• Nie Znaleziono Wyników

Opiekun Młodzieży : bezpłatny dodatek do "Głosu Wąbrzeskiego" 1925.06.25, R. 2, nr 25

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Opiekun Młodzieży : bezpłatny dodatek do "Głosu Wąbrzeskiego" 1925.06.25, R. 2, nr 25"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Kok IT.

Bezpłatny dodatek do „Głosu Wąbrzeskiego

Wąbrzeźno, dnia 25 czerwca 1925.

Przybylski

W świętojańską noc!

Hej za mną! za mną wszyscy na błonie — Gdzie świętojańska sobótka płonie.

Gdzie gwary — śmiechy, gdzie tańczą młodzi Zkąd mnie pieśń jakaś dziwna dochodzi.

Hej lećmy, lećmy żwawo, ochoczo, Tam nasze dziewki koło zatoczą!

Hej, prędko! prędko!., nocka zdradliwa, Niech młodą duszę z sobą porywa.

Niech ją poniesie nad nocne błonie ’ Niechaj w świetlanym błękicie tonie.

Hej duszo młoda poleć nad gaje, Tam gdzie ognisko gasnąć przestaje!

Hej dalej, dalej nad leśne knieje,

Gdzie kwiat paproci szczęściem się śmieje.

Który w legendzie dzisiaj rozkwita.

Którego dusza spragniona wita.

Hej zrywać — zrywać kwiaty migocą, 1 prawią baśnie zdradliwą nocą.

Hej, za mną, za mną! nad polskie rzeki, Niech te poniosą w kraj nasz daleki Pomorskich dziewek czarowne wianki, W których lśni miłość wiernej kochanki.

Rzucajmy wianki z pieśnią wesołą.

A przy ognisku zatoczmy koło.

(2)

Ś w ię ty Ja n V ia n n e y p ro b , z A rs.

W ęd ru jąc z stareg o , p rzem y sło w eg o L u g d u n u k u p ó łn o cn em u zach o d o w i, p rzy ch o d zim y p o k ró tk im czasie d o u ro czej w io sk i, o to czo n ej w in nicam i, łąk am i, sad am i i lasam i. Je st to D ard illy , ro d zin n a w io sk a św ięteg o k ap łan a z A rs.

P rzy w ejściu d o w si sto i p o lew ej stro n ie sk ro m n a ch atk a, w k tó rej d n ia 8 m aja 1 7 8 6 ro k u p rzy szed ł n a św iat ó w św ięty .

P ierw sze w y ch o w an ie o trzy m ał o d b o g o b o jn y ch ro d zicó w ; u n ich też sp ęd ził lata d ziecięce i p o m ag ał o jcu u p raw iać zag o n k i ziem i, a zaw sze o d zn aczał się w ielk ą p o b o żn o ścią i jed y n ą jeg o m y ślą — jak sam w y zn ał — b y ła m o d litw a.

W ty m czasie w y b u ch ła o w a w ielka b ezb o żn a rew o lu cja fran cusk a. K ap łan i zo stali w y g n an i i p o zb a­

w ien i w szelk iej sw o b o d y , d o m y b o że zo stały zam k n ięte, sp alo n e alb o zb ezczeszczo n e. T y lk o p o tajem n ie i w śró d ty siączn y ch n ieb ezp ieczeń stw o d w ażali się m ężn i, o fiarn i k ap łan i sp raw o w ać sw e w zn io słe u rzęd y.

W tak iej to atm o sferze ży cia p o lity czn eg o w zrastał m ło dy Ja n V ian ney . W śró d ciem n y ch n o cy i w u k ry ­ ty ch zak ątk ach o trzy m ał sw e p rzy g o to w an ie d o p ierw ­ szych sak ram en tó w św ., a w szo p ce zam ien io n ej n a k ap licę i zab ary k ad o w an ej ró żn em i n arzęd ziam i ro ln i- czem i, p rzy stąp ił d o p ierw szej k o m u n ji św .

D aw n o ju ż m in ęły lata ch ło p ięce, g d y p o czu ł w so b ie g ło s, w zyw ający d o p o św ięcen ia się stan o w i d u ch o w n em u . R ew o lu cja ju ż n ieco p rzy g asła, k o ścio ły się o tw o rzy ły , a słu d zy B o ży , o ile n ie p o n ieśli śm ierci m ęczeń sk iej, alb o n ie zo stali w y g n an i, p o w racali d o sw o ich p arafji. D o p arafji E cu lly , d o k tó rej n ależała w ieś D ard illy , p rzy szed ł św iąto b liw y k ap łan B alley , w ielce d o św iad czo n y i w y p ró b o w an y w o g n iu p rześla­

d o w an ia ; d o n ieg o to zw ró cił się o p o radę Jan V ian ney . K siąd z B alley k ap łan p o d łu g serca B o żeg o — zajął się n im , ab y g o p rzy g o to w ać n a w y ższe stu d ja, a o siąg n ął to w śró d w ielu tru d n o ści. P o d aro w ał o n k o ścio ło w i św ięteg o k ap łan a z A rs.

L ecz w k ró tce o k azało się, że stu d ja tak d la u czn ia jak i k ap łan a b y ły n ad lu dzk im w y siłk iem . Jan liczył w ted y 18 lat, w iad o m o ści z czasó w szk o ln y ch b y ły m iern e, lecz co g o rsza n ie p o siad ał u z d o ln ie n ia; d u ch jeg o b y ł tęp y i d la w ied zy n iep rzy stęp n y , b o tru d n o p o jm o w ał i zap am iętał. Z d aw ało się, że w zak resie w ied zy n ie p o stąp i an i z m iejsca. C ó ż za g o ry cz i ro zczaro w an ie d la Jan a V ian ney ; zn iech ęco n y ch ciał w ró cić d o d o m u ro d zicielsk ieg o , lecz n ie p u ścił g o k s. B alley . T en n ie stracił n ad ziei i cierp liw o ści.

W tern k ry ty czn em p o ło żeniu o żeb rzący m C hlebie, o d b y ł p ielg rzy m k ę d o L o u v esc d o g ro b u św . F ran ciszk a R eg is, ażeb y o d teg o św ięteg o k ap łan a u p ro sić p o m o cy i u p ro sił jej so b ie, r lecz ty lk o ty le, że m ó g ł sw o je stu d ja u k o ń czy ć. Ó w k ap łan z A rs ju ż ty le teraz zro zu m iał, że m ó g ł m o d lić się w b rew iarzu . T ak d o ­ św iad czał B ó g tę św iętą d u szę, k tó rą jed n ak u p atrzy ł so b ie n a k ap łan a i w y b ran eg o p o słań ca.

Jan V ian n ey m iał b y ć św ięty m i w iele d o b reg o d ziałał n a zasłan ej ru in am i ziem i fran cu sk iej, lecz n ie u czo n o ścią i w ielk ą w ied zą, ty lk o p ro sto tą i p o b o ż­

n o ścią ży cia.

N au k i u k s. B alley’a trw ały 5 — 6 lat. P o u k o ń ­ czen iu ty ch p rzy jęty zo stał d o tak zw an eg o sem in arju m

„n iższego " ab y stu d jo w ać filozo fję i ab y się p rzy g o to w ać d o w łaściw eg o sem in arju m d u ch o w n eg o . T u p o szło m u p o d o b n ie jak w szk o le u k ap łan a B alley’a ty lk o

tern b o leśn iej m u siał o d czu ć sw e u p o k o rzen ie w o b ec ty lu w sp ó łu czn i. L ecz jeg o n au czy ciele i ró w ieśn icy w n et sp o strzeg li jeg o w ielk ie d ary serca i cn o ty , a sw ą p o k o rą i d o b ro d u szn o ścią p o zy sk ał so b ie w szy stk ich . Z d aw ało się ju ż, że św ięceń n ie o trzy m a d la b rak u u zd o ln ien ia i p ew n eg o zaso b u w ied zy .

L ecz B ó g p o p ro w ad ził sw eg o słu gę p rzez n iew y­

p o w ied zian e tru d no ści i u p o k o rzen ia, p o p ro stu m ó w iąc, w y n ió sł g o sw o ją siln ą ręk ą p o n ad w szelk ie n iem o żliw e i tru d n e p o ło żen ie. D n ia 9 sierp n ia 1 8 1 5 r. w y św ię­

co n y zo stał w k ated rze w G ren o b le n a k ap łan a, licząc lat 2 9 , a że * w ięk szą część sw ego ży cia sp ęd ził n a d u szp asterstw ie w m iasteczk u A rs n azw an y b y w a p ro b o szczem z A rs.

D la sw y ch n iezw y k łych cn ó t i zalet d u ch o w y ch w y n ió sł g o o jciec św . P iu s X . d o rzęd u b ło g osław io n y ch , a o b ecn y m iło ściw ie n am p an u jący P iu s X I. p o liczy ł teg o słu g ę B o żeg o w p o czet św iętych , d ając tern sam em k ato lick iej F rancji, p rześlad o w an ej p rzez rząd y m aso n ów i n ied o w iark ó w , n o w eg o p atro n a i o ręd o w n ik a w n ieb ie.

P rzy b y lsk i, N ad o le.

T en , k tó ry o d b iera d o b ro d ziejstw o , m a o n iem d o śm ierci p am iętać, a k to je w y św iad cza, n iech b y o n iem zap o m n iał.

C . N iew iad o m sk a.

S A M O L U B .

(C iąg d alszy )

M o i k o ch an i — rzek ł O leś p raw ie ze łzam i w o czachp rzecież n ik og o n ie sk rzy w d ziłem .

— T o p raw d a — p o w ied ział K o stek — b ąd źm y sp raw ied liw i: O leś je st sam o lu b , ale p o rząd n y ch ło ­ p iec.

— O , tak p o rząd n y , co d zień się czesze, m y je i o b cięta z k u rzu sw o je k siążk i. C o n am z teg o p o rząd k u ? C o k o m u p o n im n a św iecie ? N iech się o d razu w y p ch a p o rząd ną sło m ą i u m ieści w p o rząd ­ n ej szafie n a w y staw ie, żeb y cały św iat w idział, jak to p o rząd n ie w y g ląd a sam o lu b . B rr I n ie ch cę b y ć ta k im ! S trzeż się, K o stek , b o cię zarazi, ju ż g o za­

czy n asz b ro n ić.

K o stek o d su n ął się p o m im o w o ln ie, w szy scy k o ­ led zy w y b u ch n ęli śm iech em , O leś ty lk o siedział b lad y , zaw sty d zo n y , n ie w ied ząc co z so b ą zro b ić.

P o p o w ro cie d o d o m u u siad ł sm u tn y w k ącie i n ic n ie m ó w ił. M am a m y ślała, że n ie u m iał lekcji, w ięc g o o to sp y tała, lecz o d p o w ied ział, że u m iał lek cje b ard zo d o b rze.

W ieczo rem o jciec p o p atrzał m u w o czy i zap y tał, czy n ie m a n ic d o p o w ied zen ia. W ted y O leś w y b u ­ ch n ął p łaczem i o p o w ied ział w szy stk o . K o led zy n ie p rzy jęli o d n ieg o k ilk u g ro szy d la b ied ak a, b rzy d zą się n im , w y śm iew ają z n ieg o ; p rzecież o n n ik o m u n ic złeg o n ie zro b ił ?

O jciec w y słu chał g o z w ielk ą p o w ag ą, a p o te m m ó w ił d łu g o , b ard zo d łu g o , tłu m acząc sy n ow i, ż e n ied o sy ć je st n ik o m u n ie zro b ić n ic złeg o , lecz k ażd y p o ­ w in ien się starać zro b ić jak n ajw ięcej d o b reg o . K to k o ch a ty lk o sieb ie i ty lk o o so b ie m y śli, te g o n ik t w ięcej n ie k o cha, i lu d zie n im p o g ard zają, b o je st n iep o trzeb n y n a św iecie.

(3)

Dużo jeszcze bardzo mądrych rzeczy mówił oj­

ciec.

— Popraw się, Olesiu, rzekł nakoniec, młody jesteś i masz czas zmienić się zupełnie; poznałeś, co jest złem w tobie, więc staraj się wyleczyć z tej wa­

dy, a zobaczysz, jaki będziesz szczęśliwy.

Oleś nie mógł spać tej nocy, ciągle myślał o tern, co mu ojciec mówił, ciągle słyszał głosy kole­

gów, odrzucających jego grosz jałmużny.

Dotąd choć się rodzice gniewali na niego, że* jest nieużyty dla rodzeństwa, wyobrażał sobie zawsze, że to on ma słuszność, bo nic przecież złego Ewci ani Zygmusiowi nie robił. Bronił swego, gdyż oni byli nieporządni, a rodzice dlatego ujmowali się za niemi, ponieważ ich kochali pomimo tej wady. Teraz po raz pierwszy w życiu przekonał się i uwierzył, że to nie dosyć nic złego nie robić, że to przykro nie być kochanym, a na życzliwość ludzką koniecznie zasłużyć trzeba.

Dotąd nie wyobrażał sobie, jak to przykro być przez wszystkich odtrąconym i nie mieć przyjaciela;

w domu wiedział, że go kochają, chociaż nie jest dobrym; martwią się jego samolubstwem, ale przeba­

czają mu wszystko, — lecz inni ludzie, koledzy... Inni kochają tych tylko, którzy zasługują na to. On nie .zasłużył na ich przyjaźń, on jest gorszy od wszy­

stkich... Ale on nie chce być gorszym!

Wstał bardzo rano i wyszedł bez śniadania. Do­

wiedział się od stróża w szkole, gdzie mieszka Władek, co nosił pierniki, i poszedł do jego mieszkania.

Była to ciasna izba, podobna do piwnicy, z okienkiem w górze. Władek o kuli jeszcze, bardzo blady, próbował, czy uniesie koszyk z piernikami;

matka jego z dzieckiem na ręku uspakajała starszą dziewczynkę, która stłukła glinianą gwizdałkę i płakała głośno.

— Cicho, Basiu, cicho — mówiła — wrócił Wła­

dek, kupi ci cacko, będziemy dziś jedli obiad, patrz, co ma pierników, panowie wszystko kupią.

— Będziemy jedli obiad ? — zapytała, dziewczyn­

ka. — Gotowany ?

— Gotowany. Widzisz drzewo i kartofle.

Dziecko uspokoiło się zupełnie.

— To niech mama prędko gotuje.

— A jakże, zaraz, tylko zabaw Józię.

Nikt nie widział Olesia, który, stojąc w progu, wysłuchał tej rozmowy, a teraz cofnął się nieznacznie, potem pobiegł do domu i wkrótce powrócił, niosąc tlecik drewniany i małego konika.

Były to jego własne zabawki, które zachował niezniszczone.

— Niech pani to przyjmie ode mnie dla dzieci

— rzekł grzecznie — a to, dodał, czerwieniąc się mo­

cno i kładąc rubla na stole, to jest z mojej skarbonki na mięso dla Władka, żeby prędzej odzyskał siły.

Przyjdę do niego w niedzielę z kościoła.

I wybiegł, nie czekając na podziękowanie.

(Dokończenie nastąpi.)

Edward Webersfeld 5

Carscy bohaterowie.

Obrazek sceniczny w 1 akcie na tle powstania z roku 1863/4.

(Dalszy ciąg) Scena IV.

Ci, Julja.

Jnlja. (wchodzi środkiem, owinięta szalem i chustkami). Nie przepuścili mnie!

Sulimirski. Nie puścili?

Julja. Zaraz za stawem natrafiłam na patrol.

Komendant odmówił stanowczo pozwolenia na dalszą jazdę.

Sulimirski. Nie widziałaś gdzie Walka?

Julja. Owszem!

Sulimirski. Gdzie ?

Julja. Ten sam patrol zatrzymał i jego.

Władek. A nie mówiłem ?

Julja. (spostrzega dopiero Władka, ściska go) Władyś ! ty tu ?

Sulimirski. Nie wstrzymuj go? musi dążyć naprzeciw oddziału.

Julja. To niepodobne! Moskale obsiedli wieś dookoła. Zając się nie przemknie przez ich patrole.

Władek. Już ja się przemknę ?

Julja. Władku! Na miłosierdzie boskie! lecisz na niechybną zgubę!

Władek. Ja tylko jeden! Tam idzie o życie tysiąca dwustu braci! Bóg z wami! (za sceną hałas).

Sulimirski. (idzie do okna). Cóż tam takiego?

(odskakuje przerażony). Patrol kozacki z oficerem!

Władku do pokoju dziewcząt! stamtąd przez okno w krzaki, ponad staw... na brzegu jest łódka... wsuń się w trościny i czekaj co będzie dalej.

Władek, (wybiega na prawo) — Marynia (stanęła w kącie i odmawia półgłosem) Ojcze nasz, który jesteś..

Julja (otula się lepiej i siada skulona na fotelu).

Sulimirski. (uzbraja się w spokój — dobywa z kieszeni krótką fajeczkę i zapala ją, przechadzając się),

Julja. Panie! strzeż nas od złego.

Scena V.

Ci, Nikiforów, kozak.

Nikiforów, (wchodząc salutuje) (do Sulimir- skiego) Wy haziain ?

Sulimirski. Do usług!

Nikiforów. Nasze wojska stoją ot... pod lasem...

będzie bitwa z miateżnikami! Tak po ukazu nie Izia nikomu odprawliat sia z sadyby.

sulimirski. (z udanym spokojem) Albo tu są w okolicy jacy powstańcy!

Nikiforów. Nu, miateżniki propały sa wsiom!

tylko ten sukin syn Czachowskij chadit szcze swobodno, ale i jemu takoż budied zdjes pochoron! Ej ty Czacho­

wskij ! pajdziesz wysoko ! (robi znak powieszenia).

Sulimirski. Więc tak są pobici?

Nikiforów. W drebiezgi! Nu a wy pan Polak!

u was niet bantowszczykow ?

Sulimirski. Skądby się tu wzięli?

(Ciąg dalszy nastąpi.) Nauczysz się dobrze umrzeć, jeśli nauczyłeś się

-dobrze żyć.

Jakiś jest nasz cel, jeżeli nie ten: Dojść do króle­

stwa, które nie ma końca?

(4)

Rozmaitości.

Rośliny w mieszkaniach.KJIHGFEDCBA Rośliny w mieszkaniach ludzkich — to drogie przy­

jaciółki w życiu człowieka. Jeżeli przez dłuższy czas posiadało się rośliny, a się je usunie z mieszkania, wtedy zatęskni się za niemi. Rośliny ożywiają i oczysz­

czają powietrze, zepsute oddychaniem człowieka. Tylko rośliny zdrowe powinno się pielęgnować w mieszkaniach, zaś chore trzeba usunąć. Szkodliwem jest pozostawianie wody na podstawkach pod roślinami, gdyż woda przy podlewaniu przepływa przez ziemię pomiędzy korzeniami, łączy się ze szkodliwemi gazami, dlatego też trzeba wodę z podstawki odlać. Rośliny powinno się pod­

lewać tylko z góry, a nie z dołu przez nalewanie wody na podstawki. Rośliny bowiem podlewane z dołu wprawdzie tak prędko nie wysychają, lecz za to po- wolniej oddychają i trudniej przyswajają pokarmy.

Jeżeli zauważy się na powierzchni ziemi w doniczkach kupki poruszonej ziemi, wtedy wie się, że w doniczce są dżdżownice, które szkodzą bardzo roślinom, gdyż toczą kanały pomiędzy korzeniami przejściowemi i kwaszą ziemię. Celem usunięcia dżdżownic trzeba podlewać rośliny rozczynem nikotyny. Bierze się około łyżeczkę esencji nikotynowej na jedną szklankę wody, po rozpuszczeniu się tego roztworu, podlać doniczki, w któ­

rych są dżdżownice. Po jakimś czasie dżdżownice wyjdą na powierzchnię doniczki, skąd trzeba je wyrzucić. Gdyby dżdżownice nie wyszły, trzeba jeszcze raz podlać.

Kiedy jest się pewnym, że dżdżownic już niema, podlać rośliny czystą wodę, w celu wypłukania ziemi z roz- czynu nikotyny.

Bogate pokłady złota w Islandji.

Na wyspie Islandji odkrył niemiecki geolog dr.

A. Keilbach bogate pokłady złota. Kapitaliści holen­

derscy, niemieccy i szwajcarscy zawiązali towarzystwo akcyjne, celem wydobywania tego cennego kruszcu, i w najbliższym czasie przystąpią do tej akcji. W edle obliczeń prof. Keilbacha, znajduje się tam około 80 tysięcy tonn złota; angielscy uczeni podwoili tę liczbę.

Pierwsze próby dały bardzo dobre wyniki, gdyż ilość wydobywanego złota wynosi 315 gramów na tonnę piasku, w niektórych zaś miejscach spada do 11 gr.

na tonnę; jest to bardzo ważne, bowiem w kopalniach w Afryce, wypłókują przeciętnie 8 gramów czystego złota z tonny piasku.

ŻARTY.

W sądzie.

— Skradziony pierścionek był srebrny czy złoty?' Oskarżony milczy.

Czemu nie odpowiadacie ?

No, przecież pan sędzia wie, że milczenie to złoto*- Szczyt uczciwości.

M acieju, muszę wam donieść bardzo smutną nowinę:

wasz syn W alenty został przejechany przez pociąg ?

— Gwałtu, rety, czy aby nie przez nogi ?

A to dla czego ?

Bo miał nowiusieńkie buty pożyczone od Bartka,, to trza byłoby za nie zapłacić.

Łamigłówka.

Ułożył Edmund Krzyżaniak z Nowegomiasta.

Z szeregu podanych sylab ułożyć 11 wyrazów,, których początkowe litery, czytane z góry na dół,, utworzą imię i nazwisko sławnego króla polskiego.

1. Jedna z planet, 2. Imię żeńskie,

3. M iasto w powiecie lubawskim.

4. W yspa przy półwyspie Apenińskim, 5. Rzeka w północnej Ameryce, 6. Stolica Rumunji,

7. Pierwotny mieszkaniec Ameryki, 8. Imię męskie,

9. Prawy dopływ M ozeli, 10. Zatoka w północnej Australji, 11. Rzeka w Azji południowej.

Sylaby: na, no, ar, ja, o, cyl, pi, ed, sa, dus, in^.

pen, ska, dja, in, mund, kar, nin, tar, reszt, ter, ka, co-.

we, no, an, mia, sy, ju, bu, sto, ri.

Szarada

ułożył M ieczysław Borowski z W ąbrzeźna.

Z drzewa ze słomy jestem sklecona Przed wiatrem zleci ze mnie ochrona Raz na rok staję w ozdobnej szacie :

Boga sławię, ludzi bawię. *

Czy mnie poznacie ? Ile zjada człowiek?

Przeciętny człowiek w ciągu swego 70-letniego życia spotrzebuje około 250 centnarów Chleba 180 000 kilo mięsa, 15000 jaj, 6000 kg. ryby, 25000 litrów napojów. Statystyka nie wspomina już o istnych górach sera, jarzyny i owoców. Jako znamienny szczegół należy przytoczyć, że prócz tego wszystkiego człowiek zjada w życiu aż 1750 kg. soli...

Hotel o 22 piętrach

został wzniesiony w Nowym Jorku. Posiada on 1.100 pokoi, a budowa jego kosztowała dwanaście miljonów dolarów. Są w nim do dyspozycji także całe pomiesz­

kania, złożone z salonu, jadalni, trzech sypialń z ką­

pielami, garderobą i pokojami dla sług. Na 19-tem piętrze specjalne ubikacje dla psów, nad którymi czuwa weterynarz. Kto mieszka wyżej niż na 15 pię­

trze, może korzystać z ogrodu na dachu, do którego dostać się można z każdego pokoju. Hotel ten urzą­

dzony z największym komfortem, posiada bogatą bi- bljotekę.

Rozwiązanie łamigłówki z Nr. 20.

1. Lubawa, 2. Edward, 3. Oczlik, 4. Narcyz, 5. Algier, 6. Rafael, 7. Dorota, 8. Odessa, 9. Danton, 10. Agrest, 11. Velene, 12. Irenka, 13. Niemcy, 14. Czuwaj, 15. Iglica.

L eonardo da V inci.

Rozwiązania nadesłali: P. Domanowski z Lubawy^

Kornelia Gajewska z W ąbrzeźna, M arja Kordkówna z Broniewa.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pocieszcie się dzieci, chleb będzie, chleb nowy Nasz chlebek kochany, dar Boży,.. Matuchna upiecze i na

Zapal nam serce o Boski ty kwiecie, Niech Cię kochamy nadewszystko w świecie!. Serce Jezusa — cierniem uwieńczone, Za nasze złości

Zasiadłem w zw ykłym aeroplanie, przeznaczonym do rzucania bom b, um ów iłem się z pilotem , że znalazłszy się na w ysokości 1.000 m etrów , rzucę się na dany

Jak ważnym jest dla ptaków odpowiedni teren do gnieżdżenia się, świadczy najlepiej fakt, że skowronek który ginie tak samo masowo w czasie przelotów jak inne ptaki, bynajmniej

go to Grubas i inni dowiedzieli się o tworzeniu się wojsk polskich i od tego też czasu całkowicie chłopców zmieniło się usposobienie. A było to tak pewnej nie­. dzieli jak

Jenerał chce ich uprzedzić i zanim się zgromadzą w większej liczbie, rzucić się po kolei na mniejsze oddziały i tym sposobem wydostać się z pierś­.. cienia, którym

Przeciwność — tylko sił ci doda I bardziej z pracą zbrata, Więc niech się święci dusza młoda?. I

By wśród życia i swobody Głośno brzmiała cześć i chwała Tej, co światu Zbawcę dała.. Tam też głośniej