Anna Martuszewska
Wniebowzięcie heroiny
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (45), 59-75
Wniebowzięcie heroiny
1
Śm ierć nie n ależy b y n ajm n iej do zjaw isk rzad k ich w p o p u larn ej litera tu rz e . W po w ieści k ry m in a ln e j posiada pełn ię o b y w atelstw a i je żeli n a w e t nie zawsze pojaw ia się n a scenie bezpo śred n io (czasem m ieści się jed y n ie w przedakcji), n iem al w każdym w y p ad k u stanow i p u n k t w yjścio w y do prow ad zenia śledztw a. To o statn ie bow iem n a b ie ra znaczenia, sta je się należycie w ażkie dla czy te ln ik a dopiero wówczas, gdy toczy się w spraw ie ta k isto tn ej ja k zabójstw o. R ów nież w toku akcji k ry m in a łu p o jaw ia ją się często now e zbrodnie i no w e ofiary, zgodnie ze sły n n y m oksym oronem A ga- th y C hristie: „nic ta k nie ożyw ia powieści, ja k now y tr u p ” . W d etek tyw isty cznej odm ianie tego ty p u u tw oró w ów „ tr u p ” nie je s t p rzy ty m b y n ajm niej u jm o w an y pod k ą te m em ocjonalnym , sta je się je d y nie w stę p n y m czy kolejn ym ogniw em logicznie tr a k tow anego łań cu ch a um ysłow ej zagadki, posunięciem a u to ra w grze z czytelnikiem .
W pow ieści m ającej elem en ty dreszczow ca je s t już n ato m iast nieco inaczej — śm ierć grożąca niew innej a cnotliw ej b o h aterce nacechow ana zostaje em ocjo nalnie, gdyż odbiorca pow inien drżeć o jej życie,
Niezbędny trup...
id en ty fik u jąc się zaś z nią, pow inien rów nież obaw iać się m ordercy. Z tym , że w tej w łaśnie odm ianie lite ra tu ry p o p u larn ej i film u do śm ierci owej h e ro in y niem al n igd y nie dochodzi, obserw ujem y co n ajw yżej zabójstw o in nych o fiar (np. jej koleżanek), k sz ta łtu jąc e i p od trzym ujące uczucie grozy. Nie g i nie też oczywiście żaden z su p er-d etek ty w ó w am e ry k ań sk iej „c za rn ej” pow ieści k ry m in a ln e j, śm ierć
i nieśmiertelny Zaś ich k lientó w (lub też k rew n y c h ty ch klientów )
detektyw fu n k cjo n u je tu n a ogół ta k ja k w znakom itej w ięk szości k ry m in ałó w — jako zd arzen ie-p u n k t n a m a pie akcji. T u także w y stę p u je w spom niane ju ż w yżej zjaw isko — b ra k em ocjonalnego sto su n k u do śm ier ci, w iążący się z istnien iem d y stan su m iędzy czytel n ikiem a o fiarą m o rd erstw a. O dbiorca klasycznej pow ieści k ry m in aln ej może się bow iem utożsam iać jed y n ie z detek ty w em , te n zaś nigdy w u tw orze nie ginie i wobec śm ierci z ajm u je stanow isko w yłącznie in tele k tu a ln e , jego zadanie polega też n a rozw iązaniu logicznie skonstru o w anej zagadki m orderstw a, a nie n a pom szczeniu jego ofiary.
2
O dm iennie p rzedstaw ia się sp ra w a w p o p u larn y m rom ansie, zw łaszcza zaś w jego m elodram atycznej odm ianie. A by w yjaśnić tę od m ienność, w a rto sięgnąć do rodow odu literackiego głów nych w ątk ó w rom ansow ych popularnej pow ieś ci. Sięga on dość daleko. M ożna go odnaleźć w n ie k tó ry c h m itach (poza tym i, k tó re m ów ią bezpośred nio o m iłości i m iłostkach bogów i herosów , szcze gólnie isto tn y okazuje się w ą te k Prozerpiny). Spo ty k am y go także w baśni ludow ej, ju ż w postaci b ard ziej n am znanej f stosunkow o m niej niż w ro m ansie p o p u larn y m zm ienionej i p rzekształconej. P rzew ażająca większość w ątkó w erotycznych lite r a tu r y po p u larn ej opiera się bow iem na dw u w ą tk a ch
b aśniow ych — h isto rii K opciuszka i K sięcia oraz P ięk n ej i Bestii.
W ątek K opciuszka je s t pow szechnie znany, w arto je d n a k przypom nieć te n d ru g i, ty m b ard ziej, iż on w łaśnie odgryw a podstaw ow ą rolę w m elodram acie, tym sam ym zaś jest isto tn y dla in teresującego nas problem u. W znanych m i w e rsja c h baśni o Pięknej i B e s tii1 nieodzow nym elem entem jest p a rtia w stęp na, w k tó rej okazuje się, że b o h a te rk a została odda na P otw orow i nie dobrow olnie, lecz jako sw oisty zastaw . Ojciec jej bowiem , w racając z podróży handlow ej z tow arem i pragnąc zdobyć obiecany najm łodszej pieszczotce podarunek, dostaje się w ręce Bestii. Ta o statn ia w ypuszcza go pod w a ru n kiem przy słan ia w zam ian córki (lub pierw szej w i tającej go w dom u osoby, czy też czegoś, co pojaw iło się niespodzianie podczas jego nieobecności — zaw sze oczywiście pożądaną zakładniczką okazuje się Piękna). D opełniając w aru n k ó w k o n tra k tu n a ty c h m iast albo po szeregu upom nień, gdy dziew czyna
osiąga odpow iednią dojrzałość, ojciec oddaje P iękną w m ałżeństw o Bestii. Baśń n a ogół nie p rezen tu je zbyt szczegółowo osw ajania się P o tw ora (więcej m iejsca pośw ięca n a stopniow e pogodzenie się dziew czyny z jego b rzy d otą i uznan ie jego innych zalet). P o tw ór zresztą jest przecież w grun cie rzeczy p ięk nym królew iczem i sw ą zw ierzęcą skórę zachow uje w yłącznie w relacjach zew nętrznych, wobec Pięknej zaś ją zrzuca (przynajm niej nocami) i obdarza ją do ro dn ym potom stw em . Po pew ny m czasie n a stę p u je k o n fro n ta cja z jej rodziną, p rzy czym albo B estia
1 M. Leprince de Beumont: Zaprzedana przez ojca. W: Li teratura dla dzieci i młodzieży do roku 1864. Zarys rozwoju. Wybór materiałów. Wyd. 2 zmienione. Warszawa 1973; J. W. Grimm: Bajka o skowronku-srebrnogardziołku. W: Bracia Grimm: Bajki: Przeł. I. Tuwim. Warszawa 1938; R. Zmorski: Straszny potwór. W: Baśnie polskie. Wyb. i opr. T. Jodełka. Warszawa 1964; C. Kędzierski: O sie rotce i wdzięcznym Misiu. W: Bajki polskie Wujka Czesia. Poznań br. Piękna i Bestia Potwór (nocą) piękny i darzący
pod w pływ em d ziałania m iłości P ię k n ej odzyskuje sw ą — ongiś u tra c o n ą — lu dzką i książęcą zarazem postać, lub też zo staje — z pow odu n iefo rtu n n e j in te rw e n cji ro d zin y b o h aterk i — n ad al przez p e w ien czas w skórze Potw ora, ta k długo, aż go P ięk n a nie przem ieni dzięki licznym pośw ięceniom . Istn ieje n aw et w e rsja (naw iasem m ówiąc, przytoczona przez Rodziew iczów nę w D ew ajtisie jak o żm udzka baśń ludowa), w k tó re j rod zina dziew czyny podstępnie zabija jej m ęża, k rólew icza w w ężow ej skórze. Ł atw o zrozum ieć m elo d ram atyczną nośność tego schem atu baśniow ego. O ile bow iem histo ria K op ciuszka i K sięcia d a je nie ta k w iele m ożliwości u k a zania nieszczęść h ero in y (w g rę tu w chodzi ty lk o szykanow anie jej przez m acochę i p rzy ro d n ie sio stry oraz e w en tu aln a rezy g n acja z h a p p y endu, w m ie szanie się F atu m , k tó re najczęściej p rzejaw ia się jako śm ie rte ln a choroba rozdzielająca n a zawsze ko chanków ), o ty le tu ta j ow e m ożliw ości są w p ro st nieograniczone. P o ja w ia ją się bow iem ju ż w p a rtii w stęp n ej, w k tó re j srogi op iekun m oże sam dręczyć
Nieczyste 33 fizycznie i m o raln ie (a także jak o ojczym — ści-
żądze ojczyma gać nieczystym i żądzam i, ja k zdarza się w G ehennie M niszkówny), by w reszcie oddać ją w b re w jej u czu ciom i w oli w m ałżeństw o Potw orow i, załatw iając p rzy okazji jak ieś w łasne sp raw y m ajątk o w o -fin an - sowe. N ajbardziej rozbudow ana w ty m w y p ad k u zo sta je jed n a k środkow a część w ą tk u baśniow ego, w k tó rej P ięk n a sta je się niew in n ą ofiarą m ęża-B estii. W yzyskana je st w ów czas przed e w szystkim opozycja m iędzy postaciam i (piękno — brzydota, niew inność — rozwiązłość, cnota — zbrodnia, o fiara — kat) oraz sam a sytuacja, d ają c a m ożliw ość opisu cierpień n ie szczęsnej m ałżonki, a tak że in n y ch kobiet, ty m sa m ym zaś — p o zw alająca się w yk orzy styw ać do przed staw ian ia to r tu r nie ty lk o m o raln ych — s a ty sfakcjonującego sadystów bądź m asochistów . W dzięczne m ożliw ości d la p op ularnego ro m an su z h a p p y endem tk w ią w opisach stopniow ego „osw a
ja n ia ” Potw ora, zrzucającego pow oli sw ą skórę Be stii pod w pływ em cnót m ałżonki, okazującego się pod koniec u tw o ru k o chającym m ężem . M elodram at jed n ak że przew ażnie jed y n ie p o ten cjaln ie ukazu je tak ie rozw iązanie, doprow adzając, n a w e t w w y p ad
k u faktycznego naw ró cenia się m ałżonka p ięknej n ie- zmaltretowana
w inności, do śm ierci hero in y , zm altretow an ej heroina
w szystkim i poprzednim i u d ręk am i.
3
W s tru k tu rz e ow ych schem atów baśniow ych tkw iących u p o d staw y w ątków fa b u la r n ych m elodram atycznego ro m an su tk w i więc t r a giczne zakończenie życia n ie k tó ry ch p rzy n ajm n iej postaci, z głów ną b o h a te rk ą n a czele. Oczywiście w s tru k tu rz e ju ż n a p o trzeb y tegoż m elo d ram atu p rze kształconej, pozbaw ionej ele m en tu fan ta sty k i (jedy nie w film ow ych w ersjach K in g K onga B estią m a fak ty czn ie k sz ta łt Potw ora, co zresztą może stw a rzać dodatkow o specyficzne dreszczyki emocji, gdy dochodzi do pieszczotliw ych gestów n a tu ry erotycz nej, sk iero w an ych w stro n ę b ohaterki), rezygnującej absolu tn ie z h a p p y endu. O ile bow iem trz e b a się zgodzić z E dgarem M orin, iż d la m ożliwości id en ty fik a c ji odbiorcy z b o h aterem dzieła należącego do k u ltu ry m asow ej „o p tym aln e w a ru n k i stanow i pew n a rów now aga pom iędzy realizm em a idealizacją; trz e b a poza tym , aby spełnione b y ły w a ru n k i p ra w dopodobieństw a i w iarygodności, co w zm ocni zw iąz ki z p rzeżyw aną rzeczyw istością” 2, o ty le w y d aje się, że te n znakom ity znaw ca „m ieszkańców m asow ej w y o b raźn i” znacznie p rzecenił ro lę h a p p y endu. S ą dzi on bow iem , że: „Sprzeczność leżąca u podstaw w szelkiego n apięcia d ram atycznego (w alka z losem, k o n flik t z n a tu rą , państw em , in n y m człow iekiem
2 E. Morin: Duch czasu. Przeł. A. Frybesowa. Warszawa 1965, s. 79.
Spór о happy end
(z E. Morin)
lub sobą sam ym ) zam iast — ja k w tra g e d ii — zn a leźć rozw iązanie czy to w śm ierci b o h atera, czy to w d łu g o trw ały m cierpieniu lu b pokucie, z n a jd u je rozw iązanie w h a p p y endzie” 3, a także, iż: „sen ty m en ta ln a i osobista więź, ja k a p o w staje pom iędzy w idzem a b o h aterem , je st tego rodzaju, że w idz nie może ju ż znieść zagłady sw ojego sobow tó ra” 4. P raw dopodobnie rzeczyw iście w lite ra tu rz e p o p u lar nej i film ie przew ażają pod w zględem ilościow ym sch em aty kończące się optym istycznie — dobiciem b oh ateró w do p o rtu m ałżeńskiego, zw ycięstw em Do b ra n a d Złem , Spraw iedliw ości n a d K rzyw d ą i Z brod nią. Je d n ak ż e n ie w olno zapom inać o zjaw isku cał kiem nie ta k now ym , a m ianow icie o tym , że owe o statn ie zw ycięstw a m ogą też m ieć c h a ra k te r w y łącznie m oralny. D oskonale znane np. dziew iętna stow iecznej lite ra tu rz e o p ro filu dy dak tyczn ym są schem aty, w k tó ry c h klęsk a życiow a i śm ierć pozy tyw nego b o h a te ra m a służyć p rzek on aniu odbiorcy o n iespraw iedliw ości przeciw ników jego idei, o n ie słuszności „w adliw ych u sta w społecznych” . P rzy po m n ijm y sobie choćby M artę Orzeszkow ej i N ie m a
proroków m ię d zy s w y m i Sienkiew icza, czy też —
bezpośrednio m niej ten d e n c y jn e pow ieści W ik to ra Hugo z C zło w iekiem śm iechu na czele. Nie dy d ak ty zm je d n a k zadecydow ał o olbrzym iej popularności tak ic h utw orów , ja k Trędow ata i G ehenna M nisz ków ny, ja k L o ve S to ry Segala i W rzos Rodziew i czówny, a także całego szeregu film ow ych m elo d ra m atów (w ty m rów nież ad ap ta c ji film ow ych u p rze d nio w ym ienionych powieści). W e w szystkich z nich głów na b o h a te rk a ponosi klęskę, najczęściej n aw et um iera, a m im o to (a może w łaśnie — dlatego?) m a ją one m ilio ny odbiorców szukających zn am ien ny ch dla tego ty p u fab u ł w artości i zn ajd u jący ch je, lejący ch — m niej lu b bardziej jaw n ie — łzy w m o
3 Ibidem, s. 88. 4 Ibidem, s. 88—89.
m encie zgonu p ro tag o n istk i lu b jej bliskich. W arto w ięc m oże nieco bliżej p rzy jrze ć się sposobom p rzed staw ien ia tego zjaw isk a i jego ro li w utw orze.
4
Sch em at P iękn ej i B estii w n a szej lite ra tu rz e po p u larn ej re p re z e n tu je przede w szystkim k ilk a pow ieści R odziew iczów ny oraz — w sposób najb ard ziej c h a ra k te ry sty c z n y i doskonały (w ty m znaczeniu, w jak im doskonała je s t Trędow ata jak o arcydzieło kiczu) — G ehenna M niszków ny. P o czątkow a część tego ostatniego u tw o ru stanow i opis u d ręk , ja k ie cierpi śliczna a n iew in n a A ndzia T ar- łów na od swego ojczym a — Kościeszy, k tó ry prócz tego, że nie kw api się jej oddać w ręce ukochanego, „w zrokiem obrzy dły m m ierzy ł Andzię, pełzał po niej (...)” 5; dalsza zaś p a rtia tego te k s tu to h isto ria m altre to w a n ia b o h a te rk i przez m ęża, pożądającego jej pieniędzy oraz ciała. W p rez e n ta c ji jej cierpień nie b ra k godnych a u to rk i T ręd ow atej k w iatków sty listycznych w rodzaju : „Tej sam ej nocy jeszcze A n n a m usiała być posłuszną. M ękę je j fizyczną zaćm ił trag izm duchow y, p o k ry ł czarny m k irem znękaną duszę m łodej k o b iety ” *. ·
Isto tniejsze je st jed n a k w ystęp ow an ie klasycznej w ręcz postaci m elodram atu. A ndzia bow iem pada ofiarą d w u k olejn ych potw orów w ludzkim ciele — ojczym a i męża. Obaj u siłu ją ją — bezskutecznie oczywiście, chociaż m ąż początkow o ją „hipnotyzu je ” — zdem oralizow ać. Obaj też u ja w n ia ją sw ą n a tu rę B estii nie ty lk o w opisach zm ysłow ego pożą d an ia b o haterk i, ale także — a to w łaśn ie je s t dla nas w ty m w y p ad k u istotne — poprzez czyny. H
e-5 H. Mniszek: Gehenna. Powieść. Kijów—Warszawa—Kra ków 1914, t. 1, s. 125. 6 Ibidem, t. 2, s. 313. Kościesza się nie spieszy... a mąż maltretuje 5
Gehenna...
i obowiązek patriotyczny
roina nasza bow iem zostaje w życiu całkiem sam ot na, gdyż n a jp ie rw ojczym a później m ąż pozbaw iają życia p o ten c jaln y c h je j m ężów czy kochanków . Z zasadzki n a p olow aniu zostaje zastrzelo n y przez sługę Kościeszy u k o ch an y A ndzi — kniaź A ndrzej Olelkowicz. W sposób tajem n iczy ginie zresztą póź niej tak że ów sługa. U m iera ze starości, a być może także i z pow odu zm artw ień , ciotka i pow iernica głów nej b o h aterk i. Do sam obójczej śm ierci dopro w adza ojczym A ndzi kolejnego człow ieka, k tó ry ją kocha, sy n a owej ciotki — J a n a Sm oczyńskiego. M ąż zabija w p o jed y n k u ostatniego jej opiekuna, jed y n ą p rzy ja zn ą jej później duszę. U tra ta w ięk szości m a ją tk u (mąż nieszczęśliw ie gra, ziem ię n a licy tacji k u p u je R osjanin, syn Kościeszy fałszu je jej nazw isko n a w ekslach) s ta je się daleko m niej w ażna niż łań cu ch śm ierci, stano w iący n a jisto tn ie jszy ele m en t owej g eh en n y b o h aterk i, nie m ającej w reszcie dla kogo żyć, nie w idzącej sen su życia (tu w a rto zau w ażyć, że w zn an y ch m i u tw o rach pow ieściow ych i film ow ych, realizu jący ch schem at P iękn ej i B estii w w e rsji m elo d ram aty czn ej, p ro tag o n istk a nigdy nie obdarza P o tw o ra potom stw em , ba, n a w e t czasem w m ałżeństw ie pozostaje dziew icą ja k K azia w e W rzo
sie Rodziewiczówny). K onsek w encją cierpień głów
nej b o h a te rk i w G ehennie w y d aw ałab y się jej śm ierć, M niszków na w szakże nie zezw ala je j osta tecznie n a sam obójstw o, każe jej, w im ię p a trio tycznego obow iązku wobec ostatniego sk ra w k a zie mi, pozostać p rzy życiu. Jeżeli jed n a k doszłoby do tej śm ierci (raczej je d n a k nie z w łasnej ręki, gdyż ta k a rzu ciłab y cień i na sam obójczynię), stan ow iłaby ona jeszcze jed en p rze jaw b estialstw a ojczym a czy męża, ta k ja k stan ow ią go n iem al w szystkie zgony p rzyjació ł m ęczennicy, będące p raw ie zawsze za kam uflow anym i m o rd erstw am i. W m elodram atyczn ej w e rsji sch em atu P ięk n ej i B estii śm ierć uw idacznia bow iem p rzed e w szy stkim opozycję m iędzy N iew in nością a Z brodnią, C notą a Przestęp stw em , K atem
a O fiarą, u kazu je e k stre m a ln ą sy tu a c ję w „gehenn ie” tej o statn iej.
5
W rom ansow ym schem acie w ą t k u K opciuszka śm ierć p rzychodzi zawsze „z ze w n ą trz ” , tj. m elo dram aty czne jego rozw iązanie w y n ik a z pojaw ien ia się jeszcze in n y ch sił, niż dający się p rzez m iłość pokonać d y stan s społeczny. K siąże p rz y ty m nie m usi udow adniać sw ej pozycji socjal nej dręcząc i zab ijając podw ładnych, lepiej bow iem u k aże sw e bogactw o i w ielkość, gd y będzie w ładcą łask aw y m i w spaniałom yślnym , ty m też m. in. zyska serce K opciuszka. N iem niej b o h a te rk a tego w łaśnie w ą tk u rom ansow ego w w ielu u tw o rac h u m ie ra — i to w ty ch n ajb ard ziej p o p u larn y ch . P rz y czym za ró w no m iejsce p o jaw ienia się śm ierci w tekście, ja k i sposób jej u k azan ia się są znam ienne. Zgon pro- tag o n istk i stanow i bow iem o statn ie w y darzenie w utw orze, ty m sam ym zaś p a d a n ań siln y akcent, gdyż sta je się on fin aln y m ak ordem dzieła. W pam ięci odbiorcy pozostaje jed n a k n ie ty lk o dlatego, lecz tak że dzięki sposobowi jego p rezen tacji. R ozpatrzm y go n a przy kład zie opisu śm ierci S tef ci R udeckiej, ze w zględu na p ojaw ienie się w nim w szystkich n a jb a r dziej ch arak tery sty czn y ch cech analizow anego z ja w iska i istnienie w nim znam ien n y ch etapów , p rzy w ołując — w mia-rę p o trzeb y — fra g m en ty tek stu :
A . Choroba
„Waldemar ukląkł przy łóżku. Delikatnie wziął rękę Stef ci, białą, zda się przeźroczystą, gorącą jak ogień. Chora spała z głową obłożoną lodem, fale krwi przepływały jej przez twarz. Usta miała nieco otwarte, bardzo karminowe, spie czone gorączką, palący oddech wychodził z nich szybki, nierówny. [...] Włosy, wysunięte spod kompresu, otaczały jej głowę ciemnozłotym wieńcem” 7.
7 Mniszek: Trędowata. Powieść. Kraków 1972, s. 426.
Wątek Kopciuszka
Jedynie napad konwulsji
Z nam ienne w ty m opisie je s t pozbaw ienie, p ro w a dzącej aż do śm ierci choroby b o h aterk i, niem al w szystkich objaw ów fizjologicznych, zw łaszcza zaś tych, k tó re m ogłyby się w ydaw ać nieestetyczne, m ogłyby „obrzydzić” heroinę. S tefcia m a jed y n ie ogólnikowo w spom niany n ap ad „k o n w u lsji”, w cy tow anym zaś fragm encie opisu cielesne sym ptom y jej cierpień zostały p rzytłu m io ne pojaw ieniem się obrazu jej p ięk ny ch włosów. In te resu jąc e jest, że także w L o ve S to r y , u tw orze nie u n ik ający m p rze cież w u lgarnego języ k a w dialogach, śm ierć boha te rk i została p rzed staw io na niem al bez udziału jej cielesności. W tekście n a rra c y jn y m pojaw ia się je d ynie w zm ian k a o jej szczupłości oraz o „ ru rk a c h biegnących od jej praw ego p rze d ra m ien ia ” 8.
B. Pożegnanie z b lisk im i
W okół łoża śm ierci b o h a te rk i grom adzi się cała ro dzina, klęczy p rzy nim stale W aldem ar, p rzy jeżdża jego dziadek, Rita. Dzień p rzed zgonem Stefcia żeg n a się z nim i, n iem al każdego w zyw a. Scena ta przypom ina nieco znane z tra d y c ji literack iej opisy śm ierci p a triarc h y , z ty m że n i e vm a w niej m ow y o spraw ach m ajątko w ych, a głów ny nacisk p ad a na zapew nienia bliskich o ich m iłości do Stefci.
C. Otoczenie
„Zakołysały się akacje, cichym szeptem wionęły jaśminy. Strojne, jasnozielone brzozy, spowite w białe, cętkowane atłasy, zatrzęsły mnóstwem listków drobnych, błyszczących jak z emalii. Kwiaty, krzewy, umajone drzewa witały dzień radosnym poszumem. Rozjaśnił się czysty błękit i kryształ powietrzny. Słońce wstawało za jutrzenką, rozradowane, szczęśliwe. A ziemia cała i wszystko, co na niej żyło, rosło, kwitło, pachniało, wszystko, co umiało śpiewać, odczuć, świergotać — wszystko wznosiło w górę uroczysty hymn: K iedy ranne wstają zorze (...)
8 E. Segal: Love Story, czyli o miłości. Przeł. A. Przedpeł- ska-Trzeciakowska. Warszawa 1972, s. 131—134.
„W całej przyrodzie kipiącej życiem ten jeden kwiat więd- niał, zanikał niemiłosiernie, obojętny na pobudzające prą dy (...)” 10.
„Brzozy zaczęły wdmuchać do pokoju moc odurzających za pachów, całą woń z ogrodu, skrzętnie zebraną z kielichów kwiatowych; posyłały tam szmery; rozszeptany ogród rzucał w okno najpiękniejsze symfonie” u.
Ś m ierci h ero in y tow arzy szy n a tu ra . Częściowo jak o k o n tra st, gdyż je s t to w ty m w y p ad k u przy ro d a budząca się do życia, głów nie je d n a k jako uw zniośla- jące tło, w d ziera się ona bow iem do pokoju.
D. M o m en t zgonu
„Doktorzy spojrzeli na siebie, obaj spuścili oczy, cofnęli się od łóżka i w pewnym oddaleniu poklękali.
Widząc to pan Maciej i panna Rita uklękli również, kryjąc twarze w dłoniach.
Cisza wielka, cisza jakaś mistyczna spłynęła na jasny, won ny pokój.
Nagle w tę ciszę uroczystą posypały się delikatne rytmy, jak trele na flecie ze złota i pereł.
W brzozie pod oknem, w otoczeniu gęstych krzaków białego jaśminu, zaśpiewał słowik.
I muzykę swą posyłał wysoko aż do różowych zórz na nie bie, aż do roztoczy słońca. Król dnia wyjrzał już spoza se ledynowej wstążki, ostatniej z bogactw jutrzenki. Ptaszek flecikiem swym wzywał blaski, harmonijnym światem to nów przywabiał jasne duchy z błękitów aż do stóp Wszech mocnego, aby spłynęły na tę brzozę, w to okno otwarte a ciche jak w kaplicy. (...)
I od stóp Boga zerwały się jasne duchy piękne, natchnione, wysnute z mgieł srebrnych bieli obłoków.
Cały hufiec niebieski z szelestem sfrunął w powodzi jaskra wych pasm na bujną brzozę, gdzie sygnalizował ptaszek. I razem ze światłością poranku, razem z zapachami kwia tów i ( cudną melodią wiośnianą jasne duchy dotarły do Stef ci, otaczając śliczną głowę dziewczyny cichym, dobrym tchnieniem.
Słowik trylował, cieniując pojedyńcze nuty, jakby przy grywkę jakąś tęskną do rapsodu Aniołów.
Gdy łóżko Stefci zapłonęło ogniem słońca w całej świetni jego potęgi, hufiec niebieski zaszumiał skrzydłami, uniósł
ten jeden kwiat więdniał...” „...gdzie sygnalizował ptaszek” 10 Ibidem, s. 431. 11 Ibidem, s. 432.
się i na złotym szlaku wyfrunął z pokoju, powiększony 0 jedną przeczystą duszyczkę — Stefci.
Błękitni wysłańcy nieśli ją niepokalaną, jak ich pióra, snu jąc nad nią czarowną glorię nieuchwytnych blasków. I le cąc ku błękitom, dążąc do stóp Boga, cały chór anielski i ta jasna nowa duszyczka dziewczyny wznieśli hejnał pobożny: — Salve Regina...” 12
Pole sem antyczne tego te k s tu je s t oczyw iście zor- . . . ganizow ane w okół słów „niebo” i „anio ł” . W iążą one
medycy l ^ z obrazy klęczących b oh ateró w (w ty m także bezradnych już m edyków!), p rzy ro d y („m istyczna ci sza”) i duszy Stefci, zab ranej przez „hufiec nieb ie sk i” do Boga, p rzy w tórze relig ijn ej pieśni. Opis ten cechuje sw oista estety zacja p rze jaw ia ją ca się w m a nierycznym n adu ży w an iu składniow ych środków w y razu artystycznego (pow tórzenia, anafory, poli sy ndetony). C h a ra k te ry sty c zn a je s t tak że liczba epi tetó w ty p u w artościującego, m ający ch w zbudzić u czytelnika określony stosun ek em ocjonalny. W arto także zauważyć, że w ty m opisie zgonu b o h a te rk i jej cielesność zn iknęła absolutnie, pozostała tylk o „jasn a duszyczka”.
E. Rozpacz b liskich
N ajbardziej jask ra w ię są przedstaw io ne cierp ien ia
Ryki ordynata o rd y n ata, jego ję k i (czy n a w e t ryki), „stan całko w itego znieczulenia”, p rób a sam obójstw a. P o jaw ia się tak że opis rozpaczy całej niem al jego rodziny 1 sług.
F. Obraz ka ta fa lku
„Wzniesienie na środku pokoju tonęło w kwiatach: białych różach, goździkach, liliach. Stopnie otaczały wieńce z kon walii i krzaczastych paproci.
Olbrzymie palmy wachlarzowe, sięgające sufitu, tworzyły nad wzniesieniem ruchome sklepienie. Zdawało się, że to wzgórze anielskie, jeden bukiet świeży, pachnący, przeja śniony blaskiem” 13.
Pokój, w k tó ry m stoi k atafalk , przypom ina kościół (sklepienia), k a ta falk zaś — ołtarz. P rzy ro d a (tym 12 Ibidem, s. 434.
razem cieplarniana) służy h ip erb o lizacji zjaw iska, p rzy g oto w uje do zestaw ien ia go z „anielskim wzgó rze m ” . H eroin a u b ra n a je s t ja k p a n n a m łoda — w ślu bn ą su k n ię z w elonem i k w ia te m pom arańczy. Zarów no to sko jarzen ie k a ta fa lk u z ołtarzem , ja k i śm ierci z w eselem słu ży u k a z an iu k o n tra s tu m ię
dzy życiem a śm iercią (tego w łaśn ie d n ia m iał się odbyć ślub S tef ci i ord y nata), ale także przypom ina o dziew iczości b o h a te rk i i jej p rzynależności do św ia ta aniołów . P odobną fu n k cję p ełn i opis białych kw iatów , k tó ry m i je s t „zasy pan y ” k a ta falk , a potem grób „ trę d o w a te j” .
G. Pogrzeb; rozpacz m a luczkich
S tefcia R udecka zostaje pochow ana w m a ją tk u ro dziców. Opis jej pogrzebu nie w nosi ju ż nic nowego do in te resu jąc e j nas p ro b lem aty k i. W arto jed n a k w spom nieć, że prócz niego p rzed staw io n e je s t w po w ieści o dbyw ające się w G łębow iczach nabożeństw o żałobne — z udziałem k sięd za-staru szk a o drżącym głosie, w ygłaszającego kazanie chw alące cnoty bo h a te rk i do „szpalerów ” rozpaczającej słu żb y i p ła czących dzieci. Żal m aluczkich p o jaw ił się tu n ie przypadkow o (w in n y ch u tw o rac h o ch a ra k te rz e m elo d ram aty czn y m tow arzyszą oni śm ierci b o h aterk i lu b „ u ja w n ia ją się” n a cm e n tarz u — ta k je st np. w e W rzosie Rodziewiczówny), je s t to bow iem jesz cze jed e n elem en t zaśw iadczający o jej świętości, w ażn y w ty m sw oistym procesie kanonizacyjnym . W tekście analizow anej pow ieści je s t to n iem al bez pośrednio sform ułow ane:
„(...) wszystkim zebranym słowa księdza zdały się jawny mi : że Stefcię, niby kwiat biały i niepokalany, zerwali Anie li, aby ustroić nim stopy przeczystej Dziewicy — tam w cho rałach niebieskich” 14.
H. P o m n ik nagrobny
W idzim y go razem z nieszczęsnym W aldem arem w rocznicę zgonu heroiny. P rz ed sta w ia S tefcię w y k u tą
Kazanie do maluczkich
Stefcia z marmuru
z m a rm u ru i anioła — przypom ina w ięc raz jeszcze o jej anielstw ie.
6
P rzed staw io n e tu ta j n a p odsta w ie T ręd o w a tej poszczególne ele m en ty analizow ane go zjaw iska — śm ierci w p o p u larn y m ro m an sie ty p u m elodram atycznego — w y stę p u ją w w ie lu u tw o rach tego rodzaju, chociaż trz e b a przyznać, że nigdzie w tak im n asilen iu cech n a jb a rd zie j c h a ra k te ry sty c z nych. Z w róćm y jeszcze raz u w agę n a n ie k tó re z nich. Po pierw sze — śm ierć pierw szoplanow ej p o zyty w nej b o h a te rk i została niesłychanie w yeksponow ana, za jm u je niepodzielnie kilk a o statn ich rozdziałów po w ieści (prócz ostatniego, m ów iącego o zaw ieszeniu p o rtre tu h e ro in y w śró d a n te n a tó w o rd y n ata , o dda jącego jej sw oistą, po śm iertn ą „spraw ied liw ość”). T ym sam ym też, dzięki sam ej n a tu rz e końcow ej cząstki kom pozycyjnej u tw oru, oddziałuje n a czytel- . nika, pozostaje w jego pam ięci. Po w tó re — opis
śmierć heroiny te j śm ierci został n iem al zu pełn ie pozbaw iony ele m entó w fizjologicznych, b ra k w nim czegokolw iek, co m ogłoby b o h a te rk ę w oczach odbiorcy zbrzydzić. T ym sam ym w ięc je j zgon ze sfe ry cielesności zosta je przen iesio n y w sferę ducha, „m etafizy czn ą” . U w znioślony. Owo uw znioślenie w idoczne je s t także w każdej p a rtii tegoż opisu — w jego w a rto śc iu ją cej sty listy ce, po d k reślającej młodość, piękno, n ie w inność i dziew iczość b o h aterk i, ok ru cień stw o lo su — hipeirbolizującej w szystkie te zjaw isk a w spo sób n ad ający im piętn o ideału.
P ierw szoplanow a ro la w tej uw znioślającej id eali- zacji p rzy p a d a je d n a k p o jaw iającem u się bezpo średn io obrazow i un oszenia duszy h e ro in y do nieb a przez sp ecjalnie w ty m celu zesłane anioły. Z apo w ia d a ją zaś ów obraz w szystkie u p rzed n ie w zm ian k i zw iązane z w zorcem „dobrej chrześcijań skiej
śm ie rc i” , ja k choćby opis p ożegnania b o h a te rk i z b li skim i czy m om ent jej zgonu, w czasie k tórego w szy stk ie w spom niane postacie z n a jd u ją się w p ob li żu n a klęczkach. P o tw ie rd z a ją go zaś bezpośrednie n ap o m k n ien ia postaci i n a rr a to r a o p rzeb y w an iu duszy S tefci w niebie, a tak że opis k atafalk u , po g rze b u i nagrobka. Je d n ak ż e — w a rto to chyb a sp e cja ln ie podkreślić — śm ierć S tefci R udeckiej nie stano w i by n ajm n iej realizacji w szy stk ich elem entów w spom nianego tu m odelu śm ierci dobrego chrześci jan in a . B ra k w niej bow iem ta k podstaw ow ych sk ła d n ik ów te j ostatniej, ja k spow iedź i nam aszczenie. Co w ięcej — n ie tow arzyszy jej n a w e t żaden d u chow ny, ci p o jaw iają się dopiero n a pogrzebie i ża ło bn ym nabożeństw ie. N iem niej — hero in a nasza do staje się do nieba, k tórego w yob rażenie m ieści się ja k n a jb a rd zie j w k ręg u relig ii ch rześcijańskiej, ba, n a w e t katolickiej (światłość, ch ó ry anielskie, m ie j sce u stóp Boga — czy też w inn ej w zm iance — u stóp M atki Boskiej).
D o staje się ta m sposobem n asu w ający m p rzy p o m n ien ie opisów przed staw iający ch zab ran ie do r a ju duszy św iętej m ęczennicy za w ia rę czy też obrazów w niebow zięcia M arii P an n y . T ow arzyszy tem u zda rze n iu anielsk a m uzyka, o tw iera ją się niebiosa, p rz y la tu ją sk rzy d laci w ysłan n icy z anielskiego hufca, dusza je s t triu m fa ln ie unoszona w sferę św iatłości nieb iań sk iej. P o w sta je zatem jak iś sw oisty paradoks. B o h a te rk a u m ie rają ca niezgodnie z w ym ogam i K o ścioła zostaje obdarzona łask ą zbaw ienia, p rze d sta w ionego tu w to nie apoteozy, w ręcz jak o w n ieb o w zięcie. N ie zasłużyła n a nie sw ą odbiegającą od kanonów relig ii śm iercią. Nie je s t też m ęczennicą za w iarę, choć ja k te o statn ie — pozostaje w m o m encie zgonu dziew icą, a ow a dziewiczość je s t w ie- lekroć p odkreślana.
H ero in a T ręd o w a tej je s t jed n ak że m ęczennicą, ja k zresztą cały legion b o h a te rek m elod ram aty czny ch rom ansów . Są to m ęczennice w im ię Miłości, ginące
Do nieba — bez spowiedzi
Godna podkreślenia dziewiczość
Sakralizacja Miłości
przez nią i dla niej. Ta św iecka k a te g o ria została tu , w obrazie śm ierci S tefci R udeckiej, podniesiona do ran g i w iary, tra k to w a n a n a rów ni z religią, gdyż d a je także p alm ę m ęczeństw a i zbaw ienie wieczne. Użycie znanego w szystkim odbiorcom stereo typo w e go obrazu pośm iertnego ra ju , przynależnego w ty m w y p a d k u h ero in ie rom ansu za jej zdolność do ko ch ania i cierpien ia z ty m zw iązane, służy uw znioś- len iu nie ty lk o opisu śm ierci tej postaci i jej sam ej, zrów nanej n iem al z P rzeczystą Dziewicą, ale tak że i przede w szystkim — uw zniośleniu sam ej Miłości. R ola śm ierci bohateró w popularnego rom an su do te go w łaśnie się głów nie sprow adza. N iezależnie od tego czy głów na a m a n tk a u m ie ra m niej lu b b a r dziej zgodnie z w ym ogam i Kościoła (ale bez księdza jakiegokolw iek w yzn ania obyw a się rów nież ślub boh aterów L o v e S to ry oraz zgon Je n n y , większość zaś p ro tago n istek m elodram atów kona n a ty fu s, za palenie m ózgu czy płuc, czyli w sposób n ag ły i w nieprzytom ności, co uniem ożliw ia otrzy m an ie reli gijn ej pociechy). M iłość w prow adza ją do R aju, ty m sam ym zaś — ulega sak ralizacji. N ie je st w ięc szcze gólnie isto tn y — ta k często pod k reślan y — fak t, że śm ierć b o h a te rk i rom ansu uniem ożliw ia jej życie w śród g arn k ó w i pieluch oraz stopniow e tra c en ie złudzeń m iłosnych; liczy się przed e w szystkim owa sak ralizacja Miłości poprzez jej zw iązek ze Śm iercią i R ajem .
L ite ra tu ra p o p u larn a oczywiście tego zw iązku sam a nie w ynalazła. Istn ieje on w lite ra tu rz e p ięk n ej od n iep am iętn y ch czasów. P o jaw ia się bezpośrednio w barokow ych konceptach M orsztyna. J e s t opiew any choćby w ludow ej pieśni o K rakow iance, k tó re j K at „ścina białą szyję”, gdyż kochając Ja sia n ie je s t p rzy chy ln a zalotom K róla i sam ego K ata, a w n agrodę za ową m ęczeńską śm ierć aniołow ie z a b ie ra ją ją do swego nieba. Istn ieje w legendzie o T rista n ie i Izol dzie, k tó rej w ą te k m iłosny, kończący się śm iercią p a ry kochanków , p o w tarzan y b ył później niesko ń
czenie w iele razy 13. I w reszcie w m itach. N ajp ięk n iejsz a m itologiczna opowieść o m iłości to przecież h isto ria O rfeusza usiłującego zab rać E u ry d y k ę z K ra i
n y Śm ierci, uk azującego w te n w łaśn ie sposób potęgę sw ego uczucia i poezji. W spom niany zaś przed tem w zw iązku z b aśnią o P ięk nej i B estii m it o P e rse fonie i H adesie, stanow iący jed n o z praźró d eł ta m te j baśni, też u k a z u je e ro ty k ę w k ontekście śm ierci, lo k u jąc ob lubieńca-m ęża w p ań stw ie u m a rły c h i k a żąc D e m e te r rozpaczać po p o rw a n iu córki niczym po je j zgonie. J u ż w m itac h w ięc ów zw iązek m iędzy ty m i dw om a kateg o riam i b y ł częsty oraz — w a rto to p odkreślić — zróżnicow any i nie zaw sze jedn o znaczny.
W lite ra tu rz e p o p u larn ej zw iązek m iędzy śm iercią a m iłością p rz y b ie ra je d n a k c h a ra k te r stereo ty p o w y, całkow icie jednoznaczny. Ś m ierć b oh aterów ro m an su m elodram atycznego u k a z u je się tu w postaci „g e h en n y ” n iew in n ie dręczonej protag o nistk i, stano w iąc zapow iedź jej zgonu, coś w ro d zaju „m ałej śm ie rc i”, lu b też p o jaw ia się jak o najw ięk sza O fia ra, k tó rą złożyć ona m oże n a o łtą rzu M iłości, przy czym obie te w e rsje się w zajem n ie u zu p ełn iają. Ow a Miłość — pojm o w an a z n a tu r y swej św iecko — zy sk uje uw znioślenie dochodzące aż do sak ralizacji poprzez pow iązanie w y n ik ającej z niej Ś m ierci ze ste re o ty p a m i relig ijn y m i, p rzed e w szystk im zaś — z obrazem R aju, w idzianego w k ateg o riach w ierzeń chrześcijańskich. N ie je s t to ju ż b y n a jm n ie j śm ierć- -zd arzen ie czy śm ierć-p osun ięcie n a m apie akcji, ja k to było w pow ieści k ry m in a ln e j, ale Sm ierć- -O fia ra N ajw yższa, m ak sy m aln ie n acechow ana em o cjonalnie i uw znioślona rów nież m aksym alnie. U w znioślona n a skalę m elod ram aty cznego rom ansu, w k tó ry m n a obraz k a ta fa lk u nałożony je s t jed n o cześnie obraz o łta rza i łoża m iłosnego.
Melodra-matyczni Eros i Tanatos
15 Por. K. Starczewska: W zory miłości w kulturze Zachodu. Warszawa 1975.