą, mularzem, stolarzem i ślósarzem. Na szczę
ście me lubiłem za młodu w godzinach wolnych od zajęcia zajmować się takiemi rzeczami: teraz mi się to bardzo przydało.
Najwięcćj zastanawiała murzynów Brazzawil- skich sztuka pisania i czytania. W żaden sposób pojąć tego nie mogli, jak można z kimś rozma
wiać, co nie mieszka w Brazzaville Zdarzyło się, iż otrzymałem list od kochanej matki. Gdym go odczytywał, otoczyli mnie, otworzywszy usta z wyrazem zdumienia na twarzy. Opowiedziałem im krótko treść listu i próbowałem w zbliżeniu oznaczyć odległość mych stron rodzinnych od Brazzaville Zdziwienie ich było niesłychanym;
pojąć nie mogli, że czytanie i pisanie nie są cza
rodziejską sztuką.
Aby im pokazać, jak się to dzieje, kazałem
stanąć swemu tłumaczowi o kilka set metrów odległości od siebie i odwrócić się plecami odemnie, aby mnie widzieć nie mógł. Potćm wziąłem kawałek papieru i wezwałem po cichu jednego z otaczających, aby powiedział, co mam na karteczce nakreślić. Usłuchał mego życzenia, odebrał papier i pobiegł z innymi ciekawymi do tłumacza. Gdy ten wyraźnie pismo odczytał, które murzyn mi podyktował, cała gromada głę
boko się zadumała, a potem wybuchła głośnym i przeciągłym śmiechem.
Teraz jest tam inaczej. Kilkuset uczniów zwiedza założone przed półtrzecia laty w Brazza
ville szkoły, zostające pod zarządem sióstr i bra
ciszków, i nauczyli się już nieźle czytać i pisać.
Tak w nieustannćj i nieprzerwanej pracy mi
nęły pierwsze trzy miesiące. W tym czasie chrzci łem jako kapłan konające dzieci, jako lekarz goto
wałem ziółka, jako budowniczy i cieśla kierowa
łem budowlami, albo też wykonywałem inne zle
cenia, których mi murzyni nie szczędzili. Na
reszcie przybyli upragnieni moi współpracownicy, a ja mogłem z dwoma braciszkami przedsięwziąć dawno zamierzoną wyprawę w górę rzeki Kwela, aby poznać mieszkańców tych okolic, o których mnie niepewne tylko dochodziły wiadomości.
Opatrzywszy się przenośnym ołtarzem, skrzynką z lekami i ladajakiem czółnem (kanoe) puściliśmy się w drogę.
Pierwsze dwa dni mieliśmy po obu stronach odwieczne lasy i żegluga była dość pomyślną.
Trzeciego dnia spostrzegłem po tamtej stronie kilka czarnych wyniosłości, które miałem za mro
wiska, mam bowiem wzrok krótki. Tymczasem oświadczył mi jeden z wioślarzy, że to są konie rzeczne, czyli hippopotamy, wygrzewające się na słońcu. Uczuwszy w sobie zachcianki Nimroda (króla assyryjskiego, który bardzo lubił polowanie), chciałem mym wspólnikom podróży wyprawić ucztę, uraczyć ich tłustą i soczystą pieczenią, i strzeliłem do jednego z tych potworów na chybi trafi. W tern te pagórki ożyły i rzuciły się we wodę. Chciałem właśnie wydać rozkaz, aby łódź w to miejsce skierowano, aż tu naraz widzę te kolosy ku mnie płynące. Jeden z* nich otworzył na oścież paszczę. Przy każdem ryknięciu buchała z tćj otchłani gęsta para. Woda około olbrzy
miego zwierzęcia zabarwiła się czerwono, co za
powiadało, że hippopotam był rannym. Z wście
kłością starał się podpłynąć pod kanoe, aby je jednym zamachem przewrócić i pomścić się na żeglarzach. Ogromne przerażenie ogarnęło mu
rzynów; jeden chciał się bronić wiosłem. Bez namysłu wypaliłem z mej dwururnćj strzelby w
X it II Iv ä (IziCCi. (Zobacz objaśnienie na stronie 95.)
2
.
Naukadzi
90 Ciekawa podróż misyjna.
straszliwą paszczę. Krótką chwilę byliśmy osłu
pieni. Ale potem odetchnęliśmy swobodnie i za
wołaliśmy z głębi serca »Chwała Ci Boże!*, gdyż potwór z roztrzaskaną górną szczęką przewrócił się i padł w tył we wodę.
Nazajutrz poczęły się pokazywać po obu stronach chaty murzyńskie. Po wielu miejscach rzeki powystawiali murzyni przyrządy do chwy
tania ryb: domeczki z pozatykanych w ziemi ga
łęzi i kołeczków, bez przykrycia, z otwartemi drzwiczkami. Powrzucane ziarna manioku (żyta murzyńskiego) służą rybom za przynętę. Od czasu do czasu zamykają się drzwiczki i wybierają się ryby. Na wielką pociechę naszą pojawiła się nie
spodzianie łódź z sześciu młodymi murzynami chrześcijańskimi z Landany. Czcigodny mój prze
łożony przysłał mi ich, aby mi byli pomocnymi w mozolnej podróży. Co za radość, gdy mnie zobaczyli!
Rozliczne przeszkody utrudniały podróż. To olbrzymie drzewa leżące w poprzek rzeki, to ogromne pnie i korzenie tamowały drogę, a kanoe ledwie się przez nie przecisnąć zdołało.
Kilkadziesiąt razy trzeba było wysiadać z łodzi i stawać po pas we wodzie, aby przeciągnąć je po za pnie. Nieraz musiała załoga użyć pnia jako pomostu i pełzając po nim po czterech, przeciągnąć czołno pod nim na drugą stronę.
Wkrótce pokazało się, że nie przypadek po- strącał liczne drzewa we wodę i że murzyni z umysłu te przeszkody potworzyli. Widzieliśmy, jak częstokroć korzenie drzew podpalali, aby burza przy najbliższej sposobności w rzekę je powaliła.
Wtedy te pnie tworzą zapory, przy których mu
rzyni cło pobierają. Jeżeli się kanoe zbliży i stanie przed taką zaporą, przybywa z jaki tuzin Czarnych, rzuca się we wodę i przenosi kanoe na drugą stronę pnia. Za tę przysługę trzeba naturalnie zapłacić kawałkiem materyi, kilku koralami, lekar
stwem albo innym towarem europejskim.
Czwartego dnia podróży wstąpiliśmy na ziemię, na którćj jeszcze nie postała stopa Europejczyka.
Gdyśmy byli oddaleni o pół godziny drogi od Kondu, słyszeliśmy huk ngomy, t. j. bębna.
Kilka łodzi murzyńskich wyprzedziło nas, donosząc o zbliżaniu się »Białych mężów*. Zaalarmowano całą okolicę, powołano murzynów pod broń, a każdy murzyn jest żołnierzem, byleby miał dzidę, kij, lub nóż jaki. Na brzrgu zbiegło się dużo ludu zbrojnego z żonami i dziećmi. Na czele ich stał istny olbrzym, Makaja (minister wojny czyli hetman) z długim mieczem u boku.
Już z daleka pytał nas z krzykiem, po co przychodzimy; jeszcze nigdy nie zwiedził ich kraju Biały. Czy może chcemy go zdobyć? Odpowie
działem mu, że ani nam się marzy o zdobyczy, ani o handlu i wojnie, że jesteśmy zwiastunami pokoju, przyjaciółmi murzynów, pragniemy rzekę zobaczyć, a jeśli nam wyznaczone zostanie miejsce, pozostaniemy u nich jako Nganga Nsambi (t. j.
słudzy Boży), że będziemy ich dzieci uczyli wszyst
kiego, co umieją Biali, pielęgnowali ich chorych i świadczyli im dobrodziejstwa bezpłatnie. Podo
bały się te słowa Makaji. Powiedział, że wolno nam pójść dalćj, jeśli zapłacimy cło. Przyrzekłem mu złożyć je.
Natychmiast z kilku innymi murzynami wsko
czył we wodę, wsiadł na kanoe i nie mając pod ręką wiosła, począł wiosłować swym długim mie
czem. Podałem mu na powitanie rękę. Stojący na brzegu murzyni radzili mu głośno, wołając:
.Nie podawaj mu dłoni, bo cię ściągnie do wody i każe cię związać.« Dodałem mu otuchy, oświad
czając, iż przybywam jako przyjaciel i że niczego się nie powinien obawiać. Nabrawszy otuchy, po
dał mi rękę, a gdy tą potrząsać zacząłem, i on i stojący u brzegu wybuchli śmiechem niepowstrzy
manym, a kobiety zaczęły wołać: »Nie tak stra
szni ci biali, jak nam opowiadano; poczciwi są, podają nam rękę i darzą podarunkami.* Makaja wezwał mnie, abym z nim wysiadł na brzeg!
Usłuchałem go, w tern pouciekały kobiety. Ma
kaja przywołał i uspokoił je. Powiadały one, że moje okulary nabawiły je wielkiej obawy. Zdją
łem je i wsadziłem je na nos stojącemu przy mnie murzynowi. Powstał ztąd śmiech wielki. Wszy
scy chcieli je przywdziewać i niejeden chełpił się, że przez te »podwójne oczy« dobrze widział.
Powiedziałem im, dlaczego używam szkieł: po czem zapytała litościwie murzynka, czemu Biali, co umieją robić wiele rzeczy, nawet materye i strzelby, nie umieją robić oczu. Korzystałem z tćj sposobności, aby potrącić w rozmowie o Bogu, który wszystko stworzył i sam jeden tylko mocen jest coś utworzyć.
Ponieważ to był czas przedpołudniowy, ka
załem ołtarz przenośny rozpakować i ustawić go przy szczytowej ścianie chaty. Przysposobiwszy się potem do Mszy św., rozpocząłem Ofiarę św.
ku wielkiemu zdziwieniu krajowców. Bolało mnie to niewymownie, że przy Podniesieniu Pan Bóg poprzestać musiał na tak skromnem przybraniu ołtarza. Z czegóż on się składał? Oto ze skrzyn
ki, dwóch białych nakryć, dwóch świeczników ze świecami, w pośród których stał krzyż. Na około mieszkają miliony ludzi, którzy albo nie znają Zbawiciela, albo gapią się na święte cere
monie i wyśmiewają je. Drogi Zbawiciel chciał
by zamieszkać w ich sercach, a oni go nawet nie znają. W Europie zaś wielu nie dziękuje za ła
skę Wiary św., która częstokroć jest w ponie
wierce i nie jest mistrzynią i kierowniczką życia.
Jak?e ciężką odpowiedzialność biorą na siebie obojętni chrześcijanie w obec sądu Bożego I
Otoczony sześciu czarnymi wychowańcami i poczciwymi mieszkańcami kraju Kondu, spo
żyłem teraz śniadanie wraz z orszakiem swoim.
(Dokończenie nastąpi.)
Wiadomości ze wszystkich części świata. 91
Wiadomości ze wszystkich części świata,
tyczące się Kościoła katolickiego i sprawy socyalnej.
■vwwwww^w-
Bieda i zaburzenia pomiędzy robotnikami a sprawa społeczna. Gazety polityczne i wszy
stkie w ogóle pisma, czy to treści religijno mo
ralnej, czy poświęcone sprawom wyłącznie spo łecznym: handlowi, przemysłowi, rzemiosłom, rolnictwu — słowem dotyczące życia tu naszego na ziemi — te wszystkie pisma badają, roztrzą
sają, zastanawiają się nad tern, jak polepszyć dolą ludu roboczego. I »Misyonarz katolicki", piszący także w niniejszej części o tej sprawie społecznej, nazwanej z łacińska, socyalnej, zniewolony jest czytelnikom .swym dać choć mały obraz, co się w tym względzie dzieje w świecie. A więc na- samprzód pomówimy o biedzie. Że bieda jest pomiędzy ludem roboczym, to rzeczą jest pewną.
Ta bieda nie jest może tak wielką, jak ją wysta
wiają z rozmysłem socyalni demokraci, ażeby lud coraz bardziej burzyć, ale istnieje ona niezaprze- czenie. Z drugiej zaś strony, każdy człowiek ma prawo tyle posiadać, iżby mógł wyżyć sam, lub z rodziną, miał siłę do pracy i mógł wychować dzieci swe na chwałę Bożą i pożytek kraju oj
czystego. Więc ludzie szlachetni, Boga się bo
jący a mądrzy przemyśliwają ciągle nad tern, ażeby o ile możności wygnać biedę i nędzę z pośród ludu, i tak społeczeństwo urządzić, żeby była zgoda i co do majątku pomiędzy poszczę gólnemi klasami tego społeczeństwa, żeby jedne klasy nie miały za wiele, a drugie głód i nędzę cierpiały. I to właśnie zastanawianie nad sposo
bami, jak tę zgodę, przywrócić, zowiemy sprawą społeczną.
Czytelnicy rozumieją teraz po tern wyjaśnie
niu, co to jest sprawa społeczna. Dodać i to jeszcze należy, że im większa będzie bieda i nędza pomiędzy ludem rękoma pracującym, tern większe będą też zaburzenia, strejki pomiędzy robotnikami nie ustaną i sprawa społeczna musi być coraz bardziej roztrząsaną.
A jakże przedstawia się obecnie ta bieda po
między ludem roboczym? Dowiadujemy się o niej z gazet, wychodzących w tych miastach, i to do Niemiec należących, gdzie zaszły w ostatnim czasie zaburzenia. W stolicy Niemiec, w Berlinie, mieście, liczącem przeszło milion ludności, trwały zaburzenia, czyli jak je też zowią, zbiegowiska uliczne przez parę dni. Krew się lała, stróże bez
pieczeństwa publicznego: policya i żandarmi rąbali pałaszami, zebrany lud rzucał kamieniami, odpierał ciosy i zadawał je przeciwnikom kijami i innemi narzędziami obronnemi. Groźnemi zwłaszcza były te zaburzenia 25 lutego. Pokrótce opiszemy je.
Zaburzenia wybuchły nasamprzód pomiędzy ro
botnikami pracującymi przy budowlach. Z biedy
i niezadowolenia tych robotników skorzystali zaraz socyalni demokraci i zwołali zebranie, na którem dawny rządowy budowniczy, niejaki Kessler, dziś całą gębą socyalista, podburzał zebrany lud. Z tego to zebrania wyruszyła gromada około 500 osób do środka miasta. Na ulicy, zowiącej się
• pod Lipami* wywiązała się zacięta, krwawa bójka. Lud bił parasolami, kijami, kluczami, po- licyanci szablą, — cni to przemogli i tłum roz
pędzili. W innych częściach miasta dopuszczano się nawet zbrodniczych wybryków. Na Köpnicker- strasse poczęto wybijać okna w handlach, z okien wystawowych kraść i rabować; wdzierano się do składów i z tych grabiono, co się dało. Zrabo
wano księgarnie, destylacye i wszelkie inne składy.
Była chęć rabunku i kradzieży z rozpasaną pu
stotą i chętką popisywania się zuchwalemi czy
nami. Już ta jedna okoliczność dowodzi, że rabu
jący nie tyle głodem wiedzeni, ile żądzą niszczenia, wystąpili na ulicę, ażeby w czynie okazać, czego się nauczyli od socyalistów. W Berlinie mają też oni swą główną siedzibę i w Berlinie też mieszka może więcej, aniżeli w innych miastach stołecz
nych Europy, ludzi zepsutych, niemoralnych, nie wierzących w Boga, a mających upodobanie w nikczemnościach wszelkiego rodzaju i zbrodniach.
Socyalistom nie było więc trudno podburzyć ten nikczemny stek ludu i urządzić owe zbiegowiska.
Uczciwi, choć biedni robotnicy, nie brali w nich udziału, i to też jest dowodem, że te zaburzenia berlińskie są głównie dziełem socyalistów, chociaż się oni po pismach swych tego wypierają. — Zaburzenia i zbiegowiska były także i w Gdańsku.
Tam wołano o pracę i chleb. Nie przyszło tam też do większych zaburzeń, rabunków i krwi roz
lewu. W tern to mieście, jak piszą gazety, była i jest rzeczywista bieda. Ale gdy władze miej
skie przyrzekły robotnikom postarać się o pracę i zarobek, rozeszli się oni spokojnie do domu.
Rozróżniać należy więc dwie klasy ro
botników. Jedni z nich napojeni przewrotnemi i zgubnemi naukami socyalistów chcieliby tym, co coś posiadają, wszystko odebrać, podzielić się, nie wiedząc w swej głupocie, jak potem społeczeństwo urządzić. Naczelnicy socyalistów łudzą tych nie
świadomych swych zwolenników, przyrzekając im życie wygodne, bez wielkiej pracy i trudu. Są to same przewrotności, bo człowiek każdy stwo
rzony do ciężkiej pracy a Pan Bóg tak też stwo
rzył człowieka, że ma popęd do zdobycia sobie własności, jak to już Ojciec św. jasno wyłożył w Swej Encyklice, w którćj roztrząsnął sprawę społeczną i podał środki ku polepszeniu doli ludu pracującego. Kto więc tobie, ludu roboczy, bę
92 Wiadomości ze wszystkich części świata.
dzie mawiał o podziale majątku, o oddaniu całej własności jakiemuś tam rządowi, ten jest twoim wrogiem, ten cię okłamuje i durzy a używa tylko ciebie do burzenia dzieła Bożego. Ale zadaleko byśmy się zapuścili, gdybyśmy chcieli wyliczać wszystkie głupstwa i przewrotności socyalistów.
Chodzi nam tu głównie o wyjaśnienie sprawy spóiecznej i wskazanie na te środki, za pomocą których bieda pomiędzy robotnikami zdołałaby być, jeżeli nie zupełnie usuniętą, to przynajmniej zmniej
szoną.
I tu to właśnie przypomnieć musimy, że tym najlepszym środkiem jest życie religijne każdego robotnika. Niechaj tylko robotnik tak żyje, jak Chrystus Pan nakazał, niech chwali Boga i cześć Mu oddaje, niech pracuje pilnie, skrzętnie, wy
trwale a żyje oszczędnie, to choć nie będzie miał rozkoszy, ale też nie popadnie w biedę i nędzę.
Ten to środek polecił także w wspomnianej Ency
klice Papież Leon XIII.
Kościoł nasz katolicki od niepamiętnych czasów troszczył się o polepszenie doli ludu biednego.
Nietylko kaleki, chorych i słabych przyjmował do swych dobroczynnych zakładów, ale i tysiące zdrowego i biednego ludu karmił w swych kla
sztorach męzkich i żeńskich. Kościoły katolickie w różnych krajach posiadały liczne posiadłości gruntowe a to dzięki swym wiernym członkom, którzy przy śmierci dobra swe zapisywali testa
mentem kościołom. Później, mianowicie w sze
snastym wieku, w którym rozpoczęła się tak zwa
na reformacya i różne powstawały herezye, ksią
żęta świeccy, odstąpiwszy od Kościoła katolickiego, przyjąwszy inną wiarę, zabrali wielkie dobra ko
ścielne i w ten sposób złupili Kościół św. Od
tąd też rosło coraz bardziej ubóztwo, czyli, jak je zowią z łacińska, pauperyzm, bo nie było już tego źródła kościelnego, z którego ubodzy opę
dzali swą biedę. Reformacya ta stworzyła biedę w całćj Europie i odtąd, mianowicie dzisiaj, łamią sobie głowę różni uczeni, których zowiemy socy- ologami, i ekonomistami politycznymi, jak tej ogólnej biedzie zaradzić i przywrócić równowagę pomiędzy bardzo majętnymi ludźmi i ubogimi.
Na czele tych dobroczyńców biednej ludzko
ści stoi zawsze i dziś Kościół św. i jego wierni.
Oni to w sejmach i na zebraniach i w gruntownie napisanych dziełach wykazują, że daremnemi będą wszelkie usiłowania, zmierzające do ulżenia ubóz- twu w świecie, jeżeli nie tylko poszczególni ludzie, ale i całe państwa i rządy nie oprą budowy spo
łecznej na prawdziwie chrześcijańskiej podstawie, jeżeli nauka Chrystusa Pana nie wejdzie w życie, nie przejmie wszystkich stosunków społecznych i politycznych.
Dziś stosunki społeczne tak się ułożyły, że wielki kapitał, pozostający w ręku kilku ludzi, gniecie i niweczy małe kapitały, właścicieli ma
łych gruntów, drobnych rzemieślników, przemy
słowców i kupców. Biedny n. p. szewc, krawiec,
zwykły robotnik, czy to pracujący na powierz
chni ziemi, lub w jej wnętrzu, jako to w kopal
niach węgla, nie może żadną miarą stawić czoła swym drobnym kapitalikiem i ciężko zapracowa
nym groszem wielkim kapitalistom, którzy utwo
rzywszy nadto spółkę, z drugimi bogaczami mar
nują i niweczą lud roboczy, i w ciągłej utrzymują go biedzie i nędzy. Socyaliści z tćj to biedy korzystają i łowią w swe sieci, jak to już powie
dzieliśmy, wszelkich robotników, pracujących w jakiejkolwiek gałęzi zarobku.
We wyroki Boże nam śmiertelnikom wkra
czać i zgłębiać ich nie wolno, ale przypuścić mo
żemy, że Pan Bóg zesłał na ten świat jako złe tę socyalną demokracyą, ażeby wielkich i małych pobudzić do zajęcia się dolą i losem uczciwego, pracującego ludu.
Królowie, cesarze i w ogóle sządy państw europejskich krzątają się z obawy przed tym socyalizmem około polepszenia doli klas pracują
cych. Ale te starania — powtarzamy — będą daremnemi, jeżeli, jak to trafnie i śmiało wyrzekł w tych dniach Najprzewielebniejszy Arcybiskup gnieźnieńsko - poznański na walnem zebraniu męzkich konferencyi św. Win
centego z Pauli, »nie będą budowali na Panu Jezusie i w imię Pana Jezusa*
I o tej to sprawie społecznej napisał w tych dniach bardzo głęboką rozprawę ks. kanonik Eliasz Blank, Francuz rodem, profesor uniwersy
tetu w mieście Lyonie. W słowach uczonych, bo przeznaczonych dla ludzi uczonych, mąż ten bogobojny i świątobliwy napisał to samo, cośmy powyżćj w prostych powiedzieli słowach. Mówi on, że sprawy tej społecznej nie rozstrzygnie ani ekonomia polityczna, ani socyologia w znaczeniu spółecznem, rozstrzygnąć ją tylko może filozof chrześcijański i ekonomista chrześcijański.
Oto wskazaliśmy wam, kochani czytelnicy
•Misyonarza katolickiego*, na to źródło biedy i nędzy pomiędzy robotnikami, wyjaśniając wam zarazem ową sprawę socyalną, o którćj się dziś tyle mówi i pisze. Największą biedę, jaka nęka lud roboczy w Europie, cierpi pracujący lud ro
syjski. W Rosyi formalny głód pomiędzy ludem panuje a mało jest widoków, iżby na przyszłość miało być między nim lepiej. To też w Rosyi może niezadługo odezwie się w sposób straszliwy ta sprawa społeczna, bo w kraju tym schizmatyckim upada coraz bardziej wiara w Boga, wzrasta nie- moralność i cały szereg zbrodni, znanych zaledwie światu pogańskiemu. W Rosyi mnożą się coraz bardziej socyaliści, których tam zowią nihilistami od wyrazu łacińskiego: nihil, to jest nic. Ci to nihiliści rosyjscy pragną zniweczyć, obrócić w nic całe spółeczeństwo, obalić państwo i jego carat, wszystko przewrócić do góry nogami, tak zburzyć, żeby i kamień nie pozostał na kamieniu. Ci to nihiliści mają na oku cele polityczne, których
»Misyonarz* jako pismo nie polityczne, nie chce
Wiadomości ze wszystkich części świata. 93
bliżćj wyjaśniać. Jeżeliśmy o tych celach wspo
mnieli, to tylko dla tego, że łączą się one ze sprawą spółeczną.
Jedynćm ocaleniem dzisiajszego świata jest powrót do chrześcijaństwa. To też Arcypasterze Kościołów chrześcijańsko-katolickich przypominają ustawicznie swym owieczkom obowiąki prawdziwego chrześcijanina. Prócz wielu innych wydali
Książę Biskup wrocławski, dr. Jerzy Kopp i Arcybiskup gnieźnieńsko-poznański, dr. Flo-
ryan Stablewski, na początku bieżącego Postu Wielkiego List Pasterski, który wiernym dwóch tych wielkich dyecezyi został już z ambon od
czytany. Obaj ci Arcypasterze wskazują na Ko
ściół św., założony przez Chrystusa Pana, jako na źródło, zkąd dla świata wypłynąć jedynie może ocalenie, zmniejszyć się bieda i nędza i zostać rozstrzygniętą sprawa społeczna.
Z
powodu małćj objętości »Misyonarza* możemy tylko kilka powtórzyć zdań z tych obszernych Listów Arcy-
u SS»
Przenajświętsza Rodzina przy pracy. (Zobacz objaśnienie na stronie 95.) pasterskich. Książę Biskup Wrocławski tak się
odzywa na wstępie Swego orędzia do ducho
wieństwa i wiernych: »W czasie naszym, pełnym ostrych przeciwieństw i walk zaciętych, przyspo
sabiając was na św. post, wołam do was z św.
apostołem: «Wszystko z Boga, który nas z sobą pojednał przez Chrystusa« . . . «Prosimy w Imieniu Chrystusa: Pojednajcie się z Bogiem* ... »Wiara i niedowiarstwo ostrzćj, niż dawnićj, wojują jedno przeciw drugiemu. Jad niedowiarstwa, przez długi czas i z ślepym zapałem szerzony, wpływy swoje zgubne w kołach coraz szerszych wywiera. Na
ciele spółeczeństwa ludzkiego wszędzie pokazują się choroby i rany'; w zbrodniach i postępkach wszelkiego rodzaju wybuchają w postaci swojej najszkaradniejszej. [Ludzie czasu teraźniejszego ciężko chorują, a jest wielu takich, którzy mnie
mają, że tylko znaleść mogą wyzdrowienie i po
ratowanie przez obalenie istniejących stosunków i przez stworzenie życia na fundamencie zupełnie nowym*.
W powyższych słowach wskazuje Arcypasterz Wrocławski wyraźnie na socyalistów i jako środek obrony przeciwko nim podaje przejęcie się duchem
94 Wiadomości ze wszystkich części świata.
Bożym, i życie rodzinne oparte na chrześcijaństwie.
Arcypasterz gnieźnieńsko-poznański te same na wstępie Listu Swego rozwija myśli, jak to wi
dać z następujących ustępów: »Wśród burz i nie
pokojów, jakie nam grożą, wśród pokus i niebez
pieczeństw dni naszych, jedno jest tylko bezpieczne miejsce dla duszy, Kościół nasz święty, ona druga arka Noego, w której ocalenie i ratunek pewny*....
»Niestety 1 dziś tak wielu chrześcijan znać nie chce Chrystusa ani się poddać Jego świętćj woli. Po wiekach dziewiętnastu, w których to światło Jego nauki ludzkość z ciemności nocy wyprowadziło, w których ciepło Jego prawdy wielkich i wspa
niałych tak licznych dzieł stało się sprężyną, ludzie jeszcze nie widzą blasku tego światła, co z krzyża tryska na cały okrąg ziemi po wszystkie czasy. Człowiek w zaślepieniu swojćm chciałby wielkość nieograniczonych tajemnic Bożych roz
jaśnić światłem ciasnych komórek swego rozumu a pychą uwiedzion za prawdę nie chce uznać tego, czego sam zgłębić nie może«... »Gdziekolwiek słońce wiary zagasło, zrywa się też straszliwy wicher namiętności ludzkich. Wiekowe posady porządku Bożego na ziemi drzeć zaczynają w gwałtownych wysileniach wywrotu, który stara się obalić po kolei: powagę świętości małżeństwa, prawo własności, powagę rodzicielską Kościoła i ziemskiej władzy powagę'.
Obaj Arcypasterze piętnują w ostrych i sil
nych słowach owe przewrotności socyalistów, o których powyżej piszemy, i podają środki i spo
soby przeciwko nim, zaczerpnięte z tej ciągle ży
wej krynicy, jaką jest wiara w Chrystusa Pana, i która też, jakieśmy wyżej powiedzieli, rozwiązać zdoła jedynie sprawę spółeczną.
Brak ugruntowania się w Religii świętćj, którą tak gorąco polecają wszyscy Arcypasterze Kościoła katolickiego, jest powodem może najgłó
wniejszym, dla którego lud pracujący a nie oświe
cony przechodzi w szeregi socyalistów. Dla tego nie raz, ale po kilka kroć odczytujmy sobie te dwa listy Arcypasterskie, ażebyśmy poznali, iż je
dyna wiara w Chrystusa powstrzyma nas od wej
ścia na drogi zatracenia ziemskiego i wiekuistego, na którą popchnąć nas usiłują socyaliści. Badaj
my więc gruntownie Wiarę św. uczmy się, jak żyć prawdziwie po chrześcijańsku. Wzorów nam nam nie brak. Czytajmy pilnie »Żywoty Świę
tych Pańskich,» bo oni są wzorem choć niedości
głym dla zwykłego chrześcijania; roztrząsajmy naukę wiary i obyczajów Kościoła katolickiego, zawartą w złotem prawdziwie dziele, jakie wycho
dzi obecnie zeszytami w tćj samej drukarni, co
»Misyonarz katolicki.* W tej wierze zaś świętej ugruntujemy się mocno, jeżeli starsi i młodzież bę
dą się jej uczyli w ojczystym języku. O ten to język ojczysty jeszcze ciągle dotąd dopominają się u rządu nasi współbracia w Prusach Zacho
dnich, w Poznańskiem i my sami na Górnym Szlązku. Jest to prawdą tak jasną jak słońce, że
Wiara św. w ojczystym tylko wykładana i gło
szona języku, zdoła się zakorzenić mocno w na
szej duszy i sercu. A kiedy się zakorzeni, to i socyaliści nie zdołają nas usidlić swą przewro
tnością, chytrością, obłudą i czczemi obietnicami.
Opierając się na tej niewzruszonej podstawie, że tylko za pomocą języka ojczystego dostać się może Wiara św. do duszy naszej i tam głębokie zapuścić korzenie, wyrażamy nadzieję i nieledwie ufność, że rząd, który przecież sam usiłuje zwal
czyć hydrę socyalistyczną, przywróci w szkołach z dziećmi polskiemi wykład polski nauki Religii świętej i naukę samą tegoż języka. Cały Górny Szlązk zwraca swe błagalne oczy ku swemu Arcy- pasterzowi, żywiąc w Bogu nadzieję, że będzie on pośrednikiem pomiędzy rządem a swemi owiecz
kami, które do Niego ręce wyciągają, prosząc o naukę religii w ojczystym języku. Do tej chwili już 288 petycyi wysłano do księcia-Biskupa a pod
pisało je 76 i pół tysiąca ludu katolicko-polskie- go. W pracy nie ustawajmy, zbierajmy dalej podpisy i wysyłajmy petycye. Pamiętajmy na słowa Pisma św.: .Pukajcie, a otwo
rzą wam, wołajcie, a wysłuchają was, proście a dadzą wam.*
W końcu przeglądu wiadomości ze świata katolickiego zapisujemy z wielką radością, że
Ojciec św., Papież Leon XIII.
obchodził 1. b. m rocznicę urodzin i koronacyi Swój. Życzenia składał Ojcu św. dziekan kole
gium kardynalskiego Monaco della Valetta. Ży
czenia były gorące, bo też jest czego winszować dzisiejszej Głowie Kościoła św. Pobożnością ży
wota, nauką wielką i światłem tak zasłynął w ca łym świecie, że nie tylko katoliccy mężowie pro
szą Go o radę i pomoc, ale nawet i książęta pro
testanccy odwołują się do Jego wielkiego rozumu, prosząc o pośrednictwo w zatargach polity cznych.
Dość wspomnieć ową słynną kiedyś sprawę o wy
spy Karolińskie, którą Zwierzchnik Kościoła kato
lickiego tak mądrze rozstrzygnął, że obiedwie strony: Niemcy i Hiszpania, były zadowolone.
Leon XIII. jest w dzisiajszych czasach najsilniej
szą podporą porządku Bozko społecznego. Pisma Jego okólne, czyli Encykliki w rozlicznych spra
wach wydane oślniewają współczesnych uczonych głębokością myśli, znajomością świata i jego urzą
dzeń społeczno-politycznych. Choć sędziwy sta
rzec, posiada dotąd młodzieńczy umysł i niezło
mny hart duszy. Słowa Jego, czy to w ustnćj, czy pisanej mowie, tchną zapałem młodego wieku a mądrością dojrzałego męża. W uroczystości tegorocznej mówił dziekan kolegium kardynal
skiego w sprawie wystawienia pomnika wielkiemu również Papieżowi, Innocentemu III. Papież Leon XIII. w odpowiedzi Swej wspomniał, jakie to zasługi położył ten wielki Papież około Ko
ścioła, chrześcijaństwa i społeczeństwa ludzkiego, i wypowiedział ten gorący żal, że ten duch chrze
Objaśnienia rycin. 95
ścijański, który Europę ożywiał za czasów Inno
centego III. w »jednostkach jest osłabiony a w urządzeniach społecznych prawie zupełnie wygasł.*
W końcu dodał Ojciec św., że ażeby chrześcijań
stwo znów zakwitło w duszy narodów, muszą one przejąć się głęboko chrześcijaństwem a Papieztwo dziś uciemiężone odzyskać wolność.
Objaśnienia rycin.
Wiele jest nam rzeczy potrzebnych na tej ziemi. Potrzebujemy domu do mieszkania, odzie
nie do okrycia nagości naszego ciała i zasłonienia go podczas mrozu zimy i upału lata. Całe życie nasze składa się z niepoliczonych potrzeb, niezbę
dnych każdemu człowiekowi. Bo też człowiek, choć stworzony jest na obraz i podobieństwo Hoże, przychodzi na świat jako najnieudolniejsza istota, któraby zmarniała, gdyby rodzice pozosta
wili ją samej sobie. Zwierzątko, choć potrzebuje także opieki swej matki, da sobie prędzej radę od niemowlęcia dziecka; zwierzę, zaledwie nieco podrośnie, już samo troszczy się o utrzymanie swego życia.
Jeżeli ciało dziecka jak najtroskliwszej po
trzebuje opieki macierzyńskiej, to ileż to więcej jój potrzebuje jego dusza nieśmiertelna, której zwierzę nie ma. Bez nauki rosłoby dziecko jak ta niekształtna bryła, jak to zwierzę, któremu Stwórca dał tylko instynkt, czyli popęd we
wnętrzny, ratujący go od głodowej śmierci, ale odmówił mu wyższego światła, rozumu i ducha.
Bez nauki nie mogłoby dziecko wydoskonalić, uszlachetnić tych zdolności i darów, jakiemi je Pan Bóg wyposażył. A więc, drogie dziecię, przykładaj się do nauk, idź za popędem, jaki i tobie dał Stwórca, i tak, jak oko twoje szuka światłości, tak duch i dusza twoja niechaj pragną nauki, która jest tą rosą, tym deszczem z nieba, który daje wzrost i wykończa ten obraz i to Podobieństwo Bozkie, w duszy twej wyryte.
Dziecko potrzebuje więc nauki, a ci co jej udzielają, zowią się nauczycielami. Pierwszymi nauczycielami dziecka są matka i ojciec. Mają oni pomocników, bo oddani pracy, nie mają czasu do zajęcia się nauką swych dzieci. Tymi po
mocnikami są właśnie nauczyciele, ustanowieni albo przez Boga, Chrystusa Pana, albo też przez ludzi.
Dziecię odwiedza przez 8 lat szkołę, bo tak na
kazuje u nas prawo szkolne. W tej szkole uczy się ono czytać, pisać, rachować, i innych także nauk, pomiędzy któremi najważniejszą jest nauka Religii św. Bo cóżby pomogło dziecku pisanie i rachowanie, gdyby nie poznało prawd Wiary św. f Dziecko musi koniecznie poznać przykazania Boże i tajemnice Wiary św. O jakżeż to smutnie i zgubnie dla duszy dziecięcćj, jeżeli nie poznało dostatecznie nauki religii? Dorósłszy, popadnie ono w ręce złych ludzi, niedowiarków, socyalistów!
Kapłan od Boga jest postanowiony, ażeby dzieci i dorosłych ludzi oświecał w sprawie dla nich najważniejszej, w sprawie zbawienia ich dusz.
W szkole, z ambony i w konfesyonale opowiada on dzieciom i dorosłym Ewangielią św. i naucza wszystkiego, czego potrzebujemy, by być szczę
śliwym tu na ziemi i w niebie.
Przypatrzmy się obrazkowi zamieszczonemu na stronnicy 89. Staruszek zakonnik uczy dziatki.
Stawia on pytanie pierwszej dziewczynie, druga czyta prędko za plecami pierwszej, jakoby po kryjomu, by umiała odpowiedzieć, kiedy zakonnik i od niej zażąda odpowiedzi na swe pytanie.
Za drugą tą dziewczynką kryje się chłopczyk, bo pytanie, które stawił zakonnik pierwszćj dziewczy
nie, nie umiałby odpowiedzieć, a nie chciałby się zawstydzić. Za plecami zakonnika opiera się o ścianę inny chłopiec, ministrant zakonnika; jest on spokojny, bo jako więcej wykształcony zrozumiał pytanie i wie, że kapłan nie zażąda od niego od
powiedzi. Po za chłopcem z lewej strony ryciny stoi czwarta w szeregu dziewczynka. Z twarzy jćj widać, że zrozumiała pytanie kapłana i odwra
cając główkę ku kryjącemu się za nią chłopczy
kowi, wyjaśnia mu, o co chodzi w zapytaniu nau
czyciela kapłana.
Obrazek niniejszy przypomina nam pracę mi
sy onarzy, którzy uczą także dziatki pogańskie i rodziców ich pogańskich. Kapłan w kraju oj
czystym, kapłan misyonarz, opowiadając Ewan
gielią św., spełnia rozkaz Chrystusa Pana, który dziatki nadewszystko umiłował. Kościół święty, idąc za przykazaniem swego Założyciela, tak umi
łował dziatki, że utworzył związek .Dziecięctwa Jezusowego.' Każde dziecko katolickie może do tego związku należeć. W tym to związku modlą się dziatki do Boga, prosząc Go o oświecenie dziatek pogańskich, dają jałmużnę wedle możno
ści, składają otrzymane od rodziców i zaoszczę
dzone drobne datki a te dopomagają misyonarzom do budowania szkół, w których uczą dziatki po
gańskie.
Ileż to pięknych i szlachetnych myśli wzbu
dza w nas podana tu rycina. Rodzice i dziatki przypatrujcie jćj się często a odniesiecie zbawienny dla duszy swej pożytek 1 (Zobacz str. 89).
Od czasu upadku naszych pierwszych rodzi
ców w raju jesteśmy wszyscy skazani na pracę i to na pracę bardzo ciężką. Po wszystkie też wieki sprawdzają się słowa, jakie był Pan Bóg wyrzekł do Adama po spożyciu przez niego owocu z drzewa zakazanego: .W pocie oblicza twego będziesz pożywał chleba*. (I. Mojżesz. IV. 3, 19). Od pracy nikt nie jest zwolniony; pracować musi król na tronie, rzemieślnik przy warsztacie, rolnik w polu, pracować muszą wszystkie stany i zawody.
Stwórca wyroku Swego nie zmieni. Nie zmienił On go nawet, zesławszy Syna Swego jednorodzo- nego, ażeby zmazać grzech pierworodny, w któ-