• Nie Znaleziono Wyników

Zapis : poezja, proza, eseje, felietony. Nr 12 (1979)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Zapis : poezja, proza, eseje, felietony. Nr 12 (1979)"

Copied!
142
0
0

Pełen tekst

(1)

PROZA —7 Ą p i f r *

P0^ ZAr 3

f__ J | l L Mammmmam m w «* ilłwi(»*r

KRONIKA październik 1979

w numerze:

lom asz BURIK Kazimierz BRANDYS

Włd( l\ sław BARI OSZI W Sk I jakub ŚWIt C K KI

u h Bashcvis SINC,I R

Arnold SK K KI Ka/inuc-i/ D I J M t K

Jan W A IC

Audi a '| s/( ZYPIORSKI I ('s/t >k SZARl )C,A

Barbara T O R U Ń C Ż Y K A d am M ICHNIK

ladciis/ NYC Z I X Ryszard KRYNICKI

oficyna 4 f h ;»!«*• tlMfi I wydawmczfł

(2)

I

1

' 1

•• .

(3)

S P I S ' T R E § C I .

Na 70-lecie Jerzego Andrzejewskiego . . . 5 m Tomasz Jurek: Przeciwieństwa istnienia. Pisarski świat

Jerzego Andrzejewskiego . . . ... ... « • • 6 Kazimierz Brandys? Miesiące I I . (fragmenty) . . . 20 Władysław Bartoszewski? Powstanie Warszawskie 1944-1979 . . . 59 Jakub Święcickis Isaac Bashevis Singer. . . . * * . . • . • . . • 6 2 Krótka rozmowa w Sztokholmie (wywiad z I.B.Singerem) . . . £6 Jacek Boaheński: 0 Arnoldzie Słuekim. . . . ... « . . . . 69 Arnold Słucki: Wiersze. . . . 72

Czy mogę robić te buty - "-Zapis” rozmawia z Kazimierzem

Dejmkiem... ... . ... . 7 7 Jan Walc-; Ja doszedłem tam dokąd s z l i ś m y ... .... . . 8 8 Andrzej Szozypiorski: Głupstwo* . . . . . . 9 5

Leszek Szaruga: Wiersze ... ... 95 Barbara Toruńczyk: OZN i endecja: Kilka odróżnień . . . 9 8 RECENZJE

Adam Miohnik: Cosas de Polonia. .107

Tadeusz Nyczek: 10 lat później. . . . .110 Ryszard Krynioki: Antologia przekładów, a nie poezji. . . . .116 S t .B .: Index on censorship: Cenzura na senzurowanym ... . . • • . .119 KRONIKA

Papież o kulturze (123) +++ Spotkanie J a ^ Pawła II z redaktorami pism kato­

lickich (123) ++f 50 sesja Polskiej Akademii Nauk i sprawa cenzury (125) +++

Tydzień Kultury Z/dowskiej 1979 (126) +++ Oświadczeftle redakcji "Zapisu"

(126) +++ Historia Miazgi (127) +++ Plap "Czytelnika" na rok 1980 (128) +++

.Pamięci Jerzego Zawieyskiego (128) +++ " 2fywa śmierć" (129) +++ Cenzura działa (129) +++ Nowi rewizjoniści? (lJO) +++ Kuśmierek w Krytyce (l3l) +++

Sztuka o targowiozanach - nie na ozasie (132) +++ Nowy teatr w systemie Eref (15 2) +++ Nowe kierownictwo kinematografii' (132) +++ MNa Srebrnym Glo­

b ie " (13 3) +++ Filmy na. 35-lecle <133) +++ ”.%ycie na gorąco" (133) +++ Kto się nadaje na członka Związku Literatów (133) +++ Koło Młodyoh (134) +++

Pisarze kombatanci i "Mała Ziemia" (134) +++ Nagroda wrooławskiego SKS-u (134) +++ Nowa książka Marka Nowakowskiego (134) +++ Seria wydawnicza "Li- b e lli" (135) +++ Co nowego w "Kulturze" (135) +++ Kisielewski w "Spotka- n&aoh“ {l35) +++ I>ruga "Res Publioa" (136) +++ Z ż y c ia pisarzy NRD (136) +++

Z życia pisarzy radzieckich (137) ++*•

Wyjaśnienie * . . Książki nadesłane Noty o autorach .

137 137 138

(4)

' ChpjrrJ.ght' by

» <• t »

► * i i

Trftna%a Burek

Władysław Bartoszewski

‘ ‘ Khżimierz' Brandys Jacek Bocheński

Ka zimier z De jmek ' ' Adam Michnik ,

Ł Tadeusz Nyczek

‘ ' Ryszard Krynicki

’ ‘ Andfcz’e J Szczypi hraki Leszek Szaruga

* ‘ Jakub* Święcicki

’ ‘ Barbara Toruńczyk

* f * »

; * * * Wa*s'zafca 1980

NIEZALEŻNA OFICYNA WYDAWNICZA

• ■ Ęl F R 0 S T - 0 W A N I E -

W wydanym przez Niezależną Oficynę Wydawniczą 11 numerze ” Zkpisu” potóno wskutek nadgorliwej "korekty" niezgodny z rzeczywistością skład redakcji, która numer ten 'przegotowała. W pracac)x nad numerem 1 1 nie uczestniczył już - z jowo- du wyjazdu za granicę - Adam Zagajewski, ą nie zaczął, jeszcze uczestniczyć Je­

rzy Ficowski* Nazwiska obu tych nas^rch kolegów redakcyjnych zostały tym razem wymienione przez nieporozumienie, za co Ich i Czytelników ppzeprassamy*

Z tego samego numeru 11 wypadły przez niedopatrzenie techniczne podpisy au­

torskie’ pod'wszystkimi drtokowariymi tata pracami. Fortadto zgubił Si^ę w oałości tekst' nJastęfcUjąteej 'trteści** * * ' . * , ‘ '

» * * * * » ł ^ » * ł * ł < \ 4 * *

"Prośba do Nas rffich_Autorów

Serdecznie dziękując zaprzyjaźnionym z nami* Znakomitym Autorom w kraju i za­

granicą, oddającym swe - nieraz bardzo wybitne - prace do dyspozycji "Zapisu” , prosimy usilnie Wszystkich, aby powierzali nam wyłącznie materiały, których nie zamierzają jednocześnie oferować innym yedakcjom* Ze zrozumiałych względów "Za­

pis” nie może pozwolió sobie na zamieszczanie tekstów dostępnych już w języku polskim na łamach innego ozasopisma.

ZAPIS”

(5)

v 5 NA S I^ M D Z I E S I E C IO L E C IE JER5BGO AiiDIlZEJĘWSKIEGO

/

19 sierpnia roku 1973 ukończył 70 lat nasz najstarszy w "Z a p is ie 1* Kolega i P r z y ja c ie l , wspaniały p is a r z , d ziś już klasyk współczesnej literatu ry pols­

k i e j , od dawna uczestnik lub wręcz in ic ja t o r wystąpień, w obronie swobody sło­

wa i ludzkiej godności, swego czasu sygnatariusz histerycznego “ Listu 3 4 " , obecnie członek Komitetu Samoobrony Społecznej KOR, Jerzy Andrzejewski.

0 tym, co w życiu i dzia łaln o śc i Jerzego Andrzejewskiego jest rzeczą głów­

ny i stanowi wartość n a jc e n rie js zą , o Jego twórczości, pisze nieco dalej To­

masz Burek /b ę d z ie kontynuował te refleksje w następnym num erze/. Tu my, współredaktorzy "Z a p is u ” , ludzie różnego wieku, różnych b io g r a fii i zawodów, niektórzy związani z Jerzym starą p rzy jaźn ią , wspomnieniami wspólnych prac, rozmów, trosk, zabaw, podróży bądź sąsiedztwa, pragniemy po prostu złożyć Jubilatow i życzenia i g r a tu la c je . A gdy zastanewiamy s ię , jak te gratulacje ująć w jednym zd a n iu , gdy stojąc wobec tak niepospolitej osobowości, tak n ie ­ zwykłego życia, tak świetnych książek i tak śmiałych dzia łań , zadajemy sobie pytanie, czego Jemu z perspektywy siedemdziesięciu lat należałoby przede wszystkim gratulować, przychodzi nam na myśl, że właśnie w ielostronności, Albowiem żyjemy wczasach* gdy uzurpatorc-ka , zaciekła jednostronność przy­

czynia najwięcej szkód człowiekowi i narodom, Umiejętność odnoszenia się do świata r ó ż n i e , na swój sposób i na twój sposób, krytycznie i wyrozu­

m iale, uroczyście i drwiąco, przychylnie i z protestem, ta umiejętność huma­

n isty czn a, przenikająca dzieło i życie Jerzego Andrzejewskiego j e s t , być mo­

że, tego dzieła i życia osiągnięciem największym.

Je j więc gratulujemy po namyśle Ju bilato w i, życząc Mu, by ona właśnie została dostrzeżona i należycie zrozumiana przez tych, którzy jej w sobie nie mają.

Pigrjaciele i Współpracownicy z "Z ap isu0

(6)

\

— § mm

Tomasz Burek

PRZECIWIEŃSTWA ISTNIENIA PISARSKI S¥IAT_JEI^EGO_ADljRZEJEWSiLIEGO

Wprowadzenie

Znakomity Hermann Eisberger, osobistość i osobowość o zdecydowanie ponad­

przeciętnym, rzec by można; imponującym, a kto wie esy nie wręcz charyzmatycz­

nym fonnacie i wymiarze, artysta-humanista z r^du tytanów duchowych, p isarz niestrudzony, autor całej półki bardzo sławnych tytułów, owych a rc y d zie ł, ku zamętowi współczesnego świata boleśnie nachylonych, ale i z n ajgłębszych.trady­

c j i moralnych Europy obficie i umiejętnie pokrzepienie czerpiących, jako to - że poprzestaniemy na kilku najbardziej charakterystycznych tytułach - "W ia ra , n a d z ie ja , miłość11. "C zas zagłady i zb a w ie n ia ", "J e ż e li nie umiera m ió sto",

"Powrót O dyseusza", i stąd t e ż , ma się rozumieć, laureat naj\vyższych nagród l i ­ terackich, Nobla nie wyłączając, oraz doktor honoris causa osiemnastu aż p rze­

świetnych uniwersytetów Starego i Nowego Świata - tenże właśnie w ielki i chwa-.

ły syty człowiek, rażony groźnym atakiem choroby niedługo po uroczystościach swojego o s ie m d zie się c io p ię cio le cia , i pośpiesznie pi zewieziony do k lin ik i w Zurychu, dogorywa tu pod tlenowym namiotem, a raczej d o ś n i w a . Sen «bo- wiera teraz jest prymarnym żywiołem i niemal jedynie możliwym sposobem egzys­

t en cji jego ducha, dośniwa zatem bw oją końcówkę. ^ in de p a r t ie .

"Chociaż p acjent, zgodnie z rygorami subordynacji, przestrzegał pozycji poziom ej, ruch mimo fizycznego bezruchu był jego udz-iałem, ruch, wędrowanie, nawet w alk a , o taki walka ns pewno, wprawdzie nie bój krwawy, lecz śmiertelne i wyczerpujące zapasy z ciemnym aniołem"*

Tym więc razem burza nie cichnie o zmierzchu: nie stygną konflikty i nie godzą się przeciwieństwa- w uśpionej zda się i odrętwiałej duszy Hermanna Eisbergera - klasyka XX wieku; na odwrót, niepokój całej jego istoty duchowej koncentruje się i z a o s t r z a ,: wzburzone głębiny wyrzucają z siebie strugę zło ­ wieszczo symbolicznych w i z j i , majaków, zwidów i straszydeł: śnię s ię , skłonne­

mu do szlachetnych.wzlotów, labiryntowe p rze :trze n ie - p u ła p k i, j a s k in ie , cze­

luście , podziemne korytarze, nieprzebyte ostępy le śn e, być może, iż są to za­

maskowane karcery; wzorowemu humaniście - wielkie niebaJ - śni się bestiarium' n a js tra s zliw s ze , szczu ro jeż, iguanfodon, h a t t e r ia , monstrualne poczwary; owe

somnia dreszczem grozy napawające, owe nocturnos lemures, owe obrazy-symptomy mówią same za s ie b ie : oznaczają grzeszno-archaiczne pokłady jaźn i śniącego:

sygnalizują pęd do samodręczycielstwa, na tle r.>zbdud«wanego kompleksu winy i przesadnie zaniżonej oceny samego s ie b ie ; są znakami świadomości upadku i odtrącenia, fantazmatami zrodzonymi z lęku: świadczą o psyche skłóconej, za­

chw ianej, dalekiej od h a r m o n ii,..

Kim przeto jest Hermann Eisberger? Jest kim innyc? dla świata, a kim in ­ nym dla s ie b ie . W blasku jupiterów kultury światowej - jest uznanym powszech­

nie przedstawicielem lu dzkości, rzecznikiem moralnego zdrowia i n a d z ie i, stru­

nnikiem sił postępu wbrew nieprzeliczonym plagom i porażkom h is to r ii humanis­

ty c znej. Jako pisarz - reprezentuje klasyczne cnoty ja s n o śc i, ładu i umiaru, n ajb liższa jest mu zasada formy p r z e jr z y s t e j, złączonej z myślą konstruktyw­

ną. We własnym natomiast wnętrzu - kiedy daje się unieść f a l i snów - zamienia się jakby w poetę nocnego i grobowego, najczarniejszego z czarnych romanty­

k a , co obłędnie wpełza w otchłań niedostępną dla ludzkich oczu, w tajemną, pierwotną, infantylną grotę- labirynt, by napotkać potwora, który go osobliwie fa scy n u je, przeraża, a wreszcie delconspiruje i kompromituje. Mianowicie: swo­

je przeciwstawne ego e lt e r . Swoją drugą połowę.

Krótko mówiąc, świadomość zdegradowana, wypchnięta i przekształcona w podświadomość, nieszczęśliwa i mroczna świadomość egzystencjalna, stanowi pra­

wdę ukrytą górującej i pozornie niezachwianej świadomości olim pijskiej Heiroa- nna Eisbergera, Pozornie niezachwianej - powiadamy. Albowiem ów retoryczny i

(7)

~ 7 -

% i

literacko zaokrąglony, a przez to i ułatwiony humanizm, jakim autor "Czasu za­

głady i zbaw ien ia" zapracował fta sukces i sławę u współczesnych, nie przetrwał próby jego własnego snu. Świadomość idealna nie zwyciężyła w grze "agonu" z ■ wysłannikiem niższego św iata, ciemnym aniołem, k tó ry , zadowoloną, strącił z akademickiego O lippu, ściągnął z wyżyn promiennej i błogiej s£r6nit«T na ziemię Hioba, ziemię miazgi i popiołu,”

Świat wydziedziczenia i spustoszenia, jałowości i wstydu, poniżenia, zn ie ­ wolenia i niep raw o ści, nie tylko nie pozwala o sobie zapomnieć, ale poczyna dominować w in fem alnym ś n ie , którego demirurgicznym sprawcą, bohaterem i o- fia r ą za,razem, jest tenże Hermann Eisbergei' - ''zlepek wielu cytatów i f i k c j i "

- istota niemal zbiorowej w jednej osobie przemądry- starzec i nieświadome d z ie ­ cko, geniusz i kretyn, gołębica i la rw a , duchostwórca zwycięsko i swobodnie polatujący. w światłach dnia i przeciwważny mu duch melancholijnegp spartacze­

nia i perysrersji zagrzebany w ciemnościach pradziejów} ponadto oportunista, zdaje s ię , życiowy i patetyczny l'biorame r6volt6; stylista uwieńczony wawrzyn nem, kładący słowa niczym balsam nooieszenia na otwarte rany ludzkości i Eu­

ropy* i przecież p isarz zbo lały, świadom własnego błędu i fałszerstw a, rady­

kalnie, wątpiący w lit e r a t u r ę ; ucieleśniona sprzeczność i zmienność; prawdziwy artysta- e p o k i c i e m n e j . Epoki kompletnego zamieszania i rozkładu, kiedy dotychczasowe kategorie myślowe, wyobrażenia i pojęcia stają się zwod­

nicze i bezużyteczne: epoki rzeczy i przemian-zatajonych i ukrytych pod osło­

ną nocy. Orfeuszem takich czasów - powtórzmy - jest Hermann Eisberger*

Będąc zaś symbolicznym portretem wewnętrznym twórcy współczesnego /por- * tretem w isto cie niemożliwym; więc tylko przybliżeniem : ułamkiem pękniętej c ało ś c i; fragmentem fragm entu/; zarazem będąc odzwierciedleniem stanu ducha panującego w literaturze naszej doby - postać Hermanna E isb ergera zawdzięcza naturalnie rozmaite właściwości i cechy swej fizjo no m ii duchowej, zresztą nader swobodnie przetasowanym, życiorysem, gestom publicznym., utworom i chara­

kterom moralnym w ielu najwyższej i także mniejszej miary p isarzy , od II*H», T .M ., A . G . , A . C . , J . I . , poprzez Igrela zapewne, aż d o * .. Jerzego Andrzejewa-,

k iego . '

1 . TWÓRCA

1 . P isarz prawie nieznany

Kim jest Jerzy Andrzejewski? Kie radzę bawić się w szukanie prostych ana­

lo g ii pomiędzy nim samym jako artystą dwudziestowiecznym a protagonistą opo­

wiadania "Już prawie n i c " /"T w ó rc zo ść " 1 9 7 6 , nr 9 / . ’ Bo niemal nic to nie da#

Mamy tu do czynienia z podoi i^ s t w e m metafoiyc;;nym, przenośnym, zatem z na­

tury wieloznacznym. Y/szakże na jedno zjaw isko, upodabniające oż do granicy utożsamienia fikcyjn ą postać Eisbergera z realną - Andrzejewskiego, wypadnie palcem wskazać. Chodzi o paradoks publicznego zainteresowania osobą znanego twórcy. Mianowicie o ten p rz e d z iw n y 'fa k t, iż mimo szerokiego często rozgłosu pozostaje on /tw órca/ zaledwie połowicznie obecny pośród swoich współczesnych, a w gruncie rzeczy - nie znany. Pod tym jednym względem rzeczywiście obydwaj są do siebie bliźn iaczo podobni. Każdy z nich: i Andrzejewski, i Eisberger, przywodzi na myśl - lodową górę. Znani publiczności lite r a c k ie j prawią wyłąoz- nie od w ierzchu, od strony poniekąd widowiskowej i sensacyjnej - albo przez insynuacje i domysły małych sekretarzy lite rac k ich w rodzaju Otto Helda - resztę prawdy kryją w głębokim c ie n iu . K i e , skądże, nie rausz * to być zaraz tajemnice konfesjonał , ani rewelacje przeznaczone dla uszu psychoanalityka.

W wypadku Andrzejewskiego są to najprzód pewne tajemnice b ib l i o g r a f i i .

Rzadko kiedy we współczesnym pisarstwie występuje aż tak rażąca dyspro­

porcja między superlatywem /w zględnie diminutiwem/ krytycznym z jednej stro­

ny,. a stopniem znajomości chwalonego /w zględnie potępianego/ dzieła - z dru­

g i e j . Całokształt bowiem pisarskiego dorobku aiitora "M ia z g i" jest trudno dos­

tępny i słabo nawet przez badaczy spenetrowany, jest to.twórca dzię k i kilku swoim osiągnięciom głośny i bez wątpienia legendarny, ale znany w stopniu bardzo ograniczonym, żeby nie powiedzieć: niedostatecznym. Złożyło się na taki

(8)

stan rzeczy wiele różnych powodów. I parę generalnych nieporozumieć. W ic h * skumulowarym efekcie "ma się w rażenie” , że "z grubsza” wiadomo o co c h o d zi, kiedy na ekranie świadomości pojawia się nazwiskowy sygnał; Jerzy Andrzej)

s k i. Najprostszy odruchj pisarz-morelista* Naturalnie z powołaniem się na u s ­ talenia Włodzimierza Maciąga. -Ale i niejednemu przypomni się też literat-opo- zy c jo n lsta. Szeregowy konsument kultury iiyć może podeprze tutaj swoje rozezna­

nie'pamiętnym artykułem Bohdana K olińskiego , wyciętym z "Życia Warszawy” , Natomiast człowiek o uniwersyteckiej kulturze umysłowej, a przy tym z preten­

sjami do kreowania niezależnych o p in ii i ocen w sprawach lit e r a c k ic h , zapyta­

ny o Andrzejewskiego wyrecytuje, gotów jestem zaręczyć, tekst nonkonformisty- cznego profesora Sandsuera. Cóż je szcze? W zakamarkach •lindoności dorosłej części społeczeństwa ciągle bodaj tkwi i plącze s ię , zapewne, papierowy, ale i do niczego nie pasujący konterfekt Andrzejewskiego z przełomu lat czter­

dziestych i pięćdziesiątych! Andrzejewskiego jako autora broszur politycznych, które mógł był wonczas napisać Roman Bratny, gdyby tylko dopracował się lep ­ szego stylu. Lecz nie żartujmy. Ta fotografia błyskowa wielkiego pilskiego p is a r z a , zdjęta przy świetle gilotynowych dziejó w , i otoczona girlandą wzoro­

wo dobranych cytat ze S talin a , B ie ru ta , Bermana, I/la o Tse-tunga i Fadiejew a, ma przecież sens zastanawiający. Jest w niej nie wymyślony diabolizm , Oraz doniosła przestroga i nauka. Dziatwa szkolna jednakże nic o tym epizodzie i październikowej jego replice nie w ie , obcując z Andrzejewskim regulaminowo przez władze oswiatowe przystrzyżonym, przesianym i niewinnie podkolorowanym.

No i oczywiście wszyscy w id z ie li kiedyś film “Popiół i diament” według Jerze­

go Andrzejewskiego. Gdzie w całym tym galim atiasie Andrzejewski autentyczny?

Może właśnie w niepodważalnych faktach b ib lio g r a f ii?

N ieste ty , próżno szukać zgodnego z praw<24 obrazu twórczości pisarza w bib lio g rafia c h zredagowanych na użytek krajowego czy teln ik a. Spisy książko­

wych publikacji Andrzejewskiego, zawarte w nowszych opracowaniach krytycznych i haukowopopularnych /M acią g, Teresa W a la s /, nie odnotowują faktu wydania po­

w ieści "A p e la c ja ” przez Instytut Literacki w Paryżu / 1 9 6 3 / . Zwyczajny czy tel­

nik nie ma prawa i nie powinien nawet domyślać się istn ien ia pod >bnego tytu­

łu* Co tu zresztą mówić o znajomości “ A p e la c ji” , V/ końcu ilu czytelników mia­

ło w ręiach zeszyt "Twórczości” / 1 9 6 6 , 1 0 / z fragmentami "M ia z g i/? Wspomnia­

ne b ib lio grafie nie dokumentują - czasopiśmienniczej wprawdzie, fragmentary­

c z n e j, bo fragm entarycznej, obłamanej, ale do innej latami przecie dojść nie mogło - egzystencji tegu kluczowego d z i e ł a , Owe Andrzejewskiego oficjaln e rejestry ksiąg w pewnym sensie nie kłamią. Ujawniają bowiem niechcąco rozmia­

ry spustoszeń powodowanych zarówno dzikim i cenzuralnymi ingerencjam i, jak i bardziej ''zróżnicowaną” polityką represyjną w d ziedzin ie lit e r a tu r y . Dwudzies­

te wydanie "Popiołu i diamentu*' n i z d o ł a ukryć takich jednoznacznych faktów, jak nieczęste wznowienia mistrzowskich opowiadań i nowel, jak bardzo oporne reedycje "C ie mości kryją ziem ię” , "Bram r a ju ” , "Id z ie skacząc po gó rach":

opowieści, z których każda naetępaa wydaje się ważniejsza i literacko świet­

niejsza od poprzedniej. Znam grupę młodych, rozbudzonych umysłowo, tym samym nieco już zirytowanych przerysowaną wykładnią pedagogizującą "Popiołu i d ia ­ menty" t prawdziwy Andrzejewski zaczyna się dla nich d .p ie r o po 1956 roku:

wraz z "Ciemnościami” i "Bramami r a j u ". Ale dla wielu innych pozostaje właś­

ciwie autore.ii jednej ksią żki*

A więc głośny pisarz nieznany? Jak to należy rozumieć?

2. W ielki fragmentarysta

Rzecz nie sprowadza się bynajmniej do incydentów zewnętrznych. To zna­

czy do wzajemnie zsynchronizowanych zarządzeń polityczno-administracyjnych i praktyk wydawniczych, mających ograniczyć zasiąg oddziaływania niewygod­

nego, a zarazę wybitnego w skali światowej twórcy, przeszkodzić w upowsze- ohnieniu i należytej p rezentacji jego dorobku na forum krajowym. Jak ro zle­

głego dorobku i z jakich części si^ składającego - szkopuł w tym, że nikt tego dobrze nie w ie . Czemu? Trzeba niewątpliwie uwzględnić czynnik immanent- ny, zasadniczo nieobliczalny* sam, by się tak w yrazić, przyrodzony "charak­

te r p ism a", samą r o z r z u t n ą naturę pisarskich zamierzeń i przed- - 8 -

(9)

sięwaięć Jerzego Andrzejewskiego. *,

Bywał on nie tylko narjjratorem - twórcą nowel i pow ieści, Próbował także sił w żartobliwym dramacie /"Ś w ięto W in k e lr id a ", 1946/ i w poetycko-mitologioznym widowisku /"P r o m e te u sz", 1 9 7 3 /. Już przed wojną 'występował jako krytyk teatral­

ny i recenzent l it e r a c k i, uprawiał publicystykę, coraz śmielej wkraczał na te­

reny e se ju . Wielka szkoda że nie poszedł w ślady Z o fii Nałkowskiej /"W id z e n ie bliskie i d a l e k i e "/ czy Tadeusza Brezy /"N o ta tn ik l i t e r a c k i "/ i nie zdecydował się zgromadzić w jednej dużej księdze swej lite rac k ie j fe l ie t o n is t y k i, wrażeń Z teatru, rozmyślań nad lekturam i, komentarzy o sprawach i lu dziach , szkiców i zwierzeń prywatnych, Tom taki byłby zarówno wzbogaceniem b ib lio te ki idealnej polskiego eseju nowoczesnego, jak też mógłby stanowić nieoceniony przyczynek do poznania zainteresowań i kultury wewnętrznej pisarza

Inne uprawy p is a r s k ie , inne pola lite r a tu r y , doglądane i pięknie kultywowa­

ne przez Andrzejewskiego, to autobiografia i dzie n n ik . Stała od lat siedmiu ru­

bryka "Z dnia na d zie ń " w "L it e r a t u r ze " bywa nierzadko jedyną pozycją, jaka w tym wyjałowionym czasopiśmie daje się bez obrazy rozumu przeczytać. Żal, że wytrwałość i pasja dziennikowa Andrzejewskiego, z natury talentu - intymisty i d iarysty , nie znalazła dotąd uwidocznienia w książkowym p lo n ie . .Wszak mamy w literaturze współczesnej rozmaite precedensy ogłaszania przez literatów i uczonych swoich dzienników, całych lub ich speojalrde zredagowanych c z ę ś c i, w postaci cyklicznych bądź pojedynczych tomów /Gombrowicz, Herling-Grudziński, Zawieyski, Kubacki, Ż e k ie w ic z .. . / . Wiadomo: dziennik dziennikowi nierówny.

Chociaż ryzyko podobne. Jestem przekonany, że swoista kreacja pisarska Andrze­

jewskiego, w jaką niepostrzeżenie - z dnia na dzień właśnie - przerodziły się lu źn e , jakby od niechcenia notowane kartki raptularza, zmieszane z mikroesejs- m i, z embrionami pomysłów i zaczątkami fa b u ł, te z "L ite r a tu r y " i te drukowane po czasopismach w odle, lejsźych latach - że podubna k reacja, gdyby ostatecanie doszło do jej p rezentacji wydawniczej, dorównałaby swą oryginalną jakością najbardziej znanym osiągnięciom w pozornie niewiążącym gatunku, jakim jest d zie n n ik . A już z całą pewnością świeciłaby nowym, nie odbitym blaskiem, ustawiona w jednym szeręgu z klasycznymi "dziennikam i p is a r z y ".

Pisma autobiograficzne różnych odmian cieszą się od dłuższego czasu znacz­

nym powodzeniem u krytyki i p u b liczn o śc i, są z reguły rozchwytywane i wysoko cenione. Dość Wymienić ostatnie wielkie sukcesy "Alfabetu wspomnień" Słonims­

k iego , "Kalendarza i klepsydry" Konwickiego, dobre przyjęcie "Z domu" Ju liu ­ sza Żuławskiego, trzy wy !ania "K siążki moich wspomnień" Iw aszkiew icza, in t e ­ lektualnie kapitalną , choć nie wznawianą "Kwestię gustuV Ważyka, wreszcie .peł­

ną uroków Brandysowskiego sentencjaliznu "Małą k s ię g ę ", Można by tę lis t ę j e ­ szcze wydłużyć. Ale uderzające: brak na niej. Andrzejewskiego. Sądząc zaś po ogłaszanych sporadyc •,nie fragmentach "Notatek do a u t o b io g r a fii", właśnie An­

drzejewski wydaje się być czołowysi przedstawicielem owego intymnie pamiętni­

kowego i niepowierzchownie autobiograficznego nurtu w obecnej p ro zie . Czołowym przedstawicielem o raz, w poważnym stopniu, inicjatorem , j e ś l i przywołać tu

"Książkę dla Maroina" /rozpoczętą u schyłku wojny, opublikowaną w 1954 r . / »

"Książka dla Marcina" sprawia wrażenie świetnego fragmentu. Jakby uwer­

tury i obietnicy czegoś większego i bardziej rozbudowanego, Wojenny "P ow rót", włączony do kolekcji opowiad&ń, opatrzony został przez autora podtytułem}

“fragment powieściowy", W ty*ji wypadku jest to więc forma jawnie graniczna, fragmentaryczna, embrionalna, 3 kolei heroldowiezny epos p t , "Wojna skutecz­

n e , c zy li Opis bitew i potyczek z Zadufkam i", pierwotnie zaprojektowany na trzy tomy - urwał się /1 9 5 3 / ńa tomie pierwszym i jedynym. Summa lit e r a c ­ ka Andrzejewskiego, "M ia z g a ", paradoksalne! do tego stopnia zrosła sl<» ze swym wieloletnim toęrtem fragmentarycznym, że spora część zdezorientowanych czytelników uznała urywkową publikację ozaąopiśmienniczą za jej kształt os­

t ate c zn y ,' Chciałoby się powiedzieć: i tak d a l e j , , . Od szczątków nigdy uie ukończonych powieści młodzieńczych: "Noc" i "Z n ie b e s tą p ie n ie ", przez powieść, która nie przetrwała czasów woj^y i okup acji: "Natchnienie ś w ia t a ", aż po prawdziwy fenomen lit e r a c k i: powieść hietoryczno-współczesną "Sto lat temu i t e r a z ", złączoną genetyczną i strukturalną pępowiną z podłożem autorskiego d zie n n ik a , dosłownie wmiesza>ną w bieżącą materię życia i przypadki losowe

$ u t o r a , odnotowywane na kartkach "Z dnia na d z ie ń "* powieść więc skazaną - 9 -

(10)

- lo -

z góry na byt poczwarki, na n ie do w cielenie, na kształt zaprzeczony wewnętrznie, na formę, j e ś l i wolny jeszcze raz posłużyć się paradoksem, monumentalnie bez­

kształtnego urywku. .

Konkluzja naszego przeglądu nie może brzmieć inaczej i dzieło pisarsłcie Andrzejewskiego to twór pokruszony i rozproszony, w szczególny sposób ułomny, n i e d o k o n a n y . To jedno z arcydzieł literatury fragm entarycznej. Jak wszyscy fragmentaryści czy też fragBentyści - pisarze genialnej inicjatyw y i dekadenckiej m elancholii, porwani młodzieńczym rozmachem wyobraźni twórczej i sparaliżowani świadomością metafizycznego fiaska - buduje Andrzejewski swoje utwory na wąskiej granicy dzielącej doskonałość/od formalnego niepowodzenia.

Jest on - powiedziano • pisarzem, którego urzekają problemy m oralne", Owszem, ale urzeka go również absolut artystyczny, rozjątrza żądza doskonałości i zu­

pełności w "oddawaniu” i wyrażaniu słowami - ży c ia, Najbardziej udręczająca, najb a rd zie j niesamowita, ciągle nienasycona i zawsze daremna pasja ludzka. Pa­

sja wirtuoza słów - arty sty . Pragnąc całości i zarazem dotkliwie rozumiejąc, że w płynnym, nietrwałym, poszarpanym, tymczasowym porządku doczesnym, w isto- c iei nieporządku i bezkształcie świata, całoćć jest nieosiągalna, że może ona byó tyllo - n a d zie ją , twórca taki jak Andrzejewski id z ie od jednej skrajnej próby lite rac k ie j do d r u g ie j, przeciwstawnej, nie .może zatrzymać się i ograni­

czyć do jednego mfttier, nie chce poprzestać na żadnej zdobytej formie i każdą skazuje na t o , by pozostała - wieczystym fragmentem.

Toteż nic dziwnego, że i opracowania krytyczne poświęcone twórczości An­

drzejewskiego noszą na sobie znamienne piętno fragmentaryzmu. Są często mozai­

kowym zbiorem recenzji o poszczególnych utworach* Nawet najlepsze studia i m&>

zerun k i, ciekawie i żywo kreślące ideowe i artyrtyczne oblicze p is a r z a , nie satysfakcjonują w p e ł n i, mają bowiem charakter szkicowy i prowizorycznyi ury­

wają się grubo za w cześnie, na prozie okupacyjnej, jak "Traktat o zbawieniu"

pióra Andrzeja Kijowskiego /w jego książce "Arcydzieło n ie zn a n e ", 1 9 5 4 /, bądź też zaczynają się od środka, t j , od "Popiołu i diamentu" i nie wykraczają poza ogłoszony drukiem fragment "M i a z g i ", jak szkic Jana Błońskiego "Portret artys­

ty w latach w ielk iej zmiany" /w jego książce "Odmarsz** 1 9 7 8 /, Są to więc por­

trety nie domalowane.

De fakto jedna trzecia b io g r a fii twórczej p is a r z a , lata 1966-1979 i ich bogaty, lecz rozproszony dorobek: powieści "M iazga" 1 "A p e la c ja ", wspomniany

"Prom eteusz", różnych rozmiarów opowiadaniaj "Ciemna gw iazda" /"L it e r a t u r a "

1 9 7 4 , nr 1 4 - 16/, "Po tamtej stronie" /"T w ó rczo ść" 1 9 7 5 , nr 6/ , "Ju ż prawie n ic "

opowieść "Teraz na ciebie zagłada" / 1 9 7 6 / , dziennik i zmieszana z jego kartka­

mi, nie ufomowana do końca próba narracyjna "Sto lat temu i te r a z" - znalazły się poza domeną poważnej krytyki i bardziej systematycznej r e fle k s ji krytycz­

n o lit e r a c k ie j, oddane na pastwę recenzenckich światopoglądów. Albo po prostu padły łupem m ilc ze n ia . Kie trzeba też przypominać, że do tej pory nie znalazło

się dla Andrzejewskiego miejsca w PXVV-owskiej se r ii "Portrety współczesnych p isarzy p o ls k ic h ", /Chociaż seria zaczęła się ukazywać już w początkach lat 70- tych/. Zważywszy to wszystko, zrozumiemy jak bardzo nieznanym pisarzem jest znany pisarz Jerzy Andrzejewski.

3* Artysta-kameleon? - j

Jest pisarzem i w takim też sensie nieznany, że stereotypowy pogląd o na­

turze jego pisarstw o, urobiony głównie za pośrednictwem Artura Sandauera /p a tr zj "Szkoła nierzeczyw istości i je j uczeń. Esej krytyczny o s n u t y ,» . " itd*

Pierwodruk w cyklui "Bez taryfy ulgowejJ', Potem wielokrotnie wznawiany w l i c z ­ nych edycjach pism A * S * / , że ów stereotyp usankcjonowany i w pewnym momencie przecież fort&owany w redakcjach takich czasopism, jak "7/spółczesność" /A.Menc- weli "Miazga i f e t y s z " , 1 9 6 9 , n r ■21-22* J*Wagner: "W labiryncie zap rzeczeń ",

1 9 6 9 , n r 26, 1970 nr 1 / i "M iesięcznik L ite r a c k i" ./K,Mętrak* "Rozdarta scena duszy i diabeł k o n w e r s ji", 1969 nr 1 1/ , w dodatku cichcem popierany przez par­

tyjnych dyrygentów ku ltury, a nie znajdujący polemicznej przeciwwagii powiedzmy o s t r z e j, że substytut i liczman obiegowy zdołał zdominować i przytłoczyć swo­

ją wielosłowną masywnością rzeczywisty obraz twórcy "I d z i e skacząc po g ó rac h ".

Ki«dy na wykładzie monograficznym o twórczości Jerzego Andrzejewskiego, prowa­

dzonym w Warszawie w ramach Towarzystwa Kursów Naukowych w roku akademickim 1 5 7 8 /7 9 , pojawiać się zaczę li zorganizowani w "grupy dyskusyjne" agresywni

(11)

oponenci /rzadko . , ' ' ! ^ % ,° p ^ i ^ . y ^ t s r e o - o n i s j , pełne pojęciowi papki, której 4ródłem okazywa* s « r„ , t k m l . To miały

55 **: r . r = « u * s a r « f f : » L , , — jąC8

ub” ń l a . złoiyły s i» następujące elementy.

Po p i e ^ s z e i Andrzejewski to ^

T5o^*fc8\wi Z8kos!stows3i i bio lo ^i jintx $ i -w ±. 4

go humanizmu, 1 marksizmu w stalinowskim wydaniu, 1

2 S : ^ ł s V » s s s ^ ^ r i ącą

S f ^ S S S 4? ^ b ^ S k u i : ^ c “ n S ” p f ? r e, ^ a , k a m ^ i z m o w i

miotanie sie między ekstremami /naturalizm - oniryzm, realizm •* alegoryzm,

z i i Bn srś? S w r r -S f ^ .• s s s s rs .g s s u

Andrr.ejewakiagobrak j'est autentyzmu i.wyrazlstego - « * ? « • ^ £ T W niauataiaca rra literackich masek i wskutek tego - wtórna i n ie je d n o lita .

" A n i przez pięć minut nie wierzyłem w katolicyzm Jerzego Atidrzejewskie-

po - p i e z e L m b r L l c z w "Dzienniku /1 9 5 3 - 1 9 5 6 /" - strach mnie zdejmował na widok tego wstępu du nóźniejszej Wielkiej Maskarady". Od Gumorowieaa do San*

dauera od Sandeuera do SSencwela i Wegnera, od Wegnera do socaktywisty i t t u d e n ia !b o k s e r a !.. Tek to n ie o b lic za ln ie /a l e czyż nie d ia le k ty c zn ie?/ ewo­

luował i taką t o z a w r o t n ą .karierę zrooił argument puszczony niegdyś w ru przez naszą bezkompromisową intelektualnie szkołę .podejrzeń.

Trudno przeczyć oczywistemu wrażeniu, że Andrzejewski zmieniał si9

S u V : £ ^

a: ^ . ^ s s s s i i ^ P ^ ^ S S s i W L

nie*3wyćwiczonemu S b ^ i i J3 !r f t W-8 epecyfI c i n i f u S wedaanemu, ktdre ślizga

^ . ^ S S S S J S ^ S S k : t T S ^ . -

TńdSŻi SŁSŁ2M

zgorszeniem* Proteuezowo biografia pisarska nie Jest niczym wyjątkowym w

:

niespokojnej U ^ r z e n i . s t a , - i l n a g o ni 8 ^ ne1 n ic i która by powiodło go szerokim traktem dd pierwszych do oatatnici d z i e ł ” - * ż a l i c i e J eden z interpretatorów Andrzejewskiego, prawdziwie bezra­

dny krytyk-biedaczek, I nie moie wyjid ze zdumienia nad

iHwfttfM \'tńr^ i ezu udaniem "je s t ponad miarę rozpięta i płynna ♦ ™la S i i takim fa a ie powiadrteó o AndrS C ld z ia . który zaznał wszystkich

X 1 ^ t 4*~0 dłu^iei drodze przemian - w filo z o fii politycznej x p ra^yue i . " a T » M U a rty s t y , Cót o T .S .K l i o c i e , który w Jednym życiu zdążył z m i e l e i ojczyznę,

1I r i T Z . i oraekoninia społeczne /sympatyzował p rzecie* w pewnym okresie z I S r ^ ą S n ą f s « y z m u , u»arł zad w g lo r ii - . g j * . Pi

t y / , i nie jeden raz zmieniał także - wzory lit e r a c k ie . Coż o W ,H .A u den ie, kijmunizul5icvn przywódcy pokolenia poetyckiego w A nglii lst ^ ^ 1 f .J

^ wCj^y3* ^ e S f a ' . i ? k r f s k i m , freudyócie, z a r a z * , religijnym konwertycie.

(12)

Cóż o dziesiątkuinrych - podobnie "nie ustalanych" w estetycznych załoienia.ch twórczości i w poglądach na-świat - p is a r z y , .pisarzy narzucających w XX.wieku miary stylu i m yśli, takich jak K lraux i Sartre, jak Aldous Huxley i Orw ell,

jak Brzozowski i Czesław M iło sz. Cóż rz«c o nich wszystkich? Czyżby rasem wzią­

wszy należało współczesną epokę literacką ochrzcić mianem epoki kameleonow?

A wreszcie dajmyż temu pokój* Nie o apologię zmienności samej sobie nam chodzi - kiedy powracamy do sprawy Jerzego Andrzejewskiego - ale.całkiem odwrot?

n ie : o w y d o b y c ie ! podkreślenie elementów stałych w zmienności arty sty . Bo

•trzeba sięgnąć p o d historycznie zmienne wyznaczniki i składniki tworczości lite rac k ie j Andrzejewskiego, p o d ulegającą licznym przeróbkom i^odmianom, -częstokroć fragmentaryczną, z istoty swej różnorodną tkaninę jego pisarstwa*

aby odkryć t o , co w dziele tyra m acierzyste, jednorodne i nadrzędne, -konstanty, symbole tożsamości, swoiste kon figu racje, świat własny autora, jego mityczny krąg pierwszy, jego obsesyjny

4 . Obraz podstawowy /

Na istn ien ie takiego praobrazu, w którym drzemie O cze ku ją c magicznego p rze­

budzenia i ponowienia, całe pierwotne przeżycie i wyobrażeni® bytu i świata, całe najwcześniejsze dośw iadczenie, egzystehcjalna, c a ła , jeszcze u tajo na, t e ­ matyka i dramaturgia " j e ” twórczego ** tematyka i dramaturgia przedrefleksyjnej świadomości g ł ę b o k i e j - naprowadza i wskazuje sam Andrzejewski w u t ­ worach autobiograficznych. Najpierw w "Książce dla M arc in a".

W klasycznie prostej opowieści o "Warszawie najdawniejszych wspomnien , 0 rodzicach, s zk o le , o młodzieńczych wtajem niczeniach, o kolejnych przeprowdz- ka^h % mieszkania do raieszkania, o wielu rzeczach zwyczajnych a realistycznie ujętych - wyłania s ię , nie w jednym r zu c ie , ale stopniowo i fragmentami, jakby mimochodem, ów obraz podstawowy, jak się okaże: konstytutywny i charakterysty­

czny dla omawianego p isarstw a, obraz niestabilności świata, nietrwałości u l i c , domów, przedmiotów, niepewności kondycji l u d z k ie j, przemienności wszystkiego.

Wyłania, się temat losu jako &ry przeciwieństw. Egzystencji jako p o la r y za c ji.

S t a w a n i a s i ę jako dramatycznego napięcia między krańcov.»y*i moż­

liw ościam i. . (1 , . . . . .

Osnowę w tymże obrszie-tewacie stanowić będzie szereg różnorako a ktu alizo ­ wanych przeciwieństw; pełnia - pustkę; trwgnie - zn is z c z e n ie , swiązanie - roz­

lu ź n ie n ie ; tradycja - niepatóięć; powodzenie - klęska, wzrost - upadek, rozkwit - zagłada; starość - młodość, schyłek - i n i c j a c j a ; blask - mrok, światłość -

ciemność; sacrum - profanum. • v■ ^

Następstwu wymienionych kontrastów i antytetyc .nych sposobów is t n ie n ia , zaobserwowana w . ,!Książce dla M a rcin a", w rzeczywistym rytmie dziejów miasta i rodziny,' zatem uobecnione i-uwierzytelnione historią zbiorową,, pojawia się jed­

nak w prozie Andrzejewskiego znacznie w cześn iej: u samych jej początków

powtarza wielokrotnie aż do d z i s i a j . MB więc charakter ponadhistorycznie trwały.

Posiada w łaściw o ści•i znamiona m etafizyki i m itologii artystycznej, Organis&uje 1 tematyzuje świat wyobraźni p is a r z a . I naznacza ów świat insygniami Bymboli-

"Notatkach do a u t o b io g r a fii" /"L it e r a t u r a " 1972 ni* 7 / Andrzejewski wskazał otwarcie na źródło takiego v?ła śnie a nie innego widzenia awiata .i losu ludzkiego w tym św iec ie. Wskazał m dwie sprawy. Na społeczne miejsce swojego urodzenia. I na duchowo niepokojącą przygodę młodości jako trampolinę i p ie r ­ worodne, bezcenne tworzyw* eśwojej wyobraźni. "Żałują niekiedy - wyznawał -

że się nie urodziłem w rodzinie bogatej lub całkiem biednej i do robień doznan najwcześniejszych nie mógł świat zewnętrzny wtargnąć ani blaskiem zbytku ani dramatyczną i ciemną bru ta ln o śc ią ". *Jak ten brak nadrobić? Nieunikniona droga Jerzego Andrzejewskiego* droga z psychomoralnej stx%fy średniej* wygładzonej, s z a r e j , l e t n i e j , powściągliwej /o jc ie c był właścicielem sklepu ko lo nial­

nego w handlowej dzieltiiey W e r s o w y , matka pochodziła ze środowiska zdeklaso­

w anej, poszlacheckiej i n t e l ig e n c j i/* <lroga ku zaznaniu pełnej skali istn ien ia od krańca po kraniec - od ble$u«*i boskoścl po biegun diabelstwą - wiodła przez doświadczającą swoich mocy wy^sfeafaźnię. Innymi słowy: przez symbiliczną projek­

cję i - rekompensatę Literatujry*

-.12 -

(13)

I I . DZIEŁO

5* Jedność dzieła

W którymś miejscu cytowanych "Notatek cło a u to b io g r a fii" Andrzejewski po­

wiadaj "gdy spoglądam wstecz - widzę jasno., jalc poszczególne etapy mojej pracyt nieraz oceniane z zewnątrz za wyraz skrajnych przeciwieństw, jak moje t*w ,

"przełomy" i "n ie s p o d zia n k i" formalno-treściowe s% tylko p /Zorne i jak bardzo od pierwszych moich poczynań aż po ostatnie ogarnia i przenika tę całość uksz­

tałtowany przed przeszło czterdziestoma laty krąg mojej m łodości",

P rzy jdzie zgodzić się z autorefleksyjną wypowiedzią p is a r za . Istotnie bo?

wiem wszystkie prawie teksty składające się na dorobek pisarski Jerzego Andrze­

jewskiego zbiegają się na naszych oczach w jedną c a 'o ś ć , tworzą jeden łańcuch obsesyjnych metafor, jeden system wzajemnie powiązanych wątków przewodnich, tematów, symbolów i znaków obrazowych, przekazują niezmiennie tę samą w izję świata - metaforyczny Tekst Świadomości g łę b o k ie j.

Choć wydaje się często, że opowiadania Andrzejewskiego nadzwyczaj wiernie i b ie g le , z werystyczną wręcz dokładnością, odrysowują w idzialny kształt świa­

t a , sylwetki osób i wyglądy przedmiotów, realny bieg zdarzeń i zróżnicowanie losów lu dzkic h ; choć nie brakuje w nich całych, nieomylnie wykrojonych, płatów rzeczywistości sprawdzalnej, m ię s is t e j, takiej jaką lubimy odnajdywać w tzw.

e p ic k ie j, przedmiotowej- p ro zie , i , w reszcie,choć narracyjne punkty w y jśc ia , in ­ trodukcje i ekspozycje są w nich z reguły "p rze zro c zy ste ", skrajnie nieostenta- cyjne, dalekie od klimatu zagadkowości czy wiącności, jak najmniej rzucające się w oczy, jednym słowem, powszednie /nawet w "P o dró ży", któfca w miarę rozwi­

jania się tematu zgęstnieje w koszmar bezwyjściowy, w eschatologiczną wizję- metaforęs nawet w "Już prawie n i c " , gdzie środkowe i finałowe części akcji

toczyć się będą pod dyktando enigmatycznego snu Eisbergera - z jednej strony, zaś p ijan ej f r e n e z ji i furoru Otto Helda - z d r u g ie j /: choć. to wnystko prawda, to jednak każda k o le jn a , bardziej już uważna, lektura opowiadań Andrzejewskia- go utwierdza nas w mniemaniu, że z przemożną s ił ą , intensywnością oraz lunaty­

czną precyzją władcze'j manii wyrażają one w e w n ę t r z n e d o ś w i a d c z e n i e ich autora.

Wyra ają ów n a jś c iś le j własny, in tu icy jn ie dawno przeczuty, a z latami z coraz większym udziałem świadomości kształtowany i modulowany krąg przeżyć i tematów, rozdarć i o b s e s ji, niepokojów i oczarowań. Wyrażają rodzaj p a s j i , za­

fascynowania, "n a w ied ze n ia ", graniczącego 2 natręctwem przywiązania do pewnych wyobrażeń, do pewnych sy tu a c ji, do pewnych stanów umysłu i ducha, do emanują­

cych szczególnie aurę przedmiotów "n ie r e a ln y c h ". A wyrażają zgodnie z prawami języka symbolicznego. Oznacza to, że krajobraz mentalny - nawracający jak owa noc, która towarzyszy całej prozie Andrzejewskiego i jego bohaterem od. począt­

ku do końca; od snu warszawskiego najzwyklejszego kupca Antoniego Gielbarda w opowiadaniu "K o n iec" /1 9 3 3 / po Sen Znakomitego w "Już prawie n ic " /1 9 7 6 / - że ten krajobraz mentalny nie potrzebuje ofiarowywać się czytelnikom w postaci jakoś od razu unlezw yklonej, im aginacyjnej, specjalnymi zabiegami sztuki prze­

niesionej v/ wymiar niew idzialnoaci albo nadrzeczyw istości. Jawi się on zupeł­

nie in a c z e j. Tak jakby był krajobrazem naocznym, wszystkimi zmysłami percepo- wanym, trójwymiarowym, naturalnie i oczywiście rzeczywistym. Opowiadania An­

drzejewskiego mówią sugestywnie językiem, o którym na co dzień nie pamiętamy albo nie chcemy czy nie możemy pamiętać - włączeni w systemy komunikacyjne spo­

łecznej schizo fren ii - ale którym posiłkuje się nasza jaźń nieświadoma, mimowolna, "a r ty s ty c zn a ", zakorzeniona poprzez symbole w odczuciu wspólnoty świata: otóż wyrażają wewnętrzne doświadczenie w taki sposób, jak gdyby było ono doświadczeniem zmysłowym, a jednocześnie jakby świat zewnętrzny stanowił symbol świata umysłu i duszy.

Umiejętność posługiwania się "zapomnianym. językiem" to zdobyty przywilej i znak rozpoznawczy sztuki w ielk iej i szukającej wielkiego pojednania wszyst- • kiego ze 'wszystkim - rzeczy ukrytych z jawnyni, jasnych z ciemnymi, wyższych z niższym i, w idzialnych z niewidzielnymi jako dwóch stron tego samego. Andrze­

jewski osądzany w pryzmacie "okresów" i "etapów ", zależnych od posunięć i flu k tu a c ji P o l it y k i, lub interpretowany w kategoriach Rewii Mody, to jest od­

(14)

mian etylu, dostarczał przykładu na gorsząco-fascynujące rozstrojenie lit e r a c ­ kiego instrumentu, '.ystarcay umieścić tę twórczość na powrót w jej własnym kręgu, by poczęła służyć za wzór czegoś zgoła odwrotnego.

Z powodzeniem można więc dostrzec w opowiadaniach zebranych pod książko- wym tytułem "Niby g a j " sekwencję odbić świata wewnętrznego. Albo przeczytać wszystkie po kolei powieści jak długie opowiadanie. Rozpoznać jeden głos sym­

bolicznej opowieści w glosach oddzielnych r e la c ji i odległych narratorów.

Jakby ni-sacZąca praca czasu nie rozwierała się przepaścią czterdziestu k il k u , i t^ jakich l a t , między t*kstem opowiadania "K o n iec11 a tekstem zatytu­

łowanym "Już prawie- n i c " . Przypomnijmy i postawmy te dwie daty naprzeciw sie­

bie t 1933-1976.

tTakby młodość niezaspokojona i poszukująca, bez bojaźni otwierała n ajda l­

sze bramy snów starośai /w "Ju ż prawie n i c " / , a rozważna i suwerenna starość chłodziła palone maligną i udręką, gorejące czoło wieku młodzieńczego /w "Koń­

c u " , w "Kłamstwach" w całych "Drogach n ieu n ikn io ny ch "/*

Jakby wszystko było jednością . Jedną książką, Wewnętrznym związkiem prze­

ciwieństw.

Spróbujmy to pokazać.

6. Świat przeciwieństw

Skupionej uwadze czytelnika utworów Andrzejewskiego narzucają się w pier*»

wszej kolejności opozycje topologiczne, związane z charakterystycznie dwudziel­

nym rozpostarciem się przestrzennym tego Tekstu-Swiata. P rze strzen ie , m iejsca, sceneria, to wszystko, co rejestrowane wzrokiem i zewnętrzne, układa się pod­

ług niewidzialnego planu wewnętrznego i dąży do dwóch przeciwległych biegunów.

Są to bieguny góry i dołu, świata wyższego i świata n iższeg o, nieba i p ie k ła , marzeniem wyzłoconego raju i jałowej ziemi wygnania. Określić by je należano toianem "d o b r e j" /ś w i e t l i s t e j / i " z ł e j " /m rocznej/ p rze s trze n i.

Obszar pierwszej jest domeną, w i e s i e n i a się duchowego* Mideallzao-ji", uświęcenia i niemalże przebóstwienia człowieka, obszar drugiej - domeną upad­

k u , zdegradowania i zbestallzo w an ia, krańcowej "n a t u r a l i z a c j i" istot lu d zk ic h . Niekiedy obydwie te dlamentra.lnie różne i zupełnie inaczej pod względem aksjo­

logicznym nacechowane przestrzenie spotykają się w duszy pojedynczego człowie­

k a , miotają td'j tam i sam - od bieguna do bieguna - i rozszarpują jeden usta­

bilizow any, "wygładzony", prywatny system wartości między dwa przeciwstawne i radykalnie skłócone światy. Tścdziało się już w przedwojennych "Kłamstwaoh", g d z ie , pogrążone w błogostanie, odizolowane w zacisznym, razsłonecznionym ogrodzie Ł azienek, jak w uzewnętrznionej i l u z j i , świadomość narratora zderza aię przypadkowo i raptownie z drugą odmienną świadomością, i - towarzysząc opowieści wykolejonego lumpa Jarosława Stojka - musi chcąc nie chcąc wrobić nfełą przestrzeń M iasta. W koszmarom podobną przestrzeń Warszawy "wspólnych pokojów" i lęgnącego się w mrokach krzywdy społecznej rozpaczliwego "przed­

w io ś n ia ", Zarazem w przestrzeń wewnętrzną niedobrych wiadomości i niechcianej w iedzy, która dosięga narratora jak moralne napomnienie i ostrzeżenie lo s u , Tematem “Kłamstw" nie jest więc tylko "aleatoryczny" los rozbitka życiowego Mojka, jest tym tematem równocześnie Mrozbioie s ię " i przepołowienie świado­

mości narratora? świadomości, która nagle traci swoją równowagę, stabilność, poczucie bezpieczeństwa i oczywistości świata, i w metafizycznym sensie tego wyrażenia - "id z i e na d n o "; wyzuta ze stanu haimonii oraz przyjemnego podnie­

cenia życiem i wiosną, przechodzi za demonicznie rozedrganym cleniem Mojka z pejzażu radości w pejzaż nocy i deszczu, ze scenerii Łazienek, a potem Ogrodu Saskiego, w krainę n iedo li i śm ierci.

Podobnie rzecz się ma w okupacyjnym "Wielkim Tygodniu", gdzie dwa krańce p r z e s t r z e n i w y b o r u , krańce, między którymi zawisła i oscy­

lu je w męce wybiearania świadomość moralna "przyzwoitego człowieka*! - żolibor- skiego inteligenta Jana Małeckiego, stanowią: z jednej strony Getto /dymem pożarów wyróżnione miejsce daremnej w a lk i, poświęcenie, m artyrologii, zagła­

d y /, z przeciwległej - Dom / miejsce szc zę ścia , przetrwania, n a d z i e i /, W

"Wielkim Tygodniu" jednak cała przestrzeń jest już pustoszona orkanem apoka­

liptycznym, wtrącona w stan piekielnego chaosu i odsłaniająca tym samym brak jakichkolwiek kierunków orientacyjnych i stałych punktów oparoiai wszystko jest w niej zwikłane, pomieszane, przeniknięte ostatecznym niepukojjemi

• 14 -

Cytaty

Powiązane dokumenty

nie początki,.a nadrobienie zaległości w tej akurat sferze i szybsze przejście od wieku- dojrzewania do dojrzałości nie wydaje się aż tak trudne# Lecz w

sza siostra Szewa wyzywała gor^Jojne id£ na w ojnę&#34;,jak śpiewali ulicznicy, kiedy chcieli dokuczyć żydowskim chłopcom.Był jeszcze dorosły kuzyn Abe,ale

ści, w podniszczonym, mieszkaniu profesorskim wzmaga się entuzjazm, stary spogląda przed siebie, Czxije się nieswojo, ponieważ tylko tłum wykrzykują jego nazwisko, a

zki z Polską sprowadzały się jedynie do wyciskania a niej jak największych dochodów i deprawowania jej struktur państwowych, społecznych i kulturalnych. Broniąc

które doprowadziłyby do polepszenia. Profesor, jak mi się wydało, znudzony, Przestał słuchać i chyba, zapedł w drzemkę* Powiedziałem jeszcze, że system. komunistyczny

ł niezmiernie wysoko wiek X V III, a za punkt centralny dziejów europejs- uważał Wielką Rewolucję Francuską, której inspiracji dopatrywał się na- w Powstaniu

de z jego kolejnych poczynań musi być sądzone na tle poprzednich; wówczas w-szystko staje się Jasne.. Prawdziwym pisarzom jest ciężko, ale tym bardziej Ich

niętego vi sprawozdaniu Zarządu, który z tych Jesieni Poezji tak bardzo Jest dumny. Władza naszego Związku podjął* się wykonywania admInIstrącyJ- nyeh represji