• Nie Znaleziono Wyników

Akcent: literatura i sztuka. Kwartalnik. R. 1999, nr 2 (76)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Akcent: literatura i sztuka. Kwartalnik. R. 1999, nr 2 (76)"

Copied!
100
0
0

Pełen tekst

(1)

Sztuka to najwyższy wyraz samouświadomienia ludzkości /.../

Dzieło sztuki — mikrokosmos odbijający epokę.

Józef Czechowicz

I 2 (76) 1999

akcent

l i t e r a t u r a i s z t u k a i kwartalnik

L. Buczkowski, T. Chabrowski, S. Fita, P. Gerabal, G. Hcrling-Grudziński, D. Koman, W. Maj, A. Tchórzewski, B. Zadura, E. Zegadłowicz

(2)

akcent

(3)

aw Oszojca. Mykota Rhbczi* (Kijów).

Wydzlilu Kultury I Sztuki Urzędu Mi Wydziału Kultury I Sztuki t r/jdu Mlcjikicgo w Lubili

rok XX nr 2 (76) 1999

akcent

l i t e r a t u r a i s z t u k a

C Copyright l»9 by .Akccnt"

(4)

leU&x(°80S3*274 6

aj i zagranicę udzielają

Witold Maj: wiersze / 7

Jan Władysław Woś: Mój przyjaciel Witold CrzegorzMajl 11 Bohdan Zadura: U40 słów (dopowiedzenie) 119 Z listów Witolda Maja do Bohdana Zadury / 22 Tadeusz Chabrowski: wiersze 128 Dariusz Piórkowski: opowiadania / 32 Dorota Koman: wiersze / 41

Mirosław Wójcik: Notatnik Emila Zegadłowicza 1928 -1937145 Krzysztof Pachuta: Apollo udręczony / 66

Andrzej Tchórzewski: Haiku HA Stanisław Fita: Lublin pozytywistów! 78 Alfred Wierzbicki: wiersze /90 Paweł Gerabał: Mrówka 193 Tomasz Swoboda: wiersze /107

Maciej Cisło, Anna Janko: Razem osobno: Listy z pokoju do pokoju /109 Konrad Walewski: opowiadania /119

Jacek Lejman: Prawda i styl w filozofowaniu /128

Nie tylko analitycznie...

Paweł Frelik: Raymonda Federmana żywot encyklopedyczny, Tadeusz Szkołut: Śmierć i nieśmiertelność w perspektywie (po)nowoczesnej-, Robert Martyna: Aleksander Wat - dwa oblicza obrazoburstwa; Jan Orłowski: Książka o poetach grupy literackiej ..Białowieża"; Stefan Symotiuk: O pożyteczności walki; Anna Kaczor Edukacyjne konteksty domski: O Kazimierzu WierzyAskim. Barbara Czwómóg-Jadczak: Zwano ją,.płomieniem polskiego oSwiecenia "; Ewa Dunaj: Stachura i szlachetna ośmiokrotna Ścieżka /142

(5)
(6)
(7)
(8)
(9)
(10)
(11)
(12)
(13)
(14)
(15)
(16)

TADEUSZ CHABROWSKI

Głóg

Mam zwyczaj rozmyślać samotnie, nie muszę cierniami starych sylogizmów podpierać kłopotliwych przenośni.

Heglowska dialektyka dziejów

Przyjrzyjcie się moim krótkopędom rombowatym liściom, splotowi nerv trwam jako żywot, rz>

m przedranną piosenkę,

na domiar słońce z rozczochranymi po nocy promieniami, (każdy żarem własnego blasku przypalonj dudniącymi westchnieniami każdym wrażliwym krótkopędem n czułam dotyk jego ciepła, wonne igły sosny z kropelkami ros;

że wokoło zaczęły tańczyć pola.

Między jaszczurkami przygwożdżonymi matowym światłem księżyca do gleby czekam na różową jutrzenkę,

Prawa fizyczne obowiązują mnie tylko w przybliżeniu, gdy dwuklapową wargą dolną wsysam powietrze;

gdy dylematy moralne utkane z sieci setek jednostkowych decyzji, spijam razem z deszczówką.

Wilżynka bezbronna Wyskoczyłam diabłu z kotła.

(17)

liczyłam na ludzką życzliwość.

czulą powolnością skazali mnie na wegetac na suchych przydrożach.

moją przydatność - ^ w medycynie i homeopalii;

pomagam pizy schorzeniach pęcherza, nere i przy obrzękach.

ani ciąg myśli, którymi karmił się Pascal:

rachunek nieskończonościowy.

mechaniczne kalkulatory, podporządkowane matematyce etyki.

Codziennie sam dla siebie staję się zagadką, nie umiem odróżnić snu od rzeczywistości, mój zielono-purpurowy nerw środkowy nie jest na tyle czuły żebym porywał się na pytania, które człowiek zadaje sobie w obliczu śmierci.

Wolę obłaskawiać wiatr w potulnego barana, śledzić nad kartofliskiem wstęgę dymu, wszystkie abstrakcyjne dowody ontologiczne

ira drży od czułych dreszczy wspc

Maślak trydencki mój cynamonowobrązowy kardynalski kapelusz chronił mnie przed obfitością barw i gestów, przed najbardziej płochymi i tryskającymi zdrowiem cykadami.

Stado laicyzujących kozłów naraziło mni<

jednak na etiologiczną pomyłkę, ze strachu przeskoczyłem wąwóz, nabawiłem sii poczęły raptownie płowieć, wrażliwość naskórki na drobne ukłucia stała się przyczyną nerwicy.

Przeczyłem każdemu słowu poddającemu Boga pod osąd pojedynczych percepcji.

Wokół siebie zacząłem zakreślać koła i powiększać święte terytorium nieomylności,

doktryny, nawet kapłanów nTwładzę! *

Rabarbar Zimne deszcze popsuły moje samopoc:

epileptyczne skurcze jak u świętego W a nic namiętność wielkiej wiary, zapowiadało się życie, oddychałem świeżym powietrzem, dbałem o zdrowie i płciową wstrzemięźliwość, śniłem o błogobycie i pszczołach, wymyślałem przy księżycu gwieździstego Boga dla mojego ogrodnika.

Starość jest zemstą butwiejącej imaginacji, komórki i ideały zanikają.

otr Czerniawski: 30 laiwych wvi

(18)

- „Krótko" - odparł zmieszany, by nie przedłużać chwili. Naprawdę nie Ale ona kazała jeszcze czekać długo dobierając temperaturę wody. (Ten cholerny profesjonalizm na każdym kroku. Czasami go to wkurzało. Że też

(19)
(20)
(21)

i z ulgą wcisnął się na tylne siedzenie. Rzucił nazwę hotelu i znowu powró- cił myślami do nadchodzącego spotkania. Miała przyjechać ekspresem przesiadając się w drodze na wybrzeże. Spojrzawszy na zegarek zaczął coraz lepiej zdawać sobie sprawę, w jakiej sytuacji się znajdował. Pociąg prawdopodobnie już wtaczał się na peron. I wiedział, że jeśli nic spotkają się dzisiaj, ona złapie zaraz Neptuna i kontakt między nimi urwie się zno- WMjakii czas (kto wie, może na dłużej albo i do końca). Gdyby nie Nie. Nic dopuszczał do siebie takich myśli. Musi zaczekać. Centralny to nie najlepsze miejsce, ale cóż. Uczą się wiara i chęć. Spotkania po latach.

A zwłaszcza z nią. Nieuniknione porównania. Ciekawość. Zdenerwowanie (dlaczego?). Niepewność. - Co jej się udało? A co jemu nie wyszło (jak na ironię taksiarz podkręcił swego Blaupunkta z Budką Sullera). Pytania i niezdarne odpowiedzi. Liczył, że w tej konftontacji zyska kolejne punkty.

1 jego przeszłość stanie się jeszcze barwniejsza (czy to w ogóle możliwe?)

kając się z torbą do otwartych drzwi wagonu będzie zaraz wysiadać.

- Szybciej. Szybciej - zdawał się bezgłośnie ponaglać kierowcę. - Dla- czego co chwila przystajemy. Te cholerne korki. O, i gdzie ten bałwan się jeszcze wpycha. Znowu stoimy. Czemu to miasto jest takie niewdzięczne.

(A wszyscy i tak tutaj ciągną.) Wlokąc się w taksówce, której wycieraczki nie nadążały za strugami deszczu A. gorączkowo spoglądał na zegarek. - Żeby tylko czekała, żeby czekała... - powtarzał uporczywie magiczne zaklęcie. Przez te cholerne nasiadówki był w niedoczasie o co najmniej go- ę. Nienawidził dni, gdy od rana nawał spotkań i posiedzeń nie dawał :hwili na refleksję. Nawet najmniejszej szansy. No i plus te niemiło- lie zapchane ulice. Jak to możliwe, przecież miasto było takie rozległe, ice takie szerokie. Bez wąskich uliczek i ciasno zabudowanych kamie- Budowane prawie od zera. A jednak coś tutaj wyraźnie szwankuje. Nic i zasadzie nie obchodził duży ruch, ale właśnie dziś taryfa wlokła się Boże, proszę by zaczekała - modlił się w duchu. - By starczyło jej

•wił, iż musiał zaraz wysiadać (ona jechała dalej, na Śląsk), więcnie o czasu nawet na bezsensowną wymianę pustych formułek. Rzucił jej :o numer telefonu i wyskoczył na swoją stację. Dotychczas miarowy tot kół oraz przypadkowe spojtzenia nieznajomych w wagonach koja- . ly mu się zwykle z marzeniem bohatera Miasta kobiet. (Pamiętacie tę słynną kulminację w toalecie?) Z tym, że sen M.M. wkrótce przerodził się

Jeszcze parę przecznic (akurat takie podróże trwają wieczność) i zatrzy- mają się przed jego tymczasowym adresem. Szybko rachunek. Cholera, i nie ma drobnych. Bieg w ciemnościach do hallu, klucze, wymowne

(22)
(23)
(24)
(25)
(26)

grubej warstwy gnijącej ścioly - - spójrz! - z ziemi wysterczają soczyste, nabrzmiałe, tęgie pędy begonii - jak prężne fallosy młodych Faunów którym śnią się kąpiące Muzy -

Dotyk

Po cóż doszukuję się jakiejkolwiek etyki poza poezją, która jest mową globu?

Życie - ruch i - nicość!

Wszystko jest z ziemi!

Słuchać jeno, słuchać i - usłyszeć!

O, niepojęta szczęśliwości bytowania ziemskiego!

Patrzę na dym snujący się z komir Kłęby liliowe na przymglonym tle

Czyny ludzkie są dymem - ogie

- Przełom roku zastał mnie na wy) bilans twórczy zeszłego roku: „Wit bów pod pełnią" oraz wykończeń

Panie mój, Boże Wiekuisty, o wielką łaskę twórczą błagam na rok idący - wszystkim nam zdrowie racz dać -

Obym wyzwolił się z trosk materialnych i na ziemi mej osiadłszy, pieśń tej ziemi pokoleniom przekazać mógł! -

O mądrość miłującą błagam - Chryste!!

i krzyk -

Widzisz, mój drogi przyjacielu, jeśli chcesz zrozumieć odpowiedzialności - ... chciej mnie posłuchać - : otóż w;

wagę, szale dwie - jedna z tych szal połączona jest z mechani cbowym tak skonstruowanym, że gdy ta szala zbyt się uniesi<

(27)

wybuch! - wypełni! się kataklizm - pr.

ną powagą!!) na drugąstronę płotu - zamykał furtkę z powrotem - i wtedy dopiero czynił, co tam zamyślił pod bielonym czołem - ; - był to naprawdę jeden z nielicznych filozofów

Po prostu: w lipcu - Lato gorące - wieczory di w jednym miejscu tylko, \

Przeważał kolor różowy - Więc: pod różową fontanny

Naprzeciwko w głębi - cze: tonęły w gv

W kościele żyły duchy - : duchy w kształtach metampsychicznych podję- tych z wieków odległych podłoża, na którcm bytowały przeszłe żywoty:

Teofila. Ziemiana i Grzegorza -

Lecz to tylko tak mimochodem - żaden z nich nie wierzył zbytnio w te cudeńka - cóż! tacy już byli! - tacjr i inni -

Rozmawiali pod różową fontanną w obliczu mądrości minionej i tej, która jest i tej, która będzie -

- a to jest jedność!!! -

Posłuchajcie! „Takie coś" z Poznania!! -

książki" na P. W.K." - Dyrektor P. (z pewuki) zaproponował, żeby dział ten nazwać: „lekki przemysł papierniczy" - i upierał się przy tem!! - Z trudem wytłumaczono mu, że przecież...

Tenże sam - opowiadał J. Remcr" i W. Jastrzębowski" - dyrektor P.W.K.

koniecznie chciał dział (świetny! 1) Sztuki ludowej nazwać: działem galan- terii pamiątkowej! - wyobrażał sobie - biedaczysko! - że sztuka ludowa to tyrolskie nożyki do papieru, rameczki, obrazki z napisem: „pamiątka

30ci lat temu! - opadały płatki magnolii - - Krąg młodzieńczy Krąg „Imagines" (obrazów) Krąg „Zdarzeń"

Krąg „Legendy Ziemi"

Krąg „Dziewann"

Krąg Roków Teatralnych (dramaty)

Krąg „Dębów pod pełnią"- I 1. 1 „Drogo życia"

3. III ".Zdarzcnia"- 4. IV „Legenda Ziemi"

6. VI „Dęby pod pełnią"

II 7. „Nawiedzeni", „Lampka olif\

8. [...][..] „Wigilie"

..Łyżki i ks[iężyc)". „Turandot", „Gdy ,Gła[z graniczny]"

Chrystus rodzi"

(28)
(29)
(30)
(31)

BOHDAN ZADURA Trumny z Ikei Ford transit gloria mundi ale

pieniędzy by kupić to autko.

Tobyty jednak wi : lala! - dokumentów tu zbyt dużo - aby o tem pisać.

ka BE-łdowski WCMoszyruki. Zjednoc;

że kreatywnemu dyrektoro»

kiedyś w zimie był śnieg więc były łyżwy śniegówki jak jaskółki brzegówki jak śnieguliczki z dur aluminium dla durnych dzieci z dwoma tępymi płozami? łyżwa to łyżwa a tego nawet nie ma jak nazwa

otem długo długo nic

(32)
(33)

potraktować tęsknotę jak Cygan koni trochę żywego głosu bo w przeciwiei

od karmienia Prezydenci też mają trombity ministrowie tuby administracja łubki Codzienny capstrzyk albo apel poległych Jakież disco polo i jak któryś reaktywuje instytucję hycla to jakby powiał

moszą konstrukcję: ekstermina robi w branży chemk

e I podejrzliwi

umpel ministra z podstawówki że chodzi o pieniądze I to grube Po kurach w Hongkongu Brytanii przychodzi kolej na koty i psy w Polsce ię zobaczy Tymczasem widzę ten kij z lassem

w każdym remontowan w każdym sklepie mebl który się jeszcze nic pr.

było okropnt

rozrasta się nie tam gdzie byliśmy a tam gdzie TO mieszkaniu na widok każdego domu pod ^

który dopiero wykopano fundamenty iwym w każdym kraju którego jeszcze nie ma na mapie W każdym śnie

Miejsce święte. Zakaz palenia

\ więc do tego doszło?

ej kaplicy :az palenia Grupa dziew szpagaty Takie młode stawiają piramidy Z mistyczek może wyrośnie ja»aś stygmatyczka Talent plus charakter i nasza ojc;

będzie mogła być dumna a co dopiero nasza szkoła Napnij rozluźnij po porodzie będziesz '

d sobą w długie i Słodkie frazeski w cudzych ust błogosławionaś ty między niev śnieg jak lukier na ekierce trun

po dwóch tygodniacl

(34)
(35)

KRZYSZTOF PACHUTA

A p o l l o udręczony

(36)
(37)
(38)
(39)
(40)

poprzednicy

brak poczucia odpowiedzialności Ciągle ku piaskom płynnym Ul lima Thule wojny i... uprzejmości Z rąk dziecka przyjął Jabłko wódz tarpanów - ja

Jao

(gatunek chińskie) poezji aforystyczne)) słonie w alpach

Stratedzy, popijając wino, Zwęszyli dziki strach przeciwnika.

Ułożyli plany.

Jeszcze lam - w Carthago.

Słonie głodne, stęsknione za ciepłem, Zaczęły przywoływać cienie gór i jaskiń,., Aż runęły lawiny,

By Dhamma - Dobre Prawo Rządziło na świecie Prawdziwe potęgi muszą się dogadać A siudry oczyścić kuchenki mikrofalowe

Tam, gdzie zając nocował wytrwale.

Zbudowano psom budy;

Niczego nie czują, jedzą i ujadają Na jazgot rydwanów

Bambusy rozciągają pieś;

fie dostrzegł pory, gdy ch

Umysły myślące o wygodzie - Zabiło liczydło.

Uciążliwość i nędza Mącą tafle pojęć.

sybgizm goyi Jeśli kruki usiądą na gałęziach trumien.

Uwierzę w pulsujące porfirowe drzewo.

Andrzej Tchdrzewski

(41)

STANISŁAW FITA

Lublin pozytywistów

1B. Prut: Stówko o krytyce pozytywnej, [w:] B. Pros. Pisma pod red, Z. Szwcykowskiego.

1T. Jtske-Choińlki: Boltjlaw Pms, JCuricr Wmawski" 1891, nr 104. Cyt za Bolesław

(42)
(43)
(44)

i pielęgnowaniem nauk. jakich początki tu odebrał, przyniesie korzySĆ

(/ wrót tycia rożdroty

SBISBSS3SSSSS

Lub w gałązki ubierze... oliwne."

Ci młodzi, spośród których liczna grupa miała stworzyć grono czoło-

a^sfii.assśissesssffl

pierwsze chmury: w listopadzie 1864 r. liceum zamieniono ponownie na ły Głównej za rozprawę Psychologiczne pyiania XIX w. Cz. 1: Jak nalety badać duszf?. opublikowaną w Warszawie w r. 1869, reklamowaną także przez redakcję ..Kuriera Lubelskiego", która przyjmowała przedpłatę na tę książkę, wspierając częściowo jej wydanie."

Inni w sposób skromniejszy próbowali realizować własne ambicje. Oto np. student medycyny, Michał Świątkowski, znany już w lalach gimnazjal- nych ze zdolności rysunkowych, spróbował swych sił w rysunkach „przed- nazjum mieszane z rosyjskim językiem wykładowym. Rektor (wówczas

już inspektor) Zuchowski został przeniesiony na emeryturę (zmarł w Lublinie 20 VII 1871), kierownictwo szkoły objął inspektor Andrian Ko- pyłow, po nim przyszli inni, jeszcze bardziej gorliwi rusyfikatorzy." Na ra- zie język polski ocalał tylko na lekcjach religii. Ale już w 1868 r. i ten przedmiot nakazano wykładać w języku rosyjskim. Wówczas ksiądz Ig- nacy Misiński natychmiast złożył rezygnację i odszedł ze szkoły. Został proboszczem parafii Św. Agnieszki na Kalinowszczyźnie, gdzie pracował jeszcze przez kilkanaście lat (zmarł 12 V 1880), otoczony szacunkiem i sympatią ludności.

Ówcześni absolwenci lubelskiego gimnazjum mogli jeszcze przez naj-

ły Głównej za rozprawę Psychologiczne pyiania XIX w. Cz. 1: Jak nalety badać duszf?. opublikowaną w Warszawie w r. 1869, reklamowaną także przez redakcję ..Kuriera Lubelskiego", która przyjmowała przedpłatę na tę książkę, wspierając częściowo jej wydanie."

Inni w sposób skromniejszy próbowali realizować własne ambicje. Oto np. student medycyny, Michał Świątkowski, znany już w lalach gimnazjal- nych ze zdolności rysunkowych, spróbował swych sił w rysunkach „przed- nazjum mieszane z rosyjskim językiem wykładowym. Rektor (wówczas

już inspektor) Zuchowski został przeniesiony na emeryturę (zmarł w Lublinie 20 VII 1871), kierownictwo szkoły objął inspektor Andrian Ko- pyłow, po nim przyszli inni, jeszcze bardziej gorliwi rusyfikatorzy." Na ra- zie język polski ocalał tylko na lekcjach religii. Ale już w 1868 r. i ten przedmiot nakazano wykładać w języku rosyjskim. Wówczas ksiądz Ig- nacy Misiński natychmiast złożył rezygnację i odszedł ze szkoły. Został proboszczem parafii Św. Agnieszki na Kalinowszczyźnie, gdzie pracował jeszcze przez kilkanaście lat (zmarł 12 V 1880), otoczony szacunkiem i sympatią ludności.

Ówcześni absolwenci lubelskiego gimnazjum mogli jeszcze przez naj-

, książki.^Do pierwszych zakupów należały dzieła myślicieli Oświecenia:

ga kresu. Na I roku studiów jesienią 1866 r. znalazło się ich piętnastu. Na

, książki.^Do pierwszych zakupów należały dzieła myślicieli Oświecenia:

MuSki rajt^ u ^ ^ S t o w ^ pojeni caromSfoW^

lubelskiej, albo zaprzyjaźnione kółko studentów w Szkole Głównej. W tym

MuSki rajt^ u ^ ^ S t o w ^ pojeni

caromSfoW^

Atmosfera Szkoły Główn^tya taka jak w lubelskim liceum: obo^z- kowe zajęcia, samodzielne lektury i koleżeńskie dyskusje. Kółko lubelskie poszerzyło listę swoich lektur o dalsze pozycje: H. T. Buckle'a Historia cywilizacji w Anglii. L. Buchnera Siła i materia. dzieła Darwina, Smilesa, Taine'a i innych. Zainteresowanie budzi wydawany od niedawna „Przeg- ląd Tygodniowy", który szeroko otwiera swoje łamy dla młodych ambit-

ny w strukturę rosyjskiego szkolnictwa. Większość z nich będzie konty- nuowała studia w nowych warunkach i ukończy je po kilku latach, niektó- rzy wyjadą później dla dopełnienia edukacji za granicę, inni, jak Głowacki,

84 uda i m si«1X5

Nie ulegając złudzeniom, nie tracą nadziei, gdy tylko jakieś wydarzenia jąpobudzą. Do takich należała wojna francusko-pruska( 1870-1871), która

SzhMcrwo Lublina w lalach 1864-1915 Zarys dziejów. Lublin 199S.

"J Ochorowicz: Przed trzydziestu 'ar. [w:] Wspomnienia o Bolesławie Prusie, s. 33.

85

(45)
(46)
(47)

Wyznanie?

w strachu, który jak sieć

ALFRED MAREK WIERZBICKI Zgubionymi kredkami We wrześniu, kiedy dojrzewają węgierki, zaczynają się wykopki i brązowieją kasztany a dzieci z tornistrami idą do szkoły Zgubionymi kredkami rysuję drzewa, owoce, konika i łudzi.

Zagęszczam kolory, aby napisać na szlaczku

„KOCHAM. KOCHAM. KOCHAM."

Zgoda, to nie jest wyznanie. Ewentualnie fragment antyhagiograficznej opowieści o tym, jak nie został świętm. Cóż jednak po poezji, która nie schodzi do otchłani i nie staje się trwającą wieki ciszą Wielkiej Soboty.

W myśli lej łączę zapożyczenia od Czesława Miłosza i Hansa Ursa von Balthasara, co może być pośrednim dowodem bliskości poezji i teologii.

Spotkanie

Młodzi ludzie za murem na wzgórzu czytaliśmy Miłosza i Redemptor hominis.

Uczyliśmy się obcych słów i liturgii.

Wyruszaliśmy w podróż.

Wszędzie u siebie i wszędzie bezdomni.

Zgoda, to nie jest wyznanie. Ewentualnie fragment antyhagiograficznej opowieści o tym, jak nie został świętm. Cóż jednak po poezji, która nie schodzi do otchłani i nie staje się trwającą wieki ciszą Wielkiej Soboty.

W myśli lej łączę zapożyczenia od Czesława Miłosza i Hansa Ursa von Balthasara, co może być pośrednim dowodem bliskości poezji i teologii.

Spotkanie

Młodzi ludzie za murem na wzgórzu czytaliśmy Miłosza i Redemptor hominis.

Uczyliśmy się obcych słów i liturgii.

Wyruszaliśmy w podróż.

Wszędzie u siebie i wszędzie bezdomni.

Pejzaże i portrety

Zgoda, to nie jest wyznanie. Ewentualnie fragment antyhagiograficznej opowieści o tym, jak nie został świętm. Cóż jednak po poezji, która nie schodzi do otchłani i nie staje się trwającą wieki ciszą Wielkiej Soboty.

W myśli lej łączę zapożyczenia od Czesława Miłosza i Hansa Ursa von Balthasara, co może być pośrednim dowodem bliskości poezji i teologii.

Spotkanie

Młodzi ludzie za murem na wzgórzu czytaliśmy Miłosza i Redemptor hominis.

Uczyliśmy się obcych słów i liturgii.

Wyruszaliśmy w podróż.

Wszędzie u siebie i wszędzie bezdomni.

Przyjeżdżam tu co roku i odprawiam Mszę.

Wyżej niż Alpy podnoszę hostię,

widzę pejzaże i portrety. I znowu pod wspólnym dachem,

W gospodzie z pewnym Seppem rozmawiamy o groźbie dziuiy ozonowej i konsumpcji.

Czuje się dziś spracowany, rękami zbierał stonkę.

Ku odległej ziemi uczony tekst płynie i przypisów. Precjoza przekładów.

Łąki perliste, w gęstwinie skrzydła sroki.

Odjechały samochody stojące w korku.

Wędrówka ludów, zew południa czy ucieczka od siebie?

godną natury jak kiwitnienie lip w lipcu.

Kutgg.IL FL 10.07.1997.

od akrobacji kuglarzy w złotych szminkach na rynku.

kelner niesie naręcza spienionych kufli.

Tacy sami i inni. Wizjonerzy podziemnych rzek płynących głębiej niż sięgają posadzki miasta.

Kiedy indziej przewodnicy widoków z góry Usta sine od chłodu albo wyczerpującego powtarzania pierwszych pytali i zaklęć.

(48)

Fatima Kiedyś był cud gołębi trzepoczących skrzydłami u stóp figury.

Przyjechała. Kwiaty, śpiew i dymy kadzidła.

Na zaparowanych oknach gęsty zapis naszych westchnień i grzechów. Kropelki rosy.

Lekcję czyta niewidoma dotykając palcami wklęsłości i wypukłości tekstu.

Posty i śmierć dwojga niewinnych.

do którego skierowane było orędzie.

Samoloty zrzucają pierwsze bomby.

Trujące gazy kładą pokotem chłopców w Normandii.

Niby wszystko wedle niedokończonych nauk von Clausewi Cóż z tego, że później historyk napisze, iż to generałowie nie potrafili czytać i myśleć.

A potem jeszcze jedna wojna perfekcyjna jak fabryka.

Postać w blasku zapowiada nawrócenie Rosji, a one myślą, że tak pięknie brzmi imię kobiety, która odeszła od Boga, bo zgrzeszyła.

Czy już wypełniło się, co miało się wypełnić?

W stolicach ogłaszają koniec ery ryb niepomni, że klęski zawsze będą i zawsze będzie początek.

Młody student z Ulianowska zobaczy w gazecie zdjęcie papieża wspartego na lasce.

znające na pamięć szlaki podróży, dni Zwiastowania i Narodzin.

Alfred M.

PAWEŁ GEMBAL

Mrówka

(49)
(50)
(51)
(52)
(53)

Nagle zjawia się myśl. że przeszłość, którą wspominam i która jednoczy ze mną tak wielu ludzi - zależy od ezasu. Zaczynam drżeć wobec niebez- Miirlk''' f S'adl"° °° l6iku-j"kbyr" w lcn sP0S|5b chciaf się znale*"

teresował. Gdyby pan. doktorze, dodał do swych i tak już niezliczonych uprzejmością gdyby nic mial pan nic przeciwko temu... Chciałby na kilka

stowado góry, że świeżo powstałe komplikacje^ trudno coś powiedzie^

bardzo proszę... Zgoda?! Tak? Och. dziękuję, wiedziałem... wiedziałem!

że można liczyć na pańską pomoc. Czy pan wie, że ja... Ja już od dawna wyobrażam sobie, jak to będzie. Tak! Tak: najpierw odwiedzę starego Gubrynowicza - bo on mieszka najbliżej dworca.

Schodzę po kilku schodkach do sutereny, światło z ulicy wpada niemal ZAKŁAD ZEGARMISTRZOWSKI

Jan Gubrynowicz 1897 r.

Przez szybę widzę starego, siedzi pochylony nad zegarkiem, z lupą witamy się, no i gadu gadu: co słychać, nic ciekawego, jak leci. w porzą- deczku, dobrze, a tu co nowego - i tak do przerwy obiadowej, kiedy lo proszę go, aby nie zamykał zakładu, gdyż - jak to czyniłem kiedyś wielo- krotnie - popilnuję do jego powrotu. Stary wychodzi, a ja siadam przy stole, umieszczam w oku czarną lupę, zapalam papierosa i wsłuchuję się w szarże cykań zegarków i tykań zegarów, w dokładnie odmierzane kuran- wychwytuję główne, nieparzyste takty i rytm punktowy, wyszukuję wzro- kiem zegary z kurantami z suit Jana Sebastiana Bacha, Couperina. Haendla i te najbliższe memu sercu, grające Poloneza Ogińskiego, Warszawianką Mazurka Dąbrowskiego, staram sobie usilnie przypomnieć, kto napisał:

Bije zegar kuranty, a misterne flety Co kwadrans, co godzinę dudlą menuety.

I nie mogę, za żadne skarby świata, nie mogę i zrezygnowany chłonę nie światła skupione we wskazówkach zegarów, aż w końcu nic myśląc, obojętny na wszystko, co się wokół dzieje, obcy tym zegarkom i zegarom mierzącym, pazernie pochłaniającym ten czas i czas, jaki jestem w stanie sobie przypomnieć i przyjąć do świadomości, odkładam lupę na stół i wsta- ję, idę do wyjścia i potrącam stojący zegar, a on cały roztrzęsiony, cały w ner- wach, bije na alarm, zaś ja pocę się ze strachu, jakbym chciał wypocić wszystek lęk, który, nie zdając sobie z tego sprawy, zgromadziłem w sobie przed odwiedzinami w Ł. Uciekam z sutereny, zatrzaskując drzwi, za któ- rymi dogorywają dźwięki zegarów.

Czy lo jest kompleks, doktorze... Wędrowanie w czasie, w którym do- jedne po drugich, jedne po drugich... jak stają się nieznośne, głupie, ciężkie.

(54)

w wodzie. Czy lo jest... Nie wirai..'' raydl° rum"ln,t0we80 6. Lubię L., w jakiś sposób czuj? się jego cząstką, mimo że od dawna w nim nie mieszkam. Niezdolny jestem ukryć, przed sobą tych uczuć.

Tym bardziej teraz, gdy chodzę ulicami miasta, które otwarte są dla wszyst- kich moich zmysłów. Zastanawia i zadziwia mnie tylko mój spokój i to poczucie niemal szczęścia, jakiego doznaję patrząc na nie. Bo w chwili, gdy spoglądam z taką czułością na zmęczone i spocone twarze przechodzących koło mnie mężczyzn i kobiet, w chwili, gdy pieszczę wzrokiem z taką gorliwością, z golącym pragnieniem wyzwolenia się, domy, bruki, traw- niki i asfalty, czuję, że serce pęka mi z żalu, samotności, pustki. W moim sercu coś odkrywa nieobecność Mrówki i coś pragnie w nim umrzeć. Zas- tanawiam się przez chwilę, czy nie ma sprzeczności między tym niewątpli- wym żalem a tym prawie szczęściem. Rodzinne miasteczko jest wspaniałe, cudownie piękne, ko... Nie. Nie powiem tego słowa. Choć wiem, że ono chce, żebym je powiedział. A nic powiem właśnie dlatego, że tego chce.

I nie powiem. To moja jedyna nad nim przewaga, której jeszcze nie utraci- łem. Nie jest to jednak to, czego ja tak bardzo chcę, i oboje wiemy o tym.

Więc cieszę Się. że nie może mnie spytać: Kochasz mnie?, a ja nie chcąc powiedzieć prawdy, nie muszę kłamać, nie muszę odpowiadać wykrętnie czy żartobliwie. Cieszę się, że nie może mnie spytać, choć wyczuwam to pytanie, jak to się mówi, na końcu jego języka, w każdej tabliczce z nazwą ulicy, w oknach domów stojących przy ulicy Zielonej, w drzewach, przejeż- dżających autobusach i samochodach, i jestem L. za to tak bardzo wdzięcz- ny, lak zobowiązany, że chciałbym szeroko otworzyć ramiona i powiedzieć z ulgą: Kocham cif. ale zaraz przypominam sobie nieobecność Mrówki i ogarnia mnie smutek, który krąży we mnie wraz z krwią I gdy tak zasta- nawiam się i rozglądam wokół siebie, to czuję, jak wszystko mnie rani: od- głos teczki otwieranej przez staruszka, kobieta o mocnych i owłosionych nogach, chłopiec w czerwonej koszulce z napisem na piersi / lovc you, pies przebiegający ulicę na ukos, witryny sklepowe na które rzucam szybkie, ukradkowe spojrzenia, a podnosząc nieco głowę, by rozpoznać siebie i obejrzeć, nie zapominam zrobić do nich. przy okazji, kilku małpich, głu- krzywemu nosowi i trochę odstającym uszom. Coraz bardziej czuję, że te fakty, na pozór bez znaczenia, ranią mnie jak zastrzyki robione mi co wie- czór przez siostrę Barbarę, wciskają się we mnie jak fenactil, rodzą we mnie kolęjno złośliwość, agresywność, wreszcie rezygnację. I myślę, że pozos- tanie dla mnie tajemnicą, jak mimo wszystko mogę w tej chwili doznawać radości i przyjemności, niemalże rozkoszy i jednocześnie marzyć o tym, żebym choć przez chwilę potrafił patrzeć w jakiś taki szczególny sposób na przechodniów, żeby przechodziły im ciarki po plecach, jak zwykle w takich sytuacjach, na myśl: mój Boże, przecież mógł mnie zabić.

Jakże często kiedyś przychodziła mi do głowy niejasna, pozbawiona echa, zawsze powierzchowna myśl, by kogoś zabić. Nic zdążyłem ci o wielu sprawach opowiedzieć Mrówko, o tym jak, o tym jak. .. Po twojej śmierci krzyczałem na jawie i we śnie: Muszf go zabić! Muszę zabić lego skurwysyna!, aż zdania te, powtarzane raz za razem, zaczęły wydobywać się zewsząd, a ja zatykałem sobie uszy. ale i lak widziałem, jak szafa, stół i leżąca na nim gazeta, krzesła, etażerka, książki poruszają wargami i wic-

(55)

TOMASZ SWOBODA Amazonia

Północne piekło, czarne piekło

Gdzieś na dnie. głębokim dnie

Przy brzegu, tuż przy brzegu Nie chcę słyszeć niemego płaczu Syreny

Emmę III Czekam na słońce Topię wosk na skrzydeł czworo Aniołowie już kłębią się w chmurach

W Weronie Kobieta jak moja O twarzy jak moja W bladej aureoli grzechu Śpi

(56)

Razem osobno

MACIEJ CISŁO, ANNA JANKO

Listy s pokoju do pokoju CD

(57)
(58)
(59)
(60)

Pod ścianą płaczu

EErxśr

^ e p o c z t ó w k ,

nie będzie mógł ich nigdy

wtaeak szybko wyrastają albogrywklasy ^

Wędy

nie będzie mógł ich nigdy

wtaeak szybko wyrastają albogrywklasy ^

* * *

S S L ,

której nawet

nie każe im się odplamić Po lalach

S S L ,

której nawet nie każe im się odplamić

(61)

KONRAD WALEWSKI Muchomory...

(62)
(63)
(64)
(65)
(66)
(67)
(68)
(69)
(70)
(71)
(72)
(73)

przekroje

Nie tylko analitycznie...

RAYMONDA FEDERMANA ŻYWOT ENCYKLOPEDYCZNY

(74)

^ s s s a a s s s a i K i s c s s s s t

to^byl°K'u|kUlBOr'8dyby ''"'^^triikT wisiilciągk Dtmoklciowy miecz

^cznŁ«ln«jdywmie wtym utóch trcfcUlto czynąjc godnym alcccpucji. na pra-

ludzi. ^ ^ T Z S ^ ^ " ™ roinuilo

S S ^ - J S S S Ś S S Ł - ^

(75)
(76)
(77)
(78)

EDUKACYJNE KONTEKSTY NAJNOWSZYCH PRZEOBRAŻEŃ

W KULTURZE

(79)
(80)
(81)
(82)
(83)
(84)
(85)
(86)

p l a s t y k a LECHOSŁAW LAMEŃSKI

Ich twarze ciągle patrzą na nas

(87)
(88)

Książki nadesłane Wydawcy różni

Knkta rWł* 2 57w/("t''' W*1 Towirzystwo Milołników Ziemi Żywitckiej, Ceary Domsnu: litoty. Proza. wydawnictwo Lampa i Wera Bo2a, Warszawa 1998,u. 78..

(89)

MAGDA OPOKA

Blaski i nędze życia snoba

(90)

rozmowy

Bąnfco dużo ludzi ni spolk&niu, nawiane mi pyunia iwudc^^m, u czytelnicy, ie potrafię nic więcg na len Icmal powicdntó.

Rozmowa spisana nocą*

z Gustawem Herlingiem -Grudzińskim rozmawia Mirosław Wójcik Rozmowa spisana nocą*

z Gustawem Herlingiem -Grudzińskim rozmawia Mirosław Wójcik

^ «boi«dI,'kuboCiu'w 'dT'" t !0" ™zupelM racit'"K8°boi'

"ly ra. pl.n. Pt*. tym irata pampK. »j, bok, poMmlem

i wraca „t do rKc^Z! P™""tM»k ** t*"""

™ s F ™ - n r — J :

" S w ^ Ś S ^ U k j i .AtaaT. ko, My.*, ^

(91)
(92)
(93)

archiwum

(94)

MŁODSZA GLOS ZA DRZWIAMI MŁODSZA PANI:

awalek przydrożka Da pastwisko.

GŁODZĄ DRZWIAMI: P^szęJCrowa stoi. Kaszy nie ma czym zabielić.

Ja odrobię cepem albo za końmi.

MŁODSZA PANI: Ty odrobisz. Czym ty odrobisz jak u ciebie ręka czyra- STARSZAPANiIlSH ^ ~ k°me * ^ N° " W,<C?

MŁODSZA PANI: Pardą. Ze wszystkich jednak moich udręczeń najokrop- niejsze było to, że przy braku odwagi - równocześnie odczuwałam na sobie niepokojący wpływ jakiejś obcej ciemnej mocy, która z nieodpar- tą siłą zakradała się w moje serce. A gdzie spokój w tym odmęcie ludzi starsza'PANI: Kiedy weszłam po wielu latach do pokoju Albina - na LOKAJ: Wilcza jagoda, proszę jaśnie pani.

STARSZA PANI: Co wilcza jagoda.

LOKAJ: Wilczą jagodę znalazła jaśnie pani w kamizelce nieboszczyka STARSZA PANI: Słusznie. Ale to się odnosi do tej jego manii: zawsze

powtarzał: żyjemy bez cmentarzy uczciwych. Muchy pożerają czło- wieka - powiadał - ledwie się człowiek zdrzemnie już się dobierają do dziurek nosowych. Myślisz, że nie cierpiał? Nigdy w życiu nie tańczył.

Bądź dobry zamknij okno - tu wieje.

Lokaj zamyka okno. patrzy pilnie za sad.

LOKAJ: Ściemnia się. Wieczór będzie. A chłopi się zebrali koło kuźni LOKAJ: Rzadko...

STARSZA PANI: Pri MŁODSZA PANI: A

ka rada jest pogrzebowy lament.

PANI: A zapukać Franciszku do drzwi i zapytać.

LOKAJ puka do drzwi: Czaszka?

GŁOS ZA DRZWIAMI: Co?

LOKAJ: To wy?

GŁOS ZA DRZWIAMI: A co ty chciałeś?

LOKAJ: Ja szukam ciebie.

GŁOS ZA DRZWIAMI: Ty mnie szukaj, nie szukaj. Prosta tz<

LOKAJ: A czego ty stoisz. Pani już poszła spać.

GŁOS ZA DRZWIAMI: Niech śpi. Tobie też radzę iść spać. A powiada-.

EKONOM: Powiadają na gumnie, że MŁODSZA P.-'""

EKONOM: Ja

(95)

MŁODY CZŁOWIEK: Dzień dobry WSZYSCY CHÓREM I GŁOŚNO: Dzień dobry'"

Lokaj czyści szczotką młodego człowieka.

LOKAJ: Plamy, błoto na ubraniu.

ML^^lOTU^randszkDZ'ękU)ę ^ZiCC' Pra>b>*>' Dzicci wprowadzimy LOKAJ: Piecy dobre. Tylko lampa kopci.

EKONOM: Niech pani łaskawie zobaczy moje oko, coś jakby siadło na nim.

MŁODSZA PANI: Nic nie siadło. Trochę mętne.

EKONOM: Może i mętne. Czy to rzeczywiście już ranek.

Słychać gwar i śpiew dzieci. Kilkoro dzieci wchodzi na scene wnoszą

tŻn,zki- dużą mapf rozwieszają na bocznej ścianie. Lokaj odsuwa stoi jadalni na bok. Za ścianą słychać stukanie, przesuwanie mebli gwar licznych dzieci. Ściana z portretami pańskimi pada - odsłania sie <alon wypełniony dziećmi.

(96)

noty

(97)

TRZY KSIĄŻKI - TRZY WIZJE ŚWIATA

(98)

s s d P ^ ^ J J i ; a s .

S r 2" - „„ s S S F — .,»„„

i S a e " ' _ S s F " I K 3 S K S : " " -

E £ r s r ' ™

S S — -

(99)

Folk w Polsce

P I E R W S Z A W K R A J U M O N O G R A F I A M U Z Y K I FOLK tylko w najnowszym C Z A S I E KULTURY

O s j a n K w a r t e t J o r g i O r k i e s t r a ś w . M i k o ł a j a rozrachunki z Kolbergiem Wojciech Ossowski o polskim rynku folkowym

Marcina Bornusa Szczycińskiego podróż do źródeł śpiewu

Miesięcznik dla ludzi myślących i poszukujących, poświęcony współczesnym z a g a d n i e n i o m

religii, kultury, życia s p o ł e c z n e g o i polityki.

O Polsce • rzeczowo i bezstronnie. „Wię*" podkrefla swoją niezależno*:

wobec partii politycznych. dioć bynajmniej apolityczna nie jrat. Zespól czuje się moc™ związany z tradycją .Solldamo4-i". .le nie Identyfikuje sic z żadnym kenkretnym ugrupowaniem.

O sqsiodoch I pobiatymcoch - w duchu prawdy i pojednania.

O hWorll I współczesnej kulturze - ciekawie i kompetentnie komunistyranym, gdy n-dakcja-walcząc z cenzurą-pisala prawdęo dziejach n Rzeczypospolitej. Obecnie na lamach .Więzi" pojawiają się unikalne aspekty totalitarnych dążeń ówczesnych władz, a z drugiej slrony istniejący Swohn czytelnikom „WM" proponuje rńwnież refleksję nad najważniejszymi ZAPRASZAMY DO PRENUMERATY!

Cona 1 ogz. w prenumeracie kra|owe| 5 A Wpłaty na konto:

Towarzystwo „WI9Ź". Warszawa, ul. Kopernika 34, PKO BP XV o/Warszawa, nr 10201156-9029-270-1 Szczegółowe informacje: tel. (22) S27-9&OJ. 627-29-17. fax: 826-7943,

•mail: wloz0lreo.ngo.pl, INTERNET: Mtp:// tree.ngo.pl/wlez

(100)

Cytaty

Powiązane dokumenty

- To może zróbmy tak, że teraz wypalimy lego papierosa, a ja wstanę - Tylko musisz wcześnie wstać, bo ja chciałbym wyjść przed trzynastą, - To już idźcie palić tego

doktoiyzowal się na Uni- wersytecie Łódzkim (1971) na podstawicroz- leatru.. Kwartalnik „Akcent&#34;jest od początku swego istnienia fig8o r.) drukowany przez Lubelskie

- Grajków- mówi Paweł. Ale samych grajków nie... tam trudno było w słabym oświetleniu... - Bo mnie się wydawało, że to były gargułcc. Chimery, jak z paryskiej Notre Dame.

Jego utwory przetłumaczono już na około lfl języków, między innymi na angielski (często w ich tłumaczeniu bierze udział sam pi- sarz), francuski, włoski, norweski,

Rozwiązanie nasuwało się zresztą samo — skoro nau- ka dowodzi, że światem rządzi przypadek (przynajmniej na po- ziomie molekularnym, który jest ostatecznie poziomem, gdzie

Rzecz jest stara i dobrze znana, problematyka jednak dopiero obecnie analizowana naukowo (Woj- Zarysowanc komplikaqe w sporządzeniu właściwej definicji zna- czenia

Ciekawe jest, że jak zestawi się daty zachowanych świadectw szkolnych, to okazuje się.. że pomimo zmian miejsca zamieszkania, popowstaniowej tułaczki, chodzenia do różnych

Uczynienie z paradygmatu gatunkowego jedynej