• Nie Znaleziono Wyników

Echo Trzeciego Zakonu Św. o. Franciszka. R. 5, nr 9 (1888)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Echo Trzeciego Zakonu Św. o. Franciszka. R. 5, nr 9 (1888)"

Copied!
68
0
0

Pełen tekst

(1)

: !^®rr_— --- --- ^

® Rok V. Marzec 1888, Nr. 9.

E O H O

TRZECIEGO ZAKONU

Sw. O. F ra n c iszk a .

W jchodsi w zeszytach m i e s i ę c z n i e i kosztuje rocznie:

w Krakowie 50 centów;

z przesyłką do Austryji 65 centów, do Niemiec I m. 50 fen., do Francyi i W łoch 2 franki,

do Ameryki */, dolara.

Pojedynczy zeszyt w Krakowie 5 centów, z przesyłką 7 ct. => 14 fen.

Redaktor i Wydawca: Dr. Władysław Mlłkowski.

JtKDAKClJA i ADMINISTKACYJA w K S I Ę G A M I K A T O L IC K IE J

Dra Władysława Miłlcow itc iego w Krakowie.

kas

(2)

SPIS RZECZY.

Powrót do O jc a ... 514

Śmierć i joj nauki w przykładach . . . . 516

Nowe dzieło o Tercyjarstwie... 530

Kroniczka...543

Biblijograflja... 572

N e k ro lo g ija ... 575 Kalendarzyk.

W DRUKARNI ZW IĄZKOW ŻJ w KRAKOWIE pod zarządem A. 8zyjew«Hego.

#K--- 9h£

(3)
(4)

A

- 514 —

Powrót do Ojca.

Dusza znękana, przybita cierpieniem, W pociechach ziemskich ulgi już szukała, Chociażby walczyć przyszło się z sumieniem, Bo za niezdolną do cnoty się miała;

Lecz nikczemnością swoją zawstydzona Wobec dobrodziejstw niezliczonych Boga I Magdaleny wzorem ośmielona,

Poznała wreszcie, gdzie prawdziwa droga.

Ścieląc się w prochu przed znakiem zbawienia Wyznała kornie, że występną była,

l wnet posłuszna głosowi sumienia Zupełną Panu ofiarę złożyła.

1 oto promień światła niebieskiego, Dawno jfiż w głębi duszy niewidziany, Zstąpił ź wysoka do serca mojego I dał mi poznać, ża Pan przebłagany...

Łzy rozrzewnienia powieki zrosiły,

Upadłem na twarz z wdzięcznością przed Panem, A krzyż ofiary znów mi stał się miły, Znów mężnie kroczę do walki z szatanem!

O jakże wielce Pan Bóg litościwy,

(5)

— 515 — o i-

Jak łatwo można przebłagać Go łzami!...

Będęż znów w służbie Jego tak leniwy, Będęż Go znowu obrażał grzechami?

Ty, coś za Matkę na krzyżu nam dana, Coś dusz tysiące wydźwignęła z toni, Orędowniczką bądź moją u Pana,

Niech Twa opieka od grzechu mnie chroni, Ks. Z. S. F . A. T.

~ ---

\<

f*—--->«

(6)

®*r

516 -

f-6--- > '$

żj> A

Śmierć i jej nauki w przykładach

przez O . F r . K s . K<*1i o i i i > | > « ' k o T o w . Jez (Z oryginału przełożył Wł. M.)

(Ciąg dalszy, patrz: ,Echo“ Nr. 2 z r. b.)

§ 12. Spokój sprawiedliwych w obliczu śmierci.

Dopóki śmierć znajduje się dopiero w od­

dali, nie wznieca tyle trwogi, ale widziana zbliska przeraża i zbija z tropu ludzi naj­

odważniejszych. Wiara jedynie podnosi czło­

wieka po nad te wszystkie trwogi i daje mu heroiczną siłę, aby ze spokojem spoj­

rzeć w oblicze śmierci, nawet i wtenczas, kiedy ona objawia się w kształtach najstra­

szniejszych.

Komuż nieznanem jest bohaterstwo Elea- zara, owego czcigodnego starca, zamordo­

wanego niegdyś przez okrutnego Antyjocha?

Bohaterowie Grecyi i Romy blednij, w po­

równaniu z nim.

(7)

&<r

- 517

9<<e--- —--- --- ■>*#

^ ❖

Gcly bezbożny Antyjoch, król Syryi, pod­

biwszy .Judeo, chciał zmusić żydów do zgwał­

cenia przykazań Bożych, prawdziwi synowie Izraela woleli przenieść męczarnię i śmierć, ni­

żeli świętokradzkie odstąpienie od wiary. Je­

dnym z tych był Eleazar, jeden z najsłyn­

niejszych doktorów prawa. Był to człowiek już w wieku, o obliczu tchnącem powagą.

Zmuszany jeść, wbrew przykazaniom, wie­

przowe mięso, odepchnął świątobliwy sta­

rzec tę zbrodniczą propozycyją, mówiąc, że wolałby umrzeć, niżeli obrazić Boga. Przy­

jaciele jego, współczuciem wiedzeni, prosili go potajemnie, aby jadał' mięso dozwolono, któro mu podawać będą, zamiast mięsa z o- fiary, tak, jak to był król rozkazał. Odepchnął jednak tę radę z oburzeniem. „Bo, prawi, na nasze lata zmyślać nie przystoi, żeby wiele młodzieńców, mniemając, iż Eleazar będąc w dziewięćdziesiąt lat, przeniósł się do życia cudzoziemców: y oni, dla mego zmyślania y dla trochy skazitelnego żywota, byli w błąd zawiedzeni: a przeto bych zma­

zy y przeklęctwa starości moiey nabył. Bo choćbych na ten czas uszedł mąk ludzkich, wszakże ręki Wszechmocnego ani żywy ani umarły nie ujdę. A tak statecznie z żywota schodząc, okażę się być starości godnym, a młodzieńcom mężny przykład zostawię, ieśli ochotnem sercem a mężnie za napoważniey-

NI

<;---

(8)

- 518 -

sze i naświętsze prawa poczciwą śmierć po- deymę.“ (II. Mach. II.)

Tak rzeczy, poddał się karze. A przed samą śmiercią wyrzekł słowa ostatnie: „Pa­

ni e, k t ó r y m a s z świ ęt ą z n a i o m o ś ć , ty w i e s z j a w n i e , ż e i a, m o g ą c b y ć od ś m i e r c i w y b a w i o n , c i ę ż k i e bo­

l e ś c i n a c i e l e c i e r p i ę : w s z a k ż e w e d ł u g d u s z e d l a b o i a ź n i t w o i e y r a d to c i e r p i ę . (II. Machab. VI. 30).

Czasu tego samego prześladowania An- tyjocha, siedmiu braci Machabeuszów, sy­

nów matki świętej i bohaterskiej, skazano, za sprawę Bożą, na męki jak najstraszniej­

sze. A jeden z nich, który był pierwszy, tak mówił: Czegóż się pytasz, albo czego się chcesz od nas dowiedzieć? Gotowiśmy raczej umrzeć, niźli zakon Boży ojczysty przestąpić. — Acz ty, najzłośliwszy, w ni­

niejszym żywocie nas tracisz: ale król świata nas, za swe prawa umarłe, na wiecznego żywota zmartwychwstanie wzbudzi (II. Mach.

Przejdźmy do sprawiedliwych Nowego Testamentu.

Rys następujący wskazuje, jak to łaska Boża w pewnych wypadkach pozbawia sługi Boże wszelkiej obawy w obliczu śmierci. Pewien misyjonarz z Kochinchiny w siedmnastem stuleciu 0. Emanuel de Castro, skazany na VII, 2 i #).

(9)

r r - - - -

smierc _ za wiarę, wydanym został żołnie-

*1

rzom. Żołnierze zaprowadzili go nad brzeg morza. Po drodze przeszli na małą dolinę;

spostrzegłszy suchą kłodę drzewa, wstrzy­

mał ich kapłan i rzekł: „Uwa ż c i e, azali ni e wydaj e wam się to mi ej sce d o g o d n e m na s t r a c e n i e i i i n i e ?“

Oprawcy zgodzili się na tę myśl i poczęli się zabierać do ścięcia go na tem miejscu.

Zakonnik zwrócił im również uwagę, że że­

lazo, którem się posługiwać mieli, było tę- pem i należało je naostrzeć; a oni przy­

znali mu słuszność. Tymczasem święty* mę­

czennik klęcząc, modlił się spokojnie; a potem:

„ J e s t e m g o t ó w , rzekł, z r ó b c i e ze mn ą , co s i ę wam podoba.1' A w chwilę potem zrywał już palmę męczeństwa.

Śmierć św. Franciszka Salezego daje nam także zdumiewający przykład spokoju spra­

wiedliwych w ostatnich chwilach. Święty ten biskup otrzymał z nieba wieść o bliskiej swej śmierci i wiedział, że mu tylko po­

zostaje kilka dni życia.

Bynajmniej tem nie zdumiony ani prze­

straszony, zajmował się zwykłemi czynno­

ściami i pełnił wszelkie obowiązki swego urzędu, jak gdyby miał jeszcze "długie lata przed sobą. Na wezwanie swego zwierzch­

nika, księcia Sabaudzkiego, udał się do Avi- nionu, gdzie książę miał się spotkać z Lu-

- 519 -

*<---

(10)

r,20 -

r --- dwikiem X III; za powrotem zatrzymał się w Lyjonie w stanie zdrowia, wzniecającym poważne obawy.

Było to w grudniu roku 1622. Święty pra­

łat, zawsze czynny, ożywiony, mimo osła­

bienia, kazał z wielkim zapałem u Jezuitów, których zawsze otaczał był przyjaźnią i szacunkiem. Jeszcze w wigiliją Bożego Na­

rodzenia poświęcał krucyfiks, który królowa matka erygowała była u Rekoletów i kazał ze zwykłym sobie zapałem. Na drugi dzień spowiadał oboje księstwo piemonckie, od­

prawił mszę świętą i udzielił im komunii świętej; oblókł dwie nowicyjuszki zgroma­

dzenia panien Wizytek i miał kazanie o ta­

jemnicy Narodzenia Pańskiego. We wszyst­

kich tych ćwiczeniach z tą świadomością, której mu Bóg użyczył, zbliżającej się śmierci, zachował jak najzupełniejszą swobodę umy­

słu i słodką ufność w miłosierdziu Bożem, i to bez żadnego niepokoju, bez żadnej zmiany w swojem codziennern postępowa­

niu. Zawsze tak żył, jak gdyby dzień każdy miął być ostatnim dniem jego życia; a bli­

skość śmierci nie zamącała bynajmniej jego spokoju. Nie stracił nawet zwykłego hu­

moru. W tych okolicznościach bowiem ob­

darzył znaczną jałmużną pewnego zrujno­

wanego zupełnie człowieka, który nie wie­

dząc, jak mu wyrazić swoję wdzięczność,

J U - - - — ^

(11)

- 521 - A

Hg--- --- -»łt

I ciągle powtarzał, że będzie się modlił do Pana Boga, aby mu jeszcze na tym świe- cie stokrotnie to wynagrodził. „Pośpiesz się z uproszeniem mi tych pieniędzy, rzekł mu św. Franciszek, gdyż wkrótce ani ja ani pan nie będziemy już na tym świecie.“

Śmierć owego człowieka nastąpiła wkrótce po zgonie świętego.

W drugie święto Bożego Narodzenia uczuł św. Franciszek dziwne osłabienie. Nie za­

niedbał jednak odprawić Mszy św., pójść w odwiedziny do kilku osób i załatwić kilku spraw w ciągu dnia. Wreszcie, napisawszy jeszcze kilka listów, tak się czuł zmę­

czonym, że musiał się położyć do łóżka, a na drugi dzień, umarł tknięty apopleksyją.

Ale choroba ta tak straszna z natury, dla świętego biskupa była słodką i łagodną.

Pan Bóg chciał, aby ten człowiek, tak słodki i tak skromny, umarł w dzień św.

Niewiniątek. W chwili, kiedy wymawiano słowa litanii, polecające duszę jego: „Świę­

te N i e w i n i ą t k a , m ó d l c i e si ę za n i m . “ Franciszek Salezy oddał Bogu du­

cha równie niewinnego, jak dusze tych nie­

winnych ofiar, których święto w dniu tym obchodzono.

i <--- $~ §

(12)

— 522 —

9 K-~'-- --- --- A

§ 13. Śmierć dla sprawiedliwego jest nie tyle końcem życia, lecz raczej jego po­

czątkiem.

Święta dziewica Agnieszka, zaledwie trzy­

naście lat licząc, wycierpiała w Rzymie chwa­

lebne męczeństwo, na początku IV stulecia.

Rodzice, których pozostawiła na ziemi, po- winniby się byli cieszyć z tryjumfu córki i z chwały, jaką się cieszyła w niebiosach;

atoli byli małej wiary, a niebo, ta ziemia żyjących, przedstawiało się ich oczom w mglistej zaledwie oddali. Niepocieszeni po śmierci Agnieszki, nie przestawali jej opła­

kiwać i niemal nie oddalali się od jej grobu.

I zdarzyło się, że w chwili, gdy łzami swemi polewali jej grób, przywołując rozdzierającemi jęki swe drogie dziecię, ukazała im się święta męczenniczka cała promieniejąca, otoczona mnóstwem dziewic, również jaśniejących i rzekła do nich: Nie p ł a c z c i e po mnie.

d r o d z y r o d z i c e , j a k g d y b y m b y­

ł a u m a r ł ą : w i e d ź c i e , że ż y j ę ż y ­ c i e m i i o w e m ze w s z y st k i e m i t e m i d z i e w i c a m i , w n i e b i e , u b o k u Te­

go, k t ó r e g o k o c h a ł a m c al e m ser- c e m , ż y j ą c n a z i e m i .

Co za pociecha dla rodziców, gdy pomy­

ślą, że dziecię, wyrwane z pod ich czułej

<$■--- i

(13)

- 523 -

«r$--- ---!•«-»

t opieki, jest przed Bogiem, że żyje wpośródł aniołów!

Pewien magnat aleksandryjski złożył pa- tryjarsze św. Janowi Jałmużnikowi znaczną sumę pieniędzy, prosząc go, by rozdał tę jałmużnę między ubogich, celem uproszenia długiego życia dla syna jedynaka, którego bardzo kochał. Święty spełnił jego pobożne życzenie; atoli dziecię umarło wkrótce po­

tem. Nieszczęśliwy ojciec był w rozpaczy.

Cały wTe łzach, skarży się świętemu Bisku­

powi. P o c i e s z s i ę , rzecze doń święty, ż y c z ę ii t w y c h w y s ł u c h a ł P a n w w i ę k s z e j , j e s z c z e m i e r z e , n i ż p ra- g n ą ł e ś . Ż ą d a ł e ś d l a s y n a s w e g o ż y c i a d ł u g i e g o na zi emi ; P a n Bóg o b j a w i ł m i, że on c i e s z y si ę w t.ej c h w i l i ż y c i e m wi ec z nem w n i e b i e . T a m to w k r ó t c e u j r z y s z swe dzie- c i ę i u ś c i ś n i e s z j e w r a d o ś c i , n i ­ g d y u i ega s n ą c e j ; w t e d y z n i m ra­

z e m b ł o g o s ł a w i ć b ę d z i e s z świ ęt e j a ł m u ż n y, k t ó r e c i w y j e d n a ł y to s z c z ę ś c i e .

Dzieci, które umierają, ozdobione łaską Chrztu świętego, nietylko żyją w niebiosach wpośród aniołów, lecz jeszcze te duchy nie­

biańskie zstępują z niebios, w chwili ich śmierci, dla zabrania ich dusz niewinnych.

Zbyt zapominamy o roli aniołów i ich M-<rY —--- ---- 1--- 3*#

(14)

&><■---5-i®

A A

obecności w ostatnich chwilach sprawiedli­

wych. Anioł stróż każdego pozostaje zawsze przy nim, towarzyszy mu i duszę jego przyj­

muje. Chwila to pełna radości dla tego du­

cha błogosławionego; uczta to, na którą za­

prasza swych współbraci z raju. Aniołowie zstępują gromadnie, przyjmują uowowybra- nego i wprowadzają go tryjumfalnie do oj­

czyzny. jak Kościół śpiewa w swych świę­

tych obrzędach: N i e c h c i ę a n i o ł o w i e, mówi, p r o w a d z ą i o t w o r z ą b r a m y r a j u . Ma to zawsze miejsce przy śmierci dzieci niewinnych, które Pan Bóg wzywa, dla uwieńczenia ich po chrzcie świętym.

Święta Teresa była, razu pewnego, świad­

kiem tego zachwycającego widoku.

Mieszkała w domu siostry swej Janiny de Ahumada, gdy tejże urodził się drugi syn. Chciała mu dać imię Józefa, gdyż Te­

resa miała wielkie nabożeństwo do tego chwalebnego świętego. Pieszcząc się od czasu do czasu z nowonarodzonym, mó­

wiła: Proszę Boga, mój synu, że gdy­

byś mi ał się ki edy . oddal i ć od jego służby, aby cię zabrał takim ani oł ­ kiem, z ani mbyś go zdoł ał obrazić.

Aniołek żył na tym padole płaczu zale­

dwie trzy tygodnie, gdy zasłabł śmiertelnie.

Teresa, widząc że poleci do ojczyzny, wzięła go w objęcia i uważnie nań spoglądała. A

(15)

— 525 —

--->m Janina de Ahumada, patrząc na świętą, uj­

rzała naraz, jak twarz jej dziecka promie­

nieje i wypięknia się niby anielska. W tejże chwili dziecina wyzionęła ducha. Teresa chce się oddalić, by nie przeszKadzać łzom matki; ta atoli, czerpiąc nadludzką siłę w my­

śli, że syn jej jest przed Bogiem, rzecze do siostry: Nie odchodź: wi dzę dobrze, że mój J ózi o nie żyje. Święta, jeszcze pod wrażeniem zachwytu, z widoku, jaki miała przed chwilą, odpowiada jej wesoło: O ja k ­ że chwal i ć trzeba Boga na wi dok mnó­

stwa aniołów , za b ie ra jąc y ch duszę j e­

dnego z tych mał ych dziatek, im po­

imy cli! — Ten to widok uderzył oczy Teresy.

Wi er zę .... w żywot wieczny: to osta­

tni artykuł Symbolu apostołów, odmawianego ustami wszystkich chrześcijan, a który, co ważniejsza, być powinien w ich sercu. Ży­

wot wieczny, żywot nowy, zaczynający się wtedy, gdy teraźniejszy się kończy, a który sam końca mieć nie będzie — cóż to za pociechy pełna prawda! Ci, co przeniknieni są tą prawdą, za nic mają życie doczesne i łatwo czynią z niego ofiarę. Takim był malutki męczennik Barulo, tak dobrze w nauce bożej wyuczony od lat najwcześniejszych przez świętą i podziwu godną matkę. Barula liczył zaledwie lat siedm, gdy poniósł śmierć mę­

czeńską w Antyjochii. za panowania cesarza Y®-<S--- ;---

(16)

- 526 -

«<»---

ł

Galena. Ponieważ wyznawał głośno wiarę

i

w Jezusa Chrystusa i wymawiał Skład apo­

stolski, prefekt Asklepiades kazał go na­

przód okrutnie oćwiczyć wobec matki. Karę tę przecierpiał ze stałością, którą, tylko niebo dać mu mogło; następnie, okryty krwią i ranami, rzekł do matki, że ma bar­

dzo wi el ki e pragni eni e. — Drogie mo­

je dziecię, odpowiedziała mu, jeszcze trochę ci erpl i wości : wkrót ce przyj­

dzi esz do ź r ódł a żywota, a Jezus Chry­

stus da ci wody, która cię napoi na wi eki !

Taż sama wiara w żywot wieczny błyszczy w sławnych męczennikach z Autun: w św.

Symforyjanie i jego bohaterskiej matce.

Działo się to za panowania cesarza Marka Aurelijusza, w roku 178. Symforyjan był w kwiecie wieku. Pochodząc z rodziny szla­

checkiej i chrześcijańskiej, łączył wielką wiedzę naukową ze znajomością religii, a przymiotami swemi zjednał sobie szacunek powszechny. Dnia pewnego, gdy, przecho­

dząc około posągu Oerery, nie uczcił jej, został’ przytrzymany i wydany Herakliju- szowi, rządcy prowincyi. Ten, po pierw- szem przesłuchaniu, kazał' go bić rózgami;

następnie, kazawszy go znów przywieść przed siebie, słodkiemi słowy pragnął go skłonić do ofiarowania bogom, obiecując mu

(17)

— 527 -

S^<ś--- zaszczytne stanowisko w armii. Święty mło­

dzian pozostał stałym; skazano go na ścię­

cie. Dlatego poprowadzono go za miasto, gdzie czekał już na niego miecz katowski.

Matka, stojąc na szańcu, spostrzegła i za­

wołała nań: „Synu mój, Symforyjuszu, naj­

droższy synu, pomnij na żywot wieczny;

zwróć oczy ku niebu i spójrz na Tego, który tam króluje. Nie odbiorą ci życia, lecz zmie­

nią je na żywot lepszy.1' Szlachetne słowa no­

wym ożywiły go zapałem, i poniósł śmierć z radością, w której był przedsmak raju.

Jednym z najpiękniejszych przykładów pokoju, radości nawet, prawdziwych chrze­

ścijan wobec zbliżającego się życia nowego jest przykład, o jakim wspomina żywotopi- sarz św. Franciszka Salezego. Gdy święty ten biskup zwiedzał swą dyjecezyją, donie­

siono mu, że pewien chory wieśniak pra­

gnąłby otrzymać przed śmiercią jego błogo­

sławieństwo. Poszedł doń natychmiast i za­

stał poważnego starca już bliskim śmierci, lecz zupełnie przytomnym.

„Błogosławię Boga, rzekł doń ów czło­

wiek, że mi pozwala, zanim zamknę oczy, otrzymać święte błogosławieństwo Waszej Pasterskiej Mości. “ Następnie prosił o wy­

spowiadanie go. Wszyscy obecni opuścili izbę; a po spowiedzi, gdy był sam na sam z księciem Kościoła, zapytał go poprostu:

--- ——--- --- > •*

(18)

— 528 —

r

«Księże Biskupie, czy ja umrę?"L

drogi przyjacielu, odrzekł Franciszek, le­

karz mógłby ci na to lepiej odpowiedzieć." —

„Ja pytam o zdanie Waszej Pasterskiej Mo­

ści, co o tem sądzi? czy ja umrę?"— „Wszy­

scy ludzie muszą umierać, termin tylko jest niepewny. Co do was, wcale nie twierdzę, że wasza godzina już nadeszła: możecie je­

szcze pożyć." — „Księże Biskupie, odparł wieśniak, nie sądź, bym cię pytał dlatego, że się boję śmierci; przeciwnie, raczej boję się, bym nie umarł." Świętego zadziwiła ta mowa: wiedział, że pragnienie śmierci zdarza się tylko duszom bardzo doskonałym, albo przeciwnie, bardzo niedoskonałym i w głębokiem pogrążonym zniechęceniu.

„Więc nie żałujesz wcale życia?* rzekł do chorego. — „Tak wcale nie żal mi życia, że gdyby Pan Bóg nie rozkazał mi stać na stanowisku, dopóki mnie nie powoła, odda- wna jużby mnie nie było." — „Ale, powiedz mi, skąd ci przychodzi ten niesmak życia?

Może masz kłopoty ukryte, może cię drę­

czą cierpienia ciała, może straty majątko­

we?" — „Bynajmniej, mam lat siedmdzie- siąt.,_i do tej chwili cieszyłem się wybor- nem zdrowiem. Majątku doczesnego mam aż nadto: Pan Bóg dozwolił mi nie wie­

dzieć, co to jest ubóstwo." — „To może masz jakie zmartwienie w rodzinie, może

M lv

(19)

— 529

«Kj--- -><»

A jakie nieprzyjemności od żony lub ze strony

dzieci?11 — „Przeciwnie: jestem zadowolony, | jak tylko sobie życzyć można. Nigdy nie

sprawili mi najmniejszego zmartwienia; i je­

żeli miałbym żałować, że opuszczam ton świat, to chyba dlatego, że muszę się z nie­

mi rozłączyć.11 — „Skądże tedy u ciebie, mój bracie, to pragnienie śmierci?11 — „Księ­

że Biskupie, rzecze wreszcie starzec, na ka­

zaniach tyle zawsze słyszałem o cudach ży­

cia przyszłego i radościach raju, że żywot obecny wydaje mi się istnem więzieniem...“

I jął mówić z obfitości swego serca o wspa­

niałościach nieba, o nicości i wielkości dóbr znikomych, mówił o tom rzeczy tak cudo­

wne i tak przejmujące, że święty biskup był zachwycony, do tego stopnia, że zapła­

kał ze wzruszenia. Utwierdził go w tych wzniosłych uczuciach, kazał mu odmawiać akty ufności i poddania się woli Bożej na życie lub na śmierć; wreszcie własnemi rę­

koma udzielił mu sakramentu Ostatniego Na­

maszczenia.

Wkrótce potem cnotliwy starzec oddał słodko ducha Bogu, nie skarżąc się na ża­

dną dolegliwość. Po śmierci twarz jego za­

chowała słodycz pogody, połączonej z rado­

ścią niebiańską, jak gdyby dusza jego tam ulatując, pozostawiła znak swej szczęśliwości.

(I). c. n.)

(20)

— 530 —

Nowe dzieło o Tercyjarstwie.

Przewodnik (większy)

<lo Reguły I I I Zakonu św. Franciszka SciMlickiego. Opracowany na podsta­

wie, „Manuale T ertii Ordinis etc“. O.

Hilarego, Doktora św. Teologii i P ra ­ wa Kanonicznego ze Zgromadzenia pa­

ryskiego O. O. Kapucynów. W ydal Brat Albert I I I Zakonu św. Franciszka.

W Krakowie, 1888 r.

Literatura zagraniczna I I I Zakonu zawsze bogata, rozpoczęła nową epokę z chwilą wejścia w życie konstytueyi Misericors Dei Filius, odnoszącej się do reguły. Liczni autorowie zabrali się do jej objaśnienia i wyłożenia, a dziełka, zwłaszcza do praktycz­

nego użycia, wychodzące w tysiącach egzeni- plarzów i licznych wydaniach, złożyłyby się na małą biblioteczkę. — Jak na wielu po­

lach, tak i na tem daliśmy się innym wy­

przedzić. — Dziwna rzecz, że wobec bo­

gactwa naszego piśmiennictwa religijnego, tak licznych klasztorów św. Franciszka w da­

wnej Rzplitej, w których nie brakło zakonni­

ków — autorów, zdobyliśmy się przed rokiem i --- --- '1

(21)

531 -

r

1888 podobno na 5 tylko t. z. brewijarzy-

*

ków. — 2 z nich pochodzą z tamtego wie­

ku (brat Albert myli się twierdząc, że 1.

brewijarz datuje się z przed 40 prawie lat1) reszta z bieżącego wieku, — wszystkie mi­

jają się z swem przeznaczeniem, będąc zbio­

rem serafickiego nabożeństwa z dodatkiem szczupłym, traktującym o samym I I I Zako­

nie. — Po r. 1883 aż do b. r. ukazał się tylko B rcw ijarzyk III. Zakonu św. O.

Franciszka przed rokiem, nakładem na­

szym w Krakowie wydany. — Zawiera on historyją, objaśnienia, reguły, wytłomaczenie istoty I I I Zakonu; o pożyteczności i warto­

ści jego świadczą liczne pisma Prałatów i Biskupów, oraz urzędowe polecenia wier­

nym. — Z pozostałych dziełek w tym okre­

sie czasu wydanych, wyróżnia się jedynie podręcznik0. Samuela, Franciszkanina, wszak­

że o tyle tylko, o ile podaje wiadomość o historyi i istocie I I I Zakonu, a więc o ^ jest tłomaczeniem podręcznika niemieckie®

0. Jeilera. — Objaśnienie bowiem regijy jest za szczupłe, a przeto niedokładne. — Po­

sucha ta na polu wydawnictwa przedewszyst- kiem ujemnie wpływa na rozwój Tercyjarstwa.

Musimy przyznać otwarcie, że rozwój Ter­

cyjarstwa w Polsce istnieje na małą skalę.

■) str. XXXVI. c. 1.

(22)

532

A

Prawda, że pod rządem rosyjskim napotyka ono na przeszkody, niezależne od niego samego; ale i gdzieindziej nie jest zbyt li­

czne. Tem też sobie tłómaczymy to zjawisko, że każde zdarzenie, odnoszące się do istnie­

nia III. Zakonu u nas chwyta się skwapli­

wie, i nieraz obszerne opisy poświęca się temu, co jest zresztą rzeczą zwykłą i pro­

stem następstwem istnienia w jakiejś miej­

scowości kongregacyi III. Zakonu. — Może ktoś uczynić zarzut: jeżeli u nas Tercyjar- stwo nie tak bardzo liczne, dla kogóż pisać brewijarzyki ? — Otóż odpowiadamy na to, że żadne dzieło szerzyć się nie będzie, je­

żeli starania około tego nie dołożymy. Je­

żeli III. Zakon w pierwszych chwilach swe­

go bytu już się tak rozszerzył, to się za­

wdzięcza niewątpliwie naukom samego św.

Franciszka i jego pierwszych towarzyszów.

I dziś ustna zachęta jest potężnym środkiem, wszakże: verba volant, scripta manent; dalej dojdzie pismo, niż żywe słowo. A wydawa­

nie Brewijarzyków ma tak dobrze na celu Tercyjarzów już istniejących, jak i tych, co nie należą jeszcze do tej czcigodnej insty- tucyi: pierwszym ich powołanie jeszcze ja­

śniej wyłożyć i utrwalić ich w zamiarze już powziętym, drugich zaznajomić z tą insty- ; tucyją i zachęcić, by wstąpili do niej. Licz­

ne dzieła o III. Zakonie przynoszą jeszcze i

» x ---Y V

(23)

— 53.3 —

A A

drugą korzyść, pośrednią. Tercyjarstwu. Oto powstaje szlachetna emulacyja między autora­

mi; dziełko późniejsze opracowuje gorliwiej te ustępy, które w poprzednich są słabszo, a wszystkie razem wzięte dają możność zba­

dania wszechstronnego a tern samem i bez­

stronnego istoty m Zakonu; usuwają uprze dzenia przeciw niemu, prostują błędne o nim pojęcia, rażące nas tem więcej, jeźli je spoty­

kamy u osób, od których mielibyśmy pra­

wo wymagać większego poinformowania się w tej mierze. Wtedy nie napotkamy Ter- cyjarzów. którzy mniej od innych obcych ludzi wiedzą o III. Zakonie i sądzą, że jestto bractwo, którego członkowie mają tylko no­

sić szkaplerz i mówić 12 pacierzów, a zapi­

sało się dlatego, że i inni to zrobili; wtedy nikt nie znajdzie wymówek, że III. Zakonu w danej miejscowości nie podobna zapro­

wadzić. Wszystko to nastąpi, gdy nie za­

dowolimy .się tem, że już okazała książka, którą się uznało za najlepszą, mającą być wszystkim zalecaną, ale gdy i nadto nie pozwolimy ujść naszej uwadze i innym dzie­

łom, równie dobrym w swojem rodzaju, a może i lepszym.

Wielką usługę odda III. Zakonowi bez uprzedzenia, kto poleca i rozszerza dzieła i pisma o nim traktujące; każdy z każdego z nich potrafi, przy dobrej woli, skorzystać V

(24)

— 531 —

9 < --- ---

i odpowiedni pożytek wyciągnąć; będzie to jeden z najskuteczniejszych środków jego propagandy. Zaprawdę, wszelka umiejętność szybkoby się wstecz cofnęła, gdyby jej mi- strze polecali swym uczniom czytać jedynie dzieła, przez nich samych napisane.

Z radością też wielką witamy dziełko, którego tytuł wyżej podany; a z przyje­

mnością tem większą, ile, że autora do na­

pisania skłoniły względy wyżej przytoczone.

Br. Albert powiada wprost: „Tercyjar- stwo jest polem bardzo urodzajnem, ale wy­

maga sobie właściwej uprawy; gdzie zaś jej nie ma, albo jest niedostateczna, rodzi się na tem polu zbyt często wiele kąkolu zgorszenia i chwastu fałszywego nabożeń­

stwa. Powiemy z prostotą całą myśl naszą:

„T e r c y j a r s t w o g d z i e j e s t, m a b y ć p r a w i d ł o w e i p o r z ą d n e , a l b o l e­

p i e j o w i e l e , ż e b y go n i e b y ł o t a m wc a l e . " Dlatego też przedewszyst- kiem przeznacza swe dziełko na użytek dla wizytatorów, dyrektorów i członków dy- skretoryjum poszczególnych kongregacyj.

Podstawę tego dziełka wskazuje tytuł;

wszakże wstęp i tłómaczenie dokumentów są oryginalne. Wstęp podaje nam system całej pracy, zdaniem naszem w niektórych punktach niepraktyczny.

I t ak: Kalendarzyk należało położyć na

U - - - :_ _ _ _ _ _ i * *

(25)

- 535 -

*<■--- czele pracy, przed encykliką Auspicato. Po niej idzie „Wiadomość historyczna o III.

Zakonie* zawierająca liczne szczegóły. Na­

stępnie Katechizm katolicki, krótko zebrany;

ściśle koniecznym 011 nie jest; autor wszakże twierdzi, że gdy początek reguły poleca przyjmować dobrych katolików, czem bez znajomości katechizmu być nie można, a trafiają się podobno niezupełnie dobrze ob- znajomieni, pragnący zostać Tercyjarzami, przeto katechizm ten ma stanowić do pe­

wnego stopnia drzwi, przez które tylko mo­

żna wejść do Zakonu. Ułożony nader su­

marycznie, może zanadto, zawiera wszakże niektóre pytania zbyteczne n. p. dokładne oznaczenie daty potopu, lub trwania prawa natury wyłącznego. Autor odróżnia zabój­

stwo trojakiego rodzaju: fizyczne, duchowe i towarzyskie; to ostatnie przez odebranie dobrej sławy — wszystkie trzy podciąga pod V. przykazanie, — choć ostatni rodzaj należy tu tylko formalnie, materyjalnie zaś, co ważniejsza, pod V III przykazanie. Chrzest (str. 71.) gładzi grzech pierworodny, a u d o r o s ł y o h i g r z e c h y u c z y n k o w e ; my sądzimy, że u w s z y s t k i c h , bo dziecka ośmioletniego, chociaż zgrzeszyło, za doro­

słego uważać niepodobna. Piekło jest m i e j ­ s c e m nieszczęścia, a niebo m i e j s c e m szczęścia, a nie samem tylko nieszczęściem lub

—--- -—--- —--- -— v

(26)

?'<i--- r szczęściem! Zeby oszukanie w zapłacie myta miało być grzechem o p o m s t ę do B o g a w o ł a j ą c y m , tego nie wiemy. Potem za­

mieszczono bullę Mikołaja IV. Supra mon­

tem i bullę Leona X III. Misericors Dci F ilius: jedna i druga w oryginale i tłóma- czeniu polskiem oraz komentarz tej ostatni. — Jestto najważniejsza część dzieła. Poświęć­

my jej kilka słów.

Pozwoli czcigodny autor zrobić sobie tę uwagę, że o wiele dla czytelnika byłoby dogodniej, gdyby tekst łaciński bulli był z polskim zestawiony razem; nadto dru­

kowanie dwa razy środka Konstytucyi Leo­

na X III. było zbytecznem. W tłomaczeniu bulli Supra montem w jednem miejscu jest omyłka: to jest przy końcu rozdziału

VIII., w skutek błędu tekstu łacińskiego. Po­

winno być tak: ln Quadragesima vero S.

M artini et etiam in m a iori, ecclesia a in quorum etc. t. z., że w czasie postu od św. Marcina i w czasie Wielkiego postu na­

leży być w kościele paratijalnym swoim na Jutrzni. Omyłka zaś wkradłszy się, uczyniła myśl tego zdania zupełnie niezrozumiałą. — Niewątpliwie jednem z głównych usiłowań autora było wyjaśnić stosunek ustawy Leona X III. do reguły św. Franciszka. Wielu my­

śli, że Ojciec św. nową regułę nadał, albo że przepisów dawnej, o ile one uległy zraia- I

U'Hg---

(27)

nie, w żadnej mierze nie wolno wykonywać.' Tak nie jest; reguła jest zawsze jedna i ta sama t. j. św. Franciszka; gdyby Ojciec św.

ją, nie mówię już, zniósł, ale nawet w isto­

tnym punkcie zmienił, zniósłby tein samem, a względnie istotnie odmienił samą insty- tucyją 111. Zakonu, co wszakże nie ma miej­

sca. Papież Leon X III. z uwagi, że niektóre przepisy dawnej Reguły (nie istotne) mniej dzisiejszym czasom odpowiadają (n. p. roz.

VII.) inne są może dla wielu zbyt surowe, tak, iż od nich regularnie żądają dyspensy, z uwagi dalej, że wstęp do III. Zakonu na­

leży ułatwić, by tom więcej ludzi mogło je­

go cel osiągnąć, nadał wszystkim Tercyja- rzoin przywilej, na mocy którego /adosyć uczynią obowiązkom tercyjarskim, jeżeli to tylko wypełnią, co im tenże przywilej wska­

zuje. Wszakże każdy może, ale nie musi, z przywileju korzystać ; więc też osoby, chcą­

ce mieć jeszcze większe zasługi, mogą i reguły św. Franciszka się trzymać w ści­

słości pierwotnej, o ile ta jest ostrzejsza od przepisów przywileju. (Przywilej jest ostrzej­

szy od reguły jedynie w §. 5. r. I I . ; v.

r. VI. O Spowiedzi i Kom. św. bulli Su­

pra Montem). Przykład to wyjaśni: Reguła powiada, że testament należy zrobić w ciągu jednego kwartału po wstąpieniu; przywilej mówi, że należy to uczynić w właściwym

(28)

- 538 -

czasie. Istota tego przepisu zatem t. j. obo-' l Wiązek zrobienia testamentu jest niezmie-!

nioną. Chodzi tylko o czas; przywilej nieo- znacza go ściśle, reguła udziela 3 miesięcy;

Tercyjarz wypełni swój obowiązek, jeżeli go uskuteczni w czasie takim, w jakim, używając stylu prawniczego, uskuteczniłby go porzą­

dny gospodarz (bonus pater familias), ale wolno mu czas ten przyśpieszyć i uporać się z nim w ciągu trzech miesięcy. Na tem miejscu, gdy mówimy o testamencie, musi­

my zrobić uwagę, że objaśniający przepis o robieniu testamentów, jeżeli nie chcą debitu swego dzieła na pewien kraj tylko ograni­

czyć, najlepiej zrobią, jeżeli w kwestyje pra­

wne się nie będą wdawać; ustawodawstwa różnych krajów różnie tę kwestyją określają, a można być pewnym, że chcący robić roz­

porządzenie ostatniej woli, nie będzie się ra­

dził brewijarzyka, ale prawnika.

W tłomaczeniu stosunku obu konstytucyj do siebie br. Albert miesza pojęcie przywi­

leju z dyspensą. Leon X III. udzielił przywi­

leju, ale nie dyspensy. Dyspensa jest bowiem zawieszeniem mocy jakiegoś prawa dla pe­

wnej oznaczonej osoby, z powodu pewnych, oznaczonych okoliczności, w pewnym wy­

padku, albo na oznaczoną ilość wypadków.

Dyspensa jest więc zawsze przeciwną prawu, a skutek jej jest taki, jak gdyby dane pra-

i * . - - - - a

(29)

- 539 —

«><r--- >•

' wo w pewnym wypadku nie istniało. Przy- j wilej jest zaś prawem (ustawowem lub zwy-

| ezajowem) wyjmującem pewne osoby, rze­

czy lub stosunki od przepisów prawa ogól­

nego ; wyjęcie to leży w interesie tych

! osób, a nie wypływa z ducha tego prawa, od którego są wyjęci. I tak n. p. jeżeli ktoś prosi, dla braku czasu, o dyspensę od bre-

| wijarza, to w takim dla niego ów przepis

| odmawiania brewijarza, tak, jakby nie istniał;

ale tylko na tak długo, jak mu pozwolono i jak długo przyczyny owej usunąć nie i może; jeżeli zaś Ojciec św. zmniejsza licz-

| bę postów, to ustanawia, dla wygody Ter- cyjarzów, nowe prawo (przywilej), które za­

stępuje dawne prawo ale, go nie znosi; nie wypływa ono z ducha dawnego prawa:

tamto umartwiało tylko, to zaś i ułatwia nadto ono umartwienie.

Jakkolwiek dziełko br. Alberta ma cel praktyczny, ścisłości pojęć wolno żądać za­

wsze.

W tłomaczeniu konstytucyi Leona X III.

kilka wyrazów opuszczono i tak: roz. II. §.

3. dodać: „pobożnie i wdzięcznie11 §. 4.

w „każde11 (piątki i środy). §. 10 zamiast:

„niech się poprawia przez skruchę" ma być „niech błąd poprawią przez pokutę11 (skrucha sama więc nie wystarczy, należy sobie nadto zadać pokutę).

y ---

------;--9-!*

(30)

r

Komentarz do konst. Leona X III. jest prawie w całości przełożony z dzieła O. Hi­

larego. Przekład nieco ciężki może, niekiedy niezrozumiały 11. p. intencyja wirtualna;

miejscowość z której pochodzi św. Konrad po francusku nazywa się Plaisance, ale po pol- cku mówiąc używa się wyrażenia włoskiego Piancenza lub łacińskiego Placencia. Czter­

naście lat do przyjęcia wymaga się dlatego, by kandydat nie żałował kiedyś, że wstąpił, lecz nie, a b y n ie p r z y s t ę p o w a ł z ża- l em. Ojciec św. Leon X III. nie d y s p e n ­ s u j e chorych od mówienia pacierzów, tylko oświadcza, że prawo to ich nie dotyczy. Czy­

tamy dalej: P o n i e w a ż małoletni nie mają prawa czynienia testamentu, są przyjęci do profesyi z przyrzeczeniem, że zrobią testa­

ment-, jak tylko będą mieli do tego prawo.

Należało tu zamiast „p o 11 i e w a ż “ napisać

„j e ż e 1 i“ ; małoletni bowiem mogą, według niektórych ustawodawstw, czynić testament;

w Austryi n. p. od 14 roku życia.

Po komentarzu do reguły idzie Testa­

ment duchowny św. Franciszka i ceremo- I nijał zakonny in extenso. Dodatek obejmuje:

wiadomość o Różańcu, o Szkaplerzach, o dziele rozkrzewienia wiary, św. Dziecięctwa, o odpustach. O Szkaplerzach autor pisze:

z powodu wielu bałamutnych pojęć o nich, oraz że źródłowe wiadomości trudno się V

(31)

- 541 -

--- —— ... ...— >t#

rozchodzą. 0 innych dziełach dlatego, że ł Tercyjarze winni wszystko, co dobre, popierać. | Żałujemy mocno, że zalecając tak gorliwie w wstępie należenie do Tow. św. W in­

centego a Paulo, nie obznajamia nas bliżej z jego ustawami. W wiadomościach o odpu­

stach jest kilka niedokładności: a) Korau- n i j ą p r z e p i s a n ą d l a p o z y s k a n i a o d p u s t u m o ż n a u c z y n i ć (lepiej: przy­

jąć) w w i g i l i j ą ś w i ę t a a l b o d n i a w s k a z a n e g o j a k o o d p u s t o w y . Dru­

ga część twierdzenia tego jest mylną. A to dlatego: Nabożeństwo kościelne, mówiąc ję­

zykiem liturgicznym, albo jest o święcie, albo o dniu t. j. właściwe jakiemuś dniowi, n. p. nabożeństwo Środzie popielcowej wła­

ściwe. Pierwsze rozpoczyna się od nieszpo­

rów pierwszych, a więc już wieczorem dnia poprzedniego i jeżeli nić ma oktawy, trwa do drugich nieszporów. Drugie zaś t. j. na­

bożeństwo o dniu (de feria) rozpoczyna się od północy t. j. od Jutrzni. W pierwszym razie można się komunikować w wigiliją dnia, ale w drugim wypadku nigdy. Przepis Ko­

munii św. jest tu więc analogiczny z prze­

pisem o nawiedzaniu kościoła, który to o- statni autor dokładnie zamieścił, b) Zapo­

mniano podać, że odpust Porcyjunkuli można uzyskać toties quoties, tyle razy, ilekroć na­

wiedzi się kościół odnośny, c) W jednym

l

(32)

54-2 —

A , . , A

duiu można uzyskać i więcej odpustów zu- ' pełnych, jeżeli, po dostąpieniu pierwszego, obraziło się na nowo Pana Boga. Gdy zaś nikt nie wie, czy łaski lub karania jest go­

dzien, przeto i dla siebie można kilka odpu­

stów zupełnych pozyskać, naturalnie warun­

kowo t. j. jeżeli się poprzednich w całości nie otrzymało.

Nauki św. Franciszka zamykają treść dzieła.

Omyłek, zapewne tylko drukarskich, jest wiele w kalendarzyku. Wymieniamy wpadłe nam w oko: Męczennicy Japońscy zakończyli ży­

cie o 80 lat później bo 1597, bl. Antoni de Stronconio o 10 lat później bo 1471, bł. Jakób Strepa (nie ze S t r o p y ) , bł.

Andrzej z Hispello 10 lat wcześniej bo 1254, św. Godefroy po polsku zowie się Godfryd, bł. Angielina z Marsciano umarła r. 1445, bł. Szymon z Lipnicy zmarł 1482; św.

Ludwik, biskup o 70 lat później; 5 listopada obchodzi się nie bł. Rajmunda tylko Rajne- ra. W rubryce roz. VI. bulli Supra montem zamiast Quotidie winno być quoties; wyraz pierwszy bowiem zmienia cały sens rubryki i czyni ją niezgodną z treścią rozdziału.

Wszystkie uwagi, któreśmy sobie pozwo­

lili uczynić, nie ujmują prawdziwej wartości dziełku. Wyznajemy, że znajomość, jaką ma.

autor, istoty III. Zakonu, jest rzadka; pra­

gniemy się omylić, ale pono nie każdy ka^

1 --- V

(33)

SK-

- 543 -

m<r--- --- SK Aplan ją posiada. Nakoniec jedna uwaga.

Autor n i e jest kapłanem ; a przecie dziełko jego wielce chwalą księża; najlepszy to do­

wód, że do pisania dzieł religijnych, aczkol­

wiek kapłani są przedewszystkiem powołani, monopolu nie posiadają; wielu tej prawdy nie chce uznać, — zapomnieli zapewne, że ani Nicolas, ani Montalembert, ani Józef Łu­

bieński duchownymi nie byli — a przecież jak wielce się zasłużyli w obliczu Kościoła

na polu literatury! X.

Kroniczka.

I t / . y m . ( Ur oc z ys t ości r z y ms k i e ) Ojciec św. przyjmował 30 grudnia w sali tajnych konsy- storzów deputacyją międzynarodową komitetów, które się powiązały we wszystkich niemal krajach dla zbierania darów, jakie przesłane zostały do Waty­

kanu na wystawę jubileuszową.

Na czele tej deputacyi znajdował się kardynał Schiaffino, jako prezes gieneralny uroczystości jubi­

leuszowych, a p. Acquaderni z górnych Włoch, ja ­ ko prezes środkowego komitetu wystawy. W imie­

niu deputacyi odczytał on dość długi adres do Ojca św., składając przytem jałmużnę z 2 mil. fr., uzbie­

raną przez komitety na złotą mszę.

Ojciec św. odpowiedział, i i serdeczne oświad­

czenia deputacyi i jej rzecznika wymagałyby obszer­

nej mowy z jego strony, wyrażającej wdzięczność,

< X --- >4#

(34)

— 544 —

--- --- M » n

jaką czuł dla komisyi; ale nie mogąc sam mowy takiej wygłosić, upoważnia kardynała Schiaft'ino do podziękowania w jego imieniu.

Mowa tego purpurata była nader wymowna.

P o deputacyi międzynarodowej komitetów ju ­ bileuszowych, otrzymała posłuchanie u Ojca św.

węgierska pielgrzymka z 240 osób, złożona niemal wyłącznie z profesorów uniwersyteckich, akademi­

ckich i gimnazyjalnych, pod przewodnictwem kardy­

nała Ludw ika Haynalda, arcybiskupa Koloczy.

Następnie Ojciec św. przyjmował z całą urzę­

dową wystawą p. Martens-Ferrao, zwyczajnego am ­ basadora Jego Najwierniejszej Mości przy Stolicy św. W raz z życzeniami monarchy, rządu i narodu portugalskiego złożył on Papieżowi list w łasnorę­

czny króla Ludw ika z kielichem niezmiernie k o ­ sztownym. List i dar przywiezione były z Lizbony przez barona San Pedro, szefa gabinetu ministra

| spraw zagranicznych, który towarzyszył ambasado­

rowi. Ojciec św., po posłuchaniu, zaprosił obudwu do swego gabinetu na prywatną rozmowę. Am ba­

sador i baron di San Pedro, wychodząc z pokojów papieskich, odwiedzili kardynała Rampollę, sekre­

tarza stanu.

W net po ambasadorze portugalskim przyjęty z taką samą etykietą hr. Bmhi-Pforten, poseł nad­

zwyczajny cesarza Wilhelma na jubileusz. Oddał on Ojcu św. własnoręczny list cesarski.

Z kolei otrzymał potem posłuchanie baron Fa- brice, poseł nadzwyczajny króla saskiego na jubi­

leusz, przybywający także z powinszowaniem i z li­

stem własnoręcznym.

Wreszcie dnia tego przyjęci byli z takiemiż li­

stami od króla niderlandzkiego baron v. Brienen, jego poseł nadzwyczajny, a od w. ks. badeńskiego p. Eugeniusz de Jagemanu, także poseł nadzwyczaj­

ny. Ojciec św. otrzymał podobnież list własnoręczny --- £>•»y

(35)

545 — A

od królestwa rumuńskich, do którego dołączony b ył artystyczny prezent.

Rząd szwajcarski, równie jak rządy rzeczypo- spolitych Hondurasu i San Salvadora przysłały Ojcu św. swoje życzenia.

Nakoniec Leon X III. odebrał telegram od sza­

cha perskiego, który ponawia wyrazy uczuć, znaj­

dujące się w jego własnoręcznym liście, zapewnia Papieża o swojem uszanowaniu i przyjaźni, życzy mu najdłuższego życia i dodaje, że się modli za niego.

2. J u b i l e u s z p i ę ć d z i e s i ę c i o l e t n i k a p ł a ń s t w a O j c a ś w. L e o n a X III.

Czas pisze : Od 18 lat Namiestnik Chrystusowy, zamknięty w muracli Watykanu, po raz pierwszy ukazał się w bazylice św. Piotra, wśród utęsknio- ludu rzymskiego i m nogich tysięcy pielgrzymów z całego chrześcijaństwa. Dzień ten i ta uroczystość będzie stanowić epokę w odradzającej się potędze wiary i wzmagających się tryjumfach duchownych papiestwa. P o ośmastu latach znów zabrzmiał śpiów Te Deum w naczelnej chrześcijaństwa świątyni i odezwały się słow a błogosławiące Orbi eturbi...

Wszelkie opisy słabe tylko dają pojęciu o na­

stroju uczuć i dziejowej doniosłości tej chwili — Okrzykiem radości i uwielbienia zagrzmiały nawy piotrowej świątyni — a icli echa rozchodzą się po wszystkich krainach katolickich. W zniósł sie znów okrzyk : eriva papa e re! (niech żyje papież i król!) bo Rzym uczuł silniej niż kiedykolwiek, że jedyny majestat, który przystoi wiecznemu miastu — to ten podwójny majestat Zastępcy Boga na ziemi a duchowego zwierzchnika władców tego świata.

Stulecie rewolucyi wszystko zniwelowało lub po­

chyliło ku ruinie, co historyja wydała. W tych 18 >'

(36)

- 540

't' 4

hołdach powszechnych dla papiestwa, których Rzym stał się znów widownią, obok dowodów odrodzenia, wiary, są także objawy czci dla tej jedynej insty- tucyi, która nie uroniła nic ze swej świętości i wiel­

kości, choć wszystko straciła z materyjalnych dóbr i podstaw. A tę afirmacyją stwierdzają ci, co wczo­

raj Kościół obalić i zniszczyć usiłowali — do h o ł­

dów łączą się ci, co dziś go jeszcze prześladują.

Uniwersalność tej potęgi nigdy może z takim nie- udowodniła się blaskiem. Papież uchyla podwoje swego więzienia — a ludzkość cała garnie się do lego przybytku, bo mocarze czują, że tam jest źródło tej władzy, co idzie od Boga "i tej powagi, co ma najwyższą sankcyją, a ludy wiedzą, że w wol­

ności Kościoła, w wolności Papieża, jest rękojmia wszelkiej wolności prawdziwśj.

O uroczystościach 1 stycznia w bazylice wa­

tykańskiej p iszą :

Po trzeclimiesięcznej, ustawicznej a niesłychanej tutaj słocie, nadszedł dzień pierwszego stycznia, a Bo- reasz zaczął dmuchać i tym podmuchem rozpędził po­

łudniowe chmury i tak oziębił powietrze, że zrana mieliśmy m ały przymrozeK." W ysłuchano w Niebie próśb i godziwych pragnień tylu dusz katolickich i modlitw, odmawianych we Mszach o pogodę — i była pogoda. Nie ta wprawdzie włoska, ciepła, pełna upajających balsamów pogoda, bo to prze­

cież zima, chociaż cytryny i pomarańcze na dworze dojrzćwają i laur się zieleni, ale pogoda taka, jakićj po tak okropnie przykrym trzechmiesięcznym desz­

czowym okresie nie można było oczekiwać. Miasto było suche, chmurki na niebie ani jednćj, a słońce oświecało Rzym, nadzwyczajnie ucieszony tero, że przecie zawitał promień słoneczny, i to jeszcze w dniu tak upragnionym. Bazylika św. Piotra od dwóch dni była zamkniętą i nikogo do niej nie wpuszczano, aby jaka złośliwa ręka, kierowana

i i

--- -3M --- 1— ‘---3h*

(37)

— 547 —

A

masoneryją, nie podłożyła bomby i aby pobożni pątnicy nie przeszkadzali robotnikom, ubierającym kościół w kosztowne adamaszkowe osłony, oszywane złotemi galonami i stawiającym baryjery, zbudowane silnie wzdłuż kościoła, a okryte również drogiemi osłonami. W czasach, gdy Papićż miał swoje wojsko, to pułk wojska łącznie z gwardyją miejską wystarczył do utrzymywania wolnego środka kościoła, ale dzi­

siaj ta mała gwardyja miejska, która chętnie stanęła na służbę w Watykanie łącznie z szwajcarami, za­

ledwie wystarczy do utrzymania całości baryjery.

Rząd włoski, chociaż nieproszony, jednak sam, chcąc pokazać światu, że dba przynajmniej w tym razie o uszanowanie tak wielkiej uroczystości, po­

sła ł trzy tysiące żołnierzów, którzy już o czwartej godzinie zrana ustawili z siebie żywą ścianę, prze­

cinającą dwukrotnie plac św. Piotra i przy wej­

ściach na zewnątrz kościoła, stanowiącą silną straż, aby nie było w tłoku jakiego wypadku, i aby o- chronić kościół i publiczność od jakiego nieszczęścia, zwłaszcza, że nie brak szaleńców w tej krainie, gdzie od tylu lat rządzi masoneryja, którzyby zdolni byli popełnić jakieś zaburzenia, aby tylko okazać swą nienawiść do religii i Kościoła. Zachowanie I się atoli ludu rzymskiego było wzorowe. Ponieważ Msza święta złota miała się odbyć przy zamkniętych drzwiach, przeto wstęp do kościoła mieli tylko ci, co posiadali bilety, wydane na swe nazwisko. A b y zaś bi­

let taki, opatrzony trzema pieczęciami, otrzymać, trzeba było albo przez osoby znane, lub poselstwa zagraniczne, będące przy Watykanie, być przedsta­

wionym zarządowi dworu papieskiego. Chociaż ta­

kich biletów wydano czterdzieści tysięcy, jednak trzy razy tyle pozostało takich, co nie mogli uzy­

skać biletów. Od północy już było gwarno na placu i wojsko włoskie, które miało pilnować porządku na placu i przy wejściach bocznych od godziny

««- ->il

i

(38)

5tS

A

szóstej zrana, otrzymało nad ranem rozkaz, aby już o czwarjej stawiło się na miejscu.

'W ejścia do kościoła otwarte zostały dopiero 0 godzinie ósmej, przy których wewnątrz stały warty papieskie i komisyje, kontrolujące bilety.

Posłowie zagraniczni przy Watykanie stale będący 1 posłowie nadzwyczajni, jak poseł królowej hisz­

pańskiej margrabia Vega de Amijo, cesarza nie­

mieckiego lir. Briihl, króla belgijskiego książę d’

U rc e l, (poseł cesarza austryjackiego książę Li- chtenstein i królowej angielskiej książę Norfolk, przed tygodniem musieli powrócić do siebie), wszyscy ze swojćmi orszakami, w mundurach, galowych, zajęli przygotowane dla siebie miejsca.

Panie w czarnych sukniach z welonami czarnemi, a panowie we frakach lub strojach narodowych zajęli trzy obszerne, przygotowane dla siebie miejsca, każde mieszczące w sobie parę tysięcy osób. R e ­ szta przybyłych pozostała po za baryjerami. Około środka, okalającego ołtarz papieski, zasłanego zie- lonem suknem i otoczonego ławami, pokrytemi osłonami, zasiedli arcybiskupi i biskupi, przybyli z różnych stron świata, w liczbie bardzo pokaźnej bo z biskupami stale tutaj mieszkającymi docho­

dzącej do dwustu. Nasza Polska, wśród tego bisku­

piego grona miała jednego tylko przedstawiciela w osobie czcigodnego ks. Biskupa krakowskiego, szczególniejszą cieszącego się łaskawością Ojca św.

Byli jeszcze wprawdzie dwaj nasi dostojnicy, t.j.

kardynał Ledóchowski i kardynał Czacki, lecz ci znajdowali się z innymi kardynałami, będącymi, w liczbie około pięćdziesięciu, w orszaku Ojca św.

Obok ołtarza ustawiła się część gwardyi szla­

checkiej papieskiej, w pięknych swoich mundurach (chociaż nie w galowych, bo od czasu zaboru Rzym u nie używają ich z woli Papieża), złożona z samych książąt i patrycyjuszów rzymskich. Dalej

1 i

#-<s-

(39)

— 549 —

#•<--- —---

ł t

ustawiła się wzdłuż baryjery gwardyja miejska, zło­

żona z mieszczan rzyinsKich, ubranych w mundury papieskie, a dalej słynni szwajcarzy, w swoich śre­

dniowiecznych strojach z halabardami.

Ponieważ, jak wyżej powiedziano, Msza jubile­

uszowa miała się odprawić przy zamkniętych drzwiach, których strzegły warty zewnątrz włoskie, wewnątrz papieskie, przeto Ojciec święty miał wejść do kościoła nie wielkiemi drzwiami, lecz bo- cznemi. Dlatego część bocznej nawy, od strony kaplicy Najśw. Sakramentu, do której jest wejście z Watykanu, osłonięto aż do ostatniej przy drzwiach kaplicy, w której się znajduje „Zdjęcie z krzyża"

przez Michała - Anioła. Z tej ostatniej kaplicy m iał Ojciec św., po odsunięciu zasłony, okazać się w kościele. Ojca św z Watykauu w lektyce (por- łantina), ofiarowanej przez m. Neapol, a bardzo misternie zrobionej i zdobnej inkrustyjacyjami z ka­

mei i innych kamieni, przeniesiono przez kaplicę Najś. Sakramentu i boczną nawę, osłoniętą do ka­

plicy „Zdjęcia z krzyża” gdzie Ojciec święty miał przygotowane ubranie do Mszyświętś;. Tutaj ubrał się w albę, ofiarowaną przez królowę belgijską, w ornat, ofiarowany przez arystokracyją rzym ską, s tu łę , ofiarowaną przez katolików ze W schodu którą przywiózł z" Konstantynopolu patryjarcha A- zaryjan, a na głowę w łożył mitrę, ofiarowaną przez cesarza niemieckiego. Zaszła tutaj scena nie­

słychanie przyjemna i zaszczytna dla każdego serca polskiego. Oto Ojciec święty był ubrany do złotej Mszy swojej w szaty, ofiarowane sobie przez wszy- j stkie najpotężniejsze ludy i monarchów, i miał użyć do tej Mszy naczyń i sprzętów, z tejże ofiary pochodzących. Nie było tylko ofiary Narodu tak cieżkiemi przywalonego uciskami za wiarę. Dziwnśm zrządzeniem Opatrzności, a wzniosłem natchnieniem Ojca świętego i tego nie brakło. Gdy bowiem

k><--- *

(40)

na ornat miano włożyć Ojcu świętemu krzyż na złotym łańcuchu, wysadzany najkosztowniejszymi dyjamentami, a ofiarowany przez rzeczpospolitą K o ­ lumbijską, okazało się się, że krzyża tego nie przy­

gotowano. Otóż Ojciec święty nie każe posyłać po niego, ale zwraca się do Mistrza dworu prałata della Volpe i rzecze: Idź do kardynała Ledócho- wskiego, i proś go, aby mi pożyczył swego krzyża do mojej złotej Mszy.“ Kardynał Ledóchowski stał w szeregu z innymi pięćdziesięcioma kardynałami przed tą kaplicą, ale poza zasłoną, od strony ko­

ścioła. Natychmiast tćż przyniesiono ten krzyż, a był to ten sam krzyż, który drogiej nam pamięci Pius I X ofiarował go kardynałowi Ledóchowskiemu, gdy wyjeżdżał z Rzym u na arcybiskupstwo Gnie- żnieńsko-poznańskie; był to ten sam krzyż, który miał w swojem dwuletniem więzieniu w Ostrowie.

B y ł to ten k rzyż, świadek prac apostolskich czci­

godnego Prymasa w Wielkopolsce, świadek m o­

dlitw za nieszczęśliwą Ojczyznę i tęsknoty za nią...

Nie jestże to zrządzenie Opatrzności, że ten krzyż polski błyszczał na piersi Najwyższego ka­

płana w chwili tak dla niego drogiej, i drogiej dla całego szlachetnego świata katolickiego? Dlaczego Ojciec święty w chwili tak uroczystej wspomniał na Polskę i jej biskupa-prymasa-wygnańca ? Dla­

czego mając kardynałów, w ysłańców od potężnych, bogatych i szczęśliwych narodów, wybrał krzyż biskupa, który prymasowski zajmował tro n ? Zaiste objaw pełen mistycznego znaczenia, a dowód pa­

mięci i serca Ojca świętego dla najnieszczęśliwszego z narodów katolickich.

Tak ubrany Ojciec święty z pastorałem w ręku, ofiarowanym przez katolików meksykańskich, za­

siadł na sedia gestatoria (tron przenośny); ofiaro­

wany przez stowarzyszenie rzemieślników; rzym­

skich; zasłona, oddzielająca kaplicę od kościoła

i ft< —

-i-e-

(41)

— 551 —

---

rozsunęła się, a po kościele rozszedł się szmer, iż już Ojciee święty się zbliża, a jednocześnie z tym szmerem rozległy się o k rz yk i: „Niech żyje Ojciec święty Leon X III, Papież i Król!“ Te słowa pierwsi i najmocniej krzyczeli Rzymianie, których wielka liczba znajdowała się w tej właśnie stronie k o ­ ścioła. T en okrzyk, połączony z biciem oklasków i powiewaniem chustek i kapeluszów, b ył tak nad­

spodziewany, tak niezwykły, gdyż nigdy żadnemu z Papićżów, nawet tak uwielbianemu, jak Pius IX, tego nie uczyniono, towarzyszył Papieżowi przez cały kościół, i nić m ogły go powstrzymać wszelkie oznaki dworu papieskiego, aby pamiętano na świę­

tość miejsca i przestano takiśj nieznanej i niesły­

chanej inanifestacyi. Pierwszy raz Papież okrążył nawy bazyliki piotrowej odkąd przestał być wład­

cą Rzym u i powitał go ten okrzyk ludu rzymskiego:

Papa il re! Jakiż widok wspaniały, a dający wiele do myślenia przedstawia ten starzec słaby, pozba­

wiony siły monarszćj, nieznany i niewidziany od lat tylu, zamknięty w domu własnym, i odprawia­

jący Mszę przy drzwiach zamkniętych, a witamy z takićm uwielbieniem jakby utęsknieniem, jak ża­

den z monarchów na świecie!

Ojciec św. liczący obecnie 78 rok życia, od czasu słynnćj słowiańskiej pielgrzymki na uroczy­

stości świętych Cyryla i Metodego, znacznie się zmienił, postarzał i przybladł, nawet się trochę pochylił; a jednak znać w nim energiją w ruchach i w głosie.. Jednak starczy mu sił i na takie roz­

liczne prace przy stoliku z piórem w ręku, na za­

rząd Kościoła, na te tysiące posłuchań, jakich u- dziela, i wszelkie uwagi lekarskie, aby się strzegł takiego wyczerpywania sił swoich, przyjmuje z u- śmiechem. Błogosław i on prawą ręką lud, witający go z zapałem aż do samego ołtarza. Przed tro­

nem jego postępuje pięćdziesięciu kardynałów

¥ 4*

--- ;--- --- » 4 A

Cytaty

Powiązane dokumenty

stających, zaopatrzonych w podwójny zamek i zawiasy, aby w nocy szczególniej były zamknięte na dwa k lu cze, z których jeden znajdować się będzie u

cznie i hierarehija schizmatycka, mimo swej znanej nienawiści do Rzymu, albo się będzie m usiała p o d ­ dać, albo się ujrzy opuszczoną przez trzodę swoję. T

Stawamy do każdej uczciwej i rozsądnej pracy, która zdolna jest powstrzymać złe następstwa tego rozporządzenia, które z pewnością Najprzewieleb- niejszy

co się tyczy postu od T rzech Króli, trwającego dni czterdzieści, i przez post Zbawiciela uświęconego, niech nikt do niego nie bę­.. dzie zmuszony, ale Bracia,

parcia się Chrystusa nakłonił, albo zabił. Między ❖ chłopcami aresztowanymi znajdował się także syn kata. Ale tak on, jak wszyscy inni, woleli umrzeć, niż

gólniejszej miłości, którem jesteśmy dla niej przejęci, tein większą napełnia Nas żałością na widok te g o , co się w niej, z krzywdą religii i

stanie! Cieszcie się i radujcie się, dobre dzieci najlepszego Ojca, bo oto Ojciec ten Wasz wspólny, Ojciec powszechny całego chrześcijaństwa, obchodzić będzie,

jeżeli nie pracuje dla dobra bliźniego, tedy mówię, że to samolubstwo. Praca fizyczna jest pod pewnym względem tą przyczyną, której wszystko byt swój