N r. 3. K r a k ó w , 2 0 L u te g o 1893 r. R o k III.
D w u tygod n ik literacko-społeczny, 'ilustrow any.
P r e n u m e r a ta na prowincyi i w całej
Monarchii Austro-W ęgierskiej w y n o s i:
r o c z n ie . . 8 z ir. — e t., k w a rt. . . 2 z lr. — et.
W N i e m c z e c h : ro c z n ie . . . . 16 m ., p ó łro c z n ie . . . 8 m ., k w a rta ł. . . . 4 m .
W e F r a n c y i:
r o c z n ie 20 fra n k ó w , k w a r ta ln ie 5 fra n .
O głoszenia i re k la m y p rz y j
m u je A d m in is tra e y a ,,M yśli"
po 10 et. za w iersz petitem lu b jeg o m iejsce za p ierw szy ra z , a po 5 et. za n a s tę p n e . W ych od zi
5 i 20 każdego miesiąca.
Prenumerata wynosi
w Krakowie:
ro c z n ie . . 7 z ir. 2 0 c n t.
k w a r t a l n i e . 1 „ 8 0 „ m ie się c z n ie — „ 60 „
Za odnoszenie do domu dopłaca się m iesięcznie 5 ct.
Numer pojedynczy
k o s z tu je 30 cnt.
R ękopism ów drobnych nie zw raca się.
Bedakcya i Administraeya znajdują się w Krakowie przy u l. św. G e r tr u d y L . 2, gdzie też uprasza się nadsyłać wszelkie przekazy i pisma. — Prenumeratę przyjmują również na miejscu wszystkie księgarnie: we Lwowie księgarnie: Seyfartha i Czajkowskiego oraz Altenberga, a pojedyncza
sprzedaż w biurze L. Plohna. W Poznaniu: księgarnia J. Leitgebra.
Od w y d a w n i c t w a .
Upraszamy tych Sz. Prenumeratorów na
szych, którzy zalegają z przedpłatą za kwartał I. o natychmiastowe uregulowanie rachunku, inaczej bowiem musielibyśmy, wobec koszto
wnego nakładu pisma, wstrzymać im dalszą wysyłkę „M yśli11.
LIRNIK 0 SOBIE.
’anim p r z y g o t u j e m y do druku w y - c z e rp u ją c e stu d yu m o t w ó r c y
— 1 »Lirenki« , u w a ż a m y sobie z a o b o w ią z e k z a p o z n a ć c z y t e l n ik ó w
»Myśli« z ostatniem i listami T . L e n a r to w ic z a , k t ó r e s ta n o w ią c ie k a w y p r z y c z y n e k do J e g o a u to b io grafii.
D r . H e n ryk B ie g e l e is e n kom unikuje nam n a s tę p u ją ce p i s m o , j a k ie od ebrał w s ty cz n iu b. r. od ś. p. L irn ik a M a z o w ie c k ie g o .
O to tre ś ć l i s t u :
Florencya 28/1 Q3> y ia M ontebello 24.
N ajczcigodniejszy Panie !
N a zaszczytne Jego w ezw anie pospieszam z odpowiedzią.
R ad y calem sercem służyć w dostarcze
niu szczegółów , dotyczących mojej k a ryery literack iej, praw dziwie znajduję się w tru dnych terminach, ju ż to z powodu, że nigdy nie przyszło mi pisać o sobie, ani naw et w poufnych listach w sp o m in ać, a powtórę, że w obecnej chwili cały jestem zajęty k o rektą m anuskryptów , które jeśli mnie m oja m iłość autorska nie uprzedza, zaw ierają w so bie roboty, jedyn ie m oże zasługujące na przyjrzenie im śię zbliska i ocenienie.
M anuskrypta w spom niane mam zam iar zabrać ze sobą do L w o w a , i pod sąd W asz.
N ajczcigodniejszy Panie, poddać przed poda
niem do druku.
P o o g ło szen iu p u b liczn o ść będzie m iała w yobrażenie o luku, jaki pizebiegłem m yślą,
i jak w szystko, co mi pod oczy podpadało, dołę- żnie czy niedołężnie starałem się zaznaczyć.
Jedna rozm ow a z Najczcigodniejszym p a
nem więcej go objaśni o stosunku moim do m łodych literatów W arszaw sk ich z przed pół w ieku, niżby to się dało zaw rzeć w rozległej korespondencyi.
E p o k a to ciekaw'a i godna w spółczucia, zw ażając na w a r u n k i, w jakich znajdow ała się m łodzież ów czesna, na konspiracje, na idee, poruszające um ysły, i na brak szkół w yższych.
Ż yw em słow em da się to lepiej zrobić, niż pism em , do którego zasiadając, a m iano
wicie kiedy się ma m ów ić o sobie, jak o ś się dziwnie na sercu robi, bo co ja w art? i j a kie były moje tryum fy (!)
T e o fil L e n a rto w ic z .
A praw da, trzy razy — w K rakow ie w r.
184°’, kiedy przedstaw iono mój dram at p. t.
Wskrzeszenie (zatracony przez A m atorów , któ
rzy go przedstawili) i Tyrtęusm, w iersz re
cytow any na scenie k ra k o w sk ie j; ten ostatni pow ierzyłem był A n c z y ć o w i, który-Jr.k sły
szę, piękniejszy napisał, a l e j u ż p o m n i e , w iersz zaś mój zatraciłem .
»Jutrzenka krakow ska« zam ieściła o dra
m acie słów kilka pisarza L e o n a U lrycha, w których arcy pochlebnie ó autorze się w yraziła — przyjęcie w teatrze o m ało mię w pychę nie wbiło — szkoda, ze to zaginę
ło, a no, cóż robić.
W iem , że o mnie p isa li: F r. Lew'estam, J. I. K raszew sk i, Szulc D om in ik, prof. — L u cja n S iem ień sk i, że wspom inali Trento- wski i L ib elt — ale gdzie to, i kiedy było ogłaszane, w ym ienić nie potrafię — pisał także W P . W ó jc ic k i, Jarochow'ski i Starkel.
A czy która literatura w spom ina o mnie, nie wiem.
W B ru xelli w r. 1840 uciszyłem się i z h y
mnu zeszedłem do prostej pow ieści (Błogosła
wionej) powitanej serdecznie przez jedynego praw dziw ego przyjaciela J. I. K raszew skiego.
D ru gi mój tryum f — to chyba m ow a na kopcu K ościuszki — a trzeci
E n tuzjazm studentów na U niw ersytecie Boloriskim , kiedym po trzeciej konferencyi w chodził do Auli — okna się trzęsły i ręce w yciągały do mnie, a krzyk o g łu s z a ł: e Viva la Polonia!
Za które to w spółczucie odpowiedziałem : Nie dla mnie ale dla tej, która szlachetne serca wasze, panow ie, niezm ierną boleścią porusza, przyjm uję w asze słowa, najniższy i najnieznaczniejszy pom iędzy swoim i •—
e Viva I ta lia !
A le dość — nagadam y się do woli za widzeniem się w e L w o w ie — gdzie jedynem u dziś w kraju bezstronnem u, najzacniejszem u krytykow i w yspow iadam się ze w szystkich grzech ów literackich m ojego żyw ota, 4 ośm ie
lon y listem, który z żyw ą radością czytałam i za który raz jeszcze dziękuję — pisząc się praw dziw ym sługą
T. Lenartowicz.
P . K s a w e r y M ro czk o p o d a je n a stęp u j ą c e s z c z e g ó ł y :
W lip cu, w r. 1S80, odniosłem się do autora »Lirenki« z prośbą o podanie szcze
gółów z jego życia, Ze zw yk łą sobie uprzej
m ością odpowiedział mi ś. p. T eofil z Ber- gam o (14 lipca 1880) dokąd go wysiali le
karze z po w od u ciężkiej choroby (kam ienia n erk o w e g o ).
, . . Ż yw ot mój — pisał — nie ma nic ciei..t-vego. U niw ersytetu nie k o ń c z y ł e m , sa
m oukiem iestem, co w obec Cr^tyków rów na się zbrodni; na sw oją rękę, podług w arsza
w skich taksatorów pisarzy, do returnu do
chodzić nie wolno — nie w olno się iAęzyć za szkołam i«.
t
J
14
W grudniu w r. 18 8 1, dotrzym ał lirnik m azow iecki sw ojego przyrzeczenia. W liście, datow anym z F lo re n c yi 25 grudnia 188 1, pisze, co następuje:
D rogi, S zan ow n y P a n ie !
»Przesyłam egzem plarz »R ytm ów naro- dowych« ; przyjm ij je dobrem sercem . Co się .t y c z y życiorysu, cóż Ci p ow iem ? U rodziłem się w r. 1822 w W arszaw ie, przy uliczce M arienstadt nr. 2 2 4 2 , z ojca entreprenera fabryk, żołnierza, kapitana m ilicyi K ościu szkow skiej, L itw in a, który miał z pierwszej żony syn ów dw óch: M arcin a, profesora m a
tem atyki przy liceum w arszaw skiem i Józefa;
obu zm a rły c h ; z drugiej M aryanny z Kwasi- borskich troje d zie ci: M aryannę i Paulinę, córki, oraz mnie ostatniego.
» W ie m , że mój o jcie c , szlachcic herbu P ob óg, w zapale republikańskim przyjął pra
w o miejskie w arszaw skie i w yrzek ł się szla- ' chectw a, — wielu ze szlachty ów czesnej, tak się w księgi m iejskie zapisyw ało. B y ł on do
brodusznym , poręczał za każdego, kto mu kupił butelkę w ina, ztąd po śm ierci, nic się praw ie nie zostało biednej w dow ie z troj
giem dzieci, m iędzy którem i ja byłem naj
m łodszym .
»P a m ię ta m , że dzieciakiem uczyłem się chodzić, biegając za kijem (w 3 roku życia, w ciąż bowiem byłem chory na n ogi\ Kij ten m iał na w ierzchu osadzony pusty orzech w ło sk i, pozłacany, ile zaś razy przybiegłem do kija, brali mi go i nieśli dalej — i tak w ciąż gon iąc za pustym , pozłacanym orze
chem , nauczyłem się chodzić.
»Pam iętam śm ierć ojca staruszka — ja k um ierając nas błogosław ił. T y le z moich lat dziecinnych w W arszaw ie. Potem m atka w y szła za m ąż za A ndrzeja Zm orskiego, b. ar- tylerzystę oberfajerw erkera, jeszcze z czasów Stanisław a A ugu sta, dobrego człow ieka, ale który kiedy sobie głow ę zapruszył, w ypędzał nas dwoje dzieci z d o m u , mnie i Paulinę.
Siostra p rzygarn iała się bliżej domu, ja zaś w polu, albo w pobliskim lesie. N ieraz do
‘ późnego w ieczora zo staw ałem , pocieszany
PARTYA SZACHÓW
pow ieść
prses W A L E R Y Ę S O L E C K Ą .
(O ing d a lsz y ).
— SzćzęśliWaś! w o łała Izia.
■
— I ten tw ój pan strasznie b ogaty po
dobno — zap ytała K azim iera — rzucając pincza z w ysokości sw ych ram ion —
Pow iedz nam , pow iedz! m ów w szystko!
-— Czy b o g a ty? — odparła z uśm iechem Eliza — ja k R otszyld!...
-— O ! tak to w arto iść za m ąż — zaw o łała Kazim iera, pokazując białe, ostre i drobne, ja k u m yszki, ząbki. — M ajątek to najw ażniej
sza rze c z! Będziesz' teraz w ielką dam ą — bę
dziesz m iała brylanty, koronki, pow ozy, służbę, konie! Będziesz się m ogła: stroić ja k bóstw o!
O, tak, tak ! 1 to ci się słusznie d ostało! Mimo rudych w łosów b yłaś najpiękniejszą dziew czy
ną na pensyi. Nie m ów ię ju ż o zdolnościach, rozum ie, talentach, bo te na targow isku św iata zb yt m ało znaczą ! A le jesteś bardzo p ięk n ą ! - m ów iła szybko, oglądając, j ;1 od stóp eto gło-
■wy, bez w^giędu na rum ieniec i zakłopotanie Blijyj, która pczery w ala je j gestam i ręki i w y
krzyknikam i.
M Y Ś L
przez gęsiarków i koniopasów — i tu źródło mojej gm innej poezyi, koch an y panie. W 9 roku ży cia m iałem dwóch p rzyjaciół: W a le n tego i Jerzego Zaborow skich ; ojczym utrzy
m yw ał pocztę a ci byli panicze, ale zacne, najukochańsze dusze. Nie gardzili oni mną, ow szem przygarniali do serca, byw ali u nas i zem ną po polach biegali, w yśp iew ując pio
sneczki rew olucyjne. C zy żyją, nie w ie m ; je żeli żyją niech im B ó g w szystko dobre daje.
R o k 10, 1 1, 12, 13, 14, przepędziłem na naukach gim nazyalnych.
W 15 zacząłem przepisyw aniem u adw o
katów S z y p n ick ie g o ,. B rzozow skiego i T u r o w skiego zarabiać na utrzym anie życia, w 18 1 w szedłem na aplikacyę do sądu najw yższej Instancyi, a w 21 zostałem podsekretarzem w kom isyi spraw iedliw ości, dzięki staraniom K. W . W ójcick iego i łasce na mnie prezesa Onufrego W yczech o w sk iego. W r. 24 opu
ściłem ojczyznę, przekon aw szy się, że jestem na liście osób do aresztow ania w skazanych i od ow'ego czasu t. j. 1848 roku, tułam się po bożym św iecie.
W P aryżu daw ałem lekcye literatury, we W ło szech , z żoną ś. p. Zofią z Szym an o w skich, żyłem przez lat 10. Jedyny syn um arł nam po roku życia, m atka z żalu za padła na suchoty i w rok po nim poszła go poszukać.
W r. 1848 byłem w Poznańskiem i w K ra kow ie. W r. 1800 w Belgii, gdzie poznałem czcigodnego L elew ela. W P aryżu znalem się i zbliżałem się do w szystkich czcigodnych patryotów , j a k : D ębiński generał, Tchorzni- cki p ó łk o w n ik , Fredro Aleksander, ojciec i syn, miałem szczęście znać A dam a M ickie
w icza, S ew eryn a G oszczyń skiego, B aliń skie
go, Zaleskiego Józ. B oh. i tylu, tylu, ju ż dziś w grobie sp oczyw ających.
W r. 1860 z R zym u przeniosłem się do F loren cyi i tu poduczyłem się m odelow ać w glinie i tak jakoś, to rzeźbiarką, to p isa
niem zarabiając na życie, żyję dotąd, pom i
m o licznych i częstych chorób.
P rzykrości w iele było w życiu, a szcze-
W yso k a i sm ukła, nóżkę i rączkę m iała ja k dziecko, profil grecki, oczy ogromne, błyszczące, nam iętne a przytem te w ło sy zło- toczerw one — to skarb praw dziw y. T o nie
zw yk le i m o d n e ! Sarah Bernardt m a po
dobne...
I podziw iały ją panny.
— W idziałam — rzekła K azia — w W e - necyi czy gdzieś w e W łoszech portret robiony przez T ycyan a, prześlicznej jakiejś kobiety, podobno jego k o ch a n k i! Otóż ten portret do ciebie b y ł podobny, tylko tam ta cerę m iała więcej gorącą — pow inn abyś używ ać trochę różow ego pudru... T ak, tak, Elizo! Będziesz królow ą salonów ! B ogaty — taki b ogaty — dokończyła zam yślona.
— I piękny ? zap ytała Izia.
— No, piękny... także \"jak ^ ó l szyld - odrzekła niedbale Eliza.
P an n y zaczęły się śm iać > ściskać Elizę, cahnYac jej policzki, okryte ak^gpiitnym pusz
kiem ja k brzoskw inia.
P rzew yb orn a jesteś! h a ! lia!...
— A leż przecie nie żyd ?
- C zy m a nos zakrzyw iony ja k pan A lfred, kuzynek M atyldy.
— Czy m a w ąsy ?
— Mów, m ów ! Jakie oczy? brodę? czy
Nr. 3.
gólniej w tych ostatnich lata ch , ale o tych lepiej zam ilczeć.
N ajlepsze chęci w ynagrad zano mi zdradą i nikczem nością. Co bądź nie m ogę się skar
żyć — więcej było dobrych, niżeli złych.
Otóż i cała m oja biografia.
O w artości m oich poezyj różnie sądzono.
Może one i nic nie warte, nie spieram się, niczego sobie goręcej nie życząc, jak spoko
ju w starości, bytu jakiego śród pobłażli
w ych ludzi.
A teraz pozostaje mi podziękow ać za Je
go życzliw ość i pisać się Jego najżyczliw szym ziom kiem
T. Lcnartoiuics.
I M P R O W I Z A C Y A .
A n ie ls k ie ś p iew a ją c h ó r y
W g w ia ź d z is te m b łę k itó w m o r z u , W ś ró d n o c n e j c is z y , p r z y ło ż u
S e n n e j n a tu r} ’.
Ś p ie w a ją s tr o s k a n e j z ie m i C o w ie c z n ie w św ie ż e j ż a ło b ie J a k m a tk a p lą c z e n a g ro b ie
Z a d z ie ć m i sw e m i.
Ś p ie w a ją lu d z io m , c o d y sz ą W c o d z ie n n y m a z n o jn y m tr u d z ie , L e c z b ie d n i, z m ę c z e n i lu d z ie
P ie ś n i n ie sły sz ą .
I ty lk o c i, k tó r z y to n ą W w ielk iej m iło śc i p ra g n ie n iu , Ci s ły s z ą w s e rc sw o ic h d r ż e n iu
P ie ś ń n ie s k o ń c z o n ą .
elegancki, d ow cip n y? — p osyp ały się gradem pytania.
— P rzyjdzie tu wkrótce — same zoba
czycie, odrzekła zniecierpliw iona trochę — zresztą piękność to rzecz w zględna!
Co do mnie, nie w idziałam nigdy pięknego m ężczyzny.
W szyscy oni jedn acy, blondyn, czy b ru net, m łody czy stary, z lw ią czupryną czy łysy, każdy z nich m a się za zdobyw cę serc naszych, byle spojrzeć raczył...
— Masz słuszność — potw ierdziła K azi
miera.
— A leż m ło d y? C o ? zap ytała Helenka.
— L at czterdzieści trzy...
- Uf, to trochę- za w iele — krzyknęła Izia — zgodziłabym się na połow ę.
— T y, bo gustujesz w m łokosach. W ie m y ! pew ien blondynek, w ysoki . ja k topola, cienki ja k trzcina, słodki jak cukierek od Loursa, w yperfu m ow an y rose d ’ orient i — - deklam uje wiersze. Sonety do L au ry?
N ie! do Izy!
I kochasz go ? sp ytała Izia.
N astąpiło chw ilow e milczenie. Eliza sły
szała w yraźnie brzęk m uchy, uderzającej skrzydłam i o szyby okna.
— T ak, kocham ! w yrzekła po chwili, głosem stłum ionym . N aturalnie że go kocham .
Nr. 3. M Y Ś L 23
mi. Także śm iech publiczności brzm iał teraz całkiem in a c z e j; ludzie staw ali się coraz dzik
szym i, błazny chudszym i, kobiety bezczelniej- szemi, m uzyka coraz fałszyw szą — tak się przynajm niej zdaw ało panu i pani T oupeau.
Gdy przechodzili kolo nam iotu baletow e
go, przedarł się do ich uszu hałas tańczone
go kadryla.
„Ś w ięty B o że ! — czyśm y rzeczyw iście w tej budzie tań czyli?" — zaw ołała pani T ou p eau i przycisnęła się do ram ienia męża.
Pospiesznie przeciskali się przez tłum , b y dojść do pow ozu. A c h ! jak przyjem nie będzie, gdy usiądą już na m iękkich poduszkach karety i zapom ną o całym tym krzyku i hałasie.
N a trybunach przed nam iotem cyrku b y ły ju ż pustki. Przedstaw ienie odbyw ało się w środku; w zadusznej, gorącej, na pół oświeconej przestrzeni, w rzało w pełni ży
cie. T ylk o kobieta sprzedająca bilety zasnęła n ad pełną k a są , dalej zaś w św ietle lam py stał m aleńki chłopczyk. M iał na sobie tryko
ty, pół czerw one, pół zielone. Na głow ie czapkę błazeńską z rożkami.
T u ż pod trybuną stała k o b ieta, odziana w czarny szal i zd aw ała się bardzo żyw o rozm aw iać z chłopcem . T en w yciągał na od
m ianę raz czerw oną, to znow u zieloną nóżkę, chow ając ją zaraz n a p o w ró t; w reszcie po
stąpi! trzy kroki naprzód i w yciągał rękę sw ą do kobiety, która schow ała prędko to, co jej podał i znikła w ciem nościach. C hłop
czyk chwilę stał spokojnie, potsiu wyfełCrHłąi płaczem — przestał i zaw o łał — M aman m ‘a pris mon sous! i znow u płakał. Za chw i
lę otarł oczy i uspokoił się.
A le za każdym razem , na wspom nienie, że m atka zab rała m u zarobione pieniądze, n ap ływ ały m u łzy gw ałtow niej;
Sch ylił się i ukrył tw arz w kurtynie, ale sztyw ne, ostre farby olejne m usiały b y ć za zim ne i za tw arde do obtarcia łe z , bo m ałe ciałko skurczyło się całkiem ; biedak podniósł zieloną nogę w górę i stał ja k bocian tylko na. czerwonej. W ew n ątrz nikt nie słyszał je go płaczu, to też nie łk ał ja k dziecko, a ra
czej w alczył ja k m ężczyzna ze łzam i i z b ó lem swego m ałego serduszka.
Gdy nap ad ten m inął, otarł rękę o try koty. Brudna firanka rozm azała łzy po tw a rzy, tak, że w y g lą d ał strasznie brudno.
C hw ilę spoglądał suchem i oczam i na za b aw ę ludu.
M aman m a pris mon sot<s! i ta sam a historya rozpoczęła się na now o. Jak brzeg m orza osycha na chwilę, im zbiorą się no
w e bałw an y, tak przelew ała się troska w łzach na to m ałe serduszko dziecięcia.
Jego strój był tak śm ieszn ym ; jego ciał
ko tak chude; jego płacz tak rozdzierający, tak rozpaczliw y — a jego ból tak w ielki — tak dorosły!
W hotelu — w paw ilonie H enry IV, gdzie podobało się usnąć królow i francuskiem u w złotej kolebce, siedział sęp na kracie i spał.
I m iał sen — swój w ym arzony sen!
U jrzał szczyty skal Peruw iańskich — śnił 0 potężnych uderzeniach skrzydeł nad glębo- kiemi dolinam i — i z a p o m n ia ł o kajdanach.
Z siłą podniósł najeżone sk rzyd ła,— ude
rzył niem i dw a razy silnie w powietrzu, — potem lina w yprężona w b iła się w nogi — 1 ptak u p a d ł, j a]j zazw yczaj padał — noga
zabolała — sen pierzchnął.
D ystyngow ana angielska rodzina skarżyła się; gospodarz hotelu H enry i y . gniew ał się — a sęp leżał n ieżyw y na traw niku.
Ft^eł. E iva Kelmanówna.
K R O N I K A .
a) literacka.
*%* Muzeum im. Dzieduszyckich we Lwowie ogłasza konkurs na napisanie opisu geograficzno- historycznego któregokolwiek powiatu w kraju.
Muzeum pragnie, żeby rezultat konkursu powstał, jako jedna z trw ałych pamiątek zapowiedzianej na r. p. wystaw y krajowej. Termin do nadsy
łania prac upływa z dniem 1 Stycznia 1 8 9 4 . Jarosław Yrchlicky, znakomity poeta czeski, obchodził w tych dniach 4 0 -tą rocz
nicę sw ych urodzin. Łącząc się z życzeniami, jakie wielki pisarz ze wszystkich stron Polski odbiera, ograniczamy się teraz na tej wzmiance, niebawem zaś pomieścimy wyczerpującą charak
terystykę pobratymca-poety.
*** Juljan Klaczko zamieszcza w „Revue des deux Mondes11 studyum p. t . : „Rome et la Kenaissance Oinquecento“ .
„Bulletin polonais11, dwumiesięcznik w y
dawany w Paryżu w celu obznajamiania zagra
nicy z sprawą polskiego narodu, w świeżo w y
danym zeszycie poświęca wstępny gorący artykuł setnej rocznicy drugiego Polski rozbioru. F ran cuski przekład „B alladyny11 Słowackiego, doko
nany przez Gasztowta, szkic historyczny o W ła dysławie Jagiellończyku i o bitwie pod Warną, zajmująco uwagi o „ błogosławionej “ cenzurze rosyjskiej w K ń fe iu -i.' PclS&eJIJ- fozprawa- z dziedziny przedhistorycznej etnografii, artykuł poświęcony wystawie zbiorów Dybowskiego wpa- ryskiem muzeum przyrodniczem, doborowy prze
gląd nowości naukowych i literackich, w szyp ro to składa się na całość ze wszech miar sympa
tyczną i godną uwagi.
** * „Przeglądu Em igracyjnego" Nr. 4 . w y
szedł we Lwowie i zawiera: Tajemniczy agitator emigracyjny. Organizacja wjchodźtw a w A nglii (biura wywiadowcze), nap. W . U. Odszczepień- stwo od Kościoła katolickiego. Wiadomości na
ukowe z Franeyi. nap. J. Malinowski. Kores
pondencja z Solii, nap. Ski. Sprawozdanie Tow.
św. Rocha w G erresh eim . R ozm aitości. Ogło
szenia. III. Zjazd Prawników i Ekonomistów polskich w Poznaniu 1 1 . września 1 8 9 8 .
*** St. Kossowski, wielce utalentowany poeta, w ydał nakładem lwowskiej księgarni Jakubo
wskiego i Zadurowieża tom nowel p t: „Z teki impresyonisty“ .
*** M. Gawalewicz drukuje w „T y g 111.“
drugą część zajmującej powieści pt: „M echesy11.
*;i.* W arszawska ,.N iw a“ pod nową redakcyą L. Grendyszyńskiego przedstawia się jako umie
jętnie prowadzone pismo naukowe. W dziale literackim drukuje „N iw a11 odznaczony dramat D. Zglinskiego pt: „Jakób W arka11.
*** „Kurjer Jarosław ski11 nowe, dobrze re
dagowane czasopismo, donosi o energicznej dzia
łalności zawiązanego w Jarosławiu komitetu, ce
lem postawienia pomnika Mickiewiczowi w temże mieście. Wszędzie stawiają monumenta twórcy
„Dziadów11, jeno niedołężny Kraków nie może doczekać się tego pomnika, który zastępuje obe
cnie szopa drewniana w Rynku głównym . Nakładem wydawnictwa im. T. T. Jeża wydana została rozprawa H. Taine’a „O Meto
dzie" w przekładzie L. Grendyszyńskiego z prze
dmową A . Mahrburga.
V ’• Jeż napisał nową powieść p t :
„Ha
\ * Jubileusz 25 letniej literackiej działal
ności K . Bartoszewicza odbył się 6 b. m. w Kra
kowie. Na uczcie, która zgromadziła przeszło sto osób, podnosili zasługi literackie i obywa
telskie jubilata: prof. Jordan, ks. Stysiński, prof. Pieniążek, adw. Kastory, prof. W itkowski, p. Chwalibogowski, p. Koziański i redaktor
„M y śli11 p. Józef Bornsztein.
*** W ostatnim zeszycie „Ateneum 11 znaj
dujemy między inuemi ciekawe studyum p.
Ferd. Hosicka, (autora p rac y : 0 stosunku S ło
wackiego do pani Bobrowej) pt: „Okres rycer- sko-romantyczny w życiu Słowackiego11. (1840 — 1 8 4 2 ).’
*** Grono krakowskiej młodzieży akademi
ckiej puściło w świat na sympatyczny cel „bez
płatnych obiadów dla głodnych dzieci" ozdobnie wydaną jednodniówkę, której strona typografi
czna przynosi zaszczyt oficynie drukarskiej p Ąnczyca. Na szereg luźnych prac i aforyzmów złożyły się pióra kilku wybitnych literatów, ar
tystów dramatycznych i akademików. Jedno
dniówkę tę, dedykowaną p. rektorowej Korczyń
skiej oraz paniom opiekunkom „głodnych dzieci11, wypada gorąco polecić publiczności, choćby ze względu na szlachetne chęci inicjatorów zwię
kszenia funduszu na ciepłą strawę dla malucz
kich.
b), naukowa.
*%* Na posiedzeniu Akademji medycznej
■Vf'-~jpAi’yżn dr. Jan Jabłoński, Polak, otrzymał medal złoty za studja ep id ^ n jó -ió ^ zn e a medal srebrny przysądzono cl. Gierszyńskiemu za pfaA".
dotyczące higjeuy dziecinnej..
*** Dr. Gustaw Piotrowski, docent lizyolo- gii w uniwersytecie: lwowskim, bawiący obecnie w Paryżu, miał 11 b. m. w tamtejszem To
warzystwie biologicznem w ykład o nowej swej metodzie wykazania zjawisk elektrotonicznych prądów indukcyjnych. Nowa metoda, ułatwiająca niezwykle trudne dotychczas-zadanie, zwróciła uwagę uczonych francuskich i postanowiono wykład Dra Piotrowskiego drukować w Journal cle pliysiologie, w streszczeniu zaś ogłoszonym zostanie w specyalnych Sprawozdaniach Towa
rzystwa biologicznego. Jako stypendysta A kade
mii Umiejętności z fundacyi Dra Gałęzowskiego, p. Piotrowski bawił czas dłuższy w Cambridge, gdzie dokonane i ogłoszone po angielsku prace w zakresie fizyologii zwróciły uwagę znakomi
tego fizyologa Kostera. W tej chwili jedna z jego rozpraw drukuje się w Lipsku, inne drukował
■ w pismach specyalnych berlińskich.
*** „D er W ucher11. Pod tym tytułem uka
zało się w Lipsku studyum Dra Leopolda Caro, autora głośnej pracy: „K w estya żydowska w świe
tle etyki11.
*** P. Stefanja Feinkindówna, warszawianka, uzyskawszy stopień doktora medycyny od uni
wersytetu paryskiego, została mianowana na
czelną preparatorką laboratorium anatomji pato
logicznej prof. Joffroy w szpitalu Sąlpetriere w Paryżu.
c). artystyczna.
„Fredzio11 komedya St. Graybuera do
znała dużego powodzenia na scenie teatru Roz
maitości w Warszawie.
V ^ dniach wysłaną została pierwsza serya obrazów naszych malarzy na wystawę powszechną do Chicago. Mianowicie wysłano obrazy następujące: J. M alczewskiego: „Śm ierć
24 M Y Ś L Nr. 3 .
w ygnanki1'. M roczkowskiego: ,,Zawrat"; Ant.
Piotrow skiego: „N a fal'i“ , '..Młodą matka ', „P o ranek zim owy" i Ariadna"; Gramatyki: 4 pej- zaże“ ; T. Popiela: „Po burzy“ ; Stasiaka: „Ocze
piny na Podhaluu, „M otyw z pod Krosna",
„Pośw ięcona", ,,Zimowy p e jza ż"; Tetmajera:
„W esele chłopskie i Pokątny doradca" oraz J. S tyk i: „Królowa Polska".
* * * O pierwszem przedstawieniu „Jana K i
lińskiego", obrazu historycznego M ichała Bału
ckiego (zakazanego przez naszą cenzurę) donoszą z Poznania: „U cieszył się Poznań, gdy dzien
niki zapowiedziały przedstawienie „Jana Kiliń
skiego", obrazu dramatycznego, napisanego przez jednego z najpierwszycli naszych dramaturgów, kryjącego się w tym przypadku pod pseudoni
mem Jana Załęgi, — a zapowiedź, że dyrekcya sceny naszej na wystawę sztuki poświęca wielką, jak na nasze stosunki sumę 2.000 przeszło ma
rek, dozwalała się spodziewać czegoś nadzwy
czajnego. I nie zawiedziono się w oczekiwaniach:
ani publiczność, ani dyrekcya; dyrekcya nie zawiodła się, gdyż w sobotę i w niedzielę miała na „Kilińskim " teatr przepełniony, a publiczność nie zawiodła s ię ,,gdy dyrekcya dała jej strawę polską, patryotyczną, którą na długo znowu krzepić się będzie spragniona takich rozkoszy dusza polska".
*#* Nakładem firmy Stary'ego w Pradze w yszedł świeżo udatny „Polonez" na fortepian Alfonsa Dauna. Kompozycya ta, nosząca tytuł
„Ogniem i mieczem," Vusuy'kowana Henrykowi Sienkiewiczowi, napisana jest oryginalnie na orkie
strę i wykonaną będzie wkrótce w Krakowie.
% * P. lgn ący W a n n u th ,1 b yły tenor opery
warszawskiej, występuje w bieżącym sezonie z wielkiem poradzeniem na scenie „Theatro so- ćiaie" w Mantui.
***' Verdi otrzymać ma niebawem tytuł margrabiego di Bussetto, albo też łańcuch naj
wyższego orderu „Anniincyaty". Opera twórcy
„ A id y “ wystawiona świeżo w Medyolanie p t:
„Falstaff" doznała tamże ogromnego powodzenia.
* * * Jan i Edward Reszkowie po wielkich powodzeniach, doznanych w Paryżu na scenie W ielkiej Opery w Romeu i J u lii Gounoda, odnieśli prawdziwy tryumf w tej samej operze w Monte-Oarlo.
W krótce wystawione tam będzie Potępienie F austa Berlioza z Janem, jako protagonistą, następnie zaś artyści udają się do Paryża i na w łaściw y sezon do Londynu.
*#* Krakowskie Koło literackie urządza w lo
kalu swoim wieczór muzyczny pod dyrekcya p. Barabasza na dochód funduszu pomnika dla śp. Artura Grottgera.
*#* „C hw ast", oto tytuł najnowszej komedyi Józefa Blizińskiego, która ujrzy 1 p. m. światło kienkietów w teatrze lwowskim.
*** W „Odeonie" wystawiono komedyę L.
Heuniąue pt: „Cudze pieniądze".
*** W Berlinie przedstawiono staro-indyjski dramat króla Sudraki pt: „W asantasena".
* f W galery i Yivienne w Paryżu odegrana została Legenda o rycerzu bolejącego serca, wierszem napisana przez Albana de Pohles.
Scenę stanowił oświetlony ekran, wielkości me
tra kwadratowego, na którym ukazywały się cienie. Bole deklamowali ukryci artyści. Rycerz '«•, szereg pokus i niebezpieczeństw zdobywa ię o siedmiu mistycznych promieniach,
rzegł złoty smok.
V Cyprjan Godebski ukończył w tych dniach posąg „Pokój", zakupiony przez rząd francuski dla ministerjum spraw zagranicznych w Paryżu.
*** E. Lubowski zaprzecza, jakoby był autorem komedyi p t : „Zdrowi i pokaleczeni".
Walne Zgromadzenie Tow. wzajemnej po
mocy dziennikarzy polskich odbędzie się 26 b. m. we Lwowie, w sali Ratusza. Zgłosze
nia przesyłać należy na ręce p. B. Laslco- wnickiego. Lwów, Redakcya Dzień. Polskiego.
Rubryka „ Nadesłane" nie pochodzi od re- dakcyi, która tez za nią żadnej odpowiedzial
ności nie przyjm uje.
W A D E § Ł A H E .
W kronice „Czasu" i „N . Reformy" z dnia 18 lutego b. r. zamieszczona jest krótka wia
domość, iż Bada miejska na poufnem posiedze
niu uwolniła niżej podpisanego od obowiązków służbowych. Wiadomość w tej formie podana, żadnymi motywami nieusprawiedliwiona, łatwo może rzucić na osobę uioją nieuzasadnione po
dejrzenia.
Zanim więc na innej drodze upomnę się o moje prawa i o cześć moją, upraszam o za
mieszczenie następującego wyjaśnienia:
Przez lat 17 pełniąc .sumiennie ju-njp obo
wiązki, nie. -snotk»J’gm L żadnym ze strony mojej zwierzchności zarzutem. Nie tylko, że nie bjłem karany, ale nigdy do dnia dzisiejszego nie przeprowadzono względem mnie, żadnego, choćby dyscyplinarnego śledztwa. Dowód to zbyt jasny i oczywisty, że nie popełniłem ża
dnego przewinienia służbowego, że nikt się na moje czynności nie uskarżał, że urzędowego mego stanowiska nie nadużywałem; a jednak jest to takt, że Rada miejska po tyloletniej mo
jej pracy uczciwej, b e z ż a d n e g o ś l e d z t w a b e z ż a d n y c h z a r z u t ó w , b e z p r z e s ł u c h a n i a n a w e t p o d p i s a n e g o , ' j e d n e m sło
wem na sposób chyba w Turcyi używany lub za wschodniemi granicami naszgo państwa uwol
niła mnie po krótkiej naradzie od obowiązków służbowych, ni.etylko podkopując tym czynem swoim stan materyalny ojca tak bardzo licznej rodziny ale narażając w dodatku godność moją osobistą na wszelkiego rodzaju dotkliwe podej
rzenia.
Co więc było powodem faktu napozór wprost niem ożliwego'?
Oto Rada miejska uznała za zbrodnię, iż niżej podpisany należał do spółki, która zaku
piła na licytacyi za pomocą ofert zabezpieczo
nych kawałek gruntu przez Zarząd wojskowy sprzedawany a któryto grunt pragnęła nabyć również Gmina miasta Krakowa. Gdybym nawet był miał urzędowe zawiadomienie (czego nie było) że Gmina o nabycie tego gruntu się stara, jeszcze wówczas nie mogło mi przyjść na myśl, że mnie jako człowiekowi poza służbą prywa
tnemu nie wolno było starać się o moje mate- ryalne dobro, że mnie nie wolno było zawierać interesu, jaki za korzystny uważam. Co więcej jest faktem niezaprzeczonym, że nie byłem wtajemniczony w zamiary Gminy ani w wyso
kość jej oferty, gdyż w takim razie oferta spółki, do której należę byłaby wyższą o kwotę stu lub dwustu złr. a nie więcej jak o jedena
ście tysięcy złr.
Gdybym był chciał działać na przekór Gmi
nie, m ógłbym był postawić kogokolwiek innego w swojem imieniu, czego nie uczyniłem idąc drogą prawą i uczciwą, tern więcej, że w yczy
tawszy uprzednio w dziennikach, że Gmina ukła
dów swrych z wysokim c. k. Rządem nie do
prowadziła do skutku — ■ sądziłem, że dalej o kupno kawałka gruntu, który spółka nabyła, ubiegać się nie zamierza.
Jeżeli w ogóle jest tu jaka chyba wina po stronie Gminy, że t ■ zamiar swój nabycia gruntów w tajeni! przed
łożyła tak znacznie niższą ofertę, aniżeli spółka do której należałem. Może się zresztą komuś, podobać lub nie podobać, wolno się krzywić lub ukosem patrzeć na mnie jako na człowieka pry
watnego, al e' ni e wolno karać urzędnika, odbie
rać mu chleb i narażać na szwank jego poczci
we im ię'za jego 'czynność prywatną, do której miał prawo i która żadnej ujmy jego charakte
rowi nie przynosi. Sądzę, że żaden z panów radców miejskich, gdyby m iał np. ochotę na
być jakieś dobra lub kamienicę nie cofnąłby sie od tego, choćby tą samą chęcią pałała nie tylko Gmi na ale nawet kraj. -Jak przy wybo
rach do Rady miejskiej nikt się nie pyta kan
dydata jak chodzi za swymi prywatnemi inte
resami (byle tylko uczciwie) a pyta się tylko 0 to czy będzie pełnił sumiennie swe obowiązki 1 czy je pełnić potrafi — tak również nie wolno Radzie miejskiej wchodzić w prywatne zabiegi urzędnika o polepszenie swego stanu materyal- nego (byleby te zabiegi były uczciwe) wolno jej mieć nadzór jedynie nad tem, czy urzędnik ten pełni swe' obowiązki, czy do ich spełnienia jest zdolny, czy nie korzysta z dobra publiczne
go, czy nie ma przeciw niemu zarzutów służ
bowych ze strony jego Zwierzchności lub od stron prywatnych, załatwiających z nim sprawy urzędowe.
Jeżeli więc stan mojej służby uwidacznia najwyraźniej, że pracowałem zawsze sumiennie z zadowoleniem mej władzy i Publiczności, je żeli żadna z moich czynności przez lat 17 urzę
dowania, nie sprowadziła, na mnie; dyscyplinar
nego dochodzenia, to sądzę, że wszyscy ludzie rozumni i uczciwi staną po mojej stronie i z zadziwieniem się dowiedzą o powodach, jakiem!- kierowała się. Rada miejska, uwalniając mnie od obowiązków służbowych z~ pozostawieniem praw do i■ ijlv i \ ulry. Muszo i to podnieść, ze otwarcie ofert odbyło się w dniu .1 lutego a Bada powzięła swą uchwałę o uwolnienie mnie od obowiązków służbowych już w dniu 16 lutego br., któryto gorączkowy pospiech najlepiej dowo
dzi, że większość Rady działała pod w p ł y w e m p a r u o s o b i s t o ś c i , c h ę c i ą n a t y c h m i a s t o w e j z e m s t y p o w o d o w a n y c . h , nie w y
łączając przytem znacznej ilości pp. radców miej
skich, upominających się gorąco o moją krzy
wdę, o pomstę do Boga wołającą.
Wiadomo, że istnieje w pewnem ościennem państwie tak zwany „adminiśtratywnyj porja- dok", który pozwala wymierzyć karę na kogo chce bez przesłuchania ukaranego i bez powie
dzenia mu o co chodzi — czyżby więc Rada miejska w państwie konstytucyjnem chciała wprowadzić na innych urzędników takie same
„administracyjne porządki", które w całej ucy
wilizowanej Europie wywołują tylko wyrazy oburzenia i potępienia? A jednak tamten „admi- nistratywnyj porjadok" jest jeszcze pod pewnym względem lepszy, aniżeli postąpienie ze mną Rady miejskiej, bo choć gnębi człowieka fizycz
nie i materyalnie nie zabiera mu przecież w oczach społeczeństwa czci, tego drogiego i nie
opłaconego skarbu człowieka.
Oddając postąpienie krakowskiej Rady miej
skiej pod sąd opinii publicznej, z całym spoko
jem tej opinii i wyroku oczekuję.
Z po w aża n ie m
Franciszek Izydor Czoponowski em er. k o m isarz I . obw odu.
(562— 1.)
---
T r e ś ć „ M y ś l i 11:
Ocl W y d a w n ic tw a — L ir n ik o sobie (z p o rtre te m ś. p.
Teofila L e n a rto w ic z a ). — Im p ro w iz a c ja , w iersz przez E L .y e g o - — Św ieże m o g iły (z p o rtre te m [ś. p. Mor.
g e n b e sse ra ). — P o k u sy św. A n to n ieg o p rz e z F la u b e rta tłó m . A. L a n g e . — M e n ażerja lu d z k a przez A d a m a S łom skiego. — V rc lilie k y w lite ra tu rz e polskiej przez E d J e lin k a . — T e a tr p rz e z Jó z e fa B o rn sz te in a . — F ia sc c re a liz m u niem ieckiego przez S t. K ossow skiego. — „ W o ln t M yśli" (F e jle to n ). — Ze św ia ta sz tu k i przez Jó z efa T re- pke. — Z ab aw a lu d u . now ela A. K ie lla n d a , .tłom. E w a K ellm an ó w n a. — K ro n ik a . — N a d e s ła n e . — W o d cin k u
P a r ty a szachów , pow ieść W a le ry i Soleckiej.
Z d ru k a rn i A le k s a n d ra ' S ło m sk ieg o i Sp. w K rakow ie. R e d a k to r o d p o w ied zialn y i W y d a w c a : Józef Bornszteh