• Nie Znaleziono Wyników

Myśli różne o Gombrowiczu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Myśli różne o Gombrowiczu"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

Wojciech Wyskiel

Myśli różne o Gombrowiczu

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6, 69-84

(2)

Wojciech W yskiel

Myśli różne o Gombrowiczu

M it G om brow icza fu n k cjon u je w naszej k ultu rze o w iele żyw iej od jego sp uścizny literack iej. I je śli n igd y n ie je st rzeczą obojętną, czy legen d a otacza dzieło czy też raczej jego tw órcę — to w ty m w yp ad ku m a to zn aczen ie szczególn e. Cho­ dzi b ow iem o pisarza, k tóry stw orzen ie w łasn ego m i­ tu og łosił p ub liczn ie celem sw y ch literack ich i poza- literack ich zabiegów . D eklarow ał, że p rzy pom ocy li­ teratu ry pragnie narzucić się in n ym ' w w ybranej przez sieb ie postaci. „Z m itologizow ać się w u m y s­ łach in n y ch ” — oto n aczeln y p ostu lat jego program u literack iego. N ie o to chodziło, żeb y tw orzyć arcy­ dzieła, lecz o to, żeb y skonstruow ać w łasn ą w ielk ość — gdyż n ie jest to jedno i to samo.

S trategia G om brow icza staje się oczyw ista, je śli pa­ m iętać, że jego zdaniem człow iek tw orzy się od ze­ w nątrz, je st takim , jak im się odnajduje w spojrze­ niach in n ych . R zecz w tym , żeb y nie tylk o poddawać się w yob rażen iom in n y ch o sobie, ale także starać się je urabiać w ed le w łasn ej w o li — być z w yb oru np. „ b ły sk o tliw y m iron istą”, „dem onicznym w ieszczem ” czy „ ch łystk iem — liter a tem ”. K reow ać sieb ie przez

Mit Gombro­ wicza

(3)

W O JC IE C H W Y S K IE L 7 0 Kreować siebie Zdobyć uznanie czytelniika

zaw ład n ięcie w yob rażen iam i in n ych — oto plan, k tó­ rem u działaln ość literack a nadała charakter n ie b y ­ w ałej prow okacji. To w ła śn ie literatura p ozw oliła G om brow iczow i ek sp ery m en ty d okon yw an e na gar­ stce jego sym p a ty k ó w z „Z iem iań sk iej” rozszerzyć na liczn ą rzeszę czyteln ik ó w . F en om en tow arzysk i stał się jed n ym z n ajd ziw n iejszych w naszej k u ltu rze zja­ w isk. Choć zm ieniła się skala oddziaływ ania, to jed ­ nak cel i głów n e zasady postęp ow an ia zostały te sa­ m e — tw órczość literack a b y ła podporządkowana ogólnej stra teg ii życiow ej. S tała sę w p raw d zie n aj­ w ażn iejszym środkiem oddziaływ ania, lecz n ie je d y ­ n ym — G om brow icz p rzy w ią zy w a ł dużą w agę do w y stą p ień osobistych, m an ifestów , w yp ow ied zi teo­ retyczn y ch , polem ik, kom en tarzy i autokom entarzy. N ie o literack i b ow iem sukces chodziło, lecz życio­ w y — n ie o literaturę, lecz o G om browicza.

W m łod zień czych felieto n a ch (1934— 1939) dzieło li­ terack ie u jm ow ał G om brow icz przede w szystk im jako su w eren n ą w y p o w ied ź jednostki, jako „m yśl, sty l, form ę osob ow ości autora”. D latego też nad ar­ gu m en tam i n atu ry estety czn ej p rzew aża ły w nich zw ro ty ad h om in em . F a łszyw a jest sy tu acja — tw ierd ził — w której pisarz zachow uje się tak, jak b y tw o r zy ł dla garstk i zaw odow ych recen zen ­ tów , ci zaś p rzyk ładają do jego u tw o rów obow iązu­ jące k ryteria e stety cz n e czy etyczn e i w y d a ją auto­ r y ta ty w n e oceny. N ie jest b ow iem przeznaczeniem a r ty sty służba w artościom , rola zaś liter a tu r y n ie polega na tym , że w ła śn ie w niej są one realizow ane i u tw ierd zan e. Pozbaw ione tran scen d en tn ych g w a ­ ran cji w artości są jed y n ie atu tam i w lud zk iej w alce o akceptację. Praw da, Piękność, M oralność... — to je d y n ie środki, przy pom ocy k tórych pisarz pragnie zdobyć u zn anie czyteln ika.

L iteratura jest przede w szy stk im szczególn ą form ą „w sp ółżycia z czło w iek iem ” — i słu szn ie p ostęp u je pisarz, k tó ry podporządkow uje ją sw em u życiu, oraz czy teln ik , którego S ien k iew icz in teresu je bar­

(4)

7 1 M Y Ś L I R O Ż N E O G O M B R O W IC Z U

dziej od K m icica. A b y owo „ w sp ółżycie” b yło m oż­ liw e, rzeczyw istość przedstaw iona w d ziele m usi być, jak tw ierdził, adekw atna do rzeczyw istości autora. D latego też żądał od pisarzy ujaw niania tego, co w nich niedojrzałe, p erw ersyjn e, czy zw yczajn ie p ospolite. N ie oznacza to w cale n aiw nego postulatu: „pisz, co czujesz” . P rzeciw n ie, tw ierdził, że litera ­ tura je st teren em n ieu stan n ych m istyfik acji, w sze l­ kie zaś zabiegi, przy pom ocy których jednostka u si­ łu je ukryć sw e niedostatki, b y ły dla niego w p ełn i zrozum iałe i u spraw ied liw ion e. Tak jak każdy czło­ w iek „przyrządza się na u ży tek p u b liczn y”, tak i p i­ sarz św iadom ie przybiera pozę, w której (poprzez utw ory) pragnie ukazać się czyteln ikom . Skoro zaś pisarz m a prawo m istyfik ow ać, posługiw ać się k łam ­ stw em , pozow ać — to rozszyfrow anie m echanizm u jego gry jest praw em czyteln ik a i obow iązkiem k ry ­ tyka.

J eśli n aw et nie m ożem y przyznać, że taka w ła śn ie postaw a jest u spraw ied liw ion a przy lek tu rze w sz e l­ kich d zieł literackich, to jedn ak n ie u lega w ą tp li­ w ości, żę w stosunku do u tw orów G om browicza jest ona konieczna. K tóż b ow iem m ógłb y zainteresow ać się p ow ażn ie b łah ym i fabułam i, które niespodzie­ w an ie p rzeryw a w y b u ch śm iechu, u le w n y deszcz, przew alająca się „kupa” ? Żadnego z d zieł G ombro­ w icza n ie m ożem y p rzyjąć za „naturalną” w y p o ­ w iedź literack ą — te u tw ory przedrzeźniają inne utw ory, parodiują p ostaw y i w yk oślaw iają p oetyki. T rad ycyjn y bunt p rzeciw k on w en cji i u stan aw ia­

nie n ow ej, uznaw anej za n ie-k onw en cję, zastąpił G om bow icz igraniem z form ą, czy li obejm ującą w szy stk ie w arstw y dzieła stylizacją. Jego u tw ory są m an ifestacyjn ie „literack ie”, dem onstracyjnie w skazują na w łasn e ograniczenia i odsłaniają kon­

w encje, które je organizują. Obudzoną przy pom ocy tych środków n ieufność czyteln ik a w zm aga jeszcze fakt, że dzieła te w zajem n ie się uzupełniają, że za­

praw o do m istyfikacji

Igranie z formą

(5)

W O J C I E C HW YSKIEL, 7 2 Komentarz autora i tekst literacki „Żeby dać znak życia”

w arte w nich p rob lem y są w in n y m m iejscu przed­ m iotem rozw ażań teorety czn y ch .

Tak w ięc p ow ieści G om brow icza tw orzą p ew n ą ca­ łość, której treścią są k o lejn e „p rzygod y” ich auto­ ra — m łodego człow iek a w alczącego o sw o je m iej­ sce w sp ołeczeń stw ie, P olaka w śród rodaków i obco­ k rajow ców , dojrzałego m ę żczyzn y w śród in n ych lu ­ dzi, czy w reszcie człow iek a „porzuconego” w ś w ie -

cie. N ie będąc dziełam i autonom icznym i, dopow ia­ dając się w zajem n ie i kom entując, od syłają do oso­ b y ich tw ó rcy i zarazem bohatera. A przecież te w szy stk ie w ą tk i pow racają w w y p ow ied ziach n ie - literack ich — te sam e p rob lem y od najdziem y w e se ­ jach, te sam e zdarzenia w a u ten ty czn y ch w sp om ­ n ien iach pisarza. C zęsto ta k że kom entarze autora poprzedzają bezpośrednio te k st literack i, czy n a w et są do n iego w łączone. D aje to tak i efek t, jak b y każ­ dą sw ą w yp ow ied ź brał G om brow icz w cu d zysłów , jak b y przed jej rozpoczęciem zaznaczał: „tak oto, u żyw a jąc tak ich w ła śn ie środków , m ógłb y m opo­

w ied zieć w am o sw oich prob lem ach ” . K ażda b ow iem w y p ow ied ź w y m y k a się spod k ontroli autora, n a­ rzuca m u w ła sn e praw a i k on sek w en cje, każdem u sty lo w i d ostępna je st tylk o cząstka praw dy. K om ­

prom itując w szy stk ie sw o je w y p ow ied zi, op ow ie­ dziane w n ich h isto ry jk i i p rzed staw ion e problem y, sk ierow u je u w agę czy teln ik a w p rost na w łasn ą osobę. I z żadnej prób y w y rażen ia się na zew n ątrz n ie jest zad ow olony, k w estio n u je n a w et szczerość

w yzn ań zaw artych w dzienniku:

„Zabrałem się -do pisania tego dziennika, iriie chcę aby sa ­ m otność błąkała się po m nie bez sensu,, potrzebuję ludzi, czytelnika... Nie, żeby się porozumieć. Po (to tylko, żeby dać znak żyd a. Dżiś już zgadzam isię na w szystkie kłam stwa, konw enansy, stylizacje m ego dziennika, byleby przem ycić echo dalekie, isimak blady m ojego ja uwięzionego” (Dz.

t. I, s. 225).

B iada jednak czyteln ik o w i, k tó ry zb yt u fn ie w y s łu ­ ch ałb y zw ierzeń tego pisarza. G om brow icz pragnie

(6)

7 3 M Y ŚL I R Ó Ż N E o G O M B R O W IC Z U

dotrzeć do drugiego człow ieka w ty m celu, żeb y stoczyć z nim w alkę, narzucić mu w ła sn e w yob raże­ nia, skłam ać go i zm itologizow ać w łasną osobę. W y ­ zn aw ał przecież, że „pisanie n ie jest niczym innym , jak ty lk o w alką, jaką toczy artysta z ludźm i o w ła s­ ną w yb itn o ść”.

G om browicz opowiada sieb ie w sposób przedziw ny: w yzn an ie m iesza z m istyfik acją, w ciąga czyteln ika w św ia t sw ojej w yobraźni i sw ych problem ów , ale jedn ocześn ie kom prom ituje te p roblem y i przekra­ cza granicę tego św iata, przytacza sw oje p rzygody i k onstruuje fabułę, opowiada i k w estio n u je w ia ry ­ godność sw ej opow ieści. Jego tw órczość je st p a szte­ tem z zająca, którego n ié ma: G om brow icz opow ia­ dany jest przeszłością, którą przyrządza się ze w zględu na potrzeby teraźniejszości, G om browicz p ow stający dzięki opow ieści jest do czasu czystą w irtualnością, sam ą „w olą bycia sobą”. Jeśli w p ro­ w adza „za k u lisy sw ojej isto ty ”, to po to, żeby je d ­ nocześnie „zm usić się do w ycofan ia w głąb” . A le i „p rzeszłego” G om browicza trudno czyteln ik ow i u ch w ycić w tych historiach, w których w sp om n ie­ nia zostały um iej ętni6 w top ion e w zw artą konstruk­ cję literacką, w yzn an ie zaś zastąpione kam uflażem i aluzją. Stosu nk ow o łatw o dostrzec fakt, że w św ie - cie p ow ieściow ym autora reprezentuje nie tylko po­ stać, która n osi jego nazw isko, ale także „w sp ól­ n icy ” — w szy stk ie te postaci, które uznanem u sp o­ sobow i uporządkow ania i odczytania św iata p rze­ ciw staw iają w ła sn y „język tajem n icy”, rozbijają zastane sytu acje i reżyserują now e. W szyscy ci bohaterow ie, k tórych G om browicz obdarzył w ła s­ n ym i dążeniam i, m uszą b yć przedm iotem naszego szczególn ego zainteresow ania. W ażne na przykład m oże b yć odkrycie m otyw acji p sychologicznych ich buntu, które p rzedstaw ione są o w iele m niej w yraź­ n ie od sam ych regu ł postępow ania. Można p rzy ­ puszczać, że u sta liw szy p rzyczyny, dla których S te ­ fan Czarnecki p rzeciw staw ia całem u św iatu sw oje

Pasztet z zająca, którego nie ma Motywa-cje psychologiczne

(7)

W O JC IE C H W Y S K IE L 7 4

„Logika im m anentna

kształtu”

„ciam — bam — b iu ...”, zb liży m y się rzeczy w iście do G om brow iczow skiej tajem n icy.

W K o sm o s ie in try g ę prow adzą aż trzy postaci, z k tórych każda k ieru je się in n ym i m otyw am i, p rzyjm u je in n e ce le i p osłu gu je się in n ym i środka­ m i. P o w ieśc io w y G om brow icz jest tu (podobnie jak

w III części F e rd y d u r k e , w T r a n s - A tl a n t y k u i P o r ­

nografii) tym , k tóry „dał się w cią gn ą ć” w n iezw yk łą

i ryzyk ow n ą p rzygodę. Jest on ła tw y m do zdobycia w sp ólnik iem , gd yż rodzaj in trygi, w której ma uczestn iczyć, je st m u zasadniczo obojętny. „W spół­ p racu je” zatem z obom a p ozostałym i „ reżyseram i” ,

F u ksem i L eonem . R ozgląda się za przygodą, gdyż je st „zm ęczony ojcem i m atką, w ogóle rodziną” , chce „zaczerpnąć zm iany, w y r w a ć się, p obyć gdzieś d aleko”. A k tyw n o ść jego pobudzają, oczyw iście, ok reślon e fascy n a cje erotyczne, ale n ie one są n aj­ w ażn iejsze. P od staw ow a n atom iast w y d a je się być potrzeba n ieu stan n ego porządkow ania rzeczy w isto ś­ ci, podporządkow ania się „logice im m an en tn ej k szta łtu ”, ow ego „narzucania m a p y ”. N iezm ord o­ w an ie p odejm u je on próby narzucenia chaosow i k ształtu , czy n i to w y d o b y w ając z „ciem ności” fak ty, k tóre w m y śl p ew n ej zasady tw orzą izolow an y układ, system , struk tu rę. J ego św ia t n ie je st nigd y b ytem en soi — jakby p ow ied ział S artre — lecz ob iektem św iadom ości. Z astanaw ia się:

„(...) jaik (to jest, że, urodzeni z chaosu, nie możem y nigdy z iniim się zetknąć, zaledw ie spojrzym y, a już pod naszym spojrzeniem rodzi się porządek (...) i kształt...” Dalej zaś przedstaw ia swój naj dramaty czniejszy problem: „(...) to! w łaśnie było trudne, okropne, m ylące, to że ja n ie m ogłem nigdy w iedzieć, w jakim stopniu jestem sam sprawcą kom ­ binujących się w okół 'mnie kombinacji, och, na złodzieju czapka garze! Gdy s!ię zważy, jak olbrzymia ilość dźwięków , kształtów, dochodzi mas w każdym m om encie istnienia... rój, szum, rzeka (...) cóż łatw iejszego, jak kombinować! Kom­ binować!”

Zasady, w e d łu g k tórych m ożna organizow ać ludzi i rzeczy, n ie są dow olne; w ie le jednak zależy od

(8)

7 5 M Y Ś L I R Ó Ż N E O G O M B R O W IC Z U

arbitralnego w yb oru obserwatora. Przede w sz y st­ kim od tego, na jak i przedm iot, osobę czy zdarze­ n ie sk ieru je on sw oją u w agę. K ażde przypadkow e sp ojrzen ie m oże okazać się brzem ienne w konsek ­

w en cje, zburzyć istn iejący ład i stać się p ierw szym o gn iw em n ow ych poszukiw ań. Św iadom ość m oże rów nież dokonyw ać operacji niejako n ielegalnych, nie tylk o rejestrując fak ty, ale także dorzucając do nich w łasn e reakcje. Znaczenie przedm iotu nie zo­ sta je w te d y nadane w m om encie skierow ania na niego uw agi, lecz w akcie skierow ania się św iad o­ m ości na nią samą. Trzeba jeszcze dodać, że św ia ­ dom ość bohaterów G om browicza działa jakby na kilku poziom ach. Ż yją oni w m ikrokosm osie k ilk u w łaśn ie p ostrzeganych rzeczy i osób — i jednocześ­ nie są w Polsce, na tym czy inn ym kontynencie, w określon ym m iejscu kosm osu. D la p ow ieściow ego G om brow icza (m ów ię o K osmosie, ale identyczn ie je st w T r a n s -A tla n ty k u ) b yw a to p ew n ego rodzaju ratunkiem , np. zm ęczony abstrak cyjn ym i rozw aża­ niam i „odpoczyw a” obserw ując jakiś detal. A zatem jego sp ojrzen ie na św ia t n ie zaw sze posiada jedn a­ kow ą wartość: b y w a zm ęczony, roztargniony, le n i­ w y. M yśli n iekon sek w entnie, prób uporządkow ania m asy dośw iadczeń n ie doprowadza do końca. J est „poniżej; w łasn ej św iad om ości”.

N ietrudno spostrzec, że tę w łaśn ie postać obdarzył G om brow icz w łasn ym i ułom nościam i, p ostaw ił przed nią sw oje p rob lem y i z w ła sn y ch d ośw iad­ czeń u lep ił jej przygody. To przecież on sam b y ł „człow iekiem średnich tem p eratu r” , którem u obca b yła zarów no „w ytężo n a” św iadom ość, jak i obo­ w iązu jące deklaracje ideologiczne czy in telek tu a l­ ne. W śród w spom nień i rozważań pisarza m ożna odnaleźć op isy sytu acji, k tóre później albo p rze­ k szta łciły się w „ep istem ologiczn e p rzygod y” boha­ tera K osm osu , albo dopełniają je i kom entują. W y­ starczy przypom nieć historię o ręce kelnera, która na p ew ien czas opanow ała w yobraźnię pisarza, czy

Świadom ość bohaterów Gombrowicza Epistem olo-giazine przygody

(9)

W O JC IE C H W Y S K IE L 7 6

Bohater

odrzucony

rozw ażania o popielniczce, która „b ezp raw nie” w y ­ różniona z grona in n ych przedm iotów przem ien ia się w ob sesję.

Fuks to gorliw iec, którego zapał i dobra w ola zo ­ sta ły odrzucone. I n ie m a w, ty m żadnej ijego w in y , ot, w p ew n ym m om en cie zaczął sw em u sze fo w i „działać na n e r w y ” . Spraw a je st beznadziejna, cóż b ow iem m oże poradzić na to, że na jego w idok p rzełożony d ostaje w ysyp ki? Cóż m oże zm ienić w sw ej „m ordzie w y łu p ia stej b lon d ”, w spojrzeniu „w ysm arow an ym apatią” ? Prow adzi w ięc śled ztw o, żeby zapom nieć o istotn ych (ale n ierozw iązaln ych ) problem ach, żeb y na jak im k olw iek teren ie w y ła d o ­ w ać sw ą potrzebę działania i odnieść ja k ik olw iek sukces.

Jest to bardzo cz ę sty u G om brow icza bohater od ­ rzucony; od in n y ch postaci teg o rodzaju odróżnia go jedn ak zd u m iew ająca pokora. Oni prowadzą in ­ trygę, żeb y rozbić układ, przez k tó ry zostali odtrą­ ceni, on natom iast podejm u je jed y n ie d ziałaln ość zastępczą, która u ła tw ia m u p ogodzenie się z istn ie ­ jącą sytu acją. W sposób bardzo ty p o w y dla te g o rodzaju p ostaci reagu je n atom iast sędzia ze Z b ro d n i

z p r e m e d y t a c j ą . P rzy b y w a on z in teresem do m a­

jątku Ignacego K. oczek uje w ięc, że zostanie p rzy­ ję ty ze splendorem , jaki w p olskich dw orach zw y k ło się okazyw ać gościom (bo: „G ość w dom, Bóg w dom ”). S p otyk a go jednak rozczarowanie: na sta cji n ie czekają konie, w e dw orze gospodarze n ajp ierw próbują się go pozbyć, potem p rzyjm u ją b ez z b y t­ niej sk w ap liw ości i z pom inięciem zw y k łeg o w ta ­ kich sy tu a cja ch cerem oniału. O kazuje się, że o stat­ niej n o cy zm arł p an dom u. I tak oto sędzia, k tó ry n ie m oże już teraz udać, że p rzy b y ł z k on d olen cja- mi, p rzem ien ia się z oczekiw anego gościa (w którego roli w id ział się do tego m om en tu) w intruza. W d o ­

datku jest sk om prom itow any.

P od ejm u je w ięc próbę rozbicia istn iejącej sy tu a cji i zastąpienia jej inną, w której zajm ie m iejsce zgod

(10)

-7 -7 M Y Ś L I R O Ż N E O G O M B R O W IC Z U

ne ze sw y m i am bicjam i. P rzem ien ia żałobę w śled z­ tw o, dostojną śm ierć naturalną w m orderstw o, sza­ n ow n ych żałobników w podejrzanych. Warto jesz­ cze raz podkreślić charakterystyczną cechę Gombro- w iczow skich b ohaterów odtrąconych: ich początko­ w ą gorliw ość, szczerą chęć dostosow ania się do s y ­ tu acji i p ragnienie sukcesu w ram ach istn iejącego układu. S tefa n Czarnecki pragnął stać się n ajzw y k ­ lejszy m p olskim chłopakiem , Józio p rzy jęty ży c zli­ w ie przez „ciotki k u ltu ra ln e” a później przez Z iutę zan iech ałb y p ew n ie sw ej w yw rotow ej działalności. B ohater T r a n s -A tla n ty k u ch ętnie p rzyjąłb y szczere uznanie rodaków.

G om brow icz przez całe ży cie czuł się człow iekiem odrzucanym przez najróżniejsze zam knięte u k ła ­ d y — np. rodzinę, grono rów ieśników , środow isko arty sty czn e — w yrzu can ym n aw et poza ram y spo­ łeczeń stw a. W yznawał:

„Byłem — i w iedziałem o rtym bez najmniejszego zdziw ie­ nia i ibez cienia protestu — istotą anormalną, Mara nigdy i wobec nikogo nie maże przyznać się do siebie, skazana na 'wieczyste lukryrwanrie się, na konspirację.”

Trudno p ow ied zieć na ile b y ł to k onflik t rzeczy­ w isty , na ile zaś su b iek tyw n e w rażenie pisarza. Sam zdaw ał się m ieć co do tego p ew n e w ątpliw ości:

„Chyba nie tyle czułem się anormalny, ile wiedziałem, że jestem anormalny, i ta świadomość utrzym ywała się w e m nie wibrew w szystkim oznakom zdrowej przeciętności”

(D. de Roux: R ozm ow y z Gombrowiczem, s. 19).

Faktem jest, że jego strategia życiow a podobna b yła do tej, którą stosu ją jego bohaterow ie: b yła to stra­ tegia n iesp raw ied liw ie odtrąconego i słabszego, k tó ­ ry w ram ach istn iejącej sytu acji n ie jest w stan ie podjąć w alk i w prost, k nu je w ięc in tryg ę m ającą na celu rozbicie istn iejącego układu. C harakterys­ tyczne, że boje, jakie prow adził z w ła sn y m sp o łe­ czeń stw em , z jego „dojrzałą” literaturą, tradycją, z ok reślon ym i środow iskam i — p ow tó rzy ły się póź­

Rozbić istniejącą sytuację „Byłem istotą anormalną” Strategia słabszego

(11)

W O JC IE C H W Y S K IE L 7 8

Człow

iek-dziecko

„Bembergo-w anie”

niej w A rg en ty n ie i w e Francji. G om browicz — „od m ien iec” n ig d y n ie został w c h ło n ię ty przez ża ­ den układ, w żadnej sy tu a cji n ie zaakceptow ał w y ­ znaczonej m u roli.

I w reszcie L eon — n ajoh ydn iejsza, ale też kto w ie, czy n ie n ajp ełn iejsza kreacja ludzka G om browicza. C złow iek bez re szty pogrążony w sw ym m ik ro św ie- cie, na k tóry sk ład ają się drobne w ydarzenia, m ałe przyjem n ości, św iń stew k a, sen sa cje m ające z regu ­ ły źródła w jego w ła sn y m ciele. To w ła śn ie czło-

w iek -d zieck o, postać, o której G om brow icz m ó w ił w ielo k rotn ie w cześn iej, którą jednak o ży w ił d opie­ ro w osta tn iej p ow ieści. Leon, podobnie jak dziecko broniące się przed in terw en cją dorosłych, tw orzy dla potrzeb sw eg o św ia ta osob ny język , sy stem zna­ k ów i zachow ań, k tó ry p ozw oli m u bezkarnie od­ daw ać się zakazanym zabaw om . D ziecko, ale n ie rozkoszne i n ie w in n e stw orzen ie, lecz naślad u jąca i przedrzeźniająca m ałpa. N a jw strętn iejszy to z G om brow iczow skich reżyserów , k tóry w p erw er­ s y jn e zab aw y w ciąga n ieśw iadom ą n iczego żon ę i córkę, k tó ry organ izu je całą cerem onię ab y u św ię­ cić „frajd ę z k u ch tą” .

N ie in teresu ją m n ie d om n iem an e (cóż b ow iem m oż­ na w ied zieć pew n ego?) p erw ersje G om browicza. S ą ­ dzę jednak, że p isan ie b yło dla niego w p ew n y m stop n iu form ą „b em b ergow ania”. N ajróżn iejsze su ­ g estie na ten tem at, które on sam tu i ów dzie pod­ su w a czyteln ik ow i, trzeba traktow ać bardzo podej­ rzliw ie. A jednak m yślę, że w ie le p raw d y zaw iera się w ty m oto w yznaniu:

„Skazany jestem ina w ieczyste krążeiniie w okół m iejsca, gdzie św ięci się m oje najprawdziwsze oczarowanie. Nie wolno m i, bo ... te źródła wsitydem tryskają, jak fontanny! A le ten nakaz w ew nętrzny: zbliżyć się jak najbardziej do źródeł w stydu sw ojego” (Dz. t. s. 104).

B ez trudu m ożna udow odnić, że opisane w y żej p o­ stacie realizu ją program , k tó ry gd zie indziej G om ­ brow icz p rzed staw ił jako w ła sn y , że tw órca obda­

(12)

7 9 M Y ŚL I R O Ż N E O G O M B R O W IC Z U

rzył je sw oim i ułom nościam i, lękam i i dążeniam i. Zabiegu tego n ie m ożna sprowadzać do zw yk łego środka ostrożności, tłum aczyć go przekorą pisarza; nie je st to rów nież „rozdzielen ie” kom ponentów osobow ości autora „m ięd zy” fik cy jn e postacie. To ra­ czej k ilk a w cieleń tego sam ego człow ieka, k tóry w każdej z ty c h postaci znajduje coś au ten tyczn ie w ła s­ nego, a le też w żadnej n ie odnajduje się do końca. Tak w łaśn ie w sztuce m oże człow iek przedstaw ić sw oją praw dziw ą sy tu ację — fakt, że to, co zw y k ł n azy ­ w ać sw oją osobowością, jest jed yn ie w yznaczoną przez sytu ację aktualizacją n iektórych m ożliw ości. W ten sposób m oże konstruow ać w łasn ą form ę, ze­ staw iać różne sw oje w cielen ia i w szy stk ie je od­ rzucić. Przez m om ent zatrium fow ać nad form ą. G om brow icz n ie ty le opow iada innym o sobie, co na ich oczach lep i sw ą form ę, b y n astępnie ją za­ n egow ać i przekroczyć. M ogąc być jednocześnie po­ w ieściow ym G om browiczem , L eonem i Fuksem — nie jest już żad n ym z n ich. Jednakże postacie te nie ży ją w łasn ym życiem , przy lek tu rze p ow ieści G om browicza czy teln ik m u si przyjąć postaw ę po­ dobną do tej, z jaką p rzyjm u je zw ierzenia zaw arte w a u ten tyczn ym dzienniku. Bo przecież i autor diariusza m oże posłu żyć się fikcją, gd y okazuje się ona n ajlep szym środkiem ekspresji. Zebrane razem u tw ory G om browicza tw orzą coś w rodzaju dzien­ nika intym n ego, którego autor w zależności od po­ trzeb przerzuca się z jedn ego sty lu w drugi, stosu je do n ajróżn iejszych k onw encji, w yzn an ie m iesza z fik cją i esejem . D ecyd ująca b yła funkcja, jaką da­ na w y p ow ied ź sp ełnić m iała w jego życiu, oraz p ragn ienie jak n ajp ełn iejszej ekspresji. L iteratura była dla G om browicza jeszcze jedn ym teren em (szczególnie dogodnym ), na którym „rozgryw ał” się z lud źm i i sam ym sobą.

P rzem yślen ia G om browicza w yk azu ją n ajw ięk sze podobieństw o z tym typ em reflek sji filozoficzn ej, który określa się czasem m ianem p erson

alistycz-Rozdziieleinie osobowości autora

Lepi swą formę

(13)

W O JC IE C H W Y SK IE L 8 0 Najbliżej personalizmu Forma zawsze zdradza

nego. P od ejm ując tak zn am ien n e dla naszej epoki h asło „obrony osobow ości” m u siał on p ostaw ić w sam ym centru m sw oich zain teresow ań problem sto ­ su nk u d w óch św iatów : p odm iotow ego i przedm io­ tow ego. Ś w ia t p rzed m io to w y jest dom eną form y: podporządkow ana je st jej cała przyroda, ciało lu d z­ kie, w ięz i sp ołeczn e, tw ory człow ieka, n a w et m y ś le ­ n ie d ysk u rsyw n e. Od koncep cji p erson alisty czn ych odbiega jednak przekonanie, że osobow ość ludzka m oże się u k ształtow ać je d y n ie w n a jściślejszym po­

w iązan iu ze św ia tem zew n ętrzn ym . C złow iek m u si podporządkow ać się form ie, n ie m oże po prostu „b y ć”, m u si „być k im ś” — m ieć określone ciało, jaw ić się drugiem u pod określoną postacią, przyjąć p ew ien sty l bycia i w y zn aw ać jak ieś poglądy, a ta k ­ że m y śleć w ed le p ew n ych , n ie p rzez sieb ie u sta lo ­ nych, zasad.

Z drugiej zaś stron y n ieu sta n n ie b u n tu je się on p rzeciw tej sy tu acji, gdyż form a zaw sze go zdradza, n ig d y n ie odpow iada jego najbardziej osob istym od­ czuciom , prześw iadczeniom , przeżyciom . C złow iek n ie je st n igd y sobą, pow iada G om browicz, gdyż n ig­ dy n ie je st tożsam y ze sw oją form ą. I n ig d y nie jest szczery — każda je g o w yp o w ied ź podporządkow ana je st form ie (środki k om u nik acji i r e g u ły m yślen ia na­ leżą do św iata rzeczy). A zatem m arzen ie o pełnej i w iernej ek sp resji lep iej b ędzie zastąpić p oszu kiw a­ n iem środków , p rzy k tórych pom ocy osobow ość b ę­ dzie się je d y n ie m an ifestow ać. W p óźn iejszych d e fi­ nicjach ok reślał G om brow icz form ę jako „ w szy stk ie sp osoby n aszego m an ifestow an ia się, jak: m ow ę, m yśli, gesty , d ecyzje, ak ty etc.” P o jęcie to m ożna w ięc interp retow ać socjopsych ologiczn ie, on tologicz- nie i ep istem ologiczn ie.

* * *

G łów n y m p rob lem em tego p i­ sarstw a je st sam otność — izolacja jedn ostk i i szanse

(14)

8 1 M Y ŚL I R Ó Ż N E O G O M BR O W IC ZU

zespolenia się z grupą. Poza porządek przyrody w yrzu ciła człow ieka jego świadom ość; pragnienie indyw idualności, w ierności sam em u sobie, sponta­ niczności — utrudnia zespolen ie się z innym i lu d ź­ mi. O tym , w jaki sposób osobow ość poszczególna u lega deform acji w kontakcie z drugim człow iekiem i przy w szelkich próbach przystosow ania się do zbio­ row ości — w iem y z p ow ieści Gom browicza. A jed ­ nak człow iek, k tóry nie chce popaść w obłęd, nie m oże zgodzić się na izolację. Nic bardziej natural­ nego jak pragnienie takiego zespolenia, które nie będzie zagrażało integraln ości człow ieka, czyli, naz­

w ijm y to tak, pragnienie m iłości. N ieudaną rea li­ zacją tego uczucia jest zespolenie sym b iotyczne, które polega bądź na zapanow aniu nad drugim człow iekiem (sadyzm), bądź na podporządkowaniu się (m asochizm ).

Można przypuszczać, że m odelem tego rodzaju zes­ polenia, którego opis odnajdujem y w w ielu u tw o ­ rach Gom browicza, b ył stosunek pisarza do ojca. C harakterystyczne, że bohaterow ie Gombrowicza, którzy narzucają sw ój au torytet innym postaciom , noszą często ry sy ojca pisarza (m ecenas K raykow ski, Poseł...). Innego rodzaju u czuciem jest m iłość do m atki — najw iększa, jak się w ydaje, m iłość autora

F e rd y d u r k e . Matka, jak tw ierd zi Fromm, jest do­

m em , z którego w ychod zim y, jest „naturą, glebą, ocean em ”. Potrzeba p rzezw yciężen ia tego p rzyw ią­

zania m an ifestu je się w ironicznym tonie w spom ­ n ień pisarza, w jego żartach z m atki. Ton „rozra­ ch u n k ów ” pisarza z dom em jest bardzo bliski — ch arak terystyczne! — jego sporom z ojczyzną. U tw o ry G om browicza zaw ierają liczne przykłady zw iązków k obiety i m ężczyzn y — zw iązków każdo­ razowo kom prom itow anych. Innym sposobem zjed ­ noczenia jest w sp ólne przeżycie orgiastyczne — je ­ d y n y ratunek Gonzala, najw sp anialsze w sp om n ie­ nie Leona, niejed n a przygoda sam ego Gom browicza. Jako jedną z prób p rzezw yciężen ia sam otności m oż­

Głównym problemem — samotność Stosunek do ojca 6

(15)

W O JC IE C H W Y S K IE L 8 2 Celem — kontakt z drugim człowiekiem Aktorstwo życiow e Gombrowicza

na rów n ież traktow ać sk łonność do u kazyw an ia się inn ym od stron y dziecinnej, d em on strow anie in fa n ­ ty ln y ch cech w łasn ej osobow ości. Czy jednak d oj­ rzałem u czło w iek o w i dostępna jest jeszcze m iłość? P ew n a m ożliw ość p o zy ty w n ej odpow iedzi na to p y ­ tan ie zaw arta jest w eseju O D antem .

Rozpad w sp ółczesn ej k u ltu ry, jej sy n k rety zm i p ow szechn a n iew iara w tran scen d en tn e gw arancje jak ich k olw iek w artości zdają się u niem ożliw iać ten rodzaj zjednoczenia, jakie d okonyw ało się w ry ­ tuale. A jednak, tw ierd zi G om browicz, człow iek n ie m oże stan ąć z drugim czło w iek iem „tw arzą w tw arz”. N ie ma porozum ienia bez m ediacji, nie m a w sp ółu czestn ictw a b ez u przedniego p rzyjęcia w sp ó l­ n ych reguł. N iew iara w ok reślon e w artości rodzi —

zn an y z tw órczości W itkacego problem „złej w ia ry ”. S łu żb a w artościom sta je się z celu sam ego w sobie je d y n ie środkiem . C elem zaś, k tórym dla b ohaterów W itkacego b yło p rzeżycie m eta fizyczn e, dla G om brow icza je s t k ontakt z drugim czło w ie­ kiem . (Jakże sam otn ym m u siał być człow iek , który w ten sposób p rzeżyw a ł „dobranie” się do drugiego człow ieka!) Co m uszę u czyn ić, b y „ in n y ” dostrzegł m nie pod rolą narzuconą m i przez sytu ację? M uszę doprow adzić ją do m aniery, sztuczności, która u w i­ doczni regu ły, jakim zm uszony jestem się podpo­ rządkow ać.

W ydaje się, że w ten w ła śn ie sposób m ożna w y tłu ­ m aczyć „aktorstw o ży c io w e” G om browicza, p otw ier­ dzoną przez w ielu w sp om in karzy skłonność do p rzesady i pasję „reżysersk ą” . M odelem tak iego zespolen ia b yło b y w ięc sp otk anie tow arzysk ie, k tó ­ rego u cze stn ic y n ie rozm aw iają bezpośrednio, lecz inscen izu ją coś w rodzaju im p row izow anego przed­ staw ien ia. Funkcję, którą w życiu p ełn i elem en t gry, w tw órczości G om brow icza p rzejm u je — s ty li­ zacja. K om unikat este ty c z n y je st tu zbudow any w ten sposób, b y zw racał u w a gę odbiorcy na ograni­ czenia kodu, budził n ieufność, zm uszał do poszuki­

(16)

8 3 M Y Ś L I R O Ż N E O G O M B R O W IC Z U

w an ia znaczeń w yk raczających poza treść sam ego kom unikatu. W jedn ym i drugim w ypadku droga do drugiego człow ieka prow adzi n ie przez odrzuce­ nie form y, lecz przez u m iejętn e jej w yk ośla w ien ie.

* * *

C zytając G om brow icza dobrze m ieć w pam ięci tw ierd zen ia filozofów , których cen ił n ajw yżej. Pam iętać o dacie pow stania utw oru, o po­ chodzeniu sp ołeczn ym autora i w ydarzeniach h isto ­ rycznych, które k szta łto w a ły jego św iadom ość. N ie

znaczy to jednak, że w yp ow ied zi G om browicza da­ dzą się u łożyć w sp ójn y system filozo ficzn y czy też program działania. N ie b y ł on przecież m y ślicielem , rew olucjonistą, ani n aw et reform atorem — b y ł p i­ sarzem . N ie zam ierzał rozw iązyw ać od w iecznych sprzeczności — w ystarczało mu zam knąć je w d zie­ łach. N ie zam ierzał rozw iązyw ać problem ów c z y te l­ nika, pragnął natom iast narzucić m u język, którym n a leży o nich m ów ić. Czy to przypadek, że ciągle jeszcze in terp retu jem y G om browicza przy pom ocy jego w ła sn ych pojęć i sform ułow ań? Że nie u m iem y zastąpić jego pojęć żadnym i innym i? Do jego u tw o ­ rów p rzyk ładam y zazw yczaj kryteria, które on sam u stalił, p rzyjm u jem y go takim , jakim chciał się nam ukazać. C zyteln icy G om browicza m uszą przyjąć w yznaczone przez niego re g u ły gry — podobnie jak, pod presją w yk lu czen ia z doborow ego tow arzystw a, czy n ili k iedyś p rzyjaciele z „Z iem iańskiej” .

G om brow iczow scy reżyserzy to artyści życia. K ształtu ją oni sytu acje, przypinają „gęb y”, „kom ­ b in u ją” z sobą lud zi i kontrolują ich reakcje. P isa - sarz czyn i to samo, ty le, że na papierze. N ie to bo­ w iem jest w ażne, czy tw orzy się form ę w sztu ce czy w życiu — o artyzm ie stan ow i um iejętność, z ja ­ ką się to czyni. Jed en jest cel pisarza i reżysera:

przez igranie z form ą „dobrać” się do „inn ego” i zdo­

Nie był m yślicielem — był pisarzem

(17)

W O JC IE C H W Y S K IE L 8 4

Zatrium fuje słabszy

b yć m ożliw ość św iad om ego k ształtow an ia w łasn ej osobow ości. F ryderyka, n a jb ieg lejszeg o z reży se­ rów , ok reślił G om brow icz jako poetę, k tóry poszu­ k u je n ow ego piękna. A n alogiczn ie m ożna pisarza n azw ać rajfurem , k tóry w ła sn e p rob lem y erotyczne rozw iązu je za p ośred n ictw em podstaw ionych (fik ­

cyjn ych ) postaci.

C zy p am iętacie Tancerza? Szarego człow ieka, który p rzy p om ocy zab aw n ych zab iegów adorow ał szano­ w an ego i podziw ian ego p ow szech n ie m ecenasa? N ie p rzebierał w środkach: stręczy ł kochankę, k upow ał k w iaty, p ła cił za pisuar, p odstaw iał grzbiet pod la s­ kę, brał jałm u żn ę — aby ty lk o u w ielb ia n y go doj­ rzał. Podobna, zd an iem G om brow icza, jest sytuacja

pisarza, na którego u tw o ry n ik t przecież nie czeka, k tóry za w szelk ą cen ę m usi zdobyć czyteln ik ó w , na­ rzucić im sw o je piękno i praw dę. Po opublikow aniu

P a m ię tn ik a z o kresu d o jr z e w a n ia spotkał się G om ­

b row icz z reakcją k ry ty k ó w i publiczności, którą p rzyrów n ać m ożna do p rzygod y w yrzu con ego sprzed k a sy Tancerza. Ten n ieszczęsn y bohater zapow iada pod koniec opow iadania, że póki m u sił starczy, p óty n ie u sta n ie w sw y ch zabiegach. W ydaje m i się, że znam zak oń czenie tej historii. M ecenas p rzyzw yczai się do sw eg o adoratora, p rzyjm ie narzuconą przez niego sytu ację, stop n iow o u zależn i się od sw ej o fia ­ ry. Z atriu m fu je słabszy, sp ołeczn ie m niej w arto­ ścio w y — dzięki cierp liw ie ponaw ian ym w y siłk om zapanuje w m yślach i w yob raźni m ecenasa.

W prasie literack iej coraz w ięcej rozpraw i najróż­ n ie jszy c h w sp om n ień o W itoldzie G om brow iczu. Mi­ n ęła pora w rogów , p rzyszed ł czas apologetów .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Krążą pogłoski, że Spandawa, gd zie się znajduje większość uzbrojonych robotników, jest osaczona przez Reichswehr.. W Króiewcu postanowił w ydział socyalistyczny

Takim sposobem tw orzyło się społeczeństw o hybrydowate, w którym nowe, z reguły naśladow cze instytucje i procedury gospodarcze oraz polityczne są ako- m odow ane

Do łańcucha karpackiego należą najwyższe góry w Polsce: Tatry, ciągnące się około 60 kilometrów wzdłuż od zachodu na wschód, a w szerz liczą około 20

–Wprowadzamynowypomocniczyzas´obchessGameorazpredykatybinarne: ref,player1iplayer2 –Mo˙zemyterazwyrazi´creferee(X,Y,Z)jako: Siecisemantyczne—j ֒ezykRDF33

Był sobie król Doroteusz, który ustanowił prawo, że synowie powinni żywić i utrzymywać swoich rodziców. Pewnego razu rycerz wyruszył na pielgrzymkę, lecz w drodze został

[r]

Również sekw encje tRNA archebakterii za sa ­ dniczo różnią się od sekw encji tRNA z innych organizm ów (np. trójka iJnpCm, zam iast trójki TtyC* w ramieniu

Obecność na liście świadków licznych kanoników kujawskich z najbliższego otoczenia biskupa (w tym także 3. prałatów kapituły katedralnej włocławskiej) zdaje