• Nie Znaleziono Wyników

Akcent: literatura i sztuka. Kwartalnik. R. 2000, nr 1-2 (79-80)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Akcent: literatura i sztuka. Kwartalnik. R. 2000, nr 1-2 (79-80)"

Copied!
154
0
0

Pełen tekst

(1)

S z t u k a t o n a j w y ż s z y w y r a z s a m o u ś w i a d o m i e n i a l u d z k o ś c i / . . . /

D z i e ł o s z t u k i — m i k r o k o s m o s o d b i j a j ą c y e p o k ę .

J ó z e f C z e c h o w i c z

Cena 14 zl

1-2

(79-80) 2000

akcent

l i t e r a t u r a i s z t u k a • kwartalnik

Oglądając Gombrowicza • Polacy w USA i w Estonii • Pisarskie podróże . M. Derecki - na przekór przemijaniu . Wiersze: Beszczyńska, Filipczuk, Jankowska, Wolny, Sochoń, Taborski . Listy E. Zegadłowicza . Grafiki S. Baldygi

(2)

akcent

(3)

BOHDAN ZADORA

Wydziału Kultury i Sn .Id Unfdu MI.Jild.go w Lublinie

rok XXI nr 1-2 (79-80) 2000

akcent

l i t e r a t u r a i s z t u k a

(4)
(5)

PRZEKROJE

Ewa Dunaj:... jest koniecznością; Andrzej Kaliszewski: Kłasycyzujący O'haryici czy O 'haryczni klasycy: Piotr Sanetra:., Lekcja wspólnegojf- 'l\voi, poeci...": Magda Opoka: Ani nasiąkasz, ani ci się śni; Tadeusz roslaw Szczepaniak: Poeta tłumacz; Wojciech Kudyba: Czas to człowiek;

Jadwiga Biegaj: Wspomnienie o matce /183 Polscy Amerykanie

/rzeszcz: Ambona i literatura: I Lechosław Lameński: Au imchy Nomberga; Robert Martyna: Wiersz w imadle es

AGNIESZKA WOLNY

ial widzę jak para uchodzi ci miękko spod skóry. Przestań.

)i się chłodno. Z sykiem pęcznieje na gazie wypatiy pęcherzyk :lrza i pęka, co w mikrokosmosie odbywa się z głośnym

Lechosław Lameński: Spoglądając w głąb światła i n, ława Bałdygi I 228 Magda Opoka: Przetwarzanie na symbole' 234

ciepłą wilgoć, a język na pod skórą. Na okolicznych pastwiskach wznosi się dr.

Serce pulsuje jak migacz ujęty w żylaste krzyżówki. \

PODRÓŻE Sławomir Pokraka: Pisać każdy mc Marek Śnieciński: Orfeusz - wposi ARCHIWUM

mi z wnętrza potrafią całkiem skołować niczym strażackie sygnały.

I chyba jestem na szczycie, bo dziko bucząca chorągiew spada mi nag na oczy, a świat się oddała bez żalu i wraca do punktu wyjścia.

Wypełniasz mnie szybko po brzegi, a piórka szybują w powietrzu jak wszędobylscy turyści zajmując miejsca przy oknach.

(6)
(7)
(8)
(9)
(10)
(11)
(12)
(13)
(14)
(15)
(16)
(17)

orało się naraz, bo łódka znowu podskoczy ła wydawać by się mogło . Muszę i ja lam być - poslanowil w końcu Wit i wykorzystując opada- . fali sięgnął po kurtkę i pasy. Od wczoraj mdliło go dosyć mocno i są- dził ponadto, że lepiej przezwycięży nawet słabe objawy choroby moiskicj

- Poocoo wyłaaaziiisz?- usłyszał przez huk fał i łomot wiatru krzyk Jaro.

gdy odwrócony zasuwał klapę achtcipiku. Nie. to nic były strumienie zimnej wody. ale cala rzeka waląca niczym wodospad. Jak to możliwe, że jeszcze - przypiąwszy się chwycił za koło sterowe i pokazał ałccm Jarowi zejściówkę.

- Ładnie grała na skrzypcach, no nie? - zagadnął Jaro. gdy Wit otworzył mo oczy. Początkowo nie wiedział, gdzie jest. bo poza słowami, które do- icrały powoli jakby z zaświatów do świadomości Wita. było prawie cicho, .edwie słabe pluskanie. Aha, jestem na jachcie.

-Jo. Wcale nie miałem zamiaru znikim dłużej kręcić. Z nią leżnie. Gów- 10 mnie baby obchodzą - kontynuował Jaro zrzuć hami gruby sweter i koszulę, podczas gdy Wil z | ię w jego pożółkłe od tytoniu zęby.

- Matkę też słabo znałem. Za to co chwila zjawi :m wpatrywał s w domu jakiś logąc do końca i wachtę! - ponaglił go Jaro widząc, że kompai m. - Chłopic, już po buizy! Zrobiliśmy od dwu em nieźle. To mówiąc Jaro pospiesznie dokoń

Co rot

- No co? Jo, kręciłem z nią. Z Olą. Poznaliśmy się Była całkiem subtelna, ale jak zaczęło wszystko naras Zresztą i tak rzuciłem studia w cholerę i poszedłem do roboty . ^ ^ ból pomieszany z przerażeniem i niepewnością jak zareagować, całkowicie go paraliżował. A więc lo ten facet pomieszał Oli w głowie. Cholera, co robić?

iuwaj do steru i postaraj się iść jak najostrzej. Wtedy zdążymy

^Oleńka będzie płakać... - rzucił w półśnie Jaro.

o. jak ly masz właściwie na imię? - Wit nagle dostał przypływu łaj spokój! - otworzył oczy Jaro. - Przecież chyba nie wola do

(18)
(19)
(20)
(21)
(22)
(23)
(24)
(25)
(26)
(27)
(28)
(29)
(30)
(31)

Usłyszał szybkie kroki dowódcy dy>

szybko list do kieszeni i obejrzał się na i pachnący odekotonem i wyświeżony wsiaaai ao aula.

- Pojechali! - zakomenderował, a Darek posłusznie uruchomiłsilnik wił łysa. Od miesiąca był jego osobistym kierowcą, przesiadł się na szybki, zwiń- ajora. który w pełnej gali orderów.

do Laby. za którą stali Anglicy, uprzejmie udający dobrych sojuszników.

Cieszył się. że raz jeszcze zobaczy tę dzielącą dwa światy rzekę, a równo- cześnie przykro było pomyśleć, że odejdzie od niej daleko, daleko, tam. skąd

Ot świata dowiadywać się będzie tylko z oficjalnych komunikatów.

czterdziestym roku? Kiwnął więc tylko głową i zajął się i niem drogi wśród rozoranych wojną miasteczek.

Już z daleka słychać było muzykę, a kiedy podjechali, ujrzeli dużą grupę

dywizji, były widomym znakiem łączności z naszą armią na Zachodzie, stały się własne, najbliższe... Przepchnął się w stronę niecodziennych gości, chciał sobie ich z bliska obejrzeć, posłuchać języka, którego nic znal, od dawna żałując, że zamiast zbytecznego francuskiego nie zaczął uczyć się po angielsku, nigdy nic wiadomo, kiedy to może w nowych układach przy- dać... I wiem zamarł, dosłownie zamarł, kiedy usłyszał jak jeden z opartych o ogrodzenie estrady Anglików powiedział półgłosem do swego kolegi:

- Ta skarż mnie Bóg, popatrz się Józku, na tego gicroja, że sobie medali nawieszał jak choinka na Boże Narodzenie...

- Lepiej by zrobił - odrzekł drugi Anglik - jakby zamiast tego sznycłi sobie ponaczepial, miałby w ichnim raju większe powodzenie w miłości.

I wtedy Darek, powodowany niespodziewanym impulsem, bez namysłu, bez planu, wsunął między nich głowę i rozpaczliwie wyszeptał:

- Panowie, ratujcie! Ja leż Iwowiak. akowiec.

Drgnęli obaj. ale opanowali się natychmiast, tylko wyłszy. zwany Józkiem.

- My mieszkali na Zadwórzańskiej, pod trzynastym.

- A ciotkę Bandziuchową pan znałeś? - spytał drugi żołnierz i wyciąg- nąwszy obciągniętą wojłokiem manierkę łyknął zniej obficie.

- Ta daj spokój, Franek. Nie widzisz, że człowiek ma zgryz? O co się - Panic, pomóżcie mi przejść do was. Moich rodziców wywieźli, za mną leż już chodzą.

Obejrzeli się nieufnie, uważnie. Obaj byli opaleni, młodzi, a leciutka chmur- ka alkoholu otaczająca ich miłym zapachem nadawał obliczom wyraz pełnej :>cztroski. Ale stopniowo oczy zaczynały im się śmiać, chociaż starali się za- - No cóż, wica ruskim zawsze można urządzić. Czekaj pan tutaj, cieszsię ymi ślicznotkami, póki ja nie pogadam z sierżantem. Masz pan manierkę.

I wkręci! się w grupę żołnierzy, ciągle rozentuzjazmowanych widokiem 'erkając na stłoczonych wokół żołnierzy zaczęły śpiewać żnhawnc kuplety, -zastuszki. po każdej znich ruszając w szybki taniec wokół estrady. Bałałajki, larmonia i bęben towarzyszyły im skocznym rytmem, zagłuszały rozmowy

•vśród słuchaczy, toteż tylko Darek usłyszał, jak lwowski rodak pojawił się pan. Ja idę się wygłupiać, ajak zemdleję, to taszcz mnie rwszej po prawej ręce. z proporczykiem na dziobie. A to I wcisnąwszy w rękę Darka swój beret wyskoczył nagle na deski, wzbił się nad nie śmiałym skokiem, a potem opadłszy na pięty i rękoma skrzyżo- wanymi pized piersiami, ruszył wokół tańczących w tak klasycznych, ukraińs- kich piysiudach. że od razu zebrał oklaski Rosjan zachwyconych tym nie- zwykłym Anglikiem. Widać. Ze mało mu tego było. bo kiedy obtańczyl całą szczęśliwie, że zwichnął chyba nogę, bo jęknął i stoczył się prosto w otwarte

(32)
(33)

Wszechświat

W labiryncie krwi gdzie mieszkam wszechświata Zniknął porwały go deszcze i wieczne niepogody Szepty i krzyki przegranych Zdmuchnięto go Zepsuto Rozpadł się na części I tylko gdy oczy zamknę czuję palącą kroplę Słoną i gorzką płynącą po policzku.

Burze nocne WIkimu)

wlakie noce krople spadają ciężko i błyska wica jak noc)

Gwiazdy i błyskawice kochanie nie bój się jeszcze tyle przed nami że cóż znaczy jedna no

po dnigiej i dni jeden po drugim przecież są róże płomienie ja ty nocą mogą być gwiazdy i błyskawice i wszystko i łąki pełne są rumianków będą gwiazdy i błyskawice i wszystko kochanie myślę że będziemy kiedyś

Słowa, tyle słów, nagromadzenie świateł i przedmiotów, aby nie było pustki.

Ludzie boją się ciszy i miejsc nie zamieszkanych.

Niepewni jutra wybierają chaos drobiazgów.

Mężczyźni i kobiety tłoczą się w korytarzach ciasnych, bo tak jest lepiej, nie można się zgubić.

Ogrody pełne są kwiatów, ławek i drzew, płyną obłoki powietrza albo strumienie deszczu.

One także są gęste, szukają się nawzajem.

Kiedy człowiek odchodzi, nagle wokół jest Nic pachnące krwią i potem, białe jak bandaż, lepkie.

Nie słychać głosów, muzyki ani kroków na ścieżce dotarło wielu wędrowców, aby teraz milczeć.

Piekło jest równiną bezludną, tylko piasek i noc.

Ewa Filipczak

(34)

KACPER BARTCZAK

Unieważnić i odczarować świat, by go stworzyć i zaczarować ponownie

(poezja Johna Ashbery'ego i Bohdana Zadury a problematyka współczesności)

:wry!mtego[

is do tego. co poetyckie. Spróbujmy;

jej zwykłości są niezwykle, by powiedzieć coś o poelyckich

Niezwykła intensywność, z jaką dziś siebie postrzegamy, redukuje nas.

Coraz silniej dociera do nas pustka, w której zawieszone są wytwory myśli n w w ™ . ! . nic gruntują już wiedzy. '--'-- •

się i „ścierają" w zastraszającym tempie.

Nic więc dziwnego, że pozycja poezj i wydaje się zagrożona. Brakuje za wężema świadomości, które pozwoliłoby jej nie oglądać samej siebie w mo

la. Ponadto, w obliczu totalnej przy godności ni

j g j ^ i s p ^ s s g a a s s i s ! BRBSfc

wyczulonym na żywy język, jeśli dziś otacza nas szum intensywniejszy niż to poezja Ashbety-cgo nie stroni od niego. Ashbeiy p. - : do siebie obrzydzenia do kiczu codzienności. Jego ins

Duch poezji A:

to^lustro świadoi erykanina zgodny jest z poglądem, według którego św ości. Nasze twory świadczą o nas, a my przebywamy miu skonstruowanym przez aktywność myśli. Doroh

(35)
(36)
(37)
(38)

Zakończenie: Ashbery a sprawa polska

MAGDA JANKOWSKA celebracja rozczarowań

porozumienie zbiorowe świergot nieopierzoncj dwójki powitał szukającym wciąż kontaktu ze słuchac fale eteru kołyszą

(39)

niewidzialna ręka

zjazdy zloty sympozja

(40)

nowy trend

bezprawie grawitacji połączenie dobre

Książki nadesłane

JERZY SPRAWKA

Na szlaku

Dygoiał z podnie

(41)
(42)

wnętrze. Serce lluklo się głośno, ale nie l ę k T s i ę ^ n i e ! M i t t ^ M

więc^cojebral? P 8 'j k 1 s2*bkocofal Oprze się.

Wytężył słuch. Osiadająca obficie rosa przyniosła ludzkie glosy. Zanic-

PiilM I III

ii!!.;

PiilM I III

ii!!.;

Uńcem patyka i ułożył się na boku w oćzekiwani/czekał. aż tamci coś

tości maicriainc nic miały dla niego znaczrma wpLxiwrt^ed!^ych

Rozejrzał się z ciekawią. Po tamtych ani śladu - pomyślał. Ledwie wi- wic przyłapania na tychz^czajny^czynTOŚciach. Upił trochę^orącej herbaty z termosu pamiętającego dawniejsze czasy. Rzeczy, które były

(43)
(44)
(45)

Resztkami sil czołgał się tlo miejsca, w którym powinien znaleźć szałas, ostoję dla udręczonego ciała.

Paraliżujący ból przesunął się z okolic pieni wyżej. Zaatakował gardło, twarz, lewą stronę ciała. Stróżki potu spływały po policzkach krzyknął.

ALEKSANDER JASICKI Z głową w trzech koronach

Teraz nie miał siły na wydobycie głosu. Prawą dłonią wczepił się w so- dowej miłości. ^ ^ ^

Za sobą pozostawił szeroką, pogmatwaną drogę.

Do leżącego bez ruchu podkradała się mgła.

- ponad zamki Spiszu

Książki nadesłane

Włodzimierz Pawiuczuk: Ulrazalin. Rrpom; o tod™ /win/n Uu /jdSil/J. Wyd. Maślaków portfel

WWddiGWrodWak20MWtoS'n'Bn''il"uopowlnl"n'a-Wy'' StowarzyszeniePisaray co bieszczad nocą zgubi - JmftowmcjuiŁ Gaduła- Wyd. Instytut Wydawniczy .,Ka«l> i Pras.", Warszawa 1999. wszystko moje

Mjjck Karewicz: M, pnypamiaam ,M, pani. Wyd. Cz»m. Lampa, Wamawa-znalazłem W99 CZ298GnV0W"P^dwurapla. Powie*: Wyd. Autorskie .Grafomania". Kraków Stanisław Rogalar^topólcuane irodawisko literacku KitUccrymy Słownik pisarzy i ba-jeden gruby

jak portfel Pękały

S7

(46)

cale kurenie

Zemugula —jajo mechaniczne

Nieletni, ktusując na miłość i mógłbyś choć raz popatrzeć na to inaczej...

bo na przykład:

kiedy ty już golisz nocy brodę i w studnię lustra wcalc nic przypadkiem śpiewasz:

dzwoni dzwon.

to śpiewasz tak nie bez przyczyny, oto wzywa cię do zajęć znienawidzony dzwonek i kogut dnia za chwilę

słodkowodnej nocy łowiąc stada tęczowych fluidowych pstrągów - odrywały się od naszych gładkich absolutnie młodych powierzchni

i mógłbyś choć raz popatrzeć na to inaczej...

bo na przykład:

kiedy ty już golisz nocy brodę i w studnię lustra wcalc nic przypadkiem śpiewasz:

dzwoni dzwon.

to śpiewasz tak nie bez przyczyny, oto wzywa cię do zajęć znienawidzony dzwonek i kogut dnia za chwilę

zderzały w powietrzu

(niektóre łącząc w paty) mechSeTajo'

zapominając o bożym świecie - (żadnych zmarszczek, kręgów na wodzie, no nic!) siedzieliśmy nadzy z ukrycia w rzęsach oglądając nasze nieletnie kłusownictwo...

kiedy ostatni raz zarzucaliśmy sieci

-tazydki ' nadęty jak paw

manipulował przy drzwiach

podpowiada także inne rozwiązania' i na przykład - mówi - zapominając o bożym świecie -

(żadnych zmarszczek, kręgów na wodzie, no nic!) siedzieliśmy nadzy z ukrycia w rzęsach oglądając nasze nieletnie kłusownictwo...

kiedy ostatni raz zarzucaliśmy sieci

-tazydki ' nadęty jak paw

manipulował przy drzwiach

zaśpiewaj to tak:

po czesku.

przez dziurkę od klucza widać było na parę łat naprzód;

wtedy

gdy jeziora leżąjuż w depresjach wypływają z nich przez dziurkę od klucza widać było na parę łat naprzód;

wtedy

gdy jeziora leżąjuż w depresjach wypływają z nich przez dziurkę od klucza widać było na parę łat naprzód;

wtedy

gdy jeziora leżąjuż w depresjach

wypływają z nich Ktoś się zbliża do ud mojej żony

(Z cyklu Skrzydła i inne gmiby) to jej ciała

(47)

do jej ciała

dojej szalki ^ ^ ^

to jej ciałojuż w powietrzu

do ud 5

Ze ho!

to jej ciałojuż w powietrzu

do ud 5

Bar sycylijski

^ S S S S S S S S S U .

walie gór

Ł

S Ł - -

(48)
(49)

•ie zawierała pusta Galeria Kleina, dzięki tej możliwości sai da epoka artystyczna ma swój kanon, któty rozstizyga, pod jakim kiem coś może wstąpić w matcrialno-idealny krąg sztuki i w nim cna doba jest bardzo łaskawa i dla takich

:ć, byleby w jego posturze plastycznej eżą. byleby uchwycić to przeistoczenie.

: z jednej rzeczy dnigą, zgoła niepiękną,

^Koniecznie nawet interesującą. Ta wewnętrzna przemiana jakości fiz Uprzedmiotów w artystyczne jakości, to alchemiczne pr,

innym, mai

cy.T\vórca,któiysw. ,r , ,

lemu odbiorcy, nie zdoła przełamać oporu jego nawyków, eh;

chybia dziełem celu, nawet gdy poprawnie posługuje się wl :y na odkrytą nov c starej skorupy „przedmiotu go

W takich sytuacjach pojawia się w ostatnich wekach osobliwa postać zwa- na „krytykiem sztuki", która pośredniczy obok Marchanda na Rynku Ar- tystycznym pomiędzy T\vórcą a Odbiorcą, a jej misją jest otworzyć oczy temu ostatniemu na wartość kreacji. Sąd mnożące się na dobre i złe komen- taize do dzieł, z których czytelnik może się dowiedzieć, jakie były intencje ąnysty IW co one micizyły, czy były trafiie i czym wzbogacały artystyczny dorobek ludzkości. Podglądając Twórcę przez okno jego Pracowni z luchów ręki Krytyk próbuje odczytać drgnienia jego oka, a popizez nic. razem wzięte, siedzi poruszenia samego umysłu. Krvtvk ma wic1'1"1" •'"-i- —' Więcej niż Twórca. Teoretycznie jedynie, skoro nit

Ars longa vila brens wzdycha niejeden z żyjących artystów. Skoro dzieło ma przetrwać (a nic odwrotnie) twórcę, tym bardziej że w wielu przypad- kach ten ostatni po zakończeniu procesu twórczego wypuszcza to pierw-

ąrafik lysunek, a malarz obraz czy rzeźbiarz rzeźbę, przez wytworu, Iwór nie przetrwa wytwórcy, gdy podczas i 80 jest zrośnięty zjego żywym ciałem i pulsuje tym sai .

— " " ' grajkiem muzyka i dzięki

(50)
(51)

Książki nadesłane

Sabina Rachel Katowska: UciekaC. aby ęrf. Si. 296. Seria: Glosy oclonych. I. 2.

Ks. Stanisław Ryłko: Tneba lolM Pamiętniki. Ss. 366. Seria: Duchowieństwo Polskie w Więzieniach, Ugrach i na Zalaniu w ZSRR. Pamiętniki i Dokumenty, t. 2.

Elżbieta Cichla-Czamiawska: Olsz)nowe królestwo. PowieM. Ss. 234.

Elżbieta Cichla-Czamiawska: Władysław Srbyla. Życie i twórcioU. Ss. 184-18 ilustr.

RADOSŁAW SĄCZEK

Z tomu chory rozsądek żeby H.L. wreszcie spadł Chciałem żeby Harold Lloyd wreszcie spadł z wieżowca a chwilę potem zmartwychwstał.

Lubię zmierzch bohaterów lubię ich powroty.

Potrzeba następnego papierosa zaczyna się tuż przy filtrze tego który teraz się dopala, tylko wilkołaki liczą na pełnię. Księżyc nie sądzę aby na coś liczył. Chciałem żeby Harold Lloyd wreszcie spadł z księżyca.

Na oczach tysięcy telewidzów i sąsiadów.

Kolejki w sklepach też miały swoje cykle.

Matki wielodzietnych rodzin piły więcej kawy.

wiersz katastroficzny

Pomyśleć żc po paru latach pierwszy raz kłócimy się o zmywanie naczyń.

Pomyśleć żc potem ja wychodzę z kuchni z mokrymi dłońmi 1 zaplanowaną dalszą częścią awantury. I nie mogę powstrzymać śmiechu.

Pomyśleć jak rzeczy tracą i zyskują wagę. Pomyśleć jak byśmy mogli panować. Gadanie o sensie i znaczeniach katastrofy kiedy nic upadł żaden wieżowiec a „Posejdon" miał spieprzony radar i fali nic będzie, dyszałem jak gadają w autobusach w kawiarniach na uniwersytetach straszą upadkiem. Neurotyczni pojebańcy! Kopią groby i nie umierają.

Odejdziemy we śnie i nic się nie stanie. Odejdziemy na jawie i nic Się nie stanie. Pomyśleć że tylko przekleństwa strach i modlitwa 2 prośbą w inwokacji zapiszą się. Na chwilę. Pomyśleć i wzruszyć

(52)

kilka następnych prób wyjaśnienia sobie paru niejasności

Dla porządku ustalić żc niczego nic zdołam posprzątać co najwyżej żarty na bok i fikcyjne wyobrażenia

z powrotem do puszki. Niech czekają na .jeszcze znajdą się lepsze momenty". Co się zmienia to okoliczności. W kolorach jedyny już można dostrzec kontekst - wciąż książki torby kolo łóżek. Wyjeżdżam by załatwiać ci matkę i ojca" jak przepowiednia i teleskop.

topienie marzanny

Na wiosnę glos się bardziej niesie i wieści czyli rano słychać śmieciarki

- Wclika Srbia. Oblężenie będzie trwało jeszcze przez parę tygodni.

Podobno mędrcy łażą z golą dupą natomiast głupcy siedzą z głupią dupą za przyciemnianymi szybami niezłych samochodów ale bez

pod tym warunkiem żc się nic przywiążc. Posągi dużo łatwiej toną i podkłady kolejowe od wypalania traw - przynajmniej radio tak straszy rczonując ministerialny nakaz obojętności na gnicie. Jednak trzeba trochę spłonąć i trochę się utopić. Znamy życic i zużycie. Znamy ceny.

prohibicja na czas wizyty ojca św.

Warszawa chce być opuszczona na alkoholowy weekend na zalew albo np. na Kazimierz Dolny.

Jest inaczej. Przyjeżdża papież i żółknie miasto. Nadciąga jeden

* * * Wschód poskąpił czerwieni.

Teraz odchodzę powoli jak kolo oddarty. Póki co: bezruch ale wiadomo więcej niż się dzieje. Idziemy wzdłuż parku

na celowniku

Filmowy wieczór - wyceluj kamerę bo mam wszystko czcgo chciałem na wyciągnięcie ręki i bez wyciągania nóg.

Mróz w wietrze. Cienki płaszcz. Warkot miasta i czerwone światła. Taksówkarze masują niewidome szyby i wskakują z powrotem do aut. Oddajcie filmom co filmowe. Ktoś mieszka w MOIM apartamencie i używa mojego samochodu. Papierosy

cmentarz wojskowy w Puławach Tak. Wczorajszy wieczór zrabował większą część do pracy do Misia przez wykastonc miasto.P

Tak. Zastałem go w niezłym nastroju gdy wykuwał krzyż na nagrobku. A później pewnie jeszcze jeden i jeszcze więc postanowiłem czekać po drugiej stronie ulicy.

tam gdzie już dawno nikt nic nowego nic wykuł.

Tam czekałem ścierając zielone zacieki i mech z prostopadłościanów. Zapomniane chłopaki.

(53)

JANUSZ STYCZEŃ Wilgotny list

. *ic pan, było mi głupio

>iu pieniędzy. Ptzccicż on nie wykonał usługi, za klórą mu zapła- ciłaś. wszedł we mnie i zaraz skończył, nic nie czułam. Powinnaś zażądać mi nie wypadało. A wypadało d dawać pieniądLnakjużmu ic pieniądze dałam, lo nie wypadało mu ich odbierać. Już slałe będziesz płaciła facetom?

Niech pan nie mówi lak głośno. Ela. rozejrzyj się, przy stoliku przed nami i przy stoliku za nami nikt nie siedzi, można rozmawiać spokojnie. Panic Wi- nicjuszu. ja się zawsze boję. Czego się bać tutaj, w „Empiku". Sama mówisz, że część tych ludzi znasz z psychiatrii, wszyscy oni mają rentę psychiat- ryczną, tak jak ty. Aleja właśnie dlatego się boję. że jestem psychiczna.

ja wciąż powtarzam sobie, że nic powinnam tak się bać wszystkiego, ale to powtarzanie nic mi nie daje i tak się boję. O. jak dobrze, niech pan mnie tak trzyma za rękę. Przecież nie drżysz. Panie Winicjuszu. ja w środku się trzęsę.

Pisz wiersze, to się uspokoisz. Teraz nie piszę. To pisz znowu, wyślesz mi

• Ale tylko r

(54)
(55)

Mandragora i papierosy

PIOTR SMOLAK

Pożegnanie jesieni, wyobraźni i średniowiecza

woda uderzając o brzegi wywołuje ogólne drżenie mimo rozlicznych prób nie możemy się dopasować pokrywamy niepokój nerwowym śmiechem 10 za mało - nasze zmysły nie chcą nas słuchać każda czynność wydłuża się ponad miarę coraz więcej drzew upada niszcząc krajobraz jakże mogłoby być inaczej?

Alicante

Ryby opuszczają lo miasto spoglądając obojętnie na hotel przybrzeżną trzcinę, piasek, małże w odktytych muszlach Nic z tego jednak nie wynika

dzielnice są przepełnione i nietrwale Pikieta na torach kolejowych, palmy, piętrowe krematoria parkingi gdzie przechowuje się taksówki

paczkę orzeszków, nic wykorzystany gest Karnawał zbliża się i nigdy nic odchodzi zwiastuje go koń całkowicie nagi Na chodniku fotele zapełniają się powoli powietrze przygniata budynki i stopy śmiejąc się łamie niewidzialny kręgosłup

trzymam w dłoni świat: szklany pęcherz wypełniony bursztynowym fluidem cząsteczki tworzą wzór któty generuje wyższe struktury ale wolę się do tego nie mieszać widziałem mao tsc-tunga i marię magdalenę puszkę pełną ryb. oleju i benzyny matkę teresę i fidela castro nie znajduję jednak specjalnej różnicy myślisz, że jesteś ponad usiadła okrakiem i nudzi jak zwykle liczy krople piwa na kontuarze na pożegnanie rzucam jej dychę, tosta, dwa papierosy i wychodzę przez toaletę po kilku krokach nic pamiętam z kim rozmaw w najbliższym sklepie telewizor pokazuje powieszonego biskupa podnoszę z chodnika korzeń mandragory

Opętani

roześmiana kobieta kuca w połowie drogi obłożnie chory wtula się w szorstki pień spóźnione drganie odległych gwiazd jednak wieś budzi się rozleniwieni mieszkańcy Odganiają od siebie kolejny, stuletni sen sprawdzić jak płonic ogień szukamy przez chwilę własnych ust wybiegamy w dymiącą mgłę rozdeptujemy bielejące w trawie ptasie

(56)

JAN LEWANDOWSKI

Polacy w Estonii

(57)
(58)
(59)

KATARZYNA GORZAŁÓWNA

ech dłoni rozbić isnąć kratką papier

* * *

w tym pokoju mieszkał do tego puzderka wkładi

z wykrzyknikiem święta tylko rzędy poległych

kiedy ręka bólu chwyci mój żołądek a krzyk wrzaśnie z przestrachu przed sobą wtedy złapię za telefon

(60)

ADAM KALBARCZYK

Krytyk na drogach Prawdy (o Karolu Ludwiku Konińskim)

'Hubiny). I

- krytyki) jest zgodne i

dyskursie.

Krytyka jako zadanie sens gdy poszukuje naj kiwanie to odbywa się r

(61)
(62)
(63)

FERDYNAND GOETEL

O wiośnie Uwierzyć wiośnie skowronkowi Wystarczy nieba.

Gdy zmięknie gleba.

Młodzik, gdy mu się przyśni Pijak, gdy wzburzą się wina.

Owcę pouczy gwar leśny, Grajkowi powie struna, - Chamowi trzeba pioruna.

Nowe rymy Pewien poeta potymował śmiało ..Włócznie" na „tłucz mnie"

Nauka i propaganda Myśliciel pewien, gdy okólnie szuka czym od propagandy różni się nauka.

czym łyżka od lewatywy.

Krakowiak Skarał Bóg Polaków że Warszawę zwalił ale więcej jeszcze że Kraków ocalił.

(64)

Prawda i dyplomacja

Epoka

Co do epoki, lepiej nic naprzykrzać się Bogu i kto odczuwa potrzebę bezdenną być twórcą dziejów, niech pomni, że Tenże

cebula, gdy łzy wyciśn:

pies, gdy za ogonem g:

Noc w Bellagio

i studzi Hotel Splendido.

... Spać... ledwojuż plusze!

szkoda tej nocy. szkoda

pięści zaciskam zawzięcie.

czemuś zatrzasnął moje drzwi?

szukam cię myślą, gdy grzmi Aniele Jasnolicy któryś stał nad mą kołyską na jakieś niszył urwisko?

u jakiej stoisz szubienicy?

0 rzewny kolędniku czemuś opuścił mnie gdym znalazł się na dnie w godzinę łez i krzyku?

Aniele złotych ołtarzy 1 ty, z przydrożnej kaplicy i któryś przy martwych na straż

skiby wytyczasz i grzędy m pługiem idziesz i broną i jesteś wszędy, wszędy, gdy pułk wskakuje w siodła.

był pogrzeb, wielki niesłychani mówiono, że obraża Boga i przeszłość była powstańcza

^urągliwy po niej g|0Si

Był żywot jak napięty łuk a myśmy się go bali bo nam przypominał dług toóryśmy j uż pospłacal i...

B>l człowiek, myśmy myśleli.

& gniewny, bo nam zazdrości codziennej spokojności

"ośmielonej nie gdy już nic

(65)
(66)
(67)

Ludzie kręcili się wokół orkiestry jak pszczoły. Muzycy trąbili w altówki i bili w bębny jakby chcieli wszystkich przepędzić. Doktor Pappenheim siedział na balkonie i wychylał kufel za kuflem piwa.

Następnego dnia panował zupełny spokój. Martin wstał wcześnie, zamiótł przy wejściu, wytarł półki i sporządził szczegółowe zamówienie. Miał za sobą ciężką noc. W żaden sposób nie mógł uspokoić Trudę. Nie chciała przy- pomocą podstępu.

Około dziesiątej pojawił się inspektor z Wydziału Sanitarnego z polece- niem dokonania inspekcji. Interesowały go szczegóły. Kto jest właścicielem apteki, czy Martin ją odziedziczył, kiedy i od kogojąotrzymał. ile jest watta.

dezynfekowane. Inspektor wyjął metrówkę i zabrał się za mierzenie. Wy- szedł nagłe nie przeprosiwszy i nie podziękowawszy Martinowi.

siebie. Może tylne wejście jest zaniedbane. Ta nagła wizyta zepsuła mu cale rano. Stał na trawniku. Ranek jak każdy inny. Mleczarz o ciężkim chłopskim chodzie szedł ulicą, muzycy wyszli do ogrodu. Pappenheim nie zawracał im głowy, więc wylegiwali się w słońcu na uawic. Dytygcnt siedział w kącie grając sam ze sobą w karty. Po południu w aptece pojawiła się pani Zauberblit i oznajmiła, że nie majak wakacje w Badcnhcim. Nosiła popeli- nową sukienkę w groszki. Ale Martinowi wydawało się, że tuż za nią stoi

- Czy to nie dziwne? - zapytał.

- Wszystko możliwe - odparła, jakby rozumiejąc jego pytanie.

Muzycy przez cały dzień wylegiwali się w ogrodzie. Bez uniformów wyg- lądali niepozornie. Przez lala kłócili się z Pappenheimem. Teraz kłócili się między sobą Dyrygent nic wtrącał się. Przyglądał się rozłożonym kartom.

Jeden z muzyków z zaciętym wyrazem twarzy wyjął jakiś rachunek z kie- szeni kamizelki i pokazał kolegom, inni muzycy udowadniali mu, że nie ma racji. Z ogrodu Martina wszystko to wyglądało jak fatamorgana, być może ze względu na zanikające światło i wydłużające się cicnic, które jeden po drugim padały na zieloną trawę.

Kiedy zrobiło się ciemno dyrygent dal znak muzykom, aby udali się na górę i włożyli stroje. Poruszali się wolno jak żołnierze wyczerpani długą służbą. Dyrygent zamienił kilka słów z. Pappenheimem. Doktor Pappen-

- Słyszałem, że przyjeżdża także Mandelbaum. Niezwykły sukces. Jak - Harowałem jak wół - odparł doktor Pappenheim i skierował się do jadalni.

Goście już pochłaniali posiłek. Kelnerka ciągle rzucała badawcze spojrze- nia w stronę kuchni - zamówione dania nic zjawiały się na czas. Ale starsi kelnerzy cynicznie i z afektacją zachwalali jedzenie traktując klientów z góry.

Stan Tnide nie ulegał poprawie. Martin mówił i mówił, ale jego słowa nie pomagały. Wszystko wydawało jej się przezroczyste i dotknięte chorobą.

Helena znajduje się w niewoli w majątku Leopolda, a on co wieczór, kiedy - Czy tego nie widzisz? - pytała.

Martin był zirytowany. Trudę ciągle opowiadała o swoich rodzicach, o małym domku nad brzegiem Wisły. Jej rodzice nie żyli. Stosunki z braćmi zostały dawno zerwane. Martin mówił, że tkwi w tamtym świecie w górach pośród Żydów. I w pewnym sensie miał rację. Prześladował ją ukryty strach, nie jej własny, i Martin czuł, że udzielają mu się jej halucynacje.

(68)
(69)
(70)
(71)
(72)
(73)
(74)
(75)

teatr

MAGDALENA JANKOWSKA P o n i e d z i a ł e k , w t o r e k , ś r o d a , c z w a r t e k , p i ą t e k , s o b o t a , n i e d z i e l a - o n

(76)
(77)
(78)
(79)
(80)
(81)
(82)
(83)
(84)
(85)
(86)
(87)
(88)

KLEMENTYNA SUCHANÓW

Gombrowicza filozofia ucieczki, czyli jak zostać strażakiem .Bólem wykrzywione ludzkości oblicze"

(89)

W notatkach na marginesach fragmentów Historii Gombrowicz pisze:

TĘSKNOTA Starego Cesarza.

PnestaC W [podkr. - K. S.l Cesarzem Mikołajem!

Po odpowiedzi Ilia. Pastor nadal powtarza:

Ucieczkę tę doradza Pastor bohaterowi po to, by nie wystawiać innych

ZMIENIĆ SIŁY HISTORII-? - .' •?(. . .). NAMAWIAM WILHELMA DO UCIECZKI.'

Wcześniej Ojcie<^o&Mrcharalaetjra^c Witolda podczas maturalnego

^W dalszej charakterystyce ucmUOjcie^Prof^rmS^im"^^- teligentny/Lecz anarchista, także egotysta i egocentryk... oraz (,..)myśljego /Dąży do prawdy}

Jak wiadomo, ucieczce często towarzyszy strach i nie ucieka się z miejsc.

mu zostać ocalonym, ale pozwolić zostać ocalonym innym, osobom do nic- gowrogo nastawionym. Retoryka ucieczki paradoksalnie dotyczy tutaj Skoro razjuż zajrzahimdoSre^toi Mw!erfzibm!^że'operetka, podob- nawiązań, warto zobaczyć jak sprawa przedstawia się u zacnego mistrza.

Na ten temat J. Kott tak pisze w swojej książce o Szekspirze, odczyty- wanym przez pryzmat naszych czasów: Trucizny ludziom trzeba, a nie mogq/ Jej kochać... l..)W tym jednym zdaniu jest owo nagłe przerażenie Światem z jego okrutnym mechanizmem, od którego nie ma ucieczki [podkr.

-K. S.J, ale którego nie można przyjąć (. .). Mifdzy porządkiem działania WnecZnof?j™?ud&ld^^mo^^^^ć.'''1'""''^' ^ jak działanie rewolucji w Operetce. Gombrowicz doskonale podchwycił RyflcaS uciekaj!" najlepiej obrazuje chyba ten1problem. Ucieka się z miejsca!

gdzie sytuacja zewnętrzna staje się niebezpieczna i zagraża naszemu życiu.

Spójrzmy na sytuację w Królu Ryszardzie III Szekspira. Jest tojedna z ła Hegla. Bo, czyż Albertynka to naprawdę zwiastun dobrego, czy można pozwolić sobie na taki optymizm?

nic laka sama, jak rada Gombrowc^A^chtd^ca^imSSćm! imieniu Witold. Oto Szekspir:

Jedi... jedi... uciekaj... ud<laj [podkr. - K. S.| -1 tej rzeźni.

Jeżeli nie chcesz zwifkszy! liczb, zmarłych.' Motyw ucieczki pojawia się u Gombrowicza już wcześniej, na przykład w Ferdydurke. J. JaraęMu nazywało^ucieczką zrodzinnegodomu": (. „)

Zycie pospolite tono prostu ucieczka ipodkt. - K. S.] przed samym sobą".

powiada Heidegger ustami Gombrowicza. Ciekawe jest stosowanie przez Gombrowicza słowu „ucieczka" w takich właśnie różnych okolicznościach:

mówiąc o filozofii, budując dramat, pisząc powieści. Jak widać, przez ucieczkę rozumie się tutaj ucieczkę nic przed zagro-

l ilozofia ucieczki nad wszelkimi stereotypami i twórczą potenejf. którą mu zapewnia jedno- czesne wchlonifcie tradycji i zdystansowanie sif do niej.' padkowe, a można by chyba zgromadzić większą ilość podobnych cytatów.

Otóż Ul, w Wizycie starszej pani F. Dlirrenmatta. złapany w pułapkę, w sid- Mmąradę. wyrażoną dokładnie tymi samymi słowy. Pastor obejmując Ilia

Uciekał.' (podkr. - K. S.] JesteSmy słabi, my chrześcijanie i

' 2Ż3 ' rodzimego domu. JAditonik Limcki" 1988, nr

rej nie tak wprost!ale także mówi OpemŁ, to ucieczka z historii roźiimimej w pojęciach heglowskich. Jak wiadomo filozofia Hegla była przede wszyst- kjm myślą idealisty. Wynikiem ukiego rozumowania było przedkładanie nia państwa jako wytworu ideowego, którego przeciwieństwem jest był

^TeroTranraeh^S^nabkrać'mia°rre£ściJMówiąc wtaśnico państwie napisał styiinc słowa: „Co jest rzeczywiste, to jest rozumne". Jego stosunek do świata był zatem taki. iż zawsze kładł całość przed częścią. Jeśli dodamy do tego dialektyczną tezę Hegla (polegając, na tym. iż istnieniu jakiejkolwiek tezy towarzyszy zawsze jakaś antyteza, z czego dochodzi do wyciągnięcia syntezy, która staje się tezą itd.) oraz filozofię ..stawania się", to otrzymujemy obłędne koło rozwoju dziejów, z którego faktycznie nie ma ucieczki. I wszystko to prowadzi do wniosku postawionego przez nic-

(90)
(91)
(92)
(93)

przekroje

Poeci, poeci...

... JEST KONIECZNOŚCIĄ

(94)
(95)
(96)
(97)
(98)
(99)
(100)

fe

(101)
(102)
(103)
(104)
(105)
(106)
(107)
(108)
(109)

i

(110)
(111)
(112)
(113)

ATRAMENTOWE SZKICE SIMCHY NORNBERGA

odczytania (zrozumienia) jego myślenia o szlucc, niż analizowanie. omówienie^ sko- mentowanie samych dziel, nieśmy wyłącznie ammailowych szkiców. Gdzieś na maiji-

(114)
(115)
(116)
(117)
(118)
(119)

MAGDA OPOKA

Przetwarzanie na symbole

Laur „Czerwonej Róży"

Jury 40. konkursu poetyckiego o laur „Czerwonej Róży" pod przewodnictwem Andrzeja K. Waśkiewicza, w składzie:

Zbigniew Joachimiak, Krzysztof Gąsiorowski, Jacek Kotlica, Eugeniusz Kupper, Leszek Żuliński rozpatrzyło 738 nadesłanych zestawów (ok. 3000 wierszy) i przyznało pierwszą nagrodę

Rafałowi Brassemu z Głogowa za zestaw Człowiek roślinny, Czas ptywóm, Ciosy pustelne.

Drugą nagrodę za wiersz rozpoczynający się od słów „ostatnio przeczytałem..." zdobył

Trzecią nagrodą uhonorowano

Czesława Sobkowiaka z Zawady za wiersz Weekend.

Dwa równorzędne wyróżnienia otrzymali: za wiersz zaczyna- jący się od słów „wieczór się mną podzielił"

Tadeusz Dąbrowski z Gdańska oraz za wiersz Papieros

Maciej Woźniak z Płocka.

Uroczystość wręczenia nagród odbyła się w Białej Sali Ratusza Głównego Miasta w Gdańsku. 16 grudnia 1999 r.

(120)
(121)
(122)
(123)
(124)
(125)

historia

(126)

MAŁOPOLSKIE PSL PO WOJNIE

27 DywizjH lu^mkiej AK op^Sy 22 lipca Lubartów. Walki toczyl^tM «

§w§iim

ju) rS-in51"^ " dlMl' Mik0l"iCZyk" ' b*"

§w§iim

Okręgu w Lublinie.

WtiUtomr Datllis

g a s a s a ą g g s

(127)
(128)
(129)
(130)
(131)
(132)
(133)
(134)
(135)
(136)
(137)
(138)
(139)
(140)
(141)
(142)

-~>'uA CM S.ĆJ' fit*** ę&ncy

^Jt - Jr a* Jco A'otuUf"/*' Z*0''"- • - ,-włt fćtMł** rr X*

, w - Z - * - * * j ^ w w . " r ? * *

S/H""?

1 t f f (c-u/f/"

W g | . . .

ł i l u . w W ' *

teusza , w którym jesl więcej niż on sam! -jest świt poczynającego sic dnia!

- wspaniały rysunek! wspaniały!! - o innych inidno coś powiedzieć od razu:

tyle w nich tragizmu i zlowrogości; - zresztą: przecież poeląjestem i niełatwo mi w pierwszej chwili przezwyciężyć zachwyt - i: czy to nic jest najważniejsze W Dzienniku Popularnym"" był I I lysunck i ilustracja („Tow. Ursa") - orajwścje. tęgo to nie wyszło - no bo przecież gazetowy papier.

Serdecznie ubawiłem się „Wyprawy na Europę 1937 r."-przysłał mi to D Marian-niestety, muszę wnet odesłać -

O sprawach Botorów- - rozkładzie, ilustracji etc. - pomówimy już lulaj

^ K S S ^ S r * ~- ślę najlepsze myśli BędriOTypracow,ć'apiw- Proszę karteczką daćauić: kiedy - i godzinę przyjazdu do Ubdowic - reszte już załatwimy

(143)
(144)
(145)
(146)
(147)
(148)
(149)

P. Atessa opuściła Puławy, zal [ ']

A ja-

- Przygotowuję się do ewentualnej obrony swych ilustracji na rozprawie sądowej. Przygotowałem materiał z historii sztuki, analogiczne przykłady tzw.

„pornografii" wśród arcydzieł malarstwa i rzeźby.

Z tego co mówili p. Emil i Dr Putck, wątpię, czy dojdzie do drugiego nakła- du. Skład (w ołowiu) pierwszego wydania czeka wdrukami, po obcięciu książki pracz konfiskatę niewiele się przyda z niego.

Wykonałem w Gorzeniu na zamówienie proj. okładki do inscenizacji sinogów beskidzkich"" dla Jerzego Zawiejskiego z Instytutu Teatrów I wych w Warszawie (piórkiem).

List Pana pisany do KDA przeadresowal portier, niezgodnie z moim p<

niem, do Książa, gdzie czekał na mnie. Wczoraj przeczytałem.

Listu od Pani Stefanii W. nie otrzymałem. Niech ją Pan przy sposob serdecznie ode mnie pozdrowi.

Pani Doktorowej i Ali najserdeczniejsze pozdrowienia załączam.

Stef.

Przepraszam za nieczytelność tego listu i brak zwięzłości, ale od rana diablo Ojciec zdrowy. W domu bez zmian. S.

O ile Pan [niej zna adresu, to podaję: E Z. Kraków, ul. Floriańska (Hotel Polski).

Pobyt Pana Emila w hotelu przedłuży się prawdopodobnie.

(150)
(151)
(152)
(153)
(154)

Kwartalnik .Akcent" od początku swego istnienia (1980 r.) drukowany jest przez Lubelskie Zakłady Graficzne - obecnie działające pod zmienioną nazwą MULTIDRUK SA. Firma ta istnieje już ponad 50 lat. To, że co kwartał możecie Państwo otrzymać nasze pismo w niezmiennie starannej szacie graficznej, zawdzięczamy fachowości, doświadczeniu i solidności pracowników tej firmy. Także Wzmożecie skorzystać z ich usług!

Redakcja .Akcentu"

MULTIDRUK l

• KSIĄŻEK

• KALENDARZY

• FOLDERÓW

• PLAKATÓW

• GAZET

• ETYKIET NI WEDŁUG ŻYCZEŃ ZAMAWIAJĄCEGO

Cytaty

Powiązane dokumenty

$kaćprzełomy sffołecznś i rutmdoto r e dla stworzfĄiA i kontyrwcwtmki rewo- lucji kidturainej, ruf której zidez.y przyszłe szczęście Hb:^; t ntisze^o narodu 1 *. Nie wiem, czy

Spojrzałem w dół. Kurtka i koszula nosiły ślady zakrzepłej krwi. Krew była czarna. On mówi p o polsku? — dziwił się szewc nie patrząc przy tym na mnie, lecz na Staszka.

dzisiaj mam włosy jak dziki burzan nad mokrym czołem zawisła burza szczęki latają wyrok błędny górze 1UŻ nie jest dobrze a będzie goraj patrzę gdzie Ciało wisi na drzewie

szykując się do czegoś bardziej metafizycznego wszystko odbywa się w czasie teraźniejszym i śnieg zbija się w płucach brązowych dni epoki a miejsca tam jest dosyć tylko

Codziennie sam dla siebie staję się zagadką, nie umiem odróżnić snu od rzeczywistości, mój zielono-purpurowy nerw środkowy nie jest na tyle czuły żebym porywał się

doktoiyzowal się na Uni- wersytecie Łódzkim (1971) na podstawicroz- leatru.. Kwartalnik „Akcent&#34;jest od początku swego istnienia fig8o r.) drukowany przez Lubelskie

Jego utwory przetłumaczono już na około lfl języków, między innymi na angielski (często w ich tłumaczeniu bierze udział sam pi- sarz), francuski, włoski, norweski,

Rzecz jest stara i dobrze znana, problematyka jednak dopiero obecnie analizowana naukowo (Woj- Zarysowanc komplikaqe w sporządzeniu właściwej definicji zna- czenia