• Nie Znaleziono Wyników

Przegląd Więziennictwa Polskiego : miesięcznik poświęcony zagadnieniom kryminologicznym, penitencjarnymi kulturalno-oświatowym, wydawany przez Kasę Wzajemnej Pomocy Funkcjonariuszy Straży Więziennej. 1933, nr 9

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przegląd Więziennictwa Polskiego : miesięcznik poświęcony zagadnieniom kryminologicznym, penitencjarnymi kulturalno-oświatowym, wydawany przez Kasę Wzajemnej Pomocy Funkcjonariuszy Straży Więziennej. 1933, nr 9"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Opłata pocztow a uiszczona ryczałtem .

WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO

.

MIESiĘCZNIK P O ŚW IĘ C O N Y ZA G A D N IE N IO M KRYM INOLOGICZNYM , PE N IT E N - CJA R N Y M I K ULTURALNO -O ŚW IATO W YM ,. W Y D A W A N Y PRZEZ K A SĘ W ZAJEM -

NEJ POMOCY FU N K C JO N A R JU SZÓ W ST R A Ż Y W IĘZIEN N EJ.

Kr. 9.

W A R S Z A W A — G R U D Z I E Ń 1033. R o k I.

TreSC N u m eru s S ta n is ła w S o k o ło w s k i in sp . S . W. — N ow y Z a k ła d P o p r a w c z y w K le w a n iu . E d w a r d N e i/m a rk radca m in is te r ja ln y W s p ó ł c z e s n a ro la l e k a r z a w w a lc e z p rz e s tę p c z o ś c i ą . K r y s ty n a W e­

s t e r s k a apl. a d w . — i-szy Zja zd D e le g a t ó w O d dzia łó w „ T o w a r z y s tw a O p i e k i na d w ię ź n ia m i „ P a t r o n a t “ w W a r s z a w i e w dniach 18-— 20 l i s t o p a d a 1933 r. L eo n R o m a n o w s k i W ę g ie rs k i p a ń s t w o w y z a k ła d p o p r a w c z y pod B u d a p e s z t e m . D. R. .1. — D awniej a dziś. O b chód 15-sto le cia N i e p o d l e g ł o ś c i ,w S z k o ­ le dla w y ż s z y c h i n iż s z y c h fn n k c j o n a r j n s z ó w S t r a ż y W ię z ie n n e j. Z w ię z ie ń i z a k ł a d ó w w y c h o w a węzo- p o p r a w c z y c h . K ro n ik a . Z d z ia ł a ln o ś c i K asy W z a j e m n e j P o m o c y F u n k c j o n a r j u s z ó w S t r a ż y W ię z ie n n e j.

(2)

PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO N» 9

Z okazji nadchodzących Ś w iąt BOŻEGO NARODZENIA i NOWEGO ROKU Z a r z ą d K a s y i R e d a k c j a p rzesy ła w szy stk im Członkom Kasy i C zytelnikom „ P r z e g l ą d u *

S E R D E C Z N E Ż Y C Z E N I A .

Na tych terenach znajdują się trzy zakłady bez­

pośrednio podległe M inisterstwu Sprawiedliwości:

Studzieniec, Głaz i Przedzielnica, ta ostatnia p rze­

znaczona dla nieletnich umieszczanych tam przez sądy okręgów Sądów A pelacyjnych K rakowskiego i Lwowskiego. Na k resach zachodnich M inisterstwo Sprawiedliwości korzysta z tam tejszych dobrze urzą­

dzonych Krajowych Zakładów wychowawczych

Widok lia Zamek w Klewaniu od strony północnej i wschodniej.

brze urządzonych i wzorowo prow adzonych zakła­

dów popraw czych dla nieletnich. Spraw a ta jest otaczana specjalną tro ską M inisterstw a Sprawiedli­

wości, w tym kierunku Departam ent Karny rozwija jaknajwięcej inicjatyw y i nie szczędzi wytężonej pracy.

O ile chodzi o województwa centralne i kresy zachodnie, to spraw a przedstaw ia się pomyślnie.

w Szubinie i Cieszynie. Natom iast na k resach wschodnich istnieje tylko jeden zakład w Wielu- cianach, niedaleko W ilna, również bezpośrednio podległy M inisterstwu.

Do szeregu zakładów' przybyw a obecnie no­

wy — Zakład popraw czy w Klewaniu, położony w powiecie rów ieńskim na Wołyniu, a więc n a k re - Stanisław Sokołow ski inspektor Str. Więz.

N o w y Z a k ła d Poprawczy

w Klewaniu.

W myśl postulatów nowego K odeksu K arnego w walce z przestępczością nieletnich na pierw szy plan w ysuw a się spraw a zorganizowania sieci do-

(3)

PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO 3 sach w schodnich na terenie okręgu Sądu Apela­

cyjnego Lubelski°go.

Zakład w Klewaniu został otw arty dnia 1 gru­

dnia b. r. na mocy rozporządzenia M inistra S pra­

wiedliwości z dnia 27 listopada b. r. (Dz. Urz. M. S.

N» 22 str. 421).

Na zakład został zaadaptow any zamek, nie­

gdyś główna rezydencja Ks. Czartoryskich, założo­

ny w końcu XV w. przez ks. Michała C zartory­

skiego, staro stę bracław skiego. W r. 1817 część zamku przebudowano i umieszczono w nim gim- n a z :um polskie, zam knięte w r. 1831 przez Rosjan.

Około r. 1860 sprzedali Czartoryscy dobra tam tej­

sze A leksandrow i II, a w dawnym ich pałacu na zamku m ieścił się później zarząd w ołyńskich apa- naźów. W r. 1915 w czasie bitw y zastał budynek zrujnow any i pozbawiony dachu i okien. Obecnie częściowo odrestaurow any mieści szkołę. Z p ier­

wotnego zam ku pozostała wieloboczna baszta. Za­

m ek stoi na urw isku nad Stubłem. Szczególnie m a­

lowniczo przedstaw ia się on od zachodu przy wjeź- dzie do m iasta szosą od strony Łucka i Ołyki.

Otaczały go niegdyś fosy, przez które w iódł zwo­

dzony most.

Dzipki usilnym staraniom M inisterstw a Spra­

wiedliwości budynki zamkowe, prócz szkoły, k tó ­ ra daw niej została już częściowo odrestaurow ana, a obecnie przeznaczona będzie na szkołę zakłado­

wą, zostały odnowione i gruntow nie przerobione:

budynek adm inistracyjny, w którym mieścić się bę­

dą m ieszkania dla personelu zakładu i słow ny gmach zakładowy, w którym na piętrze urządzone zostały sypialnie, a na parterze biura, szpital, ambu- latorjum , łazienki, pokój izolacyjny oraz liczne sa­

le w arsztatow e. Teren zamkowy został należycie splantow any i całość doprow adzona do norm alne­

go stanu i użytku.

Skom pletow any został rów nież personel n a u ­ czycielski i wychowawczy, w ybrany z sił o peł­

nych kw alifikacjach fachow ych

Obecnie czyni się staran ia o uzyskanie odpo­

w iednich terenów dla ogrodnictw a i gospodarstw a rolnego, gdyż i te działy, obok nauki rzem iosł, b ę­

dą w szerokiej m ierze w program ie nauczania za­

wodowego uwzględnione.

Nowej, tak potrzebnej i pożytecznej placów­

ce, w szyscy ci, którym spraw a w ychow ania n ielet­

nich leży na sercu, życzą osiągnięcia jaknajlepszych rezultatów w ich zbożnej i odpowiedzialnej pracy.

Edw ard N eym ark radca m inisterjalny.

Współczesna rola lekarza w walce z przestępczością.

(d o k o ń c z e n ie )

Na kontynencie Europy w najszerszym zakre­

sie badania antropologiczno-krym inalne były i są uskuteczniane w Belgji z inicjatyw y i pod kierun­

kiem cytowanego dr. Ludwika Vervaecka. Zasłu­

gują one na szczególne wyróżnienie, gdyż dopro­

wadziły do przekształcenia w tym kraju podstaw represji karnej. W r. 1907 badania te zostały przez dr. V ervaecka zapoczątkowane w więzieniu w B ruk­

seli; studja naukow e nad przestępcam i i częściowe

oddziaływanie na jednostki anorm alne przybierały stopniowo coraz szerszy zakres. Z jednego więzie­

nia, po 4 latach, (od 1911), rozpow szechniły się i na drugie więzienie brukselskie (Forest), zaś po latach trzynastu, dekret królew ski z 30 maja 19,20 roz­

szerzył zakres badań antropologiczno-krym inalnych na całokształt więziennictwa belgijskiego; w związku z tem pow stały laboratorja w w iększych w ięzie­

niach (Forest i Saint-Gilleś w Brukseli, w Lowan- jum, Gandawie, Antwerpji, Liege, Namur, Mons, Bruges i M erxplas). Pom ijając niesłychanie cie­

kawe szczegóły organizacji belgijskich laboratorjów antropologiczno-krym inalnych, zaznaczam, iż podej­

mowane w nich studja antropologiczne nad prze­

stępcam i polegają na ustalaniu czynników i genezy przestępczości, a to za pomocą lekarskich badań fizycznych i psychiatrycznych w ięźniów /oraz ankiet społeczno - pedagogicznych. Badaniom podlegają wszyscy więźniowie, skazani na k arę więzienia przez conajmniej 3 miesiące, oraz w szyscy więźniowie- recydywiści, bez względu na w ym iar kary. W yniki badań laboratoryjnych spowodowały wydanie w dniu 9 kw ietnia 1930 ustaw y o obronie społecznej.

W Niemczech badania nad przestępcam i zo­

stały w prowadzone w szerokim zakresie, zwłaszcza v/ Bawarii, w związku z zastosow aniem progresyw ­ nego system u w ykonania kary pozbawienia wol­

ności. Prace nad reform ą baw arskiego więzien­

nictwa są doskonale zobrazowane w specjalnem trzytomowem wydawnictwie; „Der Stufenstrafyoll- zug u.nd die krim inalbiologische U ntersuchung der G efangenen in den b^yerischen S trafanstalten”

(Miinchen. 1926, 1928, 1929). Szczegóły tych badań, zresztą bardzo ciekawych i pouczających, zwłaszcza z porównawczego punktu w idzenia, na tem m iejscu pomijamy.

Nie chcąc rozszerzać nadm iernie ram uw ag 0 badaniach antropologiczno-krym inalnych, zauw a­

żamy, iż są one w prow adzane w coraz większej liczbie państw , jak we W łoszech, w Austrii, Por- tugalji, Hiszpanji, Wielkiej Brytanji, Czechosłowacji, 1 in., oczywiście w niejednakow ym zakresie. O stat­

nio, na konieczność tw orzenia laboratorjów tego rodzaju zwrócono uw agę we Francji, przyczem po­

seł Caujole na posiedzeniu Izby w dniu 2 lipca 1931 przedstaw ił n ad er ciekaw y re fe ra t w tej sp ra­

wie, popierając w imieniu kom isji do spraw higje- ny, projekt Blacąue-Belaira w spraw ie badań nad więźniami i osobami skazanemi, oraz w sprawie utw orzenia w więzieniach aneksów psychiatrycznych i laboratorjów antropologiczno-krym inalnych („Do- cum ents parlem entaires, Chambre, A nnexe No 5416, p. 1133 — 1155“) W Polsce jesteśm y w łaśnie w obli­

czu podjęcia odnośnych badań nad przestępcam i na podstawie ustalonego przez M inisterstwo Spra­

wiedliwości kw estjonarjusza.

Badania antropologiczno-krym inalne dały już, jak wiadomo, poważne w yniki i doprow adziły do pow stania nietylko niesłychanie ciekawych teorji, jak np. odnośnie przestępczości bliźniąt (Lange) oraz budowy ciała i charakteru (Kretschmer), ale rów nież do bardzo poważnej ewolucji zasad walki z przestępczością, t.j. polityki krym inalnej, jak wi­

dzieliśmy np. w Belgji.

Zanim tę kw estję poruszymy, w ypadałoby nad­

mienić, iż wyniki badań antropologiczno-krym inal­

nych służą z reguły dó ustalania zasad pedagogiki

(4)

4 PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO J* 9 więziennej w stosunku do poszczególnych osobni­

ków, a więc, przedew szystkiem , do kierow ania więźniów do najodpow iedniejszych zakładów peni­

tencjarnych, a także do ustalania, jakie m etody w y­

chowawczo - popraw cze będą wobec nich n ajsku­

teczniejsze. Dzięki tem u, rola lekarza n a terenie więzienia zm ieniła zasadniczo swój charakter. Le­

karz w ięzienny przestał być organem podrzęd­

nym, pow ołanym wyłącznie do przestrzegania h i­

gieny pomieszczeń, b adania dobroci pożywienia dla więźniów, okazywania więźniom pomocy le­

karskiej, oraz do udzielania opinji o przydatnoś­

ci więźnia do tran sp o rtu , dp odbycia surowszej k ary dyscyplinarnej, ew entualnie — do zwolnienia z więzienia, w drodze przerw y kary, z uw agi na stan zdrowia. Lekarz w ięzienny stał się czynni­

kiem w spółrzędnym form alnie, a nadrzędnym — m erytorycznie, w stosunku do adm inistracji wię­

ziennej, gdyż w yniki jego badań nad osobą więź­

nia i ustalane przez niego w skazania zaczęły odgry­

wać coraz pow ażniejszą rolę w ustosunkow aniu się adm inistracji więziennej do więźnia i w oddziały­

w aniu na niego. Lekarz w ięzienny sta ł się tedy rzeczoznawcą i doradcą naukow ym adm inistracji więziennej w jej działalności penitencjarnej, a więc w jej działalności najistotniejszej w zakresie wy­

m iaru spraw iedliwości. Stąd też w ynikła zasada pow oływ ania lekarzy w Belgji do Komisyj admi­

nistracyjnych, będących organem w spółpracy spo­

łeczeństw a z adm inistracją więzienną,

Odnośnie roli lek arza w zakresie polityki k ry ­ m inalnej należy podnieść n a w stępie pow stanie — obok k ary — środków zabezpieczających. F ak t ten ma znaczenie doniosłe, dowodzi bowiem przeko-

Dawniej a dziś.

Obecnie często słyszy się w ygłaszane zdanie, że nie należy wspominać czasów naszej niewoli.

J e s t to o ty le słuszne, że musim y tera z „po życie sięgać now e" i całą siłą tem naszem nowem życiem — żyć.

Dała nam je N iepodległość. W ięc zam iast tkwić w łzawem rozpam iętyw aniu bolesnej przesz­

łości — trzeb a „z żywemi naprzód iść" i cały w y­

siłek twórczej m yśli i świadom ego czynu kierow ać ku ugruntow aniu i potędze naszego odrodzonego Państw a.

Jednakże od starszego pokolenia tru d no w y­

m agać całkow itego w yzbycia się rzutu m yśli wstecz do daw nych czasów, do faktów i przeżyć, któ re nie m ogą zatrzeć się w pamięci. Zwłaszcza jeśli pośre­

dnio lub bezpośrednio dotyczyły osobistego udziału w pracach niepodległościow ych.

W spom nienia te m ają w sobie nieprzeżyte p ięk ­ no. A wreszcie dość sięgnąć m yślą w tam te czasy, by na nowo uradow ać się W olną Polską i umocnić w sobie w iarę w ducha narodu, który tyle przetrw ał.

W ślad za tem rośnie w duszy cześć dla tych, którzy służyli idei Niepodległości i pracow ali w trudzie dziś może już niezrozumiałym — w okresie, gdy każdy objaw czynnego patrjotyzm u zagrażał więzieniem, w ygnaniem a naw et szubienica. ___________

nania, iż istn ieją jednostki, w stosunku do których zastosow anie k ary — ze względów ściśle indyw i­

dualnych — nie jest w łaściw e, bądź nie w ystarcza.

J a k wiadomo, do środków zabezpieczających zali­

czamy przedew szystkiem : a) um ieszczenie w zak ła­

dzie zam kniętym dla psychicznie chorych, b) um iesz­

czenie w zakładzie zam kniętym leczniczym, p rze­

znaczonym dla alkoholików lub narkom anów, c) um ieszczenie w domu pracy przymusowej, d) umieszczenie w zakładzie dla niepoprawnych.

Powyższe środki zabezpieczające m ają zastosow a­

nie wobec przestępców : a) uznanych za nieodpo­

wiedzialnych, któ ry ch pozostaw anie na wolności grozi niebezpieczeństw em porządkow i prawnemu, b) uznanych za m ających zm niejszoną zdolność rozpoznaw ania lub kierow ania postępow aniem , któ­

ry ch pozostaw anie na wolności grozi niebezpie­

czeństwem porządkow i praw nem u, c) których czyn pozostaje w związku z nadużyw aniem napojów w yskokow ych lub innych środków odurzających, d) u których stw ierdzono powrót do przestępstw a, e) zawodowych, f) z naw yknienia.

Powzięcie przez sąd decyzji o zastosow aniu środka zabezpieczającego musi być poprzedzone, oczywiście, odpowiedniemi badaniam i nad prze­

stępcą, badaniam i o charakterze antropologiczno- krym inalnym , o których już mówiliśmy. O ile de­

cyzja o zastosow aniu środka zabezpieczającego ma być powzięta w ten sposób, iż o czasie trw ania danego środka sąd rozstrzygnie po jego rozpoczę­

ciu i trw aniu przez pewien m inimalny okres, — od wyników dalszych badań antropologiczno-krym inal- nych niewątpliwie decyzja o zwolnieniu z odnośne­

go zakładu będzie uzależniona.

W owych czasach podziemnej walki z zaborcą — w yrażenie „więzień niepodległościowiec" był s y ­ nonimem bohatera.

W m iarę rozw oju ruchu niepodległościowego tych „bohaterów " było w w ięzieniach w arszaw skich coraz więcej.

Kiedy pow stała inicjatyw a roztoczenia nad nim opieki społecznej trudno dziś określić.

Zadanie to podjęły kobiety, z pomocą i w spół­

działaniem tajnych organizacji niepodległościowych.

Nie było ono łatw em oczywiście m usiało być p eł­

nione w ścisłem, zakonspirow anem gronie.

J a k wiadomo w 1904 r. ruch rew olucyjno-nie- podległościow y zataczał coraz szersze kręgi. W szyst- kie w ięzienia w arszaw skie były przepełnione.

Jakże trudno było w tedy podołać licznym po­

trzebom! Lecz tak głębokie było w nas zrozum ie­

nie niedoli więźniów i tak gorący zapał do tej służby sam arytańskiej, że żadne trudności nas nie zniechęcały.

Przeciwnie: budziły żywszą jeszcze inicjatyw ę by jak najskuteczniej podołać św iętem u zadaniu niesienia pomocy naszym bohaterom .

Grono kobiet w Kole Opieki nie było liczne.

Cichą i mało komu znaną patro natk ą i kierow nicz­

k ą naszego Koła b y ła Pani Umińska, staruszka o wielkiem sercu i niepospolitej duszy.

Z Jej to, zdaje się inicjatywy, późną jesienią 1905 roku pow stała śm iała m yśl przesłania na-

(5)

Ns 9 PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO 5 W ten sposób lekarz staje się czynnikiem

funkcjonalnie korelatyw nym z sądem przy wymia­

rze sprawiedliwości.

Polityka krym inalna dysponuje jednak i inne- mi środkam i zapobiegaw czem i od już omawianych, że przytoczym y np. sterylizację niektórych katego- ryj przestępców. Co do ściśle lekarskiego chara­

k teru danego zabiegu niema żadnych wątpliwości.

Je st również jasne, źe zastosow anie takiego środka zabezpieczającego, jak sterylizacja przestępcy, musi być oparte na danych, pochodzących od lekarza.

Zagadnienie w alki z niektórem i czynnikami przestępczości, jak z alkoholizmem, sam obójstw a­

mi, degeneracją psychiczną i fizyczną ludności, prostytucją, daje lekarzow i duże pole do pracy i nie sposób przechodzić do porządku dziennego nad rolą lekarza w tej dziedzinie.

Widzimy przeto, że w alka z przestępczością, o ile ma być trak to w ana nie jako form alność osą­

dzania przestępców i wykonywania na nich k ar o ch a­

rakterze ściśle odwetowym, lecz jako działalność społeczna o niesłychanej doniosłości, musi z ew o­

lucją roli lekarza liczyć się nader poważnie. Z tych skrom nych uwag nasuw a się w niosek, iż lekarz powinien mieć zapew nione m iejsce przy pracy ustawodawczej w dziedzinie praw a karnego, gdyż opracow ane przy jego udziale kodeksy k arne i u sta­

wy szczególne lepiej będą uw ypuklały czynniki antro- pologiczno-kryminalne. Lekarzowi należy zapewnić udział w wym iarze spraw iedliwości w sądach k a r­

nych, aby pośtulatow i indyw idualizacji k ary i sto­

sowania k ary nietylko słusznej, ale i celowej, t. j.

skutecznej, stało się zadość. Lekarzowi w zak re­

sie w ykonania k ary pozbawienia wolności i środ­

ków zabezpieczających należy zapewnić ta k i zakres praw , aby odpow iadały one jego szerokim i donio­

słym obowiązkom. Lekarzowi zapewnić należy wpływ na politykę krym inalną, aby zanikały w spo­

łeczeństw ie te czynniki ogólne, k tó re ułatw iają lub w yw ołują pow staw anie przestępczości.

O ile chodzi o drogę, k tó rą należy obrać, d ą­

żąc do w ytkniętego celu, — nie można jej omówić w kilku słowach. Zakres zagadnienia, które stoi przed nami, je st zbyt wielki, aby kilkom a szablo- nowemi form ułkam i dał się określić. Nie w y star­

czyłoby powiedzieć, aby lekarze zasiadali w komi­

sjach kodyfikacyjnych, aby wchodzili w skład kom­

pletów sądzących, aby obejmowali kierownicze sta­

now iska w więzieniach i zakładach leczniczych 0 ch arakterze środków zabezpieczających. Należy natom iast dążyć do tego, aby w środow iskach spo­

łecznych, praw niczych zwłaszcza, pow stało głębo­

kie przekonanie, iż lekarz nie jest ryw alem praw ­ nika, ani socjologa, lecz je st czynnikiem współpracy 1 postępu. _________

K rystyna W esterska apl. adw.

l-“» Zjazd Delegatów Oddziałów Towarzystwa Opieki nad Wiąźr niami „Patronat” w Warszawie.

w dniach 18— 20 listopada 1933 r.

Początek ja k zwykle był trudny, lecz nie zra­

żała się nim nieliczna g arstk a ludzi o szerokich um ysłach i gorących sercach, która przed dwudzie-

szym więźniom paczek gw iazdkow ych na Boże Na­

rodzenie.

Zorganizow ałyśm y zbiórkę produktów w skle­

pach i pieniędzy wśród znajomych. U dała się po­

nad wszelkie oczekiwanie. Ofiarność na te n cel b yła nadzwyczajna. W zruszającem było, że k ilk a zupeł­

nie ubogich kobiet, które o zbiórce się dow iedziały z niewiadomego źródła przyw iozły nam datki w n a ­ tu rze i pieniądzach. Między inne mi w pam ięci zo­

stała m łoda wdowa, robotnica zakładu rękaw iczni- czego, utrzym ująca z w łasnej pracy dw oje dzieci.

Przywiozła nam 2 ruble i spory placek przez siebie upieczony — dla więźniów na gwiazdkę. Przez parę dni znosiłyśm y do m ieszkania „Babci" Umińskiej przy ulicy Widok stosy wędlin, ciasta, słodyczy, papierosów.

Cały dzień 22 grudnia od siódmej rano, do późnego wieczora, zeszedł nam na przygotow yw a­

niu paczek, których ilość b y ła mniej więcej o k re ­ śloną, dzięki zebranym wiadomościom o liczbie uwięzionych.

N azajutrz paczki m iały być rozwiezione do trzech więzień: do O chrany, do Cytadeli i na P a­

wiak.

W szystkie uczestniczki naszej p racy chciały wziąć udział w tej niebezpiecznej ekspedycji. Było to niemożliwe.

Celem roztrzygnięcia tej szlachetnej ryw aliza­

cji — nastąpiło losow anie. Los dostarczenia paczek do Ochrany w yciągnęła energiczna p. Anna J. Ze

spraw odania, które nam złożyła po swoim pow ro­

cie, zaczerpnięte je st dalsze opowiadanie.

Zanim doń przystąpim y, należy dodać, że ów­

czesne w ładze więzienne były bardzo srogie. W ła­

ściwie mówiąc, zimna rozw aga w skazyw ała, źe n a­

sze przedsięw zięcie graniczyło nieom al z szaleń­

stwem. Ale żadna z nas o tem nie m yślała.

W szystkie byłyśm y pewne, że najtrudniej bę­

dzie uzyskać pozw olenie doręczenia paczek gw iazd­

kowych więźniom w Ochranie. Naczelnikiem tego więzienia b y ł wówczas książę K urakin, o którym mówiono, że je st to pijak i sadysta, który osobiście znęca się nad więźniami, w napadach pijackiego szału. O naczelnikach innych więzień były mniej, straszn e inform acje.

W dniu 23 grudnia około 10 rano w szystkie delegatki, pełne emocji, jednak bez lęku, przejęte tylko gorącem pragnieniem osiągnięcia celu, wy­

jechały do więzień z paczkami, serdecznie żegnane przez „Babcię U mińską".

W chm urny ran ek grudniow y, z przed domu przy ulicy W idok kolejno, z przerw am i półgodzin- nemi, by nie zwracać uw agi policji, w yruszyły trzy dorożki z koszam i pełnem i paczek. Każdej dele­

gatce tow arzyszył mężczyzna (oczywiście człowiek dobrze znany i pew ny) dla przenoszenia ciężkich koszów.

Dorożka wioząca p. J. w kilka m inut stan ęła przed ratuszem.

(6)

e

p r z e g l ą d w i ę z i e n n i c t w a p o l s k i e g o

sta kilku laty w ogromie bolączek ów czesnego n a ­ szego pod obcą przem ocą życia dojrzała również i niedolę więźnia i zapragnęła mu ją uczynić lżejszą.

Zaczęło się od pracy filantropijnej, od u rząd za­

nia „gw iazdki” i „św ięconego” w więzieniach w ar­

szaw skich. Poznanie żywego człowieka za k ra tą i w arunków jego bytow ania odsłoniło potrzebę stw o­

rzenia placówki, niosącej stałą pomoc więźniowi.

Zrazu było to niew ykonalne, gdyż obow iązujące n or­

my praw ne nie dopuszczały istnienia takiej instytucji.

Dopiero w połow ie 1909 r. now opow stałe praw o 0 przedterm inow em w arunkow em zw olnieniu dało ustaw ow e podstaw y dla zrealizow ania idei p atro ­ nackiej. W tym też roku pow stało „Tow arzystwo opieki nad uw olnionym i z w ięzień gub. W arszaw ­ skiej”. S tatut przew idyw ał również opiekę nad rodzi­

nam i więźniów. Dziętd osobistym w alorom i uzna­

niu, jakiem cieszyli się u władz ro syjsk ich człon­

kow ie-zało ży ciele Towarzystwa,, uzyskano zgodę na w prow adzenie p racy patronackiej i na te re n samego więzienia, a to na zasadzie, że opieka nad uwolnionym z w ięzienia winna rozpoczynać się jeszcze w okresie, gdy oubyw a on karę.

Od początku swego istnienia P atro n at zajął sta ­ nowisko, że najlepszem i środkam i popraw y więźnia (nad ająceg o się do po p raw y ) jest zapew nienie mu należycie zorganizow anej pracy i prow adzenie akcji ośw iatow ej. W tych też kierunkach poszły starania 1 w ysiłki P atron atu, który Rozszerzając stopniowo sw ą działalność, Objął rów nież opiekę nad zesłan y­

mi na Syberję. Początkowy p ro test w ładz przeciw ­ ko ta k szerokiej in terp retacji praktycznej upraw nień P atro n atu został w sposób zręczny, m ądry i poli­

tyczny obalony przezeń tw ierdzeniem , że zesłaniec

polityczny, pozostaw iony sam sobie w ciężkich w a­

runkach, może się Stać rów nież niebezpieczny dla miejscow ego społeczeństw a i dopóki ono nim się nie zajm ie w należyty sposób, akcja w arszaw skiego P atro n atu je st n ad er pożyteczna rów nież dla in tere ­ sów społeczno - państw ow ych.

O rganizacja pracy więźniów pozostaw iała w tym czasie wiele do życzenia. Więźniowie, skazani na długoletnie ciężkie więzienie, którzy przez parę pierw ­ szych lat odbywali karę w k ajdanach na rękach i no­

gach, wogóle nie mogli w tych w arunkach pracować;

inni, byli zatrudniani przez p ryw atnych przedsiębior­

ców, którzy swe fab ry ki prow adzili w w ięzieniach.

Tak np. w A rsenale, przy ul. Długiej, b y ła fab ry k a fornierów , w więzieniu M o k o to w skiem -fabryka grze­

bieni, guzików i piekarnie. W ięźniowie byli o wiele gorzej traktow ani przez pracodaw cę, niż wolni ro ­ botnicy, a ponadto - źle w ynagradzani. W rezultacie p raca, która m iała mieć na nich wpływ um oralnia- jący, była raczej w yzyskiem ich sił. Nie mogąc cał­

kowicie sprzeciwić się takiem u postaw ieniu spraw y, P atro n at starał się przynajm niej ścierać najbardziej bolące ostrości.

W zakresie opieki nad nieletnim i więźniami P atro n at przyczynił się do założenia dla nich szko­

ły w więzieniu, a w r.1911 otw orzył w Strudze pod Radzym inem szkołę zawodową, w której chłopcy uczyli się różnych rzem iosł: tkactw a, stolarstw a, szew ctw a i ślusarstw a.

Zaw ierucha w ojenna nietylko nie przecięła akcji P atronatu, lecz jeszcze n asu n ęła mu nowe zadania:

opiekę nad polakam i - obyw atelam i austrjackim i i nie­

m ieckim i - których władze rosyjskie w ysiedlały z g ra­

nic b. Królestwa. Zaśw iadczenie P atron atu o lojal-

P rzed o stan ie się w głąb w ięziennego budynku było dość skom plikow aną spraw ą. M agiczna sreb r­

n a m oneta, lub w ręczenie w ażniejszym osobisto­

ściom w arty trzyrublow ego papierka — torow ało drogę.

N areszcie delegatce udało się dostać do p o ­ czekalni wraz z tow arzyszem , niosącym kosz z pacz­

kami.

W ielka, niska i dość ciem na sala p ełn ą była publiczności, oczekującej na widzenie się z naczel­

nikiem więzienia. Wśród zgrom adzonych raz w raz przesuw ała się w ysoka postać stareg o człowieka w ciemno-zielonym m undurze.. Był to Woźny. Twarz przy stojna, lecz szara, jakby popiołem przypruszo- na i ponura. Jasn e oczy zam gióne bez w yrazu a drgające robiły w rażenie, że człowiek te n n a słu ­ chuje jednocześnie w szystkich rozmów obecnych w celu sobie tyiao znanym . Czasem zatrzym yw ał się przed kimś, zam ieniał z nim szeptem kilka słów i znów rozpoczynał w ędrów kę po sali. ...

Można też było zaobserw ow ać dziw ne ru ch y jego rąk, zw łaszcza praw ej ręki, k tó ra często cofała się do kieszeni. R uch ten był dla w szystkich rew e­

lacją, niemem objaśnieni jaki je st klucz do zała­

tw ienia spraw y.

— D elegatka K oła Opieki po dsunęła się do niego i nieznacznym gestem u k azała mu rąb ek schow anego w ręk u dziesięciorublow ego papierka.

Sługus, na znak, że zrozum iał, kiw nął z uzna- niem głowa i bardzo uprzejm ie z a p y ta ło co chodzi?

„O rozmowę z panem naczelnikiem K uraki- nem. Mam do niego w ażny in teres osobisty,"

szepnęła p. J.

P rzyjrzał się bacznie różowemu papierkow i i szybkim obrotem znikł za drzwiami. Po dość długiej chwili pow rócił i stan ął zdała, jakby zu­

pełnie zapom niał o poprzedniej rozmowie.

Trzeba było podejść do niego i powtórzyć prośbę. Przez kilka m inut milczał, obojętnie p a­

trząc rozbieganemu oczami ponad głow ę delegatki.

Jasnem było, że się nic nie osiągnie, dopóki ła ­ pówka nie zostanie doręczona.

Gdy dziesięciorublów ka znikła w głębiach jego kieszeni, woźny z obleśnym uśm iechem ośw iadczył, że naczelnik przyjm ie panią J. za pół godziny.

A więc trzeba było czekać. Czas się nie d łu ­ żył, interesującem byio obserw ować tw arze obec­

n y ch, przew ażnie zasnute ciężką tro sk ą, zwłaszcza starsze, siwe kobiety, zapewne m atki więźniów b u ­ dziły współczucie. Zresztą w szyscy praw ie ze sobą rozmawiali.

Jakkolw iek był to okres, w którym należało w łasnego cienia się obawiać, znam iennym było objawem , że w poczekalniach w ięziennych pom ię­

dzy czekającem i na posłuchanie zaw iązyw ała się doraźna znajom ość i m ałem i grupam i ludzie roz­

mawiali ze sobą z niebezpieczną szczerością o sp ra ­ w ach, k tó re ich tam sprow adziły.

Podobno nieraz z tej naiw ności k orzy stali sznicle. udaiac interesantów , przysłuchiw ali sie ro-

(7)

J* 9 PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO 7 ności tych ludzi w ystarczało częstokroć do pozos­

taw ienia ich na miejscu.

O kupacja niem iecka brutalnie obeszła się ze szkołą P atronatu w Strudze. Odebrano lokal, chłop­

ców chciano zabrać na roboty do Niemiec, trzeba więc było rozpuścić ich do domów. Stopniowo po wielu staraniach i w yjaśnieniach co do c h a ra k te ru instytucji zostawili niemcy P atro n at w spokoju, zez­

w alając na kontynuow anie akcji, a naw et roztocze­

nie opieki nad aresztowanym i w końcu okupacji człon­

kam i P. O. W.

Idea patronacka, oparta na dwóch zasadach: p ra­

cy i oświacie, m ogła być już swobodnie i szeroko k rze­

w iona z chwilą odzyskania N iepodległości w Polsce Odrodzonej, zwłaszcza, że polski system więzienny został oparty na tych sam ych wysoce hum anitarnych i rozum nych podstawach.

W roku 1923 „Towarzystwo opieki nad uw ol­

nionymi z więzień gub. W arszaw skiej” zmieniło swój statut, przystosow ując go do zm ienionych w arunków życia państw ow ego, i przekształciło się w obecny ogólno - polski Patronat. Idea jego rozszerza się szybko. Począw szy od r. 1924 w szybkiem tem pie w yrastają w w iększych i mniejszych m iastach oddzia­

ły P atronatu lub samodzielne instytucje (Wilno, Lub­

lin, Lódź, do pewnego stopnia Lwów i Poznań) o tych łam ych celach. Na dzień dzisiejszy mamy ich niem a­

łą liczbę 60. Lecz—rzecz ciekaw a i sm utna—zrozu­

mienie dla potrzeby istnienia i w artości patronatów okazują tylko pew ne w arstw y społeczeńsw a, styka­

jące się w jakikolw iek sposób z wymiarem spraw iedli­

wości; szeroki ogół je st jeszcze zupełnie obojętny i obcy tem u zagadnieniu, którego doniosłość je st tak jasna. Zdaw ałoby się, źe nakaz chrześcijańkiej mi-

zmowom, biorąc w nich udział i czerpali z tego źródła różne wiadomości na szkodę więźniów lub ich rodzin.

W pewnej chwili woźny zbliżył się do pani J.

i dysk retnie w skazał jej drzwi. Trzeba było w raz z nim przebyć szereg ciemnych ko rytarzy i pustych pokojów.

W reszcie woźny zapukał do drzwi na końcu ostatniego korytarza i wpuścił panią J. do gabinetu naczelnika.

Pierwsze w rażenie było bardzo nieprzyjem ne.

Gabinet m iał troje drzwi szczelnie obitych m ate­

racami. Odrazu w yobraźnia podsunęła myśl, źe tu w łaśnie musi być katow nia więźniów i że nikt krzyków ich nie słyszy. Dziwnie przejm ująca ci­

sza w tym pokoju panowała. Żaden głos z ze­

w nątrz się tu nie przedostawał.

W głębi pokoju przy biurku siedział dużego w zrostu, barczysty mężczyzna, o w ielkiej głowie i dziwnie odrażającej tw arzy sino-czerwonego ko­

loru.

Z pod brzydko sfałdow anego czoła nad szpe­

tnie zadartym nosem, spojrzały na panią J. blade zamglone oczy, w przekrw ionych obwódkach.

Dygnitarz, nie w stając ledwo kiw nął głową, i ochrypłym głosem zapytał o co chodzi, nie pro­

ponując by in teresantka usiadła.

W stęp do rozmowy nie był zachęcający. Jed ­ nakże panią J. nie łatw o było onieśm ielić. Cel tej w izyty dodaw ał odwagi. U siadła n a krześle obok

łości bliźniego i postulaty interesu społecznego, k tó ­ re wspólnie są źródłem akcji patronackiej, są tak w niej widoczne, a w swej istocie zrozumiałe, że żad­

nego kom entarza i żadnej propagandy nie potrzebują.

Ale tak nie jest. „Proste praw dy najtrudniej trafiają do zrozum ienia, choć po pewnym czasie nie będą nasuw ać żadnych w ątpliw ości”- tłum aczył Pan Wice- M inister Sieczkowski ten dziwny stan rzeczy, w swo- jem pow italnem przemówieniu.

Potrzeba porozum ienia się oddziałów P atrona­

tu b y ła oddaw na odczuwana w łonie tej organizacji.

„Poznajmy się, uzgodnijm y naszą działalność, ustal­

my zasady i m etodę w spółpracy" - wołały jednocześ­

nie w szystkie oddziały. Brak środków uniemożliwiał przez dłuższy czas zrealizowanie Zjazdu, lecz w resz­

cie stał się on tak konieczny że oddział w arszaw ­ ski zdecydow ał się mimo niepom yślnej konjuktury finansow ej urządzić go w tym roku choć w naj­

skrom niejszych ram ach.

W dn. 18 listopada r. b. gościnnie użyczony piękny lokal Koła Adwokatów R. P. pow itał w swych m urach delegatów 35 oddziałów Patronatu. Uroczys­

tość otw arcia 1 Zjazdu zaszczycili swą obecnością przedstaw iciele M inisterstwa Sprawiedliwości z Panem Wice Ministrem Sieczkowskim na czele, p rzed sta­

wiciele M inisterstw a Opieki Społecznej, Sądow nic­

twa, P ro k u ratu ry i Adwokatury. Udział członków i sympatyków w arszaw skiego oddziału P atronatu du­

ży. Otrzymano wiele depesz pow italnych od władz organizacyj i nieobecnych na Zjeźdżie oddziałów.

Akcentując swoje istnienie, Zjazd w ysłał depesze hołdownicze do Pana Prezydenta Rzplitej, M arszał­

ka Piłsudskiego, P rezesa Rady Ministrów, M inistra Sprawiedliwości i M inistra Opieki Społecznej.

biurka i uprzejm ie odpow iedziała po polsku: „P rzy­

chodzę do księcia z wielką prośbą...." „P roszę mó­

wić po rosyjsku" zabrzm iała ostra uwaga.

„N iestety praw ie nie znam rosyjskiego języka, odparła grzecznie p. J. Byłam wychowaną w ;śzwaj- carji. Sądzę jednak, że książę już rozumie nasz język".

„Rozumiem czy nie rozumiem, to nie pani rzecz. Proszę mówić, jaki ma pani do mnie in te­

res. Nie mam czasu na długie rozmowy."

Trzeba było zebrać się na odwagę wyłusz- czenia swej p rośby do tego strasznego człowieka, który ani chw ili swego brzydkiego spojrzenia z tw a­

rzy interesan tk i nie spuszczał.

Pani J. śmiało spojrzała w odrażającą twarz, mówiąc:

„Przyszłam do księcia z wielką prośbą. Chcę prosić o pozwolenie rozdania paczek gw iazdko­

w ych więźniom ...

„Co? zaw ołał Kurakin — worom, miatieżnikom chce pani paczki rozdawać? Cóż to za głupota!”

„Ja nie dla złodziei przyw iozłam paczki, ale dla więźniów”.

Twarz K urakina z czerwonej stała się prawie siną. H uknął pięścią w stó ł— krzycząc:

„Jak pani śmie! do mnie, do naczelnika O chra­

ny z tem przychodzić! Przeklętym buntownikom socjalistom paczki mam rozdaw ać? Zwarjo wała pani, albo pani sam a je st soejalistką. J a każę panią

aresztow ać”.... J

(8)

8 PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO Zjazd otw orzy łI Prezes Sądu Najwyższego Leon

Supiński, jako Prezes Zarządu Oddziału w arszaw ­ skiego, szkicując historję 24-letniego życia P atrona­

tu, streszczoną we w stępie niniejszego artykułu.

P raca Zjazdu rozbita została w rzeczyw istoś­

ci na trzy komisje: I. Opieki nad w ięźniam i (waż­

niejsze referaty: p. Z. P ete rso w a— „Program i te­

chnika pracy kulturalno-ośw iatow ej w więzieniu"

p. S. Kosko — „Opieka nad rodzinam i więźniów"

i H. W iewiórska — „Praca, upraw nienia i obowiązki ku ratora w ięziennego"). III. Opieki nad nieletnim przestępcą (ważniejsze referaty: prof. Baley —

„Poradnie pedologiczne na usługach polityki k ry ­ minalnej w stosunku do nieletnich", p. Woytowicz- G rabińska — Ewolucja polityki penitencjarnej wzglę­

dem nieletnich".) i IV. K om isja dla spraw orga­

nizacyjnych i technicznych P atro natu (R eferaty:

Prok. Eim er — „Komitety w ięzienne a P atronat", Sędzia Śliwowski— „Stosunek Sądu do Patronatu"

i p. Szczerbiński — „Z zagadnień ustrojow ych i tech­

nicznych P atronatu".) Komisja opieki nad uw ol­

nionymi z więzień, oznaczona w program ie jako 11-ga, w ogóle nie doszła do skutku, gdyż zapisani na nią delegaci chcieli wziąć rów nież udział w pra­

cach I-ej Komisji. Można w tem widzieć i signum tem poris. W innym czasie stałab y się zapewnie ta Komisja osią zainteresow ań, obecnie, w czasie kryzysu i bezrobocia dyskusja nad możliwością za­

trudnienia uwolnionych z w ięzień zdaw ała się być—

może naw et w podśw iadom ości —• zagadnieniem akademickiem.

W obec braku m iejsca nie możemy tu streścić w szystkich referatów , w ygłoszonych na plenum Adw. W iew iórska — „Organizacja, cele i środki

działania P atro n atu ” Dr. B ataw ia— „Przestępca po­

praw ny i niepopraw ny" Dr. Dworzak— „Opieka nad uw olnionym z w ięzienia" i Radca Woytowicz-Gra- bińska — „Cela a świat") i w kom isjach. Rezolucje jed nak uchw alone przez Zjazd są odzw ierciedleniem myśli przewodniej tych referatów , umocnionej i p rze­

topionej w ogniu dyskusji, i wskazują zagadnienia, który ch uregulow anie uznano za najbardziej pilne.

Ponadto zgłoszono wiele dezyderatów dla Zarządu Głównego, którego ukonstytuow anie się w W arsza­

wie w osobach członków zarządu oddziału w arszaw ­ skiego i przedstaw icieli oddziałów prow incjonal­

nych uznano za rzecz konieczną i niecierpiącą zw ło­

ki ze w zględu na potrzebę ujednostajnienia p racy w oddziałach.

Komisja I prow adziła swe p race pod hasłem wychowalności w iększości przestępców i potrzeby p rzystosow ania ich do życia społecznego (reada- p tatio n sociale), znajdując oparcie dla swej współ­

pracy z przedstaw icielam i w ięziennictw a w reg u la­

minie więziennym.

W związku z tym regulam inem uchwalono dwie rezolucje: 1. postanow iono podjąć kroki w Mi­

nisterstw ie Spraw iedliwości w celu uregulow ania upraw nień kuratorów patronackich, zapew nienia im praw a inicjatyw y, naw iązyw ania stosunków z więźniami i skreślenia ostatniego punktu par. 142 reguł, w ię ź , zabraniającego kuratorom sw obodne­

go kom unikowania się z więźniami śledczymi. 2. Po­

stanowiono w yjednać udział conajmniej jednego członka p atronatu w kom itecie więziennym (nowe­

lizacja par. 58 reg. więz.)

W zakresie pracy kulturalno-ośw iatow ej w w ię­

zieniu zwrócono uw agę na znaczenie radja, przy-

„Socjalistką nie jestem ", odparła spokojnie pani J. „Gdybym nią była, nie przyszłabym do księcia z tą prośbą..."

K urakin z pasją przycisnął dzwonek.

Przez głowę delegatki błyskaw icznie przele­

ciały myśli. Co robić? czy wyjść i zrezygnować z podjętego zadania? Może istotnie ją zaaresztują?

Chwila wahania. Lecz w ślad za tem zimne, mocne postanow ienie: w ytrw ać, przeczekać te n huragan złości. Cofać się nie wolno.

K urakin spojrzał n a drzwi, w których ukazał się woźny, stał, czekając na rozkazy. Lecz, że m i­

nęło parę chwil i nie zostały w ydane — w ysunął się pocichu, zam ykając za sobą drzwi.

D elegatka milczała, nie odw racając oczu z tw arzy dygnitarza, który już na nią nie patrzał, tylko głośno sapał.

W reszcie spokojniejszym już głosem p rze­

mówił:

„I czego pani tu siedzi? Proszę sobie iść. Ja nie chcę o niczem słyszeć. Z tak ą prośbą do mnie przychodzić! J a naczelnik więzienia..."

Pani J. łagodnie przerw ała, w obawie, że n a­

stąpi nowy w ybuch złości.

„W łaśnie dlatego przyszłam prosić księcia, bo tylko książę może na to pozwolić, jeżeli zechce..."

„A ja nie chcę o niczem podob nem słyszeć.

Ale kto te paczki ośm ielił się przysłać? „zapytał już praw ie spokojnie, patrząc bacznie delegatce w oczy.

„Nikt ich riie przysłał. Ja je sama kupiłam i przywiozłam. Przecież nadchodzą doroczne św ięta”.

„No tak, m ruknął, św ięta, ale dla buntow ni­

ków w więzieniu świąt niema",

„Oni są przecież ludźmi i to ludźmi młodemi.

Niech książę pom yśli przez chwilę. Młodość wiele uspraw iedliw ia. Książe ma pewno rodzinę, może książę ma synów z którem i te uroczyste dnie spę­

dzi, a oni..."

„Sami sobie winni, że są buntow nikam i. Sm ar­

kacze, szaleńcy, chcą walki z potężnym naszym caratem . Ot głupcy, niema co ich żałować. Zasłu­

żyli na najcięższą karę. Będą niedługo już osąr dzeni za te bunty, b ędą zakuci w kajdany, w cięż­

kie roboty pójdą. Skąd ta czułość pani dla nich?

a może pani sam a jest socjalistką? Jak się pani nazyw a"?

D elegatka widząc, ze rozmowa schodzi na spokojniejsze tory, śmiało odpowiedziała, patrząc Kurakinowi poważnie w oczy:

„Jak ja się nazywam , to wcale do spraw y nie należy. Jeśli książę zechce, to w parę m inut po mojem w yjściu dowie się mego nazw iska. Socja­

listk ą nie jestem , bo gdybym nią była, to przecież nie przyszłabym z w łasnej woli do naczelnika ochrany. Jestem kobietą samotną, wrażliwą na ludzkie cierpienie. Święta mieć będą niewesołe.

Nie znam osobiście żadnego z więźniów, ale p ra ­ gnęłam im przynieść trochę radości, bo pni są

(9)

PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO 9 czem postanow iono zwrócić Się do D yrekcji „Pol­

skiego R adja“ o stw orzenie stałych audycyj dla więź­

niów dw a razy w tygodniu, po uprzedniem u stale­

niu z naczelnikam i więzień najdogodniejszej godzi­

ny dla tych audycyj.

Dobra bibljoteka w więzieniu b yła szczególną tro sk ą Komisji. Postanow iono pow ołać przy Zarzą­

dzie Głównym stałą kom isję bibljoteczną^ której zadaniem będzie opracow anie, a następnie uzupeł­

nianie, katalogu książek, nadających się do lek tu ­ ry w więzieniu. Zalecono również oddziałom w sta­

wienie stały ch pozycyj do budżetu na zakup k sią ­ żek do bibljotek więziennych.

Postanow iono prosić M inisterstwo Spraw iedli­

wości o pow iększenie ilości etatów nauczycielskich w szkołach w ięziennych tak, aby jeden nauczyciel p rzypadał najwyżej na 100 Więźniów. Jednocześnie, m ając na uw adze częściowo odrębny charakter pracy oświatowej w więzieniu i jej specjalne wa­

runki, uchw alono prosić M inisterstw o o przeszko­

lenie obecnego personelu nauczycielskiego, a dla ułatw ienia mu na przyszłość p racy i ujednostajnie­

nia m etod nauczania — rozpocząć staran ia nad opracow aniem specjalnych podręczników szkolnych.

Zwrócono uw agę na naukę religji i etyki w w ięzieniach, pow ołując do opracow ania jej p ro ­ gram u i m etod Komisję kapelanów więziennych.

W zakresie opieki nad rodzicam i więźniów postanow iono zacieśnić k o ntak t z M inisterstwem Opieki Społecznej i Samorządami, k tó re w pierw ­ szym rzędzie pow ołane są do niesienia im pomo­

cy. Uchwalono dążyć do zakład ania w całym k ra­

ju specjalnych zakładów w ychow awczych i żłob­

ków dla dzieci więźniów, pozostających bez opie-

sm utni i osam otnieni, zdała od rodzin. To nie jest czułość, a tylko Współczucie dla nich. Dlatego przyszłam do księcia z tą prośbą. Ale jeśli książę tych paczek doręczyć im nie pozwala, to już sobie pójdę..."

K urakin dłuższą chwilę milczał. Spuścił g ło ­ wę, bębnił palcami po biurku i po nam yśle rzekł:

„No! niech pani jeszcze nie odchodzi". A po­

tem jakby do siebie ciszej: „Ot, kobiety n ik t jeszcze nie przegadał. Nakrzyczałem na nią, a ona siedzi, nie zlękła się. I gada do mnie, do K urakina tak spokojnie”.

Potem znów głośno: „A gdzie te paczki?

Komu je pani tam zostaw iła?”

Nadzieja szczęśliwego zakończenia rozbłysła w uśm iechu delegatki:

„Paczki zostaw iłam w poczekalni. Pilnuje ich najęty przezem nie człowiek".

N astąpiło długie milczenie.

W yczuwało się, źe jakieś sprzeczne myśli krążą w tej nieforemnej głowie, jak by coś lepszego budziło się w dzikiem sercu i walczyło z w rodzo- nem czy może nabyłem okrucieństwem....

W reszcie K urakin w stał, zadzwonił na woźnego.

Zaledwie jego głow a w drzw iach się ukazała, grzmiącem głosem rozkazał:

„Przyprow adź tu do mnie człow ieka, który przyszedł z tą panią. Niech przyniesie paczki".

„Schowam je u siebie dodał po w yjściu woźnego bo inaczej ie rozkradną. W ieczorem sam ie rozdam.

ki, a do czasu uruchom ienia odpowiedniej ich iloś­

ci uzyskać od władz przyznanie do dyspozycji P a­

tro n atu pew nej ilości miejsc w zakładach już ist­

niejących.

Komisja III. opieki nad nieletnim i w ydaw ała się być niezbędna na I Zjeździe Patronatu, który ta k wiele w ysiłków na tym terenie podejmuje, uw a­

żając za pierwszy swój obowiązek w walce z ogól­

ną przestępczością prowadzić akcję profilaktyczną i tępić zło u jego początku.

Ustawowo przew idziane sądy dla nieletnich stanow ią niezbędną podstaw ę do w ałki z przestęp ­ czością dzieci i Komisja w yraziła życzenie, aby we w szystkich w iększych środkach m iejskich zo­

stały one jaknajszybciej zorganizow ane i aby na stanow iska sędziów dla nieletnich pow oływ ano o so ­ by, p o siad ające specjalne przygotow anie teo rety cz­

ne i praktyczne.

Ważną je st kw estja zniesienia oddziałów dla nieletnich przy więzieniach, a stw orzenia schronisk zatrzym ania prew encyjnego dla nieletnich. Więzien­

ny oddział dla nieletnich, bez specjalnych urządzeń i pomocy, jest niezasłużoną k a rą za czyny p rze­

stępne nieletniego, za które on odpow iedzialności karnej stricto sbnsu nie może ponosić. Oddział ta ­ ki, naw et wzorowo urządzony „szkółka" — jak mó­

wią mali jej byw alcy zdziera niepotrzebnie grozę więzienia z p rzed oczu dziecka, osw ajając je z w ię­

zieniem.

Komisja podkreśliła pierw szorzędną doniosłość zakładów wychowawczych specjalnych i w zoro­

wych zakładów poprawczych, opartych na pedago­

gice leczniczej, których istnienie jest pierw szym w arunkiem skutecznej walki z przestępczością dzieci

D elegatka zdumiona i uradow ana zerw ała się z krzesła. Ze ściśniętem w zruszeniem gard ła wy­

jąkała:

„D ziękuję księciu, serdecznie dziękuję".

Twarz Naczelnika O chrany zmieniła się, coś w rodzaju uśm iechu ukazało się na jego ustach.

Całkiem już innym głosem przemówił:

„Niech ten sam człowiek, który przyniósł paczki przyjdzie tu do mnie po świętach. Będzie pani m iała dowód, że w szystkie będą rozdane w edług przeznaczenia".

Istotnie — nastąpił fak t niebywały. W prost trudno było uw ierzyć, znając ówczesne rygory, że mógł mieć miejsce.

Człowiek posłany po św iętach do O chrany przyniósł wręczony mu osobiście przez K urakina ar­

kusz ze spisem w szystkich przebyw ających w Ochra­

nie bojowników o N iepodległość, z ich podpisam i, stw ierdzającym i otrzym anie paczek gw iazdkowych i serdecznem w nagłów ku powinszowaniem.

N iektóre panie tw ierdziły, że podpisy są sfał­

szowane. Lecz w krótce kilku mniej zaangażow a­

nych w konspiracji więźniów w ypuszczono i ci oso­

biście potwierdzili, że otrzym ali paczki.

D okum ent ten oczywiście został doręczony Babci Umińskiej. Co się z nim stało — niewiadomo.

Pozostałe delegatki nie osiągnęły ta k szczę­

śliwego wyniku: do Cytadeli delegatki nie wpusz-

■fi.7Qn.n- lyfa PiaTTnalrii

(10)

10 PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO Zwrócono uw agę na pożyteczną działalność

i znaczenie profilaktyczne poradni pedologicznych, których organizacja i praca winny być popierane przez czynniki publiczne i społeczne. W yrażono ponadto dezyderat jaknajszybszego stw orzenia spec­

jalnych stacyj obserwacyjnych, ustalających stopień rozeznania nieletniego i jego w łaściw ości psycho­

fizyczne, gdyż nierzadko zdarza się, że jednorazo­

wa ekspertyza psychologiczno-lekarska w sądzie nie je st w ystarczająca i nie może być podstaw ą dla zastosow ania odpow iedniego środka w ychow aw ­ czego.

D ziałalność instytucyj społecznych opieki nad dziećmi i młodzieżą uznana została przez Komisję za nieodzow ny czynnik zw alczania przestępczości dzieci.

W reszcie uznając, że jurysdykcja k arn a w sto­

sunku do nieletnich stanow i tylko fragm ent opie­

kuńczej działalności sądów w stosunku do n ielet­

nich. Komisja III w yraziła życzenia de lege feren- da, aby M inisterstwo Sprawiedliwości i Komisja Ko­

dyfikacyjna przystąpiły do opracow ania norm praw ­ nych dla utw orzenia ogólnych sądów dla n ielet­

nich, których kom petencja obejm ow ałaby zarówno orzecznictwo karne, jak i cywilne opiekuńcze t. j.

w spraw ach rodzinnych, alim entacyjnych, nadzoru nad m ajątkiem pupilów i t. p.

Komisja IV dla spraw organizacyjnych i tech­

nicznych P atro n atu m iała stosunkow o najbardziej praktyczny charak ter. Ujawniła ona wiele kw estyj, w ym agających ogólnego, jednakow ego dla w szyst­

kich oddziałów, załatw ienia, co znalazło pośrednio swój wyraz w dezyderacie tej Komisji, aby n a stę p ­

nych prośbach u władz w ięziennych, pozostawiła paczki do rozdania u dozorców. Gzy zostały do­

ręczone — nie można było sprawdzić.

W tak ich to niezmiernie trudnych w arun­

kach pracow ało się przed laty. Przy maximum w ydatków , osiągało się minimum rezultatów .

Tu nasuw a się porów nanie. Obecnie czasy są ciężkie. Jednakże obyw atele Wolnej Rzeczypo­

spolitej m ają pełną swobodę inicjatyw y i w ykony­

w ania p racy hum anitarnej i społecznej. O ile jest pełnioną w zrozum ieniu dobra ogólnego i praw o­

rządności państw ow ej, nik t nie k ręp u je dobrej wo­

li w służbie obyw atelskiej.

Instytucje społeczne rozw ijają sw ą działalność w rozm aitych kierunkach, sięgając głęboko w po­

trzeb y narodu i cieszą się w ydatnem poparciem W ładz Państwowych.

Jed n ą z nich je st T-wo Opieki nad W ięźnia­

mi, działające n a te re n ie całego kraju, niosąc uw ię­

zionym ofiarną swą p racą w dziedzinie ośw iaty i kultury, a przedew szystkiem serdecznej opieki moralnej.

Święta kościelne i narodow e są obecnie uro­

czyście obchodzone w więzieniach

P odarki gwiazdkowe są rozdaw ane co roku już nie drogą konspiracyjną, lecz jawnie, wnosząc radość do cel więziennych.

Tow arzystw o Opieki nad W ięźniami, to jedna z wielu pięknych zdobyczy naszego „nowego życia".

— n ' p ______

ny Zjazd więcej czasu i m iejsca przeznaczył na te prace.

K apitalnym wnioskiem tej Komisji b y ła uchw a­

ła, zatw ierdzona na plenum, by zwrócić się do m ia­

rodajnych czynników z prośbą o przyznanie P atro ­ natow i ch ara k teru instytucji w yższej użyteczności, przew idzianej D ekretem o Stow arzyszeniach. Po­

stanow iono również zrewidować sta tu t P atronatu i przystosow ać go do tego D ekretu, jak rów nież do nowego kodeksu karnego i kodeksu p o stępo­

w ania karnego.

Stwierdzono ogólne boryk an ie się w szystkich oddziałów z trudnościam i finansow em i. Dla ich zm niejszenia postanow iono w ystąpić do władz z wnio­

skiem, aby pew ien p ro cen t z k a r pieniężnych i grzy- wień, ściągalnych w postępow aniu karno-sądo- wem i karno-adm inistracyjnem b y ł przeznaczony na cele P atronatu. Dla tego sam ego celu p o stano­

wiono rozpocząć przy pomocy w szelkich d o stę p ­ nych czynników propagandę wśród społeczeństw a, w erbując z pośród niego now ych członków P atro ­ natu. W celach propagandow ych postanowiono urządzić co roku „Tydzień P atro n atu 1', sprzedaw ać tan ie nalepki patronackie i w prowadzić żetony dla członów P atronatu.

G ros w ydatków w szystkich oddziałów p o ­ chłaniają koszty przesyłania zwolnionych z więzień do miejsc zam ieszkania lub pracy. Aby zreduko­

wać ten nieprodukcyjny często w ypadek, p o stan o ­ wiono wszcząć staran ia w M inisterstw ie Komuni­

kacji o przyznanie bezpłatnych przejazdów uwol­

nionym z więzień.

W reszcie Komisja IV w yraziła dezyderat pod adresem Prezydium Zjazdu opracow ania dla w iadom ości oddziałów przebiegu i wyników Zjaz­

du, streszczenia wygłoszonych referatów lub zobo­

wiązania referentów do ogłoszenia swych prac w pis- m ach fachowych.

Tak przedstaw ia się w najogólniejszym zary ­ sie praca i rezultaty I-szego Zjazdu delegatów od­

działów Patronatu. Zgodnie z jego końcow ą uchw a­

łą Zjazd Główny obow iązany je st do zorganizow a­

nia na jesieni roku przyszłego następnego Zjazdu z okazji XXV-Iecia istnienia Patronatu.

I-szy Zjazd naw iązał wzajemny bliski kontakt oddziałów P atronatu między sobą, wzmocnił p rze­

św iadczenie o pożyteczności ich akcji, w ykazał po­

trzeb ę i celowość stałej w ym iany myśli między ludźmi, pracującym i na tym samym teren ie, choć w różnym charakterze, a to dla osiągnięcia d ro g ą harm onijnej w spółpracy jaknajlepszych rezultatów .

Leon Rom anow ski.

Węgierski państwowy zakład poprawczy pod Budapesztem.

K orzystając z przebyw ania na m iędzynarodo­

wym zlocie harcersk im (Jam boree) w sierpniu b. r.

w Godollo pod Budapesztem, grono instruktorów h a r­

cerskich a zarazem p ed ag o g ó w — praw ników zw ie­

dziło w ęgierski państw ow y zakład dla nieletnich przestępców w Ostudzie (M agyar kiralyi javitó ne- veló intezet. Aszód). Dzięki uprzejm ości d y rek to ra

(11)

N» 9 PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO 11

Wejście do Zakładu poprawczego w Ostudzie pod Budapesztem.

skończeniu 12-tu lat. — O zwolnieniu decyduje Sąd nię — świetlicę, sypialnię. Opiekun śpi w sąsied - w porozum ieniu z dyrekcją zakładu. nim pokoju. Ma połączenie telefoniczne przez cen-

Przebyw ającegb chłopca bada lekarz, d entysta, tralę w ew nętrzną z innem i służbowemi pokojami, nauczyciel i psycholog. U stalają oni jego stronę k ancelarją i t.p. Są k raty na korytarzach. Izolatek fizyczną, um ysłow ą, zdolności zawodowe i zakres pojedynczych — czternaście, n a drzw iach — k a rtk a pojęć m oralno-społecznych. Po kilku dniach prze- z nazw iskiem i ilością dni (najwyżej — do 15 dni), chodzi on do_ odpow iedniej dla niego grupy-rodzi- Kary: napom nienie, nagana, nieotrzym anie chleba, ny, kierow anej przez „szefa", o kw alifikacjach zupy, m ięsa, obiadu, tylko chleb i woda, izolatka nauczycielsko-w ychów aw czych, którem u podlegają zw ykła i ciemna, przew ażnie na czas św iąteczny, opiekunow ie (dozorcy) i — m ajstrow ie (technicy- K ar cielesnych jako system u niema. K ary wyzna- instruktorzy) z w arsztatów . Nauczyciele ci posia- cza tylko szef grupy; skargi w ychow anków na per- dają, po za ogólnęm w ykształceniem , specjalne sonel rozpatruje dyrek to r (skargi — b. rzadkie), przygotow anie na tr z y - I e tn iC h kursach z zakresu W izolatkach znajduje się ty lk o stó ł — skrzynia psychologji, psychopatologii, psychoanalizy, psy- zam ykana, w niej — potrzebny sprzęt,

cbologji wychowawczej, i t.p. N auczyciele ci nie N acisk na k ontakt z lepszym światem; częste uczą w szkole, m ają nadzór ogólny nad sw oją gru- odw iedziny poprzednich nauczycieli, opiekunów pą i niższym personelem zakładu,' poza nimi są (kuratorów ), niezepsutych ro d z ic o w i t.p. Specjalna księża dla p rak ty k religijnych w 3 kaplicach dla rozm ów nica. Opiekun przyprow adza, pozostaje, jed- wyznańi protestanckiego, katolickiego i żydowskiego, n ak nie podsłuchuje rozmowy; po odwiedzinach — _Jęgt kilka pokoi szpitalnych; chorych byw a od 7 rew izja. O ile chodzi o szkołę ogólnokształcącą i zą-

zakładu, p. Erńo N igriny i prof. K alm an Cseplo, mogliśmy w czasie dłuższym dokładnie zbadać organizację zakładu.

Zakład w Ostudzie je st najlepiej urządzonym zakładem na W ęgrzech (drugi, m niejszy znajduje się w N yiregyhaza koło D ebrecena). Je st położony na linji kolejowej H atvan-B udapest, w okolicy rów ­ ninnej, lekko w zniesionej ku zalesionym pagórkom w dalszej perspektyw ie. Zakład znajduje się przy stacji, w pobliżu — środow isko w iejsko-ziem iańskie.

Ogólnie — im ponuje rozmiaram i, ilością budyn­

ków i terenem ogrodniczo-rolniczym . Pojem ność budynków obliczona na 620 chłopców, obecnie jest 383. Podzieleni są na grupy, liczące około 30 c h ło p ­ ców każda. Przyjm uje się na podstaw ie w yroku sądu dla nieletnich. W yroki najczęściej oznaczają roczny pobyt w zakładzie, w yrok z apelacji może ten term in skrócić. W zakładzie trzeba przebyć n aj­

mniej rok przed skończeniem 21 roku życia i po

do 30, przew ażnie zapalenie płuc, dyfteryt, woda w boku, zaburzenia żołądkowe, w eneryczne; b r a k — gruźlicy. Duże boisko, sale gim nastyczne, liczny sprzęt sportow y, fachow y nauczyciel w ychow ania fizycznego. N acisk na zawody w grach.

Chłopcy chodzą w biało gran ato w y ch kitlach, pracow nicy — bez uniformów, część ubrana tak, jak chłopcy. K arność, porządek, stosunek wzajem­

ny dość pow ażny i serdeczny. P ostępy w pracy i spraw owaniu się są notow ane w dzienniku zajęć przez „szefa" i dyżurujących pracow ników . Jeden dziennik na 30 chłopców (rodzina). Co 3 miesiące ustala się ogólną opinję o chłopcu i w pisuje się do specjalnych wykazów. P un k tacji niem a, kw ali­

fikacje są ryczałtow ane w 3 działach: zajęciach, szkole, spraw ow aniu (stosunek do pracowników, porządek wokoło siebie i na sobie, czystość ciała, rzeczy, ubrania).

Każda grupa, poza zajęciami i szkołą, żyje własnem życiem gospodarczem ; ma w łasn ą jadał-

(12)

PRZEGLĄD WIĘZIENNICTWA POLSKIEGO wodową, to chłopcy uzupełniają najpierw w ykształ­

cenie ogólne w zakresie 6 klas szkoły elem entar­

nej, równej naszej 7-mio klas. szkole powszechnej.

N astępnie przechodzą jednocześnie w okresie 3 lat kurs zawodowy i kurs dokształcający ogólny. Je st tendencja do niewypuszczania z zakładu chłopca, k tó ry nie ukończy szkoły elem entarnej i kursu za- wodowo-dokształcającego.

tapicerski, lakierniczy, szewcki, kraw iecki, koszy­

karski, przem ysłu ludow ego, kow alsko-ślusarski, introligatorski. B rak działu rolniczego i ogrodnicze­

go, traktow anego jako szkoły, jednak je st duże nastaw ienie na stronę praktyczną.

W arsztaty te zachow ują koncentrację w swej pracy; w szystkie składają się na w yprodukow anie różnej kategorji wozów: od wózków dziecinnych

Oryginalne wyścigi chłopców na stadjonie.

Zakład w Ostudzie — jadalnie i sypialnie.

Uczniów w klasach około 30. Szkoła zaopa- pfZez furgony, bryczki, sanki, k arety do karo serji trzona w gabinety przedm iotowe, szczególnie z za- autom obilowych (jak w naszym Studzieńcu przed k resu fizyki, m echaniki, chemji i w sale rysunko- wojną). Uwzględniony jest dział przem ysłu ludo­

we z pulpitam i i t.p. Duża ilość modeli z zakresu w ego (tkactw o, sp rzęt domowy, regjonalny).

przedm iotów zawodowych. W ychow anek, aby zrobić wóz, musi przejść W arsztaty są postaw ione na stopniu poważ- przez w iększość tych w arsztatów. W czasie tym nej szkoły zawodowej i w ytw órni n a export. znajduje lub rozw ija swe zam iłowania, aby potem Działy; stolarski (24 w arsztaty), kołodziejski, poświęcić się tem u zawodowi, k tó ry mu najbardziej

Cytaty

Powiązane dokumenty

święca form ie książeczki, oszczędnościowej § 35. Sądząc, że przepisy te mogą mieć zastosowanie przy wszelkiego rodzaju książeczkach wkładkowych, przyjm ujem

O peracyjne użycie lo tn ictw a szturm ow ego.... Jó zef R

Jó zef K

Siedzenie

go ugrupow ania, lecz będzie to obserw acja bardzo ogólna. Załoga również nie zawsze zdoła om inąć tę niebezpieczną strefę, przechodząc z boku lub powyżej

Rozumie się, że sam olot szturm ow y budow any jednocześnie do walki i bom bardow ania (zasadnicze jego zadania) nie może mieć tak wielkiego uzgodnienia czynników

w acja te j bakteriobójczej pleśni doprow adziła prof... Do obliczenia liczby z może służyć

Nie tylko jednak w okresie intensywnego rośnięcia organizmu zaznacza się korzystny wpływ ćwiczeń cielesnych, który może mo­. dyfikować rozwój, ale również i