• Nie Znaleziono Wyników

N

ie tak znowu dawno temu na świat przyszły czworaczki płci żeńskiej o płomienno rudych włosach. Rodzice nazwali je imionami przedstawiającymi najbardziej cenione przez nich war-tości: Wiara, Miłość, Nadzieja i Przyjaźń.

Kiedy siostry miały już po osiemnaście lat, rodzice wysłali je na studia. Wszystkie wybrały ten sam kierunek i tę samą szkołę – Wyższą Akademię Humanistyczną im. Zbigniewa Nienac-kiego oddaloną od ich domu o kilkadziesiąt kilometrów, które pokonywało się leśną drogą, prowadzącą przez kilka okolicznych wiosek.

Siostry bez przeszkód dostały się na uczelnię, a że uczyły się bardzo dobrze wykładowcy byli nimi zachwyceni. Siostry trzymały się zawsze razem, lecz pewnego dnia stało się coś, czego się nie spodziewały.

Miało to miejsce kilka dni po wspaniałej obronie prac magisterskich, za które otrzymały najwyższe oceny. Do idących korytarzem Miłości i Nadziei, dobiegła zadyszana Wiara i zatrzy-mała je. Przez chwilę łapała oddech, po czym powiedziała:

– Zobaczcie, co znalazłam w naszym pokoju.

Podała siostrom kartkę zgiętą wpół. Nadzieja rozłożyła papier i przeczytała na głos:

„Na tytule magistra chcę zakończyć naukę. Złe wspomnienia ostatnich dni znacząco wpły-nęły na moją decyzję. Żegnam Was. Wracam do domu. Przyjaźń”

– Ona chyba zgłupiała – powiedziała Nadzieja, która zawsze ubierała się na zielono.

– Ale co się mogło stać? – zamyśliła się Miłość, jak zwykle w kolorze czerwonym.

– „Wydarzenia ostatnich dni…” Nie działo się nic złego. Wszystko było przecież w jak naj-lepszym porządku – przytaknęła Wiara w bieli.

A Przyjaźń wracała piechotą do domu. Po drodze spotykała się z wieloma ludźmi, nieżycz-liwymi i agresywnymi, którzy już dawno zapomnieli, co to jest przyjaźń. Dziewczyna widziała świat, z jakim nigdy przedtem nie miała okazji się spotkać, świat pełen zła, świat nieprzyjemny, ale prawdziwy. Taki, od styczności z którym bronili ją najpierw rodzice, a potem trzy starsze o parę minut siostry. Teraz musiała sobie z tym radzić sama.

Idąc i spotykając tyle złego, dziewczyna nie zauważyła, że jej włosy zaczynają tracić kolor.

Kiedy się zorientowała, było już za późno. Spotkała bowiem na swojej drodze wędrowca, otu-lonego czarną peleryną. Ujrzenie jego twarzy skutecznie uniemożliwiał duży, spiczasty kaptur, skrywający rysy istoty w cieniu.

Wędrowiec zaczepił Przyjaźń, kiedy ta szła poboczem. Położył jej dłoń na ramieniu i ob-szedł ją dokooła tak, że dziewczyna była zwrócona twarzą w kierunku swego domu, a niezna-jomy stał naprzeciw.

– Kim jesteś? – zapytała lekko zdziwiona Przyjaźń.

– Jestem tym, który ma za zadanie tępić wszystkie pozytywne uczucia. Jestem wysłannikiem Szatana. Na imię mi Azel – powiedział i ściągnął kaptur. Przyjaźń przeraziła się; istota ta miała za-miast oczu dwie czarne dziury ze świecącymi na czerwono kulami, unoszącymi się gdzieś w głębi.

Kiedy Przyjaźń ujrzała twarz nieznajomego, z jej włosów znikło ostatnie rude pa-smo. Zastygła wtedy w bezruchu, a Azel z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku zniknął. Przyjaźń ubrana na żółto, ze strachem wymalowanym na twarzy nie poruszyła się więcej. Zgasła.

Pozostałe siostry kontynuowały naukę w Akademii, z najlepszymi ocenami z egzaminów se-mestralnych oraz ze stypendiami naukowymi. Czas wolny na uczelni spędzały w towarzystwie swoim i swoich znajomych, aż w końcu…

Tydzień po obronie doktoratu po raz kolejny Wiara dopadła Nadzieję na korytarzu po zaję-ciach dodatkowych i podała jej list od Miłości, znaleziony w ich pokoju.

„Kochane siostry! Nie wytrzymuję już presji w naszej szkole. Tytuł doktora, to wszystko, co byłam w stanie zdobyć, więcej już niestety, nie dam rady. Wiem, że mnie zrozumiecie.

Kocham Was. Na zawsze wasza – Miłość” – przeczytała Nadzieja. Przypatrywała się przez chwilę treści listu, jakby chcąc znaleźć w nim jakiś znak, że to tylko głupi żart, ale niczego się tam nie doszukała.

– Druga – powiedziała z rezygnacją kręcąc głową. – Przecież tak dobrze nam szło.

– Nie wszyscy są tak zdolni i wytrzymali – odparowała Wiara patrząc znacząco na najstarszą z sióstr.

– Wiem. Chodzi tylko o to, że się rozdzielamy, a przecież jeszcze nigdy nie rozłączono nas na dłużej niż kilka godzin! – syknęła w odpowiedzi Nadzieja, po czym dodała spuszczając głowę – po prostu się boję.

– Doskonale cię rozumiem. Nie odzywają się. W szczególności niepokoję się o Przyjaźń – przyznała Wiara z niewyraźnym uśmiechem.

– Chodźmy, przemyślimy sobie to dokładnie i zastanowimy się, co mamy z tym fantem począć – powiedziała Nadzieja i wraz z siostrą ruszyły w stronę pokoju.

Tymczasem Miłość podążała tą samą drogą, co jej młodsza siostra. Gdzie się nie obejrzała, widziała świat bez miłosierdzia i wsparcia, wypełniony bólem, cierpieniem i wzajemną nie-chęcią. Jej otoczenie patrzyło na dziewczynę niemal z wrogością, co było dla Miłości zupełnie nowym zjawiskiem. Pewnego dnia znalazła przy drodze swoją siostrę – Przyjaźń. Dziewczyna stała bez życia, nie poruszała się, a wyraz jej twarzy był dla Miłości czymś zastanawiającym.

Do tej pory niczego nie musiały się bać. Dziewczyna w czerwieni usiłowała przywrócić siostrę do życia, potrząsała ją za ramiona, prosiła, błagała, szeptała, ale na nic się to zdało. Przyjaźń niestety, nie poruszyła nawet palcem. Była martwa. Miłość ruszyła dalej, uznała bowiem, że o wszystkim musi powiedzieć rodzicom. Przez to wszystko nie zauważyła, że z jej rudych wło-sów pozostała zaledwie nikła plama.

Trzy dni od spotkania na drodze Przyjaźni, Miłość spotkała na ścieżce wędrowca. Był ubra-ny w długą, czarną pelerynę ze spiczastym kapturem i płócienne buty przywiązane rzemykami do łydek. Siedział na ziemi i kiwał się w przód i w tył, a ręce założył na zgięte kolana. Miłość podeszła do niego, kucnęła i kładąc mu rękę na ramieniu zapytała:

– Przepraszam, czy coś się stało? Czy mogę jakoś pomóc? Kim pan jest?

– Jestem Azel, a moim zadaniem jest cię ZNISZCZYĆ! – powiedział, a kiedy wypowiadał ostatnie słowo, spojrzał na dziewczynę. Kiedy ta zobaczyła jego czerwone kule zamiast oczu, z jej włosów natychmiast wyparowała ostatnia ruda plama. Podobnie jak w przypadku naj-młodszej siostry, także i u tej młodszo – średniej ciało zastygło bez ruchu w pozie, którą przy-jęła chcąc pomóc wędrowcowi. Zamarła z przerażeniem jeszcze większym niż Przyjaźń. Azel ze złośliwym uśmiechem spojrzał na swoje dzieło i zniknął. Wiatr targał czerwoną koszulką Miłości, ale ta nie poruszyła się. Także i ona zgasła.

Chcecie bajki… oto bajka

Wiara i Nadzieja uczyły się dalej. Otrzymywały w dalszym ciągu najlepsze oceny na roku, ale trwały w niepewności i niepokoju o swoje siostry, które nie mogły wysłać im wiadomości.

Wiara i Nadzieja zdobyły tytuły doktora habilitowanego, a potem docenta.

Ale dziesięć dni po zdobyciu tytułu docenta Nadzieja weszła do pokoju w akademiku. Ni-gdzie nie było widać białej koszulki Wiary. Druga pod względem starszeństwa siostra znikła jak kamfora… Co się mogło stać? W głowie Nadziei wykluwała się powoli odpowiedź na to pytanie, ale dziewczyna uparcie nie chciała w nią uwierzyć. Po co Wiara miałaby opuszczać Wyższą Akademię Humanistyczną? Jaki był cel w rozdzieleniu czworaczków?

Nadzieja niepewnie otworzyła drzwi do ich czteroosobowego pokoju, już od progu wiedząc, że coś jest nie tak. Wiara zawsze lubiła słuchać głośno muzyki, a cisza była taka, że aż przera-żała. Dziewczyna zamknęła oczy, kiedy wchodziła. Powoli je otworzyła, jakby się bała tego, co zobaczy na miejscu Wiary. Jej obawy sprawdziły się; cisza nie była przypadkowa. Na wiecznie rozkopanym posłaniu siostry w bieli nie było nikogo, Nadzieja widziała tylko starannie za-słane łóżko i kartkę na nim. Najstarsza z sióstr głośno wypuściła powietrze. Tego się właśnie spodziewała, ale teraz zadawała sobie jedno jedyne pytanie, które postawiłby sobie każdy w jej sytuacji: dlaczego?

Nadzieja chwyciła kartkę i zbliżyła do oczu. Tak, pismo się, niestety, zgadzało. Jeśli dziew-czyna miała jeszcze jakąś nadzieję na to, że to kolejny żart ze strony Wiary, to właśnie wyparo-wała jak dym spod przypalonego mleka. Przeczytała starannie dobierane słowa siostry:

– „Nadziejo, proszę, nie zrozum mnie źle, ale tęsknię za siostrami, za rodzicami i za domem, dlatego postanowiłam wrócić do domu. Obiecaj mi, ze kiedyś znowu będziemy razem. Nie daj się ponieść ambicji. Zawsze oddana Tobie i rodzinie – Wiara”.

– Co to jest? – wykrzyknęła Nadzieja i zmięła w ręce liścik. – Wszystkie postanowiłyście się wynieść przed końcem nauki! Przyrzekałyśmy, że nic nigdy nas nie rozłączy! – mówiła do niewidzialnych sióstr, targana bezsilnością. Po chwili usiadła ciężko na łóżku Wiary, rozłożyła i wygładziła na kolanie zmiętą kartkę. „Tęsknię za domem…”, Nadzieja doskonale to rozumiała – sama bardzo tęskniła za rodziną, za ich psem, za przytulnym, ciepłym i przede wszystkim własnym kątem, gdzie nigdy nie musiała i nie będzie udawać kogoś, kim nie jest. Zastanowiła się przez chwilę i powiedziała, do ściany:

– Najpierw dokończę naukę. Przyjaźń i Miłość są już pewnie w domu.

Po czym poszła na popołudniowe wykłady.

Wiara wędrowała przez las, gdzie nawet zwierzęta od niej uciekały – cały czas szła w samot-ności, a gdy przemierzała wioski, ludzie zamiast próbować się nawrócić ze złej drogi, woleli huczne biesiady i wesela, nie przejmowali się niczym. Każde słowo Wiary zbywali niedbałym machnięciem dłoni i powracali do rozmów o niczym, a przedmiotem ich czci było szczęście w hazardzie i pieniądze. Dziewczyna przemierzała leśny szlak, gdy nagle przy drodze zauwa-żyła Przyjaźń – jej żółte ubranie rzucało się w oczy na tle zachodzącego słońca. Dziewczyna podbiegła do skamieniałej siostry, ale ta stała jak posąg – zimna i martwa. Wiara chciała coś z tym zrobić, niestety bez żadnego rezultatu, więc ruszyła dalej.

Trzy dni później odnalazła zastygłą Miłość. Podobnie jak jej siostra nie przejawiała ona żad-nych oznak życia. Wiara postanowiła powiedzieć o wszystkim rodzicom, więc czym prędzej ruszyła w drogę. Niestety, dwa dni później, kiedy zorientowała się, że we włosach ma zaledwie osiem włosków rudego koloru, spotkała na swojej drodze zakapturzonego wędrowca. Stał do niej tyłem, a jego czarna peleryna powiewała na chłodnym, wieczornym wietrze. Wiara chcia-ła go wyminąć, ale mężczyzna odwrócił się i zchcia-łapał ją za rękę.

– Poczekaj.

– Co robisz, człowieku? Nie znam cię! – wykrzyknęła przerażona dziewczyna, zauważywszy pod kapturem dwa czerwone punkciki.

– Jestem sługą, jednym z wielu. Na imię mi Azel – odparł i odrzucił kaptur. Wiara krzyknęła, ale było już za późno. Zastygła w bezruchu, kiedy kolor spełzł z ostatniego włosa na jej głowie, pozostawiając jedynie czerń. Tak jak jej dwie poprzednie siostry, Wiara zgasła.

Nadzieja kontynuowała edukację. Zdobyła tytuł profesora, ale ledwie dostała dyplom i na-grodę za najlepsze wyniki, ruszyła w podróż, licząc, że spotka siostry. W pośpiechu zarzuciła spory plecak na ramiona i wyjątkowo niebieską pelerynę z kapturem, po czym ruszyła w drogę.

Przemierzała trasę, która prowadziła przez wioski, gdzie szerzyły się choroby i nieszczęścia.

Dziewczyna dawała wszystkim nadzieję – chorym, że wyzdrowieją, a nieszczęśliwym, że na-dejdą lepsze chwile. Po kilku dniach wędrówki spotkała na swojej drodze najmłodszą z sióstr.

Nadzieja zobaczyła czarną czuprynę Przyjaźni i zastanowiła się przez chwilę, kto mógł jej to zrobić. Nic nie wymyśliła, ale wyrwała sobie jeden włos i położyła siostrze na głowie. Jej włosy niemal natychmiast zapłonęły rudością. Przyjaźń poruszyła się i odetchnęła z ulgą.

– Dziękuję – powiedziała. Nadzieja skinęła głową, po czym wyciągnęła z plecaka taką samą niebieską pelerynę, jaką miała na sobie i podała ją Przyjaźni. Dziewczyna szybko zarzuciła ją na ramiona przysłaniając twarz kapturem.

– Chodźmy szukać pozostałych sióstr. Jeśli ciebie taki los spotkał, z nimi może być podobnie – oznajmiła Nadzieja i wraz z siostrą ruszyły w dalszą drogę.

Po jakimś czasie dotarły do Miłości. Także i tym razem Nadzieja wyrwała sobie włos i po-łożyła go na głowie Miłości. Włosy siostry w czerwieni zajęły się płomiennym kolorem, jakby ktoś przyłożył do nich pochodnię.

–Dziękuję – powiedziała Miłość poruszając rękami, żeby odzyskać w nich czucie. Nadzieja podarowała siostrze niebieską pelerynę, którą Miłość włożyła i narzuciła kaptur.

– Przypuszczam, że Wiara nie wygląda wiele lepiej od was. Lepiej już chodźmy – zapropo-nowała Nadzieja i ruszyły w drogę, wszystkie w jednej linii, ramię w ramię.

Po drodze dziewczyny szerzyły wartości przedstawiane ich imionami, ale bez Wiary miały utrudnione zadanie. Kiedy wreszcie ją znalazły, wszystkie wstrzymały oddechy. Nadzieja po-deszła do siostry, po raz trzeci wyrwała sobie włos i położyła go na głowie najmłodszej siostry.

Płomienno ruda czupryna Wiary odżyła i dziewczyna potrząsnęła głową.

– Co to było? Pamiętacie, kto nam to zrobił? – niemal natychmiast zapytała sióstr, ale żadna nic nie pamiętała. Nadzieja wyciągnęła z plecaka czwartą pelerynę i podała ją siostrze. Wiara założyła ją i nasunęła kaptur na twarz, a Nadzieja uczyniła to samo. Po przywitaniu dziewczy-ny wyruszyły w dalszą drogę do domu.

Trzy dni później drogę zastąpił im wędrowiec w czarnej pelerynie. Siostry uformowały szyk zwany przez nie „grotem strzały”. Najstarsza stała z przodu, dwie młodsze po jej bokach, krok z tyłu, a najmłodsza z sióstr na końcu.

– Widzę, że nie udało mi się was zgasić na długo – powiedział wędrowiec i zwrócił się do Nadziei:

– Jestem Azel, wysłannik Szatana. Nigdy jeszcze nie przegrałem żadnej potyczki, więc i tym razem nie przegram. Nie licz na to, że coś z was zostanie – powiedział złowróżbnie, ale Nadzie-ja niewiele się tym przejęła.

– To się jeszcze okaże – powiedziała i postąpiła krok do przodu.

– Nie masz ze mną najmniejszych szans! – wykrzyknął Azel i zrzucił kaptur, ale Nadzieja nie poruszyła się na widok jego oczu. Po chwili dziewczyna ściągnęła swój kaptur i ukazała świecące na biało źrenice. Wyciągnęła przed siebie prawą rękę i przesunęła otwartą dłonią kilka centymetrów od Azela.

Chcecie bajki… oto bajka

– Znikaj wśród cieni, na tym świecie nie ma dla ciebie miejsca tak długo, dopóki my żyjemy!

– wykrzyknęła, a Azel zgiął się wpół i wśród czarnego dymu zniknął w czeluści piekieł.

– Jakim cudem on cię nie zgasił? – zapytała zdezorientowana Miłość. – Kiedy mnie dopadł i zobaczyłam jego oczy, poczułam jak niczym nie mogę ruszyć, a ty miałaś pełnię sił…

– Zauważ, że wy także niczego nie odczułyście patrząc w jego oczy – odparła Nadzieja mru-gając oczami, z których zniknęły już ostatnie białe iskierki.

– Ale… dlaczego? – zdziwiła się Wiara.

– Te peleryny są zrobione z wełny pozyskiwanej ze Świętego Krzewu – są odporne na wszel-kie zło i jego działanie. Azel nie mógł nam nic zrobić, ponieważ oddziaływała na niego moc naszych peleryn – wyjaśniła Nadzieja.

– Przyrzeknijmy sobie, że nigdy nic nas nie rozdzieli – zaproponowała Przyjaźń wyciągając rękę przed siebie. Miłość i Wiara położyły na jej dłoni swoje, a po chwili także Nadzieja dołą-czyła do nich.

– Już nic i już nigdy – przytaknęła, po czym wyrzuciły dłonie zamaszystym ruchem w górę.

Cztery siostry bezpiecznie doszły do domu, gdzie żyły długo i szczęśliwie. Kiedy ich zabra-kło na tym świecie, pojawiały się nowe i nowe siostry siejące przyjaźń, dające nadzieję, szerzą-ce miłość i dająszerzą-ce wiarę. Duchy pierwszych czterech sióstr zawsze są między nami. Pomagają pamiętać, że nawet jeśli stracimy wiarę, przestaniemy kochać, a przyjaciele się od nas odwrócą, pozostaje nam jeszcze nadzieja, która będzie się tlić w naszych sercach do końca, bo nadzieja zawsze gaśnie i umiera ostatnia.