• Nie Znaleziono Wyników

Zapis : poezja, proza, eseje, felietony. Nr 7 (Lipiec 1978)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zapis : poezja, proza, eseje, felietony. Nr 7 (Lipiec 1978)"

Copied!
160
0
0

Pełen tekst

(1)

POEZJA PROZA

* ESEJE

KRONIKA ZAPIS

Nr 7 lipiec 1978

przygotowali:

Jerzy ANDRZEJEWSKI Stanisław BARAŃCZAK

Jacek BOCHEŃSKI Kazimierz BRANDYS

Tomasz BUREK

Jakub KARPIŃSKI Adam. MICHNIK Kazimierz ORŁOŚ

Barbara IORUŃCZYK Wiktor WOROSZYLSKI

Adam ZAGAJEWSKI

n NIEZALEŻNA OFICYNA WYDAWNICZA

(2)
(3)

Z * P t 3 uf 7

P«axjai • p r + m - •«•!« * kranik#

ZAPIS a r 7 aray^ ataw aU t J a ra y I ? ! ? ? Ilarartaaafc* T«wa*s Barato* Jakiih RafP*rf«M , Ada* #tafc»ik*

Kaatm lara O r ła l* »*rk# r# Taictt<l«iyfc> W iktor tf*ar»a«yłakl * I A<ta« 2a f a J a * a M »

U p l « « 1S7&

(4)

3 P I $ T H E S C t 3, Czssłiw Nlł«tz} New* wltrsze

6, Andrzej Braun: O stanie Związku Literatów ! stania kultury polskiej

11. Korne! Filipowicz* Co zrobiono w Krakowi# dla kultury li* łaszek Elektorowlcz: Instrumentalne ujmowanie kultury 15* Wiesław Paweł Szymański: Wyjaśnienie w sprawie nfewydanej

ksląikf

17* Jerzy Ficowski : Przeciw dyskryminowaniu prawdy

19. Witold Oąbrowskl: Są granice, których przekroczyć nie wolno zł. Tomasz Burek? Refleksje po XX £Je£dzle /Llteretów/

28. Antoni Pawlak: Wiersze >

32* Witold Wlrpsza: Sama niewinność /fragmenty ksląikf/

52* Jan Polakowski: Wiersze

55* Jak było na Zachodzie /wywiad z Halina .Mikołajską/

63. Gustaw Her! lng-6rudzlńskl % Słoń I .... niepodległość 66, Marla Gródecka: Homo InstItlonalls

Jk. Lech Dymarski: Listy I wiersze

78. Jan Patocka: 0 kongresach filozoficznych w ogóle I o konnr«ste

; w Warnie w szczegółnośef

83. Władysław Bieńkowski: Filozofia dzffjów a teoria społeczna /3/

91« Andrzej Drawtcz I Jerzy Markuszewskl: Ca naar zostało z STS«e 108, Stanisław Barańczak: Drzewo wygnenla

U l a Leszek Szaruga: “Prawdę masz utrwal 1ć"

116* Jan Józef Lipski: Pajęczyna drętwej mowy ». 1 świat prawdziwy t20* Grzegorz Hertan: Literatura. Powieść

\Zb* Stanisław Barańczak: firatny raz Jeszcze

129. Adam Boniecki: Owa felietony: 1 /,Patrlotyc*ny kryminał kompute*

* v rowy, 2/ Z notllu

U l * St.B.i Pigułka uspokajająca do ułytku wewnątrzpartyjnego '32. List Mariana Brandysa do rerfekejl

}3*ł List Ani et t StelnsbergoweJ do rdlakcJI "Opinii"

136* KRONIKA: Ze&ranle Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Kto tłumaczył "Artura tfl" ♦♦♦ Zamach na narzędzia pracy ♦♦♦ IV Tydzień, Kuf tury Chrześcijańskiej ♦♦♦

Dwudziestolecie “Wiązi"; ♦♦♦ Tydzień kultury żydows­

kiej ♦♦♦ Przypis do enigmatycznego felietonu ♦♦♦

"Sprawiedliwi*; ale bez paszportu ♦♦♦ Kongres PEM- Clubu w Sztokholmie +*+ Ma *zekończenle roku akademie*

kiego w "latającym unłworeytccle" ♦♦♦ Oatsze prześ*

ładowania członków ! *s*ółpr**ewr> Jków TKM List Episkopatu o obowiązkach katolików w Police wobec Jtultsi ry narodowej 1 religijnej Powrót Wierzyńskiego

Cenzura wojuje z «r,arłym U WatendowsJctchrSpot- \ Kanio z profesorem &n?e«k«- ... 1 t Mirosławem . Che*- Jocklm ♦♦♦ IMNE MPfcEZYi Socjologowie o proJblemach oświaty ♦♦♦ 0 Stanisławie Ossowaklm f Jego myśli ♦♦♦

Wara Barańczakowi od ittldentów* ♦♦♦ Znowu tfobre "Spot*"*

kania ♦♦♦ Co nowego w "kulrurze" +*♦ A co w "Anek­

sie" Pisarz w Gdańeku sam wy4ał niedopuszczony przez eenttirf tekst*

153. Hoty o autorach

(5)

Czesław Miłosz

n * w ę w i e r s z e E J L £ . S . S J L 9 Słoęce wschodzi

Jeszcze raz*

r>aj m m dzień Jeden bez winy.

Kiedy klęknę do słoóca użal się nade mną.

V korytarzach czasu

£iS£$?2X3.S&£££3 Dzieci śpiewają:

¥i*ia

£2-łi».5£lsi*-łBi4.M!siiili 3)t.łiS.iSłi£JS-2k«3lIli SsiSl.SUt.StłS.SteSllli*

Jakoż Ja chwale* Choć 1 na popiele Złudzę* serdecznych*

Pnlegujac w dalekich górach Z wolni ksleqa*»l I starym kluczem Do oznacianla roślin dziko rosnących W pobliżu Laboratorium Promieniowa*, Które stoi w powietrzu kiedy męła opada, . Zajęcia majac w budynku Fauk o życiu, Gdzie gastrula, neurula I ludzki nledorodek Pochylił iłowe mędrca, łaokl podkurczył w słoju, A miesiąc mojego życia Jest Chagrln,

E.i.k.i.S.S

Widmowe laboratorium na górach dymiło.

Mgła po stopniach Jatro<cl w błękit wstępowała.

Jadąc długą ulicą o tohlo myślałem, Ftltno*

Która ukazujesz sle z dobrodziejstwem szumiących spódnic, Ze śmieszną twoja piosenką*.

Mam trzewiczki

Z mysiej plczkl

Taklo samo

AekawlczkI•

(6)

I przed lustrem spacerujesz tum ta tum Zanim zbiegniesz

Na dół do powozu.

Raczę konie nas niosą topolową drogą.

Rybacy nad rzekami zasiedli na święto,

?lały obrus rozśclełamy pod Jabłonią w gaju.

Vf srebrny kubek nalewamy ciemne wino.

- Ale gdzie* Jest taka lllezna okolica?

• V/ dawnych księstwach za morzem, F M Ino.

A nawet gdyby twoje wstążki były tanio I twoja bielizna nie zanadto czysta.

Ten dzleó 1 bieg obłoków na zawsze zostanie Żeby ziemie nam pomogła, rzeczywista.

Ty Jestetf powierzona wiecznej opiece, Które ilad motyla w powietrzu chroni 1 ziemio na nowo stwarza tak Jak zechce Tam gdzie nie ma bólu ani Ironii.

F M Ina, spódnice szumiące, Lustra przepadające.

Tum ta tum.

Omąc w rogi, prowadzać psy na smyczy. Kto konno, kto pieszo Przybyliśmy na te zbocza skąd wldcczna jest knieja Idei Slarczano żółta, Jak oslnowe lasy pófną Jasienia /Jeżeli nie myli mnie pamięć ubiegłego żywota/.

Choć nie był to las, tylko gęstwa kształtów nieorganicznych 2 chlorowym wyziewem, I rtęcią, I toezowaniem kryształów.

Spojrzałem po naszej kompanii, tuki, rusznica, P ¥ecI ostrzałowy sztucer, gdzie niegdzie proca.

A stroje! flstatnla moda roku tyslaczneoe, To znów cylindry Jakie nosił na spectrach Kaznodzieja Klerkegaerd*

Niezbyt dobrane grono. Choć 1 tak Idea

M a takich Jak my niestraszna, nawet w jaj legowisku.

Pasterzy ubogich napądaó, rolników, smolarzy, To tak, odkąd zmienił* swoje obyczaje.

A nade wszystko młodzianków. Udręczając Ich snami

** wyspie słońca, sprawiedliwości na ziemi.

(7)

Niech spłynie błogosławieństwo n< życia połamane

i%by została radość tam gdzie nie *a powodu IMeknolctą przejęty iywą wieczną wiosną w zenicie ulatują nad slabie zrozpaczonego

Jaka to clerpke siła

Ile dfwlęków czynienia

za to *e etrzymene

(8)

6 d<

Andrzej Braun

x/ Jl

O STANIE ZVM/VZKU LITFRATOW 1 STANIF. KULTURY POLSKIEJ Szanowni Paóstwo,

Si

Ponieważ zebraliśmy sle tutaj nie tylko oo to, aby - według oiek- nego Jeżyka naszej prasy - "powtórnie wybrań nowy zarzad'*, czuje sl* z*

upoważniony przez życzliwych ml, Jak s*dze ,trzystu kolegów,którzy mnie tt tu wysłali, po trzydziestu latach przyna1einoscl do. teno Związku/* li­

czył on niewiele więcej członków kiedy nnie doó przyjmowano/,czuj* s I * ti wlec upoważniony do poruszenia kliku snraw zasadn 1 czy ch ,do zastanowie­

nia sle nad sensem Jak 1‘ celen Istnienia tej organizacji. Zmusza nnle l;

do tego nie tylko wielce niepokojącą sytuacja środowiska pisarzy,ale ? n

warunki w Jakich pracujemy. ^

Wedłuq dotychczasowych wieloletnich doświadczeń można Hy sądzić,Iż sl owym sensem oraz celem Istnienia naizeoo Związku Jest Jaka*' funkcja pe- d:

dagog l czna I kontrolna równocześnIe,poJmowane I podejmowaine niejako z zewnątrz,z pozycji nieświadomych samoistnych wartości literatury naro- ^ doweJ,a podejrzliwych wobec wobec środowiska pisarzy. Owa zabawa w szkółki i okresowe rekolekcJe,'gazle zawsze pewna grupa ó%ób, z czasem,

n,

niestety, przeważnie ta sama ,uzu rpowała sobie prawe v/leczvstych nauczv- cieli wyklinających,piętnujących I pouczających i nnych tnleraz n a l w y M f d.

n 1 ej szych pisarzy - od dawna Już z reguły pod nieobecność owych "oskar- n żonychH , n I e dając im prawa odpowiedzi I ze Śwl adomośc I ą , l ż zamknięte sa «nf dla nich wszelkie łamy dla udzielenia wyjaśnierf ,had* riposty. Nie w tym a istota choroby * każdy ma prawo we wspólnym Związku wyoowladanla włas- c, nych opinii - na tych samych podstawach,skoro wszyscy Jesteśmy omvlnl. k Demokracja Jest zasadą w naszych stosunkach Jako kolegów - członków Związku,ale nonsensem jest demokracja w 11 tera tu rze ,w stosunkach nl**^zv % pisarzami Jako twórcami dzieł, Równi być moga 1

mu

sza.członkowie ZLP - r ale autor Jednej książki autorowi Innej ksł?żkl nie Jest równy.Sczenót- k nym paradoksem stało sle wlec guasl-demokratyczne zrównvw*nle dzle* 1 k wymlenność autorów-twórców w publicznym życiu literackim, nrzy coraz r<

większej hIerarch1czności w stosunkach miedzy ludiml-koleoaml. Wstydem a napawa pamięć o tym, kto tu już kogo gromił 1 pouczał Jak tworzy-* ma ol o sarz polski t Jak się Jako obywatel zachowywać. Osobliwa to była oedado' «<

glka,demoralizująca młodych,śwleżo w środowisko pisarskie ^rzybyłwch.

Bywało,że I goście z zaprzyjafnIonych krajów pouczali polskich pisarzy, d Jak być pisarzem polskim.

Przypomnieć zatem należy, że to nasze stowarzyszeńle ma Jednak ja­

kiś swój własny charakter 1 posiada określone tradycJe,Jest prawda

T

doświadczona w granicach życia tu obecnych* Nie było Związku,a pisarze P, wiedzie!I ,co robić 1 co pisać. Więcej, nie było parfstwa - a pisarze ool t scy tworzyli I działali tak, że zasłużyli na sławę wiekopomną. Pisarz* V wychowuje otaczająca go rzeczywistość, dronowskazem Jest nu wiedza o kulturze - a nie semozwaóczy mentorzy chwili* *>orzuimy wl<*c owi żałos- n ną pedagogikę przymusów I pomyślmy o statutowych celach Związku. m

Drodzy Paristwo, 1

Kiedy wspomina się o celach I sensle . Istnlen?a tego Zwlązku,natych n miast Jest mowa o walce. Walce z wrogimi postawami, walce z błędnymi

ideologiami. Walce z rasizmem w Południowej Afryce, walce z terrorem Junty w Patagonii, walce z "Beruf sverboten‘ ' w Zachodnich Niemczech.Wal- p ce o Pokój czy Postęp, o Socjalizm czy SorawledlIwość Społeczną gdzlei S tam. Jest to typowe dla blurokratyzacjI myślenia spychanie problemów w r klerunku frazesu. Nie dlateoo,lżby hasła owe nie były piękne 1 szlachet- c

n o ,

ale dlatego, że praktycznie Związek,Jako Związek,nic w tym zakresie t

nie może zrobić. Walczy o coś każdy nlsarz samotnie,nad kartką papieru, J Związek zaś - o czym mniej się mówi - ma,zgodnie ze swym statutem,prze- u

--- P

x/ Przemówienie wygłoszone 7 kwietnia 197& na Zlefdzle m

Literatów w Katowicach. Tytuł pochodzi od redakcji. ł

(9)

de wszystkim bronić.

Bronić o© pierwsze: sprawy kultury i literatury polskiej w naszym kra- ju,oraz bronić moralnych I materialnych praw swoich członkśw-pIsarzy.V tym celu I przez tych członków został powołany*

Szanowne Koleżanki I Koledzy,

Sądzę, że warto teraz zastanowić sle z całą powagą nad celami I sense” Z

l

P,jeśli ma on być czymś wlecej.nlż tylko M u r e m do załatwiania zwykłych spraw materialno-Svto-ych części obywateli - w rodzaju kom I ta­

ft tu blokowego,ndz1e odbiera sle kartki na cukier.

A w I f*c * po nlerwsze - jak wykłada podstawowa sprawa owej obrony kul­

tury I twórczości w naszyr kraju? - — «

Kulturę I literaturę ojczysta uwalamy z* wartoś^ nadrzędna 1 samo- I s tną * Kultura każdego n*rodu,a polska w szczenólnoścI - wiemy o tym z naszeoo dziejowego dośwladczenI a - posiada swoje podstawowe, bezcenne iródła, z których wyrasta I którymi sle żywi. Pierwsza z tych wartości ż składających sic na kulturę polską Jest historia ojczvsta- Truizmem be- - dzle powtarzanIe,lż narody nieświadome historii własnej skazane sa na

duchowy zaołade. A jak jest obecnie z nauka historii naszej oraz trwa­

łym u p o w s z e c h n i e n i e m

jej w świadomości.również za pomocą literatury?

“ 'zleje Polaków I Polski, zwłaszcza te nowsze,sa ocenzurowane I funkcjo­

nują tyiko selektywnie, Wiedza o nich w .całym dojrzałym Jut pokoleniu aowojennvn jest przerażająco skana I wycinkowa. *Ue chciałby" tu sięgać - do wieków minionych. Chodzi szczenólnle o dzieje lat, które nas hezpo*- - rednlo ukształtowały,które sa częścią naszej cjenealooM I b lonraf I I . Jak

* *oina pisać o swojej tożsamości, kiedy większość historii współczesnej,

"» * przede wszystkim Jej węzłowe momenty,momenty dzielące naród l Jedno­

czące go w bolesnym doświadczeniu, formujące Jego mentalność I urazy - M e d y te na jdr arna tycZn ie jsze przeżycia stanowią szczelne tabu ,ws tyd I I we t^refy ml 1czenla,wstyd11 we dla kogo? dla Polaków? Co dziś wie trzydzle- v ttoparoletn1, dorosły człowlok u nas o powstaniu Polski z trzech zabo­

rów, o Piłsudskim, o POW, które to literki nawet w nekrologach sa wy- - fcreślane. A przecież to budzie stamtad wychowali konspIratorów Kedywu ,

k i e r o w a l i

nowstaniaml Pióczowsklml I v»*rszawsk1m I .zamachami na Kutsche-

r^ < żołnierzami Starówki. Jak można zrozumieć l przedstawić w dziele

«rtyitycznvm młodocianego obroócę Warszawy we wrześniu 39r. czy w sler- l‘Pnlu H r.,je«‘ M nie zna się tego samego obroóęy ttol Ićy,zasłaniającego o' lwu piersią jej mury w sierpniu 1920 roku. Przecież to byli ojcowie 1

synowie, los ojca decydował o postawie syna, na doświadczeń I a c h ,trape-

♦ di*ch.hłędach - ale I na mężnyw powtarzaniu postaw czy zachowaó - pole- la vi<j# duchowa, tożsamość apołecZeós twa.. Jak długo Jeszcze datv I mlej-

• *ca męczeóskich śmierci ojców wymazywane będą z b l o o r a M I rodzinnych?

Tragiczna historia września 1339 r, dotyczy tylko oołowy Polskl. Ozleje Polaków I społeczeós r

w

-

j

polskiego w Białymstoku, Lwowie czy 'Minie w la- 1 tach 39-^1 nie na»eża do historii Polski, Dziesiątki tysięcy Polaków w

Wehrmachcie, rodziny polskie o tysiące wiorst od miejsca urodzenia - to nf« sa nasze dzieje, to białe piamy«,HIstorla kołnierza poiskleno zaczy­

nają się w Buzułuku I nad Oką, w trzecim roku wojny, razem z polskim mundurem - jakby go przedtem nie noszono, Szok katyóskl I “proce*

I6«tu“, główne z’ ródła rozbicia opinii eolskiej, nieznane sa współczes- :h nym pokoleniom czytelników, A Jak wygląda powojenna,współczesna Już h i­

storia naszego kraju, ktćra stanowi całość życia większości rraWtych o d ­ biorców? Jaka wiedzę T obraz o trzydziestu paru latach Polski Ludowej

" Przekazuje historia, eseistyka, powieść czy dramaturgia współczesna?

- Stalinowski okres "błędów 1 wypaczeó", Poznaó l Październik 56 r.,Ka-

f

rzec 68 r .f Grudzleó 70.,Czerwiec 76 r..podstawowe przełomy w śwladomoś-

■ ** cl społecznej.dramatyczne węzły I momenty przewartośclowaó w myśleniu -

! to wszystko są wstydliwe tabu, wzmiankowane co najwyżej a luzyjn le ,poml *•

i* Jane w kalendarzu historii, wobec których obowiązuje Jedna.ustalone • i* urzędowo oeena, I nawet opis Jest wykluczony.Czymże Jest historia własna

podstawowe źródło ojczystej kultury? Czyżby Związkowi p 1sarzy,starejece-

»u sle - bardzo chwalebnie - o podwyższenie stawek za arku s z,obojętna :y ła troska o to, ażeby tworzenie literatury narodowej było w ogóle możli­

we?

7

(10)

Drugą z podstawowych wartość? składających tle na kultura polska stanowi Język ojczysty, Język,który był najcenniejszym skarbem I spoi­

wem narodu,pozwałając nu przetrwać stulecie ekstermInacJ? , ! który był Jedyny forma Istnienia Polaków* Ola nas, pisarzy,Język jest wszystkim.

Jego rozwój świadczył o naszym cywil Izacyjnym szczeblu,o stadium nasze­

go kulturalnego awansu. Nikt nie twierdzi, że polszczyzna nie przekszta łca sle I nie ewotuje,Istnleje Jednak coś, co nazywamy czystości" l no*

prawnośc1 a Jeżyka. A Jak wygląda dzl* mowa oolska w praktyce? Soołecserf stwo nasze gada orzeraillwym żargonem okólników, gazet I kurso-konferen cjl produkcyjnych. Mówić własnymi słowami - to określenie nfeonj-te ,H - wić nieskazitelnie. Indywidualnie, a Jednocześnie wzorowo - to pojecie anachronIczne. W szkolnictwie,gdzie nauka mówienia I pisania zdawałaby się rzeczą elementarną, ten "przedmlo*" spychany Jest na coraz pośled­

niejsze miejsce. Dopiero Telewizja - I to Jest jej szczególna "*asłuna"

- uprzytomniła nam, jak mówią współcześni Polacy* ^roza wieje na obu ka nałach. Niestety, jej rola nie Jest rola bierna. Telewizja - to olpan- tyczny deprawator narodu, od lat zabljajacy zdolność do samodzielnego myślenia 1 wyrażania tych myśli w poorawnej poiszczyfnIe. Jaki jest je*

zyk Inteligencji naszej? JeślI Inżyn1 er specjalista nie potrafi opowie­

dzieć normalnym, własnym,powszechnIe zrozumiałym Jeżykiem o swojej pra­

cy - znaczy to, Iż w rzeczywistości nie wie, co robi, I mało gtf to Inte­

resuje. Prymitywizm Języka odzlwercladla prymitywizm myślenia, albowiem te dwa zjawiska w istocie są nlerozdztelne. Mówi sle, że Z w h i e k Litera­

tów nic tu nie może zrobić - poza dobrym przykładem język.* olsarzy w lc»

książkach. Jeśli Jednak radio przez 50 lat było I poióseało do dzisiaj Instrumentem krzewi en I a ku 1 tury Języka 1 skarbów mowy polskiej, a TV w tak krtókim czasie tyle złego zdążyła zrobić w zakresie "zabezpiecze­

nia" "wiodącego" "kompleksowego"H urok1Iwego" bełkotu - oznacza to, że tak czy owak wszystko zależy od ludzi ńraz InstytucH. Trzeba było do­

piero drastycznych eskperymentów z rugowaniem arcydzieł literatury nol- sklej z programów szkolnych, aby Związek zareagował • za co należy mu się uznanie. Jest podstawowym obowiązkiem ZLP wpłynąć na ukrócenie d«- prawacyjnej roli TV w stosunku do mowy ojczystej.

Trzecim źródłem samoistnoścl I walorów tul tury polskiej - obok M - storll oraz mowy ojczystej - jest wspaniała tradycja tudzież dorobek na­

szej własnej literatury. Związek Pisarzy ma ten dorobek upowszechnIać, ma go strzec I bronić. Pamiętajmy o pożałowania godnej historii z "l>zla- daml" na scenie Teatru Narodowego. Ale tradycja 1 dorobek literatury n a­

szej nie korfezą się na Mickiewiczu I Wysp IaóskIm, Do |ej skarbca natęża wszystkie doświadczenia pisarzy współczesnych/gdziekolwiek I kiedykol­

wiek powstały w Jeżyku ojczystym. Jakże ma wlec wygi*dać kultywowante I przyswajanie - krytyczne, rzecz jasna - owej tradycji, Jeśli nie mamy do tej pory pełnego wydania pism Żeromskieoo, Dąbrowskiej, BroniewskI e g o , Słonimskiego, jeśli pisarze sześćdzfes 1eC fo I siedemdziesięcioletni, o takim dorobku I w takim stopniu decydujący o obliczu literatury współ­

czesnej jak Andrzejewski , Rudnicki , K.Brandys, Stryjkowski, Oyg*t, Putr*

ment, ?ukrowskl , Kuncewiczowa, czy wielu lnnvch, nie mog$ marzyć za ży**

cla o wydaniu zbiorowym Ich pism we własnym kraju, jeśli odrąbana |est z wielkiego pnla polskiej literatury twórczość *I*osza l Wierzyńskiego, powieści Gombrowicza ł Ulttllna, a także każdeno z na»zvch współczesnych kto przekroczy granice kraju. Czyżbyśmy nie pamiętali, że na emigracjach powstała magna pars arcydzieł naszego »limiennictwa? Jak ma wyglądać ow*

obrona dorobku, jaśll Związek Pisarzy przyglada sle w milczeniu procesow wytrącania z krwloblegu naszej literatury dziesiątków naszych twórczych kolegów, przemIIczanych, nie wydawanych, nie wznawianych - oblętvn zło­

wrogimi "zapisami", wilczym biletem?

Dalszym konstytutywnym walorem I najcenniejsza cechą naszej kultury była I Jest jej otwartość na kontakty z Europą I światem* na wszelkie żywe wpływy oraz swobodną wymianę myśli - jej asymllująca współżycie z prądami I sporami każdej epoki. Kultura polska zamierała w każdej samol- zolacj1» my^my nie wznosili murów ani chlósklch, ani żadnych Innych, sute rów lęku czy samodustwa. Nie znała owa kultura zasady ortodoksji w myś-

8

(11)

9 leniu, prlncyplun "qulus elus rellglo*', nI• przodowała w łowieniu cza*

równic I paleniu na stosach kacerzy; tolerancja I publiczne icleranłe się argumentów były jej tradycja I dumę* Wstyd ml po prostu mówić o tych oczywlstośclach w tym gronie. A Jednak muszę to mówić.

Jedno za drugim z podstawowych fródeł odwiecznych kultury polskiej bądf ulegają erozji, bądź sę rozmyślnie ze świadomości rugowane. Etycz- . ne I filozoficzne wpływy chrześcijaństwa, cały Świat mitów I pojęć cywl*

llzacjl śródziemnomorskiej, Język I kategorie ąrecko-rzymskI ego antyku, Insplrujęce owa kulturę od KochanowskIeoo do Wyspiańskiego - z nasze I wspólnoty duchowej szybko znikają. Czy procesy owe nie powinny budzić

* naszego niepokoju? Jeśli będziemy akceptować w milczeniu nieustający po- Z step kurczenia się ł zanikania, deformowania I eliminowania podstawo-

* wych składników czy tai zasobów duchowych naszej oryginalnej lultury - jak właśnie świadomość historii ojczystej, Jeżyk .dorobek własnego olś- miennIctwa I kontakt ze świetem - czeka n a s ,twórców,persoektywa , że sta­

niemy się co najwyżej pseudo-folkIorystycznym zespołem pleśni I tańca z [ peryferyjnej krainy nad Wisłą.

*„ A wreszcie - schodząc Już na grunt praktyki - czyż Związek nie po­

winien bronić przestrzeganIa normalnego mechanizmu ż y d a kuI turaInago?

Operacja "Literatura" /tygodnik ”1 1 tera tura"/,gdzle w odpowiedzi na oou- bllkowany tam bilans opinii kilku krytyków na temat najciekawszych ksla- żek roku - bilans uznany za jednostronny I niesprawiedliwy - zamiast im przeciwstawić mu oolnle Innych krytyków /chodzi przecież o wartościowa*

k_ nie 1 Iterackle/,rozpędzono redakcję 1 obsadzono funkcjonarluszaml admł-

; , nlstracjl kulturalnej - stanowić może groźny przykład choroby, choroby, którą prsecleż znamy, I m a m y JeJ skutki • zastopowanie zdrowego mecha- ,a< nlzmu ścierania się opinii eliminacją adwersarzy, Ingeraneją 1 dyktatem

cj administracyjnym.

I A Jak wygląda ów drugi statutowy cal, czy też powinność Związku - obrona lamych plsarzy-ciłonków ZLP* leli praw moralnych I materialnych?

W tym szczególnym "zawodzfe" prawa moralne I materialne pisarzy s.*' bardzo trudne do rozdzielania. Do tych ostatnich z pewnością można by zaliczyć dwie sprawy: stawki honoraryjna, czyli zarobki,wznowienia, wpływy dewizowe - l w tym zakresie Związek dużo zrobił - trzeba to pok­

witować z uznaniem, Ale Jest takża prawo do uprawiania zawodu * Już na styku praw materialnych I moralnych.

Obrona praw moralnych pisarzy przaz Związek - to temat bolesny,I myślę, że nie bodzie tu, na tym forum, przemilczany, tota. poeueza-go )Ą4 krótko i na tyle, Ile musi być powiedziane.

Mflleży jeszcze raz stwierdzić, że w organizacji związkowej, takiej Jak nasza, wszyscy członkowie ZLP reprezentują wszystkich członków; nie ł)4 ma kolegów lepszych I gorszych, sojuszników I przeciwników - wszyscy są równi w prawach moralnych. Putrament czy Wasilewski w zarzadzle repre- } zentują również Woroszylskiego czy Andrzejewskiego, a Woroszylski Putra- I wenta czy Wasilewskiego. Można mleć I wypowiadać w sprawach poazczegól*

nych odmienny pogląd, nie można Jednak - w ramach zarządu • osądzać Je­

dni drugich. Ne to bowiem zarząd nie otrzymuje mandatu.

Podstawowym gwałtem, zadanym prawom moralnym pisarza, Jest teraź­

niejsze funkcJonowania cenzury, ftezprawle to osiągnęło swoje apogeum 1 rJt z ramienia Polskiego PEN-Clubu przesw łe11 śmy protest w te) sprawie do

Prezesa *ady Ministrów. Arbitralność I samowola Głównego Urzędu na My­

siej dawno już przekroczyła swoje własne założenie I cele; Ingerencje Jej nie mają nic wspótnego z ochroną tajemnicy państwowej I podstawowych interesów Państwa; cenzura decyduje, k t o m a być pisarzem w Polsce, roz- ch strzyga o problematyce dzieła literackiego, o Jego ostatecznym kształ- ° terminie I zasięgu Jego rozpowszechnianie, a również o Jego re- oW cepcjl, oddźwięku ł rzekomej opinii czytelniczej • Innymi słowy reżyse- h ruje o« początku do końca pozory auten tycznego* życia 1turalnego, zastę­

pując Je urzędowa fikcją, do czeno pisarze 1 Ich ksifżkl w ogóle nie są potrzebni.

ry 9o praw moralnych pisarza należy swobodny wybór wydawcy. Niestety, orzy Istnieniu I rozrastaniu się Naczelnego Zarządu Wydawnictw, to prewo 1- -

U"9

(12)

HO

staje się fikcją. Autor pod różnym? szyldami ma do czynienia właści­

wie z Jednym edytorem, Wszystkie decyzje zbiegają się na jednym stole.

Kslążka fczy wznowienie,wstrzymane w Jednym wydawnIctwlefpraktyczn?e nie ma szans pojawienia się w konkurencji. Sprawę te przedkładam w oddziel­

nym wniosku do Zjazdu, gdzie referuję ja szczegółowo. ■

Pisarz, Jeśli głos Jego ma cokolwiek znaczyć, I Jesll ma hyc klms więcej niż szeregowym urzędnikiem "w Kulturze** - musi zachować obywatel­

skie prawo do sumienia, osądu 1 oceny bieżących zjawisk życia społecz­

nego. Jest to bowiem Istotą Jego powołania ! zawodu,sensem jego społe­

cznego statusu. Musi mleć prawo do krytyki literackiej Innych, dzle* I pisarzy, jeśli widzi w nich coś niepokojącego społecznie czy moralnie, nie mogą Istnieć teksty I autorzy chronieni. Krytyka w sensie osobis­

tych sądów, nie dyspozycyjna I Instrumentalna, z ramienia "ciał nadrz<*-<

dnych", w prasie naszej już prawie nie Istnieje.

Czy Związek, Jako Związek, nie wie o tym, ze Istnieją urzędowe za­

pisy*1 w wydawnictwach, w Radłu I IV - listy osób odsuniętych od prawa druku, skazanych na całkowite, wieloletnie milczenie, wyzbytych prawa do pełnienia zawodu? Źe Jest to cenzura nie tekstów, ale ludzi, że to

"BerufsverbotM w najczystszej postaci, u nas, nie nad Renem, te powieś­

ci, poezje, drama ty,eseje, nieraz o wielkiej piękności* skazywane są ar­

bitralnie na nieistnienie, ponieważ Ich autorzy "praktykują,ł w życiu.

Jako ludzie, tę samą obywatelską l pisarską troskę, wrażliwość na krzywdę l naruszanie sprawiedliwości, Jakie wyrażają w swych utworach literackich.

M a k wygląda autorytet I status moralny pfsarza,członka ZtP - Świadczyć może stopleri bezprawia w szykanowaniu poszczególnych ludzi , w nieustających rewizjach l konfiskatach papierów czy książek w prywa­

tnych mieszkaniach, w zakazach "kontaktów", to znaczy rozmawiania Łudzi z ludźmi, w samowolnych aresztach I zatrzymanlach wielogodzinnych, kie­

dy to - po wylegitymowaniu znanych osób * trzyma się Je bez wyjaśnie­

nia, a na pytania o przyczynę - powiada sii§, te sa podobni do złodziei którzy okradł I automat.Traktowanle Jako "złodzlel" *przez służhy porząd­

kowe - oto moralny status pisarza polskleoo l Jego związkowej leolty- macJJ. Opowiadanie, prywatnie, pr2ez ludzi starszych o faktach z najno­

wszej historii, o wielkich powojennych dyskusjach intelektualnych, o doktrynie socrealizmu, o tak zwanej "odwilży”, o debatach Października - o czym się nie dowiedzą na uniwersytecie - Jest dziś karalne.

Drodzy Koledzy,

W sprawozdaniu Zarządu Głównego nie oszczędzono nam zdania o "nie­

rozważnej postawie politycznej niektórych członków Związku", Jak rów­

nież o tym, że "przed skutkami Ich działaó broniliśmy Ich samych I *ch

twórczości11. Szkoda, Iż broniono Ich tylko przed nimi samymi, a nie

przed czymkolwiek l kimkolwiek Innym.

(13)

u Kornel Filipowicz

CO ZROBIONO W KRAKOWIE OLA KULTURY x/

W Krakowie I województwie krakowskim, w clagu minionych 30 la t r uczyniono bardzo wiele, aby setkom tysięcy robotników zapewnić prace.

Zbudowano potężny kombinat hutniczy l kilkaset mniejszych l większych zakładów przemysłowych. Zrobiono też bardzo dużó, aby cl, którzy za kil­

ka lat wejdą do produkcji, znaleźli przygotowane dla siebie stanowiska pracy.. *ędą na nich czekały maszyny, narzędzia 1 surowce. Środki, Jakie oarfstwo wydatkowało na bieżące Inwestycje przemysłowe l przeznaczało na to, aby przyszły robotnik, zaczynajacy dopiero naukę w szkole zawodowej

» młody Inżynier rozpoczynający studia na politechnice, znaleźli mlejs-- ce przy warsztacie, przv desce kreś1 a r s k 1e J , za biurkiem - otóż środki na te cele wydatkowane był.y ogromne.

Co zrobiono w clanu tych z góra 30 lat dla kultury Krakowa I tzw.

regionu krakowskiego? Trzeba stwierdzić, że,bardzo niewiele - Jak na po­

trzeby środowiska, Jego rangę 1 aspiracje. Środowiska drugiego co do wielkości po Warszawie, szczyczącego się liczną l twórczą grupą pisarzy

I wybitnych tłumaczy, zasilanego co roku przez absolwentów krakowskich uczelnt. Co zrobiono, aby pisarze krakowscy, cl, którzy tego pragną lub potrzebują, znaleźli pracę w radiu, w redakcjach ( t e a t r a c h krakows­

kich? Nic, lub bardzo niewiele.

Młodzi pisarze czekają latami na wydanie almanachu, w którym mogli­

by zaprezentować swoje, być może, dalekie Jeszcze od doskonałości, a na­

wet poprawności utwory. Któż z nas od początku był doskonały? W J«dynym czasopiśmie literackim Krakowa l dwu codziennych qazetach - nie ma dla nich miejsca. Przed wojną, w latach kiedy studiowałem w Krakowie, 250- tysięcznym wtedy, wychodziły prawie Jednocześnie:

Linia

Gazet* Literacka Tygodnik Artystów Gazeta Artystów Głps Plastyków

• Nasz v/yraz

Poza tym ukazywały sle co tygodnia sobotnie I niedzielne, bardzo obszerne dodatki poświęcona literaturze, plastyce l teatrowi w dzienni­

kach: Ilustrowany Kurier Codzienny Czas

Naprzód Głos Narodu

Młodzi poeci l prozaicy m u s z ą drukować swoje utwory w czaso"

pismach możliwie często l na długo przed tym, zanim ukażą sle Ich debiu­

tanckie książki. Powinni widzieć samych siebie w druku l być czytani przez Innych. Ich nazwiska 1 teksty musza się “przetrzeć11, zanim stan*

się przedwlotem zainteresowania wydawcy. Poza tym - młodil pisarze po­

winni zarabiać, to znaczy dostawać honorarlar za swoją prace. Pomoc sty­

pendialna stosowana w ZLP, konieczna w wielu wypadkach - ogólnie rzecz biorąc - będzie to niepopularne co powiem, ale takie Jest moje zdanie - otóż powiem, że pomoc ta zamienia się w system prowadzacy do demorali­

zacji młodych ludzi. Niech młodzi czekają raczej na Godota, a nie na listonosza. Listonosz na pewno przyjdzie.

Nie lepiej dzieje się w Środowisku młodych humanistów krakowskich.

Ich los bardzo nas, pisarzy, obchodzi, gdyż są to nasi sprzymierzeńcy, a być może przyszli koledzy. Wielu z nich chce pisać, uprawiać ktytyke, tłumaczyć z obcych Języków. Jakie mają szanse publikowania swoich prac?

Znikome, Można mówić J u ż o zjawisku, które trudno nazwać Inaczej Jak bezrobociem. A co będzie za parę lat?

Z myślą o tych problemach, w trosce o zaspokojenie rosnących po- x/ Przemówienie na XX ZJe£dzle Literatów Polskich w dniu 7 . IV.1978 r.

Tytuł pochodzi od redakcji.

(14)

trzeb naszego środowiska literackiego, naukowego I czytelniczego, sześć lat temu grupa pisarzy krakowskich wystąpiła z Inicjatyw* założę nla w Krakowie miesięcznika, który ehoć częściowo wyoełnlłby luk* Ist­

niejącą w życiu kulturalnym Krakowa. Sądzę, że Walny Zjazd ZJ.P, który dwukrotnie Już udzielił poparcia naszej Inicjatywie uchwalając odpowie dni wniosek, ma prawo, a nawet obowiązek wiedzieć, Jakie hy*y dalsze losy naszych zabiegów o to pismo. Otóż zapewniam kolenów, że redakcja pisma funkcjonowała bardzo sprawnie. Redakcja bez funduszów, b«z M u r rek, maszynistek, telefonów - wysyłała listy do władz, zaoraszała au­

torów do współpracy, otrzymywała od zaproszonych materiały I obietnice projektowała treść I układ numerów, Korespondencja z władzami była, nl stety, przeważnie Jednokierunkowa. Ryli l tacy, którzy zach*czll nas do wytrwałości I Inil - a mole byli to cl sam!7 - którzy nas zniechęca

II. Główną przeszkodą, podobno, miał być brak papieru, Ale, orosi** kol gów, ponieważ bardzo*luble powieści kryminalne, wlec kiedy*, niedawno, przeczytałem - średniej zupełnie Jakości - powieść tego typu, a skoń­

czywszy spojrzałem na metryczkę: książka ukazała sle w nakładzie 120.323 egzemplarzy • 1 miała ponad 15 arkuszy wydawniczych. Łat«o o M I - czyć, że gdyby powieść ta wyszła tylko w 20.323 egzemplarzach - egzys­

tencja naszego pisma, Jeśli o papier chodzi, byłaby zapewniona co nal- mhlej na rok.

Łza ml się w oku kręci, kletfy wspominam. Jak w roku I93*>, a wlec.

w koszmarnych czasach sanacji - legalizacja pisma IIteracko-artystycz- nego, bynajmniej nie prorządowego, pisma, którego miałem młodzłeóczy zaszczyt być współredaktorem, trwała a ż trzy dni tylko dlateno, że Jakoś tak wypadło, że nasze starania o pozwolenie przegrodziła tzw* *n glelska sobota I niedziela. Pozwolenie dostaliśmy więc nie w sobotę, jak tego oczekiwaliśmy, ale dopiero w ponledzlałek.

1 ( 1 -

(15)

13 Leszek Elektorowtez

INSTRUHfNTALNE UJMOWANIE KULTURY */

Poruszona przez kolegę Filipowicza sprawa miesięcznika literackiego na duże znaczenie nie tylko dla Krakowa* ale dla całego Środowiska II terać kiego, któremu miałby on służyć. Początek sprawy sięga Walnego Zjazdu w to dzl, w 1972 roku, kiedy to przy pełnej zresztą aprobacie Zarządu Głównego

I poparciu ówczesneoo kierownika Vydztału Kultury KC po raz pierwszy zosta zgłoszony I uchwalony przez Walny Zjazd wniosek krakowskiej delegacji o pe wołanie miesięcznika. Jego redaktorem naczelnym miał być prof. Kazimierz Wyka, po Jego zaś śmierci - kol.Tadeusz fcowak. Ponadto współredagować pis*

mo mieli m,In. k o l .k o l . Kornel Filipowicz* Jerzy Kwiatkowski, Ewa Lipska, Jan Prokop, Jan iych; gotowość stałej współpracy zgłosili m.ln, koledzy Stanisław Lem i Wisława Szymborska, profesorowie Mieczysław Porębski, Jan Szczepański 1 wielu Innych autorów. Przygotowaliśmy materiały do kilku ko­

lejnych numerów, w całości. Mimo przypomnletf, ponagleri zarówno ze strony Oddziału Kraitowsk!ego Jak i Zarządu Głównego, łącznie z pismem Prezesa Ja­

rosława Iwaszkiewicza do wicepremiera Józefa Tejchmy, wniosek nie doczekał się realizacji, wobec czego na następnym Walnym Zjeżdzie w I375 roku zos­

tał zgłoszony przez delegację krakowską I ponownie przez Zjazd uchwalony.

Niestety, po dziś dzlerf - bez skutku* Na kolejne pisma nie otrzymywaliśmy odpowiedzi, zaś na ustne Interpelacje odpowiadano nam wymijająco.

Sprawa ta Jest, niestety, symptomatyczna• Nie pierwszy to i nie estat n<* raz postulaty środowiska literackiego są albo nie uwzględniane, albo zbywane milczeniem* Dotyczy to też niektórych spraw ogólnych, jak znane po czynanla cenzury, nadmierne zbiurokratyzowanie procedury wydawniczej czy notoryczny brak papieru dla literatury pięknej. Nf każdym Walnym Zieidzle ponawiamy dezyderaty w tych sprawach, niestety,ze znikomym skutkIem.S w 1 ad— ł czy to o niedocenianiu znaczenia literatury w całokształcie dorobku kultu­

ry narodowej I rzutuje na całą sytuację panującą w naszym życiu kultural­

nym. Kiedy przeglądamy na przykład nasze czasopisma społeczno-kulturalne, kiedy spoglądamy na repertuar naszych teatrów, na większość programów te­

lewizji, a także / w mniejszym stopniu/ radia, narzuca się wręcz nieodpar­

cie wrażenie marazmu 1 braku autentyczności naszego życia Intelektualne^e, Tan brak autentyczności potęga m.ln. na nieobecności problematyki współ­

czesnej, a także szczerych, prawdziwych dyskusji literackich. Brak sponta­

niczności cechuje całe nasze życie kulturalne. Wszystko Jest kontrolewane, sterowane, od maszynopisu w redakcji po wystawę “Oerou Książki”, od proJek«

tu planu repertuarowego po realizację na scenie, a nawet - recepcję widow­

ni, Hoże nie ed rzeczy będzie. Jeżeli posłużę się przykładem z własnego pięcioletniego d o ś w 1adczenla. Jako kierownik literacki Jednego z teatrów krakowskich, starałem się wraz z dyrekcją lansować współczesny polski re­

pertuar sięgający w miarę możności de poważnej problematyk! społecznej,ale ponieważ współczesność tematu zawsze łączy się z pewną dozą krytycyzmu, ry­

chło ten właśnie repertuar stał się przedmiotem coraz częstszych ataków ze strony miejscowych władz, w rezultacie czego ja straciłem pracę, a teatr przeszedł głównie na repertuar rozrywkowy.

Wszystkie te negatywne zjawiska w^naszym życiu kulturalnym wynikają często z nlewłeśclwych praktyk polityki kulturalnej. Jedną z nich Jest in­

strumentalne ujmowanie spraw kultury, Jest bowiem kultura, w rozumieniu niektórych Jej menadżerów, nie wartością samoistną, lecz przekainIklem pos­

taw

p o l i t y c z n y c h ,

sprowadzanych do trzech: tych, które służą I pomagają w budowie socjalizmu, które są obojętne t które - rzekomo - przeszkadzają.

Jakież zubożenie różnorodneJ, bogatej problematyki naszej literatury! Po­

nadto, sprawy kultury ujmuje się w kategoriach głównie Ilościowych, a nie Jakościowych, a przeć lei dla rozwoju kultury ważne Jest nie tylko H e m i ­ lionów ludzi będzie umiało czytać, Ile nauczy się chodzić do teatru czy kI*

na, ale też, a może głównie o to, Cb będą czytać, co oglądać. Smutna prawda

*/ Przemówienie wygłoszone na Zjaździe Literatów 7 kwietnia 1978 r.

Tytuł pochodzi od redakcji.

(16)

U s t taka te Instytucja* ktdra nie chcą nazywać siebie cenztfrą, dba ra­

czej • to, czego n I a. będzie sle czytać czy oglądać. Inną smutna praw- dą Jest te, że zarówno pisarze, jak 1 cenzorzy przeminą,® pozostaną d**e"

ła dające świadectwo bogactwa albo ubóstwa eucnowege naszej epoki, pozio­

mu jej śwfedemoścl społecznej, nerodowej, ertystycznej. Ze to, J * * ^ dzle to Świadectwo, odpowiedzialni są nie tylko twórcy, ale I menadżero­

wie kultury I jej kontrolerzy różnego rodzaju I stopnia. Tu trzeba sobie zdać sprawę z faktu odpowiedzialności 1 z tego, że wszelkie praktykf ha­

mujące powstawanie wartościowych dzieł są działaniem na szkodę kultury polskiej, za które przyszłe pokolenia I historia zażadają rachunku.

Wytworzona w ostatnich latach sytuacja domaga się radykalnej poprawy.

Droga ku niej prowadzi poprzez zapewnienie literaturze wlekszej swobody twórczej 1 większego udziału pisarzy w kształtowaniu źyc*a kulturalnego kraju, Proszę kolegów, wydaje ml się, że wyrazem takiej

pop raw y

mogłoby być, między Innymi sprawami, tyle let Już odkładane powołanie miesięczni­

ka literackiego w Krakowie, Dlatego zwracamy się do przyszłego Zarzad*

Głównego z apelem o wzmożenie starart o realizacje tego wniosku zas

logów zebrenych tu na sali o potwierdzenie uchwały w tej sprawia podjętej

na dwu kolejnych Walnych Zjazdaeh - przez ponowne uchwalenie wniosku.

(17)

Wiesław Paweł Szymański 15 WYJAŚNIENIE W SPRAWIE NIEWYDANEJ KSIĄŻKI x/

W dniu 7 kwietnia, po zakończeniu obrad, na schodach, w obecności kil ku asób, podszedł do mnie dyrektor Wydawnictwa literackiego, Andrzej Kurz, I podniesionym qłosem powiedział m ł : jeśli nie złożę wyjaśnienia w związ­

ku z oświadczeniem Jana Józefa Szczepańskiego, nie będzie ze mna wiecej rozbawiał I nie mam czego więcej w Wydawnictwie szukać* Zaskoczony form*

wypowiedzi, zdołałem już odchodzącemu dyrektorowI powiedzIeć, że nie rozu­

miem, o co mu chodzi. To oczywiste, ie w takich momentach zaskoczenia od­

powiedź przychodzi po jakimś czasie*

Oto moja spóźniona odpowledf-wyjaŚnlenie. Zanim Ją jednak sformułuję, oświadcza**, wyraźnie I bez niedomówień, ie to Ja nie będę rozmawiał z dy­

rektorem Wydawnictwa literackiego, dopóki mnie on za swoja wczorajsza w y ­ stąpienie, tu, z tego miejsca, albo listownie, Jeśli Jest Już nieobecny, nie przeprosi, Wlecej: dodam, ie mimo to będę rozmawiał z Wydawnictwem li­

terackim , gdzIe mam kilka złożonych propozycji, wychodząc ze słusznego za­

łożenia, ie Wydawnictwo Literackie ele jest prywatną firmą wydawniczą An­

drzeja Kurza, lecz mimo wszystko wydawnictwem państwowym.

A teraz moje wyjaśnienie* Jan Józef Szczepański takim poprzedził ko­

mentarzem długą listę książek, którą przedstawił z tego miejsca. Oświad­

czył, ic znajdują się na niej nie tylko książki zatrzymane przez cenzurę, ale także książki, które z takich czy fnnych względów nie mogły czy nie mo gą się ukazać* W drugiej części, tago sformułowania mieści się historia m o * Jel książki* •

Pod*Ję możliwie zwięzły wyciąg z toj historii. Na początku roku 1977 złożyłem maszynopis, na który została podpisana umowa - rzecz dotyczyła tt powojennego iyciSj literackiego w Polsce, ściślej, była to książka składaj ca się z dwn szkiców: o tyqo*niktf "OdrodzeńJe" w fazie l*ibel«klel i krakow­

skiej i o "Twórczości" pod redakcja Kazimierza Wyki. Po mniej wlecej plęc?>

mleslacach otrzymałem U s t I dwie recenzje: bardzo pozytywna recenzje Jans Błońskiego, recenzję Jerzego Skórnicklego I sformułowaną w U ś c i e trzecia, anonimową recenzję w imieniu Wydawnictwa, Idąc za Ich wskazaniami, po częś­

ciowym ustosunkowaniu się do sugestii, uzupełniłem tekst o 50 stron maszy­

nopisu* Po następnych trzech miesiącach otrzymałem przesyłkę,** KtóraJ znaj dował się* maszynopis mojej pracy, recenzja Andrzeja Lama i list od Wydaw­

nictwa, w Którym Wydawnictwo rozwiązywało ze mną umowę, zaliczając przed­

płata w sum!® około 6 tys* zł na moją korzyść. Chcę wyrafnle zaznaczyć, że ani w recwnz 11 Jerzego Skórnlcklego, ani w recenzji Andrzeja Lama nie było sugestii, Że książki nie należy wydawać* Przeciwnie, obie podkreślały, że książka Jest dobrze napisana, wysuwając oczywiście szereg, przyznaję, dłu­

gich i poważnych zastrzeżeń, których Wydawnictwo ml iednak do uwzględnie­

nia nie zaproponowało. Decyzją dla Wydawnictwa była więc niemal od począt­

ku anonimowa recenzja,

1 o są fakty* A teraz oo nich mój komentarz. W pewnyw sensie nie zdzi­

wiła mnie decyzja Wydawnictwa. Choć mimo wszystko łudziłem sle, że Jako nie marksista mam prawo do spojrzenia l ?nterpretacJ1 literatury pierwszego p i e e f o ł e d a zgodnie z moimi poglądami estetycznymi - nie chodziło w końcu o rzecz aż tak ważna: by*a to po prostu polemika z ówczesnym stanowisklemv że w literaturze polskiej tamtego okresu powinien obowiązywać Jedvnle reallzm- tak czy Inaczej rozumiany* «y nie przedłużać sprawy: posiadam kopię recen - zjl I listów Wydawni ctwa.i

Powtarzam, nie widziałem I nie widzę żadnych powodów, aby historię mo- ,ej książki, mimo że legalnie zakończonej ze strony Wydawnictwa, ukrywać czy maskować. Przeciwnie, w sytuacji, Jaka się zarysowała na obradach. Jest ona małym przyczynkiem do niewesołego obrazu ogólnego.

Przykry dla mnie wczorajszy Incydent, I chyba dla każdego, kto by sle znalazł w podobnej sytuacji, ma Jednak, w sposób nieoczekiwany, l aspekt dodatni* Daje roi okazję do wypowiedzenla tutaj własneqo sądu: od paru lat Jestem coraz bardziej przygnębiony, przygnębi enIe to graniczy nieraz z psy­

chicznym załamaniem, gdyż zdaję sobie wyraźnie sprawę, że sytuacja litera*

x/ Przemówienie na Zjefdzfe Literatów w Katowicach 8 kwietnia ł97*.

Tvtu* pochodzi od redakcji*

(18)

tary czy życia 11teracklego Jest z miesiąca na miesiąc coraz gorszet nie ma śnieżących czy wielkich powieści, nie ma wlelktej poezji, krytyki II- tereckleJ, eseistyki, nie me życie literackiego, nie me całych pokolerf II- terecklch. Hlemal w całości zgadzem tlę z tymi, którzy o tym wczoraj mó-

* 1 11 • . .

Chciałbym wierzyć, że to Istotnie flneł kolejnego okresu minionego.

A JeŚll to tylko nasze złudzenie? Jeśli się nic nie zmieni, !<cz orzeelw- nte - Jeśli stan taki będzie trwał Jeszcze lete czy dziesiątki lat? Wów­

czas, kiedyś, proszę wybaczyć ten sentymentalizm, moje córki nie bedą ml mogły zrobić Jakże gorzkiej wymówki, nie będą ml mogły powiedzieć*, byłe*

tem l nic nie powiedz!ełeś. Bo niezależnie od konsekwencji, niezależnie od wszystkiego, co człowleke może spotkać, trzeba w Jakimś momencie, któ~

Iry sle uzna za stosowny, powiedzieć nie. ,

' file Jeet te wypowiedź sklerowena do rzeczywistości, w której żyje i pracuję, będąc od lat sledemnestu członkiem Związku Literatów Polskich, a od kilku lat członkiem Polskiego Klubu Literackiego PEN I docentem U n i ­ wersytetu Jagiełlorfsklego. Wypowiedź ta, owo n l e, Jest Jedynie skiero­

wana do tych, którzy w ciągu krótkiego okresu - trzech, czterech let, do­

prowadzili 1Itereturę polską do zerysowenej tutaj sytuacji.

• *

16

(19)

17 Jerzy Ficowski

PRZECIW OYSKRrHlNOWAHlU PRAWDY x/

Uysłuchałem sprawozdań. Podkreśliły one sporo osiągnięć ustępującego

*arzadu. Zabrakło w nich Jednak - z wyjątkiem sprawozdania przewodnlczą- cego Klubu Poetów,kolegl Jerzego Zagórskleoo - paru "drohlazgów".których za drob i azn I n«e uważam. Przypomina ml sle komunikat lekarski ..ze starnj anegdoty,w którym ko ^syl»arze zawiadamiaja o korzystnej zniżce temnera- tury oacjenta, zapomlnaJac o poinformowanI u o amnutacjl ręki.

Dzisiejsze zebranie wyborcze obraduje w odmiennych okolicznościach niż zebranie poprzednie, na którym wybrał Iśmv nasze warszawskie władze Związku Literatów Polskich, władze, która dzis' ustęp!* miejsca swoim w y ­ branym p^zcz nas następcom.

Trzeba wiec głośno oowledzleć sobie, na czym polena n o v u m,odróż­

niające lata ooprzednlej k a d e n c U Zarzadu Warszawskiego ZLP od ostatnie­

go,dzi< dobiegającego korfca okresu. Polega ono na wyjątkowo bezwzględnym, wyj ątkowo dłuootrwałym l wyjątkowo masowym dyskryminowaniu ludzi pióra, naszych kolegów, przez pozazwIazkowe władze administracyjne. To okres Czarnych LI s t , spycha jących wielu z nas do katakumb 11tera tury,Jastem Jed­

nym z zenchniętych,ale nie występuję p r o d o m o m e a,lecz - p r o- d o m o n o s t r a , bo nasza to wspólna sprawa,a krzvwdv zadawane sa nl tylko U s o w l czy l<i rekowi , a l a oolsklej tulturze narodowej: a to Jest nasz wspólny don, V nim zarysowuje sle mury I kruszą fundamenty.

Literatura żyje prawda - a mówiąc < d 4 l e j - orawea do orawdy,do jej po szuklwad, do lej obrony. *vje nim każda twórczos'<£ bez cudzysłowu... Lite­

raturoznawcy ukuli przed laty termin określający oewlen gatunek narracji 11 terackle j :"Mowa pozornie zależna*1. P z H - rzac by można - żyjemy w eoo- ce postulowanej literaturze mowy p o z o r n i e n i e z a l e ż n e j , Interpretator^kI I apologetkl narzucanych półorawd,hez nrawa do Intelek­

tualnego ,moraTneno l a r ty s tyczneno samos tanowi en l a ,mowy ubezwłas-nowol n l o- nej.Mle o przywlleje nam chodzi,lecz o prawa elementarne, o c o n d 1- t l o s i n e n u a n o n żywej kultury.

Nie skarżę s I ę na własny los I los wielu kolegów,aczkolwiek zachowywa­

nie milczenia na ten temat byłoby jeszcze dodatkowym gwoździkiem do tej trumny. Nie skarży s i ę na ponad dwa ostatnie lata, w ctągu kfórych nie wolno nam było zarabiać olórem,a niektórym - I mnie w tej liczbie - rów­

nież i w żaden Inny godziwy sposób. Zatroszczyły się Już o to znane - nie ty I to z Morwida - "policje - tajne,widne I dwu-płcI o w e " ,.. Nie w zarobko­

waniu tkwi sens pi sars twa ,a 1 e 1 chlebem człowiek żyje... H*e skarżę s I ę na znana zresztą Związkowi świetnie dysk rym I na c j ę ,która - formułując ła­

godnie -“dotknęła" mnle I kolegów.Ten nielegalny proceder uważan za godny poteoienia, a nie skarp.

Skarżę się na dyskrymInacJe prawdy - orawdy,bez której kultura musi się z n a ł e ś w sianie śmlertelneno zagrożenia.

Związek Literatów Polskich jako stowarzv$zenIe 2espala nas oroanlzacyl nie, działa z naszego upowaźn l en 1 a

i

w naszym Imieniu, My stanowimy tre*'*

Istotna

j e n o

działania, my - w oparciu o nasz statut - określamy zasiąg jego i rranlce. Oo nas, do każdeno z nas, należy obowiązek sprzylanla roz wojowI literatury ojczystej - a to oznacza nic Innego, jak przeciwdzia­

łanie zagrożeniom kultury, nic Innego - Jak obronę prawdy.

te obrona taka, jak się raz po raz przekonuJemy, obrona zgodna nie fyl ko z własnym rozeznaniem, z własną miarą moralna, ala I z Prawem - nie snulowanym przecież - pociąga za soba Inflacyjnie wysokie koszta? Istot­

nie. Ale jedyna cena, jakiej tu zapłacić nie wolno, to cena upadku pols­

kiej kultury narodowej, wciąż mimo wszystko żywej. Pisarstwo, życie lite­

rackie l intelektualne nie Jest zamkniętym rezerwatem, Jest wszystkimi fl bramI zrośnięte z życiem narodu, z życiorysem naszego kraju, z Jego dolą I niedolą,

*/ Przemówienie na Walnym Zebraniu Oddziału '/arszawskleno Zwlązku LI tera-

t<5w Polskich 3 maja 1978. Tytuł pochodzi od redakcji.

(20)

sukcesami I klęskami. Tylko literaturze dworsktej nie wolno, a I nie uchodzi, wykraczać poza obręb Dworu I przeciw ceremoniałowi Dworu • pod groźbą ciemnicy.

A tymczasem cóż się dzieje? Nie chcę wnikać w to, czy Jest to sto­

sowana wobec twórców kultury swoista "metoda wychowawcza" H c z ą c a na balsam oportunizmu, tresura posłuszeństwa? Jeślł takie lub podobne hy - łyby jej Intencje - to rezultaty mogą być I są tylko odwrotne, dlame - tralnle różne od zamiarów 1 celów anonimowych pedagogów. Naprawdę chyba nikomu na takim zaostrzaniu klimatu nie zależy.

Wielki obszar kultury zajęła sobie na paszę święta krowa cenzury.

Co Związek nasz zrobił, aby się jej sprzeciwić, aby zakwestionować Jej uzurpację? To tylko* pytanie - nie retoryczne - Jako że należy sił* nam odpowiedź. Nie otrzymał IŚmy jej dotychczas; uchwała Walnego Zjazdu to Jednak zbyt mało.

Polski PEN-Club, w którego Zarządzie mam zaszczyt zasiadać, wysto-*

sował list Interwencyjny w tej sprawie do Prezesa Rady Ministrów. Nie chcę przez to powiedzieć, ie wierzę w nieuchronny skuteczność listów kierowanych do władz... Chcę powiedzieć Jedynie, że nie wierzę w sku­

teczność milczenia I za gorszącą uwaźan sytuację, w które} - w najlep­

szym razie: - pozostaje pisarzowi ucieczka na dozwoloną działkę pr2vza- grodową, aby na Jej bezpiecznej grządce uprawiać niebieskie migdały.

Mogę zrozumieć smutną bezsilność Związku w wielu wymienionych za­

sadniczych sprawach. Nie mógłbym zrozumlec bezczynności. A Już żadną miarą 1 pod żadnym pozorem nie wolno nam rozgrzeszać współudziału władz związkowych, akceptującego współudziału, w niesławnych akcjach dyskry­

minacyjnych wymierzonych przeciwko kolegom, przeciwko pełnoprawnym członkom Związku Literatów Polskich.

Trzeba to wyraźnie 1 dobitnie powiedzieć.

D o t y c h c z a s o w y

prezes o d­

działu warszawskiego, Lesław Bartelski, dokonał takiego aktu akcentacjl bezprawia w part/ kolejnych Warszawskich Jesieniach Poezji, skreślając własnym długopisem l na własną odpowiedzialność szereg poetów z listy

tych, którym dane jest prawo w Imprezach owej Jesieni uczestn1c zy ć.

Podkreślam: były to Jedyne - o Ile ml wiadomo tak Jaskrawe fakty włączenia się funkcJonar1usza władz związkowych do akcji dyskrymInacyj- nej. Wiem, że Zarząd Główny wyraził prezesowi Oddziału ^arszawsk l ego swoją dezaprobatę. I Jestem przekonany, że 1 fty powinniśmy dziś uczyni'*

to samo. - z tą różnicą, że owa forma "nanany" ze strony Zarządu Głów*

nego chciała l nie mogła pociągnąć za sobą żadnych praktycznych k o n s e k ­ wencji. Dziś Jest Inaczej. Osobiście uważam, że postepek dotychczasowe­

go prezesa OW rzucił clerf na działalność zarządu oddziału I dlateno - mimo wszelkich zasług tego zarządu - kiedy padnie wniosek o udzielenie absolutorium ustępującemu zarządowi, moim obowiązkiem Jest głosować przeciw.

A w naszych wyborach głosować mamy na kolenów, którzy by przez naj- bliższą kadencję działali jako zarząd oddziału, kolegów, których darzy­

my zaufaniem największym - aby godne ubolewania fakty nie mogły się po­

wtórzyć, aby jako pełnomocnicy nas wszystkich działali dla dohra nas wszystkich. I aby mając na względzie elementarną, a nie zawsze dotych­

czas przestrzeganą zasadę - primum non nocere. - starali się czynie w s z y ­ stko. co bodzie w Ich mocy, aby literatura nasza mogła się rozwijać baz nieprzemyślanej Ingerencji w jej naturalne I niezbywalne prawa.

Katastrofalnego niedoboru papieru nie zlikwiduje się przez reduk­

cję liczby pisarzy. Nie zaradzi sle temu przez odbieranie

p r a w a

publika­

cji Ich u t w o r ó w - choć byłaby w tym przynajmniej jakaś

i d e a ,

absurdal­

na - ale Idea. Można Jednak tą droga zlikwidować, coś więcej: Impondera*

b l H a , bez których rozwój Jest niemożliwy, regres z a ś pewny. Warto oa- mlętać o tych truizmach. Nie trzeba nikogo na tej sali przekonywać, że obrona praw pisarzy jest naczelnym zadaniem, i obowiązkiem Związku Lite­

ratów Polskich, nieraz ciężkim, ale bezwzględnym obowiązkiem. Ale może warto by Jeszcze raz przypomnieć, że to nie tylko wzniosłe hasło, że znaczy coś naprawdę l że obliguje.

’ 8

(21)

Witold Dąbrowski 15 SĄ GRANICE, KTÓAYCH PRZEKROCZY^ NIE WOlUO x/

Drodzy Koledzyl

Będąc od lat dwudziestu sześciu członkiem togo Związku po raz pier­

wszy dopiero staje wobec trudnej niemożności głosowania z a udziele­

niem absolutorium ustępującemu Zarządowi Oddziału. Jest to dla mnie Is­

totny problem I dlatego musze sle z Kolegami podzielić m o i m i , nazwijmy je tak, wątpliwościami.

Na ostatnim Zjeidzle katowickim narokrotnłe powoływano się na Ste­

fana Żeromskiego Jako ojca duchowego naszej pisarskiej oroanlzacjl,, W Jego “Projekcie Akademii Literatury Polskiej** czytam: '*Sadzef że wszys-, cy ludzie pracujący twórczo lub umiejętnie na polu literatury płrknej powinni zrzeszyć sle w organizacje wszechobejmuJącą, dla obrony wszyst­

kich od nacisku niedoli zewnetrznej**. To te słowa teromskfego patronowa­

ły przed laty narodzinom naszego s towarzyszeń la.

HDo obrony wszystkich od nacisku niedoli zownetrznej'*.

Zwlęzelt Literatów Polskich tym słowom pana Stefana wierności zaw­

sze dochowywał. Grupując pisarzy naJrozma1 tszych przekonać I orientacji zawsze byliśmy tu po kol eżerfsku soli d a m I, Nawet w tatach, kiedy funk­

cjonowała ^ereza Kartuska. Nigdy żaden Zarząd Związku nie włączał s ł <3 do żadnej akcji represyjnej przeciwko Jakiejkolwiek grupie kolegów. Dla­

tego też uważam, że trudno Jest przecenić wagę, błahego może skądinąd incydentu z niefortunną, ale I złowrogą Jesienlą Poetycką 76 roku. Incy­

dentu omówionego Ju.ż w sprawozdaniu Klubu Poetów, choć całkowicie pomi­

niętego vi sprawozdaniu Zarządu, który z tych Jesieni Poezji tak bardzo Jest dumny. Urzędnik skrzywił nos I Prezes Zarządu Oddziału skreślił z H s t y uczestników trzynastu ile akurat przez kogoś widzianych kolegrfw- poetów. Władza naszego Związku podjął* się wykonywania admInIstrącyJ- nyeh represji wobec naszych związkowych kolegów; stała się rzecz bez precedensu .« po raz pierwszy w dziejach ZCP nacisk niedoli zewnętrzne) odczuliśmy aż tak bardzo wewnętrznie, bo nacisnęła nes nasza własna, k o ­ leżeńska, pochodząca z wyboru Instancfa, Zlekceważyła ona zarazem «ta- tut, który mrfwl w paragrafie slrfdmym, że Związek dba o swobody twórcze P *®rZY • troszczy się o Ich moralne Interesy, broifl Ich praw zawo^nwyęh,

Statut ten nigdzie nie mrfwl, że Związek ma dzielić pisarzy

r a

d o b - ’ rze i źle widzianych.

Mle znalazłem sin wtedy mlędzv owymi represjonowanymI przez Zarząd Oddziału koltgami, Ale Jak wielu innych, musiałem w te] svtuec II I la * zrezygnować z udziału w miłych Imnrezacb Jesieni. I wcale nie odczuwam S chaden Freude z tego powodu, że w rezultacie całej afery na następnej, ubiegłorocznej Jesieni Poezji wśród rekordowej liczby 17 * uczestników było Już tylko kilka naprawdę liczących się nazwisk poetyckich. Wielka, nlepowetowana szkoda.

Trudno ml odpowiedzialnością za tamten reprasyjny Incydent obcią­

żać cały ustępujący Zarząd, bo wiem. Jak nikły bywa czasem udział posz­

czególnych kotegów^w działaniach Zarządu, Ale nie usłyszeliśmy ani wte- y * potem ani słowa protestu czy dezaprobaty wobec decyzji nrezesa z ust urzędujących wiceprezesów, kolegów Aleksandra Binkowskiego, Wacła­

wa Sadkowskiego... Ola siebie czerpię stąd ostrzeżenie, by nie oddawać

"ięcej głosu na żądnego z tych kolegów w wyborach do żadnych władz na­

szego zrzeszenia. Nie Jestem młodzieniaszkiem i wiem, jak wiele trzeba nieraz zrobić pod naciskami twardej k o n 1ecznośc1 , wiem też Jednak, *e M granice, których przekroczyć nie wolno, Jeśli Związek nasz ma zacho­

wać Jakiś elementarny sens. Mle może sle Związek zajmować represJonowa*

n em niektórych swoich członków. Nie taki był nacisk zewnętrznej niedo­

li przed dziesfecloma laty a przecież nie usunęliśmy wtedy ze Związku

• J a Jasienicy, Januarego GrzędzióskI ego ani Stefana Kisielewskieoo I stusznle Jesteśmy z tego dumni, ocalono wtedy bowiem coś więcej niż !e-

na halnym Zpb^enlu Oddziału Warszawskiego ZIP 3 mele

1978. Tytuł pochodzi od redakcji.

(22)

*' J...* Poetycki eh ni. _

te’ ,kU u ' u * « S S i l « i . . d». Jakich to przyczyn b,d, *., n<5gł o p o w L

dziać za udzielenlat* Zarządowi absolutorium.

Cytaty

Powiązane dokumenty

jęcia na etat podtar.ił kolegom redakcyjnym wódkę. w czasie picia weteran dziennikarstwa, red. Odnotowane to zostało należycie. Sępu- lik , z którym liszeczka

nie początki,.a nadrobienie zaległości w tej akurat sferze i szybsze przejście od wieku- dojrzewania do dojrzałości nie wydaje się aż tak trudne# Lecz w

sza siostra Szewa wyzywała gor^Jojne id£ na w ojnę&#34;,jak śpiewali ulicznicy, kiedy chcieli dokuczyć żydowskim chłopcom.Był jeszcze dorosły kuzyn Abe,ale

ści, w podniszczonym, mieszkaniu profesorskim wzmaga się entuzjazm, stary spogląda przed siebie, Czxije się nieswojo, ponieważ tylko tłum wykrzykują jego nazwisko, a

zki z Polską sprowadzały się jedynie do wyciskania a niej jak największych dochodów i deprawowania jej struktur państwowych, społecznych i kulturalnych. Broniąc

które doprowadziłyby do polepszenia. Profesor, jak mi się wydało, znudzony, Przestał słuchać i chyba, zapedł w drzemkę* Powiedziałem jeszcze, że system. komunistyczny

ł niezmiernie wysoko wiek X V III, a za punkt centralny dziejów europejs- uważał Wielką Rewolucję Francuską, której inspiracji dopatrywał się na- w Powstaniu

de z jego kolejnych poczynań musi być sądzone na tle poprzednich; wówczas w-szystko staje się Jasne.. Prawdziwym pisarzom jest ciężko, ale tym bardziej Ich