• Nie Znaleziono Wyników

Zapis : poezja, proza, eseje, felietony. Nr 17 (Styczeń 1981)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zapis : poezja, proza, eseje, felietony. Nr 17 (Styczeń 1981)"

Copied!
152
0
0

Pełen tekst

(1)

17 ^ ZAPIS I

/ KRONIKA

ŚLm-*J m l ■ k-/

styczeń 1981

w numerze:

Jacek BOCHEŃSKI Kazimierz BRANDYS

Jarosław Marek RYMKIEWICZ Janina JAN KO W SKA Tomasz JASTRUN

Lech BĄDKOWSKI Kazimierz ORŁOŚ

Anna POGONOWSKA Janusz ANDERMAN

Wiesława GROCHOLA Stanisław BARAŃCZAK

Tomasz BUREK

Stefan KISIELEW SKI Andrzej SZCZYPIORSKI

niezależna

oficyna f I

wydawnicza «

8

(2)

•V

' i- < ■

I

1

i

■<*

.

i

\

.

(3)

Copyright by awthors ZAPIS nr 17 NIEZAŁEZNA OFICYNA WYDAWNICZA Warszawa, 1981 r.

PROŚBA DO NASZYCH AUTOROW_

Serdecznie dziękując zaprzyjaźnionym z nami Znakomitym Autorom w kra,Jti i za granicą, oddającym swe - nieraz bardzo wybitno - praco do dyepozyoji “Zapisu", prosimy usilnie Wszystkich, aby powierzali nam wyłącznie materiały, których nie zamierzają jednooześnie ofe­

rować innym redakcjom. Ze zrftimmiałych względów "Zapis" nie może pozwolić sóbie*zaraieszczanie tekstów dostępnych już w języku pol­

skim na itamach innego czasopisma*

ZAPIS

(4)

Z A P I S Br 17

- proza - eseje - kronika

17 Andrzejewski, Stanisław Barańczak, Jacek w i c f Jerźv P i ^ o i S B £ ndy9* v°ma?Z Burek’ Alma Chmielewska, Andrzej j*

tor ioioazylaS ^ 9Saj,d Krynicki* Adam Michnik, Kazimierz Orłoś, flf Styczeń 198*J

(5)

3

Jacak Bocheński

CO ZA NAMI, CO PRZED NAMI

A nic mówi łon** przypatruj się historii, to zobaczysz, że cię nie powta­

rza Najprawdopodobniej atania się ni* to, co umiesz sobie wyobrazić, bo już kiedyś było, ais eoś "niemożliwego” . Jeżeli ni* chcesz się pomylić, licz tyl­

ko na realność ”nie miaszezącą się w głowią”, I cóż stało się w siarpniu 1980?

Piszę w listopadzie, ukaże się to w roku przyszłym z datą styczniową, czytana będzie w. kwietniu. Co więe w sierpniu 1980 stało się naprawdę? iłem odpowiadzieó teraz, ale ja3t to tak, jakby trzeba było włożyć odpowiedź do

operty, zakleić i oddać Panu Bogu do wyjęcia i sprawdzenia dopiero na wiosnę.

Otcż w sierpniu 1980 stało się przed# wszystkim kilka rzeczy, która - jak często przedtem słyszałem od mądrych ludzi - stać się nie mogły. Żaden rozsądny, odpowiedzialny, doświadczony i zorientowany "realista” ni« brał ich pod uwagę. Przypomnijmy tc nieprawdopodobieństwa.

Ustrój był tak skonstruowany, że wykluezał możliwość zmiany panują«ych a .osunkaw w drodze sprzeciwu społecznego. Próby stawiania oporu monopolowi

a zy totalitaamej nie,miały sensu, gdyż - po piarwsze - nie mogły zyskać społaezanstwia dostatecznej liczby odważnych zwolenników, a - po drugie - c oeby ich zyskały, nie mogły przynieść sukcesu. Podobno wszelkie takie, w

n ,oci« ni#ao operetkowe akty donkiszotarii i brawury miały co najwyżej zna- czftniR^psychotarapeutyczne dla podejmujących je neurotyków i pięknoduchów.

szukali moralnego samooczyszczenia nia zważając na katusze moralne reali­

stów oraz na bezpieczeństwo narodu.

Absurd oporu polegał również na tym, że każdy opór m u s i a ł być d o S ^ r'8117 prZeZ władz? ł Pylic3?» był więc od tych sił uzależniony,

aanie przez nie penetrowany4 reglamentowany, wręcz kierowany, a moż* na-

>n+fiW+ * interesie tworzony. Prędzej czy później musiało się to skończyć s ^falnie dla naiwnych kont e eta torów, z których każdy tkwił automatycz­

nie w sieciach prowokacji,

Łlatego nie było mowy o tym, żeby jakakolwiek zbiorowość w Polsce mogła ę zorganizować i stanowić sama o sobie, a ci, którzy uważali, że to potra­

fią i robią, żałośnie się łudzili.

nvch +>,aS^ n, leCZ rzadko» możliwe były nagłe i krótkie rebelie zdesperowa-

^ one wynikały do pewnego stopnia z prowokacji tajnych in»

tałn + 1 ? * * * & * * przeważnie czyimś celom "frakcyjnym”. W marcu 1968 zos- dowie(i2ione ponad wszelką wątpliwość, podejrzany zaś był i zrifii 4U * Ponieważ robotnicy wymaszerowali na miasto zwartym szykiem i P r * ^ ! s i 9 w«*<$d nich partyjni. Któż ich tak uszykował, jeśli nie agenci?

1awr>i " wszystkim jednak każdy bunt m u s i a ł b y ć s t ł u m i o n y , tvwnl „S,2?! ? !‘}aw^ Lei krwawo czy bezkrwawo, ale f a k t y c z n i e . T o rj- 1976/ \r buntaw /usunięcie Gomułki w roku 1970, odwołanie podwyżki ccu w fc '■ trwało^krótk8^ niewiele warte, ich znaczenie albo było pozorne, slbo wi c h a o + ^ ^ tn^CT n^e rZekomo zdobyć się na nic więcej niż na te rz- ’ .iw,

komitat ?aranme rebelie, podczas których brali na pół godziny ss-.u .T*om d z e n i e ??***!? opróżnić go z zapasu wędlin i podpalić. Swojo up -Ue*

torakłoh ^ eli jako brak dostępu do partyjnych bufetów i dacz Oyreir- przez aspiracje nie sięgały głębiej, bo zostali skutecznie otąpieri wem l e w i ™ - \ £ fCf °d wszelfcich wyższych wartości, zni sprawieni pi.i&óft- V c ’«b*o r> 4 podziej stwem. I*fc poczucie sprawiedliwości czy godności do-

knM^rmt wydzielana,

(6)

4

ale nie swobód obywatelskich, o których nie mieli pojęcia. W mrocznej świa­

domości politycznej tych ludzi kołatała co najwyżej prymitywna nienawiść do

"Ruskich” , strach przed Niemcami i antypatia do Żydów,

Intelektualiści dostawali gęsiej skórki na myśl o tym obaiirrnckim ży­

wiole i popadali w melancholię. Jakież nadzieje mógł pod koniec dwudzieste­

go wieku mieć naród dysponujący klasą robotniczą nr t^lcim poziomie?” Sami in­

telektualiści byli, jak się wydawało, skazani na wietrzną nieufność i niechęć robotników,. gdyż w razie potrzeby demagogiczna propaganda mogła zawszśS utoż­

samić intelektualistów z próżnującymi wałkoniami przy biurkach, czyli przed­

stawicielami administracji, czyli właścicielami dacz, czjSi zjadaczami szynki w bufecie, czyli Żydami! Jaskrawa niezborność tej logiki nie byłaby szkopu­

łem, bo mętlik nie jest nigdy szkupułem, lecz - na odwrót - instrumentem de­

magogii. Tak czy owak, robotnicy nie pośpieszyli na pomoc studentom i lite­

ratom w roku 1968, studenci i literaci nie pomogli robotnikom w roku 1970.

Upragniony sojusz klasy robotniczej z inteligencją, który mógłby stworzyć pierwszą nie pozbawioną szans opozycję w tym doskonale zabezpieczonym przed opozycjami systemie, uważano za mrzonkę. Jeszcze w roku 1976, gdy obserwato­

rzy świeżo powstałego KOR-u zaczęli pojawiać się na salach sądowych, by śle­

dzić proceśy robotników Ursusa i Radomia, matki czy żony podsądnych odsuwały się nieufnie od n i e f i p r ó b o w a ł y usprawiedliwiać swoich biednych synów i mężów, którzy przez udział w rozruchach ozerwcowych zrobili im taki wstyd, proszę pana, taki wstyd!-Z jednej strony "taki wstyd” , a z drugiej /to u po­

ważnych, choć nie ukrywających sympatii dla KOR-u ''realistów'1/ so\i4dna pew­

ność, że wszystkie te,, kontakty robotniczo-inteligenckie, wszystkie wysiłki oświatowo-wydawnicze, wszystkie wolne "Inicjatywy syndykalne dotyczą osobli­

wych "marginesów” życia, w istocie raczej "'skrajności” życia, a-więc nie ma­

ją, oczywiście, praktycznego znaczenia, ale mają olbrzymią, proszę pana, wprost nieocenioną wartość moralnego symbolu.

Trzeźwy ten sąd utrzymał się do. sierpnia 1980*

x

Tu przestaję cytować i zaczynam mówić od siebie, . . « x

W sierpniu "marginesy" okazały się tysiącami, dziesiątkami i setkami tysięcy, a później milionami ludzi. Robotnicy ujawnili owe niewiarygodne cnoty czy niezwykłe właściwości, o których tyle następnie mówiono: samowie- dzę, dalekowzroczność, zdyscyplinowanie i żelazne nerwy. Jakoś mniej intere­

sowała ich kiełbasa, a bardziej wolność, cenzura i więźniowie polityczni.

Jakoś nie splądrowali partyjnych spiżami i nie włamali się do willi partyj­

nego sekretarza, lecz raczej czuwali w bramach stoczni albo modlili się pod gołym niebem, skupieni i godni, jak w dniach wizyty papieża, o której aoże myśleli, I po raz pierwszy od roku 1956 nie poszli zdobywać partyjnego ko­

mitetu, nie oblali go benzyną i nie podpalili. Robili rzecz nieprawdopodob­

ną. Strajkowali! Racjonalnie i po europejsku. Jakby byli Francuzami albo Włochami. Tyl'* że strajlcwrjli o coś bardziej elementarnego niż tamci: o pra­

wo do autentyczności. Inaczej mówiąc, o uznanie, że oni to oni. Czyli o coś, o czym tamci na- Zachodzie nie wiedzieliby, co to takiego, bo nigdy nio po­

czuli braku, a zatem i potrzeby takiego uznania, pewnie^jyięc nie wiedzieli’y też, po co o nie strajkować, A gdyby im powiedziano, aby Je uzyskać przoz wolne związki zawodowe, nie rozumieliby dalej, bo u nich wolne związki z; w. - dowe znaczą, co innego i mniej.

No więc strajkowali, jak nigdy jeszcze w Polsce Ludowej: w sposób prze­

myślany, że świadomością celu, solidarnie, z niezbędną organizacją, \<oz gwa­

łtu. Non-Violence, Chociaż w Warszawie i gdzie indziej aresztowano natych­

miast połowę KOR-u. Jacek Kuroń mógł słusznie uważać te dni spędzone w are­

szcie za swoje wielkie dni: robotnicy postępowali w myśl zasady, którą od lat propagował, nie palili komitetów, ale je zakładali. Były to Międzyzakła­

dowe Komitety Strajkowe. Nie musieli też, jak niegdyś w Ursusie, rozkręcać szyn i zatrzymywać pociągu z cudzoziemcami., aby Bświat się dowiedział".

(7)

Musieli wprawdzie długa walczyć o łączność telefoniczną, ale wiedzieli ju:, jak korzystać z telefonu dla rozpowszechnienia infonnaeji w kraju i za t;ra-

— hi c ą .

C Rząd fcgodził się rokować. To nie było całkowitą nowością. Gierek i Ja­

roszewicz też kiedyś rokowali*

Nowością było powołanie przez robotników grupy intelektualistów /głów­

nie z Towarzystwa Kursów Naukowych/ jako ekspertów do pomocy w rokowaniach.

Nowością było, że' pracownik Niezależnej Oficyny Wydawniczej i zarazem jeden z członków KOR-u, którzy uniknęli aresztowania, obsługiwał strajkujących w Gdańsku jako technik-poligraf: głośna dzisiaj nazwa “Solidarność" była z po­

czątku tytułem drukowanej przez niego gazetki. Nowością było wreszcie, że do Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego wszedł gdański współpracownik "Zapi­

su” i właśnie już nie pociąg z cudzoziemcami, lecz ten pisarz, Lech Bądkaw- ski, został robotniczym rzecznikiem prasowym.

Dzięki tym wszystkim okolicznościom w strajkach sierpniowych objawiła się po raz pierwszy /przynajmniej na tak szeroką skalę/ nowa postać oporu społecznego, mniej przypominająca bunt i powstanie, do czeg - się zazwyczaj skłaniała w przeszłości, a bardziej o p o z y c j ę . I nie chodzi ot,, że­

by użyć tego samego słowa, które obrał sobie na nazwę'"dysydencki" ruch opo­

zycyjny, i wywołać wrażenie tożsamości fizycznej ruchu strajkowego oraz - Boże, zmiłuj się nad tym:\głupim określeniem! - dysydenckiego /po'polslcu: od- ,

stępczego/. Chodzi o tożsamość f o r m y oporu, wytworzoną dzięki wspólne­

mu doświadczeniu inteligencji i robotników.

Myślę, że opozycyjna, a nie rebeliancka forma opora wytwarzała się sto­

pniowo, w procesie wieloletnim, przez wymianę informacji, nawiązywanie kon­

taktów między środowiskami i wzajemne przenikanie się wpływów. Na przykład radykalny KOR nie byłby zapowne powstał, gdyby ns grupę inteligentów nie po­

działał wpływ zbuntowanych robotników w roku 1976. "Kulturalny" strajk na Wybrzeżu, strajk o szerokich horyzontach, strajk z koncepcją, strajk nego­

cjujący, strajk - można powiedzieć - o manierach parlamentarnych, słowem strajk "niemożliwy" nie byłby doszedł do skutku w roku *1980, gdyby nie po­

przedził go trening teoretyczny /a i praktyczny/, przeprowadzony zarówno w kręgach robotniczych jak i własnych przez opozycyjną inteligencję. /A z ko­

góż ona sama się składa, jeśli nie ze śmiałków "wyrzuconych z pracy", dobro­

wolnie albo przymusowo "strajkujących" i permanentnie wysuwających "postula­

ty"?/. Nie ulega wątpliwości, że znaczenie lekcji poglądowych, jakich przez kilka lat na ograniczonym /bo ograniczonym/ polu udzielała.nie tylko sobie i robotnikom, lecz całemu społeczeństwu /bo na przykład i chłopom/, tzw. ■ opozycja demokratyczna, było ogromne. Mam na myśli i sam wzór pofitawy niepo­

słusznej, i rolę informacyjną czasopism w rodzaju "Robotnika", i poradnictwa praktyczne /jak powinieneś się zachować, a jak nie możesz w chwili X/.

Gdy to piszę, przypomina mi się nagle profesor s., mój przyjaciel. Sta­

je przede mną jak żywy z "Kulturą" /warszawską/ w kieszeni i zgłasza taki -mniej więcej zarzut: mówić, że się wyedukowało klasę robotniczą, jost nie­

taktownie i nieskromnie. ,

Może i nieskromnie, ale czy edukować studentów jest skromne? No to dj:- czego S. jest profesorem? Sądzę więc, że nie o skromność tu chodzi, lecz o Coś znacznie ważniejszego*

- Zarówno »1'ancien r&gime" ostatnich dni Gierka, jeśli rayżna się ta}- wy- rnzić, 3ak i władze posierpniowe skupiły największą swą niechęć na je dr m szczególnym fenomenie, ujawnionym w sierpniu} na powiązaniu ruchu rob cnl- czego z ruchem inteligencji. Przeciwko temu niepożądanemu zjawisku pwdejro-

ra±y początku najbardziej nerwową i nie przebierającą w środkach kontr- cję. Rukywania w Gdańsku zaczęły się od prób wykluczenia osób "nie maj ących c wspólnego z załogami", gdy tymczasem w kraju trwały wspomniane już are­

sztowania, o których przedstawicieli strony rządowej "nie wiedział" i bardzo e chciał wiedzieć. W końcu dzięki stanowczości robotników musiał sio uo- ledzieć i zgodnie z punktem 4 porozumienia gdańskiogo zwolniono wszystkie zatrzymane, "wymienione w aneksie". Wydaje się jednak, że władze pik­

owały, co prawda, zawarcie porozumienia ze strajkującymi robotnikami, lecz 5

(8)

6

i jednoczesne pozostawienie w więzieniu aresztowanych inteligentów /niektó­

rzy otrzymali właśnie świeże sankcje prokuratorskie/, aby niepostrzeżenie, przy okazji radosnego zamieszania i niejako z milczący aprobatą robotników dać nareszcie wycisk "siłom antysocjalistycznym". A nuż się uda? Było to je­

dnak zbyt piękne, by mogło być prawdziwe w rj.ku 1980, Ale idea żyje! V/ róż­

nych posierpniowych oświadczeniach i publikacjach oficjalnych na temat sytu­

acji społecznej w kraju sugeruje si\j\ niemal zawsze, że istnieje podział na jakieś siły rdzennie robotnicze /te są, oczywiście, prostejalistyczne, cho­

ciaż "pro" nikt nie napisze, ale to kwestia magii językowej/ i inne, które za tamtymi "stoją" /te są antysocjalistyczne/. Otóż siły zajmujące ową pozy­

cję tylną są mniej robotnicze lub nawet wcale robotnicze nie są, bo jeśli głębiej wniknąć w sprawę, okazują się przeważnie KOR-em, są więc raczej in­

teligenckie, ale właśnie "stoją" za robotniczymi i to jest bardzo źle* Gdy­

by nie to, byłby spokój, nie byłoby "eskalacji żądań", może partia "odzyska­

łaby zaufanie” . Trzeba koniecznie rozerwać ten fatalny związek sił zdrowych i "stojących" za nimi niezdrowych* 'Zdrowe natura?;nie poprzeć i pozyskać, bo i jakże, a niezdrowe*** Fo, mniejsza o to* Do sprawy "sił antys^cj-listyoz- nych", która ma więcej aspektów niż tylko ten jeden, jeszcze wróć,;.

Tu chcę powiedzieć, że stosunek władz do roli, odegranej pi‘zo^ op^zy#;] „ cyjną inteligencję /z KOR-en na czele/ w "edukacji" albo lepiej "cywiliza­

cji" gniewu ludowego, wydaje się tak samo tępy dziś jak wczoraj’, mimo lekejl sierpniowej* Na pierwszy rzut oka jest t^ rzecz dziwna. Czyżby naprawdę po wszystkim, co się stało., ludziom na górze nie przyszła do głowy żadna re­

fleksja również w t e j sprawie, skoro przyszła w innych? Czyżby nie mieli tam lepszego- pomysłu niż powtarzanie bezsensownej formułki o "siłach antyso­

cjalistycznych"? Brak rozeznania? Wyobrazili? Wolnej ręki?

Przyczyny mogą być różne. I może wchodzić w grę motywacja całkiem pro­

sta, a mianowicie takie z grubsza myślenie: owszem, powstał ten potwór, krzyżówka opozycyjnych robotników z opozycyjnymi inteligentami, jest to hy­

bryda straszna, w której pierwiastkiem silniejszym i straszniejszym są, oczywiście, robotnicy, ale nie popadajmy,w panikę, kto wie, czy jakoś prze­

cież tego smoka nie obezwładnimy, pod warunkiem, że uda nam się wydłubać z niego mózg. Inaczej mówiąc, robotników, mimo że tacy groźni, będzie pewnie można wykołować, jeśli odetnie się od nich tych drugich: zachowujących się z pozoru politycznie j ,, lecz kutych na aztery nogi i perfidnych do szpiku ko­

ści inteligentów, A więc, jak niedawno w terminach ludowo-przyrodniczych ujął sprawę nowy sympatyk '‘Solidarności", generał Mieczysław Moczar, trzeba, ale to koniecznie trzeba, żeby "Solidarność" pozbyła się tych, którzy do niej pasują jak jemioła do Sosny.

x

Dobrze, a co jeszcze stało się w sierpniu? To się stało, że p o t e n- c j a 1 n i -e upadł cały systen polityczny, w którym żyjemy. Upadł, ponie­

waż okazało się, że nikt go nie cace lub - dla dokładności - prawie niktj iT- * So ewentualnie chcą, jest tak mało, że nie mogliby systemu obronie, W dodatku nie wiadomy, czy ci nieliczni chęący systemu chcieliby go także bronić, bo to różnica. Zwłaszcza gdyby trzeba było nadstawiać karku*

W sierpniu okazało 3ię, że kiedy nawet nie trzeba nadstawiać karku, ale ot tak trochę poświecić oczami, zachować własny pogląd, z którym się występ!.vn- ło wczoraj, wtedy chcących systemu robi cię jeszcze mniej, a właściwie nie ma ich zupełnie, bo jak wynika z tego, co mówią, w gruncie rzeczy i oni sys­

temu nie chcieli. Diabli wiedzą, skąd się wobec tego wzią$ taki system.

N o f ale w sierpniu upadł on potencjalnie, mimo że przedtem wydawał.się urządzeniem, które nie może upaść - oo mówię! - nie może się nawet zachwiać, i to riie dlatego, że zaraz ktoś mocny przyjdzie z zewnątrz i podtrzyma, ale że zabezpieczenia wewnętrzne ną bardzo chytre, całkiem dostateczne, Może mi­

nąć gospodarka, oświata, kultura, lecznictwo i na przykład stary Kraków, ylko nie system polityczny. On jeden jest pilnowany odpowiednio, na ten c^i

e osiuje się środków, w3zy<rfcko istnieje dla systemu, ę & ły x w ó d ouai j»j«- cowrić i tti$ftayć-j5lę głównie po to, żeby system, nisf u p a d ł,

(9)

7 W sierpniu wyszło na jaw, jak sprawa wyglądała w rzeczywistości. Wszys*

tkie zabezpieczenia były alby pozorne, albo po pierwszym wstrząsie rozsypy­

wały się w drobny mak, albo nie nadawały się do użyila niczym sławetne ma­

szyny zagraniczne w krajowym przemyśle.

Pozorne okazały się organizacje: związki zawodowe, rady zakładowe, sa­

morządy, tak zwane stronnictwa, fronty narodowe, różne związki i zrzesz:nit;

młodzieży. Wszystko to znaczyła tyle co nic. Tego po prostu nie było. Czy nie było też partii? Czy tylko chwiluwo poszła w rozsypkę? Myślę, że przy­

trafiło sle jej coś pośredniego między niebytem a rozsypką. /Stąd taki kac potem, wzywanie do "zwarcia szeregów", przebąkiwanie o potrzebie p>ortii mniejszej, ale "kadrowej"/. Ostał się zasadniczo "aparat", jednak skłóć my, przerażony i właśnie w tym kacu. Alt- się ostał. A ja, pisząc w dalszym ci.^/a tego tekstu "partia", będę miał na myśli tylko jej aparat, a nie miliony członków.

Rozleciały się i zawiodły zupełnie mechanizmy totalitarne, uważano ar podstawową gwarancję systemu: wszechobecna kontrola, wszechobecne z c s t r a t ­ nie, prewencyjna blokada ludzkich inicjatyw, porozumień, czynności, słowo.:

- zabezpieczenie automatyczne, polegające na tym, że ewentualni "niebezpie­

czni" sami trzymają za ręce jedni drugich,

W rezerwie pozostawały jeszcze formacje specjalne milicji i wyjsko.

Ale tych sił w powstałych okolicznościach nie można było użyć, a ty, jrsk się zdaje, z dwóch powodów. Po pierwsze, ludzie, którzy by się na fpki krjk zdecydowali, podpisaliby zarazem wyrok na samych siebie: precedensy', wśród' nich głównie rok 1970, wskazują, że pacyfikacja, nawet "zwycięskie” , nic kończą się niczym dobrym dlq sprawujących władzę, bo ci muszą ją w kaź':\yn wypadku stracić. Po drugie, nie wiadomo, czy nic zawiodłaby również Łtfl.cja i wojsko, skoro zawodziła cała reszta. Lepiej więc było nie sprawdzać. Cry ja wiem zresztą? Może próbowano?

Tak doszło do sytuacji, gdy wszystka, na cokolwiek władze byłyby się zdecydowały, oprócz ustępstw, stawiało je tylko przód groźbą jeszcze wi.sk- szego oporu, strajku powszechnego i upadku. P o t o n c!a 1 n i e władne nie miały ratunku nawet w ustępstwach, gdyż odmówiono im w sposób ooayw‘'tsty kredytu, do czego się samo wkrótce przyznały /"partia uraoiła zaufanie spo­

łeczeństwa"/. Otóż jest rzeczą jasną, że partia, która utraciła zaufanie społeczeństwa, nie powinna rządzić społeczeństwem ani chwili dłużej. ITaka partia przegrała z kretesem, nie ma prawa moralnego pisnąć o swej ,,kier..>v/ri- czej roli", ma prawo tylko zrzec się władzy.

Chyba że jest niezastąpiona.

A jest. /O czym niżej/.

I rządzi.

Zwariować można! Czy rzeczywiście system upadł tylko potencjalnie?

Czy jednak nie jest inny niż był? Partia rządzi. Zgoda. Ale czy nie rządzi inaczej? Czy nie podpisała ręką Jagielskiego porozumienia w Gdańsku? Czy nio wyrzuciła Gierka? Nie ogłosiła odnowy? Nie uznało "Solidarności"? Nie poflWj- liła na większą swobodę słowo? Nie przyznała, że obsiedli, ją złodzieje, i niektórym z nich nie wytoczyła już procesów? Przecież każdy widzi.

Owszem, każdy widzi, a kto wierzy? Bo jest- jakoś tak, że widzą, a rie wierzą. Dlaczego?

Powód ogólny: nie sa wiarygodne słowa tych, którzy mają nóż rs gar.,1 . Gf1yby zostały powiedziane wcześniej, zanim jeszcze nóż do gardło przyło/ ; byłyby traktowane poważniej. V7 sytuacji obecnej brzmią jak wymuszone ze:", nr - nia lub obietnice poprawy deklarowane pod pręgierzem. A czyny? Przecież opróez słów coś się rybi. Lecz nawet i czyny tych, którzy mają nóż na gćr:’lt nie są wiarygodne. W takich okolicznościach narzuca się presumpcja nieszrzo-

*oś*i: przyjmuje się za rzecz naturalną, że wszystkie czyny dokonywane wbrew chęci, a- wLęcmuszą być nierzetelne, pozorowane tylko. Gdyby nawet par­

tia b dnia na dzień stała się święta i miała najczystsze intencje, trudno by Dej były uniknąć-podejrzeń, że jest w istocie diabłem, który z braku innego wyjś«ia przebrał się w ornat i na mszę dzwoni.

(10)

a

Najważniejszy powód niewiarygodności: wystawanie ogona epod ornatu* 'o jednak wystaje! Bo nie ma dnia, sprawy, sytuacji, żeby jakoś ten ogon nie wyjrzał. Nie,ma układu, którego w pewnej chwili nie spróbowano by naruszyć

stosując bezprawie czy podstęp /niesłychana przeróbka statutu "Solidarności'1 przez sąd wojewódzki/, nie ma osobowości /autentycznej osobowości, tego naj­

głębszego celu 3trajków sierpniowych/, pod którą nie usiłowano by się pod­

szyć /zatrzęsienie pseudoniezależnych i pseudosamorządnych związków, podkra­

danie programów niezależnym\órganizaćjom studenckim/, wreszcie - mimo znacz­

nej poprawy - nie ma gazet czy telewizji bez kłamstwa /przeinaczenie, prze­

milczanie, tendencyjne okrawanie wiadomości o faktach, jawne manipulowanie opiniami ludzkimi, szczególnie w reportażach i wywiadach telewizyjnych, a całkiem już bezprzykładne i wyzute z wszelkiej koherencji idiotyzmy w ata­

kach na "siły antys.jcjalistyczne"/.

Celowo pomijam tu berdzo ważną kwestię, czy nasza rządząca partia w ogóle potrafi rządzić dobrze lub gospodarzyć dobrze, no a wiadomo, że gospo­

darzyć w tym systemie może też tylko ona, aczkolwiek dotychczas robiła to z opłakanym skutkiem. Pomijam wykonalność zgłaszanych przez nią projektów. Po­

mijam też wiarygodność o3Ób, członków albo zauszników partii zasiadających na wiecznej •'karuzeli” , po;ni;' m choćby taki fakt, że o "siłach antysocjalis­

tycznych" /oraz o Kościele/ pl-cze zawsze ta sama grupka starych i skompromi­

towanych doszczętnie wyciru3óv, których wieloletnia i wieloraka produkcja jest wręcz nieprawdopodob -nym fenomenem nikczemności, cynizmu i obrazy ludz­

kiego rozumu.

Pomijam to wszystko dla jasności perspektywy.

v?artia jest bowiem dzisiaj w zupełnie innej sytuacji wobec społeczeńs­

twa, niż pozwalano jej być przoz lata. Tę inność pragnę tu wydobyć. Partia musiała uznać odrębną, różną ud swej własnej, podmiotowość społeczeństwa* i

to nie tylko d e f a c t o , ale - z ociąganióm się, zastrzeżeniami i próbą matactwa' - także d e i u r, e.. Partia nie może już, choć zapewne będzie się starała, udawać, że nie ma różnicy między nią a narodem, że w Pol3ce.istnie­

je jakaś bliżej nieokreślona, rzeczywistość wyrażano zbitką'"partia przecinek naród" /a bro Boże nie "p: rtin _i naród", bo to by sugerowało dwie osobowo­

ści/. Partii Ijędzie trudn , przywłaszczyć sobie, zastępować i fałszować tę etę drugą osobowość, do której prawo wywalczyli dla siebie i narodu stocznio**

wcy.

Każdy> kto widział ic i w 'Jdntfsku, zwierzał się z niebywałego wrażenia*

jakie wywierali: byli to "*aC31 przemienili, nie sposób powiedzieć co w nich zaszło, ale coś wspev>. i.gi, coś w. sferze ducha, stali się nagle tacy jak nikt w P o l s c e S ą d z ę , , . nc/.yakali w tym strajku właśnie osobowość, po­

czuli jeśli byli młod.-i , n $<, p,o rr.z pierwszy w życiu, a zaznawszy jej smaku postanowili, że .''tej iJ.Juy ^ 'ci swojej, tej najbardziej osobistej rzeczy już sobie odebrać r.ii ie ' . .-i, . że. nikt już nie będzie za nich myślf.ł»

za -nich mówił, za nich się nu&t t, nioh kłamał, za nich o nich orzekał.

®4.anowicie w zakresie, w f, kim ^I- ,. .,,y rt-.łże i musi orzekać o sobie.

Czy to jest wolność';- 1 i«a iY ,'U i ci r il-otnicy się nie stali i Polska wolna nie jest. Wolny jo *. ei- kto aseża .sam ocenić, co musi /a nie ten, oczywiście, kto w ogóle ;-.j.c rio nusi, bo t:kiego nie ma/. Otóż robotnicy i Polska nie mogą na przy] * ad oceńldŃ, j ka jwst - by użyć słów I Sekretarza PZPR - granica możliwości, której nikoau przekroczyć nie wolno, ponieważ w tej sprawie nie rozporządzają żadnymi danymi, prócz mglistych uwag I Sekre­

tarza. /A to on, nie Lech .Wałęsa,, roaftawia z Breżniewem i wyłącznie P3?B* a nie "Solidarność", sprawuje "kierowniczą rolę w państwie", nr, któruj te wy­

łączności PZPR-owi tak bardzo zależy/. Robotnicy i Polska uzyskali tylk- mo­

żność ewentualnego powiedzenia o tym I Sekretarzowi, ponieważ zdobyli prawo wydawania z siebie właenego głosu i stawiania żądań w ograniczonym zekresie spraw. Ponadto wolno im się między Sobą porozumiewać, zanim ten głos wydadzą*

I to jest wszystko, I to jest, jak na naszo warunki, niewyobrażalnie dużo.

Dużo przede wasjyertkim dlatego, że po raz pierwszy w historii systemu stało się to instytucją: "Solidarność" - a w tej postaci odrębna podmiotę-

(11)

wość społeczna '• istnieje, zaakceptowana i usankcjonowana przez system. Nie chodzi w dodatl® u instytucję, którą system zastał i której nie n<gł znisz*

;'j ezyć, jak się rzecz ma na przykład z Kościołem, ale w instytucję stworzoną . pod panowaniem systemu,

i Jest to n i e w y o b r a ż a l n i © dużo, bo nie umiemy właśnie.!'

| wyobrazić sobie skutków zmiany, która zaszła* X świat nie umie, świat we^ło-*

; dni i zachodni, a ,więc raz po raz dobiegają z jednej strony poirytowane, z

drugiej przestraszone głosy, że - jak na Polskę - jest to z a dużo.

x

Czy mają się cze^o bać? Oni. ,P.j obu strjnaeh.

Ho i my.

Najpierw dorzućmy tu coś jeszcze bardziej przerażającego, horror supeł*

ny: system potencjalnie upadł, w sierpniu, lecz zapewne nie po raz ostatni, bo,znalazł się w takiej, sytuacji,- że będzie się odtąd musiał liczyć z upad­

ki em, jeśli nie spełni waiunków, które mu są i będą stawiane. A dla uspoko­

jenia zapytajmy od razu: dlaczego w sierpniu ocalał? I odpowiedzmy: bo ci, którzy systemu nie chcą, a nie chcą prawie^ wszyscy ludzie■ w kraju, woleli Jednak nie doprowadzać go do ostateeznośoi i.pozwolili mu ocaleć.

Każdy robotnik i właściwie każde dziecko w Polsce zna prawdziwą przyczy­

nę tak dziwnego zachowania się olbrzymich mas ludzkich, które mogłyby zdmuch­

nąć obcy im system, ale go przezornie utrzymują. Przyczyna jest, oczywiście, mówiąc elegancko, geopolityczna. Zanim się zajmiemy tą kwestią, wcale nie tak prwGtą, jak ns pierwszy rzut oka wygląda, przypomnijmy, czym sama władza ob­

jaśnia swoje ocalenie, mimo że "utraciła zaufanie społeczeństwa".

x

Według jedynej dopuszczalnej wykładni - bo każda inna grozi N i e o b l i ­ czalnymi skutkami" i "wymazaniem, z mapy" r ludzie w Polsce chcą socjalizmu, 0 nogą go mieć tylko pod .warunkiem, że -obędzie im"przewodzić" j?ZPR, Te dwa- powniki obchodzą się bez dowodu, gdyż dowodzenie ich byłoby samo przez się nieb.,apteczne. W ostatnich latach /pięciu, dziesięciu, nie wiadomo dokład­

nie ilu/ doszło, zresztą nie po raz pierwszy, do skandalicznych wypaczeń So­

cjalizmu.' Stąd "słuszny protest robotniczy". Cóż jednak zrobili robotnicy?

Ane, powiedzieli: socjalizm - tek', wypaczenia - nie!. Władze się z tym zgodzi­

ły. Tylko "sił antysocjalistycznych" nie zadawala'takie rozwiązanie, one

"stojąc" .za robotnikami usiłują, oczywiście, wbrew życzeniu tych robotników wmówić im hasło: socjalizm - nie!

Jak jest naprawdę z socjalizmem? Czy ludzie go chcą? Właśnie tego jakie­

goś "dobrego" socjalizmu, a nie"wypaczonego" systemu politycznego, którojo .i pewnością nie cncą. Czy w ogóle można się o tym czegoś dowiedzieć? Spróbujmy.

1 potraktujmy hipotezę, 'te chcą, możliwie najprzychylniej, weśmy ją in oatima forma.

Przygotowując bieżący numer "Zapisu" czytałem tekst Janiny Jankowski ■' , złożony wyłącznie., ze zdań nagranych na taśmę magnetofonową w Gdańsku,

to wypowiedzi Strajkujących robotników. Znalazłem jedną niezwykłą, z p*. i w .. niezrozumiałą. Jakiś człowiek mówił v narastającej nienawiści do... I tu wła- enie, jakby nie umiejąc crformułowalj; Ąalszegó ciągu 'myśli, poradzić Sobie ?•

niejasnością i sprzecznością rzeczy, tak dziwnie ją ujął: "Mówmy uczci. V nie do ustroju czy do rządu. Do. nich -osobiście. Ustrój jest piękny, t ....

żeby był wykonawca aktualny.- Statut partii -jest■ piękny, .sam go czytał- . „/I- ko wykonawca musi się znaleźć". Ktoś a zespołu redakcyjnego powiedzi..? , ż<

"do nich", skoro nie są rządem, a tekst przeniesiono z taśmy, trzeba i is.:ć dużą literą: "do Nich", wtedy myśl ma sens. Może. Wątpię jednak, żeby ten robotnik znał Witkacego, Z drugiej strony nie myślę, żeby nie znał słowa

"rząd1' i po prostu użył go błjdnie. Dlaczego więc miał takie kłopoty 3 wyra­

żeniem czegoś, co chciał wyrazić?

Przypuszczam, że szukał i nie znajdował tych "osobiście", którzy .<Ii- ni byli wedle jego intuicji istnieć fizycznie i ponosić winę za fticzreali„v—

wanie pięknych założeń ustjrojowych, a nawet pięknego statutu partii. Żaru- I

(12)

10. . . -

aem jednak czuł, że niezrealizowanie wszystkich tych, pięknych rzeczy niem©4«

wnikać jedynie z‘wadliwej obsługi ustroju, aa. przykład z niekompetencji mini­

strów • Szukał natrrrAast f,wykona*reyn* ideału, zapewne ideału socjalistycznego, czekał na kogo*i kto byłby wkcnąwc* "aktualnym1’,. c^yli - jak rozumiem - m e tit kC75PyTn*Trudno o więcei dobrej woli i więcej konfuzji. Ale w gruncie rzeczy jest teł konfuztt tvle samo' ile we mnie, gdy /na Zachodzie, powiedzmy/ zaoa.i* nu

^ L n t e - chceS socjali^u c z - M e ? To tak, jakby zapytanochcesz ognia czy m e Orień - prometejski*wynalazek i wogóle rzecz pożyteczna, może jednak byftpotrze- fe£ no to 4eb- «ie spalić na stosie. V dodatku nie jestem całkiem zadowolony

z pognania, które ww*lił«*,*bo ogieA jest -zawsze ogniem, J soc^zmem.mo.^

być różne rzeczy różne, tak dc siebie niepodobne, jak na przykład ogieA,

W°dS’ Przed udzieleniem odpowiedzi, czy chcę czy nie chcę socjalizmu, należał—

« . i s s s

» l a W l oligarchii, partstwe policyjne, Kpiny z pra*», -jrtrjUj.- - * -

4* l'ortmcia niemożnoić DoWiazaęia koAca z końcem w gospoąarco, .u ctnv S e d S t S T o j g i n e z ^ S e n i e człowieka, to - M l * .. socjalizmu idealnego, znane nam z tradycji; M f M dr»u- tnvch ludzi, a byłyby tor odebranie człowiekowi sposobu na Ujara., i ~ riero człowieka, zniesienie podziału na uprzywilejowanych 1

demokracja, sprawiedliwo i ó ; wolność :,słową, rrc,śl.i. sumienia, . _

oparta na wspólnej'własności pracujących i - po razpierwszy nc ^ 'cienia*w ł~

ogó!nie rodzić- życie wszystkich. Wymiehiaj§.c te cechy, ni

tnliwości że lestem stanowczym zwolennikiem socjalizmu. Gdy natomiast y- tpliwości, że jestem ^ i s t o t n i e jestem tego spcjalizmu_

p r ^ ”wn«;ier,. /Ach,’ jak cudowni? zdanie do w-rwania z kontekstu i

w artykule jakiej’gromcy "ził a n t - s o c j a l i P > -

"czuie" CTdyby ktoś potrzebował/. Ale może cechy realne . , ozenie" których od dzitiaj nie b,dzie? deili tak, to zniw robx, tó, zwolen-

demokratyczny * i nawet n i e - t l e .

zatem idealnie jsze/?o socjalizmu r a i rea ny z n..,; - " 4lizmu iest W tym układzie, spraw n-ytande, czy kte * chce = ^ S % ^ ? n i e t * ^ S ’wartoM bezprzedmiotowe, a odpow:.eH obojętne. o..?o »• » n p^atKa i co znaczy

"tak" i "nie”, ponieważ nie wiadomo, jaki st sene p.

odnowiedi^ ^ ćę to w Pc,W nlKt ^ komu ani w ^ " w i e S e U . l f

pnłu pytania «ef ^ a d - Z ? z S e c z n l właz-

^ ś r o d l ^ w produkcji musiała by* c°zy!

nieco śmieszny powagą starano się podkr.ólać.A:L^j^nryriora ^-spodarka ha&cym na tę własność w POlsce,-. gctz^e J®e • a^ u ' soMa?^ ?óo*i, lecz rs . rolna, nie zagrażał ten stan rzeczy dotychczas realn ^ ^

czej prywatnej- gospodarce rolnej/, b istocie chodzą .: ^ i7ględu na sojusze, albo ściślej: o wła^jf, którg. par i .*e ±. Związku Pa- tzw. sojusze, albo-wreszcie najściślej: o aabeap-ecaen-.e i*. *•

dzieckiego w Pelsce. * . .7vi;a„ftk Radziecki nigdy .nie sf Interesów tych nie znamy dokładnie, bo Związek f . r-ułował ich jawnie wobec społeczeństwa polskiej, ™ - k. ewencji propagandowej o zupełnej ^ ^ 7 £ jS?*. kSei S Bdy nie P‘Ze władze państwowe s§ poiruormow&ne naj F j> - « v»|ar^eodry i dostate"

przekaz?n-'ftiy tych informacji narodowi;nclzkz^u w spozib rVrpłnv tTeiBt6Śnv wisc skazani na domysły co ac z -

t b T u , jfzt! ? k s»dz?, rzecz najbardziej niebezpieczna, «łe je- cznie konk

wdzieckich

(13)

11 dyna naprawdę groźną w obecnej i przyszłej sytuacji kraju. . . . . . 4

Partia zachowała władzę, gdyż ncjradykalnioj nawet usposobieni ~ cy zdała sobie sprawo, że w oczach Związku Radzieckiego aa on,. P°wnc kwoli fikaćje wyjątkowej nikt poza nią nie nadaje się jakoby na pośrednika mięt y narodem polskim a ZSRR. W sierpniu robotnicy polscy nie powied

m n i d “socializa - tak, wypaczenia - nie", powiouzieli raczea prawda . , nieprawda - nie", co w szczególny odniesieniu do stosunków

kich mogłoby brzmieć "konieczność - tak, nadużycie straszaka - nie . Puwio dziawszy U , zgodzili się, aby partia' zachowała .kierowniczą" /czytaj: Po- środnicaą^rolę, do której pełnienia upatrzona została w kolebce, c.yli pud koniec II wojny światowej. Albowiem sytuacjó polityczna ^ l u k i w o w' c i e nie zmieniła się od tamtych 6 zasów na lepsze, chociaż woilisny . / gmniczne w,a Odrą, ohocło* ttoolagia kon,unistyąS!na

t a , a t o w l S.Jtyto zoetoł popieien. St«3k ną.*»rzeiu ni.

nuwień konferencji JołtońskieJ. Sekretorz generolny IUTO, lun-, mi.,! •'i*

.4 BoWo(?v abv powiedzieć, że w razie interwencji radzieckiej w Pois M nie*.bo.ni..Jest j.gu zndo nieci bronie Polski przed przyj,- ctdłiii, jak sio taktownie wypnziJ* m „ .. , .

Er.ród polski wie ty od dawna i nie liczy nn pomoc NATO, a Zachodowi zaadnio z tmdvc1a historyczna - nie grozi 'ubieranie za Gdańsk, gx ->zi mu nejwyżęj umieranie ze strachu /»o d później można jeszcze umrzeć ten,Dunkior-

** K:j e S yp^»i%, *. no ród pols-ki nie .t»eo*»ł siv- no ogół w s*e3 historii do oportunistycznych rod Zoehodu, looz prowdą Jest i to, tejU|eki_tenu is - ni6iQ . Jest prawdą, ż© nie wyrzeknie się jiu aspiracji do niepoć -t ..-. - -»

S U i tut że^iie ńużo M ■Syote.ó nnroszojąe tokie' interesy .V*. , M

ckiego. do których poszanowania opłaciłoby się .^wiązko',,i Rad.yę~... .. . - -*■

■polsko bez względu na własne koszty i ofiary. Pytanie śprowa^a się w, ■.o kSestii! L się opłaca Super wcars±wu i'czy naród,nasz ża pośrednictwem l^PR bodzie mógł to rozpoznać. Komplikuje sprawę fakt, że juz samo rola p^re^nx- cząca PZPR uważana jest, jak si* zdaje, zę-joden z nienaruszalnych interesów , .oiperr.ocare 0^C)WiaK1s w sytuacji, gdy naród nie ma zaufania do PJPR,

co r J S u przyznaje, gdy sama partia rozdzierana jest walkami wewnętrznymi, wskutek czego nie zawsze wiadomo, czy w pełni odpowiada za swe slo^a,

pożałowania godnej sytuacji, którą raczej wszyscy

d k u /aczkolwiek nie mony 30 rzekom*/ f w tej - pr^yznnDę * -C % J L j co sytuacji może dojść do nieporozumień i omyłek w.rozeznaniu prowaz \ j ifcteresów ZSRR przez miliony Pol-aków. Nie obcwinu się sły^yc.i e^cji , *o chodów ulicznych i nie kontrolowanych- odruchow czy rozruchów, ^erycn a-wszo obawiają się władze, obawiam się nat omi ast nieprzydatności syste.nu p o l i g M nogo w nowych warunkach, jego niefunkcjonolności i słabosci, jeśli nie zos tonie rzeczywiście zmodyfikowany i wzmocniony. ff4v r„JŻO Lecz cóż to znaczy "wzmocniony"? System nic wtedy jest mocny, gdy noże się wykazać jakąś choćby małą g ł a d k ą więźniów politycznych, w czym niektó­

rzy chcieliby, zdaje się, widzieć dowód panowania władz nod s^aocją. ./ is­

tocie system, który mo więźniów politycznych, podejrzewany jest aa*a-o o sł bość, chyba że ma ich tylu, ilu Hitler i Stalin, co nie wchodzi w grę. 1 ^ - rzecz prosta - nie o legitymację systemu troszczę się tutaj, U c z o -* * czerstwo Polski. Dla bezpieczeństwa Polski potrzebne był.Oby - myślę -

nienie systemu podobne bodaj częściowo do taKieso, jakie uzy. u "T . ”' Gomułka, który jednak nie skorzystał z atutów danych nu do ręki.

Gomułce /niepotrzebnie/ wierzono, •% dziś żadnemu'-1 oekretarsowi nii-t j ż - piękno oczy nie uwierzy. Dziś system może się wzmocnić, zdobyć z<^p oc^a ..o łeczno i minimalny wpływ na społeczeństwo, niezbędny do rozm w na łom , tylko dzieląc się dobrowolnie swymi prerogatywami zo społeczeństwem, porozu­

miewając się z nim, informując je i respektując jego stanowisko, sł.owen:

p o ś r e d n i c z ą c n a o b i e s t r o n y, a nie na jedną, jak zaw­

sze dotychczas bywało. .

Sugestia tn może s±$ wydać skromna Pulak^wif ale chocki w niun

nasze uczucia, lecz o gwarancję dla Związku Radzieckiogo. Chodzi taż o Coś,

(14)

bez czego gwarancja nie noże być prawdziwa:•o zbliżenie się Polaków do wol­

ności, czyli o współudział narodu w ocenie, co'jęs.t koniocznoscią x gdzie przebiega "granica, której przekroczyć nie wolno". Bo trzeba, oczywiście, zgodzić sio ze Stanisławem Kanią, że granica taka istnieje.

Jak zmodyfikować w praktyce system polityczny, aby nxe podważając jego zasadniczej i obowiązkowej roli gwarancyjnej w stosunkach ze Związkiem Ra­

dzieckim uczynić go jednocześnie systemem rzeczywistego i skutecznego poro­

zumiewania się z narodem, tego w szczegółach nie opiszę, bo nie moja to rzecz, nie jestem politykiem,

Uważam jednak, że ktokolwiek swobodnie myśli i niezależnie działa, nie- może unikać odpowiedzialności także w tym przedmiocie, ale przocivmio; nus-

być g.otów do wzięcia jej na siebie, gdyby zaszła potrzeba. Nikt nxe ma prawa nie znać odpowiedzi na pytania, które stąd wynikcją. Dobrze jest przygo ojac

sobie odpowiedź wcześniej, zwłaszcza gdy ma się tyle czasu, ile ja w ó a ji-

sie": do wiosny, . . •_>.

Są oznaki wskazujące, że proces modyfikacji i przystosowania systemu **o nowych warunków faktycznie się toczy. Jeśli ma przynieść wyniki, władze mv-_

szą sic postarać o porozumienie z c a ł y m społeczeństwem. Niech się nikt_

nie łudzi, że możliwo jest por..zumienie selektywne x krótkotrwałe; jec,nycl - się zaspokoi, drugich oszuka, trzecich s k ł ó c i Sobą, czwartych wyaresztu- je, piątych zastąpi ukradłszy im szyld. Niech nikt nie szuka otuchy w histo­

rycznych wzorach z końca lat czterdziestych. Niech natura nie ciągnxe wilka do lasu. Bu wilczego lasu już nie ma. I*ad lasem przeszedł huragan.

Ahat Muszę jeszcze odpowiedzieć, czy system jest "reformowalny", ponie­

waż nagle zrobił się z tego jck’ y test dla czarownic pouojrz .nych w ^spo *co wanie z szatanem: kt-o mówi, że system nadaje się do zreformowanxc, 3es^

porządku, kto mówi, że nie, joet przeciwnikiem socjalizmu. Sęk w tym, żei o- tąd było odwrotnie: przeciwnik."!.i socjalizmu byli cx, lctorzy wxazieli możli­

wość i potrzebę zreformowani- flystemu’, tzw. rewizjoniści i aprawxacze so­

cjalizmu wszelkiej maści", natur iast ci, którzy żadnej "ref ...tnow^nosci nie dopuszczali, byli w porządku. Osobiście zawsze stałem na vyu pierwszym^

stanowisku: system nadaje się d*.' zreformowania i podda się reformom pręuzej czy później, bo innego wyjścia uie ma, /Y/ojen światowych ani krwawyc prze­

wrotów nie brałem pod uwagę, pewnie dlatego, że.ich sooie nie życzę/, czn sem, pod wpływem faktów i obrońców systemu, którzy nie dawali^żadnych szans^

"naprawiaczom", zmieniłem nieco zdanie i uznałem system za • nierefomowalny w tym sensie, że on sam zrofomować się nie chce, "reformo.^ lny jedna ć o

tyle, o ile zostanie do reformy zmuszony. To się jakby sprav.iziło w sierp­

niu, ale spotkała mnie też niespodzianka: obrońcy systemr tychmiast oświa­

dczyli , że system chco się zreformować i' że właśnie 3uo.riu, którzy o we stionują, są wrogami .socjalizutu.

No i bądź tu mądry 1 . , . .

Ale ja tam swoją maleńką, upartą, oślą mądrość mam, z niespodzianka: i się liczyłem i dalej sofcie powtarzam: licz się g?;ów‘ixe z tym, co jest i.xomu- żliwe. Teraz na przykład, oscylując między różnymi ;;łymi i dourymi ev»u.-r xt, nościami, liczę się i z tak nieprawdopodobną, że system się zreformuje, a histuria nie powtóray*

12

listopad 1980 Jo cek Eocheński

(15)

Kazłftiierz Brandys

MIESIĄCE 1980

kwiecień 1980

W pierwszym rird u kalendarzowej wiosny - przód trzema tygodniami - wy- słałem list do Zarządu Głównego ZV/iązku Literatów* Przepisuję go z zachowa­

nej kopii;

"Szanowni Koledzy,

pragnę zawiadomić Zarząd Główny o następujących faktach* Latem 1977 r.

złożyłem w wydawnictwie "Czytelnik", zgodnie z zatfartą umową, maszynopis mo­

jej nowej książki pt* "Rondo". Książka została przychylnie oceniona w wydaw­

nictwie, nie budząc merytorycznych zastrzeżeń. Wkrótce jednak powiadomiono mnie, że "Czytelnik" nie będzie mógł przystąpić do druku z uwagi na sprze­

ciw czynników/ nadrzędnych, których opinia jest dla wydawnictwa wiążąca.

Sprzeciw nie dotyczył treści książki, lecz - co dano mi do zrozumienia - sa­

mej możliwości publikacji mego tonu w państwowym wydawnictwie'. Po czym Sp.

Wyd. "Czytelnik" w ciągu niemal 3 lat Od złożenia przeze mnie maszynopisu nie skierowała go do druku, a.od 2 lat nie uznaje za konieczne przekazać mi jakąkolwiek wiadomość w tej sprawie.

W końcu lutego 1980 r, złożyłem w Komendzie Stołecznej M.O. podanie, o paszport zagraniczny do Francji. 20 marca udzielono mi odpowiedzi odmownej, nie ihfonnując ćmie o przyczynach odmowi'. Odwołałem się od tej decj^zji na piśmie, z uzasadnieniem, iż moje stosunki i kontakty ze środowiskami artys- tj^czno-intelektualnymi na Zachodzie są pożyteczne dlc kultury polskiej, przyczyniając się do'jpj rozpowszechnienia poza granicami kraju, o czym świadczą choćby liczne recenzje z przekładów moich książek, zamieszczane w prasie zagranicznej. Czekam obecnie na odpowiedź Biura Paszportów.

Pozwalam sobie zwrócić uwagę Szanownych Kolegów na to, że obydwa przy­

toczone tu fakty stanowią ograniczenie moich praw pisarskich i obywatels­

kich oraz na to, iż obie decyzje są sprzeczno z zasadami prawnymi obowiązu­

jącymi w Polsce. Stwierdzam zresztą, że niejednokrotnie pisarzom wyrażają­

cym poglądy podobne do tych, jakie ja wypowiadam, i drukujących utwory w tych samych co ja wydawnictwach i pismaoh, nie zakazuje się publikacji w kraju ani wyjazdu za granicę, A więc żadne prawomocne sankcje nie wchodzą tu w grę, wobec czego muszę uznać obie powyższe decyzje jedynie za szykany w stosunku do mojej osoby. Identyczne szykany, jak wiadomo, użyte Zustały

przeciw paru innym naszym kolegom, #

Sądzę, że Szanownym.Kolegom nie będą te sprawy obojętne, dotyczą bowiem nie tylko mnie osobiście, lecz w swych konsekwencjach godzą w interesy każ­

dego członka Związku Literatów. Jestem głęboko przeświadczony o tym, że dys- kryninącja -etosowana wobec autorów, któitych pozbawia się uprawnień pisar­

skich i obywatelskich, prowadzi w rezultacie do umniejszenia wartości lite­

ratury publikowanej, nie podlegającej zakazom - do zdewaluownnia jej w oczach czytelników. Tworzenie się takich podziałów wyrządza szkodę całej na­

szej literaturze.

Powyższe względy skłaniają mnie do przekazania tych paru faktów i re­

fleksji Zarządowi Głównemu ZLP».

Łączę wyrazy szacunku".

Powinienem wspomnieć, że na odmowę w sprawie paszportu byłem przygoto- wany i zgłaszając się w wyznaczonym dniu po'odpowiedź na ulicę Kruczą miałem już przy sobie odwołanie na piśmie, Kiedy weszliśmy z M, do pokoju nr 12.

(16)

1 4

i wymieniliśmy nazwiska, urzędnik poszperał w przegródkach, po czym oświad­

czył, te musi się w tej sprawie roznnSwić przez telefon. Poprosił nas o opur szczeni* pokoju i zapewnił, że za chwilę naB wozwie. Drzwi otworzyły się po kilku minutach* Urzędnik zawiadomił M., że otrzymała paszport. - Na pana po*

danie jest odmowa. - Gdy M. wyjaśniła, że nie zamierza wyjechać beze mnie, przorwałom jej pytaj^o.^ komu mam złożyć odwołanie. Urzędnik odesłał mnie do okienka, gdzie składęno formularze z podaniami o paszporty. Za zgodą intere-

*’r poza kolejką i poinformowano mnie, że odpowiedź nadej­

dzie drogą pocztową w ciągu trzech tygodni. Termin minął wczoraj, odpowiedź jeszcze nie nadeszła.

Na to również byłen przygotowany, nie mnie pierwszego to spotyka, W ta­

kich przypadkach można podobno zażądać osobistej rozmowy z naczelnikiem.

Jednakże nie pociąga mnie taka możliwość. Jakkolwiek nie należę do ludzi gwałtownych, w pewnych sytuacjach tracę panowanie nad sobą. A niedawno pow­

tórzono mi przebieg; rozmowy, jaką odbył z naczelnikiem mój znajomy, pisarz, człowiek o najwyższej kulturze litereckiej i towarzyskiej, którego odwoła­

nie, podobnie jak moje, pozostawiono bez odpowiedzi. Kiedy zgłosił się na tę rozmowę, naczelnik go pouczył: - Zamiast wyjeżdżać za granicę, lepiej pilno­

wałby por córki. - Córka mego znajomego jest działaczką Studenckiego Komite­

tu Solidarności.

No więc tak. Przewidywałem niniejszy obrót rzeczy i byłoby nie nq miej­

scu przybierać z togo powodu minę cierpiętnika. Paszportu odmawia się dziś wielu osobom, i to bez podania motywów. Znam ludzi, którzy zachodzą w głor wę, czemu i za co ich to spotkało. Ja przynajmniej wiem za co: za książki wydane za granicą i udział w zespole redagującym ZAPIS. Jedna połowa mojej

Świadomości mówi ni: wszystko, co robiłaś i pisałeś, nie jest zakazane przez prawa w twoim kraju, to odmowa wydania paszportu łamie praworządność. A jed­

nocześnie moja' druga świadomość szepcze, że gdybym zn życia Józefa Stalina wygłosił jedno zdanie z książki, którą niedawno opublikowałem, gniłbym przez lata w kryminale* Nad tymi dwiema świadomościami unosi się trzecia, któró mi powiada, że człowiek żyjący w owej podwójnej skali, z dwiema zachodzącymi na siebie miarami rzeczywistości, człowiek, który odczuwa bezkrwawą samowolę władzy joko rodzaj tolerancji przez porównanie z ludpżerstwem, a zarazem rie może jej uznać za prawo, bowiem poczucie prawa mc wyniesione z kultury - r.e

taki człowiek nie jest istotą pełnowartościową.

Posiadam tę trzecią świadomość, dlatego w chwili gdy spokojnie wysłu­

chuję odmowy zakomunikowanej mi przez urzędnika i posłusznie składam ud--, t -j - nie w okienku* i później, kiedy wychodząc mówię do M . , że tego się właśru e

spodziewałem, bo w takim systemie żyjemy, widzę w tych kilku scenach siebie w sposób nieprzyjemny, w mojej reakcji jest coś podejrzanego. M. naturnia:;fc reaguje zdrowo: - Kałpia złośliwość! - woła po wyjściu z pok »j u * ha cc ti/ść obojętnie odpowiadam, że znałem cenę, jaką teraz płacę, i byd^m na nią przy­

gotowany. Ale gdyby to samo powiedział kto inny o mnie, byłbym wściekły i nazwałbym to mentalnością niewolnika.

Od dwóch tygodni /nowiny rozchodzą się szybko/ podobne słowa czytam w niektórych spojrzeniach. "Czego oczekiwałeś, prezentu? a może liczyłeś, że zabawa w opozycję ujdzie ci na sucho? Wiesz, w jakiej rzeczywistości żyje­

my. Myśmy wyciągnęli z tego wnioski".

Gdybym im powiedział, że takimi głowami współtworzą rzeczywistość, po­

czuliby cię dotknięci. Lecz gdyby cudownym zrządzeniem ifcypadków "zabawa w opozycję11 naniosła trwały sukcos polityczny, uznaliby to za swoje zwycięst­

wo, Tj nie są ludzie podli cni głupi, o wielu rzeczach myślą podobnie jak ja. To są ludzie, którzy nie ohcą brać udziału we własnej najważniejszej

sprawie, ponieważ uwiorzyli, że to sprawd jest na zawsze przegrana.

.lieliśmy pojechać do Francji* spędzić parę tygodni z Krzywickimi i Piotrami Słonimskimi, zobaczyć Teresę, Olgę.' Potem zatrzymać się w Berlinie

Zschjdnira, gdzie wciąż czekc nc mnie stypendium Akademii Sztuki. Teraz pobę- dziemy w Y/ars za wio. Od Hani Słonimskiej nadeszła paczka z różnokolorowymi jajeczkami wielkanocnymi, na prczce przylepione kartkę z wymienieniem zawar­

tości /"los oeufs do Phąues''/ oraz pieczątka z nadrukiem "poddene kontroli

Cytaty

Powiązane dokumenty

sza siostra Szewa wyzywała gor^Jojne id£ na w ojnę&#34;,jak śpiewali ulicznicy, kiedy chcieli dokuczyć żydowskim chłopcom.Był jeszcze dorosły kuzyn Abe,ale

ści, w podniszczonym, mieszkaniu profesorskim wzmaga się entuzjazm, stary spogląda przed siebie, Czxije się nieswojo, ponieważ tylko tłum wykrzykują jego nazwisko, a

zki z Polską sprowadzały się jedynie do wyciskania a niej jak największych dochodów i deprawowania jej struktur państwowych, społecznych i kulturalnych. Broniąc

ł niezmiernie wysoko wiek X V III, a za punkt centralny dziejów europejs- uważał Wielką Rewolucję Francuską, której inspiracji dopatrywał się na- w Powstaniu

de z jego kolejnych poczynań musi być sądzone na tle poprzednich; wówczas w-szystko staje się Jasne.. Prawdziwym pisarzom jest ciężko, ale tym bardziej Ich

niętego vi sprawozdaniu Zarządu, który z tych Jesieni Poezji tak bardzo Jest dumny. Władza naszego Związku podjął* się wykonywania admInIstrącyJ- nyeh represji

- Niech pan to powie przy okazji Rysiowi - znęcał się widząc moje osłabienie. - Ten osioł razem ż bandą szczwanych i głupich kolesiów piłuje pracowicie gałąi, na której

Ob, DYGATj Nie wiem, czy na tej sali jest zwyczaj przerywania Ministrowi, ale to nie jest groteska i chciałem powiedzieć coś, co mnie dręczy a nawet przeraża;