• Nie Znaleziono Wyników

Misyonarz Katolicki, 1892, R. 2, nr 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Misyonarz Katolicki, 1892, R. 2, nr 1"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

ffiłatthi

Czasopismo ilustrowane dla ludu katolickiego.

Ojciec święty Leon XIII. udzielił pisemku temu

Błogosławieństwa

Apostolskiego.

Wychodzi 2 razy na miesiąc (1-szego i 15-stego.) Przedpłata ćwierćroczna na pocztach, w księgarniach i agenturach 1 markę. Wprost z ekspedycyi z Mikołowa z przesyłką pocztową 1 markę 20 fen., w Austryi 60 cent., z przesyłką

pocztową 72 cent. — Ogłoszenia za trzyłamowy wiersz 20 fen.

Nr. 1. Mikołów, 1. Stycznia 1892. Rocznik II.

(Powieść historyczna z dziejów misyi na wyspach Japońskich.)

(Ciąg dalszy.)

»Tom większą mam potrzebę rozmó­

wić się z nim. Odkądże dwór w Bungo jest widownią tak krwawćj samowoli, że sy­

nowi monarchy trzeba od niego stronić ? Twoim obowiązkiem jest, powstrzymywać przemocą szalone zapędy wściekłości brata mego, który nie jest przy zdrowych zmy­

słach. Biorę odpowiedzialność na siebie.

Czy możesz polegać na straży przybocznćj?«

Oficer potrząsnął głową i rzekł: »Do­

prawdy nie wiem, ale zdaję mi się, że nie mogę na nią liczyć. Co dopiero wyszli ztąd Bonzowie i domagali się śmierci pazia w imieniu Inarego. <

»Trzeba mi więc iść do matki,« o- świadczył Sebastyan. W tern nadszedł z bo­

cznego kurytarza, wiodącego do komnat królowćj, Joscimon w towarzystwie kilku hu­

laków. Rzuciwszy pobieżnie okiem na za­

rumienione jego oblicze, na zaszłe łzą i ma- ślankowate jego oczy, przekonał się Seba­

styan, że trudna by była z pijakiem roz­

mowa. Chciał go minąć, ale opilec pochwy­

cił go za ramię i zakrzyknął: »Oho, bra­

ciszku, i ty tutaj ? Chódźno ze mną. Po­

wiem temu łajdakowi Ratikonowi, aby nie czekał ani minuty, gdyż mógłby się niespo­

dzianie zjawić ojciec i popsuć nam całą zabawę.«

»Joscimonie, przyszedłem cię prosić, abyś zaczekał na przybycie ojca. Nie wiesz, na co się wystawiasz, każąc w jego nieobecno­

ści wykonać wyrok. <

»Cóż to? groźby? Braciszku, i ty na­

leżysz do tych, co się wyparli naszych bo­

gów. Mićj się na baczności, aby Inari, Hatsiman albo inne jakie bożyszcze nie za­

żądało twój głowy! Zaklinam się na boz-

(2)

2 Bratanek królowćj.

kiego Zim mu, że z rozkoszą bym patrzał je­

szcze dzisiaj, jak spadnie łeb z twego karku!«

»Nie uważam ciebie za takiego zło­

czyńcę, bracie. Puszczaj mnie, pragnę się z matką rozmówić.«

»Gadaj z nią, ile ci się podoba. Ja poszukam Ratikona, a potćm precz z tym żabiakiem; czy słyszysz? Precz z nim, precz!«

8. Postmvoioienie.

Księcia Sebastyana nie przyjęła matka łaskawie. Nienawidziła go, gdyż japońską religią zmienił na chrześcijańską, a nienawi­

dziła go teraz o tyle silnićj, o ile dawniej właśnie w tym synie pokładała nadzieję swej woli, którą, jakeśmy słyszeli, miał urze­

czywistnić Sikatora. W obronie życia pa­

zia nie chciała ani kroku zrobić; należało to, jak mówiła, do spraw Joscimona, który za­

stępował króla w jego nieobecności wedle prawa i zwyczajów. Od kiedy to tyle za­

chodów i trudów podejmuje się, mówiła, w Japonii około życia sługi? Na dworze jćj ojca prawie co tydzień jednego z sług tracono i to za drobniejsze przewinienia, aniżeli to, jakiego się dopuścił ten uporny chłopak, który szydził z bogów, a swćj kró- lowćj groził śmiercią i piekłem. Słusznie więc Bonzowie żądają jego śmierci, na któ rą zasługują właściwie wszyscy, którzy wy­

pierają się bogów Japonii.

Wymawiając te słowa, wejrzała królo­

wa na syna swego z wyrazem nienawiści w oku, podniosła się potem i opuściła ko­

mnatę. Jeszcze słyszał książę szelest jćj su­

kni i rozważał, czy nie ma podążyć za nią, i rzucić się jćj do nóg, ażeby zakląć ją na miłość, jaką miała kiedyś ku niemu i prosić ją, iżby nie stawała się uczestniczką takićj krwawćj zbrodni i nie wystawiała nadal swćj duszy na niebezpieczeństwo zbawienia przez tak namiętną walkę przeciw nauce Chrystusa. Czuł on jednak bezskuteczność takiego kroku i rzekł do siebie: »We wię­

kszą bym ją zawikłal winę. Biedna ma­

tko! Jesteś więcćj pożałowania godną, ani­

żeli poczciwy Stefan, który zdobywa sobie koronę męczeńską.«

Rzeczywiście wszelka zdawała się niknąć nadzieja. Już schylało się słońce ku zacho­

dowi, i na wybrzeżu morza cisnęła się falu­

jąca ciżba ludu, chcąca koniecznie ujrzeć krwawe widowisko, o którćm wieść w coraz szerszych rozpowszechniała się kołach. Opo­

dal miejsca, w którćm na początku naszego opowiadania spotkaliśmy niewidomego To­

biasza, stał krzyż, zbity z grubszego tylko ociosanych belek. Opierały się o nie drab- ki, po których miał wchodzić kat i ofiara;

wedle japońskiego bowiem zwyczaju musiał skazany wstąpić na postawiony krzyż, sto­

jąc na klocu, rozszerzyć ramiona, które przy- więzywano następnie sznurami do poprzecznćj balki. Inne sznury zarzucano mu na nogi i przymocowywano do podłużnej belki. O fiara musiała w tćj bolesnćj postawie pozo­

stawać, i przez lud cały być widzianą, do­

póki na znak dany urzędnika, mającego do­

zór nad straceniem, nie przystąpiło dwóch katów i dwoma ostremi i szerokiemi włó­

czniami nie przebiło z dołu do góry piersi skazanego. W ten sposób poniosło śmierć 26 świętych męczenników, między tymi trzech chłopców z Nangasaki, których uro­

czystość obchodzi Kościół na dniu 5. Sty­

cznia — taką śmiercią miał umrzeć i Stefan.

Sprowadzono go właśnie z szerokich schodów pałacowych,, przy czem musiał się opierać na ramieniu Ratika, rozbite bowiem jego członki nie pozwalały mu samemu stą­

pać. I Joscimona, który pośród zbrojnćj cze­

redy, wiodącćj skazanego do krzyża, taczał się haniebnie, musiano podpierać; jego to napój saki tak obezwładnił, odbierając mu nie tylko rozum, ale i sprężystość członków.

Silne poruszenie przebiegło lud, kiedy tenże ujrzał chłopca wśród uzbrojonych.

Bonzowie i ich fanatyczni słudzy chcieli go obrzucić uwłaczającemi i obelżywemi słowa­

mi, ale nie znaleźli w tłumie ludu naśladow­

ców. Kiedy lud ujrzał blade a jednak po­

godne oblicze chłopca, opanowała go litość i podziwienie; takiego wyrazu twarzy nie wi­

dział lud nigdy u skazanego, który szedł na śmierć krzyżową. Pomiędzy widzami znajdowały się także gromadki chrześcijan;

oni to naprzód cisnęli się, rzucając chłopcu słowa pożegnania i odwagi, a kiedy tenże prosił ich o modły do Boga, polecali się jego wstawieniu za nimi u tronu Boga. Nie

(3)

Bratanek królowćj. 3

jedna łza wewnętrznego wzruszenia poto­

czyła się po licach widzów i coraz bardzićj ogarniało tłumy dziwne milczenie, z jakiem przypatrywali się także poganie Japonii przy niejednej ofierze, jaką ponieśli chrześcijanie wśród ognia. Napróżno usiłowali Bonzowie pobudzić lud do złorzeczeń i obelg, głos ich nie znajdował oddźwięku. Niekorzystniejsze je­

szcze wrażenie wprawiły na ludzie słowa Jo- scimona, który bełkocąc, wyzywał pazia i bluźnił Bogu chrześcijan.

»Cha, cha!« — wrzeszczał — »piękny to Bóg, który pozwala się krzyżować. Krzy­

żujmy więc jego wielbicieli i wyznawców!

Wszystkich ukrzyżujemy! — czy słyszycie?

Jest ich kilka tysięcy w państwie, oni wszy­

scy poniosą śmierć, skoro tylko ojciec mój zamknie oczy — wszyscy, wszyscy! Radku, przybierzesz stu ludzi do pomocy i tych dobrze wyuczysz krzyżowania. Ztąd aż do Funai staną krzyże, jeden obok drugiego, i nie po­

przestaniemy krzyżować, pasy drzeć i piec, dopóki jeden pozostanie w kraju chrześcija­

nin. Będzie to dopiero zabawa. Kolćj przyj­

dzie i na mego brata, którego oto widzę tam w tyle idącego. »Chodź jeno tu, braci­

szku! Musisz na własne widzieć oczy, jak to z tobą kiedyś będą robili. Tylko krzyż twój będzie o kilka łokci wyższy, jak to przystoi księciu Bungo.«

Książę Sebastyan opuściwszy komnatę królowej, gdzie na próżno usiłował ocalić życie paziowi, podążył do miejsca tracenia i stanął właśnie przy pochodzie w chwili, kiedy tenże wchodził na wzgórze, na którym krzyż postawiono. Gromada ze skazanym na śmierć i z dwoma tak różnemi braćmi widoczną była oczom tłumów ludzi; wszyscy spoglądali z jak największą uwagą na nich, aby usłyszeć i ujrzeć, co się dziać będzie.

Książę Sebastyan nie zważał na obelgi pi­

janego brata, jeno dążył spiesznie do pazia i ująwszy go w obliczu całego ludu w ra­

miona, zawołał: > Raczej umrzeć z tym szlachetnym chłopcem, aniżeli brać udział w twej hańbie, nieszczęsny bracie! Czegóż się wahacie ? Przystąpcie bliżćj, zwiążcie

i mnie, i mnie ukrzyżujcie z tym chłopcem.

Otwarcie i uroczyście oświadczam wobec was, Bonzowie, wobec wasalów i wojowni­

ków mego ojca i wobec całego ludu, że ta sama ciąży na mnie wina, co na tym tu chłopcu. Jak on, tak i ja modlę się do Chrystusa, który dla zbawienia świata umarł na krzyżu; i ja jestem gotów, umrzeć także na krzyżu; jak on, tak i ja gardzę bogami, których oszukańczy wynalazcy tutaj stoją.«

Głos wściekłości Bonzów przerwał sło­

wa Sebastyana; chcieli oni przedrzeć się przez szeregi uzbrojonych i rzucić się na zniewidzonego księcia chrześcijańskiego. Ró­

wnocześnie wyrwał Joscimon z ręki jednego z żołnierzy lancę i niepewnem ramieniem wymierzył ją ku piersiom brata; mimowoli uskoczył tenże na bok, a lanca uderzyła w kata, który stojąc za Sebastyanem, trzy­

mał chłopca; cios był tak silny, że kat, wy­

dawszy jęk boleści, padł na ziemię. Lud sądził, że Joscimon zamordował brata i ci­

snął się naprzód, podnosząc skargi; scena ta groziła jak największem zamieszaniem, którego ostatecznego wyniku nikt przewi­

dzieć nie mógł. Wtćm nagle usłyszano wo­

łanie: »Ustępujcie, król przybywa.«

Wszyscy oglądają się po za siebie;

hałas i wrzawa ustaje; szemrzące tłumy ludu dzielą się na dwie strony i w zwykłej kor- nćj postawie przepuszczają króla jadącego na koniu aż do miejsca, na którćm stał krzyż i na którem co dopiero opisana odegrała się scena. Tuż za królem Siwanem jechali Sikatora, kanclerz państwa Josihao i reszta dworzan. Misyonarz napotkał towarzystwo łowieckie w wiosce o trzy mile odległej, gdzie obiadowało. Sikatora uwiadomiony o celu przybycia, wyjednał misyonarzowi przystęp do króla; tenże upadł Siwanowi do nóg i przypomniał mu dane Franciszkowi Ksa­

weremu przyrzeczenie, że bronić będzie chrze­

ścijan. Następnie opowiedział w wzrusza­

jących słowach o wierności, jaką okazywał paź Bogu i swój wierze, a dalej o okrucień­

stwie, z jakiem się na chłopcu znęcano.

(Ciyg dakiy nutąpi.)

(4)

4 Przegląd powszechny prac missyjnych.

Przegląd powszechny prac misyjnych.

(Ciąg dalszy.)

Trudności ze strony moliametanizmu.

Misyonarze katoliccy, opowiadający Ewan- gielią niewiernym, bywają narażeni na wielkie nie­

bezpieczeństwa ze strony mohametanizmu.

Co to jest mohametanizm f Jest to wiara błędna i fałszywa, jaką głosił Mohamet, jeden z największych okrutników, jakich ziemia nosić musiała, bo jego ręka przelała niewinną krew ty­

sięcy chrześcijan, zamieniła w perzynę wsie i mia­

sta, zgrozą śmierci napełniła świat.

Nauka Mohameta rozszerzoną jest w Europie w Turcyi, części Grecyi, Bułgaryi, Rumunii i Ser­

bii jeszcze dotąd powiewa chorągiew a na nićj półksiężyc Mohameta, wielka część Azy i także służy Mohametowi. Mała Azya, Arabia, Persya, państwa średniej Azyi; w Afryce cały Egipt, północne i średnie państwa są mohametańskie.

Bardzo wiele milionów wyznawa błędy Mohameta.

już od początku * największym wrogiem Kościoła był mohametanizm i jest jeszcze dotąd 1

A jak się sprzeciwia jego nauka naszćj wie­

rze ? — o^tćm posłuchajcie: Około roku 570 żył w Arabii w mieście Mekka Mohamet, którego oj­

ciec był poganinem, matka żydówką. Religia, w którćj był wychowany, była mięszaną, była bowiem pogańską i razem żydowską, a przytćm pełną zabobonów. Za największą relikwią czcili jego ojcowie i krewni Arabowie czarny kamień, o którym twierdzili, że za czasów Abrahama spadł z nieba.

Mohamet został kupcem i odbył wielkie i dalekie podróże. Będąc jeszcze młodym, pojął za małżonkę bogatą wdowę i stał się panem nie­

zmiernych skarbów, złota i srebra. Poznał, że złotem i srebrem może sobie kupić przyjaciół i zyskał też ich dużo.

Mohamet miał bardzo dziwaczne usposobienie ducha. Myślał bowiem, że Pan Bóg mu dał nie­

bieskie objawienia. Powstał w końcu i głosił, że on jest prawdziwym prorokiem. Tak uczył:

.Jeremiasz i Jezajasz są prorocy, Chrystus też jest Prorok, lecz ja Mohamet jestem największym prorokiem. Mnie słuchać musicie 1*

Za takie nauki był wyśmiany, bo żadną miarą nie mógł sprawdzić swoją błędną naukę.

Musiał nawet uciekać do miasta Mediny. Tu na nowo głosił wszędzie, że tylko jeden jest Bóg, a Mohamet jego największym prorokiem.

Cóż się stało? Pomimo, że ani cudem, ani świadectwem Pisma świętego nie mógł dowieść, że jest najwyższym prorokiem, wielu w niego uwierzyło a on ich zbogacał, dając im swe skarby.

Takim sposobem zyskał mnóztwo przyjaciół. Te­

raz dał w ich ręce oręż i rzekł do nich: »Idźcie za mną 1 Podbijmy sobie sąsiedne wsie i miasta 1 Każdego, który nam się nie podda, zabijmy ostrzem miecza 1 *

Przyjaciele Mohameta utworzyli wojsko, na którego czele stanął obłudny prorok. Najprzód rzucili się na małą wioskę i zdobyli ją i przymu­

sili mieszkańców przyłączyć się do nich. A kto nie chciał się przyłączyć, został natychmiast za­

mordowanym. Dalej rzucili się Mohamet i zwo­

lennicy jego na miasta, zdobyli jedno po dru- giem, pomiędzy najpierwszemi Mekkę, gdzie się narodził przewódzca. Dziś, gdy już upłonęło po śmierci Mohameta więcej od dwunastu stuleci, dzi­

wimy się niesłychanemu szczęściu Mohameta, bo gdziekolwiek wkroczył do kraju, zdobył go i pod­

bił pod swą władzę mieszkańców. Gdy umarł w roku 632, już liczył miliony poddanych, nad którymi panował okrucieństwem i mieczem.

Mohamet wyniszczył chrześcijańską wiarę w najpiękniejszych krajach. Gdzie dawniej stały kościoły katolickie, teraz tylko gruzy i trupy po­

krywały ponure miejsce nowej wiary. Tam, gdzie niegdyś święty Augustyn, święty Cypryan, św. Cy­

ryl i Chryzostom zbawienne nauki wiary Chry­

stusa Pana opowiadali, teraz nikt nie śmiał się kłaniać Zbawicielowi świata, lecz musiał wzywać imienia Mohameta.

Mohametanie zdobyli piękne części Azyi, i Afryki; wkroczyli nawet do Europy i gdyby Opatrzność Bożka nie była wskrzesiła mężów: Pi- pina a później króla polskiego Jana Sobieskiego byłaby cała Europa i ojczyzna nasza wzdychała pod jarzmem mohametanizmu.

Jakaż jest ta nowa religia ? Okropna! Moha­

met uczy: Śmierć chrześcijanom 1 Ogniem i mie­

czem zabijajcie każdego, który nie chce przyjąć

(5)

Szczegółowe nowiny z missyi katolickich. 5 mojej wiary!* Któż policzy nieszczęśliwe

ofiary, które pożarł fałszywy prorok i jego okrutni następcy ? Mohametanie jeszcze dzisiaj popełniają liczne okrucieństwa. Niedawno w Ziemi świętćj pod Libanem wycięto zupełnie nieszczęśliwych chrześcijanów. A jeszcze dzisiaj jest średnia Afryka pełna ruchu: Mahdi powstał i wojnę pro­

wadzi naprzeciw chrześcijanom. Biada, który wpadnie w jego ręce I Niektórzy misyonarze, co wpadli w ręce Mahdi’ego, a potem tylko cudownie zostali uwolnieni, opowiadali, na jakie okrucieństwa byli wystawieni.

Mohamet dozwolił niewolnictwa. Dla tego w krajach mohametańskich panuje aż dotąd okro­

pny stan niewolników. Niewolnik bywa uważany nie za człowieka, lecz za bydło, które wolno sprzedać i zabić! W czasach naszych przez mi- syonarzy i podróżników doszła do nas wiadomość, pod jak ciężkiem jarzmem wzdychają niewolnicy.

Najokrutniejsi są mohametańscy Arabowie, o któ­

rych zbrodniach już częściej wspomniał »Misyo- narz katolicki.« Gdy nieszczęśliwy niewolnik by­

wa uratowany od misyonarzy, wtedy pozna, jaka jest różnica między naszą wiarą i wiarą Moha- meta. Nasza bowiem wiara jest wiarą miłości, wiara Mohameta wiarą okrucieństwa. Jakże wielką mają pracę misyonarze, aby nawracać zajadli-

Szczegółowe nowiny

Azja Mniejsza. Niedaleko od Adryanopola i Konstantynopola na wschód słońca leży Azya Mniejsza, prowincya państwa tureckiego. Dawniej cały ten kraj był chrześcijański. Lecz Turcy zdobywszy piękną prowincyą, wytępili wiarę ka­

tolicką. Dzisiaj ożywia się i ona i nowe rokuje owoce. Stołecznem miastem Azyi Mniejszej jest Smyrna. .Ojciec jenerał Kapucynów," tak piszą

»Misye katolickie," »w roku 1884, dla skuteczniej- szego poparcia nawrócenia Azyi Mniejszćj założył tam nowicyat międzynarodowy, mający na celu ukształcenie odpowiednie kandydatów krajowców, którzyby chcieli wstąpić do zakonu Kapucynów.

Jest nadzieja, że z nowicyatu tego wyjdzie w krót­

kim czasie wielu zakonników bułgarskich, ormiań­

skich i greckich, którzy się całkiem będą mogli poświęcić pracy missyjnćj między swymi ziomka­

mi. Wybrano na ten cel miasteczko Bondża około Smyrny, gdzie wiele rodzin europejskich różnych narodowości przemieszkiwa. Obecnie już jest tam 20 nowicyuszów, a pomiędzy tymi 7 Bułgarów,

wych mohametanów i przekonać ich, że niewol­

nictwo jest grzechem i że potrzeba miłować na­

wet niewolnika jako siebie samego I

Mohamet uczył dalej, że mąż może pojąć więcćj, niż jednę żonę. Dla tego u mohametań- skich narodów panuje wielożeństwo. Kto jest bo­

gaty, posiada więcej żon i tern więcej ich po­

siada, im jest bogatszy. Świętego związku mał­

żeńskiego nie zna mohametanin. Niewiasta jest w jego oczach niewolnicą i narzędziem chuci.

Słodkiego imienia matki nie zna syn, ponieważ w jego oczach matka jest stworzeniem pogardzonym. Gdy się narodzi córka, matka narzeka, że porodziła niewolnicę i biedaczkę. Okrutna religia mohame- tańska tak daleko szaleje, że wyłącza niewiasty z królestwa niebieskiego. Według Mohameta tylko mąż będzie panował w raju wiecznym, nie­

wiasta będzie wiecznie płakać za rajem.

Misyonarze katoliccy usiłują dowieść mohame- tanom, że okrutną i przewrotną jest ich wiara.

Lecz mohametanie mają serce kamienne i nie chcą słychać na głos prawdy, raczej prześladują misyonarzy jako wrogów swoich, usiłujących ich oderwać od wielożeństwa i od nieczystości.

Boże, zachowaj świat od okrutnej mohame- tańskiej wiary 1

(Dalszy ciąg nastąpi.)

z misyi katolickich.

1 Ormianin, 1 Grek, 1 Syryjczyk, a reszta Włosi.

W Smyrnie i w okolicy pracują też polscy misyonarze nad zbawieniem krajowców i Po­

laków. Polacy bowiem po całym świecie są roz­

proszeni. Do »Katolika" napisał Wielebny mi- syonarz ks. Odoryk Narzymski zajmujący list, który poniżćj umieszczamy. Pisze oiv »W czerwcu b. r. przeniósłem się z Konstantynopola do mia­

sta Smyrny, w Małej Azyi, gdzie ku mój radości znalazłem polskich misyonarzy w osobach Prze­

wielebnego Ojca Szymona Wilczyńskiego, wyda­

lonego z Polski i Wiel. Siostrę Cecylią ze zgro­

madzenia św. Wincentego a Paulo, która w tu­

tejszym szpitalu austryackim opiekuje się obłąka­

nymi. Tak więc, gdzie się ruszyć we świecie, tam Polaków napotkać. W Konstantynopolu działa Ojciec Mikołaj Kiefer, reformat z Poznańskiego, w Adryanopolu Ojcowie Zmartwychwstańcy, w Ziemi świętej także jest kilku misyonarzy Pola­

ków. Tu w Smyrnie spalił się przed dwoma laty

(6)

6 Szczegółowe nowiny piękny kościół katolicki. Wielki żal ogarnął z tego powodu serca tutejszych katolików, ale Bóg nie opuścił ich. Oto sam cesarz austryacki dopomógł im 5 tysiącami guldenów, a także i inni dobrodzieje przyczynili się do odbudowania na nowo kościoła.

Został on już ukończony i w Marcu poświęcony.

Wewnątrz jednak jeszcze w nim wielkie pustki, bo tylko wielki ołtarz stoi, a brak nam oprócz kon- fesyonałów ambony, ławek, organów i 3 bocznych ołtarzy. Nie śmiem żądać od Was, na Górnym Szlązku, bo wiem, że sami macie wielu do wspie­

rania, ale gdyby jakie miłosierne serce się zna­

lazło, to Bóg mu zapłaci. Przew. ks. Probo­

szczów prosimy o nadsyłanie nam intencyi mszal­

nych ; mamy bowiem 9 stacyi misyjnych, w któ­

rych 24 księży pracuje. Przesyłać pieniądze mo­

żna międzynarodowym przekazem pocztowym, a- dresując po niemiecku, bo tu w Smyrnie jest też austryaćki urząd pocztowy. Adres: ksiądz Odo- ryk Narzymski, misyonarz apostolski, Smyrna, Mała Azya (Smyrna, Kl. Asien.) Tutejsza ko­

lonia polska jest nie bardzo liczna, zaledwie kilka rodzin polskich tu jest, które zgodnie ze sobą trzymają. Prócz 3 mienniejszych, wszyscy inni biedacy. Ale są pilni, pracowici i poczciwi i dla tego wszyscy ich szanują. Czytamy tu polskie gazety, między niemi i »Katolika.* Nasza stacya misyjna należy do prefektury carogrodzkiej i liczy 6 księży reformatów i 3 braci lajków. Ci spra­

wują duszpasterstwo nad 2500 osobami. Posiada­

my tu szkołę elementarną, gdzie ubogie dzieci bezpłatną pobierają naukę w Religii św., w języ­

kach: nowo-greckim, włoskim i francuzkim, ra­

chunkach, jeografii, pisaniu, śpiewie. Przed trzema miesiącami ponieśliśmy wielką stratę przez odej­

ście jednego z Misyonarzy, Ojca Alberta Rittnera do rodzinnej swój prowincyi, Westfalii. Pozdra­

wiam redakcyą i wszystkich Czytelników polecam ich łasce Boga i Najśw. P. Maryi.«

Dodamy do tego pisma, że wielebny ksiądz Narzymski zapewnie się będzie cieszył, gdy się obezna z .Missyonarzem katolickim.« Dotąd bo­

wiem zapewne mu jest nieznanym. Długiego bo­

wiem trzeba na to czasu, zanim pismo nasze doj­

dzie do wszystkich kół, dla których jest pisane.

Zamierzamy przesłać współbratu naszemu do Smyrny jałmużnę ze składek kochanych czytelni­

ków i abonentów naszych. Wspomagajmy, ile możemy Misyonarzy katolickich.

Afryka średnia. W średnićj Afryce znaj­

duje się nieomal w samym środku długie jezioro Tanganika. Plemiona, które nad jeziorem mie­

szkają, są murzyńskie. Misyonarze kardynała La- vigerie, tak nazywani Biali Ojcowie, nawra­

cają ich do wiary chrześcijańskićj, mając zakład i dom misyjny w mieście Karema. Lecz nie­

stety okrutni Arabowie napadają nieszczęśliwych murzynów, zabijają ich i resztę sprzedawają w nie­

wolę. O okrutnćm polowaniu na ludzi tak czy­

tamy w »Gazecie Toruńskiój':

z misyi katolickich.

»Handlarze niewolników, pod dowództwem niejakiego Makutubu, pozostającego na żołdzie Arabów z Zanzibaru, a jak przypuszczają nie­

którzy, samego nawet sułtana, straszne poczynili spustoszenia w kraju Marungu, w Afryce wscho­

dniej. Ekspedycya wyruszyła z Kirando, miejsco­

wości położonej o dwa dni drogi na południe od Karemy, religijnego posterunku wikaryatu apostol­

skiego z Tanganiki.

Kirando stało się punktem zbornym wszela­

kich wypraw, które mają na celu wymordowanie lub uprowadzenie w niewolę spokojnej ludności, zamieszkującej pomiędzy wybrzeżem zachodniem Tanganiki a jeziorem Moero. W Kirando i Ujiji, na północ i południe Tanganiki, handlarze odpo­

czywają po trudach polowania, dla tego to Niemcy ustanowili w ostatniej z tych miejscowości poste­

runek wojskowy, drugi ma być utworzony nie­

bawem w Kirando.

W wyprawie Makatubu przyjmowali udział Wafipowie, Wagalowie i Wabendowie (plemiona zamieszkujące wybrzeże wschodnie Tanganiki i znane ze swego okrucieństwa.) Ekspedycya trwała przez rok cały, lecz ponieważ kraj Marungu był już poprzednio napadnięty, zdołano więc tylko ująć 3000 niewolników płci obojej i najrozmaitszego wieki . Z tego przeprowadzono do Kirando 2000;

reszta została wymordowana w drodze przez nie­

cnych handlarzy. Na każdym postoju zgładzali oni ze świata po 10, 20, 30, a niekiedy nawet po 50 chorych. Pewnego dnia na terytorium Kizabi, wrzucono do rzeki Lutuko 300 starych kobiet i dzieci, niezdolnych do dalszćj drogi.

Biali Ojcowie ze stacyi Karema, dowiedziawszy się o przybyciu wyprawy Makatubu do Kirando, podążyli tamże natychmiast dla zakupienia niewol­

ników; sprzedano im 110 dzieci, lecz nieszczęśliwe te istoty były tak osłabione trudami podróży, iż musiano je przenieść na rękach do statku, który miał je przewieźć przez jezioro Tanganikę.

Misyonarze dniem i nocą doglądali owych biednych dzieci, lecz pomimo tak troskliwych sta­

rań, na 110 zmarło ich przeszło 30.

Kraj Urna, na zachód od jeziora Tanganiki, spustoszony jest przez drugą wyprawę handlarzy, pod dowództwem Araba, Mohameda-Ben-Salema.

Od trzech już lat ekspedycya ta wyruszyła z nad wybrzeży Tanganiki; dotychczas widocznie nie dokonała jeszcze dzieła zniszczenia, gdyż nie ma jej z powrotem.

Kapitan belgijski, Joubert, na czele niewiel­

kiego oddziału wojsk państwa Kongo, pozostawio­

nych do jego rozporządzenia, usiłuje bronić prze­

ciwko handlarzom krajów, leżących nad wybrze­

żem zachodniem Tanganiki. Hccz siły jego są tak niewielkie, że z trudnością zdoła się utrzymać na stanowisku odpornem.

Dotychczas posterunki religijne wikaryatu apostolskiego Tanganiki nie uległy napadowi.

Ojcowie Biali prowadzą dalej dzieło cywilizacyi

(7)

Szczegółowe nowiny z misyi katolickich. 7 i oswobodzenia niewolników. Skupia się około

nich coraz większa liczba murzynów, w niektórych miejscowościach dochodzi ona do 1500. Nawró­

ciwszy się na wiarę katolicką, uprawiają ziemię pod kierunkiem misyonarzy.

Afryka. Wybrzeże Złote. Cała Afryka jest ogromną wyspą, zaludnioną murzynami. Ale murzyni nie są wolnymi, Europejczycy i muhame- tanie w znacznej lub po większej części ich sobie podbili. Gdzie murzyni są poddanymi mahome­

tanom, na okropne okrucieństwa panów swoich są wystawieni. Gdzie zaś Europejczykom są pod­

ległymi, po największój części lepszego doznają losu. Misyonarze katoliccy usiłują pomoc i zba­

wienie przynieść biednym murzynom i gdziekol­

wiek działają bez przeszkód, wiara katolicka a razem z nią szczęście doczesne i wieczne stanie się dziedzictwem poganów. Spełnia się słowo Pisma świętego: »Jak śliczne nogi opowiadają cych pokój, opowiadających dobrał* (Rzym. 10).

Mówimy tu o Złotem Wybrzeżu. Gdzie leży?

— w zachodniej części Afryki nad ogromnem Mo rzem Atlantyckiem. Złotem zaś się nazywa, po­

nieważ obfituje w złoto. Złote Wybrzeże jest 80 mil długie, pomieszcza 3500 mil kwadratowych i wynosi więc niemal połowę królestwa pruskiego, lecz ludność daleko mniejsza niż w Prusiech. Mie­

szkańcy Złotego Wybrzeża są murzynami. Lecz już oddawna Europejczycy osiedlili się w kraju i założyli europejskie osady chrześcijańskie. Kościół katolicki usiłuje wszystkie plemiona nawrócić Utworzona jest na ten cel osobista prefektura Wybrzeża Złotego, która obejmuje nie tylko Złote Wybrzeże, lecz też sąsiedne kraje.

W prefekturze pracują misyonarze ze Stowa­

rzyszenia misyi afrykańskich z Lyonu. W fran- cuzkiem mieście Lyonie istnieje bowiem zacne Stowarzyszenie, które kształci i wysyła misyonarzy do Afryki. Takim misyonarzem jest kapłan Bur geat, który w liście obszernym opisuje misyą Złotego Wybrzeża. Jego opis tu krótko skreślimy.

Najgłówniejszćm miasto Złotego Wybrzeża jest E 1 m i n a, leżące nad brzegiem morza na trzech pagórkach. Na jednym z nich, poświęconym św.

Józefowi, bardzo malowniczo położone są budynki katolickich misyonarzy. Na szczycie wznosi się krzyż i opowiada mieszkańcom, iż tu mieszkają wyznawcy ukrzyżowanego Chrystusa Pana.

Możemy twierdzić, że Elmina niby w raju się znajduje. Ziemia jest wiecznie piękna i zielona.

Upały słońca bywają ochładzane powietrzem blizkiego morza, zima tu wcale nie znana; wieczna wiosna dokoła panuje. Najśliczniejsze drzewa, palmy i kaktusy kołysają swe liście w promieniach słońca. W nich mieszkają rozliczne ptaki, piękne co do śpiewu i koloru. Niebo zawsze jest czyste i błękitne. Nie dziw więc, że Europejczycy ulubili Elminę już od dawna i uczynili ją najgłów­

niejszą osadą tutejszej Afryki.

Misyonarze katoliccy dopiero w roku 1880

tu się osiedlili i na początku musieli zwyciężyć wielkie trudy i przykrości. Dawniej bowiem tylko holenderscy i angielscy, to jest protestanccy mi­

syonarze tu przebywali a jak przybyli nasi opo- wiadacze Ewangelii, powstali przeciw nim i usiło­

wali ich wygnać lub przynajmniej zniweczyć ich pracę. Lecz za pomocą Boga dzisiaj po upływie dziesięciu lat katoliccy misyonarze już rozkrzewili się na Wybrzeżu Złotem, mianowicie w Elminie.

Misyonarze zasiewali ziarno Ewangelii, jak mówi misyonarz Burgeat, w łzach; posiewem ich były modlitwy, słowo Boże, oraz mnóstwo ofiar i po­

święceń. Na nieszczęście misyonarze prędko umie­

rali : w dziesięciu latach umarło dziesięciu naj­

gorliwszych kapłanów.

Obywatele Elminy z podejrzeniem patrzeli na katolickich misyonarzy i najprzód tylko ciekawością pędzeni, odwiedzali ich kościół. Teraz już wszę­

dzie posiadają zaufanie i kaplica ich okazała się zbyt szczupłą, aby pomieścić wszystkich chrześci­

jan katolickich. Chrześcijanie jednak pilnie przy­

bywali na nabożeństwo, chociaż pod gołćm niebem stać musieli. Nalegali bardzo na misyonarzy mó­

wiąc: »Prosimy was, wybudujcie jak najrychlćj kościół 1 Drzewo, kamienie, wapno i cokolwiek do budowy jest potrzebnem, na nowy kościół chętnie przyniesiemy. Jakże szczęśliwymi będziemy, gdy wpośród naszych chatek nowy dom Boży powstanie 1 *

Przełożony misyi, misyonarz Moreau, korzy­

stał z ochoty wiernych, obrał miejsce i prowadził przygotowawcze prace. Jego następca, misyonarz Pellat, wreszcie wybudował i poświęcił pierwszy dom Boży na Wybrzeżu Złotem.

Któżby nie był ciekawy dowiedzieć się spo­

sobu, jakim został położony kamień węgielny i na końcu kościół poświęcony w kraju, gdzie do­

tąd imię Chrystusa Pana było nieznane? Zaledwie położono kamień węgielny, tak pisze misyonarz Burgeat, natychmiast mieszkańcy sąsiednich okolic już się dowiadywali, kiedy budowa ukończoną zo­

stanie. Jak niegdyś lud izraelski gorąco pragnął widzieć dzień, kiedy świątynia w Jerozolimie miała być na górze syońskiej ukończoną i otwartą, tak też chrześcianie Elminy pragnęli dnia poświęcenia nowego kościoła.

I nadszedł dzień tak wielce upragniony! Ze wszystkich zakątków Złotego Wybrzeża nasuwali się murzyni i otoczyli cały pagórek świętego Józefa, na którym był zbudowany nowy kościół.

Nawet w nocy przededniem przybywali, cierpliwie czekając na początek uroczystości. Jak tylko weszło słońce, wyruszyła muzyka z Elminy i przybyła do kościoła, gdzie już chór śpiewaków ją oczekiwał. Śpiew i muzyka murzynom są naj­

milszą rzeczą. Któż więc opisze głębokie wraże­

nie kościelnego śpiewu i muzyki? Któż opisze ich radość, gdy pierwszy raz w życiu widzieli tyle kapłanów uroczyście ubranych ?

Do uświetnienia całćj uroczystości przyczyniła

(8)

8 Szczegółowe nowiny z missy i katolickich.

się wielce prześliczna przemowa misyonarza Ul- rycha. Opowiadał licznym tłumom ludu, na co katolicy budują kościół i zaprosił obecnych, aby jak najczęściej przybywali do domu Bożego i przy­

jęli naukę, która teraz i po długie lata w nim będzie głoszoną.

Przedstawcie sobie, kochani czytelnicy, tych murzynów! Czarne twarze jak smoła, ale wesołe;

duch nieoświecony, ale przychylny wierze kato­

lickiej i pragnący nauki świętej. Najbardziej od­

znaczało się pięciu królów murzyńskich, którzy z całym orszakiem przybyli do Elminy. Ubrani byli w jedwabne bogate tkaniny, ozdobieni zło- temi łańcuszkami i obrączkami na szyi i rękach;

słudzy trzymali nad głową panów swoich ogromne różnobarwne parasole, aby ich od upału słońca zachować. Naczelnicy murzynów okazali chęć szczerą przyjąć wiarę katolicką. Często było

słychać radośne okrzyki murzynów:

• Ujrzeliśmy dziś tak piękne rzeczy, których nigdy nie widzieliśmy.* Inni zaś rzekli: »Któż tak mądry jak katolicy? Któż ma tak piękny kościół jak oni? Jak oni Bogu służą!*

Potem murzyni udali się do misyonarzy i pro­

sili, aby też do nich przybyli. Oni odpowiedzieli:

• Teraz jeszcze musimy pracować w Elminie. Ale jak będziemy mogli, przyjdziemy do was, ochrzci­

my was i uczynimy was chrześcijanami.* Z wielką radością wybrali się z powrotem do domu, ocze­

kując z skwapliwością ukochanych misyonarzy.

Jak ziemia po długim upale słońca gorąco pragnie deszczu, tak plemiona murzyńskie, mieszkające nad Złotem Wybrzeżem, gotują się do przyjęcia Ewangielii.

Misyonarze korzystając z tego usposobienia, założyli w Elminie szkołę, która jest rozkoszą dzieci i chlubą rodziców. Każdodziennie czarne dzieciaki posuwają się poważnie na pagórek świę­

tego Józefa, z ołówkiem we włosach, książkami i tabliczką pod pachą, ze śpiewem na ustach i ra­

dością w sercach. We szkole uczą się wiary i obyczajów chrześcijańskich, a czego się nau­

czyły, opowiadają rodzicom swoim i tak stawają się apostołami swych ojców,

Oprócz w Elminie założyli misyonarze w in­

nych miastach, naprzykład w Kapkoaście i Salt- pondzie nowe misyjne stacye. Dążą do tego celu, aby całe Złote Wybrzeże zasiać stacy- ami i oświecić zaćmionych pogaństwem murzy­

nów. Niechaj im do tego celu Pan Bóg dopo­

może. »Sława nasza,* tak się wyraża misyonarz powyżej wspomniony Bugeat, sięga już daleko poza granice Elminy. We wszystkich zakątkach Złotego Wybrzeża znają nas, kochają i pragną mieć u siebie, zewsząd tćż dochodzą do nas uprzejme zaproszenia, naglące do jak najrychlej­

szego przybycia i założenia nowych stacyi. • Szczęść Boże Afryce i pracom misyonarzy!

Japonia. Kościół katolicki w Japonii był

dawniej okropnie prześladowany. Tysiące męczen' ników wylało krew dla wiary św. W roku 1884>

dzięki rozporządzeniu rządu japońskiego, zupełnie

! ucichło prześladowanie, i od tego czasu liczba nawróconych się wzmaga. Niedawno” temu, tylko jeden Biskup był w Japonii, który się ukrywać musiał przed prześladowcami — a dziś? Czterech już Biskupów stoi na czele i jest zwierzchnikami kościoła japońskiego I Ojciec św. Leon XIII., wy­

dał dnia 16. czerwca tego roku, brewe, (ustanowie­

nie papiezkie,) według którego w mieście stołecznćm Japonii, imieniem Tokio (lub Jeddo), będzie sto­

lica arcybiskupia, w trzech innych miastach to jest w Nangasaki, Osaka i Hokodate będą stolice bi­

skupie. Arcybiskupem został mianowany ksiądz Piotr Marya Osouf.

Pochodzi on z Francyi i został we wielkiem seminaryum paryzkiem wykształcony na misyo­

narza. Przybył do Japonii, gdzie obok innych misyonarzy gorliwie pracując w winnicy Pańskiej, doskonale się zapoznał z potrzebami kraju. Został wywyższony do godności Biskupa i Papież Leon XIII cieszył się nadzwyczajnie, że za jego staraniem wiara katolicka w Japonii swobodnie się rozwijała.

Pomiędzy zasługami Biskupa Osoufa jaśnieje uroczyste przedstawienie jego przed Cesarzem japońskim. Książeczka pod tytułem: »Dzieje c h r z e ś c i j ań stwa w Japonii* tak opi­

suje to ważne zdarzenie: »Ojciec święty Leon XIII. zlecił Biskupowi Osoufowi, aby starał się w imieniu papiezkiem zawiązać bliższe, urzędowe stosunki z rządem japońskim. Ambasador (posła­

niec) Francuzki na dworze cesarza, rodak nasz. pan Sienkiewicz, miał z polecenia swego rządu ułatwić Biskupowi zawiązanie tych stosunków. Pan Sien­

kiewicz nie szczędził starań, aby się z chlubnego tego polecenia jak najlepiej wywiązać. Po wza- jemnem porozumieniu się wyznaczono dzień 12. Września na uroczyste wręczenie Cesarzowi japońskiemu listu papiezkiego. O 10-tej rano Biskup i ambasador Francuzki z całym swym wspa­

niałym orszakiem wyruszyli dworskiemi powozami do pałacu cesarskiego. Mikado — tak się na­

zywa każdy Cesarz japoński — stał przed pałacem w mundurze przyozdobionym licznemi dekoracyami.

Po krótkiem wstępnem przedstawieniu, Biskup Osouf wyraził życzliwość i przyjaźń, jaką Papież żywi dla Mikady, i wręczył mu list w kopercie z białego jedwabiu, przyozdobionej papiezkiemi her­

bami. Mikado odczytał po japońsko odpowiedź, którą tłumacz przełożył natychmiast na język Francuzki.

Jakoż przemówił Mikado do Biskupa Osoufa mniej więcej tak: »Uważam sobie za bardzo wielki zaszczyt i proszę złożyć Papieżowi najgłębsze moje podziękowanie. Jak pragnąłem tak i teraz pragnę iść naprzód na drodze postępu i dla tego zawsze udzielać będę chrześcijanom tćj samej opieki co i wszystkim innym poddanym mojego państwa.«

> » »» <33

(9)

Na Nowy Rok. 9

#

lYJinąl rok stary, i stanęliśmy na progu Roku Nowego, pełni nadziei a i obawy, pytając się jedni drugich, azali będzie on od swego po­

przednika pomyślniejszy, czy spełni nasze ży­

czenia, czy też większe od roku zeszłego ześle na nas nieszczęścia i klęski.

Rok codopiero ubiegły stanowi drobną tylko kropelkę w tern morzu niezgłębionem i nie mającem granic, w tern morzu czasu, który zowiemy wiecznością. W życiu ludzkiem jest on wielkim okresem, bo przez rok cały człowiek jako jednostka wiele zdziałać, wiele dokonać może pracą, wiele zdobyć zasług, które przed Tronem Wszechmogącego Boga policzone mu i kiedyś wynagrodzone zostaną.

Z Nowym Rokiem otwiera się dla nas no­

wy okres do pracy, nowy do zasługi. Ale stojąc na progu tego Nowego Roku, z trwogą się pytamy, co nas w nim czeka, co nas może spotkać? Ten. Rok Nowy stanowi jakoby ciemną i nieprzebitą zasłonę, którćj nikt z śmier-

(10)

10 Na Nowy Rok, telników ani rąbka uchylić nie jest w stanie. Przy­

szłość ludziom jest zakryta, i tylko jeden Pan Bóg Wszechmocny i Wszechwiedzący wie, jakie koleje życia i losu przechodzić będzie ludzkie ple­

mię w tym Nowym Roku, i ztąd to pochodzi ta obawa, ta trwoga przed przyszłością, i ztąd to na progu jego jedni drugim składamy życzenia Noworoczne, winszując sobie zdrowia, szczęścia i wszelkiej pomyślności.

1 »Misyonarz katolicki« śle te życzenia na wstępie Nowego Roku swym krzewicielom, swym czytelnikom, swym rodakom, co żyją i pracują w kraju ojczystym, jako też i tym, co dla uczciwego zarobku, dla polepszenia swej doli ten kraj ojczysty opuścili, i na obczyźnie w pocie czoła na chleb powszedni pracując, ciągle oczy swe zwracają ku strzesze rodzinnej. Tym wszy­

stkim rodakom, braciom jednej wiary i jednego języka przesyła .Misyonarz katolicki* z głębi bratniego serca pochodzące najszczersze życzenia, prosząc Wszechmogącego, aby ten Rok Nowy, dla każdego z osobna i dla wszystkich razem szczęśliwszym i pomyślniejszym był od roku ze­

szłego.

W tym rozpoczętym Nowym Roku budzą się też w duszy i sercu każdego człowieka różne myśli i różne uczucia. Chwila to bowiem ważna i swoją ważnością zmusza nas wszystkich do poważnych rozmyślań, ziemskich i niebieskich,

Jednćm okiem duszy spoglądamy na tym progu Nowego Roku w zapadły w morze wiecz­

ności rok stary, a drugićm pragnęlibyśmy dojrzćć i dociec, co się w Nowym dziać będzie Roku.

Ale nie usiłujmy przeniknąć tej przyszłości, bo ona zakryta przed oczami naszemi. Próżną byłaby ta praca a poniekąd i grzeszna, bo Pan Bóg stawił ludzkiej myśli nieprzebitą zaporę w tern przenikaniu przyszłości i Sobie jedynie pozostawił jej wiedzę.

Zwróćmy się więc raczej myślą naszą w rok ubiegły, i idąc za przykładem Kościoła św., rozpamiętywajmy to, cośmy zaniedbali dla dobra naszego ziemskiego i niebieskiego.

To rozpamiętywanię ułatwi nam pochód nasz ziemski w Nowym Roku, podniesie naszą duszę i zwróci ją ku Bogu, od którego my wszyscy od bierzem po śmierci albo nagrodę za dobre, albo karę za złe uczynki, za złe życie.

Czem jest to życie ludzkie? — to przedstawia nam podana w tym numerze noworocznym rycina.

My jako chrześcijanie wierzymy silnie i gorąco, że nad tćm życiem, jego pracą, i działaniem czuwa Wszechmogący. On to właśnie u góry ryciny tej rozpościera swe Bozkic dłonie jako dobry Ojciec i błogosławi rodzajowi ludzkiemu.

Ten Miłosierny i Troskliwy Ojciec daje każ­

demu z nas Anioła Stróża, abyśmy przy jego po­

mocy .snąć nogi nie obrazili o kamień.« Ten Anioł stróż stoi przy boku z nas każdego, wska­

zując nam drogę prawdziwą, drogę ku Bogu.

Wiara, nadzieja i miłość — te trzy cnoty chrze- ściańskie są głównemi drogoskazami w pielgrzymce naszej ziemskićj, w naszćj drodze, prowadzącej do Boga, do wieczności szczęśliwej.

Te trzy cnoty przedstawiają nam dwaj Anieli Stróże, po prawej stronie ryciny, poniżćj światłości Bozkiej. Jeden z nich dźwiga krzyż wiary św., krzyż ciężki, to godło naszego zbawienia. Drugi Stróż Anioł trzymając w jednej dłoni kotwicę na­

dziej!, drugą wskazuje, dokąd my wszyscy zmie­

rzać powinniśmy.

Ta wiara silna i głęboka i ta nadzieja ze swą siostrzycą: cnotą miłości nie pozwoli nam upaść w tej znojnej pielgrzymce życia; te trzy cnoty krzepią nas, dodają odwagi, wzbraniają wątpić nawet w takićj chwili, kiedy nieszczęścia i klęski jakby gromem w nas uderzają.

I oto poniżej dwóch Aniołów Stróżów wi­

dzimy na rycinie przerażający obraz zniszczenia.

Zebrała się gromadka ludu jednej okolicy, wsiada na okręt: płynie do dalekiej krainy szukać tam kołacza, mając chleb w domu. Nikomu Pan Bóg i kraj ojczysty nie broni szukać i po za rodzinną strzechą lepszego bytu, większego dorobku. Ale każdy wioskę ojczystą opuszczający niechaj pier­

wej rozważy, czy zamiast spodziewanego raju, nie znajdzie za morzami i oceanami biedy, nędzy i grobu; niechaj pomni, że za nim dopłynie do brzegów obcego kraju, śmierć znaleźć może już w nurtach bezbrzeżnego morza, zkąd już nie ma ocalenia. I tak się stało z ową gromadką, co porzuciła zagon rodzinny, pełna nadziei i marzeń, i zdąża do owego raju. W czasie podróży ntor- skiej, dnia skwarnego zbierają się na niebie ciemne chmury, nad okrętem zawisła burza brzemienna w pioruny. Nad głowami strwożonćj załogi okrę­

towej migają w przestworzu błyskawice, piorun uderza w okręt, zapala go; nieszczęśliwi szukają ratunku w falach morskich, ale go nie znajdą.

Błagalne dłonie wyciąga jeden z tonących ku górze, ale napróżno; zamiast na spokojnem łożu w domu rodzinnym znajdują wszyscy śmierć i grób w rozhukanych bałwanach morskich.

I my, cośmy pozostali w domu rodzinnym, czuwajmy, bo nie wiemy dnia i godziny, ażali P.

Bóg w niezbadanych swych wyrokach nie ześle na nas gromu, co w nas niespodzianie uderzy.

Ta ludzka pielgrzymka na ziemi to jakby owa podróż na morzu życia. I w nas uderzyć może grom pożaru, powodzi, co zniszczy nasz dobytek a i życie gasząc, stawi nas przed oblicze Boże, gdzie zdać musimy rachunek z żywota naszego,

Rok ubiegły pełen był klęsk, i namnożył dużo grobów, w których spoczywają najdroższe nam osoby, rodzice, dziatki, krewni i przyjaciele.

I taki to obraz znikomego naszego życia, taki cmentarz z grobami i krzyżami przedstawia nam trzeci obrazek z prawej strony ryciny. Na jednym z tych grobów, pod krzyżem klęczy dziewica, z młodszym od siebie braciszkiem

(11)

Na Nowy Rok. 11 który jeszcze nie pojmuje dobrze, że w tej

mogiłce spoczywa jego ojciec, lub matka, te dro­

gie istoty, co za życia swego pracowały na nasze utrzymanie, karmiły nas chlebem powszednim, lecz i niebieskim, ucząc nas Bozkich przepisów wiary.

Niechaj i wśród szczęścia i radości tego ży­

cia ten obraz śmierci, ten cmentarz nam przypo­

mina, że nie tutaj na ziemi nasz raj, jeno tam, dokąd jeden z Aniołów dłonią swoją nam wska­

zuje. Od wesel tedy ziemskich idźmy często na groby, bo te wykazując nam marności tego świata, budzą w nas powagę życia i uczą, jak żyć trzeba, ażeby Bóg nam błogosławił a po śmierci dał szczęśliwość wieczną.

Tej wiary św., tej wiary w nieśmiertelność duszy, w nagrodę za dobre, w karę za złe uczynki, uczą nas w pierwszym rzędzie słudzy Boży, ka­

płani, księża, co mając posłannictwo od Boga i Kościoła Jego świętego, idą do pogańskich naro­

dów i jako misyonarze niosąc słowa ewangelii św., szerzą z niemi zarazem oświatę prawdziwą. Obra­

zek na samym spodzie ryciny przedstawia nam działanie i pracę tych sług Bożych. Do takiego misyonarza zbiegła się żadna słowa Bożego gro­

madka ludu, mężczyźni, niewiasty i dzieci. Choć jeszcze nie rozumieją, ale już przeczuwają tę Bozką naukę Chrystusa Pana. Jedni z tych przyszłych nawróconych klęczą i kornie składają ręce do modlitwy, drudzy siedząc, słuchają ciekawie słów, które płyną wymownie z ust misyonarza, podno­

szącego dłonie z namaszczeniem nad słuchaczami, których ma niebawem wprowadzić do owczarni Chrystusowćj i udzielić im Sakramentu Chrztu św.

O ileż z większą ochoczością powinniśmy od tych nawracających się pogan spieszyć tam, gdzie słyszymy słowo Bożel Świątynia Pańska, kościół, bogobojny dom rodzicielski i dobra, na gruncie chrześciańskim oparta szkoła — to są trzy naj­

lepsze, najtrwalsze podwaliny życia każdego czło­

wieka, życia społeczeństw ludzkich i życia narodów i państw całych. Niechaj nam ten obrazek zawsze widnieje przed oczyma w tym Nowym Roku.

Kiedy Pan Bóg ulepił z mułu ziemi pierw­

szego człowieka Adama i tchnął w niego ducha żywota, wtedy przekonał się, że zle człowiekowi samemu na świecie. Stworzył więc Wszechmo­

gący niewiastę z żebra Adamowego jakoby na znak, że powinien ją zawsze mieć przy boku i kochać. Pan Bóg już w raju ustanowił Sakrament Małżeństwa. I taką to parę ludzką, idącą do ko­

ścioła po błogosławieństwo Boże, przedstawia nam spodni obrazek po lewej stronie ryciny.

Biada temu na ziemi i biada po śmierci, kto zawiera nie po Bożemu związek małżeński! Żyjąc w dzikiem małżeństwie, bez Sakramentu, jak to zwykle ludzie mówią, na wiarę, śmiertelny popełnia grzech, depce bowiem nogami przepis Boży, i spodziewać się nie może błogosławieństwa.

Pan Bóg ustanowił Sakrament św. Małżeństwa gwoli uświęcenia się zobopólnego dwojga osób, w celu krzewienia się rodu ludzkiego. I oto owoc tego małżeństwa przedstawia nam drugi ku górze po lewej stronie ryciny obrazek. W dniu wi- lijnym, wieczorem rodzice ku rozweseleniu swych dziatek, na pamiątkę urodzenia Dzieciątka Jezus, stawiają w domu swoim chojenkę, na gałązkach jej zapalają zawieszone świeczki. Do takiej to chojenki prowadzi matka swe dziatki i tłumaczy im zwyczaj ten starodawny. Dziatki się bawią, około chojenki chodzą, bo na nićj wiszą cukierki i różne łakocie. Jest zabawa i wesele w domu, ale tylko w takiem, na którem spoczywa błogo­

sławieństwo Boże.

Przypatrzmy się w końcu ostatniemu obraz­

kowi ryciny po lewej stronie, u samej góry. I tu Anioł stróż stoi przy boku dziewicy, co dźwiga w swem ręku snop pełen kłosów.

Ten to snop, to jakby pełna wiązanka naszych dobrych uczynków, z którą z nas każdy ma się stawić przed Tron Boży, by odebrać nagrodę za pracę podczas żniwa naszćj ziemskiej pielgrzymki.

Życie nasze bowiem, to nasamprzód leżące odło­

giem pole, pełne kamieni i złego zielska. To pole potrzeba nam uprawić, usunąć kamienie, wyr­

wać zielsko, zorać grunt, wrzucić w nie dobre, zdrowe ziarno, a możem wtedy być pewnymi, że przy błogosławieństwie Bożym sprzątniemy plon i w snopie potężnym złożymy go u stóp Bożych.

A więc, drodzy przedpłaciciele i czytelnicy

»Misyonarza katolickiego,' żyjmy tak, ażeby nas nigdy nie odstąpił przydany nam do boku Anioł Stróż, W każdej chwili żywota naszego, czy to w radości, czy smutku i żałobie, czy to w czasie klęsk wielkich, burz i piorunów pamiętajmy o tern, że zawsze nam błogosławić będzie Wszechmogący Bóg, wyrwie nas z toni, a po życiu pracy, mo­

zołów, znoju, utrapień da nam niebo wiekuiste, którego pragnie dla siebie i życzy gorąco wam, rodacy, »Misyonarz katolicki*

w tym Mowym Hokul

(12)

12 Środek ratunku dla duszy.

Środek ratunku dla duszy.

rzekło dziewczę: .Dopóki, drogi ojcze, upijać się i Boga obrażać będziesz, powróciwszy do do­

mu, dopóty będę pościła, ażeby Bóg Cię oszczę­

dzał i zmiłował się nad Twą duszą.* Zawsty­

dzony spuścił ojciec oczy ku ziemi. Od dawna nie przyszedł on tak wcześnie, jak tego wieczora do domu i to trzeźwy.

Tym razem miało dziewczę szczególniejszy apetyt do jedzenia. Ale nieszczęsny nałóg po­

konał go.

Poświęcające się dziewczę zaczęło znowu pościć. Ojciec pozwolił mu to czynić, nie mówiąc ani słowa. Wymowniejsze jednak od słów były łzy, które po licach jej ściekały. Ojciec przestał jeść, przez pewien czas siedział jakby martwy, ze spu­

szczoną głową ku ziemi. Następnie powstał, ujął dziecko w swe ramiona i drżącym od wzru­

szenia rzekł głosem: »Mała męczenniczko, czyż zawsze chcesz tak robićf* »Tak ojcze," była odpowiedź, »tak długo, aż umrę, jeżeli, ojcze, nie nawrócisz się do Boga.*

Słowa te tak głęboko utkwiły w sercu ojca, że wyrzekł się nałogu pijaństwa i prawdziwie wzorowe prowadził życie; wieczorem przychodził wcześnie do domu i w trzeźwym stanie. W ten sposób było to dziecko jakoby misyonarzem dla swego ojca.

Kochany czytelniku i czytelniczko, czybyście nie mogli także coś uczynić, jako owo dziewczę dla swych krewnych, znajomych, w ogóle bli­

źnich, ażeby i oni na dobrą weszli drogę? Bar- dzoby się to podobało Panu Bogu 1

--- »---<■<■>;.< -i«—« --- ♦ ---

Wiadomości ze wszystkich części świata,

tyczące si? Kościoła katolickiego i sprawy socyaluej.

•Jeżeli chcecie, ażeby dusza, która jest wam drogą, do Boga powróciła, to cierpcie za nią.*

Te słowa wyrzekł pewien kapłan na ambonie a utkwiły one głęboko w sercu słuchającego kaza­

nia dziewczęcia, które miało to szczęście krótko przedtem przyjąć Komunią św. Znało ono duszę bardzo mu drogą, która na nieszczęście ziemi cho­

dziła drogami. Dziewczę to rozważyło sobie głę­

boko te słowa kapłana i postanowiło cierpieć za ojca, on to właśnie był tą drogą dla niego duszą, ażeby nawrócił się do Boga. Ojciec ten był bar­

dzo oddany nałogowi pijaństwa. Kiedy wracał do domu, obrażał Boga słowami, w przystępie gniewu wyrzeczonemu Prośby i płacz matki nic dotąd nie skutkowały.

Dnia następnego dziewczę prócz zupy i chle- ba nic nie chciało wziąć do ust, resztę potraw usuwało od siebie, chociaż matka je prosiła, a ojciec gniewliwie na nie spoglądał.

Jak zwykle, tak i tego wieczora wrócił oj­

ciec w stanie pijanym do domu. Czuwając, leża­

ło biedne dziewczę w łóżku i musiało znów słu­

chać, jak ojciec obrażał ciężko Pana Boga. Za­

częło tedy gorzko płakać.

Dnia następnego wzięło biedne dziecko tylko wodę i chleb do ust.

»Czyś jest chorą?* zapytała dziewczę stro­

skana matka.

•Nie," odpowiedziało dziecko.

• Żądam, ażebyś jadła,* rzekł z powagą ojciec.

Stanowczo i z mocnem postanowieniem od-

Ojciec św. przypomniał ponownie światu straszliwe Swe położenie, w jakiem się znajduje.

Uczynił On to na tajnym konsystorzu w dniu 14. Grudnia r. z. Czytając to przemówienie, czyli, jak to się mówi allokucyą Ojca św. do kardy­

nałów, serce się z bólu kraje, że Ten, który rzą­

dzi Kościołem Bożym, tyle cierpieć musi od nie­

przyjaciół, co straszliwą wypowiedzieli walkę Gło­

wie Kościoła i z Nią razem pragną Kościół święty obalić. Papież Leon XIII. wyraźnie mówi, że otoczony jest nieprzyjaciółmi, których uporczywa wściekłość gnębi Go i uciska i którzy uknuli spi­

sek »wedle rozmaitych podstępów* »jedni z tych nieprzyjaciół otwarcie i z całą nieprzyjaźnią, inni rogami krętemi i pod mniej ostremi formami.*

Mówiąc o tych otwartych nieprzyjaciołach, ma Ojciec św. na myśli stronnictwo, któremu prze­

wodzi syn słynnego wielkiego masona Garybal- dego, który wraz z wojskiem ojca dzisiajszego króla włoskiego, Wiktora Emanuela, zrabował własność Kościoła, poobalał trony królów i ksią­

żąt włoskich i utworzył w ten sposób rewolu­

cyjny, gwałtowny, jedno królestwo włoskie. Dru- giem rodzajem nieprzyjaciół Papieztwa i Kościoła są ci, co, jak mówi Ojciec* św., krętemi chodzą drogami. Do nich to należy rząd włoski, który niby to bierze w obronę Papieża, ale skrycie po­

maga otwartym nieprzyjaciołom i pragnąłby chę­

tnie zrobić Go swym sługą i sam się stać zwierz­

chnikiem Kościoła, jakiem jest n. p. car rosyjski

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jak bydło padnie, idzie do czarownika; gdy zboże na polu jest nieurodzajne, gdy wybuchnie pożar, nastąpi powódź albo trzęsienie ziemi, pyta się czarowników, kto był

ka, na której Chrystus zbudował Swój Kościół, a którego bramy piekielne nie przemogą, tam tylko bczpiecznemi są wszystkie narody, z tego tylko Kościoła wypływa nam zbawienie

wnocześnie wysłał posłańca do ojca Kabrala i kazał mu oznajmić, że jeżeli poważy się uczyć Sikatorę wiary chrześcijańskiej, to może być pewien jego książęcćj zemsty,

Gdy tak Aszer głośno wołał i mówił we śnie, obudziła się na głos jego matka, poszła do miejsca, gdzie spał chłopiec, obu­.. dziła go i rzekła: »Cóż ci jest,

puścili do tego, jeno schlebiając mu, rzekli do niego: »Chodź tu, drogie sercu naszemu dziecię, jedz z nami, a uśmierzy się gniew twego ojca, jak morze głębokie po burzy, i

kie czasy należy ludom i narodom strzedz tej wiary Chrystusa jako najkosztowniejszego skarbu, to tern więcój w dzisiajszych czasach, w których ta Wiara św. już takiem nie

W naszej stacyi Suakin nad morzem Czer- wonem postępuje budowa nowego kościoła sporo naprzód. Ten pierwszy kościół chrześcijański nad brzegami owego morza, poświęcony

czności, o sądzie Bożym, o wiecznem potępieniu tego, który bez pojednania się z Bogiem umrze; o- świadczyłem mu, iż nie potrzebuje się wcale natężać, iż mu tę sprawę