Czasopismo ilustrowane dla ludu katolickiego.
Ojciec święty Leon XIII. udzielił pisemka temu Błogosławieństwa Apostolskiego.
Wychodzi 2 razy na miesiąc (1-szego i 15-stego.) Przedpłata ćwierćroczna na pocztach, w księgarniach i agenturach 1 markę. Wprost z ekspedycyi z Mikołowa z przesyłką pocztową 1 markę 20 fen., w Austryi 60 cent., z przesyłką
pocztową 72 cent. — Ogłoszenia za trzyłamowy wiersz 20 fen.
Nr. 8. Mikołów, 15. Kwietnia 1892. Rocznik II.
Hadra, mała wy znawczyni.
(Powiastka, ułożona wedle listu pewnego misjonarza.)
(Ciąg dalszy.)
Hadra od czasu od czasu obracając się, zwracała bojaźliwie oczy ku ścigającym ją ciemiężycielom. Jakiż to postrach musiał ją opanować, kiedy ujrzała, że przestrzeń, jaka ją dzieli od nich, coraz staje się mniejszą!
»W imię Ojca, i Syna i Ducha świętego!«
zawołała, wznosząc oczy ku niebu. »Bie
głam, jak młody zajączek,« tak opowiadała późnićj, »przeskakując w wielkich skokach przez krze i ciernie. Ponieważ byłam boso, uderzałam często o kamienie i kaleczyłam sobie nogi tak, że krwawe ślady znaczyły mą drogę Ale skoro wzniosłam modlitwę do Trójcy Przenajświętszej, wstępowała we mnie wyższa jakaś siła i lotem ptaka nikłam z przed oczu mych prześladowców. < Wia
domą jest rzeczą, jak zręcznymi i wytrwa
łymi są Arabowie w pogoni. Mimo to nie zdołało atoli owych pięciu młodych i silnych
mężów dogonić młodćj Hadry, i uznać mu
sieli, że ich pokonała w tym wyścigu. Mło
dszy jej brat wyprzedził o kilka kroków resztę ścigających, bo ognista jego krew młodzieńcza dodawała mu siły do biegu.
Rozwścieklony z powodu bezowocnćj goni
twy, porwał za flintę, i kiedy Hadra znów obróciła swą główkę, zbladły jej lica, bo ujrzała, jak brat morderczą broń do twarzy przyłożył i prosto ku nićj cel skierował. Ale zanim dotknął cyngla, rzucili się towa
rzysze pogoni na niego i wydarli szaleńcowi broń z ręku. Podłe morderstwo wykonane na bezbronnćj dziewczynie wydawało się im za nadto nikczemnćm. Z powodu tego zaj
ścia mogła Hadra uskoczyć o kawał drogi naprzód. Dosięgła wreszcie lasku, w którym wśród dzikich drzew oliwnych gęste rozcią
gały się zarośla. W ten sposób znikła
114 Hadra, mała wy znawczyni.
z przed oczu prześladowców. >W imię Ojca, i Syna i Ducha świętego!« zawołała po
wtórnie z wdzięcznćm sercem. Ukryła się potem, o ile tylko mogła, w gęstwinę i spo
częła w dobrze zasłoniętym miejscu u pod
nóża pagórków, oddzielających jćj drogę ku Beniub.
Siły biednego dziecka tak były wyczer- pnięte, że długo nieporuszenie leżało wycią
gnięte na ziemi, by przynajmniej tchu na
brać. Tymczasem ścigająca zgraja przetrzą
sała lasek na wszystkie strony, aż ją zapa
dający zmrok nocy powstrzymał od dalszćj pogoni. W powrocie do domu przechodzili Arabowie w pobliżu krza, w którym siedziała ukryta Hadra, cała drżąca i z bijącem ser
cem. Wyraźnie dochodziły do jćj uszu słowa rozwścieklonego brata: »Ha, nędzna, umrzeć musi, skoro ją znajdę !<
Długo, długo siedziała Hadra w ukry
ciu cicho i zaledwie dech z ust wypuszczając.
W duszy swój gorąco modliła się do Boga chrześcijan. Niknęło już w oddali stąpanie oddalających się Arabów i dźwięk ich głosu niknął w powietrzu. Głębokie, ponure mil
czenie panowało na okół. Na niebie bły
szczały gwiazdy, a światło ich, przezierając przez konary drzew, zdawało się uśmiechać do znękanej ciałem i duszą Hadry, i doda
wać jćj odwagi. Niejedno dziecko umarłoby z obawy wśród grobowego milczenia tćj wspaniałćj a i groźnćj nocy. Ale Hadra miała duszę bohaterską. Wyszła prędko i odważnie z ukrycia i poczęła wchodzić na wzgórza i szczęśliwie stanęła na ich szczycie.
Chłodne powietrze nocy oblało jćj rozpalone lica, kiedy w szybkim biegu zdążała przez małą wzgórzystą równinę ku pochyłćj jćj stronie. Już stanęła w samym środku lekko pochylającej się ku dołowi górce, gdy w tćm nagle dochodzi jćj uszu przeciągłe, groźne, coraz bliższe, coraz straszliwsze szczekanie.
Trwoga przejęła ją śmiertelna. Ale jakież to mogą być głosy ? Czy to chód szybko posuwających się naprzód zwierząt ? Hadra ujrzała w ciemności nocy jakoby migocące płomyki żarzących się ócz idących szybko dzikich bestyi. Zimny pot wystąpił na jćj czoło; poznała nowe a straszliwsze niebez
pieczeństwo. Gromada głodnych szakali (dzi
kich psów) zwietrzyła blizką zdobycz i wyjąc, puściła się za nią. Jeszcze nie dawno temu padło ofiarą tych psów pustyni młode dzie
wczę z jćj szczepu. O biedna Hadro, ucie
kaj, uciekaj! Już prawie dotykają się twych pięt te straszliwe stworzenia; czy nie widzisz ich żarzących się ślepi, czy nie słyszysz ich ochrypłego dychania? Dwie z tych bestyi stanęły tuż przy Hadrze. Czuje ona już na szyi ich gorący, śmierdzący oddech, kosmata skóra dotyka jćj lica; Hadra czuje, jak jeden z szakali chwyta kłami skraj jćj latającćj w powietrzu sukni: »W imię Ojca i Syna i Ducha świętego,« woła nieszczęśliwe dzie
cię, padając na kolana, a głos jćj przeraźli
wy prując powietrze, wznosi się tam ku górze, zkąd tylko nadejść może ocalenie. I głos ten opuszczonego od wszystkich dziecka przebił niebiosa. Bo cóż się dzieje? Dzikie, żądne zdobyczy bestye, jakby spłoszone nie
widzialną siłą, pierzchają na wszystkie strony.
Zdumione dziewczę, głęboko oddychając, pod
nosi się z ziemi i znów pędem dzikićj kozy bieży ku dolinie, zkąd światła Beniubu przy
jaźnie ku nićj zdała zdają się uśmiechać, jakby ją zachęcały do rychłego powrotu. Była już 9 godzina wieczorem, kiedy biedne, ścigane, bohaterskie dziewczę padło bezwładnie w ob
jęcia swćj zdumionćj, kochanćj pani. Wkrótce jednak przyszła Hadra do siebie, a pokrze
piający sen nocy przywrócił dawne jćj siły.
Obudziwszy się nad ranem, padła na kolana, ażeby podziękować Bogu za cudowne ocale
nie, za Jego opiekę w tylu niebezpieczeń
stwach, i za powrót w gościnny dom swćj chrześcijańskićj pani.
Spokojnie i bez ważniejszych wydarzeń w życiu Hadry minął rok następny. Prosiła ona często gorąco o łaskę Chrztu świętego.
Ale napróżno. Groźne sąsiedztwo jćj uro dzonych w nienawiści przeciw chrześcijaństwu rodaków wstrzymywało państwo Reynaud od przychylenia się do tćj prośby. Nie było można ani myśleć o zezwoleniu na chrzest jćj wuja Abdalli, jak tego wymagało prawo francuzkie. Musiała zatem zastósować się do ciężkiego losu i pocieszać się tćm, że przyszłość dla nićj będzie pomyślniejszą.
W tym czasie z dziewczęcia wyrosła Hadra
na piękną, kwitnącą zdrowiem, życiem i wdzię
Hadra, mała wyznawczyni, 115 kami dziewicę, a z dojściem do dojrzałości
wzmagała się w jćj sercu coraz bardzićj go
rąca żądza dostąpienia tych pocieszających łask, jakie daje wiara Chrystusowa. Cichy popęd jćj serca zrodził w niej życzenie po
zostania na zawsze dziewicą. Żadna z mło
dszych chrześcijanek nie mogła z większą troskliwością, i że tak powiemy, zazdrością pielęgnować w swej duszy tego delikatnego kwiatu w ogrodzie cnót chrześcijańskich, jak ta młoda córka proroka. Jćj zwykle ła
godne i pełne dobroci oczy zapalały się gniewem, kiedy kto z jćj otoczenia śmiał w jćj przytomności wymówić jakie wolniejsze słowo, lub przystąpić do nićj ze zbytnią pou
fałością, i nieprzyzwoicie się zachować. Pe
wnego dnia obnosiła jak zwykle, po obie dzie czarną kawę pomiędzy sługi domu.
Oddźwierny domu Marokańczyk odważył się szepnąć jej do ucha zbyt śmiałe słowo po
chlebstwa i uchwycić ją mocnićj za rękę.
Wtedy oburzona do gruntu duszy tą nie- przyzwoitością Arabka, zmierzyła go okiem, z którego jakoby błyskawica wypadła i wrzą
cym napojem twarz mu oblała. Dwa mie
siące leczył się Taragh z ran, które sprawiło silne poparzenie, i miał dość czasu zastana
wiać się nad swćm nieprzyzwoitćm zachowa
niem się w obec dziewicy, która w ten spo
sób czuwała nad niepokalaną czystością swe
go ciała.
Podobne zdarzenia tćj stanowczćj obro
ny przytrafiały się częścićj Hadrze.
Upłynął blizko rok od chwili ucieczki jćj z domu rodzinnego, gdy Hadra rychło rano poszła po wodę do studni na poblizki pagórek. Wzięła właśnie na barki pełen dzban wody i chciała powracać, gdy w tćm nagle ujrzała wychodzącego z krza brata swego młodszego, który sporym zbliżał się do nićj krokiem. W ręku trzymał kij sę
katy, tego nieodstępnego towarzysza tam
tejszych Arabów. Było już za późno; Ha
dra widziała, że nie uciecze przed bratem.
Postawiła zatem dzban na ziemię i stanąwszy śmiałą nogą, oczekiwała w tćj męzkićj posta
wie swego nieprzebłaganego ciemiężcę. »Ha dro,« odezwał się tenże, ledwo dychając, »dla czego nie porzucasz tych psów chrześcijań-
skich, i nie wracasz pod namioty swego plemienia?« »Ponieważ kocham moją panią i chlebodawczynią i ponieważ chcę zostać chrześcijanką ,< — brzmiała odpowiedź.
»Nędzna istoto, to ci się nie powiedzie,« za- ryczał, przystępując napastnik coraz bliżej,
»tą rażą nie ujdziesz mi. Natychmiast chódź ze mną do domu jeść kukus razem ze swoimi.«
(Kukus, narodowa potrawa Arabów z ryżu i skopowiny.)
»Nigdy, nigdy!« odrzekła stanowczo Hadra,« wolę raczćj jeść zupę z Francuzami.«
(Jeść bowiem kukus, znaczy u Arabów tyle, co pozostać wiernym zwyczajom arabskim, a jeść zupę znaczy przyjąć zwyczaje obcych.)
»Ha, i ty śmiesz to mówić?« — głośnićj jeszcze zaryczał dziki Arab. »Tak jest Mul leyu,< odpowiedziała stanowczo Hadra, »jeść będę zupę, do tego wieprzowinę.« Zbyt śmiałe były te słowa. Jeść wieprzowinę jest dla muzułmanina wielką zbrodnią, bo pogar
dą najświętszych zasad nauki proroka. Na czole Mulleya nabrzmiały żyły ze złości, po
stąpił krok i tak silny wymierzył cios na głowę siostry, że ta straszliwy wydała o krzyk i runęła bez zmysłów na ziemię.
Krew obficie sączyła z rany na czole, spły
wając po bladych licach Arabki, Ale nie zadowolił się tćm dziki w swój zemście Arab. W ślepćj wściekłości uderzył jeszcze po kilka kroć swą bezbronną ofiarę kijem w szczęki i nogi, przypomniawszy sobie za
pewnie, że one to ocaliły jego siostrę pod
czas ucieczki. Kiedy widział, że Hadra nie daje znaku życia, począł spiesznie uciekać, unosząc krwią zbryzgane narzędzie mordercze, i zniknął w poblizkim lesie.
Przeraźliwy głos, jaki Hadra wydała, zaniepokoił domowników, którzy tćż nieba
wem do studni nadbiegli. Znaleźli te biedną dziewczynę we krwi leżącą, na pozór umarłą, tę ofiarę niegodziwego morderstwa. Zanie
siono ją do domu, gdzie podejmowano wszystko możliwe, ażeby przytrzymać ula
tujące życie. W końcu Hadra otworzyła oczy. W skutek silnych uderzeń na szczęki zaledwie jako tako mogła nazwać sprawcę zbrodni.
(Dokończenie nastąpi.)
■mm
116 Przegląd powszechny prac misyjnych.
Przegląd powszechny prac misyjnych.
(Ciąg dalszy.)
Pomocnikami misyonarzy są Święci Pańscy.
W składzie apostolskim wyznawamy: »Wierzę w Świętych obcowanie.* Co to znaczy? Oto, że Święci są z nami połączeni, są nam blizkimi, są naszymi przyjaciółmi i obrońcami. Nietylko więc obcujemy z żyjącymi, lecz też i z Świętymi, któ
rych ciała w grobie leżą, a dusze w niebie kró
lują.
Wiara ta nasza jest osobliwie dla misyonarzy pociechą. Wiedzą oni, że u Boga mają zastę
pców i patronów, Świętych. Do Świętych misyo- narz codziennie się modli, Świętych uwielbia, Świętym ofiaruje winnicę, w której pracuje, Świę
tym poleca pogan i nowonawróconych.
Pomiędzy Świętymi pierwsze zajmuje miejsce Najświętsza Panna Marya. Ona bowiem jest łaski pełna, pomiędzy niewiastami błogosławiona, Boga
rodzica i Królowa Wszystkich Świętych. Nie ma tćż misyonarza, któryby mógł zapomnieć o Matce swej niebieskićj. Choćbyś takiego szukał, nie znaj
dziesz go. Chwałę Najświętszój Panny opowiada misyonarz narodom, na cześć Jej buduje kościoły, obraz Jej stawia jako znak zwycięzki zbawienia.
Poganie zaś, którzy pogardzają niewiastą, z po- dziwieniem słyszą nowinę, że przez niewiastę zba
wienie nam przyszło. Misyonarz przedstawia po
ganom i nowonawróconym Najświętszą Pannę jako wzór życia i niewinności. Poganie zaś oświeceni łaską Bożą, przyjmują Słowo Boże i poznając go
dność przeczystej Panny Maryi, szanują swoje córki i małżonki. Takim sposobem misyonarzom zawsze towarzyszy Najświętsza Panna i przez Jej przyczynę i zasługi szerzy się wiara katolicka.
Jak na niebie rozmaite są gwiazdy, tak tćż pomiędzy Świętymi nie jednaki jest stopień chwa
ły i świętości. Chociaż Najświętsza Panna naj- bardzićj jaśnieje, misyonarz dobrze wie, że inni Święci także z Maryą Panną uwielbiają Boga i są wiernych pomocnikami, patronami misyi.
Do kogóż misyonarz po Matce Bożćj najczę
ściej podnosi swe serce? Zapewne do świętego Józefa, Jćj oblubieńca i opiekuna Zbawiciela świata. Jak niegdyś Józef w Egipcie żywił braci swoich, tak też św. Józef żywił Syna Bożego, on Mu sposobił drogę. Dla tego tćż święty Józef
jest patronem całego Kościoła, więc też misjona
rze budują zwykle swe klasztory i zakłady pod opieką św. Józefa, i nieraz przez Jego przyczynę doznawają Bozkiej pomocy.
Każdy kraj, każde państwo posiada zwykle swego patrona. Tak też misyonarze polecają kraj, w którym pracują, jednemu z Świętych, aby żyć pod jego szczególną obroną. Tak naprzykład w Danii stoją misyonarze pod szczególną opieką świętego Ansgarego, w Chinach zaś świętego Jó
zefa i t. d.
Oprócz tego misyonarze należą zwyczajnie do jakiego zgromadzenia duchownego lub zakonu.
Każde zgromadzenie (kongregacja) ma swoich patronów, i każdy zakon swoich. Iluż to świętych wychował naprzykład zakon świętego Franciszka?
Prawie niepoliczonych 1 Zakon Benedyktynów, Dominikanów szczyci się świetnem gronem Świę
tych. Najnowszy zakon, zakon Jezuitów, jest u- wielbiany przez Świętych, których dzieła podzi
wiamy: Św. Ignacy, św. Alojzy, św. Franciszek Borgiasz, św. Piotr Klaweryusz, św. Jan Berch- mann są patronami szczególnymi misyonarzy za
konu Jezuitów.
Przejrzyj wszystkie zakony i kongregacje, a przekonasz się, że misyonarze tychże zakładów Świętych uważają za pomocników w mozolnej swej pracy misyjnej.
I jakże by miało być inaczej ? Święci w nie
bie, żyjąc jeszcze tu na ziemi, często sami byli misjonarzami i pracom misyjnym zawdzięczają swą wieczną chwałę. A jeżeli nie byli misjonarzami pomiędzy poganami i niewiernymi, ustawicznie się modlili: • Przyjdź królestwo Twoje, niechaj się nawrócą do Pana narody 1* Teraz w niebie naj- ściślćj są połączeni nie tylko z Bogiem, lecz i z żyjącymi, którzy są według Pisma świętego powołani do chwały wiecznćj.
Otóż widzisz, kochany Czytelniku, że misyo
narz, chociaż opuszcza ojca i matkę, krewnych i ojczyznę, Świętych nie opuszcza a Święci go nie opuszczają, lecz raczej przyczyniają się jako szcze
rzy pomocnicy jego, aby jego prace misyjne były błogosławione i wydały plon obfity.
Jeszcze i to wspomnieć należy, że nietylko
misyonarze wzywają Świętych na pomoc dla
Szczegółowe nowiny z misyi katolickich. 117 swych prac, lecz i my także. Ile razy modlimy
się i odmawiamy litanią do wszystkich Świętych, kończymy tę prośbę: Abyś Kościołem Twym świę
tym rządzić i zachować go raczył — abyś Namiest
nika Chrystusa Pana i wszystkie duchowne stany w świętćj pobożności zachować raczył —
abyś nieprzyjaciół Kościoła świętego poniżyć ra
czył, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas Panie. Tak się modląc, przyczyniamy się do tego, że Bóg wszechmogący przez zasługę wszystkich Świętych Kościół święty rozszerza.
(Ciąg dalszy nastąpi.)