• Nie Znaleziono Wyników

Tom XXII. te ( ).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tom XXII. te ( )."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

te 43 ( 1126 ). W arszawa, dnia 25 października 1903 r. Tom XXII.

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A 44.

W W a r s z a w i e : roczn ie rub. 8 , k w artaln ie rub. 2.

Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą

:

roczn ie rub. 10, półroczn ie rub. 5 .

Prenum erować można w R edakcyi W szech św iata

i w e w szystk ich k sięgarniach w kraju i zagranicą.

R e d a k tor W sze c h ś w ia ta p rzyjm u je ze sprawam i redakcyjnem i codziennie od g od zin y 6 do 8 w ieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.

R E F E R A T PR O F . BE H KIN G A 0 G R U Ź L IC Y ,

W Y G Ł O S Z O N Y N A Z J E Ź D Z T E N I E M I E C K I C H P R Z Y ­

R O D N I K Ó W I L E K A R Z Y W K A S S E L

15

W R Z E Ś N I A

1903

R .

W pismach specyalnych ukazał się ju ż ca łk ow ity tekst referatu prof. B ehringa na zjeździe przyrodnik ów i lekarzy niemieckich w Kassel, w ygłoszon y 25 września r. b.; m o­

żem y więc podzielić się z czytelnikam i waż- niejszem i szczegółam i tej głośnej publikacyi.

A u to r na wstępie zastanawia się nad roz­

powszechnieniem zakażenia gruźliczego. D o ­ kładne zoryentow anie się w tej sprawie u m o żliw iły dopiero postępy bakteryologii współczesnej, a m ianowicie etyologiczne czyli przyczyn ow e badanie chorób. Lasecznik gruźlicy, od kryty przez Kocha, pozwala na rów nie pewne ja k łatw e stwierdzenie g r u ź li­

cy na stole obdukcyjnym , zwłaszca przy po­

m ocy specyalnej m etody barwienia, podanej przez E hrlicha (zaraz po odkryciu Kocha), którą lasecznika tego odróżnić m ożem y od wszystkich innych drobnoustrojów. Jedna z ostatnich statystyk anatom o-patologicznych (dr. N a eg eli z Zurychu) podaje następują­

ce liczby: U wszystkich osób zm arłych po 30-tym roku życia można było stw ierdzić zakażenie gruźlicze mniej lub w ięcej znaczne i dawne. N adto znajdow ano ogniska gru ź­

licze u 96$ osób pom iędzy rokiem 18 a 30,

u 50£ pom iędzy rokiem 14 a 18, u 33$ p o ­ m iędzy 5 a 14, u 17'/, pom iędzy 1 a 5; u dzie­

ci młodszych nie było żadnych śladów gruź- licy.

Są to liczby w prost przerażające, ale zgo d ­ ne z danemi zdobytem i na innej drodze.

Tuberkulina, ja d rozpuszczalny z hodow li gruźliczych, w yciągn ięty zapomocą g lic e ry ­ ny i zalecany przez K ocha jako środek lecz­

niczy, nie ziściła w praw dzie pokładanych w niej nadziei, ale stała się dzielnym środ­

kiem rozpoznawczym . Zastrzyknięta pod skórę w minimalnych dawkach, sprowadza ch w ilow e podw yższenie tem peratury, ale t y l­

ko u osobników (ludzkich i zwierzęcych) dotkniętych zakażeniem gruźliczem . N aw et tam, gd zie nie doszło jeszcze do w ytw o rze­

nia w yraźnych ognisk chorobowych, gdzie brak jeszcze wszelkich objaw ów choroby, gdzie'najstaranniejsza obserwacya lekarska nic podejrzanego nie w yk ryw a , tam reakcya tuberkulinowa ostrzega nas o zagnieżdżeniu się lasecznika. D ziś zaczyna się naw et w y ­ jaśniać, na czem polega ta reakcya. W ie m y obecnie, że krew, w zięta z organizm u do­

tkniętego gruźlicą, krzepnie pod w pływ em dodanego do niej jadu gruźliczego. D ow o­

dzi to, że organizm pod w pływ em zakażenia w ytw arza pewne specyalne, rozpuszczalne substaneye, posiadające własność krzep nię­

cia natychmiast po zetknięciu się z rozpusz-

czalnemi składnikami lasecznika gruźlicze-

(2)

t)Ł>8 W S Z E C H S W I A T JNfi 4 3

go. W ustroju objaw om krzepnięcia tego tow arzyszy podniesienie tem peratury ciała.

Stosownie do ilości tej substancyi zn ajd u ją­

cej się w ustroju, krzepnięcie jest m niej lub bardziej rozległe i reakcya cieplna ustroju w yk azu je m niejsze lub większe natężenie.

Tuberkulina zatem jest to jad dla ustroju zakażonego, działający za pośrednictwem krw i, w yw ołu ją cy ju ż w m inim alnych daw ­ kach odczyn w postaci podniesienia tem pe­

ratury. Znacznie większe daw ki m ogą na­

w et być śmiertelne. A le nawet sto razy większa ilość od tej, jaka w ystarcza dla ce­

lów rozpoznawczych, nie stanowi jeszcze niebezpieczeństwa. W ostatnich czasach klinicysta francuski A . Jausset opracował nową m etodę rozpoznawczą, którą nazwał inoskopią. P o leg a ona na w ytw arzaniu skrzepów w e k rw i lub w w yciekach krzepli- w ych ustroju podejrzanego o gruźlicę; skrzep oddzielony od płynu poddajem y sztucznemu trawieniu, które oswobadza laseczniki; po centry fugow aniu otrzym u jem y laseczniki w osadzie. W ten sposób Jausset w yk ryw a laseczniki w w ielu przypadkach w ysięk ów opłucnej i otrzew nej, które.dotąd u chodziły za jałow e.

Badania organizm u lu dzkiego zapomocą tuberkuliny w yk aza ły liczb y identyczne z te- mi, ja k ie podaje N aegeli. W y n ik a stąd, że po dojściu do la t 30 każdy czło w iek ju ż u legł zakażeniu jadem gru źliczym . Stąd wniosek prosty, że w szelkie próby zw alcza­

nia gru źlicy przez izolacyę w szystkich osób dotkniętych, są zupełnie bezcelowe. N ie idzie jednak za tem, ażebyśm y się bezczyn­

nie p rzyglą d a li szerzeniu się tej strasznej klęski. N ie każde bowiem zakażenie jadem gru źliczym kończyć się musi suchotami.

Przeciw nie, ju ż sam fakt, że rozpow szech­

nienie zakażenia gru źliczego przew yższa znacznie c y frę śmiertelności wskutek suchot, jest najlepszym dowodem tego, że organizm zdoln y jest pokonać zakażenie gruźlicze. Z a ­ każenie byw a rozm aitego natężenia: słabsze g o i się, silniejsze kończy się śmiercią. Od czego zależy tak ogrom ne rozpow szechnie­

nie zarazka gruźliczego? P o d łu g B ehringa nauka nie zna dotąd ani jed n ego przypadku niew ątpliw ego zakażenia gru źlicą człow ieka dorosłego na zw ykłej drodze epidem iologicz­

nej, polegającej na przeniesieniu bezpośred-

niem zarazka z jednego człow ieka na dru­

giego. Tam , gd zie statystyka w ykazu je większą śmiertelność na gruźlicę (niektóre zaw ody) n ig d y nie w iem y z pewnością, czy nie było ju ż wcześniej w organizm ie oddziel­

nych ognisk cierpienia, zanim dany osobnik zaczął być narażony na niebezpieczeństwa swego fachu. Ze sprawą tą łączy się kwe- stya dziedziczności suchot. A u to r odrzuca zarówno dziedziczenie bezpośrednie zarazka gruźliczego, jak i dziedziczność usposobienia do gruźlicy, czego w yrazem ma być budowa ciała i kompleksya. D la B ehringa gruźlica dziedziczy się w yłącznie postgenitalnie (po urodzeniu) wskutek w spółżycia dziecka z ro­

dzicam i lub innemi osobami choremi na su­

choty. Głownem źródłem zarazy jest mleko podawane ssawcom, zarów no m leko matki (choć tu niebezpieczeństwo zanieczyszczenia mleka lasecznikami gruźliczerni jest m niej­

sze) ja k i m leko krowie. W łaściw ie niebez­

pieczeństwo k ryje się nie w mleku jako la ­ kiem, ale w pewnych właściwościach budo­

w y przewodu pokarm ow ego w e wczesnem dzieciństwie. Narząd pokarm ow y ssawców pozbaw iony jest pewnych urządzeń ochron­

nych, zabezpieczających ustrój osobników dorosłych przed w targnięciem drobnoustro­

jów . T rzeb a b yło wielu lat pracy ekspery­

mentalnej dla ustalenia teg o faktu, który B eh rin g uważa dziś za najzupełniej pew ny i k tó ry jest podstawą całego planu akcyi przeciw gru źliczej.

Punktem w yjścia było niespodziewane zu­

pełnie odkrycie cl-ra Romera, że białko r o ­ dzim e przechodzi przez błonę kiszkow ą źre­

biąt, cieląt i drobnych zw ierząt laboratoryj­

nych bez żadnej zm iany i działa na ustrój tak samo, ja k bezpośrednio zastrzyknięte pod skórę lab do naczyń krwionośnych; tym ­ czasem wiadom o powszechnie, że u zw ierząt dorosłych białko ulega strawieniu i peptoni- zacyi przed przejściem przez błonę śluzową przew odu kiszkow ego. Surowice przeciw - błonicza i przeciw tężcow a zaw ierają swe substancye czynne w postaci białka rodzi­

m ego. U zw ierząt dorosłych, którym suro­

wicę podajem y w pokarmie, nie otrzy m u je­

m y żadnego skutku leczniczego; tym czasem u ssawców uodpornianych tą drogą otrzym u ­ je m y zupełnie ten sam skutek, co po za-

strzyknięciu surow icy pod skórę.

(3)

M 4 3 W S Z E C H Ś W I A T 6 5 Ó

U staliw szy ten fakt, zaczęto badać zacho­

wanie się przewodu pokarm ow ego w zlędem

j

bakteryj. Laseczniki karbunkułu bardzo z ja ­ dliwe, bez zarodników, podawane w mleku | dorosłym świnkom morskim, nie uczyniły im żadnej szkody. Z azw yczaj u legały one szybkiemu wydaleniu z kałem, zatrzym ując się tylk o nieco dłużej w okolicy kiszki śle­

pej. Natom iast świnki morskie, liczące mniej niż 8 dni życia, g in ęły szybko wśród obja­

w ów karbunkułu po nakarmieniu tak zatru- tem mlekiem. Doświadczenia dokonywane z lasecznikiem karbunkułu o zjadliwości sztucznie zmniejszonej, dały w yn iki analo­

giczne: nowonarodzone świnki morskie, kar­

mione m lekiem zawierającem takie laseczni­

ki, w ykazały obecność laseczników we krwi.

Następnie dr. Rom er, dr. Much i dr. K ovacs przystąpili do doświadczeń z lasecznikami gruźliczem i; w yn iki b yły zupełnie podobne.

W razie podawania małej ilości laseczników zapadały na gru źlicę tylk o osobniki now o­

narodzone, lub bardzo młode. W razie w ięk­

szych dawek, zwłaszcza zaś g d y laseczniki b yły bardzo zjadliw e, niekiedy zwierzęta starsze dostaw ały gruźlicy. U nowonaro­

dzonych zw ierząt znajdowano ogniska gru ź­

licze w krezce i w okolicy kiszki ślepej.

N a uwagę zasługuje przebieg gru źlicy u zwierząt, które pozostawały przy życiu i których zachowanie z początku jest zupeł­

nie normalne; oto pierwsze ogniska tw orzą się w okolicy gruczołów chłonnych szyi, tak ja k to najczęściej byw a u dzieci skrofulicz­

nych. Potem sprawa szerzy się dalej, nie różniąc się w niczem od zw ykłej gru źlicy świnek morskich.

Doświadczenia te są potwierdzeniem po­

przednio ju ż w ygłaszanego przez Beringa poglądu na powstawanie gru źlicy u człow ie­

ka i u bydła rogatego na drodze zakażenia przez kiszki w najwcześniejszych okresach życia.

T a przepuszczalność błony śluzowej ki­

szek w zględ em bakteryj nasuwa sama przez się niektóre wnioski. O czywiście do ustroju ssawca dostawać się muszą tą drogą w szel­

kie bakterye chorobotwórcze, znajdujące się w mleku. N iebezpieczeństw o właściwe sta­

now i nie ilość, lecz jakość m ikrobów. K is z ­ ka ślepa, gd zie się one zatrzym ują dłużej, nastręcza nader pomyślne podłoże dla dal­

szego obfitego rozmnażania się. D zieci kar­

mione piersią są daleko mniej narażone, g d y ż z wnętrza ustroju ludzkiego m ogą t y l­

ko w yją tkow o przeniknąć bakterye do m le­

ka. Zarazki zw 3?kle zaw arte w m leku po­

chodzą z powierzchni ciała, z przew odów i z gruczołów mlecznych. Inaczej rzecz się ma z niem owlętam i karm ionem i sztucznie.

B y łb y to cud praw dziw y, żeby mleko, które musi przebyć tak długą i złożoną drogę, za­

nim się dostanie od krow y do dziecka, w ol­

ne było od zarazków. Otóż cud ten nie d zie­

je się wcale, dowodem teg o śmiertelność, która wśród niem ow ląt sztucznie karm io­

nych dochodzi do zastraszających rozm ia­

rów. K lęska ta nie jest jednak konieczno­

ścią nieuchronną; w alczyć z nią można i na­

leży. Starać się trzeba przedewszystkiem , ażeby mleko było wolne od wszelkich zaraz­

ków chorobotwórczych. N arazie najlepsze jest mleko sterylizowane, ale tak ja k dziś sterylizacya byw a stosowana, nie wiadom o czy jest to środek zupełnie celowy. Lepszą b yłab y pasteryzacya mleka zaraz na miejscu produkcyi, która w rękach hodowców ju ż dziś daje doskonałe w yn ik i w zastosowaniu do cieląt.

T a k się przedstawia mniej więcej podsta­

wa epidem iologiczna i eksperymentalna, na której B ehring pragnie oprzeć plan w alki z gruźlicą. A u to r spodziewa się pom yśl­

nych skutków przedewszystkiem , je ż e li w y ­ tężone będą wszelkie usiłowania na to, aby uchronić niem owlęta od zakażenia dro­

gą kiszkową. Do tego potrzebne jest na- samprzód mleko odpowiednio kontrolowane, wolne od zarazków gruźliczych. D rog a za­

każenia jest bowiem zawsze ta sama. A le zjadliw ość zarazka bywa rozmaita. N iek ie­

dy m ijają lata, a nawet dziesiątki lat, zanim zakażenie da pierwsze dające się rozpoznać objaw y: nawet odczyn tuberkulinowy ustro-

j

ju zjaw ić się m oże dopiero po upływ ie dłuż­

szego przeciągu czasu. O d y potem nastą­

pią okresy szczególniejszego w ycieńczenia organizm u (okres pokwitania, połogi, k a r­

mienie piersią), jeżeli przytem odżyw ianie

jest niedostateczne, a ustrój często narażany

byw a na niewyw czasy, zaziębienia, g d y

mieszkanie jest ciemne i ciasne, wówczas

z nieszkodliwego dotąd zakażenia rozw ijają

się suchoty. W szystkie te warunki jednak

(4)

6 6 0 W S Z E C H Ś W I A T JM° 4 3

są tylk o okazyą, data zakażenia zaś jest da­

leko wcześniejsza. W tem św ietle inaczej się przedstawia sprawa dziedziczności su­

chot; jest to poprostu 1) przeniesienie zaraz­

ka z otaczających osób chorych (rodziców, krewnych, nianiek i t. p.) na danego osobni­

ka w okresie niem ow lęctw a drogą pokarm o­

wą, oraz 2) dziedziczność warunków bytu.

N ie w yklucza to m ożliw ości przeniesienia zarazka jakąbądź inną drogą w wieku póź- | niejszym , zwłaszcza w większej ilości lub bardzo zjad liw ego. A le wobec fizy olog icz- [ nego i norm alnego usposobienia do gru źlicy, ja k ie znajdujem y u niem owląt wskutek bu­

d o w y ich przew odu pokarm ow ego, to dru gie źródło zarazy jes t jednak bezspornie rzadsze.

Z takiego przedstawienia k w estyi w yn ik a ­ ją niektóre postulaty h ygien iczn e i dyete- tyczne, które w praw dzie nie b y ły n ig d y lek­

ceważone, ale dziś m ogą być sform ułowane z większą ścisłością i stanowczością. O k o ­ nieczności odpow iedniego m leka dla niem o­

w ląt w spom inaliśm y ju ż w yżej.

Dalej zwłaszcza niem owlęta nie pow in n y znajdow ać się w otoczeniu suchotników kaszlących, z których p lw ocin y zarazek ła t­

wo przedostać się m oże do przew odu pokar­

m ow ego dziecka. W o g ó le zaś pam iętać na­

leży, że u ssawców usposobienie do g ru źlicy drogą kiszkową jest fizyologic.zne i norm al­

ne. A le i dorosłych strzedz należy przed każdą m ożliwością zakażenia, jak ty lk o ich przew ód pokarm ow y w yk azu je zm iany cho­

robowe, czyniące g o przepuszczalnym dla bakteryj. Baczną uw agę zwracać należy na każde zaostrzenie się procesu gru źliczego.

D zielną pomoc okazuje nam w tym razie odpow iedw ie leczenie dyetetyczne, najsku­

teczniej stosowane na w łaściw ej po temu arenie, t. j. w sanatoryach specyalnych.

W yn ik a stąd w łaściw e znaczenie tych ostat­

nich; są to nietyle zakłady lecznicze, ile za­

pobiegawcze.

W łaściw em jednak zadaniem, ja k ie Beh- rin g przedsięwziął, jest nietyle rozszerzyć zakres zakładow ego leczenia gru źlicy, ile ra­

czej uczynić je zupełnie zbytecznem . N a ­ dzieje, ja k ie autor w yp ow iad a w tym w z g lę ­ dzie, opierają się całkow icie na wynikach szczepienia przeciw gru źliczego u byd ła ro­

gatego. D latego też w drugiej części re fe ­ ratu autor przechodzi do opisu swych poszu­

kiw ań nad gruźlicą u bydła. Zdaniem je g o gruźlica bydła je s t nietylko poważnem źró­

dłem niebezpieczeństwa dla człowieka, ale nadto pomyślne w yn ik i zwalczania gru źlicy bydlęcej dadzą się n iew ątpliw ie zastosować do leczenia suchot u człowieka. Gruźlica ludzka i perlica u bydła są to choroby zakaź­

ne, w yw o ływ a n e przez jed nego i tego samego lasecznika, odkrytego przez Kocha.. W b rew poglądom tego ostatniego, B eh rin g z całą stanowczością uznaje zupełną tożsamość balcteryologiczną obu tych spraw.

Badania szczegółowe zapomocą zastrzy- kiwania tuberkuliny w ykazały, że rozpo­

wszechnienie zakażenia gru źliczego wśród b y­

dła rogatego jes t tak samo wielkie, ja k wśród ludzi. D o w yją tk ów zaliczyć trzeba większe stada i obory całkow icie wolne od zakażenia.

Jedynym środkiem w alki z zarazą była do­

tąd izolacya sztuk podejrzanych; ale jest to metoda kłopotliw a i kosztowna. B ehring tw ierd zi, że jest w posiadaniu w yp róbow a­

nej ju ż zupełnie substancyi szczepiącej, k tó ­ rej dwukrotne zastosowanie zabezpiecza b y ­ dlę na całe życie od gru źlicy. O absolutnej nieszkodliwości tego zabiegu autor ju ż jest przekonany od roku. W y n ik i szczegółowe zostaną ogłoszone z końcem r. 1908. Obec­

nie są w biegu badania nad własnościami uodporniaj ącemi mleka, pochodzącego od k rów uodpornionych w zględem zarazka gruźliczego. Pom yślne w yn ik i uodpornia­

nia bydła rogatego pozw alają na jakn ajlep­

sze nadzieje w sprawie w alki z gruźlicą ludz­

ką. Zorgan izow an ie systematyczne tej w al­

ki oto najbliższe i najważniejsze zadanie, do ja k ieg o B ehring dąży. Chodzi tu o dw ie rzeczy: 1) o ochronę osobników niedotknię- tych jeszcze zakażeniem, oraz 2) o poprawę rokowania tam, gd zie zakażenie ju ż nastąpi­

ło. D ro g i prowadzące do tego celu m am y dwie: uodpornienie izopatyczne i stosowanie antytoksyn.

Uodpornienie izopatyczne polega na w pro­

wadzeniu do ustroju zarazków żyw ych, k tó­

rych zjadliw ość została uprzednio osłabiona przez odpow iednie m etody hodowli. Osob­

niki tak traktow ane stają się odporne na działanie zarazka o zw yk łej zjadliwości.

N ajlepsze w idoki ma na teraz szczepienie

bydła hodowlam i gruźliczem i, których z ja ­

dliw ość została zm niejszona przez energicz­

(5)

JSfi 43

W S Z E C H Ś W I A T

661 ne traktow anie gliceryną. A le w tym razie

w prow ad zam y bądź co bądź do ustroju żyw e laseczniki rozm nażające się dalej. Dla osob­

nika bardziej w ra żliw ego może stąd w y n i­

knąć niebezpieczeństwo, na które pod żad­

nym pozorem nie wolno w ystaw iać życia ludzkiego. T o też najbardziej pomyślne w y ­ niki, jakie m etoda taka może dawać w w al­

ce z gruźlicą u zwierząt, nie pozwalają je d ­ nak na stosowanie je j u człowieka. A u tor przew idu je jednak m ożliwość stosowania m etody izopatycznej do uodporniania ludzi, jeżeli otrzym a pomyślne w yn iki z dośw iad­

czeń obecnie będących w toku: chodzi tu o uodpornienie ssawców zw ierzęcych przez podawanie im w pożyw ieniu odpowiednio osłabionego zarazka gru źliczego zamiast za­

strzyk i wania go pod skórę.

Daleko pom yślniejsze w idoki przedstawia inna metoda uodporniania, oparta na w łas­

nościach mleka krów uodpornionych. M le­

ko to zawiera antytoksyny, t. j. substancye zobojętniające działanie jadu gruźliczego w ustroju. W p ra w d zie zobojętnienie jadu gru źliczego przez podawanie takiego mleka jest krótkotrw ałe; a lep o zo sta je jeszcze jeden sposób, a m ianow icie podawanie razem z m lekiem odpow iednio osłabionego zarazka żyw eg o . N arazie są to jednak tylko nadzie­

je i w idoki na przyszłość; autor zaznacza wyraźnie, że na żadne listowne zapytania 0 środek na gruźlicę odpowiadać nie będzie dopóty, dopóki publicznie nie ogłosi o za­

kończeniu w szystkich prób i doświadczeń.

N a zakończenie autor rozpatruje głośną sw ojego czasu sprawę poruszoną przez K o ­ cha o stosunku gru źlicy ludzkiej do bydlęcej czy li perlicy. W b re w zdaniu słynnego bak- teryologa berlińskiego, B ehring stanowczo uznaje tożsamość obu spraw iż ą d a ja k n a j- troskliwszej kontroli nad handlem mlekiem j 1 mięsem.

T a k się przedstawia w streszczeniu p rze­

m ów ienie prof. Behringa; nie można nie w i­

dzieć w niem w ielkiej jednostronności w spraw ie w łaściw ego początku i źródła za­

każenia gru źliczego; dużo tu niedom ówień i nadziei, znacznie mniej danych p o zy ty w ­ nych. T o też z niecierpliwością oczekiwać należy pu blikacyi szczegółow ej,zapow iedzia­

nej na koniec r. b. Tym czasem na n a jw y ż­

szy podziw i uznanie zasługuje w ytrw ałość

i systematyczność badania, stopniowe w y ­ czerpyw anie terenu przez rozw iązyw anie co­

raz to nowych, nasuwających się pytań i za­

gadnień. Metoda ta, która ju ż tyle dobrego w nauce zdziałała, i tym razem zawieść nie powinna.

Z. S.

J. B. STALLO.

P O J Ę C IA I T E O R Y E F I Z Y K I W S P Ó Ł C Z E S N E J .

(Tłum. niem. dr. II. KLEINPETRA z trzeciego wydania oryginału angielskiego z przedmową E. MACHA, str. 332. Lipsk 1901).

J. B. Stallo, niemiec z pochodzenia, oby­

w atel Stanów Zjednoczonych, k tóry brał ż y w y udział w polityce, a b y ł jednocześnie humanistą i adeptem nauk ścisłych, samouk zresztą, kształcący się na oryginalnych dzie­

łach wielkich m yślicieli, umysł wszechstron­

ny i sam odzielny— tak Mach charakteryzuje w przedm owie autora książki, której tytu ł przytoczono pow yżej. Zastrzegając się t y l­

ko co do geom etry! nieeuklidesowej, Mach zgadza się pozatem z zasadniczą krytyką teoryi mechanicznej, która stanowi treść dzieła.

W im ię m aksym y „prudens interrogatio ąuasi dimidium scientiae11 Stallo poddaje roz­

b iorow i krytycznem u sam sposób zadawania zagadnień fizycznych; z tego też przede­

w szystkiem stanowisk;! atakuje teoryę me­

chaniczną. W yk a zu je on, że w brew preten- syom zwolenników teoryi mechanicznej do ścisłości em pirycznej, opiera się ona na za­

łożeniach m etafizycznych.

Spekulacya m etafizyczna zakłada, że:

1) każde pojęcie posiada odpowiednik w odrębnie istniejącym przedm iocie rzeczy­

w istym ;

2) pojęcia i rzeczy specyalniejsze dają się w yp row adzić z ogólniejszych, obejmujących je, pojęć i rzeczy;

3) w świecie rzeczywistości rządzą te same prawa, co w dziedzinie pojęć;

4) rzeczy istnieją niezależnie od ich. w za ­ jem nych stosunków, więc niezależnie od cech ich, czy li istnieją bezwzględnie, same w sobie.

T eorya mechaniczna opiera się na założe­

niu, że każde zjaw isko fizy czn e sprowadza

(6)

662

W S Z E C H Ś W I A T

JMó 43 się ostatecznie do ruchu niepodzielnych, nie­

zm iennych atomów. W y n ik a ją stąd tw ie r­

dzenia poszczególne, że:

1) masa i ruch są to pierwiastki w szelkich zjaw isk fizycznych;

2) są od siebie niezależne;

3) nie m ogą być zniweczone.

D o tych założeń dołączają się założenia teoryi atom istycznej:

1) o nieciągłości m ateryi;

2) o równości, niezmienności i nieznisz- czalności atomów;

i założenia teoryi cynetycznej gazów , opie­

wające:

1) że gaz składa się z cząstek tw ardych o stałej masie i objętości;

2) że cząstki te są absolutnie elastyczne;

3) że znajdują się w ciągłym ruchu (ruch ten ma być prostolinijny, zm ieniający swój kierunek w razie zderzenia się cząstek).

W yk a zu ją c m etafizyczn y charakter za ło ­ żeń teoryi m echaniczno-atom istycznej, Stal- lo określa ze sw ego stanowiska stosunek m y ­ ślenia do rzeczy. Niezbędnem i warunkam i myślenia są różnorodność i podobieństw o rzeczy w e wszech świecie. Różnorodność um ożliw ia nam poznanie w ogólności; ponie­

waż daną rzecz poznajem y tylk o przez to, że różni się ona od innych, poznajem y b o ­ wiem cechy danego przedm iotu, które są określeniem je g o stosunku do innych, okre­

śleniem w yn ikłem z porównania; każda rzecz przeto ma nieskończenie w iele cech, bo ka ż­

da je j cecha jest określeniem stosunku p o ­ m iędzy nią a inną rzeczą; cechy te w ięc są w zględne, zależne od obu przedm iotów . N ie ­ ma rzeczy absolutnych. W zględ n ość jednak rzeczy nie jest bynajm niej zaprzeczeniem ich realnego istnienia, przeciw nie Stallo uznaje istnienie tylk o w zględnych, zm iennych sto­

sunków i tem się różni od m etafizyk ów , szu­

kających absolutu poza tem, co jes t w zg lę d ­ ne, a w ięc zmienne, i jem u tylk o p rzy zn a ją ­ cych istnienie rzeczywiste.

Co do podobieństwa zjaw isk i rzeczy w e wszechświecie, to pozw ala nam ono k la s y fi­

kować przedm ioty poznania i, abstrahując od cech wspólnych danej klasie, tw o rzy ć pojęcia.

P ojęcie w ięc jest to w y tw ó r naszego umysłu jedynie, oparty na zdolności naszej do ab-

strakcyi.

Przeciw staw iając spekulacyi m eta fizy c z­

nej pogląd pow yższy, Stallo zarzuca zw o­

lennikom teoryi mechanicznej zasadniczy błąd m etafizyczny, polegający na nadawa­

niu bytu realnego pojęciom masy i ruchu.

Ruch ani masa nie są przedm iotam i do­

świadczenia zm ysłow ego; są to w ięc pojęcia jedynie, n a jw yższy stopień uogólnienia, a ra­

czej dw ie strony najogólniejszego pojęcia m ateryi, t. j. tego, co jest wspólne w szyst­

kim rzeczom; są one ze sobą w sposób niero- zerw any złączone: nie znam y ruchu, znamy ty lk o ruszające się masy, zaś masy poznaje­

m y tylk o przez ich oddziaływanie, które ze swej strony jest skutkiem ruchu; bezw ład­

ność, zasadnicza cecha masy, objaw ia się tylk o w tedy, kiedy masa jest w prow adzona w ruch; atom zaś bez ruchu nie istnieje, bo zgodnie z tą samą teoryą mechaniczną, b y­

łoby to „cośu, pozbawione wszelkich cech, a w ięc nie różniące się od „ niczego “ . Mylnem w ięc jest tw ierdzenie teoryi mechanicznej 0 niezależności masy i ruchu. M ylnem za­

rów n o jest późniejsze twierdzenie, że każdy atom jes t nierozdzielnie połączony z p ew ­ nem quantum siły, bo atom pojedyńczy nie uzewnętrzni żadnej siły, polega ona bowiem na stosunku pom iędzy conajm niej dwuma przedm iotam i, na wzajem nem od działyw a­

niu, które objaw ia się w zmianie ich w zg lęd ­ nego położenia. T eorya mechaniczno-ato- m istyczna przyjm u je za podstawę budowy m ateryi absolutnie sztyw ny atom, uważając stan stały ciała za najprostszy. W ie m y je d ­ nak, że pod w zględem własności fiz y c z ­ nych i chem icznych g a zy zachowują się znacznie prościej niż ciała stałe (prawo B oy- lea, Charlesa, Gray-Lussaca), a że og óln y proces ro zw o jo w y posuwa się od form prost­

szych i mniej w yraźnych do bardziej skom ­ plikow anych i określonych, przeto, jeżeli- byśm y m ieli uważać jeden ze stanów ciała za praform ę, najbardziejby się do tego na­

daw ał stan gazow y. Stan stały jednak, j a ­ ko bardziej uchw ytny, naj pierwej się nasu­

w a naszym zm ysłom i najpierw ej w y tw a rza ­ m y sobie pojęcie ciał stałych; rozw ój więc pojęć naszych o rzeczach idzie w p o w y ż ­ szym kierunku. T e o ry a w ięc mechaniczna 1 w tym przypadku opiera się na założeniu m etafizycznem , że w świecie rzeczyw istości rządzą te same prawa, co w dziedzinie na­

szych pojęć.

(7)

JM® 43

w s z e c h ś w i a t

663 W y k a zu ją c niem ożliwość istnienia rzeczy

bezw zględnych, Stallo zastanawia się bliżej nad ruchem bezw zględnym . A rgu m en t zw o­

lenników ruchu bezw zględnego o ruchu ab­

solutnym ciała zupełnie w yodrębnionego w przestrzeni upada oczywiście, wobec nie­

m ożliwości istnienia takiego (samego w so­

bie) ciała. Ruch bezw zględny w ym aga da­

lej istnienia bezw zględnie nieruchomego punktu, ten zaś musi być odniesiony do czterech absolutnie nieruchomych punktów, i t. d., założenie to w końcu prow adzi do pojęcia przestrzeni skończonej.

Przechodząc do k ry ty k i teoryi przestrzeni nieeuklidesowej, Stallo zastanawia się nad naturą przestrzeni. P odstaw ow ym błędem, zdaniem jeg o , teoryj m etageom etrycznych jest nadawanie przestrzeni realnego istnie­

nia, określanie cech tego, co jest pojęciem jedynie, pojęciem w yn ikłem z odrzucenia w szystkich cech przedm iotów rzeczyw istych, prócz ich rozciągłości. Ten pierw szy proces abstrakcyi prow adzi do pojęcia ograniczonej rozciągłości, przestrzenności, od którego drogą dalszej abstrakcyi dochodzim y do po­

jęcia przestrzeni. N adawanie przestrzeni samoistnego bytu jest w matematyce takim samym błędem m etafizycznym , w ja k i w pa­

dła fizyka, uważając masę i ruch za istnieją­

ce przedm ioty doświadczalne.

Stallo rozpatruje dalej teorye kosm ologicz­

ne mechanistów, teorye dotyczące skończo- ności wszechświata w czasie, masie i prze­

strzeni. Poddaje on k rytyce samę dążność do szukania początku lub końca wszech­

świata, ja k o całości, dążność, opierającą się na uprzedzeniu, źe do wszechświata stosują się prawa fizyczne, które przecie opierają się na zasadzie akcyi i reakcyi, zaś wszechświat, jako całość wszechobejmująca nie może wstępować we współdziałanie z żadnem in- nem istniejącem ciałem; nie m oże być z ni- czem porów nyw an y, a w ięc nie jest grupą cech, stosunków, czy li określonem ciałem.

W szechśw iat jest to tylk o podłoże w szyst­

kich m ateryalnych form , cech i stosunków, stanowiących rzeczywistość zm ysłową. Z te­

g o też punktu w idzenia teorya o skończono- ści wszechświata w przyszłości wskutek je d ­ nostajnego rozproszenia się energii, teorya oparta na drugiej zasadzie term odynam iki, będąc prawdopodobną w stosunku do każde­

go skończonego systemu planetarnego, nie może być zastosowana do wszechświata. Co dotyczę kosm ogenetycznej teoryi m gławic, to prócz tego, że podpada zasadniczemu w y ­ żej wym ienionem u zarzutowi, nie da się utrzym ać jeszcze wskutek tego, że w yp ro­

wadza różnorodność form i ruchów we wszechświecie z pierw iastków jednostajnie rozproszonej, jednostajnej pod w zględem dynam icznym i term odynam icznym mate­

ryi. W y jś c ie z tego stanu m ogłoby się tylk o dokonać pod w pływ em sił zew nętrz­

nych, ponieważ jednak wszechświat nie m o­

że podlegać działaniu sił zewnętrznych, ro­

zum owanie to sprzeciwia się elem entarnym prawom dynam iki i term odynam iki. Samę dążność do w yprowadzenia różnorodności z absolutnej jednorodności Stallo uważa za jeden jeszcze pierwiastek m etafizyczny teo­

r y i mechanicznej, błąd opierający się na za­

łożeniu, że ogólne pojęcie może posłużyć za podstawę, różnicując się na poszczególne rzeczy tem pojęciem objęte.

Celem zbadania wartości teo ry i mecha­

niczno -atomistycznej jako hypotezy nauko­

wej, Stallo określa warunek, któremu taka hypeteza powinna odpowiadać. W arunek ten w ym aga, aby hypoteza tłum aczyła dane zjawisko, aby czyniła je zrozumiałem, t. j.

aby w yk azyw ała podobieństwo częściowe lub zupełne pom iędzy danem zjawiskiem a in- nem zjaw iskiem rzeczy wistem, znanern z do­

świadczenia. A b y w ięc dane zjaw isko było zrozumiałem, musi to podobieństwo istnieć;

nie zawsze jednak zrozumiałość zjawiska w arunkuje m ożliwość je g o istnienia, zja w i­

sko jednak może istnieć, nie będąc w niczem prawie podobne do dawniej znanych zja ­ wisk. D rugim warunkiem zrozumiałości, jednocześnie m ożliwości istnienia zjawiska, a w ięc zasadniczym warunkiem, k tóry sta­

now i o naukowej wartości hypotezy, jest zgodność pom iędzy jej elem entam i składo- wemi.

Tw ierd zenie teoryi atom istycznej o rów ­ ności atom ów zgadza się coprawda z dąże­

niem chem ików do sprowadzenia w szyst­

kich pierw iastków do jednego, ale jest

w sprzeczności z jednem z zasadniczych

praw chem ii współczesnej— prawem A v o g a -

dra. U siłow anie ześ Grahama, dążące do

w ytłum aczenia różnych objętości rów nych

(8)

664 Ne 43 atom ów przez rozmaitość ruchów, sp ecyficz­

nych dla każdego pierwiastku, n ietylk o nie usuwa trudności, ale samo w chodzi w sprzecz­

ność z innem założeniem teo ry i mechanicz- nem o niezależności masy i ruchu, wskutek którego pewien ruch nie m oże być niezm ien­

nie połączony z pewną masą.

Pon iew aż masa i ruch są od siebie n aw za­

jem niezależne, w ięc cząstki masy są abso­

lutnie bezwładne i m ogą sobie nawzajem udzielać ruchu tylk o w razie bezpośredniego zetknięcia się tracąc część ruchu własnego.

Stąd dw a tw ierdzenia teoryi m echanicznej:

1) w szelkie działanie m iędzy ciałam i spro­

w adza się do bezpośredniego ciśnienia: dzia­

łanie na odległość jest niem ożliw e; 2) w szel­

ka energia jest cyn etyczna: niema en ergii potencyalnej.

Pierw sze z tych tw ierdzeń wpada w koli- zyę z podstawow ą zasadą m echaniki N e w to ­ na— zasadą g ra w ita cy i powszechnej: w szel­

kie bowiem próby sprowadzenia g ra w ita cy i do bezpośrednich oddziaływ ań okazały się bezowocnemi. H yp oteza L e Sagea, upatru­

jąca przyczyn ę ciążenia powszechnego w g ra ­ dzie malutkich ciałek zaśw iatow ych uderza­

jących przew ażnie w zew nętrzne strony ciał, ciążących ku sobie, które służą naw za­

jem ja k o zasłony,— nie w ytrzy m u je k ry ty k i z punktu w idzenia en ergetyki, a hypoteza o falistem rozchodzeniu się ciążenia w y m a ­ ga skończonej prędkości rozchodzenia się, zjaw isk odbicia i załam ania się g raw ita cyi, co się nie zgadza z rzeczywistością. Z w a l­

czając tw ierdzenie m echanistów, że zetknię­

cie się jes t jed y n y m sposobem w zajem nego oddziaływ ania ciał, Stallo nie w ystępuje przeciw prawu przyczyn ow ości działań f i ­ zycznych, lecz jed yn ie przeciw zacieśnieniu | tej przyczyn ow ości do bezpośredniego ze- j tknięcia się ciał.

Co do tw ierdzenia, na m ocy którego cała energia jest cynetyczną, to ju ż zjaw iska po- ! w inow actw a chem icznego w ym a gają m ożli­

wości nagrom adzenia się en ergii w form ie i energii potencyalnej; energia chemiczna, po­

siadająca olbrzym i rów n ow ażn ik mechanicz­

ny, nie da się chyba objaśnić ruchem abso­

lutnie bezw ładnych atom ów.

P o jęcie „atom ela styczn y“ zaw iera w so­

bie „contradictio in a d jecto“ , bo elastycz­

ność w ym aga zm iany układu cząstek w e­

wnętrznych, a atom jest atomem, stąd tw ie r­

dzenie teoryi mechanicznej o absolutnej sztywności, a w ięc nieelastyczności atomów;

znajduje się ono jednak w oczyw istej sprzecz­

ności z najważniejszem zastosowaniem teo­

r y i mechanicznej -teoryą cynetyczną gazów , która w ym aga absolutnej elastyczności czą­

stek; nieelastyczność zresztą sprzeciw iałaby się zasadzie zachowania energii, poniew aż energia cynetyczną atom ów nie m oże się zm ieniać w energię ruchu w ew nętrznego.

Do usunięcia tej sprzeczności dąży teorya lorda K eivin a, który uważa atom y za pod- ścielisko w irow e różnych kształtów wT jed n o­

rodnej, wszechstronnej, doskonałej cieczy, odskakujące za zetknięciem, ja k ciała ela­

styczne. H ypoteza ta znowu zaciera g ra n i­

cę pom iędzy masą a ruchem; m odyfiku je ją Secchi, przyjm u jąc także ruch w irow y, bez rzeczyw istych sztyw nych atom ów, które przez zderzanie się część ruchu obrotow ego zam ieniają na postępowy, odskakując od siebie. Pom ijając fakt, że m ożliwość ta k ie ­ g o ruchu została nieściśle w yprow adzona z tw ierdzeń Poinsota, hypoteza ta nie tłum a­

czy zjaw iska do gruntu, bo ruch obrotow y, zam ieniając się ciągle częściowo w postępo­

w y, musiałby się w końcu w yczerpać i sta­

nęlibyśm y znowu przed pierwotnem zagad­

nieniem . Samo zaś tłumaczenie elastyczno­

ści masy gazow ej przez nadawanie tej w ła ­ sności tw ardym atomom zjawiska nie uprasz­

cza. Jest to scliolastyczne tłumaczenie „idem I per id em “ ; ten sam zarzut Stallo czyn i tłu ­

maczeniu niezniszczalności m ateryi przez niezniszczalność atomów; to samo dotyczę łączenia się pierw iastków w ed łu g stałych stosunków w agow ych: tautologicznie nieco brzm i twierdzenie opiewające, że w ielkie masy danych pierw iastków łączą się stale w tym samym stosunku, dlatego, że małe ich masy p od lega ją temuż prawu. U siło ­ wania tego rodzaju dobitnie określa Stallo ja k o dążność do rozpylania zjaw isk w idee.

H y p o tety czn y prostolinijny swobodny ruch cząstek gazu wpada w kolizyę z pra­

w am i ciążenia powszechnego.

Co dotyczę nieciągłości m ateryi, która ma

tłum aczyć je j nieprzenikliwość, to, z uwagi

na najnowsze uzupełnienia teo ry i atom i-

stycznej, w yw ołane przez teoryę falistą p ro ­

mieniowania, kiedy atom y zaczęto uważać

(9)

•Ns 4O W S Z E C H Ś W I A T 6 6 5

za nieskończenie małe w stosunku do dzie­

lących je odległości, nieciągłość m ateryi tak rozum iana przestała tłum aczyć je j nieprze- nikliwość. Tłum acząc np. zjaw isko dysper- syi przez różnicę prędkości promieni o róż­

nych długościach fa li świetlnej, upatrywano w nieciągłości m ateryi przyczyn ę tej różni­

cy; wobec tego jednak, że na polu obserwa- cyj astronom icznych nie w y k ry to dotąd ab­

solutnie żadnej różnicy w prędkości różnych prom ieni św ietlnych— tłumaczenie w tórne zjawiska, które nie istnieje, staje się zby- tecznem. Zaprzeczenie atom istycznej budo­

w y materyi nie zawiera w sobie bynajm niej twierdzenia o ciągłości m ateryi; Stallo p rzy ­ puszcza prawdopodobnie istnienie ciał, m a­

jących skład cząsteczkowy, nie oznacza to jednak wcale, aby te cząsteczki b y ły pier- wotnem i, niezależnie od wszelkiego fiz y c z ­ nego działania istniejącem i elementami.

T a k więc Stallo odrzuca teoryę mecha- niczno-atotnistyczną, uważaną jako rzeczy­

w isty odpowiednik zjaw isk fizycznych; uzna­

j e on jednak zasługi jej jako lik cyi lo g icz­

nej, w yodrębniającej pojęciow o pewną stro­

nę zjawisk, ułatwiającej niejako badanie tych zjaw isk i służącej zarazem do ich przed­

stawienia sym bolicznego.

M . R.

E M A N A C Y E R A D U I P O L O N U .

N ow e własności emanacyj zw ią zk ów radu i polonu ogłosił niedawno znakom ity uczo­

ny angielski W illia m Crookes, ja k o w yn iki swych badań nad tem i związkam i. O dy zbliżam y ekran, p o k ry ty platynocyankiem baru, do słabo świecącego w ciem nym po­

koju osadu krystalicznego, k tóry pozostaje po w yparow aniu roztw oru czystego azotanu radu, ekran ten fo sfo ryzu je zielonem św ia­

tłem, którego siła zmienia się z odległością i ginie, g d y ekran w y jd zie z pola fosfore- scencyi radu. Podobne działanie dało się zauważyć na ekran p o k ry ty siarczkiem c y n ­ ku; fosforescencya jednak tego ostatniego, po usunięciu radu, trw ała od kilku minut do '/a godziny, zależnie od siły fosforescen- cyi radu i od pierw otnej je g o odległości od ekranu. Godnern u w a gi jes t to, że naczy­

nia szklane, filtry i instrumenty, używane w laboratoryum do doświadczeń z radem, po należytem ich w ym yciu fo sfo ry zo w a ły w dalszym ciągu; kawałek siarczku cynku w łożon y w takie naczynie, stawał się zaraz

fosforyzującym .

P ołożon y w blizkości azotanu radu krysz­

tał dyamentu fosforyzow ał, ja k pod w p ły ­ wem promieni katodalnych w próżni; g d y oddalano g o od radu przestawał świecić;

g d y g o jednak położono na czułym na pro­

m ieniowanie radu ekranie, zatrzym yw ał fos­

forescencyę przez kilka minut. Podczas je d ­ nego z takich doświadczeń dyam ent znalazł się, poprzednio, przypadkowo w styczności z azotanem radu i takim sposobem niedo- strzeżone gołem okiem cząsteczki tego ostat­

niego dostały się na ekran nasycony siarcz­

kiem cynku. Natychm iast na powierzchni ekranu ukazały się zielone świetlne plam y o średnicy 1 mm, lub więcej, choć cząsteczki radu, które je w yw o ływ a ły , były zamałe, aby je można było dojrzeć gołem okiem w św ietle dziennem. P o d mikroskopem, w ciem nym pokoju, plamy te ok azyw ały ciemny środek ze świecącą obwódką dokoła, g d y nazewnątrz nich powierzchnia ekranu iskrzyła się słabem światłem Fosforescen- cya ta, widoczna najlepiej pod 20-razowem powiększeniem, była znacznie słabsza na ekranie p okrytym platynocyankiem baru.

G d y zbliżano zwolna do ekranu kawałek azotanu radu, ten ostatni w y w o ły w a ł ogólną fosforescencyę na ekranie. Obserwując ekran pod lupą, można było zauw ażyć lekkie iskrzenie się powierzchni, przyczem , podczas zbliżania radu, iskrzenie to stawało się sil- niejszem i częstszem, a w końcu można było zauw ażyć małe świetlne płom yki przebiega­

jące szybko powierzchnię ekranu. Zapom o­

cą drutu pla tyn ow ego umoczonego w roz­

tw orze azotanu radu i następnie dobrze w y ­ suszonego, można było w yw oływ ać, za do­

tknięciem nim ekranu, na tym ostatnim pla­

m y świetlne, nie przestające świecić przez w iele tygodni.

A zota n polonu, m ający podobny w p ły w na ekran, w y w o ła ł tylk o słabszą fosforescen­

cyę tego ostatniego. Siln y prąd powietrza, przepuszczany pom iędzy ekranem a solą ra­

du lub polonu, ja k rów nież silny elektrom a­

gnes, pozostaw ały bez w p ływ u na fosfore-

(10)

666

W S Z E C H Ś W I A T

JVó 43 scencyę. Snop prom ieni X skierow any na

ekran daw ał na nim plamę świetlną, nie p o ­ zostawiając jednak po sobie fosforescencyi, co m iało miejsce po działaniu prom ieni ra ­ du; pozostaw ał on też bez w p ły w u na p ro ­ mienie radu.

Nieznaczne powalanie palców solą ra ­ du w y w o ły w a ło na ekranie fłuorescencyę i iskrzenie się je g o powierzchni, co ustawa­

ło po umyciu rąk. D ziałanie prom ieni radu w rozrzedzonem pow ietrzu było takie samo, ja k i w zwyczajnem , zjaw iska stąd pocho­

dzące zdaw ały się być tu jednak nieco sil- niejszemi, można to przypisać jednak w a d li­

w ej obserwacyi.

Podczas zbliżania do naczynia, za w iera ją ­ cego azotan polonu, naprzemian ekranu ba­

row ego i cynkow ego, oba św ieciły, cyn k ow y jednak nieco silniej, toż samo w idocznem było podczas zbliżania ich do azotanu radu;

w ty m razie jednak cyn k ow y św iecił znacz­

nie silniej, przyczem pod lupą ekran baro­

w y w yk a zy w a ł jednostajne świecenie, g d y na cynkow ym w idać b y ło iskrzenie. Croo- kes pow tarzał te same operacye, z w ró c iw ­ szy ekrany w ra żliw ą pow ierzchnią naze- wnątrz, tak że prom ienie m usiały wprzód przejść przez grubość ekranu, dało się w te ­ dy zauważyć, że em anacye polonu zostaw a­

ły bez w p ływ u na oba ekrany, w te d y g d y emanacye radu w y w o ły w a ły silne św iece­

nie w rażliw ej na nie pow ierzchni tylk o na ekranie platyn ocyanow ym . Z p ow yższego widać, że em anacye polonu nie są w stanie przechodzić przez papier oraz że emanacye tak radu ja k i polonu m ają silniejszy w p ły w na ekran cy n k ow y niż na platyno- cyanow y.

(Proceedingg of the Royal Society, 1903, t. 71, str. 405— 408). ' r n •/. Ucrngel. i

S Z C Z Ę K A D O L N A C Z Ł O W I E K A I M A Ł P C Z Ł E K O K S Z T A Ł T N Y C H .

D r. W a lk h o ff z M onachium w badaniach swych nad budową szczęki dolnej u ludzi i u małp człekokształtnych nie ogran iczył się na porównaniu postaci zew nętrznej tych szczęk. Pon iew aż chodziło mu o od tw orze­

nie postaci szczęki pierwotnej, wspólnej dla gatunków poszczególnych, zw rócił w ięc spe- cyalnie uwagę na zbadanie budowy w e ­ w nętrznej i jej odmian w szczęce dolnej.

Dr. W a lk h o ff opiera się na prawach mecha­

n iki rozwoju, rozw ijanych przez Rouxa, czyli na nauce „o funkcyach samokształtowa- nia się“ , a szczęka dolna przedstawia w ła ­ śnie przedm iot bardzo odpowiedni do badań w tym zakresie, poniew aż nie podlega żad­

nemu praw ie ciśnieniu. Tkanka kostna ule­

g a tu tylk o działaniu mięśni. Z tego też w zględu „fu nkcye samokształtowania się“

muszą m ieć w danym przypadku znaczenie specyalne.

B udow a w ewnętrzna szczęki dolnej łatw o daje się zbadać zapomocą prom ieni R óntge- na. Dr. W a lk h o ff dokonał właśnie kilkuset zdjęć podobnych ze szczęki dolnej zarówno ludzi, ja k małp człekokształtnych i na pod­

stawie zdjęć ow ych tw ierdzi, że kształt ze­

wnętrzny- szczęki jest w ścisłym związku z odmianami jej form y w ewnętrznej. P o ­ większanie się i zmniejszanie niektórych czę­

ści szczęki, które to części pierwiastkow o, w swem em bryologicznem założeniu, są pra­

w ie jednakow e, jes t uwarunkowane odm ien­

ną budową wewnętrzną. Dodać przytem należy, że odm iany podobne kształtów ze­

w nętrznych mają znaczenie nie ogólne, lecz indywidualne. B udow a zaś w ew nętrzna szczęki jest zależna od osadzonych w niej zębów, działających zapomocą mięśni. Że zaś w szczęce ludzkiej funkcye zębów są zmniejszone, a więc, stosownie do zasad m e­

chaniki rozwoju, podanych przez Rouxa, na­

stępuje w niej uwstecznienie kształtów.

Szczegółow e badanie przedniej części szczęki dolnej dow iodło rów nież, że kształt je j jest zależny od budow y w ew nętrznej, ta zaś ostatnia zależna jest od funkcyj. Szcze­

góln ie w ielk ie znaczenie m ają fu nkcye m ię­

śnia przyczepionego do tylnej płaszczyzny szczęki. M ięsień bród ko-język ow y (genio- glossus) i dwubrzuścowy (digastricus) tw o ­ rzą trajektorye, które z ustrojem podbródka człow ieka są w związku najściślejszym. U lu­

dzi prawdopodobnie w y tw o rzy ł się n ow y

ruch mięśni i w ed łu g zdania W a lk h o ffa jest

to w łaśnie ruch specyalny mięśnia bródko-

ję zy k o w e g o (genioglossus) podczas m ow y

lu dzkiej. N atom iast u ludzi, w porównaniu

(11)

M 43

W S Z E C H Ś W I A T

667 z m ałpam i człekokształtnemi, nastąpiła pew ­

na redukcya, nietylko co do wielkości części przedniej szczęki, lecz rów nież i zębów, g d y ż mniej częste u żyw anie tej części szczęki w płynęło na kształt całego jej szkieletu.

B y ło b y rzeczą bardzo ważną zbadać w e ­ dług zasad mechaniki rozw oju najstarsze ze znanych szczęk ludzkich, pochodzące z epo­

ki dyluwialnej, szczęki te bowiem w zbudziły liczne spory. Ich cechy pitekoidalne w e ­ dług jednych b y ły przyjm ow ane bez zastrze­

żeń, inni zaś energicznie zaprzeczali podob­

nym wnioskom. V irch ow np. uznał szczęki te o rozmiarach niezw ykle wielkich, jako ob jaw y patologiczne, nienaturalne.

Dr. W a lk h o ff, korzystając z uprzejmości prof. Maschki, zbadał szczęki dyluwialne, pochodzące z Szypki i z Pfedm ostu. Bada­

nia te, dokonane zapomocą prom ieni Ront- gena, przekonały dr. W a lk h o ff a, że szczęka z Szypki należała do dziecka dziesięciolet­

niego, podczas g d y Virchow uważał ją za pochodzącą od człow ieka dorosłego. W szczę­

ce tej m ianowicie znajduje się duży odstęp pom iędzy kanałam i korzeni u siekaczy, k tó ­ re widocznie ledw o że ukończyły swój wzrost.

Budow a innych zębów, znajdujących się w tej szczęce i rów nież jeszcze niezupełnie dojrzałych, odpowiada odstępom dużym po­

m iędzy kanałami korzeni u siekaczy. K ie ł, który w edłu g V irchow a musiał ju ż m ieć zu­

pełnie rozw inięty korzeń, nie posiada jeszcze praw dziw ej m iazgi korzeniowej. Z ęb y trzo-

j

nowe znajdują się w takim stanie rozwoju, | ja k i się spotyka u dzisiejszego dziesięciolet­

niego dziecka. A zatem zęby wszystkie | w szczęce z Szypki są normalne i harmoni­

zują swą wielkością z rozm iaram i tej nie­

zw yk le dużej szczęki.

Tw ierd zen ie Virchow a, że zachodzi tu po­

wstrzym anie rozw oju zębów, jes t zupełnie nietrafne. K w e s ty ę tę rozstrzygn ęły pro­

m ienie Róntgena, a przytem nie można na­

w et przypuszczać, by rozwTój n iezw ykły szczęki z Szypki b y ł w yn ikiem hyperostozy, j ja k utrzym uje V irchow . H arm onijny roz- | wój szczęki każe przypuszczać raczej typ rasow y z epoki dyluw ialnej, g d y zęby i szczę­

ki daleko potężniej b y ły rozwinięte, niż u lu­

dzi dzisiejszych, należących do ras niższych.

V irchow uważa szczękę z Szypki za poje- dyńczy objaw patologiczny, lecz pogląd ten

zbija w zupełności szczęka dolna z P fe d ­ mostu. T a należała do osobnika siedmio­

letniego, a okazuje w iele cech wspólnych z temi, które zaobserwowaliśm y u szczęki z Szypki Zachow ały się w niej wszystkie zęby, nawet przednie, a w ielkość zębów mlecznych i trzonowych przew yższa znacz­

nie w ielkość tych że u ludzi dzisiejszych.

Zresztą i tutaj rozwój zębów harmonizuje zupełnie z całością szczęki. Jest ona potęż­

nie rozwinięta, a na stronie odwrotnej po­

siada w głębienie w miejscu kolca brózdko- w ego w ew nętrznego (spina mentalis interna), podobnie ja k to w id zim y w szczęce z Szypki i u m ałp człekokształtnych. L e c z w szczę­

ce z Szypki strona podstawowa jest silniej rozwinięta, niż w szczęce z Pfedm ostu, która natomiast posiada niewielki podbródek, szcze­

gół, którego brak szczęce z Szypki. Zresztą rozwój kostny obu szczęk jest ten sam, zwłaszcza jeżeli zw rócim y uwagę na różnicę lat. Szczęka z Pfedm ostu tw o rzy wraz ze szczęką z la N aulette epokę przejściową do ras dzisiejszych, a szczęka z Szypki jest od­

łam kiem najstarszym szczęki, z pom iędzy wszystkich szczęk dotychczas odnalezionych.

I rozpatrując budowę w ewnętrzną obu tych szczęk musimy zastosować prawa me­

chaniki rozwoju, b y m ódz w ytłum aczyć owe tak różnorodne, zadziw iające postaci.

W ed łu g słów dr. W a lk h o ff a łatwiej jest odnaleźć pochodzenie naczelnych (Prim ates) opierając badania na m etodzie mechaniki rozwoju, niż przeprowadzając badania dro­

gą em bryologii, anatom ii porównaw czej i pa­

leontologii, g d y ż w edłu g praw tej młodej nauki każdy, nawet pojedyńczy organ, m oże być zbadany i porów nyw any.

K . Stolyhwo.

K O R E S P O N D E N C Y A W S Z E C H Ś W I A T A .

C zerw o n y w o d o ro st.

W początkach września r. b. przechodząc dla skrócenia drogi wąską, uliczką, przeznaczoną w y­

łącznie dla pieszo idących z miasta w stronę dwor­

ca kolei żelaznej, zauważyłem na fundamentach dwu domów murowanych i podmurówce jednego drewnianego w wielu miejscach cienko rozpostar­

te powłoki, w kształcie plam, mające od kilku

do kilkunastu cm~ powierzchni, barw y skrzepłej

(12)

6 6 8 W S Z E C H Ś W I A T

JNś 43

krwi. N iezw ykły kolor tych utworów zastano­

w ił nawet dwu innych przechodniów, jakkolw iek ci ostatni nie zaliczali się do osób, którychby mo­

gły zająć bliżej podobne objawy, rzeczony bowiem zaułek z powodu nieczystości i wstrętnego zapa­

chu, uczęszczany bywa tylko przez ludność robo­

czą udającą się tamtędy, gd y w ody rzeki K rzn y nie zaleją od strony łąk owego przejścia, które w ubiegłem lecie, skutkiem ciągłych deszczów przez długi czas było niemożliwe do przebycia.

Ponieważ przyczyna dostrzeżonego zjawiska nie dała się gołem okiem na miejscu wyśledzić, prze­

to w celu jej poznania zebrałem nieco czerwonej materyi wraz z tynkiem wapiennym, do którego ściśle przylegała, i niebawem przekonałem się przy pomocy mikroskopu, że wywołana została przez wodorost, składający się z komórek poje­

dynczych kształtu kulistego, mających od 5 — 8 |j, średnicy, okrytych błoną bezbarwną i wypełnio­

nych wewnątrz treścią drobnoziarnistą, różową, która w razie większego nagromadzenia się osob­

ników nabiera koloru czerwronego. W powłokach tworzących wspomniane plamy oprócz głównego ich sprawcy znalazłem jeszcze w małej ilości ko­

mórki innego wodorostu, nader pospolitego, a mianowicie Protococcus viridis A g., tudzież niekiedy okrzemki z gatunku Amphora ovalis K g ., okazy bardzo drobne, i grzybki rozszczepkowe z rodzajów Bacillus i Micrococcus.

Czy wodorost powyżej opisany, znany jest algo- logom?— trudno mi na to odpowiedzieć wobec nie­

licznych dzieł literatury specyalnej, będących w mojem posiadaniu, w każdym razie zdaje się należeć do rzadkich pojawów, jeżeli go przedtem, mimo uderzającej barw y nigdy nie dostrzegłem, zasługuje zatem na wzmiankę, jak wszystko co jest mniej zwykłe.

Międzyrzec w październiku.

B . E ich ler.

S P R A W O Z D A N I E .

— D r. E m il W a rb u rg . Z asady fiz y k i, z szó­

stego wydania niemieckiego przełożył Stanisław Bouffał. Z 405 rysunkami w tekście. Nakła­

dem grona miłośników fizyki.

Ścisłość i gruntowność wywodów, a zarazem ich zwięzłość, czyni dzieło to w zupełności odpo- wiadającem celowi, o jakim autor wspomina w przedmowie, przeznaczając je dla słuchaczów fizj-ki, jako książkę pomocniczą przy wykładach.

Młodzież uniwersytecka, studyująca fizykę, szcze­

gólniej na wydziałach przyrodniczym i medycz­

nym, znajdzie cenną pomoc w tej książce i to tem- bardziej cenną, że jest to obecnie jedyna książka w tym zakresie w naszym języku. W istocie, Zasady fizy^ki, napisane przez p. Augusta W i t ­

kowskiego i wydane kilka lat temu z zapomogi kasy imienia Mianowskiego, mają prawie ten sam zakres, lecz dzieło to jest dotąd niedokończone i obejmuje zaledwie połowę działów, traktowa­

nych zwykle w fizyce.

G dyb)' w dziele, przyswojonem naszemu ję z y ­ kowi przez p. Stanisława Bouffała niektóre zasad­

nicze kwestye, jak np. zastosowanie drugiego prawa ruchu Newtona do wywodu zasad dyna­

miki, wynajdowanie wypadkowej sił (szczegól­

niej równoległych), rozdział o ciśnieniu atmosfe- rycznem i niektóre inne, były wyłożone jaśniej, dzieło to mogłoby służyć nawet jako pomocnicze przy wykładach w szkole średniej. Dział o elek­

tryczności i magnetyzmie jest wyłożony najdo- stępniej i może w zupełności służyć jako pomoc przy wykładzie szkolnym, a nawet może być z pożytkiem przeczytany przez tych, którzy, nie poświęcając się specyalnie tej nauce, chcieliby za­

poznać się dokładnie z obecnym stanem tej tak po­

tężnie dziś rozwijącej się gałęzi w iedzy ludzkiej.

Aleksander Thieme.

K R O N I K A N A U K O W A .

— C ie k a w y m eteo r. W A° 3904 Astr. Nachr.

P. Gotz z obserwatoryum W Konigstuhi pod H ei­

delbergiem opisuje ciekawy meteor, który poja­

w ił się 28 czerwca r. b. Była to, według do­

strzeżeń studenta Dilga w Heidelbergu, kula o srebrnym blasku wielkości Jowisza, posuwają­

ca się powoli ze wschodu na zachód. Pozostawi­

ła ona za sobą w ielki gorejący obłok pyłu, które­

go forma przypominała mgławicę Andromedy.

A le rozmiary i blask tego obłoku były początko­

wo daleko większe niż owej mgławicy, a środek obłoku świecił przez kilka sekund równie jasno jak księżyc w pełni; średnica poprzeczna wynosi­

ła około 15° w kierunku ze wschodu na zachód.

W ra z z szybko zmniejszającym się blaskiem me­

teor podzielił się na dwie części w okolicy swego wschodniego końca, część południowa rychło zniknęła, zaś północna jęła się ściągać w formę kulistą i spływać powoli ku południowi. Dopie­

ro w 25 minut po zajaśnieniu znikły ostatnie ślady zjawiska.

Ponieważ meteor ten był jednocześnie obser­

wowany przez Heilera w Wertheimie, można więc było na podstawie tych dwu dokonanych w różnych miejscach obserwacyj obliczyć wyso­

kość zjawiska; rachunek dał 103 lcm nad po­

wierzchnią kuli ziemskiej.

Późniejszy ruch rozżarzonego pyłu przypisać zapewne należy bardzo szybkim prądom powietrz­

nym, płynącym w owych górnych warstwach atmosfery.

(Naturwiss. Rundsch.). ni. li. h.

(13)

JM® 4 3 W S Z E C H S W I A T 6 6 9

— O b s e rw a to ry u m p a ry s k ie w r. 1902.

W roku sprawozdawczym obserwatoryum ogłosiło następujące publikacye: dwa ostatnie tomy K a ­ talogi! obserwatoryum paryskiego; pierwszą część Katalogu fotograficznego nieba; „ Obserwacye dokonane w obserwatoryum paryskiem w r. 1898;

X X I I I tom „ Rozprawtl, zawierający badania teo­

retyczne, dotyczące głównie mechaniki niebie­

skiej; drugi fascykuł IH -g o tomu Buletynu K o ­ mitetu międzynarodowego mapy nieba; Atlas fo­

tograficzny księżyca (szósty fascykuł wraz z roz­

prawą opisującą i teoretyczną); wreszcie 31 arku­

szy Mapy fotograficznej nieba.

W skutek inicyatywy Biura Długości, stosow­

nie do życzenia, wyrażonego przez Międzynar.

Stow. Geodez., rządy angielski i francuski przy­

znały obserwatoryom w Greenwich i Paryżu kredyty specyalne w celu przeprowadzenia no­

wego pomiaru różnicy długości tych dwu stacyj.

Jakoż astronomowie angielscy z jednej strony, a francuscy z drugiej, dokonali dwukrotnie (na wiosnę i na jesieni) i niezależnie od siebie tego pomiaru; otrzymane w ten sposób 4 wartości oznaczanej różnicy pozwolą na ostateczne i ścisłe je j ustalenie.

Astronomowie „du seryice meridien1* (w licz­

bie siedmiu) otrzymali 1 1 593 pomiarów wznie­

sień prostych i zboczeń słońca, księżyca, planet i gwiazd.

W ielkiego ekwatoryału zgiętego (Eąuatorial Coude) używali Loew y i Puiseus do otrzymywa­

nia bezpośrednich klisz księżyca. Małym ekwa- toryałem zgiętym posługiwał się Henry, pracują­

cy nad reorganizacyą obserwacyj z astronomii fizycznej.

Trzej inni astronomowie obserwowali mgławi­

ce, komety, asteroidy, gwiazd3r podwójne i okul- tacye (zakrycia) gwiazd przez księżyc. Dwaj pracowali nad oznaczaniem współrzędnych komet i gwiazd.

Bracia Paw eł i Prosper Henry zdjęli 56 klisz Mapy fotograficznej nieba i 12 klisz Katalogu;

pomagało im w tem trzech asystentów

W Biurze pomiarów klisz Katalogu sześć pra- cowniczek (wyłącznie kobiet) oznaczyło współ­

rzędne 21 855 gwiazd.

Czynny nadto był oddział meteorologiczny;

oddział „Godziny Obserwatoryum i miasta Pa- ryża “ ; Biuro Rachunkowe (dziewięciu pracow­

ników).

m. li. h.

— Odjemny ładunek ele k try c z n y kro p li desz­

czu. Pakt, że ziemia posiada ogromny odjemny ładunek elektryczny, a atmosfera ogromny odpo­

wiadający tamtemu ładunek dodatni, stanowi za­

gadnienie, którego całkowitego rozwiązania jesz­

cze nie znamy. W praw dzie Elster i Geitel w yka­

zali, że otaczające ziemię powietrze wysyła ku niej jony odjemne, co częściowo tłumaczy odjem­

n y ładunek ziemi. W ilson wykazał nadto, że,

ponieważ jony odjemne stanowią silne jądra zgęszczające dla pary wodnej, tedy deszcz musi nieść ku ziemi ładunki odjemne.

W ciekawej notatce, umieszczonej w Annalen der Physik, A. Schmauss zwraca uwagę na trze­

cią przyczynę, współdziałającą w nadaniu ziemi ładunku odjemnego. Stwierdza on mianowicie, że krople wody, padające poprzez najonizowane, t. j. zawierające swobodne jony, powietrze biorą ładunki odjemne i że zjawisko to przyłącza się do zjawiska Lenarda, według którego woda, pa­

dając poprzez zwykłe powietrze i uderzając o ja ­ kąkolwiek przeszkodę nabiera ładunku odjem­

nego.

(Cosmos). m. li. li.

— O lb rzym i dinosaurus a m erykań ski. Scien- tific American w jednym z numerów sierpniowych r. b. donosi o znalezieniu przez ekspedycyę ame­

rykańskiego muzeum przyrodniczego czaszki naj­

większej z dotychczas znanych, należącej do Tri- ceratopsa, zwierzęcia z epoki kredowej. Z roz­

miarów czaszki (długość 2,25 m, wysokość 1,65 ni) można wnosić, że było to zwierzę ol­

brzymie.

Muzeum narodowe w Waszyngtonie posiada już jednę czaszkę Triceratopsa, mniejszych jednak rozmiarów: długość je j wynosi 1,65 m, a wyso­

kość 1,20

i i i.

Członkowie ekspedycyi, pp. Bra- num Browne, R. S. Lu li i Brook, dążyli brzegiem rzeki Missouri, oddaleni o 135 mil od Miles-City (Montana), gdy w jednem miejscu zauważyli nie­

znaczne wzniesienie gruntu. Badacze wywnio­

skowali, że w tem miejscu lub w pobliżu powin­

ny być szczątki jakiegoś zwierzęcia. Staranne poszukiwania istotnie wykazały obecność wspom­

nianej czaszki ukrytej w piasku.

Montana i zachodnia część gór Skalistych niegdyś były zajęte przez olbrzymie jezioro, a ra­

czej wewnętrzne morze; obecnie tę przestrzeń można uważać za rozległe cmentarzysko, na któ­

rem spoczywają skamieniałe szczątki zwierząt przed h istorycznych.

Oczyszczenie czaszki z ziemi i odpreparowanie je j na miejscu znalezienia zajęty prawie miesiąc czasu. A b y nadać je j pewną odporność na wstrząśnienia w czasie przewożenia do Nowego Yorku, zagipsowano ją.

Odpreparowana w ten sposób czaszka ważyła 3100 funtów; do przewiezienia je j do stacyi ko­

lei żelaznej użyto dwu silnych koni.

W ed łu g p. Lucasa zwierzę miało 7,5 m długo­

ści, a ważyło przynajmniej 10 ton.

Kształt zębów dowodzi, że Triceratops był zwierzęciem roślinożernem, pokarmu nie żuł i nie rozcierał, używał zaś wygiętych zębów do zrywa­

nia i przecinania gałęzi i liści, stanowiących jego pożywienie.

Przypuszczają, że jednorazowe najedzenie się trwało parę dni i wymagało 200 —400 funt. po­

karmu.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Projekt jest to przedsięwzięcie, na które składa się zespół czynności, które charakteryzują się tym, że mają:.. 

Zastanów się nad tym tematem i odpowiedz „czy akceptuję siebie takim jakim jestem”?. „Akceptować siebie to być po swojej stronie, być

Dostosowując powyższą metodę uzyskujemy pełny algorytm przy pomocy którego, możemy sprawdzić czy zadana liczba naturalna n o dowolnej podstawie m

W obu tych procesach obok siebie idą praw ­ dopodobnie dw a rodzaje ferm entacyi; jednę powodują drożdże, przyczyną zaś drugiej są zapewne bakterye, tej też

wartych w tej kuli, na około tysiąc milionów, Zgadza się to dość dobrze z liczbami Newcombą i Younga, którzy obliczyli, że ilość gwiazd w i­.. dzialnych

chylania się pod w p ływ em pola m agnetycz- nego, jest równoznaczna z prom ieniam i kato- dalnemi, druga zaś część, uważana dotąd za niezdolną do zmieniania

zjaw iskiem powszechnem, występującem we wszystkich niemal stadyach rozw ojow ych, j od okresu gastrulacyjnego aż do tworzenia się szkieletu. d., autor wysnuwa

i nie narusza/ją/ praw autorskich oraz jakichkolwiek innych praw osób trzecich oraz nie została/y zgłoszona/e do innych konkursów o podobnej