yfaiyny Do pisania
= ID E A Ł =
z niezrównanie widocznem pismem, oraz
Wielojęzyczne Maszyny
P O L Y G L O T T
piszące jednoczeście bez zmiany alfabe
tu łacińskiemi i rosyjskiemi literami POLECA
Karol F. Fiśer
W a r s z a w a , M a z o w ie c k a N i 10. T e le f o n 1-44.
PIĄTE WARSZAWSKIE TOWARZYSTWO
Pożyczkouto-Oszczędoościoule
P la c W a r e c k i Nś 6 , t e l e f o n 6 5 -1 2 .
U d z ie la p o ży c zek i p rz y jm u je w k ład y , p lą c ą c od 3 do ó'/..”/ p rzy n ie o g r a n ic z o n e j o d p o w ie d z ia ln o ś c i c z ł o n k ó w i zwolnione je st od w szelkich
opłat stem plowych.
REKTYFIKACJA WARSZAWSKA
J. ANDERSZEWSKI
W a r s z a w a , D o b ra 18.
P oleca znane ze sw ej dobroci W ó d k i, A r a k i , W y b o r n ą P r z e p a - lankę, Ś liw o w ic ę , J eszcze Raz, S lw u ch ę. Starkę, Jarzęb in o
w ą na koniaku, Scherry Brandy i wiele innych.
HOTEL KRAKOWSKI
w W a rs z a w ie p rz y ulicy B ielańskiej N i 7, te l. 6 8 3 .
W centrum miasta, w dzielnicy handlowej, w bliskości Banku Państwa I Teatrów.
Pokoje dnże i w ysokie—Widne — Wygodne. Ceny przystępne. Prowadzony pod zarządem p. KAZIMIERZA JANKOWSKIEGO, w ieloletniego w s p ó łp r a cownika HOTELU BRISTOL — po gruntownym odnowienia—poleca ale Sza
nownym i życzliwym gościom. Wanny kamienne 60 k. Prysznice 35 k.
Nowootworzony Bar i Winiarnia
„ZAGŁOBA"
M a r s z a ł k o w s k a r ó g S i e n n e j .
WAGI
stołowe, dziesiętne, setne, wozowe i wagonowe z największej fabryki w krajuW . H e s s w L u b l i n i e
poleca jeneralny reprezentant na Królestwo P olskie
Warszawa, Żabia 9.
R iS T M lR K C U
w jfo telu Jruhlow skim
po gruntownem odnowieniu z o s t a ł a o t w a r t ą i poleca ś n ia d a n ia i k o la c y e po rb. 1.00, o b ia d y po rb. 1 kop. 25.
Z poważaniem
J a n S z e p t y c k i
długoletni pracownik R estauracji w Hotelu Bristol i Maitre d’hotel firmy Clement & Toutet dawniej A. Stępkowski.
J. Serkow sk l
właściciel
D. K rajewski
Lampy: Naftowe—Elektryczne—Spirytusowe.
Bronzy: Kościelne I salonowe.
G a la n te rja metalowa.
P a ln ik i n a jn e w s z y o h s y s t e m ó w .
K o m u na sercu leży bezpieczeństwo dobytku przed żywiołem ognia, posiadać powinien ręczny aparat
którym od 1901 roku ugaszono 1 2 ,1 2 8 p o ż a r ó w ,
WIELKI „
wybór palt i ubrań ęj n a jm o d n ie js z e g o O
kroju z oryginalnych 5 angielskich materya- _ łów poleca Leopold q
KO CH 8
WIELKI
wybór oryg. ang. ma- ter dla obstalunków, które wykonywa w wykwintnym kroju i szybko Leopold
K O C H
I
fi n r
fi
fabryka welocypeSów i samochodów
A. LEUTNER & C“ w R,dze.
f Q I f l ■ R n i l f P r i f znane ze swej dobroci, lekkośri chodu
■ ■ wJ ■ ■ u*JW W d y j precyzyjnego wykończenia.
Poleca na rok
SKŁAD FABRYCZNY:
W a r s z a w a , S e n a t o r s k a N i 2 7 . T e le f o n 3 3 -4 4 . Części, akcesorya oraz gumy rowerowe w wielkim wyborze stale na składzie
Cenniki na żądanie bezp łatnie.
Przedstawiciel:
JUL. OSIŃSKI.
Ważne dla rodzin, których członkowie nie o jednej obiadują porzel
„ K r a s n o lu d e k "
s a m ^ t u U y bez ognia i dozoru przez szereg godzin utrzymuje w stanie gorącym potrawy, nie przegotowując takowych, nie wysuszając 1 nie pozbawiając dobrego smaku.
Krzysztof
BRU N
iS Y N
P ę d n ie (T ra n s m is ie ^ ,^ --
Koła zamachoweK o la i i.li i (•*__ .
Wygładziarki (Kalandry) Walce do w ygład ziarek B ln r o W ariHtawskle M arszałk ow sk a 148.
TECHNICZNE
lnź. Szymon LANDAU
W a r s z a w a , S m o ln a 3 6 . T e l e f o n 109-17.
jB n e riln i Reprezentacja zikładów budowy maszyn FRANCO TOSI w Lignino
NAJEKONOMICZNIEJSZE TURBINY PAROWE.
PRECYZYJNE MASZYNY PAROWE od najmniejszych do największych.
MOTORY NA GAZ SSA N Y
zuiycie Antracytu 0,38 do 0,48 Jkg. na konia godzlnf.
PRZEGRZEWACZE, ODTŁUSZCZNIKI O NIEZWYKŁEJ DZIAŁALNOŚCI Blnro wykonywa:
IN S T A L A C Y B elektryczne w całkowitym zakresie.
B U D O W A tartaków, fabryk przemysłu włóknistego. Młyny T U R B IN Y wodne. P O M P Y .
> N
o WS£
*&O a
o
>N
I FI
00
r
FI
._ — ►»
. „ £ o - * 2 o cu
N N >, 0>CZ5 >
E .'3 4) f i l
t/i O
.2 l i w Ó
cq & e
r
§ j t
■ e s
v»
ra w
•es 2
o
§ • ■
v»
c o
c o
cO c o
o
<
E>
B
O n a (0 N 3O Oi a 3
« SN OR
B
N>>
NR tJOej
<
£
Od p r z e s z ło 4 0 -tu la t
polecana przez lekarzy całego świata jako idealny pokarm d la d z ie c i
i dorosłych chorych na żołądek.
Pccor
l a w W a r s z a w ie
PRACOWNIA RYSUNKÓW
dekoracyjno-artystycznych DLA
W s z e lk ie g o P r z e m y s łu
W. MEDAL ZLOTY: BRUKSELA 1901
■farszowi z ie ,n a 12 •
WalOŁftWa, Telefon 144-38.
MAROUf 'ALUMIUa.
ZAKŁADY OGRODNICZE
• J. MISZCZAKA *
B ie la ń s k a M 9, (Hotel Paryski).
M o n iu s z k i 12, róg Marszałkowskiej.
L e tn ie g o m ie s z k a n ia
na Podolu lub południu Wołynia po
szukuje rodzina profesora polaka.
Oferty proszę nadsyłać:
Petersburg, Kabinetskaja 22 m. 20.
Ceny znacznie zniżone!
P O L E C A
Skład Instrumentów Muzycznych
oraz ULEPSZONYCH GRAMOFONÓW i PŁYT z U w a g a : Wielki wybór płyt Gramofonowych,
o Ostatnie Nowośeil.
IU T U G A R IN O FF
W arszawa, Ni? 18 Nowy-Świat Ni? 18,I B— .
T elefo n Na 41-11. ■GRODZISK
Z a k ł a d w o d o l e c z n i c z y i S a n a t o r i u m
■ CAŁY ROK OTWARTY. — ■■■
40 minut od Warszawy koleją Wiedeńską. Ładny park. K analizacji, O św ietle n ie e lek try czn e. Najnowsze urządzenia lecznicze. Kuchnia w ła sn a dyetetyczna. Zakład gruntownie odnowiony. Choroby ner
wowe, przemiany materyi, narządów krążenia, przewodu pokarmowego, alkoholicy i morfiniści. Ceny 3.50 do 4.50 k. dziennie.
K ierow nik Zakładu D r . B ro n is ła w M a le w s k i.
Zakład wyrabia znany z dobroci ekstrakt igliwia sosnow ego.
K A U K A S K I M A G A Z Y N
M. M U R A T Ó W
' “ t i S . T WPoleca NA SEZON WIOSENNY J e d w a b ie na suknie i bluzki.
♦♦♦♦♦♦♦»♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦
P I E K A R N I A
ELEKTRYCZNA
N o w y - Ś w i a t JV° 8 , t e l . 7 7 - 0 0 . W o ls k a JVś 3 0 , t e l . 8 8 - 7 7 .
P o l e e a z n a n e z e s w e j d o b r o e i p i e e z y w a
E D W A R D G U N D E L A C H .
HANDLOWY
J.S.KORSAK
Warszawa. Moniuszki 3, tei 88-55. v
Poleca: WSZELKIE NACZYNIA KUCHENNE i ZA
STAWY STOŁOWE Z CZYSTEGO ALUMINIUM
T o w . A k c y jn e „ A L U M I N A ” w B elg ii.
S p rz e d a ż h u rtow a i d e ta licz n a .
troskliw e
w in n y r ó u n l e i p a m ięta ć o m y d le d la d z ie c i, gdyż ciałko dziecka delikatne i użycie złego mydła wywołuje dość często chorobę, w skutkach
bardzo przykrą i bolesną
„ M y d ł o d l a d z i e c i "
„8t.-Peterstiiirskiego Ctaicz. Laboratorjum"
(ZAŁOŻONE W ROKU 1860)
przyrządzone z n a j l e p s z e g o t ł u s z c z u i nic zawiera w s o b i e ż a d n y c h szkodliwych składowych części.
Z ttw ier d z o n e p r z ez P e te r sb u r sk ą R adę L ek a rsk ą . W A R S Z A W S K I S K Ł A D L ESZN O Ns 8.
Składy Sukna i Kortów £eona j f e s in g a
w W arszaw ie, Miodowa 7 i Marszałkowska 140.
MATERJALY KRAJOWE i ANGIELSKIE w NAJLEPSZYCH GATUNKACH.
Skład przy ul. M a r s z a łk o w s k ie j 140
p o s ia d a S U K N A K O LO RO W E na D A M S K IE K O S T JU M Y i PO - 1 K R Y C IA F U T E R oraz p le d y , c h u s tk i, k o łd r y w e łn ia n e i d ery .
II
józej fragel
Fabryka Wyrobów Pla
terowanych i Srebrnych
> 84-ej próby.
Warszawa,- Elektoralna IB
S K Ł A D Y :
W ierzbowa,8. Nalewki, IB.
SU
A P T E K AUŁA
TVlQHY _
HYGICniCP nY SPOSÓB _ PRZYRZĄDMfW K E F I R U
Fuoetfioz 40
PASTYLKAMI rtATYLf i — Sl/TSlR-! z OBJ ASM WEK: Ri. 1
P A S T Y L K I
%
.WARSZAWA . JER9Z0- k llM S K A8f.
P lirn zirzilo i k lin m iz fililik li
JKaryi Jfoworyto
byłej nauczycielki N O W O G B O D Z K A JM 18.
Poleca nauczycielki, bony polki, fran
cuski, angielki, aiemki.
SKŁAD PAPIERU i DRUKARNIA
ANTONI SZUSTER
Warszawa, Krak.-Przedmleście Hotel Europejski tel. 12-28.
poleca: Materyały piśmienne 1 rysunkowe (kalki płócienne i papierowe).
K sięg i b a c h a lte r y jn e , R e je str a g o s p o d a r c z e . Menu, karty wizytowe, zaproszenia ślubne. D ra k i w s z e lk ie g o r o d z a j a, gal ant ery ę piśmienną i skórzaną, Albumy do fotografii, do kart pocztowych, Papier do masła 11. d.
Obttalunkl z prawlncyl załatwia ale odwrotne pocztą.
C zysta 2.
w p r o s t H o t e lu E u r o p e j s k i e g o
GUSTAW
Z a w ia d a m ia ż e w k r ó t c e o t w i e r a s p e c y a ln y m a g a z y n o r a z p r a c o w n ię b ie liz n y d a m s k ie j.
A K C Y J N E
telefon ów Ceóergren
( Z i e l n a . 3 7 )
podaje do w iadom ości, że n o w i A b o n e n ci, zam awiający te le fo n y przed I m a j a i». b ., um ieszczeni będą na k o lo ro w ym papierze— kartkach w stępnych —d rukującego
się Spisu A b o n e n tó w na ro k 1910.
PRENUMERATA: w W a r s za w ie kwartalnie Rb. 2. Półrocznie Rb. 4.
Z7
Rocznie Rb. 8. W K ró le s tw ie 1 C e s a r s t w ie : Kwartalnie Rb.2.26 Półrocznie Rb. 4.60 Rocznie Rb. 9. Z a g r a n ic ą : Kwartalnie Rb. 3.
Półrocznie Rb. 6. Rocznie Rb. 12. M ie s ię c z n ie : w Warszawie, Kró-
{ O ' 1 1 z o n . / / n Z z 1 J
lestwie i Cesarstwie kop. 76, w Austryl: Kwartalnie 6 Kor. Półrocznie
12 Kor Rocznie 24 Kor. Na przesyłkę „Alb. Szt.*' dołącza się 60 hal.
f Z j
Numer 60 hak Adres: „ŚWIAT" Kraków, ulica Zyblikiewicza Ne 8.
CENA OGŁOSZEŃ: Wiersz nonparelowy lub Jego miejsce na 1-ej stro-
A \ \ V i v / f r - ,
nie przy tekście Rb. 1, na 1-ej stronie okładki kop. 60 Na 2-ej i 4-e|
stronie okładki oraz przed tekstem kop. 30. 3-cia strona okładki i stro
nice poza okładką kcp. 20. Za teksten. na białej stronie kop. 30.
Zaślubiny i zaręczyny. Nekrologi, Nadesłane (w tekście) kop. 75.
A w
Marginesy: na I-ej stronie 8 rb., na ostatniej 7 rb., wewnątrz 6 rb.
LT
Adres Redakcyi i Administracyi: WARSZAWA, Al.Jerozolimska 49.
T e le fo n y : Redakcyi 80-76, redaktora 68-75, Administracyi 73-22.
FILIE ADMINISTRACYI: Sienna Ne 2 tel. 114-30 i Trębacka Ne 10. Rok V. N° 17 z dnia 23 Kwietnia 1910 roku.
Magazyn konfekcyi damskiej Q, K A N T O R „Ś W IA T A ” w Ł O D Z I: B iu ro d z ie n n ik ó w i o g ło s z e ń „P R O M IE Ń ” , ul. P io tr k o w s k a 81.
LEONA GRABOWSKIEGO, ... ...
Kraków, Rynek gl. 4, tel. 990.
Poa» benkowy
{K A ZIM IE R Z JA SIŃ S K I.
Warszawa, PI. Zielony, dom W-go Herse.
Załatwia wszelkie czynności bankierskie na najdogodniejszych warunkach.
C
ORSO Wierzbowa 7. Kabaret Artystyczny. Codziennie występy pierw
szorzędnych artystów.
TEATR OAZA
Codziennie przedstawienie KINEMATO
GRAFICZNE. Zmiana programu co środa.
M a g a zy n HENRYKA SCHWARZA Kraków, ul. Grodzka, 1. 13. Tel. 43.
NA WIOSNĘ 1910! Nowości w wełnach na kostyumy i bluzki, Okrycia gotowe, Żakiety, Paltoty, Płaszcze, Szlafroki, Halki, Kostyumy i Bluzki. Własne pracownie!
Ruble przy zakupnie A K 2.56.
H O TEL K R A K O W S K I w K rakowie.
W najpiękniejszej części Krakowa, poło
żony przy plantach, wzorowa czystość, usługa grzeczna i szybka, elektryczne o- świetlenie.— Kuchnia domowa, smaczna.
Kąpiele w wannach i łaźnia parowa z tu
szami w hotelu, jako też stajnia i wozo
wnia, poleca ZARZĄD HOTELU.
FRANCUSKIE TOW. UBEZPIECZEŃ NA ŻYCIE.
„L’URBAINE”
Ulgi na wypadek niezdolności do pracy F ilja dla Królestwa Polskiego Marszałkowska 138.
Oddział miejski Jerozolimska 21.
Krajowy dom bankowy
Stanisław ks. Lubomirski
Warszaw^, Wierzbowa 11.
Filje: i) Krakowskie Przedmieście Hotel Europejski, 2) Marszałkowska 124.
Oddział w Częstochowie.
Załatwia wszelkie czynności bankierskie.
BAR E X P R E S S . Jerozolimska80, War- szawa. Pierwszorz. restaur. W eranda
i«-- - ---
KU PROSTOCIE.
1.. . „W gubernii takiej a takiej (albo w stanie takim a takim) zmarł człowiek X., dożywszy 104 lat.
X. dochował do końca życia czer
stwy wygląd i jasność umysłu.
Zapytywany o sposób życia, opo
wiadał, iż jadał od dziecka naj
zwyklejsze potrawy, żył na świe- żem powietrzu, kładł się spać o zachodzie, wstawał o wschodzie słońca".
11.. . „Z Anglii, z hrabstwa M., donoszą, że stowarzyszenie pracu
jących zakupiło znaczne obszary ziemi i zamierza budować na nich domy robotnicze i urzędnicze dla robotników i oficyalistów z milio
nowego miasta N. Każdy dom 0- toczony będzie ogródkiem i sa
dem. Towarzystwo wykupiło rów
nież pierścień gruntów okolicz
nych, aby raz na zawsze zabezpie
czyć się przed możliwem zbliże
niem się tu miasta N. i zapewnić swoim członkom upragniony cha
rakter wsi w miejscu, gdzie mie
szkają i szukają po pracy wytchnie
nia".
111.. . „W Stanach Zjednoczo
nych rozwinęła się od kilku lat wśród sfer najzamożniejszych plu- tokracyi oryginalna moda spędza
nia wakacyi. Oto rodziny, a na
wet całe towarzystwa, wyruszają z miasta w okolice najbardziej od
ludne, gdzie niema w blizkości ani miasta, ani nawet wsi, gdzie niema hoteli i wogóle jakichkolwiek u- łatwień życia codziennego; tu roz
bijają namioty, własnym trudem zdobywają pożywienie, z którego wykluczone jest absolutnie mięso, chodzą odziani nader skromnie.
Pobyt w takich warunkach wpły
wać ma znakomicie na odnowę tak fizyczną, jak i psychiczną".
IV... „Z Paryża donoszą, iż wielkie wrażenie wywołał tu arty
kuł jednego z najwybitniejszych
belletrystów,, zwrócony przeciwko przepychowi dzisiejszemu strojów kobiecych. Autor wskazuje na groźbę rosnących w geometrycz
nej progresyi cen na suknie, ko
stiumy i kapelusze kobiece i udo
wadnia cyframi, że dzisiejszy strój kobiecy, nie co innego, jest nisz
czącym elementem naszego budże
tu domowego".
I tak z dnia na dzień przyby
wa coś z wieści, że ludzie to tu, to tam, pragną w jakiśkolwiek spo
sób wyrwać się z tego błędnego koła życia nerwowego, pośpiesz
nego, skomplikowanego, fizycznie i psychicznie dusznego, jakiem jest życie zamożniejszych warstw dzi
siejszej ludzkości.
Są to dopiero drobne sympto
my, ale już wyraźnie wskazujące, że społeczeństwa cywilizowane za
czynają odczuwać, że życie współ
czesne, a zwłaszcza życie w mia
stach, zaczyna przechodzić w stan chorobliwy. Lekarze dziś już nie wątpią ani na chwilę, że połowa dolegliwości nie tylko nerwowych, ale i wszelkich innych, wypływa z nienaturalnego trybu życia w wiel
kich zbiorowiskach ludzkich. Brak powietrza, brak racyonalnego ru
chu, brak racyonalnego odpoczyn
ku uwątla płuca, paraliżuje dzia
łalność przewodów pokarmowych, utrudnia przemianę materyi, zatru
wa niejako nerwy, odbiera świe
żość i jasność wrażliwości, zra- dza neurastenię.
Lekarze dusz, t. j. moraliści, nie dziś, to jutro zaczną wykazy
wać, i słusznie, że te same wielkie i duszne zbiorowiska zatruwają również i psychikę. Nienaturalne warunki naszego gorączkowego życia robią ludzi gorszymi, aniżeli jest ich charakter. Wydobywają z nich złość, dokuczliwość i sa- 1
Zakład Galwaniczny L. KARDASZYN-C' S KIEGO. Krak.-Przedni. 60. __
CHAMPASNE
CLOS ROTHSCHILD
EPERNAY.______________
BAZAR KRAJOWY
W KRAKOWIE,
Dolecą: Makaty buczackie i kilimy.
W arsz. Biuro 7ransportoue Domu Handlowego
JUL. HERMAN &. CO.
W arszawa, Ś-to K r zyska ja,tel. 46-12, Oddział w Ło
dzi, zarz.fil. Tow. Akc Jan Lubimow i S-ka w Moskwie.
Clenie towarów. Przyjmuje i wysyła transporty za wła
snymi kwitami transportowymi z dostawą do domu lub bez do wszystkich stacyi Posyjsk. Dr. Żel., p rzy
stani Wołgi i Kamy z dopfywami, na Syberyę, Ka
ukaz, do A zy i Środkowej, oraz za granicy Aseku- racya transportów. Przechowywanie towarów we własnych składach. Kkspedycya na kolei. Odbiór towarów z domów i kolei własnemt furmankami.
K in e m a artystyczny Sienna a Zmiana obrazów w środy i so
boty. Muzyka A. Karasińskiego.
POLECAMY
PIWO E. REYCH SYNOWIE.
DOM BANKOWY
BR. POPŁAWSKI, Mazowiecka Ns 16, Załatwia najkorzystniej wszelkie operacye bankierskie. Telef. 655.
fr --- --- — molubstwo, jak złośliwość i egoizm wydobywa choroba z człowieka łagodnego i serdecznego. Znęka
nie, podrażnienie, nadmierna wal
ka o byt wydobywa na wierzch w człowieku te wszystkie grube i pierwotne cechy, które cywiliza- cya stara się przykryć darnią gro
bową etyki i towarzyskości. Agi
tatorowie rewolucyjni dobrze wie
dzą o tym aksyomacie psychicz
nym, gdy przystępują do robotni
ka fabrycznego.
W mieście, zwłaszcza w mie
ście wielkiem, przecina się rodowy związek człowieka z naturą. Opo
wieść Dostojewskiego o tych „że
laznych mieszkańcach" Petersbur
ga, którzy nigdy nie wychylają się poza rogatkę stolicy—nie jest fik- cyą. W Petersburgu się urodzili, tu żyją i tu umrą. Ani jednego dnia w życiu nie spędzili poza miastem. Taką samą kategoryę żelaznych mieszczuchów zna Pa
ryż. Ci ludzie nigdy nie widzieli pola, łąki, lasu. Nie pozwala im na to albo ciężka praca, nie prze
rywana we Francyi odpoczynkiem niedzielnym, albo też dziedziczne zapomnienie o jakimś innym świę
cie poza światem tego ąitartier, w którym mieszkają. Są rodzajem Polinezyjczyków z jakiejś zapadłej wysepki, z której ani sposób do
płynąć do innego lądu na tubyl
czych pierwotnych łódeczkach. Pro- Ietaryusz „stolicy świata" i dzikus australijski wychowują się w po
dobnych zasadniczo światopoglą
dach, w moralnej geografii kilo
metra kwadratowego. Ludożerca z pod bieguna jest dziki z odo
sobnienia, apasz paryski jest dziki z przeludnienia.
Przyjrzyjmy się literaturze wiel
kich miast. Literatura taka i sztu
ka istnieją bowiem. Nie zwróco
no tylko należytej uwagi, że poe- zya i literatura, przesycona jakąś histeryą, jakimś niepokojem, jakąś cudacznością i głodem czegoś co
raz bardziej nowego, coraz bar
dziej sztucznego -że literatura ta jest wypływem i rodzonem dziec
kiem atmosfery dusznych, turko
czących stolic, że jest tym samym zgiełkiem, hukiem i znużeniem, po
żądaniem hucznego a wreszcie nu
dnego zapomnienia, które daje uli
ca, kawiarnia, cafe-chantant dzisiej
szych miast.
Wczytajmy się w Franka We- dekinda, autora Ducha ziemi, do niedawna ulubieńca publiczności niemieckiej, dziś już zlekka obrzu
canego pyłem obojętności, gdy mu nie staje sił na produkowanie coraz silniejszych dawek morfiny arty
stycznej. — Hidalla, Margrabia Keith—cenniejsze utwory Wedekin- da—niosą na swych kartach nieza- tytułowany ciąg ludzkich charakte
rów, namiętności uczuć i odruchów tak dziwnie nerwowych, obrudzo- nych, poszarpanych, że robią wra
żenie, iż ci ludzie płyną w ście
ku kanałów wielkomiejskich wraz z wszelkiemi innemi odpadkami — równie, jak one, uniesieni prądem zgniłej wody i równie za siebie nieodpowiedzialni.
Przebiegając wspomnieniem galeryę charakterów owego „mą
drego błazna", jak go nazwała re
klama krytyczna, ma się wrażenie zmęczonego wzroku, błądzącego po sznurze ludzi, pojazdów, omni
busów, tramwajów—idących wzdłuż ludnej ulicy. Wszystko się śpie
szy, wszystko źle oddycha, źle my
śli, źle czuje, nie dosięga do swego sumienia... bo nie ma czasu. Choć
by w tym zgiełku rozdeptał za chwilę ktokolwiek kogokolwiek- wygląd zewnętrzny i uczucia tego chaosu ulicznego nie zmienią się w niczem. Tu panuje moralność zgiełku i znużenia.
Zgiełk i znużenie. Z tych dwóch pierwiastków jakby rodzi się życie osobnika wielkomiejskie
go: jego nerwowość, jego przesyt, jego popyt na zabawę ordynarną a ogłuszającą, od której przelewa
ją się ulice i place europejskich metropolii, jego wieczny głód sen- sacyi — tak dosadnie streszczony w tanich piśmidłach brukowych, lepkich od brudu dosłownie i mo
ralnie; wreszcie nieustanna pogoń za zbytkiem, oszałamiającym ła
twowierny gust naszej demokra
tycznej epoki:—wszystko to wytwa
rza się z tej pylnej, dusznej, go
rączkowej atmosfery, z tego zgieł
ku i znużenia, które są znakiem istnienia w wielkich, natłoczonych zbiorowiskach ludzkich.
Naiwnością byłoby twierdzić, iż zbytek dzisiejszy przewyższa wszystko, co w tym kierunku z n a my ze wspomnień historyi. W y starczy przejść się po walezyu- szowskich salach w muzeum C lu ny, by nabrać przekonania o tern, jakie kapitały kładziono w drogie kamienie, w brokat, w złocistości strojów XVl-go stulecia; wystarczy rzucić okiem na karoce margrabin i diuków z epoki Ludwika XVl-go,
by widzieć, do czego zbytek dojść może. Wystarczy wreszcie wspom
nieć Aleksandryę, Egipt i Babi
lon—by dojść do przekonania, że nawet w zakresie rozrzutności je
steśmy... szczerymi demokratami.
Ale równocześnie nie należy zapominać, że za Karola IX-go atłasowy płaszcz, kapiący od szma
ragdów i rubinów, przywdziewał jeden tylko mistrz ceremonii; że w karocach złocistokołych „wło
skiej wybrednej roboty" jeździło za Ludwika bez głowy osób kil
kadziesiąt. Procent zbytkujących nie dochodzi! do 1 pro mille całej ludności. Reszcie społeczeństwa policyjnie niejako zakazano marzyć o zbytku. Dziś 1 pro mille spo
łeczeństwa europejskiego w mia
stach żyje w prostocie. Reszta nie tylko marzy, ale oddaje się zbytko
wi. Żony bankierów rujnują gieł
dy stekami kapeluszy po kilka ty
sięcy tranków sztuka; żony robo
tników wywracają budżet swoich mężów sprawianiem jednego, ale koniecznie „pańskiego", kapelusza.
Przy tym układzie dochodów i roz
chodów najnędzniejszy proletaryusz dopuszcza się też zbytku, ilekroć spożyje kawałek chleba z ochła
pem mięsa.
Żądza zbytku, choćby takiego właśnie tandetnego, w jakim żyje- my, jest dzisiaj już epidemią. Jest w Wiedniu ulica, nazywa się Ma- riahilfstrasse, na niej rząd maga
zynów z przepychem właśnie wie
deńskim. Proszę zajść na nią po godzinie siódmej wieczór. Przed każdą wystawą, napchaną świeci
dełkami, sztucznemi kamieniami, sztucznym jedwabiem, przefasono- wanemi kapelusikami, nęcącemi bluzkami i t. d., stoi zbity, zahypno- tyzowany tłum kobiet. Przypatrz
my im się. Spróbujmy określić ich pozycyę socyalną. Są to mo- dystki, żony robotników, dziewczę
ta, pracujące po drukarniach, kel
nerki j t. d. Codziennie trawią tu 2
godziny i karmią się chaosem barw i blasku. Nie pójdą nigdy na Kdr- tnerstrasse i w serce miasta, bo to, co mogą zobaczyć tam, jest coprawda jeszcze piękniejsze, jesz
cze bardziej upajające, ale w ce
nach tak niedostępne, że wygląda to wszystko, jak nierealna i wprost nie istniejąca zjawa. Natomiast tutaj, na Mariahilf, każde nieomal cudo przy silnej woli da się osta
tecznie nabyć. Wystarczy oto przez trzy dni nie jeść obiadu—i będzie można kupić „najmodniejszą" spód
nicę, albo gorset. Jeżeli nie star
czy oszczędność na pożywieniu, będzie się pracowało dwie czy cztery noce przy maszynie do szy
cia — i, koniec końców, marzenie spełni się! Kosztem głodu, wy
cieńczenia zaspokaja się zarazę zbytku.
Czy każda z nich zaspokaja ją w sposób równie heroiczny?
Czy trzeba dodawać, że te właśnie wystawy zbytku, nie żaden głód, ta żądza lśnienia rzuca dziewczęta w odmętprostytucyi lub złodziejstwa?
Rozpusta, szał zmysłowy—jest zjawiskiem ludzkiem, prostytucya, czyli instytucya rozpusty, jest wy
pływem układu wielkomiejskiego.
I ona również, jak zbytek, jak zgiełk, jak nerwowe znużenie, jest złowieszczym znakiem stosunków wielkomiejskich. Ona również wskazuje, jak hasło walki o byt zwycięża wszelkie restrykcye etycz
ne, jak jest wszechwładne na tym terenie istnienia wyczerpującego.
Niema miejsca ani potrzeby mnożyć dalszych przykładów. Nie
postrzeżenie dla nas samych dzi
siejsze demokratyczne ustroje miast zbliżają się do tego typu życia, który w historyi reprezentuje Ale- ksandrya, Babilon. Pierwszy z brze
gu historyk objaśni nas, że miasta te były i są synonimem szaleństwa i przesytu. Ale ten sam historyk, dodać musi, że szaleństwo i prze
syt były w tych społeczeństwach wigilią upadku cywilizacyjnego.
Aleksandrya zdziczała od przerafi- nowania.
Tę samą przestrogę'raz poraź słyszymy z najznamienniejszych ust, z najgłębszych umysłów Euro
py współczesnej. Geniusz jedno
stek wciąż jeszcze jaśnieje i two
rzy dziwa, cuda; jeszcze działają i imponują wielkie serca obywatel
skie, a przecież równorzędnie z tein wszystkiem w masach społecznych dzieje się i odbywa jakiś zdumie
wający proces stępienia intelektual
nego i zniżki uczuciowo-moralnej.
Co chwila stajemy wobec jakiegoś faktu, który jest alarmem, a który kilkadziesiąt lat wstecz byłby nie
możliwy, bo jest zanadto barba
rzyński. Coraz częstsza jest nik- czemność dla garstki miedziaków.
Socyalizm, jako teorya filozo
ficzna, daje zbyt łatwe pole do krytyki, zwłaszcza psychologicznej;
ale ten sam socyalizm, jako znak życia, jako pretekst moralny, silny będzie i zwycięski nie formułami kapitału i pracy, lecz tym bole
snym faktem, iż obok tej właśnie zarazy i szału zbytków dziesiątki tysięcy dzieci i niemowląt ginie lub marnieje od wilgotnych nor, z których rodzice ich nie mogą się wyprowadzić, nie mogą im dać więcej suszy i słońca, choćby du
szę dyabłu zaprzedali.
I obojętnym jest faktem, że obliczenia ekonomiczne udowo
dnią, że największa oszczędność kapitalistów nie pokryje nędzy ludzkiej, a najszersza dobroczyn
ność nie zaradzi złemu. Nie wy
trąci to socyalizmowi tej broni m o ralnej, iż tysiące niemowląt mar
nieje i karleje z nędzy w tern sa
mem społeczeństwie, które z czy- stem sumieniem może płacić 2,000—
3,000 franków za problematycznie piękne ubranie głowy. To uczucio
we zestawienie, nic innego, spro
wadzi rewolucyę socyalną.
Lud paryski rozpoczął rewo
lucyę rzekomo od zburzenia Ba- stylii. Wśród burzących 5O°/o nie wiedziało, co to jest wolność polityczna, ale wśród tych 50%
nie było ani jednego, któryby ty
dzień temu, miesiąc, rok, nie pa
trzył na jadącą do Versailles zło
cistą karocę i któryby turkotu jej kół nie zapisał zgłoskami zawiści na dnie duszy. Nominalnie wyry
wał kamienie z więzienia królew
skiego, realnie (choć w marzeniu) łamał te polerowane szprychy i tar
gał w strzępy aksamitne kaftany szlachciców.
Oto na tle tego wszystkiego powstają owe egzotyczne wysiłki wyrwania się z trybu naszego nie
naturalnego życia Europy, o któ
rych raz wraz czytamy w dzien
nikach, w rubryce sensacyi. Jako zjawiska odosobnione nie maja one wielkiego znaczenia. Nie da się jednak zaprzeczyć, że są one sym
ptomami jakiegoś głębszego in
stynktu. Wskazują, że ludzie od
czuwają dręczący ciężar tego n ie
uniknionego zła i że za wszelką cenę szukają ratunku i lekarstwa, że wreszcie odczuwają, iż począ
tkiem kuracyi musi być powrót do prostoty życia, która nie wyklucza najsubtelniejszej wytworności psy
chicznej, a która jest i być może tęgą i tężącą hygieną pokoleń i kultury.
A . Grzymała-Siedlecki.
Ali-pasza, dawny władca Albanii.
Z dziejów Albanii.
Św ieże powstanie w A lbanii wywołało energiczną akcyę ze strony rządu tureckiego. Z a warta w P risztinie zgoda przer
wała narazie walkę albańczy
ków o niepodległość, którą j u ż wielokrotnie podejmowali.
Najciekawszym i najmniej zbadanym zakątkiem kresu Europy jest Albania. Pod koniec zeszłego stulecia znakomity dziejopisarz Gibbon zauważył, że Al
bania, będąc tak blizko Włoch, jest jednak mniej znaną, niż środek Ame
ryki.
I rzeczywiście, dotychczas niewy- jaśnionem nawet zostało należycie, czem jest właściwie Albania i gdzie s3 jej granice. Również co do pocho
dzenia albańczyków są sprzeczne mnie
mania. Sądząc z licznych ich zwycza
jów i obyczajów np. przysięgi na ka
mień (Perkot-Pesz), można wniosko
wać, że pochodzą od pelazgów, pier
wotnych mieszkańców półwyspu Bał
kańskiego. Według zaś tureckiego mnie
mania, albańczycy mają być potomka
mi dawniejszych Illiryjczyków. Mowa ich niema najmniejszego pokrewieństwa z innemi językami świata.
Albańczycy zwą sami siebie Iszkip- tary (isgkipe— orzeł; tar—syn)—synowie orła — od starodawnych proporców wo
jennych, na których znajdował się orzeł rzymski. Nazwa zaś arnaul, pod któ
rą obecnie znani są w Turcyi, pocho
dzi od słowa „Arbanitoi" (skażone Albanitoi), którem to bizantyjczyko- wie nazywali ów naród.
Około roku 200-go przed Chr.
w ich odwiecznych siedzibach—Illiryi (teraźniejszy wilajet Szkoderski (Sku- tari) i Epirze (wilajet Janina) zakwitła oświata rzymska. Apolonia stała się głośnem ogniskiem nauk, Dyrrachium (dzisiejsze Durazzo) słynęło, jako pier
wszorzędne miasto handlowe. Tu się też odegrała agonia rzeczypospolitej rzymskiej. Pompejusz z wojskiem se- 3
P o rtre t Mehmeda Ali-paszy, vice -kró la Egiptu (1868 (*,), pędzla Jśro m e’a, całkiem nieznany i zna jd ujący s ią fw Merassium kiosku
w Y ldizie.
natu . uchodzi przed Cezarem do Illiryi.
Pod Dyrrachium Cezar doznaje klęski, widzi się zmuszonym ujść w głąb Tessalii,; gdzie pod Farsalą odnosi sta
nowcze zwycięstwo nad Pompejuszem (9 sierpnia 48 r. przed Chr.). Na po
łudniowym krańcu Epiru obok przy
lądka Actium (dzisiejsze Akri), dnia 2-go września r. 31 przed Chr. Okta
wian odnosi owo zwycięstwo nad An
toniuszem, które rozstrzygnęło losy pań
stwa rzymskiego.
Burza wędrówki ludów, nie oszczę
dzając tego zakątka, zniweczyła zarod
ki cywilizacyi rzymskiej na Wschodnim brzegu Adryatyku. świadczą o niej już tylko gruzy miast i świątyń, mo
stów i wodociągów.
Z porzymskich dziejów Albanii wiemy niewiele. Sądząc ze zbioru praw, który przechował się tylko w tra- dycyi pod nazwą „praw Duka-Gini“ (t. j.
księcia Jana, syna króla neapolitari- skiego) można przypuszczać, że Al
bania w wiekach średnich, około roku 1,200, była księstwem wasalnem, na- leżącem do cesarstwa rzymsko-niemiec- kiego.
Rozpoczął się okres zdobyczy tu
reckich w Europie, i znowu na widow
nię występuje Albania, i jeden tylko epizod z owych czasów przechował się w pamięci: bohaterska walka Georga Kastriotisa, więcej znanego pod na
zwiskiem Skanderbega (Alexander-bej), przeciwko turkom.
Georg Kastriotis urodził się w roku 1403, jako syn pana na Kroi (teraź
niejsze Akhissar w pobliżu Durazzo).
Wtargnąwszy w r. 1423 do Albanii,
sułtan Murad zabrał Georga i jego trzech braci, jako zakładni
ków, do Konstanty
nopola. Wychowany Wj wierze muzułmań
skiej, pod nazwiskiem Skanderbega, już w 19-ym roku życia o- trzymał sandżjak *) i wytrwał w służbie tu
rę cki ej, aczkolwiek sułtan otruł jego bra
ci, a po śmierci ojca z a b ra ł ksiąstew ko K roję.
Dopiero gdy w r.
1443 wojska węgier
skie zwycięsko prze
kroczyły Dunaj, Skan- derbeg z ,300 albań- czykami uszedł z o- bozu tureckiego, opa
nował rodzinną waro
wną Kroję, powrócił na łono kościoła ka
tolickiego i wezwał albańczyków do po
wstania. Uznany na zjeździe naczelników albańskich w Alessio naczelnym wodzem, w krótkim czasie stal się panem całej pro- wincyi, w r. 1444 zwy
ciężył ogromne woj
sko tureckie pod do
wództwem w. wezy
ra Alego, następnie samego sułtana Murada, który obiegł Kroję, zmusił do odwrotu.
Po śmierci Murada (1451 r.) Skan- derbeg walczył z rożnem powodze
niem z wojskami Mahometa II, wresz
cie na mocy traktatu zawartego został zamianowany władcą Albanii. Zmusił niesfornych oligarchów albańskich do posłuszeństwa i narodowej solidarności.
Zdawało się wtedy, że Albania stanie się przedmurzem chrześcijaństwa.
Prenk B ib Doda-pasza, p o w sta n ie c albański.
W roku 1464 papież Pius II, słyn
ny Aeneasz Sylviusz de Piccolomini, po długich staraniach przyprowadził do
*) Część wilajetu—gubernię.
skutku ligę Macieja Korwina, króla wę
gierskiego, Wenecyi i Skanderbega.
Papież sam zamierzał stanąć na czele nowej krucyaty. W przygotowaniach do przeprawy przez Adryatyk zmarl w Ankonie d. 14-go sierpnia 1464 ro
ku. Przed śmiercią wyznaczy! Skan
derbega naczelnym wodzem ligi.
Skanderbeg rozpoczął pomyślnie wojnę, pokonał wojska sułtańskie w dwóch walnych bitwach, ale umarł d. 17-go stycznia 1468 r. w Alessio, oddawszy syna Jana pod opiekę We
necyi. Wojna trwała jeszcze kilkana
ście lat. Ale ze śmiercią Skanderbega znikł jedyny człowiek, zdolny utrzy
mać w karbach posłuszeństwa naczel
ników różnych szczepów albańskich.
Turcy powoli podbili jednych po dru
gich. Najdłużej, bo do r. 1479, opie
rała się warownia Kroją. Wkrótce też Albania ustępuje z widowni dziejów i z czasem całkiem zapomniano o al- bańczykach. Większa część ich przy
jęła islam, podczas gdy inni pozosta
li wiernymi swej wierze.
M arko B o tz a ris , b o h a te r albański.
Dopiero na początku XIX stulecia nastała chwila, kiedy się zdawało, że że pod tą lub ową formą Albania po
wróci do samodzielnego życia politycz
nego. Chwila ta łączy się z nazwi
skiem Alego, paszy Janiny. Urodził się w 1741 roku w Tepeleni (w pobli
żu Vallony, w południowej Albanii), jako syn paszy, pochodzącego ze staroży
tnego jo d u albańskiego, który już w XV stuleciu przeszedł na mahometanizm. Po śmierci ojca, 1754 roku, pozbawiony ro
dzinnego majątku,'włóczył się po krajach, wreszcie na czele bandy rozbójników zdobył Tepeleni. Zamordował brata i wtrącił do więzienia matkę. Od ro
ku 1767 był w służbie paszy Delvino i za usługi, wyświadczone w wojnie z Austryą, został mianowany w roku 1787 paszą Trikkali w Tessalii. Nie
bawem samowolnie opanował Janinę i otrzymał nominacyę na generał-guber- natora tego wilajetu. Korzystając z kło
potów W.-Porty, Ali coraz dalej roz-
Iskender-bej-Kastriotis (Mbreti Shqiper8se).
szerzał swą władzę nad Albanią, Epi- rem, Tessalią i częścią Macedonii. Ód roku 1807 faktycznie był niezawisłym władcą, chociaż posyłał haracz do Stambułu. Anglia, Francya i Rosya utrzymywały na jego dworze general
nych konsulów. Wojsko jego liczyło 100,000 dobrego żołnierza.
Był to niewątpliwie niepospoli
ty człowiek. Ale rozgłos europejski w znacznej części zawdzięcza Byrono- nowi, który swym „ Clrlde Htroldem"
zwrócił powszechną uwagę na Albanię.
Lord Byron w liście do matki swej z Prevesy 12-go listopada 1809 roku pisze, że Napoleon dwa razy ofiarował mu godność króla Epiru, ale przekłada on anglików i, jak nieraz mówił, nie
nawidzi francuzów. Okazuje tyle sta
łości i zręczności, że oba narody ubiegaj ą się o jego przyjaźń.
W roku 1820 postanowiono w Stam
bule pozbyć się zbyt potężnego i nie
zawisłego namiestnika. Sułtan Mahmud II-gi ogłosił go, jako rokoszanina, i wy
słał przeciwko niemu wojsko pod do
wództwem Ismaila-paszy. Opuszczony przez albańskich begów, Ali zamknął się w warowni Janiny i mężnie gię bronił. Jednakże 10-go stycznia roku 1822 widział się zmuszonym opuścić zamek i schronił się na jednę z wy
sepek na jeziorze Janiny. Tam 5-go lutego wysłańcy sułtana oznajmili mu wyrok śmierci. Ali z garstką wier
nych palikarów zastrzelił ich, ale nie
bawem zginął od kul nacierających zewsząd żołnierzy sułtańskich. Głowę jego wysłano do Stambułu, ciało spo
czywa w grobowcu na owej wysepce.
Również w tym samym czasie, ko
ło roku 1821, w czasie walk greckich za wyzwolenie się z pod panowania tureckiego, okrył się sławą albańczyk z plemienia Tosków, Marko Botzaris, który z garstką swych współrodaków walczył, jako Suliota, przeciwko tur- kom.
Przy końcu zeszłego stulecia (1881 r.) naczelnik wojowniczego plemienia Mirditów, Prenk Bib-Doda, podniósł
rokosz przeciwko Wielkiej Porcie, któ
ry jednakże został stłumiony przez generała Derwisz-paszę. Syn jego przez ożenienie się z siostrą panującego o- becnie sułtana został podniesiony do godności walego, i wpływ rządu w Al
banii przez to został wzmocniony.
Za dni naszych Albania dała także oznaki życia swego i, jak donosił „Jour
nal de Salon:queu pod datą 24 marca r.ub., naczelnik szczepu, zamieszkałego wBo- letinar, w blizkości granicy czarnogór
skiej, powstał przeciwko władzom tu
reckim, tak, że W.-Porta zmuszoną się widziała wysłać przeciwko niemu od
dział wojska z 2-ma działami górskie- mi. Ostatnie powstanie wywołało je- sze silniejszą akcyę.
Wogóle od założenia związku na
rodowego albańskiego p. n. „Drila"
w r. 1881 zauważyć można silne dąż
ności narodowe do uformowania jeżeli nie całkiem niezawisłego państewka, to przynajmniej prowincyi z obszerną autonomią, świeże wypadki potwier
dzają to dobitnie.
Albania, stanowiąc mikrokosmos tureckiej sytuacyi politycznej, dostar
cza i dostarczy Turcyi niemało kłopo
tów i zaważy jeszcze nieraz na jej szali dziejowej.
Konstant j nopol-Pera. Dl'. F rusitiskl-B ej.
Kopiec Grunwaldu.
Mieszkańcy miasteczka Niepoło
mic— niegdyś letniej rezydencyi kró
lów polskich, leżącej tuż u krańca słyn
nej puszczy niepołomickiej na wschód od Krakowa — postanowili uczcić rok grunwaldzki usypaniem pamiątkowego kopca. Inicyatywa wyszła od miejsco
wego „Sokoła" izzapałem przyjętązo- stała przez ludność. Wybrano niewiel
ki pagórek za miastem i na nim jęto sypać kopiec, który dosięgnąć ma sze
ściu metrów wysokości. W wolnych od zajęć chwilach zwożą ziemię tacz
kami mężczyźni, kobiety i dzieci, inte- ligencya miejscowa, rękodzielnicy i ro
botnicy z poblizkiej fabryki p. Wim-
Sypanie kopca grunw aldzkiego w N iepołom icach.
f »J s B
mera. Resztę dopiero, pod nadzorem inżynierów, wykończą płatni robotnicy, ą. na szczycie obok puszki z ziemią, pochodzącą z pól Grunwaldu, usta
wiony zostanie wielki głaz z napisem.
Będzie to czwarty kopiec w pobliżu Krakowa.
I.
Rzekę jasną, kryształo w ą , R ozdw oiły ręce boże W ielką skałą granitow ą, Że sam otnie płyną w morze Dwa strum ienie, ongi bratnie.
L e cz gdy w cudu dzień nastanie W yzwolenie ich ostatnie, Z nów się złączą w oceanie.
Z tęsknym szumem płyną rzeki, Rozłączone lądów miedzą.
Im nieznany kres daleki I o źródłach swych nie wiedzą.
II.
Rosła brzoza nad potokiem , Rozkochana w jego srebrze.
Ona chyli się ku niemu, On u stóp m iło ści żebrze.
Ona gęstą swą koronę Nurza w wodę, bieg tam uje, On korzenie je j obnaża, Kradnie życie, gdy całuje.
Kiedy uścisk ostateczny Drogie łono poda łonu,—
Taka ch w ila upragniona Będzie dla nich chw ilą zgonu.
III.
Dwa płomienne m eteory Na odległych krańcach świata, Tęskniąc, błądząc, mkną ku sobie Całe wieki, całe lata.
A gdy znajdą się i zderzą, B łyska w ica w ie lka tryśnie I z ich śm ierci, ich z pożaru Tysiąc nowych sło ń c wybłyśnie.
_______ Saritri.
5
Z wystawy „Odłam” , w Tow. Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie
(Autoakwa fo r ta ), Antoni Kamieński, Zakątek paryski.
6
Z wystawy „Odłam” , w Tow. Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie.
V lastim il Hofman. Matka.
„ODŁAM”.
W stosunku do roku zeszłego, grupa artystów, zebrana pod nazwą
„Odłam", zdobyła się obecnie na da
leko liczniejszą wystawę zbiorową — jeśli nas pamięć nie myli, liczniejszą mniej więcej dwukrotnie. Z pomiędzy tych dwustu obrazów—malarstwo pa
nuje wyłącznie w „Odłamie"—połowa przypada na dział różnorodnych grafi
ków, pomiędzy tymi ostatnimi dużo wybitnych.
Aby, choć w przybliżeniu, dać o- braz całości, wymieńmy kilka grup ar
tystów, zastrzegając się, że, nie chcąc kunkurować z katalogiem, może w tern wyliczeniu opuści się nie jedno—i to nie zawsze nawet mniej uwagi godne.
Tak więc:
Józef Chełmoński: przepiękny kraj
obraz podolski, z motywem żółtych kwiatów na pierwszym planie, niewąt
pliwie godny wielkiego imienia mistrza;
prof. Leon Wyczółkowski: nadzwyczaj
ny „Chrystus", a dalej silny i tą siłą piękny portret ks. kanonika Droho- jowskiego, niezrównane kwiaty i kilka przewybornych grafik, przeważnie na
tle impresyi zakopiańskich; dyrektor warszawskiej szkoły malarskiej, Stani
sław Lentz, dał tym razem nie portre
ty, lecz bardzo oryginalną „Fanfarę", będącą dziełem prawdziwie męskiej si
ły, na wskroś indywidualnem, a nie podchodzącem pod żadną manierę — oraz: „Dziewczynę wiejską"; Jacek Mal
czewski: „Tobiasz" i autoportret; Vla- stimil Hofman: „Madonna", „Matka",
„Jan Chrzciciel"—i kilkainnych, wszyst
kie w tym samym, zawsze oryginalnym a jemu właściwym charakterze trzy
mane; Włodzimierz Tetmajer: doskona
ła „Orka"; Władysław Wankie: „Dwo
rek" i „Nad strugą"; Maryan Wawrze- niecki: „Światowid, bóg Polan", fantastyczne „Za życia jeść nie dadzą, po śmierci kadzą", przedstawiające cza
szkę, naokoło której okręcają się węże (satyra na 50-lecie Słowackiego) i „Gro
bowiec wodza"; Aleksander Augusty
nowicz: portret męski; Antoni Gawiń
ski: kilka nastrojów, silnych w kolorze, choć może nie zupełnie z naturą zgo
dnych; Apolon. Kędzierski: „Kury", studyum i kilka motywów chłopskich;
Tad. Noskowski: ładne pejzaże; Marya Koźniewska: bardzo”dobry portret; Ma
rya Mrozowska: również dobry „Portret babki", w którym zwłaszcza ręce, wybor-
M. W aw rzen iecki. Ś w ia to w id , bóg Polan.
nie namalowane, zwracają uwagę zna
wców—oraz kwiaty; Franciszek Żmur- rko: bardzo piękna „Luxuria“, przypomi
nająca stylem, tonem i kolorytem sta
rych mistrzów włoskich z epoki Rene
sansu; Ludomir Janowski: główka; Jó
zef Krasnowolski: kilka wybornych ty
pów ludowych...
Do innej grupy zaliczyć się mogą:
Zofia Stankiewicz: kilka krajobrazów olejnych, oraz pełne maestryi * rysunki ołówkowe; Józef Ryszkiewicz (junior):
oryginalnie i z dużem poczuciem natury malowane krajobrazy, nadto pełen siły rysunek, przedstawiający czwórkę dziel
nych koni w bronie; Henryk Uziębło: mo
tywy z Krakowa; Teodor Ziomek: trzy piękne pejzaże: „Topole", „Osty" i
„O Zachodzie"; Stefan Popowski: „Ra
nek" i „Wieczór"; Zarzycki Andrzej:
„Jesień", „Z nad Wisły" i bardzo dy
skretnie traktowana „Martwa natura";
Włodzimierz Kugler: dwa konie orzą
ce — trzymane w silnej a doskonale uchwyconej impresyi „pełnego słońca";
Rzegociński Witold: bardzo dobry i stylowy witraż, „Zima" i kilka stu- dyów; Piekarski Floryan: Kwiaty;
Rok V. W? 17 z dnia 23 kwietnia 1910 roku, 7
Z wystawy „Odłam” , w Tow. Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie.
Z d zisła w E ichler. Nionia.
czołkowskiego — i w. i.
Słowem: mnós-
T e odo r Ziom ek. Topole. tw o—a pomiędzy
Marya Koźniew ska. P o rtre t.
Zdzisław Eichler: pejzaże i bardzo ła
dna „Nionia"; Bronisław Kowalewski:
„Jak śnieg" i „Kwiaty"...
Przejdźmy do licznej grupy gra
ficznej. A więc: Antoni Kamieński:
pełna wdzięku i linezyi akwaforta
„Zakątek Paryża"; Feliksa Jabłczyri- skiego szereg motywów z Wenecyi, Sienny i t. d.; bardzo liczne grafiki Jana Skotnickiego, np. „Koń"; tegoż pastele, głównie pejzażowe, oraz więk
szy obraz: „Państwo mego syna", zwra
cają słusznie uwagę — nie mówiąc już .o wspomnianych wyżej grafikach Wy
łem rzeczy nie
wątpliwie wybitne i ciekawe. Na
wet przewidzieć wolno, że, jeśli tak dalej pójdzie, wiosenny „Odłam" kon
kurować będzie mógł z „Salonem "
jesiennym, czyli tak zwaną Wystawą Doroczną. Nie byłoby w tern nic złe
go—przeciwnie: wyszłaby na tern do
brze i jedna, i druga strona. Zresztą większą część wystawy obecnej „Od
łamu" zajmuje grupa zaproszonych gości. Przytem świadczy to zarazem, że sztuka zaczyna znów intereso
wać coraz szersze koła, albo, tłoma- cząc to na prozę, że wzrost frekwen-
J ó z e f R yszkiew icz (Junior). Brony.
cyi w gmachu Zachęty, wykazany nie
dawno w sprawozdaniu rocznem Tow., jest zupełnie zgodny z rzeczywistością.
Pocieszający objaw; zyskać na tern po
winni tak artyści, jak i publiczność, a z tem i Towarzystwo, które, dzięki powodzeniu, ujrzałoby się może znów w tem położeniu, by wznowić napo- wrót dawną hojność i częstość zaku
pów, będących przed laty jedną z głów
nych atrakcyi tak dla artystów, jak dla członków Towarzystwa. Przytem był to jeden z głównych celów „Zachęty"...
Wracając do samej wystawy — przyznaję, że znalazłbym się w kłopo
cie, gdyby mi kazano scharakteryzować całość. Powtórzyćby chyba można i przy tej sposobności to, co już przy wie
lu innych się powiedziało, że młodsi 8