• Nie Znaleziono Wyników

w szec h św ia t

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "w szec h św ia t"

Copied!
37
0
0

Pełen tekst

(1)

w szec h św ia t

PISM O PRZYRODNICZE

M .

ORGAN

POLSKIEGO

t o w a r z y s t w a

PRZYRODNIKÓW IM. M . KOPERNIKA

i <

T R E Ś Ć Z E S Z Y T U :

X a d e \i s z W i ś n i e w s k i . A k c ja e k s p e d y c y jn a L. Sawickiego.

I r e n a B o b r ó w n a . U gięcie prom ieni m o le k u la rn y c h . P i o t r S ł o n i m s k i . Z z ag a d n ień g e n e z y krw i vi kręgowców.

K ro n ik a naukow a. Nowe ap ara ty laboratoryjne.

K o m u n ik a ty z laboratorjów . K ry ty k a. M iscellanea.

1930

(2)

D o p p. W s p ó ł p r a c o w n i k ó w !

W szystk ie p rzyczyn k i do ,, W szechśw iata” są honorowane w wysokości 10 gr. od wiersza.

P P - A u torzy mogą otrzym yw ać dowolną liczbą odbitek P° cenie kosztu.

R e d a k c j a odpowiada z a poprawny druk tylk 0 tych przyczynków , które z o s ta ły je j nadesłane w postaci maszynopisów.

Z e względu na szczupłość miejsca, prosimy uprzejmie pp. Autorów kom unikatów z laboratorjów o m ożliwą zw ięzłość. R ozm iary ^omun/^a/u nie mogą przekraczać IOOO liter. A u torzy otrzym ują bezpłatnie 100 odbitek komunikatu, kom unikaty jedn ak SQ honorowane.

POLSKA SKŁADNICA POMOCY SZKOLNYCH

(O T U S)

SP. AKC.

W A R S Z A W A , N O W Y - Ś W I A T 33, T E L . 2 8 7 -3 0 , 2 8 -7 3 i 1 2 8 -4 3 .

p o d a je do w iad o m o ści, źe p ro w ad zi n a stę p u ją c e działy:

I. D Z IA Ł P O M O C Y SZK O LN Y C H . II. D ZIAŁ M A T E R JA Ł Ó W PIŚM IENNYCH i P R Z Y B O R Ó W B IU R O W Y C H . III. K SIĘ G A R N IĘ P E D A G O G IC Z N O -N A U K O W Ą . IV . DZIAŁ W Y D A W N IC ZY .

J e r z y L o t h i E d w a r d B o g d a n

P O L S K A M A P A G O S P O D A R C Z A

polecona p rzez M inisterstwo O św iecenia do użytku szkolnego.

N iezbędna w szkołach średnich i w yższych klasach s z k ó ł pow szechnych. Cena: niepodkle- jona zł. 18.—, podklejona płótnem na wałkach zł. 44.—

J E C H N I K”

d w u t y g o d n i k

p o ś w i ę c o n y s p r a w o m g ó r n i c t w a , h u t n i c t w a , p r z e m y s ł u i b u d o w n i c t w a R edakcja i Adm inistracja: K atow ice, Ligonia 30, II p. tel. 30-90.

P. K. O. Nr. 305.249.

Prenumerata roczna zł. 12.— Półroczna zł. 6 .— Kwartalna zł. 3.—

N u m e r p o j e d y n c z y 5 0 g r o s z y .

(3)

W O D O S P A D W PA R K U N A T U R Y Y E L L O W ST O N E W S T A N A C H ZJED N O C ZO N Y C H .

(4)

E C H fW u T

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E

O R G A N P O L S K I E G O T - W A P R Z Y R O D N I K Ó W I M. K O P E R N I K A

Nr. 8 (1682) Październik 1 9 3 0

Treić zeszytu: T a d e u s z W i ś n i e w s k i . A k cja ek sp ed ycyjn a L. S aw ick iego. I r e n a B o b r ó w n a . U g ię cie prom ieni m olek ularn ych . P i o t r S ł o n i m s k i . Z zagadnień g en ezy krwi u k ręgow ców . K ronika

nau kow a. N o w e aparaty laboratoryjne. K om unik aty z laboratorjów . K rytyk a. M iscellan ea.

T A D E U S Z W IŚ N IE W SK I.

A K C J A E K S P E D Y C Y J N A L. S A W IC K IE G O .

U p ływ a w łaśn ie dwa lata od tragiczne­

go końca trzeciej i na pew ien przeciąg cza­

su ostatniej w ypraw y z serji polskich w y ­ praw badaw czych sam ochodu „Orbis", których inicjatorem, organizatorem i k ie­

rownikiem b ył ś.

p.

L u d o m i r S a w i c k i . W raz z jego śm iercią spraw a akcji ekspedycyjnej przycichła. J est to w szak ­ że sprawa zbyt ważna, aby ją m ożna było przez czas d łu ższy pom ijać m ilczeniem . M ogłaby w tedy bezpow rotnie p ójść w za ­ pomnienie. A jest to dziedzina p racy nau­

kow ej, której nam zaniedbyw ać nie wolno.

G eograf par ex cellen ce terenow y i za ­ m iłow any podróżnik, L. Saw icki oceniał n ależycie potrzebę podróży naukowych.

To też, gdy stosunki w kraju zo sta ły już ustalone, rozpoczął w cielać w życie od- dawna opracow yw any projekt szeregu polskich w ypraw eksploracyjnych.

Zastosow anie do w ypraw tych sam ocho­

du specjalnej konstrukcji b yło pom ysłem Sawickiego, pom ysłem , trzeba przyznać, bardzo szczęśliw ym . Sam ochód nasz poko­

n y w a ł bez zarzutu w szelk ie trudności te ­ renowe, pozw alając na szybkie przenosze­

nie się całej wypraw y, złożonej niekiedy z 7 osób i obciążonej bogatym balastem naukowym. N aw et gdyśm y pew nego ra­

zu utknęli w grząskiem bagnie w B essa- rabji, po w łączen iu m otoru do przym oco­

wanej do przodu podw ozia szp u li z liną stalową, której drugi koniec zaczepiliśm y o pobliskie drzewo, u dało się nam sam o­

chód łatw o z bagna wyciągnąć. P rócz za ­ gadnienia komunikacji, rozw iązuje także samochód doskonale zagadnienie m ieszka­

niow e i aprowizacji, gdyż m ieliśm y ze so ­ bą zapasów na dni kilka. W wyprawach eksploracyjnych jest też należycie skon­

struow any i zaopatrzony sam ochód n ieoce­

nioną pomocą.

Pierw sza wypraw a sam ochodowa Saw ic­

kiego b yła w ypraw ą w całem tego słow a znaczeniu próbną. U w a żał on za nieod­

zow ne przed ek sp ed ycją skierowaną gdzieś dalej, w tereny zupełnie nieznane, zorga­

nizow ać w ypraw ę na m niejszą skalę w

(5)

234 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 8 kraju. C hodziło tu n ietylk o o w ypróbow a­

nie, lecz w ręcz o u stalen ie zasad zarówno technicznej jak i naukowej organizacji dalszych w ypraw . D ośw iad czen ia w y n ie­

sione z tej pierw szej, próbnej w ypraw y m iały słu żyć za punkt w y jścia do p rojek ­ tow ania w ypraw następnych.

W ybrano teren n ajtru d n iejszy z punktu w idzenia technicznego i najm niej znany pod w zględ em naukow ym , jeśli chodzi 0 R zeczp osp olitą — n a sze K resy w sch od ­ nie, — aby m ieć przedsm ak warunków, jakie czek ają d alsze z k olei ekspedycje.

Z tej p ierw szej już w szak że w ypraw y w y­

niesiono w iele nader cennego m aterjału naukow ego, który zo sta ł zebrany w 1 to­

m ie w yd aw n ictw a „Scientific results of the voyages of the ,, Orbis", i w iele w aż­

nych sp ostrzeżeń natury technicznej. U n i­

knięto natom iast w szelkich m ożliw ych p rzy­

krych niespodzianek. W ypraw a zatem u dała się znakomicie.

Ta 6-cio tygodniow a podróż w wyniku sw ym dow iodła, że p rzy tych m ożliw o­

ściach technicznych, jakie zap ew nia podróż automobilowa, p rzy odpow iednio dobra­

nym zesp o le naukowym , m ożna osiągnąć w yniki im ponujące p rzy m inim alnym w k ła­

dzie finansow ym .

Druga w ypraw a b yła skierow ana do A z ji M n iejszej. D o ze sp o łu naukow ego w y ­ p raw y n ależał, prócz L. S aw ickiego i szofera J. S ztejn a, znakom ity orjentalista krakow ­ ski, T adeusz K ow alski, p rzeprow ad zający badania nad d jalektam i język ów w sch od ­ nich i zb ierający prócz m anuskryptów 1 p ieśn i ludow ych jeszcze m a terjały etno­

graficzne. G eolog p ań stw ow y Bohdan Świ­

derski, interesujący się problem am i tektoni­

ki, zb ierał obserw acje petrograficzne i stra­

tygraficzne. N astępnie, R ad ca P o selstw a R zeczyposp olitej w T urcji p. Zygmunt V etulan i u zu p ełn iał swe, p row ad zon e od d łu ższego czasu studja ekonom iczne nad Turcją. Podobne zainteresow ania m iał tu ­ recki uczestnik w ypraw y, prof. U n iw ersy ­ tetu K onstantynopolitańskiego S adi B ey.

O ddaw ał on tak że cenne u słu gi ek sp ed y ­ cji, pośrednicząc w stosunkach z m iejsco- wem i w ładzam i.

Z esp ół był dobrany doskonale. Trzech uczestników m ów iło sw obodnie po turec- ku, trzech um iało prow adzić auto. W sz y ­ scy zaś byli tak ożyw ieni duchem w sp ó ł­

pracy, że naw et p ow ażn e niepow odzenia techniczne nie zd o ła ły im w zdobyciu bar­

dzo cennych w yników naukow ych prze­

szkodzić.

Pragnąc w ykorzystać dojazd do w ła ści­

w ego terenu studjów, zorganizow ał S aw ic­

ki sw ą drugą ek sp ed ycję na dw ie zm iany.

A m ianow icie: zesp ó ł zam ierzający praco­

w ać w A n ato lji dosiadł auta dopiero w K onstantynopolu, w pierw szych dniach sierpnia. W czasie dojazdu zaś, który po­

kryw ać m iał M ołd aw ję (przelotnie), D o­

brudzę, w schodnią B ułgarję i Turcję euro­

pejską, p racow ała grupa złożon a z pp- M arjana Sokołow skiego, botanika, Józefa Obrębskiego, etnografa i M arjana K siąż- kiew icza, geologa. N iestety, n iep ow od ze­

nia technicznej natury, o których już w spo­

m inałem , oraz zakaz przejazd u p rzez zm i­

litaryzow aną strefę C zataldży, w yd an y przez Sztab G eneralny Turecki, zm usiły S aw ickiego do rezygn acji z bułgarskiej i tureckiej cz ęści tego planu i do w ysłan ia auta z C onstanzy do Stam bułu drogą mor­

ską.

W części drugiej tej ekspedycji, to zna­

cz y na terytorjum m ałoazjatyckiem , dała się m ięd zy innemi zau w ażyć pewna, bar­

dzo cenna w łaściw o ść podróży autom obi­

low ej. N aogół, m iesiące letn ie uw ażane są za n ien ad ające się do podróży po A natolji.

O kazało się w szakże, że w aucie, i to w en ­ tylow anym elektrycznie jak Orbis, nie odczuw a się szkodliw ego w p ływ u upałów, dochodzących do 40°, praw ie w cale. K o­

rzysta się za ś ze w spaniałej i stałej pogo­

dy panującej w A n atolji latem.

M arszruta ek sp ed ycji p row adziła p o­

czątkow o w zd łu ż całego p ó łw y sp u B itynji, przez centrum produkcji tytoniow ej Hen- dek do G erede, skąd w prostej pra­

w ie linji do A ngory, do ow ego staro­

żytnego, sztucznie przez rząd G hazi od ­ m łod zon ego i desygnow anego na stolicę N ow ej Turcji, w sercu anatolijskich ste­

pów p ołożonego grodu. Odcinek od Gere-

(6)

Nr. 8 W S Z E C H S W I A T 235 de do A ngory b ył dotąd pod w zględem

geograficznym i geologicznym tak dobrze jak nieznany. Zamiast naprzykład ozna­

czonej na najnowszej m apie geologicznej A n atolji (M alika) jednostajnej w yżyny wulkanicznej, odkryto w sp aniałe ser je utworów jurajskich i kredowych.

Z A ngory u dała się w ypraw a na bada­

nia we wschodniej p ołaci gór Pontyjskich, przecinając je dwa razy w kierunku po­

łudnikowym i osiągając w m iędzyczasie brzeg morza Czarnego w Samsun. Dalej leżało w programie zbadanie Antitaurusu.

Lecz oto za Siw as spotkała auto poważna przygoda. Z łam ała się m ianow icie jedna półośka. G dy naprawiono ją po kilku dniach pracy w zu p ełnie nienadaj ącyc.h się do w ykonyw ania podobnych robót war­

sztatach w Siw as i ruszono już w dobrej m yśli dalej — na pierw szym kilom etrze drogi p ęk ły odrazu dwie półośki. I stało się to w punkcie najw iększej od ległości od kraju i od Stambułu.

Pow rót do Siw as b yłb y b ezcelow y. T rze­

ba było raczej kierow ać się za w szelk ą ce­

nę naprzód, na spotkanie zam ów ionych w K onstantynopolu lub P aryżu nowych osiek. Zaprzężono zatem do samochodu cztery pary anatolij skich w ołów i próbo­

wano kontynuow ać drogę ku ośrodkom cyw ilizacji przez Kaisarih. Ten w szakże skom binowany i straszliw ie p ow olny spo­

sób lokom ocji nie m ógł zadow olić ucze­

stników w yprawy. Postanow iono rzecz iście desperacką: rozw iązanie w ypraw y. T.

K ow alski i B. Świderski zajęli m iejsca w popularnych arbach i p ożegnali p ozosta­

łych uczestników ekspedycji, decydują­

cych się na konw ojow anie zdezolow anego automobilu.

A gdy m inęła godzina rozstania, szofe­

rowi zaśw itała m yśl kapitalna. P oniew aż z obu tyln ych osi p ęk ły tylko dw ie p ó ł­

ośki, przełożono obie p ółośk i do jednego dyferencjału i u siłow ano jechać „połow ą pary". Eksperym ent b y ł ryzykow ny, mógł się n ie udać — a w ted y auto znalazłoby się w jeszcze gorszem niż w S iw as poło­

żeniu.

A.le nigdy chyba p rzysłow ie „audaces

fortuna juvat“ nie okazało się praw dziw ­ sze. P o 10 godzinach pośpiesznej pracy gorączkowej auto na „drewnianych osiach"

ruszyło w pogoń za defetystam i. Dognano ich na 25 km. przed Kaisarih.

W Kaisarih, dzięki uprzejm ości filji za­

kładów Junkersa wykonano dwie ośki na­

leżytych rozmiarów tak solidne, że doje­

ch ały już bez szwanku do Krakowa. A by zaś w yzyskać kilkudniowy przym usowy postój w tem m ieście, poddano szczegóło­

wym badaniom północne stoki masywu górskiego Erdschias Dagh, znanego dotąd li tylko od strony południow ej.

Z Kaisarih przez Akseraj skierowano się następnie ku położonem u wśród stepów anatolijskich jezioru Tus-Tschóllii, przeci­

nając je po słynnej grobli wpoprzek. J e ­ zioro b yło pokryte tak grubą i twardą po­

w łoką solną, że ślady pozostaw ione na niej przez auto żyw o przypom inały ślady na św ieżym śniegu.

G dy następnie w Konia T. K owalski zajm ow ał się w ciągu paru dni studjowa- niem bezcennych skarbów muzeum i bi­

blioteki tego m iasta — eksp ed ycja wyko­

nała w ypad geograficzno - geologiczny do jeziora Beyschehir, przyw ożąc z tego w y­

padu nader cenne obserwacje. Jest to do­

bry przykład godzenia podczas podróży automobilowej naw et bardzo rozbieżnych interesów poszczególnych uczestników ek s­

pedycji.

Od Konia rozpoczęła się już droga p o­

wrotna. Lecz naw et i na tym odcinku, w po- * bliżu sieci kolejow ej i wpobliżu w iększych osiedli ludzkich czek a ły ek sp ed ycję nie­

spodziane odkrycia naukowe pierwszo­

rzędnej wagi. G dzie naprzykład według map najnow szych geologicznych m iały się znajdować li tylko utwory plioceńskie — w zniosły się m asyw ne tw ory granitowe, wapienne i wulkaniczne. W pewnej wiosce na północ od Seidi G hazi T. K ow alski w skromnym nauczycielu szk o ły w iejskiej odkrył kolegę po fachu, który opracow y­

w ał w ielki słownik turecko-nogaj ski i ze­

brał m nóstwo m ałoazjatyckich piosenek ludowych.

Z M udania na brzegu morza Marmara

(7)

236 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 8,

autom obil drogą m orską przepraw iono do Stam bułu. P on ow n y bow iem przejazd przez B ityn ję z warunkiem om inięcia je­

dynej m ożliw ej, przechodzącej przez zm i­

litaryzow aną strefę Ism idu drogi nie uśm ie­

ch ał się żadnem u z człon k ów ekspedycji.

T rzecią ek sp ed ycję m iał zamiar skiero­

w ać S aw ick i do Syrji, R ozpoczął już na­

w et za pośrednictw em M inisterstw a Spraw Z agranicznych niezbędne w tym celu per­

trak tacje z odpow iedniem i w ładzam i fran- cuskiem i oraz zaczął kom pletow ać odpo­

w ied n i zesp ół. W ypraw a m ałoazjatycka

szy ła z K rakow a dnia 1 lipca rano, prze­

b yw ając od ległość do granicy polsko-ru­

m uńskiej pod Śniatyniem w ciągu 48 go­

dzin. G ranicę przekroczyliśm y 3 lipca ra­

no, sp otyk ając się z w ielką uprzejm ością i całk ow item zrozum ieniem naszych zadań w u rzędach granicznych po obu stronach.

P ow ta rzało się to na każdej granicy jaką p rzekraczaliśm y i tylko w takich zresztą warunkach podobna podróż b yła w ogóle do pom yślenia.

P o p ostoju w Czerniowcach, gdzie p rzy­

jęliśm y „na pokład" n aszego rumuńskiego

U c z e s tn ic y 3 w y p ra w y O rbisu. O d lew ej str.: A . B e sz k o w , J . O brębski, M. K sią żk ie w icz, L. S a ­ w ick i, J . S zte jn , C. W a k a relsk i.

w yk azała bow iem dobitnie, jak w ażną rze­

czą jest skom pletow anie odpow iedniego z e sp o łu do każdej w ypraw y.

C ały szereg jednak napotkanych w pra­

cach p rzygotow aw czych trudności sk ło n ił S aw ick iego do zaniechania p rojektów s y ­ ryjskich i do skierow ania ek sp ed ycji na teren b liższy — na B ałkany.

S kład zesp ołu u ło ż y ł się jak n astępuje:

(prócz Saw ickiego i S ztejn a) u czestn icy dojazdu z poprzedniego roku, p. M. K sią ż­

kiew icz i J. Obrębski, Oraz T adeusz W iś­

niewski, botanik z W arszaw y.

T rzecia ek sp ed ycja S aw ickiego w yru-

tow arzysza podróży, geografa T ytusa M atrescu, skierow aliśm y się w stronę zn a­

nego z historji polskiej Chocimia, aby roz­

począć tam przejazd przez B essarabję po linji zygzakow atej, w Lipkani, Ataki, Un- gheni, B endery (obecnie Tighina) dotyka­

jąc k olejn o D niestru na w schodniej i P ru ­ tu na zachodniej granicy tej prowincji.

D ojech aliśm y do Ism ailu 14.VII, poza obręb B essarab ji w ych ylając się jedynie do po­

łożon ych w sąsiedniej M ołd aw ji pobliskich

Jass. K ilkunastogodzinne p ostoje w Jas-

sach, K iszyniow ie, A kkerm anie (obecnie

C etatea A lba) i Ism ailu w yp ełn ion e b yły

(8)

Nr. 8 W S Z E C H Ś W I A T 237 całkow icie porządkowaniem i w ysy łk ą do

Poselstw a P olskiego w B ukareszcie kilku­

nastu paczek ze zbiorami botanicznem i i geologicznem i. Botanik bowiem, dzięki automobilowi, m ógł na zrzadka w śród za­

jętych pod uprawę 98% pow ierzchni roz­

sianych skrawkach stepu zaspokoić swój apetyt florystyczny, geolog zaś ekspedycji pod K iszyniow em odkrył bogate złoża cie­

kawych skamielin.

K orzystając z uprzejm ości w ład z w o j­

skow ych rumuńskich odbyliśm y motorów­

ką w ojskow ą p rzejażdżkę po lim anie Dnie-

Orbisu w 1927 zajm ow ała się nim dokład­

niej, przeto tym razem ograniczyliśm y się jedynie prawie do przejazdu. O dbył się on bez incydentów pow ażniejszej natury jeśli nie będziem y liczyć uprowadzenia na­

szego geologa, p. K siążkiewicza, którego przytrzym ała straż graniczna rumuńska zaniepokojona jego praktykami nad brze giem morza Czarnego. Sam widok jednak naszego sam ochodu sprawił, że bez dal­

szych trudności uwolniono z opresji kol.

K siążkiew icza, m ającego zresztą bogatą p rzeszłość w tym w zględzie, gd yż b yło to

T rnow o, daw na sto lic a B u łgarji.

strowym oraz po d elcie Dunaju, poznając na znacznej przestrzeni te n iezw yk le cie­

kawe i charakterystyczne utwory.

P o pew nych kłopotach, zw iązanych ze znalezieniem odpow iedniego do przew ozu samochodu promu, ek sp ed ycja przepraw i­

ła się przez ram iona Dunaju w Ism ail i Tul- cea, stając dnia 15 lipca na tery tor jum Dobru­

dży i kończąc tam pierw szy etap podróży.

Pobyt nasz w Dobrudży trw ał krótko, bardzo krótko jeśli się zw aży, że kraj ten pod każdym w zględem jest tak bardzo in­

teresujący. Poniew aż jednak wyprawa

drugie jeżeli nie trzecie aresztow anie jego na terytorjum K rólestw a Rumuńskiego.

Od Razgradu podróżow aliśm y w sk ła ­ dzie zw iększonym do liczby 7 osób. P rzy­

byli mianowicie do składu ek sp ed ycji dwaj Bułgarzy: w yd elegow any przez M inister­

stw o O św iaty Bułgarji, asystent Muzeum Etnologicznego w S ofji p. Christo W aka- relski, dobrze znany kołom naukowym pol­

skim doktorant U niw ersytetu W arszaw ­

skiego i delegat. U niw ersytetu Sofijskiego

p. A . Beszkow, geograf ekonomista, istna

encyklopedja wiadom ości o Bułgarj i.

(9)

238 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 8 Po krótkim postoju w Trnowie, jednem

z najbardziej m alow niczych m iast jakie znam, skierow aliśm y się sakram entalnym zygzakiem p rzez Tw rdicę, S liven o Osman Pazar do W arny, p rzejeżd żając dwa razy wpoprzek przez góry B ałkan u i studjując zw y cza je ludności, budow ę geologiczną i szatę roślinną tych w sp aniałych górotwo­

rów.

K rajob raz T racji w o k o licy W ojn ik i.

W W arnie w yek sp ed jow aliśm y znów do P o selstw a P olskiego w S ofji szereg paczek ze zbiorami, poczem w zd łu ż brzegu morza Czarnego skierow aliśm y się na południe, p rzecinając po raz już trzeci wpoprzek gó­

ry Bałkanu. Znacznie obniżone, do kilku­

set zaled w ie nad poziom m orza m etrów dochodzące w schodnie odnogi niczem nam nie p rzyp om in ały w ysokogórskiego k raj­

obrazu z okolic T w rdicy i Sliven. P rzez n iesłych an ie orygin alne starożytn e m iasto M esem vria, zbudow ane na w ysp ie i łą czą ­ ce się z lądem stałym li tylk o zalew aną podczas burz falam i groblą, p rzez centrum produkcji soli z w od y m orskiej — A n - chialo dotarliśm y do n ajw ięk szego portu bułgarskiego, do Burgas.

Z w iedzenie leżących na p ołu d n ie od B ur­

gas n iezw yk le ciekaw ych a zu p ełn ie pra­

w ie nieznanych gór Strandża n apotkało na n iep rzezw yciężon e trudności z racji braku jakichkolw iek dróg na całym ich terenie poza ścieżkam i dła pieszych. Z konieczności m usieliśm y się zastosow ać do m arszruty w ytyczonej nam przez U rząd D rogow y i po w izycie w Sozopolu, m ieście, które nie

ma żadnej u licy dostępnej dla sam ocho­

dów, lecz szczy ci się posiadaniem szk oły rybackiej, ru szyliśm y jedyną dostępną dla auta drogą do stolicy gór Strandża, do M ałko Trnowo. N iestety, szosa, początko­

w o św ietna, sk oń czyła się w net i przeszła w tak karkołom ną ścieżynę, że zrezygn o­

w aliśm y z auta i p ozosta łe do m ieściny kilkanaście kilom etrów p rzeszliśm y pieszo.

N astępn ie, przez Jam bol skierow aliśm y się do Svilengradu (dawniej M ustafa P a ­ sza), zam ierzając tam przekroczyć grani­

cę turecką celem poznania tureckiej części gór Strandża i m asyw u górskiego Tekir Dagh na p ó łw y sp ie D ardanelskim . N ieste­

ty, czek ało nas w Jedw abnym grodzie (Svi- lengrad) kom pletne rozczarowanie. W ład ze bowiem graniczne tureckie, wbrew zap ew ­ nieniom naszego p oselstw a w A ngorze, nic o naszej ek sp ed ycji nie w ied ziały. N ie by­

ło w ięc m ow y o kontynuow aniu na odcin­

ku tureckim p odróży samochodem.

L, Saw icki nie n a leża ł jednak do ludzi rezygn ujących łatw o z raz p ow ziętych za ­ mierzeń. W obec tego, n ajb liższym pocią­

giem u daliśm y się do Stam bułu p ozosta­

w iając sam ochód pod opieką szofera w Svilengradzie. W Stam bule w skóraliśm y tyle, że w ła d ze tureckie w y d a ły zezw o le­

nie na p iesze odbycie zam ierzonej podró­

ży. To też dnia 13.IX Saw icki wraz z K siąż- k iew iczem i Obrębskim udali się statkiem do R odosto w celu wykonania p rzyn a j­

mniej częściow ego badań w górach Tekir Dagh oraz zaznajom ienia się z turecką Strandżą. Ta część podróży była najbar­

dziej m ęcząca ze w szystkich. Zm uszeni do noszenia całkow itego bagażu osobistego i naukowego, w upale w yn oszącym często ­ kroć 39° w cieniu, od czu li dopiero jej u cze­

stnicy, czem dla ek sp ed ycji jest auto. P o- zatem w iele utrudnień doznano od w ład z tureckich, nieuprzedzonych o w ycieczce i odnoszących się do niej z zaiste prym i­

tyw ną nieufnością i p odejrzliw ością, mimo posiadania przez jej uczestników w sze l­

kich niezbędnych do podróży w tym pier­

w otnym kraju papierów.

Dnia 23 sierpnia ru szyliśm y dalej autem

na południe, p osuw ając się w zd łu ż granicy

(10)

Nr. 8 W S Z E C H Ś W I A T 239 greckiej prz-ez w schodnie pasm a gór Rho-

dope. Zakątek ten, najmniej chyba zalud­

niony z całej Bułgarji, posiada urok nie­

zaprzeczony dzięki rozległym krajobrazom i łagodnym zarysom gór, pokrytych nisko- piennem i lasam i dębowemi. Z upełnie n ie­

spodziew anie znaleźliśm y tu w spaniałe szosy; poruszaliśm y się w ięc z łatw ością po tych, kryjących n iezw yk łe bogactwa kruszcowe górach. Z w iedziliśm y po drodze kopalnie ołow iu i m iedzi, prow adzone sy ­ stem em odkrywkowym , n iesłych anie p ry­

m itywnie, pomimo w ielk iego bogactw a m e­

talu w rudzie. Cała trudność polega tu nie na wydobyciu, lecz na transporcie rudy do bardzo znacznie od ległych k olei żelaznych.

W dalszej podróży zaw italiśm y po opu­

szczeniu gór Rhodope do znanego z nie­

dawnego trzęsienia ziem i P łow d iw u (Fili- popol). B yliśm y zdum ieni szybkością, z jaką zrujnowane zu p ełnie praw ie miasto p ow stało z gruzów. Pam iętano tu dobrze pociąg sanitarny polski i sentym ent dla Polski jest w okolicy naw iedzonej przez trzęsienie ziem i o jeszcze jeden stopień w yższy, niż w pozostałej Bułgarji.

W dalszej drodze skierow aliśm y się znów ku górom Bałkanu, zw iedzając pola różane i fabrykę o lejk u pod K arłowem i osiągając w pieszym w yp ad zie jeden ze szczytów , W eżen. Stam tąd skierow aliśm y się do Sofji, gdzie postój prawie całkow icie w yp ełn iło nam pakow anie i p rzygotow y­

wanie do w ysłan ia do kraju n aszych zbio­

rów, Szczególniej geolog m ógł się p o szczy­

cić im ponującym w agow o przynajm niej rezultatem , gdyż zbiory jego z Bułgarji w aży ły p rzeszło 400 kg. Zbiory botanicz­

ne im ponow ały raczej objętością.

Po ukończeniu tych zw iązanych bezpo­

średnio z n aszą pracą czynności, udaliśm y się na audjencję do bułgarskiego ministra ośw iaty i w reszcie byliśm y podejm owani z praw dziw ie staropolską gościnnością przez radcę P oselstw a P olskiego w Sofji, p. Klim eckiego.

W położonej u stóp n ajw yższego na p ó ł­

w yspie Bałkańskim m asyw u górskiego M ussallah (3005 m.) Czamkorji, przytra­

fił się nam po raz p ierw szy p ow ażn iejszy

Po powrocie z Arab M isiri skierow a­

liśm y się ku granicy jugosłow iańskiej, któ­

rą przekroczyliśm y 9 września, rozpoczy­

nając powrót do kraju. B yliśm y już zbyt strudzeni dziesięciotygodniow ą bezustanną w ytężoną pracą, aby nie pow itać tego z ra­

dością, Zresztą, jeśli chodzi o stronę bota­

niczną np., to pora była tak spóźniona i okres w egetacyjny tak definityw nie za ­ kończony, że nie b yło m owy naw et o z e ­ braniu jakiegoś ciekaw szego m aterjału.

G eologicznie zaś i etnograficznie wkracza­

liśm y na zupełnie odrębne od studjowa- nych przez nas dotąd obszary, w których kilka dni przeznaczonych w m arszrucie na przejazd przez Serbję niew ieleby nam da­

ło. To też jechaliśm y pośpiesznie na północ ku w ielkiem u żalow i naszego jugosłow iań­

defekt w samochodzie. Z racji konieczno­

ści sprowadzenia części wymiennej z Sofji, staliśm y w Czamkorji przez trzy dni w y­

cieczkując w jej okolicy. W dalszej dro­

dze przez przełom M aricy pod Mominą K lisura i przez zachodnie Rhodope udaliś­

m y się do M acedonji, zam ierzając poddać szczegółow ym badaniom bardzo mało1 zna­

ną, południow ą część legendarnych mar­

murowych gór Pirin. Jako bazę dla pie­

szych w ycieczek m ieliśm y tam niesłychanie oryginalne miasto, zbudowane całkiem w ciasnych a głębokich wąw ozach p iaszczy­

stych, Melnik.

K rajobraz w ysok ogórsk i. P er elik w e w sch od n ich R h odop e. (2174 m .).

(11)

240 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 8

skiego tow arzysza, prof. U n iw ersytetu w Skopi je, Jovanovicza.

Tutaj rozpoczął się tak że tragiczny ko­

niec w ypraw y. P o sp ożyciu w m iasteczku K njażevac k olacji m ięsnej, p oczu liśm y się, a sp ecjaln ie Saw icki i szofer Sztejn, n ie­

dobrze. G dyśm y po znacznych trudno­

ściach ze zn alezien iem odpow iedniego stat­

ku p rzepraw ili się przez Dunaj do Rumu- nji i k ontynuow ali podróż do kraju, obja-

S k a ły b a z a lto w e w o k o lica c h P aszm .

w y choroby n ietylk o że nie u stęp ow ały, lecz w zm agały się. Pom im o to Saw icki n a ­ staw a! na kontynuow aniu podróży i jech a­

liśm y. Jech aliśm y zresztą coraz to w olniej, gdyż auto pozbaw ione troskliw ej, opieki coraz to bardziej chorego szofera raz za razem odm aw iało p osłu szeń stw a. Tak p rzejech aliśm y przez ca ły Siedm iogród;

p rzy k ierow n icy zm ieniali się kolejn o S a ­ wicki i Sztejn. A b y tylko dojechać do gra­

nicy. A ż w reszcie, na granicy Bukow iny

szofer p oczu ł się tak źle, ż e kategorycznie od m ów ił prow adzenia auta i udał się do lekarza. Stw ierdzono u niego silne zaka­

żen ie p aratyfoid alne i zaordynow ano n a ­ tychm iastow e odstaw ienie do szpitala. W o­

bec tego, pozostaw iając auto w Dorna W atra u dałem się natychm iast z p. S ztej- nem k o leją do Czerniowiec i tam oddałem go do m iejskiego szp itala zakaźnego. Ze szp itala tego już p. Sztejn nie w yszedł.

G dy w ieczorem tegoż dnia p rzyb yło do C zerniow iec p row adzone przez w yn a jęte­

go w D orna W atra szofera auto ek sp ed y­

cyjne, wraz z Dr. M atrescu persw adow a­

liśm y Saw ickiem u by p ozo sta ł w szpitalu i p odd ał się racjonalnej kuracji. Pomimo to w szakże, dnia n astępnego ruszyliśm y ku granicy polskiej, stając w Śniatyniu dn.

25 w rześn ia wieczorem .

D opiero w obec p ow ażniejszego, w ym a­

gającego d łu ższej napraw y defektu, zgo­

d ził się S aw ick i opuścić w Jaw orow ie sa­

m ochód i k oleją przyb ył do Krakowa, gdzie w kilka dni potem , dnia 3 października zm arł. L ekarze stw ierdzili u niego, prócz zakażenia paratyfoidalnego, także m alarję tropikalną, której nabaw ił się praw dopo­

dobnie w o k o lic y Strum icy, w M acedonji.

W yp raw a Orbisu na B ałkan w 1928 r.

n ie m o że być ostatnią. W podobnej lub w innej postaci, szereg w ypraw naukowych polskich pow inien być kontynuowany. Ini­

cjatyw a Saw ickiego w tym kierunku nie m oże p ójść na marne. N ie m oże braknąć polaków tam, gdzie uczeni całego świata w sp ółpracu ją nad poznaniem naszego globu.

IR E N A B O B R Ó W N A .

U G IĘ C IE P R O M IE N I M O L E K U L A R N Y C H x)- W krótce po ogłoszeniu p ierw szych prac

d e B r o g 1 i e ‘a, d otyczących m echaniki falow ej (zob. W szech św iat Nr. 2, str. 58) O. S t e i n , nieposp olity eksperym entator,

J) P ro m ien iem m o lek u la rn y m n a z y w a m y w ią ­ z k ę ato m ó w lub czą stek , b ieg n ą c y ch w próżn i tak , ż e k ieru n k i ich ruchu są n iem a l ś c iś le jed n a k o w e.

znany badacz prom ieni m aterjalnych, z ło ­ żonych z atom ów lub cząstek pary lub ga­

zu, w y p ow ied zia ł m yśl, iż z pom ocą pro­

m ieni m aterjalnych dałoby się stw ierdzić d ośw iadczalnie falow ą naturę materji.

Od tej chw ili (1926 r.) u k azał się szereg

prac, w yk azu jących istnienie dyfrakcji

(12)

Nr. 8 W S Z E C H Ś W I A T 241 i interferencji elektronów (zob. W szech ­

świat Nr. 2), falow a natura elektronu zo­

stała w ięc w zu p ełności stwierdzona, za­

łożenia teorji de B roglie‘a p otw ierdziły się tutaj całkowicie.

Stw ierdzenie falow ej natury promieni cząsteczkow ych b yło jiednakżje zagadnie­

niem bardzo trudnem i S t e r n zu ży ł kilka lat na opracow anie konstrukcyjne swej m etody badania. P ierw sza praca S t e r n a , dotycząca tego zagadnienia, wykonana wspólnie z K n a u e r e m u kazała się do­

piero w 1929 roku.

Zasadniczo m etoda S t e r n a otrzym y­

wania prOmieni m aterjalnych przedstaw ia się w następujący sposób. Gaz lub parę do­

prowadzono do naczynia zaopatrzonego1 w w ąską szczelinę, przez którą promienie wychodzą do próżni w postaci pęku roz­

bieżnego, dalej prom ienie sp otyk ają dru­

gą szczelinę, która w yd ziela z tego pęku promieni w ąską w iązkę praw ie rów nole­

głą; na drodze w iązki ustaw iono zw ier­

ciadło, od którego prom ienie pow inny się odbić lub siatkę, na której pow inny się ugiąć. (Rys. 1).

A żeb y zbadać prom ienie odbite czy też ugięte, ustaw iono na ich drodze puszkę z w ąską szczeliną, do której promienie wpadają. N atężen ie prom ieni odbitych czy też ugiętych, które m ierzy się liczbą ato­

mów lub cząsteczek odbitych czy ugiętych pod danym kątem i w padających do pu­

szki, w yznaczano zapom ocą manometru Piraniego.

G łów ną częścią manometru Piraniego jest drucik m etalow y; d la zm ierzenia zmian ciśnienia w jakiem ś naczyniu (w danym przypadku w puszce, chw ytającej promie­

nie), um ieszcza się w niem ów drucik, zaś końce jego w yprow adzone na zewnątrz w łącza się do jednej z g ałęzi mostku W heatstone‘a.

Gdy w naczyniu znajduje się więcej lub mniej cząsteczek, zm ienia się w ów czas ciś­

nienie gazu i zmienna się rów nież jego prze­

wodnictwo cieplne: gaz odprow adza więcej lub mniej ciep ła od drucika ogrzew anego prądem elektrycznym , skutkiem czego zm:enia się tem peratura drucika, a wraz

z nią jego opór elektryczny; te zm ia­

ny oporu, proporcjonalne do zmian ci­

śnienia, odczytuje się na galwanom etrze, włączonym do mostku W heatstone‘a.

Pierw sze badania S t e r n a i K n a u e - ra d otyczyły odbicia promieni m aterjalnych

a — rurka, p rzez którą b ad any gaz d o s ta je się do aparatu, p rzech od ząc p rzed tem (k o ło o ), przez p iecy k , n a d a ją cy mu w ła śc iw ą tem p eratu rę, o — szpara, p rzez którą w y ch o d zi pęk c zą ste c ze k g a ­ zu. A b — u rząd zen ie, za o p a trzo n e w sz c ze lin ę do w yod ręb n ien ia w ią zk i, k i — k r y sz ta ł, na k tórego pow ierzch n i zach od zi od b icie lub u g ię cie w iązki.

P ę k od b ity lub u g ięty w p a d a do otw oru Af. C zą­

steczk i p ęk u p rzed o sta ją się p rzez rurkę Ri do m anom etru, w którym zw ięk sza ją ciśn ien ie.

od powierzchni zw ierciadlanych. D ługość fali de B r o g ł i e ‘a promieni m aterjalnych, obliczona według wzoru /- = — , który w przypadku cząsteczek przybiera postać

30 8 °

X = A ’), daje d la wodoru w tempe-

V m T

raturze pokojowej w ielkość rzędu 1 A.

1) m jest m asą czą steczk i, v — jej pręd k o­

ścią, T — tem p eraturą b ezw zględ n ą cząsteczek , tw orzących prom ień.

(13)

242 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 8 O trzym anie odbicia zw ierciadlanego pro­

m ieni o tak m ałej fali jest bardzo trud­

ne, gd yż n ajd rob niejsze n ierów ności p o­

wierzchni stan ow ią już p rzeszk odę przy odbiciu; p ow ierzchnie n ajlep iej w yp olero­

w ane i od bijające prom ienie w id zialne pra­

w idłow o, zgod n ie z praw am i odbicia, są nierów ne dla fal tak krótkich i odbijają je n iepraw idłow o. Z d ośw iadczeń z prom ie­

niam i w id zialnem i w iadom o jednakże, że m ożna otrzym ać p raw id łow e odbicie n a­

w et od p ow ierzch ni nierów nych, jeżeli rzu­

cać na nie prom ienie praw ie stycznie, pod bardzo m ałem i k ą ta m i*). Z nając długość fa li prom ienia padającego oraz, rząd w iel­

kości n ierów n ości pow ierzchni m ożna obli­

czy ć p rzy jakim kącie padania da się otrzy­

m ać odbicie praw idłow e.

Z akładając, iż długość fali prom ienia m aterjalnego (w edług wzoru d e B r o - g l i e ‘a) jest rzędu 10'8 cm. (1 A ), a n ie­

rów ności pow ierzchni rzędu

1 ( P —

10"6 cm, obliczono, iż praw idłow e odbicie powinno nastąpić p rzy kącie padania rów nym kilku minutom.

R zucając prom ienie cząsteczk ow e H e i H , na zw ierciad ła szklane i m etalow e i ba­

dając ich odbicie, stw ierdzono iż p rzy do­

stateczn ie styczn em padaniu prom ieni o tr zy ­ muj e się częściow o p raw id łow e odbicie, p rzyczem tem w ięk sza część prom ienia od ­ bija się praw idłow o, im m n iejszy jest kąt padania. O bszar kątów padania, p rzy k tó­

rym to od bicie d aje się zauw ażyć, zgadza się z przytoczonem i w yżej oszacow aniam i, opartem i na w zorze d e B r o g 1 i e ‘a. Po obniżeniu tem peratury p rzy danym kącie padania (a w ięc po zw ięk szen iu X ) otrzy­

m yw ano odbicie zn acznie siln iejsze.

W szystk ie te fak ty zd ają s ię w sk azyw ać na to, iż z cząsteczk ą m aterjaln ą jest zw ią­

zana fala, która odbija się od pow ierzchni zw ierciadlanej tak samo, jak prom ień w i­

dzialny.

D alszym etapem p racy S t e r n a i K n a - u e r a b y ło zbadanie, c z y prom ienie m ater- jaln e w yk azu ją zjaw iska ugięcia i in terfe­

rencji.

1) Za k ą t p ad an ia p rzy jm u jem y w s z ę d z ie k ąt u tw o rzo n y p rzez k ieru n ek prom ien ia z p ow ierzch n ią.

Z badań nad załam aniem prom ieni Rónt- gena wiadom o, iż w spółczynnik załam ania tych prom ieni różni się bardzo m ało od jed­

ności, jest m ianow icie m n iejszy od jedno­

ści o w ielk ość rzędu 10'3 — 10'6. P o p rzej­

ściu w ięc prom ienia z pow ietrza lub próżni do danego ośrodka n astępuje załam anie, a w pew n ych przypadkach, w razie d osta­

teczn ie m ałych kątów padania cz y li pra­

w ie styczn ego padania promieni, n astę­

puje całk ow ite odbicie.

C o m p t o n i D o a n , rzucając w ten sposób w iązkę prom ieni Róntgena na sia t­

dyfrakcyjną, w yrysow aną na metalu, otrzym ali silną w iązk ę odbitą, a z obydwóch jej stron szereg widm ugiętych.

N a leż y zaznaczyć, że teorja siatki, na którą padają prom ienie praw ie styczne różni się n ieco od teorji siatki, użytej w zw y k ły sposób. M ianow icie rozszczepienie siatki dla w iązek styczn ych jest znacznie większe, niż dla w iązek normalnych.

P o n iew aż d łu gość fali, zw iązanej z czą­

steczką materjalną, jest tego samego rzędu w ielk ości co fa li róntgenow skiej (ok. 1 A ), n ależało przypuszczać, że fa le te muszą rów nież w yk azać zjaw isko ugięcia na siat­

kach rysow an ych na m etalu lub szk le przy praw ie styczn em ich użyciu.

Jed n ak że d ośw iadczenia S t e r n a i K n a - u e r a, w ykonane z takiem i siatkami, przy kątach padania od 0,5 . 10"3 do 3 . 10-3, nie d a ły żadnych w yników pozytyw nych. U gię­

cia p ierw szego rzędu le ż a ły za blisko od prom ienia odbitego bezpośrednio i b yły skutkiem tego zam askow ane przez promień odbity, zaś d alsze m axim a ugięcia b yły zbyt słabe, aby je m ożna było zaobser­

wować.

W obec tego przystąpiono do badania ugięcia prom ieni m aterjalnych na siatkach krystalicznych. Tutaj m ożna b yło stosow ać w ięk sze k ąty padania, gdyż sta ła siatki kry­

stalicznej jest bardzo m ała, rzędu 10’8 cm.

i k ąty ugięcia są o w iele w iększe. S tosow a­

no w ięc k ąty padania od kilku do kilkuna­

stu stopni.

N a jlep sze w yniki otrzym ali S t e r n i

K n a u e r w przypadku k ryształu NaCl

i prom ieni cząsteczk ow ych He. Pom iary ich

(14)

Nr. 8 W S Z E C H Ś W I A T 243 w ykazały, że przy pew nych kątach pada­

nia otrzym uje się bardzo silne odbicie, przytem tern silniejsze, im cz y stsza jest po­

wierzchnia kryształu, im n iższa jego tem ­ peratura *) i im w yższa tem peratura pro­

mienia (im krótsza jest fala padająca —- im bliższa jest do długości fal rentgenow ­ skich, do których stosują się w yżej przyto­

czone dośw iadczenia z odbiciem i ugięciem n a siatkach).

Istnienie takiego silnego odbicia przem a­

w ia za naturą falow ą prom ieni cząsteczk o­

wych.

Istotne potw ierdzenie ich natury falowej d a ły pom iary natężenia promieni, wycho­

dzących z kryształu pod innem i kątami, niż kąt odbicia.

Jeżeli powierzchnia krystaliczna działa jako siatka skrzyżowana, to w p ła sz czy ź­

nie promienia padającego i odbitego pow in­

ny się znajdow ać widma ugięte, odpow ia­

d ające poszczególnym siatkom linjowym , jakie można w yróżnić w siatce krzyżow a­

nej. 2).

Ze znanego wzoru siatkow ego można obliczyć, pod jakim kątem otrzym a się te ugięte widma. D ośw iadczenie potw ierdziło dane przypuszczenie: dla prom ieni He i siatki NaCl otrzym ano widm o pierw szego rzędu w obliczonej od ległości od promienia odbitego.

Jednakże dośw iadczenia te nie b y ły ca ł­

kow icie przekonyw ujące, poniew aż n a tęże­

nia widm ugiętych prom ieni H e b yły słabe i nie m ożna ich b yło otrzym ać dla innych promieni (H i N e).

W obec tego S t e r n wraz z E s t e r - m a n n e m (Zs. f. Ph. 1930 r. t. 61. str, 95) przeprow adzili szereg now ych dośw iad­

1) Z obn iżeniem tem p eratu ry pow ierzchn ia k r y sz ta łu sta je sią jak g d y b y ró w n ie jsza — zam ie­

ra ruch c ie p ln y atom ów siatki, k tó r y od gryw a tę sa m ą rolę p rzy odbiciu, co n ie p ra w id ło w o śc i p o ­ w ierzch n i p olerow anych.

2) Np. na p o w ierzch n i k r y sta licz n ej na k tó ­ rej atom y um ieszczo n e są w w ie rz ch o łk a ch sty k a ­ jących się z sobą k w a d ra tó w m ożem y w yróżn ić m ięd zy innem i 2 sia tk i lin jo w e o u k ła d z ie „ r y s“ rów ­ n o le g ły c h do b ok ów k w ad ratów , 2 sia tk i z „ry sa ­ m i 1 rów n oległem i do p rzek ątn ych k w a d ra tó w i t. p.

czeń w celu ostatecznego w yjaśnienia za ­ gadnienia.

Przedew szystkiem dzięki w ielkiem u ta­

lentowi eksperym entatorskiem u u lepszyli znacznie sw ą aparaturę, usuw ając m ożliwe źródła błędów i zestaw iając ją w ten spo­

sób, aby otrzym ać wyraźną i jednoznaczną odpow iedź na postawione zagadnienie.

N ie m ożem y tutaj wchodzić w szczegóły tych bardzo dokładnych pod w zględem w y ­ konania i głębokich pod w zględem obmy­

ślenia dośw iadczeń — zaznaczym y tylko, że podstaw ow a zasada pomiaru p ozostała ta sama, co poprzednio.

W ykonano liczne dośw iadczenia z roz- maitemi siatkami krystalicznem i — n ajlep ­ sze, najw yraźniejsze wyniki otrzymano z promieniami złożonem i z cząsteczek He i H2, rzucając je na powierzchnię łupliw o- ści LiF, na której ulegają one ugięciu, jak na siatce skrzyżowanej płaskiej.

Badano widma u gięte różnych rzędów, odległość tych widm od promienia środko­

wego (odbitego) była zupełnie zgodna z od­

ległością obliczoną teoretycznie z wzoru de B r o g 1 i e ‘a ( X = ^~ i Cos [3 =

1

gdzie d jest stałą siatki). Zgodność ta została sprawdzona dla rozm aitych kątów padania, maksym alne kąty padania w y n o siły około 18°, gdyż mniej więcej przy kątach padania do 20° otrzym uje się praw idłow e odbicie, przy w iększych kątach zdolność odbijająca gw ałtow nie spada.

(Przypom nim y, iż, rzucając promienie cząsteczkow e na powierzchnie w ypolerow a­

ne, dla otrzym ania praw idłow ego odbicia n ależało stosow ać k ąty kilkuminutowe, w przypadku siatki krystalicznej można sto­

sow ać kąty padania tak duże, gdyż nierów­

ności powierzchni, które poprzednio b yły rzędu 10’5 cm. obecnie są rzędu 10’8 cm. — odpow iadają am plitudzie drgań cieplnych jonów siatki krystalicznej).

N astępnie zm ieniano długość fali de B r o g 1 i e'a, zm ieniając tem peraturę pro­

mienia w granicach od 100° K do 580° K. 1) W e w szystkich przypadkach otrzym ano

M T. j. od — 173° C do + 307° C.

(15)

244 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 8 zu p ełn ą zgodność w granicach dokładności

dośw iadczenia p om ięd zy w artościam i ma- xim ów obliczonych i zaobserw ow anych.

Zmieniano rów nież d łu gość fali, zm ienia­

jąc rodzaj gazu (brano H e i H 2 — zmiana

R ys. 2. „D irek ter Strahl" o z n a c za n a tę ż e n ie w ią ­ zk i p ierw o tn ej. W ią zc e od b itej o d p o w ia d a ty lk o ok. 32 cm ., t. j. w ią z k a ta z a w ier a ok. 0,1 c a łk o ­ w itej lic z b y czą ste c ze k . K ażd ej z d w óch w ią z e k

u g ię ty ch o d p o w ia d a ok. 17 cm.

m) i w tym przypadku p ołożen ie maximum ugięcia zga d zało się z teoretycznem .

Np. m axim um ugięcia dla H e w tem pera­

turze pokojow ej w yp ad ło w tej samej od­

leg ło ści co m axim um dla H2 w dwa razy w yższej tem peraturze bezw zględnej

30 8 °

(X = ~ = = A , dla H e m jest dwukrotnie

V m T

w iększa, w ięc aby otrzym ać dla H, to samo X n a le ży T dwukrotnie zw iększyć).

N a rysunku 2 m am y krzyw ą, przedsta­

w iającą u gięcie prom ieni H e na k rysztale LiF, pośrodku w idzim y bardzo siln y pro­

mień odbity, z obydw óch jego stron mamy mniej siln e widm a ugięte pierw szego rzędu (za rzędne krzyw ej w zięto odchylenia gal- wanom etru — proporcjonalne do n atężen ia p rom ien i).

N a zasad zie dośw iadczeń S t e r n a i E s t e r m a n n a w idzim y więc, że, gdy prom ienie zło żon e z cząsteczek gazu trafia­

ją na p ły tk ę krystaliczną, rozkład natężeń w prom ieniow aniu odbitem i rozproszonem odpow iada w zu p ełn ości rozkładow i n atę­

żeń, k tóry otrzym uje się p rzy ugięciu fali optycznej na siatce skrzyżow anej. F ak ty te stw ierd zają niezbicie falow ą naturę m ate- rji: zw iązana z cząsteczk ą m aterjalną, fala odbija się i ugina w edłu g praw, którym pod­

legają w szelk ie znane nam procesy falow e.

P IO T R S Ł O N IM S K I.

Z Z A G A D N I E Ń G E N E Z Y K R W I U K R Ę G O W C Ó W . Spraw a pochodzenia krwi u kręgow ców

n ależy n iew ątp liw ie do najbardziej z ło ż o ­ nych zagadnień nauk m orfologicznych. Na ogrom trudności do tej p ory n iew yjaśn io­

nych w sk azu je obfitość zebranego m ater- jału, jak rów nież i żyw o toczon e od w ielu lat spory, d alekie jeszcze od d ecyd u jącego rozstrzygnięcia.

K w estje, zw iązane z zagadnieniem p o ­ chodzenia krwi, interesują p rzedstaw icieli różnych nauk biologicznych (histologów , em brjologów, anatom o - p atologów etc.).

W zw iązku z tem za zn a czy ło się kilka od­

rębnych kierunków. Z w łaszcza siln y bar­

dzo jest rozdźw ięk m iędzy kierunkiem ba­

dań histologicznych a em brjologicznych.

N ajw ybitn iejszym p rzedstaw icielem pier­

w szego kierunku b ył św ieżo zm arły badacz rosyjski A . M a x i m o w ( f 1928), repre­

zentujący zw ła szcza punkt w idzenia teorji u n iła rysłyc zn e j, t. j. w yprow adzającej w szystkie elem en ty krwi z jednej w sp ól­

nej komórki m acierzystej. M usim y nieco bliżej poznać sz c zeg ó ły spuścizny, którą nam ten p łod n y badacz pozostaw ił.

W ed ług M a x i m o w a p ierw sze ko­

mórki krwi, już w olno p ły w ające w oso­

czu, zjaw ia ją się jedn ocześn ie z pierw szym

(16)

Nr. 8 W S Z E C H Ś W I A T 245 zaw iązkiem serca i naczyń (śródbłonkiem

jednow arstw ow ym ). W szystk ie te trzy za­

sadnicze składniki układu krwionośnego (zawiązek serca, naczyń i krwi) w yprow a­

dza M a x i m o w, wraz z grupą innych autorów, z m ezen ch ym y , p ow staw ać m ają­

cej ze środkowego listka zarodkowego czyli m ezoderm y. Termin m ezenchym a u żyty tu jest w sensie tkanki łącznej zarodkowej (J o 11 y) a zw iązek m iędzy składnikam i krwi i tkanki łącznej podkreślany jest sp e­

cjaln ie w w ielu pracach (M j a s s o j e- d o f f ) .

W edług M a x i m o w a w ustroju krę­

gowców zarówno w e krwi, jak i w obrębie tkanek łącznych *) w yróżnić m ożem y trzy duże grupy komórek, a m ianowicie:

1) Komórki tkanki łącznej stałe (fibro- c y t y w zględnie d e s m o c y ty ), rozm ieszczo­

ne wśród istoty podstaw ow ej o najrozm a­

itszych w łaściw ościach. W grupie tkanek łącznych do nich zaliczane są: a) komórki w łaściw e tkanki łączn ej— fibrocy ty , b) ko­

mórki chrząstkow e ( c h o n d r o c y ty ) i c) ko­

mórki kostne (o s łe o c y ty ) . W układzie krwionośnym odpow iednikiem ich są ko­

mórki śródbłonka naczyniow ego ( endothe- lium ), zw ilżane przez płyn n ą istotę m ię­

dzykomórkową, zw. osoczem krwi.

W spólnem i cecham i w yżej w ym ienio­

nych komórek są daleko idące sw oiste zró­

żnicowania oraz brak zdolności aktywnego poruszania się (wędrówki) wśród innych elem entów tkankowych. W warunkach praw idłow ych nie w ykazują one ponadto zdolności żernych (fagocytoza).

2) Komórki w ędrujące w zględn ie ko­

mórki „wędrujące w sp oczynku11 (M a x i- m o w) zw. inaczej histiocytam i (K i y o- n o ) . Są to komórki, jak już z n azw y ich wynika, mogące odbyw ać wędrówki. Ob­

darzone są one wybitną zdolnością żerną i posiadać m ają sw oistą zd olność w chła­

niania i grom adzenia różnych ciał kolo:^

dalnych. Różnica m iędzy fib roryt^ 0|3rze stiocytam i staje się zw łasz

ych obejm uje poza tkan - 1) Grupa tk an ek łą cz r ^ tó re inne tkanki, jak np.

ką łączn ą w ła śc iw ą i ni- • tk an k ę chrzęstną i koś

doczna po zabarwieniu przyżyciow em (wi- talnem ).

3) W olne komórki krwi (h e m o c y ły ), mo­

gące jednak częściow o znajdować się i w obrębie tkanki łącznej. Ta ostatnia grupa nie składa się z komórek jednakowych. W jej obrębie wyróżnia M a x i m o w w dal­

szym ciągu następujące komórki: a) ko­

mórki jeszcze niezróżnicowane, będące ko-

R ys. 1.

L im focyt p ła za A m p h i u m a means. (M ik rofot. o ry g .).

morkami m acierzystem i dla dwóch następ­

nych szeregów ciałek krwi dalej posunię­

tych w rozwoju. W raz z uczonym włoskim F e r r a t ą komórki te nazyw a M a x i- m o w h em ocyłoblasłam i *) a odpowiadać on

2

mają m ałym i dużym lim focytom in­

nych autorów (patrz rys. 1); b) czerw one ciałka krwi ( e r y tr o c y t y ), t. j. komórki po­

siadające hemoglobinę. U ssaków doro­

słych elem enty te w ystępują w e krwi jako formy pozbawione jąder, u większości p ozostałych kręgow ców jako formy ją- drzaste; c) komórki pozbawione tego w aż­

nego barwnika, wśród których u ssaków wyróżnić można: ?\Jbiałe ciałka krwi ziar­

niste / unuloeytyiwaso-, zasado-, i obo- j'u 1ST,? ‘lł ° n n e ) ora/spotykane zw ykle tyl- w szpiku kostvyn komórki olbrzymie ( n:ei a k a r y o c y b j. Tjm ostatnim komór-

rek 1 Termin ten poditreśla ich charłkter k om ó- m acierzystych w szystkich skfedników ko- morkowyoi, Krwi. W edług M a x i m , w a u c zło - i ssak ów w y stęp u ją one w tkaice szp ik o w ej.

Cytaty

Powiązane dokumenty

żyła więc usilnie do tego, aby Wszechświat ukazyw ał się regularnie co miesiąc, a w lipcu i sierpniu jako zeszyt podwójny, oraz aby treść zeszytu była

skich lekarzy spotkały się z ostrą krytyką ze strony współpracowników ABCC z uwagi na to, że włączono też dzieci rodziców znajdujących się w momencie

Gdy zwierzę dotknie strzępek grzyba, otrze się o nie, ze strzępek wydziela się szybko krzepnący śluz, do którego przykleja się zw

je zwierciadło, ogląda obserw ator przez szkło oczne z górnej części studni. Wielką niedogodnością tego teleskopu je s t to, że służyć on może tylko do

Bądź j a k bądź, je s t rzeczą pouczającą uwydatnić pewną liczbę konsekwencyj, które wyciągnąć można, z rozchodzenia się fal zgęszczenia w eterze bardzo

W tej ostatniej robią się otwory, roślinkę wsadza się do przedziurawionego korka i umocowuje się j ą zapomocą waty, poczem korek wraz z rośliną wsadza

Jedna z najw iększych i najw ażniejszych przem ian dokonała się na naszych oczach.. Z n ik ły raz na zaw sze setki lat istniejące gospodarstwa

mont aż u szybko zmiennego