Z PRACOWNI
p m . n o n s it * .
( Z wycieczki naukowej odbytej kosztem Kasy pomocy naukowej im ienia Dr. J. Mianowskiego).
PODAŁ
O d o B u j w i d .
Odbitka z Gazety Lekarskiej 1885 r.
8170
W A R S Z A W A .
Skład główny w Księgarni Gebethnera i Wolffa
K rakowskie Przedmieście.
1886
.
U V l '
I Ml
flosBOJieHO IJeH3ypoio BapmaBa, 5 fleKaCpa 1885 roj(a.
\£>
c j l^ ( K ^ d u m © li n
^1iM> i l l i i
D ruh K . Kowalewskiego. W arszaw a. K rólew ska, 2.9.
Odbitka, z Gazety Lekarskiej. N r . 3 2 z d. 8. V I I I . 1 8 8 5 .
Z pracowni profesora Roberta Koch’a.
( Z wycieczki naukowej odbytej kosztem kasy pomocy naukowej im. D-r J. Mianowskiego).
Podał
O <1 o B u j w i cl.
Berlin 12 Lipca 1885 r.
Z d. 1 L ipca r. b. prof. K o c h rozpoczął w ykłady bakteryjologii, k tó re posta
ram się przedstaw ić w formie możliwie zbliżonej do tej, w jakiej były prowadzone, a więc w oddzielnych odczytach. N ie od rzeczy jednak, sądzę, będzie opisać naprzód pracow nię i sposób wykładu.
Nowo otworzona pracow nia bakteryjologiczna mieści się w gmachu, oddawna do U niw ersytetu należącym , położonym przy K lo sterstra sse N r. 36. Gały ów 2 piętrow y gmach przeznaczony został na in sty tu t hygieniczny, składający się z kilkunastu gabinetów i pracowni. Trudno te ra z w szystko po szczególe opisy
wać, gdyż tylko właściw a pracow nia bakteryjologiczna je s t na ukończeniu: re s z ta zaś, mianowicie pracow nia chemiczna, dopiero się urządza.
P racow nia i gabinety prof. K o c h’a zajmują całe drugie piętro. W chodzi w to: pracow nia profesora i asystentów ; dwie duże sale o 6 i 4 oknach dla p ra cujących, kilka oddzielnych gabinetów, m ieszkanie asy sten ta (2 pokoje i przed
pokój) i pokój przeznaczony do u przątan ia i oczyszczania naczyń, w którym stale 4 służących pracuje. Do tego dołączona je s t czysta i ja s n a piwnica. Z w ierzęta, do doświadczeń przeznaczone, nie m ają jeszcze stałego pomieszczenia; godną je s t jed n ak uwagi czystość, w jakiej są chowane. Świnki m orskie i króliki zam iesz
kują drewniane skrzynki z drucianą siatk ą ze w szystkich stron, oprócz u dołu;
k la tk i, wysłane obficie sianem, pachną czystością; zw ierzęta również czyste i rzeźw e.
M yszy m ieszczą się w klatk ach oraz w słojach szklanych, wysłanych na cal trocinam i, zaopatrzonych w przykryw ę z drucianej siatk i z żelaznym ciężarkiem .
W iększy gabinet dla pracujących (długość 19,5 metrów; szerokość 6,5; w y sokość 3,5) posiada wzdłuż 6 okien, stół z jednej sztuki długości 19,5 m etrów i dla pracujących 12 miejsc, zaopatrzonych w num era porządkowe. Do każdego miej
sca należy tu 1 | szufladki i śrubowe w yściełane krzesło. Pom iędzy k ażdą p arą okien znajduje się przy ścianie nad stołem szafka o 4 półkach; n a najwyższej "półce stoi 4 litrow a butla z wodą destylow aną, z niei ru rk a z naciskaczem opuszcza się na kilka cali po nad powierzchnię stolika i w kierunku płaskiego naczynia szklą-
nego, służącego do opłukiwania. T ryskaw ki nie są tu w użyciu i w ogóle unika się dotykania czegobądź ustam i. Do każdego m iejsca przy pomienionym stole należy również: lam pka gazowa, słoiczek z szlifow aną p rz y k ry w k ą , napełniony stężonym kwasem siarczanym do w rzucania zanieczyszczonych szkiełek przy k ry w kowych (zw łaszcza ze szkodliwych preparatów ), naczynie ze szklaną przykryw ą, oko
ło 1 i litra objętości m ające, w ypełnioneo% kwasem karbolowym , do w rzucania za
nieczyszczonych szkieł przedm iotow ych i innych przedmiotów.
C ałą długość sali zajmuje stół drew niany, zaopatrzony z obu stro n w szuf
ladki (po 2 dla każdego pracującego) i w schow anka szafkowe na klucz zamykane, w których m ieszczą się różne przedm ioty należące do pracujących. N a stole do każdego należy 1 lam pka gazowa i do dwóch żelazna staty w a do filtrow ania o 3 kółkach wyłożonych porcelanowemi obrączkam i. P rz y ścianie przeciw ległej oknom znajdują się: 2 piece, szafa z ważkami; 2 szafy z odczynnikami, szafa w en
tylacyjna z ap aratam i paro wemi do sterylizacyi i innemi; dalej odgrodzone drew nia
n ą przegi’odą, do sufitu sięgającą, 2 przestrzenie; w jednej stoi lodownia i półki do hodowli przy zwykłej tem peraturze, w drugiej a p a ra t hodowlany ogrzewany.
P rz y jednej ze ścian pozostałych znajduje się wzniesienie i tab lica dla p ro fesora, przy jednej zaś i drugiej piecyki do sterylizacyi. za pomocą gorącego po
w ietrza, oddzielone od ściany w a rstw ą niepalnej te k tu ry (bostonitu).
D odać należy, że sala posiada 4 zlewy i nad każdym 4 k ra n y wodociągowe, dostarczające obficie czystej wody. P rzy tem pomiędzy 2 pracującym i znajduje się pod stolikiem duży gliniany kubeł do w rzucania wszelkich odpadków. P o rząd ek i czystość przestrzegane są tu z w ielką ścisłością; bo kto rzuci, powiadają, n a po
dłogę kaw ałek bibuły, ten równie nieostrożnie zachowa się z su bstancy ją infekcyjną Po w ykładzie służba w szystkie ta k ie pozostałości, jak rów nież dysekow ane zwie
rz ę ta , pali i w szystkie sp rz ęty obmywa roztw orem sublimatu. P o skończonem z a jęciu, na stołach nie powinno znajdow ać się nic, oprócz dopiero co wym ienionych
naczyń; re sztę chowa się lub niszczy.
P racu jący płaci za kurs 60 m arek i składa 10 m arek kau cy i, za rzeczy po
wierzone swojej opiece, które powinien zwrócić w całości. Oprócz wymienioT nych są to następujące przedmioty:
1) 4 lejki szklane, 1 duży (litr) 3 m ałe (50—100 k. c.).
2) 1 duży 2 litrow y cylinder z grubego szkła.
3) 3 małe (szklanki).
4) 1 duża ( H litra) kolba. 1 mniejsza ( '/ 2 litra ).
5) 10 kolbek E r l e n m e y e r ’a (słoikow ate z zaokrąglonem dnem, stojące, po % litra),
6) 50 probówek (15—18 cm tr. dług., 1,5 szerok.) i półeczka drew niana na 48, przenośna,
7) 5 p a r dużych płaskich naczyń szklanych z grubego szkła (wchodzących jedno w drugie), średnicy 25 cmt. (do hodowli na kartoflu i płytkach),
8) 25 szklanych p ły tek (10 cm tr. szer., 15 dług.) do hodowli na żelatynie 0 w ym iarach takich, ażeby każde miejsce było dla m ikroskopu dostępne.
9) 25 ław eczek szklanych do tychże płytek.
10) 8 flaszeczek (50 cmtr. obj.) z korkam i i przez nie przechodzącem i pipet- kami do barwników, umieszczonych w odpowiedniej drew nianej podstaw ce z w y
żłobieniami.
11) 2 p ary szkieł zegarkow ych (10 cm tr. średnicy),
12) 5 z grubego szkła naczyniek czworobocznych z okrągłem wyżłobieniem 1 przykryw ką.
13) 3 płaskie naczynia do barw ienia z przykryw kam i, 14) 3 pary małych szklanych naczyń do 5) podobnych.
15) P ałeczki szklane.
— 2 —
— 3 —
16) D eseczka do sekcyi myszy i 4 drew niane czworoboczne podstaw ki mniejsze i większe.
W szystkie inne potrzebne przedm ioty każdy musi sobie spraw ić, a m iano
wicie: noże do mikrotomu, 4 ig ły platynow e, 2 igły do szczepień, 4 skalpele, 4 noże do kartofli, szkiełka przedmiotowe z wyżłobieniem i płaskie oraz p rzy kryw kow e, 2 p ary szczypczyków, nożyczki, m ateryje odżywcze i drobne inne rz e czy. Z w ierzęta dostarczane są za opłatą.
K u r s rozpoczyna się o godzinie 9-tej wykładem, w którym przyjm uje udział 12 słuchaczy, lekarzy; (w tej chwili anglików, am erykanów i niemców; po
między nimi je s t także 1 francuz). W y k ład trw a 1— 1 | godziny, poczem n a s tę pują ćw iczenia pod kierunkiem profesora, przy pomocy 3 assystentów : P i a g g e ’go, W e i s s e ’g o i F r a n k ’a.
W jednym z pierw szych dni po rozpoczęciu wykładów, D r. K o c h oglądał m ikroskopy (gdyż nie wszyscy zaopatrzeni są w jednakow e) i zw racał u w ag ę na sposoby możliwie dokładnego użytkow ania przyrządu. Z a najlepsze uw aża mi
kroskopy L e i t z ’a, znacznie od Z eiss’a i H a rtn a c k ’a tańsze. Z a najodpo
wiedniejszy uw aża przyrząd z mocną, wysoką, przechyloną w ty ł staty w ą, praw ie kw adratow ym możliwie szerokim ( 9 —10 cmt. średnicy) stolikiem z 2-ma śrubam i do nastaw ienia: zwyczajnej i m ikrom etrycznej. Zaniezbędny uw aża również K o c h p rz y rz ą d o św ie tla ją c y A b b e ’go, i to w formie najbardziej do pierw owzoru zbliżonej, z 2-ma lusterkam i. M odyflkacyi H a r t n a c k ’a nie uw aża za zupełnie dobrą. System y proponuje tylko 2: jed en b a rd zo słab y (21ub3H art.), drugi olejny ( I I H a rt.). Okula
ry jaknajsłabsze (2—3 H a rt.). Z a konieczny uw aża rów nież rew olw er n a 2 dystansy. (M ikroskop H a r t n a c k ’a N r. V I I I A Cennik z 1885 r. odpowiada tym wymaganiom bardzo dobrze, tylko im m ersyja powinna być II). O glądając p repa
r a t niezabarw iony, prof. K . używ a wązkiej diafragm y i wklęsłego lu sterk a, przy- czem a p a ra t ośw ietlający posuwa nieco ku dołowi. P rz y oglądaniu zaś p re p a ra tu zabarw ionego usuwa zupełnie diafragm ę przybliża a p a ra t ośw ietlający do szkiełka przedmiotowego (względnie do grubości: czem grubsze, tern dalej) i uży
wa lu sterk a płaskiego. W odną immersyję uw aża za zupełnie nie w y starczającą i nigdy jej nie używa.
A te ra z przystępujem y do wykładów.
W y k ł a d I.
B akteryjologija je s t nową nauką; datuje ona dopiero od 1850—60 roku.
W praw dzie bakteryje obserwował jeszcze L o e u w e n h o c k , a naw et w swojem dziele z 1686 r. przedstaw ia ich rysunki bardzo dokładnie, co je s t godne podzi- wienia, zważywszy trudności nastręczające się przy takich, jakie posiadał, śro d kach. W idział on Leptothrix buccalis, widział m i k r o k o k k i i znajdyw ał też
same trudności, jak ie dziś napotykam y przy klasyfikacyi niektórych krótkich bakteryj, gdyż z równem prawem można je do koków ja k i do laseczników za
liczyć.
W w ykładach niniejszych pominiemy rzeczy książkow e, pod uwagę weźm ie
my zaś tylko p raktyczne sposoby badania i hodowania bakteryj.
Nie je s t to wszystko ta k łatw em ,jak się dawniej zdawać mogło. Nie dość je s t wziąć coś pod mikroskop i patrzeć; trzeb a poznać drogi i wyrobić sobie metodę możliwie od błędów wolną. To też w praktycznych zajęciach nie opuścimy n a j
mniejszej drobnostki, ażeby badanie możliwie bez zarzutu wykonać.
Po pewnych sporach co do n atu ry bakteryj, zostały one w reszcie zaliczone do dziedziny botaniki i pozostałyby tu, gdyby nie ich ścisły zw iązek z m edycyną.
Bóżni badacze pracow ali nad niemi. Pierw szym , któ ry próbow ał usystem atyzo
w ać bateryje, był B i 11 r o t h; wiele też pracow ał nad niemi N a g e 1 i; lecz pod względem układu najw iększe położył zasługi F erd . C o h n, k tó ry nadał im miano
— 4 —
^bakteryj” i umieścił w rodzinie grzybów (P i 1 z e). N ie potrzebujem y nadm ie
niać, że nazw a bakteryje zupełnie nie odpowiada teraźniejszem u stanow i nauki o tych tworach. Pierw otnie oznaczała ona ustroje laseczkow ate, gdy tym czasem obecnie musimy zaliczyć tu tak że tw ory kuliste i śrubow ate, które w każdym r a zie na miano powyższe nie zasługują.
Popełniam y również błąd, zaliczając b akteryje do grzybków, gdyż przed
staw iają one więcej podobieństwa do wodorostów i dla tego naw et właściwiej byłoby je nazw ać bezbarwnem i wodorostami. W każdym razie, jeżeli grzyby i wodoro
sty umieścimy jako dwa krańcow e ogniwa łańcucha, bakteryje musimy postaw ić po środku
Przyczyny, które nas do tego skłaniają, są następujące:
1) G rzyby przedstaw iają grzybnią (mycelium), sk ład ającą się z nici, złożo
nych z członeczków i posiadających rozgałęzienia; oędą one większe lub mniejsze, ale zawsze będą; tyczy się to zarówno pleśni, k tó ra długie g ałązki wypuszcza, ja k i drożdży, dających drobne pączki, które jed n ak za gałązki uw ażać możemy.
Co do innych własności należy wspomnić, że grzyby nie zaw ierają chlorofilu i żyją pasorzytnie na innych roślinach, lub jako sąprofity—na ich szczątkach.
W odorosty składają się tak że z długich członeczkow atych nici; nigdy jednak nie dają rozgałęzień. M nożenie odbywa się tu za pośrednictw em dzielenia k o mórki m acierzystej, a więc naw et pączków nie ma. Z aw ierają one chlorofil i nie są pasorzytam i.
Porów nyw ając te ra z z obydwoma tem i grupam i b aktery je, widzimy, że z j e dnej strony nie dają one rozgałęzień, że nie m ają chlorofilu, i m nożą się przez dzielenie, z drugiej zaś, żyją jako pasorzyty lub sąprofity.
W ielkość nie może stanow ić różnicy. Pom iędzy bakteryjam i są bowiem niektóre duże, podługowate, owalne, zupełnie do drożdży podobne i nie "mniejsze od niektórych ich gatunków. R óżnica polega na tem że drożdże dają pączki, a b akteryje dzielą się poprzecznie, wydłużając się przed tem praw ie wdwójnasób.
N apotykam y ta k ą mnogość form w św iecie bakteryj, że oryjentow anie się b y ło by niezm iernie trudnem , gdybyśmy nie mogli ich sprowadzić do pewnych ogól
niejszych kształtów . Usiłowań, jakich n a tem polu nie szczędzono, wym ieniać nie będziemy; będziemy trzym ać się układu F erd . C o h n ’a.
Odróżniam y trz y główne postacie bakteryj.
1) B akteryje, 2) mikrokoki, 3) spirylle. P ierw sze są prostem i laseczkam i, drugie kulkami, trzecie laseczkam i skręconem i szrubowato.
Pomiędzy jednym, a drugim kształtem znajdujemy wiele ogniw pośrednich, które dadzą się zaliczyć do jednej łub drugiej postaci. F erd y n ad C o h n dodaje jeszcze jedne: postać „bacterium“, t. j. laseczkę, której długość je s t 2 razy w ię
kszą od szerokości, formie zaś, którąśm y pod tem mianem wymienili, nadaje n a
zwę „bacillm“.
Ten jed n ak podział mało znajduje uspraw iedliw ienia: odróżniam y natom iast duże i małe, a więc: długie i krótkie bakteryje; duże i małe kokki.
P rzed rezpoczęciem zajęć naszych z bakteryjam i musimy rozp atrzyć n aj
przód tw ory, k tó re często w ystępują razem z niemi, zanieczyszczeją ich hodowle i również m ają znaczenie w patologii: są to p 1 e ś n i o w c e różnego rodzaju.
J a k pomiędzy bakteryjam i znajdujem y chorobotw órcze i niewinne, ta k również podobne własności spotykam y pośród pleśniowców.
Z pomiądzy wielkiej ilości gatunków w ybierzem y 4 typy, k tó re weźmiemy za podstaw ę grupowania.
1) Do pierwszego typu zaliczymy grzybek najpospolitszy ze znanych, b a r
dzo często spotykany n a różnych m ateryjałach pokarm ow ych (konfiturach, owo
cach). P rze d sta w ia się on w postaci poplątanej sieci włókien, z pomiędzy k tó -
— r>
rycli w ystrzelają słupki; na tych ostatnich znajdujemy w idełkow ate rozgałęzienia, a na nich znowu umieszczone są sznurki zarodników (sporae), w postaci pędzelka.
J e s t to Penicillium.
2) D ru gi typ przedstaw ia się ta k samo praw ie; tylko sieć składa się z mo
cniejszych włókien, a słupki rów nież grubsze posiadają na końcu główkę, "na któ rej prom ienistem i rzędam i układają się zarodniki. J e s t to Aspergillus.
3) T rzeci wreszcie rodzaj przedstaw ia jeszcze grubsze nici i posiada słupki nieco do poprzedniego podobne. Z arodniki jed n ak zaw arte są tu w ew nątrz wo
reczka znajdującego się na końcu słupka. S łupki mogą być rozgałęzione i po
siadają n a końcu gałązki w oreczek z zarodnikam i. J e s t to Mucor.
4) W ym ienim y jeszcze jako odmienny gatunek: Oidium. Słupki z zarodnika
mi ulegają tu n a końcu poprzecznem u dzieleniu, i w ten sposób w y tw arzają się zarodniki.
Z tych 4 rodzajów — Penicillium je s t zupełnie niew inną pleśnią; Aspergillus, m ianowicie niektóre jego podgatunki są bezwarunkow o chorobotwórczemi. Toż samo da się powiedzieć o M ucor i o O idium .
D r o ż d ż e , których znamy tak że wiele rodzajów, są to okrągław e lub o w a lne komórki, zaopatrzone w pęcherzyk (vacuola). R ozw ijając się, m ają k sz ta łt pączków, wychodzących z kom órki m acierzystej.
Ć w i c z e n i e i.
Obejrzm y najprzód gołem okiem różne rodzaje pleśniowców, drożdży i b a k te ryj. N a tej i tam tej obok leżącej połówce kartofla widzimy szaro-zielonaw e w y
sepki, ku środkowi pyłem zarodników okryte, u brzegów białe, do drobnych p ro mienisto ułożonych niteczek podobne, centym etr i więcej średnicy mające; są to pleśnie, prawdopodobnie kolonije Penicillium , które, spadłszy z pow ietrza, rozw inęły się na posianych na kartoflu bakteryjach karbunkułow ych. T akich hodowli nie możemy nazw ać czystem i hodowlami ani pleśni, ani bakteryj; gdyż jedne są z dr u giemi zmieszane. Po barw ie i kształcie wysepek można sądzić, że są tu różne gatunki pleśni, co najmniej dwie: P enicillium i Aspergillus. Drobnow idz w ątp liw o
ści rozstrzygnie.
W tych trzech kolbkach (E r 1 e n m e y e r ’a) widzimy: w jednej czarnym pyłem o k ry tą masę, w drugiej tak ąż brunatno-szaro-zielonaw ą, w trzeciej jasno- żółtawo-zieloną. S ą to trz y w ybitne podrodzaje A spergillus w stanie czystych hodowli. D w a pierw sze nie są chorobotwórcze; trzeci jest częsta przyczyna spraw chorobowych.
W tych dwóch kolbkach mamy znowu rodzaj białego i żółtaw ego puchu, wznoszącego się ku otw orow i z dna kolbki; je s t to Mucor.
N a tej połówce kartofla widzimy bialo-żółtaw ą kaszow atą, nieco połysku
ją c ą plamę; są to bakteryje karbunkułow e. D alej na innej pofówfee widzimy śluzow atą, biaław ą masę, ku środkowi w fałdy i karbki ułożoną,. D otyk ając ig łą w arstw głębszych, możemy je w yciągnąć w długie nici śluzowe" J e s t to b a k t e- r y j a k a r t o f 1 o w a (Kartoffelbacillus). N a następnej połówce mamy podobne do bakteryj karbunkułow ych ogniska. J e s t to b a k t e r y j a s i a n o w a , H eu- B acillus, B . subtilis.
N a tych dwóch połówkach kartofla widzimy dwa ogniska. Jed no pięknej purpurowej barw y z m etalicznym zielonawym połyskiem ku środkowi, przypom i
nającym połysk k ry ształków fuksyny; je s t to Microccocus prodigiosus\ inny cegla- sto-różowy, z Indyj przywieziony, Microccocus Indicus.
To różowo-pom arańczowe ognisko na kartoflu — to różowe drożdże, Rosa- H efe; czarny, ja k sadze — czarne drożdże, Schwarze Hefe-, b ia ły — białe drożdże,
Weisse H efe.
Co do badania d r o b n o w i d z o w e g o ż y w y c h drobnoustrojów, należy je wykonywać, o ile możności, w w arunkach dla nich dogodnych, a więc w wilgo
— 6 —
tnej przestrzeni. U rządzić ją łatw o ze szkiełka przedm iotowego, zaopatrzonego w zagłębienie (Hohlobjeotrager). W tym celn brzegi zagłębienia oprowadzam y pędzelkiem, umaczanym w waselinie, a na nie kładziem y szkiełko przykryw kow e z kropelką płynu, zaw ierającego bakteryje. Szkiełko powinno ta k leżeć, aby kropla płynu by ła ze w szystkich stron zam knięta. W te n sposób płyn bardzo długo zachowuje się i nie wysycha. J a k o płynu używamy wody lub bulijonu, któ rego sposób przygotow ania niżej będzie podany.
P rz y poszukiwaniach najlepiej trzy m ać się brzegów szkiełka, gdzie w arstw a płynu je s t najcieńszą. A by kropelkę płynu wprowadzić w możliwie cienką w ar
stew kę, rozpościeram y ją na szkiełku końcem platynow ego -drutu, w kółeczko zgiętego, któ ry przed użyciem i po użyciu wypalamy, a przynajm niej nieco ogrze
wamy (wyżej 150° C.) w płomieniu gazowym w raz ze szk lan ą pałeczką, w której je s t osadzonym.
D la zapoznania się z bakteryjam i, najlepiej obejrzeć b ak tery je sienne i k a r- bunkułowe.
W y k ł a d II.
O glądając bakteryje sienne i karbunkułow e, łatw o dostrzedz w ażną różnicę między niemi, pomimo wielkiego podobieństw a kształtów tych obu drobnoustro
jów. B aktery je karbunkułow e są nieruchom e, podczas gdy sienne okazują żywy ruch. W edłu g tej własności dzielimy b akteryje n a r u c h o m e i n i e r u c h o m e .
U ruchomych bakteryj spostrzegam y przyrząd ruchowy, m i g a w k ę ; ja k u siennych na obu końcach. N a tem szkiełku widzimy fotograficzny obraz takich siennych b akteryj z dwiema migawkami, które rzadko się udaje fotografować, a nigdy widzieć za życia. S ą to śrubowo skręcone cienkie włoski, k tó re u żyw ych bakteryj są w tak szybkim ruchu, że ich nigdy nie dostrzegam y. Czasem widzimy tylko ruch drobniuclinych cząsteczek około jednego lub drugiego końca bakteryi;
daje się to dostrzedz, jeżeli bak tery je pływ ają w bardzo rozcieńczonym płynie odżywczym. E a c h tych drobnych cząsteczek nie może zależeć od czego innego, ja k tylko od ruchu migawek.
O glądając bak tery je k a r b u n k u ł o w e , przekonywam y się, że są to lase
czki różnej długości, od kilku do k ilkunastu i więcej m ikrom ilim etrów. W hodo
wlach kartoflanych nie znajdujemy bardzo długich z powodu, że w arunki nie są zbyt sprzyjające takiem u rozwojowi. K arto fel je s t gruntem nieco kwaśnym , a bakteryje karbunkułow e rozw ijają się najlepiej, ja k i w iększa część innych, w obojętnych lub słabo alkalicznych ośrodkach. Zupełnie inaczej w yglądają one w bułijonie, mianowicie w y ra sta ją w bardzo długie n itk i ')• N itk i te nie są jedno
lite, lecz składają się z wielkiej ilości członeczków, nie zaw sze jed n ak w yraźnie jeden od drugiego oddzielonych. Z a życia te ostatnie widzialne są o wiele tr u dniej, niż po śmierci; dostrzegam y je najlepiej po zabarw ieniu roztw orem jodu (1—2 % roztw ór jodku potasu z dodatkiem wyskokowego roztw oru jodu do b ru natnego zabarw ienia). Z d arza się jednak, że po dodaniu takiego roztw oru jodu n itk a przed staw ia członeczki bardzo krótkie, praw ie kubiczne.
J e s t to skutek zbyt silnego działania jodu, przyczem pow stają w ytw ory sztu czne. N ajlepiej poznam y,że podział nie je s t sztucznym, jeżeli w każdym członeczku znajdziemy jeden zarodnik. Członeczki nie przechodzą pewnej długości; doszedł
szy do niej, bakteryje dzielą się w poprzecznym kierunku i tw orzą nici z człone
czków złożone.
') Bardzo dobre rysunki, mogące służyć do objaśnienia tego, o ozem tu mowa, znajdują, się w świeżo umieszczonej w Gazecie L ekarskiej p racy D -ra J a k o w s k i e g o .
W niektórych razach spostrzegać się d ają w członeczkach mocno poły
skujące owalne ciałka. S ą to z a r o d n i k i (sporae), w jednym członeczku spotykamy nie więcej jak jeden tak i zarodnik. S ą to ta k ż e komórki, pocho
dzące z członeczka jako z komórki m acierzystej. Je ż e li znajdziem y tw ór po
dobny do b akteryi, a w nim tak ie ciałko połyskujące, to mamy do czynienia n a pe
wno z bakteryją; jeżeli jed n ak spotykam y w płynie dużo takich ciałek, to nie m o
żemy jeszcze napewno tw ierdzić, że to są zarodniki, gdyż kuleczki tłuszczu i m a- tery je rozpadow e mogą być zupełnie do nich podobne. Pew ność mamy w tedy dopiero, gdy ujrzym y w y ra sta ją c ą z takiego ciałka b akteryję, k tó ra wydostaje się z pękniętej otoczki zarodnika. P o ły sk zarodników niektórzy przypisują ich tłuszczowej n atu rz e. Z pewnością jed n ak nic te ra z o tem powiedzieć nie mo
żemy.
Z arodniki przedstaw iają względem różnych czynników odporność daleko w iększą niż bakteryje, z których pochodzą. Podczas gdy te ostatnie zabite być mogą często przez pi-oste wysuszenie w ciągu k ilkun astu m inut lub przez pod
w yższenie ciepłoty do 55—60° O., a zresztą przez w szystkie praw ie chemiczne i inne czynniki silnego natężenia, to zarodniki natom iast mogą p rzetrw ać nieraz ciepłotę suchą, wynoszącą 120’ C., a dopiero ciepłota 150° C. napewno w szystkie zabija. K o c h posiada p re p ara t, może unikat w swoim rodzaju, m ia
nowicie krew myszy zebraną w 1870 roku, zaw ierającą zarodniki bakteryj k a r
bunkułowych. wysuszoną bardzo powoli. K re w t a , w roku zeszłym zaszcze
piona, wywoływała karbunkuł z w szystkiem i jego objawami; a więc zarodniki p rzetrw ały la t 14. T eraz K o c h nie probował ich siły, jed n ak nie sądzi, aby przez rok m iały ją utracić. Podobny p re p a ra t posiada IŻ o c h z roku 1876.
Z a to strum ień pary wodnej przy ciepłocie 100° C. zabija w szystkie za ro d niki dotychczas znane, w ciągu pół godziny.
N ie u w szystkich dotychczas znanych bakteryj udało się w ykazać zarodniki- B ardzo w iele z nich, i to obdarzonych silnemi chorobotwórczem i w łasnościam i, na szczęście, nie posiada zarodników. Do takich należy np. b ak tery ja cholery. B yć może jednak, że bak tery je potrzebują do w ytw orzenia zarodników szczególnych, dotychczas nieznanych warunków. W ogóle trze b a powiedzieć, że b akteryje posiadające zarodniki w ybitnie w yróżniają się odpornością, o której wspom nie
liśmy wyżej. N ie dosyć zatem, widząc niebarw iący się punkt w środku bak tery i, nazw ać go zarodnikiem, trze b a w ykazać jeszcze, że b ak tery ja posiadająca ta k i punkt nie zam iera przy prostem w ysuszeniu lub ogrzaniu powyżej 600 C.; ja k się to dzieje z bakteryjam i bez zarodników.
W racam y te ra z do p l e ś n i . P re p a ra t z pleśni trudniejszym je s t do otrzym ania niż z bakteryj lub drożdży; tych ostatnich dosyć je s t w ziąć nieco na szkiełko i badać lub zabarw ić w jakim bądź płynie. Tym czasem pleśń trudno n a
siąka wodą i dlatego musi być najprzód odpowiednio przygotow aną. N ajlepiej w tym celu zanurzyć badaną cząstkę pleśni do m ieszaniny 50$ alkoholu i wody z dodatkiem kilku kropel amonijaku, poczem można badać w glicerynie.
T eraz przystąpim y do przygotow yw ania k a r t o f l i p o d h o d o w l e pleśni i bakteryj. N ie je st to ta k a p ro sta rzecz, ja k się zrazu zdaje. Poniew aż mamy otrzym ać czyste hodowle, przeto trze b a oczyścić kartofle z wszelkich z a nieczyszczeń. Inaczej popełnić możemy grube błędy, ja k się to już niejedno
k rotnie zdarzało.
K a rto fel musi być nie za sta ry i niezbyt świeży. S ta re kartofle łatw o mogą być zepsute i zaw ierać niepożądane zarodniki różnych bakteryj. Świeże zaś kartofle nie zawsze n adają się do hodowli; nie rośnie na nich np. b ak tery ja karbunkułow a.
K artofel, m ający być użytym, oczyszczamy z ziemi i pyłu, obmywając go szczotką w ciągłym strum ieniu wody; dalej w yrzynam y w szelkie zagłębienia i oczka, o ile możności oszczędzając naskórek, k tó ry stanow i najlepszą osłonę
O czyszczenie tak ie nie je s t jed n ak w stanie usunąć w szystkich zarodników.
A żeby to osiągnąć, zanurzam y kartofel w roztw orze sublim atu 1 :1000, który po
zostałe zarodniki zniszczy. Po godzinnem moczeniu kartofli w sublimacie, prze
nosimy je (w kociołku blaszanym z otw oram i w dnie) do aparatu , w którym wy
tw a rz a się silny strum ień pary. W tym strum ieniu p ary wodnej gotujemy kartofle przez pół godziny. N astępnie wyjmujemy je, nie dotykając rękam i i zostaw iam y do ostudzenia. Po zupełnem ostudzeniu (na co potrzeba około godziny czasu), wyjmujemy k arto fel dwoma p a k a m i um aczanem i w sublimacie i świeżo wypalo
nym ale niezbyt gorącym nożem przekraw am y na dwie połowy, nie dotykając brzegów. Połów ki kładziem y przekrojem do góry w szklanny płaski klosz, uprzednio wym yty roztw orem sublim atu, na dnie którego znajduje się ćw iar
tk a bibuły, tak że w sublimacie umoczona. W ten sposób możemy umieścić w j e dnym kloszu około 6 połówek.
T eraz wypalonym i ostudzonym nożykiem, drucikiem lub ig łą platynow ą przenosimy cząstkę m ateryjału, zaw ierającego pleśń lub bak tery je i lekko pociera
my powierzchnię kartofla. N astępnie przykryw am y hodowlę takim że, lecz nieco większym kloszem szklanym , również zaopatrzonym u dna w m okrą ćw iartk ę bi
buły i staw iam y hodowlę w spokojnem miejscu. W szystko to, co powiedzieliśmy, trze b a robić o ile można^szybko, aby drobnoustrojów z pow ietrza nie zapruszyć.
Kolonije różnych baktery j i pleśni w y ra stają w ty ch w arunkach dość prędko.
Micrococus prodigiosus, indicus, bujają już n a drugi dzień, b ak tery je sienne, k arb u n kułowe tak że już są na drugi dzień w yraźne; najdłużej ro sn ą drożdże.
Zaszczepiam y te ra z k a r b u n k u ł 2 białym myszom i śwince morskiej.
Im zw ierzę je s t mniejsze, tem łatw iej działaniu zarazk a ulega. Ilo ść działająca n a mysz w ciągu 24 godzin zabija świnkę zaledwie w ciągu 40—60 godzin. M y
szy znajdują się w czystym szklanym słoju, wysłanym trocinam i n a parę cen ty
m etrów i przy krytym drucianą siatk ą z ciężarkiem . M ysz wydostajem y ujmując szczypcami za ogon; przytrzym ujem y następnie palcam i pomiędzy brzegiem słoja a siatk ą, w ystrzygam y sterylizow anem i w płomieniu nożyczkam i włosy nad ogo
nem, przecinam y skórę i w prow adzam y za pomocą igły część hodowli z kartofla.
Toż samo pow tarzam y z drugą myszą. Śwince m orskiej szczepimy n a brzuchu około linii białej. (K rew w tych razach nie sączy się i ran k i goją się szybko).
Ć w i c z e n i a .
O glądanie bakteryj kartoflowych. R ozw ijają się one w postaci wodnisto-ślu- zowej masy, poczem k sz ta łtu ją się w błonkę pom arszczoną, z pod której można w yciągać ig łą gęsty śluz w długie nici. B ak tery je są nieco mniejsze od siennych i nieruchliw e. S tarsze zaw ierają zarodniki w postaci błyszczącego ziarenka, umieszczonego w środku lub na jednym końcu laseczki.
Szczepienie różnych bakteryj na świeżo przygotow anych kartoflach.
W y k ł a d III.
Do niedaw na bardzo trudnem było badanie bakteryj, zw łaszcza w tkankach, pośród których te małe tw ory nie daw ały się bez stosownych odczynników odróż
nić. Trudność ta w ynikała w części tak że z braku odpowiednio urządzonych system ów m ikroskopowych. Z początku działano na tk an k i roztw oram i w ęgla
nów alkalicznych lub alkalijów gryzących, które, tk an k ę niszcząc i zprzezroczysz- czając, nie oddziaływ ały na bakteryje. A lk alija wszelako nie działają na drobne pyłki m ineralne lub kropelki tłuszczu, które, przypom inając z k sz ta łtu drobno
ustroje, znacznie przeszkadzały w badaniu. W prow adzenie karm inu i hem atoksy- liny nie wiele ułatw iło technikę bakteryjologiczną.
Dopiero W e i g e r t, zastosow aw szy b a r w n i k i a n i l i n o w e do bad a
nia bakteryj w pępowinie nowonarodzonego dziecka, doszedł do nadspodziewanych wyników. U żył on do tego najprzód fijoletu gencyjanowego. J e s t to p re p a ra t nie
czysty, m ieszanina różnych barwników, pożyteczny jed nak w łaśnie przez te do
mieszki. Ż e one pom agają w barwieniu, doświadczalnie w ykazał E h r 1 i c ii, b ar
wiąc bakteryje gruźlicze za pomocą czystej fuksyny z dodatkiem nieznacznej lości aniliny. T en w łaśnie dodatek znajduje się pomiędzy innem i w fijolecie gencyjanowym.
Znam y te ra z i używamy bardzo wielu barwników anilinowych. N a pierw - szem miejscu sto ifijolet gencyjanowy, dalej fuksyna, błęk it m etylenowy ( Methylen-- blau), B ism arkbraun. K ażdy posiada obok dobrych tak że i złe strony. Grency- jana barw i bardzo szybko i czasem naw et zaciera szczegóły; pośrednie miejsce zajm uje fuksyna; m etylenblau barw i dobrze, ale powoli i blednie z czasem. B is m arkbraun barw i powoli, najlepiej w skraw kach i nieocenionym je s t dla fotogra
fow ania bakteryj, gdyż tylko on daje tu dobre obrazy, w skutek nieprzepuszczania chemicznych prom ieni widma.
B arw niki najlepiej rozpuszczać w 80—90$ spirytusie do nasycenia, t. j. żeby osad barw nika pozostaw ał na dnie naczynia. Z takich nasyconych alkoholowych roztw orów przygotow ujem y wodne, dolewając je do wody aż do ciemnego zab ar
wienia. Do tego celu używamy 30—50 gram ow ych flaszeczek, z przechodzącą przez korek pipetką; nalew am y wody dystylowanej i dolewamy tyle alkoholowego roztw oru, ile potrzeba. W ezuw inę rozpuszczam y nie w alkoholu lecz w wodzie i przed użyciem filtrujemy. W adę w szystkich tych roztw orów (oprócz wspomnio- nej wezuwiny) stanow i domieszka alkoholu, która, jeżeli je st znaczniejszą, p rz esz
kadza w barwieniu. D la tego też flaszeczki niezbyt szczelnie zamykamy, ab alkohol mógł się ulatniać.
Przedm iot, m ający być zabarwionym, rozpościeram y na szkiełku w w arstew ce możliwie cienkiej; można dla w iększej dokładności ro z etrzeć go m iędzy 2-ma szkiełkam i, ja k to radzi E h r 1 i c h, lub (co stosuje się do gęstej m asy kolonii bakteryjow ych) puszczam y na szkiełko m alutką kropelkę wody, najlepiej z a k rę conym w kółeczko końcem platynowego drucika, potem rozprow adzam y w niej g ę
stą masę i zostaw iam y do wyschnięcia. Suszenie nad ogniem nie je s t właściwe, gdyż zmienia k sz ta łty bakteryj. Po wysuszeniu n a pow ietrzu, musimy p o stara ć się o utrw alenie p re p ara tu na szkiełku, inaczej bowiem łatw o się zmywa. D a wniej uskuteczniano to przez długie suszenie lub zanurzanie p rep aratu na k ilk an a
ście godzin do mocnego alkoholu. Obecnie unikamy tej s tra ty czasu, przeprow a
dzając szkiełko trzy k ro tn ie przez płomień lampki gazowej, ani zbyt szybko, ani też za wolno. T a czynność je st bardzo ważną: jeżeli za szybko będzie wykonaną, to bak tery je łatw o się spłukuje; jeżeli za wolno , to tra c ą one zdolność barw ienia się i zbyt wysychają, w skutek czego dają zupełnie odmienne obrazy; około bakteryj tw orzy się w tedy obrączka z przezroczystej masy, w której często barw nik osia
da i zmyć się nie daje. T ak ą masę kropek barw nika niektórzy przyjm ują za osobną otoczkę, co jed n ak je s t błędem, gdyż osłonka w łaściw ą je s t tylko n ie którym b akteryj om i inaczej w ygląda.
T eraz przystępujem y do b a r w i e n i a . W tym celu na szkiełko z p re
paratem puszczamy kilka kropel mocnego wodnego roztw oru gencyjany lub fu ksy ny i poruszam y szkiełko (trzym ając je w szypczykach) w tę i ową stro nę dla j e dnostajnego rozprow adzenia barw nika. K ilk a minut w y starcza do zabarw ienia czystej hodowli lub rzadkiego płynu. N iek tó re bak tęry je wym agają dłuższego czasu i różnych dodatków. D la karbunkułow ych w y starcza pow yższa m anipula- cyja; m etylenblau i bism arkbraun muszą działać znacznie dłużej. N astępnie oplu- kujemy szkiełko, puszczając kroplam i wodę destylow aną, ale bardzo słabym s tr u mieniem i tyle tylko, ile potrzeba dla spłukania barw nika; potem opieram y szk ieł
ko brzegiem o bibułę dla zebrania nadm iaru wody, kładziem y n a szkiełko p rzed
— 9 —
— 10 —
miotowe i pokrywam y kaw ałeczkiem bibuły dla zebrania wody pozostałej n a gór
nej powierzchni. Po zdjęciu bibuły p re p a ra t je s t gotów. T eraz puszczam y kroplę oleju na szkiełko i badamy za pomocą immersyi. P rzy stęp u jąc do badania zabarwionego p reparatu, usuwamy diafragm ę, kierujem y płaskie lusterko i przysuwam y a p a ra t ośw ietlający możliwie blizko do powierzchni dolnej szkiełka przedmiotowego.
Chcąc p re p a ra t n a s t a ł e zachować, ścieram y olej za pomocą pociśnięcia 0 bibułę lub płótno i puszczamy kropelkę wody na brzeg szkiełka, aby takow e w y
płynęło do góry. W ten sposób możemy zdjąć szkiełko bez uszkodzenia cienkiej w arstew ki bakteryj, n a nim się znajdującej. T eraz osuszamy szkiełko, kładąc je na bibule na kw adrans lub dłużej w m iarę potrzeby; z blaszanej kapsli (jakich używ ają m alarze do farb olejnych) puszczam y kroplę balsam u kanadyjskiego 1 n a nią kładziem y suchy prep arat.
Ć w i c z e n i a .
B arw ienie podług wskazanego sposobu. S e k c y j a myszy, k tórej zaszcze
piono w dniu poprzedzającym karbunkuł, przyczem zw raca się uw agę na poło
żenie myszy po śmierci: kończyny w yciągnięte, zw ierzę leży na grzbiecie. Zw ykle śm ierć następuje tu odrazu: zw ierzę dostaje kurczów i po kilku gw ałtow nych r u chach pada nieżywe. Mysz kładzie się na deseczce (20 ctm. długiej, 10 szerokiej) i przypina długiemi szpilkami. Skórę ostrożnie zdejmuje się, aby nie uszkodzić błony brzusznej. Zielone zabarw ienie pod skórą brzucha w skazuje n a rozpoczynający się rozkład, k tó ry szybko występuje po śm ierci z karbuukułu. Śledziona, u zdro
wej myszy zaledwie 2 mm. średnicy m ająca, powiększona je s t 2—3 razy, a nieraz 10 razy je s t większą. W małej ilości soku z płuca lub śledziony, ro z ta rteg o na szkiełku i zabarwionego gencyjaną i fuksyną, znajdujemy bardzo łatw o dostrze
galne bakteryje karbunkułow e.
W y k ł a d IV.
Chcąc zabarw ić b a k t e r y j e , znajdujące się w t k a n c e, należy ją n a j
pierw stw ardnić. W tym celu umieszczamy tkankę w wyskoku i to odrazu w absolutnym , gdyż przekładanie ze słabszego do mocniejszego nie przedsta
wia żadnych korzyści. Pod nazw ą absolutnego wyskoku rozumiemy ten, jak i się w handlu znajduje, m ający około 95— 6%. A by p re p a ra t należycie stw ardniał, trzeba: 1) żeby leżał w alkoholu około 24 godzin; tylko wyjątkowo małe kaw ałki tw ardnieją prędzej, po 10—12 godzinach, 2) kaw ałki nie powinny być w iększe ot.
i —l —2 ctm. sz., 3) naczynie z alkoholem powinno być duże, aby włożone p r e p a ra ty nie roz wadniały alkoholu, 4) p re p a ra ty umieszczać należy nie bezpośred
nio na dnie naczynia, lecz na b ib u le, ażeby dostęp alkoholu ułatw ić. P re p a ra d stw ardniony w alkoholu krajem y wprost, lub używamy do tego m i k r o t o m u k tó re byw ają różne. P ierw otny był drew niany z dwoma podpórkami przesu- wanemi, z których jed na służyła do um ieszczenia prep aratu , d ru g a do um ocowa
nia brzytw y. T en mikrotom (L o n g ’a) został zupełnie przerobiony przez Z e i s s ’ a. W największem użyciu są te ra z mikrotomy S c h a n z ’a z L ip ska i K a t s c h’a z Monachium. M ikrotom K a t s c h a posiada urządzenie do krajan ia preparatów świeżych, za pomocą eteru zamrożonych. P re p a ra ty tak ie nie są jednak dobre do celów bakteryologicznych, gdyż zabarw ienie bakteryj je s t w tym ra zie o wiele gorsze, niż w p re p ara ta ch z alkoholu.
P re p a ra ty mniejszej objętości przyklejam y na korku za pomocą żelatyny glicerynowej, k tó ry to sposób je s t dogodniejszy, gdyż p re p a ra t nie kruszy się tak łatw o, ani też nie psuje brzytw y (jak w razie przyklejenia gumą arabską). Ż e
l a t y n a g l i c e r y n o w a przygotow uje się w następujący sposób: n a je d n ę
— 11 —
część żelatyny nalew am y 2 części (na w agę) wody, zostaw iam y do napęcznienia na kw andrans, zlewam y wodę, k tó ra nie w siąkła, dolewamy 4 cz. gliceryny i ro z puszczamy na kąpieli wodnej. C hcąc przykleić p re p ara t, należy m asę ro zp u ścić, wziąść g ęstą kroplę za pomocą szklanej pałeczki, umieścić n a korku, włożyć w nią z lekka osuszony bibułą z alkoholu p re p a ra t i umieścić wszystko w alkoholu na kilkanaście godzin do stw ardnienia.
B a r w i e n i e b a k t e r y j w s k r a w k a c h je s tto robota, w ym aga
ją c a dużego w ypracow ania. Skraw ek umieszczamy naprzód w barw niku na kilka do kilkunastu m inut lub naw et na kilka do kilkunastu godzin, zależnie od rodzaju bakteryj i użytego barw nika. R oztw ór barw nika powinien być ta k stężony, aby w w arstw ie 1 ctm. grubości bardzo mało był przezroczysty. N astępn ie skraw ek opłukujemy w wodzie lub kw asach, kładziem y do absolutnego alkoholu n a kilka do kilkunastu m inut aż do stw ardnienia, przekładam y dla sprzezroczyszczenia {resp.' nasiąknięcia balsamem) do olejku goździkowego, terpentynow ego, a n a j
lepiej cedrowego. S kraw ek powinien zupełnie się sprzezroczyścić, aby podłożona pod spód jego igła w yraźne kontury okazyw ała; żadnej m atow ości być nie po winno (co oznacza że p re p a ra t zaw iera wodę i w te d y napo w rót do mocniejszego alkoholu skraw ek trze b a przełożyć). T eraz skraw ek może być rozpatryw any lub też zachowany n a stałe w kropli balsam u kanadyjskiego.
W ym ienione rękoczyny są ogólne; do każdej metody i każdego rodzaju bak tery j inaczej brać się należy. P ow tarzam y tu ra z jeszcze kolejne roboty:
1) barw nik, 2) woda. kw as i t. p. środki usuw ające nadm iar barw nika, 3) alkohol, 4) olejek cedrowy, 5) balsam kanadyjski.
Stosując ten sposób barw ienia jednym barwnikiem do bakteryj karbunkuło- wych,_ postępujem y ta,k: skraw ek umieszczamy na kilkanaście m inut w roztw orze gencyjany lub fuksyny, opłukujemy w wodzie z dodatkiem kw asu octowego (na 20 k. c. 3 krople) do znikania silniejszych obłoczków barw nika, przekładam y do absoł. alkoholu i t. d. ja k wyżej powiedziano. Czasu ściśle oznaczyć nie można, zależy on od w praw y i potrzeby, należy sta ra ć się otrzym ać o ile można najmniej zabarw ioną tkankę.
Ć w i c z e n i a :
Sekcyja świnki m orskiej, której zaszczepiono karbunkuł. D okoła miejsca szczepienia puchlina, po przecięciu tam że g alareto w ata masa, gruczoły obrzmiałe i stw ardniałe, pod skórą krw aw e wynaczynienia, ja k rów nież i w dolnym praw ym zrazie płuca. W e krw i i w soku w szystkich organów bardzo dużo bakteryj k a r- bunkułowych. D em onstracyja dwóch silnie rozw iniętych kolonii M icr. prodigiosus i M. indicus. P ierw sza ro z p o sta rtą zostaje po prawej stronie tafelki szklanej, druga po lewej. Z a dodaniem kropli amoniaku do micr. prodigiosus, otrzym ujem y barw ę pom arańczową w łaściw ą micr. indicus-, za dodaniem kropli kw asu octowego do m. indicus, otrzymujemy barw ę purpurow ą w łaściw ą m. prodigiosus. Zatem na tym samym kartoflu 2 różne rodzaje grzybków w ytw arzają 2 barw niki, z któ- rych jeden posiada w swoim składzie więcej kwasu, drugi—więcej alkali. Mamy tu przykład grzybków w ytw arzających barwnik. Oprócz barw nika micr. pro
digiosus w ytw arza trym etylam in, a m. indicus inne ciała wonne. M e wiemy j e szcze, czy te grzybki nie w ydają jakich szkodliwych produktów; nie je s t to nie- możebnem.
O ile dotychczas możemy przypu szczać, bakteryje w następujący s p o s ó b s z k o d z i ć m o g ą u s t r o j o w i .
1) Szkodzą mechanicznie, zatykając św iatło naczyń i sprow adzając w ten sposób zaburzenia w krążeniu, resp. odżywianiu ustroju i jeg o w ażnych narządów, co w końcu do- śm ierci prow adzić może. P rzy k ład takiego działania widzimy na bakteryj ach karbunkułow ych.
— 12 —
2) M ogą szkodzić, zabierając ustrojow i niezbędne części odżywcze, np. tlen ciałkom krw i, co rów nież do bakteryj karbunkułow ych odnieść się daje.
3) M ogą też bakteryje w ytw arzać szkodliwe dla ustroju substancyje, k tó re nagrom adzając się wywołują objawy otrucia.
T ak działać muszą bakteryje cholery. P ro d u k ta tak działające znamy z prac B a u r n a n ’ a i B r i e g e r ’a, k tó ry to ostatni oddzielił i zbadał chemi
cznie t. zw. ptomainy.
4) B ak tery je mogą rów nież szkodzić pośrednio, mianowicie pozostaw iając po sobie szkodliwe produkta przem iany wstecznej samych tkanek, z których czę
ści odżywcze przez bakteryje w yczerpane zostały, takie działanie widzimy w za
każeniu gnilnem.
Szczepienie g r u ź l i c y 2 myszom i dwom świnkom morskim, ja k również n o s a c i z n y , aby re z u lta t m ożna było obserwować pod koniec kursu. Obie te choroby przebiegają chronicznie. G ruźlica pochodzi z czystej hodowli pierw otnie otrzym anej z małpy, a w c ią g u 3 | la t co kilka tygodni odnaw ianej, W ten spo
sób je s t to już 54 pokolenie, które mimo to zupełnie tak samo działa ja k pierw sze.
Jed n ej ze świnek morskich w strzykujem y hodowlę gruźliczą do otrzewnej. Do w strzykiw ali używ a prof. K o c h strzykaw ki własnego pomysłu, składającej się z szklanej ru rk i z podziałką (w rodzaju szprycki bez tłoka), na koniec której za
k ład a się zwyczajna ig ła P r a v a z ’a; górny koniec ru rk i zaopatrzony je s t w me
talow ą oprawę z kranikiem , do której przytw ierdzony je s t gumowy balonik.
R u rk ę z opraw ą i ig łą bardzo łatw o sterylizow ać można n a gorąco, czego nie mo
żna wykonać ze zw yczajną szprycką P r a w a z’a:
B alonik z mocnej i dość tw ardej czerwonej gumy posiada u góry otworek, który się zatyk a palcem; pociskając wypędzam y pow ietrze a wciągam y płyn, następnie zaś zam knąwszy k ra n ik wpuszczamy pow ietrze przez otw orek. W ten sposób przeszkadza się dostaniu płynu zakaźnego do w n ętrza baloniku.
W y k ł a d V.
Dawniej w celach h o d o w a n i a pasorzytów używano zaw sze tylko płyn
nych ośrodków, k tó re przygotow yw ane były bądź z odwarów mięsnych, bądź roślinnych z dodatkiem różnych soli m ineralnych, lub bez takow ych, o ile chodziło o hodowanie pasorzytów, sposoby te w ystarczały. Inaczej jednak rzecz się ma gdy chcemy w takiej hodowli odosobnić dany pasorzyt; w tedy musimy uciekać się do przypuszczeń. M am y np płyn z bakteryjam i; bierzem y z niego kroplę i p rze
nosimy do czystego płynu; jeżeli w tej kropli było tysiąc bakteryj, to te ra z z n a j
dą się one w znacznem rozrzedzeniu, ta k że kro p la nowego roztw oru będzie za
w ierała przypuśćm y 100 bakteryj; nowa kropla z tego płynu — 10 i t. d.; mo
żemy wreszcie przypuszczać, że mamy do czynienia z jed n ą bak tery ją w kropli.
W ten sposób jednak postępując, możemy w ostatniej kropli mieć równie dobrze 1000 ja k żadnej bakteryi. gdyż nie znamy szybkiego i pewnego sposobu liczenia drobnoustrojów. Również mogą być bardzo rozm aite obok siebie. P rzy tem ba- k tery je nie leżą w^ płynie jednostajnie: jedne trzym ają się bliżej powierzchni inne bliżej dna; wreszcie jeżeli są ruchliw e mieszają, się ciągle z sobą.
Inaczej rzecz się przedstaw ia, jeżeli do hodowania użyjemy o ś r o d k ó w s t a ł y c h , np. ż e l a t y n y odżywczej. W ylew ając ta k ą żelatynę z bakte- ryjam i na płytkę, z każdego osobnika bak tery j otrzym ujem y oddzielną koloniję, k tóre m e mogą się z sobą łą czyć, gdyż są sta łą przegrodą oddzielone.
Z początku używano do hodowli stały ch kartofla i ja k widzimy re z u lta ty otrzym ano niezgorsze. M ożna wziąć ta k mało bakteryj, że będą leżały pojedyn
czo n a powierzchni kartofla, a w tedy każda da początek oddzielnej kolonii, które
m ożnaby znów zebrać i dalej hodować. N ajlepszym jed n ak środkiem okazała się ż e l a t y n a odżywcza przygotow ana w n astęp ny sposób:
P ół kilogram a (funt) świeżego wołowego mięsa, wolnego od nadm iaru tłu szczu i drobno posiekanego, nalew am y litrem wody (1000 ctm. sześciennych = k w a rta polska), w mocnym szklanym słoju, mieszamy dobrze p ałeczk ą szklaną i staw iam y na lodzie na 15— '20 godzin. Po upływ ie tego czasu cedzimy sok przez płótno, wyciskamy staran n ie mięso rękam i lub p ra są ręczn ą i otrzym ujem y w ten sposób około 950 ctm. sześciennych wodnistego czerwonego "płynu. P ły n ten zle
wamy do obszernej 2 litrow ej kolby, dodajemy 100 grm. suchej żelaty ny w a rk u sikach (przeciskając je przez szyjkę), dosypujemy następnie 10 grm . suchego m ię
snego peptonu i 5 grm. soli kuchennej i zostaw iam y po zam ieszaniu na kw adrans, aby żelaty na napęczniała. T eraz ogrzewam y kolbę na kąpieli wodnej o tyle tylko, ile potrzeba do rozpuszczenia żelatyny. P ły n powinien pozostać czerwonym. D la przyśpieszenia roboty i ujednostajnienia mieszaniny, m ieszam y zaw artość kolby od czasu do czasu. Szkodliwem je s t strącen ie znaczniejszych ilości białka, gdyż w tedy otrzym ujem y mniej czystą żelatynę. Po rozpuszczeniu żelatyny, p rz y stę pujemy do zobojętnienia płynu, któ ry posiada dosyć w yraźnie kw aśny odczyn.
W tym celu układam y dla próbow ania na białej bibule jeden pod drugim 10 p a pierków czerwonych i niebieskich lakm usowych i dolewamy do kolby z początku po 5 ctm. sześciennych potem mniej, nareszcie kroplam i nasycony roztw ór w ęgla
nu sodowego. Po każdem dolaniu mieszamy zaw artość kolby i próbujemy odczyn za pomocą długiej szklanej pałeczki. O statecznie powinniśmy otrzym ać słabo alkaliczny odczyn, t. j. tak i aby czerwony papierek lekko niebieszczał, a niebieski ju ż nie czerw ieniał. Lepiej otrzym ać żelatynę nieco więcej alkaliczną aniżeli
kw aśną.
N astępn ie strącam y białko. M ożna to osiągnąć przez gotow anie płynu w prost na ogniu. Ten sposób je s t jednak bardzo niedogodny, gdyż kolby nadzw y
czaj łatw o pękają, a żelatyna przepala się;- dlatego lepiej całą kolbę w staw ić na
| — 1 godziny do parow ego aparatu , gdzie ciepłota je s t taka" właśnie jakiej po
trze b a do strącenia białka.
P rz y rz ą d parow y (D am pfsterilisationsapparat) je s t to rodzaj wysokiego n a | — 1 m etra kociołka z przykryw ką, obłożonego ze w szystkich stron w arstw ą wojłoku dla zatrzym ania ciepła. W ew nątrz znajduje się druciana k ra tk a , na której stoi ru chomy kociołek z białej blachy z p rzykryw ką. O grzew a się gazem. R o h r b e c k przygotow uje te ra z półmetrowe ap a raty , m ogące być do 1 m etra podwyższone.
Po wyjęciu kolby z parowego ap a ratu , próbujemy czy się odczyn nie zmienił, poczem przecedzam y nieco płynu do probówki i gotujemy. J e ż e li płyn m ętnieje ozna
cza to, że nie ca ła ilość białka została strącona, staw iam y więc znów kolbę do pa
rowego przyrządu dopóki żelatyna przy gotow aniu m ętnieć nie będzie.
D alej przystępujem y do cedzenia. W tym celu w dużym lejku, albo lepiej w 2-ch, umieszczamy bibułowe filtry, które sporządzam y w ten sposób, że ćw iartkę bibuły składam y we czworo, tak, że po obcięciu brzegów otrzym ujem y czw artą część koła o kącie prostym , k ą t ten zmniejszamy składając bibułę do możliwie ostrego kąta, poczem rozkładam y ją, wyrów nywam y nietrafione fałdki i układam y na lejku tak , ażeby ostre brzegi fałd opierały się o powierzchnię lejka. Dobrze je s t pod tym filtrem umieścić na dnie lejka drugi mały. W ielkość lejków po
winna być taka, ażeby można było praw ie odrazu zlać na nie ca łą żelatynę. Z po
czątku otrzym ujem y żelatynę nieco m ętną: otóż dopóty wlewamy j ą napow rót do lejka, aż stanie się zupełnie przezroczystą, nieopalizującą. Cedzenie odbywa się powoli; ażeby jed n ak że la ty n a nie za sty g a ła, ogrzew am y lejek od czasu do czasu lam pką gazową. S ą osobne do tego lejki, otoczone wodą ogrzew aną do odpowiedniej ciepłoty, te jed n ak do cedzenia żelatyny są zbyteczne. N ie po
w inna też żelaty n a być zbyt gorącą, gdyż tra c i zdolność krzepnięcia.
_ 13 —
— 14 —
Po otrzym aniu takiej 10$ żelatyny (składu tego najlepiej stale się trzy m a ć) należy zlać ją do sterylizow anych poprzednio probówek, zatkanych w atą. Śtery- lizacyia tak a odbywa się w następujący sposób:
Probów ki 15 ctm. długie, 15—18 mm. szerokie z cienkiego s z k ła , dokładnie wym yte i wodą przekroploną opłukane, oraz osuszone, zatykam y niezbyt mocno i nie zasłabo korkiem z w aty zwyczajnej (nie hygroskopowej), ustaw iam y w dru
cianej czworobocznej puszce i staw iam y w piecyku gazowym, w którym ciepłotę doprowadza się do 140—150°, t. j. aż, do słabego zbru natnienia w aty. W tak ie probówki, uprzednio ostudzone, lejemy żelatynę do ‘/ 3 wysokości, stara ją c się nie zam aczać brzegów probówek. M ożna to robić albo z kolbki z d z i ó b k i e ma l b o też za pomocą odpowiedniego lejka z kranem , co jed n ak jest zbyteczne. Po na
laniu, zatykam y probówkę w atą, sta ra ją c się trzym ać korek watow y tak, ażeby pow ierzchni stykającej się z probówką nie dotknąć palcami. Po napełnie
niu, należy w szystkie probówki sterylizow ać w parow ym przyrządzie przez kw adrans. Zw ykle jednorazow a sterylizacyja w y starcza ; dla pewności możemy j ą na drugi dzień powtórzyć. Dobrze przygotow ana żelaty na nigdy się nie psuje i nic się w niej nie rozwija. (Po jednarazow ej sterylizacyi z 50 probówek w ciągu 1^ m iesiąca uległa zepsuciu jedna).
Ć w i c z e n i a :
S ekcyja białych myszy, zm arłych w skutek micrococcus tetragenus. N arządy włożono do sp iry tu su ; śledziona przedstaw ia biaław e ogniska rozmiękczenia, w płucach w ybroczyny k rw aw e, toż samo miejcami w w ątrobie. Sok zaw iera wielkie ilości micrococus tetragenes, k tó ry najlepiej się barw i błękitem m etylo
wym. Po zabarw ieniu widzimy g alareto w ate obwódki, w których w czworobok uło
żone leżą di-obne kokki; czworoboki mniejsze grupują się w większe. W skraw kach można barw ić ja k bacillus anthraois; miejscami znajdujemy ogromne, ciemno zab ar
wione m asy tylko z tych bakteryj złożone.
W y k ł a d 7.
Poszukiw ania bakteryj w tk an k ach winniśmy uskuteczniać możliwie szybko po śmierci, gdyż inaczej bakteryje rozmnażaj ąc się, dostają się z powierzchni ciał lub z k a nału pokarmowego do sąsiednich narządów . Popełniono już dużo błędów z powo
du, że za mało uwagi zw racano na tę okoliczność. W tem leżą błędy np. E m m e - r i c ł i ’a, k tó ry wszędzie i zawsze bakteryje znajdował: bo też b ra ł zawsze tru p y najmniej w 12 godzin po śm ierci. W ciepłej porze roku rozm nażanie postępuje jeszcze szybciej. Zw ykle najpierw znajdujemy gnilne bak teryje w otrzewnej, potem w w ątrobie, płucach, sercu, najpóźniej w mózgu. W żyle wrotnej znajdu
jem y je bardzo prędko, zkąd prof. L u s t i g z H anow eru zrobił zaraz „Bkcillamie der P ferde“, gdyż znajdow ał bak tery je u bardzo wielu padłych koni.
Osobliwie szybko bakteryje przechodzą do krw i uduszonych, strzedz się zatem należy ciem ną przyczynę gw ałtow nej śmierci, zaraz bakteryjam i objaśniać.
Z darzyło się to pewnemu profesorowi, którego szczury zaraz po zaszczepieniu próbnem w szystkie n a drugi dzień rano. znaleziono nieżywemi. Pokazało się po staranniejszem śledztw ie, że stróż umieścił zw ierzęta w ciasnem pudełku i wModatku na noc je przykrył. W szystkie bak tery je były po prostu gnilne. W r a zach wątpliwych, najlepiej brać bakteryje w prost z krw i, w mózgu się znajdują
cej. W takiej krw i w jednym przypadku gwałtownej śm ierci w skutek dostania się do płuc mas wymiotnych, pomimo wczesnej sekcyi. znalazł K o c h b a k teryje i otrzym ał z nich dokładne fotografije.
Szczepiąc bakteryje na żelatynie w probówkach, uważać należy, ażeby s te ry - lizacyjabyła d o b rą,t. j. abypo kilku naw et dniach nic sięw g alarecie nie rozw ijało.
Z d arza się pomimo to, że w wacie zatykającej probówkę znajdują się zarodniki
pleśni, które rozw ijają się powoli i dostając się do w n ętrza probówki, zanieczy
szczają w te n sposób hodowlę. Z d arza się to w tedy najczęściej, gdy zatykam y p ro bówkę kauczukow ą czapeczką, ażeby wilgoć zbytnio nie parow ała. D latego też lepiej czapeczek tych nie używać.
P rzenosząc hodowlę z probówki do probówki z żelatyną, robimy to w n astęp u jący sposób: odkorkowujemy probówkę z hodowlą, m ającą być p rzeniesio ną, kręcąc watowy korek dopóty, póki nie czujemy, ż e w a ta przyklejona do ścianki została od
kręconą. Probów kę tę trzym am y pomiędzy wskazującym a 3-im palcem lewej ręki ukośnie, ażeby nic do niej z pow ietrza nie wpadło. T ak samo odkorkowujemy probów
kę z żelaty n ą ik o rk i oba trzym y pomiędzy palcam i prawej ręki, tak, ja k probówkę w lewej. W szystko to zm ierza ku temu, żeby korka nie położyć, ani nie dotknąć w ew nętrznej jego powierzchni palcami. Do tych operacyj koniecznie przyzw y
czaić się trzeba. T eraz drutem platynowym wypalonym i ostudzonym (osadzo
nym w dłuższej od probówki szklanej pałeczce) zdejmujemy m ałą cząstk ą hodo
wli i przenosim y ją w kłuw ając d ru t przez 2/ 3 górne części żelatyny, S taram y się przytem nie dotknąć drutem ścianek tak jednej ja k i drugiej probówki.
R ozpatrzm y te ra z sposób zachow ania się hodowanych b akteryj w zglę
dem żelatyn y odżywczej. MĘBtogcocus ■-prodigiosus bardzo szybko rozpuszcza ją i opada na dno płynu. Gi-oduą uwagi je s t ta własność jego, że zabarw ienie ró żowe okazuje się tylko u góry, w miejscu zetknięcia się z powietrzem . Podobnie zachowuje się m. indicus. K artoflow e bakteryje na żelatynie nie rosną, bakteryje karbunkułow e rozw adniają żelatynę nie zbyt silnie i puszczają na w szystkie strony promienie w rodzaju korzonków. D rożdże nie rozrzedzają żelatyny, ro sną wolno i obficie korzonki wypuszczają. W ygląd hodowli jest"ta k ch a ra k te rystyczny, że nie badając drobnowidzowo, możemy jedne baktery je od drugich od
różnić i n aw et stopień czystości oznaczyć.
B adanie bakteryj w pow ietrzu dokonywamy za pomocą szklannych cylindrów, wysokich n a 20 ctm., szerokich na 4—5, sterylizow anych przy 140° C., zatkanych w atą; na dnie takiego cylindra ustaw iam y, za pomocą blaszanej zgietej linijki, miseczkę szklaną z sterylizow aną żelatyną. Po zatkaniu napow rót w atą, cylin
der przenosimy do p rzestrzeni, k tó rą zam ierzam y badać, zdejmujemy watow y ko
rek, um ieszczamy go w drugim takim że sterylizow anym cylindrze, aby coś do nie
go się nie uczepiło, poczem zostaw iam y naczynie n a pewien oznaczony czas o tw ar- tem. Po upływie tego czasu, np. kw adransa, pół godziny, zatykam y napow rót cy linder w atą. Po paru dniach rozw ijają się na powierzchni żelatyny kolonije tem obficiej, czem więcej znajduje się b akteryj w pow ietrzu. Są to w części pleśnie w części bakteryje. Najm niej znajdujemy ich w pow ietrzu nieporuszającem się np. w piwnicach, zam kniętych przestrzeniach, najwięcej w pow ietrzu miast.
Do ilościowego badania służy przy rząd H e s s V g o , składający się z dłu
giej na 70 ctm., szerokiej 3 - 4 szklanej rury, zatkanej u jednego końca korkiem kauczukowym z ru rk ą szklaną przezeń przechodzącą, zaopatrzoną dwoma wato- wemi korkam i: jeden z nich w ystaje do w ew nątrz dużej rury, drugi koniec n ak ry ty dwoma czapeczkami: w ew nętrzną przedziuraw ioną, zew nętrzną całkow itą. Obie szczelnie dopasowane są do brzegów .R urę szklaną dużą sterylizujem y w parze wo
dnej, poczem wlewamy do niej 50 ctm. sześciennych żelatyny, znów sterylizujem y, poczem umieszczamy ją poziomo na stoliku do zastyg nięcia żelatyny, przyczem koniec watowego kork a w ystającego ze szklanej ru rk i lekko się macza.
T eraz przystępując do badania, odwiązujemy kauczukow ą czapeczke bez otw orka i łączym y koniec ru rk i szklanej z aspiratorem , przeciągającym litr powie
trz a w ciągu 5 minut. A sp ira to r składa się z 2-ch litrow ych kolbek, zawieszonych na statyw ie, na której leży poziomo rura. B ak tery je i pleśnie z pow ietrza p a
d ają na żelatynę i rozw ijają się tam w kolonije, które nie powinny zbliżać się zbytnio do przeciw ległego końca, ani też rozw ijać na umoczonym w żelatynie
16
korkn watowym. Służy to_ jako sprawdzenie, że w szystko opadło w rurze.
Uddzieine kolonije można wyjmować za pomocą długiego d ru ta i badać lub p rz y gotowywać z nich czyste hodowle.
W y k ł a d 8.
. B aiw ienie podwójne skraw ków często daje znacznie lepsze wyniki, niż po
jedyncze. Celem tego barw ienia J e s t : otrzym ać inaczej zabarw ione bakteryje, a inaczej sam ą tkankę. O piera się ono na tem, że powinowactwo bakteryj od barwników je st odmienne, aniżeli powinowactwo tkank i. B arw ienie podwójne do
bywa się w różny sposób.
. 1) Skraw ki przebarw ione w roztw orze gencyjany (łub innych barwników) umieszczamy na 10 minut w 5% roztw orze w ęglanu potażu. Z abarw ienie staje się nieco ciemniejsze. Potem opłukujemy skraw ki w dużej ilości wody, najlepiej w dwóch wodach, potem zaś umieszczamy w wyskoku. T en rozpuszcza barw nik tkaniu, pozostaw iając w znacznej części nietkniętem zabarw ienie b akteryj. Je ż e li p re p a ra t przed włożeniem do wyskoku umieścimy na p arę minut w wezuwińie. o trzy
mamy podwojne zabarwienie: bak tery je zabarw ią się fljoletowo, tk an k a brunatno.
, . kPosob W e i g e r f a . P o wyjęciu z gencyjany opłukujemy skraw ek w woazie z dodatkiem kw asu octowego (3 krople na 20 ctm. sześciennych). D a lej umieszczamy go w pikrokarm inią, potem w wyskoku. Sposób ten nadaje sie do barw ienia bardzo wielu bakteryj. S tałe zasady postępow ania każdy musi dla siebie^sam wyprow adzić po dokładnem porównawczem zbadaniu.
^) Sposób 0 -r a m m ’a polega na barw ieniu w roztw orze barw nika w w o
dzie anilinowej. T ę przygotowujemy, kłócąc 3$ aniliny handlowej {Anilinól) z wotlą_ i cedząc pow stałą em ulsyją po kw adransie stania. W oda anilinowa nie da się przechować dłużej nad dzień jeden, chyba że dodamy 5 —10$ wyskoku, w tedy się przez kilka dni bez rozkładu utrzym uje. Do wody anilinowej dodaje
my barw nika tyle, żeby na pow ierzchni płynu otrzym ać zielon aw o-m etaliczną lekKą powloczkę. Odbarwiam y skraw ek, um ieszczając go w roztw orze jodu i jod
ku potasu (1 grm. jodu, 2 grm. jodku potasu, 300 wody). Nie w szystkie b akteryje Darwie można tym sposobem (z resztą ja k i każdym innym) np. b ak tery je tyfusu, cholery kur me dają się zabarw ię.
. 4) B ak tery je przymiotu L u s t g a r t e m a b arw ią się ja k wyżej, a odbar
w iają nadm anganianem potasu i kwasem podsiarkowym. O dbarw iaja sie one także zapomocą roztw oru chlorku żelaza (Eisenchlorid).
Mówiąc o barw ieniu bakteryj, należy wspomnieć o błędach jakie sa tu taj mo
żliwe: 1) ze strony osadów barw nika, 2) ze strony ziarnistych kom órek (Korne hen- zeuen), które dają obraz bardzo do mikrokoków podobny. W y gląd ich odpowiada białym ciałkom krwi, wypełnianym kuleczkam i nierów nej wielkości. R óżnią sie one od bakteryj tem, że na szkiełku przegrzanem , gdzie b akteryje sie nie barwią"
przyjm ują silne zabarw ienie. E h r l i c h poleca barw ić je g ęsta m ieszanina sa- rraniny, m duliny i eozyny w glicerynie.
W y k ł a d 9 . 1
Hodowle na żelatynie, ja k wyżej powiedziano, mogą być oddzielane w spo*
sob nie pozostaw iający żadnej wątpliwości co do czystości hodowli. Otrzym ujem y tak ie hodowle przez rozpostarcie żelatyny, zaw ierającej bakteryje, na szklanych . sterylizow anych płytkach. K ażd a bak tery ja daje początek jednemu ognisku, które możemy przenieść do probówki z żelaty n ą i hodować.
C ała procedura odbywa się, ja k następuje: rozpuszczam y żelatyne w ciepłej wodzie i zanurzam y w nią na druciku, zagiętym w kółeczko, zanieczyszczoną bo