Opłata pocztow a uiszczona ryczałtem .
WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO
.MIESiĘCZNIK P O ŚW IĘ C O N Y ZA G A D N IE N IO M KRYM INOLOGICZNYM , PE N IT E N - CJA R N Y M I K ULTURALNO -O ŚW IATO W YM ,. W Y D A W A N Y PRZEZ K A SĘ W ZAJEM -
NEJ POMOCY FU N K C JO N A R JU SZÓ W ST R A Ż Y W IĘZIEN N EJ.
Kr. 9.
W A R S Z A W A — G R U D Z I E Ń 1033. R o k I.
TreSC N u m eru s S ta n is ła w S o k o ło w s k i in sp . S . W. — N ow y Z a k ła d P o p r a w c z y w K le w a n iu . E d w a r d N e i/m a rk radca m in is te r ja ln y — W s p ó ł c z e s n a ro la l e k a r z a w w a lc e z p rz e s tę p c z o ś c i ą . K r y s ty n a W e
s t e r s k a apl. a d w . — i-szy Zja zd D e le g a t ó w O d dzia łó w „ T o w a r z y s tw a O p i e k i na d w ię ź n ia m i „ P a t r o n a t “ w W a r s z a w i e w dniach 18-— 20 l i s t o p a d a 1933 r. L eo n R o m a n o w s k i — W ę g ie rs k i p a ń s t w o w y z a k ła d p o p r a w c z y pod B u d a p e s z t e m . D. R. .1. — D awniej a dziś. O b chód 15-sto le cia N i e p o d l e g ł o ś c i ,w S z k o le dla w y ż s z y c h i n iż s z y c h fn n k c j o n a r j n s z ó w S t r a ż y W ię z ie n n e j. Z w ię z ie ń i z a k ł a d ó w w y c h o w a węzo- p o p r a w c z y c h . K ro n ik a . Z d z ia ł a ln o ś c i K asy W z a j e m n e j P o m o c y F u n k c j o n a r j u s z ó w S t r a ż y W ię z ie n n e j.
PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO N» 9
Z okazji nadchodzących Ś w iąt BOŻEGO NARODZENIA i NOWEGO ROKU Z a r z ą d K a s y i R e d a k c j a p rzesy ła w szy stk im Członkom Kasy i C zytelnikom „ P r z e g l ą d u *
S E R D E C Z N E Ż Y C Z E N I A .
Na tych terenach znajdują się trzy zakłady bez
pośrednio podległe M inisterstwu Sprawiedliwości:
Studzieniec, Głaz i Przedzielnica, ta ostatnia p rze
znaczona dla nieletnich umieszczanych tam przez sądy okręgów Sądów A pelacyjnych K rakowskiego i Lwowskiego. Na k resach zachodnich M inisterstwo Sprawiedliwości korzysta z tam tejszych dobrze urzą
dzonych Krajowych Zakładów wychowawczych
Widok lia Zamek w Klewaniu od strony północnej i wschodniej.
brze urządzonych i wzorowo prow adzonych zakła
dów popraw czych dla nieletnich. Spraw a ta jest otaczana specjalną tro ską M inisterstw a Sprawiedli
wości, w tym kierunku Departam ent Karny rozwija jaknajwięcej inicjatyw y i nie szczędzi wytężonej pracy.
O ile chodzi o województwa centralne i kresy zachodnie, to spraw a przedstaw ia się pomyślnie.
w Szubinie i Cieszynie. Natom iast na k resach wschodnich istnieje tylko jeden zakład w Wielu- cianach, niedaleko W ilna, również bezpośrednio podległy M inisterstwu.
Do szeregu zakładów' przybyw a obecnie no
wy — Zakład popraw czy w Klewaniu, położony w powiecie rów ieńskim na Wołyniu, a więc n a k re - Stanisław Sokołow ski inspektor Str. Więz.
N o w y Z a k ła d Poprawczy
w Klewaniu.
W myśl postulatów nowego K odeksu K arnego w walce z przestępczością nieletnich na pierw szy plan w ysuw a się spraw a zorganizowania sieci do-
PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO 3 sach w schodnich na terenie okręgu Sądu Apela
cyjnego Lubelski°go.
Zakład w Klewaniu został otw arty dnia 1 gru
dnia b. r. na mocy rozporządzenia M inistra S pra
wiedliwości z dnia 27 listopada b. r. (Dz. Urz. M. S.
N» 22 str. 421).
Na zakład został zaadaptow any zamek, nie
gdyś główna rezydencja Ks. Czartoryskich, założo
ny w końcu XV w. przez ks. Michała C zartory
skiego, staro stę bracław skiego. W r. 1817 część zamku przebudowano i umieszczono w nim gim- n a z :um polskie, zam knięte w r. 1831 przez Rosjan.
Około r. 1860 sprzedali Czartoryscy dobra tam tej
sze A leksandrow i II, a w dawnym ich pałacu na zamku m ieścił się później zarząd w ołyńskich apa- naźów. W r. 1915 w czasie bitw y zastał budynek zrujnow any i pozbawiony dachu i okien. Obecnie częściowo odrestaurow any mieści szkołę. Z p ier
wotnego zam ku pozostała wieloboczna baszta. Za
m ek stoi na urw isku nad Stubłem. Szczególnie m a
lowniczo przedstaw ia się on od zachodu przy wjeź- dzie do m iasta szosą od strony Łucka i Ołyki.
Otaczały go niegdyś fosy, przez które w iódł zwo
dzony most.
Dzipki usilnym staraniom M inisterstw a Spra
wiedliwości budynki zamkowe, prócz szkoły, k tó ra daw niej została już częściowo odrestaurow ana, a obecnie przeznaczona będzie na szkołę zakłado
wą, zostały odnowione i gruntow nie przerobione:
budynek adm inistracyjny, w którym mieścić się bę
dą m ieszkania dla personelu zakładu i słow ny gmach zakładowy, w którym na piętrze urządzone zostały sypialnie, a na parterze biura, szpital, ambu- latorjum , łazienki, pokój izolacyjny oraz liczne sa
le w arsztatow e. Teren zamkowy został należycie splantow any i całość doprow adzona do norm alne
go stanu i użytku.
Skom pletow any został rów nież personel n a u czycielski i wychowawczy, w ybrany z sił o peł
nych kw alifikacjach fachow ych
Obecnie czyni się staran ia o uzyskanie odpo
w iednich terenów dla ogrodnictw a i gospodarstw a rolnego, gdyż i te działy, obok nauki rzem iosł, b ę
dą w szerokiej m ierze w program ie nauczania za
wodowego uwzględnione.
Nowej, tak potrzebnej i pożytecznej placów
ce, w szyscy ci, którym spraw a w ychow ania n ielet
nich leży na sercu, życzą osiągnięcia jaknajlepszych rezultatów w ich zbożnej i odpowiedzialnej pracy.
Edw ard N eym ark radca m inisterjalny.
Współczesna rola lekarza w walce z przestępczością.
(d o k o ń c z e n ie )
Na kontynencie Europy w najszerszym zakre
sie badania antropologiczno-krym inalne były i są uskuteczniane w Belgji z inicjatyw y i pod kierun
kiem cytowanego dr. Ludwika Vervaecka. Zasłu
gują one na szczególne wyróżnienie, gdyż dopro
wadziły do przekształcenia w tym kraju podstaw represji karnej. W r. 1907 badania te zostały przez dr. V ervaecka zapoczątkowane w więzieniu w B ruk
seli; studja naukow e nad przestępcam i i częściowe
oddziaływanie na jednostki anorm alne przybierały stopniowo coraz szerszy zakres. Z jednego więzie
nia, po 4 latach, (od 1911), rozpow szechniły się i na drugie więzienie brukselskie (Forest), zaś po latach trzynastu, dekret królew ski z 30 maja 19,20 roz
szerzył zakres badań antropologiczno-krym inalnych na całokształt więziennictwa belgijskiego; w związku z tem pow stały laboratorja w w iększych w ięzie
niach (Forest i Saint-Gilleś w Brukseli, w Lowan- jum, Gandawie, Antwerpji, Liege, Namur, Mons, Bruges i M erxplas). Pom ijając niesłychanie cie
kawe szczegóły organizacji belgijskich laboratorjów antropologiczno-krym inalnych, zaznaczam, iż podej
mowane w nich studja antropologiczne nad prze
stępcam i polegają na ustalaniu czynników i genezy przestępczości, a to za pomocą lekarskich badań fizycznych i psychiatrycznych w ięźniów /oraz ankiet społeczno - pedagogicznych. Badaniom podlegają wszyscy więźniowie, skazani na k arę więzienia przez conajmniej 3 miesiące, oraz w szyscy więźniowie- recydywiści, bez względu na w ym iar kary. W yniki badań laboratoryjnych spowodowały wydanie w dniu 9 kw ietnia 1930 ustaw y o obronie społecznej.
W Niemczech badania nad przestępcam i zo
stały w prowadzone w szerokim zakresie, zwłaszcza v/ Bawarii, w związku z zastosow aniem progresyw nego system u w ykonania kary pozbawienia wol
ności. Prace nad reform ą baw arskiego więzien
nictwa są doskonale zobrazowane w specjalnem trzytomowem wydawnictwie; „Der Stufenstrafyoll- zug u.nd die krim inalbiologische U ntersuchung der G efangenen in den b^yerischen S trafanstalten”
(Miinchen. 1926, 1928, 1929). Szczegóły tych badań, zresztą bardzo ciekawych i pouczających, zwłaszcza z porównawczego punktu w idzenia, na tem m iejscu pomijamy.
Nie chcąc rozszerzać nadm iernie ram uw ag 0 badaniach antropologiczno-krym inalnych, zauw a
żamy, iż są one w prow adzane w coraz większej liczbie państw , jak we W łoszech, w Austrii, Por- tugalji, Hiszpanji, Wielkiej Brytanji, Czechosłowacji, 1 in., oczywiście w niejednakow ym zakresie. O stat
nio, na konieczność tw orzenia laboratorjów tego rodzaju zwrócono uw agę we Francji, przyczem po
seł Caujole na posiedzeniu Izby w dniu 2 lipca 1931 przedstaw ił n ad er ciekaw y re fe ra t w tej sp ra
wie, popierając w imieniu kom isji do spraw higje- ny, projekt Blacąue-Belaira w spraw ie badań nad więźniami i osobami skazanemi, oraz w sprawie utw orzenia w więzieniach aneksów psychiatrycznych i laboratorjów antropologiczno-krym inalnych („Do- cum ents parlem entaires, Chambre, A nnexe No 5416, p. 1133 — 1155“) W Polsce jesteśm y w łaśnie w obli
czu podjęcia odnośnych badań nad przestępcam i na podstawie ustalonego przez M inisterstwo Spra
wiedliwości kw estjonarjusza.
Badania antropologiczno-krym inalne dały już, jak wiadomo, poważne w yniki i doprow adziły do pow stania nietylko niesłychanie ciekawych teorji, jak np. odnośnie przestępczości bliźniąt (Lange) oraz budowy ciała i charakteru (Kretschmer), ale rów nież do bardzo poważnej ewolucji zasad walki z przestępczością, t.j. polityki krym inalnej, jak wi
dzieliśmy np. w Belgji.
Zanim tę kw estję poruszymy, w ypadałoby nad
mienić, iż wyniki badań antropologiczno-krym inal
nych służą z reguły dó ustalania zasad pedagogiki
4 PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO J* 9 więziennej w stosunku do poszczególnych osobni
ków, a więc, przedew szystkiem , do kierow ania więźniów do najodpow iedniejszych zakładów peni
tencjarnych, a także do ustalania, jakie m etody w y
chowawczo - popraw cze będą wobec nich n ajsku
teczniejsze. Dzięki tem u, rola lekarza n a terenie więzienia zm ieniła zasadniczo swój charakter. Le
karz w ięzienny przestał być organem podrzęd
nym, pow ołanym wyłącznie do przestrzegania h i
gieny pomieszczeń, b adania dobroci pożywienia dla więźniów, okazywania więźniom pomocy le
karskiej, oraz do udzielania opinji o przydatnoś
ci więźnia do tran sp o rtu , dp odbycia surowszej k ary dyscyplinarnej, ew entualnie — do zwolnienia z więzienia, w drodze przerw y kary, z uw agi na stan zdrowia. Lekarz w ięzienny stał się czynni
kiem w spółrzędnym form alnie, a nadrzędnym — m erytorycznie, w stosunku do adm inistracji wię
ziennej, gdyż w yniki jego badań nad osobą więź
nia i ustalane przez niego w skazania zaczęły odgry
wać coraz pow ażniejszą rolę w ustosunkow aniu się adm inistracji więziennej do więźnia i w oddziały
w aniu na niego. Lekarz w ięzienny sta ł się tedy rzeczoznawcą i doradcą naukow ym adm inistracji więziennej w jej działalności penitencjarnej, a więc w jej działalności najistotniejszej w zakresie wy
m iaru spraw iedliwości. Stąd też w ynikła zasada pow oływ ania lekarzy w Belgji do Komisyj admi
nistracyjnych, będących organem w spółpracy spo
łeczeństw a z adm inistracją więzienną,
Odnośnie roli lek arza w zakresie polityki k ry m inalnej należy podnieść n a w stępie pow stanie — obok k ary — środków zabezpieczających. F ak t ten ma znaczenie doniosłe, dowodzi bowiem przeko-
Dawniej a dziś.
Obecnie często słyszy się w ygłaszane zdanie, że nie należy wspominać czasów naszej niewoli.
J e s t to o ty le słuszne, że musim y tera z „po życie sięgać now e" i całą siłą tem naszem nowem życiem — żyć.
Dała nam je N iepodległość. W ięc zam iast tkwić w łzawem rozpam iętyw aniu bolesnej przesz
łości — trzeb a „z żywemi naprzód iść" i cały w y
siłek twórczej m yśli i świadom ego czynu kierow ać ku ugruntow aniu i potędze naszego odrodzonego Państw a.
Jednakże od starszego pokolenia tru d no w y
m agać całkow itego w yzbycia się rzutu m yśli wstecz do daw nych czasów, do faktów i przeżyć, któ re nie m ogą zatrzeć się w pamięci. Zwłaszcza jeśli pośre
dnio lub bezpośrednio dotyczyły osobistego udziału w pracach niepodległościow ych.
W spom nienia te m ają w sobie nieprzeżyte p ięk no. A wreszcie dość sięgnąć m yślą w tam te czasy, by na nowo uradow ać się W olną Polską i umocnić w sobie w iarę w ducha narodu, który tyle przetrw ał.
W ślad za tem rośnie w duszy cześć dla tych, którzy służyli idei Niepodległości i pracow ali w trudzie dziś może już niezrozumiałym — w okresie, gdy każdy objaw czynnego patrjotyzm u zagrażał więzieniem, w ygnaniem a naw et szubienica. ___________
nania, iż istn ieją jednostki, w stosunku do których zastosow anie k ary — ze względów ściśle indyw i
dualnych — nie jest w łaściw e, bądź nie w ystarcza.
J a k wiadomo, do środków zabezpieczających zali
czamy przedew szystkiem : a) um ieszczenie w zak ła
dzie zam kniętym dla psychicznie chorych, b) um iesz
czenie w zakładzie zam kniętym leczniczym, p rze
znaczonym dla alkoholików lub narkom anów, c) um ieszczenie w domu pracy przymusowej, d) umieszczenie w zakładzie dla niepoprawnych.
Powyższe środki zabezpieczające m ają zastosow a
nie wobec przestępców : a) uznanych za nieodpo
wiedzialnych, któ ry ch pozostaw anie na wolności grozi niebezpieczeństw em porządkow i prawnemu, b) uznanych za m ających zm niejszoną zdolność rozpoznaw ania lub kierow ania postępow aniem , któ
ry ch pozostaw anie na wolności grozi niebezpie
czeństwem porządkow i praw nem u, c) których czyn pozostaje w związku z nadużyw aniem napojów w yskokow ych lub innych środków odurzających, d) u których stw ierdzono powrót do przestępstw a, e) zawodowych, f) z naw yknienia.
Powzięcie przez sąd decyzji o zastosow aniu środka zabezpieczającego musi być poprzedzone, oczywiście, odpowiedniemi badaniam i nad prze
stępcą, badaniam i o charakterze antropologiczno- krym inalnym , o których już mówiliśmy. O ile de
cyzja o zastosow aniu środka zabezpieczającego ma być powzięta w ten sposób, iż o czasie trw ania danego środka sąd rozstrzygnie po jego rozpoczę
ciu i trw aniu przez pewien m inimalny okres, — od wyników dalszych badań antropologiczno-krym inal- nych niewątpliwie decyzja o zwolnieniu z odnośne
go zakładu będzie uzależniona.
W owych czasach podziemnej walki z zaborcą — w yrażenie „więzień niepodległościowiec" był s y nonimem bohatera.
W m iarę rozw oju ruchu niepodległościowego tych „bohaterów " było w w ięzieniach w arszaw skich coraz więcej.
Kiedy pow stała inicjatyw a roztoczenia nad nim opieki społecznej trudno dziś określić.
Zadanie to podjęły kobiety, z pomocą i w spół
działaniem tajnych organizacji niepodległościowych.
Nie było ono łatw em oczywiście m usiało być p eł
nione w ścisłem, zakonspirow anem gronie.
J a k wiadomo w 1904 r. ruch rew olucyjno-nie- podległościow y zataczał coraz szersze kręgi. W szyst- kie w ięzienia w arszaw skie były przepełnione.
Jakże trudno było w tedy podołać licznym po
trzebom! Lecz tak głębokie było w nas zrozum ie
nie niedoli więźniów i tak gorący zapał do tej służby sam arytańskiej, że żadne trudności nas nie zniechęcały.
Przeciwnie: budziły żywszą jeszcze inicjatyw ę by jak najskuteczniej podołać św iętem u zadaniu niesienia pomocy naszym bohaterom .
Grono kobiet w Kole Opieki nie było liczne.
Cichą i mało komu znaną patro natk ą i kierow nicz
k ą naszego Koła b y ła Pani Umińska, staruszka o wielkiem sercu i niepospolitej duszy.
Z Jej to, zdaje się inicjatywy, późną jesienią 1905 roku pow stała śm iała m yśl przesłania na-
Ns 9 PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO 5 W ten sposób lekarz staje się czynnikiem
funkcjonalnie korelatyw nym z sądem przy wymia
rze sprawiedliwości.
Polityka krym inalna dysponuje jednak i inne- mi środkam i zapobiegaw czem i od już omawianych, że przytoczym y np. sterylizację niektórych katego- ryj przestępców. Co do ściśle lekarskiego chara
k teru danego zabiegu niema żadnych wątpliwości.
Je st również jasne, źe zastosow anie takiego środka zabezpieczającego, jak sterylizacja przestępcy, musi być oparte na danych, pochodzących od lekarza.
Zagadnienie w alki z niektórem i czynnikami przestępczości, jak z alkoholizmem, sam obójstw a
mi, degeneracją psychiczną i fizyczną ludności, prostytucją, daje lekarzow i duże pole do pracy i nie sposób przechodzić do porządku dziennego nad rolą lekarza w tej dziedzinie.
Widzimy przeto, że w alka z przestępczością, o ile ma być trak to w ana nie jako form alność osą
dzania przestępców i wykonywania na nich k ar o ch a
rakterze ściśle odwetowym, lecz jako działalność społeczna o niesłychanej doniosłości, musi z ew o
lucją roli lekarza liczyć się nader poważnie. Z tych skrom nych uwag nasuw a się w niosek, iż lekarz powinien mieć zapew nione m iejsce przy pracy ustawodawczej w dziedzinie praw a karnego, gdyż opracow ane przy jego udziale kodeksy k arne i u sta
wy szczególne lepiej będą uw ypuklały czynniki antro- pologiczno-kryminalne. Lekarzowi należy zapewnić udział w wym iarze spraw iedliwości w sądach k a r
nych, aby pośtulatow i indyw idualizacji k ary i sto
sowania k ary nietylko słusznej, ale i celowej, t. j.
skutecznej, stało się zadość. Lekarzowi w zak re
sie w ykonania k ary pozbawienia wolności i środ
ków zabezpieczających należy zapewnić ta k i zakres praw , aby odpow iadały one jego szerokim i donio
słym obowiązkom. Lekarzowi zapewnić należy wpływ na politykę krym inalną, aby zanikały w spo
łeczeństw ie te czynniki ogólne, k tó re ułatw iają lub w yw ołują pow staw anie przestępczości.
O ile chodzi o drogę, k tó rą należy obrać, d ą
żąc do w ytkniętego celu, — nie można jej omówić w kilku słowach. Zakres zagadnienia, które stoi przed nami, je st zbyt wielki, aby kilkom a szablo- nowemi form ułkam i dał się określić. Nie w y star
czyłoby powiedzieć, aby lekarze zasiadali w komi
sjach kodyfikacyjnych, aby wchodzili w skład kom
pletów sądzących, aby obejmowali kierownicze sta
now iska w więzieniach i zakładach leczniczych 0 ch arakterze środków zabezpieczających. Należy natom iast dążyć do tego, aby w środow iskach spo
łecznych, praw niczych zwłaszcza, pow stało głębo
kie przekonanie, iż lekarz nie jest ryw alem praw nika, ani socjologa, lecz je st czynnikiem współpracy 1 postępu. _________
K rystyna W esterska apl. adw.
l-“» Zjazd Delegatów Oddziałów Towarzystwa Opieki nad Wiąźr niami „Patronat” w Warszawie.
w dniach 18— 20 listopada 1933 r.
Początek ja k zwykle był trudny, lecz nie zra
żała się nim nieliczna g arstk a ludzi o szerokich um ysłach i gorących sercach, która przed dwudzie-
szym więźniom paczek gw iazdkow ych na Boże Na
rodzenie.
Zorganizow ałyśm y zbiórkę produktów w skle
pach i pieniędzy wśród znajomych. U dała się po
nad wszelkie oczekiwanie. Ofiarność na te n cel b yła nadzwyczajna. W zruszającem było, że k ilk a zupeł
nie ubogich kobiet, które o zbiórce się dow iedziały z niewiadomego źródła przyw iozły nam datki w n a tu rze i pieniądzach. Między inne mi w pam ięci zo
stała m łoda wdowa, robotnica zakładu rękaw iczni- czego, utrzym ująca z w łasnej pracy dw oje dzieci.
Przywiozła nam 2 ruble i spory placek przez siebie upieczony — dla więźniów na gwiazdkę. Przez parę dni znosiłyśm y do m ieszkania „Babci" Umińskiej przy ulicy Widok stosy wędlin, ciasta, słodyczy, papierosów.
Cały dzień 22 grudnia od siódmej rano, do późnego wieczora, zeszedł nam na przygotow yw a
niu paczek, których ilość b y ła mniej więcej o k re śloną, dzięki zebranym wiadomościom o liczbie uwięzionych.
N azajutrz paczki m iały być rozwiezione do trzech więzień: do O chrany, do Cytadeli i na P a
wiak.
W szystkie uczestniczki naszej p racy chciały wziąć udział w tej niebezpiecznej ekspedycji. Było to niemożliwe.
Celem roztrzygnięcia tej szlachetnej ryw aliza
cji — nastąpiło losow anie. Los dostarczenia paczek do Ochrany w yciągnęła energiczna p. Anna J. Ze
spraw odania, które nam złożyła po swoim pow ro
cie, zaczerpnięte je st dalsze opowiadanie.
Zanim doń przystąpim y, należy dodać, że ów
czesne w ładze więzienne były bardzo srogie. W ła
ściwie mówiąc, zimna rozw aga w skazyw ała, źe n a
sze przedsięw zięcie graniczyło nieom al z szaleń
stwem. Ale żadna z nas o tem nie m yślała.
W szystkie byłyśm y pewne, że najtrudniej bę
dzie uzyskać pozw olenie doręczenia paczek gw iazd
kowych więźniom w Ochranie. Naczelnikiem tego więzienia b y ł wówczas książę K urakin, o którym mówiono, że je st to pijak i sadysta, który osobiście znęca się nad więźniami, w napadach pijackiego szału. O naczelnikach innych więzień były mniej, straszn e inform acje.
W dniu 23 grudnia około 10 rano w szystkie delegatki, pełne emocji, jednak bez lęku, przejęte tylko gorącem pragnieniem osiągnięcia celu, wy
jechały do więzień z paczkami, serdecznie żegnane przez „Babcię U mińską".
W chm urny ran ek grudniow y, z przed domu przy ulicy W idok kolejno, z przerw am i półgodzin- nemi, by nie zwracać uw agi policji, w yruszyły trzy dorożki z koszam i pełnem i paczek. Każdej dele
gatce tow arzyszył mężczyzna (oczywiście człowiek dobrze znany i pew ny) dla przenoszenia ciężkich koszów.
Dorożka wioząca p. J. w kilka m inut stan ęła przed ratuszem.
e
p r z e g l ą d w i ę z i e n n i c t w a p o l s k i e g osta kilku laty w ogromie bolączek ów czesnego n a szego pod obcą przem ocą życia dojrzała również i niedolę więźnia i zapragnęła mu ją uczynić lżejszą.
Zaczęło się od pracy filantropijnej, od u rząd za
nia „gw iazdki” i „św ięconego” w więzieniach w ar
szaw skich. Poznanie żywego człowieka za k ra tą i w arunków jego bytow ania odsłoniło potrzebę stw o
rzenia placówki, niosącej stałą pomoc więźniowi.
Zrazu było to niew ykonalne, gdyż obow iązujące n or
my praw ne nie dopuszczały istnienia takiej instytucji.
Dopiero w połow ie 1909 r. now opow stałe praw o 0 przedterm inow em w arunkow em zw olnieniu dało ustaw ow e podstaw y dla zrealizow ania idei p atro nackiej. W tym też roku pow stało „Tow arzystwo opieki nad uw olnionym i z w ięzień gub. W arszaw skiej”. S tatut przew idyw ał również opiekę nad rodzi
nam i więźniów. Dziętd osobistym w alorom i uzna
niu, jakiem cieszyli się u władz ro syjsk ich człon
kow ie-zało ży ciele Towarzystwa,, uzyskano zgodę na w prow adzenie p racy patronackiej i na te re n samego więzienia, a to na zasadzie, że opieka nad uwolnionym z w ięzienia winna rozpoczynać się jeszcze w okresie, gdy oubyw a on karę.
Od początku swego istnienia P atro n at zajął sta nowisko, że najlepszem i środkam i popraw y więźnia (nad ająceg o się do po p raw y ) jest zapew nienie mu należycie zorganizow anej pracy i prow adzenie akcji ośw iatow ej. W tych też kierunkach poszły starania 1 w ysiłki P atron atu, który Rozszerzając stopniowo sw ą działalność, Objął rów nież opiekę nad zesłan y
mi na Syberję. Początkowy p ro test w ładz przeciw ko ta k szerokiej in terp retacji praktycznej upraw nień P atro n atu został w sposób zręczny, m ądry i poli
tyczny obalony przezeń tw ierdzeniem , że zesłaniec
polityczny, pozostaw iony sam sobie w ciężkich w a
runkach, może się Stać rów nież niebezpieczny dla miejscow ego społeczeństw a i dopóki ono nim się nie zajm ie w należyty sposób, akcja w arszaw skiego P atro n atu je st n ad er pożyteczna rów nież dla in tere sów społeczno - państw ow ych.
O rganizacja pracy więźniów pozostaw iała w tym czasie wiele do życzenia. Więźniowie, skazani na długoletnie ciężkie więzienie, którzy przez parę pierw szych lat odbywali karę w k ajdanach na rękach i no
gach, wogóle nie mogli w tych w arunkach pracować;
inni, byli zatrudniani przez p ryw atnych przedsiębior
ców, którzy swe fab ry ki prow adzili w w ięzieniach.
Tak np. w A rsenale, przy ul. Długiej, b y ła fab ry k a fornierów , w więzieniu M o k o to w skiem -fabryka grze
bieni, guzików i piekarnie. W ięźniowie byli o wiele gorzej traktow ani przez pracodaw cę, niż wolni ro botnicy, a ponadto - źle w ynagradzani. W rezultacie p raca, która m iała mieć na nich wpływ um oralnia- jący, była raczej w yzyskiem ich sił. Nie mogąc cał
kowicie sprzeciwić się takiem u postaw ieniu spraw y, P atro n at starał się przynajm niej ścierać najbardziej bolące ostrości.
W zakresie opieki nad nieletnim i więźniami P atro n at przyczynił się do założenia dla nich szko
ły w więzieniu, a w r.1911 otw orzył w Strudze pod Radzym inem szkołę zawodową, w której chłopcy uczyli się różnych rzem iosł: tkactw a, stolarstw a, szew ctw a i ślusarstw a.
Zaw ierucha w ojenna nietylko nie przecięła akcji P atronatu, lecz jeszcze n asu n ęła mu nowe zadania:
opiekę nad polakam i - obyw atelam i austrjackim i i nie
m ieckim i - których władze rosyjskie w ysiedlały z g ra
nic b. Królestwa. Zaśw iadczenie P atron atu o lojal-
P rzed o stan ie się w głąb w ięziennego budynku było dość skom plikow aną spraw ą. M agiczna sreb r
n a m oneta, lub w ręczenie w ażniejszym osobisto
ściom w arty trzyrublow ego papierka — torow ało drogę.
N areszcie delegatce udało się dostać do p o czekalni wraz z tow arzyszem , niosącym kosz z pacz
kami.
W ielka, niska i dość ciem na sala p ełn ą była publiczności, oczekującej na widzenie się z naczel
nikiem więzienia. Wśród zgrom adzonych raz w raz przesuw ała się w ysoka postać stareg o człowieka w ciemno-zielonym m undurze.. Był to Woźny. Twarz przy stojna, lecz szara, jakby popiołem przypruszo- na i ponura. Jasn e oczy zam gióne bez w yrazu a drgające robiły w rażenie, że człowiek te n n a słu chuje jednocześnie w szystkich rozmów obecnych w celu sobie tyiao znanym . Czasem zatrzym yw ał się przed kimś, zam ieniał z nim szeptem kilka słów i znów rozpoczynał w ędrów kę po sali. ...
Można też było zaobserw ow ać dziw ne ru ch y jego rąk, zw łaszcza praw ej ręki, k tó ra często cofała się do kieszeni. R uch ten był dla w szystkich rew e
lacją, niemem objaśnieni jaki je st klucz do zała
tw ienia spraw y.
— D elegatka K oła Opieki po dsunęła się do niego i nieznacznym gestem u k azała mu rąb ek schow anego w ręk u dziesięciorublow ego papierka.
Sługus, na znak, że zrozum iał, kiw nął z uzna- niem głowa i bardzo uprzejm ie z a p y ta ło co chodzi?
„O rozmowę z panem naczelnikiem K uraki- nem. Mam do niego w ażny in teres osobisty,"
szepnęła p. J.
P rzyjrzał się bacznie różowemu papierkow i i szybkim obrotem znikł za drzwiami. Po dość długiej chwili pow rócił i stan ął zdała, jakby zu
pełnie zapom niał o poprzedniej rozmowie.
Trzeba było podejść do niego i powtórzyć prośbę. Przez kilka m inut milczał, obojętnie p a
trząc rozbieganemu oczami ponad głow ę delegatki.
Jasnem było, że się nic nie osiągnie, dopóki ła pówka nie zostanie doręczona.
Gdy dziesięciorublów ka znikła w głębiach jego kieszeni, woźny z obleśnym uśm iechem ośw iadczył, że naczelnik przyjm ie panią J. za pół godziny.
A więc trzeba było czekać. Czas się nie d łu żył, interesującem byio obserw ować tw arze obec
n y ch, przew ażnie zasnute ciężką tro sk ą, zwłaszcza starsze, siwe kobiety, zapewne m atki więźniów b u dziły współczucie. Zresztą w szyscy praw ie ze sobą rozmawiali.
Jakkolw iek był to okres, w którym należało w łasnego cienia się obawiać, znam iennym było objawem , że w poczekalniach w ięziennych pom ię
dzy czekającem i na posłuchanie zaw iązyw ała się doraźna znajom ość i m ałem i grupam i ludzie roz
mawiali ze sobą z niebezpieczną szczerością o sp ra w ach, k tó re ich tam sprow adziły.
Podobno nieraz z tej naiw ności k orzy stali sznicle. udaiac interesantów , przysłuchiw ali sie ro-
J* 9 PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO 7 ności tych ludzi w ystarczało częstokroć do pozos
taw ienia ich na miejscu.
O kupacja niem iecka brutalnie obeszła się ze szkołą P atronatu w Strudze. Odebrano lokal, chłop
ców chciano zabrać na roboty do Niemiec, trzeba więc było rozpuścić ich do domów. Stopniowo po wielu staraniach i w yjaśnieniach co do c h a ra k te ru instytucji zostawili niemcy P atro n at w spokoju, zez
w alając na kontynuow anie akcji, a naw et roztocze
nie opieki nad aresztowanym i w końcu okupacji człon
kam i P. O. W.
Idea patronacka, oparta na dwóch zasadach: p ra
cy i oświacie, m ogła być już swobodnie i szeroko k rze
w iona z chwilą odzyskania N iepodległości w Polsce Odrodzonej, zwłaszcza, że polski system więzienny został oparty na tych sam ych wysoce hum anitarnych i rozum nych podstawach.
W roku 1923 „Towarzystwo opieki nad uw ol
nionymi z więzień gub. W arszaw skiej” zmieniło swój statut, przystosow ując go do zm ienionych w arunków życia państw ow ego, i przekształciło się w obecny ogólno - polski Patronat. Idea jego rozszerza się szybko. Począw szy od r. 1924 w szybkiem tem pie w yrastają w w iększych i mniejszych m iastach oddzia
ły P atronatu lub samodzielne instytucje (Wilno, Lub
lin, Lódź, do pewnego stopnia Lwów i Poznań) o tych łam ych celach. Na dzień dzisiejszy mamy ich niem a
łą liczbę 60. Lecz—rzecz ciekaw a i sm utna—zrozu
mienie dla potrzeby istnienia i w artości patronatów okazują tylko pew ne w arstw y społeczeńsw a, styka
jące się w jakikolw iek sposób z wymiarem spraw iedli
wości; szeroki ogół je st jeszcze zupełnie obojętny i obcy tem u zagadnieniu, którego doniosłość je st tak jasna. Zdaw ałoby się, źe nakaz chrześcijańkiej mi-
zmowom, biorąc w nich udział i czerpali z tego źródła różne wiadomości na szkodę więźniów lub ich rodzin.
W pewnej chwili woźny zbliżył się do pani J.
i dysk retnie w skazał jej drzwi. Trzeba było w raz z nim przebyć szereg ciemnych ko rytarzy i pustych pokojów.
W reszcie woźny zapukał do drzwi na końcu ostatniego korytarza i wpuścił panią J. do gabinetu naczelnika.
Pierwsze w rażenie było bardzo nieprzyjem ne.
Gabinet m iał troje drzwi szczelnie obitych m ate
racami. Odrazu w yobraźnia podsunęła myśl, źe tu w łaśnie musi być katow nia więźniów i że nikt krzyków ich nie słyszy. Dziwnie przejm ująca ci
sza w tym pokoju panowała. Żaden głos z ze
w nątrz się tu nie przedostawał.
W głębi pokoju przy biurku siedział dużego w zrostu, barczysty mężczyzna, o w ielkiej głowie i dziwnie odrażającej tw arzy sino-czerwonego ko
loru.
Z pod brzydko sfałdow anego czoła nad szpe
tnie zadartym nosem, spojrzały na panią J. blade zamglone oczy, w przekrw ionych obwódkach.
Dygnitarz, nie w stając ledwo kiw nął głową, i ochrypłym głosem zapytał o co chodzi, nie pro
ponując by in teresantka usiadła.
W stęp do rozmowy nie był zachęcający. Jed nakże panią J. nie łatw o było onieśm ielić. Cel tej w izyty dodaw ał odwagi. U siadła n a krześle obok
łości bliźniego i postulaty interesu społecznego, k tó re wspólnie są źródłem akcji patronackiej, są tak w niej widoczne, a w swej istocie zrozumiałe, że żad
nego kom entarza i żadnej propagandy nie potrzebują.
Ale tak nie jest. „Proste praw dy najtrudniej trafiają do zrozum ienia, choć po pewnym czasie nie będą nasuw ać żadnych w ątpliw ości”- tłum aczył Pan Wice- M inister Sieczkowski ten dziwny stan rzeczy, w swo- jem pow italnem przemówieniu.
Potrzeba porozum ienia się oddziałów P atrona
tu b y ła oddaw na odczuwana w łonie tej organizacji.
„Poznajmy się, uzgodnijm y naszą działalność, ustal
my zasady i m etodę w spółpracy" - wołały jednocześ
nie w szystkie oddziały. Brak środków uniemożliwiał przez dłuższy czas zrealizowanie Zjazdu, lecz w resz
cie stał się on tak konieczny że oddział w arszaw ski zdecydow ał się mimo niepom yślnej konjuktury finansow ej urządzić go w tym roku choć w naj
skrom niejszych ram ach.
W dn. 18 listopada r. b. gościnnie użyczony piękny lokal Koła Adwokatów R. P. pow itał w swych m urach delegatów 35 oddziałów Patronatu. Uroczys
tość otw arcia 1 Zjazdu zaszczycili swą obecnością przedstaw iciele M inisterstwa Sprawiedliwości z Panem Wice Ministrem Sieczkowskim na czele, p rzed sta
wiciele M inisterstw a Opieki Społecznej, Sądow nic
twa, P ro k u ratu ry i Adwokatury. Udział członków i sympatyków w arszaw skiego oddziału P atronatu du
ży. Otrzymano wiele depesz pow italnych od władz organizacyj i nieobecnych na Zjeźdżie oddziałów.
Akcentując swoje istnienie, Zjazd w ysłał depesze hołdownicze do Pana Prezydenta Rzplitej, M arszał
ka Piłsudskiego, P rezesa Rady Ministrów, M inistra Sprawiedliwości i M inistra Opieki Społecznej.
biurka i uprzejm ie odpow iedziała po polsku: „P rzy
chodzę do księcia z wielką prośbą...." „P roszę mó
wić po rosyjsku" zabrzm iała ostra uwaga.
„N iestety praw ie nie znam rosyjskiego języka, odparła grzecznie p. J. Byłam wychowaną w ;śzwaj- carji. Sądzę jednak, że książę już rozumie nasz język".
„Rozumiem czy nie rozumiem, to nie pani rzecz. Proszę mówić, jaki ma pani do mnie in te
res. Nie mam czasu na długie rozmowy."
Trzeba było zebrać się na odwagę wyłusz- czenia swej p rośby do tego strasznego człowieka, który ani chw ili swego brzydkiego spojrzenia z tw a
rzy interesan tk i nie spuszczał.
Pani J. śmiało spojrzała w odrażającą twarz, mówiąc:
„Przyszłam do księcia z wielką prośbą. Chcę prosić o pozwolenie rozdania paczek gw iazdko
w ych więźniom ...
„Co? zaw ołał Kurakin — worom, miatieżnikom chce pani paczki rozdawać? Cóż to za głupota!”
„Ja nie dla złodziei przyw iozłam paczki, ale dla więźniów”.
Twarz K urakina z czerwonej stała się prawie siną. H uknął pięścią w stó ł— krzycząc:
„Jak pani śmie! do mnie, do naczelnika O chra
ny z tem przychodzić! Przeklętym buntownikom socjalistom paczki mam rozdaw ać? Zwarjo wała pani, albo pani sam a je st soejalistką. J a każę panią
aresztow ać”.... J
8 PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO Zjazd otw orzy łI Prezes Sądu Najwyższego Leon
Supiński, jako Prezes Zarządu Oddziału w arszaw skiego, szkicując historję 24-letniego życia P atrona
tu, streszczoną we w stępie niniejszego artykułu.
P raca Zjazdu rozbita została w rzeczyw istoś
ci na trzy komisje: I. Opieki nad w ięźniam i (waż
niejsze referaty: p. Z. P ete rso w a— „Program i te
chnika pracy kulturalno-ośw iatow ej w więzieniu"
p. S. Kosko — „Opieka nad rodzinam i więźniów"
i H. W iewiórska — „Praca, upraw nienia i obowiązki ku ratora w ięziennego"). III. Opieki nad nieletnim przestępcą (ważniejsze referaty: prof. Baley —
„Poradnie pedologiczne na usługach polityki k ry minalnej w stosunku do nieletnich", p. Woytowicz- G rabińska — Ewolucja polityki penitencjarnej wzglę
dem nieletnich".) i IV. K om isja dla spraw orga
nizacyjnych i technicznych P atro natu (R eferaty:
Prok. Eim er — „Komitety w ięzienne a P atronat", Sędzia Śliwowski— „Stosunek Sądu do Patronatu"
i p. Szczerbiński — „Z zagadnień ustrojow ych i tech
nicznych P atronatu".) Komisja opieki nad uw ol
nionymi z więzień, oznaczona w program ie jako 11-ga, w ogóle nie doszła do skutku, gdyż zapisani na nią delegaci chcieli wziąć rów nież udział w pra
cach I-ej Komisji. Można w tem widzieć i signum tem poris. W innym czasie stałab y się zapewnie ta Komisja osią zainteresow ań, obecnie, w czasie kryzysu i bezrobocia dyskusja nad możliwością za
trudnienia uwolnionych z w ięzień zdaw ała się być—
może naw et w podśw iadom ości —• zagadnieniem akademickiem.
W obec braku m iejsca nie możemy tu streścić w szystkich referatów , w ygłoszonych na plenum Adw. W iew iórska — „Organizacja, cele i środki
działania P atro n atu ” Dr. B ataw ia— „Przestępca po
praw ny i niepopraw ny" Dr. Dworzak— „Opieka nad uw olnionym z w ięzienia" i Radca Woytowicz-Gra- bińska — „Cela a świat") i w kom isjach. Rezolucje jed nak uchw alone przez Zjazd są odzw ierciedleniem myśli przewodniej tych referatów , umocnionej i p rze
topionej w ogniu dyskusji, i wskazują zagadnienia, który ch uregulow anie uznano za najbardziej pilne.
Ponadto zgłoszono wiele dezyderatów dla Zarządu Głównego, którego ukonstytuow anie się w W arsza
wie w osobach członków zarządu oddziału w arszaw skiego i przedstaw icieli oddziałów prow incjonal
nych uznano za rzecz konieczną i niecierpiącą zw ło
ki ze w zględu na potrzebę ujednostajnienia p racy w oddziałach.
Komisja I prow adziła swe p race pod hasłem wychowalności w iększości przestępców i potrzeby p rzystosow ania ich do życia społecznego (reada- p tatio n sociale), znajdując oparcie dla swej współ
pracy z przedstaw icielam i w ięziennictw a w reg u la
minie więziennym.
W związku z tym regulam inem uchwalono dwie rezolucje: 1. postanow iono podjąć kroki w Mi
nisterstw ie Spraw iedliwości w celu uregulow ania upraw nień kuratorów patronackich, zapew nienia im praw a inicjatyw y, naw iązyw ania stosunków z więźniami i skreślenia ostatniego punktu par. 142 reguł, w ię ź , zabraniającego kuratorom sw obodne
go kom unikowania się z więźniami śledczymi. 2. Po
stanowiono w yjednać udział conajmniej jednego członka p atronatu w kom itecie więziennym (nowe
lizacja par. 58 reg. więz.)
W zakresie pracy kulturalno-ośw iatow ej w w ię
zieniu zwrócono uw agę na znaczenie radja, przy-
„Socjalistką nie jestem ", odparła spokojnie pani J. „Gdybym nią była, nie przyszłabym do księcia z tą prośbą..."
K urakin z pasją przycisnął dzwonek.
Przez głowę delegatki błyskaw icznie przele
ciały myśli. Co robić? czy wyjść i zrezygnować z podjętego zadania? Może istotnie ją zaaresztują?
Chwila wahania. Lecz w ślad za tem zimne, mocne postanow ienie: w ytrw ać, przeczekać te n huragan złości. Cofać się nie wolno.
K urakin spojrzał n a drzwi, w których ukazał się woźny, stał, czekając na rozkazy. Lecz, że m i
nęło parę chwil i nie zostały w ydane — w ysunął się pocichu, zam ykając za sobą drzwi.
D elegatka milczała, nie odw racając oczu z tw arzy dygnitarza, który już na nią nie patrzał, tylko głośno sapał.
W reszcie spokojniejszym już głosem p rze
mówił:
„I czego pani tu siedzi? Proszę sobie iść. Ja nie chcę o niczem słyszeć. Z tak ą prośbą do mnie przychodzić! J a naczelnik więzienia..."
Pani J. łagodnie przerw ała, w obawie, że n a
stąpi nowy w ybuch złości.
„W łaśnie dlatego przyszłam prosić księcia, bo tylko książę może na to pozwolić, jeżeli zechce..."
„A ja nie chcę o niczem podob nem słyszeć.
Ale kto te paczki ośm ielił się przysłać? „zapytał już praw ie spokojnie, patrząc bacznie delegatce w oczy.
„Nikt ich riie przysłał. Ja je sama kupiłam i przywiozłam. Przecież nadchodzą doroczne św ięta”.
„No tak, m ruknął, św ięta, ale dla buntow ni
ków w więzieniu świąt niema",
„Oni są przecież ludźmi i to ludźmi młodemi.
Niech książę pom yśli przez chwilę. Młodość wiele uspraw iedliw ia. Książe ma pewno rodzinę, może książę ma synów z którem i te uroczyste dnie spę
dzi, a oni..."
„Sami sobie winni, że są buntow nikam i. Sm ar
kacze, szaleńcy, chcą walki z potężnym naszym caratem . Ot głupcy, niema co ich żałować. Zasłu
żyli na najcięższą karę. Będą niedługo już osąr dzeni za te bunty, b ędą zakuci w kajdany, w cięż
kie roboty pójdą. Skąd ta czułość pani dla nich?
a może pani sam a jest socjalistką? Jak się pani nazyw a"?
D elegatka widząc, ze rozmowa schodzi na spokojniejsze tory, śmiało odpowiedziała, patrząc Kurakinowi poważnie w oczy:
„Jak ja się nazywam , to wcale do spraw y nie należy. Jeśli książę zechce, to w parę m inut po mojem w yjściu dowie się mego nazw iska. Socja
listk ą nie jestem , bo gdybym nią była, to przecież nie przyszłabym z w łasnej woli do naczelnika ochrany. Jestem kobietą samotną, wrażliwą na ludzkie cierpienie. Święta mieć będą niewesołe.
Nie znam osobiście żadnego z więźniów, ale p ra gnęłam im przynieść trochę radości, bo pni są
PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO 9 czem postanow iono zwrócić Się do D yrekcji „Pol
skiego R adja“ o stw orzenie stałych audycyj dla więź
niów dw a razy w tygodniu, po uprzedniem u stale
niu z naczelnikam i więzień najdogodniejszej godzi
ny dla tych audycyj.
Dobra bibljoteka w więzieniu b yła szczególną tro sk ą Komisji. Postanow iono pow ołać przy Zarzą
dzie Głównym stałą kom isję bibljoteczną^ której zadaniem będzie opracow anie, a następnie uzupeł
nianie, katalogu książek, nadających się do lek tu ry w więzieniu. Zalecono również oddziałom w sta
wienie stały ch pozycyj do budżetu na zakup k sią żek do bibljotek więziennych.
Postanow iono prosić M inisterstwo Spraw iedli
wości o pow iększenie ilości etatów nauczycielskich w szkołach w ięziennych tak, aby jeden nauczyciel p rzypadał najwyżej na 100 Więźniów. Jednocześnie, m ając na uw adze częściowo odrębny charakter pracy oświatowej w więzieniu i jej specjalne wa
runki, uchw alono prosić M inisterstw o o przeszko
lenie obecnego personelu nauczycielskiego, a dla ułatw ienia mu na przyszłość p racy i ujednostajnie
nia m etod nauczania — rozpocząć staran ia nad opracow aniem specjalnych podręczników szkolnych.
Zwrócono uw agę na naukę religji i etyki w w ięzieniach, pow ołując do opracow ania jej p ro gram u i m etod Komisję kapelanów więziennych.
W zakresie opieki nad rodzicam i więźniów postanow iono zacieśnić k o ntak t z M inisterstwem Opieki Społecznej i Samorządami, k tó re w pierw szym rzędzie pow ołane są do niesienia im pomo
cy. Uchwalono dążyć do zakład ania w całym k ra
ju specjalnych zakładów w ychow awczych i żłob
ków dla dzieci więźniów, pozostających bez opie-
sm utni i osam otnieni, zdała od rodzin. To nie jest czułość, a tylko Współczucie dla nich. Dlatego przyszłam do księcia z tą prośbą. Ale jeśli książę tych paczek doręczyć im nie pozwala, to już sobie pójdę..."
K urakin dłuższą chwilę milczał. Spuścił g ło wę, bębnił palcami po biurku i po nam yśle rzekł:
„No! niech pani jeszcze nie odchodzi". A po
tem jakby do siebie ciszej: „Ot, kobiety n ik t jeszcze nie przegadał. Nakrzyczałem na nią, a ona siedzi, nie zlękła się. I gada do mnie, do K urakina tak spokojnie”.
Potem znów głośno: „A gdzie te paczki?
Komu je pani tam zostaw iła?”
Nadzieja szczęśliwego zakończenia rozbłysła w uśm iechu delegatki:
„Paczki zostaw iłam w poczekalni. Pilnuje ich najęty przezem nie człowiek".
N astąpiło długie milczenie.
W yczuwało się, źe jakieś sprzeczne myśli krążą w tej nieforemnej głowie, jak by coś lepszego budziło się w dzikiem sercu i walczyło z w rodzo- nem czy może nabyłem okrucieństwem....
W reszcie K urakin w stał, zadzwonił na woźnego.
Zaledwie jego głow a w drzw iach się ukazała, grzmiącem głosem rozkazał:
„Przyprow adź tu do mnie człow ieka, który przyszedł z tą panią. Niech przyniesie paczki".
„Schowam je u siebie dodał po w yjściu woźnego bo inaczej ie rozkradną. W ieczorem sam ie rozdam.
ki, a do czasu uruchom ienia odpowiedniej ich iloś
ci uzyskać od władz przyznanie do dyspozycji P a
tro n atu pew nej ilości miejsc w zakładach już ist
niejących.
Komisja III. opieki nad nieletnim i w ydaw ała się być niezbędna na I Zjeździe Patronatu, który ta k wiele w ysiłków na tym terenie podejmuje, uw a
żając za pierwszy swój obowiązek w walce z ogól
ną przestępczością prowadzić akcję profilaktyczną i tępić zło u jego początku.
Ustawowo przew idziane sądy dla nieletnich stanow ią niezbędną podstaw ę do w ałki z przestęp czością dzieci i Komisja w yraziła życzenie, aby we w szystkich w iększych środkach m iejskich zo
stały one jaknajszybciej zorganizow ane i aby na stanow iska sędziów dla nieletnich pow oływ ano o so by, p o siad ające specjalne przygotow anie teo rety cz
ne i praktyczne.
Ważną je st kw estja zniesienia oddziałów dla nieletnich przy więzieniach, a stw orzenia schronisk zatrzym ania prew encyjnego dla nieletnich. Więzien
ny oddział dla nieletnich, bez specjalnych urządzeń i pomocy, jest niezasłużoną k a rą za czyny p rze
stępne nieletniego, za które on odpow iedzialności karnej stricto sbnsu nie może ponosić. Oddział ta ki, naw et wzorowo urządzony „szkółka" — jak mó
wią mali jej byw alcy zdziera niepotrzebnie grozę więzienia z p rzed oczu dziecka, osw ajając je z w ię
zieniem.
Komisja podkreśliła pierw szorzędną doniosłość zakładów wychowawczych specjalnych i w zoro
wych zakładów poprawczych, opartych na pedago
gice leczniczej, których istnienie jest pierw szym w arunkiem skutecznej walki z przestępczością dzieci
D elegatka zdumiona i uradow ana zerw ała się z krzesła. Ze ściśniętem w zruszeniem gard ła wy
jąkała:
„D ziękuję księciu, serdecznie dziękuję".
Twarz Naczelnika O chrany zmieniła się, coś w rodzaju uśm iechu ukazało się na jego ustach.
Całkiem już innym głosem przemówił:
„Niech ten sam człowiek, który przyniósł paczki przyjdzie tu do mnie po świętach. Będzie pani m iała dowód, że w szystkie będą rozdane w edług przeznaczenia".
Istotnie — nastąpił fak t niebywały. W prost trudno było uw ierzyć, znając ówczesne rygory, że mógł mieć miejsce.
Człowiek posłany po św iętach do O chrany przyniósł wręczony mu osobiście przez K urakina ar
kusz ze spisem w szystkich przebyw ających w Ochra
nie bojowników o N iepodległość, z ich podpisam i, stw ierdzającym i otrzym anie paczek gw iazdkowych i serdecznem w nagłów ku powinszowaniem.
N iektóre panie tw ierdziły, że podpisy są sfał
szowane. Lecz w krótce kilku mniej zaangażow a
nych w konspiracji więźniów w ypuszczono i ci oso
biście potwierdzili, że otrzym ali paczki.
D okum ent ten oczywiście został doręczony Babci Umińskiej. Co się z nim stało — niewiadomo.
Pozostałe delegatki nie osiągnęły ta k szczę
śliwego wyniku: do Cytadeli delegatki nie wpusz-
■fi.7Qn.n- lyfa PiaTTnalrii
10 PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO Zwrócono uw agę na pożyteczną działalność
i znaczenie profilaktyczne poradni pedologicznych, których organizacja i praca winny być popierane przez czynniki publiczne i społeczne. W yrażono ponadto dezyderat jaknajszybszego stw orzenia spec
jalnych stacyj obserwacyjnych, ustalających stopień rozeznania nieletniego i jego w łaściw ości psycho
fizyczne, gdyż nierzadko zdarza się, że jednorazo
wa ekspertyza psychologiczno-lekarska w sądzie nie je st w ystarczająca i nie może być podstaw ą dla zastosow ania odpow iedniego środka w ychow aw czego.
D ziałalność instytucyj społecznych opieki nad dziećmi i młodzieżą uznana została przez Komisję za nieodzow ny czynnik zw alczania przestępczości dzieci.
W reszcie uznając, że jurysdykcja k arn a w sto
sunku do nieletnich stanow i tylko fragm ent opie
kuńczej działalności sądów w stosunku do n ielet
nich. Komisja III w yraziła życzenia de lege feren- da, aby M inisterstwo Sprawiedliwości i Komisja Ko
dyfikacyjna przystąpiły do opracow ania norm praw nych dla utw orzenia ogólnych sądów dla n ielet
nich, których kom petencja obejm ow ałaby zarówno orzecznictwo karne, jak i cywilne opiekuńcze t. j.
w spraw ach rodzinnych, alim entacyjnych, nadzoru nad m ajątkiem pupilów i t. p.
Komisja IV dla spraw organizacyjnych i tech
nicznych P atro n atu m iała stosunkow o najbardziej praktyczny charak ter. Ujawniła ona wiele kw estyj, w ym agających ogólnego, jednakow ego dla w szyst
kich oddziałów, załatw ienia, co znalazło pośrednio swój wyraz w dezyderacie tej Komisji, aby n a stę p
nych prośbach u władz w ięziennych, pozostawiła paczki do rozdania u dozorców. Gzy zostały do
ręczone — nie można było sprawdzić.
W tak ich to niezmiernie trudnych w arun
kach pracow ało się przed laty. Przy maximum w ydatków , osiągało się minimum rezultatów .
Tu nasuw a się porów nanie. Obecnie czasy są ciężkie. Jednakże obyw atele Wolnej Rzeczypo
spolitej m ają pełną swobodę inicjatyw y i w ykony
w ania p racy hum anitarnej i społecznej. O ile jest pełnioną w zrozum ieniu dobra ogólnego i praw o
rządności państw ow ej, nik t nie k ręp u je dobrej wo
li w służbie obyw atelskiej.
Instytucje społeczne rozw ijają sw ą działalność w rozm aitych kierunkach, sięgając głęboko w po
trzeb y narodu i cieszą się w ydatnem poparciem W ładz Państwowych.
Jed n ą z nich je st T-wo Opieki nad W ięźnia
mi, działające n a te re n ie całego kraju, niosąc uw ię
zionym ofiarną swą p racą w dziedzinie ośw iaty i kultury, a przedew szystkiem serdecznej opieki moralnej.
Święta kościelne i narodow e są obecnie uro
czyście obchodzone w więzieniach
P odarki gwiazdkowe są rozdaw ane co roku już nie drogą konspiracyjną, lecz jawnie, wnosząc radość do cel więziennych.
Tow arzystw o Opieki nad W ięźniami, to jedna z wielu pięknych zdobyczy naszego „nowego życia".
— n ' p ______
ny Zjazd więcej czasu i m iejsca przeznaczył na te prace.
K apitalnym wnioskiem tej Komisji b y ła uchw a
ła, zatw ierdzona na plenum, by zwrócić się do m ia
rodajnych czynników z prośbą o przyznanie P atro natow i ch ara k teru instytucji w yższej użyteczności, przew idzianej D ekretem o Stow arzyszeniach. Po
stanow iono również zrewidować sta tu t P atronatu i przystosow ać go do tego D ekretu, jak rów nież do nowego kodeksu karnego i kodeksu p o stępo
w ania karnego.
Stwierdzono ogólne boryk an ie się w szystkich oddziałów z trudnościam i finansow em i. Dla ich zm niejszenia postanow iono w ystąpić do władz z wnio
skiem, aby pew ien p ro cen t z k a r pieniężnych i grzy- wień, ściągalnych w postępow aniu karno-sądo- wem i karno-adm inistracyjnem b y ł przeznaczony na cele P atronatu. Dla tego sam ego celu p o stano
wiono rozpocząć przy pomocy w szelkich d o stę p nych czynników propagandę wśród społeczeństw a, w erbując z pośród niego now ych członków P atro natu. W celach propagandow ych postanowiono urządzić co roku „Tydzień P atro n atu 1', sprzedaw ać tan ie nalepki patronackie i w prowadzić żetony dla członów P atronatu.
G ros w ydatków w szystkich oddziałów p o chłaniają koszty przesyłania zwolnionych z więzień do miejsc zam ieszkania lub pracy. Aby zreduko
wać ten nieprodukcyjny często w ypadek, p o stan o wiono wszcząć staran ia w M inisterstw ie Komuni
kacji o przyznanie bezpłatnych przejazdów uwol
nionym z więzień.
W reszcie Komisja IV w yraziła dezyderat pod adresem Prezydium Zjazdu opracow ania dla w iadom ości oddziałów przebiegu i wyników Zjaz
du, streszczenia wygłoszonych referatów lub zobo
wiązania referentów do ogłoszenia swych prac w pis- m ach fachowych.
Tak przedstaw ia się w najogólniejszym zary sie praca i rezultaty I-szego Zjazdu delegatów od
działów Patronatu. Zgodnie z jego końcow ą uchw a
łą Zjazd Główny obow iązany je st do zorganizow a
nia na jesieni roku przyszłego następnego Zjazdu z okazji XXV-Iecia istnienia Patronatu.
I-szy Zjazd naw iązał wzajemny bliski kontakt oddziałów P atronatu między sobą, wzmocnił p rze
św iadczenie o pożyteczności ich akcji, w ykazał po
trzeb ę i celowość stałej w ym iany myśli między ludźmi, pracującym i na tym samym teren ie, choć w różnym charakterze, a to dla osiągnięcia d ro g ą harm onijnej w spółpracy jaknajlepszych rezultatów .
Leon Rom anow ski.
Węgierski państwowy zakład poprawczy pod Budapesztem.
K orzystając z przebyw ania na m iędzynarodo
wym zlocie harcersk im (Jam boree) w sierpniu b. r.
w Godollo pod Budapesztem, grono instruktorów h a r
cerskich a zarazem p ed ag o g ó w — praw ników zw ie
dziło w ęgierski państw ow y zakład dla nieletnich przestępców w Ostudzie (M agyar kiralyi javitó ne- veló intezet. Aszód). Dzięki uprzejm ości d y rek to ra
N» 9 PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO 11
Wejście do Zakładu poprawczego w Ostudzie pod Budapesztem.
skończeniu 12-tu lat. — O zwolnieniu decyduje Sąd nię — świetlicę, sypialnię. Opiekun śpi w sąsied - w porozum ieniu z dyrekcją zakładu. nim pokoju. Ma połączenie telefoniczne przez cen-
Przebyw ającegb chłopca bada lekarz, d entysta, tralę w ew nętrzną z innem i służbowemi pokojami, nauczyciel i psycholog. U stalają oni jego stronę k ancelarją i t.p. Są k raty na korytarzach. Izolatek fizyczną, um ysłow ą, zdolności zawodowe i zakres pojedynczych — czternaście, n a drzw iach — k a rtk a pojęć m oralno-społecznych. Po kilku dniach prze- z nazw iskiem i ilością dni (najwyżej — do 15 dni), chodzi on do_ odpow iedniej dla niego grupy-rodzi- Kary: napom nienie, nagana, nieotrzym anie chleba, ny, kierow anej przez „szefa", o kw alifikacjach zupy, m ięsa, obiadu, tylko chleb i woda, izolatka nauczycielsko-w ychów aw czych, którem u podlegają zw ykła i ciemna, przew ażnie na czas św iąteczny, opiekunow ie (dozorcy) i — m ajstrow ie (technicy- K ar cielesnych jako system u niema. K ary wyzna- instruktorzy) z w arsztatów . Nauczyciele ci posia- cza tylko szef grupy; skargi w ychow anków na per- dają, po za ogólnęm w ykształceniem , specjalne sonel rozpatruje dyrek to r (skargi — b. rzadkie), przygotow anie na tr z y - I e tn iC h kursach z zakresu W izolatkach znajduje się ty lk o stó ł — skrzynia psychologji, psychopatologii, psychoanalizy, psy- zam ykana, w niej — potrzebny sprzęt,
cbologji wychowawczej, i t.p. N auczyciele ci nie N acisk na k ontakt z lepszym światem; częste uczą w szkole, m ają nadzór ogólny nad sw oją gru- odw iedziny poprzednich nauczycieli, opiekunów pą i niższym personelem zakładu,' poza nimi są (kuratorów ), niezepsutych ro d z ic o w i t.p. Specjalna księża dla p rak ty k religijnych w 3 kaplicach dla rozm ów nica. Opiekun przyprow adza, pozostaje, jed- wyznańi protestanckiego, katolickiego i żydowskiego, n ak nie podsłuchuje rozmowy; po odwiedzinach — _Jęgt kilka pokoi szpitalnych; chorych byw a od 7 rew izja. O ile chodzi o szkołę ogólnokształcącą i zą-
zakładu, p. Erńo N igriny i prof. K alm an Cseplo, mogliśmy w czasie dłuższym dokładnie zbadać organizację zakładu.
Zakład w Ostudzie je st najlepiej urządzonym zakładem na W ęgrzech (drugi, m niejszy znajduje się w N yiregyhaza koło D ebrecena). Je st położony na linji kolejowej H atvan-B udapest, w okolicy rów ninnej, lekko w zniesionej ku zalesionym pagórkom w dalszej perspektyw ie. Zakład znajduje się przy stacji, w pobliżu — środow isko w iejsko-ziem iańskie.
Ogólnie — im ponuje rozmiaram i, ilością budyn
ków i terenem ogrodniczo-rolniczym . Pojem ność budynków obliczona na 620 chłopców, obecnie jest 383. Podzieleni są na grupy, liczące około 30 c h ło p ców każda. Przyjm uje się na podstaw ie w yroku sądu dla nieletnich. W yroki najczęściej oznaczają roczny pobyt w zakładzie, w yrok z apelacji może ten term in skrócić. W zakładzie trzeba przebyć n aj
mniej rok przed skończeniem 21 roku życia i po
do 30, przew ażnie zapalenie płuc, dyfteryt, woda w boku, zaburzenia żołądkowe, w eneryczne; b r a k — gruźlicy. Duże boisko, sale gim nastyczne, liczny sprzęt sportow y, fachow y nauczyciel w ychow ania fizycznego. N acisk na zawody w grach.
Chłopcy chodzą w biało gran ato w y ch kitlach, pracow nicy — bez uniformów, część ubrana tak, jak chłopcy. K arność, porządek, stosunek wzajem
ny dość pow ażny i serdeczny. P ostępy w pracy i spraw owaniu się są notow ane w dzienniku zajęć przez „szefa" i dyżurujących pracow ników . Jeden dziennik na 30 chłopców (rodzina). Co 3 miesiące ustala się ogólną opinję o chłopcu i w pisuje się do specjalnych wykazów. P un k tacji niem a, kw ali
fikacje są ryczałtow ane w 3 działach: zajęciach, szkole, spraw ow aniu (stosunek do pracowników, porządek wokoło siebie i na sobie, czystość ciała, rzeczy, ubrania).
Każda grupa, poza zajęciami i szkołą, żyje własnem życiem gospodarczem ; ma w łasn ą jadał-
PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO wodową, to chłopcy uzupełniają najpierw w ykształ
cenie ogólne w zakresie 6 klas szkoły elem entar
nej, równej naszej 7-mio klas. szkole powszechnej.
N astępnie przechodzą jednocześnie w okresie 3 lat kurs zawodowy i kurs dokształcający ogólny. Je st tendencja do niewypuszczania z zakładu chłopca, k tó ry nie ukończy szkoły elem entarnej i kursu za- wodowo-dokształcającego.
tapicerski, lakierniczy, szewcki, kraw iecki, koszy
karski, przem ysłu ludow ego, kow alsko-ślusarski, introligatorski. B rak działu rolniczego i ogrodnicze
go, traktow anego jako szkoły, jednak je st duże nastaw ienie na stronę praktyczną.
W arsztaty te zachow ują koncentrację w swej pracy; w szystkie składają się na w yprodukow anie różnej kategorji wozów: od wózków dziecinnych
Oryginalne wyścigi chłopców na stadjonie.
Zakład w Ostudzie — jadalnie i sypialnie.
Uczniów w klasach około 30. Szkoła zaopa- pfZez furgony, bryczki, sanki, k arety do karo serji trzona w gabinety przedm iotowe, szczególnie z za- autom obilowych (jak w naszym Studzieńcu przed k resu fizyki, m echaniki, chemji i w sale rysunko- wojną). Uwzględniony jest dział przem ysłu ludo
we z pulpitam i i t.p. Duża ilość modeli z zakresu w ego (tkactw o, sp rzęt domowy, regjonalny).
przedm iotów zawodowych. W ychow anek, aby zrobić wóz, musi przejść W arsztaty są postaw ione na stopniu poważ- przez w iększość tych w arsztatów. W czasie tym nej szkoły zawodowej i w ytw órni n a export. znajduje lub rozw ija swe zam iłowania, aby potem Działy; stolarski (24 w arsztaty), kołodziejski, poświęcić się tem u zawodowi, k tó ry mu najbardziej