Czasopismo ilustrowane dla ludu katolickiego.
Ojciec święty Leon XIII. udzielił pisemku temu Błogosławieństwa Apostolskiego.
Wychodzi 2 razy na miesiąc (1-szego i 15-stego.) Przedpłata cwiercroczna na pocztach, w księgarniach i agenturach 1 markę. Wprost z ekspedycyi z Mikołowa z przesyłką pocztową 1 markę 20 fen., w Austryi 60 cent., z przesyłką
pocztową 72 cent. — Ogłoszenia za trzyłamowy wiersz 20 fen.
Nr. 22. Mikołów, 15 Listopada 1892. Rocznik II.
LCaryi.
(Opowieść z ostatnich dziejów Kaukazu.)
(Ciąg dalszy.)
»Nie sprzeczajcie się przecież zaraz przy pierwszćm zobaczeniu,« odezwała się mała Mara. »Opowiedz nam raczćj, Maleku, czy źli Moskale nie zranili lub zabili kogo z na szego junehu.«
»Nie, siostrzyczko, nie poległ, ani rany otrzymał żaden z naszych wolnych i sług.
Wielka Tha Nan (Matka Boża) czuwała nad nami. Ale tam oto jest młody Polak, któ
remu nieprzyjaciel przestrzelił barki, gdy chciał właśnie przejść do nas, ażeby razem z nami walczyć przeciw Moskalom, którzy i jego ujarzmili ojczyznę. Musisz go wraz z starą Fatmetą pielęgnować, ażeby mógł prędko pójść na bój; pokochałem go bardzo.«
»Och, będę jak najlepsze zioła dla nie
go zbierała i kładła na ranę jego. Czyż jest nim ten oto blady młodzieniec na tym siwym koniu? Chodź, Maleku, dopomóżmy
mu zejść z konia i odprowadźmy go do ju- nehu. Ale jeszcze lepićj, Marjubie, dopomóż tu bratu, a ja pobiegnę naprzód, ażeby po
słać łoże temu nieszczęśliwemu młodzień
cowi.«
W ten sposób umieszczony został Pere- ciński w jednćj z izb gościnnych junehu i przyszedł prędko do zdrowia, rana jego szybko się zagoiła przy opiece sta rój Fatmy.
Marjub i Mara siedzieli często przy jego ło
żu. Po niejakim czasie tyle się młody Po
lak nauczył od dzieci, że mógł się rozmówić z niemi w ich ojczystym języku. Kiedy pe
wnego wieczora siedział wraz z niemi przed chatą i przypatrywał się zachodzącemu słoń cu, zapytał ich, czy też wiedzą, kto stwo
rzył to piękne światło słoneczne, te doliny i góry naokół?
>Tha (Bóg) je stworzył,« odpowiedziała
338 Dzieci Maryi.
Mara. >Ja sądzę,« dodał Marjub, »że do
pomogła Mu Tha-Nan« (Matka Boża.)
»Nie, kochane dzieci,« rzekł Pereciński,
* Matki Bożćj jeszcze nie było, kiedy Bóg miłościwy stwarzał świat.«
»Tego ci nie wierzę,« odrzekła Mara,
»gdyż Tha-Nan jest Jego Matką.«
»Jest Ona Matką Syna Bożego,« odparł Polak, »ale nie Ojca niebieskiego. Czyście nigdy nie słyszeli o Jezusie, którego poro
dziła Matka Boża w stajence Betleemskićj i złożyła w żłobie?«
»O Jesha słyszeliśmy wprawdzie; niósł On na barkach krzyż Boży, przed którym się korzymy i którego czcimy. Ale o sta
jence i żłobie nigdy nie słyszeliśmy. Mówił tćż nam ojciec nasz, iż nie jest rzeczą pewną, czy Mara Tha-Nan jest matką Tharoka (Sy
na Bożego), czy samego Tha. Jeżeli wiesz co, to opowiedz nam.«
Polak zdumiał z powodu nieświadomo
ści tych dobrych dzieci. Przyszedł mu na pamięć sen matki i powziął postanowienie nauczenia ich prawdziwćj wiary. »Do kogo się modlicie,« rzekł, »kiedy ręce wznosicie ku niebu, jak to widziałem was czyniących wczo
raj u góry tćj skały?«
»Modliliśmy się do Matki Bożćj, która jest także matką naszą,« odrzekła Mara.
»Ależ nie wolno się modlić do Matki Bożćj, tylko do Boga jednego modlić się trzeba. Pośrednictwo i przyczyny wolno wam Jćj wzywać, winniście Ją kochać i czcić.
Modlić się wolno jedynie do Boga Ojca i Syna i Ducha świętego, do jednego Boga a w trzech osobach, w którego imieniu zo
staliśmy ochrzceni. A czyście już odebrali Chrzest święty?«
Dzieci spojrzały zdumione na Polaka i rzekły: »Nie rozumiemy, co ty mówisz, co to jest: być ochrzconym?«
, A więc nie jesteście nawet chrześcija
nami. Czyż nie macie kapłanów?«
»Tfe, chrześcijanami nie jesteśmy, Mo
skale są chrześcijanami,« zawołał Marjub.
»Jesteśmy dziećmi wielkiego Tha i dziećmi Matki Bożćj. Kapłanów mamy; stary Ma rjon w dolinie dębów jest kapłanem naszego junehu. Zobaczysz go, gdy w środku przy
szłego miesiąca podczas święta wielkićj
Tha-Nany składać będzie ofiary.« — »Wte
dy to będzie wielki dzień Matki Bożej,« do
dała Mara i klasnęła radośnie w dłonie:
»Wtedy to Ona zstępuje z nieba na ziemię i odwiedza Swe dzieci i bierze udział w świę
cie i błogosławi wszystkich dobrych ludzi, ale Jćj nikt nie widzi.«
Pereciński nie mógł się dość nadziwić tym słowom dzieci. Abchazowie, tak sobie myślał, musieli być niegdyś chrześcijanami, potćm w biegu czasu zeszpecili swą wiarę i stracili ją, kiedy otoczeni zewsząd przez mahometan, przez kilka wieków odłączeni byli od wszelkich związków z chrześcijańskim Za
chodem. I rzeczywiście rzecz się tak ma, jak sądził Pereciński. U południowego podnóża Kaukazu, w Georgii, kwitnęły już zaraz po czasach apostołów chrześcijańskie gminy; do pokoleń na północy i zachodu gór i do środkowych dolin weszła wiara Chrystusa dopiero późnićj i nie zapuściła głęboko ko
rzeni, kiedy Turcy wyniszczyli w Georgii chrześcijaństwo. Abchazom przynieśli wiarę chrześcijańską, jak się zdaje, włoscy misyo- narze; kupcy z Genui prowadzili pewno han
del z półwyspom Krymskim, z pokoleniami przy rzece Kuban i aż po za morze Kaspij
skie. W skutek tego widzimy wszędzie po
między Abchazami tak zwany krzyż łaciński, z przedłużoną belką podłużną (f) a nie ró
wnoramienny krzyż grecki (—|—). Kiedy zaś następnie Turcy po zdobyciu Konstantyno
pola zamknęli Zachodowi Europy drogę do Kaukazu, wtedy i misyonarze nie mogli u- trzymać przy wierze świętćj co dopiero na
wróconego do chrześcijaństwa ludu, poczęło wydawać znów kąkól dawne bałwochwal
stwo i przytłumiło, szybko się krzewiąc, to ziarno, które zasiali posłannicy wiary chrze
ścijańskiej. Utrzymała się jednak reszta da
wnych świętych obrzędów, cześć dla święte
go Krzyża i Matki Bożćj przemieniła się w służbę bałwochwalczą i miejsce Boga za
stąpiły u niektórych pokoleń dawne pogań
skie bogi leśne, górzyste i rzeczne.
Młody Polak miał w krótce po rozmo
wie z Marą i Marjubem nabrać po święcie ofiarnym dokładniejszego wyobrażenia o tćj mieszaninie chrześcijańskich i pogańskich zwy
czajów pomiędzy Abchazami. Na początku
Dzieci Maryi. 339 Lipca powrócił Usbanok z Malakiem i resztą
wojaków ze zwycięzkićj wyprawy przeciw Moskalom. Miał on szczęście w kilku mniej
szych potyczkach i napadach zadać Moska
lom znaczną klęskę i zabrać bogatą zdobycz w broni i prochu. Wprawdzie nie mogły te zwycięztwa powstrzymać na długo dal
szego pochodu Moskali. Od północy, od rzeki Kubanu, zajmowali oni za pomocą swój liczebnój przewagi coraz więcój kraju górzy
stego, idąc w głąb jego krok za krokiem;
tamdotąd więc wybierał się Usbanok z swy
mi wojakami. Wprzódy jednak chciał raz jeszcze odwiedzić swój juneh i obchodzić u- roczyście z towarzyszami swego pokolenia wielkie święto Tha-Nany (Matki Bożój.)
ó. Święto ofiarne.
Nadszedł dzień oznaczony. Usbanok szedł w pochodzie prawie z wszystkimi mie szkańcami junehu przez najbliższy grzbiet gór, gdzie przy junehu starego Marjona zgro
madzili się należący do pokolenia całego ju
nehu, obejmującego sto zagród. Szeroka łąka w lesie, okolona ze wszech stron cieni- stemi stuletniemi dębami, stanowiła miejsce, na którćm składano ofiary. W cieniu po
tężnego drzewa stał rodzaj ółtarza, zbudo
wany z nieociosanych kamieni, niespojonych wapnem, przed starodawnym wielkim krzy żem, który z prostych zrobiono belek. Gdy młody Polak przybył na to miejsce, ujrzał tam silny zastęp mężczyzn, niewiast i dzieci, który naokół otoczył łąkę ofiarną. Nie mało kosztowało go trudu, zanim znalazł miejsce, zkąd swobodnie mógł się przypatrywać skła- danój ofierze i nie brać w niój udziału. O- koło ółtarza dostrzegł czterech młodych bu- hai, ośm baranów, i tyleż kozłów, które to zwierzęta trzymali za rogi dorodni młodzień
cy. Kamienna płyta ółtarzowa pokryta była miskami, w którój znajdował się chleb, placki pszenne i kukurydzowe, miód, mleko i mo
cno upajający napój, który nazwać by mo
żna z polska krupnikiem, przyrządzony z pro
sa i miodu. Przed óltarzem zjawił się teraz stary Marjon w białą wełnianą szatę świą
teczną przybrany- był to pięknój, wysokiój postawy starzec z siwą potężną brodą. Od
krył on głowę: pomiędzy mężczyznami i nie
wiastami głębokie zapanowało milczenie, tak, że mógłeś słyszeć trzeszczenie gałęzi jawo
rowych, które w liczbie 30 paliły się w pół
kolu około ółtarza.
Starzec, mając oczy zwrócone ku krzy
żowi, którego znaczenia, pełnego łaski nie rozumiał, rozpoczął głośno odmawiać modli
twę a powtarzał ją tłum już to szepcąc po cichu, już to śpiewając. Pereciński rozumiał następujące tylko słowa modlitwy: piękny Boże (Tha dahe)! wielki Boże (Tha szucha)!
My biedni błagamy Ciebie (Tamiszki)! Jezu
sie, Synu Boży (Jesha tha-ok), Maryo, Matko Boża (Mar atha-nan) ! Boże, Boże! (Tha tha.) Drugićj modlitwy nie słyszał już Polak; mo
dlił się on gorąco, ażeby Bóg litościwy i Najśw. Marya Panna oświeciła tych bie
dnych zaślepionych błędem ludzi i raczyła ich przywieść do poznania wiary prawdziwej i uprosiła u Boga o łaskę dla nich.
Około ćwierć godziny trwało to odma
wianie i śpiewanie modlitwy, stanowiącej przygotowanie do właściwego składania ofia
ry. Teraz nakrył starzec głowę wysoką czapką futrzaną Abchazów, a za jego przy
kładem poszli wszyscy mężczyźni. Dwaj chłopcy stanęli następnie po obu jego bo
kach; chłopiec po jego prawicy trzymał w ręku okrągły talerz drewniany a na nim leżały trzy noże różnej wielkości; chłopiec po lewicy trzymał trzy donice, jedna w dru
gą włożone. Pereciński poznał w chłopcu podającym starcowi noże, Marjuba, i pomy
ślał sobie, czyby nie było lepiej oświadczyć temu chłopcu, że nie wolno mu brać udziału w tćj czynności bałwochwalczej, ale i ta przyszła mu myśl, że w tak krótkim czasie nie byłby mógł Marjuba oświecić w pra
wdziwej wierze, a więc stało się, jak sądził, dobrze, iż mu pozwoli spełnić to, co wedle niego jest dziełem Bogu miłóm. Sędziwy kapłan wziął teraz do ręku największy z trzech noży, który mu podał do ręku Marjub i skinąwszy przywołał do siebie Usbanoka jako głowę rodziny najznako
mitszego z junehów. Nóż przechodził szyb
ko z ręku do ręku, ujęło go sto zebranych ojców rodzin, potem wszyscy mężczyźni i tak przechodząc z lewój do prawćj strony, wró
cił nóż do kapłana. Jednym z ostatnich
340 Dla dziatek.
w szeregu był młody Małek. Gdy ten nóż uchwycił, zawołał na Perecińskiego i zażą
dał, ażeby także stanął w ich rzędzie i do
tknął się owego narzędzia ofiarnego, gdyż
> przyniesie ci to szczęście i błogosławień
stwo,« odezwał się pełnym głosem do niego.
(Ciąg dalszy nastąpi.)
1 TT™t>-yc--- —
Dla dziatek.
Serce Pana Jezusa i dobre dziatki.
„Dopuśćcie dziatkom przychodzić do Mnie.“
(Łuk. XVIII, 16.)
Pan Jezus wzywa nas do Siebie, moje dziatki, mówiąc: »dopuśćcie przyjść dziatkom.« Po co was wzywa? Żeby was przycisnąć do serca Swego, żeby wam pobłogosławić, żebyście nigdy żadnym grzechem Go nie obraziły, żebyście całe życie Go kochały, żebyście były szczęśliwe na ziemi i po śmierci z Nim królowały w niebie.
Widzicie jak dobrym jest dla was Pan Jezus 1 Proście matkę albo siostrę, aby wam pokazała obrazek Serca Pana Jezusa, w dowód wdzięczno
ści pocałujcie to Serce, które was tak bardzo kocha.
Jemu zawdzięczacie, że tak dobrych macie rodziców. Boże mójl straszna rzecz, co niejedna bezbożna matka zrobiła ze swojem dzieckiem.
Dawniej dziecko było uważane za nic, w wielu krajach dzisiaj jeszcze, (jak np. w Chinach) po u- rodzeniu wyrzucają wiele dzieci za płot, żeby tam umarły z głodu i były pożarte przez dzikie zwie
rzęta. Sercu Pana Jezusa zawdzięczacie, że to wszystko się zmieniło i zmienia na lepsze. Jaki troskliwy jest dla was Pan Jezus I
Nie jedno z was, moje dziatki, jest sierotą.
Na świecie człowiekowi samemu jest źle i ciężko, stokroć gorzćj i ciężćj sierocie. Komu to za
wdzięczacie, że się znalazło Serce litościwe, co was przygarnęło do siebie, że o was się stara, że o- ciera łzy wasze? Sercu Pana Jezusa; bo Pan Je
zus pewnego razu wziął dziecko na łono Swoje, przycisnął je do Serca i powiedział: »któżkolwiek jedno z takowych dziateczek przyjmie w Imię Moje, Mnie przyjmuje.* — Pan Jezus obiecując zapłatę tym, którzy wam dobrze czynią, grozi największą karą tym, którzyby wam co złego zro
bili, bo mówi: »kto jednego z tych maluczkich, którzy we Mnie wierzą, zgorszy, lepićj by mu było, gdyby kamień młyński uwiązano u szyi je
go i zatopiono w głębokościach morskich."
Panu Jezusowi zawdzięczacie, że jesteście ochrzcone, bo ta woda, którą obmyte jesteście z gr/cchu, uświęconą jest wodą i krwią najświę
tszą, która płynęła z przebitego na krzyżu Serca Pana Jezusa. Mogłybyście były umrzeć bez chrztu. Ol jakże nieskończenie dobre dla was jest
Serce Pana Jezusa. Jemuście winne, że stałyście się dziećmi Boga.
Was to drogie dziatki Pan Jezus za wzór ca
łemu światu stawia, bo kiedy pewnego razu u czniowie Go pytali: kto jest większy w Królestwie niebieskićm, Pan Jezus przywoławszy pacholę, po
stawił je w pośrodku uczniów i powiedział: »za
prawdę powiadam wam, jeżeli się nie nawrócicie, i nie staniecie jako maluczcy, nie wnijdziecie do Królestwa niebieskiego.* Lecz trzeba być dobrem dziecięciem, a dobre dziecko jest pokorne, nie
winne, uraz nie pamięta, kocha wszystkich i Boga się boi.
Jakże macie się odwdzięczyć Panu Bogu za tyle dobrodziejstw? Oto bądźcie posłuszne ro
dzicom, opiekunom waszym, szanujcie i kochajcie ich, kochajcie również całe rodzeństwo wasze:
braci, siostry i innych, kochajcie i szanujcie nau
czycieli i przełożonych. Nie zazdrośćcie nikomu żadnćj rzeczy, ani piękniejszćj zabawki, ani pię- kniejszćj sukienki, nie pragnijcie cudzćj własności, nie róbcie nikomu szkody. Nie kłóćcie się z ni
kim, nie bijcie drugich, ale bądźcie zgodne, miłe, uprzejme dla wszystkich.
Przykładajcie się za młodu do pracy. Praca broni od lenistwa, a lenistwo jest jednym z grze
chów głównych, bo z lenistwa, jako ze źródła, biorą swój początek: obmowa, kradzieże, pijań
stwo, złe myśli i zabawy.
Nareszcie, moje dziatki, módlcie się, kochaj
cie wiarę świętą, Matkę Bozką, Pana Jezusa; bę
dzie On was pocieszał w smutku, wspomagał w potrzebie, ratował w niebezpieczeństwie, czuwał nad wami w chorobie, bronił was w pokusach, błogosławił w życiu, przyjdzie do was w godzinę śmierci i będzie waszą nagrodą w niebie.
Dla was, kochane dziateczki, dajemy w dzi- siajszym »Misyonarzu* jako drobny podarek pię
kną rycinę. Przedstawia ona Zbawiciela naszego, jak błogosławi dziateczki. Historya święta tak nam opowiada ową chwilę z życia Chrystusa Pana. Pewnego razu przyniosły pobożne niewia
sty do Pana Jezusa dziatki swoje, aby włożył na nie ręce i modlił się nad niemi. A poniewńż był znużony ciągłem nauczaniem, uczniowie nie chcieli ich dopuścić do Niego. Pan Jezus nie pochwalił im tego, ale rzekł do nich: »Puśćcie dziatki i nie zabraniajcie im przychodzić do Mnie, albowiem
Dla dziatek. 341 takowych jest Królestwo niebieskie.* Brał potóm
miłościwie dziateczki na łono Swoje, kładł na nie ręce i błogosławił im.*
W załączonej rycinie siedzi Chrystus Pan pod drzewem palmowym, choć w innych rycinach przedstawiają błogosławiącego dziatkom Zbawi
ciela w stojącej postawie. W załączonej tutaj ry
cinie widzicie, kochane dziateczki, tylko czworo dzieci i dwie matki, choć w innych obrazkach wiele więcćj się znajduje dzieci i matek. Twórca naszój ryciny odpowiednio do obrazku zmniejszył więc ilość matek i dzieci, ale za to nakreślił je wyraźniej. Przypatrzcie się tylko dobrze rycinie, a same się o tćm przekonacie. Twarze dziatek bardzo są piękne, jedno z nich niemowlę, trzyma matka na ręku, i choć mówić jeszcze ono nie umie, ale w duszy i sercu przeczuwa, źe stanęło obok Chrystusa Boga. Roztwiera drobne swe ramiona, jakoby chciało objąć Zbawiciela. Dwa starsze klęczą, pokornie złożywszy rączęta do mo
dlitwy. Jedno z dzieci stoi przy matce, która Wa
dzie mu jedną rękę na główkę, a drugą obejmuje jego ramię. Na obliczu matek widać spokój i wiarę w Zbawiciela i tę błogą nadzieję, że ich dziateczki, pobłogosławione ręką Bożą, będą kie
dyś pociechą i podporą ich starości i rosnąć będą na chwałę Bogu. Ilekroć razy splamicie, drogie dziateczki, duszę waszą jakimś grzechem: niepo
słuszeństwem względem rodziców, łakomstwem, kłamstwem lub gniewem, tylekroć bierzcie do ręku tę oto rycinę i rozważajcie sobie dobrze, że jeżeli chcecie Bogu się podobać, jeżeli ma On wam błogo
sławić, pełnić musicie zawsze wolą Jego świętą.
Przez modlitwy i jałmużnę staniecie się, ko
chane dziatki, pociechą misyonarzy i apostołami pogan. Posłuchajcie dzisiaj, co pisze do dziatek, mieszkających w tćj samej, co wy, części świata, to jest w Europie, jeden z misyonarzy, krzewią
cych św. wiarę naszego Zbawiciela w środkowych Chinach, w dalekićj od nas Azyi. List ten do dziatek europejskich jest pisany na dniu 25 Sier
pnia tego roku i zamieściło go jedno z katolickich pism niemieckich p. t. »Leo.* List ten tłóma- czymy i podajemy go do wiadomości polskich dziatek, ażeby wiedziały, na jakie to cierpienia i męki wystawieni są misyonarze, którzy w dale
kich krajach opowiadają pogańskim ludom Ewan- gielią świętą i szerzą naukę Chrystusa Pana. List ten zaczyna wspomniany misyonarz, nazwiskiem Götte, słowami: .Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus,* a następnie tak pisze:
.Drogie dziateczki 1 Dziś tylko kilka słów dj was posyłam. Napisałem ja poprzednio długi do was list, ale ku memu wielkiemu żalowi, nie doszedł on, jak się przekonuję, do rąk waszych.
Długo i obszernie opisałem wam w nim prześla
dowanie misyonarzy w Chinach. Ażebyście, dro
gie dziateczki, nie myślały, że zapomniałem o was, więc piszę powtórnie, choć nie tak długo, co
pierwszym razem. Nasze misye, które dawnićj oszczędziło prześladowanie Chińczyków, stały się teraz widownią niesłychanych okropności: wszę
dzie panuje złość i wściekłość przeciw misyona- rzom i chrześcijanom. Przyczyną tćj wściekłości przeciwko nam są haniebne oszczerstwa, jakie przeciw chrześcijanom szerzyli źli i niegodziwi po
między ludem chińskim. Rozpowiadali oni, my chrześcijanie zatruwamy studnie i przez to dajemy powód do panujących tu chorób zaraźliwych.
Wskutek tego począł nas lud chiński prześlado
wać i zniszczył nam kilka misyi. Przed kilku dniami zburzono nam w Jang-Kang kaplicę i szkołę i spalono kilka domów mieszkalnych chrześcijan, którzy uchodząc z życiem, rozbiegli się na wszyst
kie strony. Przedwczoraj późno wieczorem na
deszła do nas jeszcze straszliwsza wiadomość z je- dnćj z naszych misyi. Zburzono w nićj do szczętu kościół, budynek misyjny i mieszkania chrześcijan;
wszyscy mieszkańcy tćj misyi pouciekali; na nie
szczęście pogańscy Chińczycy zabili z nich kilku.
Na pół już zmarłą niewiastę chrześcijańską wrzu
cono na wiązkę słomy, którą następnie podpa
lono. Wraz ze słomą zgorzała owa nieszczęśliwa.
Wczoraj znów nadeszła wiadomość, a z niej po
kazuje się, że będziemy jeszcze więcej ofiar opła
kiwali. Tutaj w Lan-ho-kon, w tćm właściwćm miejscu, zkąd rozchodzą się te oszczerstwa prze
ciwko chrześcijanom i gdzie ja wraz z kilku in
nymi pracuję Ojcami z Europy, przebiegają miasto patrole wojskowe, ażeby uśmierzyć i odwrócić od nas złe zamiary podburzonej przeciwko nam lu
dności chińskićj. Podczas nocy stoi na straży przy bramie naszego mieszkania 50 żołnierzy chiń
skich; już po dwa razy powiodło się im *apo- biedz zburzeniu misyi naszćj, które wyznaczono na pewien dzień. Na głowę misyonarza wyzna
czyli przywódzcy zbuntowanego ludu chińskiego 100 uncyi srebra jako nagrodę.
Nieprawdaż! wszakżeż to smutne nowiny 1 Podaję je szybko do waszćj, kochane dziatki, wia
domości, ażeby was zachęcić do modlitwy do Boga, ażeby Jego błogosławiona ręka uchroniła nas od śmierci. Kiedy to pismo moje dostanie się do rąk waszych, to rozstrzygniętym już będzie los naszych misyi, ale wy wiecie, że, przed Bo
giem tysiąc lat to jakoby jeden dzień, i o tych modłach, które wzniesiecie do Boga choć kilka mie
sięcy późnić], już wprzód Wszechmogący i Wszyst
kowiedzący wie. Dla tego proszę was, drogie dziatki, po raz wtóry, o gorącą za nas modlitwę do Boga.
Fen liścik zabiera jutro pospieszny posłaniec wraz z innemi do konzulów europejskich, którzy mieszkają daleko od nas, w mieście Han-kow.
Przesyłam wam me serdeczne pozdrowienia w imieniu Dzieciątka Jezus. Wasz
0. Remigiusz (xötte, misyonarz apostolski.
W środkowych Chinach, 25 Sierpnia 1892.
342 Szczegółowe nowiny z misyi katolickich.
Szczegółowe nowiny
Państwo niemieckie, sprawy Kościoła.
W Karlsruhe w Badenii poświęci! Arcybiskup fry- burski uroczyście nowy kościół wybudowany na cześć Najśw. Panny Maryi Bogarodzicy. Wielki książę badeński i jego małżonka byli przytomni.
Badenia liczy dwie trzecie katolików.
W Wielkiem Księztwie Poznańskiem, dzięki
•kolonizacyjnój komisyi,* wybudowano już 25 szkół ewangielickich. W Łubowic i Łubówku w powiecie gnieźnieńskim wybudowano w tym roku kościół luterski, w "Żernikach ma być także taki kościół wybudowanym. Tak się szerzy pro
testantyzm.
Według doniesień niektórych gazet Arcy
biskup koloński i Książę-Biskup wro
cławski mają otrzymać godność kar
dynalską. Całe państwo niemieckie nie ma żadnego kardynała. Ostatnim kardynałem był Książę biskup Wrocławski Diepenbrock, ten sam, co powiedział przy poświęceniu kościoła w Piekarach: .Dałbym palec mój, gdybym ro
zumiał polską mowę tego pobożnego ludu.«
Związek świętego Bonifacego dla katolików w prowincyach protestanckich bardzo błogie wydaje owoce. Związek dzieli się, jak wiadomo, na wiele części. Pomiędzy niemi na osobliwszą pochwałę zasługuje niewątpliwie Aka
demicki Związek św. Bonifacego, istnie
jący pomiędzy akademikami 32 uniwersytetów lub stolic -biskupich. Akademicy, chociaż jeszcze u- rzędu nie mają, z grosza od rodziców lub z pry
watnej pracy oszczędzonego złożyli w roku 1890 9361 marek, w roku 1891 9950 marek, w bie
żącym zaś 11,590 marek! Każda marka na cele misyjne ofiarowana czy nie będzie skarbem dla wieczności ? Błogosławieństwo Bozkie spoczywać będzie nad akademikami, którzy poświęcając się naukom, nie zapominają o poganach, co pogrążeni są w ciemności i cieniu śmierci.
Jeżeli już akademicy tak znaczną sumę zło
żyli na cele misyjne, to katolicy państwa niemie
ckiego dali zaiste dowód ofiarności bardzo wspa
niałej. Zebrano bowiem więcój niż półtora mi
liona marek, to jest 1,553,0851 Ileż łask nieba spłynie na dobrodziejów szlachetnych, ileż dusz zosta
nie ocalonych przez tę jałmużnę od zguby wiary!
Socyalni demokraci uznawają zakonników i duchowieństwo za największych wrogów swoich.
Ubolewać należy, że nawet ci protestanci, którzy nie godzą się na nauki socyalistów, biją na za
konników, osobliwie na Jezuitów i Redemptory
stów. Gdyby Jezuitów przypuszczono do kraju wraz z innemi zakonami, co dotąd z państwa nie
mieckiego są wydaleni, socyalizm rychlejby upadł.
Pokazało się to niedawno w Gladbachu. Znako-
z misyi katolickich.
mini nauką i stanowiskiem mężowie katoliccy zgromadzili się tu na narady, aby zwalczyć so
cyalizm. Przybyła też mała garstka Jezuitów.
Uznano jednomyślnie, że najlepsze mowy wygło
sili i najlepszych rad udzielili Jezuici. Zgromadzeni jawnie oświadczyli: .Dajcie nam Jezuitów a so
cyalizm upadnie!« Oprócz tego wymieniamy tu misyą, która urządzona przed rokiem przez za
konników, w Hanowerze się odbyła. Hanower jest miastem protestanckiem i ogniskiem socyalistów.
W trzech kościołach katolickich odbyły się równo
cześnie misye. Lud tak licznie się garnął do konfesyonałów, że spowiedników zabrakło. Po
między uczestnikami znajdowało się wielu demo
kratów. Ci publicznie wyrzekli się socyalizmu, żałując gorzko, że przez niejaki czas nie u Chry
stusa Pana, lecz u socyalistów szukali zbawienia.
Wielką zaiste pochwałą dla zakonników są takie owoce misyi. Oby Pan Bóg im dopomógł, oso
bliwie Jezuitom. Misye ożywiają ducha religii i niezawodnie bardzo skutecznym są środkiem na
przeciw zepsuciu i niedowiarstwu.
Zmarli w tym czasie księża Jan Pieper i Jó
zef Matischok. Jan Pieper był proboszczem w Brenken dyecezyi padernborskićj, liczył do
piero 45 lat. Zgasły bardzo się starał o ozdobę domu Bożego. Według jego planów i rysunków wybudowano kilka kościołów. Ponieważ przez swe pracy uwielbił Boga, niechaj go Pan Bóg uwielbi. Na Szlązku zaś śp. Józef Matischok wielkie położył zasługi podczas walki kulturnej.
Wtedy bowiem były osierocone trzy parafie są- siedne, osobliwie obszerna parafia kozielska. Pro
boszcz rokiczycki Matischok miał ciągłą pieczę 0 swą trzodę i o parafie opuszczone, narażając się na niebezpieczeństwa, grożące mu ze strony ówczesnych praw. W Rokiczach powiększył kościół 1 przyozdobił dom Boży. Później objął probostwo w Kochlowicach, gdzie także trudy największe po
nosił. Przez dobrowolne datki wybudował kościół w Halembie, który zachowywać będzie pamiątkę jego. Niechaj Pan Bóg mu wynagrodzi wszystkie prace, osobliwie też te, które, będąc jeszcze ka
pelanem w Pyskowicach, ponosił dla ludu.
Z Nysy nadchodzi smutna nowina, że tam nagle umarł ksiądz Hagemann, dawniejszy misyo- narz w mieście Hammerfest w Norwegii. Dzisiaj rano (4 Listopada) umarł, tak czytamy w gazecie, w Nysie w klasztorze Sióstr Szarych, w którym osiadł dla choroby. Dnia 4 bm. odprawił rychło rano Mszą św., poczem z kaplicy udał się do swego mieszkania. Krótka droga do domu osła
biła go bardzo. Gdy przybył do domu, usiadł na kanapie i zasnął niebawem w Bogu spokojnie i bez boleści. Zmarły był kapelanem Jego Świą
Szczegółowe nowiny z misyi katolickich. 343 tobliwości Papieża, proboszczem w Chrystyanii,
stolicy Norwegii. Długi jego pobyt w zimnych okolicach tego kraju podkopał jego zdrowie. Od lat dwóch zamieszkiwał w Nysie. W ostatnich miesiącach cierpiał mocno na reumatyzm. Nikt przecież nie spodziewał się tak rychłego zgonu.
Ś. p. ks. Hagemann rodził się w Westfalii. Kto go znał, ten był jego przyjacielem. Oby Pan Bóg raczył go przyjąć do chwały Swojćj. (Zo
bacz rycinę na str. 344.)
Austrya. Na wielkie niebezpieczeństwo wy
stawiona jest Austrya ze strony Rosyi. Podże
gacze moskiewscy burzą pokój osobliwie w Ga
licy! i przeciągają nieoświecony lud galicyjski na swą stronę, aby wyrzekł się swej wiary katolickiej i przystał do moskiewskiej. Galicya austryacka, prześlicznym i żyznym jest krajem, zamieszkuje tam, jak wiadomo, ludność polska i ruska. Po
lacy są wszyscy katolikami rzymskimi i żaden Polak nie przechodzi na moskiewską wiarę. Lecz Rusini, chociaż też są katolikami rzymskimi, nieraz da w aj ą się uwieść do błędu 1 Niektórzy Rusini nawet opuszczają Galicyą i przechodzą przez gra
nicę, aby zostać obywatelami państwa rosyjskiego.
Bardzo to smutnie. Rusini katoliccy mają we Lwowie Arcybiskupa własnego. Ten wydał list pasterski do duchownych i wiernych Rusinów, ostrzegając ich, aby nie przechodzili na moskiewską wiarę lub tak zwane »prawosławie,* lub schizmę.
Nie tylko Rusini w Galicyi, ale i dużo Cze
chów lgnie do Rosyan i do schizmy. Niejedna rodzina już nawet piękny kraj czeski opuściła i u- dała się do Rosyi, porzucając jednocześnie swą katolicką wiarę. Wszyscy obywatele Austryi mi
łujący Rosyą są nie małem niebezpieczeństwem własnego kraju i religii katolickićj. Oby wszędzie w Austryi ożył duch wiary I
Liczne żydowstwo, liberalne gazety i niedo
wiarstwo, szkoły bezwyznaniowe są ranami pię
knego tego kraju. We Wiedniu przez niejaki czas nawet zakazano mówić głośno w szkole:
»W imię Ojca i Syna i Ducha świętego.* Biskupi ciągle się użalają nad niedolą Kościoła katolickiego.
Hiszpania. Cały ten kraj jest katolicki, lecz rewolucyoniści są liczni, a mnożą się coraz bar- dzićj z powodu słabego rządu; król hiszpań
ski jest dziecięciem slabem i chorobliwem. Ka
tolicy zebrali się na świetne zgromadzenie w mie
ście Se wiła, gdzie ubolewano nad niedowiarkami, którzy są przyczyną upadku narodów. Przyjęto uchwały, aby szkoły były wyznaniowe i aby Ojciec święty był wolny. Pięć tysięcy uczestni
ków zgromadziło się, wielu Biskupów i dostojników.
Franeya. We Francyi umarł Ernest Re
nan, uczony, lecz zacięty wróg katolickiej wiary.
Człowiek ten chciał być księdzem i już uzupełniał swe nauki — potćm porzucił stan duchowny i stał się przeciwnikiem wiary. Napisał mnóztwo ksią
żek, w których bluźnił Chrystusowi Panu i Ko
ściołowi Jego. Ponieważ we Francyi jest wielka
liczba masonów i niedowiarków, Renan był uwa
żany jako ich przewódzca; dla tego też świetny mu sprawili pogrzeb. Lecz cóż pomoże teraz Renanowi to wszystko ?
Gdy z jednćj strony masoni we Francyi zwalczają Kościół Boży, z drugićj strony powsta- wają dzielni obrońcy jego. Takim był zmarły niedawno Franciszek Marmier, członek Akademii francuzkiej. W testamencie rozporządził, aby go skromnie pogrzebano i rozdano w dzień pogrzebu 2000 franków ubogim. Wielką sumę, był bowiem bardzo bogatym, wynoszącą 200 ty
sięcy franków, przeznaczył na ręce księdza Guichar- da na cele dobroczynne. Cześć pamięci jego I
Rosya. Jednym z najczcigodniejszych wy
znawców wiary, wygnamiec Rosyi, był biskup Paweł Rzewuski, sufragan warszawski.
Urodził się dnia 24 Stycznia 104 na Podlasiu, szkoły zaś ukończył w Warszawie, gdzie też o- trzymał święcenia kapłańskie. Najprzód był wi- karyuszem przy kościele św. Aleksandra w temże mieście i odznaczał się wymową, gorliwością i mi
łością dla ubogich. W roku 1857 przez arcybi
skupa Fijałkowskiego został mianowany profeso
rem akademii ducbownćj i kanonikiem katedry.
Cnotą i nauką przyświecał młodzieńcom kształcą
cym się na kapłanów, pamiętając zawsze na sło
wa Zbawiciela: ,Wy jesteście solą ziemi, a jeśli sól zwietrzeje, czćm soloną będzie ? Na nic się więcej nie zgodzi, jedno aby była precz wyrzu
cona i podeptana od ludzi." Po Fijałkowskim został w roku 1861 ks. Feliński Arcybiskupem warszawskim. Ten poznał także zdolności Rze
wuskiego i mianował go pierwszym kanonikiem (prałatem) katedry i oraz Biskupem sufraganem.
Lecz niestety dla smutnych stósunków politycznych Rzewuski popadł w podejrzenie u rządu rosyj
skiego, nie mógł otrzymać święcenia na Biskupa, został więc aż do śmierci tylko nominałem, to jest mianowanym Biskupem. Okropne czasy przyszły dla polskich katolików. Każdy katolik był podej
rzany, osobliwie duchowieństwo, że broniło praw Kościoła i ludu.
W tych strasznych czasach Arcybiskup Fe
liński został przez rząd usunięty i wywieziony na wygnanie. Rzewuski objął zarząd rozległćj archi- dyecezyi. Rząd od niego żądał, aby podpisał wydalenie Arcybiskupa jakoby sprawiedliwe i że
by w encyklice powstał przeciw duchowieństwu broniącemu wydalonego Arcybiskupa. Lecz Rze
wuski, jak niegdyś św. Ambroży, nie ustąpił natar
czywym naleganiom Moskali. Myślał i jawnie wyznał: »Zdrajcą wiary i narodu mego nigdy się nie stanę 1» Za to został uwięziony i do mia
sta Astrachania nad rzeką Wołgą wydalony.
Liczył wtedy lat 60 życia swego.
W Astrachanie przepędził lat 21 na wygna
niu. Rząd rosyjski płacił mu szczupłą pensyą, z której żył. W Astrachanie znajdowało się kil
ka katolików wygnańców. Ci uważali go za ojca
344 Szczegółowe nowiny z misyi katolickich.
pocieszyciela w swej niedoli. On zaś ich po
cieszał, jas niegdyś w Starym Testamencie pro
rocy pocieszali wygnańców izraelskich płaczących nad rzekami Babilonu. »Ufajcie w Boga, Bóg was nie opuści i przeprowadzi was powrotem do ojczyzny.* Nie tylko katolicy, ale i schizmatycy szanowali czcigodnego starca, który nigdy nie taił, że jest kapłanem katolickim.
Pewnego razu odbył pogrzeb katolika wy
gnańca. Został za to stawiony przed gubernato
ra. .Czemuś to uczynił i przekroczył prawo?*
zapytał gubernator. On odpowiada: . Czyniłem to jako kapłan. Wolność odebraliście mi i pen- syą odebrać tćż możecie, bo ją mam od was.
Ale urzędu kapłańskiego mi nie możecie odebrać, bo ten mam od Boga.*
Nieustraszona odpowiedź nie miała dla niego złych następstw, owszem o- trzymał po 21 lat wy
gnania pozwolenie wró
cenia do ojczyzny.
Biskup Rzewuski, już 81 lat liczący, przeniósł się do Krakowa, gdzie niejeden wygnaniec skło
nił głowę do wiecznego - odpoczynku. Mieszkał u 00. Zmartwychwstań
ców, poświęcając osta
tnie lata życia swego rozmyślaniu i dobroczyn
ności. Zgon jego na
stąpił w Krakowie w dniu 25 Października.
Pamięć o nim będzie w błogosławieństwie.
Albowiem całe życie jego było poświęcone wiernej służbie Kościo
ła i dla tej służby po
niósł utratę urzędu i
wygnanie. Tułaczem był na świecie — niechaj teraz w Królestwie Bożem ma odpoczynek wieczny I
Obecnie panuje nad całą Rosyą car Aleksan
der III. Gdy przybył do Skierniewic odwiedził z całą swą rodziną kościół parafialny. Proboszcz Skrzypkowski powitał go przemówieniem polskiem.
Oby Pan Bóg, który kieruje sercami królów i ce
sarzy, nakłonił umysł potężnego cara ku Kościo
łowi katolickiemu 1 Módlmy się wspólnie, aby czas cierpienia został ukróconym. Tymczasem przychodzi nowina, że rząd moskiewski zakazał Biskupowi wileńskiemu zwiedzać kościoły i bie
rzmować.
Ameryka. W ostatnim numerze »Misyonarza*
(str. 327) pisano, że w mieście Chicago założyli polscy katolicy wyższą szkołę czyli gimnazyum.
Założenie takowćj szkoły jest świetnym dowodem, że Polacy doszli dobrobytu i starają się o oświatę.
W Ameryce Polacy wprawdzie nie mają takićj potęgi jak Anglicy, Francuzi i Niemcy — ale że w obecnym czasie dźwigają się do lepszćj doli, radosna dla nas nowina. Polacy już dawnićj wy
chodzili do Ameryki, lecz tylko pojedyńczo, a bę dąc rozproszeni pomiędzy obcemi narodowościami, tracili często język i wiarę katolicką. Dopiero około roku 1854, gdy głód i bieda uciskały Szlą- zaków i inne kraje, większe tłumy ludu wycho
dziły do Ameryki. Późnićj ruch wychodztwa nieco zwolnią!; gdy zaś wybuchła walka kulturna, przy
brał większe rozmiary a przed dwoma laty nawet przestraszające I Liczni wychodźcy opuścili oj
czyznę i udali się do Brazylii, gdzie popadli w okropną nędzę. Próżne były usiłowania gazet
i zwierzchności. Niesu
mienni agenci wyprowa
dzili setki ubogich fa
milii za morze. Obe
cnie zdaje się, że wy- chodztwo do Ameryki ustaje. Przyczyniła się do tego niezawodnie cholera, która wychodź
com nie dozwoliła w dal
szą udać się podróż.
Pomiędzy wychodźca
mi najpierw Szlązacy wyruszyli, potem mie szkańcy Wielkiego Księ- ztwa, Prus, Kaszubi i t. d. Szlązacy założyli pierwszą kopalnią w Te
ksas, którćj dali imię .Panny Maryi* — szla
chetny objaw religii ka
tolickiej, która uczy u- wielbiać Najświętszą Pan
nę Maryą. Inni zaś założyli osady rolne.
Przeważna atoli część wychodźców szukała i znalazła zarobek w fabrykach. Wielkie miasta fabryczne, naprzykład Chicago, Nowy Jork i inne, liczą mnóztwo polskich robotników. Duch religii nie opuścił ich. W jednym roku wybudowali ośm kościołów, szkołę wyższą w Chicago i podobną w Milwaukee. W ogóle polscy katolicy wybudowali 147 kościołów w Stanach Zjednoczonych, 160 księ
ży opowiada w nich po polsku Słowo Boże.
Doświadczenie uczy, im sumiennićj polski robotnik uczęszcza do kościoła, tern więcój przybiera ,o- światy i majątku.
Kościół katolicki w Stanach Zjednoczonych p ’nocnćj Ameryki, czyli w unii Amerykańskiej, robi ciągłe postępy. Pomiędzy wszystkiemi inne- mi wyznaniami chrześcijańskimi, ma Kościół ka
tolicki najwięcej wiernych zwolenników, bo 6 mi
lionów, 350 tysięcy, a więc liczy 10-tą część całćj ludności unii. Podzieloną ona jest na 13 prowincyi f Ksiądz Hagemann.
Serce Pana Jezusa i dobre dziatki. 345
346 Szczegółowe nowiny z misyi katolickich.
czyli arcybiskupstw, które mają 66 biskupów lub Sufraganów, 5 wikaryuszy apostolskich i 1 apo
stolskiego prefekta. Parafii katolickich jest 10 tysięcy 221; Kościół katolicki ma majątku blizko 500 milionów marek. Żadna z niekatolickich gmin nie posiada takiego majątku, chociaż większość katolików składa się z biednych Polaków, Cze
chów, Włochów i Kanadyjczyków, którzy przy
bywają do unii bez grosza pieniędzy i tu dopiero dorabiają się. Po katolikach drugie co do liczby zajmują miejsce Babtyści i metodyści, które to wyznania liczą po 3 miliony swych wyznawców.
Presbyteryanie nie dochodzą do miliona, ale mają za to w swćm ręku największe majątki.
Afryka. Francuzi posiadają w Afryce pań
stwo na wybrzeżu Północnćj-Gwinei, imieniem Da- homćj. Mieszkają tu murzyni, którym misyonarze głoszą Ewangielią. Obok państwa francuzkiego jest królestwo murzyńskie, także imieniem Dahomej.
Król Dahomeju znany jest okrutnik Behancin, mieszkający w stolicy swój Abomej. Jak się to często zdarza, że pomiędzy sąsiadami jest niena
wiść i niezgoda, tak też i tu. Pomiędzy francu- zkiem państwem Dahomejem i pomiędzy murzyń
skim królem Behancinem wybuchła okrutna wojna.
Francuzi są uzbrojeni bronią Lebela, której kula przebija na wylot ciała ludzkie. Bardzo trzeba żałować, że ta wojna wybuchła. Bo Dahomej- czycy jeszcze bardzićj będą nienawidzieć Fran
cuzów, a ponieważ Francuzi są katolikami, wogóle i katolickich misyonarzy.
O walkach tych donoszą gazety następujące szczegóły: W Dahomeju w Afryce na wybrzeżu Półn.-Gwinei staczają obecnie walki krwawe Fran
cuzi z królikiem afrykańskim Behancinem, mieszka
jącym w swój stolicy Abomey. Królik rozwinął we wojnie tćj siły nadspodziane i wielkie, ale prę
dzej czy później uledz musi wobec wojsk fran- cuzicich; jednakże da się we znaki Francuzom.
W ciągu lata w poznańskim ogrodzie zoologi
cznym niejeden ciekawszy miał sposobność przy
patrzeć się temu ludowi afrykańskiemu, przeby
wało tam bowiem 20 dziewcząt murzyńskich, tak zwanych amazonek dahomejskich i 6 mężczyzn.
W Dahomeju istnieje oddział 5 tysięcy takich amazonek, wyćwiczonych w robieniu bronią i w ćwi
czonych do walk z nieprzyjacielem. Rząd fran- cuzki polecił pułkownikowi Dodds poskromienie tego szczepu afrykańskiego, dał mu oddział woj
ska w sile 3,400 żołnierzy. Ciekawy list nad
szedł z Afryki o tych działaniach wojennych.
Dogba, 20-go Września.
Nareszcie od dwóch dni znajdujemy się już na ziemi dahomejskiej; granica, biegnąca północnym skrajem posiadłości protegowanego naszego Toffy, pozostała za nami o kilka kilome
trów. Ileż to wysiłków trzeba było, zanimeśmy się tu dostali I Nikt pewno o tćm wyobrażenia nie ma we Francyi, gdzie ten i ów dziwi się żół
wim ruchom naszym. Samo lądowanie oddziałów trwało ze dwa miesiące, a odbywało się przy po
mocy zwyczajnych pirogów, (są to łodzie) statki bowiem wobec gwałtownego uderzania fal mor
skich o skały nadbrzeżne w znacznem oddaleniu zatrzymywać się musiały od lądu. Przewożenie zwłaszcza koni wielkie przedstawiało trudności.
Wreszcie pułki płynące z Francyi, jak mogły do
stały się na ląd i zgromadziły się o 70 kilo
metrów od wybrzeża; główna część zadania wy
konana zatem i przygotowania do sprawy ukoń
czone. Przyznać należy otwarcie, iż kraj, w któ
rym walczymy, dalekim jest od wartości Ton- kinu: ani portu, ani drogi, ani komunikacyi rze
cznej, żadnćj uprawy po za kukurydzą i palmą olejną, przytem klimat okropny, wszędzie bagniska i lasy nieprzebyte; oto bilans. Pojawienie się na
sze w granicach Dahomeju stanowczo nie podo
bało się Behancinowi: szpiegów posiada tu wszę
dzie, to też z Dogby donieśli mu natychmiast o zbliżaniu się naszem. Zwołał tedy radę amazonek i poprzysiężono na wnętrzności kury, zabitej w trzecićj kwadrze księżycowej, wytępić nas co do nogi, poczem Cobbo, brat króla, z 4,000 ludzi wyborowego, dobrze uzbrojonego wojska, opuścił Alladę i ruszył naprzeciw nas szybkim marszem.
Przyznać mu należy, iż się spisał dzielnie, bo już dnia 19-go, na pół godziny przed wschodem słońca, stanął niespodzianie przed obozem na
szym. Drobny oddział straży naszej, złożony z piechoty marynarki, dostrzegł wysuwające się nagle z gęstwiny podejrzane postacie i zaalarmo
wał obóz. Po chwilowćm oszołomieniu, odzyska
wszy przytomność umysłu, rzuciliśmy się do broni.
A pora już na to była, nieprzyjaciel zbliżył się na 30 metrów od namiotów sztabu. Nawet warta, stojąca przed namiotem pułkownika, da
wała ognia raz za rażą. Przed nami poruszała się ciemna masa, z której dzikie wznosiły się o- krzyki: . Dahomej 1 Dahomej!« I nie można rzec, aby nie robił wrażenia ów napad dziczy w noc ciemną, to też z mniej wyćwiczonem woj
skiem, niż oddziały naszej francuzkiej piechoty, nie wiadomo, jaki byłby wynik walki. Najmniej sza niepewność mogłaby nas była zgubić, szczę
ściem wszyscy zachowali zimną krew. W nie
spełna dwie minuty po rozpoczętym ataku stanęły na linii dwie kompanie regularnego wojska na
szego i rozpoczęło się mordercze działanie broni Lebela, zamieniające przeciwnika w mieszaninę skrwawionych ciał ludzkich. W przeciągu kilku minut oczyściliśmy plac przed sobą aż do skraju lasu. Dahomejczycy jednak powracali do ataku przez trzy godziny z rzędu, z coraz słabszym za
pałem, wreszcie około godziny 9 tej niedobitki ich zbiegły się w rosypce ku Kana Gome. Po
zostaliśmy panami placu boju, przedstawiającego okropny widok: kule z broni Lebela działają niby wybuchowe. Niepodobna wyobrazić sobie, w jak straszny sposób rozdzierały się ciała; drzewa na
Wiadomości ze wszystkich części świata. 347 wet i to grube, nie dawały ochrony, pociski prze
bijały je na wylot, śmierć nosząc dokoła. Zabie
ramy się obecnie do palenia zwłok na olbrzymim stósie, tyle się ich bowiem zebrało, iż niepodobna myśleć o grzebaniu ich; pochowamy jeno swoich na niewielkiem wzgórzu, w kącie obozu nad brze
giem Uemy, jutro zaś wyruszamy dalej ku Abo- mejowi.' Najnowsza wieść głosi, że pułkownik Dodds pobił Dahomejczyków zupełnie i zabrał stolicę ich: Abomej.
Australia. Niedaleko Australii wznosi się z morza wielka wyspa nazywana Nowa Gwinea.
Apostołem tej wyspy jest Biskup Ve r j u s. Przed niedawnym czasem przybył on do Rzymu z dwoma misyonarzami i miał długie posłuchanie u Ojca św.
Przed paru laty wyjechał był ów biskup z kilku misyonarzami w dalekie krainy, aby na tej wyspie australskiej szerzyć wiarę Chrystusa Pana. Gdy tam z okrętu na ląd wysiadł, znalazł tuż nad brzegiem osadę pogan, którzy ludożercami byli.
Tych najprzód nawrócił. Dziś tworzą oni gminę katolicką, wiernie oddaną Kościołowi św. Ks. bi
skup Verjus przywiózł też od nich podarki dla Ojca św. i to wieńce z piór ptaka tamtejszego, zwanego -Upi upi/ które dzicy na głowach noszą, i ich siekiery i inne narzędzia wojenne. Owi dzicy ludzie uznają Ojca św. za Głowę Kościoła przez to, że dają mu wieńce, które na głowie noszą;
zarazem oddają mu siekiery wojenne na znak, że już nie chcą wojennemi sprawami się zajmować, lecz żyć w pokoju. Na tej wyspie mówią zupełnie odmiennym językiem. Misyonarze katoliccy, gdy tamdotąd przyszli, nauczyli się przedewszystkiem mowy tamtejszej, bo bez pomocy mowy ojczystej nie byliby zdołali nikogo nawrócić. Ks. Biskup kazał wydrukować katechizm w ich języku i wy
dał też słownik ich mowy czyli zbiór wszystkich słów. Ojciec św. bardzo się ucieszył z postępu tych misyi, pochwalił gorliwość misyonarzy i przy
rzekł, że im da jeszcze 39 braci do pomocy.
Wiadomości ze wszystkich części świata,
tyczące się Kościoła katolickiego i sprawy socyalnej.
Smutne i opłakane sjj czasy dzisiajsze.
Za lat ośm kończy się wiek dziewiętnasty, licząc lata kalendarzowe od narodzenia Chrystusa Pana
— wiek, jak go zowią, wielkićj oświaty, czyli cy- wilizacyi. Bożki nasz Zbawiciel wystąpił w trzy
dziestym roku życia Swego z Bozką Swą nauką, objawił nam wolą Bożą i dał przykazania, jak żyć tu trzeba na ziemi, ażeby wieść żywot cnotliwy i szczęśliwy i zbawić duszę po śmierci. Od lat przeto 1862 brzmi Jego nauka, ogłaszaną bywa Ewangielia św., Słowo Boże po kościołach, z am
bon ; słudzy Bozkiego naszego Mistrza wykładają, tłumaczą ludowi prostemu i wiernym Objawienie Boże w ustnej i pisanćj mowie — a mimo to wszystko wiara Chrystusa Pana nie przeniknęła na wskroś duszy ludzkiej. Czasy dzisiajsze są jeszcze takie, jakby ludy i narody w ciemnym żyły pogaństwie — czasy są smutne i opłakane.
Jednem z najprzedniejszych przykazań Bo
żych jest przykazanie miłości ku bliźniemu. Chry
stus Pan objawił nam tę wolą, to prawo Boże w słowach: »Kochaj bliźniego twego jak siebie samego.' A czy to prawo Boże bywa wykony
wane, czy jeden człowiek kocha drugiego tak, jak siebie samego, czy panuje pomiędzy ludem miłość taka, jak ją Chrystus Pan nakazał ? Roz
patrzmy się tylko około siebie, przypatrzmy się tylko stosunkom społecznym i politycznym, a przekonamy się, że zamiast miłości istnieje tam nienawiść, zazdrość, chęć i żądza szkodzenia bli
źnim. Człowiek, zamiast być bliźniemu przyjacie
lem, bratem, jest jego łupieżcą, drapieżnikiem,
zmierza do tego, ażeby mu wydrzeć jego wła
sność, ograbić z mienia. Pogańscy Rzymianie, którzy to mieli pod swem panowaniem ów kraj żydowski , gdzie się narodził Zbawiciel świata, wyznawali jako poganie pogańską zasadę i jej się w życiu trzymali. Mawiali oni, że człowiek człowiekowi, naród narodowi powinien być wil
kiem: homo homini lupus. Dziś — powtarzamy raz jeszcze, dwa już mijają wieki od narodzenia Chrystusa a ta sama jeszcze panuje zasada i czło
wiek człowiekowi jest wilkiem, zamiast płonąć ku niemu miłością, jak ten Chrystus przykazał.
W stósunkach prywatnych, towarzystwach widać jeszcze tę odrobinę miłości chrześcijańskiej, ale natomiast w stósunku jednego narodu do dru
giego już tćj miłości nie dopatrzysz się. Jeden naród staje się rzeczywistym wilkiem dla drugiego;
mocniejszy, silniejszy naród wszystkie wytęża siły ku temu, ażeby ogołocić go ze wszystkiego, co mu Pan Bóg dał jako własność jego ducha i je
go ciała. Ta pogańska dążność, ta praktyka na
kazuje więc słabemu narodowi odebrać jego wia
rę, odebrać mu mowę, w której członkowie je
dnego i tego samego narodu porozumiewają się, w nim chwalą i oddają cześć Bogu. Słowa Chry
stusa Pana odbijają się od tych serc pogańskich, jak od ściany. Zamiast słabemu i upadającemu podać dłoń bratnią, podcinają korzeń jego życia i czekają z radością tej chwili, w której wedle ich obrachunku ostatnie ma wyjść tchnienie z piersi nieszczęśliwego.
Tę to pogańską politykę przywrócił i przez
348 Wiadomości ze wszystkich części świata.
czas dość długi wykonywał w państwie pruskiem mąż wielkiego imienia, znany na świat cały, ksią
żę Bismarck. Runął on, obalony potężną prawicą króla i cesarza Wilhelma II, któremu jako mężo wi chrześcijańskiemu obrzydziła się wreszcie ta po
gańska polityka, oparta na gnębieniu bliźniego przez bliźniego, na szczuciu jednych przeciwko drugim, na wydzieraniu drugiemu narodowi mie
nia i darów Bożych.
Z upadkiem atoli księcia Bismarcka ta pogań
ska polityka nie ustała. Zdemoralizował on i ze
szpecił serca i sumienia tych, którzy w jego szkole tak się wychowali, że nie zdolni są nawet zrozumieć prawdziwej miłości chrze- ścijańskićj. Nie odzyskali tćż dotąd katolicy w pań
stwie pruskiem tych praw, jakie posiadają protestan
ci, czyli jak się sami zo- wią ewangielicy. Jęczą tćż pod obuchem tćj sa
mej pogańskićj polityki ci, którym książę Bismarck chciał wbrew prawu Chry
stusowemu odebrać mowę ojczystą, to jest obywa
tele pruscy polskiej naro
dowości. Dotąd nie by
wa wykładaną religia św.
polskim dzieciom katoli
ckim w ich ojczystym języku po szkołach; nie przywrócono tćż dotąd nauki języka polskiego w szkołach elementarnych, a przywrócić ją trzeba ko
niecznie, jeżeli katolickie dziecko polskie ma do
brze zrozumieć i przyjąć do serca samą religią św.
Wszystkie prośby, żale i skargi katolików Pola
ków nie znajdują posłu
chu u tych, co na swym
Święty Stanisław Kostka.
powiedzieć to, że polskie dziecko musi się tej re- ligii uczyć po polsku, jeżeli ma, dorósłszy, mieć religią w duszy, być uczciwym człowiekiem i do
brym obywatelem państwa. Tak a nie inaczej byłby temu panu redaktorowi odpowiedział każdy prawy kapłan, każdy biskup, do jakićjkolwiek za
licza się narodowości. Ale cóż się dzieje f Skoro ten pan Harden ogłosił drukiem tę swoją rozmowę z arcypasterzem gnieźnieńsko-poznańskim, a na
tychmiast powstał wielki hałas przeciw Połakom w tych gazetach, które taką samą, jak książę
Bismarck, prowadzą poli
tykę. Polakom poczęto ro
bić różne a niesprawiedli
we zarzuty i miotać na nich oszczerstwa. Kilka nawet gazet niemieckich wręcz oświadczyło, że z Pola
kami nie ma innej rady, jak tylko ich jak najrychlej zniemczyć, wszelkie ode
brać im prawa i tak dłu
go ciemiężyć, aż sami nie oświadczą, że przestają być Polakami i będą Niemca
mi. Wystąpił też sam ksią
żę Bismarck przeciw Po
lakom. Ten sam redaktor niemiecki pojechał do nie
go, opowiedział mu, co mówił do niego arcybi
skup ks. Stable wski a re- daktór Herden znów to w piśmie swoim wydru
kował. W »Misyonarzu*
nie mamy miejsca, aże
byśmy to wszystko po
wtórzyli , więc krótko tylko powiemy, że ks.
Bismarck zarzucił arcy- pasterzowi gnieźnieńsko- poznańskiemu ńieszczerość, obłudę, że udaje on ni
by niewinnego baranka, niby to mile śpiewa, ma
ło niby to żąda, ale jest sztandarze wypisali śmierć tym wszystkim, którzy I! takim samym, jak reszta Polaków, to jest pragnie innym mówią językiem I Rozpacz i zwątpienie
ogarnia serce każdego prawego człowieka, jak słyszy te krzyki iście pogańskie przeciw tym, co mają odwagę w drodze spokojnćj dopomnieć się o swe prawa Bozkie i przyrodzone. Oto je
den z licznych przykładów.
1)0 Poznania przybył w ostatnim czasie re
daktor pisma niemieckiego p. Harden i odwiedził arcybiskupa ks. Stablewskiego w jego pałacu.
Podczas rozmowy dotknięto też tćj sprawy języka polskiego przy wykładzie religii św. Arcypasterz w swój trosce o zbawienie dusz, powierzonćj jego pieczy, nie mógł inaczćj sobie postąpić jak tylko
przywrócenia Polski. Polacy — taka jest myśl mowy ks. Bismarcka — chcą osidlić i owładnąć cesarza, okazują Niemcom przyjazne oblicze, chcą ich popchnąć do wojny z Rosyą, a potem Polskę przywrócić. Polakom podawać rękę przyjazną nie warto, gdyż przyszedłszy do wolności i mając kraj niepodległy, gnębiliby drugie narody, jak to robili kiedy byli niepodległymi. Polaków też nie jest wielu, bo zaledwie 7 i pół miliona. Takich fałszów, powiedzmy kłamstw historycznych, powie
dział ks Bismarck jeszcze więcćj, ażeby zochydzić Polaków. My tu nie chcemy uczyć upadłego mi
nistra historyi, niech weźmie do ręku historyę
Wiadomości ze wszystkich części świata. 349 narodu polskiego, którą pisali sami uczciwi mężo
wie niemieccy a dowie się, że Polaków jest nie 7 i pół miliona, ale 20 milionów, że Polacy sły
nęli właśnie z tego, że obcych narodów nie u- ciskali, a kraj ich taką miał wolność, że do niego cisnęli się całemi gromadami Niemcy, Francuzi, Włosi, a wszystkim im było dobrze.
Polacy katolicy niechaj nie upadają na duchu, bo chociaż w tej chwili nie wymierzono im sprawiedliwości, to musi ona prędzćj czy później być im wymierzoną. Niechaj Polacy ka
tolicy nie dadzą się odstraszyć od swych żądań żadnemi krzykami i dopominają się dalćj o swe prawa. W tej walce o religią św., wykładaną w polskim języku, nie stoją sami Polacy. Żądania ich popierają niemieccy współobywatele katoliccy, jak tego świeży mamy dowód na katolickićj gazecie Schlesische Volkszeitung, wychodzącej w Wro
cławiu. Sprawiedliwy a bardzo mądry zamieściła ona artykuł o prawa przynależne Polakom. Odzy
wa się ona do ministra oświecenia i wyznań reli
gijnych, dr. Bosse i tak pisze: Jeżeli pan minister chce wiedzieć i poznać prawdę, natenczas winien całkiem niespodzianie i nagle ukazać się i wybrać sobie szkołę i miejsca (w polskich okolicach) a nie poprzestawać na tern, co mu panowie radzcy z prowincyalnego kolegium szkólnego albo pan inspektór szkólny uważają za stósowne pokazy
wać. Rzecz to jasna jak słońce, że ci, na których metodę i praktykę w szkole ciągle słychać skargi, chcą przed zwierzchnikiem popisać się i tak tre
sują polskie dzieci w niemieckim języku, iżby pan minister uwierzył, że dzieci polskie dobrze znają język niemiecki i nie potrzeba im religii wykła
dać po polsku. »Panujący w polskich dzielnicach monarchii pruskićj system nauczania jest w sprze
czności sam w sobie, nie może mieć przeto w ża
den sposób jakiejkolwiek wartości, musi raczćj koniecznie prowadzić do osłabienia ducha i serca dziecka polskiego i wydać lalki gadające, ale nie ludzi prawdziwych pod względem serca i rozumu.
Polskie dzieci nie są cudownemi dziećmi (Wunder
kinder), ażeby zdolne były pojąć naukę w nie
mieckim języku a i nauczyciele nie są czarodzie
jami, którzyby dokonać mogli rzeczy niemożli
wych.' Tak pisać winna każda uczciwa i bojąca się Boga gazeta niemiecka i ostro występować przeciw tym, co wyrwać chcą dzieciom polskim ich język polski i uczyć ich oświaty w niezrozu
miałym dla nich języku.
Rodzice katolicko polscy niechaj tedy wszyst
kich dokładają sił, żeby dzieci ich jak najgrun- townićj poznały religią swą katolicką a stanie się to wtedy, gdy zniewolą rząd do wprowadzenia języka polskiego przy nauce tejże religii. Bez znajomości religii popadną ich dzieci w ręce nie dobre, albo utracą swą religią katolicką, albo przejdą na innowierczą, czego gorąco też pragnie wielu protestantów. Wyznanie protestanckie, ja kieśmy to już pisali w poprzednim numerze »Mi
sy onarza' upada coraz więcój. Protestanci, czyli ewangielicy rozbijają się coraz bardziej. Ażeby się skupić i podnieść z upadku, urządzili ewangielicy
Uroczystość w Wittenbergu, stolicy kró
lestwa Wyrtemberskiego. Miasto to znane jest ogólnie z czasów Marcina Lutra, który oderwał się od Kościoła rzymsko-katolickiego i założył kościół a właściwie wyznanie ewangielickie, bo Kościół prawdziwy jest tylko jeden a jest nim rzymsko-katolicki. W tym to Wittenbergu na drzwiach kościoła zamkowego przybił Marcin Lu
ter w dniu 31 Października 1517 roku swoje tezy, czyli zasady religijne. Kościół ten dawnićj ka
tolicki, od czasów Lutra protestancki, spalił się w roku 1760, następnie go znowu odbudowano i przechodził różne koleje, aż go wreszcie odno
wiono i teraz po latach 275 przybyli znakomitsi z protestantów do Wittenbergu, ażeby dodać so
bie odwagi i zachęcić do wytrwania w wierze, którą ogłosił Luter. Do Wittenbergu przybył i cesarz niemiecki jako głowa, niejakoś Papież kościoła ewangelickiego w Prusiech. W dniu 27 z. m. poświęcono odnowiony kościół, poczćm ce
sarz i książęta udali się do domu Lutra, ażeby tam spisać akt o uroczystości. Odczytał go ce
sarz głośno, wypowiadając w nim, że czuje się szczęśliwym, iż mógł dokonać dzieła rozpoczętego przez dziada i ojca w pamiętnym dniu, w którym Luter przybił swoje tezy na drzwiach świątyni i spełnić akt poświęcenia tćj relikwii ewangielickiego kościoła. Cesarz podniósł dalćj wiarę w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, ukrzyżowanego i zmar- twychpowstałego i wyraził oczekiwanie, że ducho
wieństwo ewangielickie będzie się zawsze starało 0 pełnienie swego urzędu w myśli i duchu czystej wiary chrześcijańskiej, przez reformacyą (Lutra) odzyskanej, wzywając wreszcie lud do bojaźni Bożej i wierności jako poddanych, do miłości 1 miłosierdzia w obec bliźnich, także innowierców (t. j. katolików.)
Te ostatnie słowa cesarza, choć on innćj jest wiary od nas katolików, zasługują na baczną u- wagę. Katolicy państwa niemieckiego te słowa winni sobie głęboko zapisać w pamięci. Cesarz wyraził w tych słowach życzenie, ażeby poddani jego ewangieliccy okazywali miłość i dla niekato
lików. Cesarz potępił w tych słowach swoich nienawiść jednych do drugich, cesarz pragnie, ażeby poddani jego wzajemnie się miłowali, a nie byli wrogami dla siebie. To też katolicy w kró
lestwie pruskiem i cesarstwie niemieckiem mogą mieć nadzieję, że odzyskają zupełną wolność i da
wne prawa. Te słowa cesarza upoważniają kato
lików do dalszego domagania się o te swe prawa, a gdyby katolikom śmiał kto zarzucić, że żądają tego, co im się nie należy, to mogą śmiało odpo
wiedzieć: toć sam cesarz żąda tego, co nam by
wa odmawiane. Kto miłuje brata swego, ten nie może odbierać tego drugiemu, co mu się przy
należy z prawa Bożego, więc i Polacy katolicy
350 Wiadomości ze wszystkich części świata.
żądać mogą śmiało wszędzie i zawsze, ażeby rząd i państwo zezwoliło na naukę religii św. w pol
skim języku. Jak donoszą gazety
Minister oświecenia dr. Bosse przybędzie do polskich dzielnic i przybędzie do Prus Zachodnich i Górnego Szlązka, ażeby się przekonać osobiście, czy dzieci polskie, które się uczą w szkole religii i wszystkich innych nauk po niemiecku, robią po
stępy. Niechaj więc rodzice polscy, dozory szkól- ne wyjaśnią panu ministrowi, że dzieci polskie, zamiast być oświeceńszemi, stają się coraz głup szemi, że ani rodzice, ani rząd, ani państwo nie będą miały z nich pociechy, że w późniejszym życiu będą złymi obywatelami kraju, że gotowi obrócić się przeciw władzy i wraz z przewrotnemi ludźmi, jak n. p. socyalistami, burzyć to, co Pan Bóg ustanowił. Mowa śmiała a mądra ma ten zwykle skutek, że przynieść musi w końcu dobre owoce. Minister nie będzie mógł tego zataić, co widział i słyszał, bo chociażby chciał to uczynić, bać się będzie samego króla i cesarza, który, ja
keśmy się przekonali, pragnie, ażeby miłość, a z nią sprawiedliwość w państwie jego panowały.
Jedną z najsilniejszych podpór Kościoła kato
lickiego jest
Towarzystwo Jezusowe, założone przez Igna
cego z Lojoli, w miejscowości hiszpańskiej. Na czele tego Towarzystwa stoi tak zwany jenerał, któremu winni członkowie Towarzystwa bezwa
runkowe posłuszeństwo. Otóż teraz po śmierci jenerała O. Anderledy’ego obrali prowincyałowie t. j. naczelnicy w poszczególnych krajach, nowego jenerała, zebrawszy się w mieście rodzinnem swego założyciela, jenerałym swym O. Martina. Wybór nastąpił 2 Października. Obrany nowy jenerał jest Hiszpanem, mężem uczonym, włada kilkoma językami, prócz swego rodowitego, mówi po wło
sku, francuzku, angielsku. Jest w sile wieku, wy
sokiej, silnćj postawy ciała. Jenerał O. Martin wystosował niebawem po swym wyborze do Ojca św. list, wyrażający najpokorniejsze wyrazy czci i przywiązania synowskiego, prosząc o bło
gosławieństwo apostolskie. Papież Leon XIII. od
powiedział na list ten brewem, które brzmi, jak następuje:
• Drogi synu!
pozdrowienie i błogosławieństwo apostolskie!
Dowiedzieliśmy się natychmiast i ucieszyli wielce najprzód z wiadomości, którą Nam prze
słałeś telegraficznie, a następnie w liście datowa
nym z tego samego dnia t. j. nazajutrz po pier
wszym tego miesiąca, że dzięki głosowaniu Ojców zgromadzonych w mieście rodzinnem waszego Za
łożyciela, zostałeś wybrany jenerałem Towarzystwa Jezusowego. Te zamiary woli Bożej wobec Cie
bie, drogi synu, przeczuł niejako mąż bardzo ro
zumny, po którym następujesz. On to sam, w rzeczy samćj, widząc Cię tak zdolnym w rzą
dzeniu Towarzystwem, powołał Cię do dzielenia
trosk swoich; on to także wskazał Ciebie, wedle Waszćj reguły, byś spełnił po nim funkcye wika- ryusza. Poddaj się więc tak jawnej wskazówce Opatrzności i woli Boga, złóż w Nim swą nadzieję i umacniaj się coraz więcćj w ufności, którą Cię to przyjmuje, że wiesz, iż Swą miłosierną pomocą, jak w przeszłości, prowadzi wasze Towarzystwo tak pełne poświęcenia do największej chwały Swego imienia i że Ci udzieli szczególnej laski do spełnienia Twego ciernistego urzędu w czasach tak smutnych.
Zresztą, jak to Ci wiadomo, zawsze serdeczne mieliśmy przywiązanie do Towarzystwa Jezusowe
go, z którym nadto łączy Nas wdzięczność; jeśli bowiem zważymy liczne jego zasługi wobec Ko
ścioła, jako też jego posłuszeństwo i absolutne przywiązanie do stolicy św. Piotra, obiecujemy Sobie i spodziewamy się, że to coraz więcej uja
wniać się będzie pod Twojćm przewodnictwem, na korzyść najwyższych interesów Kościoła.
Dla tego też o tę samą obfitość światła nie
bieskiego, o którą modliliśmy się dla Ciebie i Twych braci w chwili wyboru, prosimy Boga znowu i to jeszcze więcej, aby wszystkie sprawy, nad któremi zgromadzenie Wasze obraduje i o których decyduje, wedle reguły waszej, miały jak największe powodzenie.
Wreszcie z ojcowskiem uczuciem udzielamy, jak tego gorąco pragnąłeś, błogosławieństwa apo
stolskiego Tobie, drogi synu, i całemu Towarzy
stwu waszemu.
Dan w Rzymie u św, Piotra 12 października 1892 w piętnastym roku naszego pontyfikatu
Leon XIII Papież.*
Kółka rolnicze. Podczas gdy socyaliści o- biecują zwolennikom swoim, że w przyszłem pań
stwie socyalistycznem wszyscy będą równymi, że majątek będzie na równe części pomiędzy wszyst
kimi rozdzielony, to Kółka rolnicze już teraz pra
cują nad prawdziwem szczęściem włościan i kraju a pracują tak, że owoce ich widać już można;
przeciwnie socyaliści tylko puste obietnice robią.
We Wielkiem Księztwie Poznańskiem ruch Kółek rolniczych jest bardzo ożywiony, na Szlązku zaś Kółka mniej rozkwitły. Kółka rolnicze i ogrodnicze wielką korzyść przynoszą członkom, uczą bowiem, jakim sposobem potrzeba rolę użyźniać, dom w porządku utrzymywać, ogród wyśmienitemi drzewami owocowemi ozdabiać. Niechajże każdy rolnik sadzi drzewa owocowe i chętnie się zajmuje ogrodem I Każda praca dla roli lub ogrodu pod
jęta stokrotny owoc wydaje. W Scharlottenburgu była wystawa owocowa; za centnar jabłek grafen- steinickich (Grafenstein) płacono aż do 60 marek!
Ten przykład niechaj będzie zachęceniem dora
dzenia dobrych drzew owocowych.
Oszczędność. W kraju czeskim zyskał roz
głos i sławę szewc Bilek, ponieważ zbierał na dobroczynne cele narodu czeskiego najdrobniejsze