• Nie Znaleziono Wyników

Dąbrowska Helena

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dąbrowska Helena"

Copied!
27
0
0

Pełen tekst

(1)

1

(2)

Spis zaw artości teczki - -1^4^ ^

J ^ f c < ~ o t f 5 l C G L H e l e n a

^6.

I / l . Relacja

1/2. M ateriały dokum entujące w alkę relatorki o n ie p o d leg ło ść i stan ow iące u zupełnienie relacji

1/3. M ateriały uzupełniające relację, inne niż w p unkcie 1/2

Y

II.

M ateriały d o ty czące osoby relatorki — *

i jej działalności nie związanej z w alk ą o n ie p o d le g ło ść —

III.

Inne materiały

1 - d otyczące rodziny relatorki

2 - d o tyczące o g ó ln ie okresu okupacji (1 9 3 9 - 1 9 4 5 ) —

3 - nie zw iązan e z okresem II w ojn y św iatow ej "

IV.

K orespondencja bieżąca —

V.

N a z w isk o w e karty informacyjne V

VI.

F o t o g r a f ie \/

2

(3)

3

(4)

Oto nastąpne wspomnienia dyplemewanej pielągniarki z ba|t."Korda"

Heleny Dąbrewskiej ps."Flora"

Urodziła sią w 1914 reku w K»wlu aa WełyniufwykBztałeenie średnie posiadająca dyplem wykwalifikewanej pielągmiarki,przed wojną

była czynną karcerką i A* 1939 reku prewadziła w harcerstwie szkolenie w kaxxax udzielaniu pierwszej pemeey sanitarnej.

V 1939 reku pracuje jake pielągniarka,zmobilizowana AA 2-ej Kadry Zapasowego Szpitala Polowego w Lublinie.

Pe zakeaezeniu kampanii wrześniewej aadal pracuje w szpitalnietwii Od styezaia

1942

de lutego 194-4 pracuje w szpitalu w Lubemlu.

W ty* ekresie

$**t

pezpeczyaa pracą w keaspiraeji,gromadzi leki materiały opatrunkowe,narządzie kirurgiezne,wszystko iAzie drogą kemspiraeyjmą Ac oddziałów partyzamekiek w lesie,leczy rammyck żołnierzy ir szpitalu w którym pmaeuje.

W marcu 1944 r. zestaje skierewama de w terem jake samitariuszka

« kat .per ."Kerda"-Kazimierza Filipewicza.

Gdy Dywizja pe przebieiu sią z ekrążemia,edekedzi w kierunku zaekedaim peza B u g tpestanewieno sfersewaś ter kelejewy kełe stacji kolejowej ped Jagedsinem.

Oddział per.Kerda"przeszedł ter pierwszej neey i wyruszył ma półmee w kierunku lasów Szaekiek.Kiedy pe kilkumastu daiaek uporczywego marszu, żołnierze zobaczyli aa keryzemcie wielki kompleks leśny - edetehneli,naresz3ie edpo®znątale i tu aiemcy nękają dywizją bronią maszynową i samolotami.

"Pamiątam te byłe 22 maja 44 r .Były moje xxmAx±x? imieniny,marzy­

łam o demu i bliskich,pewnie mama zrebiłji ky niespedzianką-upiek- ła placek.Tu w lesie dewóddza składając życzenia powiedział - nie mogą Cl mawet podarować kawałka ehleba,be cc mie mamy".

ffebeo perspektywy dalszych zaeiątyeh walk,oraz forsownych marszó«

przez bagna pelcsia,major "Kewal"-Jan Szatewski podejmuje deey- pozostawienia ©iążej rannych żołnierzy ma wysepce wśród niedestąpnyeh bagien.,z nimi jako kwalifikowana pielęgniarka na echetnika zestaje ' ‘Flora".

W śród rannyek znajduje sią per."Leek"-Jerzy Fiederew,ogółem kyło iek 30-tu.Został przydzielony de pomocy pedeherąży "Krótki"

Witold Siwadłewski,e?as ochrona szpitala z per."Zagłobą" na czele.

Pokrzepiona na duchu,patrzyłam długo za edckedzącymi.Ckwilą tą nie zapemmą de śmierci.Kte mie kył w partyzantce,ten nie jest w stanie zrezumieś,ee czuje żełnierz wytrącemy przez los z wakki, pezestawiemy ma pastwą losu w niebezpiecznej strefie przyfronto­

wej .

\ 4

(5)

Oehreaa przystąpiła i* budowania szałasów.Przeprowadziła* sele­

kcją raaayek,aa tak zwaną ekiruegiją ezystą i brudaą.Ckerzy bez temperatury i zakażeaiu związanego z rasami zestali umieszczeni w jednych scałaaack,a pozostali w drugiok.Łąoznie miała* 5 szała­

sów.

V środ raaayek był również perucznik "Szymula^-Jan Matyske s bata­

lionu per ."Korda" #aie był raaay ,przyprcwadzeae go z bólami brzueks Peezątkewe myślałam,że te zwykła niestrawność,ale kiedy staa

zaozął

jią

pogarszać .zrozumiałam,że te mośeky być estry wyrestek Brzuch coraz bardziej napięty i obolały,zaezyaa sią perytenit /

zapalenie otrzewnoj/.Gke.y błaga żeby go ratować.

Cóż mogłam zrobić,d% Brześcia daleko,a tam tylke mogłam go odwieźć Prosiłam we wsi chłopów,ale nikt nie chciał podjąć sią tej wyprawj Matyske był pierwszym,który smarł aa wyspie.

Pewstał wielkim pepłeek w śród raaayek.Sama przeżywałam dramat, musiałam teraz pocieszać iek i uspokajać.Miałam treeką luaiaalu w tabletkach,wszystkim ge aplikowała*,by chociaż aa kratki ezas

złagodzić eierpieaie.

Trzeba byłe pogrzebać zwłoki,wykopane wiąe grób aa naszej wyspie i bez trumny,tylko w mundurze oficera polskiego,pochowane zmarłegn ze wszystkimi komorami,tak jak okowa sią żołnierzy.

Ha usypanej mogile u wezgłowia,postawieao krzyż brzezewy,a aa mia^

powieszone czapką oficerską i na małej deszezułce,wyeiątej z tej samej brzeziny wypx3ane,imią,nazwisko oraz datą ćmierei.

Te było wszy*tke,ee mogliśmy uczynić,aby po nim została pamiąć.

iycio toczyło sią dalej,trzeba byłe myśleć o żywysk,codzienne praea i wysiłek,aby moim rannym,nie dawadty mi spokoju.Całe szezą4 śaie, za pogoda depisjfNta^a.Okolica była spokojna,narazie nie

nam nie zygrażałe ze strony wroga,ale wkradł sią inny miepekój- walka o żyeie meiek ekłepeów.

Miałam jeszcze dwóek ekłepeów w bardzo ciążkim stanie.Jeden z nich to by£ "Miekałke"- Jan Muzykant,którego wkrótce śmieć zabrała.

Zmar* również w niedługim czasie żołnierz "Wołodyjowski".

Niemcy byli we wsi.Nikt na s ekyba nie wydał.Kiedy nastąpnege dnia udałam sią po prowiant de mojej gespodyai,jak maie zobaczyła te pierwsze jej słowa oyły: uciekajcie z tąd,be Niemcy eoś podej­

rzewają i plaaują wyprawą ma wyspą? Zapytałam kobietą,jak mamy uciekać,przecież wie doskonale,że raaai axe mogą ekedzić,muszą mieć jakiś traasport,be inaczej Niemcy mas zagar»ą jak kaczki.

Widoezaie żal jej sią źrebiło moich żołnierzy i *kie,be powiedzie- ła,że aa znajdzie ekątayek i ei aas aa iaae miej sec

postoju,ale te kądzie kosztowało.Poprosiłam ją o skeataktowaaie

5

(6)

z przewedmikiem,który mas wyprewadfci

z

miekezpieeznege miejsca.

Ckątmie tt uczyniła i zaprowadziła u i e de jedmege z miejseewyek ekłepów.

Tege Ania As ekeru wróciłam kez prewiamtu.W assy ps długim eeze- kiwaaiu usłyszeliśmy turket furmamek,detrzymali ekietmiey .Wstąpi­

ła w aas etuGka,że kądziemy uratewaai.

Zacząte raaaysk ładewaś ma wszy.Trudms te kyłe mazwaś,tramsperte*

rammyek,kyli peukładami jak śledzie w keezec,a de tege deekedziły kagaże i krcii.Zdrewi szli piesze i stamswili maszą eekrcmą.Peżeg- maliśmy wyspą z eiążkim sercem,pezestawiająe ma misj trzy Świerże megiły.

O świcie zmaleźliśmy sią ma pedekmej wyspie.Przeweźmiey pemegli zmieść rammyek,którzy zsstali peukładami ma trawie ped drzewami.

Pezestawili mam jedem wóz i kemiafky w razie jakiegeś niebezpie­

czeństwa, łatwiej mam kyłe uciekaś.

Ma miwym miejscu pesteju mie kudewaliśmy szałasów i ekerzy leżeli ped sesmamitpefeda depisywała,kyłe słemeezmie i eiepłe.Plagą

stały sią kemary.Z mewege pustkewia musiałam mawiązaś kemtakt z pekliskiej wsi,ky zaepatrywaś rammyek w żywmeśś.

Wieśka ta mazywała sią Amtemewe.Bardze szykke udałe mi sią zaprzy- jaźmiś z jedną mieszkanką tej wsi,której dem stał tuż ma skraju lasu.U miej etrzynywałan prewiamt.

Czas mijał szykke,kył już czerwiceoOderwami ed eddziałów straliśt- my z mimi kemtakt i mie mie wiedzieliśmy,gdzie sią zmajdują.

Byliśmy esametmiemi wśród głuszy leśmej.Cieszyłam sią,że mei pedepieezmi czują sią eeraz lepiej:ramy sią geiły,peweli wracali de zdretta.SOłmierze przydzielemi de pemeey rammym dawme mas epuśeili.I wtedy trzeka kyłe zmów zmiemiś miejsce naszego ekezu.

Nawiązałam kemtakt z ksiądzem i sełtysem w Zaeśeiu.Te cmi radzili aky przewiezieniem rammyek zajął sią syn,gespedyni,u której zaepa- trywałam sią w żywneśś.Nazywał sią Maks.Był te imteligemtmy i

rezptrepmy ckłepiee,a jal sią dewiedział,z czyn przyekedzą,z

miejsca mmie zapewmił e swejej pemeey i pewiedział,akym sią miea- ym mie martwiła.Om w mecy przyjedzie i wywiezie mas z tej wyspy.

Dał słewe i je detrzymał.O świcie kyliśmy już w Zaeśeiu z tym, żc Maks z rannymi ed razu wjeekał w las,a ja peszłam de sełtysa*

Jak mmie zebaczył zapytałiczy stałe sią ecś złege ? straszmie pami źle wygląda,edpewiedziała,że jestem tu z mammymi i petrzekuj<

jege pemeey.Jake stały mieszkamiec Zaeśeia zmał każdy zakamarek tej ekeliey.Kazał Maksewi zakraó treeką siama ma wóz,które miałc służyś de wyścielemia legewisk dla rammyek.Pe załadewamiu siama mikt ky mie przypuszczał,Ae ped mim są jacyś ludzie.Maks zaciął

6

(7)

'U-M

ksai* i ruszył za przswsdaikisa,ssłtyssa.Nisfcawsa tesii aaszya ukazała sią piękna p»laaa,w ty* szasis skąpana w prsaisaiach

słai1*a,a prósz tsgs aa pslaais stał skazały szałasf"tu Was aikt ais zaajdzisa asżeeie ky4t spsksjai"-pswisdział ssłtys.Tya razsa aieliśay daek nad fłswą.

Ps sstatssznya rselskswaaiu raanysk#ausiałaa aawiązaś ksatakt z aisjssswya ksiądzsa -nazywał si<? Zapaśaik-sznaiaił ai»żs ais ausz« s ais aartwić,wyśywisaxs sa saa załatwi a ludzi* aapewas ais sdaówią psassy.Trzy razy dzisanis cksdziła ps gstsws pssiłki

«Le wsi.Ts była sfrsaaa psaiss.kTórsgss daia ssłtys aas pswiads- aił,s zaj^siu Brzsśsia przsz rsgularaą Arai* Radziscką i żs

Misasy uciskają w pspłseku.Ta wiadsasśś sardzs aas usisszyła.wistkc d*isliśay,śs Pslska będzie wslaa.

Następna wiadsasśt strzyaaaa sd ssłtysa,żs partyzaasi aissk wysks dzą z lasu i meldują

u±n

w sztabie partyzaakti radzisekiej u

pułkswaika Cssraiakswa.

Ja jaks aieszkaaka Kswla zsstałaa ewslaisaa ds deau,gdzie detar- łaa ps p dwósk dniach pieszej wysieszki.

Jak że przykrs ai byłe rsztawa

i

się z asiai ekłepeaai,a jedneeześ nie byłaa zadswslsaa z debrze spełaienege etoewiązku#webee aisk i asisk przsłsżsaysk,którzy ai ts zadaaie pswierzyli.

W aiejseu rsdziaaya zastałaa tylks xgi±xxzxax pspisły i zgliszcza, ' ,Flsraw*-Hslsa dąbrewskaza sweją pestawę zsstała sdzaaszsaa

aajwyższya aedalsa nx±£2$xxaknx Miedzy Ńarsdswya dszaaszsaisa dla pilęgaiare# za psase raaaya i cksrya w szasis drugiej wejay

*»wiat©wej w daiu 28.10.1973.r.

7

(8)

8

(9)

L ' D f y & ł l C N S U f t H e ^ a p s . J - l t p r c i " Jg j *

Helena D ą b r o w s k a „ F l o r a ” , c. F e lik sa , iir. 1 m a ja 1914 r. w K o w l u , p r a c o w a ła j a k o p ie lę g n ia rk a w R e jo n o w y m Szpitalu w M aciejow ic. W tym czasie lik w id o w a n o Ż y d ó w . F l o r a u k r y w a ła p ie lę g n ia rk ę -Ż y d ó w k ę . G d y p rz e n io s ła się d o pracy w L u b o m l u , w sp ó ln ie z d y r e k t o r e m s z p ita la z o r g a n iz o w a ła k o n ­ sp iracy jn ą p la c ó w k ę służby z d ro w ia . Przysięgę złożyła 2 lutego 1942 r. J a k o prz e ło ż o n a p ielęg n iarek m i a ł a n a d z ó r n a d a p t e k ą o r a z m a g a z y n a m i z bielizną i ś r o d k a m i s a n ita rn y m i. W ok resie „ B u r z y ” n a w i ą z a n o k o n t a k t z 27 D P i w ów czas p rzez łącz n ik ó w d o s t a r c z a ł a p o t r z e b n e m a te r ia ły p o lo w y m s z p ita lo m dywizji. P rz e c h o w y w a ła ta k ż e d o s t a r c z a n ą b r o ń i p r z e k a z y w a ła łą c z n ik o m d o g ru p leśnych. W s z p italu le c z o n o r a n n y c h w bo ju p a r t y z a n t ó w , k t ó r y m z a k ł a d a n o „ le w e ” k a r ty c h o r o b y . W m a r c u 1944 r. „ F l o r a ” d o s t a ł a ro z k a z do łą c z e n ia d o 27 D P . N a p olecenie d o w ó d z t w a z o rg a n iz o w a ła szpital p o ło w y w nadleśnictw ie w Ja g o d z in ie . O d w ie d z a ła r a n n y c h i c h o r y c h p a r t y z a n t ó w , ro z lo k o w a n y c h w c h a ta c h o k o lic z n y c h P o la k ó w .

W m aju d y w iz ja s t o c z y ła k ilk a b ite w w la sa c h m o s u r s k i c h i Szackich. T r z e b a było o p a t r y w a ć ra n n y c h , g rz e b a ć zabitych. N a w yspie i lasach Szackich w śró d bagien z o r g a n iz o w a ła szpital p o ło w y . P o w k ro c z e n iu w ojsk rad zieck ich szpital ro z w ią z a n o . W ró c iła w te d y n a zgliszcza d o m u , s p a lo n e g o p o d c z a s to c z ą c y ch się walk. P p w ojnie zam . w Olsztynie. O d z n a c z o n a K K O O P , M Z i W i in.

T e o c i & n ? i r r i ć ^ K . o ■■■ 11

H t o M f O l o z t y n ^ ^ b . F f r P f r K

9

(10)

I ^ l M C k S K f t

H e i m a

Helena D ą b r o w s k a „ F l o r a ” , c. F e lik sa , ur. 1 m a j a 1914 r. w K o w l u , p ra c o w a ła j a k o p ie lę g n ia rk a w R e jo n o w y m S zpitalu w M aciejo w ie. W ty m czasie lik w id o w a n o Ż y d ó w . F l o r a u k r y w a ła p ie lę g n ia rk ę -Ż y d ó w k ę . G d y p rz e n io sła się d o pracy w L u b o m l u , w sp ó ln ie z d y r e k t o r e m s z p ita la z o r g a n iz o w a ła k o n ­ sp ira c y jn ą p la c ó w k ę służby z d r o w ia ^ Przysięgę złożyła 2 lutego 1942 r. J a k o prz e ło ż o n a p ielęg n iarek m i a ł a n a d z ó r n a d a p t e k ą o r a z m a g a z y n a m i z bielizną i ś r o d k a m i s a n ita rn y m i. W okresie „ B u r z y ” n a w i ą z a n o k o n t a k t z 27 D P i w ów czas przez łącz n ik ó w d o s t a r c z a ł a p o t r z e b n e m a te ria ły p o lo w y m szp ita lo m dywizji. P r z e c h o w y w a ła tak że d o s t a r c z a n ą b ro ń i p rz e k a z y w a ła łą c z n ik o m d o g ru p leśnych. W szpitalu le c z o n o r a n n y c h w bo ju p a r t y z a n tó w , k t ó r y m z a k ł a d a no „le w e ” k a rty c h o r o b y . W m a r c u 1944 r . „ F l o r a TT~ dostała ro z k a z d o łączen ia d o 27 D P . N a polecenie d o w ó d z t w a z o r g a n iz o w a ła szpital p o ło w y w nadleśnictw ie w Ja g o d z in ie . O d w ie d z a ła r a n n y c h i c h o r y c h p a r t y z a n t ó w , ro z lo k o w a n y c h w c h a ta c fT o k o lic z n y c h P o la k ó w .

W m a ju dyw izja sto czy ła k ilk a bitew w la sa c h m o s u r s k ic h i szackich. T r z e b a było o p a t r y w a ć r a n n y c h , g rz e b a ć zabitych. N a wyspie i lasach szackich w śró d \ bagien z o r g a n iz o w a ła szpital p o ło w y . P o w k ro c z e n iu w ojsk rad zieck ich szpital ro z w iązan o . W ró c iła w te d y n a zgliszcza d o m u , s p a lo n e g o p o d c z a s to c z ą c y ch się walk. Po w ojnie zam . w Olsztynie. O d z n a c z o n a K K .O O P , M Z i W i in.

T<ZoQpyV K t o a O X <A/\_ W V

HtoMf O l o z t y n Ą W i i , <b. ^ b .F fl-P fr K

; T

L . A . U 4

10

(11)

n iej, szczególn ie gdy dostał się do obozu jenieckiego w O kszow ie p od C h eł­

m em L ubelskim , gdzie gehennę przeżyli żołnierze ze szpitala p o lo w eg o p ol­

skiej dyw izji. ^ ^

Szpital siostry „Flory”

W ychodząc z okrążenia w lasach Szackich, dnia 2 m aja 1944 r., 27 W o­

łyńska D yw izja A K została podzielona na trzy kolum ny, szukające wyjścia różnym i drogam i. Kolumna dow odzona przez mjr. T adeusza Sztum berk- -R ychtera „Ż eg o tę” skierowała się na zachód, w stronę Bugu i część jej z d ow ód cą 28 maja przekroczyła Bug przechodząc na L ubelszczyznę. K olu­

mna kpt. Kazimierza Rzaniaka „Gardy” — dnia 27 m aja krwawo forsow ała Prypeć przechodząc linię frontu na stronę radziecką. T rzecia kolum na d o w o ­ dzona przez mjr. Jana Szatowskiego „K owala” szła rów nież za front, p o stę­

pując w zasadzie śladami kolumny kpt. „Gardy” .

D n ia 28 maja 1944 r., po siedmiu dniach m orderczego m arszu, znalazł się mjr „K ow al” ze swoim wojskiem o k oło 15 km na zachód od D yw in a, zam ierzając w dniach następnych forsować Prypeć.

Przejście jednak frontu wym agało jeszcze ogrom nego w ysiłku i hartu żo łn iersk ieg o , kiedy ludzie byli na granicy sił fizycznych i psychicznych.

O grom nym obciążeniem dla oddziału w czasie marszu byli ranni niesieni przez żołn ierzy. Ranni ci rodzili uzasadniony niepokój podczas przygotow ań do przejścia frontu, kiedy nie wykluczono zdecydow anej walki. W ciężkim m arszu, w boju, opieka nad nimi była problem atyczna, nie m ów iąc już o stałym ograniczaniu operatywności oddziałów .

W tej sytuacji zdecydow ał mjr „K ow al” zostawić rannych pod od p o w ied ­ nią o p ie k ą , w odpow iednio ukrytym m iejscu, zabezpieczając im m ożliw ość przetrwania aż do przesunięcia się frontu na zachód. Tak w ięc w ybrano dzi­

kie i n ied ostęp n e ostępy leśne w rejonie wsi D rop iejew icze, dokąd na bagni­

stą w ysep k ę otoczoną rozlewiskiem przeniesiono ośm iu ciężej rannych i ch o­

rych żo łn ierzy. D o sprawowania opieki lekarskiej nad nimi och otn iczo zg ło ­ siła się kwalifikowana i ofiarna sanitariuszka H elen a D ąbrow ska „Flora”

z b atalionu „Korda” . D o pom ocy jej przydzielono sanitariusza z batalionu

„ S o k o ła ” podchorążego W itolda Siw adłow skiego „K rótkiego”. W ydzielono też z b atalionu „Korda” grupę zdrowych żołnierzy na czele z szer. A n d rze­

jem K ostarskim „Ikarem” , dla pom ocy fizycznej i ochrony teg o szpitala.

K ażdy z rannych otrzymał po 10 dolarów, a po kilkadziesiąt dolarów otrzy­

mali siostra „Flora” oraz szer. „Ikar” z przeznaczeniem ich na zakup żyw no­

ści. N ieza leżn ie od tego mjr „K owal” odpow iednio op łacił m iejscow ego gosp odarza, Białorusina, który zobowiązał się do opieki nad tym szpitalem .

T ym czasem pod koniec 28 maja mjr „K owal” spotkał się z oficerem ra­

dzieckiej partyzantki, który doniósł mu o tragicznych losach kolum ny kpt.

29* 451

mmm

11

(12)

# —

„Gardy” podczas przebijania się przez front bez uprzedzenia w ojsk radziec­

kich. W iadom ość tę potw ierdził patrol w ysłany wcześniej przez mjr. „K o­

wala”.

Słysząc co zaszło, mjr „K ow al” nie chciał podejm ować ryzyka p rzecho­

dzenia frontu bez w cześn iejszego kontaktu z radziecką linią frontu. O dra­

dzali mu też to ryzyko partyzanci radzieccy. Zm ienił więc sw oje pierw otne zam ierzenia i zam iast w kierunku frontu postanowi! maszerować ze sw oim wojskiem, na p ółn oc do Puszczy B iałow ieskiej. Utrzymał jednak decyzję 0 pozostaw ieniu rannych, gdyż now a trasa była nie mniej trudna.

Po południu dnia 29 maja 1944 r., kolum na była gotowa do k olejn eg o etapu sw ojego n iekoń czącego się marszu. N a wysepkę z rannymi przybył mjr „K owal” z kilkom a oficeram i oraz obaj kapelani wojskowi ks. „Praw­

dzie” i ks. „R afał” . M ajor przeprowadził dłuższą rozmową z siostrą „Florą” , dając jej wskazówki co do dalszego postępow ania, przekazując kontakty w e wsi celem zaopatrzenia się w żyw ność. U stalił też, że ranni, którzy w rócą do zdrowia, będą m ogli pow rócić do sw ojego oddziału bądź też do d om u, czując się zw olnionym i ze służby. N astąpiło wreszcie przykre pożegnanie. N a n ow ą, nieznaną drogę odchodzili zdrow i, nieznany był los pozostałych rannych 1 chorych żołnierzy wytrąconych z walki. Księża kapelani b łogosław ili ran­

nych oraz siostrę „F lorę” , która na sw oje barki brała ich los. D łu g o „Flora”

patrzyła za odchodzącym i oficeram i pełna lęku, ze ściśniętym sercem . B ała się odpow iedzialności, bała się tego „nieznanego” w tych trudnych warun­

kach, w tej okropnej sytuacji przyfrontowej.

W róciła jednak do rzeczywistości. Patrząc na rannych leżących na n o ­ szach m yślała, jak urządzić ten „lazaret”. Po naradzie ze zdrowymi ż o łn ie ­ rzami, wszyscy z energią zabrali się do wycinania gałęzi i budowania szała­

sów. W krótce stan ęło 5 sporych szałasów mogących pom ieścić w szystkich.

Teraz „Flora” d ok on ała selekcji rannych, oddzielnie umieszczając chorych z tem peraturą, od dzielnie nie gorączkujących. W śród chorych byli dwaj o fi­

cerowie: pchor. Jerzy Fiedorow „L ech” z batalionu „Sokola” z postrzelonym kolanem oraz ppor. Jan M atysko „Szym ula” z batalionu „Korda” z ostrym i bólam i brzucha. C iężko ranni byli szer. Jan Muzyka „M ichalczuk” , zw any

„M ichałkiem ” z przestrzelonym kolanem z ropiejącymi ranami oraz T adeusz M oniczewski „W ołodyjow sk i” , ranny od pocisku artyleryjskiego, z licznym i, niew ielkim i, ale głęb okim i ranami na całym ciele. Pozostali byli lżej ranni.

Po przespaniu pierwszej nocy na w yspie, siostra „Flora” poszła do w si, gdzie spotkała wskazanych przez mjr. „K owala” gospodarzy. Z aopatrzyła się u nich w chleb, m lek o, kaszę, nie m ogąc jednak dostać m ięsa, tłuszczu ani soli, bardzo potrzebnych rannym. Otrzym ała też wiadro do noszenia w ody oraz k ociołek do gotow ania potraw. G dy wróciła na w ysepkę, zaraz ch łopcy urządzili palenisko z zaw ieszeniem dla kociołka, a wkrótce wszyscy spożyli śniadanie, jakiego daw no nie jedli. O grom nie sm akowała kasza na m leku z chlebem . Posiłki spożyw ano trzy razy dziennie, korzystając z zap asów , k tó ­ re co rano przynosiła siostra „Flora”. W odę pili ze strumyka, mimo że zalaty­

452

12

(13)

. \ ^ > - 5

wała b łotem , była bez porównania lepsza od w ody bagiennej, z jakiej ostat­

nio korzystali z konieczności. D la gorączkujących był zawsze zapas wody przegotow anej, mieli pragnienie, pili dużo. N iczego innego nie m ieli. N ie było herbaty ani kom potu. Z a nim szczególnie tęsknili chorzy, wspom inając sw oje mamy, które niestety tutaj nie m ogły im pom óc. Tak mijały dnie i n o­

ce. W okół było cicho i spokojnie. W tej dziczy szczególnie piękne były w ie­

czory p ełne m ajowego rechotu żab, tajem niczego czaru poleskich rozlewisk z lekkim w elonem m gieł, ze swoistą zadum ą zarośli i drzew. U legali temu czarowi ranni i zdrowi prowadząc długie w ieczorne rozm owy, snując w spo­

m nienia, tęskniąc za dom em , za najbliższym i, dociekając, co robią i gdzie są teraz ich koledzy, którzy poszli jeszcze walczyć.

Siostra „Flora” m iała p ełn e ręce roboty. Jako jedyna kobieta, m ogła cho­

dzić do wsi po żywność nie budząc podejrzeń na w ypadek spotkania N iem ­ ców. W stawała więc o św icie, szła przez rozlew isko do wsi, zbierała żyw ność i niosła ją do obozu. O rganizowała gotow anie p osiłk ów , opatrywała rannych myjąc ich i zmieniając opatrunki, niosąc im ulgę i pociech ę, w którą sama nieraz nie wierzyła. Ogromną troską napaw ały ją kończące się środki opa­

trunkowe i leki. Brakowało gazy, gotow e opatrunki były na wyczerpaniu.

N ie było ligniny ani waty. K ończyły się leki pełniące rolę antybiotyków.

M iała tylko resztki streptocidu i prontozilu, które w tedy były w użyciu.

Tymczasem stan zdrowia ppor. „Szym uli” pogarszał się z dnia na dzień.

Brzuch miał coraz bardziej ob olały. Siostra „Flora” zrozum iała, że to na skutek ostrego zapalenia wyrostka, n astęp ow ało zapalenie otrzewnej. Chory błagał o ratunek, ale cóż m ogła zrobić? T u był potrzebny zabieg szpitalny.

Najbliższy szpital był dopiero w Brześciu nad B ugiem odległym o 30 km.

Poszła więc do wsi. Prosiła gospodarzy, ob iecyw ała sowitą opłatę, ale nikt nie chciał ryzykować takiej wyprawy w tych przyfrontowych warunkach. Być m oże i tak było już za późno na operację. K tóregoś czerw cow ego p op ołu d ­ nia ppor. „Szymula” zm arł. Pośród rannych pow stało duże poruszenie.

Śmierć zawitała na ich pustkow ie, śm ierć tylko dlatego, że byli opuszczeni, pozbawieni pom ocy szpitalnej. K ażdego z nich m oże to spotkać. Kiedy uspo­

koili się nieco z konieczności godząc się z takim losem , w pewnym oddaleniu od obozu wykopali grób, w którym pochow ali porucznika bez trumny, ale w pełnym mundurze polskiego oficera. Jedynie twarz przykryli mu chustecz­

ką. Nad m ogiłą oddali chłopcy salwę honorow ą, m im o że w ich sytuacji nie było to wskazane. Byli jednak zdania, że salwa honorow a należała się ż o ł­

nierzowi, bez względu na okoliczności. N a usypanej m ogile ustawili brzozo- wy krzyż, na nim umieścili czapkę porucznika oraz opaskę biało-czerwoną z napisem WP. D o krzyża przybili m ałą tabliczkę wystruganą z brzozy, um ie­

szczając na niej napis z im ieniem , nazw iskiem , pseudonim em i datą śmierci zm arłego.

Siostra „Flora” nie brała udziału w p ogrzebie. Z aszyła się w zarośla i p ła­

kała, długo płakała. W e łzach topiła swój żal za zm arłym , swoją bezradność oraz lęk o innych rannych i o siebie.

453

13

(14)

M im o że śmierć ppor. „Szym uli” cieniem smutku p oło ży ła się wśród zdrowych i chorych tego szpitalika, to jednak życie b yło silniejsze. Ż yw i mu­

sieli żyć. Nastąpiły dni podob n e do poprzednich. Siostra „Flora” martwiła się ogrom nie, bo leki jej skończyły się zupełnie. P ozostał tylko rywanol w tabletkach. R ozcieńczała w ięc go w w odzie i z płynu tego robiła okłady.

T rochę to przynosiło ulgę chorym . Śm ierć jednak znow u zaw itała do obozu, znow u zabrała jedną ofiarę. Tym razem pogorszył się stan zdrow ia Jana M u­

zyki „M ichałka”. Postrzelone kolano ogrom nie spuchło, rany były zaogn io­

n e, ropiały, a temperatura dochodziła u niego do 40°. W końcu p ojaw iła się zgorzel gazowa. N ie było dla niego ratunku. Jeżeli m og ło coś go uratować to w ysoka amputacja nogi i od pow iedn ie lek i, a przede wszystkim surowica przeciw zgorzeli. Am putacji jednak nie m ożna było w ykonać, lek ów nie m ożna było zdobyć. W końcu w ciężkich m ęczarniach „M ichałko” zmarł.

U m ierając tkliwymi słowam i wzywał swoją m am ę, a ostatnim rozpaczliwym okrzykiem było: „Niech żyje P olska”.

„M ichałka” pochowano obok ppor. „Szym uli” z podobnym swoistym cerem oniałem . Na wyspie były już dw ie m ogiły z dw om a brzozow ym i krzy­

żam i.

Teraz siostra „Flora” drżała na m yśl o zgorzeli u innych rannych, ale ja­

koś szczęśliwie nie było tych objaw ów . Ż ycie na w yspie toczyło się dalej swoim trybem. Opatrunki rannym zm ieniała często, gotując zużytą gazę bądź robiąc szarpie z lnianego p łótna otrzym anego ze wsi. O czyszczała rany i wystawiała je na dobroczynne działanie słońca, wskutek czego rany obsy­

chały i ładnie się goiły. A le nie u wszystkich. W ciężkim stanie był stale

„W ołodyjow ski”. Wbrew pierw otnym przypuszczeniom jeg o liczne rany, w których uwięzły odłam ki, okazały się głęb ok ie. Zaczął gorączkow ać, nastą­

p iło ogóln e zakażenie. Tem peratura nie u stępow ała, zaczął m ajaczyć, aż k tóregoś wieczoru zmarł nie odzyskując przytom ności.

A w ięc trzecia ofiara śm iertelna. Pow tórzyła się sm utna uroczystość p o ­ grzebow a, urosła trzecia m ogiła, trzeci brzozo wy krzyż stanął w szeregu, ob ok dwóch poprzednich. Trzecia salwa honorow a p ożegn ała zm arłego, ale tym razem groziła żywym.

D n ia następnego dow iedziała się „H ora” w e wsi, że byli tam N iem cy i tę salw ę słyszeli. N ależało się spodziew ać ich wizyty. Przy wykorzystaniu ży­

czliw ości zaprzyjaźnionych gospodarzy, kusząc odpow iednią op ła tą , udało się siostrze znaleźć chętnych, którzy obiecali nocą przew ieźć szpital furman­

kam i do innego bezpiecznego m iejsca. K iedy wróciła na w yspę z takim i wia­

dom ościam i, żołnierze natychm iast zaczęli likwidować ob óz przygotowując w szystko do transportu. W ystaw iono posterunki obserw acyjne z niecierpli­

w ością oczekując nocy, w ob aw ie, by N iem cy nie przyszli w ciągu dnia. Z a­

padł zm ierzch, a wkrótce okolica zanurzyła się w ciem nościach. Furmanek nie b yło . Wśród żołnierzy zaczęło się wkradać zw ątpienie. A jeśli furmanki nie przyjadą?

Jakoż jednak ok oło godz. 2300 d ało się słyszeć skrzyp furm anek i stąpanie 454

14

(15)

koni p o w od zie. W szyscy odetchnęli. Zaraz rannych zaczęto ładow ać na w ozy. B y ło bardzo ciasno, gdyż dochodziły jeszcze garnki, różny sprzęt i broń rannych. Zdrowi szli pieszo i stanowili ochronę transportu. O dcho­

dząc, w szyscy, którzy m ogli, odwiedzili m ogiły zm arłych towarzyszy broni.

Salutow ali im i żegnali na wieczny sen. Tym wróg już nie m ógł nic zrobić.

Po kilku godzinach ostrożnej jazdy cały szpital znalazł się na podobnej wyspie co poprzednia, p ołożonej na rozlewiskach niedaleko wsi A n ton o w o . Furmani pom ogli znieść rannych, układając ich na trawie pod drzewam i. P o ­ zostawili naw et w óz i konia, który zresztą po kilku dniach uciekł do sw ego gospodarza. N a nowym m iejscu postoju nie budow ano szałasów , chorzy le ­ żeli pod drzewam i. Pogoda dopisywała, dni były ciep łe, słon eczn e. Plagą jednak dla rannych były w ielkie komary, które bardzo wszystkim dokuczały.

Z n ow ego pustkowia siostra „H ora” nawiązała kontakt z ludnością A n ton o- w a, a szczególnie zdobyła życzliwość i zaufanie gospodyni z dom u na skraju lasu. O d niej otrzymywała najkonieczniejsze produkty, które, jak poprzed­

nio, wytrwale nosiła do obozu.

Czas m ijał jednak p ow oli, m inęła połow a czerwca. Szpital „Flory” był zu p ełnie pozbawiony jakichkolwiek wiadom ości ze świata, nie m iał też żad ­ nych kontaktów z oddziałam i dywizji. Ranni czuli się coraz lep iej, ich rany goiły się, pow oli wracali do zdrowia. Kilku z nich odpow iednio podleczonych od eszło z obozu w poszukiwaniu swoich oddziałów .

K tórejś niedzieli, podczas rozm owy z chorymi o bieżącej sytuacji, siostra

„Flora” p od jęła decyzję udania się pieszo do o d ległego o 30 km Brześcia nad B ugiem , celem zasięgnięcia informacji. Przy pom ocy życzliwej gospody­

ni przebrana za wiejską dziew czynę ruszyła w drogę. B yła dwukrotnie za­

trzymywana przez patrole partyzantki radzieckiej, ale puszczono ją wierząc, że idzie — jak m ów iła — do chorego ojca w Brześciu. Trzeci jednak patrol nie dał wiary tej naiwnej bajeczce. „Florze” groziło rozstrzelanie jako w y­

w iadow cy niem ieckiem u, toteż powiedziała prawdę. Teraz radzieccy party­

zanci uw ierzyli, odradzali jednak stanowczo dalszą w ędrów kę. B rześć i o k o ­ lice w y ją tk o w o n asycon e b yły N iem cam i, którzy ła tw o m ogli p och w ycić dziew czynę b ez m iejscowych dokum entów. P ocieszona, że już niedługo na­

stąpi kres niew oli niem ieckiej, zawróciła „Flora” do swoich. Szła teraz do obozu na przełaj, om ijając drogi, nie chcąc znowu spotkać się z patrolam i partyzanckim i. Idąc tak ścieżką przez wysokie zarośla została nagle zatrzy­

mana przez polski posterunek ubezpieczeniow y. O kazało się, że aż tutaj do rejonu B rześcia nad Bugiem dotarł por. „Jastrząb” ze swoim o d d ziałem , idąc stale śladam i dywizji, po wyrwaniu się z okrążenia w lasach m osurskich.

Już w ieczorem wróciła „Flora” do swoich chorych. O pow iedziała, co za ­ szło i d laczego nie dotarła do Brześcia.

K olejną wyprawę po w iadom ości ze świata podjęła do polskiej kolonii Z aoście, ale tym razem towarzyszył jej bystry chłopak, dobrze już p o d leczo­

ny kpr. pchor. Artur M akuch „Babinicz”, zwany w ob ozie M arkiem . Przede wszystkim udali się na plebanię do księdza (chyba Z apaśnika), który był

15

(16)

\ \

bardzo zdziw iony widząc polskiego partyzanta z pistoletem m aszynow ym i z p istoletem polską dziewczynę. Przyjął ich jednak bardzo życzliw ie, zap ro­

sił na ob iad , a w dalszej rozm owie doradzał, by po bardziej w iarygod n e w ia­

d om ości udać się do m iejscow ego sołtysa. Sołtys, dobry Polak, a le te ż n ie­

w iele w ied ział, a już nic nie m ógł pow iedzieć o oddziałach polskiej dywizji.

Słysząc jednak, w jakich warunkach przebywają ranni, okazał w ie le troski i życzliw ości dając zapew nienie, że udzieli im wszelkiej m ożliw ej p om ocy.

T o b y ło ogrom nie krzepiące dla całej grupy. Tu raz jeszcze p rzejaw iał się g łęb ok i patriotyzm kresowych Polaków.

W racając z Z aościa ob oje wywiadowcy pobłądzili i weszli do ja k iejś o sa ­ dy zajętej przez N iem ców . U przedzeni przez ludzi, których p o b u d zili, p o ­ śp ieszn ie opuścili w ioskę. Przechodząc chwiejącą się kładką przez n iew ielk i strum yk, ob oje wpadli do wody. Przemoczeni do „suchej nitki” , w rócili do obozu ju ż po północy.

N astęp n ego dnia, kiedy wszyscy siedzieli w okół ogniska, na k tórym g o to ­ w ały się strzykawki, a siostra i M arek opowiadali o swojej w ypraw ie d o Z a­

ościa, o księdzu i sołtysie, w yczulone uszy partyzantów uchw yciły od g ło sy człapania po w odzie. K toś zbliżał się do wyspy. W szyscy za n iep o k oili się, ale stw ierdzono zaraz, że to jeźd ziec wyglądający na radzieckiego partyzan­

ta. W krótce był on przy ognisku i nie zsiadając z konia zapytał p o rosyjsku:

„K to tu jest dow ódcą” . Z a „komandira” podała się siostra „Flora” ośw iad ­ czając, że jest pielęgniarką i op ieku je się rannymi polskim i partyzantam i.

W ów czas ten polecił je j, by udała się za nim do sztabu, bo w łaśn ie o nią mu chodzi. W ob ec protestów swoich chłopców , nakazała spokój i p o szła za jeźd źcem , obiecując rychły powrót. Po przeszło godzinnym m arszu znalazła się w „sztabie” . Tu już ogarnęły ją wątpliwości, czy rzeczywiście m a do czy­

nienia z radziecką partyzantką. „Sztabowcy” zachowywali się o b c e so w o , aro­

gan ck o, żądając, by już teraz p ozostała u nich i zaopiekow ała się ich ranny­

m i. K ied y siostra ustawicznie tłum aczyła im, że ma obow iązek o p iek ow an ia się sw oim i rannymi, oświadczyli, że to ich nic nie obchodzi. B y ła w ięc p ew ­ na, że n ie był to oddział partyzancki, lecz jakaś luźna banda rabunkow a. Po długiej jednak rozm ow ie, przy słabej znajom ości języka rosyjsk iego „Flory” , sta n ęło na tym , że polscy ranni nocą zostaną zabrani do ich o b o zu , a siostra b ęd zie się op iekow ała jednym i i drugimi.

W yrw ała się „H ora” z tego „sztabu” z wielkim zad ow olen iem , ch cąc, jak n ajszybciej, dotrzeć do sw ojego obozu. Tak biegnąc wśród ła n ó w żyta sp o­

strzegła nagle dwóch uzbrojonych osobników . O kazało się, że byli to sanita­

riusz pchor. „K rótki” oraz pchor. „Babinicz”, którzy pod n ieo b ecn o ść siostry opuścili ob óz usiłując na własną rękę dotrzeć za B ug na L ubelszczyznę. B y ło to ogrom nym rozczarowaniem dla siostry „Flory” , gdyż na nich bardzo liczy­

ła. Sytuacja jednak wym agała działania.

K ied y dotarła do ob ozu , poruszyła wszystkich swoim op ow iadan iem o za­

m iarach nierozpoznanej bandy, która już wieczorem m iała zabrać w szystkich do sw o jeg o m iejsca postoju. Spodziew ano się czegoś n ajgo rszeg o, gdyż

456

16

(17)

w interesie bandy nie leżało powiększenie swojego obozu i opieka nad rannymi partyzantami. Postanowiono uciekać z zagrożonego miejsca. Powiadomiono o sytuacji księdza i sołtysa w Z aościu, a syn gospodyni, żywicielki szpitala, Maks podjął się wywiezienia całej grupy w inne bezpieczne miejsce. Z niepo­

kojem czekano wieczoru, mając już wszystko spakowane do drogi. Przyszedł jednak wieczór i nastała księżycowa noc, ale nikt z bandy nie przyszedł. Zjawił się natomiast niecierpliwie oczekiwany Maks z koniem i wozem. Na wóz zała­

dowano cały rynsztunek oraz ciężej rannych i nie zwlekając ruszono w drogę.

0 świcie byli w Zaościu. M aks z rannymi wjechał do sąsiedniego lasu, a „Flo­

ra” poszła do sołtysa. Ten natychmiast zajął się sprawą. Kazał Maksowi narzu­

cić na wóz siana dla przykrycia jego właściwego ładunku. Wioząc niby siano, zaprowadził sołtys partyzantów na p olan ę p ołożon ą wśród lasów, gdzie stał niewielki drewniany barak, „buda” pasterska. Sołtys pom ógł znieść siano, uform ować p osłania, na których u ło żo n o rannych. Zaczął się nowy, ale już ostatni etap partyzanckiej tułaczki tej grupy ludzi. Siostra „Flora” udała się do Z aościa, gdzie u księdza spotkała ukrytych na strychu pchor. „K rótkiego”

oraz pchor. „Babinicza” . B yli w ycieńczeni i chorzy, ale nie chcieli wracać do obozu. U parcie pragnęli iść za B ug, by dołączyć do swoich oddziałów . N ie nalegała w ięc, szczególnie że ksiądz ob iecał zaopiekować się nimi.

Na nowym m iejscu postoju szpitala siostry „Flory” czas upływał w sp o k o­

ju. Stosunkow o już teraz dobre w yżyw ienie, panująca dookoła cisza leczyły 1 dodaw ały rannym sił. N ad szed ł okres żniw. W szyscy byli już prawie zd ro­

wi, jedynie n iep ok oiło kolan o pchor. Jerzego Fiedorowa „Lecha” , które mimo że b yło w ygojone, ale na skutek d łu giego unieruchom ienia nogi m iało sztywny staw kolanow y. Siostra „Flora” zaczęła więc stosować kąpiele, m a­

saże i gim nastykę. „L ech” całkow icie podporządkował się tym zab iegom , sam cierpliwie i z uporem u siłow ał chodzić, początkowo przy pom ocy siostry czy kolegów , później o lasce, aż w końcu sam odzielnie stanął na nogach.

Teraz pragnął wrócić do W arszawy, skąd pochodził. Siostra wystarała się dla niego o furm ankę. D otarł on do B rześcia n/B ugiem , a dalej przy pom ocy polskich kolejarzy do W arszawy.

Tym czasem dnia 28 lipca 1944 r., po ciężkich walkach wojska radzieckie zdobyły B rześć i opanow ały tam tejszą tw ierdzę. Po paru dniach sołtys z Z a ­ ościa zaw iadom ił grupę polskich partyzantów o poleceniu władz radzieckich, by wyszli oni z lasu i zam eldow ali się w sztabie partyzantki radzieckiej p u ł­

kownika C zem iakow a. Z likw idow ano w ięc ob óz i cała grupa stawiła się na wskazane m iejsce. Zgrupow ani partyzanci m ieli udać się do Brześcia. Siostrę

„Florę” , jako m ieszkankę K ow la, zw oln iono do domu. Przykro jej b yło roz­

stawać się ze sw oim i ch łopcam i, ale była jednocześnie zadow olona ze s p e ł­

nionego obow iązku, z faktu, że przeżyła i p om ogła przeżyć koszmarny czas żołnierzom pow ierzonym jej op iece. Po dw óch dniach pieszo dotarła do K o ­ wla. W m iejscu rodzinnego dom u zastała tylko zgliszcza26.

26 H. Dąbrowska „Flora”, Wspomnienia (1979) — tamże.

17

(18)

18

(19)

Po w ojnie, w 1973 r., siostra „Flora” — H elena Dąbrowska za hart ducha i ofiarność, którą w ykazała ratując rannych żołnierzy, została odznaczona Międzynarodowym M edalem F lorence Nightingale.

Grupa „Jarosława”

Rozpaczliwy akt przebijania się 27 W ołyńskiej Dywizji A K z okrążenia w lasach mosurskich przyniósł jej znaczne straty w ludziach, pociągnął w iele ofiar. N iezależnie od tych co p olegli w w alce, wielu żołnierzy tej um ęczonej dywizji dostało się w ręce n iem ieckie ponosząc śmierć, zapełniając w ięzienia w Lubomlu, C h ełm ie, Z am ościu, W łodzim ierzu W ołyńskim , Lublinie i H ru­

bieszowie bądź znosząc geh en n ę obozu jenieckiego w O kszowie pod C h eł­

mem.

W ielu żołnierzy i podoficerów ze szwadronu ppor. Longina D ą b ek -D ę- bickiego „Jarosława” razem ze swoim dow ódcą cofn ęło się spod torów k o le ­ jowych już pierwszego dnia przebijania się z „k otła”, tj. 21 kwietnia 1944 r.

Opuścili oni bezpośrednio zagrożony teren, kierując się w stronę W łod zim ie­

rza W ołyńskiego, do rejonu sw ojej bazy w yjściow ej. W okolicy Turówki za­

trzymali się w luźno rozrzuconych zabudow aniach, gdzie było sporo osób ludności cywilnej, w tym rów nież rodzin walczących żołnierzy. U form ow an o tam grupę złożoną z żołnierzy dywizji oraz osób cywilnych, mając zam iar przejścia za Bug na L ubelszczyznę. Term in wymarszu jednak od kład ano, gdyż jedna z kobiet bardzo osłab ła. B yła to fatalna decyzja. W ykorzystał to Ukrainiec m ieszkający ob ok , donosząc N iem com o kwaterowaniu tam grupy polskich partyzantów. D nia 23 kw ietnia 1944 r. wcześnie rano grupę zab u d o­

wań, gdzie przebywali partyzanci i cyw ile, otoczyli N iem cy zabierając w szy­

stkich do Stanisławow a.

Niektórzy partyzanci zdążyli już pozbyć się oznak oraz ekwipunku w o j­

skow ego, dowodzili w ięc, że są cywilam i i z rodzinami zatrzymali się chcąc przeczekać działania w ojenn e w tej okolicy. W yglądało to bardzo praw dopo­

dobnie, gdyż niektórzy, szczególnie starsi żołnierze przebrani w ubrania cy­

wilne istotnie byli ze swoim i żonam i i dziećm i. N iem cy niezbyt wierzyli tym zapew nieniom , a szczególnie ppor. „Jarosława” oraz jego łączniczki Marii Soroczyńskiej „Stokrotki” , podających się za m ałżeństw o. „Jarosław” b o ­ wiem nie zdążył pozbyć się spodni w ojskow ych oraz butów ze śladami n o szo ­ nych ostróg.

Wszystkich trzym ano pod strażą. P od wieczór dnia 23 kwietnia 1944 r., zostali oni wstrząśnięci faktem rozstrzelania przez N iem ców w Stanisław ow ie ponad dwudziestu polskich partyzantów , wziętych do niewoli w trakcie walk lub wyłapanych w terenie po wyjściu dywizji z okrążenia. Ż ołnierze ci trzy­

mani byli w stod ole, gdzie zostali rozebrani, a następnie nadzy z rękam i na karku, zapędzeni na skraj osad y, gdzie rozstrzelano ich nad uprzednio w y k o­

458

19

(20)

20

(21)

H elen a DĄBROW SKA (» F lo ra « ) _______

U ro d zo n a w K o w lu , od n a j- m łódszyćh la t .zw iązała się z h a r ­ cerstw em ,.. gdzie. m. in. zdobyła w y szk o len ie s a n ita rn e . 1. w rz e ­ śn ia . 1939' o trz y m a ła p rz y d z ia ł do II ' k a d r y ‘ zap aso w ej w L u b lin ie w szp italu na.?-ul- L u b a rto w s k ie j, gdżie przejżył.a/szereg ciężkich n a - ' lotów , po ęaz. p ie rw sz y s ty k a ją c się z ' grozą.; w o jn y . P o k ilk u d n ia c h ew ak u o w an a, ra z e m ze sz p ita le m w y je ż d ż a pod b o m b a ­ m i h itlero w sk ich ' sam o lo tó w w k ie ru n k u K ow la. Po z a k o ń czen iu kampanii-. ■- w rześn io w ej n a d a l p ra c u je w szp italn ictw ie.

Od stycznia -1042 Y.' do lu teg o 1944 p r a c u je , w szp italu w L u - bom lu. W ty m o k resie je s t ju ż w k o n sp ira c ji — w ' „ s ia tc e ” 27 . D P A K. W lu ty m 1944 zo sta je sk iero w an a ja k o s a n ita riu s z k a do' słu ż b y / w o d d zia ła c h polo- w ych tej w ie lk ie j je d n o s tk i p a r ­ ty zan ck iej.’ P rzechodzi cały szlak bojowy, 27 d y w iz ji.. W ielo k ro tn ie r a tu je ży cie ' ra h n y m — ' o d d a ją c im s w o ją -k re w . G dy d y w iz ja po p rzebiciu się z o k rą ż e n ia o d ­ chodzi w . . k ie ru n k u zach o d n im , poza B ug — „ F lo ra ” z o sta je p rz y ra n n y c h . M łodsze s a n ita riu s z k i, k tó re były- w , je j d yspozycji . —

„M yszka” i „S zyszka” — p ro p o ­ n u ją , że j ą zastą p ią w p e łn ie n iu - tej fu n k c ji. „ F lo ra ” o d m a w ia : , w ie d obrze iż o n a najlc-piej w y - ■ w iąże się z o b o w iązk u b p ie k i nad ciężko chorym i i rannym i-, kolfe- gam i. N a m a le ń k ie j' w y sp ie w śród b ag ien , później zaś w z a ­ k a m a rk a c h , le ś n y c h trwja w c ią ­ gu kilk u .ty ao d n i ciężka, u p a rta w alka sa m o tn ej d ziew czy n y z głodem , ro p ie ją c y m i . ra n a m i, chłodem ,., w alk ą o życie : ciężko ra n n y c h '.ż o łn ie rz y . W a lk ą ,ta p rzy n o si zw y cięstw o b o h a te rs k ie j s a n ita riu sz c e , k tó ra , po w k ro c z e ­ niu w o jsk ra d zieck ich szczęśli­

w ie . tr a n s p o rtu je do “ sz p ita la w szy stk ich ran n y ch . V'

O b e c n ie .H elen a D abrO w ska je s t ' d y p lo m o w an ą p ie lę g n ia r­

ką. M ieszka stale, w O lsztynie.

S tu d iu je zaocznie na W ydziale P o lo n isty k i U n iw e rsy te tu W a r­

szaw skiego. A k ty w n ie p ra c u je ;na polu społecznym . 'J e s t czło n k iem ZBoWiD.

21

(22)

22

(23)

23

(24)

24

(25)

25

(26)

26

(27)

27

Cytaty

Powiązane dokumenty

Skoro tu mowa o możliwości odtwarzania, to ma to zarazem znaczyć, że przy „automatycznym ” rozumieniu nie może natu ­ ralnie być mowy o jakimś (psychologicznym)

Historia orłowskich klas kończy się jednak dużo później, bo dopiero w 2009 roku, kiedy po 17-letnim okresie karwińskim (klasy te w 1992 roku przeniesiono z Łazów

— Możemy się zatrzymać, nie mam nic przeciwko temu — włącza się Rachel, jak mogłam się spodziewać.. Rachel nie

Załącznik nr 2 – schemat dla nauczyciela – Czym bracia Lwie Serce zasłużyli sobie na miano człowieka. walczą o

Kiedyś, to jakaś okazja była, ale nie 22 lipca, tylko może 1 maja, jakoś to w lecie było i zaproponowano naszej klasie udział w takim widowisku

To tak ta beczka stała pod dachem, bo to już było lato przecież, żeby to po kapuście namoczyć, bo to czuć te kapustę kiszone, i jak ona się odważyła.. Ale

Innym przykładem może być zachowanie się terapeuty pracującego z pacjentem.. Dobry terapeuta potrafi się dokładnie upodobnić em ocjonalnie do klienta, by spojrzeć na

Słowa kluczowe projekt Polska transformacja 1989-1991, przełom w 1989 roku, PRL, przemiany ekonomiczne i społeczne, nowa gospodarka, Tadeusz Mazowiecki, Leszek Balcerowicz,