• Nie Znaleziono Wyników

xM 39. Tom X.TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "xM 39. Tom X.TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

xM 3 9 . Warszawa, d. 27 Września 1891 r. T o m X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".

W Warszawie; rocznie rs. 8

• kw artalnie „ 2

Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie, „ 5

P re n u m e ro w a ć m o żn a w R e d a k c y i W sz ec h św ia ta i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i zag ran icą.

jA-dres E e d a k c y i: ZKretłs©wslrie-^=rzed.aaai©ścle, 3STr ©©.

| Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią panowie;

| A leksandrow icz J ., D eike K„ D ickstein S., H oyer H., I Jurkiew icz K ., K w ietniewski W ł., K ram sztyk S.,

N atanson J ., Prauss St. i W róblew ski W . I „ W s z e c h ś w ia t" p rz y jm u je o g ło szen ia, k tó r y c h tre ś ć

m a ja k ik o lw ie k z w iąz ek z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h

! w a ru n k a c h : Z a 1 w iersz z w y k łe g o d ru k u w szpalcie alb o jeg o m ie jsc e p o b ie ra się za p ie rw szy r a z k o p . 7 ł/i>

za sześć n a s tę p n y c h ra z y k o p . 6, za d alsze kop. 5.

• BAŻANTY.

J u ż w głębokiej starożytności bażant był znany w Europie, a obecnie panuje prz ek o ­ nanie, choć nie wiem na jakich dowodach oparte, że grecy sprowadzili pierwsi tego ptaka z K olchidy i rospowszechnili go na­

przód w państwie rzymskiem, skąd się przedostał i do reszty Europy. P rzypusz- czaćby raczej można, że bażant zwyczajny, zwany u nas pospolicie czeskim (Phasianus colchicus lub communis) żył od niepamięt­

nych czasów w Grecyi i na półwyspie B a ł­

kańskim, gdzie znajduje analogiczne w a­

ru n k i bytu, j a k na K aukazie i gdzie dziś jeszcze spotyka się w stanie zupełnej dzi­

kości. S tam tąd dostał się niewątpliwie przy pośrednictwie człowieka do Austryi, Czech, Niemiec i Francyi, gdzie w części spotyka się w stanie dzikim, a w części hodowany bywa w bażantarniach i następnie rospusz- czany na wolność.

Niemożna się dziwić, że ptak ten dzięki swemu świetnemu ubarwieniu, swym ele­

ganckim kształtom, a przedewszystkiem

swemu nadzwyczaj smacznemu mięsu, z w ró ­ cił na siebie od dawien daw na uwagę wszy­

stkich ludów europejskich, które się ubie­

gały wzajemnie w zaprowadzeniu u siebie tak szlachetnej zwierzyny. Do roku je d n a k 1848 hodowla bażantów stanowiła w wielu krajach przywilej szlachty, bez upoważnie­

nia której n ik t nie miał praw a w yprow a­

dzać u siebie tych ptaków. Dzisiaj czasy zmieniły się o tyle, że pierwszy lepszy ro- j botnik lub odźwierny paryski odżałuje so­

bie raz na tydzień 6 franków, aby pokosz- towaó tej królewskiój zwierzyny. U nas j a k dotychozas bażant stanowi jeszcze b a r ­ dzo rzadką i bardzo drogą zwierzynę i wąt­

pię, aby to się zmienić mogło kiedykolwiek.

Bażanty są typem osobnej rodziny zoolo­

gicznej (Phasianidae), do której oprócz ba­

żantów właściwych włączono pokrewne im kiścce (Euplocamua), k u ry (Gallus), wielo- szpony (Polyplectron), satyry (Crossopti-

| lon), rogacze (Pucrasia), argusy (Argus), indyki (Meleagris), pawie (Pavo) i perlice (Numida), oprócz kilku innych mniej waż­

nych rodzajów.

Wszystkie te ptaki m ają pewne wspólne

cechy, które skłoniły właśnie ornitologów

do pomieszczenia ich w jednej rodzinie.

(2)

610 W SZECH ŚW IA T. Xl- 39.

Ciało ich, jakkolw iek mocno zbudowane, odznacza się wysmukłemi i eleg ą jck iem i kształtam i. Głowę mają małą, dziób m ier­

nej długości i mocno wydęty na górnej szczęce. Głowa ozdobiona zw ykle bywa koralam i mniej lub więcej rozwiniętemi, u jed n y ch bowiem zajm ują ledwie niewiel- j ką przestrzeń wkoło oczu, gdy u innych : pokrywają twarz całą, a u indyków głowę ! i nawet część szyi. S k rz y d ła są krótkie,

wklęsłe i mocno zaokrąglone. O gon bywa różndj długości i dochodzi n a w e t olbrzy­

miej m iary (u R einhardtia ocellata). Skok u bażantów je st średniej długości, u z b r o ­ jo n y jed n ą, a u niektórych rodzajów dw ie­

m a ostrogami.

Samica zwykle b y w a mniejsza i skromniej ubarwiona.

Typem rodziny je st bażant (Phasianus), którego liczne gatunki zamieszkują w yłą­

cznie Azyją oraz niektóre k ra je E u ro p y południowój. B ażant tak jest ptakiem cha- | rakterystycznyin dla Azyi, j a k kolibry dla

j

A m eryki, perlice dla A fry k i a gołębie dla 1 Polinezyi. Rosciąga się on w A z y i od Sin- gapooru i Cejlonu aż po 48° szerokości pół­

nocnej. Nawet na śnieżnych szczytach H i ­ malajów spotkać można przedstawicieli tój grupy.

Bażant najlepiej lubi miejsca pokryte niewielkiemi lecz gęstemi krzakam i, u n i k a ­ ją c zarówno lasów j a k i miejsc otwartych.

L u b i wszelako bliskość pól u pra w nych, gdzie żer łatw y znajduje. W T urcyi trzyma się gąszczów, złożonych z cierni i innych kolących roślin, a czuje się tam równie bes- piecznym j a k w fortecy, gdyż nietylko czło­

wiek, lecz naw et pies nie je s t w stanie przedostać się przez gęste sploty kolączek.

Dniem trzym a się bażant na ziemi, gdzie też wyłącznie pokarm znajduje, jużto pod postacią ziarna, lub też owadów i robaków, gdyż, podobnie j a k k u ry , je s t wszystkożer- nym. Wogóle więcej biega niż lata, pod­

ryw a się bowiem zmuszony niebespieczeń- stwem , lub wtedy, gdy na drzewie usiąść zapragnie, noc bowiem zwykle na gałęzi spędza. L o t ma ciężki i łoskotliwy, cho­

ciaż gdy się raz rospędzi, niknie w powie­

trz u z szybkością najlotniejszych ptaków, nigdy j e d n a k większych przestrzeni nie przelatuje.

P o d względem umysłowym znacznie n i­

żej stoi od wielu ptaków kurow atych. P ł o ­ chliwy j e s t i dziki z natury, nigdy jed n ak w niebespieczeństwie rady dać sobie nie może i przez to staje się łatw ą zdobyczą człowieka, lub zwierząt drapieżnych. T a k je s t w chwilach krytycznych niezaradny, że zdybany znienacka, daje się nieraz wziąć ręką, pozostając nieruchomie na ziemi. P rzy tćj płochliwości posiada je d n a k taki zasób odwagi względem sobie podobnych, j a k i k o ­ gut, a walki, jakie między sobą staczają samce o posiadanie samic, kończą się często śmiercią jednego z zapaśników.

Samica gniazdo robi na ziemi w gąszczu, grzebiąc niewielki dołek, który zlekka w y ­ ściela traw ą lub liśćmi. J aj niesie 10—'12, czasami dochodzi do liczby 18. J a j a są mniejsze od kurzych i koloru zielonka­

wego.

W krajach północnych bażant nie jest w stanie wyprowadzać się na wolności i p r ę ­ dzej czy później ginie. Dlatego też od niepa­

miętnych czasów zaprowadzono w krajach

| północnych bażantarnie, gdzie ptaki zn a j­

du ją opiekę i pokarm podczas surowych j miesięcy zimowych. Zwykle ja j a bażancie

! odbiera się samicom i oddaje do wylęgania indykom lub kurom; a dopiero, gdy młode podrosną należycie, wypuszcza się je na swobodę. T en sposób prowadzenia bażan­

tów je st nader kosztowny i kłopotliwy, d l a ­ tego sądzę, że źle robią ci z naszych panów, którzy zamiast forsować miejscowe ptastwo, tracą pieniądze na egzotyczne bażanty.

Najbardziej rospospowszechnionym w k r a ­ jach europejskich je st bażant zwykły, zw a­

ny u nas czeskim (Phasianus colchicus).

W ostatnich jed n ak kilku dziesiątkach lat zaczęto hodować inne gatunki, a osobliwie bażanta japońskiego (Phasianus versicolor) i bażanta mongolskiego (P h . mongolicue), pochodzące z krajów bardziej zbliżonych klimatem do E u ro p y środkowej. W e F r a n - cyi zaczyna się nawet rospowszechniać wspaniały gatunek bażanta czczonego ( P h a ­ sianus reevesii), odznaczającego się bardzo bogatem ubarw ieniem i olbrzymim l ' / 2 ~ m etrowym ogonem. Bażant ten pochodzi z Chin północnych i jak k o lw iek w ytrzy­

muje dobrze klimat F rancyi, niezbyt jest

1 przez hodowców lubiony z powodu niezwy-

(3)

N r 39 W SZECHŚW IAT. 611 klśj wojowniczości charakteru, skutkiem

którćj nie znosi sąsiedztwa innych bażan­

tów.

Oprócz wspom nianych powyżej g a tu n ­ ków znane są u nas jeszcze dwa inne, a m ia­

nowicie bażant srebrny (Euplocamus ny- cthemerus) i bażant złoty (Thaum alea p i ­ eta), odznaczające się wspaniałem u b a rw ie ­ niem, dla którego naw et niepodobna ich hodować w stanie napół dzikim, j a k inne bażanty, gdyż świetność ich ubarw ienia wy­

stawia je na niebespieczeństwo zarówno ze strony ptactw a drapieżnego, ja k i kłusow ­ ników. Chowane też bywają przeważnie po ogrodach zoologicznych, parkach p r y ­

watnych, lub kurnikach.

Bażant srebrny pochodzi z południowych prowincyj Chin, a do E u ro p y sprowadzony, j a k się zdaje, został w X V I stuleciu. W tym też mniej więcej czasie dostał się do nas bażant złoty, którego ojczyzną mają być Chiny północne i K ra j nadamurski, chociaż eksploracyje ziomków naszych: dra Dybow­

skiego oraz pp. Godlewskiego, Jankow skie­

go i Kalinowskiego nie wykazały nawet śladów znajdowania się tego wspaniałego ptaka w Am uryi. Znajdowanie się jego w tój krainie oparte je st dotychczas jedynie na świadectwach P a lla sa i Schrenka.

W ostatnich czasach rospowszechnił się po europejskich ogrodach zoologicznych wspaniały bażant, należący do tego samego rodzaju, co i bażant złoty, a mianowicie bażant lady A m herst (Thaum alea Amher- stiae). Pierwsze dw a samce dostały się w prezencie od króla A rw y sir Archibalowi Campbellowi, który j e ofiarował hrabinie Amherst. Dama ta przywiozła je do E u ­ ropy i przez długi czas były one jedynem i okazami, znanemi w świecie naukowym.

Dopiero w ostatnich czasach zaczęto j e licz­

niej sprowadzać z Tybetu wschodniego i z zachodniego Yu-nanu, a dziś niemal każdy ogród zoologiczny posiada mniej lub więcej licznych przedstawicieli tego wspa­

niałego gatunku.

Bażant lady A m herst posiada głowę wraz z przodem szyi oraz piersią ciemno-błęki­

tne, z zielonym połyskiem przy pewnem n a ­ chyleniu. Na tyle głowy wyrasta wspa­

niały czub, złożony z piór karmazynowych, biało zakończonych. Szyja objęta jest ro ­

dzajem kołnierza, w którym każde pióro jest srebrzysto - białe z ciemno - zielonem obrzeżeniem. Szyja i plecy ciemno-zielone połyskujące i czarno łuskowane, k u p e r zło- cisto-żółty, ciemno-zielono w poprzek prę- gowany, p okryw y nadogonowe czerwone z czarnem upstrzeniem. W spaniały ogon składa się z piór bardzo u nasady szerokich i stopniowo k u końcowi zwężonych; dwa środkowe są jasno szaro-białe, z rzadkiemi skośnemi pręgami koloru ciemno-zielonego i nadto całkowicie czarno marmurkowane;

pozostałe sterówki są brunatne, z czarnem pręgowaniem, spód czysto biały.

K ażdy z czytelników zna mniej więcej bażanta złotego, może więc sobie w yobra­

zić, j a k wspaniały p ta k musiał wyjść ze zmięszania jego z opisanym przed chwilą bażantem lady Amherst. P okurcz taki przypom ina bardzo bażanta złotego, tylko, że kołnierz ma biały z czarnem pręgowa­

niem, j a k bażant lady Amherst, a czub cał­

kowicie czerwony.

(dok. nast.).

J a n Sztolcman.

W pośród materyjałów sztucznych, k t ó ­ re mi chemija lat ostatnich obdarzyła prze­

mysł, do najbardziej rospowszechnionych należy celuloida. Zastępuje ona szczęśli­

wie w wielu razach róg, gumę stwardniałą, kość słoniową, szyldkret, malachit, bursz­

tyn, korale; najrozmaitsze z niej wyroby napotykamy na każdym kroku i często sły­

szymy pytanie, co jest celuloida i j a k się wyrabia. Dlatego też pożądaną może bę­

dzie dla czytelników naszych k ró tk a o niej wiadomość, tembardziój, że fabryki celuloi­

dy niedawno jeszcze sposoby jej otrzymy­

wania k ry ły w tajemnicy. Korzystam y tu zaś z arty k u łu o tym przedmiocie w „H and- wórterbuch der Chemie” oraz z pisma „Pro- metheus”, które rzecz tę zaczerpnęło z an­

gielskiej „In d u s trie s ”.

W ynalascą celuloidy jest amerykanin

H y a tt z Newark, wynalazek ten wszakże

(4)

612 w s z e c h ś w i a t . N r 39.

wiąże się blisko z dawniej j u ż z n a n y m ko- lodyjonem (Collodium), któ ry jest rostwo- rem bawełny strzelniczej w eterze. Kolo- dyjon zyskał rozgłos głównie z zastosowa­

nia swego w fotografii, oprócz tego wszakże okazał się przy d atn y m i w medycynie, p o ­ zostawia bowiem na ciele błonę, k tó ra osła­

nia części ra ną zajęte. P o za temi zastoso­

waniami nie umiano korzystać z owój masy rogowej, j a k a pozostawała po o dparow aniu cieczy, a n adto okazywała się często silnie wybuchającą. Na wystawie paryskiej z ro ku 1867 wzbudził powszechne zaciekawie­

nie p rzetw ór przedstawiony przez P arkesa, łączący ze sprężystością rogu przezroczy­

stość szkła, a przytem bardzo wytrzym ały.

W k ilk a lat później zupełnie podobny ma- tery ja ł wyrabiać zaczął H y a t t w Stanach Zjednoczonych i pod nazwą celuloidy do handlu go wprowadził, a wkrótce też do­

wiedziano się, że celuloida ta j e s t mięsza- niną nitrocelulozy ze znaczną ilością k am ­ fory. Nitroceluloza, o d k ry ta p rze z Schon- beina i B ittc h e ra w r. 1846 je st produktem działania kwasu azotnego n a drzew nik, czyli celulozę, baw ełna zaś strzelnicza czyli piroksylina jest tylko pew nym je j ro d z a­

jem, obecność kam fory zdradza ła się j u ż silną wonią, dla ciała tego c h a ra k te ry s ty c z ­ ną. Początkowo n o w y ten p r o d u k t był ! bardzo drogim, a ogół przyjm ow ał go nie- | ufnie, uchodził bowiem za m a te ry ja ł silnie wybuchający; przekonano się wszakże n a ­ stępnie, że je s t on w praw dzie bardzo łatwo palny, ale bynajm niej nie wybucha. W r o k u 1876 założono wielką fa brykę celuloidy w St. Denis pod P aryżem , za k tó rą p ow sta­

ły liczne inne fabryki we F ran c y i, w Niem ­ czech i w Anglii, p ro d u k t ten więc jest j u ż wszędzie bardzo pospolity.

J a k powiedzieliśmy, celuloida składa się wyłącznie z nitrocelulozy i kamfory, czy zaś jestto tylko m ięszanina mechaniczna, czy też istotny związek chemiczny, zdania są podzielone. Za tym ostatnim poglądem przem aw ia wszakże ju ż sama trwałość ce­

luloidy, przechowuje się bowiem bez zm ia­

ny przez długie lata, nic nietracąc ze swój zawartości kamfory, co, przy znacznej jej lotności niewątpliwie nastąpićby musiało, gdybyśm y tu mieli prostą tylko mięszaninę.

I o związku chemicznym wszakże w ścisłem

znaczeniu również mowy tu być nie może, skład bowiem procentowy celuloidy z róż­

nych fa b ry k pochodzącej dosyć jest różny.

Tak, mianowicie, okazało się, że celuloida niemiecka w stu częściach zawiera 64,89 części nitrocelulozy, 32,86 kamfory, 2,25 barwników; angielska zaś, 73,7 nitroce­

lulozy, 22,79 kamfory, 3,51 barwników.

W celuloidzie francuskiej ilość kamfory do - chodzić ma nawet aż do 50 odsetek. Skoro więc celuloida nie może być ani zwykłą mięszaniną mechaniczną, ani też związkiem chemicznym, przyjąć trzeba, że zachodzi tu wzajemne i ścisłe przeniknięcie obu su b ­ stancyj, j a k b y rodzaj rostworu w stanie stałym.

Bochmann uważa celuloidę za związek w rodzaju skóry, w którym kamfora mię­

dzy włóknami nitrocelulozy mechanicz­

nie je s t osadzona. Najczystsza nawet celu­

loida zawiera nadto około jednej odsetki popiołu.

Nitroceluloza zaw arta w celuloidzie róż­

ni się nieco od bawełny strzelniczej, więcej zaś zbliża się do przetworu używanego na wyrób kolodyjonu, a który uważać można za mięszaninę tetra- i penta-nitrocelulozy.

W y rab ia się j ą umyślnie do fabrykacyi ce­

luloidy z papieru, bawełny, a naw et z t r o ­ cin drzewnych; raateryjały te wprowadzają się zwolna do mięszaniny dwu części kwasu siarczanego i jednej kwasu azotnego, którój tem peratura niepowinna przechodzić 22°;

i w cieczy tój pozostają one przez czas k r ó t ­ ki, a po wydobyciu opłókują się starannie w wodzie bieżącej, suszą i mięszają z k a m ­ forą. Czysta nitroceluloza, po wydzieleniu się rostworu, tak zwana celoidina, jest ro- gowata i twarda, dodatek kamfory czyni ją zaś, w tem peraturze podwyższonej, nie­

zmiernie plastyczną i ciągliwą. Celuloidę zmiękczoną działaniem ciepła wtłaczać m o­

żna w jakąkolw iek formę, j a k gutaperchę, a po oziębieniu przedmiot tak wytłoczony zachowuje nadaną mu podczas ogrzania postać; nadto, wytrzymałością swoją i sprę­

żystością celuloida przewyższa wszystkie podobne materyjały. Najwięcej jeszcze zbliża się ona własnościami swemi do ebo­

nitu czyli gumy stwardniałej, jest wszakże

znacznie sprężystszą, a nadto, gdy ebonit

jest nieprzezroczysty i okazuje ciemne tylko

(5)

N r 39. w s z e c h ś w i a t . 613 odcienie, celuloida w yrabiana być może

przezroczysta, lub też we wszelkich zabar­

wieniach, bądź w stanie przezroczystym, bądź nieprzezroczystym. Niemniej pożą­

daną jest ta jój własność, że w tem p eratu ­ rze zwykłej daje się łatwo każdem narzę­

dziem obrabiać, można j ą krajać, heblować, piłować, toczyć i skręcać, gdy ebonit nadaje się głównie do łupania.

Mięszanie bawełny strzelniczej, czyli ra ­ czej nitrocelulozy z kamforą dokonywa sję w różnych fabrykach w sposób rozmaity.

Pierwotnie, skrapiano drobno rozdzieloną piroksylinę silnie zagęszczonym rostworem kamfory w alkoholu, następnie zaś masę tę ugniatano. Robota ta była wszakże po ­ łączona ze znacznem niebespieczeństwem ognia, w pewnej nawet fabryce niemieckiej nastąpił przy niej gwałtowny wybuch, trz e ­ ba więc było metodę zmienić. Obecnie drobno rozdzieloną piroksylinę wilgoci się przedewszystkiem wodą, w ilości około 40 odsetek, poczem dopiero dodaje się potrze­

bną ilość kamfory w postaci proszku, a tak otrzymana masa ściska się prasą hidrauli- czną na gęste ciasto. B ryły te kruszą się na części i w zamkniętych naczyniach wy­

traw iają silnym alkoholem, który się tu używa w ilości 15 do 35 odsetek ciężaru tej masy. P od działaniem alkoholu, które trw a 24 godziny, masa staje się galaretowatą i urabia dalej przez wyciskanie między wal­

cami. U gniatanie to odbywa się najpierw w temperaturze niskiej, następnie zaś walce ogrzewają się parą do 60°. P rzez ciągłe to urabianie masa staje się zupełnie je d n o ro ­ dną, współcześnie zaś ulatnia się z niej alkohol i woda. Ostatecznie tworzą się j a ­ sne, przezroczyste płyty, mające około 12 m ilim etrów grubości, aby zaś usunąć z nich pęcherzyki powietrzne, poddają j e raz jesz­

cze silnemu ściśnięciu w ogrzanej prasie hi- draulicznej. Jeżeli idzie o zabarwienie celu­

loidy, to barwniki, najczęściej anilinowe, dodają się podczas ugniatania, bądź w po­

staci proszkowatych pigmentów, bądź też w rostworach alkoholowych. S urow e te płyty uciskają się pospolicie w bryły i w tej formie przechodzą do handlu. P rz y d a l­

szej obróbce bryły te znów k ra ją się na płyty zapomocą pił obrotowych, przyczem, dla ustrzeżenia od zbytniego rozgrzania,

prowadzi się na piłę prąd pary wodnej.

Pocięta celuloida suszy się dokładnie i po rozgrzaniu przez wyciskanie w formach urabia w postać żądaną. Najznaczniejszą plastyczność posiada celuloida p rz y 90°, przy 140° zaczyna się roskładać i przecho­

dzi w dym, a przy 195° roskład ten doko­

nywa się nagle i jest zupełny.

Z niektórerai metalami i z rogiem zw ie­

rzęcym podziela celuloida zdolność łatwego spajania się, czyli szwejsowania. Rozgrzane jej masy łączą się nawzajem tak dokładnie, że miejsce zetknięcia niknie zupełnie. D z ię­

ki tej własności można otrzymywać z niej wyroby, naśladujące doskonale szyldkret, malachit i w ogólności ciała marm urow e, różnobarwne bowiem masy celuloidy tak się dają ugniatać, że rozmaite farby nie mięszają się między sobą, ale pozostają j e ­ dne obok drugich w smugach; robota ta wszakże wymaga biegłości i wprawy. Imi- tacyje kości słoniowej, które do złudzenia odtwarzają m ateryjał naturalny, wyrabiają się z cienkich płyt białej celuloidy, posia­

dających rozmaity stopień nieprzezroczy- stości; płyty te układają się jed n e na d r u ­ gich i przez silne ciśnienie spajają w jednę bryłę, która znów k ra je się w płyty, p ro ­ stopadle do swego uwarstwienia. D roga ta pozwala doskonale odtwarzać smugowate wejrzenie najlepszej kości słoniowej. C e­

luloida przyjm uje wreszcie n ader łatwo bardzo piękną politurę i zachowuje j ą bez zmiany. Słaba woń kam fory świeżych wy­

robów z czasem maleje. Zapala się tylko od płomienia i płonie wtedy szybko, ale spo­

kojnie. Ciśnienie nie powoduje wybuchu.

Pomimo wysokiej swej ceny w przew aż­

nej liczbie zastosowań nie wypada ona zbyt drogo, z powodu bowiem słabego ciężaru właściwego, 1,25 do 1,45, posiada p r z y d a ­ nym ciężarze znaczną objętość. Użycie jej tak dalece ju ż się rozwinęło, że w płynęła na dosyć znaczne podwyższenie ceny k a m ­ fory. Bardzo pospolite są z celuloidy osa­

dy do noży, grzebienie, przedm ioty stroju i zabawki dla dzieci, szczególniej zaś szyb-, ko ruguje z użycia gumę stwardniałą, któ­

rej cena, z powodu coraz większego zapo­

trzebowania kauczuku, bezustannie wzrasta.

T. R .

(6)

W SZECHŚW IAT. N r 39.

T R A M W A J

E L E K T R Y C Z N Y

KAROLA POLLAKA.

In icyjatorzy w ystaw y powszechnej we F ran k fu rcie wzięli sobie za zadanie uwy­

datnić obecny stan dw u szczególniej dzia­

łów elektrotechniki: zastosowań przenosze­

nia siły (energii) i jej rozdziału.

Zaprządz wodospad do kół olbrzymiego pociągu, aby parł naprzód cały jego balast

większych rozmiarów, obmyślanych na wspomnianej zasadzie. Szczególniejszą je- I d nak uwagę ludzi fachowych zwraca bar-

! dzo misterny model tram w aju K a ro la Pol- laka, zamieszkałego wprawdzie w Paryżu, ale rodem polaka. Pomysł tego systemu i wykonanie go na m ałą skalę datuje już od lat kilku i znany on je s t dawno specyjali- stom zagranicą, ale ukazał się zbyt wcze­

śnie, w chwili, kiedy hołdowano kolejom elektrycznym, wiozącym ze sobą swój prąd, t. j. poruszanym zapomocą akumulatorów.

Obecnie jed n ak , kiedy balast ten okazuje się zbyt uciążliwym, a A m ery k a w prow a­

dziła szczęśliwie w użycie kilka systemów o prądzie wprost doprowadzanym do wozu,

F ig . 1. S z y n a tra m w a ju e le k tr.

F ig . la . P r z e k ró j p o p rz e c z n y szyny.

z szybkością o wiele jeszcze większą, niż kolei parowych, nie j e s t ju ż czczem m a rz e ­ niem w obecnym stanie elektrotechniki; z u ­ żytkowanie siły spadku N iagary je s t p rz e d ­ miotem bardzo poważnych rospraw . Z a­

stosowanie energii przeniesionej zapomocą elektryczności do lokomocyi je s t jednem z zadań, nad którem już dawno za stana­

wia się cały zastęp wynalasców. W ystaw a frankfurcka wykazuje, że usiłowania elek­

trotechników zw róciły się obecnie w k ie ­ ru n k u takich systemów kolei, do którychby prą d elektryczny by ł doprow adzany bespo- średnio. Widzimy tu w hali wozów i sy- gnalistyki kilka modelów mniejszych, lub

F ig . Ib . P r z tk r ó j p o p rz ec z n y szy n y

system K a ro la Pollaku doczekał się należy­

tej sobie oceny.

Ale przystąpmy do rzeczy. D oprow a­

dzić p rą d do wozu, do motoru, który poru­

sza je g o koła, można po drutach, zawieszo­

nych w powietrzu, lub zakopanych w zie­

mi. P rze z powietrze bespieczniej i łatwiej, Am erykanie też, którzy niewiele sobie r o ­ bią z oszpecenia ulic miasta, jeżeli przez to zyskują na.wygodzie, zastosowali głównie ten sposób; ale mieszkańcy miast e u ro p ej­

skich wybredniejsi są pod tym wrzględem, to też wolą przeprowadzać prąd przez zie­

mię. A le prąd ten musi krążyć w ten spo­

sób, aby go nie było ani bespośrednio przed

ani za wozem, ani na żadnym innym pu n k ­

cie szyn, a tylko wyłącznie pod wozem,

(7)

Nr 3SL

skąd wprost winien iść do motoru i kół.

Należy zatem przewodnik prądu izolować i umieścić w taki sposób, aby prąd elek try ­ czny nie mógł pójść inną drogą, niż tą, któ­

rą mu wytknięto. P rz y instalacyjach oświe­

tlenia elektrycznego okazało się niejedno­

krotnie, że żadnemu izolatorowi absolutnie ufać nie należy i że prąd, idący po drutach, izolowanych w jaknajlepszy sposób, zawie­

szanych w rurach i t. p., nietąd, nizowąd torował sobie drogę na powierzchnię ulicy i j a k to niedawno miało miejsce na bruku paryskim, zmuszał konie powozowe, w k tó ­ re uderzał, do bardzo zabawnych podsko­

ków. Gdyby je d n a k prąd kolei elektrycz­

nych, mający np. 700 woltów natężenia, spłatał podobnego figla, to przyprawiłby raczój o śmierć, niż o podskoki; prz y kolei zatem niedość je st izolować przewodnik, ale należy go umieścić w taki sposób, aby unie-

gnetycznego, o dnie, wyłożonem drzewem, zawierają płytki żelazne k (fig. 2), przy­

twierdzone elastycznie jednym końcem do odnogi h liny c i mogące wolnym końcem podnosić się i opadać. Pudełek takich jest dwa pod każdym odcinkiem szyny b, b (fig.

1); są one do niój przytwierdzone i dzielą wszystkie jźj ruchy. P o d wozem (fig. 3) znajduje się silny magnes, oraz motor i szczotki do zbierania prądu z pomocniczćj szyny.

Zobaczmy teraz grę tego systemu. Kiedy wóz stanie na szynie, magnes przyciąga płytkę żelazną d (fig. 2), a prą d wtedy przechodzi z liny c do szyny, z której zbie- rają go szczotki i doprowadzają do motoru, kół, stamtąd zaś do szyn zwyczajnych, po których wraca do źródła elektryczności.

Zatem obwód prą d u elektrycznego, idącego od dynamomaszyny przez linę c i jój rozga-

615

WSZECHŚW IAT.

F ig . 2. S zyna tra m w a ju e le k tr.

możliwie prądowi zboczenie z wytkniętćj drogi. T ru d n e to zadanie rozwiązał pan Pollak zapomocą specyjalnie zbudowanćj szyny, do którój p rą d może dochodzić od liny, ukrytej w z k m i i to nie w kanale, lecz w łożysku z ołowiu i cementu lub t. p.

Pomocnicza ta szyna składa się z odcinków żelaznych, a raczej pojedyńczych szyn a (fig. 1) długich na półtora m etra i rozdzie­

lonych elektrycznie między sobą kawałkami b, b ze specyjalnie przygotow anego i obro­

bionego drzewa. P o d szyną leży lina m e­

taliczna (eable) c zatopiona w ołowiu i w ło­

żysku z cementu, drzewa, lub t. p. Po tśj linie idzie prąd od źródła elektryczności, a j a k widzimy ze sposobu jćj izolacyi nie może wydobyć się nazewnątrz. Od tejże liny c idą krótkie rozgałęzienia (również zatopione w ołowiu) do wnętrza pudelek i, i. P u d e łk a te zrobione z metalu, dobrze przewodzącego elektryczność, ale niema-

łęzienia i wracającego po szynach do tejże dynamomaszyny zamyka się tylko w jednem miejscu, pod wozem, w przejściu od liny c do wozu, to jest na odcinku a szyny pomo- cniczćj (fig. 1). Odcinek ten, a raczej dwa z nich są w całźj swćj długości przy­

k ry te wozem. Jeżeli wóz zjeżdża z danego odcinka (np. a fig. 1) płytki żelazne w p u ­ dełkach opadają na drewniany spód i p u ­ dełko jest wyłączonem z obwodu elektry­

cznego.

System ten, ze względu na absolutne zabes- pieczenie przeciw wydostawaniu się prądu n a ­ zewnątrz, może mieć obszerne zastosowanie w miastach przy tram wTajach elektrycznych i to nawet w klimatach, gdzie wilgoć, lub zimna utrudniają utrzymanie kontaktów elektrycznych w pożądanym stanie czysto­

ści, w samój rzeczy jedyny kontakt elek­

tryczny między liną a szyną pomocniczą,

respective zewnętrzną częścią systemu zam­

(8)

616 W SZECH ŚW IAT. Mr 39.

knięty herm etycznie w pudełku, je st z u p e ł­

nie zabespieczony przeciw wpływom atmo­

sferycznym.

Zamiast osobnej szyny pomocniczej moż­

n a używać jednej z szyn zwyczajnych do pośredniej komunikacyi z liną metaliczną;

wtedy szyna ta musi się składać z pojedyń­

czych odcinków, mających mniej więcćj półtora m etra długości, lub wogóle tak d ł u ­ gich, aby dw a odcinki krótsze były niż wóz. T ym sposobem przynajm niej trzy p u ­ dełka są zawsze pod działaniem magnesu i kontakt elektryczny bardzo pew ny.

W ażnym brakiem komunikacyi elektry­

cznej w niektórych systemach je s t niemoż­

ność posuwania wozu nie po szynach, n a ­ wet na bardzo k ró tk ą odległość, w razie, gdy ja k a ś przeszkoda, tru d n a do usunięcia, przetnie drogę. P. P o lla k obmyślił przy swym systemie urządzenie pomocnicze tego rodzaju, że wóz może jechać obok szyn na odległość około 50 metrów.

M. W.

F ig . 3. W óz tr a m w a ju e le k tr.

74 ZJAZD

Mało rozgłosu na szerokim świecie mają stowarzyszenia przyrodników szwajcarskich.

Istnieją one w każdem niem al większem mieście szwajcarskiem i czynne prow adzą życie. Coroku zaś, w miesiącu Sierpniu wszystkie razem zbierają się w jednem miejscu, zdając sprawę ze swych czynności i znosząc na pożytek wszystkich najnowszy plon z niwy naukowej. A ni liczebnością członków, ani świetnością zebrań nie doró­

wnywają te zjazdy dorocznym kongresom przyrodniczym w Niemczech, F ra n c y i i A n ­ glii, mają też c h a ra k te r wyłącznie tylko : szwajcarski, rzadko bowiem na liście ucze- |

stników spotkać można uczonych za g ra ­ nicznych. Niemniej wszakże, j a k się o tem w tym ro k u przekonać miałem sposobność i na nie zwrócić w arto uwagę, jakkolw iek bespretensyjonalność, z jak ą się odbywają, skazuje je dotąd na zadawalanie się małem kołem uczonych.

Szwajcaryja posiada pięć uniwersytetów z wydziałami lekarskiemi i przyrodniczemi i sam już zastęp profesorów i docentów tych wszechnic powinienby stowarzyszeniu nauk przyrodniczych w Szwajcaryi zape­

wnić byt pewny i trw ały. Do tego przy­

byw a duża liczba ludzi, poświęcających się wiedzy przyrodniczej, choć niezwiązanych bespośrednio z uniwersytetami. Pomiędzy tymi ostatnimi są naw et nazwiska, okryte długotrw ałą sławą naukową, k tó ra u trzy­

muje się w rodzinach całych i pokoleniach.

Dość przytoczyć de Candollów i de Saus-

(9)

N r 39. W SZECHŚW IAT. 617 surów. N auka przyrody skarżyć się nie

może na brak poparcia w Szwajcaryi. To też, przeglądając roczniki stowarzyszenia szwajcarskiego nauk przyrodniczych, nie­

można nie dostrzedz, j a k wytrwale, konse­

kwentnie, choć skromnie na pozór, dąży ono naprzód i rozwija się widocznie niemal z roku na rok.

Niezbyt szczęśliwie padł tego roku wy­

bór miejsca na doroczne posiedzenie przy­

rodników szwajcarskich. Do F ry b u rg a nie- wszyscy chętnie się wybierali, a byli i tacy, k tó ry ch samo to miasto zupełnie od przy­

jęcia udziału w zjeździe odstraszyło. Zje­

chało się też 18 Sierpnia we F ry b u rg u n ie ­ wiele więcej nad 120 osób. P rze z trz y dni odbywały się posiedzenia. Zwłaszcza na dwu posiedzeniach ogólnych poruszano te­

maty n ader zajm ujące i o nich to przede- wszystkiem w krótkich słowach chcę tu po­

mówić.

Szereg wykładów naukowych rospoczął profesor berneński, p. A. Tschirch, mówiąc 0 zawsze palącej spraw ie asymilacyi węgla 1 azotu w roślinach. J a k i je st obecnie stan tej kwestyi w nauce, o tem wielu zapewne czytelników Wszechświata przypomina so­

bie z często pomieszczanych na ten temat artykułów. Jak k o lw iek daleko nam jesz­

cze do zupełnego wyświetlenia tak ważnego procesu, jak im jest pierwsze powstawanie materyi organicznej z pierw iastków m art­

wego świata, to jednakże w ostatnich latach zagadkę tę ujęto z wielu stron w dość szczęśliwy sposób i szybkiemi krokami zbli­

żamy się do jój rozwiązania. Prof. Tschirch głównie bada chlorofil i jego znaczenie dla rośliny, a badania te prowadzi ju ż od d ł u ­ giego szeregu lat. J a k o nadzwyczaj zręcz­

ny chemik, prof. T. posługuje się prócz mi­

kroskopu wszelkiemi środkami, jakiem i ros- porządza ta k wydoskonalona dziś technika analityczna. Jed n y m zaś z najpoważniej­

szych wniosków jego pracy na tem polu jest wykazanie, że chlorofil uważać winniśmy za sól, której zasada nie je s t jeszcze pozna­

ną, której część kwasową wszakże udało mu się wyosobnić. K w a s ten otrzym ał na­

zwę fyllocyjanowego.

N ader szczegółowo następnie zajął się profesor lozański, F orel, wyjaśnieniem swe­

go poglądu na powstanie jeziora gienew-

skiego. Pow aga F orela w kwestyjach, do­

tyczących jezior, rzek i lodników, zw łasz­

cza szwajcarskich, je s t dostatecznie znana i usprawiedliwia niezmierne zajęcie, ja k ie odczyt ten wzbudził w słuchaczach.

W yw ody swe opiera uczony szwajcarski na możliwie dokładnych badaniach hidro- graficznych i pomiarach tak ścisłych, jakim może żadne inne jezioro europejskie do ­ tychczas nie było poddane.

Jezioro gienewskie nie istniało w począt­

kach okresu trzeciorzędowego, a utworzyło się dopiero na schyłku tój epoki; niezbite zaś istnieją dowody, że musiało istnieć w okresie lodowym. Lecz w ja k i sposób utworzyło się — oto pytanie, na które wielu gieologów daremnie dotąd szukało odpo­

wiedzi.

Desor i inni w sfałdowaniu się terenu widzą przyczynę, k tóra sprowadziła zagłę­

bienie jeziora; wielu innych przyrodników wypowiadało domniemanie, że lodniki wy­

żłobiły ten olbrzymi zbiornik wody. F a k ty wszakże, zebrane przez prof. F orela na ma­

pie hidrograficznej, przeczą obudwu tym poglądom.

F orel sądzi, że doliny alpejskie, a wraz z niemi i głębie jezior obecnych były nie­

gdyś znacznie wyżej położone. Hipoteza więc wygłoszona przez uczonego szwajcar­

skiego przypuszcza, że cały masyw Alp szwajcarskich uległ powolnemu obniżeniu się. Właściwie więc miały miejsce dwa na­

stępujące po sobie ruchy: naprzód cały ła ń ­ cuch alpejski podniósł się do wysokości jakich 500—lOOOm, poczem dopiero część środkowa tego łańcucha zagłębiła się, do­

szedłszy mniej więcój do poprzedniej swej wysokości.

Dowody, jakie prof. F orel przytacza na poparcie tego poglądu, dawniej j u ż zresztą ogólnie wypowiedzianego przez gieologa zuryskiego prof. Heima, nie przeszły jesz­

cze ogniowej próby krytyki naukowej.

Dość przeto będzie, jeżeli poprzestanę na powyższych kilku zdaniach, a pozostawię specyjalistom zadanie dalszego informowa­

nia czytelników o losach wypowiedzianych przez F orela myśli.

Profesor fizyki, D ufour oddawna zajmuje

się zjawiskiem elektryczności atinosferycz-

I nćj. Nasamprzód przeto opisuje sposoby

(10)

618 W SZECH ŚW IA T. Nr 39.

w ykryw ania i mierzenia napięcia elektrycz­

ności w powietrzu, poczem szczegółowo wdaje się w rozważanie, ja k i udział siła ta przyjm uje w zjawiskach meteorologicznych.

O pierając się na obfitym, zebranym przez siebie, m ateryjale danych m eteorologicz­

nych z L ozanny i jćj okolic, który to ma- teryja ł dopełniony został przez pomiary elektryczne na rozm aitych wysokościach przy najróżnorodniejszym stanie atmosfery, prof. D ufour dochodzi do wniosku, że elek- trom etr służyć może za instru m en t n i e ­ zmiernie czuty przy przepow iadaniu pogo­

dy. W tym względzie daje on wskazówki cenniejsze i prawdziwsze, niż barometr.

Należy tylko badania nad stanem elektrycz­

ności atmosferycznej upowszechnić i uczy­

nić je obowiązkowemi we wszystkich sta- cyjach meteorologicznych na równi z bad a­

niami nad stanem ciepła, ciśnienia, wilgo­

tności, kierunkiem i siłą w iatrów i t. d.

P ro fe so r gienewski, Y u n g mówił o t. zw.

zmyśle oryjentacyjnym , starając się w spo­

sób przystępny wykazać, co j e s t istotnie uzasadnionego w tyle rospowszechnionem mniemaniu, że niektórzy ludzie i pewne zw ierzęta m ają wrodzony dar, pozw alają­

cy im doskonale oryjentow ać się w p rz e ­ strzeni.

Wiadomo ogólnie, że alpiniści wybierają sobie często przywódzcę, którem u prz y p i­

sują sztukę władania pewnym zmysłem, nieomylnie wskazującym k ierune k szukanój drogi. Czerw onoskórzy, wedle opowiadań podróżników, po przebyciu największych odległości w olbrzymich lasach, o d n ajdują zawsze drogę i pow racają do miejsc, z k tó ­ rych wyszli. Psy, koty oraz inne zwierzę­

ta, przeniesione w odległe miejsca, p o w ra ­ cają do swych poprzednich siedzib. Na początku tego stulecia P ictet w ysiał z Gie- newy do Odesy stado owiec merynosów, złożone z 900 sztuk, k tóre całą drogę prze­

było pieszo. W drodze je d n a sztuka o dda­

liła się zanadto i zaginęła; lecz z głębi Ba- Yi aryi powróciła sama pieszo do swój obory w Lancy. Konie, krowy, osły pow racają drogami, które raz tylko przebyły, choćby były jaknajdłuższe i najzawilsze. W ia d o ­ mo ogólnie, j a k w ydoskonalony je s t d a r ten u gołębi.

Lecz — zapytuje p. Y u n g — czy mamy •

tu do czynienia z jakim ś specyjalnym zm y­

słem? Rosstrzygającym był tu długi sze­

reg doświadczeń i obserwacyj własnych

| oraz informacyje zasięgnięte u innych uczo­

nych, którzy kwestyją tę badali. I oto do ­ chodzi p. Y. do wniosku, że omawiane z ja ­ wisko przypisać należy zmysłowi obserw a­

cyjnemu, doskonałemu rozwojowi organów norm alnych, pilnój uwadze i dobrój pam ię­

ci. Niema ani jednego faktu, któ ry b y prze­

mawiał za innym sposobem tłumaczenia.

Istnieje też coprawda niekiedy pewien stan nadczułości, który wzmaga wrażliwość. Są pewne usposobienia i stany nerwTowe, w któ­

rych zdolność percepcyjna potężnieje; ta­

kim jest np. stan, w którym znajdują się ludzie odnajdujący p r z y pomocy laski źró­

dła podziemne. Bądźcobądź, co się tyczy ludzi, to nie ulega żadnćj wątpliwości, że zmysł, pozwalający odnajdować kierunek w przestrzeni, składa się jedynie ze zdol­

ności obserwacyjnej, z pamięci, dobrego wykształcenia zwyczajnych pięciu zmy­

słów, a niekiedy i z osobliwego stanu n e r ­ wów.

Pouczające są doświadczenia, jakie pan Y u n g przeprow adził z pszczołami. W y ­ niesione na dość naw et znaczne odległości powracają one po pewnym czasie do swych ułów, lecz tylko, jeżeli już od pewnego czasu zamieszkują miejsca, w których d o ­ świadczenia są dokonywane. Z odległości 2 kilometrów przeciętnie 8 pszczół na 10 powracało do ula; stosunek ten zmniejszał się w miarę wzrastania odległości; z odda­

lenia 12 k m żadna pszczoła nie powraca; n a ­ tomiast wszystkie powracają, gdy są p rz e ­ niesione na 500 m. Lecz pomiędzy pszczo­

łami, j a k i śród ludzi, są mniój i więcój w tym k ie ru n k u wprawne. T a k więc z pe- wnój, niewielkićj odległości je d n e po w ra­

cają ju ż po minucie, inne dopiero po 25 m i­

nutach. T e ostatnie bezwątpienia szukają drogi, błądzą tu i owdzie. Można chyba wogóle powiedzieć, że pszczoła nie zbłądzi, jeśli się znajdzie w miejscu, w które już nieraz wybiegała i które j u ż w części przy­

najmniej poznała. P rzem aw ia za tem do­

świadczenie następujące: pszczoły przenie­

sione na ziemi o 3 lub 4 kilom etry od ula

powracały, ginęły natomiast te, które na tę

samę odległość przenoszono na jeziorze.

(11)

N r 39. w s z e c h ś w i a t . 019 Z kolei p. Y u n g rozwiązuje też pytanie,

czy pszczoły rospoznają otoczenie zapo- mocą wzroku, czy też posługują się innym zmysłem? Otóż, pszczoły, którym oczy po ­ kryw ano czarnym pokostem, również do ­ brze powracały do ułów, j a k i te, które dobrze widziały. Natomiast ginęły wszy­

stkie osobniki, którym odcinano rożki (an- tennae). P rawdopodobnie przeto zmysł p o ­ wonienia k ieru je pszczołą, podobnie ja k psem i koniem.

Niemałą sensacyją spraw ił wykład p. R.

de G irarda, młodego uczonego, docenta po­

litechniki zuryskićj, który w sposób śmiały zbijał nietylko dotychczasowe poglądy na kształt ziemi, lecz i owę wyłącznie doświad­

czalną metodę badania, j a k ą się dotąd w tym celu posługiwano. P . de G ira rd opiera się na teoretycznej mechanice i rachunku ma­

tematycznym i stara się odpowiedzieć na pytanie, jak im powinien być kształt ziemi, jeśli oprzemy się na hipotezie powstania planet Laplacea, zmodyfikowanej przez Fayea. T ą drogą p. de G. dochodzi do wniosku, że ziemia wciąż dąży do kształtu tetraedru, którego podstawa leży w pobliżu bieguna północnego, wierzchołek zaś skie­

rowany jest k u biegunowi południowemu.

Sam mówca wyraża się, że myśl ta obecnie bardzo je s t jeszcze hipotetyczna, lecz na obalenie jej nie posiadamy ani jednego do­

tąd poważniejszego faktu; wygłasza zaś swój pogląd, chcąc go właśnie poddać moż­

liwie wielostronnemu omówieniu.

Nie będę streszczał mnóstwa specyjal- niejszej treści wykładów wygłoszonych na posiedzeniach sekcyjnych. Muszę wszakże wspomnieć o rezultatach ostatnich prac p.

Raula Picteta, któremi tenże dzielił się z nczcstnikami sekcyi fizycznochemicznej.

J a k wiadomo, p. P ic tet od kilkunastu lat prawie bez przerwy pracuje nad zadaniem otrzymywania nader niskich tem peratur.

O bok Cailleteta, P ic tet był też pierwszym, któremu udało się skroplić gazy takie j a k tlen, azot i wodór. P rz e d rokiem mniej więcej pracownię swą przeniósł Pictet z Gienewy do Berlina, gdzie na wielką skalę, sposobami fabrycznemi dochodzi do rezultatów, o których dotąd mało jeszcze nazewnątrz wieści się przedostało. O lb rz y ­

mie ciśnienia i niezmiernie niskie tem pera­

tury stosuje p. Pictet w Berlinie w celach technicznych, które ju ż obecnie świadczą o wielkiej doniosłości przedsięwzięcia b e r ­ lińskiego. P rz y —200° C udaje się tu k ry ­ stalizować chloroform, który w ten sposób doskonale zostaje oczyszczony od swych domięszek. Podobnie bowiem j a k z rostwo- ru soli w wodzie przedewszystkiem wykry- stalizowuje się czysty lód, t a k też i chloro­

form krzepnie sam, uwalniając się tą drogą od swych zanieczyszczeń. Drobne ilości ciał obcych, zawartych w chloroformie, nie mogą być zeń usunięte dotąd w żaden inny sposób; gdy zaś tym właśnie domięszkom lekarze w czasach ostatnich przypisywali niepowodzenia, jakie często występowały prz y znieczulaniu chorych, przeto metodę P icteta powitano z wielkim zapałem. P róby robione z chloroformem Picteta w klinice berlińskiej prof. Bergm anna, przekonały w istocie o wyższości tak otrzym anego p ro ­ d u k tu nad wszelkiemi innemi. Wszystkie prawie fabryki chemiczne niemieckie, wy­

rabiające chloroform, zaw arły ju ż umowy z fabryką Picteta i oczyszczają chloroform przez zamrażanie. W podobny sposób otrzy­

muje też P ic te t absolutnie czysty alkohol, rtęć krystaliczną i wiele innych produktów.

T em u nowemu kierunkow i przem ysłu p rz e ­ powiadają zewsząd wielką przyszłość.

W ciągu trzech dni trw ania zjazdu fry- burskiego uczestnicy mieli też sposobność zapoznać się z przemysłem, uprawianym w najbliższej okolicy. Zwiedziliśmy p a ­ piernię, fabrykę akumulatorów elektrycz­

nych, fabrykę nawozów chemicznych oraz wzorową mleczarnię.

Zjazd przyszłoroczny przyrodników szwajcarskich odbędzie się w Bazylei.

M aksym ilijan Flaum . I

V I Z J A Z D

lekarzy i przyrodników polskich.

Sekcyja matematyczno-fizyczna.

Posiedzenie 111 w dniu 20 Lipca ISO 1 r. przed pot.

P rz e w o d n ic z ą c y prof. P uzyna.

1) P ro f. W itk o w sk i o d c z y tu je list h r. A u g u sta

C ieszkow skiego, k tó ry z p o w o d u c h o ro b y n a Z ja zd

(12)

620 W SZECHŚW IAT. N r 39.

p rz y je c h a ć n ie m ó g ł. W liście ty m h r. C ieszkow ­ sk i w y ra ż a ż y cz en ia p o w o d z en ia d la se k c y j m a te ­ m aty czn o -fizy czn ej i p sy ch o lo g ic zn e j. O prócz teg o p ro s i p . D ic k s te in a o p o d n ie s ie n ie w se k c y i w n io ­ sku, a ż e b y a k a d e m ija u m ie ję tn o ś c i z a ję ła się w y ­ d a n ie m d z ie ł W ro ń sk ie g o . S e k c y ja p r o je k t te n a p r o b u je je d n o g ło ś n ie i p ro si p . D ic k s te in a o p o d - n ie s ie u ie k w e sty i te j n a o g ó ln e m z e b r a n iu Z ja z d u . U rzeczyw istnienie p ro je k tu te g o je s t z r e s z tą zape­

w n io n e p rz e z to, że j a k o św ia d c z a c z ło n e k a k a ­ dem ii p ro f. W itk o w s k i, w y d z ia ł m a te m a ty c z n o - p rz y ro d n ic z y akadem ii z a ją ć się m a w n a jb liż s z y m czasie ro z w a ż e n ie m w y d a n ia d z ie ł p ow yższych.

W re sz c ie p ro p o n u je h r . C ieszkow ski zw ró cić u w a ­ gę m ło d z ież y , aby p o św ię c a ła się e le k tro te c h n ic e . S e k c y ja u c h w a la w n io s e k te n p rz e k a z a ć zjazd o w i techników .

S e k c y ja p o le c a je d n e m u z u c z e stn ik ó w o d c z y ta ­ n ie lis tu h r. C ieszk o w sk ieg o w se k c y i p s y c h o lo g i­

czn e j; o b ie se k c y je w y s y ła ją h r . C ieszk o w sk iem u w sp ó ln y te le g ra m .

2) P ro f. W itk o w sk i: R o ss z e rza ln o ść i ściśliw o ść p o w ie trz a a tm o sfe ry c z n e g o .

P ro f. W itk o w s k i p rz e d s ta w ia w y p a d k i sw y ch b a d a ń n a d ro ss z e rz a ln o śo ią i śc iśliw o śc ią p o w ie ­ tr z a . C elem d o św ia d c ze ń ty c h b y ło w y z n ac z en ie zb o czeń o d p ra w M a r io tte a i G a y -L u ssaca. P re le - g ie n t o p is a ł m eto d ę b a d a ń i p r z e d s ta w ił w y p a d k i ty c h ż e ta b e la r y c z n ie i w y k re śln ie .

3) P ro f. W itk o w s k i o p isu je z b u d o w a n y p rz e z sie b ie te r m o m e tr e le k try c z n y , p rz e z n a c z o n y do m ie rz e n ia n isk ic h te m p e r a t u r i p o d a je z a ra z e m lic z b y o k re ś la ją c e w p ły w t e m p e r a t u r y n a o p ó r e le k try c z n y p la ty n y .

4) P. J . Z a k rz e w sk i z d a je s p ra w ę z d o ty c h c z a ­ so w y ch b a d a ń ro ss z e rz a ln o śc i i c ie p ła w łaściw eg o c ia ł sta ły c h , k tó re ro s s z e rz y ł d o te m p e r a t u r n i ­ sk ic h .

5) P ro f. O le arsk i: O k r y te r y ja c h z ja w is k k o ło ­ w y ch n ie o d w ra c a ln y c h .

6) P ro f. O learski: O p o d w ó jn y m m o s tk u d o m ie ­ rz e n ia m a ły c h oporów .

P r e le g ie n t opisuje m o d y fik a c y ją m o s tk a W h e a t- sto n e a z g a lw a n o m e tre m ró ż n ic o w y m , słu ż ą c ą d o m ie rz e n ia m a ły c h o p o ró w , o d z n a c z a ją c ą się n ie z a ­ leż n o śc ią o d o p o ró w z e tk n ię ć i od p rą d ó w te r m o ­ e le k try c z n y c h .

7) P. D ic k ste in p o d n o s i dw ie n a s tę p u ją c e s p r a ­ w y: n a p rz ó d z w raca się d o czło n k ó w sek cy i z p r o ś ­ b ą , ab y ze w zg lęd u n a d z ia ł sp ra w o z d aw cz y „ P r a c m e te m a ty c z n o - fiz y c z n y c h '1, o ile m o żn o ści d o p o ­ m a g a li r e d a k c y i teg o p ism a w z b ie r a n iu w s z y s t­

k ic h p u b lik a c y j z d z ie d z in y n a u k ś c is ły c h w j ę z y ­ k u p o lsk im d ru k o w a n y c h ; p o w tó re p o d n o si p r o ­ je k t, ab y k a ż d y z a u to ró w po d w a lu b t r z y e g z e m ­ p la rz e k a ż d e j p ra c y sw o je j s k ła d a ł w b ib lijo te c e J a g ie llo ń s k ie j, co z n a k o m ic ie m o g ło b y u ła tw ić z a ­ z n a ja m ia n ie się ze sw o js k ą l i t e r a t u r ą n a u k śc i­

sły c h . B y ło b y p o ż ą d a n e , żeb y ty tu ły ty c h p r a c

b y ły z am ieszczan e w „ P rz e w o d n ik u b ib lijo g rafi- c z n y m “ .

W n io sk i te jed n o g ło ś n ie p rz y ję to .

Sekcyja chemiczna.

Posiedzenie 1 w dniu 17 L ipca 1891 roku popol.

P ro f. d r Olszew ski w ita z g ro m a d z o n y c h i p r o ­ p o n u je w y b ó r d r a R a y m a n n a n a p rz e w o d n ic z ą c e ­ go, co p r z y ję to p rz ez a k la m ac y ją .

1) D r R a y m a n n o b e jm u ją c p rz ew o d n ic tw o d z ię ­ k u je za z as zc zy tn e z a u fa n ie p o cze m p rz e d s ta w ia z g ro m a d z e n iu tre ś ć i w y n ik i sw ych b a d a ń chem i- czno b ijo lo g ic z n y c h , w y k o n a n y ch w s p ó ln ie z d o ­ c e n te m K ru sem .

A u to ro w ie b a d a li z ach o w an ie się d ro ż d ży (S a- c h a ro m y c e s c e re v is ia e ) w ro z m a ity c h w a ru n k a c h k u ltu r y .

W y k ła d te n p o p a r ty lic z n em i fo to g rafija m i o d ­ n o ś n y c h p r e p a r a tó w w w ysokim s to p n iu z a in te r e ­ so w ał słu c h ac zó w , h u c z n e o k lask i i d y sk u s y ja b y ły w y ra ze m sz c z e reg o p o d z ię k o w a n ia za z a jm u ją c y w y k ła d .

2) D r R a y n a n n : O sta ły c h o p ty c z n y c h ra m - nozy.

3) P ro f. d r E r n e s t B a n d ro w sk i: O p rz e tw o ra c h u tle n ie n ia p a ra fe n y le n o d w u a m in u i p a ra a m id o fe - n o lu .

4) St. N ie m e n to w sk i p o d a je d o św ia d c z e n ia z m ie ­ r z a ją c e d o w y ja ś n ie n ia b u d o w y k w a su k a r m in o ­ w ego; d a le j op isu je k w as h o m o fta lo w y i a z o b a rw - n ik i, o trz y m a n e z c y ja n k u k w a su h o m o a n tra n ilo - w eg o i n afto ló w .

5 ) D r B e rlin e rb la u o p isu je w ła sn o śc i z w iązk u CeH 4< ; ^ N I? CO N H 2 m i§dzy k tó re m i n a jc iek a w sz y j e s t sm a k s ło d k i. O k a z a ło się, że w m ia rę w p ro ­ w a d z a n ia c o raz w y ższy ch a lk y ló w — s ło d k i sm ak zw iązk u w zm ag a się. C iała te są n ieszk o d liw e.

6) D r F ra n c is z e k B a n d ro w sk i m ó w i o p rz e m ia ­ n ie o lejó w z ie lo n y ch i n ie b ie s k ic h z o d p ad k ó w n a fto w y ch n a oleje ś w ie tln e .

O k azało się, że ty lk o z zielonych m o żn a o tr z y ­ m a ć oleje św ie tln e (w w y d a tk u 3 0 % ). P o d łu g a u ­ to r a n a fta o trz y m a n a n ie n a d a je się w p ro s t do św ie c en ia, n a to m ia s t b a rd z o d o b rz e w ów czas, g d y z o s ta n ie w sto su n k u 1 : 4 lu b 1 : 5 z m ię szan a z n a ­ f tą fa b ry c z n ą . W ów czas siła ś w ie tln a te j n a fty d o ­ ró w n y w a sile n a fty fa b ry c z n e j. W re sz c ie kończy a u to r sw ój r e f e r a t w n io sk iem , że n a d ro d z e p rz e ­ g rz e w a n ia o lejó w w r u r a c h ro s p a lo n y c h k w e sty ja o trz y m y w a n ia n a fty z olejów w p ra k ty c e n ie d a się ro z w iąz ać .

N a te m p o sie d z e n ie z ak o ń c zo n o .

(13)

N r 39. w s z e c h ś w i a t . 621

Sekcyja mineralogii, gieologil i gieografi fizycznej.

Posiedzenie U l w d. 18 L ipca 1891 r. popot.

P rz e w o d n icz ąc y in ż y n ie r g ó rn ic z y S t. K on tk ie- wicz.

1) D r T e iss e y re : O p ła s k o rz e ź b ie P o d o la i jeg o h is to ry i g ieo lo g iczn ej.

2) P ro f. K re u tz : O w p ły w ie jn ie k ie j te m p e ra tu r y u a p rz e k s z ta łc a n ie się k ry sz ta łó w .

P ro f. d r K re u tz o m aw ia w a żn o ść zjaw isk: 1) że n ie k tó r e c ia ła k ry s ta lic z n e ro ss z e rz a ją sig p rz y o z ię b ian iu p o n iżej p ew n ej te m p e ra tu r y , 2) że b a r ­ dzo z n a c z n e o z ię b ie n ie c ia ł u tr u d n ia lu b u n ie m o ­ żliw ia d o ść p o sp o lite w w y ższy ch te m p e ra tu r a c h p rz e is ta c z a n ie się w in n e m o d y fik acy je z po w o d u zm n iejszen ia sig ru c h u c zą ste c z e k i 3) z m ia n y b a rw ciał s p ra w io n ej z m ia n ą ic h g ę sto śc i p rzez o g rz e ­ w a n ie, lu b o z ię b ian ie. N a s tę p n ie p o d a ł w y n ik i d o ­ ty c h c z a s o w y c h sw oich b a d a ń , o dnoszących się g łó ­ w nie do p u n k tó w 2 i 3 i d e m o n s tro w a ł je , o z ię b ia ­ j ą c om aw ian e c ia ła w s k ro p lo n y m e ty len ie. O g rz a ­ n ie sp ra w ia , że c ia ła czerw o n e p rz e w a ż n ie c ie ­ m n ie ją , ż ó łte z w y k le c z e rw ie n ie ją , o z ię b ien ie zaś Bpraw ia, że b a rw y ż ó łte p rz ew a ż n ie ja ś n ie ją , c z e r­

w one p rz e c h o d z ą w ż ó łte . C zerw o n a m o d y fik a cy ja H g J ,, o zięb io n a w e ty le n ie p rz y jm u je b a rw ę jasn o - p o m ara ń cz o w o -ż ó łtą , p o d o b n ą do b a rw y ja k ą to c ia ło w w ysokiej te m p e ra tu rz e p o sia d a . R om bow a ż ó łta m o d y fik a c y ja H g Ja, u z y sk a n a p rz e z su b lim a- cy ją lub o g rz an ie cze rw o n e j, o z ięb io n a w e ty le n ie , zanim jeszcze z u p e łn ie p o c z e rw ie n ia ła s ta je się n a jp ie rw z ie lo n aw o -ż ó łtą , n a s tę p n ie ja sn o -cz y sto - ż ó łtą , a w k o ń cu b ia łą . D ra p a n y w ów czas d ru te m H g J , n ie z m ie n ia się ju ż w cale; cz e rw ien ie je d o ­ p ie ro po o g rz an iu d o zw y k łej c ie p ło ty pok o jo w ej, a to p rz ed e w sz y stk iem w m ie js c a c h p rz y w spo- m n ia n e m d r a p a n iu d ru te m , ch o ćb y p rz e d k ilk u ­ n a stu m in u ta m i, z a d ra ś n ię ty c h . S ia rk a , k tó ra , ja k w iadom o, o zię b io n a do 50°—70°, sta je się ju ż p r a ­ w ie b e z b a rw n ą i b a rd z o p r z e jr z y s tą , tr a c i przy dalszem o z ię b ia n iu z u p e łn ie sw ą p rz e jrz y s to ś ć i s t a ­ je się c z y s to b ia łą , p rz y jm u ją c ró w n o c ze śn ie p o ły sk p e rło w y .

N a te m p o sie d ze n ie zakończono.

Posiedzenie I V w d. 20 Lipca 1891 r. prted pot.

P rz e w o d n icz ąc y p ro f. J u lija n N ie d źw ied zk i.

1) D r T eissey re u k o ń czy ł w y k ła d : O p ła s k o rz e ź b ie P o d o la i je g o h isto ry i g ieo lo g iczn ej, p r z e rw a n y n a p o sie d ze n iu I I I .

2) P ro f. F r . B ieniasz: O b a d a n ia c h g ieologicz- n y c h w p o łu d n io w o -w sch o d n iej części P o d o la g a li­

cyjskiego.

D la b ra k u czasu d y s k u s y ja w y c z e rp u ją c a ' n a d te m i o b u d w u w y k ła d a m i o d b y ć się n ie m o g ła i j e ­ d y n ie prof. d r S z a jn o c h a p o d n ió sł w k ilk u sło ­ w ach z n aczen ie o b u w y k ład ó w , o p a r ty c h w z n ac z ­

n e j części n a b a d a n iu te k to n ic z n y c h i hypsom e- tr y c z n y c h sto su n k ó w ta k k red o w ej ja k i m io c e ń ­ skiej i d y lu w ija ln ej fo rm a c y i P odola.

3) P. G od fry d Ossow ski: 0 b a d a n ia c h ja s k iń k r a ­ jo w y c h .

N a d w y k ład em p. O ssow skiego p rz y ję ty m o k la ­ sk am i ró w n ie j a k i w y k ła d y p o p rz e d n ie , w y w ią ­ zała się d łu ższa ożyw iona d y sk u sy ja , w k tó re j w zięli udział: in ż. A n g e rm a n n , inż. K on tk iew icz, prof. S z a jn o c h a o ra z p r e lf g ie n t.

4) P. W iśn io w sk i: O m ik ro s k o p ijn y c h fa u n ac h fo rm a c y i ju r a js k ie j w o k o licach K rakow a.

Po w y k ład zie p . W iśn io w sk ieg o , p. inż. K o n tk ie ­ w icz w y g ło sił u z n a n ie d la p r a c ta k szczegółow ych p. W iśn io w sk ieg o , życząc m u , a b y m ó g ł rossze- rz y ó sw e b a d a n ia i n a ju ra js k ie p o k ład y K róle­

stw a Polskiego.

Po w y c ze rp a n iu p o rz ą d k u d z ie n n eg o p ro f. d r S zajn o c h a p o ż eg n a ł w k ilk u sło w ach członków sek- cy i, d z ię k u ją c im za ta k liczn e i c h ę tn e p rz y b y ­ cie z ró ż n y c h a o d leg ły c h s tro n k r a ju i za żyw y u d z ia ł w p ra c a c h sekcyi, k tó r e n iew ątp liw ie b ę d ą p rz y c z y n k ie m d o p o stę p u n a u k i g ieo lo g ii w P o l­

sce. W resz c ie p rz em ó w ił in ż y n ie r g ó rn icz y p. L eo n S y ro c z y ń sk i d z ię k u ją c u p rz e jm ie s e k re ta rz o w i sek ­ c y i p ro f. d -o w i S zajnosze za s ta ra n ia około o rg a- n iz a c y i p r a c se k c y i gieo lo g iczn o -g ieo g raflo zn ej.

N a te m p o sie d ze n ie z am k n ięto , p o czem u d a n o się g re m ija ln ie do g m a c h u a k a d e m ii u m ie jętn o śc i celem z w ied z en ia zb io ró w K o m isy i fizyjograficznej.

Sekcyja zoologii i anatom ii porównawczćj.

Posiedzenie 111 w dniu 18 Lipca 1891 roku popoł.

P rze w o d n iczący d r N u sb au m (z W arsz a w y ).

1) P. S zy m an o w icz: C yclops asto m u s rh y n c h a e nus, p o tw ó r św in i dom ow ej

P re le g ie n t d e m o n s tru je p o tw o rn ie w y k s zta łc o n e ­ go n o w o ro d k a ś w in i z rasy Suffolk.

Po p rz e d sta w ie n iu rz ec zy d e m o n s tru je p re le g ie n t liczne p r e p a r a ty , ry su n k i i z d jęcia fotograficzne d o ty cz ąc e w y k ła d u .

W dyskusyi z a b ie ra głos p ro f W ie rze jsk i i o m a ­ w ia e w e n tu a ln e p rz y cz y n y , ja k ie m ogły w yw ołać n ie n o rm a ln y ro zw ó j p ło d u . Za p u n k t w y jśc ia i bes- p o ś re d n ią p rz y cz y n ę n ie p ra w id ło w e g o u k s z ta łto ­ w a n ia się k o ści głow y u w a ża n a d m ie rn y ro z ro s t m ózgu w y w o ła n y ja k ie m ś zja w isk iem pato lo g icz- n em . W s k u te k teg o p rz y p a d e k p rzez p re le g ie n ta o p isa n y nie m o że m ieć z n aczen ia filogienetycz- nego.

2) D r K ow alew ski: P rz y c z y n e k do rozw oju ry b ko8 tn o szk ieleto w y ch .

P re le g ie n t ilu s tru je te o re ty c z n ie w y ja śn ie n ie sw oich p o g ląd ó w licznem i p r e p a r a ta m i m ik ro sk o - po w em i i ry su n k a m i.

W d y sk u s y i z a b ie ra ją głos pp. W ierze jsk i i N u s­

b aum .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Sam proces wywoływania daje się w taki sposób wyjaśnić, że wywoływacz nie działa na ziarna nieoświetlone; redukuje zaś tylko te miejsca, gdzie zarodki z

Natychmiast gasną wszystkie j lampy, co jest dowodem, że prąd przepłynął w przeważnej części przez wstęgę, a fakt ten daje się objaśnić tylko wtedy,

Stańmy w kierunku linij sił w ten sposób, żeby biegły one od dołu ku górze (od stóp ku głowie) i patrzmy na poruszający się przewodnik : jeżeli się on

dził po mistrzowsku. Utleniając cy- mol, Nencki zauważył już wtedy ciekawą bardzo różnicę, źe w organizmie utlenia się naprzód grupa propylowa a dopiero

grzewa się przytem wcale; widocznie więc energia chemiczna danej reakcyi w ogniwie nie objawia się w postaci energii termicz nej, lecz przemienia się w energią

Czwarty z wymienionych pasów żył, dla produkcji złota ważny bardzo, położony na wschodniej pochyłości Sierra Newady, jest w bezpośrednim związku ze skałami

skim zawartość krzemu i glinu, lecz przekonali się wkrótce, że te domieszki nie są przyczyną osobliwych własności tej stali. Zajęli się przeto ci uczeni

kiem do utrzym ania się w powietrzu daleko lepiej służyć może ogon złożony ze sterówek krótszych lecz sztywnych, aniżeli duże, nader wiotkie i bardzo