te 48 (1131). W arszawa, dnia 29 listopada 1903 r. Tom XXII.
T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .
P l l E N U M K R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A 44.
W W a r s z a w i e : roczn ie rub. 8 , k w artaln ie rub. 2.
Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : roczn ie rub. 10, półroczn ie rub. 5 ,
Prenum erować można w R edakcyi W szech św iata
i w e w szystk ich księgarniach w kraju i zagranicą.
R edaktor W szech św ia ta p rzyjm u je ze sprawam i redakcyjnem i codzien n ie od g o d zin y 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 1 ł8 .
S . S O H W E N D E N E R , p ro f. uniw. w B erlin ie.
O B E C N Y S T A N N A U K I O P O C H O D Z E N IU G A T U N K Ó W
W B O T A N IC E .
(W e d łu g odczytu w ciągu kursu w akacyjn ego dla n au czycieli szkół w y ższy ch ).
Przystępu jąc do zadania m ającego na ce
lu dać w krótkim przeciągu czasu pojęcie o obecnym stanie nauki o pochodzeniu g a tunków, muszę z g ó ry poczynić pewne ogra
niczenia w przeglądzie obszernej literatury, jaka w ciągu X I X stulecia powstała w tym kierunku. Przedew szystkiem zrzekam się k r y ty k i rozważań i poglądów , które zdobyte zostały nie przez doświadczenia i obserwa- cyę lub przez przyrodn iczy sposób myślenia na tych zasadach oparty; te p o glądy należą do całkiem innego zakresu nauk np. etycz
nych, lub spekulatywno-filozoficznych. T em i poglądam i niech się inni zajmują; w tam tych kołach nie brak ludzi, k tórzy się tem interesują. B ędę zatem m iał do czynienia tylk o z tem i poglądam i i teoryam i, które po
wstały na gruncie badań przyrodniczych.
T e o ry e te, ja k zresztą należało się spodzie
wać, opierają się na niezawodnych obserwa- cyach, ale zawsze różni autorow ie różnią się m iędzy sobą w w yb orze obserwowanych faktów , na które kładą przedewszystkiem
nacisk. D latego też trzeba przedewszyst
kiem porozumieć się co do tych różnorod
nych faktów , g d y ż one to tw orzą podstawę teoryi.
Jak zg ó ry zauważyć wolę, idzie tu zawsze o zmiany, “ które obserwujem y na osobni
kach jednakow ego pochodzenia. P otom k o
w ie ja k iejś określonej pary rodzicielskiej w y kazują, jak wiadomo, w swoich cechach dość często rzucające się w oczy różnice, to w kształcie i barwie kw iatów , to znów prze
w ażnie w organach wegetacyjnych, ja k np.
w wielkości, postaci i uwłosieniu liści, we wzroście i t. d. R oślin y wykazują, innemi m ówiąc słowy, pewną dążność do zmian, ale ta zmienność nie występuje zawsze w jedna
k o w y sposób. W rodzajach zboczeń tworzą się raczej w yraźne różnice, w edług których zauważone zmiany m ożem y podzielić na k il
ka grup. Z e w zględ u na zadanie, ja k ie ma
m y przed sobą, będę odróżniał trz y takie grupy, z których każda szczególnej teo ry i słu
ży za podstawę.
Pierw szą grupę tw orzą małe indyw idu al
ne zm iany, które, występując, nie odpow ia
dają jeszcze żadnemu widocznemu celowi, nie m ają też żadnego określonego kierunku, które jednakże przez dobór doznają pewne
go pow oln ego stopniowania i tem samem znaczenie ich z czasem bardzo się po*1 n.
Ta k i dobór m iał np. miejsce u naszyć ras
dzajów zbóż od tysięcy lat, g d y ż za do-
7 3 8 W S Z E C H Ś W I A T JMś 4 8
przeznaczało się do w ysiew ania n ajładniej
sze i najobfitsze w m ąkę ziarna, przez co się pomnażało, czy li sumowało korzystn e zm ia
ny. W podobny sposób zu żytk ow yw an o małe zm iany liści w rodzajach kapusty; p rz y pominam w szczególności kapustę g łó w k o wą, włoską, czerwoną i t. d., a to ażeby przez pow tórzony, do pew nego określonego celu skierowany dobór różne rasy coraz bardziej uwydatnić. W jed n ym lub dru gim p rzy
padku zm ieniają się roślin y bezkierunkow o, t. j. indyw idua zbaczają w sw ych cechach w różnych od siebie kierunkach, dopiero do
bór sztuczny przez uw ydatnienie m ocniejsze pewnych cech charakterystycznych nadaje kierunek rozw oju szeregom następujących pokoleń. T a k pew nie p ow stały po większej części rasy naszych roślin upraw nych: g a tunki ow oców , odm iany jarzyn , tak samo ja k rasy zw ierząt dom owych. N a grupie tych fa k tó w D a rw in oparł sw oję słynną teo
ryę doboru (selekcyi), t. j. naukę o powsta
waniu gatu nków w skutek doboru sztucz- nego.
D rugą grupę stanowią te zm iany, które w ytw orzon e zostały w skutek zm ienionych warunków życia, a w stosunku do now ego środowiska i złączonych z niem now ych w a runków u w yd a tn iły się ja k o „celow e przy- stosowania“ . Roślina u jaw nia w ięc w tym razie zdolność reagow ania na now e warunki w korzystny dla siebie sposób, regu lu je za
tem sama sw oje warunki życia. P o ró w n a j
m y np. pędy Polygon u m amphibium, które się rozw in ęły pod wodą, z temi, które na brzegu w y ro s ły otoczone pow ietrzem , a oka
że się godna u w agi różnica w budowie tka
nek. P ę d y pow ietrzne zachow ują się pra
w ie tak ja k u innych roślin lądow ych, są w ięc mocniej zbudowane i m ają m niejsze przestrzenie m iędzykom órkow e n iż pędy wodne. T a k samo zau w ażyć m ożem y u n ie
których roślin kiełkujących, naw et w tedy, g d y pochodzą od tejże samej rośliny, w y r a ź ne różnice w budowie i uwłosieniu, zależnie od tego, czy w sch odziły w w ilg o tn em po
w ietrzu i słabem oświetleniu, czy też w su- chem pow ietrzu i pełnem świetle słonecz- nem. R oślina znajduje w te d y zaraz niezbęd- yne środki zapobiegaw cze, aby się zabezpie
czyć m ożliw ie przeciw szkodliw ym w pły- j B wom now ego otoczenia, przyczem jednak |
zakreślone są pewne granice zdolności reago
wania, narazie bardzo ciasne, które jednak później stają się znacznie w ybitniejsze. P ię knych przykładów rozległej zdolności reago
w ania dostarczają nam pewne rośliny zw rot
nikowe, których liście zaopatrzone są w t. zw.
tkankę w odną '), N azw a ta stąd pochodzi, że tkanka ta jest zbiornikiem w ody, od
dawanej podczas silnego parow ania w miarę j potrzeby komórkom zielonym , które, ochro
nione od więdnięcia, pozostają świeże i zdol
ne do pełnienia sw ych czynności. Jeżeli przeniesiem y taką roślinę, mam tu na m yśli pewną Commelynacee, Cyanotis zeylanica, z w łaściw ego jej (suchego) miejsca pobytu do cieplarni, albo do ogrodu, gd zie parowa
nie pow oduje daleko mniejsze straty, to w e
dłu g Holterm anna w ytw arzają się odtąd liście z daleko mniej w ykształconą tkanką wodną.
K o m ó rk i tej tkanki bardzo się zm niejszyły, skróciły, poniew aż teraz część poprzedniego zapasu w od y w ystarczy do użytku. R o śli
na przeto przystosow uje się do swoich każ
dorazow ych potrzeb.
Podobne, choć nie tak uderzające różnice Holterm ann zau w ażył także na liściach Fi- cus g l om era ta, W m okrych miejscowościach, np. na wysepkach rzecznych, gd zie korzenie boczne są stale zalewane przez wodę, istnie
je tylko jed n ow arstw ow y naskórek. Naod- w ró tn a suchszych miejscowościach kom órki naskórka są podzielone przez ścianki stycz
ne, gd zie w odpowiednich okolicznościach następuje zwiększanie objętości, a w ięc roz- szenie pojemności zbiornika wody.
Takie przypadki oddziaływ ania czynni
ków zew nętrznych na budowę tkanki, opie
rające się na bezpośredniej obserwacyi, zna
ne są ju ż w pokaźnej liczbie i niema praw ie wątpliw ości, że tak w yw ołan e zm iany w na
turze ważne mają znaczenie. N a zmianach teg o rodzaju N a g e li oparł swoję teoryę dzia
łań, a podobno zapatrywania, zgodne w za
sadzie, w yzn aw ał ju ż Lam arck w począt- X I X w. w swojej „F ilo z o fii zoologicznej D latego sposób zapatrywania, m ający za punkt w yjścia w yżej opisaną zdolność orga
nizm ów do reakcyi, oznaczają jeszcze dzisiaj
]) Tkankę tą cechują komórki bardzo znacznie
zwiększonych rozmiarów, kształtu cylindrycznego
mocno wydłużonego. (Przyp. tłum.).
j\l» 48 W S Z E C H Ś W I A T 739
jako lam arkistyczny, chociaż dzisiejszy la- markizm opiera się na daleko szerszej pod
stawie niż to pojm ow ał pierwotnie uczony francuski, od którego pochodzi nazwa tego kierunku.
Przechodzę teraz do trzeciej grupy zmian, które się zw y k le oznacza jako nagłe tw orze
nie się now ycli form , albo jako „heteroge- nezę“ .
T e zm iany zachodzą bez określonego kie
runku, podobnie ja k zmiany, które D arw in uważał za zm iany zasadnicze, a nadto nie znajdują się w żadnym w idocznym związku z w pływ am i zewnętrznem i. Odróżniają się jednak od m ałych zmian indywidualnych gru p y pierwszej ilościowo i tem, że zawiązek nowo powstałych cech tkw i często w nasie
niu i dlatego w biegu rozmnażania płciow e
g o w ystępują nawet bez selekcyi. T e zm ia
ny prow adzą przeto, o ile nie są wprost nie
korzystne, szybko bardzo do tworzenia no
w ych rodzin i licznych pokrewnych. Tak np. H. de Vries pom iędzy osobnikami Oeno- thera Lam arckiana znalazł jeden odmien
ny, rozm nożył g o przez czysty dobór, tak, że nowe gatunki po 10 latach m iały ju ż w y bitny charakter. Z pom iędzy 50 000 blizko indyw idu ów w 7-iu pokoleniach przeszło 800 uległo mutacyi, a pojedyncze fo rm y muta
cyjne w ystęp ow a ły w 135, 142 i 176 egzem plarzach. T a k samo N ageli opowiada o róż
nych postaciach jastrzębca (Hieracium ), któ
re musiały powstać w podobny sposób, a R . v. W ettstein o jednej postaci skalnico- watych, która w praw dzie odpowiada typ ow i S a xifraga A izoon , ale charakterystycznym porostem powierzchni liści odróżnia się od pozostałych, do tego typu należących posta
ci (które wszystkie cechują się nagą po
w ierzchnią blaszek liściow ych). A u to r kła
dzie nacisk na to, że tu napewno niema ce
chy, któraby powstała przez powolne stop
niowania; pozostaje zatem tylk o przyjęcie nagłego tw orzenia się now ych form.
D o tej samej kategoryi zjaw isk należy także zmienność, objaw iająca się podczas tw orzenia się pączków, kiedy to jakikolw iek boczny pęd rozgałęzionej rośliny, np. drze
wa, w yd a je całkiem inne postaci liści, niż wszystkie pozostałe. T a k powstają, ja k w ia domo, na buku czasem pędy z głęboko po- ciętem i liśćmi (var. asplenifolia), na sośnie
z w stęgow atem rozszerzeniem pnia, na w i
norośli latorośle o liściach zbliżonych kształ
tem do liści pietruszki i t. d. T e nagłe zm ia
ny w nowszych czasach dokładniej badał H. de Vries i ze szczególnym naciskiem w y sunął je na pierw szy plan. W edłu g nie
dawno ogłoszonej „teo ry i m utacyi* tego autora, heterogeneza czyli nagłe zm iany w tworzeniu nowych postaci byłaby w każ
dym razie najważniejszym czynnikiem zmien
ności. I zm arły rossyjski g eo g ra f roślinno
ści, K orszyn skij, hołdował temu właśnie po
glądow i.
P rzez te trzy w ym ienione grupy faktów nie są jeszcze w praw dzie wyczerpane w szyst
kie m ożliw e przypadki; dla uzupełnienia trzebaby jeszcze w ym ienić krzyżowanie, albo bastardowanie, wskutek którego bezwątpie- nia powstają nowe fom y, choćby pośrednie pom iędzy istniej ącemi, lub stanowiące przej
ście od jednych do drugich. Znaczenie, ja kie krzyżow anie osięgnęło dla ogrodowni- ctwa, a także dla hodowli, jest powszechnie znane i uznane. Zachodzi jedynie p y ta nie czy fortny powstałe drogą krzyżow ania utrzym ują się w warunkach naturalnych i to jes t najważniejszym punktem. W w ię
kszości przypadków nie daje się to przyjąć oczywiście, bo osobniki, które są produktem krzyżow ania, zw y k le są zapylone przez fo r m y rodzicielskie i wskutek tego po u pływ ie nielicznych generacyj wracają do nich. T y l ko jeżeli wskutek osobliw ych okoliczności nastąpiło dostateczne odosobnienie, takie form y mogą utrzym ać się przez dłuższy czas, ale tylk o ja k o przypadek w yjątkow y.
T o jest przyczyna, dla której rozpatruję krzyżow anie tylk o dodatkowo i w dalszym ciągu wracać doń nie będę.
M ogę j uż zatem teraz uważać za skończo
ną krótką charakterystykę różnych poglą
dów, z których każdy opiera się na jednej z trzech głów nych grup zachodzących zja
wisk i m ogę przejść obecnie do drugiej czę
ści m ego zadania, to jest do k ry ty k i tych zapatrywań.
Co dotyczę darwinowskiej teoryi selekcyi, która przeważnie opiera się na m ałych bez- kierunkowych zmianach, nabierających zna-
| czenia dopiero wskutek doboru, jest ona na-
| turalnie stwierdzona dla powstawania ras
j hodowanych u roślin, ja k i u zw ierząt do
740 W S Z E C H Ś W I A T JNIś 48
m owych. D arw in zbadał w yczerpu jąco tak z historycznej, ja k i z przyrodniczej strony to pytanie, i zebrał w swojem dw u tom ow em dziele o zw ierzętach dom ow ych i roślinach uprawnych m nóstwo m ateryału d ow od ow e
go. T a część je g o pracy, która zajm u je się skutkami w ytw arzan ego przez ludzi k rzy żo wania, pozostała niezbita do dzisiejszego dnia.
N atom iast przeniesienie zasady selekcyi na rośliny rosnące dziko, gd zie w alka o byt ma w podobny sposób działać, ja k w yb ó r dow olny, dokonany ręką ludzką u roślin uprawnych, w yw o ła ło w ciągu lat różne z a patryw ania, które, m ojem zdaniem, można uważać za słuszne. B ardzo w yczerpującą i ostrą k ry tyk ę teo ry i D arw ina o doborze naturalnym daje w szczególności N iigeli w sw ojej nauce o pochodzeniu gatunków . Odpowiedni rozdział należy bezwątpienia do najlepszych w całej książce. Jako wniosek ostateczny w ypada, że w alka o b y t nie ma żadnego zw iązku z tw orzen iem się now ych postaci, tylk o prow adzić m oże do tego, żeby w yp rzeć słabszych w spółzaw odn ików . T en pogląd N iige li stara się ju ż w e wstępie przedstawić obrazowo, porów n yw ając pań
stwo roślinne z w ielkiem drzewem , rozgałę- zionem od podstawy, na którem końce g a łęzi przedstaw iają równocześnie żyjące fo r m y roślinne. „ T o drzew o — ciągnie dalej autor— ma niezm ierną siłę wzrostu i stałoby się, o ileb y m ogło rosnąć bez przeszkód, niezm ierzonym krzakiem o liczn ych zaw i
łych rozgałęzieniach. Proces w zajem nego w spółzaw odn ictw a części składow ych, dążąc do w yparcia fo rm słabszych, uszczupla je ciągle, i tak ja k ogrodn ik zabiera mu g a łę
zie i gałązki i nadaje mu w y g lą d ro zg a łę
ziony, u w ydatniając w yra źn ie je g o składni
ki. D zieci, które codzień w idzą ogrodn ika pracującego, m o g ły b y m niemać, że to on jest pobudką tw orzen ia się n ow ych g a łęzi i gałązek. A jednak drzew o bez ustawicznej interw encyi ogrodnika samo rozw in ęłob y się daleko bujniej, w praw dzie nie na wysokość, ale na objętość i pod w zględ em bogactw a i różnorodności rozgałęzienia
Muszę się tu zrzec przytoczenia dokładniej- ; szego w y w o d ó w N agelego; niech wystarczy, że zw rócę szczególniejszą u w a gę na niektóre j
punkty. N ie można np. zrozum ieć, ja k te |
nowe cechy, które dopiero w dalej posunię- tem stadyum rozw oju m ogą b yć użytecżne, w zm agane być mają przez selekcyę od sa
m ego początku; bo n iew ytw orzon e skłon
ności i dopiero co zarysowane p rzy m io ty nie m ają żadnego znaczenia w w alce o byt.
A nawet, jeżeli zw rócim y uw agę na cechy gotow e, których pożyteczność je s t niew ąt
pliw a, to nie da się w żadnym razie dowieść, że te w rzeczyw istości rozw in ęły się przez dobór naturalny w znaczeniu darwinow- skiem, a nie przez bezpośrednie od działyw a
nie, któremu nasza druga grupa zmian za
w dzięcza sw oje pochodzenie. Obserwacya ostrogi fiołka z je j zawartością soku nie da
je nam żadnej wskazówki o tem, czy po
wstała w ten lub inny sposób. Darw inizm , k tóry zawsze ma jeszcze swoich zw olen n i
ków , przyjm u je dobór naturalny, ale do
wieść się to nie daje. Całkiem niezadawa- lającem, żeby nie pow iedzieć fantastycznem ja k w bajce, w yd a je się tłumaczenie, dlacze
g o się tak w y d łu ży ły trąbki m otyli i ostrogi, albo długorurkow e korony niektórych k w ia tów , nawiedzanych przez m otyle, które czer
pią z nieb sok. M iało się to stać drogą w zajem nego oddziaływ ania. W miarę ja k się w yd łu ża ły ostrogi kw iatów , m usiały się przedłużać trąbki. T o znów m iało w p ły w na dalsze w ydłużenie ostróg k w ia tó w i t. d.
T o przypom ina, ja k zwraca uw agę N iigeli, historyę o Miinchhausenie, który się za w ła sny warkocz w yciągn ą ł z błota.
Nauka o tworzeniu się now ych fo rm przez w ciąż trw a jący dobór w w alce o b y t stoi tu na słabych podstawach; nie wnosi ona fa k tów przekonywających, któreby rozstrzygały na jej korzyść.
D o podobnego wniosku doszedł w n ow szych czasach także R . v. W ettstein, k tóry od dłuższego ju ż czasu poświęca się grun
tow n ym studyom nad zagadnieniam i z dzie-"
dżiny teoryi pochodzenia; m ów i on dobitnie:
„N ie znam dotąd ani jednego przykładu, że
b y słuszność zasad darwinizm u w ściślej - szem znaczeniu stw ierdzić się dała wśród istot żyjących w stanie natu ry".
W ob ec tych okoliczności nauka D arw ina
nie dostarcza dostatecznego objaśnienia ani
dla tw orzenia się fo rm w ogóle, ani dla t. zw ,
cech przystosowania w szczególności, ja k
kolw iek znajomość tych ostatnich była roz
M 48 W S Z E C H Ś W I A T 741
w ijana właśnie przez Darwina. N ie można przeto uważać za udane próby, choć podjęte b y ły początkow o z praw dziw ym entuzyaz- mem, b y z ludzką wolą, warunkującą na
stępstwa w doborze sztucznym, zestawić dla dzikiej natury walkę o byt, jako fa k t analo
giczny. W tym razie trzebaby przyjm ować, że rezultaty doboru sztucznego są analogicz
ne z działaniem w alk i o byt, która bezw ied
nie sumować ma w y n ik i swego w p ływ u na te istoty. W alka usuwa w praw dzie w szyst
ko, co nie nadaje się do dalszej egzystencyi, ale nowe fo rm y w ytw arza najw yżej w spo
sób pośredni.
Jak sobie w yobrażać trzeba bezpośrednie działanie, objaśni nam to następujący p rzy kład. T en sam gatunek rośliny alpejskiej w ystępuje w e dwu form ach, jedna z nich jest jednoroczna, druga trw ała z podziemne- m i pędam i trw ałem i. Jeżeli na wysokich górach te pędy zm arnieją pod w p ływ em pa
nujących tam m rozów zim owych, podczas g d y rozsiane nasiona pozostaną zdolne do kiełkow ania i w następnem lecie wyrosną na now e indyw idua, to jednak roślina w yso
kich g ó r pozostanie ty lk o form ą jednorocz
ną, będzie się nadal rozm nażała i zmieniała, zależnie od okoliczności. T a k i w yb ór łączy się przecież, ja k ła tw o pojąć, z w yparciem słabszych, niezdolnych do egzystencyi.
(DN)
Tłum. D . T.
H E N R Y K B E C Q U E R E L .
0 O D C H Y L A N IU E M A N A C Y I R A D U P O D W P Ł Y W E M M A G N E T Y C Z N Y M .
W iadom o, że emanacye ciał m ających w ła
sność prom ieniow ania składają się z kilku rodzajów prom ieni. W emanacyach radu jedna część prom ieni, mająca własność od
chylania się pod w p ływ em pola m agnetycz- nego, jest równoznaczna z prom ieniam i kato- dalnemi, druga zaś część, uważana dotąd za niezdolną do zmieniania swego kierunku, składa się ze swojej strony znowu z dwu części: jednej posiadającej prom ienie bardzo przenikające, i drugiej, której promienie są bardzo łatw o pochłaniane.
E . R u tterford niedawno ogłosił rozprawę, w której dow odzi na podstawie swych do
świadczeń, że ta ostatnia część emanacyj ra
du, którą nazyw a prom ieniam i a, posiada własność odchylania się pod w pływ em silne
go pola m agnetycznego, w stronę przeciwną prom ieniom katodaluym .
Prom ienie te są w ięc podobne do prom ie
ni kanałowych, obserwowanych przez G old
steina podczas w yładow ania elektryczności w próżnych rurkach szklanych. 0 podo
bieństwie tem wspominali ju ż w form ie h y
potezy Strutt i Crookes.
R u tterford od krył to subtelne zjawisko zapomocą m etody elektrycznej stosunkowo dość pierwotnej, dlatego też odkrycie je g o m ogłob y w yw ołać pewne wątpliwości, g d y by nie doświadczenia Becąuerela, który po
tw ierd ził je zapomocą m etody daleko prost
szej, ale pewniejszej.
Doświadczenie było w ykonane w następu
ją cy sposób: M aterya prom ieniotwórcza (zw iązek radu) była umieszczona w prostem w yżłobieniu, zrobionem w małej sztabce oło
wianej; nad nią w odległości a, równej mniej więcej 1 cm, znajdow ał się ekran m etalowy, złożony z dwu grubych blach, tworzących pom iędzy sobą szparę, rów n oległą z w yżłobie
niem; nad ekranem zaś znajdow ała się k li
sza fotograficzna; całość była umieszczona w polu elektrom agnetycznem , w taki spo
sób, że szpara w ekranie była rów noległa do pola.
Jeżeli klisza była umieszczona rów nolegle ze szparą, obraz na niej tw o rz y ł się bardziej rozpłynięty, w miarę powiększania od legło
ści kliszy od szpary; odległość je j jednak nie powinna przekraczać 1 - 2 cm z powodu pochłaniania przez pow ietrze i rozpraszania prom ieni badanych.
Jeżeli podczas eksponowania kierunek prą-- du w elektromagnesie b y ł zmieniany, po w yw ołaniu kliszy otrzym yw ano na niej po
dw ójne odbicia snopa prom ieni, co dowodzi, że b ył on odchylony dwa razy, raz w jednę, drugi raz w drugą stronę. N a fotografiach, które Becąuerel przedstaw ił A kadem ii Nauk w Paryżu, odchylenie pom iędzy obudwuma odbiciam i w ynosiło około 1 cm.
A ż e b y poznać kierunek odchylenia można w yw ołać elektromagnesem w przód pole bar
dzo słabe, co spowoduje bardzo małe odchy
742 W S Z E C H Ś W I A T
lenie prom ieni a, k tórym to w a rzy s zy z jed- I noj strony odbicie w idm a katodalnego.
Obraz ten można dostać na jednej połow ie kliszy, zasłaniając drugą ekranem m etalo
w ym . Następnie, przesunąwszy ekran w taki sposób, ażeby zasłaniał pierwszą połow ę k li
szy, i w zm ocniw szy silnie pole m agnetyczne, można dostać na drugiej odbicie jasnej w stęg i prom ieni, odchylonej od pierw szego śladu prom ieni a w stronę przeciw ną w idm a prom ieni katodalnych; te ostatnie zaś będą tak silnie odchylone pod w p ły w e m pola m agnetycznego, że nie natrafią ju ż na kliszę, i tem samem nie pozostawią na niej śladu.
Odchylenie w ięc prom ieni a i kierunek ich odchylenia są zupełnie zgodne z rezultatani doświadczeń Ru tterforda. Jeżeli pole m a
gnetyczne jes t jednostajne, znając odle
głość a, źródła św iatła od szpary, i odle
głość b— szpary od kliszy, można obliczyć prom ień k rzy w izn y R , odchylonych prom ie
ni. W e d łu g obliczeń Becąuerela R — 17,37 cm.
J . Dangel.
Z K R A I N P O L A R N Y C H .
P O D R Ó Ż N A W Y S P Y N O W O S Y B E R Y J S K I E .
O d czyt pu b liczn y w y p o w ied zia n y w K ra k o w ie 23 m arca r. b.
(Ciąg dalszy).
V I.
W ysp a pozbyła się ju ż sw ego śnieżnego pokrycia, natomiast cała niem al stała pod wodą. W od a spływ ała w szędzie w z y g z a k o w atych rowkach pom iędzy kępkam i, stano- wiącem i pokrycie tundry na lądzie i w y - | spach. W szędzie b yło błoto: kępki rozm okłe ! i oślizgłe rozm a zyw a ły się pod nogam i, , choć tylko z powierzchni, bo w ew n ątrz m ia
ły szkielet lod ow y. R o w k i zlew ały się w strugi, strugi w strumienie, strumienie w rzeki. W szęd zie, na ziem i i w pow ietrzu była w ilgoć, ale i wiosna.
P rzed miesiącem, jeszcze podczas zim y, partya nasza rozdzieliła się na 2 części dla urządzania składów. Ja jeźd ziłem na w y spy Lachow skie, W ołło s o w ic z z tow arzyszem Brusniow em pojechali na w yspę Tadeusza i N ow ą Syberyę. N a składy w e wskaza- j nych miejscach w yk opaliśm y doły, układa- !
liśm y skrzynki z konserwami tak, żeby ich szczyty leżały przynajm niej na 1/i m poniżej poziomu, nad skrzynkam i robiliśm y pomost drewniany, stawiali m ożliw ie w ysoki słup z napisem, dół otaczaliśm y ramą z dwu p ier
ścieni bierwion okrągłych, w ciętych na r o gach, ja k do budow y domu, i pomost w raz ze słupem zasypyw aliśm y m ateryałem , w y dobytym z dołu. D oły te w ypadało kopać w glinie, w skale, w lodzie* i w zm arzłym żw irze z wodą. Pom ost po zasypaniu leżał pod poziom em letniego odmarzania. P r z y każdym składzie pozostaw iliśm y k ilo f i 2 sie
kiery.
W tydzień po moim pow rocie na K o te l- ną, po lodzie ju ż mocno szczelinam i po
ciętym przyszły nasze ren ifery w liczbie 20 z trudem przea dwu ludzi przeprow adzo
ne. W y g lą d a ły w prost strasznie z wysa- dzonem i na wierzch gałkam i ocznemi, chu
de jak szkielety. W drodze upadały z w y czerpania. Trzeba je było naprzemian na nartach podwozić. D och odziły do tak ie
g o znużenia, że same nie zaczynały jeść mchu, zebranego przez ludzi i w iezione
g o na narcie. Trzeba im było w kładać z po
czątku szczypty mchu do pysków . B y ły one przeznaczone do letnich podróży po wyspie. W zięte w krótce do pracy, nie od
ż y w iły się, ja k ren ifery dzikie, z trudem słu- ż y ły przez lato, m ając w szędzie paszę pod nogam i, a g d y m rozy ziem ię ścisnęły i śnieg p o k rył w ysp ę— pozdychały. W o łło sowicz z Brusniowem z N ow ej S yb eryi po
w ró cili jeszcze później, 30 czerwca. Zm u
szeni b y li jechać po lodzie i nawet zdała od w yb rzeży w ysp, daleko objeżdżać ujścia rzek, m iędzy innem i w ielkiej rzeki B ałykta- cha, bo po wyspach z powodu rozlew ów wcale nie można b yło się posuwać.
30 czerwca partya nasza znowu zebrała się razem; do p ołow y lipca byliśm y przykuci do miejsca przez w ody, naokoło wezbrane.
Z ato ruch rozpoczął się naokoło nas w szę
dzie: na ziem i i nad ziemią. N a ziem i w szędzie to c z y ły się strumienie w ody, pow ietrze za
roiło się od ptastwa. P a rd w y, czy li białe
kuropatwy, b y ły jeszcze od wiosny, lecz
w liczbie bardzo nieznacznej; drobne śniegu-
ł y spotykaliśm y na lodzie podczas przejazdu
na w ysp y jeszcze w początku maja. M e w y
ukazały się na śnieżnym kobiercu w końcu
•Ne 48 w s z e c h ś w i a t 743
m aja w raz z pierw szem i ciepłami; trzym ały się w olbrzym ich stadach, rzechocąc, jakby odbyw ając wiece. W tym że czasie poczęły ukazyw ać się w pow ietrzu niewielkie stadka gęsi i kaczek. N a świeżych, powstających wśród śniegu, jeziorkach w raz z niemi nie
mal ukazały się ruchliwe pstrokate kuliczki wodne. W reszcie z chwilą spłynięcia śnie
g ó w na m okrych kępkach znalazły się nie
w idoczne na smarem tle pstrokate piaskowce, w pow ietrzu dały się słyszeć św iegotki i po
częły się ukazyw ać niezm iernie zręczne i zgrabne, białe, srebnopióre jaskółki m or
skie. M e w y białe i srebrnep o zejściu śnie
g ó w przeniosły się na brzeg morza i usado
w iły się gęsto na w ale nadbrzeżnym, siedząc nieruchomo całem i godzinam i tuż obok na
szej siedziby i patrząc na morze, ja kby w głębokiem zamyśleniu. Czarne m ew y pra
w ie zaw sze daw ały się w idzieć w powietrzu:
w ielkie pojedynczo, małe trójkam i, zatacza
jąc koła. K a żd a trójka składała się z sam
ca z dwuma długiem i pióram i w ogonie i dwu ozdoby tej pozbawionych samiczek.
5 lipca zaszła ważna zmiana: morze pu
ściło. Spostrzegliśm y to zrana, ujrzawszy przed brzegiem nowe kształty lodowe, błysz
czące w jasnych promieniach słonecznych.
B y ły to lody, przypędzone z miejsc innych.
Od brzegu szedł szeroki pas spokojnej, czy
stej w ody, zwolnionej od skorupy lodowej, uroczo odbijającej niebo. P o w ietrze było cudowne. W iosn a zapanowała całą potęgą swojej m łodzieńczej urody i siły i przez płu
ca i zm ysły dostała się do naszych nerw ów i umysłów.
Czas naszego uwięzienia w ypełniony b ył całkow icie pracą na miejscu i pracą p rzy g o tow aw czą do akcyi letniej. Trzeba było usunąć masy lodu z pod nar w schronisku, z których w oda zalewała podłogę. Z e spi
żarni trzeba b yło pow yciągać zamoczone za
pasy. suszyć je na słońcu, w ybudow ać na nie now ą spiżarnię. N a lato trzeba było przerobić narty, ustaw iwszy je na nowych, krótkich płozach ze specyalnego drzewa tw ardego, na którego poszukiwanie trzeba było urządzać w ycieczki po w ale nadbrzeż
nym.
Od 1 lipca urządziliśm y stacyę m eteorolo-
jgiczną, na której robiliśm y spostrzeżenia
j3 razy dziennie o 7 r., 1 po poł. i 9 wiecz. j
Są to god zin y powszechnie przyjęte na sta- cyach m eteorologicznych w RossyL Spo
strzeżenia m eteorologiczne b y ły bardzo sta
rannie prowadzone i dobrze urządzone w ca
łej naszej w ypraw ie. N a statku podczas żeg lu g i robiono spostrzeżenia 3 razy dzien
nie, a podczas zimowisk, trw ających po 11 m iesięcy— cogodzinnie. N a lądzie zorga
nizowano stacye m eteorologiczne w W ie r ch oj ańsku, mieście okręgowem kraju Jaku
tów, położonem o l/2° za kołem biegunowem, i w siołach Kazaćzje, u ujścia Jany, i Rus- skoje Ustje, u ujścia In d y g irk i. W W ie r ch oj ańsku prowadzą się spostrzeżenia co
godzinne we dnie i w nocy przez towarzy- szy-zesłańców politycznych Abram owicza, Basowa, Iw anickiego, Pietkiew icza, R o ż
nowskiego, i mają trw ać do 1 lipca 1904 r.;
w siołach spostrzeżenia czynią się 3 razy dziennie: w K a zaćzje przez towarzów-zesłań- ców Sm irnowa i B iełow a, w Russkoje Ustje przez m iejscow ego nauczyciela, którego nazwiska nie znam. Nasza stacya na w y spie K oteln ej była prowadzona do 1 listopa
da, a od 1 października b y ły prowadzone spostrzeżenia cogodzinne na tejże w yspie w zatoce F oczej, odległej o 100 km od na
szej stacyi.
Grdy w ody opadły partya nasza znowu rozbiła się na części. W ołłow icz z 2 ludźmi, w szystkiem i reniferam i i 4 psami 12 lipca w yru szył do ujścia rzeki Bałyktach, gdzie po drodze z N o w ej Syberyi znalazł pokłady łupkow e z odciskami roślin,— następnie do zatoki Foczej, dokąd miała przybyć w yp ra wa g łó w n a ,— i dalej na północ w yspy. Ja z towarzyszem Brusniowem, który odbywał zesłanie w W ierch oj ańsku i tam się do na
szej partyi przyłączył, pozostaliśm y na miejscu przy stacyi m eteorologicznej z je d nym krajow cem i 6 psami. Pozostali lu
dzie, 5 krajow ców , podzielili się na 2 partye:
3-ej z nich, z połow ą pozostałych psów udali się do zatoki Foczej, gdzie w ciągu lata zbu
dow ali schronisko u wejścia do zatoki, usta
w ili fla g ę powitalną i polow ali na ren ifery dla wykarm ienia trzech psów. D w aj inni z pozostałem i dwiem a nartam i psów udali się na całe lato nad Bałyktach.
D la nas, pozostałych na miejscu w celu
obsługi stacyi m eteorologicznej, poczęło się
życie prawidłow e: nie było już, ja k po
744 W S Z E C H Ś W I A T JSIó 48
przednio, 24-godzinnych dni i 12-godzin- nych nocy, niezależnych od słońca. Trzeba b yło dla spostrzeżeń w staw ać regularnie.
Z w y k le od 7 do 1-ej pracow aliśm y w domu, a od 1-ej do 9-ej w ych od ziliśm y na w y cieczki.
V I I .
P o wyschnięciu w yspa przem ien iła czar- no-błotnistą swą barwę na bronzowo-szarą.
W y ją te k stanow iły błota, p ok ryte traw ą so
czysto-zieloną. O gólny krajobraz w ys p y w y pełniają wyniosłości, w które pofałdow ana jes t cała jej powierzchnia.
Poczyn ając od w ybrzeża, um ocowanego w ałem ze żw iru i drzewa, poziom w ysp y w znosi się do g ó ry , z początku lekko, potem coraz mocniej. W miarę wznoszenia się do g ó ry zaczynają ukazyw ać się b rózd y po
przeczne i coraz to częściej, tak, że po
wierzchnia w ys p y dzieli się na fa łd y , zrazy, wreszcie stożkow ate zbite lub luźno pagórki, zwane badziaracham i. T e n system podzia
łu pow ierzch ni r o z w ija się mniej lub w ięcej daleko, zależnie od stromości, do której do
chodzi wyniosłość głów na. K a żd a grupa badziarachów, o ile się nią kończy w y n io słość u szczytu, otacza w ew n ętrzn ą kotlinę.
■Niekiedy kotlina w ew nętrzna b y w a bardzo rozległa i głęboka, ma kształt m iednicy, u g ó ry brzegi bardzo strome i cała pokryta jest oddzielnem i badziaracham i o kształtach stożków. W innych przypadkach kotlina jest mniejsza, m niej głęboka i na je j dnie po
m ięd zy badziarachami w ije się w ąskie k o ry
to suche lub z wodą. Dno kotlin y czasem byw a zam ulone i kończy się poziom ą płasz
czyzną naniesionego piasku. P o tej płasz- czyzn ie w ije się płaskie k o ryto na 3— 4 pal
ce głębokie, na stopę do dw u szerokie. Cza
sami te płaszczyzny piaskow e zastępuje przestrzeń błota, w którem widać niekiedy ja k g d y b y tonące resztki badziarachów. K o tlin y błotne są płytsze, błoto je znacznie w y pełnia i niekiedy dochodzi praw ie do ich szczytów, do badziarachów szczytow ych; te ostatnie, wówczas zawsze uszkodzone, zdają się w niem tonąć. N iek ied y naokoło takich błot szczytow ych nie w idać w cale badziara
chów. N a takich błotach gnieżdżą się kaczki.
K o tlin y badziarachowe nie są ze w szyst
kich stron zam knięte, lecz zawsze znajduje się w nich ujście, prowadzące do jakiegoś odpływ u. O d p ły w y te oprócz zw ykłych strug i strum yków przedstaw iają się jeszcze ja k o szerokie rzeki błotne, lub w ąskie rzeki torfow e. R zek i błotne ciągną się na znacz
nych przestrzeniach szerokiem i zielonem i w stęgam i u podnóży w znoszących się nad niem i w yniosłości gruntu. N iek iedy, rozle
w ając się bardzo szeroko, otaczają jakby w ys p y pagórkow ate w yniosłości o zw yk łej szarej kępczastej powierzchni. W od a w ta
kiej rzece, w idziana pom iędzy gęsto sterczą- cem i ło d ygam i traw y, w yd aje się stojącą.
Głębokość je j nieznaczna i sięga zaledw ie do kostek.
R zeczk i to rfo w e przedstaw iają zupełne przeciw ieństw o z błotnemi, są bardzo w ą
skie, o k orycie niezm iernie głębokiem , się- gającem niem al do poziom u morza, nieza
leżnie od poziom u wyniosłości, przez które się przebijają. Są to głębokie wąskie poła
mane korytarze, w ew nątrz których jest się ze wszech stron zam kniętym . Ściany tych k o rytarzy od samego szczytu aż do dołu po
k ryte są warstw ą torfu, spoczyw ającego na podłożu lodow em T o r f łatw o daje się o d ryw a ć palcam i lub lepiej nożem, przez co ła tw o odsłania się bryłę brudnego lodu.
T y lk o u samego dołu to r f jest od m yty przez w odę i lód odsłania się drogą naturalną. N a dnie koryta spotykają się ziarnka żwiru.
W od a, zaledw ie na parę cali głęboka, wsku
tek niskiego swego poziom u rozlew a się za
zw yczaj przed żw irow ym wałem nadbrzeż
nym i następnie gdzieś się przezeń przebija, odsłaniając szkielet ukrytego w żw irze rusz
tow ania drzewnego.
V I I I .
L ó d leży pod całą powierzchnią wysp, • a w niektórych miejscach w yb rzeży, ja k np.
na południow ym brzegu W ielk iej L a ch o w skiej, jest odsłonięty na wielkich przestrze
niach. B rze g ten jest poprostu przekrojem w yspy, cofającej się przed m orzem na pół
noc. U g ó r y z tego brzegu zwiesza się wierzchnia warstw a g lin y o zw yk łej bro
daw kow ej powierzchni, mchem pokrytej, a pod daszkiem tej w arstw y g lin y lód tw o
rzy ścianę pionową; od podnóża tej ściany
No 48 W S Z E C H Ś W I A T 745
zbiega do morza pochyła platform a. Ściana lodow a może być też gliną, poprzekładana.
W jednem miejscu brzeg tw o rzy ł klinow aty cypel z ostrym kantem pionow ym , w yższym od poziom u całego brzegu. B y ł to osti’oką- to w y w ycin ek z byłej kopułowatej w y n io słości gruntu. Obie ściany tego cypla, w y sokie na kilkanaście metrów, przedstaw iały przecięcie czystego lodu, zupełnie jed n olite
g o o gładkiej powierzchni. R y s y pionowe na tych ścianach b y ły w yżłobione przez ściekające w ody. W innych miejscach lód d zielił się na dw ie lub trzy w arstw y, prze
kładane warstwam i glin y. Grubość każdej j w arstw y w ynosiła 2 — 3 m. W niektórych miejscach pokłady lodu kończyły się klina-
jm i i dwa sąsiednie pokłady g lin y w arstw o
wanej łą czyły się w jeden. Gdzieindziej [ znów pokład lodu był gw ałtow n ie poprzery- | w any i w ystępow ał na przekroju ja k o sze
reg tafli prostokątnych, 2— 3 m wj^sokich i tyleż praw ie szerokich, wszczepionych w glinę. W a rs tw y glin y, która dzieli tafle lodowe, tw orząc ja k g d y b y filary, w ygin a ją | się w pobliżu tafli lodow ych ku dołowi i zbiegają się pod taflam i lodu. N a pochy
łej platform ie przed brzegiem pozostają o d osobnione szczątki dawnej w ysp y w postaci grzybów . O lbrzym ie parasole tych g rzy b ó w składają się z w arstw y g lin y o powierzchni brodaw kow atej, pokrytej świeżym mchem.
Parasole te o konturze, zakreślonym niekie
dy podług lin ii łamanej, umieszczone na podstawie zazw yczaj ekscentrycznie, są po większej części przechylone na bok. Gru
biejąca ku dołow i nóżka, g rzyb a przedstawia te same w arstw y lodu i glin y, co i brzeg.
T a właśnie podstawow a warstwa lodu nie
w ątpliw ie sprzyja tworzeniu się na wyspach zapadnięć badziarachowych; to też w uszko
dzonych badziarachach obnaża się czasami jądro lodowe. Zapadnięcia badziarachowe nie.są przytem bynajm niej jedynem i: daleko większe tw orzą zatoki i jeziora.
Zatoka F ocza na w yspie K oteln ej ma po
zór jeziora o średnicy 8 — 10 km, połączone
go z szeroką i rozw artą zatoką morską zapo
mocą kanału, który przeryw a nadbrzeżny w ał żw irow y, oddzielający zatokę od morza.
O 30 Jem na północ leży jezioro tej samej mniej w ięcej, co zatoka F ocza wielkości, cał
kow icie oddzielone od morza wałem nad-
' brzeżnym ze żw iru i drzewa, szerokim na 10— 15 m.
W przeciw ieństw ie do tych form zniszcze
nia zachodni brzeg w yspy Małej La ch ow skiej niew ątpliw ie przyrasta, T w o rzy on 3 czy 4 poziom y, schodzące falisto do morza.
D rzew o napływ ow e znajduje się na n a jw yż
szym poziom ie, chociaż w oda nie dochodzi obecnie nawet do najniższego. P o zio m y te tw orzą szerokie tarasy, wznoszące się nie
znacznie w górę. N a w yższych tarasach, g d zie leży drzewo, mech rośnie na żwirze.
G dy urządzaliśmy w tem miejscu skład, cały dół trzeba było kopać w zm arzniętym ż w i
rze, który odmrażaliśm y zapomocą ognia i w raz ze zbierającą się wodą w yrzucali ło
patam i i czerpakami. W dalszym ciągu w głąb w yspy przeszło na kilom etr ciągnie się zupełnie poziom a równina i dopiero dalej rozpoczynają się zw ykłe wyniosłości. B rzeg ten, aczkolw iek zwężony, ciągnie się na pół
noc na przestrzeni 20 km i w tym zwężonym dalszym ciągu u tw orzyło się na nim długie wąskie jezioro, pod lodem w yglądające zu
pełnie, ja k rzeka. Jezioro to leży pom iędzy liniam i rów noległem i wału nadbrzeżnego i brzegu wyniosłości wyspy.
Cały otaczający w yspy w ał nadbrzeżny ze żw iru i drzewa jest niew ątpliw ie tw órczą ro
botą morza, lecz o ty le twórczą, o ile tw ór
czą jest praca pająka, w iążącego swemi nić
m i m ury rozwalającego się gmachu. W y spy N ow osyberyjskie to resztki dawnej tun
dry syberyjskiej, uratowane czasowo od za
głady.
Położenie geograficzne wysp Nowosybe- ryjskich przedstawia zupełną analogię z po
łożeniem półw yspu Tajm yrskiego, sięgające
g o jeszcze dalej na północ, zaś ocean L o d o w a ty jest bardzo płytki. W okolicach ujścia L e n y jest on tak płytki, że podczas odpływu odsłania w niektórych miejscach pas 10-cio- kilom etrow y. W jesieni odsłania się znacz
na część dna m orskiego w cieśninie m iędzy lądem a południow ym brzegiem w yspy W . Lachow skiej. O dbyw a się tam w tedy poszukiwanie kości mamutowej i plon po
dobno jest tam najobfitszy.
W wielu miejscach wszystkie pokłady, z których składają się w yspy, przebijają ska
ły pochodzenia paleozoicznego i wznoszą się
nad poziom w form ie szerokich w yniosłości
746 w s z e c h ś w i a t JSIe 48
kopułowatych. N iek ied y kilka takich kopuł wznosi się jed na za drugą w lin ii prostej na skalnej, podobnej do wału wyniosłości, słabo pokrytej mchem, ja k rów nież drobnemi, ostro sterczącemi w yrostkam i. W id zia n e z nieznacznej odległości, np. z punktu środ
kow ego pom iędzy dw iem a kopułami, kopuły te przypom inają piram idy. N a białem tle śniegu tw orzą siwe plam y, nieco zam glone i wzniesione w górę.
N a wyspach skały w ystępu ją częściej niż w tundrze lądow ej i zdają się być szkiele
tem, którem u w ysp y zaw dzięczają sw oje do
tychczasow e istnienie. W w ielu miejscach skały zajm ują placów k i kresowe, ju ż to j
wznosząc się w pobliżu w yb rze ży lub w fo r m ie p rzyląd ków jako kopuły, ju ż to tw orząc obnażenia nadbrzeżne. Z lądu syb eryjskie
g o naprzeciw ko w ysp daleko sięga w m orze przylądek Ś w ięty, składający się z trzech ko
puł na skalnem podłożu. Taką samę budo
w ę ma daleko na zachód sięgający p rzy lą dek K ih iela ch w yspy W . Lach ow sk iej. Ca
łe praw ie zachodnie w yb rzeże w y s p y K o te l- nej na południe od zatoki F oczej, rów n ole
g łe do w yspy M. K o teln ej przedstaw ia dłu
g ie obnażenia skalne, zaw ierające na znacz
nej przestrzeni rudę żelazną. W w ielu m iej
scach skały składają się z łupków . Zatokę F oczą też w w ielu m iejscach otaczają obna
żenia skalne.
I X .
M orze L o d o w a te w okolicach w ysp N o w o syberyjskich przez całe lato nosi kry. N a j
częściej kra p ły w a luźno w m niejszej lub w iększej ilości, zdarza się wszakże, że czaso
w o jest je j bardzo niewiele, lub niema wcale, niekiedy znów przeciw nie zw artą masą po
k ry w a morze. Taka zw arta masa lod ów najczęściej nasuwa się zw oln a z k tó rejk o l
w iek strony w idnokręgu. K r a jo w c y m ów ią wówczas, że lod y przychodzą. N a lodach tych czasami p rzy p ły w a ją niedźw iedzie.
N ied źw ied zie w lecie pędzą życie na krach pom iędzy brzegam i A z y i a A m e ry k i. Ilość n iedźw iedzi w różnych latach b y w a rozm ai
ta i k ra jow cy tłum aczą to w ten sposób, że j g d y jest ich m ało na Syberyi, to dużo w A m eryce i odw rotnie. N a b ryłach lodo
wych niedźw iedzie polują na foki, nurkując ]
za niemi do w ody. P o odejściu zw artych lod ów niedźw iedzie częstokroć pozostają na wyspach i chodzą zgłodniałe. W żołądkach takich niedźw iedzi znajdow aliśm y trawę.
Z e zw ierząt lądow ych na w yspach prze
byw a biały lis, wilk, mysz i renifer. Ilość białych lisów i m yszy byw a bardzo zmien
na. Pierw sze są zależne od ostatnich, bo się niemi żyw ią. W roku m ego pobytu lisów i m yszy było bardzo mało, widziałem za to na wyspach w iele cmentarzysk mysich: całe stosy kości. W ilk i podobno od niedawna dopiero poczęły przechodzić na W ie lk ą L a chowską i w yrządzają tam znaczne szkody, rozpędzając i tępiąc renifery. W roku m e
g o pobytu w ilk i oniemal nie stały się p rzy czyną zgu by 7-iu poszukiwaczy kości na w yspie W . Lachow skiej.
R e n ife ry w bardzo znacznej liczbie prze
chodzą coroku z lądu na w yspy. N a w y spach znajdują doskonałe warunki. P r z y chodzą bardzo wyniszczone, jednak ku jesie-
j ni w ypasują się znakomicie. P rzy w ile je m ich letniska na wyspach w porównaniu z lą
dem, jest brak na w yspach t. zw. „m oszk ia.
Moszka jest to drobny owad, stanowiący na lądzie praw d ziw ą plagę ta jg i i tundry i zmu
szający ludzi do chodzenia w siatkach i no
szenia ze sobą przyrządów do robienia dymu.
„ Moszka “ w jesieni składa ja jk a w sier
ści reniferów . W y lę g łe z nich poczw arki p rzegryza ją skórę; z m iejsc przegryzion ych sierść w ypada kępkami, a skóra po zdarciu okazuje się cała pokryta drobnem i oczkami, pozarastałem i mniej lub w ięcej cienką błon- ką, zależnie od czasu, z którego pochodzi przegryzienie. R en ifery, przechodzące na w y s p y nie mają poczw arek i skóra ich nie jest poprzegryzana.
Ciekąwem jest zagadnienie o początku tych w ędrów ek ren iferów na w yspy, gdyż- z lądu w ysp nie widać, ja k rów nież z M. L a chowskiej nie widać p rzyległej w ys p y K o telnej (cieśnina 100 km), a w dodatku prze
chodzenie na w ys p y jest dla reniferów bar
dzo utrudnione z powodu zupełnego braku p aszy na lodzie. A n alogiczn e w ędrów ki na lato ku północy, na zim ę ku połu dniow i od
b yw ają ren ifery i na półw yspie Tajm yrskim .
Z d a je się, że nie w szystkie ren ifery na zimę
opuszczają w yspy; przynajm niej na T a jm y .
,Ne 48 W S Z E C H Ś W I A T 747
pająków, a w ka
rze część ich pozostaje w zim ie na samej północy w edług spostrzeżeń lekarza w yp ra w y dr. W altera, zm arłego w styczniu r. z.
na K oteln ej. Przed naszym odjazdem z wysp ren ifery całem i stadami przechodziły przez południow y b rzeg K oteln ej i szły partyam i, ja k g d y b y pochodzącemi z różnych wysp.
Przed naszym odjazdem przeszły jednak nie wszystkie.
O w ady są reprezentowane na wyspach bardzo ubogo. Przez całe lato widziałem tylk o muchę dom ow ą i to zaledw ie kilka ra
zy, ja k rów nież w ielk iego komara (kozłka);
dwa nieżyw e białe motyle, parę małych chrząszczy. Z innych stawonogów znalazłem w e mchu kilka m ałych
łużach m nóstwo m ałych ra
ków czerw onych i popiela
tych. T y p robaków rów nież reprezentow any jest sła
bo. Ślim aków niema w ca
le. R y b w rzekach bardzo mało.
W iększą rozm aitość przed
stawia flora, pom im o rzu
cającego się w oczy jej ubó
stwa. Jednostajna, szara p o wierzchnia tundry składa się z kilkudziesięciu gatu n ków mchu. W połow ie lip
ca tundra pokryw a się dość nawet gęsto żółtem i jaskra
mi i w daleko mniejszej ilości białemi. Grupam i tra
fiają się gdzieniegdzie nie
zapom inajki w miejscach
zarów no suchych, ja k mokrych, na bardzo krótkich łodyżkach, całkow icie schowanych w ziemi. W ie le gatunków kw iatow ych nie kwitnie. T r a w y na błotach przyjem nie od
bijają soczystością barwy. R zek i błotne oprócz zielonej pokryte są też trawą czerw o
ną, która oddziela się od zielonej zygzak o
watą linią graniczną. Czerwona trawa w niektórych miejscach przeważa, a niekie
dy nawet w yłączn ie zapanowuje na pewnej przestrzeni. N a dnie kałuż rosną w odoro
sty koloru zielonego i ciem no-czerwonego Jest dużo grzyb ó w , ale w niewielu gatun
kach. Z roślin drzew iastych rośnie na w y spach tylk o karłow ata w ierzba alpejska, do
chodząca do wysokości 3 cali. P rócz tego
porosty rosną zarówno na pniach drzewa dopływ ow ego, ja k i na kamieniach.
(D N )
Józef Ciągliński.
Z A S T O S O W A N IE T E L E G R A F U B E Z D R U T U DO S Y G N A Ł Ó W A L A R M O W Y C H .
N o w y, sam odziałający system ostrzegania o pożarze lub groźnem podniesieniu się tem peratury w lokalach oddalonych od stacyi strażniczej, w yn alezion y został przez p. E.
G-uariniego. D o sygnalizacyi wynalazca użył telegrafu bez drutu. 0 w ynalazku swoim
T
Hlh
p. Gruarini udzielił pismu „Elektrotechnische Z eitsch rift“ następujących szczegółów.
W strzeżonym od pożaru lokalu A umiesz
cza się term om etr kontaktow y I 1 (na rysun
ku oznaczony schematycznie), który w p ew nej oznaczonej temperaturze zam yka obwód przenośnika I i (relais). Dopóki prąd przez przenośnik nie przepływa, ten ostatni w strzy
m uje mechanizm zegarow y, służący do poru
szania kółka kontaktow ego K. K ó łk o kon
taktowe, posiadające kształt zw yk le używ a
ny w przyrządach alarm owych, zaopatrzone jes t w zdłuż obwodu w szereg dłuższych i krótszych zębów, następujących po sobie w pewnym ściśle określonym porządku.
Podczas obrotu kółka przez zęby i szczotki
748 W S Z E C H Ś W I A T JMŚ 48
kontaktowe p rzep ływ ają stosownie do dłu
gości zębów krótsze lub dłuższe prą d y elek
tryczne do induktora I . Obwód w tórn y induktora złożony z drutu napow ietrznego L , przestrzeni iskrowej F i połączenia ziem ne
g o E, w ysyła, odpow iednio do im pulsów prą
du w obw odzie pierw szorzędow ym , krócej lub dłużej trw ające drgania elektryczne, które, dosięgając przyrządu odbiorczego, um iesz
czonego na stacyi strażniczej S, w praw iają w działanie koherer. Zapom ocą odpow ied
niego urządzenia prądy, przep ływ ające przez koherer, pozostaw iają na taśm ie papierowej aparatu Morsea M , szereg kresek i punktów wskazujących, w którym domu lub lokalu pow stał pożar.
R zecz prosta, że do jed n ego przyrządu w ysyłającego m oże być p rzyłączon y cały szereg term om etrów, rozm ieszczonych w róż
nych mieszkaniach domu, lub też jed en ter
m om etr m oże być zaopatrzony w kilk a kon
taktów, odpow iadających różnym tem pera
turom i zapomocą różnorodn ych kółek kon
taktow ych w ysyłających rozm aite sygnały.
I V . I V .
T O W A R Z Y S T W O P R Z Y J A C I Ó Ł N A U K W P O Z N A N IU .
Posiedzenie zwyczajne wydziału przyrodni
ków i techników Towarzystwa Przyjaciół Nauk d. 18 listopada zagaił przewodniczący dr. Pr.
Chłapowski przedstawieniem darów nowonade- szłych do zbiorów przyrodniczych, a mianowicie:
ostrygi z wapienia senońskiego (kreda górna), dalej skamieniałości pałeozoicznych gąbek (Spon- giae) i korala oraz innych darów odks. prob.Hein- zego z Obornik, wreszcie zbioru skrzypów litew skich od pani Maryi Twardowskiej z W eleśnicy.
Zbiór ten obejmuje 10 odmian skrzypu strzępki (Eąuisetum arvense). 3 odmiany skrzypu łączne
go (Equ. pratense), 5 czy 6 odmian skrzypu leś
nego (Equ. silvaticum), 3 odmiany skrzypu ba
giennego (Equ. palustre), 3 odmiany skrzypu mułowego (Equ. limosum), wreszcie jednę tylko I formę znanego u nas powszechnie skrzypu zimo
wego albo chwoszczu (chwoszczatki). Tenże Equ. hyemale największych u nas rozmiarów dosięga i zarówno przez stolarzy jak mosiężni- ków i t. d. do polerowania byw a używany.
Razem więc w tym zbiorze 26 odmiennych oka
zów skrzypów. Jak to ilość duża w porównaniu z liczbą krajowych posiadanych dotąd przez nas w zbiorach po ś. p. Pelicyanie Sypniewskim,
a przejrzanych i porządnie ułożonych przez panią W ładysławową Chełmicką z Żydowa. W zbio
rze pani Maryi Twardowskiej uderza mianowicie mnogość (10) odmian strzępki czyli skrzypu pol
nego (Equiset. arvense).
W idocznie musi on obficiej rozrastać się na polach i ugorach litewskich, aniżeli u nas, gdzie tylu odmian jeg o niema. Jest to chwast właści
wy ziemiom podmokłym, którego, z powodu jeg o głębokiego rozkorzenienia, żadnym sposobem wyplenić nie można, chyba systematycznem osu
szaniem roli, choć i tam, gdzie dreny zaprowadzo
no, daje się we znaki, zatykając szczelnie rurki sączkowe nićmi długich swych korzeni. Strzępkę u nas nazywamy koszczką, chwoszczką, albo kostrzką, gdzieidziej jedlinką dla podobieństwa pędów do małej jodły, a także i przęślicą (przę
sło, t. j. rząd gałęzi na równej wysokości np.
w jedlinie). Gdzie się ten chwast rozrośnie wśród sprzyjających okoliczności, tam niema mo
w y o sprzęcie. — Na Litw ie, w latach mokrych, lud z głodu zjada bulwki czarne, wewnątrz bia
łe, znajdujące się w jesieni wśród korzeni strzęp
ki. Inne gatunki skrzypów w mniejszym stopniu są plagą rolnika. Obfitość krzemionki w kolan
kowatych kłączach skrzypów (do 95$ popiołu) sprawia, że używa się ich do polerowania w prze
myśle. Dwu gatunków skrzypów u nas używa
no w lecznictwie jako środków moczopędnych, a zarazem ściągających.
Tu prelegent wszedł w szczegóły morfologii skrzypów, ich szkieletu krzemionkowego, kolanek [ i liści okółkowych zrosłych w ząbkowatą pochew
kę, ich owocni (zarodni) zajmujących sam wierz
chołek kolankowatego kłącza wiosennego i prży- j pominających postacią kłos albo raczej szyszkę łuskowatą. Pod każdą taką łuską są torebki, z których każda po dojrzeniu wypuszcza mnóstwo zarodników zapomocą niteczek sprężystych, ułat
wiających ich rozsianie.
Obecnie do rodziny skrzypów należy tylko 1 rodzaj Equisetum w 25 gatunkach, z których tylko 12 rośnie w Europie, 14 w całej A zyi, aż
j