M 31 (1114). W arszaw a, dnia 2 sierpnia 1903 r. Tom XXII.
T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .
P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W I A T A " . W W a r s z a w i e : ro czn ie rui). 8 , kw artaln ie rub. 2.
Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : ro czn ie rub. 10, półroczn ie rub. 5.
Prenum erować można w R ed a k cyi W szech św iata
i w e w szystk ich księgarniach w kraju i zagranicą.
R ed a k tor W szech św ia ta p rzyjm u je z e sprawam i redakcyjn em i codziennie od g od zin y 6 do 8 w ieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A Ń r . 118.
O. LODGE.
E L E K T R Y C Z N O Ś Ć I M A T E R Y A .
O d czy t w y p o w ied zia n y w K olegiu m w B elfa ście d. 5 lu tego 1903 r.
Przedm iot naszego odczytu obejmuje w iel
kie obszary; będąc jednocześnie bardzo ogól
nym i bardzo szczegółow ym , jest w obecnej chw ili nadzwyczaj w ażnym dla fizyków . W istocie, własności zasadnicze m ateryi są obecnie pi’zedm iotem zupełnie now ych pojęć.
Jakież to są te własności zasadnicze?
Jedną z nich jest spójność, drugą stanowi ciążenie (graw itacya), nareszcie pozostała własność— to bezwładność. Co do w y ja śnienia ostatecznej p rzy czyn y ciążenia, po
zostajem y w ciąż jeszcze w mroku. Jest to fakt, ustalony przez doświadczenie, że każde ciało ma swój ciężar, że dw ie m asy mate- ryalne przyciągają się w zajem nie z siłą nie
zm iernie małą, g d y chodzi o m ałe masy, lecz bardzo wielką, g d y zw racam y u w agę na ma
sy astronomiczne takie, jak m asy planet lub słońca; jednakow oż p rzy czyn y ciążenia po
wszechnego, ja k dotąd, nie znam y i mało jest prawdopodobieństwa, że ją poznamy.
K ilk a lat temu i przyczyn a spójności nie b y ła znana; zdaje się jednak, że obecnie jeste
śmy w przededniu poznania jej tajem nicy.
Co do najbardziej zasadniczej własności m a
teryi, bezwładności, zaczynam y ją rozumieć.
Bezwładność jes t to w yraz powszechnie zna
ny, lecz nie zawsze jasno pojm ujem y, co on oznacza. Niech mi w olno będzie objaśnić je g o znaczenie. Bezwładność daje się okre
ślić jako możność ciała przekroczenia same
mu położenia, ja k ie zajmuje, lub inaczej, możność poruszania się bez działania siły.
Skutkiem to bezwładności kula przebiega swą drogę po w yjściu z broni palnej; w lufie broni kula ta podlega sile rozprężliw ości g a zu; w pow ietrzu zaś, pom im o oporu w y w o łanego przez tarcie, porusza się wskutek swej bezwładności, zwanej częstokroć mo
mentem (ilością ruchu). Z powodu to bez
władności woda może się wznosić w górę, t. j. poruszać się nawet przeciw prądowi;
częstokroć przeczą temu lecz niesłusznie.
Ciepło zaś nie m oże się wznosić pod górę, przeciw prądowi; porusza się ono tylk o od ciała cieplejszego do zim niejszego; nie m oże
m y mu nadać impulsu, pod w p ływ em któ
rego pozostaw ione samemu sobie w znosiło
by się pod działaniem sw ego m om entu: cie
pło nie posiada bowiem momentu. N ie jest przeto materyą; ono porusza się tylk o pod działaniem zewnętrznem i zatrzym uje się z chwilą, g d y to działanie ustaje. Jest to w łaściwością tylk o ciepła; nie przejaw ia się tedy ono pod postacią m ateryi, ani pod po
stacią ja k iejk olw iek rzeczy, obdarzonej bez
władnością. W od a w ytryska ze źródła z po
wodu prędkości początkowej, która została
je j udzielona; kula krokietow a pędzi pod działaniem uderzenia. Siła poruszająca przestała działać, lecz rucli trw a dalej. T o samo zachodzi w p rzyp ływ ach i odpływ ach morza; podczas trzech godzin w oda się wznosi, przez następne trzy god zin y opada.
G rzbiet w o d y wTznoszącej się w ciągu trzech godzin jest w y ższy od poziom u w ody, pozo
stałej za nią; w ciągu trzech pierw szych g o dzin p rzyp ływ u w oda otrzym u je pewną ilość ruchu (m om ent), w ciągu następnych trzech godzin stopniowo utraca tę ilość ruchu aż do zupełnego wyczerpania się je j. K o ły s a nie się wahadła jest też innego rodzaju przykładem bezwładności.
(Prelegent objaśnia te przykłady, pokazując ja k ciecz zawarta w rurce szklanej, zgiętej w po
staci litery U, będąc wyprowadzoną z położenia równowagi wraca do tego położenia dopiero po pewnej liczbie kołysań się).
T a k ie też wahnienia przedstaw iają się w elektryczności w ch w ili w yład ow an ia bu
telki lejdejskiej; elektryczność nie przecho
dzi wprost z miejsca, gd zie ma w yższe na
pięcie, do miejsca, w którem to napięcie jest mniejsze, by zatrzym ać się w tem ostatniem miejscu, lecz idzie dalej; przekracza to m iej
sce i czyn i dodatniem to, co b y ło odjemnem, następnie powraca i znowu się cofa, zupeł
nie na podobieństw o tych wahnień, ja k ie woda odbyw a w zgiętej rurce. Z da je się te
dy, że elektryczność ma własność podobną do bezwładności.
G d y ćw ierć w ieku temu miałem tu od czyt i m ów iłem , że elektryczność ma własność podobną do bezwładności, zmuszony byłem uważać to za analogię mechaniczną, za po
zorną bezwładność, w yw ołu jącą istotną bez
władność działaniem siły elektro-w zbudzają- cej podczas indukcyi. Teraz m ógłb ym iść da
lej i powiedzieć, że w ed łu g w szelkiego p ra w dopodobieństwa niema bezw ładności m ate
ryi, lecz jest tylk o bezwładność elektrycz
na; bezwładność m ateryi w łaśnie powinna być w yjaśniona przez elektryczność. In n e m i słow y, stopniow o doszliśm y do teo ry i elektrycznej m ateryi. Staram y się objaśnić własności m ateryi, posiłkując się tem, co w iem y o elektryczności.
Jakkolw iek m oże się to w yd ać dziw nem dla osób, nie pośw ięcających się naukom fizycznym , m ożem y powiedzieć, że w iem y
w ięcej o istocie elektryczności, aniżeli o isto
cie m ateryi. Tej ostatniej wcale nie rozu
m iem y; znam y tylk o sposób jej bytowania.
G d y ciało podlega działaniu istotnej (p o zy ty w n e j) siły, prędkość je g o wzrasta stopnio
wo; g d y następnie zostanie poddane działaniu siły oporowej, w ted y niekoniecznie porusza się w kierunku działania tej siły, lecz pręd
kość je g o ruchu zaczyna się zmniejszać tak, że ciało zatrzym uje się i nareszcie porusza się wstecz, g d y siła ta nie przestaje działać.
L iczn e są bowiem siły, które są zdolne tylko w yw ołać tarcie, przeciwdziałające ruchowi ciała. W kursach fiz y k i podają, jako p r z y kład ciała, podlegającego prawu bezw ładno
ści, kamień, rzucony po lodzie lub po ja k ie j
kolw iek w ygładzon ej powierzchni. P r z y kład ten jest nieodpowiedni, g d y ż tutaj ob
ja w ia się siła, która stawia bezustannie opór bezwładności. N ajlepszym przykładem jest ten, w którym dw ie siły rów now ażą się; jedna z nich, m ianowicie siła poruszająca działa 0 ty le tylko, o ile potrzeba dla zrów now aże
nia tarcia: takiem i są, np. statek, ciągniony jednostajnie przez konia, pociąg, w p raw io
ny w ruch jednostajny przez lokom otyw ę 1 t. p. G dy taki systemat zaczyna się poru
szać, siła poruszająca jest w iększa od opo
rów i prędkość wzrasta; g d y się zaś z a trzy muje, to znaczy, że opór jest w iększy od siły poruszającej; lecz g d y się porusza z prędko
ścią niezmienną, ja k to ma miejsce w ciągu przeważnej części drogi, siła i opór rów no
ważą się, w yp ad kow a tych sił jest rów ną ze
ru. T o właśnie odpowiada prawu ruchu wskutek bezwładności. Statek i pociąg p o ruszają się w ted y jedynie wskutek własnej swej bezwładności. W ogóle, cała energia m achiny w yczerpu je się na w ytw orzen ie cie
pła i na zwalczenie oporów. T a m niema si
ły pobudzającej do ruchu, g d y ruch m achiny staje się jednostajnym , siła dodatnia rów n o
w aży się z siłą odjemną, ciało znajduje się pod działaniom siły rów nej zeru i podlega prawu ruchu wskutek bezwładności.
W łasność podobną do bezwładności p o siada także i elektryczność; własność ta na
zy w a się samoindukcyą; prawa je j zaw iera
ją się w jednem prawie, znanem oddawna i nazwanem praw em Lentza, które krótko można w yra zić t a k : wszelka zmiana w prą
dzie jes t tego rodzaju, że przeciw działa ru-
M 31 W S Z E C H Ś W IA T 467 cliowi. W danym prądzie o jakiem kolw iek
natężeniu wszelka przyczyna, która dąży do zm iany tego natężenia, w yw ołu je siłę oporo
wą, która przeciw działa tej zmianie. Grdy prąd słabnie, samoindukcya dąży do u trzy
mania je g o natężenia pierwotnego. Jest to w ięc własność podobna do bezwładności.
Otóż obecnie obciąłbym wam podsunąć myśl, że własność ta jest m ianowicie bez
władnością. M yśl ta opiera się na własno
ści, która przedstawia się nam w postaci ma
tem atycznej, g d y badam y przyśpieszenie ru
chu ciała naładowanego elektrycznością.
D opóki kula naelektryzow ana pozostaje w spoczynku, m am y zjawisko elektryczności statycznej; g d y zaś kula ta będzie w ruchu, m am y zjaw isko prądu elektrycznego. K u la naelektryzowana, będąc w ruchu, w ytw arza prąd i należy przyjąć, że prócz tego prądu inny nie istnieje. K a ż d y prąd jest otoczony liniam i sił m agnetycznych i g d y kula lub innego kształtu ciało naelektryzowane poru
sza się, cały szereg linij sił m agnetycznych w postaci kół współśrodkowych otacza drogę teg o ciała, w ytw arzając w ten sposób pole m agnetyczne. P o le to może się wydać bar
dzo słabem, w szelakoż jest ono miarą prądu;
w każdym razie, ja k k o lw iek słabem czy sil- nem jest to pole, przyjm u jem y obecnie, że jest to je d y n y rodzaj pola m agnetycznego, ja k i m oże istnieć.
N ależy sobie w yobrazić, że są trzy sze
reg i zjaw isk : ciało naelektryzowane, ciało naelektryzowane znajdujące się w ruchu jednostajnym i nareszcie ciało naelektryzo
wane i ożyw ion e ruchem przyśpieszonym . P iei’w szy szereg zjaw isk stanowi elektrosta- tykę, dru gi— m agnetyzm , trzeci zaś stanowi przedewszystkiem bezwładność i następnie prom ieniowanie. B ezwładność i prom ienio
w anie nie stanowią w praw dzie jednej i tej sa
mej rzeczy,lecz obie są objawam i ruchu p rzy śpieszonego. B ezwładność istnieje bez wąt
pienia w każdym czasie. Zam iast wyrazu: pro
m ieniowanie, u żyjem y tu w yrazu powszech
niej znanego „św ia tło 14, g d y ż światło jest fo r mą prom ieniowania, którą najlepiej znamy.
Usunę stąd bezwładność z tego powodu, że, jakkolw iek objaw ia się ona w tedy, g d y jest promieniowanie, wszelakoż istnieje zawsze w każdej okoliczności. N ie zależy ona od prędkości; jest stałą i można przyjąć, że is t
nieje także i w tedy, g d y ciało jest w spo
czynku, Chciałbym, abyście uprzytom nili sobie, że niema innego pola elektrycznego, ja k ty lk o pole w ytw orzon e przez ciało nae
lektryzow ane i pozostające w spoczynku, że niema innego prądu lub m agnetyzm u ja k tylk o prąd i m agnetyzm , wzbudzone przez ciało naelektryzowane i będące w ruchu je d nostajnym i nareszcie niema innego pro
mieniowania, ja k tylko promieniowanie, w y wołane przez ciało naelektryzowane i będące w ruchu przyśpieszonym. Chciałbym także żebyście uprzytom nili sobie, że naelektryzo- wanie ciała jest rodzajem bezwładności i że prawdopodobnie, lecz to nie jest jeszcze jak dotąd pewnem, niema innej bezwładności, prócz bezwładności elektrycznej.
W ciągu tego czasu, który pozostaje nam do rozporządzenia, niem ożliwem jest prze- biedz wszystkie etapy, które doprow adziły nas do tego wniosku; m ogę tylk o streścić re
zultaty. Myśl, że bezwładność elektryczna jest istnością w yw ołaną przez ładunek elek
tryczny, znajdujący się w ruchu, pierw szy raz ukazała się w znakomitej pracy prof.
J. J. Thomsona z Cambridge, umieszczonej w Philosophical M agazine w 1881 r.; jest to jedno z najznakom itszych dzieł współczesnej fizy k i m atematycznej. W pracy tej autor badał własności kuli naelektryzow anej, bę
dącej w ruchu i okazał, że ciało na
elektryzowane posiada bezwładność dlate
go jedynie, że jest naelektryzowanem. W aż- nem jest, aby sobie tu uprzytom nić, że g d y ciało jest naładowane elektrycznością, po
siada prócz swej zw ykłej masy jeszcze masę dodatkową, proporcyonalną do kwadratu naładowania i odwrotnie proporcyonalną do prom ieni kuli, na której powierzchni to na
ładowanie ma miejsce, albo, innemi słow a
m i : proporcyonalną do ilości ładunku i po- tencyału. Zrazu nie przyw iązyw an o w ielkiej w a g i do tego w yw od u z przyczyn y trudno
ści, jaka zachodziła w w ym ierzaniu p rzy ro stu bezwładności, w yn ikłego z naładowania elektrycznością na przypadek kuli o w ym ia rach, m ogących być wyznaczonem i. O dyb y nawet kula ta była sprowadzona do w ym ia rów atomu i naładowana do takiego stopnia, do ja k ieg o atom może być naładowany, te i w tedy bezwładność, pochodząca z nała
dowania, byłaby tylk o nieznaczną cząstką
468 W S Z E C H S W IA T M 31 całkow itej bezwładności, m niejszą niż jedna
100 000-na część tejże. T o znaczy, że g d y byśm y m ieli atom m ateryi, naładow any elek
trycznością do n a jw yższego stopnia, to jest do takiego, ja k i jes t m o żliw y w elektrolizie i g d y b y bezwładność samego atomu w yra ziła się przez 100 000 jednostek, to po nała
dowaniu bezwładność je g o w zrosłaby do 100 001 takich jednostek; różnica w ięc jest : zb y t mała, aby ją, można b yło w y k ry ć zapo
mocą doświadczenia.
Jednakowoż to pow iększenie bezwładności ; zależy od w ym ia rów ciała; im m n iejszy jest prom ień jego, tem większa je s t bezwładność, spowodowana je g o naelektryzow aniem . Przez dłu gi czas nikt nie pom yślał sobie nawet o czemś mniej szem od atomu, k tóry uważa
no za granicę rozdrobnienia m ateryi; zda
w ało się tedy, że bezwładność elektryczna m oże być ty lk o przedm iotem ciekaw ych do
ciekań m atem atycznych. Jednakow oż około 1879 roku W . Crookes ogło sił sw oje d łu go
letnie prace doświadczalne i zw rócił uwagę na zjawiska, zachodzące w rurkach, w k tó
rych zrobiono próżnię: za u w a żył w ted y, że prom ienie katodalne tw orzą czw arty stan skupienia ciał, k tóry nie jest ani stałym , ani ciekłym , ani ga zow y m '). W szelak oż nie w ierzono Crookesowi; raczej w yd rw iw a n o je go czw arty stan m ateryi. Jednakow oż przed
m iot ten poddano w ieloliczn ym i w szech
stronnym badaniom w A n g lii i w N iem czech, badaniom, którym pośw ięcili się M.
Schuster i wielu innych, a szczególniej J. J. Thomson, a w y n ik i ty c h badań w y k a zały, że Crookes m iał zupełną słuszność; ma- terya, która się w yd ziela pod postacią p ro
mieni katodalnych, nie jest ani stałą, ani ciekłą, ani gazow ą. Składa się ona, nie, ja k poprzednio sądzono, z atom ów, w yrzucanych przez katodę, przebiegających przez rurkę i w yw ołu ją cych fosforescencyę albo prom ie
nie X w tem miejscu, w którem uderza
ją o szkło; lecz m aterya ta składa się z czą
steczek m niejszych od atomu, cząsteczek m ateryi, ciałek poza atonii cz nyoh, ciałek n a j
drobniejszych, które są znacznie lżejsze niż atom y; ciałka te są ja k b y jąderkam i, wcho-
*) Streszczenie tej pracy Crookesa podałem w r. 1880 w czasopiśmie „P rzyrod a i przem ysł14.
(Przyp. tłumacza).
dzącem i w skład atomu. Thom son w y m ie
r z y ł masę tych ciałek i znalazł, że jest ona m niejsza niż masa atomu wodoru, k tó ry jest najlżejszym atomem ze wszystkich znanych.
T e ciałka zaw ierają w sobie zaledw ie t y siączną część masy atomu wodoru. Prócz tego zrobił nadzwyczaj ważne spostrzeżenie, że, czy to m am y do czynienia z wodorem, czy z tlenem, z dwutlenkiem w ęgla, czy też nareszcie z jakim bądź innym gazem , znaj
dującym się w rurce, cząsteczki, na ja k ie te m aterye zdają się rozpraszać pod działa
niem elektryczności, są zawsze te same i nie
zależne od natury gazu. Ciałka, w yrzucane przez katodę, nie zależą od tego, ja k i był g a z w rurce; przedstaw iają się one jako cząstki atom ów, które to cząstki są zawsze jednakow e, z jakiegobądź gazu pochodzą.
T o wszystko podsuwa nam hypotezę, która, ja k dotychczas, nie m ogła być w zupełności sprawdzona, a m ia n o w ic ie : że wszystkie atom y składają się z jednakow ych ciałek czy li elektronów, ja k je nazw ał Johnstone Stoney. Stoney zw yk le staje na czele ru
chu naukowego i nadaje nazwiska rzeczom, które jeszcze nie zostały odkrytem i; w ten też sposób te ciałka nazw ał elektronami ńa długo przedtem, zanim uznano je jako ist
niejące oddzielnie. N azw isko odnosiło się pierw otnie do ładunku elektrycznego jona w elektrolizie, ładunku, w ścisłem zespoleniu z materyą; lecz w rurce Crookesa ładunki te są oddzielone od atomu. Jest to fa k t po
przednio bezprzykładny. W cieczy ładunek elektryczny i atom przenoszą się z miejsca na miejsce razem, w sposób nierozerwany związane; w elektrodzie lub w innym prze
w odniku stałym elektron czy li ładunek jest udzielony m etalow i i przenosi się wzdłuż drutu lub jakiegobądź przew odnika, lecz podczas sw ego przebiegu jes t on połączony z atomami, ja k k o lw iek przechodzi od jed n e
g o do drugiego. W gazie rzecz zachodzi in a c z e j: m ożnaby powiedzieć, że naładowa
nia elektryczne ja k b y się rozdrabniały, od
d ziela ły od m ateryi i staw ały się ładunkami bez ciał, w idziad łam i elektrycznem i, przebie
gającemu rurkę z nadzw yczajną prędkością.
W y m ierzo n o nietylko masy tych cząsteczek, lecz i prędkość ich, która się okazała jedną trzydziestą, a naw et jedną dziesiątą częścią prędkości światła. W szystko, co się poru
K i 31 W S Z E C H Ś W IA T 469 sza z tak ogrom ną prędkością, wynoszącą po
kilka tysięcy kilom etrów na sekundę, posia
da w ielką ilość energii i, spotykając prze
szkodę, w yw ołu je znaczne skutki.
Prom ieniow anie w szelkiego rodzaju otrzy
muje się w tedy, g d y jest przyśpieszenie. Im większem jest to przyśpieszenie, tem silniej- szem jest też i prom ieniowanie. G d y chce
m y otrzym ać silne prom ieniowanie należy ciało naelektryzow ane i poruszające się z wielką prędkością nagle zatrzym ać,— to właśnie zachodzi podczas tworzenia się pro
m ieni X i to też w pew nym stopniu zacho
dzi, g d y w ystaw iam y różne minerały na działanie prom ieni katodalnych. Ciałka, składające te promienie, m ają masę nadzw y
czaj małą, przeto ich bezwładność jest też bardzo mała, lecz ciało, poruszające się z prędkością św iatła, jakkolw iek małą by
łaby je g o masa, posiada ogromną energię.
I tak, energia jednego gram a masy, porusza
jącej się z prędkością światła, byłaby do
stateczną, aby podnieść całą m arynarkę an
gielską na szczyt g ó r y B en N evis. Prędkość wszystkich naszych pocisków broni palnej jest spoczynkiem w porównaniu z prędko
ścią tych ciałek.
(Prelegent pokazuje rurkę Crookesa, zawiera
jącą elektrony w ruchu).
A b y dowieść, że te ciałka są cząsteczkami naelektryzowanem i, będącemi w ruchu, do
syć jest okazać, że posiadają własność prądu elektrycznego, t. j. że podlegają działaniu m agnetyzm u (takiego, ja k i jest np. w ig le m agnesowej); to więc, co przebiega rurkę, jest jaknajbardziej zbliżone do elektryczno
ści. W rurce Crookesa elektryczność jest odosobniona i rozdrobniona do najw yższego stopnia, ja k i sobie tylk o m ożem y w yobrazić.
^DN)
P rz e ło ży ł Aleksander Thieme.
K I L K A U W A G O H Y P N O T Y Z M IE . (Dokończenie).
P o glą d y szkoły nantejskiej na hypnozę różnią się zasadniczo w w ielu punktach od poglądów szkoły paryskiej. Z arów no L ie- beault, ja k Bernheim i Beaunis uważają sen hypnotyczny za zjaw isko normalne, dające się w yw ołać n ietylko u histeryków, lecz
i u ludzi zdrowych, u tych ostatnich nawet częściej, niż u pierwszych. „N ie należy są
d z ić —-m ów i B ernheim — aby osoby w rażliw e na hypnozę musiały być koniecznie neuropa- tami lub histerykami, przeciwnie umysłowo chorzy, melancholicy, hipochondrycy często nie dają się wcale uśpić. Doświadczenie uczy, że znaczna większość ludzi może po
paść w hypn ozę11 '). Co dotyczę faz stanu hypnotycznego, Bernheim przeczy stanow
czo istnieniu trzech typ ow ych stanów Char
cota, jako też stałemu ich występowaniu pod w pływ em stosowania jed n ych i tych samych ściśle określonych środków fizycz
nych. W ystępow anie ich w Salpetriere ob
jaśnia on zapomocą nieświadomej autosug- gestyi usypianych. Słysząc, że zastosowa
nie pewnego środka w yw ołu je pewne obja
w y, chorzy histerycy pod w p ływ em auto- suggestyi naśladują je nieświadomie. Sam on nie zauważył nigdy takiej prawidłowości w objawach hypnozy, jaką opisuje Charcot, R a z tylk o spostrzegł typ ow ą kolejność sta
nów kataleptycznego, letargicznego i som
nambulicznego, lecz pochodziło to, ja k się przekonał, stąd, że chora leczyła się po
przednio hypnotyzm em w Salpetriere. Co do głębokości snu, to, podług Bernheima, ist
nieje je j wiele stopni.
„N iek tórzy doświadczają tylk o pewnego odurzenia, ciężkości powiek i senności: jest to pierw szy stopień hypnozy. N a drugim stopniu osobnik ma zamknięte oczy. Człon
ki je g o ciała znajdują się w stanie zw oln ie
nia; słyszy wszystko, co dokoła niego m ó
wią, lecz znajdują się pod w pływ em w o li hypn otyzera“ . Stopień ten zaznacza się w y stąpieniem katalepsyi suggestyjnej. Jeżeli podniesiem y rękę lub nogę osobnika zahyp- notyzowanego, to pozostaje ona w p ow ie
trzu. K atalepsya jest, podłu g Bernheima, zjawiskiem zależnein od suggestyi. Im g łęb szym jes t sen, a w ięc i automatyzm osobni
ka, tem występuje ona w yraźniej. „ Z po
czątku stan ten zaledw ie się zaznacza; część ciała podniesiona w górę pozostaje kilka sekund w powietrzu, lecz w krótce opada ru
chami drgaw kow em i. In n ym opada ręka, jeżeli podniesiemy ją nagle i puścimy od ra
zu, natomiast pozostaje w powietrzu, jeżeli
*) Bernheim. D e la suggestion etc. str. 5 i nast.
470 W S Z E C H Ś W IA T Na 31 potrzym am y ją w górze przez kilka sekund
i w ten sposób u trw alim y w ich m ózgu w y obrażenie tej stałości1'. U n iektórych w reszcie osób można otrzym ać katalepsyę tylk o zapo
mocą suggestyi słow n ej, zap ew niw szy j e, że nie są w stanie opuścić podniesionej kończyny.
N a trzecim stopniu odurzenie w yra źn iej się akcentuje; czucie na dotyk jes t osłabio
ne lub zniesione; m ogą być w yw ołan e t. zw.
ruchy autom atyczne bez m ożności ich p o wstrzym ania; wreszcie m oże pow stać p r z y kurczenie suggestyjne.
Charakterystyczną cechę czw artego stop
nia, oprócz zjaw isk poprzednio w ym ien io
nych, stanowi niemożność kom unikowania się ze światem zew nętrznym bez pośredni
ctwa hypnotyzera. Osoba zahypnotyzow a- na słyszy i w id zi tylk o to, co je j ekspery
m entator w idzieć i słyszeć pozw oli.
W reszcie p ią ty stopień, t. zw . somnambu
lizm różni się od poprzednich tem, że po przebudzeniu nie pozostaje w pam ięci żad
nego śladu wspomnień o tem, co działo się w czasie snu; wspom nienia te jed n ak m ogą być w yw ołan e sztucznie w stanie pow tórnej hypnozy. W s zy stk ie w yżej w ym ienione fa zy snu hypn otyczn ego nie odgraniczają się ściśle od siebie, nie istnieją rów nież żadne specyalne sposoby otrzym ania każdej z nich.
W ystąpien ie głębszej lub pow ierzch ow n iej - szej h ypn ozy zależy po części od w ra ż liw o ści danego osobnika na suggestyę, po części zaś od częstości usypiania. Co do stosunku procentow ego osób dających się hypn oty- zować, to najlepiej uw idoczni g o następ u- gąca tablica podana przez Beaunisa ’ ) :
W I E K
Somnambulizm Senbardzogłę boki Sen głęboki Senlekki J Senność Brakwszelkich objawówhyp nozy
Do 7-go roku . 26,5 4,3 13,0 52,1 4,3 Od 7 do 14 lat 55,3 7,6 23,0 13,8 ---
14 „ 21 „ 25,2 5,7 44,8 5,7 8,0 10,3 21 „ 28 „ 13,2 5,1 36,7 18,3 17,3 9,1 28 „ 35 „ 22,6 5,9 34,5 17,8 13,0 5,9 35 „ 42 „ 10,5 11,7 35,2 28,2 5,8 8,2 42 „ 49 „ 2 1,6 4,7 29,2 22,6 9,4 12,2 49 „ 56 „ 7,3 14,7 35,2 27,9 10,2 4,4 56 v 63 n 7,2 8,6 37,6 18,8 13,0 14,4 powyżej 63. . . 11,8 8,4 38,9 20,3 6,7 13,5
Z tablicy powyższej Beaunis w yprow adza następujące w n io s k i: 1) D zieci do la t 14-tu w szystkie bez w yjątku są w ra żliw e na dzia
łanie hypnotyzm u, nadto przedstawiają one najw iększą odsetkę somnambulików; naj
mniej ulegają suggestyi starcy, choć i wśród nich liczba nie poddających się wcale w p ły
w ow i hypn ozy jest stosunkowo bardzo nie
znaczna.
W id zieliśm y pow yżej, że w szystkie zja wiska, spostrzegane w stanach hypno
tycznych, L ieb au lt i je g o następcy obja
śniają zapomocą suggestyi. Z konieczności przeto nasuwa się pytanie, co to jest sugge
stya i na czem polega je j działanie. P o d łu g Bernheim a suggestya jes t aktem, zapomocą którego pewne pojęcie lub uczucie zostaje w prow adzone do m ózgu i p rzyjęte przezeń, bez w zględu na to, czy zostało poddane przez człowieka, czy przez jakiek olw iek wra
żenie zewnętrzne. K a ż d y człow iek jest w raż
liw y na s u g g e s ty ę : dziecko, które słucha sw ych rodziców, student, który uczy się z książki, lub chodzi na w yk ła d y profesora, chory leczący się hom eopatyą— w szyscy oni ulegają w p ły w o w i suggestyi. T a k pojęta suggestya stanowi część codziennego życia naszego. Ona to jest źródłem znacznej czę
ści naszych myśli, uczuć i czynów. D lacze
g ó ż jednak poddawane m yśli lub czyn y nie urzeczyw istniają się u wszystkich ludzi z jed nakową łatwością? Podobnie ja k w m edy
cynie dla powstania choroby, oprócz czyn n i
ka w yw ołu jącego, niezbędne jest pewne usposobienie organizmu, stanowiące grunt, na k tórym rozw ijać się m ogą zm iany pato
logiczne; tak samo w psychologii musi ist
nieć odpow iedni grunt, ażeby suggestya m o
g ła się przyjąć. Grrunt ten nazyw a się sug- gestyjnością. W iększa lub mniejsza sugge- styjność danego osobnika zależy, podług Crocqa, od dwu czynników : w rażliw ości na suggestyę i oporności. „C złow iek normal- n y *) -pow iada on — który przedstawia oczy
w iście tylk o ideał zarówno z punktu w id ze
nia fizyologiczn ego, ja k i psychologicznego, będzie posiadał zawsze oporność w iększą od w rażliw ości. In teligen cya jeg o , panując nad zmysłami, po zw oli mu przyjąć poddaną m yśl
') Beaunis. L e somnambulisme provoque, 1886, *) Crocą. L ’hypnotisme scientifiąue, 1900 r.,
str. 17. str. 208.
M 31 W S Z E C H Ś W IA T 4 7 1
tylk o wówczas, jeżeli okaże się ona zgodną z w ym ogam i rozsądku. Jeżeli przez W oznaczym y w rażliw ość takiego osobnika, a przez R je g o oporność, to w przybliżeniu je g o suggestyjność w yrazi się przez nastę
pujące ró wnani e :
W : R = 2 : 4.
L ec z tak i idealny osobnik stanowi zjawisko bardzo rzadkie. Częściej spotykam y ludzi, u których form uła ta będzie przedstawiała się inaczej, n p .:
W : R = 2 : 3 lub W : R = 2 : 2.
W tych dwu przypadkach oporność będzie jeszcze wystarczała, aby nie dopuścić p rzy jęcia suggestyj, m ogących pociągnąć za so
bą niepożądane ważne skutki; natomiast suggestye obojętne lub mało ważne m ogą ju ż być spełniane.' T a k samo do w zględnie nor
m alnych przypadków musimy zaliczyć rów nież i te, w których siła oporności wcale się nie zmienia, a w rażliw ość wzrasta w praw dzie, lecz nieznacznie. F orm u ły ich będą :
W : R = 3 : 4 i W : R = 4 : 4 . L ecz w yżej przytoczone form uły, przed
stawiające oczyw iście stosunki przybliżone, nie w ystarczają do scharakteryzowania roz
m aitych typ ów suggestyjności, spotykanych codziennie. Znaczna część osób posiada sug
gestyj ność bardziej wyraźną. Są to ju ż t y py, wkraczające w dziedzinę patologii. Do takich ty p ó w należy np. Gabryela Fenay- rou, m łoda kobieta łagodna i dobra, która za nam ową m ęża bez wahania naznacza spotkanie swemu kochankowi, wiedząc, że prow adzi go na śmierć. P o drodze wstępu
je pomodlić się do kościoła, później zaś naj
spokojniej w świecie idzie z kochankiem na umówione miejsce, gd zie gin ie on z rąk jej m ęża“ .
Bernheim i inni przytaczają mnóstwo ta
kich suggestyj na jaw ie. Osobnik' przed
stawia tu rodzaj automatu, k tóry spełnia wszystko, czego od niego zażądają. To, co w stanie czuwania należy bądźcobądź do w yjątków , stanowi regu łę w hypnozie. K o n trolująca i hamująca działalność kory m óz
gow ej przez ześrodkowanie u w agi na pew- nem pojęciu lub uczuciu zostaje tu zaw ie
szona i człow iek przekształca się w automat,
zdany na łaskę i niełaskę eksperymentatora.
Co do mechanizmu fizyologicznego, zapomo
cą którego odbywa się to zawieszenie czyn
ności kory m ózgow ej, to istnieje w tym w zględ zie w iele mniej lub więcej praw do
podobnych hypotez x); w szystkie jednak one opierają się*raczej na analogiach, niż na fa k tycznym materyale, którego dotychczas ze
brano zbyt mało do w yprow adzenia ścisłych wniosków. Z hypotez tych największem rozpowszechnieniem w nauce cieszy się teo
rya Brown-Sequarda, broniona szczególniej przez fizyologów (Heidenhaina, Cybulskiego i innych). P rzyczyn ą powstawania hypn o
zy jest, podług Brown-Sequarda, działanie ośrodków hamujących w mózgu. P o d ra ż
nienie obwodowe zapomocą zmysłów, lub centralne pod w pływ em pewnej idei albo uczucia w yw ołu je zmniejszenie lub w zm oże
nie energii nerwowej w pew nych okolicach m ózgu i rdzenia, która to energia, w yład o
wując się nazewnątrz drogą nerw ów odśrod
k ow ych może powodow ać najrozm aitsze zja
wiska. „ W ten sposób hypn otyzm pi-zed- stawia tylko grupę pewnych aktów otamo- wania i dynam ogenezy".
I I I .
W iększość badaczów zajm ujących się hyp
notyzmem, zadawała sobie pytanie, czy ist
nieje zasadnicza różnica pom iędzy snem zw y k ły m a snem hypnotycznym ; niektórzy nawet, ja k Bernheim, uważali je za zjawiska najzupełniej analogiczne. W rzeczy samej podobieństwo stanów psychicznych w obu tych stanach rzuca się w oczy każdemu. Z a
równo w pierwszym , ja k w drugim niema- ścisłej granicy pom iędzy wrażeniem a w y obrażeniem. W szystkie wyobrażenia posia
dają w m niejszym lub w iększym stopniu charakter halucynacyjny, t. j. przybierają
1) Ciekawego czytelnika odsyłam do następu
jących d z ie ł: Brown-Sequard. Gazette hebdo- madaire, 1883, str. 137; August JPoreł. Hypno
tyzm, 1891, str. 75— 76 (przekł. polski); Cybul
ski. Spirytyzm i hypnotyzm, 1894, str. 33— 47;
Danilewskij. Jedinst\yo łripnotizma u czełowieka i żywotnych, 1891, str. 2 8 — 38; Croq. L ’liypno- tisme scientifique, 1900, str. 88— 96 oraz 205 do 219.
472 W S Z E C H Ś W IA T M 31 postać rzeczyw istych wrażeń. Halucyna-
cyom tym m ogą tow a rzyszyć wzruszenia, które co do siły nie ustępują wzruszeniom , doświadczanym przez nas na ja w ie . K o ja rzenie w yobrażeń odbyw a się w p raw d zie
w edług tych samych praw, co w czasie czu
wania, niemniej jednak bez kon troli inteli- gencyi, wskutek czego m arzenia senne od
znaczają się często brakiem w szelkiego lo giczn ego związku. W szystk ie te cechy są wspólne dla obu w yżej w ym ienionych stanów, pom im o to jednak utożsamiać hypnozę ze snem zw y k ły m jes t to nie zwracać u w agi na w yb itn e różnice, ja k ie pom iędzy niemi ist
nieją. Grdybyśmy naw et pom inęli takie charakterystyczne dla h ypn ozy fa k ty , ja k znieczulenie, katalepsya, nadw rażliw ość zm y
słów i t. p., pozostaną jeszcze zjaw iska psy
chiczne, ja k w rażliw ość na suggestye, m oż
ność w yk on yw an ia nieraz bardzo naw et zło
żonych czynności i w iele innych, których w śnie z w y k ły m nie spotykam y.
P o w y żej rozp a trzyliśm y p o glą d y na isto
tę i przyczyn ę suggestyjności, obecnie zaj
m iem y się zjawiskam i, jakie zapom ocą niej dają się w yw ołać w stanie hypn ozy. Ja
ko narzędzie suggestyi m oże b yć u żyty każdy ze zm ysłów naszego organizm u.
Z aczn ijm y od zm ysłu m ięśniowego. J e
żeli zahypnotyzow anem u osobnikow i na
dam y postawę tragiczną, w yra z je g o tw a rzy staje się smutnym, jeżeli rękę je g o ści- śniemy, cały je g o w y g lą d przybiera cechy gniewu, jeż e li zegn iem y mu kolana, w zn o
si on oczy ku niebu ja k do m odli
tw y . W podobny sposób m ożem y w yw ołać w n im : radość, strach, zdziw ien ie i tym po
dobne uczucia. N aodw rót, nadając tw a rzy w yraz odpow iadający pewnem u wzruszeniu, m ożem y otrzym ać gesty odpow iadające da
nemu uczuciu. T a k samo rzecz się ma ze w zrokiem , słuchem i w og óle w szystkiem i zm ysłam i. Z ah yp n otyzo w a n y pow tarza ru chy eksperym entatora: na dany znak w sta
je, siada, kładzie się; je ż e li mu zagram y w a l
ca, zaczyna tańczyć i t. p. N ajrozleglejsze jednak zastosowanie w h yp n ozie posiada suggestya słowna. N a pew n ym stopniu stanu hypnotycznego m ożna w y w o ła ć zapo
mocą w m aw iania ilu zye i halucynacye wszystkich zm ysłów . H alu cyn acye słowne są jed n ym z najbardziej znanych ob jaw ów
hypnotyzm u. K a ż d y ż autorów, zajm ują
cych się badaniami nad hypnotyzm em , w i
dział i opisał ich mnóstwo, na tem przeto miejscu nie będę przytaczał ich przykładów, odsyłając ciekaw ego czytelnika do prac ory
ginalnych. Obecnie zastanowię się tylk o nad pytaniem , czy halucynacye hypnotyczne pod w zględem swej w yrazistości dochodzą do tego stopnia, ja k i posiadają wrażenia od
bierane na jaw ie. O ile mi wiadom o, jeden Beaunis przeprow adzał ściślejsze badania nad tą kwestyą, a m ianowicie poddaw ał za
hypnotyzowanem u, że w id zi on rysunek przedstaw iający ja k ik o lw iek przedm iot lub zw ierzę zrobione na białym papierze i kazał mu oprowadzić ołówkiem kontury ow ego przedm iotu lub zwierzęcia. Posłuchajm y, co sam autor m ówi o tych doświadczeniach.
Oto je g o słowa ' ) : „ Środek ten w yd aw a ł mi się w teoryi znakom itym , w praktyce jednak natknąłem się na nieprzewidziane trudności.
Jeżeli osoba zahypnotyzow ana nie umie wcale rysować, może ona być nawet zama- ło zręczną, aby skalkować rysunek; jeżeli przeciwnie umie dobrze rysować, to może w najzupełniej dobrej w ierze zrobić poddany przedm iot nie takim, ja k im go w id zi w da
nej chwili, lecz tak, ja k g o p rzyw yk ła zaw sze przedstawiać na papierze1'. Beaunis w yk on ał cztery doświadczenia. W szystkie osoby użyte do doświadczeń nie um iały ry sować : we wszystkich przypadkach o trzy mane rysunki b y ły niewyraźne i zaledwie przypom inały przedm ioty rzeczywiste. Z do
świadczeń autor w yprow adza wniosek, że halucynacye w zrok ow e w stanie hypnotycz- nym nie posiadają wyrazistości i czystości konturów przedm iotów rzeczyw istych. „H a lucynacye w zrok u — m ów i on — porównałbym do wrażenia, ja k ie otrzym ujem y, k ied y m i
mochodem rzucam y w zrok na przechodzącą osobę; mamy w rażenie całości, lecz szczegó
ły w ym yka ją się z pod naszej u w a g iu. Przez ćw iczenie i długotrw ałe ześrodkowanie u w a
g i na przedm iocie halucynacyi, m ożliwem jest jednak nadanie je j większej w yra zisto
ści. Oto przykład przytoczony przez Beau- nisa.
„Podczas snu poddałem panu M. H., że po
*) Beaunis. L e somnumbulisme provoque, stro
na 169 i nast.
M 31 W S Z E C H ŚW IA T 473 obudzeniu zobaczy on w kącie pokoju bisku
pa. Poniew aż nie patrzał w oznaczone miejsce, kazałem mu przeto zw rócić w zrok w kierunku kąta. P o chw ili w zrok je g o przybrał w yraz, ja k i pojaw ia się wówczas, kiedy w idzim y coś, nie zdając sobie dokład
nie spraw y z tego, co w idzim y.
— Co pan widzisz?
— N ie m ogę dobrze odróżnić: jakąś osobę.
— K ogo?
— N ie w iem — i patrzy w dalszym ciągu z pewnem zdziwieniem .
— Jak jest ubrana ta osoba?
— M a szaty złotem szyte.
— K tó ż to jest?
— M a infułę na głow ie; a! to biskup“ . Oo do halucynacyj słuchowych w yw oła nych zapomocą suggestyi słownej odzna
czają się one, podłu g Beaunisa, daleko w ięk szą wyrazistością. Zahypnotyzow ani sły
szą dokładnie poddane w yra zy i rozumiej%
ich znaczenie. Podobnie rzecz się ma z roz- maitem i kategoryam i czuć wewnętrznych.
H ypn otyzer może w edług w o li w yw ołać uczucie bólu, głodu, pragnienia, ciepła lub zimna. Poddane iluzye i halucynacye po przebudzeniu często nie znikają odrazu, lecz trw ają przez pewien przeciąg czasu : kilku minut, godzin, a nawet i dłużej, później zaś znikają stopniowo, częściami. Oto p rzy
kład, zapożyczony od Beaunisa.
„ W sobotę dnia 12 lipca Lieb eau lt pod
dał pannie A . E., że po przebudzeniu zoba
czy ona siebie w sukni niebieskiej, a swą przyjaciółkę w czerwonej (obiedw ie b y ły ubrane czarno); suggestya urzeczywistniła się i znikała w sposób następujący. Jej własna suknia w yd aw ała jej, się niebieską do niedzieli w ieczór; w poniedziałek rano w i
działa ona jeszcze swą przyjaciółkę w spód
nicy czerwonej, lecz stanik b y ł ju ż czarny;
iluzya znikła całkow icie dopiero w ponie
działek po południu. “ Z halucynacyj słow nych na szczególną uwagę zasługują tak zwane halucynacye negatywne. U osobni
ka zahypnotyzow an ego można zapomocą suggestyi w y w o ła ć zniknięcie osoby lub rze
czy obecnej w danem m iejscu : hypnotyk nie w idzi je j, nie czuje dotknięcia, słowem nie istnieje ona dla niego. W ie le przykła
dów podobnych halucynacyj czytelnik znaj
dzie u Bernheima, Crocqa, Beaunisa i in
nych. W obecnym szkicu niepodobna dłu
żej nad niemi się zatrzym yw ać, zauważę ty l
ko, że obserwacye tych autorów b y ły czy
nione w takich warunkach, ażeby udaremnić wszelkie udawanie. W id zieliśm y w yżej, że suggestye poddane przez hypnotyzera w czasie snu, m ogą być wykonane nietylko w stanie hypnozy, lecz i na ja w ie w term i
nie z g ó ry przez niego określonym. O sug- gestyach tych hypnotyk nie pamięta; pom i
mo to występują one u niego zawsze w ozna
czonym czasie. Ż e jednak suggestye te nie zacierają się całkowicie w pam ięci hypnoty- ka w przerwie pom iędzy hypnozą a term i
nem ich wykonania, dowodem jest fakt, że m ogą być one w tym czasie sztucznie w y w o łane w stanie powtórnej hypnozy. A że b y zrozum ieć dlaczego się tak dzieje, musimy się dłużej zastanowić nad przyrodą pamięci oraz zmianami, ja k im ona ulega podczas snu hypnotycznego. W pamięci należy odróż
niać dw ie odrębne spraw y: zachowywanie wrażeń i ich przypom inanie. Pierw sza w ła ściwość pamięci jest to zdolność, skutkiem której pewien fa k t utrw ala się w m ózgu i pozostaje w nim w stanie utajonym ; druga odpowiada sile, którą musimy zużyć, aby w yw ołać wspomnienie faktu, utrwalonego w organie naszego myślenia. Często sądzi
my, że zapom nieliśmy o pewnem zdarzeniu, podczas g d y w ystarczy użyć pewnego w ysił
ku m yślowego, ażeby przypom nieć je sobie ze wszystkiem i szczegółami. K tóra ż z tych dwu zdolności naszego umysłu ulega zm ia
nie w stanie hypn ozy i na czem ta zmiana polega? Musim y tu odróżniać zm iany z a chodzące w pamięci, powstające w yłącznie pod w pływ em samego snu hypnotycznego, bez zastosowania suggestyi, od zmian w y w ołanych w hypnozie przez poddawanie.
Co do pierwszych, to większość autorów przyjm u je egzaltacyę pam ięci przypom ina
nia, są jednak i tacy, ja k Crocą i inni, k tó
rzy uważają, że bez używ ania suggestyi pamięć h ypn otyków nie różni się wcale od pamięci osób normalnych. Co do nas, to nie zajm ując się dotychczas samodzielnemi badaniami nad hypnotyzm em u ludzi, nie m ożem y oczywiście w ypow iadać w tej kwe- styi sw ego zdania. Niem niej jednak z do
świadczeń innych autorów, doszliśm y do następujących w niosków :
474 W S Z E C H Ś W IA T M 31 1) Osoby zahypnotyzow an e przypominają,
sobie w czasie snu w szystko, czego d ow ie
d zia ły się poprzednio w stanie czuwania.
2) Pew n a część osób, które b y ły usypiane, nie przypom ina sobie wcale tego, co zaszło w stanie hypnozy.
3) Osoby zah ypnotyzow an e po raz drugi przypom inają sobie wszystko, o czem do
w ied zia ły się w czasie poprzedniego snu hypnotycznego tylk o w ówczas, je ż e li hypn o
za ich nie była zb y t głęboka.
Z obaczm y teraz, ja k i w p ły w na pam ięć zahypnotyzow anego w y w iera suggestya, za- zastosowana w stanie hypnotycznym . W s z y scy bez w yją tk u badacze jednozgodnie utrzym ują, że przez zastosowanie su ggestyi można wzm ocnić fu nkcyonow anie zarów no pam ięci zachow yw ania, ja k i pam ięci p rzy pominania. A b y spow odow ać w zm ożenie pam ięci zachow yw ania, dość jes t zapew nić uśpionego, że pewne wspomnienie pozosta
nie w nim w stanie u tajonym do pew n ego terminu, w k tórym to term inie p o ja w i się dopiero w je g o świadomości. Podob nie na
leży postąpić, aby wzm ocnić pam ięć p rzy p o m inania : w tym celu w ysta rczy nakazać za- hypnotyzow anem u, aby natychm iast p rz y pom niał sobie w szystko o danem zdarzeniu, które m iało m iejsce bądźto w stanie poprzed
niej hypnozy, bądź w stanie czuwania. Co dotyczę możności częściow ego osłabienia pamięci drogą poddawania lub całkow itej am nezyi pewnego faktu, to większość auto
rów skłania się ku odpow ied zi twierdzącej na to pytanie. N iek tó rzy jednak (np. Croq) sądzą, że amnezya w tym razie jes t tylk o pozorną i że zawsze drogą su ggestyi ubocz
nej m ożna w yd obyć z h ypn otyk a wyznanie.
P y ta n ie to oczyw iście ma doniosłe znaczenie z punktu w idzenia praw no-lekarskiego, na tem miejscu jednak nie m ożem y w chodzić w szczegółow y rozbiór tej kw estyi.
N a zakończenie muszę wspomnieć w k il
ku słowach o rozm aitych zjaw iskach hyp- notyzmu. M am tu na m yśli tak zw aną sug
gestyę m yślową, jasnow idzenie, spirytyzm i m edyum izm , działanie lecznicze m agne
sów, dostrzeganie przez zahypnotyzow an ych fa l światła, w yp ływ ają cych z biegu nów ma
gnesu i w iele innych.
Zjaw isk am i temi zajm ow ano się dość du
żo, lecz m etody stosowane do ich zbadania
b y ły zb y t nieścisłe, aby można było p rzy
znać choćby ich istnienie. W każdym razie tłumaczenie ich zapomocą jakichś nadprzy
rodzonych nieznanych sił nie może dotych
czas niczem być umotywowane. W ie le ich dałoby się policzyć na karb autosuggestyi nieświadom ej, inne, jak suggestya m yślowa, w ynikają, być może, z wysubtelnienia na
szych zm ysłów, które stanowi fa k t charak
terystyczn y dla hypnozy. M im ika naszej tw a rzy i drobne ruchy, jakie towarzyszą zawsze naszym myślom, które bądźto z po
wodu swej krótkotrwałości, bądź nieznacz
nej w yrazistości w ym yk a ją się zw y k le z pod naszej obserwacyi, m ogą tu stanowić nitkę prowadzącą do kłębka.
K a zim ierz Okuszlco.
W Y D Z I E L I N Y Z W IE R Z Ę C E .
W iadom o, że w iele zw ierząt w ytw arza w specyalnych gruczołach swego ciała w y dzielin y rozmaite, mające własności n ieprzy
jem ne, lub przyjem ne dla zm ysłów naszych.
W y d zielin y te są przew ażnie rodzajem cie
czy sm rodliwej, gryzącej i ostrej, która b y w a w ytryskiw ana na napastników w celu obrony. W y d ziela n ie się cieczy takich, o w ła snościach przeróżnych, szczególniej często jest obserwowane u owadów.
Liszk a m otyla siw icy (H arp yia vinula) w ytrysku je ze swego ogonka w idłow atego ostry kwas m rów kow y. Liszka pazia kró
low ej (P a p ilio machaon) w yd ziele zapach ko
p row y z rożka swego, znajdującego się na stronie grzb ietow ej; rożek ten podnosi się w czasie niebezpieczeństwa. L iszkojad (Co- losom a sycophanta) w yziew a z siebie za
pach m igdałów gorzkich, a różne rodzaje bom bardyerów (Brachinus crepitans) w yd zie
lają ciecz w sposób w ybuchow y, tak że nad zw ierzęciem w ytw arza się rodzaj obłoczka.
Przypuszczano, że w w yd zielin ie tej znajdu
je się jo d czysty, g d y ż za dotknięciem za
barwia ona skórę palców na trw a ły kolor żółty. Takie niedające się zm yć ślady na ciele napastnika pozostaw iają rów nież w y dzielin y i innych jeszcze owadów. T a k np.
biedronka (Coccinella) w yd ziela ze swych staw ów kolankow ych ciecz żółta, maiaca