• Nie Znaleziono Wyników

Świat : [pismo tygodniowe ilustrowane poświęcone życiu społecznemu, literaturze i sztuce. R. 5 (1910), nr 17 (23 kwietnia)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Świat : [pismo tygodniowe ilustrowane poświęcone życiu społecznemu, literaturze i sztuce. R. 5 (1910), nr 17 (23 kwietnia)"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

yfaiyny Do pisania

= ID E A Ł =

z niezrównanie widocznem pismem, oraz

Wielojęzyczne Maszyny

P O L Y G L O T T

piszące jednoczeście bez zmiany alfabe­

tu łacińskiemi i rosyjskiemi literami POLECA

Karol F. Fiśer

W a r s z a w a , M a z o w ie c k a N i 10. T e le f o n 1-44.

PIĄTE WARSZAWSKIE TOWARZYSTWO

Pożyczkouto-Oszczędoościoule

P la c W a r e c k i Nś 6 , t e l e f o n 6 5 -1 2 .

U d z ie la p o ży c zek i p rz y jm u je w k ład y , p lą c ą c od 3 do ó'/..”/ p rzy n ie o g r a ­ n ic z o n e j o d p o w ie d z ia ln o ś c i c z ł o n k ó w i zwolnione je st od w szelkich

opłat stem plowych.

REKTYFIKACJA WARSZAWSKA

J. ANDERSZEWSKI

W a r s z a w a , D o b ra 18.

P oleca znane ze sw ej dobroci W ó d k i, A r a k i , W y b o r n ą P r z e p a - lankę, Ś liw o w ic ę , J eszcze Raz, S lw u ch ę. Starkę, Jarzęb in o­

w ą na koniaku, Scherry Brandy i wiele innych.

HOTEL KRAKOWSKI

w W a rs z a w ie p rz y ulicy B ielańskiej N i 7, te l. 6 8 3 .

W centrum miasta, w dzielnicy handlowej, w bliskości Banku Państwa I Teatrów.

Pokoje dnże i w ysokie—Widne — Wygodne. Ceny przystępne. Prowadzony pod zarządem p. KAZIMIERZA JANKOWSKIEGO, w ieloletniego w s p ó łp r a ­ cownika HOTELU BRISTOL — po gruntownym odnowienia—poleca ale Sza­

nownym i życzliwym gościom. Wanny kamienne 60 k. Prysznice 35 k.

Nowootworzony Bar i Winiarnia

„ZAGŁOBA"

M a r s z a ł k o w s k a r ó g S i e n n e j .

WAGI

stołowe, dziesiętne, setne, wozowe i wagonowe z największej fabryki w kraju

W . H e s s w L u b l i n i e

poleca jeneralny reprezentant na Królestwo P olskie

Warszawa, Żabia 9.

R iS T M lR K C U

w jfo telu Jruhlow skim

po gruntownem odnowieniu z o s t a ł a o t w a r t ą i poleca ś n ia d a n ia i k o la c y e po rb. 1.00, o b ia d y po rb. 1 kop. 25.

Z poważaniem

J a n S z e p t y c k i

długoletni pracownik R estauracji w Hotelu Bristol i Maitre d’hotel firmy Clement & Toutet dawniej A. Stępkowski.

J. Serkow sk l

właściciel

D. K rajewski

Lampy: Naftowe—Elektryczne—Spirytusowe.

Bronzy: Kościelne I salonowe.

G a la n te rja metalowa.

P a ln ik i n a jn e w s z y o h s y s t e m ó w .

K o m u na sercu leży bezpieczeństwo dobytku przed żywiołem ognia, posiadać powinien ręczny aparat

którym od 1901 roku ugaszono 1 2 ,1 2 8 p o ż a r ó w ,

WIELKI „

wybór palt i ubrań ęj n a jm o d n ie js z e g o O

kroju z oryginalnych 5 angielskich materya- _ łów poleca Leopold q

KO CH 8

WIELKI

wybór oryg. ang. ma- ter dla obstalunków, które wykonywa w wykwintnym kroju i szybko Leopold

K O C H

I

fi n r

fi

fabryka welocypeSów i samochodów

A. LEUTNER & C“ w R,dze.

f Q I f l ■ R n i l f P r i f znane ze swej dobroci, lekkośri chodu

■ wJ ■ ■ u*JW W d y j precyzyjnego wykończenia.

Poleca na rok

SKŁAD FABRYCZNY:

W a r s z a w a , S e n a t o r s k a N i 2 7 . T e le f o n 3 3 -4 4 . Części, akcesorya oraz gumy rowerowe w wielkim wyborze stale na składzie

Cenniki na żądanie bezp łatnie.

Przedstawiciel:

JUL. OSIŃSKI.

Ważne dla rodzin, których członkowie nie o jednej obiadują porzel

„ K r a s n o lu d e k "

s a m ^ t u U y bez ognia i dozoru przez szereg godzin utrzymuje w stanie gorącym potrawy, nie przegotowując takowych, nie wysuszając 1 nie pozba­

wiając dobrego smaku.

Krzysztof

BRU N

i

S Y N

P ę d n ie (T ra n s m is ie ^ ,^ --

Koła zamachowe

K o la i i.li i (•*__ .

Wygładziarki (Kalandry) Walce do w ygład ziarek B ln r o W ariHtawskle M arszałk ow sk a 148.

TECHNICZNE

lnź. Szymon LANDAU

W a r s z a w a , S m o ln a 3 6 . T e l e f o n 109-17.

jB n e riln i Reprezentacja zikładów budowy maszyn FRANCO TOSI w Lignino

NAJEKONOMICZNIEJSZE TURBINY PAROWE.

PRECYZYJNE MASZYNY PAROWE od najmniejszych do największych.

MOTORY NA GAZ SSA N Y

zuiycie Antracytu 0,38 do 0,48 Jkg. na konia godzlnf.

PRZEGRZEWACZE, ODTŁUSZCZNIKI O NIEZWYKŁEJ DZIAŁALNOŚCI Blnro wykonywa:

IN S T A L A C Y B elektryczne w całkowitym zakresie.

B U D O W A tartaków, fabryk przemysłu włóknistego. Młyny T U R B IN Y wodne. P O M P Y .

> N

o WS£

*&O a

o

>N

I FI

00

r

FI

(2)

._ — ►»

. „ £ o - * 2 o cu

N N >, 0>CZ5 >

E .'3 4) f i l

t/i O

.2 l i w Ó

cq & e

r

§ j t

■ e s

ra w

•es 2

o

§ • ■

c o

c o

cO c o

o

<

E>

B

O n a (0 N 3

O Oi a 3

« SN OR

B

N

>>

NR tJOej

<

£

Od p r z e s z ło 4 0 -tu la t

polecana przez lekarzy całego świata jako idealny pokarm d la d z ie c i

i dorosłych chorych na żołądek.

Pccor

l a w W a r s z a w ie

PRACOWNIA RYSUNKÓW

dekoracyjno-artystycznych DLA

W s z e lk ie g o P r z e m y s łu

W. MEDAL ZLOTY: BRUKSELA 1901

■farszowi z ie ,n a 12 •

WalOŁftWa, Telefon 144-38.

MAROUf 'ALUMIUa.

ZAKŁADY OGRODNICZE

• J. MISZCZAKA *

B ie la ń s k a M 9, (Hotel Paryski).

M o n iu s z k i 12, róg Marszałkowskiej.

L e tn ie g o m ie s z k a n ia

na Podolu lub południu Wołynia po­

szukuje rodzina profesora polaka.

Oferty proszę nadsyłać:

Petersburg, Kabinetskaja 22 m. 20.

Ceny znacznie zniżone!

P O L E C A

Skład Instrumentów Muzycznych

oraz ULEPSZONYCH GRAMOFONÓW i PŁYT z U w a g a : Wielki wybór płyt Gramofonowych,

o Ostatnie Nowośeil.

IU T U G A R IN O FF

W arszawa, Ni? 18 Nowy-Świat Ni? 18,

I B— .

T elefo n Na 41-11.

GRODZISK

Z a k ł a d w o d o l e c z n i c z y i S a n a t o r i u m

CAŁY ROK OTWARTY. — ■■■

40 minut od Warszawy koleją Wiedeńską. Ładny park. K analizacji, O św ietle n ie e lek try czn e. Najnowsze urządzenia lecznicze. Kuchnia w ła sn a dyetetyczna. Zakład gruntownie odnowiony. Choroby ner­

wowe, przemiany materyi, narządów krążenia, przewodu pokarmowego, alkoholicy i morfiniści. Ceny 3.50 do 4.50 k. dziennie.

K ierow nik Zakładu D r . B ro n is ła w M a le w s k i.

Zakład wyrabia znany z dobroci ekstrakt igliwia sosnow ego.

K A U K A S K I M A G A Z Y N

M. M U R A T Ó W

' “ t i S . T W

Poleca NA SEZON WIOSENNY J e d w a b ie na suknie i bluzki.

♦♦♦♦♦♦♦»♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦

P I E K A R N I A

ELEKTRYCZNA

N o w y - Ś w i a t JV° 8 , t e l . 7 7 - 0 0 . W o ls k a JVś 3 0 , t e l . 8 8 - 7 7 .

P o l e e a z n a n e z e s w e j d o b r o e i p i e e z y w a

E D W A R D G U N D E L A C H .

HANDLOWY

J.S.KORSAK

Warszawa. Moniuszki 3, tei 88-55. v

Poleca: WSZELKIE NACZYNIA KUCHENNE i ZA­

STAWY STOŁOWE Z CZYSTEGO ALUMINIUM

T o w . A k c y jn e „ A L U M I N A ” w B elg ii.

S p rz e d a ż h u rtow a i d e ta licz n a .

troskliw e

w in n y r ó u n l e i p a m ięta ć o m y d le d la d z ie c i, gdyż ciałko dziecka delikatne i użycie złego mydła wywołuje dość często chorobę, w skutkach

bardzo przykrą i bolesną

„ M y d ł o d l a d z i e c i "

„8t.-Peterstiiirskiego Ctaicz. Laboratorjum"

(ZAŁOŻONE W ROKU 1860)

przyrządzone z n a j l e p s z e g o t ł u s z c z u i nic zawiera w s o b i e ż a ­ d n y c h szkodliwych składowych części.

Z ttw ier d z o n e p r z ez P e te r sb u r sk ą R adę L ek a rsk ą . W A R S Z A W S K I S K Ł A D L ESZN O Ns 8.

Składy Sukna i Kortów £eona j f e s in g a

w W arszaw ie, Miodowa 7 i Marszałkowska 140.

MATERJALY KRAJOWE i ANGIELSKIE w NAJLEPSZYCH GATUNKACH.

Skład przy ul. M a r s z a łk o w s k ie j 140

p o s ia d a S U K N A K O LO RO W E na D A M S K IE K O S T JU M Y i PO - 1 K R Y C IA F U T E R oraz p le d y , c h u s tk i, k o łd r y w e łn ia n e i d ery .

II

józej fragel

Fabryka Wyrobów Pla­

terowanych i Srebrnych

> 84-ej próby.

Warszawa,- Elektoralna IB

S K Ł A D Y :

W ierzbowa,8. Nalewki, IB.

SU

A P T E K A

UŁA

TVlQHY _

HYGICniCP nY SPOSÓB _ PRZYRZĄDMfW K E F I R U

Fuoetfioz 40

PASTYLKAMI rtATYLf i — Sl/TSlR-! z OBJ ASM WEK: Ri. 1

P A S T Y L K I

%

.WARSZAWA . JER9Z0- k llM S K A

8f.

P lirn zirzilo i k lin m iz fililik li

JKaryi Jfoworyto

byłej nauczycielki N O W O G B O D Z K A JM 18.

Poleca nauczycielki, bony polki, fran­

cuski, angielki, aiemki.

SKŁAD PAPIERU i DRUKARNIA

ANTONI SZUSTER

Warszawa, Krak.-Przedmleście Hotel Europejski tel. 12-28.

poleca: Materyały piśmienne 1 rysunkowe (kalki płócienne i papierowe).

K sięg i b a c h a lte r y jn e , R e je str a g o s p o d a r c z e . Menu, karty wizytowe, zaproszenia ślubne. D ra k i w s z e lk ie g o r o d z a j a, gal ant ery ę piśmienną i skórzaną, Albumy do fotografii, do kart pocztowych, Papier do masła 11. d.

Obttalunkl z prawlncyl załatwia ale odwrotne pocztą.

C zysta 2.

w p r o s t H o t e lu E u r o p e j s k i e g o

GUSTAW

Z a w ia d a m ia ż e w k r ó t c e o t w i e r a s p e c y a ln y m a ­ g a z y n o r a z p r a c o w n ię b ie liz n y d a m s k ie j.

A K C Y J N E

telefon ów Ceóergren

( Z i e l n a . 3 7 )

podaje do w iadom ości, że n o w i A b o n e n ci, zam awiający te le fo n y przed I m a j a i». b ., um ieszczeni będą na k o lo ro w ym papierze— kartkach w stępnych —d rukującego

się Spisu A b o n e n tó w na ro k 1910.

(3)

PRENUMERATA: w W a r s za w ie kwartalnie Rb. 2. Półrocznie Rb. 4.

Z7

Rocznie Rb. 8. W K ró le s tw ie 1 C e s a r s t w ie : Kwartalnie Rb.2.26 Półrocznie Rb. 4.60 Rocznie Rb. 9. Z a g r a n ic ą : Kwartalnie Rb. 3.

Półrocznie Rb. 6. Rocznie Rb. 12. M ie s ię c z n ie : w Warszawie, Kró-

{ O ' 1 1 z o n . / / n Z z 1 J

lestwie i Cesarstwie kop. 76, w Austryl: Kwartalnie 6 Kor. Półrocznie

12 Kor Rocznie 24 Kor. Na przesyłkę „Alb. Szt.*' dołącza się 60 hal.

f Z j

Numer 60 hak Adres: „ŚWIAT" Kraków, ulica Zyblikiewicza Ne 8.

CENA OGŁOSZEŃ: Wiersz nonparelowy lub Jego miejsce na 1-ej stro-

A \ \ V i v / f r - ,

nie przy tekście Rb. 1, na 1-ej stronie okładki kop. 60 Na 2-ej i 4-e|

stronie okładki oraz przed tekstem kop. 30. 3-cia strona okładki i stro­

nice poza okładką kcp. 20. Za teksten. na białej stronie kop. 30.

Zaślubiny i zaręczyny. Nekrologi, Nadesłane (w tekście) kop. 75.

A w

Marginesy: na I-ej stronie 8 rb., na ostatniej 7 rb., wewnątrz 6 rb.

LT

Adres Redakcyi i Administracyi: WARSZAWA, Al.Jerozolimska 49.

T e le fo n y : Redakcyi 80-76, redaktora 68-75, Administracyi 73-22.

FILIE ADMINISTRACYI: Sienna Ne 2 tel. 114-30 i Trębacka Ne 10. Rok V. N° 17 z dnia 23 Kwietnia 1910 roku.

Magazyn konfekcyi damskiej Q, K A N T O R „Ś W IA T A ” w Ł O D Z I: B iu ro d z ie n n ik ó w i o g ło s z e ń „P R O M IE Ń ” , ul. P io tr k o w s k a 81.

LEONA GRABOWSKIEGO, ... ...

Kraków, Rynek gl. 4, tel. 990.

Poa» benkowy

{K A ZIM IE R Z JA SIŃ S K I.

Warszawa, PI. Zielony, dom W-go Herse.

Załatwia wszelkie czynności bankierskie na najdogodniejszych warunkach.

C

ORSO Wierzbowa 7. Kabaret Artys­

tyczny. Codziennie występy pierw­

szorzędnych artystów.

TEATR OAZA

Codziennie przedstawienie KINEMATO­

GRAFICZNE. Zmiana programu co środa.

M a g a zy n HENRYKA SCHWARZA Kraków, ul. Grodzka, 1. 13. Tel. 43.

NA WIOSNĘ 1910! Nowości w wełnach na kostyumy i bluzki, Okrycia gotowe, Żakiety, Paltoty, Płaszcze, Szlafroki, Halki, Kostyumy i Bluzki. Własne pracownie!

Ruble przy zakupnie A K 2.56.

H O TEL K R A K O W S K I w K rakowie.

W najpiękniejszej części Krakowa, poło­

żony przy plantach, wzorowa czystość, usługa grzeczna i szybka, elektryczne o- świetlenie.— Kuchnia domowa, smaczna.

Kąpiele w wannach i łaźnia parowa z tu­

szami w hotelu, jako też stajnia i wozo­

wnia, poleca ZARZĄD HOTELU.

FRANCUSKIE TOW. UBEZPIECZEŃ NA ŻYCIE.

„L’URBAINE”

Ulgi na wypadek niezdolności do pracy F ilja dla Królestwa Polskiego Marszałkowska 138.

Oddział miejski Jerozolimska 21.

Krajowy dom bankowy

Stanisław ks. Lubomirski

Warszaw^, Wierzbowa 11.

Filje: i) Krakowskie Przedmieście Hotel Europejski, 2) Marszałkowska 124.

Oddział w Częstochowie.

Załatwia wszelkie czynności bankierskie.

BAR E X P R E S S . Jerozolimska80, War- szawa. Pierwszorz. restaur. W eranda

i«-- - ---

KU PROSTOCIE.

1.. . „W gubernii takiej a takiej (albo w stanie takim a takim) zmarł człowiek X., dożywszy 104 lat.

X. dochował do końca życia czer­

stwy wygląd i jasność umysłu.

Zapytywany o sposób życia, opo­

wiadał, iż jadał od dziecka naj­

zwyklejsze potrawy, żył na świe- żem powietrzu, kładł się spać o zachodzie, wstawał o wschodzie słońca".

11.. . „Z Anglii, z hrabstwa M., donoszą, że stowarzyszenie pracu­

jących zakupiło znaczne obszary ziemi i zamierza budować na nich domy robotnicze i urzędnicze dla robotników i oficyalistów z milio­

nowego miasta N. Każdy dom 0- toczony będzie ogródkiem i sa­

dem. Towarzystwo wykupiło rów­

nież pierścień gruntów okolicz­

nych, aby raz na zawsze zabezpie­

czyć się przed możliwem zbliże­

niem się tu miasta N. i zapewnić swoim członkom upragniony cha­

rakter wsi w miejscu, gdzie mie­

szkają i szukają po pracy wytchnie­

nia".

111.. . „W Stanach Zjednoczo­

nych rozwinęła się od kilku lat wśród sfer najzamożniejszych plu- tokracyi oryginalna moda spędza­

nia wakacyi. Oto rodziny, a na­

wet całe towarzystwa, wyruszają z miasta w okolice najbardziej od­

ludne, gdzie niema w blizkości ani miasta, ani nawet wsi, gdzie niema hoteli i wogóle jakichkolwiek u- łatwień życia codziennego; tu roz­

bijają namioty, własnym trudem zdobywają pożywienie, z którego wykluczone jest absolutnie mięso, chodzą odziani nader skromnie.

Pobyt w takich warunkach wpły­

wać ma znakomicie na odnowę tak fizyczną, jak i psychiczną".

IV... „Z Paryża donoszą, iż wielkie wrażenie wywołał tu arty­

kuł jednego z najwybitniejszych

belletrystów,, zwrócony przeciwko przepychowi dzisiejszemu strojów kobiecych. Autor wskazuje na groźbę rosnących w geometrycz­

nej progresyi cen na suknie, ko­

stiumy i kapelusze kobiece i udo­

wadnia cyframi, że dzisiejszy strój kobiecy, nie co innego, jest nisz­

czącym elementem naszego budże­

tu domowego".

I tak z dnia na dzień przyby­

wa coś z wieści, że ludzie to tu, to tam, pragną w jakiśkolwiek spo­

sób wyrwać się z tego błędnego koła życia nerwowego, pośpiesz­

nego, skomplikowanego, fizycznie i psychicznie dusznego, jakiem jest życie zamożniejszych warstw dzi­

siejszej ludzkości.

Są to dopiero drobne sympto­

my, ale już wyraźnie wskazujące, że społeczeństwa cywilizowane za­

czynają odczuwać, że życie współ­

czesne, a zwłaszcza życie w mia­

stach, zaczyna przechodzić w stan chorobliwy. Lekarze dziś już nie wątpią ani na chwilę, że połowa dolegliwości nie tylko nerwowych, ale i wszelkich innych, wypływa z nienaturalnego trybu życia w wiel­

kich zbiorowiskach ludzkich. Brak powietrza, brak racyonalnego ru­

chu, brak racyonalnego odpoczyn­

ku uwątla płuca, paraliżuje dzia­

łalność przewodów pokarmowych, utrudnia przemianę materyi, zatru­

wa niejako nerwy, odbiera świe­

żość i jasność wrażliwości, zra- dza neurastenię.

Lekarze dusz, t. j. moraliści, nie dziś, to jutro zaczną wykazy­

wać, i słusznie, że te same wielkie i duszne zbiorowiska zatruwają również i psychikę. Nienaturalne warunki naszego gorączkowego życia robią ludzi gorszymi, aniżeli jest ich charakter. Wydobywają z nich złość, dokuczliwość i sa- 1

(4)

Zakład Galwaniczny L. KARDASZYN-C' S KIEGO. Krak.-Przedni. 60. __

CHAMPASNE

CLOS ROTHSCHILD

EPERNAY.______________

BAZAR KRAJOWY

W KRAKOWIE,

Dolecą: Makaty buczackie i kilimy.

W arsz. Biuro 7ransportoue Domu Handlowego

JUL. HERMAN &. CO.

W arszawa, Ś-to K r zyska ja,tel. 46-12, Oddział w Ło­

dzi, zarz.fil. Tow. Akc Jan Lubimow i S-ka w Moskwie.

Clenie towarów. Przyjmuje i wysyła transporty za wła­

snymi kwitami transportowymi z dostawą do domu lub bez do wszystkich stacyi Posyjsk. Dr. Żel., p rzy­

stani Wołgi i Kamy z dopfywami, na Syberyę, Ka­

ukaz, do A zy i Środkowej, oraz za granicy Aseku- racya transportów. Przechowywanie towarów we własnych składach. Kkspedycya na kolei. Odbiór towarów z domów i kolei własnemt furmankami.

K in e m a artystyczny Sienna a Zmiana obrazów w środy i so­

boty. Muzyka A. Karasińskiego.

POLECAMY

PIWO E. REYCH SYNOWIE.

DOM BANKOWY

BR. POPŁAWSKI, Mazowiecka Ns 16, Załatwia najkorzystniej wszelkie operacye bankierskie. Telef. 655.

fr --- --- — molubstwo, jak złośliwość i egoizm wydobywa choroba z człowieka łagodnego i serdecznego. Znęka­

nie, podrażnienie, nadmierna wal­

ka o byt wydobywa na wierzch w człowieku te wszystkie grube i pierwotne cechy, które cywiliza- cya stara się przykryć darnią gro­

bową etyki i towarzyskości. Agi­

tatorowie rewolucyjni dobrze wie­

dzą o tym aksyomacie psychicz­

nym, gdy przystępują do robotni­

ka fabrycznego.

W mieście, zwłaszcza w mie­

ście wielkiem, przecina się rodowy związek człowieka z naturą. Opo­

wieść Dostojewskiego o tych „że­

laznych mieszkańcach" Petersbur­

ga, którzy nigdy nie wychylają się poza rogatkę stolicy—nie jest fik- cyą. W Petersburgu się urodzili, tu żyją i tu umrą. Ani jednego dnia w życiu nie spędzili poza miastem. Taką samą kategoryę żelaznych mieszczuchów zna Pa­

ryż. Ci ludzie nigdy nie widzieli pola, łąki, lasu. Nie pozwala im na to albo ciężka praca, nie prze­

rywana we Francyi odpoczynkiem niedzielnym, albo też dziedziczne zapomnienie o jakimś innym świę­

cie poza światem tego ąitartier, w którym mieszkają. Są rodzajem Polinezyjczyków z jakiejś zapadłej wysepki, z której ani sposób do­

płynąć do innego lądu na tubyl­

czych pierwotnych łódeczkach. Pro- Ietaryusz „stolicy świata" i dzikus australijski wychowują się w po­

dobnych zasadniczo światopoglą­

dach, w moralnej geografii kilo­

metra kwadratowego. Ludożerca z pod bieguna jest dziki z odo­

sobnienia, apasz paryski jest dziki z przeludnienia.

Przyjrzyjmy się literaturze wiel­

kich miast. Literatura taka i sztu­

ka istnieją bowiem. Nie zwróco­

no tylko należytej uwagi, że poe- zya i literatura, przesycona jakąś histeryą, jakimś niepokojem, jakąś cudacznością i głodem czegoś co­

raz bardziej nowego, coraz bar­

dziej sztucznego -że literatura ta jest wypływem i rodzonem dziec­

kiem atmosfery dusznych, turko­

czących stolic, że jest tym samym zgiełkiem, hukiem i znużeniem, po­

żądaniem hucznego a wreszcie nu­

dnego zapomnienia, które daje uli­

ca, kawiarnia, cafe-chantant dzisiej­

szych miast.

Wczytajmy się w Franka We- dekinda, autora Ducha ziemi, do niedawna ulubieńca publiczności niemieckiej, dziś już zlekka obrzu­

canego pyłem obojętności, gdy mu nie staje sił na produkowanie coraz silniejszych dawek morfiny arty­

stycznej. — Hidalla, Margrabia Keith—cenniejsze utwory Wedekin- da—niosą na swych kartach nieza- tytułowany ciąg ludzkich charakte­

rów, namiętności uczuć i odruchów tak dziwnie nerwowych, obrudzo- nych, poszarpanych, że robią wra­

żenie, iż ci ludzie płyną w ście­

ku kanałów wielkomiejskich wraz z wszelkiemi innemi odpadkami — równie, jak one, uniesieni prądem zgniłej wody i równie za siebie nieodpowiedzialni.

Przebiegając wspomnieniem galeryę charakterów owego „mą­

drego błazna", jak go nazwała re­

klama krytyczna, ma się wrażenie zmęczonego wzroku, błądzącego po sznurze ludzi, pojazdów, omni­

busów, tramwajów—idących wzdłuż ludnej ulicy. Wszystko się śpie­

szy, wszystko źle oddycha, źle my­

śli, źle czuje, nie dosięga do swego sumienia... bo nie ma czasu. Choć­

by w tym zgiełku rozdeptał za chwilę ktokolwiek kogokolwiek- wygląd zewnętrzny i uczucia tego chaosu ulicznego nie zmienią się w niczem. Tu panuje moralność zgiełku i znużenia.

Zgiełk i znużenie. Z tych dwóch pierwiastków jakby rodzi się życie osobnika wielkomiejskie­

go: jego nerwowość, jego przesyt, jego popyt na zabawę ordynarną a ogłuszającą, od której przelewa­

ją się ulice i place europejskich metropolii, jego wieczny głód sen- sacyi — tak dosadnie streszczony w tanich piśmidłach brukowych, lepkich od brudu dosłownie i mo­

ralnie; wreszcie nieustanna pogoń za zbytkiem, oszałamiającym ła­

twowierny gust naszej demokra­

tycznej epoki:—wszystko to wytwa­

rza się z tej pylnej, dusznej, go­

rączkowej atmosfery, z tego zgieł­

ku i znużenia, które są znakiem istnienia w wielkich, natłoczonych zbiorowiskach ludzkich.

Naiwnością byłoby twierdzić, iż zbytek dzisiejszy przewyższa wszystko, co w tym kierunku z n a ­ my ze wspomnień historyi. W y ­ starczy przejść się po walezyu- szowskich salach w muzeum C lu ­ ny, by nabrać przekonania o tern, jakie kapitały kładziono w drogie kamienie, w brokat, w złocistości strojów XVl-go stulecia; wystarczy rzucić okiem na karoce margrabin i diuków z epoki Ludwika XVl-go,

by widzieć, do czego zbytek dojść może. Wystarczy wreszcie wspom­

nieć Aleksandryę, Egipt i Babi­

lon—by dojść do przekonania, że nawet w zakresie rozrzutności je­

steśmy... szczerymi demokratami.

Ale równocześnie nie należy zapominać, że za Karola IX-go atłasowy płaszcz, kapiący od szma­

ragdów i rubinów, przywdziewał jeden tylko mistrz ceremonii; że w karocach złocistokołych „wło­

skiej wybrednej roboty" jeździło za Ludwika bez głowy osób kil­

kadziesiąt. Procent zbytkujących nie dochodzi! do 1 pro mille całej ludności. Reszcie społeczeństwa policyjnie niejako zakazano marzyć o zbytku. Dziś 1 pro mille spo­

łeczeństwa europejskiego w mia­

stach żyje w prostocie. Reszta nie tylko marzy, ale oddaje się zbytko­

wi. Żony bankierów rujnują gieł­

dy stekami kapeluszy po kilka ty­

sięcy tranków sztuka; żony robo­

tników wywracają budżet swoich mężów sprawianiem jednego, ale koniecznie „pańskiego", kapelusza.

Przy tym układzie dochodów i roz­

chodów najnędzniejszy proletaryusz dopuszcza się też zbytku, ilekroć spożyje kawałek chleba z ochła­

pem mięsa.

Żądza zbytku, choćby takiego właśnie tandetnego, w jakim żyje- my, jest dzisiaj już epidemią. Jest w Wiedniu ulica, nazywa się Ma- riahilfstrasse, na niej rząd maga­

zynów z przepychem właśnie wie­

deńskim. Proszę zajść na nią po godzinie siódmej wieczór. Przed każdą wystawą, napchaną świeci­

dełkami, sztucznemi kamieniami, sztucznym jedwabiem, przefasono- wanemi kapelusikami, nęcącemi bluzkami i t. d., stoi zbity, zahypno- tyzowany tłum kobiet. Przypatrz­

my im się. Spróbujmy określić ich pozycyę socyalną. Są to mo- dystki, żony robotników, dziewczę­

ta, pracujące po drukarniach, kel­

nerki j t. d. Codziennie trawią tu 2

(5)

godziny i karmią się chaosem barw i blasku. Nie pójdą nigdy na Kdr- tnerstrasse i w serce miasta, bo to, co mogą zobaczyć tam, jest coprawda jeszcze piękniejsze, jesz­

cze bardziej upajające, ale w ce­

nach tak niedostępne, że wygląda to wszystko, jak nierealna i wprost nie istniejąca zjawa. Natomiast tutaj, na Mariahilf, każde nieomal cudo przy silnej woli da się osta­

tecznie nabyć. Wystarczy oto przez trzy dni nie jeść obiadu—i będzie można kupić „najmodniejszą" spód­

nicę, albo gorset. Jeżeli nie star­

czy oszczędność na pożywieniu, będzie się pracowało dwie czy cztery noce przy maszynie do szy­

cia — i, koniec końców, marzenie spełni się! Kosztem głodu, wy­

cieńczenia zaspokaja się zarazę zbytku.

Czy każda z nich zaspokaja ją w sposób równie heroiczny?

Czy trzeba dodawać, że te właśnie wystawy zbytku, nie żaden głód, ta żądza lśnienia rzuca dziewczęta w odmętprostytucyi lub złodziejstwa?

Rozpusta, szał zmysłowy—jest zjawiskiem ludzkiem, prostytucya, czyli instytucya rozpusty, jest wy­

pływem układu wielkomiejskiego.

I ona również, jak zbytek, jak zgiełk, jak nerwowe znużenie, jest złowieszczym znakiem stosunków wielkomiejskich. Ona również wskazuje, jak hasło walki o byt zwycięża wszelkie restrykcye etycz­

ne, jak jest wszechwładne na tym terenie istnienia wyczerpującego.

Niema miejsca ani potrzeby mnożyć dalszych przykładów. Nie­

postrzeżenie dla nas samych dzi­

siejsze demokratyczne ustroje miast zbliżają się do tego typu życia, który w historyi reprezentuje Ale- ksandrya, Babilon. Pierwszy z brze­

gu historyk objaśni nas, że miasta te były i są synonimem szaleństwa i przesytu. Ale ten sam historyk, dodać musi, że szaleństwo i prze­

syt były w tych społeczeństwach wigilią upadku cywilizacyjnego.

Aleksandrya zdziczała od przerafi- nowania.

Tę samą przestrogę'raz poraź słyszymy z najznamienniejszych ust, z najgłębszych umysłów Euro­

py współczesnej. Geniusz jedno­

stek wciąż jeszcze jaśnieje i two­

rzy dziwa, cuda; jeszcze działają i imponują wielkie serca obywatel­

skie, a przecież równorzędnie z tein wszystkiem w masach społecznych dzieje się i odbywa jakiś zdumie­

wający proces stępienia intelektual­

nego i zniżki uczuciowo-moralnej.

Co chwila stajemy wobec jakiegoś faktu, który jest alarmem, a który kilkadziesiąt lat wstecz byłby nie­

możliwy, bo jest zanadto barba­

rzyński. Coraz częstsza jest nik- czemność dla garstki miedziaków.

Socyalizm, jako teorya filozo­

ficzna, daje zbyt łatwe pole do krytyki, zwłaszcza psychologicznej;

ale ten sam socyalizm, jako znak życia, jako pretekst moralny, silny będzie i zwycięski nie formułami kapitału i pracy, lecz tym bole­

snym faktem, iż obok tej właśnie zarazy i szału zbytków dziesiątki tysięcy dzieci i niemowląt ginie lub marnieje od wilgotnych nor, z których rodzice ich nie mogą się wyprowadzić, nie mogą im dać więcej suszy i słońca, choćby du­

szę dyabłu zaprzedali.

I obojętnym jest faktem, że obliczenia ekonomiczne udowo­

dnią, że największa oszczędność kapitalistów nie pokryje nędzy ludzkiej, a najszersza dobroczyn­

ność nie zaradzi złemu. Nie wy­

trąci to socyalizmowi tej broni m o ­ ralnej, iż tysiące niemowląt mar­

nieje i karleje z nędzy w tern sa­

mem społeczeństwie, które z czy- stem sumieniem może płacić 2,000—

3,000 franków za problematycznie piękne ubranie głowy. To uczucio­

we zestawienie, nic innego, spro­

wadzi rewolucyę socyalną.

Lud paryski rozpoczął rewo­

lucyę rzekomo od zburzenia Ba- stylii. Wśród burzących 5O°/o nie wiedziało, co to jest wolność polityczna, ale wśród tych 50%

nie było ani jednego, któryby ty­

dzień temu, miesiąc, rok, nie pa­

trzył na jadącą do Versailles zło­

cistą karocę i któryby turkotu jej kół nie zapisał zgłoskami zawiści na dnie duszy. Nominalnie wyry­

wał kamienie z więzienia królew­

skiego, realnie (choć w marzeniu) łamał te polerowane szprychy i tar­

gał w strzępy aksamitne kaftany szlachciców.

Oto na tle tego wszystkiego powstają owe egzotyczne wysiłki wyrwania się z trybu naszego nie­

naturalnego życia Europy, o któ­

rych raz wraz czytamy w dzien­

nikach, w rubryce sensacyi. Jako zjawiska odosobnione nie maja one wielkiego znaczenia. Nie da się jednak zaprzeczyć, że są one sym­

ptomami jakiegoś głębszego in­

stynktu. Wskazują, że ludzie od­

czuwają dręczący ciężar tego n ie ­

uniknionego zła i że za wszelką cenę szukają ratunku i lekarstwa, że wreszcie odczuwają, iż począ­

tkiem kuracyi musi być powrót do prostoty życia, która nie wyklucza najsubtelniejszej wytworności psy­

chicznej, a która jest i być może tęgą i tężącą hygieną pokoleń i kultury.

A . Grzymała-Siedlecki.

Ali-pasza, dawny władca Albanii.

Z dziejów Albanii.

Św ieże powstanie w A lbanii wywołało energiczną akcyę ze strony rządu tureckiego. Z a ­ warta w P risztinie zgoda przer­

wała narazie walkę albańczy­

ków o niepodległość, którą j u ż wielokrotnie podejmowali.

Najciekawszym i najmniej zbadanym zakątkiem kresu Europy jest Albania. Pod koniec zeszłego stulecia znakomity dziejopisarz Gibbon zauważył, że Al­

bania, będąc tak blizko Włoch, jest jednak mniej znaną, niż środek Ame­

ryki.

I rzeczywiście, dotychczas niewy- jaśnionem nawet zostało należycie, czem jest właściwie Albania i gdzie s3 jej granice. Również co do pocho­

dzenia albańczyków są sprzeczne mnie­

mania. Sądząc z licznych ich zwycza­

jów i obyczajów np. przysięgi na ka­

mień (Perkot-Pesz), można wniosko­

wać, że pochodzą od pelazgów, pier­

wotnych mieszkańców półwyspu Bał­

kańskiego. Według zaś tureckiego mnie­

mania, albańczycy mają być potomka­

mi dawniejszych Illiryjczyków. Mowa ich niema najmniejszego pokrewieństwa z innemi językami świata.

Albańczycy zwą sami siebie Iszkip- tary (isgkipe— orzeł; tar—syn)—synowie orła — od starodawnych proporców wo­

jennych, na których znajdował się orzeł rzymski. Nazwa zaś arnaul, pod któ­

rą obecnie znani są w Turcyi, pocho­

dzi od słowa „Arbanitoi" (skażone Albanitoi), którem to bizantyjczyko- wie nazywali ów naród.

Około roku 200-go przed Chr.

w ich odwiecznych siedzibach—Illiryi (teraźniejszy wilajet Szkoderski (Sku- tari) i Epirze (wilajet Janina) zakwitła oświata rzymska. Apolonia stała się głośnem ogniskiem nauk, Dyrrachium (dzisiejsze Durazzo) słynęło, jako pier­

wszorzędne miasto handlowe. Tu się też odegrała agonia rzeczypospolitej rzymskiej. Pompejusz z wojskiem se- 3

(6)

P o rtre t Mehmeda Ali-paszy, vice -kró la Egiptu (1868 (*,), pędzla Jśro m e’a, całkiem nieznany i zna jd ujący s ią fw Merassium kiosku

w Y ldizie.

natu . uchodzi przed Cezarem do Illiryi.

Pod Dyrrachium Cezar doznaje klęski, widzi się zmuszonym ujść w głąb Tessalii,; gdzie pod Farsalą odnosi sta­

nowcze zwycięstwo nad Pompejuszem (9 sierpnia 48 r. przed Chr.). Na po­

łudniowym krańcu Epiru obok przy­

lądka Actium (dzisiejsze Akri), dnia 2-go września r. 31 przed Chr. Okta­

wian odnosi owo zwycięstwo nad An­

toniuszem, które rozstrzygnęło losy pań­

stwa rzymskiego.

Burza wędrówki ludów, nie oszczę­

dzając tego zakątka, zniweczyła zarod­

ki cywilizacyi rzymskiej na Wschodnim brzegu Adryatyku. świadczą o niej już tylko gruzy miast i świątyń, mo­

stów i wodociągów.

Z porzymskich dziejów Albanii wiemy niewiele. Sądząc ze zbioru praw, który przechował się tylko w tra- dycyi pod nazwą „praw Duka-Gini“ (t. j.

księcia Jana, syna króla neapolitari- skiego) można przypuszczać, że Al­

bania w wiekach średnich, około roku 1,200, była księstwem wasalnem, na- leżącem do cesarstwa rzymsko-niemiec- kiego.

Rozpoczął się okres zdobyczy tu­

reckich w Europie, i znowu na widow­

nię występuje Albania, i jeden tylko epizod z owych czasów przechował się w pamięci: bohaterska walka Georga Kastriotisa, więcej znanego pod na­

zwiskiem Skanderbega (Alexander-bej), przeciwko turkom.

Georg Kastriotis urodził się w roku 1403, jako syn pana na Kroi (teraź­

niejsze Akhissar w pobliżu Durazzo).

Wtargnąwszy w r. 1423 do Albanii,

sułtan Murad zabrał Georga i jego trzech braci, jako zakładni­

ków, do Konstanty­

nopola. Wychowany Wj wierze muzułmań­

skiej, pod nazwiskiem Skanderbega, już w 19-ym roku życia o- trzymał sandżjak *) i wytrwał w służbie tu­

rę cki ej, aczkolwiek sułtan otruł jego bra­

ci, a po śmierci ojca z a b ra ł ksiąstew ko K roję.

Dopiero gdy w r.

1443 wojska węgier­

skie zwycięsko prze­

kroczyły Dunaj, Skan- derbeg z ,300 albań- czykami uszedł z o- bozu tureckiego, opa­

nował rodzinną waro­

wną Kroję, powrócił na łono kościoła ka­

tolickiego i wezwał albańczyków do po­

wstania. Uznany na zjeździe naczelników albańskich w Alessio naczelnym wodzem, w krótkim czasie stal się panem całej pro- wincyi, w r. 1444 zwy­

ciężył ogromne woj­

sko tureckie pod do­

wództwem w. wezy­

ra Alego, następnie samego sułtana Murada, który obiegł Kroję, zmusił do odwrotu.

Po śmierci Murada (1451 r.) Skan- derbeg walczył z rożnem powodze­

niem z wojskami Mahometa II, wresz­

cie na mocy traktatu zawartego został zamianowany władcą Albanii. Zmusił niesfornych oligarchów albańskich do posłuszeństwa i narodowej solidarności.

Zdawało się wtedy, że Albania stanie się przedmurzem chrześcijaństwa.

Prenk B ib Doda-pasza, p o w sta n ie c albański.

W roku 1464 papież Pius II, słyn­

ny Aeneasz Sylviusz de Piccolomini, po długich staraniach przyprowadził do

*) Część wilajetu—gubernię.

skutku ligę Macieja Korwina, króla wę­

gierskiego, Wenecyi i Skanderbega.

Papież sam zamierzał stanąć na czele nowej krucyaty. W przygotowaniach do przeprawy przez Adryatyk zmarl w Ankonie d. 14-go sierpnia 1464 ro­

ku. Przed śmiercią wyznaczy! Skan­

derbega naczelnym wodzem ligi.

Skanderbeg rozpoczął pomyślnie wojnę, pokonał wojska sułtańskie w dwóch walnych bitwach, ale umarł d. 17-go stycznia 1468 r. w Alessio, oddawszy syna Jana pod opiekę We­

necyi. Wojna trwała jeszcze kilkana­

ście lat. Ale ze śmiercią Skanderbega znikł jedyny człowiek, zdolny utrzy­

mać w karbach posłuszeństwa naczel­

ników różnych szczepów albańskich.

Turcy powoli podbili jednych po dru­

gich. Najdłużej, bo do r. 1479, opie­

rała się warownia Kroją. Wkrótce też Albania ustępuje z widowni dziejów i z czasem całkiem zapomniano o al- bańczykach. Większa część ich przy­

jęła islam, podczas gdy inni pozosta­

li wiernymi swej wierze.

M arko B o tz a ris , b o h a te r albański.

Dopiero na początku XIX stulecia nastała chwila, kiedy się zdawało, że że pod tą lub ową formą Albania po­

wróci do samodzielnego życia politycz­

nego. Chwila ta łączy się z nazwi­

skiem Alego, paszy Janiny. Urodził się w 1741 roku w Tepeleni (w pobli­

żu Vallony, w południowej Albanii), jako syn paszy, pochodzącego ze staroży­

tnego jo d u albańskiego, który już w XV stuleciu przeszedł na mahometanizm. Po śmierci ojca, 1754 roku, pozbawiony ro­

dzinnego majątku,'włóczył się po krajach, wreszcie na czele bandy rozbójników zdobył Tepeleni. Zamordował brata i wtrącił do więzienia matkę. Od ro­

ku 1767 był w służbie paszy Delvino i za usługi, wyświadczone w wojnie z Austryą, został mianowany w roku 1787 paszą Trikkali w Tessalii. Nie­

bawem samowolnie opanował Janinę i otrzymał nominacyę na generał-guber- natora tego wilajetu. Korzystając z kło­

potów W.-Porty, Ali coraz dalej roz-

(7)

Iskender-bej-Kastriotis (Mbreti Shqiper8se).

szerzał swą władzę nad Albanią, Epi- rem, Tessalią i częścią Macedonii. Ód roku 1807 faktycznie był niezawisłym władcą, chociaż posyłał haracz do Stambułu. Anglia, Francya i Rosya utrzymywały na jego dworze general­

nych konsulów. Wojsko jego liczyło 100,000 dobrego żołnierza.

Był to niewątpliwie niepospoli­

ty człowiek. Ale rozgłos europejski w znacznej części zawdzięcza Byrono- nowi, który swym „ Clrlde Htroldem"

zwrócił powszechną uwagę na Albanię.

Lord Byron w liście do matki swej z Prevesy 12-go listopada 1809 roku pisze, że Napoleon dwa razy ofiarował mu godność króla Epiru, ale przekłada on anglików i, jak nieraz mówił, nie­

nawidzi francuzów. Okazuje tyle sta­

łości i zręczności, że oba narody ubiegaj ą się o jego przyjaźń.

W roku 1820 postanowiono w Stam­

bule pozbyć się zbyt potężnego i nie­

zawisłego namiestnika. Sułtan Mahmud II-gi ogłosił go, jako rokoszanina, i wy­

słał przeciwko niemu wojsko pod do­

wództwem Ismaila-paszy. Opuszczony przez albańskich begów, Ali zamknął się w warowni Janiny i mężnie gię bronił. Jednakże 10-go stycznia roku 1822 widział się zmuszonym opuścić zamek i schronił się na jednę z wy­

sepek na jeziorze Janiny. Tam 5-go lutego wysłańcy sułtana oznajmili mu wyrok śmierci. Ali z garstką wier­

nych palikarów zastrzelił ich, ale nie­

bawem zginął od kul nacierających zewsząd żołnierzy sułtańskich. Głowę jego wysłano do Stambułu, ciało spo­

czywa w grobowcu na owej wysepce.

Również w tym samym czasie, ko­

ło roku 1821, w czasie walk greckich za wyzwolenie się z pod panowania tureckiego, okrył się sławą albańczyk z plemienia Tosków, Marko Botzaris, który z garstką swych współrodaków walczył, jako Suliota, przeciwko tur- kom.

Przy końcu zeszłego stulecia (1881 r.) naczelnik wojowniczego plemienia Mirditów, Prenk Bib-Doda, podniósł

rokosz przeciwko Wielkiej Porcie, któ­

ry jednakże został stłumiony przez generała Derwisz-paszę. Syn jego przez ożenienie się z siostrą panującego o- becnie sułtana został podniesiony do godności walego, i wpływ rządu w Al­

banii przez to został wzmocniony.

Za dni naszych Albania dała także oznaki życia swego i, jak donosił „Jour­

nal de Salon:queu pod datą 24 marca r.ub., naczelnik szczepu, zamieszkałego wBo- letinar, w blizkości granicy czarnogór­

skiej, powstał przeciwko władzom tu­

reckim, tak, że W.-Porta zmuszoną się widziała wysłać przeciwko niemu od­

dział wojska z 2-ma działami górskie- mi. Ostatnie powstanie wywołało je- sze silniejszą akcyę.

Wogóle od założenia związku na­

rodowego albańskiego p. n. „Drila"

w r. 1881 zauważyć można silne dąż­

ności narodowe do uformowania jeżeli nie całkiem niezawisłego państewka, to przynajmniej prowincyi z obszerną autonomią, świeże wypadki potwier­

dzają to dobitnie.

Albania, stanowiąc mikrokosmos tureckiej sytuacyi politycznej, dostar­

cza i dostarczy Turcyi niemało kłopo­

tów i zaważy jeszcze nieraz na jej szali dziejowej.

Konstant j nopol-Pera. Dl'. F rusitiskl-B ej.

Kopiec Grunwaldu.

Mieszkańcy miasteczka Niepoło­

mic— niegdyś letniej rezydencyi kró­

lów polskich, leżącej tuż u krańca słyn­

nej puszczy niepołomickiej na wschód od Krakowa — postanowili uczcić rok grunwaldzki usypaniem pamiątkowego kopca. Inicyatywa wyszła od miejsco­

wego „Sokoła" izzapałem przyjętązo- stała przez ludność. Wybrano niewiel­

ki pagórek za miastem i na nim jęto sypać kopiec, który dosięgnąć ma sze­

ściu metrów wysokości. W wolnych od zajęć chwilach zwożą ziemię tacz­

kami mężczyźni, kobiety i dzieci, inte- ligencya miejscowa, rękodzielnicy i ro­

botnicy z poblizkiej fabryki p. Wim-

Sypanie kopca grunw aldzkiego w N iepołom icach.

f »J s B

mera. Resztę dopiero, pod nadzorem inżynierów, wykończą płatni robotnicy, ą. na szczycie obok puszki z ziemią, pochodzącą z pól Grunwaldu, usta­

wiony zostanie wielki głaz z napisem.

Będzie to czwarty kopiec w pobliżu Krakowa.

I.

Rzekę jasną, kryształo w ą , R ozdw oiły ręce boże W ielką skałą granitow ą, Że sam otnie płyną w morze Dwa strum ienie, ongi bratnie.

L e cz gdy w cudu dzień nastanie W yzwolenie ich ostatnie, Z nów się złączą w oceanie.

Z tęsknym szumem płyną rzeki, Rozłączone lądów miedzą.

Im nieznany kres daleki I o źródłach swych nie wiedzą.

II.

Rosła brzoza nad potokiem , Rozkochana w jego srebrze.

Ona chyli się ku niemu, On u stóp m iło ści żebrze.

Ona gęstą swą koronę Nurza w wodę, bieg tam uje, On korzenie je j obnaża, Kradnie życie, gdy całuje.

Kiedy uścisk ostateczny Drogie łono poda łonu,—

Taka ch w ila upragniona Będzie dla nich chw ilą zgonu.

III.

Dwa płomienne m eteory Na odległych krańcach świata, Tęskniąc, błądząc, mkną ku sobie Całe wieki, całe lata.

A gdy znajdą się i zderzą, B łyska w ica w ie lka tryśnie I z ich śm ierci, ich z pożaru Tysiąc nowych sło ń c wybłyśnie.

_______ Saritri.

5

(8)

Z wystawy „Odłam” , w Tow. Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie

(Autoakwa fo r ta ), Antoni Kamieński, Zakątek paryski.

6

(9)

Z wystawy „Odłam” , w Tow. Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie.

V lastim il Hofman. Matka.

„ODŁAM”.

W stosunku do roku zeszłego, grupa artystów, zebrana pod nazwą

„Odłam", zdobyła się obecnie na da­

leko liczniejszą wystawę zbiorową — jeśli nas pamięć nie myli, liczniejszą mniej więcej dwukrotnie. Z pomiędzy tych dwustu obrazów—malarstwo pa­

nuje wyłącznie w „Odłamie"—połowa przypada na dział różnorodnych grafi­

ków, pomiędzy tymi ostatnimi dużo wybitnych.

Aby, choć w przybliżeniu, dać o- braz całości, wymieńmy kilka grup ar­

tystów, zastrzegając się, że, nie chcąc kunkurować z katalogiem, może w tern wyliczeniu opuści się nie jedno—i to nie zawsze nawet mniej uwagi godne.

Tak więc:

Józef Chełmoński: przepiękny kraj­

obraz podolski, z motywem żółtych kwiatów na pierwszym planie, niewąt­

pliwie godny wielkiego imienia mistrza;

prof. Leon Wyczółkowski: nadzwyczaj­

ny „Chrystus", a dalej silny i tą siłą piękny portret ks. kanonika Droho- jowskiego, niezrównane kwiaty i kilka przewybornych grafik, przeważnie na

tle impresyi zakopiańskich; dyrektor warszawskiej szkoły malarskiej, Stani­

sław Lentz, dał tym razem nie portre­

ty, lecz bardzo oryginalną „Fanfarę", będącą dziełem prawdziwie męskiej si­

ły, na wskroś indywidualnem, a nie podchodzącem pod żadną manierę — oraz: „Dziewczynę wiejską"; Jacek Mal­

czewski: „Tobiasz" i autoportret; Vla- stimil Hofman: „Madonna", „Matka",

„Jan Chrzciciel"—i kilkainnych, wszyst­

kie w tym samym, zawsze oryginalnym a jemu właściwym charakterze trzy­

mane; Włodzimierz Tetmajer: doskona­

ła „Orka"; Władysław Wankie: „Dwo­

rek" i „Nad strugą"; Maryan Wawrze- niecki: „Światowid, bóg Polan", fantastyczne „Za życia jeść nie dadzą, po śmierci kadzą", przedstawiające cza­

szkę, naokoło której okręcają się węże (satyra na 50-lecie Słowackiego) i „Gro­

bowiec wodza"; Aleksander Augusty­

nowicz: portret męski; Antoni Gawiń­

ski: kilka nastrojów, silnych w kolorze, choć może nie zupełnie z naturą zgo­

dnych; Apolon. Kędzierski: „Kury", studyum i kilka motywów chłopskich;

Tad. Noskowski: ładne pejzaże; Marya Koźniewska: bardzo”dobry portret; Ma­

rya Mrozowska: również dobry „Portret babki", w którym zwłaszcza ręce, wybor-

M. W aw rzen iecki. Ś w ia to w id , bóg Polan.

nie namalowane, zwracają uwagę zna­

wców—oraz kwiaty; Franciszek Żmur- rko: bardzo piękna „Luxuria“, przypomi­

nająca stylem, tonem i kolorytem sta­

rych mistrzów włoskich z epoki Rene­

sansu; Ludomir Janowski: główka; Jó­

zef Krasnowolski: kilka wybornych ty­

pów ludowych...

Do innej grupy zaliczyć się mogą:

Zofia Stankiewicz: kilka krajobrazów olejnych, oraz pełne maestryi * rysunki ołówkowe; Józef Ryszkiewicz (junior):

oryginalnie i z dużem poczuciem natury malowane krajobrazy, nadto pełen siły rysunek, przedstawiający czwórkę dziel­

nych koni w bronie; Henryk Uziębło: mo­

tywy z Krakowa; Teodor Ziomek: trzy piękne pejzaże: „Topole", „Osty" i

„O Zachodzie"; Stefan Popowski: „Ra­

nek" i „Wieczór"; Zarzycki Andrzej:

„Jesień", „Z nad Wisły" i bardzo dy­

skretnie traktowana „Martwa natura";

Włodzimierz Kugler: dwa konie orzą­

ce — trzymane w silnej a doskonale uchwyconej impresyi „pełnego słońca";

Rzegociński Witold: bardzo dobry i stylowy witraż, „Zima" i kilka stu- dyów; Piekarski Floryan: Kwiaty;

Rok V. W? 17 z dnia 23 kwietnia 1910 roku, 7

(10)

Z wystawy „Odłam” , w Tow. Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie.

Z d zisła w E ichler. Nionia.

czołkowskiego — i w. i.

Słowem: mnós-

T e odo r Ziom ek. Topole. tw o—a pomiędzy

Marya Koźniew ska. P o rtre t.

Zdzisław Eichler: pejzaże i bardzo ła­

dna „Nionia"; Bronisław Kowalewski:

„Jak śnieg" i „Kwiaty"...

Przejdźmy do licznej grupy gra­

ficznej. A więc: Antoni Kamieński:

pełna wdzięku i linezyi akwaforta

„Zakątek Paryża"; Feliksa Jabłczyri- skiego szereg motywów z Wenecyi, Sienny i t. d.; bardzo liczne grafiki Jana Skotnickiego, np. „Koń"; tegoż pastele, głównie pejzażowe, oraz więk­

szy obraz: „Państwo mego syna", zwra­

cają słusznie uwagę — nie mówiąc już .o wspomnianych wyżej grafikach Wy­

łem rzeczy nie­

wątpliwie wybitne i ciekawe. Na­

wet przewidzieć wolno, że, jeśli tak dalej pójdzie, wiosenny „Odłam" kon­

kurować będzie mógł z „Salonem "

jesiennym, czyli tak zwaną Wystawą Doroczną. Nie byłoby w tern nic złe­

go—przeciwnie: wyszłaby na tern do­

brze i jedna, i druga strona. Zresztą większą część wystawy obecnej „Od­

łamu" zajmuje grupa zaproszonych gości. Przytem świadczy to zarazem, że sztuka zaczyna znów intereso­

wać coraz szersze koła, albo, tłoma- cząc to na prozę, że wzrost frekwen-

J ó z e f R yszkiew icz (Junior). Brony.

cyi w gmachu Zachęty, wykazany nie­

dawno w sprawozdaniu rocznem Tow., jest zupełnie zgodny z rzeczywistością.

Pocieszający objaw; zyskać na tern po­

winni tak artyści, jak i publiczność, a z tem i Towarzystwo, które, dzięki powodzeniu, ujrzałoby się może znów w tem położeniu, by wznowić napo- wrót dawną hojność i częstość zaku­

pów, będących przed laty jedną z głów­

nych atrakcyi tak dla artystów, jak dla członków Towarzystwa. Przytem był to jeden z głównych celów „Zachęty"...

Wracając do samej wystawy — przyznaję, że znalazłbym się w kłopo­

cie, gdyby mi kazano scharakteryzować całość. Powtórzyćby chyba można i przy tej sposobności to, co już przy wie­

lu innych się powiedziało, że młodsi 8

Cytaty

Powiązane dokumenty

nikiem nader wpływowym w niemiec- kiem życiu teatralnem, nawet wprost potęgą, przed którą częstokroć korzą się dyrektorowie, położenie aktorek jest w samej

wet tego zespolenia jaźni, a zna tylko splatanie się ciał, które jest symbolem zewnętrznym takiej mi­1. łości- i tę namiętność, splatającą ciała i

rzystniejsze, a nadzieję swą opiera na fakcie, że w przyjmowaniu uczniów bursa nie ogląda się wcale na kordony i stale w niej zawsze przebywa pewna liczba

sa niemiecka nie ukrywa nawet ostat- niemi czasy lamentu nad wewnętrzne- mi niedomaganiami instytucyi, która miała być wielkiem dziełem, a okazała się wprost

Zawsze więcej zyska od rodziców syn, co jest przy nich, niż ten, którego życie usuwa się z pod ich bezpośredniej obserwacyi.. Otóż wszelka wielka organi- zacya

Pominąwszy to, że żyje on z gwałtu i cudzej krzywdy, każdy krok jego jest otoczony opieką państwa, na wszystko, czem może się wykazać, złożyły się i

zmem, złagodzonym przez głupotę, przyznaje się, że stary AUenstein był w jej życiu tylko epizodem bez na­.. stępstw,, ojcem zaś Jakóba jest lekarz domu, ten

działbym raczej pewna dezoryenta- cya zapanowała u nas w pewnej części opinii po wywłaszczeniu. Lecz była to chwila, która trwała krótko. Depresya została