• Nie Znaleziono Wyników

Autoprezentacja w internecie

5.4. Archiwizacja życia codziennego w wizualnej erze cyfrowej

Kiedy mówimy o kształtowaniu wizerunku i tożsamości poprzez publikację treści w internecie, powinniśmy poświęcić nieco uwagi aspektowi wizualnemu. W moim poczuciu najważniejszymi zagadnieniami są przede wszystkim przemiany na gruncie fotografii, spowodowane nastaniem ery cyfrowej, a także utrwalanie życia codziennego jako praktyka społeczno-kulturowa. Te dwa elementy z pewnością w dużej mierze przyczyniły się do tak niepohamowanego wzrostu popularności zjawiska, jakim się zajmuję. Jak ważny dla użytkowników serwisów społecznościowych jest element wizualny, może świadczyć fakt, że w dobie, kiedy fotografia cyfrowa nie była jeszcze rozpowszechniona, założyciel wspomnianego już pionierskiego portalu SixDegrees pracował nad usługą, która polegałaby na wysyłaniu przez chętnych pocztą swoich zdjęć (profilowych, jak byśmy dziś powiedzieli), skanowaniu ich i dołączaniu przez administratorów do profilu. Internet żywo zareagował na rosnącą popularność nowej formy fotografii, ale też w znaczący sposób wpłynął na przemiany na jej gruncie, zarówno w zakresie formy, jak i treści. Przede wszystkim w pierwszej dekadzie XXI wieku pojawiło się wiele serwisów, opartych na zdjęciach (np. Flickr, lokalna Fotka.pl, a

105 w późniejszym czasie Instagram), ale jednocześnie przekształceniom uległy dotychczasowe formy. Najlepszym przykładem są blogi, które wyewoluowały w fotoblogi. Użytkownicy serwisów społecznościowych używają zdjęć do „rozszerzenia” swojego wizerunku i jak najlepszego jego wyrażenia. Ten typ komunikatów w większym stopniu niż tekst pozwala na przekazywanie treści „nie wprost”, może też łączyć w sobie aspekty faktualne i emocjonalne.

W mocy pozostaje też banalne stwierdzenie, że obraz jest wart więcej niż tysiąc słów – wielokrotnie fotografie oddają w lepszy i bardziej rozbudowany sposób nasze zamiary, a jest to wyjątkowo cenne w dobie natychmiastowej komunikacji. Badania (van Dijck 2008, Lee 2010) pokazują, że wybieranie, edytowanie i udostępnianie zdjęć stanowi istotną część zarządzania wrażeniem w sieci.

Jednocześnie, poza zmianami w estetyce, można zaobserwować zasadniczą zmianę w tematyce obrazów – od odświętnej, okolicznościowej do uwieczniania życie codziennego, w najbardziej banalnych i prozaicznych przejawach (Murray 2012: 472). W konsekwencji prowadzi to do zmian w ich funkcji. Jak celnie zauważa Jose van Dijck (2012),

rola i funkcja fotografii cyfrowej znacznie się zmieniły. W erze analogowej osobista fotografia była przede wszystkim środkiem tworzenia autobiograficznych wspomnień […]. Uważano ją za najpewniejszą pomoc we wspominaniu i ocenie minionych lat […]. Jakkolwiek uznawano funkcje fotografii jako narzędzia budowania tożsamości i środka komunikacji, były one zawsze spychane na drugi plan.

Zostało to udowodnione w badaniu antropologicznym, które wykazało, że osobista fotografia staje się formą kształtowania tożsamości w miejsce narzędzia związanego z pamięcią i wspomnieniami (Harrison 2002, za: van Dijck 2012). Młodzi ludzie nie chcą porządkować i katalogować odbitek, ale dzielą się zdjęciami ze znajomymi, tu i teraz, nie są one już obiektami, ale stanowią doświadczenie. Licuje to z koncepcją refleksyjnego projektu Ja i postmodernistycznym spojrzeniem, jako że we współczesną fotografię wpisana jest ulotność i tymczasowość. Jako kulminacja tego trendu może być postrzegany serwis Snapchat, który z założenia usuwa przesłane kadry w kilka sekund po ich obejrzeniu.

Należy też nadmienić, że ulega pewnemu zatarciu różnica między amatorskimi zdjęciami migawkowymi a profesjonalnymi obrazami – w sieci łączą je wspólna przestrzeń, a obszary ich działalności przenikają się. Jako że obrazy są obecnie świetnym sposobem manifestowania gustu i poczucia estetyki, wielu amatorów kreuje się na doświadczonych twórców, zawłaszczając symbolikę, sposób prezentacji etc. Nie ulega też wątpliwości, że odpowiednie stylizowanie i przekazywanie swoich zdjęć jest doskonałym narzędziem kreacji wizerunku, tym

106 bardziej, że ludzie o znamionach artysty cieszą się popularnością w kręgach najbardziej zaangażowanych w aktywność wirtualną.

Ważną rolę w osiągnięciu tak niespotykanej skali przez badane przeze mnie zjawisko odgrywa zapewne akulturacja elektroniki mobilnej w ogóle, a w szczególności czynności związanych z rejestrowaniem rzeczywistości. Już w latach 70. Susan Sontag opisywała, jak wraz z upowszechnieniem się aparatów kompaktowych zmienił się ich odbiór w przestrzeni społeczno-kulturowej (Sontag 2017). Uwiecznianie określonych momentów stało się pewnym sposobem ich „uświęcenia” i podkreślania ważności właśnie przez fakt, że to one są fotografowane. Prym wiodło robienie zdjęć na wakacyjnych wyjazdach i podczas uroczystości rodzinnych – użycie aparatu stało się usprawiedliwione, a nawet dobrze widziane w momentach niekoniecznie adekwatnych. Wraz z nastaniem ery cyfrowej, a co za tym idzie miniaturyzacji i dramatycznego spadku kosztów, zjawisko to przybrało wręcz monstrualne rozmiary.

Montowanie „aparatów” w telefonach, smartfonach i tego typu urządzeniach sprawiło, że w krajach rozwiniętych w zasadzie każdy dysponuje możliwością zrobienia zdjęcia w dowolnym momencie. Niekiedy da się słyszeć głosy protestu czy zdziwienia, ale zasadniczo przywykliśmy już do krajobrazu wypełnionego kompulsywnymi „fotografami”, wzbogacanego z czasem o kolejne elementy, jak np. bardzo ostatnio popularne „kijki selfie”. Pragnienie uwieczniania godnych zapamiętania momentów jest tak silne, że niejednokrotnie rezygnujemy na ich rzecz z faktycznego przeżywania i uczestniczenia, czego dobrym przykładem są koncerty i festiwale muzyczne. Co niezwykle istotne, do powstałych materiałów często nigdy nie wracamy – kluczowa wydaje się nie ich moc przywoływania wspomnień, ale sam akt tworzenia, dający nam poczucie uczestniczenia w czymś ważnym, zasługującym na uwiecznienie.

5.4.1. Fenomen selfie

Termin nieistniejący jeszcze kilkanaście lat temu, w 2013 roku został uznany przez twórców słowników oksfordzkich za słowo roku, a w 2014 w ich ślady poszli polscy językoznawcy, przyznając mu wyróżnienie (język polski wydaje się nie nadążać z tworzeniem odpowiednika).

Tym mianem określa się autoportret wykonany aparatem cyfrowym lub smartfonem w charakterystyczny sposób – nie za pomocą samowyzwalacza, ale po prostu trzymając urządzenie w ręce lub na, zyskującym ostatnio popularność, „wysięgniku” zaprojektowanym do tego celu. Jego popularność jest silnie związana z serwisami społecznościowymi, na których zazwyczaj zamieszcza się tego typu fotografie. Zanim Facebook stał się liderem, selfie było popularne na MySpace na początku tego wieku i wówczas stanowiło raczej wyznacznik

107 kiepskiego gustu. Nie może to dziwić, jako że większość tego typu obrazów była złej jakości, wykonana nieumiejętnie, często przedstawiała odbicie w lustrze (zazwyczaj łazienkowym). Z czasem producenci elektroniki użytkowej zaczęli montować coraz lepsze matryce i elementy optyczne, szczególnie z przodu urządzenia. Co symptomatyczne, kiedyś przedni aparat w smartfonie określało się mianem „kamery do wideorozmów”, dziś to po prostu „aparat selfie”.

O popularności zjawiska doskonale świadczą liczby: na Twitterze miesięcznie przesyłanych jest około 3,5 miliona tweetów oznaczonych tym tagiem (Topsy 2015), na Instagramie zaś hashtag #selfie znajduje się na 12 miejscu wśród najbardziej popularnych, z 293 milionami zdjęć oznaczonymi w ten sposób (Top Hashtags 2015).

Popularność zjawiska zapewne wynika z łatwości tworzenia i udostępniania tego typu obrazów i jest związana z tendencjami autoprezentacyjnymi, daje możliwość pokazania się dokładnie w taki sposób, jak chcemy, a co za tym idzie – niemal całkowitą kontrolę nad wizerunkiem. W internecie możemy znaleźć liczne poradniki, jaką pozę przybrać i jak ustawić obiektyw, by wydać się szczuplejszym, zgrabniejszym, wywołać u odbiorcy wrażenie subtelności (nieprzypadkowo kobiety zazwyczaj fotografują się „z góry”). Takie autoportrety mogą służyć prezentacji wyłącznie siebie (głównie twarzy), spowodowanej chęcią powiedzenia o nowej fryzurze, stroju, czy po prostu dobrym wyglądzie tego dnia. Mogą być także osadzone w szerszym kontekście, wtedy pokazują w zasadzie to, co inne fotografie, ale z dodatkiem w postaci autora – mogą zatem służyć pochwaleniu się obecnością na wakacjach, imprezie, w modnym, interesującym miejscu. Warto wrócić do kwestii narcyzmu i zadać pytanie, jak dalece celowe jest umieszczanie swojego wizerunku na niemal każdym zdjęciu pokazywanym znajomym. Fotografia jeszcze nigdy nie była tak egocentryczna: kiedyś po powrocie z wakacji czy wycieczki pokazywaliśmy innym odwiedzone miejsca, dziś pokazujemy siebie na tle tych miejsc, które stają się tylko tłem. Jak wiele jesteśmy w stanie zrobić dla dobrego ujęcia, może świadczyć rosnąca liczba doniesień na temat śmierci podczas próby zrobienia sobie zdjęcia (Wikipedia, Selfie 2015).

Selfie zostało też przejęte przez kulturę celebrity – dla wielu sław stało się kolejnym sposobem dotarcia do fanów, szczególnie w przestrzeni serwisów społecznościowych. Za ich pomocą kształtują one obraz osoby bardziej przystępnej i „ludzkiej”. W myśl zasady „obraz wart więcej niż tysiąc słów”, fotografowanie siebie zarówno w okolicznościach „profesjonalnych” (np.

oficjalne gale), jak i prywatnych, a nawet podczas pobytu w goffmanowskich kulisach, służy podtrzymaniu zainteresowania swoją postacią. Wielką moc medialną (szczególnie ocieplanie wizerunku) mają również autoportrety z fanami, i to nie tylko w przypadku gwiazd, lecz także

108 polityków i innych osób publicznych (słynne selfie papieża Franciszka z młodzieżą).

Kumulacją można określić zdjęcia, na których postanowi się uwiecznić kilka znanych osób, co ostatnio staje się coraz bardziej popularne. Selfie powstałe na gali oscarowej w 2014 roku, przedstawiające kilkunastu światowej sławy aktorów stało się w ciągu 40 minut najczęściej retweetowanym postem w historii i stanowiło część przemyślanej kampanii Samsunga.

Nie podlega wątpliwości, że zjawisko to na stałe zakorzeniło się we współczesnej świadomości, o czym świadczą mnożące się kolejne teksty kulturowe, nawiązania i odniesienia. Jest na tyle obszerne, że można mu poświęcić osobną publikację. Ja jednak skupię się na roli, jaką pełnią one w kreacji wizerunku i tożsamości wśród moich badanych.