• Nie Znaleziono Wyników

K

iedyś, kiedy świat nie wyglądał jeszcze tak jak dzisiaj, na zielonych wzgórzach, na po-łudniu, było duże miasto. Nie ogrodzono go murami ani nie pilnowała go straż – ludzie od wieków byli uczciwi i żyli ze sobą w zgodzie. Tutaj nikt nie kradł, nie kłamał. Mieszkańcy byli ze sobą bardzo zżyci i zawsze pomagali sobie w potrzebie. Miasto to zwało się Szczęście.

W tym mieście działał osobliwy system przekazywania sobie wiadomości. Młodzi ludzie, od 10 roku życia szkoleni do swojej pracy biegali po kamiennych uliczkach, przekazując listy i informacje w szybkim czasie. Każdy mógł więc złapać jakiegoś posłańca i przekazać mu wia-domość dla znajomego lub przyjaciela i mieć pewność, że po paru minutach odbiorca będzie znał jej treść. Jednym z takich posłańców był Artur – 12-letni chłopak o płowej czuprynie i by-stro patrzących na świat, zielonych oczach. Artur był znany w Szczęściu jako jeden z najszyb-szych posłańców, dlatego z jego usług korzystały głównie ważniejsze osoby w mieście, takie jak Burmistrz czy Sekretarz miasta. Chłopak był bardzo skromny i bardzo lubił swoją pracę. Zaro-bione pieniądze zanosił do domu zaraz po skończonym dniu pracy. Wracał szybko, kiedy tylko pod wieczór przestawały napływać wiadomości od mieszkańców Szczęścia. Mama Artura była bardzo chora, przez większość dnia leżała w łóżku i potrzebowała drogich lekarstw. Nie zawsze starczało im pieniędzy na leki i kobieta z dnia na dzień czuła się coraz gorzej. W domu zawsze była młodsza o siostra Artura – Julia. To ona przez większość czasu czuwała nad mamą i bar-dzo odpowiedzialnie, jak na swój młody wiek, zajmowała się domem pod nieobecność brata.

Był ciepły wiosenny dzień. Artur miał dużo pracy, bo ludzie przesyłali sobie życzenia i chęt-nie umawiali się na spotkania. Kiedy pod kochęt-niec dnia chłopak miał już wracać do domu w jednej z uliczek, natknął się na samego Burmistrza. Grzecznie skinął głową i powiedział:

Chcecie bajki… oto bajka

– Dzień dobry panu.

– O, Artur! Właśnie szukam kogoś, kto mógłby pilnie dostarczyć moją wiadomość… Z nieba mi tu spadłeś! – starszy człowiek zaśmiał się i wręczył chłopakowi zamkniętą, białą kopertę. I dodał:

– Ta wiadomość jest bardzo ważna. Uważaj na nią i na siebie. Biegnij do Sekretarza i prze-każ mu ją jak najszybciej. Dziękuję.

Burmistrz machnął mu ręką i lekko się uśmiechnął. Artur skinął głową i pobiegł w kierunku domu Sekretarza, który był na drugim końcu miasta. Burmistrzowi zależało na czasie, a poza tym w domu zaczęliby się martwić, gdyby długo nie wracał, więc szybko skręcił w boczną uliczkę, żeby skrócić sobie drogę. Był to jednak błąd. Artur poślizgnął się i wpadł na człowieka w długim i znoszonym, ciemnozielonym płaszczu. Nieznajomy miał na głowie czarny kape-lusz, założony tak, że cień padał na jego oczy i nie było widać, gdzie mężczyzna patrzy.

– Uważaj, jak biegasz! – niemal krzyknął człowiek, a w jego głosie można było wyraźnie od-czuć złość. Było to dziwne, bo w Szczęściu wszyscy byli dla siebie mili, a w sytuacji takiej jak ta, wystarczyłoby tylko przeprosić. Artur szybko pozbierał się z ziemi, otrzepał kolana i odparł:

– Bardzo przepraszam, ale pana nie zauważyłem. Wybiegłem zza rogu i…

– Wiem dokładnie co się stało! – przerwał niegrzecznie nieznajomy.

– Przepraszam…

– Na nic mi twoje przepraszam! – zachowanie nieznajomego jednoznacznie wskazywało na to, że nie pochodzi ze Szczęścia i nie zna zasad panujących w tym przyjaznym miejscu.

Dostałeś wiadomość od Burmistrza, prawda? Daj mi ją.

– Skąd pan o tym wie? Nie mogę, muszę ją szybko dostarczyć do Sekretarza… – odparł nie-pewnie chłopiec, ale wyraz twarzy nieznajomego wyraźnie pokazywał, że nie przyjmuje odmowy.

– Dostaniesz tysiąc talarów i nikomu nie powiesz o naszym spotkaniu – przerwał ponownie mężczyzna w płaszczu.

– Tysiąc talarów? – Artur nie wierzył w to, co słyszy. Tyle nie zarabiał nawet przez trzy miesiące! Za tyle pieniędzy można by wreszcie kupić wszystkie potrzebne lekarstwa i mama mogłaby wreszcie wyzdrowieć! Artur głęboko się zamyślił.

– No, młody! Dawaj kopertę. Pieniądze dostaniesz jak tylko wrócisz tu po dostarczeniu przesyłki. Będę czekał. Teraz daj mi wiadomość Burmistrza. Już! – nieznajomy zaczął się nie-cierpliwić i wyrwał kopertę z rąk chłopaka.

Wyciągnął z kieszeni długopis i długo pisał w liście coś, czego Artur nie mógł dostrzec.

– Zanieś to szybko do Sekretarza. No, znikaj! – ton głosu mężczyzny znów zaczął niebez-piecznie się podnosić, więc Artur chwycił kopertę i pobiegł w stronę domu Sekretarza.

Denerwował się spotkaniem z dziwnym człowiekiem, ale myślał tylko i wyłącznie o chwi-li, kiedy oznajmi mamie i siostrze, że nie muszą już więcej skrupulatnie odkładać pieniędzy na lekarstwa. Trochę zdyszany dobiegł do dużego mieszkania i zadzwonił do drzwi. Po chwili z wnętrza wyłonił się Sekretarz. Chłopak drżącą ręką podał mu trochę wymiętą kopertę. Se-kretarz, po zaznajomieniu się z treścią listu, pokiwał głową.

– Burmistrz coś mówił? – spytał prześwietlając chłopaka wzrokiem.

– Nie – odparł podenerwowany Artur i spuścił wzrok.

– Dobrze. Skoro Burmistrz tak chce… – odparł zamyślony Sekretarz.

Proszę, 5 talarów dla ciebie, Arturze. Do widzenia.

Sekretarz wręczył chłopakowi kilka monet i zamknął drzwi z oczami wciąż utkwionymi w kartce.

Artura zaczęły ogarniać wątpliwości, ale szybko pozbył się ich i pobiegł na miejsce, gdzie wpadł na nieznajomego. Nikogo tam jednak nie było. Artur pomyślał, że człowiek poszedł

po pieniądze, więc usiadł pod ścianą, aby na niego zaczekać. Czas mijał i mijał, a mężczyzny wciąż nie było. Artur zaczął się denerwować. Musiał wracać. Gdzie podział się nieznajomy?

Czyżby dał się oszukać? Zrezygnowany i zawiedziony chłopak ruszył w drogę do domu. Zastał tam mamę przy telefonie i siostrzyczkę, która od progu rzuciła się mu w ramiona.

– Artur! Tak się martwiłyśmy… Mama wstała i wszędzie dzwoni. Gdzie się podziewałeś?

– Musiałem dostarczyć wiadomość od Burmistrza dla Sekretarza… – zaczął tłumaczyć się chłopak i usiadł przy łóżku mamy. Trzymał ją za rękę, dopóki nie zasnęła uspokojona. Czuł się bardzo źle i zdawał sobie sprawę, że po raz pierwszy okłamał mamę i siostrę. Ani słowem nie wspomniał o mężczyźnie, który zmienił ważną wiadomość. Długo nie mógł zasnąć, a rano obudził go zgiełk na zewnątrz. Wyjrzał przez okno i zamarł. Ludzie tłoczyli się na ulicach, bie-gali we wszystkie strony, panował ogólny chaos i zamieszanie. Nie wiedząc, co się dzieje, zbiegł po schodach do kuchni.

– Co się dzieje? – spytał Artur siostry i ubrał wiszącą przy drzwiach kurtkę.

– Nie wiem – odparła Julia. – Uważaj na siebie i wróć szybko.

Artur skinął głową i szybko wyszedł. Tłum pchał go na skraj miasta, po pięciu minutach znalazł się na wzgórzu przed ostatnimi zabudowaniami Szczęścia.

– Co się dzieje? – zapytał stojącego obok mężczyznę z zaciętym wyrazem twarzy i bronią w ręku.

– Burmistrz rozkazał wypowiedzieć wojnę Miastu Portowemu z powodu niedostarcze-nia na czas ryżu do Szczęścia. Teraz chce wszystko odwołać, ale jest już za późno. Uzbroje-ni mieszkańcy Miasta Portowego stoją tu i żądają wytłumaczeUzbroje-nia. Burmistrz usprawiedliwia się, że nic nie wie… Ale w takim razie z jakiego powodu wysyłałby do Sekretarza wiadomość z rozkazem wypowiedzenia wojny?

– Wojny… Co ja narobiłem… – Artur zbladł, a mężczyzna położył mu rękę na ramieniu.

– Wracaj do domu, nie ma tu miejsca dla młodych chłopców.

– Ale to wszystko moja wina… Muszę to naprawić! – chłopak raptownie podniósł głowę i zaczął przedzierać się przez tłum w stronę wolnej przestrzeni pomiędzy mieszkańcami Szczę-ścia i Miasta Portowego. Po chwili wybiegł na udeptaną trawę pomiędzy obiema grupami lu-dzi. Ludzie zwrócili na niego uwagę, ponieważ stał na środku i wszyscy doskonale go widzieli.

– Odsuń się chłopcze, zostaliśmy oskarżeni o kradzież ryżu! – krzyknął ktoś ze strony Mia-sta Portowego.

– Kłamstwo! Nie dostarczaliście ryżu na czas! – odkrzyknął ktoś ze strony Szczęścia i wy-buchła głośna kłótnia.

– Cisza! – krzyknął najgłośniej, jak potrafił Artur i o dziwo, wszyscy ucichli. – Ja to wszystko wytłumaczę!

– Czy wiesz coś, czego my nie wiemy? – niespodziewanie dał się słyszeć dobiegający z boku głos starszej kobiety. Miała pomarszczoną twarz, tylko jej oczy, jak dwa niebieskie kryształy, lśniły młodością, dobrem i pełnią sił.

– Wczoraj wieczorem dostałem do przekazania ważną wiadomość od Burmistrza do Sekre-tarza. Jednak po drodze natknąłem się na obcego mężczyznę, który zażądał bym oddał mu tę wiadomość. Obiecał mi za to tysiąc talarów. Zgodziłem się, bo potrzebujemy pieniądze na le-karstwa. Ten mężczyzna pozmieniał coś w liście do Sekretarza i kazał mi zanieść go Sekreta-rzowi. Zrobiłem, co kazał, ale zostałem oszukany…

– I nikomu nic nie powiedziałeś?! – krzyknął ktoś z tłumu.

– Nie krzyczcie na chłopca. Miał ważny powód! – odezwała się staruszka. – Chłopcze, jak wyglądał ten nieznajomy?

Chcecie bajki… oto bajka

Ktoś zaczął szybko przedzierać się przez tłum, a Arturowi mignął ciemnozielony płaszcz nieznajomego.

– To on! W czarnym kapeluszu! – krzyknął, a ludzie zatrzymali mężczyznę i zażądali wyjaśnień.

– Kim jesteś i dlaczego to zrobiłeś? – staruszka, podpierając się krzywą laską, powoli pode-szła do niego. Zsunęła mu kapelusz

z czoła i zapytała:

– Skąd jesteś?

– Ze Złości…

Tłum cicho westchnął na dźwięk najbardziej nieprzyjaznego miasta w tej części świata. W Złości miesz-kało wielu złych ludzi, byli oni nie-uprzejmi i bardzo niemili. Trzyma-no się więc od nich z daleka.

– Dlaczego okłamałeś tego bied-nego chłopaka?

– Mój Burmistrz rozkazał mi to zrobić… Chciał zarobić na dosta-wie broni, gdyby wybuchła woja

pomiędzy waszymi miastami. Nie miałem wpływu na jego rozkazy, nie chciałem…

– Widzę szczerość w twoich oczach mieszkańcu Złości – odezwała się staruszka. – Twoje zadanie było haniebne, nie chciałeś go wykonać. Odejdź więc swobodnie i przekaż swojemu Burmistrzowi, że dobrych ludzi nie można ze sobą skłócić.

Stojący obok mężczyzny mieszkańcy Miasta Portowego puścili go i pozwolili odejść. Cisza trwała do momentu, gdy człowiek zniknął na horyzoncie.

– Arturze… – staruszka zwróciła się teraz do chłopca.

– Wiem, przepraszam. Nie powinienem ufać temu człowiekowi i łakomić się na szybkie pie-niądze…

– Zapamiętaj, że warto zawsze być prawym. To każdemu wyjdzie na dobre, a kłamstwo pro-wadzi tylko do wielu niemiłych rzeczy. Cel naprawdę nie uświęca środków.

Ludzie powoli zaczęli się rozchodzić. Po drodze każdy szeptał życzenia powrotu do zdrowia dla mamy chłopca i dawał mu kilka talarów.

Artur odwrócił się i z ogromnym zaskoczeniem ujrzał biegnącą w jego stronę matkę, a za nią Julię. Okazało się, że mama niespodziewanie wstała od stołu i poszła, całkiem zdrowa, do miasta, mówiąc, że szczerość i odwaga to bardzo ważne wartości w życiu każdego człowie-ka. Nikt nie wiedział, że właśnie w tym momencie Artur opowiadał o wczorajszym zdarzeniu, a mieszkaniec Złości przyznał się do winy i okazał skruchę. Ozdrowiała matka zorganizowała przyjęcie zapraszając wszystkich. Tylko staruszka, która przekazała Arturowi tak ważną praw-dę życiową, gdzieś zniknęła. Artur zaczął się zastanawiać. A może to była wróżka? Wydawało mu się, że kiedy ściskał mamę, nieznajoma staruszka uśmiechnęła się radośnie i rozpłynęła w podmuchu wiatru. Kolejnego dnia Burmistrz dostał list z odległej o wiele kilometrów Złości.

Burmistrz tego wrogiego dotychczas miasta szczerze przepraszał za wszystkie krzywdy wyrzą-dzone mieszkańcom Szczęścia i Miasta Portowego, obiecywał być odtąd dobrym sąsiadem.

Burmistrz Szczęścia z radością przyjął przeprosiny i od tej pory w okolicy nie słyszano już więcej o jakichkolwiek zwadach. A miasto Złość zmieniło swoją nazwę na Prawda – od tej prawdy, której nauczyło się od sąsiednich miast – że zawsze warto być szczerym i prawym.

Koń strachliwy, Julia Tarnawa, Rybarzowice