• Nie Znaleziono Wyników

D

awno, dawno temu, w czasie, którego nawet najstarsi ludzie nie pamiętają, za siedmioma górami, za siedmioma lasami leżała kraina gęsto pokryta stawami, rzekami i małymi jeziorkami.

W jednym z takich stawów mieszkała rodzina utopców. Najstarszy z rodu, stary Zyga, był zna-nym w całej okolicy złym i podstępzna-nym demonem wodzna-nym. Wiele istnień ludzkich miał na swym sumieniu. Uwielbiał topić niewinnych ludzi, a nawet przechodzące w pobliżu bydło. Swoje nauki starał się przekazać młodszym potomkom i szkolił ich pilnie w tym rzemiośle. Niestety, ku jego ogromnej rozpaczy, najstarszy z wnuków Jańcio Wodnik, nie chciał być taki jak ojciec i dziad.

Od najmłodszych lat przyglądał się z uwagą ludziom, interesował się ich zwyczajami, aż pewne-go dnia uratował przed utonięciem chłopca z pobliskiej wsi.

– Tego już za wiele! To wstyd i hańba dla utopców! Ratować ludzi od utonięcia! Jesteś zakałą naszej rodziny! – grzmiał stary Zyga.

Jańcio żałował, że zawiódł najbliższych, ale „coś” nie pozwalało mu na czynienie zła, tym bardziej, że od tego feralnego wypadku rozpoczęła się przyjaźń między nim a uratowanym chłopcem – Jędrasem.

Trzeba Wam wiedzieć, że utopce nie tylko topiły ludzi, ale w zależności od kaprysu mogły też im pomagać, doradzać, a nawet się zaprzyjaźnić.

Jędras mieszkał w pobliskiej wsi, w ubogiej chacie, jako jeden z licznego rodzeństwa. Biedni to byli ludzie: stary, schorowany ojciec, matka, której włosy pokrywała przedwczesna siwizna, i piątka wychudzonych dzieci. Jędras był najstarszym z rodzeństwa i bardzo sobie cenił przy-jaźń z Jańciem. Dzięki niemu w domu przyjaciela nie było już takiej nędzy. Jańcio przynosił im ryby, raki a także inne złowione rzeczy. Pomagał zwozić siano, kosić łąkę, a po pracy siedział z nimi w domu przy stole i wesoło plotkował.

Jedynym problemem Jańcia był jego wygląd. Mógł on wychodzić na brzeg i przybierać postać wysokiego, bardzo chudego człowieka o oślizgłej, zielonkawej skórze, z dużą głową i ciemnymi,

Chcecie bajki… oto bajka

długimi włosami. Mierził go ten wygląd, tym bardziej, że z czasem zakochał się w urodziwej siostrze Jędrasa – Celince. Dziewczyna od-wzajemniała to uczucie, choć skry-cie skry-cierpiała, gdy koleżanki śmiały się z jej narzeczonego, albo, co gor-sza, uciekały przed nim w obawie, że uczyni im krzywdę. Jańcio czuł, co dzieje się w sercu Celinki i też cierpiał, kiedy patrzył na jej opuch-nięte od płaczu oczy, kiedy zosta-wiał ją samą wracającą z zabawy, bo przed dwunastą w nocy musiał znaleźć się pod wodą. Gdyby tego

nie uczynił i spóźnił się, wówczas poniósłby śmierć. Myślał Jańcio codziennie, co zrobić, by się odmienić i stać się człowiekiem takim, jak jego przyjaciel i narzeczona. Stracił już prawie nadzieję, gdy włócząc się po okolicy spotkał leśnego duszka. To on wskazał mu rozwiązanie.

– Znam cię, Jańciu Wodniku. Wiele o tobie słyszałem, wiele dobrego. Masz dobre serce, pomagasz ludziom, to i ja ci pomogę. Udaj się do lasu ciemnego, w jego najciemniejszej części znajdziesz chatkę na kurzej stopce. Mieszka w niej Baba Jaga, stara i odrażająca. Poznasz ją od razu po towarzyszących jej czarnym kocie, kruku i sowie. Nie lękaj się. Mimo, że porywa błąkających się po lesie ludzi, tobie nic nie zrobi. Poproś ją o czarowną miksturę, dzięki której staniesz się tym, kim zechcesz. Idź już. Żegnaj!

Nie trzeba było Jańciowi dwa razy powtarzać. Pomknął jak strzała, najpierw do Celinki opo-wiedzieć jej o wszystkim, czego się dowiedział, potem prosto do gęstego lasu. Szedł i szedł, aż dotarł do najciemniejszej części puszczy. Tam już czekała na niego Baba Jaga. U jej stóp leżał kot, na jednym ramieniu siedział kruk, a na drugim sowa. Dreszcz przerażenia przeszył ciało Utopka. Nie ulęknął się jednak, tylko odważnie podszedł bliżej. Skłonił się z szacunkiem i wy-jawił swą prośbę. Baba Jaga wysłuchała, zamyśliła się i powiedziała:

– Niestety, nie mam tak wielkiej mocy. Jednak wiem, kto może ci pomóc. Daleko na północy kraju jest ocean. W najgłębszej części oceanu mieszka Wiedźma. Musisz do niej dotrzeć i pro-sić o pomoc. Nie lękaj się, bo nie spotka Cię z jej strony żadna krzywda.

Wraca Jańcio do swojego domu na dnie stawu i do swojej ludzkiej narzeczonej. Nieśmiało uśmiechają się, bo wiedzą, że istnieje szansa na odmianę ich losu. Skoro świt dzielny Utopiec wyrusza na poszukiwanie oceanu i swojego szczęścia – mikstury, dzięki której będzie czło-wiekiem. Tam, gdzie na drodze napotyka wodę, droga szybko ucieka, bo wiadomo, że utopce pływają jak ryby. Gorzej iść lądem, ale Jańcio wytrwale podąża przed siebie.

Niełatwa to była droga. Na każdym kroku czyhały na niego niebezpieczeństwa, ale Jańcio szedł nieustraszenie przez lądy i wody, byle do celu. Mimo zmęczenia, wytrwale podążał przed siebie.

Nadszedł wreszcie dzień, kiedy stanął na brzegu morza. Nad brzegiem morza zauważył starą, zniszczoną chatkę. Głodny i strudzony postanowił zapukać do drzwi, prosić o jadło i nocleg przed dalszą podróżą. Otworzył mu ubogi rybak. Zaprosił do środka i zgodził się udzielić Utopcowi pomocy. Wieczorem, kiedy zapadał w sen, usłyszał awanturę. To żona rybaka, zła i zrzędliwa ko-bieta, łajała męża za jego dobroć i bezinteresowność. Rano rybak odprowadził Jańcia nad brzeg morza. Po drodze wodnik zaproponował staremu rybakowi, że pomoże w łowieniu ryb, a że był Kryształowy ptak, Aleksandra Chrapczyńska, Buczkowice

młody i zwinny, a w dodatku doskonale pływał, nałowił mu cały kosz różnego rodzaju ryb.

Bardzo się rybak ucieszył i zaczął Utopka wypytywać, skąd się wziął i gdzie idzie. Jańcio opo-wiedział mu swoją historię. Rybak zamyślił się i mówi:

– Dobry i prawy z ciebie wodnik, taki, jakiego jeszcze nigdy nie spotkałem. Niełatwo ci bę-dzie stanąć przed Wiedźmą z Odmętów. Zanim da ci cudowną miksturę, bębę-dzie w zamian żą-dać czegoś od Ciebie. Znam przypadek Małej Syrenki, która za cudowny eliksir zamieniający jej rybi ogon w parę nóg, musiała oddać swój głos.

Zasmucił się Jańcio i rzekł:

– Nie posiadam niczego, co mógłbym oddać Wiedźmie!

Rybak mówił dalej:

– Wiem o tym i dlatego pomogę Ci. W czasach mojej młodości codziennie wypływałem w morze na połów ryb. Pewnego dnia w sieci zatrzepotała złota rybka. Przemówiła do mnie ludzkim głosem: „Wypuść mnie, a spełnię twoje trzy życzenia”. Dwa z nich wykorzystałem od razu, ale trzecie „trzymam” w zanadrzu. I teraz Ci go daruję. Kiedy staniesz przed Wiedźmą, po-wiedz tylko, że przysyła Cię stary rybak, ten od złotej rybki. Ona już wszystko będzie po-wiedziała.

Jańcio podziękował serdecznie rybakowi, ukłonił się nisko i skoczył do morza. Płynął wolno w stronę otwartego oceanu, aż do wspaniałego pałacu na samym dnie błękitnej głębi, gdzie żyła Wiedźma z Odmętów.

– Chcesz się pozbyć swego zielonego ciała i błon między palcami, chcesz być człowiekiem?

– dopytywała się.

Utopiec nic nie musiał mówić, tylko kiwał twierdząco głową. Podała mu naczynie i powiedziała:

– Ten czarodziejski eliksir nie posiada jeszcze mocy, która pozwoliłaby Ci zostać człowie-kiem. Aby zyskał moc musisz dodać do niego jeden płatek kwiatu paproci! Dopiero wówczas go wypij!

Jańcio już odpływał, gdy Wiedźma dalej ostrzegała:

– Pamiętaj Utopku, że to bardzo boli… bardzo boli…

Ale Wodnik już zniknął wśród morskich fal i płynął szybko mocno ściskając małą fiolkę z drogocenną zawartością.

Po powrocie o kwiat paproci zapytał swą matkę.

– Jest tylko jedna taka noc w roku, noc świętojańska, gdy zakwita kwiat paproci. Odnaleźć kwiat jest bardzo trudno, a dokonać tego może tylko ktoś, kto ma czyste i dobre serce – mówiła matka.

Jańcio szybko rozpoczął przygotowania do nocy, która miała niedługo nadejść. Wiedział, że ta czerwcowa noc jest najkrótszą w roku i dlatego musi się śpieszyć. Po kwiat paproci miał wyruszyć razem z Celinką.

Nadeszła wreszcie ta noc. Ludzie rozpalili ogniska, wróżyli i tańczyli. Dziewczęta puszczały w nurty rzek wianki z zapalonymi świecami. Celinka i Jańcio trzymając się mocno za ręce, błą-dzili po lasach i mokradłach, próbując odnaleźć magiczny, widzialny tylko przez okamgnienie, kwiat paproci. Zdobycie rośliny nie było łatwe – strzegły jej widzialne i niewidzialne straszydła.

Zakochanych chroniła siła miłości, która swą potęgą torowała drogę i usuwała wszelkie prze-szkody. Gdy zbliżyli się do kwiatu paproci, hałasy umilkły, a polana, na której zakwitł, jaśniała w blasku księżyca. Zbliżała się północ i Utopek musiał szybko wypić miksturę. Biegnąc co sił w nogach, potykając się i kalecząc stopy, dobrnęli do małego, niebieskiego kwiatu. Celinka ze-rwała jeden płatek, dodała do fiolki i wymieszała eliksir. Sekundy dzieliły ich od północy. Trzę-sącymi się rękami narzeczona podała czarowny napój ukochanemu i w chwili, kiedy rozległy się uderzenia dzwonu na wieży kościelnej zwiastując północ, Jańcio wypił całą zawartość ampułki.

Celinka klęczała przy Utopku, głaskała jego mokre włosy i zieloną, pokrytą kroplami potu

Chcecie bajki… oto bajka

twarz, która z każdą chwilą zmieniała barwę na człowieczą. Jańciowi zdawało się, że jego ciało płonie żywym ogniem. Potworny ból pozbawił go na chwilę zmysłów. Gdy odzyskał przytom-ność, ujrzał nad sobą ukochaną twarz, opromienioną uśmiechem.

Młodzi wrócili do wsi, a ludzie nie poznawali Utopca. Bo to nie był już Utopiec, tylko czło-wiek z krwi i kości. Jańcio zamienił się w pięknego, postawnego mężczyznę, za którym oglą-dały się wszystkie okoliczne panny. Ale Jańcio nie zwracał na nie uwagi, zapatrzony w swoją narzeczoną.

Wkrótce w chacie nad rzeką odbyło się huczne wesele, na którym nie zabrakło całej utop-cowej rodziny. Jańcio i Celinka żyli długo i szczęśliwie, otoczeni miłością i szacunkiem ludzi.

Doczekali się licznego potomstwa, które historię rodziców przekazywało swoim dzieciom.

I tak dotarła ona do nas.