• Nie Znaleziono Wyników

PRE N U M E R A TA „W S Z E C H Ś W IA T A " .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "PRE N U M E R A TA „W S Z E C H Ś W IA T A " ."

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

M 31. Warszawa, d. 1 sierpnia 1897 r. T o m X V I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚW IĘCONY NAUKOM PR ZYR O D N IC ZY M .

PRE N U M E R A TA „W S Z E C H Ś W IA T A " .

Prenumerować można w Redakcyi „Wszechświata®

W W a r s z a w ie : rocznie rs. 8, kwartalnie rs. 2

1 w e wszystkich księgarniach w kraju i zagranica.

Z p rz e s y łk ą p o c zto w ą : rocznie rs. lo , półrocznie rs. 5

A d r e s ZRed-StłccsTi: K I r a k o w s M e - P r z e d m I e ś c i e , 3STr S S .

Jak rosną kryształy?

Cały ogrom ciał stałych planetę naszą, składających, niezliczone szeregi związków otrzymywanych w najrozm aitszych laborato- ryach i fabrykach, wszystko to przedstawia oddzielne kryształy, lub ich najróżnorodniej­

sze skupienia. I ta k a jest mnogość i rozm a­

itość tych kryształów , ta k zaś m ało ciał bez­

postaciowych, źe ostatniem i czasy zwątpiono naw et o istnieniu jednorodnego ciała stałego, bez budowy krystalicznej.

A kryształy te wszystkie nietylko wybitnie się różnią od mas bezpostaciowych swoim kształtem geometrycznym, ale i nadzwyczaj charakterystycznem i własnościami fizyczne- mi. Sym etrya zarysów zewnętrznych prze­

nika całą ich istotę i d aje się spostrzegać w łam aniu światła, w szybkości rozchodzenia się ciepła i t. p.

Powstawanie ciał takich, jakiem i są krysz­

tały , ciał z ta k wybitnemi rysam i zewnętrz- nemi i własnościami fizycznemi, z góry każe przypuszczać, że dzieją się przy tem powsta­

waniu zjawiska uwagi godne i bardzo z a j­

mujące.

Jeżeli rzucimy okiem na gotowe już krysz­

tały znajdowane w przyrodzie, to wydadzą się nam one tworami martwemi i nic nie mó- wiącemi o historyi swego powstawania. Lecz zupełnie inaczej rzecz się przedstawia, gdy zechcemy bezpośrednio zapuścić oko w t a j­

niki narodzin i rozwoju kryształu.

K ry sz tał powstaje wogóle wtedy, gdy czą­

steczki jego substancyi znajdują warunki, umożliwiające im ruch swobodny, gdy dana im je st możność uk ładania się w pewnym po­

rządku.

K ryształy przeto tworzą się, gdy jakiekol­

wiek ciało podlega sublimacyi, t. j. ze stanu gazowego przechodzi w stan stały, ja k to wi­

dzimy np. na solach amonowych, których pary dają osady krystaliczne w zetknięciu z przedmiotami zimnemi. D alej, gdy stygnie m asa roztopiona, np. siark a lub stop krze­

mionkowy; lawa, także ścinając się, przecho­

dzi w stan krystaliczny. W reszcie ciała roz­

puszczalne w cieczach wydzielają się z ro z­

tworu w postaci kryształów , gdy jakąkolwiek, drogą rozpuszczalnik z roztw oru usuwać bę­

dziemy.

Trzy te drogi powstawania kryształu, wła­

ściwie mówiąc, sprow adzają się do jednej, a mianowicie powstawania kryształu z płynu.

Pomiędzy stanem lotnym i stałym danego

(2)

4 8 2 W SZECH SW IA T N r 3 1 . ciała, musi bowiem istnieć nadzwyczaj kró tk a

chwila stan u ciekłego, zaś m asę ognistopłyn- ną, w której ścinają się kryształy, tak że mo­

żemy uważać jakby za roztw ór pewnej czę­

ści substancyi w drugiej jej części, jeżeli m a­

my stop, składający się tylko z jednego ciała np. stopioną siarkę. D la tego też badanie roztworów może nam dać obraz powstawania kryształów i innemi drogam i, tem bardziej, że kryształy, bez względu na swe pochodze­

nie, zasadniczo nie różnią się od siebie.

Okoliczność ta je s t n ie m a łe j wagi, gdyż badanie roztworów nie przedstaw ia tych p ra ­ wie niezwalczonych trudności, jakie napo­

tykam y przy badaniu krystalizacyi mas sto­

pionych.

J a k wiadomo, ciała rozpuszczają się w d a­

nej tem peraturze tylko w określonym stosun­

ku. Otrzym ujem y wtedy roztw ór nasycony, w którym ju ż ciało stałe dalej się nie roz­

puszcza. Jeżeli ten roztw ór ogrzejem y, przestaje on być nasyconym, gdyż ciało dalej się w Lim rozpuszczać może. Jeżeli zaś stu ­ dzimy roztw ór nasycony, staje się on p rze­

syconym i wtedy zaczyna wydzielać kryształy rozpuszczonego w nim ciała, dopóki nie sta­

nie się znów nasyconym w tej niższej tem pe­

ra tu rz e , t. j . dopóki nie wydzieli się zeń cały n adm iar przesycenia. To samo się odbywa, I gdy rozpuszczalnik ulatn ia się z roztw oru, paruje, wysycha. W tedy roztw ór staje się także przesyconym i d aje kryształy. Słowem k ryształ powstaje i rośnie tylko w roztw orze przesyconym. Koztwór niedosycony rozpusz­

cza go, a nasycony zachowuje się względem kryształu obojętnie, jeżeli pominiemy przy­

leganie tegoż roztworu do kryształu, gdyż ja k wiemy, nie każdy płyn przylega do ciała

stałego.

Co dzieje się w roztworze w pierwszych chwilach powstawania kryształu, jakie tam zachodzą zjaw iska, gdy k ry ształu gotowego jeszcze nie masz, niedawno pisał o tem p.

J . Morozewicz w piśmie niniejszem. N a tem miejscu mówić będziemy o zjaw iskach, odbywających się w roztworze od chwili, gdy kryształ zarodkowy leży już na dnie naczy­

nia.

M ineralog i k ry stalo g raf, opisując n ajro z­

maitsze kryształy,zaw sze wspomina o ich tak zwanej niedokładności i rozm aitych brakach.

K ażdy, kto oglądał kryształy, wie że nie są

one bryłam i ściśle geometrycznemi. S ą one zazwyczaj w jednym kierunku silniej rozwi­

nięte, ściany ich m ają na sobie kreski, bróz- dy i t. p. Wszystko to zwykle oznaczone je st mianem zboczeń przypadkowych, uważa­

ne jak o re zu ltat niepomyślnych warunków krystalizacyi. A jed n ak , jeżeli pozwolimy kryształom rosnąć zupełnie swobodnie i spo­

kojnie, jeżeli zabezpieczymy je od wstrząś- nień i zmiau tem peratury, jeżeli usuniemy część kryształów , aby pozostałym nie p rze­

szkadzały w ich przyroście, słowem jeżeli krystalizacyą pokierujemy z zachowaniem powszechnie przyjętych praw ideł i ostrożno­

ści — pomimo to wszystko jednak, k ry stali­

zując jedno ciało, otrzym amy kryształy n a j­

rozm aitszych wyglądów, ujrzymy na nich najrozm aitsze ściany, bardzo liczne płasz­

czyzny wicynalne ')> ujrzym y delikatne kreski i prążki, których powstawania nie umiemy sobie dokładnie wytłumaczyć, ujrzym y w nich inkluzye w charakterystyczny sposób ułożo­

ne. P ow stania całego tego szeregu zjawisk nie można przypisać wyłącznie działaniu sił, od których zależy właściwe układanie się cząsteczek kryształu. Gdyby tak było w istocie, otrzym alibyśm y kryształ idealnie prawidłowy, bez zarzutu, sym etrya bowiem cząsteczek jeg o i przyciąganie się ich je d n a ­ kowe w kierunkach jednakowych może stwo­

rzyć tylko ciało zupełnie sym etryczne i p ra ­ widłowe bez zboczeń i nieprawidłowości, ja - kiemi zd ają się być wszystkie przytoczone powyżej rysy charakterystyczne kryształów.

W idoczna, że kryształ je s t rezultatem ście­

ra n ia się sił, działających pomiędzy cząstecz­

kami, a jakiem iś innemi jeszcze siłami, że je s t ciałem, na powstanie którego wywarło

wpływ znaczny inne jakieś ciało.

K ry sz tał powstaje w ruchu. Kuch ten istnieje w tem środowisku, w którem krysz­

ta ł rośnie, a źródłem i przyczyną tego ruchu je s t właśnie sam powstający i rosnący krysz­

tał. W szystkie r nieregularności” i „zbocze­

n ia” kryształu są tylko rezultatem działania roztw oru na rosnący kryształ, są rezultatem ruchu tego roztw oru.

Kuch w łu g u macicznym i pewne w nim zaburzenia zostały przewidziane teoretycznie

') O tych mowa bgdzie niżej.

(3)

\ ' r 3 1 . W SZBCHSW IAT. 4 8 3 dość dawno. K ry sz tał powstaje i rośnie

w roztworze przesyconym, musi przeto przy­

ciągać do siebie wydzielający się nadm iar substancyi rozpuszczonej. Początkowo mnie­

mano, że to działanie kryształu rozciąga się n a całą objętość roztworu. Je d n a k później dowiedzionem zostało, że kryształ odżywia się tylko kosztem tej cieniutkiej warstewki płynu, k tó ra bezpośrednio przylega do jego płaszczyzn. Jeżeli mianowicie krystalizuje­

my siarczan wapnia na blaszce gipsu '), to sól ta wydziela się w wielkiej ilości drobnych kryształków , a wszystkie one leżą na płytce gipsu równolegle i ułożone są wedle formy tego kryształu, na którym osiadają. Jeżeli zaś p łytka gipsu będzie polakierowana, albo chociażby zanieczyszczona przez dotykanie palcami, lub zw ietrzała, to kryształki siar­

czanu w apnia osiadają na niej bezładnie i tylko wtedy otrzymujemy prawidłowy roz­

kład kryształków , jeżeli p ły tk a została do­

piero co odłupana i umieszczona w roztwo­

rze siarczanu wapnia. Doświadczenie to uczy, że kry ształ nie działa na odległe czą­

steczki roztworu, że siły, przyciągające siar­

czan wapnia z roztworu, nie działają naw et przez najcieńszą warstwę obcego ciała.

Pytam y się więc, jakim sposobem kryształ otrzym uje coraz to nowe ilości soli przesyca­

jącej roztw ór, by mógł objętość swą pow ięk­

szać, jeżeli na odległość nie działa. Gdy w ar­

stewka roztworu, otaczająca kryształ, odda mu swoje przesycenie, staje się mniej gę­

stą, w skutek czego otaczające j ą gęstsze części roztw oru przesyconego dyfundują i czynią ją znów przesyconą. T ak odbywa się spraw a krystalizacyi przy bardzo powol­

nym jej przebiegu, t. j. gdy roztw ór je s t b a r­

dzo słabo przesycony.

Ale gdy roztw ór przesycony je s t silniej, gdy przeto spraw a cała odbywa się żywiej, już dyfuzya nie może utrzym ać równowagi, i w arstew ka płynu przylegająca do k ry sz­

ta łu staje się lżejszą, a przeto unosi się ku górze, zaś na jej miejsce przypływ a roztw ór bardziej stężony.

') k tó r y , j a k w iadom o, je s t n a tu ra ln y m k ry sta lic z n y m sia rc z a n e m w ap n ia w zoru

C a S 0 4 . 2H 20 .

W taki sposób powstają ta k zwane „prądy koncentracyjne.” W ynik teoretyczny d o ­ świadczenia z płytką gipsu każe przypuszczać istnienie prądów w ługu macicznym, gdyż dyfuzya działa zbyt wolno, aby około krysz­

ta łu nie powstawała warstw a płynu z mniej­

szym ciężarem właściwym, niż płyn otacza­

jący. I rzeczywiście prądy koncentracyjne istnieją i d ają się bardzo łatw o obserwować w przesyconym roztworze, w którym rosną kryształy.

B adacze tego zjawiska ta k opisują formo­

wanie się prądu koncentracyjnego. P o n ie­

waż spraw a przyrostu kryształu polega na tem, że część ciała stałego rozpuszczonego wydziela się z roztworu i na krysztale osiada, odpowiednia część roztworu unosi się w górę z powodu swojego mniejszego ciężaru i zo­

staje zastąpiona przez przypływający z dołu roztw ór silniej przesycony. XJ podstawy kryształu powstaje przeto p rąd obmywający jego boki, i gdy część przesycającego nad­

m iaru soli zostanie złożoną n a krysztale, p rąd ten wzbije się ku górze. Ż e takie prądy istnieją, łatwo się przekonać można, gdy roz­

puścimy w gorącej wodzie znaczną ilość s ia r­

czanu miedzi, roztw ór ostudzimy i wrzucimy kryształek soli/ W idzimy wtedy w roztwo­

rze strum ień jaśniejszego płynu, unoszący się nad kryształem . Strum ień ten zupełnie je s t podobny do prądów, jakie widzimy co dzień w szklance herbaty, gdy się w niej cukier rozpuszcza. Jeżeli kryształkiem ciała rozpuszczalnego dotkniemy powierzchni wo­

dy, wnet spostrzedz się daje strum ień roz­

tworu spadający na dół, gdyż je st cięższy od płynu otaczającego. Zupełne podobieństwo tych dwu zjawisk (prądów przy rozpuszcza­

niu i krystalizacyi) tłumaczy nam właśnie naturę prądów koncentracyjnych i ich powsta­

wanie.

Jeżeli umieścimy oko n a jednym poziomie z dnem naczynia, w którem rosną kryształy i oświetlimy je płomieniem świecy, to wi­

dzimy, ja k całą masę płynu przerzynają smugi błyszczące pionowe. Smugi te czyli strum ienie oddzielają się wyraźnie od reszty roztw oru przez swoję odmienną gęstość, a co zatem idzie i przez swój odmienny współ­

czynnik załam ania światła.

B ad ając pilniej te smugi czyli prądy kon­

centracyjne, widzimy ja k one unoszą się do

(4)

4 8 4 W SZECHSW IAT. N r 31.

góry, dochodzą do powierzchni płynu, odbi ja ją się od tej powierzchni, albo też gdy nie

są w stanie dojść do niej, rozgałęziają się i wiszą, ja k sople, około głównego słupa.

Czasem udaje się spostrzedz strum ienie nie- tylko nad kryształem , ale naw et te, k tó re go okalają. W idać wtedy błyszczącą w arstew ­ kę płynu przylegającą do powierzchni krysz­

tału, S trum ienie okalające najlepiej są wi­

doczne koło w ystających rogów kryształu.

Zjawisko prądów koncentracyjnych je s t bardzo ciekawe i uderzające. Zazwyczaj przypuszczam y, że w płynie, z którego po­

w stają kryształy, panuje spokój bezwzględny i ’że ten spokój je s t nieodzownym warunkiem prawidłowego ich rozwoju. F ig. 1 daje obraz jednego momentu z tego życia k ryształu w roztw orze. Uzupełnienie tego pojęcia znajdziemy w następującym roztw orze ho­

dowli kryształów ałunu. P ięć litrów nasy-

F ig . 1.

conego roztw oru ałunu potasowo-glinowego ogrzano i rozpuszczono w nim 130 g tejże soli. R oztw ór taki, po ostudzeniu do p ier­

wotnej te m p e ra tu ry (przy której był n a sy ­ cony), wydzieli z siebie rozpuszczony n a d ­ m iar. R oztw ór tak przygotow any został umieszczony w naczyniu cylindrycznem szkla- nem ze średnicą dna 24 cm; pięć litrów w ta- kiem naczyniu stanowi słup wysokości 10 cm zgórą. N a dnie naczynia, zanim jeszcze ro z ­ tw ór ostygł, umieszczono w jednakow ych od siebie odstępach dziesięć m aleńkich k ry sz ta ł­

ków ałunu, a to w tym celu, aby wydziela­

ją c a się sól nie osiadała byle gdzie, ale na tych właśnie kryształkach. Po 24 godzinach, gdy roztw ór zupełnie ostygł, nad każdym kryształem widać było długą, cieniutką sm u­

gę, w której ruchu dostrzedz nie można było.

N a drugi dzień kryształy znacznie się po­

większyły, a zarazem snopy prądów stały

się daleko szersze i wyraźniej odbijające od masy roztw oru, ale ruch płynu trudno było dostrzedz. N a trzeci dzień widać jeszcze silniejszy przyrost i jeszcze silniejsze prądy, chociaż przesycenie zmniejszyło się o p o ło ­ wę. Przez trzy dni następne przyrost słab ­ nie, lecz prądy pozostają w tej samej sile.

D nia siódmego prądy widocznie słabn ą, t r a ­ cą swoję optyczną odrębność, ruch ich staje się coraz wolniejszy i dnia dziesiątego znowu widzimy to samo, co dnia pierwszego : słabo odcinające się od reszty płynu cienkie smugi, w których ruchu nie znać. A dalej i ta od­

rębność optyczna znika, tak że około dnia osiemnastego prądów nie widać wcale. K ilka dni pozostaje wszystko bez zmiany; aż mniej więcej w tydzień po zniknięciu prądów za­

czyna się dosyć osobliwe zjawisko : W roz­

tworze ałunu, który sta ł czas dość długi, zbiera się sporo mętów, które są zapewne drobnem i kłaczkam i glinki. C iałka te nad ­ zwyczaj drobne i lekkie długo bardzo unoszą się w płynie, ale z czasem powoli osiadają na dnie naczynia w postaci delikatnej białej warstewki. Dopóki prądy są dostatecznie silne, unoszą męty, ta k że nie widać ich, z wyjątkiem tych, co osiadły ju ż n a dnie.

A le gdy prądy osłabną do minimum, nie mogą wprowadzać w ruch mętów; te unoszą się wtedy nad kryształem , znacząc drogę prądów w postaci smug długich, nierucho­

mych i białych. Zjawisko to podobne jest do dymów nad wioską, lub do mgły porannej na łące. Opisane smugi doskonale wskazują drogę i kierunek prądów ginących. N ad sam ą powierzchnią k ry ształu widać pionowo stojące klaczki tych mętów, włoski bibuły lub ścierki, k tó rą czyszczono naczynie. S ło­

wem prądy, ja k widzimy, spłókują z krysz­

ta łu wszystkie ciała obce znajdujące się w roztw orze, ta k , że niesłusznem je s t zdanie tych krystalografów, którzy tw ierdzą, że właśnie m ęty mogą tam ować przyrost krysz­

tału.

(C. d. n.).

Z ygm unt Weyberg.

(5)

N r 31. WSZECHSW IAT. 485

KULTURY WODNE

i i c h z n a c z e n ie d la f iz y o l o g i i roślin .

P róby hodowania roślin w roztw orach wodnych są prowadzone już od bardzo daw ­ na, tak. że emulacya między Juliusem S ach­

sem i W ilhelmem Knopem o sławę wynalaz­

cy tej metody nie ma żadnej podstawy, całe bowiem sto la t przed nimi, w pierwszej połowie przeszłego stulecia, D u-H am el wy­

hodował dąb, który się przez osiem la t zu ­ pełnie norm alnie rozwijał w roztworze wod­

nym. P róby te jed n ak nie były prowadzone ściśle naukowo i narazie nikogo z fizyologów nie pobudziły do próbowania takich doświad­

czeń w większych rozm iarach a dopiero w szóstym dziesiątku naszego stulecia, p ra ­ wie jednocześnie lecz niezależnie jeden od drugiego, Sachs i Knop powzięli zam iar za­

stosowania k u ltu r wodnych do badań fizyo- logicznych i dla tej metody wypracowali pod­

stawy teoretyczne. Ponieważ Sachsowi nie udało się tak przygotować roztworu, aby weń wszystkie potrzebne sole wchodziły i przy- tem nie było osadu, posługiw ał się on z po­

czątku t. zw. m etodą „roztworów frakcyono- wanych”, k tó rą później zarzucił (patrz niżej) i k tóra na tem polegała, że rośliny po parę tygodni w rozm aitych roztw orach przebyw a­

ły. Dążeniem jego było otrzym ać w roztwo­

rze wodnym zupełnie norm alne rośliny, eo się wtedy wielu fizyologom całkiem niemożli- wern wydawało. Po wielu próbach udało mu się to jed n ak do pewnego stopnia.

W roztw orach swoich m ieszał sole wszyst­

kich w popiele znalezionych pierwiastków oprócz krzemu, który na tej zasadzie za niepotrzebny roślinom uw ażał, że mu się udało w naczyniu szklanem wyhodować k u ­ kurydzę (Z ea Mais) norm alną, k tóra zawie­

ra ła w swym popiele zaledwie 0,7°/0 krze­

mionki, gdy taż sam a roślina, wyrosła na polu, zawiera około 20% dwutlenku krzemu, był więc zdania, że pierw iastek ten, który w roślinie do takiego minimum zejść może bez nadw yrężenia jej norm alnego rozwoju nie może być uważany za niezbędny. M ała zaś ta ilość krzem u, k tó ra się w roślinie sztucznie wyhodowanej okazała, pomimo, że

roztwór go wcale nie zawierał, pochodziła, ja k się o tem sam Sachs później przekonał, z ścian naczynia szklanego, gdyż korzenie, roślinne są w stanie rozpuszczać szkło w m i­

nimalnych ilościach. Aby do tej kwestyi więcej nie wracać, zauważę tu ta j, że znacze­

nie kwasu krzemiennego dla rośliny różni uczeni najrozmaiciej objaśniali i zapomocą wodnych kultur starali się potwierdzić zda­

nie Sachsa i wytłumaczyć znaczenie takiej ogromnej ilości krzemionki np. w roślinach zbożowych. T ak, K ohl (D r F riedrich G eorg K o h l: Anatomisch-physiólogische U ntersu- chungen iiber die K alisalze und Kieselsaiire in den Pflanzen), a i Sachs w swej Fizyolo­

gii roślin (1882 r.) widzą w „skrzem ienieniu”

(Verkieselung) organów roślinnych główny czynnik, powodujący zmniejszenie parow ania roślin; L adenburg (Uber die N a tu r der in Pflanzen yorkommenden Siliciumverbindun- gen) widzi w kwasie krzemiennym zastępcę lub pomocnika węgla w tworzeniu związków organicznych, K nop (K reislauf des Stofies),

! A ren d t (Aschenanalysen von H afer) i Passe- rini (Die U rsachen, welche den Noe-W eisen zum L ugern wenig geneigt machen) przy­

pisują krzemowi wpływ na fizyczne własno­

ści roślin, na ich twardość i wytrzymałość, a Stohm ann, K autenberg i G. K iihn po spe- cyalnych doświadczeniach orzekli, źe dopóty muszą uważać kwas krzemowy za niezbędny dla roślin, dopóki się komuś nie uda otrzy­

mać norm alnej rośliny zupełnie bez kwasu

i

krzemowego, co, ja k wyżej wspomniałem, w szklanych naczyniach okazało się niemoż- liwem.

Jednocześnie z Sachsem poświęcił się i Knop wypracowaniu metody ku ltur wod­

nych i on to pierwszy d ał w 2-gim i 3-cim tomie Landw . V ersuchstationen wskazówki praktyczne co do sam ego wykonania takiej kultury. Używał jednego roztworu (a nie kilku ja k Sachs), niezważając na osad np.

fosforanu wapnia, który osiadał n a dnie, później zaś znalazł możność takiego kombi­

nowania soli, aby roztwór pozostaw ał p rzej­

rzystym przez cały czas trw ania wegetacyi.

Bardzo wiele doświadczeń z kulturam i wod- nemi robili Nobbe i Siegert, którzy specyal- nie badali znaczenie chloru dla roślin. B a ­ dania te wykazały, że rośliny, w których sok

! komórkowy nie zawiera chloru, niezdolne są

(6)

486 W SZECH SW IA T N r 31.

wydać norm alnych ziarn i owoców, gdyż po pewnym przeciągu czasu następuje degene- racy a tkan ek i życie zam iera. T e sam e re­

zultaty co do chloru otrzym ali następnie B irn er i L ucanus w swoich k u ltu rach wod­

nych owsa, koniczyny, wyki i grochu, zwłasz­

cza w strączkowych dodanie chloru do roz­

tw oru ma wpływać na zwiększenie się masy roślinnej, zupełny zaś brak chloru powoduje ju ż w początkach kwitnięcia zam ieranie roś­

lin. W iele też k u ltu r prowadzono w owym czasie w celu znalezienia optimum koncen- tracyi roztworów. Dawniejsi, ja k K nop, używali 2 pro mille (t. j. 2 g soli na litr wody dystylowanej), potem jed n ak W ollf, W a g n er i N obbe wyhodowali norm alne rośliny (ten ostatni kilkunastoletnie drzew ka n a wystawie w H alli w 1881 r.) w roztw orach o daleko mniejszej koncentracyi, wszyscy jed n ak uw a­

żają '/ 4 pro mille za minimum a ± 5 za ma- ximum. Ciekawe są też bad an ia N obbego i W ollfa nad możliwością zastępow ania je d ­ nych pierwiastków przez drugie. T a k np.

próbowano zam iast potasu dawać roślinom cez, rubid i lityn, zam iast żelaza—m angan, fosfor zastępow ać krzem em lub borem, wa­

pień—barytem , m agnez— cynkiem, wszystkie te jed n ak próby wydały dotychczas tylko ujem ne rezultaty.

D użo pracy kosztowało wyjaśnienie, w j a ­ kiej postaci roślina asym iluje azot z substra- tu (oczywiście robione były doświadczenia z niestrączkow eini): czy w formie kwasu j azotnego czy w postaci am oniaku; ostatecz­

nie kwestya t a co do niektórych punktów i dotychczas nie je s t rozstrzygnięta. N ad tem pracowali głównie G ustaw K iihn, W a g ­ n er i E . Wollf; z ich k u ltu r się okazało, że n a początku wegetacyi rośliny, które o trzy ­ mały sole kwasu azotnego były słabsze od tych, którym azot był podany w postaci soli amonowych, później zaś silniejszemi się s ta ­ w ały pierwsze. W każdym razie k u ltu ry roślin w roztw orach wodnych dowiodły, że I am oniak nie je s t w stanie wydać norm alnej rośliny i że przynajm niej w niektórych o k re ­ sach wegetacyi je s t dla roślin nieodpowiedni.

Skreśliwszy pokrótce stopniowy rozwój me­

tody kultur wodnych i ważniejsze doświad­

czenia, które przysporzyły tyle danych fizyo­

logii roślin, przypatrzm y się bliżej p rak ty cz­

nej stronie wykonania takiej kultury. D la kiełkowania k ład ą się ziarna do wilgotnych trocin drzewnych lub do chemicznie czystego piasku kwarcowego, albo też na dno naczynia płaskiego, w które się nalewa tyle wody dy­

stylowanej, aby ziarna niezupełnie były wodą zalane. Z bytek, ja k również b ra k wody działa już w bardzo krótkim przeciągu czasu ujemnie n a kiełkowanie, należy więc co parę godzin stan wody sprawdzać. Jeżeli tem pe­

r a tu r a w pokoju je s t dostatecznie wysoka, ju ż n az aju trz u niektórych ziarn ukazują się korzonki; rośliny należy w takich naczy­

niach tak długo trzym ać, aby korzenie do- sięgły paru centym etrów, co przy sprzyja­

jących okolicznościach już po tygodniu n a ­ stępuje, wtedy się wsadza roślinki do spe- cyalnych dużych szklanek, dość wysokich, aby się korzenie swobodnie rozwijać mogły i przykrytych blaszaną lub szklaną pokrywą.

W tej ostatniej robią się otwory, roślinkę wsadza się do przedziurawionego korka i umocowuje się j ą zapomocą waty, poczem korek wraz z rośliną wsadza się w otwór pokrywki, ta k jednak, aby tylko korzonki dosięgły do roztw oru, znajdującego się w szklance, zaś samo ziarno było nad wodą, należy więc szklankę nie do samego wierzchu napełniać roztworem. K orzenie m uszą się przytem znajdować w ciemności, co się osię- g a przez obwinięcie naczynia ze spodu i bo­

ków czarnem suknem lub oklejenie czarnym papierem . D ziałanie św iatła na korzenie sprzyja rozwijaniu się na nich zielonych wo­

dorostów (A lgae), a i bezpośrednio źle wpły­

wa na rozgałęzianie się korzeni. Doświad­

czenia Nobbego (Landw. Y ersuchstationen 1867) wykazały, że przy oświetleniu korzeni objawy są analogiczne z temi, które zauw a­

żyć się d ają przy zbyt m ałej koncentracyi roztw oró w : korzenie się nie rozgałęziają, lecz rosną w długość i cała roślina je s t mniej bujną.

Co dotyczy ilości roztw oru, to ta , oczy­

wiście, zależy od stopnia koncentracyi roz­

tworów, za minimum należy jed n ak uważać 200 cm,3 na każdą roślinę, zwykle jed n ak liczy się n a każdą niemniej jak pół litra roztw oru.

Ten ostatni przygotow uje się na początku doświadczenia w sto lub kilkaset razy więk­

szej koncentracyi, ta k aby go starczyło na

cały czas trw a n ia wegetacyi, a później się

(7)

N r 31. WSZECHSW IAT 487 odpowiednio rozcieńcza. W . K nop po d ał

w 1884 r. (w Landw . Y ersuchstationen) r e ­ ceptę n a taki roztw ór przez jeg o wieloletnią w tym względzie praktykę wypróbowaną i obecnie jak o „normalny roztw ór K n o p a”

używany. Przygotow ując taki zapas skon­

centrowanego roztw oru niepodobna rozpusz­

czać siarczanu m agnezu wraz z innemi so­

lami, gdyż ten ostatni z solami wapnia od- razu dałby osad gipsu; należy więc mieć dwa roztwory :

1. Roztwór

205 g M g S 0 4 = 33,33Mg + 66,67 S 0 3 (albo 100.9 bezwodnej soli) w 3,5 litrach wo­

dy dystylowanej.

2. Roztwór trzech nast. soli, też w 3,5 l wody :

400 q azotanu wapnia

= 136,58CaO + 263,42N20 5 100 q azotanu potasu

= 46,58K 20 + 53,42N20 5 100 q (kwaśnej soli) fosforanu potasu

= 34,63K »0 + 52,22Pa0 5 + 13,15H0O (K H 3P 0 4) .

Jeżeli więc do tego drugiego roztw oru do­

liczymy 100 g siarczanu magnezu, to otrzy­

mamy roztw ór 700 g bezwodnych soli w 3,5 l wody czyli 200 g soli w jednym litrze, mamy więc roztw ór o koncentracyi 20U/iooo i by otrzym ać zalecaną przez K nopa koncentra- cyą 2/iooo dolewamy do tego roztworu 99 l wody, albo na każdy litr bierzemy 5 cm3 tego skoncentrowanego roztw oru; w taki sposób otrzym any litr roztw oru zawiera :

0,0377 wody krystalizacyi 0,2320 potasu

0,3903 wapnia 0,0952 magnezu 0,7552

0,1491 kwasu fosfornego znajdującego się w wziętych solach 0,1905 kwasu siarczanego „

0,9052 kwasu azotnego „ 1,2448

0,7552 4- 1,2448 = 2,000 g na 1 l roztworu.

Oprócz tego, aby zapobiedz osadzaniu się fosforanów, Knop proponuje dolewać do roz­

tworu połowę tej ilości kwasu fosfornego

ja k a się znajduje w użytym do roztworu fosforanie potasu. W tym stopniu kwaśny roztwór rozpuszcza sole kwasu fosfornego i fosforan żelaza w dostatecznej ilości, aby zapobiedz chlorozie. (Ż elaza w ystarczają mi­

nimalne ilości i dlatego nie zostało uwzględ­

nione przy obrachowywaniu koncentracyi).

W danym więc razie do owych 3,6 l skoncen­

trowanego roztworu należy dodać 7,46 g kw.

fosfornego.

Ponieważ korzenie m ają własność zobo­

jętn ian ia roztworów, a z czasem robią je naw et zasadowemi, przeto należy, aby tem u zapobiedz, często sprawdzać reakcyą roztwo­

rów i dolewać kwasu. Z am iast tego ogólnie zalecana je st częsta zm iana roztworów. Sachs w swoich odczytach o fizyologii roślin (1 88 2r ) radzi korzonki od czasu do czasu na parę dni zanurzać do wody dystylowanej, albo do roztworu gipsu, m a to wywierać bardzo do­

datni wpływ na wegetacyą; objaw ten tłu ­ maczy on dyfuzyą : roślina posiadając tylko w małym stopniu własność ilościowego wy­

boru przy procesie asymilacyi, przyjm uje często z su bstratu w zbyt dla niej wielkiej ilości to, czego wcale nie potrzebuje (zatru ­ cia roślin cynkiem, arsenem i t. d.) albo, co jej, ja k np. żelazo, w minimalnych ilościach je st już wystarczającem , m a więc możność przez ową dyfuzyą zmienić skład chemiczny krążących w niej soków w sposób bardziej odpowiedni dla siebie.

M etoda k u ltu r wodnych znacznie się od czasu jej wynalezienia udoskonaliła i obecnie się jeszcze doskonali; k u ltu ra wodna zmusza jedn ak roślinę ziemną do rośnięcia w wa­

runkach tak odmiennych od tych, które po­

siada roślina żyjąca w ziemi, że przy zacho­

wywaniu najściślejszem wszystkich znanych dotychczas przepisów nie zawsze się u daje otrzym ać norm alne rośliny. Po części wpły­

wa tu ujemnie urządzenie oranżeryi i cie­

plarni, w których te kultury muszą być pro­

wadzone, zadużo w nich ciepła (w upalne dni), powietrze je s t za suche, w skutek teg o zbyt silna transp iracya i ogromny procent popiołu w roślinach (zwykle ± 2 razy więk­

szy niż w roślinach wyrosłych n a polu). W o­

da jest też wskutek swej małej zawartości powietrza mniej dla roślin odpowiednim sub- stratem , niż ziemia; w normalnych w arun­

kach, ja k wiadomo, rośliny nietylko z wody.

(8)

488 W SZECH SW IA T. N r 31.

znajdującej się w gruncie i zawsze zaw iera­

jącej w roztworze pewne ilości potrzebnych jej soli, lecz i bezpośrednio zapomocą wy­

dzielającego się z korzeni dwutlenku węgla z trudno nawet rozpuszczalnych cząsteczek ziemi czerpią swe pożywienie; częściowo zaś już zwykle i roślinom nieprzydatne sole absorbuje próchnica i niedopuszcza do zbyt silnego koncentrow ania się roztworów około korzonków, a utleniając am oniak przepro­

w adza absorbowane przez n ią sole w łatw o rozpuszczalne i roślinom dostępne azotany.

Podziwu więc godnem jest, że wyżej wspom- nieni fizyologowie przy tem mnóstwie n a ­ stręczających się trudności doszli do tak wielkiej w tem wprawy, że kultury wodne obecnie są jed n ą z niezbędnych metod nauki.

Bez nich bowiem wiele kwestyj w procesie odżywiania się roślin dotychczas rozstrzyg- niętemi byćby nie m ogły : woda dystylowa- n a ja k o chemicznie czysta je s t dla ścisłych doświadczeń najodpowiedniejszą, je s t je d y ­ nym substratem niezawierającym krzem ionki i daje możność łatw ego i dokładnego skon­

statow ania ilości i jakości pozostałych po skończonej wegetacyi soli w roztworze.

Witold Święcicki.

0 drugorzędnych różnicach płciowych.

N a jednem z ostatnich posiedzeń ogólnych niemieckiego stowarzyszenia antropologicz­

nego znakomity anatom berliński W aldeyer poruszył te m a t pod wielu względami wysoce interesujący. Omówiwszy na wstępie zn a­

czenie wyróżnicowania się płci w świecie zwierzęcym, obszerniej mówca rozw inął punkty dotyczące różnic cielesnych pomiędzy mężczyzną a kobietą. P o sta rajm y się tr e ­ ściwie poznać tę część zajm ującego w ykładu.

Od czasów J a n a H u n te ra dzielimy cechy płciowe na pierw otne i w tórne, albo raczej na pierw szorzędne i drugorzędne. Z nam io­

na pierw szorzędne to te, k tóre w bezpośred­

nim pozostają związku z rozm nażaniem się gatunku. Co do drugorzędnych, to w praw ­ dzie trud no je scharakteryzow ać w niewielu

słowach, lecz powiedzieć można, że sąto ce­

chy różniące mężczyznę od kobiety, a nie­

zależne od właściwych zadań płciowych, jak np przeciętnie wyższy wzrost lub niższy ton głosu mężczyzny. Tylko o tych ostatnich własnościach będzie tu mowa, one bowiem stanowią główną podstaw ę do rozważań o znaczeniu społecznem różnic płciowych;

o tych też drugorzędnych różnicach płcio­

wych stosunkowo mniej ogólnie wiadomo.

Jed n a z najbardziej uderzających różnic mieści się w długości ciała. Różnica ta występuje już przy urodzeniu. Z tablic ze­

stawionych przez Y ierordta okazuje się, wedle pomiarów dokonanych na dużej liczbie noworodków w rozm aitych państw ach euro­

pejskich, że nowonarodzeni chłopcy prze­

ciętnie dłużsi są od dziewcząt o 0,5 do 1 cm.

T a sam a różnica występuje także w wyka­

zach, zebranych przez stowarzyszenia b ry ­ tyjskie u dzieci w Szkocyi i Anglii. D la t. zw. ludów pierwotnych brak nam jeszcze dotąd niestety dokładnych danych.

T a różnica u noworodków nie je st znacz­

ną, lecz zgodna jest z ogólnym faktem , że różnica w długości pomiędzy płciam i tem je s t mniejsza, im wzrost wogóle je s t m niej­

szy. T ak więc u buszmanów Gr. F ritsc h znalazł jednakowy wzrost u mężczyzn i ko­

biet, mianowicie przeciętnie 144 cm. M ałą tylko różnicę obserwowano u plem ienia A kka w A fryce środkowej, o ils wnosić można z nielicznych dotychczasowych pomiarów.

Do ras nizkich należą także anamici, ja k ­ kolwiek już znacznie przewyższają tam te.

M ondiere określił u nich przeciętną długość dla mężczyzn dorosłych powyżej 35 la t na 1,589 m, dla kobiet tegoż wieku na 1,512 m;

mamy więc tu taj już różnicę 7,7 cm. Liczne pom iary ras wyższych wykazują średnią róż­

nicę wzrostu pomiędzy mężczyzną a kobietą

| o 10 do 12 cm. Co zaś dotyczy ludów pier- j wotnych o wzroście wysokim, wątpliwem jest, czy wypadną tu inne różnice. O ludach bo­

wiem brazylijskich, obecnie żyjących w kul­

turze wieku kamiennego, K . von den S teiner donosi, że różnica wzrostu na korzyść męż­

czyzn (przy przeciętnej długości 162 cm) wynosi 10,5 cm. Różnica ta pozostaje w zu­

pełnej zgodności z tą przeciętną, jakiej oczekiwać należy dla takiego wzrostu w e­

d łu g obliczeń średnich T opinarda.

(9)

Nr 31. W SZECHSW IAT 489 W stosunku do wyższego wzrostu dują się

także i w innych proporeyach stwierdzić znaczniejsze wymiary ciała męskiego : szero­

kość ram ion, długość i obwód rą k i nóg aż do najdrobniejszych ich części, obwód tu ­ łowia. Tylko dolna część tułow ia kobiecego je st przeciętnie dłuższa i biodra są szersze niż u mężczyzny. Różnica wszakże nie wy­

nosi wiele, około 1 do 2 cm; choć przy m a­

łym wzroście kobiety występuje to bardzo wyraźnie.

Ciężar ciała męskiego przeciętnie znacz­

niejszy je st od kobiecego : o tem ogólnie wia­

domo. K ilka cyfr jed n ak w arto zanotować.

D la E uropy środkowej można, według tablic Y ierordta, przyjąć przeciętny ciężar nowo­

narodzonych chłopców na 3 333 g, dziewcząt na 3 200 <7; różnica zatem wynosi 133 g.

W zrasta ona aż do 10 kg u dorosłych, albo­

wiem średni ciężar kobiety przyjąć trzeba za 55 kg, a mężczyzny za 65 kg.

W ażnem wszakże jest to, n a które tkanki ciała przypadają główne części w wadze.

Dursy. obliczył dla świeżego szkieletu silne­

go, 42 letniego, wzrostu 172 cm mężczyzny wagę 9814 g, dla kobiety średniego wzrostu 5 866 g. Bischoff określił ciężar szkieletu męskiego (silnego, zdrowego, 33-letniego mężczyzny wagi 6 9 ,6 % ) na 11080gr, ko­

biecego zaś (22-letnia, zdrowa, tęg a kobieta, wzrost 159 cm, ciężar 55,4 kg) na 8 390 <7.

U m łodzieńca 16-letniego, wagi 35,5 kg cię­

żar szkieletu wynosił 8436 g. U owego starszego mężczyzny ciężar szkieletu wyno­

sił zatem przeszło szóstą część całkowitego ciężaru ciała, u 16-letniego nieco więcej niż czw artą część, a u kobiety zaledwie siódmą. N a 100 zatem części masy ciała w pierwszym z powyższych przypadków wy­

pada 15,9 szkieletu i 51,8 mięśni; w drugim 15,6 szkieletu i 44,2 mięśni, a w trzecim (ko­

bieta) 15,1 szkieletu i 35,8 mięśni. U pierw­

szego mężczyzny na 100 części ciała określo­

no masę tłuszczu na 18,2, u drugiego na 13,9, a u kobiety na 100 części ciała tłu s z ­ czu przypadło 28,2.

W edług oznaczeń i obliczeń Theilego, do­

konanych na większej liczbie mężczyzn i ko­

biet, wynika, że całkowita m uskulatura do- | rosłej, silnie zbudowanej kobiety nie dosięga j trzeciej części ciężaru ciała, gdy tymczasem u dorosłego, silnego mężczyzny przeciętnie |

wynosi przeszło jedn ę trzecią. In teresująca je st okoliczność, że mięśnie nóg u mężczyzny i kobiety jednakow ą stanowią część całkow i’

tej muskulatury, zaś mięśnie ramion i rąk u mężczyzn stanowczą m ają przewagę p ro ­ centową, u kobiet zato znów przeważa mu­

sku latura języka. Ważnym również jest fakt, że w rzadkich zresztą wogale przy p ad ­ kach bliźniąt różnej płci chłopcy przeważnie silniej są rozwinięci, choć płody znajdowały się w jednakowych warunkach. Theile przy ­ tacza przypadek, w którym bliźnięta były jednakowo dobrze rozwinięte. Chłopiec wa­

żył 3 668 g, przy długości ciała 541 mm;

dziewczynka 2 523,2 g przy długości 505 mm.

P ozostałe organy, które pod względem masy były badane przez Bischoffa, nie wykazują większych różnic u obudwu płci; o mózgu zaś będzie mowa niżej.

Jakkolwiek pomiary te dokonane są do­

piero w bardzo stosunkowo niedużej liczbie, jednakże do takiego stopnia zgadzają się one z innemi właściwościami ciała męskiego i ko­

biecego, że należy przypuszczać, źe przy większej liczbie spostrzeżeń przeciętne dane również nie wypadną inaczej. Można zatem powiedzieć, że ciało mężczyzny w wyższym stopniu niż kobiety rozwija się na machinę roboczą, gdyż zwłaszcza szkielet i porusza­

jąca go m uskulatura znakomicie się w yra­

biają. W iększe natom iast skupienie tkanki tłuszczowej, sprawiające, że ciało kobiece ma j formy miękkie, bardziej zaokrąglone, b a r­

dziej przeszkadza niż sprzyja wyzwalaniu i się siły ze strony układu mięśniowego.

Co do kończyn dolnych, widzieliśmy, że pod względem m uskulatury obiedwie płci są sobie równe; inna wszakże zachodzi różnica na korzyść mężczyzny w większej długości uda przy mniejszym tegoż obwodzie, zwłasz­

cza z końca biodrowego, a również w po ło ­ żeniu uda względem miednicy. Z powodu większej szerokości miednicy kobiecej uda są tu bardziej od siebie oddalone niż u męż­

czyzny; że zaś u kolan uda znów się do siebie zbliżają, przeto u kobiety m ają położenie

| bardziej skośne. Wszystko to ma wpływ na chód, a zwłaszcza wyraźnie występuje przy biegu, w czem mężczyzna ma przewagę nad kobietą. Istotnie więc urządzenie mecha­

niczne ciała męskiego, co dotyczy spraw no­

ści i szybkości ruchów, stanowczo doskonal-

(10)

490 W SZECH ŚW IA T. N r 31.

sze je st od kobiecego. I pod tym względem zmiana w wychowaniu kobiet, mianowicie większe uwzględnienie ćwiczeń cielesnych, bynajm niej nic zmienić nie może. P rz e c ię t­

nie mężczyzna przy jednakow ych ćwiczeniach cielesnych będzie zawsze silniejszy i sp raw ­ niejszy.

M iednica kobieca, ja k wiadomo, je s t ob­

szerniejsza, zwłaszcza w średnicy poprzecz­

nej, w szerokości, je st n adto niższa, a przedni jej łuk kostny bardziej niż u męskiej je s t rozw arty. T e różnice w pewnym stopniu występują już u noworodków, ja k tego do­

wodzą b ad an ia Jiirg e n sa i Romitiego. Lecz właściwie należy je już zaliczać do szeregu różnic płciowych pierwszorzędnych. Od k ształtu miednicy i nieco mocniejszego skrzywienia lędźwiowej części kręgosłupa zależy owa znana okoliczność, że n a tu ra ln a postaw a kobiety nieco je s t ku przodowi przechylona.

P rócz znanych ogólnie różnic w długości i wąskości ręki i nogi, wspomnieć wypada, że, ja k tego dowiedli E ck e r i M ontegazza, u kobiet częściej palec wskazujący dłuższy je st od obrączkowego; zaś wręcz przeciwnie je s t u mężczyzn, którzy w tym względzie zbliżają się do murzynów i m ałp antropoi- dalnych; stąd ręka kobieca ma k sz ta łt smuklejszy, delikatniejszy. P alu ch kobiecy zwykle je s t krótszy zarówno u ręk i ja k u nogi.

W ogóle nie je st trudno wśród czaszek rasy t. zw. kaukaskiej odróżnić męskie od kobiecych. D la czaszek kobiet niemieckich E ck e r podaje następujące cechy : nieznaczna wysokość, spłaszczenie okolicy ciemieniowej, bardziej pionowo ustawione czoło, a stąd większy k ą t w przejściu pomiędzy czołem i ciemieniem z jednej strony a ciemieniem i okolicą potylicową z drugiej. R . Virchow p o d a je : mniejszą wielkość i pojemność, ukształtow anie przedniej części głowy (p o ­ dobnie ja k E ck e r) i większą delikatność kości, przyczem kładzie nacisk na to, że u t. zw. „dzikich” plemion potrzeba dużej oględności przy wydawaniu sądu o ch a rak ­ terze płciowym czaszek. N ależy wszakże przypuszczać, że nie tyle tu idzie o stopień kultury danego plemienia, ile o to, czy mamy do czynienia z czaszkami o przeciętnie dużej czy m ałej pojemności. G dy bowiem okazuje

się wogóle bez w yjątku, że czaszki kobiece mniejsze są, i w obwodzie i w pojemności, a różnice te u osobników zdrowych nie scho­

dzą poniżej pewnej granicy, przeto różnice wypaść m uszą tem mniejsze, im m niejszą je st wogóle m iara przeciętna czaszki danego plemienia.

M niejszą pojemność jam y czaszkowej u ko­

biet stwierdzili badacze dla wszystkich n a­

rodów, które dotychczas w tym kierunku były obserwowane. Yirchow dzieli czaszki co do pojemności na trzy g r u p y : powyżej ] 600 cm3, od 1200 do 1600, i poniżej 1200 , Porów najm y naprzód niektóre ludy p ie r­

wotne. W eddahowie na Ceylonie są wogóle ludźmi m ałym i o m ałych głowach. P ojem ­ ność czaszkową określono u mężczyzn na 1 336 cm3, u kobiet na 1201. Innym mało- głowym ludem są goajirowie w W enezueli.

T u ta j Virchow u mężczyzn znalazł pojem ­ ności czaszki 1390, u kobiet 1 0 8 ' przecięt­

nie. Znaczną pojemność w ykazują czaszki mieszkańców Ziem i O gnistej, u których De- niker oznaczył przeciętnie u mężczyzn 1641 cm3, u kobiet 1337. T ablica Topi- n a rd a podaje jak o średnią z 347 europej­

skich czaszek męskich 1 560 cm3, a z 232 kobiecych 1375, a więc różnicę około 200 cm3. Z pomiarów nad 83 męskiemi czaszkami murzynów afrykańskich otrzym a­

no pojemność średnią 1 405 cm3, z 32 kobie­

cych 1250, a zatem różnicę około 150.

Czterdzieści cztery czaszki męskie z o k re­

su kam iennego miały średnią pojemność 1600 cm3, a 28 kobiecych z tej samej epoki 1410, w ypada tu więc t a sam a różnica jak i u murzynów.

Co do innych właściwości czaszki wymienić jeszcze n ależ y : silniejsze występowanie t. zw.

głabelli i kostnych łuków brwiowych u m ęż­

czyzn, a również większą objętość zatok czo­

łowych i wydatniejsze m iejsca przyczepu mięśni, natom iast u kobiet znaczniejsze wy- puklenie guzów czołowych i ciemieniowych.

Te różnice H Ellis uw aża za najstalsze.

M niejsza pojemność czaszki kobiecej pozo­

staje w bezpośrednim związku z mniejszą objętością i mniejszym ciężarem mózgu.

Liczne badania Bischoffa, M anouyriera,

T o p in ard a i in. wykazały, że za przeciętny

ciężar mózgu męskiego w E uropie środkowej

przyjąć m ożna 1 372 g, kobiecego zaś 1 231 g,

(11)

N r 31. W SZECHSW IAT. 491 różnica wynosiłaby więc 141 g. T opinard

z n a la z ł: dla mężczyzn 1 400 g, dla kobiet 1 250; M anouvrier 1 353 i 1 225. U nowo­

rodków różnica ta je s t mniejsza, wynosi mianowicie, według Mięsa, 10 g na korzyść chłopców.

Jeżeli wziąć stosunek całkowitego ciężaru ciała do ciężaru mózgu, to wynika, zwłasz­

cza z badań Bischoffa, że je s t m ała różnica na korzyść kobiety, t. j. w stosunku do ca­

łego ciała kobieta m a mózg cięższy. Lecz znów według nowszych badań M ięsa nad noworodkami ma się dziać przeciwnie. B y­

najmniej twierdzić nie można, ażeby tego rodzaju obliczenia były zupełnie bez znacze­

nia; jednakże stanowczo nie pozw alają one n a wyprowadzanie jakichkolw iek pewnych

j

wniosków, dotyczących własności umysło­

wych mężczyzn i kobiet. To wszystko, co i dotychczas wiemy o tych sprawach, to zaled­

wie drobne początki, uspraw iedliw iające ty l­

ko dalsze na tem polu poszukiwania.

Z ajm ującą wysoce je st okoliczność, na k tó rą zwrócili uwagę R iidinger i uczeń jego P asset, mianowicie że u nowonarodzonych chłopców i dziewcząt istnieją już wyraźne różnice w ukształtow aniu i rozwoju mózgu, tak że można natychm iast mózgi te odróż­

niać, nawet u bliźniąt różnych płci. W więk­

szości mózgów u płodów męskich płaty czo­

łowe nieco są szersze, wyższe i wogóle lepiej rozwinięte; w 7 i 8 m iesiącu u osobników męskich zawoje lepiej są już ukształtow ane, zwłaszcza w p łatac h ciemieniowych; cały wogóle mózg płodu męskiego przewyższa dość znacznie co do długości, szerokości i wy­

sokości mózg płodu żeńskiego takiego sam e­

go wieku.

Pom ijam y tu taj znane ogólnie różnice w uwłosieniu, w rozwoju gruczołu tarczow e­

go, który je st wogóle większy, w krtani, ser­

cu i płucach, które wogóle są mniejsze u ko­

biety niż u mężczyzny. Słówko jeszcze tylko 0 osobliwości, której w ostatnich czasach duże przypisują znaczonie, mianowicie, że mężczyzna znacznie większą posiada ilość czerwonych ciałek krwi niż kobieta i to nie dlatego tylko, że ma więcej krwi lecz 1 w jednakowej objętości. W liczbach okrąg­

łych, mężczyzna w 1 mm.3 krwi ma 5 000000 ciałek czerwonych, kobieta zaś tylko 4500000. C iężar właściwy krwi kobiecej

jest mniejszy; względne zaś ilości krwi, zdaje się, są równe u obu płci, lecz potrzeba tu jeszcze dokładniejszych badań. Ponieważ czerwone ciałka dostarczają tkankom ciała niezbędnego dla życia tlenu, zrozumiałem jest przeto, ja k wielce ważną być musi ta różnica płciowa.

M. FI.

na k ra ń c a c h w s c h o d n ic h A zyi.

(C ią g d alszy).

C h i ń c z y c y . Stajem y wobec wielkiego zagadnienia, nie już etnologicznego lub dzie­

jowego, ale wszechświatowego, odnoszącego się nie wyłącznie tylko do przeszłości, lecz bardziej do przyszłości. Dowodzą tego licz­

by następne.

N aród chiński, liczący od 325 do 350 mil.

głów, stanowi trzy piąte rasy żółtej, a prze­

szło jed nę piątą ludności ogólnej kuli ziem­

skiej, wynoszącej półtora tysiąca milionów, i równa się praw ie ludności Europy całej.

Państwo, przez ten naród stworzone, o dwa miliony kilometrów kwadratowych zajm uje więcej przestrzeni, niż jej zawiera E uropa.

A. de Q uatrefages na pniu rasy żółtej wy­

różniając cztery szczepy (sybirski, tybetański, indochiński i am erykański), w szczepie indo- chińskim ustanaw ia gałęź chińską, której na­

ród chiński je s t jedynym przedstawicielem, co jednakże nie przeszkadza mu pod wzglę­

dem etnograficznym rozpadać się na dwie grupy, północną, petczylijczyków, i p o łu d ­ niową, kantończyków '). Ilość chińczyków, fakt, że oni do najwyższego stopnia rozwoju podnieśli kulturę wschodnio-azyatycką i że są jej obecnie jedynymi przedstawicielam i istotnym i, pozwala wnosić, że wśród nich owa ku ltu ra pow stała i że oni byli zaw­

sze najgłówniejszymi jej przedstawicielami.

„Z ogniska owej kultury—pisze Q uatrefa-

') O pus c ita tu m , str. 4 1 9 .

(12)

492 W SZECHSW IAT N r 31.

ges—wychodzący chińczycy wzrastali w licz­

bę, pochłaniając w każdym kierunku plemio­

na, k tó re się poddawały, w ypierając n a pół­

noc i wschód, południe i zachód te, które odtrącały podwójne jarzm o, polityczne i cy­

wilizacyjne. W taki więc sposób podbój całych Chin dzisiejszych przez chińczyków starożytnych przedstaw ia szczególniejsze zja­

wisko. Podbój zm ierzał nie z ukrain do środka, lecz przeciwnie szedł od środka do ukrain. Jakkolw iek odbyw ał się on wielce powoli, działał wszelako jak o mina, k tó ra wybuchając, rozrzuca daleko w kierunkach zupełnie sobie przeciwległych szczątki skał, pod którem i by ła podłożona, a te p a d a ją na g ru n ty całkowicie sobie obce. Podobnież chińczycy rozrzucili n a wszystkie strony szczątki ludów przez siebie podbitych” ').

Szczątki tych ludów pozostały dotychczas na granicach zachodnich, północnych i po łu d ­ niowych państw a chińskiego; na wschodnich zaś, docierając do brzegów oceanu Spokoj­

nego, przypierały do tych brzegów ludność dawniej tam osiadłą. N akoniec i dawniejsze i przyrzucane z Azyi środkowej ludy uległy jednem u losowi, asymilacyi ze wciąż cisnący­

mi się chińczykam i.

Od czasu, gdy żegluga m orska, wytworzo­

n a przez europejczyków, poczęła służyć chińczykom, grożą oni zalaniem A m eryce i Oceanii. Gdy zaś z czasem przywłaszczą sobie mechanizm przem ysłu europejskiego, ku czemu budzi się obecnie w nich dążność a w czem sami europejczycy s ta ją się ich mistrzam i, rozpoczynając naukę od wojsko­

wości i komunikacyi, ra s a b ia ła znajdzie w nich współzawodników, z którym i w alka, początkowo na polu ekonomicznem a n a s tę p ­ nie i politycznem stanowić może o przyszłych losach tej rasy. J a k obecnie k o rzystają już żółci chińczycy z wynalazków i odkryć b ia ­ łych europejczyków, ta k w przyszłości sko­

rzystać mogą wyłącznie dla siebie z wynisz­

czenia ludów am erykańskich i oceanijskich, dokonanego przez tych białych, a rozpoczę­

tego obecnie przez nich podboju czarnych afrykanów, i kula ziemska, nim j ą dotknie przew rót kosmiczny, przynoszący koniec jej teraźniejszej postaci, należeć będzie, twier-

') O pus c ita tu m , gtr. 4 3 0 .

! dzą pesymiści, do żółtych, jedynych przed­

stawicieli dotychczas różnobarwnej ludzkości.

C ałe to wszelako niebezpieczeństwo grozić może rasie b iałej dopiero w razie przyjęcia przez chińczyków jej kultury; powstaje więc pytanie, czy uzdolnienie rasowe pozw ala przyjąć chińczykom ową kulturę, czy dotych­

czasowa ich własna k u ltu ra usposobiła ich do przyjęcia obcej, a wyższej od swojej, co zatem idzie i co stanowi w tym przypadku istotę rzeczy do rozwijania w dalszym ciągu i w tem samem naprężeniu tej obcej?

Ponieważ wyższość kultury europejskiej, udowodniona przez wypadki dziejowe, stan obecny rasy białej n a kuli ziemskiej i jej stosunki do innych ras, nie polega wyłącznie n a wyższości technicznej, lecz głównie na tem usposobieniu, tej sile umysłowej, k tó ra tę wyższość wytworzyła i, ja k przypuszczać możemy, nadal, przynajm niej do pewnego kresu, wytwarzać nie przestanie, przeto dla współzawodniczenia skutecznego, a następnie pokonania tej rasy, nie dość jeszcze uznać za dobre wyników kultury europejskiej i przyjąć jej technikę; potrzeba przytem t e ­ go, co do wytworzenia owej techniki dopro­

wadziło i wciąż j ą rozwija, podnosi, udosko­

nala. By chińczyk został europejczykiem, francuzem lub anglikiem, przedewszystkiem potrzeba, by przestał być chińczykiem. P o ­ trzeba, by się wyrzekł tej m iłej, a zgubnej w skutkach niby odurzający narkotyk ułudy, że jego ojczyzna je s t środkiem ziemi, jego naród —jedynym , prawdziwym, rzeczywistym narodem n a świecie, przez Boga wyjątkowo umiłowanym i przez niego bezpośrednio za- pomocą syna niebios rządzonym; a losy jego k ra ju są osią, wokół której o b racają się dzieje świata. Wyrzeczenie się tej ułudy, a raczej oti’ząśnięcie się z niej, pozwoli mu zrozumieć, że w istocie rzeczy nie syn to nieba nim rządzi samowładnie, lecz pierwszy lepszy faworyt tego syna; pozwoli mu dojrzeć m arności swej nauki całej, czczości i kłam li- wości piśmiennictwa, nieudolności języka, szkodliwości system atu piśmiennego; pozwoli mu ocenić isto tn ą wartość owych sławionych egzaminów, które, prowadząc niby n a urzę­

dy, p rzytęp iają w najlepszym razie nie zaś

rozw ijają um ysł przyszłych dostojników p ań ­

stwowych, a zwykle otw ierają tylko pole do

oszustwa i szalbierstwa; pozwoli mu spo-

(13)

N r 31. WSZECHSWIAT. 4 9 3 strzedz, że powierzać bez kontroli swoje losy

istocie, której jedyną wartość stanowi sp a­

miętanie kilkuset zdań z księgi przed kilku

j

tysiącami lat, ja k sądzą, napisanej, jest co- naj mniej śmieszną a zdrożną lekkomyślno ś c ią . . . ‘). Lecz, by przestać być chińczy­

kiem, potrzeba było nie być mongołem.

U strój państwowy i urządzenia społeczne chińczyków są doskonałym przyrządem kon­

serwującym. Lecz czy konserwowanie każ­

dego tru p a lub czyichś odpadków je st rzeczą konieczną i dla porządnego biegu spraw na kuli ziemskiej potrzebną?

W alka przyszła ary ów z chińczykami może mieć jeden tylko ch a rak ter walki z owadami poczęści, poczęści zaś z nieznaną dotychczas siłą przyrody. Geniusz rasy b ia­

łej potrafi wyjść zwycięsko z walki z owada­

mi, bądź niszcząc je , bądź też czyniąc je nie- szkodliwemi dla siebie. P otrafi również z a ­ panować nad siłą przyrody, zm uszając j ą do służby sobie. Byleby tylko pozostał on sobą, nie dał się bałam ucić mistycyzmem zro zp a­

czonych lub kuglarstw em niedowarzonych umysłów.

J a p o ń c z y c y . Owe nieznane, a tylko przypuszczane pierw iastki etniczne, które na podstawie mongolizmu wytworzyły nowe je ­ go formy i typy w postaci korejczyków i chińczyków, w Jap onii d a ją się dojrzeć i dociekać. W ytw arza to specyalny interes dla etnologa. Pow ażna liczba Japończyków, do 40 milionów dochodząca, ten interes potę­

guje jeszcze.

Japonia jako kraj i państwo składa się z wysp. W yspy Japońskie stanow ią ś re d ­ nie ogniwa wielkiego łańcucha wysp, ciągn ą­

cego się równolegle do wschodnich brzegów Azyi i łączącego strefę równikową z biegu­

nową. Skrajnem i od południa ogniwami owego łańcucha będą F orm oza i Filipiny.

Z Form ozą wyspy Jap o ń sk ie łączy szereg wysepek R iu-K iu. Filipiny tylko cieśninami są oddzielofle od Borneo, przez który p rze­

chodzi równik. S krajnem i od północy ogni­

wami będą Sachalin i szereg wysepek K u- rylskich. Sachalin od lądu stałego Azyi

*) S z c z u p łe ra m y obecnej p ra c y nie p o z w a ­ lają, m i rozw inąć i u zasad n ić ty ch tw ierd zeń . S podziew am się je d n a k ż e u z u p e łn ić to w in n e j.

oddziela wąski k a n a ł T ata rsk i i jeszcze węższa ku północy cieśnina T atarska. Szereg wysepek K urylskich dotyka prawie K am ­ czatki. W taki więc sposób średnie ogniwa, trzy wyspy większe, Kiu-Siu, Hondo czyli Nipon i Jesso oraz kilkadziesiąt drobnych, stanowiące właściwą Japo nią, przez Kiu- K in sięgają Form ozy i Filipinów, przez S a ­ chalin, lądu stałego Azyi środkowej, przez K u ry le —stref północnych tejże Azyi.

Są,dzićby należało, że wyspy, z natury rzeczy stanowiąc ograniczone wodą, a więc mniej od lądowych dostępne kraje, są skaza­

ne na bezludność lub ostatecznie na jedno­

litą ludność. Tymczasem tak nie jest. Do-

j

wodzą tego w Europie wyspy Brytańskie, na których zachodnich i północnych krań- ( cach dotychczas jeszcze przechowały się

| resztki pierwotnych mieszkańców E uropy za­

chodniej—celtów, a powstały na nich naród, anglicy, wytworzył się z liczniejszych pier­

wiastków etnicznych, niż którykolwiekbądź inny naród europejski. Dowodzą tego w Azyi wyspy Japońskie.

Najdawniejszymi mieszkańcami wysp J a ­ pońskich byli ainowie, których szczątki istnie ją jeszcze dotychczas, jak to wiemy, na po­

łudniu Sachalinu, na krańcach północnych i zachodnich Jesso, a których, wraz z gilia- kami Schrenck wyróżnia wśród ludów za­

mieszkujących dolinę A m uru i wyspę S acha­

lin, jak o obcoplemiennych współczesnej lu d ­ ności tych krajów. C harakterystyczne cechy tych ainów (cera jasn a, ciemne a wielce b u j­

ne uwłosienie i w yraziste rysy twarzy) prze­

chowały się w licznych postaciach współczes­

nych Japończyków, zwłaszcza północnych.

Od południa w czasach pierwotnych przedo­

stawali się z pierwotnej swej ojczyzny, wysp Zondzkich, n a wyspy Japońskie, głównie Kiu-Siu i południowe krańce H ondu (Nip- ponu) negryci. Tych zaś charakterystyczne cechy (cera czarna, czarne a kędzierzawe włosy, wzrost mały) przechowały się w licz­

nych postaciach współczesnych mieszkańców Form ozy i wysp R,iu-Kiu, oraz w postaciach południowych japończyków.

Do tych dwu najdawniejszych a więc względnie pierwotnych żywiołów etnicznych w Japonii przyłączyły się w czasach póź­

niejszych, gdyż o tem wspominają podania

i kroniki japońskie, jeszcze dwa inne. Z lą-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Natomiast to, czego musiałaś się nauczyć w drodze zdobywania wiedzy i treningu - to umiejętności (kompetencje) twarde, czyli specyficzne, bardzo określone,

miarze względnie znacznym; natężenie ich maleje w miarę zmniejszania się gładkości powierzchni walca. N a wietrze silniejszym, natężenie zjawiska naprzód rośnie,

je zwierciadło, ogląda obserw ator przez szkło oczne z górnej części studni. Wielką niedogodnością tego teleskopu je s t to, że służyć on może tylko do

żone, ubarwienie błękitno - srebrzyste. Gdy młode osobniki porzucą powierzchnię wód i skryją się między nadbrzeżne skały, powoli zatracają cechy, które

Do najczęstszych zaliczono zaburzenia zachowania (44%), zaburzenia lękowe (42%) i tiki (26%) [...] u osób z zespołem Aspergera rozpoznaje się aż 80% innych,

Etap ten jest dosyć skomplikowany, ponieważ wymaga bardzo szczegółowej analizy konkretnego procesu spedycyjnego pod względem ryzyka związanego z innymi zdarzeniami;.. - pom

mont aż u szybko zmiennego

W ubiegłym tygodniu odbyły się pierwsze sesje rady miejskiej i rady powiatu.. Czytelnicy „G azety&#34; w ybiorą