• Nie Znaleziono Wyników

Warszawa, dnia 20 lutego 19 T om X X I X .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Warszawa, dnia 20 lutego 19 T om X X I X ."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

jsfb. 8 (1 4 4 6 ). W arszawa, dnia 20 lutego 19 T o m X X I X .

P R E N U M ER A TA „ W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie: r o c z n ie r b . 8, k w a rta ln ie r b . 2.

Z p rze syłk ą pocztow ą ro c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d ak cy i „ W s z e c h św ia ta " i w e w s z y stk ic h k się g a r­

n iach w k ra ju i za g ra n ic ą .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

R e d a k to r „ W s z e c h ś w ia ta '4 p r z y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o re m w lo k a lu re d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i: W S P Ó L N A Nfc. 3 7 . T e le f o n u 8 3 -1 4 .

N O W A T E O R Y A P O C H O D Z E N I A K R Ę G O W C Ó W .

Pochodzenie, a ściślej mówiąc d rog a rozw ojow a k ręg o w c ó w , sta n o w i z a g a d n ie ­ nie b ezpośrednio i n te r e s u ją c e a n tro p o lo ­ gów ze w z g lę d u na sta n o w isk o człowie­

ka, j a k o n a jw y ż ej ro zw inięteg o k r ę g o w ­ ca. J e s t to z a ra z e m j e d e n z n ajbardziej zaw iłych p ro b le m a tó w biologii, k tó reg o żadne d o ty c h c z a so w e u s iło w a n ia nie zd o ­ ł a ł y jeszcze rozw iązać. W k a ż d y m razie w d z isie jsz y m s ta n ie w ie d z y j e d n e z te- oryj d o ty cz ą c y ch p o w s ta n ia k ręg o w c ó w w y d a ją n a m się bardziej, in ne zaś m niej p raw dopo d o bn em i; n ie w ą tp liw ie n a jm n ie j p o p u larn a j e s t d o ty c h c z a s teo ry a , p r z y ­ p is u ją c a k r ęg o w c o m rozwój z pnia Ar- th ro p o d a , t. j. S ta w on o gich .

Sw ego cz asu czyniono pow ażny z a rz u t G a u d ry e m u , że ośm ielił się bard zo ostroż­

nie zw ró cić u w a g ę n a p o dob ień stw o i s t ­ n iejące p o m ię d z y n ie k tó re m i pierw o tn e- mi k rę g o w c a m i, z n a n e m i n a m z pa le o n­

tologii, na prz . r y b a m i p a n c erz o w a te m i z p ierw s z o rz ę d u , a s k o ru p ia k a m i z tegoż o k resu i n a w e t n ie k tó re m i p o staciam i

spółczesnemi. Obecnie m yśl Gaudryego s p o ty k a m y znów n a w idow ni n au k ow ej, lecz ty m raz e m o p a r t ą j u ż n a szeregu o b serw acyj i b a d a ń śc isły ch i u j ę t ą w k s z ta ł ty dojrzałej teoryi. W y ra z ic ie ­ lem jej j e s t uczony angielski, prof. Gas- kell. (The Origin of Y e r te b r a te s . L o n d y n 1908).

G askell od l a t 20-u ju ż głosi pogląd, w y p r o w a d z a ją c y k rę g o w c e od A rthropo- da; do w n io s k u teg o doszedł n a p o d s ta ­ wie b a d a ń p o ró w n a w c z y c h n a d u k ładem n e rw o w y m ośrodkow ym i nad u n e rw ie ­ niem s e rc a u obu g r u p pow yższych. P o ­ mimo ostrej k ry ty k i, sk ie ro w a n e j p r z e ­ ciw w yw odom Gaskella, nie poniechał on swej w y w ro to w e j teoryi; owszem ze z d w o jo n ą e n e rg ią j ą ł p rze p ro w a d z ać n o ­ we, drobiazgow e b a d a n ia i po ogłoszeniu szere g u pom niejszy ch re f e ra tó w i stu - dyów w y d a ł obecnie o b s z ern ą książkę, o b e jm u ją c ą c a ło k s z ta łt j e g o d ocie k a ń i p rz e d s ta w ia ją c ą ich w y n ik i w p o sta c i teoryi niezm iernie in te r e s u ją c e j i szcze­

gółowo opracow anej.

W iado m o, że j e d n ą z za sa d nicz yc h r ó ­

żnic pom ięd zy ty p e m k ręg o w c ó w a s ta ­

w onogich j e s t w z a je m n e położenie u k ł a ­

du nerw ow ego i tra w ie n n eg o : u stawo-

(2)

114 W SZECHŚW IAT JMa 8

nogich u k ła d n e rw o w y w s to s u n k u do p rze w o d u pok a rm ow e g o j e s t b rzu sz n y ; u k ręg o w c ó w j e s t on g rz b ie to w y , p r z e ­ wód zaś p o k a rm o w y z a jm u je s tr o n ę b rzu sz n ą . Lecz w e d łu g G askella przew ó d t r a w i e n n y k ręgo w ców nie j e s t b y n a j ­ mniej u tw o re m ho m olo g icz n y m p rze w o ­ dowi t ra w ie n n e m u sta w o n o g ic h ; j e s t to ty lko u t w ó r an alogiczny, b ę d ą c y w g r u ­ pie k rę g o w c ó w n a b y tk i e m n o w y m . Co zaś d o tyczę j e l i t a p ie r w o tn e g o k r ę g o w ­ ców,— zdaniem G askella,—n a le ż y j e po j­

mować j a k n a s tę p u je : I n fu n d ib u lu m (le­

j e k ) m ózgu k r ę g o w c ó w p r z e d s t a w ia d a ­ w n y przełyk; n e r w y cz asz k i o d p o w ia d a ją zw ojom p odprzełykow ym ; u tw o r y h o m o ­ logiczne zwojom n a d p rz e ły k o w y m w id z i­

m y w p ła ta c h w ę c h o w y c h i w z ro k o ­ w ych, wreszcie mlecz p a c ie rz o w y odpo­

w iad ać m a p a s m u zwojów b rz u s z n y c h . P r z e ł y k p ie rw o tn y , — o d p o w ia d a ją c y le j­

kowi, p rze c h o d z ił dalej w k o m o ry m ó­

zgowe (ventriculi), k t ó r e te m sa m e m o d ­ p o w ia d a ją p ie rw o tn e m u , d a w n e m u ż o łą d ­ kowi. P o niew aż zaś k a n a ł rd z e n io w y sta n o w i p rzed łużenie k o m ó r m ó zg ow yc h, p r z e to n ie może być czem in n e m ty lk o o dp ow iednikiem j e l i t a p ie rw o tn e g o , o t w i e ­ r a j ą c y m się w odbycie, podobnie j a k to dziś jesz c ze o b s e r w u je m y u zaro d k ó w k ręg o w c ó w . W t e n sposób G a sk e ll p r z e ­ p ro w a d z a d ro b iazgow e p o r ó w n a n ie po­

m iędzy s c h e m a te m p ie r w o tn e g o u k ła d u t ra w ie n n e g o i n e rw o w e g o u k ręg o w c ó w , a odpow iednim u k ła d e m u sta w o n o g ic h . D zisiejsze zaś je lito k rę g o w c ó w s ta n o w i n a b y t e k nowy, m a s k u ją c y n ap o zó r z u ­ p e łn ie hom ologie p ierw o tn e , t. j. hom o- logie rze c z y w iste .

W c a ły m s z e r e g u b ardzo c ie k a w y c h rozdziałów p. G askell z g ro m a d z ił liczne dowody p o p iera ją c e j e g o te o ry ę . Do p o ­ ró w n a ń u ż y w a p rz e w a ż n ie z j e d n e j s t r o ­ n y postaci k rę g o w c a w sp ó łc ze śn ie n a j ­ niższej, a z a ra z e m „nie z d e g e n e r o w a n e j m ianow icie t. zw. A m m o ce tes , czyli l a r ­ w y Minoga, — z d ru g ie j zaś s t r o n y g r o ­ m ady S k o ru p ia k ó w P a la e o s tra c a , p r z e ­ w ażnie k o p a ln y c h , k t ó r y c h j e d y n y m p r z e d s ta w ic ie le m w d z is ie js z y c h c z asa c h j e s t g a t u n e k L im u lu s, z rz ę d u Mieczo-

o gonow ych (X iphosura).

Zazw yczaj,— m ówi Gaskell,—ró żn o ro d ­ n y c h a r a k t e r u tw o ró w sz k ieleto w ych u s ta w o n o g ic h (chityna) i u kręgo w có w ( c h r z ą s tk a i kość) uw a ż a n e s ą za różnicę p ierw szo rzędnej w a rtośc i pomiędzy tem i g ru p a m i. W iadom o dziś ju ż je d n a k , że L im u lu s posiada n a jp ra w d z iw s z y s z k ie ­ le t s k rzelow y c h rz ą s tk o w y , zup ełn ie po­

dobny pod w zg lędem swego układu, b u ­ d ow y histologiczn ej i s k ła d u c h e m ic z n e ­ go do r u s z to w a n ia c h rz ą s tk o w a te g o w s k rz e la c h A m m o cetes. Nadto Schm ie- d e n b e r g w ykazał, że glikozam ina, k tó rą z n a jd u je m y w u tw o r a c h sz k ieletow y ch zarów no sta w o n o g ic h j a k kręgow ców , j e s t p ra w d z iw y m m ostem , łączący m c h i ­ t y n ę z c h o n d ry n ą . W d a lsz y m c ią g u G askell s t a r a się w y k a z a ć zbliżenie w z a ­ k re s ie a p a r a tu oddechowego i k rw io n o ś ­ n ego u P a la e o s tra c a i u k ręgow ców p ie r­

w o tn y c h , U siłu je w ykazać, że gruczoł ta r c z o w y u A m m o ce tes p o w stał z m a c i­

cy (u te ru s) odległych przo dk ów z pośród sk oru p ia k ó w . Łączność stw ie rd z o n a od- daw n a , lecz n iew y tłu m a c z o n a , pom iędzy g ru cz o łem tarc zo w y m człow ieka i inn y ch z w ie rz ą t, a n a rz ą d a m i płciowemi, p r z e d ­ sta w ia , być może w łaśnie, o s ta tn ie od­

dźw ięki z epoki, w któ re j g ruczoły t a r ­ czowe b y ły gru czołam i m acicznem i p r z o d ­ ków k ręg o w c ó w z pośród P a lae o s tra c a . Gaskell p r z e p r o w a d z a podobne zbliżenie ró w nież w z a k re sie n a rz ą d u słuchow ego, w ę c h o w e g o , w zrokow ego, w zak re sie od­

cin k ó w m ię śn io w y c h i t. p. Doniosłe p o ­ parcie dla swej te o ry i widzi w t. zw.

trzeciem oku, t. j. oku ciem ieniowem.

Ciało szy szkow ate (glandula, pinealis) p r z e d s t a w ia p a rę oczów m ed y a ln y ch , k tó re s p o ty k a m y jeszcze d obrze zacho­

w a n e u d a w n y c h O stracoda (ra k ó w m u- szlow atych ), zarów no j a k u L im ulu s dziś żyjącego.

W k o ń c o w y m rozdziale swej k sią ż ki G askell gorąco przeczy z a rz u to m , j a k o b y w n io sk i sw e op ierał n a p o d o b ie ń s tw a c h m orfologicznych mniej lu b więcej po­

w ie rz c h o w n y c h , nie u w z g lę d n ia ją c różnic z a sa dn iczych, j a k i e w y k a z u je em bryolo- g ia obu grup p o ró w n y w a n y c h . T w ie rd zi p rzeciw nie, że w ro zw o ju k rę g o w c a po­

w t a r z a j ą się e ta p y rozw o jo w e dzielące

(3)

N» 8 WSZECHSWIAT 115

go w chw ili obecnej od je g o przodka staw onogiego. G askell przyznaje, że t e ­ orya je g o podko p uje w p ro s t podw aliny embryologii, gdyż to co u A rth ro p o d a uw ażane było d oty ch c z a s za h y p o b lasty - czne, czyli e n to d e rm ic zn e s ta je się w e ­ dług niego e p ib la s ty c z n e m , czyli ekto- derm icznem u V e r te b r a ta ,— i odwrotnie.

Zeznając to, G askell b ro n i się j e d n a k , d o­

wodząc, że te o r y a lis tk ó w zarodkow ych nie j e s t t a k u s ta lo n a j a k b y się zdawało i że opiera się n a b łę d n e m założeniu: na ok reśleniu h y p o b lastu , j a k o lis tk a w y ­ tw a rz a ją c e g o przew ód p o k a rm o w y osta­

teczny.

K siążka k o ń c z y się k ilko m a u w a g a m i ogólnemi, po d k reśla ją c em i, że rozwój a p a ra tu n e rw o w e g o s ta n o w i n a jw a ż n ie j­

szy c z y n n ik ew olucyi w świecie zw ie­

rzęcym . K siążka Gaskella ozdobiona j e s t licznemi i bardzo s ta r a n n e m i rycinam i.

Nie p rze są d z ają c b y n a jm n ie j, czy teo ry a Gaskella z y s k a w przyszłości p o tw ie rd z e ­ nie n a u k o w e i z a p an u je w biologii, czy też, n a w z ó r w ie lu in n y ch śm ia ły c h hy- potez, okaże się b łę d n ą i u s tą p i m iejsca no w ym teoryo m , — w k a ż d y m razie za­

słu g u je n a u w a g ę i nie przejdzie niepo­

strzeżenie, choćby d latego, że zag ra ż ają c wielu d o ty c h c z a so w y m poglądom z a s a d ­ niczym, s ta n ie się bodźcem do n ow ych badań i w y w o ła ożywione p r o s te s ty , co zawsze w p ły w a d o d a tn io n a rozwój kwe- styj nauk ow y ch .

K. Stołyhwo.

E . R U T H E R F O R D .

N O W E P O S T Ę P Y A T O M I S T Y K I .

(C iąg dalszy).

Ilość j e d n o s t e k id e n ty c z n y c h , t w o r z ą ­ cych p e w n ą o b jęto ść gazu m ożem y w p ro st obliczyć. C zy m am y j e d n a k praw o t w i e r ­ dzić, że liczba t a o znacza r z e c z y w istą ilość atom ów gazu?

B yła j u ż o te m mowa, że m o żn a w pe­

w n y c h w a r u n k a c h zapom ocą m eto d y

ele k try c z n e j łatw o o bserw ow ać w y s y ła ­ nie pojedyńczej c z ąstk i a, t. j. pojed yń- czego n a ła d ow ane go a to m u m atery i. J e s t to możliwe s k u tk ie m wielkiej szybkości i e n e rg ii w ysyłanej c z ąstk i a. Ta o lbrzy­

mia p r ę d k o ś ć i e n e rg ia d a ją cząstce a siłę dyso cyow an ia i jo n iz o w a n ia gazu s p o ty k a n e g o po drodze. Obserwow ać obecność poszczególnego a to m u można oczywiście tylko w t a k i m razie, jeżeli ów atom po siada j e d n ę lub k ilk a w ła­

sności, k t ó r e odró żn ia ją go od o tac z a ją ­ cego gazu. Zwykłe cząsteczki gazu d a ją się odróżnić od jonów różnem i środ ka m i w nim w y tw o rz o n y c h zapomocą, n aprzy- kład, bardzo ważnej m etody opartej na s p o s trz eż e n iu C. T. R. Wilsona: w y k a ­ zał on mianowicie w r o k u 1897, że w p e ­ w n y c h w a r u n k a c h k a ż d y jo n n a ła d o w a ­ n y s ta je się ośrodkiem k o n d e n s ac y i dla p a ry wodnej; obecność każdego j o n u s t a ­ j e się w t e n sposób widoczną dla oka.

J. Thom son, H. A. W ilson i inni używ ali m etody tej dla obliczania w ytw orzony ch jon ów i oznaczenia wielkości ła d u n k u e le k try c z n e g o zw iązanego z ka ż d y m j o ­ nem.

P rz y to c z ę tu parę przykładów dla zilu­

s tro w a n ia d a w n ie jsz y ch m etod oznacza­

n ia m asy i w y m iaró w cząsteczki. Gdy m yśl o nieciągłej budowie m a te ry i o parła się o g r u n t pewniejszy, poczęto oczyw i­

ście robić próby określenia, z j a k d ro b ­ n y c h c z ą s te k s k ła d a się m a te ry a i w y ­ tw o rz e n ia sobie pojęcia o w y m iara ch cząsteczek, w te m przypuszczeniu, że m ają one w y m ia ry p rz e s trz e n n e . Lord R a y le ig h stw ierdza, że najw cześniej o z n a ­ czenie tego rodzaju zrobione było w 1805 ro k u przez Tom asza Y o u n g a n a zasadzie ro z u m o w a n ia zapożyczonego z teoryi wło- skowatości.

Nie będę tu ta j uw z ględniał różnic w m eto d a ch później u ż y w a n y c h dla w y ­ tw o rze n ia sobie pojęcia o g rub ości w a r ­ s te w k i m atery i, w k tó rej daje się rozpo­

znać b u d o w a cząsteczkowa, T en okres

rozw oju b a d a ń z a in te re s o w a ł szczególniej

lorda Kelvina, k tó re m u zaw dzięczam y

obecnie k ilk a w a ż n y c h m eto d oznaczania

praw do p o d o b n y c h w y m iaró w i budow y

cząsteczki.

(4)

116 W SZECHŚW IAT Kk 8

Rozwój te o r y i c y n e ty c z n e j gazów n a p o d s ta w a c h m a t e m a t y c z n y c h p rzy c z y n ił się do ro zw oju m e to d o z n aczan ia ilości cząsteczek w cent. sześć, ja k ie g o k o lw ie k ga z u pod n o rm a ln e m ciśn ie n ie m i w norm . te m p e ra tu rz e . L iczba ta, k t ó r ą od­

t ą d oznaczać b ę d z ie m y l i t e r ą N , j e s t za­

sa d n ic z ą s ta łą gazu; n a zasa d z ie te o r y i cynety czn ej i zgo d n ie z p ra w e m Avo- g a d r a w s z y s tk ie g a z y pod j e d n a k o w e m ciśn ie n ie m i w te m p e r a t u r z e j e d n a k o w e j m ają w j e d n y m cent. sześć, j e d n a k o w ą ilość cząsteczek. Ś r e d n ic ę c z ąstec z k i m o­

żn a w p rz y b liż e n iu oznaczyć, je ż e li N j e s t w iadome; poniew aż j e d n a k nie z n a ­ m y b u d o w y c z ąs tec z k i, zna cz e n ie teg o w y r a z u j e s t dosyć n ieo k re ślo n e . Toteż, wogóle zakła d a m y , że w y r a z t e n odnosi się do p ro m ie n ia s fe r y d z ia ła n ia sił o t a ­ c z ają cy c h cząsteczkę. Ś r e d n ic a t a k a n ie koniecznie m u si b y ć j e d n a k o w a dla czą­

s te c z ek w s z y s tk ic h gazów , i w o b ec teg o z a sa d n ic z a s ta ła N m a d la n a s większe znaczenie. N a jw c z e śn ie js z e oznaczenia, o p a rte n a c y n e ty c z n e j t e o r y i gazów , r o ­ bione b y ły p rze z L o s c h m id ta , J o h n s to n a , S to n e y a i M axwella. Z d a n y c h , j a k i e m i w t e d y rozporządzał M axwell, o znaczone N rów nało się 1,9. 10 19. W ro zp ra w ie p. t.

„ C y n e ty c z n a te o r y ą g a z ó w “, M ayer ro z ­ p a tr u je s z ere g m e to d o z n a cz a n ia w y m i a ­ ró w cząsteczki n a zasadzie te o ry i, k t ó r a j e s t u ż y ta j a k o t y t u ł r o z p ra w y , i w y p r o ­ w a d z a w niosek, że n a jp r a w d o p o d o b n i e j ­ sza w a r to ś ć dla N j e s t 6 , 1 . 10 1!\ Z n a c ze ­ n ia dla N, w y p ro w a d z o n e z te o r y i c y n e ­ tycznej, m a ją w a r to ś ć p rzy b liżo n ą i w w ielu ra z a c h s łu ż ą ty lk o do o z n a c z e n ia śred n iej liczby c z ąstec z e k . Mimo to, te w a rto ś c i są dla n a s b a rd z o w a ż n e i m a j ą znaczenie h isto ry cz n e : b y ł y p rzez d łu g i czas b o w iem j e d y n y m n a jm o ż liw s z y m ś ro d k ie m w y tw o r z e n ia sobie p o jęcia o w y ­ m ia ra c h cząsteczki.

L o rd R ay le ig h w ro k u 1899 p od ał b a r ­ dzo c ie k a w ą m eto d ę o z n a c z a n ia w a rto ś c i N: w y p r o w a d z a j ą ze sw ej t e o r y i b ł ę k i t ­ nego koloru nieba. P o d ł u g tej te o r y i cząsteczki p o w ie trz a r o z p r a s z a j ą p a d a j ą ­ ce n a nie fale św ie tln e . To ro zp ra sza n ie ś w ia tła dla c z ą s tk i, m ałej w s t o s u n k u do d łu g o śc i fali ś w ie tln e j, j e s t w s to s u n k u

o d w r o tn y m do czw a rte j po tęg i z dłu go ­ ści fali; wobec tego s to s u n e k ś w ia tła rozproszonego do p a d a ją c eg o j e s t z n acz­

n ie w ię k s z y w ko ń c u w id m a fiołkowym, niż c z erw o n y m i dlate g o niebo w y d a je się ciem no-niebieskiem , g d y n a ń p a tr z y ­ m y po przez św iatło rozproszone. To ro z ­ p roszenie ś w ia tła podczas przecho dzen ia przez a tm o sfe rę pow o d uje zm ianę w j a ­ sk ra w o śc i gwiazd, jeżeli się j e w id u je w ro z m a ity c h w yso k ościach: są n a w e t porobione ozn a cz a n ia d o ś w iadczalne owej s t r a t y j a s k r a w o ś c i. Z n ając j e d n a k te wielkości, m ożn a ju ż obliczyć te o r e ty c z ­ nie liczbę N cząsteczek. Zapomocą t y c h d a n y c h lord R a y le ig h obliczył, że N nie może b y ć m niejsze niż 7 . 10 18. W ro k u 1902 lo rd K elvin obliczył teo re ty c z n ie N, u ż y w a ją c n ow y ch i d o k ła d n ie js z y c h d a ­ nych. W e d łu g j e g o obliczeń itf=2,47.1019.

P o n ie w a ż w p ro s ty c h obliczeniach t e o r e ­ t y c z n y c h n ie p r z y j m u je się pod u w a g ę rozproszenia, pochodzącego b e z w ą tp ie n ia od zaw ieszonych w p o w ie trz u b a rd z o d r o b n y c h c z ą s te k — m eto d y tej w t e d y mo­

żna j e d y n i e uży w ać, k ie d y chodzi o u s t a ­ n o w ie n ie niższej g r a n ic y dla N. T ru d n o ok reślić p o p raw k ę , k t ó r ą p o w in n o b y się w p ro w a dz ić z pow o du teg o rozpraszania:

o k azuje się je d n a k , że liczba w y p r o w a ­ d zon a przez l o rd a Kelvina bez p o p ra w e k nie o w iele j e s t m n ie js z a od późniejszej i praw d o p o d o b n ie jsze j: 2,47. 10 19. Jeżeli p rz y jm ie m y , że te o r y ą i u ż y te d a n e są d o k ład n e , to będzie to oznaczało, że ro z ­ p ro sz e n ie pochodzące od zaw ieszon y ch w p o w ie tr z u c z ą s te k j e s t d ro b n y m u ł a m ­ k ie m ro z p ro sz en ia w y w o ły w a n e g o przez cz ąs te c z k i p o w ie trz a. J e s t to c ie k a w y p r z y k ł a d j a k d o k ła d n a znajom ość w a r to ­ ści N p rzy c z y n ić się może do ozn aczenia n ie z n a n y c h wielkości.

Obecnie p r z y jr z y m y się n i e k t ó r y m n o ­ w y m i b e z p o śre d n im m eto d o m o z n acza­

n ia N , p o leg a jąc y m n a n o w y c h z d o b y ­ cz ach nauki. Te nowe m e to d y p o zw alają n a m oznaczyć N z daleko w ięk szą p e ­ w n o ś c ią i d o k ład n o śc ią niż to było mo- żliw em przed p a r u laty .

S p o tk a liś m y się ju ż z b a d a n ia m i P e r -

r i n a o p raw ie p odziału wielkiej ilości

d r o b n y c h z ia r n e k w pły nie i z tw i e r d z e ­

(5)

j N ó 8 W SZECHSW IAT 117

niem, że c z ą s tk i te zachow ują się j a k cząsteczki o d u ż y m ciężarze. W a rto ś ć N może b y ć p o p r o s tu w y pro w a d z o na do­

świadczalnie:-—ró w n a się ona 3,14 . 1019.

Metoda op rac o w an a przez P e r r i n a bardzo je s t pom ysłow a i ory ginalna: r z u c a ona dużo ś w ia tła n a p raw o podziału energii.

Ta now a m etod a u jęc ia tego zasad nicze­

go z a g a d n ie n ia będzie b e zw ątp ien ia w p rzyszłości g r u n to w n ie opracowana.

W s k a z a liś m y ju ż, że w a rto ś ć N =

— 2,56.1013 o trz y m ano m eto d ą be z p ośre d ­ n ią przez liczenie c z ąstek a i oznaczenie odpowiedniej objętości w y tw orzon eg o h e ­ lu. D r u g a bardzo p r o s t a m eto da oblicze­

nia N z d a n y c h prom ieniotw órczości po­

lega na oznaczeniu p e ry o d u radu. Na zasadzie b e z p o śre d n ic h dośw iadczeń Bolt- wood obliczył, że okres czasu, p o trz e b n y do p rz e m ia n y połow y danej ilości r a d u w ynosi 2 000 lat. Z tego w y n ik a , że z je d n e g o g r a m a r a d u w p r ze c ią g u roku rozpada się 0,346 mg. J a k wiadomo, j e ­ den g ra m r a d u w y s y ła w p r ze c ią g u se ­ k u n d y 3,4.10 10 c z ą s te k a i p raw do p od o b ­ nie podczas ro zkładu je d n e g o a to m u po­

w sta je j e d n a c z ą s tk a a. A więc ilość w y s ła n y c h w c iągu ro k u cz ąstek a może służyć j a k o m ia r a ilości ato m ó w w 0,346 mg ra d u . J e d e n g ram r a d u s k ła d a się zatem z 3,1 . 102x a to m ów i p rzy jm u ją c ciężar ato m o w y r a d u 225, w yliczym y ła ­ two w a rto ść N — 3,1 . 1 0 19.

W o s ta tn ic h la ta c h b a d a n ia n a d w ła ­ snościam i gazów w p ły n ę ły n a rozwój ca łego s z ere g u w a ż n y c h m etod oznaczania ł a d u n k u jo n u , p o w s ta ją c e g o w gazie pod w p ły w e m p ro m ie n i R e n tg e n o w sk ic h lub w s k u te k p r o m ie n io w a n ia ciał radyoak- ty w n y c h . P o d łu g poglądów w spó łczes­

n ych e le k try c z n o ś ć posiad a tę sam ę b u ­ dowę ato m istyc zną , co m a te ry a , i za j e ­ d n o s tk ę ilości e le k try c z n o ś c i u w a ż a m y tę ilość, j a k ą o ddaje ato m w o d o ru pod­

czas ele k tro liz y w ody. Mamy pow ażne p o d s ta w y do przy puszczania, że ła d u n e k a to m u w odoru j e s t n a jm n ie js z ą n a m z n a ­ n ą ilością e le k try c z n o ś c i i w sz e lk a in n a ilość je j j e s t w ie lo k ro tn o śc ią tej j e d n o s t ­ ki. D o św ia d c z en ia T o w n se n d a w y kazały, że w w iększości p rz y p a d k ó w ła d u n e k j e ­ dneg o a to m u ga z u r ó w n a się ład u n k o w i

j e d n e g o a to m u w od o ru podczas e lek tro­

lizy wody. Z pomiarów ilości e le k try c z ­ ności, niezbędnej dla o trz y m an ia jed n e g o g r a m a w o d o ru można obliczyć, że N .e =

= 1 ,2 9 .1 0 10 je d n o s te k e le k tro s ta ty c z n y c h , p rzyczem N oznacza, j a k wyżej, ilość atom ów w j e d n y m c e n ty m e trz e sześcien­

n y m wodoru, a e ładu ne k, j a k i posiada jo n. Oznaczywszy e doświadczalnie, ł a ­

two o trz y m u je m y N .

P ie rw s z y bezpośredni pom iar ł a d u n k u jo n u T o w n se n d w y k o n a ł w r. 1897. Elek- trolizując ro ztw ór k w a s u siarkow ego, z a ­ u w a ż a m y, że tlen w atm osferze w ilg o t­

nej w y tw a r z a g ę s ty obłok, s k ła d a ją c y się z d r o b n iu tk ic h k rop ele k wody. Każda t a k a k ro p e lk a posiada ła d u n e k e le k t r y c z ­ ności odjem nej. W ielkość je j i ciężar oblicza się podług fo rm u ły S tokesa, w p ro ­ w a d z a ją c do ra c h u n k u pręd k o ść s p a d a ­ nia obłoku pod w p ły w e m ciężkości. Cię­

ż ar obłoku był oznaczany, a ponieważ ciężar każdej kropelki był wiadom y, m o­

żna było więc obliczyć ogólną ilość k r o ­ pelek. Ł a d u n e k ogólny obłoku by ł r ó ­ w nież m ierzony, m ożna było z a te m ozna­

czyć ła d u n e k każdej kropli, i obliczono s tą d e—3,0 . 1 0 ~ 10 j e d n o s t e k e le k t r o s t a t y ­ cznych. W a rto ś ć N w ty m p r z y p a d k u w y n o si 4,3.1019.

P ow oływ aliśm y się ju ż n a s to so w an y przez C. T. R. W ilso n a sposób u c z y n ie ­ n ia widocznym jo n u , przez zgęszczenie n a nim p a r y wodnej w chw ili r a p to w n e ­ go rozp rężenia się gazu. Z tej własności s k o rz y s tał Jó z e f Thom so n dla oznaczenia ł a d u n k u e k a ż deg o jon u. Gdy ro zpręże­

nie gazu prze k ro c zy p e w n ą granicę, w o­

da zgęszcza się n a jo n a c h zarów no do ­ d a tn ic h j a k i odjem nych, i z ty ch m a ­ łych k r o p e le k wody p o w s ta je g ę s ty obłok. J. J. Thom son znalazł w a rto ść dla e == 3,4 . 10 - 10, H. A. Wilson: e =

— 3 , 1 . 10 —l0, Millikan i B egem an: e==

= 4,06.lO~~10. Odpowiednie dla N w a r to ­ ści są: 3,8, 4,2 i 3,2. 1 0 19. M eto da powyż­

sza po siada bardzo doniosłe znaczenie, poniew aż daje możność bezp o śred n io oznaczyć liczbę w y tw o rz o n y c h w gazie jonów. N ie ste ty , ścisłe oznaczenie e p o ­

łączone je s t z w ie lk ie m i tru d n o śc ia m i

doświadczalnemi.

(6)

118 W SZECHSW IAT .Nś 8

W yżej r o z p a try w a liś m y b a d a n ia E h r e n - h a fta n a d r u ę h e m B r o w n o w s k im , k t ó r y można o b se rw o w a ć zap om ocą u ltra m i- k ro sk o p u n a p y łk u s r e b r n y m , z a w ies z o ­ n y m w po w ie trz u. W o sta tn ie j swej ro zp ra w ie (1909) E h r e n h a f t dowodzi, że każdy ta k i p y łe k j e s t n a ła d o w a n y dodat- 11 ' o lub odjem nie; w y m i a r y i c ię ż a r j e g o d a ją się oznaczyć zapom ocą u ltr a m i k r o - skopu i z p r ę d k o ś c i s p a d a n i a pod w p ły ­ w em ciężkości, a ł a d u n e k — z p ręd k o śc i w polu e le k try c z n e m . W a r t o ś ć ś re d n ia dla e w y no si 4,6.1O _(0 i N — 2,74.1019.

R u th e rfo rd i G eig er w r o k u 1908 dali trz e cią w ażn ą m eto d ę o z n a cz a n ia N z d a ­ n ych pro m ienio tw órczości, a m ianow icie, zm ierzyw szy p o p rze d nio ogólny ła d u n e k określonej ilości c z ą s te k a rad u , o z n a ­ czyli ła d u n e k każdej c z ą s tk i a. Ł a d u n e k t e n w y no si 9 ,3 . 10 _1°. Po ro z p a trz e n iu w a r u n k ó w og ólnych doszli do p r z e k o n a ­ nia, że k a ż d a c z ą s t k a a p o s ia d a dw ie do­

da tn ie je d n o s t k i ła d u n k u i w obec teg o e = 4,65 . 10 - 10, a N = 2,77 . 1 0 19. M etoda p o w yższa j e s t bardzo d o s tę p n a , po niew aż p o m ia ry są b e z p o śre d n ie i b a rd z o d o ­ kład n e.

P o d a n e d o ty c h c z a s m e to d y pom iaró w e p o leg a ją n a d o ś w ia d c z e n ia c h b ezpo­

śre d n ic h , i p rzeg ląd ich b y ł b y n ie z u p e ł­

ny, g d y b y m nie w s p o m n ia ł o dokona- nem przez P l a n c k a w a ż n e m o zn aczeniu e z dociekań te o r e ty c z n y c h . B a d a ją c po­

dział e n e rg ii w w id m ie ciała g o rąc e g o P la n c k obliczył te o r e ty c z n ie w a r to ś ć e = 4,69 . 1 0 - 10 i s tą d N = 2,80 . 1 0 19. Ze w zględów, k t ó r y c h nie bę d ę t u p r z y t a ­ czał, to w n io sk o w a n ie te o r e ty c z n e z a s ł u ­ g u je n a uw agę.

Z ad ziw iającą j e s t zg o d n o ść o t r z y m a ­ n y c h re z u lta tó w w o b ec ty lu te o ry j i m e ­ tod, słu ż ą c y ch do o z n a c z a n ia N i e, i w o ­ bec m ożliw ych b łędów d o ś w ia d c z a ln y c h . U derza to głów nie podczas r o z p a t r y w a nia n o w y c h p o m ia ró w , w y k o n a n y c h za­

pom ocą n a jr o z m a i ts z y c h m eto d , k t ó r e są daleko d o kład niejsze i w ięcej w z b u d z a ją zaufania, niż s to s o w a n e d a w n ie j. T r u d n o orzec, k tó re j m eto dzie n a le ż y oddać p ierw s z e ń s tw o , i pro szę mi w y b aczy ć, je ż e li u z n a m za n a jo d p o w ie d n ie js z e te m eto d y , k tó re p o le g a ją n a o z n a cz a n iu

ła d u n k u c z ą s tk i «. O trzy m a n y tą d ro g ą r e z u l ta t zg adza się n iety lk o z w ynikam i, j a k i e P la n c k o trz y m ał te o re ty c z n ie , lecz ró w n ież z oznaczeniam i, w y k o n a n e m i z a ­ p o m o cą w ielu in n y c h m etod. Można w ięc w y w n io sk o w ać , że liczba c z ąstec z e k w j a ­ k im k o lw ie k gazie pod n o rm a ln e m ciśnie­

n ie m i w norm. te m p e r a t u r z e ró w n a się 2,77.1019, a e le m e n ta rn a ilość e le k try c z ­ n ości w ynosi 4,65 . 10 ~ X0 j e d n o s t e k e le k ­ t r o s ta ty c z n y c h . P osiad ając te dane, ła ­ tw o oznaczyć m asę a to m u o z n a n y m cię­

żarze a to m o w y m i w a rto ś ć in n y c h z tem z w ią z a n y c h a to m is ty c z n y c h i cząsteczko ­ w y c h wielkości.

Nie n a le ż y w d alszym ciągu s c e p ty c z ­ nie z a p a try w a ć się n a te z a sadn icze s t a ­ łe, przeciw nie należy z n ic h k o r z y s ta ć we w s z y s tk ic h obliczeniach i w te n spo­

sób rozszerzać nasze wiadom ości o b u d o ­ wie a to m u i cząsteczki. W przyszłości b e z w ą tp ie n ia będzie wiele s ta r a ń , s k ie ­ r o w a n y c h do możliwie pew neg o o znacze­

n ia t y c h w a ż n y c h sta ły c h , lecz i obecnie m a m y p e w n e d a n e do tw ierdzenia, że w a rto śc i te p o s ia d a ją znaczny stopień d ok ładn ości, w iększy, niż pa rę l a t tem u . Te zadziw iająco zgodne w a rto ś c i N i e, o trz y m a n e n a z asadzie ty lu przeróżnych t e o ry j, s am e przez się p r z e m a w ia ją za p raw d z iw o śc ią ato m isty c zn e j teoryi m a ­ t e r y i i elektryczności, bo t r u d n o b y w y ­ o braz ić sobie t a k ą zgodność, g d y b y a to ­ m y i ł a d u n k i w rzeczyw istości nie i s t ­ niały.

T u i owdzie m ożna było się s p o tk a ć ze zdaniem , że rozwój fizyki wr o sta tn ic h l a t a c h zachw ieje w ia rę w a to m is ty c z n ą teo ry ę m a te ry i. Zdanie ta k ie j e s t b łę d ­ ne, ponieważ z wyżej p rzy to c z o n y c h f a k ­ tó w j e s t rz e c z ą widoczną, że nowe od­

k r y c i a n iety lk o znacznie w zm ocniły do­

w o dy tej teoryi, lecz bezpośred nio p r a ­ wie i p r z e k o n y w ają co p o tw ierd z iły jej s łuszność. O s ta tn ia nied z iałk a m a t e r y i — a to m chem iczny, u zy skał, j a k o j e d n o s t k a o k reś lo n a , n iez a c h w ian e m iejsce w n a u ­ ce. A to m c hem iczny, p o m ijają c e ty m o ­ logię, był u w a ż a n y za n a jm n ie js z ą cząst*

kę m ate ry i, w s tę p u ją c ą w zw yk łe zw iąz­

ki chem iczne. N ig d y nie tw ierdzono, że

a to m j e s t n iezniszczalny i wiecznie t r w a ­

(7)

JSIfi 8 WSZECHSWIAT 119

ły i że n ig d y nie będziem y w stanie znaleść sposobu rozłożenia go na c ząstki ele m en ta rn e . Z o d k ry c ie m e le k tro n u p rze kon a liśm y się, że a to m nie j e s t n a j ­ m niejszą n a m z n a n ą j e d n o s t k ą m ate ry i, bo s tu d y a n a d ciałam i prom ieniotw ór- czemi dowiodły, że a to m y pewnej k lasy ciał ze z n a c z n y m ciężarem ato m o w y m nie są wiecznie trw a łe , lecz rozpadają się r a p to w n ie , p rzy c z e m je d n o c z e śn ie po­

w s ta je nowy rodzaj m a te ry i. Taki po ­ stę p naszej w ie d z y n ie osłabia b y n a j ­ mniej s ta n o w is k a a to m u chemicznego, przeciw nie, w s k a z u je w ielk ą rolę, j a k ą on o d g r y w a w budow ie m a te ry i, wobeć czego w łasno ści a to m u p o w in n y być zba­

dane g r u n to w n ie i wyczerpująco.

Tłum. B . i 8.

(D ok. nast.).

B I O L O G I A T E R M I T Ó W .

O dczyt w y g ło sz o n y w K ole Ą kadem ickiem P rz y ro d n ik ó w W szecbn. lw o w . dn. 26/6 i 2/7

1909 roku.

(D okończenie).

W s z y s tk ie obce owady, s p o ty k a n e w gniazdach m ró w e k lub le rm itó w , W as- m a n n dzieli n a pięć k a te g o r y j: n a gości symfilowych, t. j. zażyłych, sy n ekiczn y ch czyli o b o jętn y c h , s y n e c h tr y c z n y c h czyli wrogich, ekto- i e n to -p a ra z y ty i owady trofobio ty czne czyli hodowane.

Im s to s u n e k m ię d z y gośćmi a gospo­

d a rzam i j e s t luźniejszy, te m trud n iej j e s t p rzeprow adzić analizę biologiczną w y ­ łącznie n a po dstaw ie cech m orfologicz­

nych.

Symfllowi goście te rm itó w od znaczają się zawrsze w iększą f y z o g a s try ą , niż g o ­ ście m yrm ekofllow i, n a to m ia s t try c h o m y są zawsze m ierniej rozw inięte; u n ie k tó ­ r y c h symfilów te rm ic ic h stw ierdzono t y ­ pow ą m im ik rę (flg. 4 a i b). Zjawisko to ściśle się łączy z ra b u n k o w y m sposo­

b em życia, w y s tę p u ją c y m u symfilów p raw ie z reg u ły . S tw ierdzo no bowiem, że p o ż e ra ją one m a s a m i la r w y term itów ; oczywista, że je d y n i e s k u tk ie m podobień­

s tw a morfologicznego do go sp o d a rz y uch o­

dzi im to bezkarnie.

a b

(Fig. 4 u i i),

Co zaś dotyczę korzyści, j a k ą te rm ity z nich m ogą ciągnąć, je s t stosunkow o nieznaczna, gdyż p rze d s taw ia się w po­

staci wydzielin sk ó rn ych, u ż y w a n y c h przez t e r m it y j a k o lu k su so w e używki, podobnie j a k u ludzi n a p o je lub ty to ń .

Symfile te rm itó w pochodzą z różny ch rzędów owadzich; najw ięcej dosta rc za ją ich chrząszcze, a z pośród t y c h ku sako - w ate, k tó re w s k u te k p o d o b ień stw a w spo ­ sobie życia najw ięcej m iały sposobności w ejść z te rm ita m i w bliższą styczność.

W dalszym c ią g u pochodzi ich dużo z d w u sk rz y d ły c h a j e d e n n a w e t z m o­

tyli.

W bardziej lu źn y m s to s u n k u z t e r m i ­ tam i pozostają t. zw. goście s y ne ch try - czni i synekiczni. Po większej części brak w tej g rup ie s p e cy a ln y ch cech m or­

fologicznych, k tó re b y dowodziły symbio- tycznego sposobu życia. U n iektó ry ch j e d n a k , zwłaszcza u gości w rogich, spo­

t y k a m y skórę zmienioną w o k r y w a ją c ą ciało tarczę, pod k tó rą m ogą być też w c iągane kończyny; je s tto , j a k widzimy, do skonałe zabezpieczenie przed szczęka­

mi żołnierzy (rys. 5 a, b). Inn i goście,

a b

(Fig. 5 a, i b).

(8)

W SZECHŚW IAT J \lr 8

podobnie ja k w poprzedniej grupie, n a ­ śladują postać swych gospodarzy i wsku­

tek tego również bezkarnie mogą żyć ich kosztem. Niektóre znowu mają cie­

kawą przeszłość historyczną; mianowicie zanim stały się termitofilowemi gośćmi były najpierw dorylofilowemi, t. zn. żyły w bliższych stosunkach z wędrownemi mrówkami z rodz. Dorylinae. Jeszcze ciekawszą je st rzeczą, że poznano je n aj­

pierw jako termitofilowe. Odznaczają się tem, że części odnóży mają przekształ­

cone w organy czepne w rodzaju przylg, zapomocą których, żyjąc jako dorylofllo- we, przytwierdzały się do ciała wędrow­

nych dorylidów i w ten sposób towarzy­

szyły im w wyprawach. Tą też drogą dostały się bezwątpienia do gniazd te r­

mitów, gdyż, jak już wyżej wspomina­

łem, dorylidy z lubością je odwiedzają.

Zmiana gospodarzy wywołała jednak tyl­

ko nieznaczne zmiany morfologiczne.

Wspomniane dotychczas intruzy były to w przeważnej części „pasorzyty so- cyalne“, gdyż bez porównania więcej, jak widzieliśmy, zabierają, niż dają swym

gospodarzom.

U termitów poznano również, choć w nieznacznej liczbie, pasorzyty zewnę­

trzne (osobnikowe), które przysysają się.

do ciała gospodarza, żywiąc się jego so­

kami.

Co zaś do pasorzytów wewnętrznych, to dotychczas takich nie znamy. Nato­

miast, jak już wyżej wspominałem, w przedniej części tylnego przewodu po­

karmowego, w specyalnej wypuklinie, znaleziono u starszych osobników mnó­

stwo protozoów, które jednak najprawdo­

podobniej nie należą do pasorzytów.

Podobnie ja k u mrówek, spotykamy również u termitów zjawisko trofobiozy, to znaczy, że w gniazdach tych ostatnich żyją owady, wydzielające na życzenie gospodarzy pewne substancye spożywcze.

Jestto szczególny przypadek symbiozy, gdyż za dostarczanie hodowanym owa­

dom opieki i pożywienia (codziennego) gospodarze otrzymują pewne wydzieliny, będące używkami zbytkownemi.

Może najniebezpieczniejszych wrogów termity mają pośród zwierząt kręgowych.

Napastują je przedewszystkiem zwierzęta żywiące się owadami, gdyż termity są dla nich najponętniejszem pożywieniem z jednej strony, jako posiadające mięk­

kie, soczyste ciało, a z drugiej, jako znaj­

dowane zawsze w ogromnej liczbie.

Do największych prześladowców nale­

żą gady i niższe ssaki. Niektóre węże wprost lokują się w gniazdach termitów a dwa gatunki jaszczurek amerykańskich (Gonatodes humeralis i Tupinambis ni- gropunctatus) składają tam jaja, a na­

stępnie wylęgłe młode czynią wśród swych gospodarzy znaczne spustoszenia.

Również i ptaki dziesiątkują rzesze te r­

mitów; niektóre tylko gatunki, jak się zdaje, żyją z termitami w przyjaźni, gdyż, jakkolwiek ptaki te gnieżdżą się wewnątrz ich budowli, nie zauważono, aby były ze strony gospodarzy niepoko­

jone.

Z pośród ssaków największego spusto­

szenia dokonywają bezzębne (Edentata):

w Ameryce mrówkojady, w Alryce Ory- cteropidae, w Indyach Wsch. łuskowce i pancerniki, również ze stekowców (Mo- notremata) australskie kolczatki. W szyst­

kie one są znakomitemi kopaczami; z ła­

twością dostają się do gniazd, ryjąc się popod ziemią lub też wprost przedziura­

wiając ściany budowli, a znalazłszy się wewnątrz, przyprowadzają całą kolonię do ruiny.

Stosunek termitów do człowieka. Jak wi­

dzieliśmy prawie wszystkie zwierzęta, wchodzące w bliższą styczność z termi­

tami, były jużto zamaskowanemi in tru ­ zami, ciągnącemi korzyści ze swych go­

spodarzy, lub też wprost niszczycielami tych ostatnich, jednem słowem, termity wszedłszy w zetknięcie z innemi zwie­

rzętami wszędzie prawie wychodzą po­

krzywdzone lub wprost ulegają.

Ale je st jedna istota, również ja k te r­

mity społecznie żyjąca a stojąca na naj­

wyższym szczeblu rozwoju w świecie zwierzęcym — człowiek mianowicie—któ­

ry, wszedłszy w bliższą styczność z nie­

mi, do dziś przynajmniej wychodzi po­

konanym i to w ścisłem słowa tego zna­

czeniu; termity bowiem już nieraz były

przyczyną ruiny potężnych miast porto­

(9)

jsr» 8 WSZECHSWIAT 121

wych ja k Kalkuta lab Jamestown. Nic, z wyjątkiem chyba żelaza i kamienia, nie może się ostać przed ich szczękami. Przy- tem działają szybko, skrycie i w ciszy tak, że zazwyczaj już zapóźno spostrze­

gamy zniszczenie, wobec czego skutecz­

ne zapobieżenie złemu jest prawie nie­

możliwe.

Na ataki ich narażone jest przede­

wszystkiem wszelkie drzewo obrobione, więc składy drzewa, domy i sprzęty. Do­

stają się do nich albo drogą podziemną lub też pod osłoną krytych galeryj, a znalazłszy się u celu wdrażają się w upatrzony materyał i wybierają zeń drewno zupełnie albo też partye większe.

Jeśli to są przedmioty wiszące, np. ramy obrazów, w takim razie najpierw przy­

twierdzają je kitem do ściany, a nastę­

pnie dopiero wybierają wnętrze.

Charakterystycznem jest, że prawie nigdy proces pustoszenia nie objawia się na zewnątrz; dopiero przypadek odkrywa straszliwą ich działalność. W lasach podzwrotnikowych można spotkać pnie drzew, na pozór nic ciekawego nie przed­

stawiające; skoro jednak na takim pniu staniemy lub chcemy go podjąć, z roz­

czarowaniem, spostrzegamy, że jestto tylko wiotki szkielet drzewa.

Szybkość, z jaką termity działają, jest nadzwyczajna. W ciągu jednej nocy np.

zdołają przejść przez cały dom tubylców tak, że mieszkańcy, obudziwszy się, wi­

dzą ze zdziwieniem, iż chwieje się on w swej posadzie.

Szczególniej łakome są termity na pa­

pier, wskutek czego archiwa, biblioteki i tym podobne składy w krajach połud­

niowych już nieraz dotkliwe poniosły straty. Humbloldt zapewnia, że w Ame­

ryce połudn. bardzo rzadko tylko można spotkać książkę starszą nad lat pięćdzie­

siąt. Również materye różnego rodzaju, jak ubranie, bielizna, skóra i t. p. nie są

wolne od ich napaści.

Bardzo często ru inie u le g a ją sk ła d y i m ag a z y n y w m ia s ta c h portow ych, zwłaszcza z a w ie ra ją c e m ąk ę lub zboże.

W szelka z a w a rto ś ć w n a c zy n ia ch d r e ­ wnianych, j a k beczkach , skrz y n ia ch , k u ­ frach u le g a zniszczeniu, n a w e t z a w a rto ­

ści flaszek o drewnianych korkach są narażone.

Jeśli to wszystko uprzytomnimy sobie, widzimy, ja k ogromne szkody wyrządzają człowiekowi te drobne stworzenia, a ro­

bią to nie przez złość jakąś, lecz jedynie celem zaspokojenia głodu albo potrzeby budowania.

Dotychczas mówiliśmy o szkodach, ja­

kie termity wyrządzają człowiekowi, ale tylko w materyale martwym. Należało­

by również poświęcić jeszcze kilka uwag stosunkowi termitów do żywego świata roślinnego zwłaszcza o roli ich w gospo­

darstwie leśnem i ogrodowem. Albowiem, jak już wspominałem, niszcząca działal­

ność termitów rozpościera się i na świat żywy. Niestety, w tym względzie nie­

wiele wiemy, zwłaszcza, jeśli mówić chce­

my o termitach z krain podzwrotniko­

wych, a to z tego powodu, że roślinność tam jest nadzwyczaj bogata, zatem szko­

dy w niej wyrządzane nie dają się tak odczuć, jak w strefie naszej, gdzie każde drzewo przedstawia pewną wartość. Dla­

tego też więcej stosunkowo posiadamy notatek o szkodach, wyrządzanych przez termity w krajach nadśródziemnomor- skich. W zeszłem stuleciu silnie ucier­

piały sady i ogrody we Francyi i Chi­

nach, a w Ameryce północnej kultury ziemniaków.

Jeżeli następnie zapytamy, czy czło­

wiek ma jakie korzyści z termitów, to musimy odpowiedzieć, że w porównaniu z olbrzymiemi stratami — są one prawie żadne. Bezpośrednie są chyba te, że słu­

żą one tubylcom za pokarm, przygoto­

wywany w różnej postaci. Nieco waż­

niejsze może są korzyści pośrednie, wy­

nikające z roli, jaką odgrywają termity w naturze martwej. Wpływają one bo­

wiem na ukształtowanie terenu, na szatę florystyczną a także i faunistyczną, przy­

czyniają się do użyźnienia gruntu i pod­

noszą zdrowotność okolicy.

Wskutek wznoszenia olbrzymich budo­

wli ziemnych okolice nizinne, w jakich zazwyczaj termity osiadają, przybierają charakter pagórkowaty; a kiedy nadej­

dzie pora deszczowa, w czasie której

okolica pogrąża się pod wodą, wtedy tyl­

(10)

122 W SZECHSW IAT -N® 8

ko dom y te rm itó w s te r c z ą p o n a d je z io ­ rem, tw orząc w yspy, n a k t ó r y c h szuka sch ro nienia ro ślinn o ść i d r o b n a fauna.

Około ty c h s z tu c z n y c h w y s e p e k w oda osadza n a m u ł i różne p r z e d m io ty i w ten sposób stopniowo t w o r z ą się n a tu r a ln e pagórki.

Pod w z ględem flo ry sty c z n y m rów nież okolica szybko się zm ienia; t e r m i t y w k r ó tk im czasie z m ie n ia ją o b s z a ry s t e ­ powe w t e r e n y p a g ó rk o w a te , za sia n e ró­

żnego ro d za ju k r z e w a m i a n a w e t i wy- sok o p iennem i drzew am i. Z m ian a flory- s ty c z n a oczywiście p o w o d u je zm ianę w faunie, zwłaszcza ro ślin o żern ej; s to ­ pniowo u k a z u ją się z w ie rz ę ta m ięsożerne, w szczególności o w a d o ż e rn e , zw abione wielkiem b o g a c tw e m pożyw ien ia, ja k ie p r z e d s ta w ia ją sam e t e r m ity .

W s k u t e k w y d o b y w a n ia z g łęb sz y c h w a r s tw n a p o w ie rz c h n ię w ię k szy c h m as ziemi, n a s tę p n ie s k u tk ie m p rz e r ó b k i t e j ­ że w przew odzie p o k a rm o w y m , s ta j e się ona bardzo u r o d za jn ą.

N ajw a ż n ie jsz ą zaś rolę s p e łn ia ją t e r ­ m ity, oczyszczając okolicę n i e t y lk o z but- w ie ją c y c h o rg an iz m ó w r o ś l i n n y c h lecz i z g n iją c y c h tru p ó w zw ie rz ę cy c h , p o d ­ nosząc w te n sposób z d ro w o tn o ść oko­

licy.

J a k więc widzimy, t e r m i t y w y w ie r a ją og ro m n y w pływ n iety lk o w p rzy ro d z ie żywej lecz tak ż e i m a r tw e j — tu dopiero w id z im y potęgę, j a k a leży w ściśle zor- g a n izo w anem społeczeństw ie.

N ależałoby jesz c ze pom ówić o s t a n o ­ w is k u s y s te m a ty c z n e m ty c h c ie k a w y c h pod k a ż d y m w z g lę d em owadów.

W wieku X V III aż do połowy X I X s ta w ia n o t e r m i t y w ś ró d rzędó w w y ż ­ szych. Zw łaszcza F a b r y c y u s z , n ie w ia ­ domo z j a k ie j racyi, chociaż j a k sam p o­

w iada, o p iera ją c się n a budow ie n a r z ą ­ dów pyszczkow ych, um ieścił j e w s ą ­ sied ztw ie m rów ek. Różni późniejsi s y ­ s te m a ty c y ró żne w y z n a c z ali im s ta n o w i ­ sko.

D opiero w 1855 r. z n a k o m i ty ich z n a w ­ ca, Hagen, zwrócił poraź p ierw sz y u w a g ę na p o k re w ie ń s tw o te r m it ó w z k a r a c z a n a ­ mi (Blattoidea). D oszedł on do teg o n a po d sta w ie cech m orfologicznych, p rzy-

te m zwrócił u w a g ę n a wielkie p odobień­

stw o obu tych rodzin w sposobie życia.

N ie s te ty j e d n a k o poglądach H agena w k ró tc e zupełnie zapom niano i znowu przez praw ie pół w ie ku w y z n a c z an o ter- m ito m różne pozycye sy ste m aty c zn e . A w o sta tn ic h la ta c h poraź d ru g i do po­

glądów H ag enow sk ich p rzyłączył się H and lirsch , o pierając się n a potężnym m a te ry a le paleontologicznym , morfolo­

giczn ym i a n atom icznym .

U jm u je on t e r m ity w osobny rzęd Isoptera, s to ją c y bezpośrednio po B la tto ­ idea; Is o p te ra zatem z a w iera ją j e d n ę ty l­

ko rodzinę T e rm itid a e, k t ó r a rozpada się n a trz y podrodziny, liczne rodzaje i około 350 g a tu n k ó w . W e d łu g Hand- lirscha t e r m it y ze w zględu n a sw ą orga- nizacyę pochodzą bezw ątpienia w p r o s t od Blattoidea. Co dotyczę p o k r e w ie ń ­ s tw a obu rodzin do siebie H agen t a k się w yraża: obie ży ją tow arzysk o, są n ie­

zm iern ie ruchliw e, s tro n ią od św ia tła i obie są w s zystk o żerne. Masowe i s z y b ­ kie ich rozm nażanie się, ich zdolność p r z e sz c ze p ian ia się i a k lim a ty z a c y jn a podnoszą p o k rew ie ń stw o . Je śli z estaw ię c e c h y wspólne i różne, to widzę jasn o , że różnice są ledw ie teg o rodzaju, iż u p r a w n ia ją do u tw o rz e n ia ty lk o oddziel­

n y c h rodzin. Znaczna część ty c h różnic j e s t u w a r u n k o w a n a tylk o w ysok o rozwi- n ię te m życiem społecznem u term itów . J a k ten o s ta tn i c z y n n ik oddalił je od B lattoideów , t a k z drugiej s tr o n y zbli­

żył j e pod t y m w zględem do m rów ek.

N a k a ż d y m k r o k u n a tr a fia m y na daleko idące analogie.

Mówiąc n a w ia se m , podobne analogie m o żn a dojrzeć rów nież m iędzy tem i d w o ­ m a s p o łe c z eń stw a m i a ludzkiem — i nic dz iw nego, że s k ra jn i, badacze zaw ysoko ocenili władze psychiczne ty ch owadów, choć znowu z drugiej s tro n y b e z po d­

s ta w n a j e s t s k ra jn o ś ć przeciwna, odm a­

w ia ją c a im w szelkich w ładz p s y c h ic z ­ nych.

Socyologia poró w n a w c z a uczy nas, że p r a w a socy alne w y w o łu ją zawsze te sa­

me zjaw iska, zwane t u t a j an alo g iam i lub

w e d łu g F ore la k o n w e rg e n c y a m i, bez

w z g lę d u na stop ień rozw ojo w y form

(11)

WSZECHŚWIAT 123

zwierzęcych. Z biologii bowiem termi­

tów i mrówek pokazuje się, że między wysokością organizacyi społecznej a sta­

nowiskiem systematycznem tych owadów wcale nie zachodzi stosunek prosty lecz niżej w systemie stojące termity wyka­

zują wyższe uspołecznienie, niż wyżej systematycznie stojące mrówki.

Niestety, jak o wewnęlrznych stosun kach w państwie termitów, tak i o ich psychice bardzo niewiele wiemy, a bliż­

sze poznanie ich pod tym względem mo­

że mieć doniosłe znaczenie nietylko w termitologii ale w znacznym stopniu i w socyologii porównawczej. Dziś psy­

chologia termitów jest prawie jeszcze terra incognita.

Przyczyną tego stanu jest brak me­

tod, zapomocą których badania takie mo- żnaby prowadzić. Trzeba pamiętać, że metody, jakie wytworzono do badań myrmekologicznych w przeważnej części nie dadzą się tu zastosować, przede­

wszystkiem z tego powodu, że termity, jak wiemy, stronią od światła tak, że wglądanie do gniazda bez zamącenia trybu życia tych owadów jest prawie niemożliwe. Trudności powiększa i ta okoliczność, że termity w przeważnej części są owadami podzwrotnikowemi.

Jan Golański.

K O M E T Y O B S E R W O W A N E W R O K U 1908.

Kometa 1908 a (1907 V I) 1). Wolf z Heidel- berga, poszukując kom ety E n ck e g o na dlu-

ł) Podajemy dwie różne koleje chronologicz­

ne: jedna, wyrażona literami alfabetu, to kolej dat odkrycia, druga, wyrażona cyframi rzym- skiemi, wskazuje przejścia przez punkty przy- sloneczne (perihelia).

Poniżej, podając elementy komet, trzymamy się następującego znaków an:a: T— czas przejścia przez perihelium według czasu cyw. paryskiego;

E p —czas oskulaoyi; .M=anomalia średnia; log < 7 = logarytm odległości perihelium: e — mimośród;

jj,=:średni ruch dzienny; ^ — długość perihelium;

Q — długość węzła zstępującego, *=nachylenie, cp='iąt mimośrodowy, J7</=średni punkt porów­

nania, Ii = czas obiegu w latach.

go przed jej przejściem przez p u n k t przy- słoneczny, znalazł dnia 2 stycznia sposobem fotograficznym w odległości 43' od położe­

nia, wskazanego przez efemerydy, bladą ko­

metę wielkości 12-ej do 13-ej; po tem od­

kryciu odnalazł na kliszy, zdjętej 25 g ru ­ dnia, niepewny ślad tejże komety. Ponie­

waż ruc h tego ciała niebardzo się różnił od ru c h u kom ety E nckego, Wolf był przeko­

nany o ich tożsamości i sfotografował ją tylko pięć razy: 13, 14, 15, 18 i 19 stycz­

nia. Po tej dacie komota, której blask był dość silny, by zaznaczyć się na kliszy po czterominutowej ekspozycyi, ginęła w świe­

tle świtu, i w innych obserwatoryach jej nie śledzono.

Zdziwiony dużemi odchyleniami między temi sześciu położeniami a efemerydą, Back- lund podał w wątpliwość tożsamość tych dwu ciał. Łącznie z Kamenskim obliczył on z wielką śoisłością bardzo znaczne zakłó­

cenia, jakim uległa kom eta E nckego ze stro ­ ny Jowisza między rokiem 1901 a 1904-ym i dowiódł niemożliwości objęcia powyższych sześciu obserwacyj na podstawie dopuszczal­

nych zmian w elementach. Rzecz ciekawa, węzeł oraz nachylenie orbity parabolicznej Ebella, k tóre podajemy poniżej, są bardzo podobne do odpowiednich elementów kom e­

ty Enckego. Toteż Weiss wyraził p r z y p u ­ szczenie, że ta kom eta podzieliła się od r.

1901-go na dwie części, z k tórych jedną ma być właśnie kometa Wolfa; sprobował on rozstrzygnąć tę kwestyę przez rachunek, ale nie osiągnął pewnego re z u lta tu nasku- t.sk zbyt krótkiego odstępu między obser- wacyami krańcowemi. Całkiem świeżo Ebell powrócił znowu do tej kwestyi i również z ujem nym rezultatem; pewne jest, że m ię­

dzy obu kometami niema żadnego związku.

Prowizoryczne roztrząśnięcie obserwacyj komety E n ck e g o w r. 1908-ym, dokonane przez Ebella, wskazuje jedynie poprawkę anomalii średniej o około — 3'. Gdybyśmy . t u mieli rzeczywiście rozdwojenie komety

| Enckego, musielibyśmy przypuścić, że sama

| kometa znacznie zmieniła swój ruch, w prze­

ciwnym bowiem razie ciało od niej oderwa­

ne nie mogłoby biedź drogą ta k odmienną od jej drogi.

Oto nacechowane znaczną niepewnością elementy obliczone przez Ebella: i? 2 = l 9 0 8 , 0 ; T — 1907 grudz. 6,0262; log. 5 = 0,58 448;

t e = 3 5 6 032'84; Q -= 327°341' 24; i = 1 0 ° 2 6 ',9 9 . Kometa 1908 b (19081) Kometa Enckego•

Widzieliśmy powyżej, że usiłowanie Wolfa odnalezienia komety E n ck e g o przed jej przej­

ściem przez p u n k t przysłoneczny nie po­

wiodło się, doprowadzając zato do odkryoia

innej kom ety. Oba ciała powinny były się

znajdować współcześnie na eksponowanych

kliszach, ale na żadnej z nich nie można

(12)

124 W SZECHŚWIAT .Na 8

było w y k ry ć śladu drugiego ciała. N a pod­

stawie roztrząśnięcia w szystkich danych, do­

ty c z ą c y c h blasku kom ety podczas jej dwu poprzednich pojawień, E bell znajduje, że w s tyczniu r. 1908-go miała ona być wiel­

kości mniejszej niż 16,5; wobec tego nie dziw, że nie można było jel sfotografować.

K om etę E n ck e g o dopiero po jej przejściu przez p u n k t przysłoneczny, po jej wyłonie­

niu się z mgieł widokręgu, o d k ry ł astronom Woodgate na P rz y lą d k u Dobrej Nadziei i otrzym ał kilka jej położeń drogą fo to g ra­

ficzną; prócz tego Ross w Melburnie obser­

wował ją bezpośrednio 3-go i 8 -go czerwca.

W edług Rossa rozmiary jej wynosiły 3', w i­

dać również było gw iazdokształtne zgęsz- czenie.

Między r. 1901 a 1904-3’m kom eta zbli­

żyła się na odległość mniejszą niż 1 do J o ­ wisza, co wynosi prawie że m inim um jej odległości. B aeklund zw raca uw agę n a to, że pojawienie się r. 1908-go musiało być zupełnie podobne do pojawienia się r. 1832, ponieważ 76 razy wzięty r u c h dzienny Zie­

mi równa się z wielkiem przybliżeniem 23 razy wziętemu ruchowi kom ety.

E le m e n ty Kamenskiego i p. Korolikowów- n y . Eq = 1908,0; E p = l u t y 22,0; jj.= -j- - f 1076",1363; M = 3 3 9 ° 2 7 '8 ,',7; 7t=lo9°5'23,"3;

Q = 334°29'17",6; i = 12°36'40",5;

tp=57°55'49",6.

Kometa 1908 c (1908 I I I ) . P ię k n a kom eta, o d k ry ta fotograficznie prawie n a cz te ry mie­

siące przed przejściem przez p u n k t przysło­

neczny przez Morehousea w Des Moines (Iowa) d. 1 września i niezależnie od tego w dwa dni później okiem przez Borellyego w Marsylii. W ow ym czasie przedstawiała się oku jako przedm iot okrągły, szerokości 2 ', bez wyraźnego jądra, o niejasnym b a r­

dzo krótkim warkoczu; głowa o s t r u k tu r z e ziarnistej ini.iła średnicę 45"; blask całko­

wity dorównywał gwieździe 9 wielkości. Na fotografii jed n ak Morehousea wygląda jako przedm iot błyszczący o długim warkoczu.

Blask kom ety rósł powoli, pozostając n a ­ ogół w dość dobrej zgodzie z prawem foto- m etrycznem , jakkolw iek od czasu do czasu można było stwierdzić w y ra źn e odchylenia.

Od 20 września k o m eta stała się widzialna gołem okiem i koło połowy listopada w ma- xim um swego blasku dosięgła wielkości 5,5.

Obserwacye okiem wykazują znaczne zmia­

ny w blasku, rozmiarach i kształcie w a rk o ­ cza. W edług Thielego w K openhadze d łu ­ gość jego wahała się między 10 ' a 2 °; sze­

rokość o 10' od głowy, między 15' a 40';

zmiany były, być może, c h a r a k t e r u peryo- dycznego, największą długość stwierdzono:

we wrześniu 12, 15, 20, 23 do 27, w paź­

dzierniku 4 i 5-go. 15-go września warkocz długości 15' ma k s z ta łt rozłożonego w achla­

rza; innym razom jest on to prosty i wąski, to podzielony na kilka gałęzi. 2 0 -go w rz e­

śnia ma długości 1,°5 i na odległości 12' od głowy zgina się w kolano.

Największe anomalie zachodzą między 30 września a l października oraz między 15 a 16 października. 30-go września warkocz przybierał coraz bardziej postać stożka o wierzchołku, zwróconym k u głowie; 1 -go października cała m atery a miała wygląd z u ­ pełnie oderwany od głowy na odległości 1 °;

łączyły je jedynie słabe, proste pasma.

W ciągu p a r u jeszcze dni można było śle­

dzić koleje oderwanej części. 15-go paździer­

nika m aterya warkocza położona o 0,°5 od głowy tw orzyła kolanko o rozmiarach około 15', k tóre następnie nagle powróciło w po­

przednim kierunku; blask tego kolanka był większy niż reszty warkocza.

W edług B arnarda wrażenie tego zjawiska było takie, że t a część m ateryi uderzyła się o przeszkodę i w ten sposób została z m u ­ s z o n a cofnąć się w tył. N azajutrz odległość

tej samej m ateryi od głowy wynosiła już 1,°5; tw orzyła pięć oddzielnych świecących obłoków, położonych obok siebie mniej wię­

cej na takiej samej odległości od jądra. Ma­

ksym alna długość warkocza, oceniona na oko 27 października wynosiła 7°.

Wolf daje w ,Ns 4 297 „ Astronomische N a c h ric h te n “ piękny i żywy opis obserwo­

w anych przez siebie zjawisk. W edług nie­

go kom eta nie posiadała prawdziwego jąd ra lecz jedynie ślady jednego lub kilku m ałych jąderek. W arkocz składał się ze splotu krz yżujących się i wzajem przenikających falistości; możnaby je porównać do ondulo- w a nych i splecionych włosów. Fale o bla­

sk u różnym zależnie od odległości od głowy to biegły równolegle, to znów uderzały o sie­

bie i przesuwały się jedne nad drugiemi.

N a fotografiach 29 października np. stw ie r­

dzić można 29 pasm, z k tó ry c h każde jest u tk a n e z wielu włókien. P ęk w ewnętrzny przedstaw ia istną kolejność ry tm iczną części błyszczących i mniej jasnych.

Długość fal rośnie proporcyonalnie do od­

ległości od jądra; długość t a wynosi 2 1/ 2, 3i/2, 6 , 8 , 7' odpowiednio do odległości, 7, 10, 17, 18, 22' od głowy. A m plituda fal je s t również mniej więcej proporcyonalna do odległości: wynosi ona 12, 19, 100, 130" od­

powiednio do odległości 7, 40, 78, 105'’ od głowy. Pale te tworzą istne spirale, k t ó ­ ry c h pozorna średnica wzrasta proporcyo­

nalnie do odległości jądra.

W badaniu spektroskopowem pęki te roz­

kładają się wyraźnie na trzy g ru p y , położo­

ne w płaszczyznach nachylonych do siebie

o 3° do 8 °. Dalej od jądra, tain gdzie pęki

się ze sobą zlewają, tworzą one obłoki, k t ó ­

re zauważyli rozmaici obserwatorowie. Obło­

Cytaty

Powiązane dokumenty

na i badacze zgadzają się ogólnie, że dziedzicznemi mogą być tylko te cechy, które stanowią właściwą istotę osobnika rodzicielskiego, lub, o ile idzie o

nia są podzielone; według Seblatera tem podłożem byłoby .jąderko, założenie tem bardziej uzasadnione, że u niektórych istot, w stad y um spoczynkowem tam tylko

Ozł. w czasie, kiedy tylne odnóża widoczne są już na zewnątrz w postaci m ałych guzków. Rozwijają się one jako wypuklenia naczynia żylnego, vena vertebralis

Czł. Rostafiński przedstawia rozprawę własną p. Twierdzenie to jest zgoła nieprawdziwe. z Turcyi przez Wołosz­.

Co dotyczę grzybów, hodowanych przez te korniki, to zdaje się, że przystosowały się one już zupełnie do sposobu życia korników. Co więcej, należy naw et

ne i podziurawione — j a k się okazało, była to robota dzięciołów, które pojawiają się w ślad za mrówkami i dobierając się do nich, niszczą, roślinę.

Badał on zachowanie się porostów podczas zetknięcia się ich brzegów i doszedł do wniosku, że porosty, spotkawszy się, już się dalej po skale nie

padkach uleczenie to je s t tylko pozor- nem, gdyż po pewnym czasie w jego krwi znów zjawiają się trypanosomy i mogą się tak rozmnożyć, że wkrótce naczynia