• Nie Znaleziono Wyników

Z

aczęły się wakacje, ale wcale się z nich nie cieszę. Mieliśmy z rodzicami pojechać nad mo-rze. To mnie dopingowało do nauki. Świadectwo otrzymałam celujące. Jednak nie będę spa-cerować po plaży. Pojadę do babci. Rodzice tak zdecydowali. Podobno nie stać nas na ten wyjazd.

Taką dostałam nagrodę za dobrą naukę. Spędzę miesiąc u babci, którą interesuje tylko jej stary sklep. Mama widzi, że jestem zła, tłumaczy mi, pociesza, ale mojego rozczarowania nic nie ukoi. Jestem już spakowana. Jutro tata zawiezie mnie do Starkowa.

Dom babci niewiele się zmienił od mojej ostatniej wizyty. Tylko drzewa są jakby starsze.

– Witaj, Ewuniu. Tak się cieszę, że przyjechałaś! – zawołała stojąca w drzwiach babcia.

– Dzień dobry – odpowiedziałam.

– Przygotowałam twój ulubiony pokój. Myślę, że będziesz zadowolona.

– Mamo, Ewa nie jest grymaśnym dzieckiem. Na pewno będzie zachwycona – powiedział tata.

Pokój był znośny. Moje najgorsze obawy stały się faktem. Babcia zaczęła opowiadać o swoim sklepie.

– Ewuniu, musisz koniecznie pójść ze mną do sklepu. Nie uwierzysz, ile ciekawych rzeczy teraz tam mam. Ludzie to mają cuda w domu, nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Jeden pan przyniósł mi ostatnio wazon. Powiedział, że należał do zmarłej żony. Nie wie, ile jest wart, ale musi go sprzedać, bo emerytura kiepska, a leki trzeba kupić. Mówię ci, cudo prawdziwe.

– „Takie wakacje, to chyba za karę” – pomyślałam.

Babcia jednak nie przestawała:

– Nie otwierałam sklepu rano, bo czekałam na ciebie. Zaraz po obiedzie pójdziesz ze mną.

– Babciu, czy mogłabym zostać? Jestem trochę zmęczona.

– Dziecko drogie, ty jesteś zmęczona?! Młoda jesteś. Gdzie twoja energia?! Nie ma mowy, pójdziemy razem!

Poszłyśmy. Sklep jak sklep. Dużo staroci, stoły, krzesła, zegary, wazony. Nic ciekawego. Tylko jeden obraz zwrócił moją uwagę. Niezbyt duży, ale piękny w swojej prostocie. Przedstawiał spa-cerującą dziewczynkę po łące pełnej biało-różowych stokrotek. Dziewczynka sprawiała wrażenie bardzo smutnej. Kilka razy przechodziłam obok obrazu, nie mogąc oderwać od niego wzroku.

– Zwykły obraz, ale jakiś tajemniczy – powiedziałam sama do siebie.

– Co mówisz, Ewuniu? – usłyszałam nagle babcię.

Zupełnie zapomniałam, że jestem u niej w sklepie. Obraz wypełnił wszystkie moje myśli.

– Bardzo podoba mi się ten obraz babciu. Chciałabym go mieć.

Dopiero po wypowiedzeniu tych słów, zrozumiałam ich sens.

– Tak, masz rację, obraz jest piękny. Niestety, nie mogę ci go dać, chociaż jesteś moją wnucz-ką. Nie mam w zwyczaju rozdawać cudów z mojego sklepu.

Musiałam mieć strasznie przygnębioną minę, bo nagle babcia powiedziała:

– Jest jednak pewien sposób. Będziesz przychodziła tutaj ze mną. Od czasu do czasu trzeba poprzecierać meble, bo kurz na nie osiada. Lada też wymaga polerowania. Jestem już stara, nie mam siły, a dla ciebie to nie powinien być duży kłopot. Za swoją pracę otrzymasz obraz.

Gimnazjum

2009

Nie posiadałam się z radości, ku swojemu zaskoczeniu zarzuciłam babci ręce na szyję i po-wiedziałam:

– Bardzo ci dziękuję. Będę pilnowała, żeby wszystko lśniło, nie zawiedziesz się na mnie.

Codziennie chodziłam do sklepu, wycierałam kurze, polerowałam ladę i robiłam, co mo-głam, aby zadowolić babcię. Przebywając w sklepie, mogłam spoglądać na obraz.

Trzy tygodnie minęły w oka mgnieniu.

Pewnego dnia siedziałam z babcią na ganku, rozkoszując się zapachem skoszonej trawy i śpie-wem ptaków. Ten sielankowy nastrój skłonił mnie do rozmowy.

– Wiesz, babciu, strasznie mi wstyd. Nie chciałam do ciebie przy-jeżdżać. Miałam nadzieję, że poje-dziemy nad morze. Teraz jednak uważam, że moje wakacje, pomimo że nie ma tu zbyt wielu atrakcji, są udane.

– Cieszę się, Ewuniu, że tak uwa-żasz. Dzieci nieraz chcą więcej niż rodzice mogą im dać. Kiedy do-rośniesz, zrozumiesz, że życie jest trudne. Mam nadzieję, że obraz zrekompensuje ci brak tych atrak-cji, o których marzyłaś.

– Naprawdę mi go dasz?

– Oczywiście, przecież ci obiecałam. Jest już w twoim pokoju. Uważam, że na niego zapracowałaś.

Pobiegłam do pokoju. Obraz rzeczywiście stał na stole, oparty o ścianę. Spojrzałam na nie-go, był jakiś inny. Nagle zrozumiałam. Dziewczynka stała na łące pełnej margaretek.

– Byłam przekonana, że na łące rosną stokrotki! – szepnęłam zdumiona.

Nagle obraz zaczął się powiększać, zrobiło się z niego okno. Czułam wyraźnie zapach kwia-tów i powiew wiatru.

– Chyba oszalałam, przecież obrazy się nie powiększają!

Zrobiłam niepewny krok, potem drugi i ...weszłam do obrazu.

Dziewczynka popatrzyła na mnie swoimi smutnymi oczyma i zapytała:

– Kim jesteś?

Nie mogłam wykrztusić słowa. Z niedowierzaniem patrzyłam na łąkę i nieznajomą.

– Kim jesteś i skąd się tutaj wzięłaś? – powtórnie zapytała dziewczynka.

– Mam na imię Ewa, ale sama nie rozumiem, jak się tutaj znalazłam – odpowiedziałam niepewnym głosem.

– Pewnie zjawiłaś się, aby mi pomóc. Moje modlitwy zostały wysłuchane – powiedziała nieznajoma.

– Jakie modlitwy, o czym ty mówisz?

– Usiądźmy, to wszystko ci opowiem. Na imię mam Oliwia. Przychodzę na tę łąkę, bo tu-taj mogę odpocząć. Kiedyś wszyscy żyliśmy szczęśliwie, ale pewnego dnia nasz władca został pojmany i zamknięty w lochu. Nikt nie potrafi go uwolnić, żaden klucz nie pasuje do zamka.

Teraz naszym panem jest zły człowiek. Żyje nam się ciężko, głodujemy. Potrzebujemy pomocy.

Pomyślałam, że ty nam pomożesz.

Koń strachliwy, Filip Cader, Rybarzowice

Chcecie bajki… oto bajka

– Ja? Przecież jestem dzieckiem. Nie mam pojęcia o złych władcach i uwalnianiu z lochów ludzi.

– Ale jesteś z innego świata. Musisz być dobra i szlachetna, skoro się tutaj dostałaś. Może jednak coś wymyślisz...

Poszłam z Oliwią do miasteczka. Miała rację, ludziom żyło się ciężko, pałac natomiast był imponujący. W jego podziemiach znajdowały się lochy, nie było tam wartowników, ponieważ jedyny więzień nie miał szansy uciec. Nie było klucza, aby otworzyć stary, zardzewiały i duży zamek.

– Tu potrzebny jest duży klucz – powiedziała Oliwia.

– Taki, jaki wisi u babci w kuchni, zawieszony na starym łańcuszku – odpowiedziałam jak w transie.

– O czym ty mówisz? Nie rozumiem ani słowa z tego co powiedziałaś.

Nie słuchałam jej. Czy to możliwe, żeby klucz wiszący u babci pasował do tych drzwi?

– Wchodzenie do obrazu też jest niemożliwe – odpowiedział mi wewnętrzny głos.

– Wiem, gdzie jest klucz – powiedziałam do Oliwii. – Tylko nie wiem, jak mam wrócić do mojego świata.

– Musisz zasnąć. Tylko przez sen uda ci się wrócić.

Położyłam się w cieniu drzew, niedaleko wejścia do lochów, próbując zasnąć. Chyba mi się udało, bo obudziłam się w pokoju. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam obraz. Na łące rosły stokrotki.

– To był sen, a ja myślałam, że ratuję świat – szepnęłam.

Zeszłam na dół. Babcia dalej siedziała na ganku. Dla zaspokojenia swojej ciekawości poszłam do kuchni. Klucz wisiał na swoim miejscu. Wtedy usłyszałam skrzypnięcie drzwi i głos babci:

– Na co tak patrzysz, Ewuniu?

– Babciu, skąd masz ten duży klucz? – zapytałam.

– Nie znam jego pochodzenia, był w tym domu odkąd pamiętam. A co, też byś go chciała?

– Nie mam odwagi prosić… – odpowiedziałam.

– Został jeszcze tydzień, myślę, że wystarczy, aby zapracować na klucz.

– Babciu, jesteś kochana, ale problem w tym, że ja ten klucz potrzebuję zaraz.

– Skoro tak, to go zabierz.

Zabrałam klucz i pobiegłam do swojego pokoju. Na obrazie były margaretki. Cała drżałam ze zdenerwowania. Obraz powiększył się i znów znalazłam się na łące z Oliwią.

– Masz klucz? – zapytała.

– Mam – odpowiedziałam i pobiegłyśmy do lochów.

Trzęsącymi się rękami włożyłam klucz do zamka. Ciężko go było przekręcić, ale razem nam się udało. Zamek ustąpił i drzwi otworzyły się. Z celi wyszedł brudny, zarośnięty i bardzo wy-chudzony mężczyzna. W błękitnych oczach, którymi na mnie spojrzał, była dobroć.

– Jestem ci bardzo wdzięczny, drogie dziecko, za uwolnienie.

– Cieszę się, że mogłam pomóc – odpowiedziałam lekko zakłopotana.

Później wszystko potoczyło się jak we śnie. Zły władca został ukarany za swoje niecne czyny, a dobry zamieszkał w pałacu. Ludzie byli bardzo szczęśliwi. Wiedzieli, że nastaną teraz dobre czasy.

Czułam, że wypełniłam już swoje zadanie i chciałam wracać.

Dobrosław, bo tak miał na imię uwolniony władca, jeszcze raz bardzo mi podziękował. Ra-zem z Oliwią poszłyśmy do znajomego zagajnika. Pożegnałam się ze swoją przyjaciółką, po-łożyłam się i zasnęłam.

Kiedy obudziłam się, obraz przedstawiał łąkę, na której rosły stokrotki, ale dziewczynka spacerująca po niej miała radość w oczach.

Zrozumiałam, że to działo się naprawdę. Zrobiłam coś dobrego, chociaż nigdy nie podejrze-wałam siebie o szlachetność.

Kiedy weszłam do kuchni, babcia przygotowywała kolację. Stanęłam i opierając się o drzwi, obserwowałam babcię. W pewnym momencie powiedziałam:

– Wiesz babciu, myślę, że nie zabiorę tego obrazu.

– Dlaczego? Przecież na niego zapracowałaś.

– Wydaje mi się, że obraz powinien zostać u ciebie w sklepie. On tam pasuje. U mnie w pokoju, wśród plakatów moich idoli wyglądałby dziwnie.

– Jak uważasz, ale mówiłaś, że bardzo ci się podoba. Czyżbyś zmieniła zdanie?

– Nadal mi się podoba i nawet uważam, że czegoś mnie nauczył.

– Czego?

– Tego, że sprawy, które uważałam za problemy, są błahostkami.

– Cieszę się, że tak uważasz – odpowiedziała babcia, uśmiechając się pod nosem.

Spędziłam miesiąc wspaniałych i niezapomnianych wakacji u babci, która jak przypusz-czam znała tajemnicę i moc obrazu.