• Nie Znaleziono Wyników

Wstęp. Organizatorzy Jesiennych Dni Książki: Gminny Ośrodek Kultury w Buczkowicach. Gminna Biblioteka Publiczna w Buczkowicach.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wstęp. Organizatorzy Jesiennych Dni Książki: Gminny Ośrodek Kultury w Buczkowicach. Gminna Biblioteka Publiczna w Buczkowicach."

Copied!
100
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

Publikacja, którą oddajemy w Państwa ręce zawiera bajki nagrodzone podczas dwóch ostat- nich edycji wojewódzkiego konkursu literackiego „Chcecie bajki… oto bajka” Konkurs ten to- warzyszy Jesiennym Dniom Książki już od dziesięciu lat i uczestniczą w nim dzieci, młodzież a także osoby dorosłe m. in. z województwa śląskiego, małopolskiego i podlaskiego.

Cieszy nas fakt, że tak wiele osób nie tylko czyta bajki, ale również je tworzy. Bajka żyje wła- śnie dzięki naszym pragnieniom i naszym radościom oraz naszym wyobrażeniom o świecie wolności, w którym spełniają się nasze słuszne życzenia, wszystkie nasze wymagania moralne i społeczne. Ponadto bajki powiewają optymizmem, pozytywnymi bohaterami, którzy zawsze odnoszą zwycięstwo, zaś akcja rozwija się w pożądanym przez każdego czytelnika kierunku.

Czytajmy więc i piszmy bajki. Kolejna edycja konkur- su „Chcecie bajki … oto bajka” już w październiku 2011 roku!

Bajki zilustrowały, pod kierunkiem instruktora Mał- gorzaty Namysłowskiej-Antkiewicz dzieci uczestniczą- ce w zajęciach plastycznych Gminnego Ośrodka Kultu- ry w Buczkowicach.

Organizatorzy Jesiennych Dni Książki:

Gminny Ośrodek Kultury w Buczkowicach.

Gminna Biblioteka Publiczna w Buczkowicach.

Przedsięwzięcie Jesienne Dni Książki zostało dofinansowane ze środ- ków Fundacji Orange w Warszawie oraz Starostwa Powiatowego w Biel- sku-Białej.

Publikacja „Chcecie bajki… oto bajka” została wydana dzięki pozy- skanym środkom finansowym Fundacji Orange z siedzibą w Warszawie przy ul. I. Krasickiego 55 lok. 59 w ramach programu „Akademia Oran- ge dla bibliotek”.

Wydawca: Gminny Ośrodek Kultury w Buczkowicach 43-374 Buczkowice, ul. Wyzwolenia 554 tel./fax 338177120, 334982315; e-mail:gokbuczkowice@wp.pl; www.gokbuczkowice.com Gminna Biblioteka Publiczna w Buczkowicach, 43-374 Buczkowice, ul. Lipowska 730, tel. 338177310, e-mail: biblioteka-buczkowice@wp.pl, www.biblioteka-buczkowice.com Copyright 2010

Skład i druk: Wydawnictwo „Prasa Beskidzka” Sp. z o.o. Drukarnia Kronika Beskidzka, 43-300 Bielsko-Biała, ul. Dubois 4, tel. 33 819 39 58, drukarnia@kronika.beskidzka.pl Wydawnictwo bezpłatne. ISBN: 978-83-923045-6-2

Wstęp

(4)

PROTOKÓŁ Z WOJEWÓDZKIEGO KONKURSU LITERACKIEGO „CHCECIE BAJKI … OTO BAJKA”

Z POSIEDZENIA JURY W DNIU 20.10.2009

JURY W SKŁADZIE:

Ewa Bątkiewicz – teatrolog, recenzent, przewodnicząca jury Katarzyna Cembala – polonista

Agata Dobija – polonista

Jury z zadowoleniem zauważyło stałe i ciągle rosnące zainteresowanie konkursem młodych ludzi, dla których bajka jest okazją do sformułowania własnego poglądu na temat wielu pro- blemów nurtujących współczesnego człowieka. Prace nadesłane na tegoroczny konkurs wyka- zywały dosyć wyrównany dobry poziom. Większość z nich spełniała wymogi konwencjonalne bajki jako gatunku literackiego, ale niewiele było utworów wyróżniających się znacznie ponad przeciętność, ujmujących czytelnika swoją oryginalnością i konsekwencją w kreowaniu świata przedstawionego. Łącznie na konkurs wpłynęło 236 prac z 55 szkół i ośrodków.

Wielu uczestnikom nadal sprawia kłopot poprawny zapis mowy niezależnej, właściwa inter- punkcja, składnia, a nawet ortografia. Czasem bardzo ciekawy pomysł fabuły bajki przytłacza- ła niestaranna forma, która decydowała o niskiej ocenie pracy konkursowej. Warto też zwrócić uwagę na adekwatność tytułu do treści utworu oraz zachowanie logiki bajkowych wydarzeń i konsekwencję w pisowni – zwłaszcza obcojęzycznych – imion i nazw. Pragniemy również przypomnieć, że prace konkursowe nie muszą mieć dokładnie regulaminowych pięciu stron.

Lepiej napisać bajkę krótszą, ale spójną niż zbyt długą i poplątaną w wątkach.

Dziękujemy uczestnikom za wspaniałą wyobraźnię i umiejętność dzielenia się swymi uczu- ciami, a organizatorom za imprezę ważną w kształtowaniu świadomości literackiej młodego pokolenia. Serdecznie gratulujemy laureatom, a wszystkim uczestnikom życzymy udanych prób literackich.

Jury przyznało następujące nagrody:

KATEGORIA KLASY I-III I miejsce:

Bieniasz Marta, „Bajeczka o serduszku”, ZSP Meszna Kowalcze Estera, „Niedojadek”, ZSP Meszna II miejsce:

Ramenda Anna, „Historia o trolu Ramolu i trzech koźlątkach”, ZSP Kaniów Kubica Szymon, „Dziwy na rybach”, ZSPiG nr 3 Rybarzowice

III miejsce:

Porębska Agnieszka, „Czarodziejska laseczka”, ZSPiG nr 3 Rybarzowice Małysiak Paulina, „Zaczarowane poziomki”, Zespół Szkół w Ślemieniu Hesek Michał, „Przygody królika Tomaszka”, ZSP Kaniów

wyróżnienia:

Kanik Marcela, „Zaczarowany motyl”, ZSPiG nr 3 Rybarzowice

Zipser Weronika, „Bajka o małym jeżyku”, SP nr 6 Integracyjna Bielsko-Biała Micor Sara, „Historia zajączka Uszatka”, Zespół Szkół w Ślemieniu

(5)

Protokół

Żyrek Zuzanna, „Leśna przygoda”, SP Milówka

Jurkowski Artur, „Zielony las”, ZSP-G Bielsko-Biała, ul. Karpacka 150 KATEGORIA KLASY IV-VI

I miejsce:

Fiałkowska Małgorzata, „Dobra macocha”, ZSP-G Bielsko-Biała, ul. Karpacka 150 Badura Barbara, „Porwanie Noctus”, SP nr 28 Bielsko-Biała

II miejsce:

Krupa Angelika, „Koń strachliwy”, ZSPiG nr 2 Szczyrk Sadkowski Szymon, „Trzy dary”, SP nr 5 Bielsko-Biała III miejsce:

Pawlik Piotr, „Zwycięstwo”, ZSPiG Godziszka

Szwajkowski Rafał, „Dary wężowego króla”, SP Bestwinka Pacyga Natalia, „Kłótliwy tydzień”, ZSP Kaniów

wyróżnienia:

Katana Agnieszka, „Zanim była szczęśliwa”, ZSPiG Godziszka Kukla Łukasz, „Bajka o dobrym rycerzu”, SP nr 5 Bielsko-Biała Kubica Martyna, „Wystarczy mocno wierzyć”, SP nr 4 Bielsko-Biała Laszczak Błażej, „Trzech synów”, ZSPiG Godziszka

Jakubiec Kacper, „Stokrotka”, SP Wilkowice

Hołdys Natalia, „Wróbel Gucio u fryzjera”, ZSPiG nr 2 Szczyrk

Kasiński Tomasz, „O tym, jak spełniły się pragnienia”, ZSPiG nr 2 Szczyrk Olma Kamila, „Magia drzewa”, SP nr 25 Bielsko-Biała

Damek Nikola, „Lessi”, SP Wilkowice

Nykiel Weronika, „Przygody Bartka Pieguska”, ZSPiG Godziszka Gębala Oskar, „Leśne opowieści”, ZSP Meszna

Olszowska Aleksandra, „Perłowa łza”, SP nr 2 Bielsko-Biała Filuś Anna, „Czy marząc można marzyć”, ZSPiG nr 4 Kalna KATEGORIA GIMNAZJUM

I miejsce:

Borzęcka Justyna, „Baśń o dzielnym utopcu”, Gimnazjum Jasienica Świerczek Anna, „Zaczarowane wakacje”, ZSPiG nr 3 Rybarzowice II miejsce:

Całus Katarzyna, „Szczęście”, Gimnazjum nr 4 Bielsko-Biała

Płużek Maciej, „Baśń o trzech krasnoludkach”, Gimnazjum nr 11 Bielsko-Biała III miejsce:

Kalarus Beata, „Wyrocznia Larakun”, Gimnazjum im. J. Fałata Bystra Razowski Michał, „Kryształowy ptak”, Gimnazjum ZCBM Bielsko-Biała

Mędrala Wioletta, „Alicja z Turkusowego Wzgórza”, Gimnazjum im. J. Fałata w Bystrej wyróżnienia:

Hajzler Weronika, „Bajka o tym, jak wyobraźnią uratowano wszechświat”, Gimnazjum nr 16 Bielsko-Biała

Turbiarz Adam, „Statek o niebieskich żaglach”, Gimnazjum ZCBM Bielsko-Biała Ryba Alicja, „Oczami zwierząt”, Gimnazjum nr 1 Łodygowice

Pasieka Paweł, „Niezwykłe lekarstwo”, Gimnazjum Jasienica

(6)

Duraj Zuzanna, „Puszka”, ZSO Buczkowice

Birecka Katarzyna, „Baśń o alternatywie”, Gimnazjum nr 16 Bielsko-Biała Tarnawa Kamil, „Gwiazda Północy”, OPP Bielsko-Biała

Hurkała Aleksandra, Gimnazjum nr 11 Bielsko-Biała KATEGORIA MŁODZIEŻ I DOROŚLI

I miejsce:

Marczyk Joanna, „Cudowna perła”, I LO im. M. Kopernika Bielsko-Biała II miejsce:

Kolonko Katarzyna, „Dar różanej rzeki”, Godziszka

Płoskonka Agnieszka, „Banalna opowieść”, IV LO Bielsko-Biała im. KEN III miejsce:

Kubica Monika, „Piórko szczęścia”, Zespół Szkół Wodzisław Śląski wyróżnienia:

Folholc Angelika, „Błękit”, VII LO Częstochowa

Jurzak Agnieszka, „Gąsienica”, Zespół Szkół Budowlanych Bielsko-Biała

(7)

I miejsce, Estera Kowalcze

BAJECZKA O SERDUSZKU, PROMYCZKU, PTASZKU I DZIEWCZYNCE

B

yła sobie raz dziewczynka, Ninka. Ninka miała braciszka, który miał serduszko zimne jak lód. Ciągle był niezadowolony, nie chciał się bawić z innymi dziećmi ani pomagać mamusi.

Pewnego dnia, gdy Ninka siedziała w ogrodzie i myślała jak pomóc braciszkowi, przyleciał na gałązkę skowronek. Pięknie zaśpiewał, a potem zapytał Ninkę dlaczego jest smutna.

– Mój braciszek ma lodowate serduszko i nie ma sposobu, by je ogrzać.

Ptaszek jednak wiedział co można w tej sprawie zrobić. Powiedział Nince, że nie wie czy uda mu się jej pomóc, ale przynajmniej spróbuje to zrobić. Dziewczynka otarła rączką łzę i spoj- rzała w niebo. Pięknie świeciło słoneczko, a skowroneczek zdawał się lecieć wprost do niego.

Wzbijał się wysoko, wysoko, wyżej nawet niż sięgają szczyty. Był małym ptaszkiem i ciężko mu było tak frunąć. Trzepotał skrzydełkami z najwyższym wysiłkiem, aż wreszcie dotarł tam, gdzie sięga pierwszy promyk słońca. Wtedy zaśpiewał najpiękniej jak potrafił:

– Słoneczko, słoneczko daj jeden promyczek, by wesół i dobry był Ninki braciszek.

Słonko uśmiechnęło się i pozwo- liło wziąć skowroneczkowi promyk.

Ptaszek ostrożnie chwycił promyk w dziobek i jakby niósł największy i najwspanialszy skarb poleciał do ogrodu, w którym siedziała Ninka.

– Proszę – zaświergotał. – Spróbuj tym rozgrzać serce twojego bracisz- ka. Ninka ujęła delikatnie promyk i skierowała go w stronę otwartego okna, za którym w pokoju siedział jej braciszek. Gdy tylko dotknął go

promyk, jego twarz pojaśniała. Stała się promienista i wesoła. Braciszek wybiegł do ogrodu i uścisnął Ninkę. Od tej pory wszyscy w domu byli szczęśliwi, a skowronek nieraz jeszcze przy- latywał do ogrodu, siadał na gałązce i prześlicznie śpiewał.

I miejsce, Marta Bieniasz ***

NIEDOJADEK

A

sia była moją rówieśniczką. Miała śliczny pokoik, kolorowe zabawki, piękne lalki i kom- puter – po prostu wszystko. Brakowało jej tylko jednego – apetytu. Okazało się, że w swoim brzuszku miała gości.

Szkoła podstawowa I-III 2009

Ewa Janaczek, Rybarzowice

(8)

Mieszkał tam Niedojadek, który rano był bardzo duży, a po połu- dniu malutki. Mieszkała tam także Witaminka. Rano Witaminka jesz- cze spała, więc nie mogła walczyć z Niedojadkiem. Po południu Wi- taminka miała więcej siły i wtedy udawało się jej pokonywać Niedo- jadka. Jednak każdego ranka był znowu duży. Witaminka codziennie próbowała namówić Niedojadka na przeprowadzkę do innego brzuszka.

Ale on ciągle odmawiał, bo tak się zadomowił w brzuszku Asi, że nie miał ochoty na przeprowadzkę.

Pewnego dnia brzuszek Asi odwiedził Bakteryjek. Zaprzyjaźnił się z Niedojadkiem i odradzał mu przeprowadzkę. Brzuszek Asi był świetnym mieszkaniem, mieli w nim mały ale własny kąt, a Asi ciągle brakowało apetytu.

Następnego dnia mama powiedziała Asi, że jeśli nadal nie będzie wszystkiego jadła, będzie musiała zażywać gorzkie tabletki.

Niedojadek nie lubił żadnych tabletek. Gdy tylko to usłyszał, postanowił powiedzieć o tym ko- ledze. Bakteryjek i Niedojadek pożegnali się z Witaminką i po pięciu minutach już ich nie było.

Asia znowu zaczęła wszystko jeść i nie musiała zażywać żadnych tabletek. Wszystko skończyło się bardzo dobrze. Niedojadek i Bakteryjek postanowili, że nie będą już atakować żadnych brzusz- ków, a Witaminka mogła spać spokojnie.

II miejsce, Szymon Kubica ***

DZIWY NA RYBACH

P

ewnego pięknego popołudnia wybrałem się z tatą na ryby. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy nad jezioro. Rozłożyliśmy wędki w miejscu nam znanym, gdzie ryby zazwy- czaj dobrze biorą. Usiedliśmy wygodnie i zaczęliśmy wyczekiwać pierwszej ryby. Przez dłuższy czas wędki nawet nie drgnęły. Tata postanowił, że pójdzie do samochodu po termos z herba- tą i zjemy przygotowane przez mamę kanapki. Przez ten czas miałem obserwować i czekać na branie ryb.

Siedziałem spokojnie i zacząłem się już trochę nudzić, a oczy zamykały mi się sennie. Nagle ku mojemu zaskoczeniu jedna z wędek mocno drgnęła. Nie zastanawiając się długo mocno zaciąłem, tak jak nauczył mnie tata i poczułem, że to nie ja ciągnę rybę, ale ona mnie. W jednej chwili znalazłem się w wodzie, a właściwie pod wodą. Nie wiem dlaczego, ale bez problemu mogłem oddychać. Zobaczyłem wspaniały podwodny świat z jego roślinnością i mieszkańca- mi. Stojąc prawie bez ruchu usłyszałem głos:

– Cześć. Uwolnisz mnie wreszcie? Jestem Bronek i źle się czuję z tym haczykiem w pysku.

Nie namyślając się długo zacząłem wyjmować rybie delikatnie haczyk i wtedy zauważyłem, że złowiłem ogromnego leszcza. Bronek spojrzał na mnie i powiedział:

Amelia Górna, Rybarzowice

(9)

Szkoła podstawowa I-III

– Co się tak gapisz? Od dłuższego czasu przyglądałem się, jak się nudzisz na brzegu. Po- myślałem, że na pewno chciałbyś zobaczyć jak my ryby żyjemy i skąd wzięłyśmy się w tym jeziorze. Dlatego postanowiłem, że wciągnę cię pod wodę i co nieco ci pokażę.

Byłem bardzo zaskoczony i nie miałem pojęcia co mówić więc tylko wybełkotałem:

– Jestem Michał. Czemu się nie topię i jak mogę tu oddychać?

– To jedna z wielu tajemnic, któ- rych nie mogę ci zdradzić – odparła ryba. – Ale nie traćmy czasu, płyńmy.

Chciałbym pokazać ci tajemnicze miejsce, które znamy tylko my ryby.

Płynęliśmy w głąb jeziora, odda- lając się od brzegu. Byłem bardzo ciekaw, co Bronek chce mi pokazać.

Po pewnym czasie dopłynęliśmy do ogromnej podwodnej groty.

Leszcz płynął przodem wskazując mi drogę. Gdy dotarliśmy na miej- sce, zobaczyliśmy coś, co przypo- minało ogromną kulę. Podpłynęli- śmy bliżej i wtedy dostrzegłem, że

jest to chyba jakiś niezwykły wehikuł, a może pojazd kosmiczny. Mój przewodnik widząc moje zdumienie, zaczął wyjaśniać skąd na dnie jeziora znalazł się ten pojazd.

– Na pewno nie wiesz, skąd my ryby znalazłyśmy się tu na Ziemi. A wszystko zaczęło się właśnie od tego jeziora. Przed wieloma laty – może nawet milionami – żyłyśmy na planecie Rybonus oddalonej o wiele tysięcy lat świetlnych od Ziemi. Miałyśmy tam wszystko, co było potrzebne do szczęścia. Lecz niestety, w pewnym czasie zaczęło tam brakować wody. Nie wiado- mo dlaczego ubywało jej z każdym dniem coraz więcej. Dlatego nasi przodkowie postanowili, że trzeba szukać nowych miejsc do życia. Z Rybonusu wystartowały kapsuły z przedstawicie- lami różnych rodzajów ryb w poszukiwaniu dobrych warunków, w których moglibyśmy żyć.

Wielu zagubiło się w kosmosie, a może oddaliło się tak bardzo, że kontakt z nimi się urwał. Moi prapradziadkowie po wielu miesiącach poszukiwań wylądowali właśnie w tym jeziorze.

Po zapoznaniu się z terenem postanowili tutaj zamieszkać. Gdy jezioro stało się ciasne dla moich krewnych, zaczęliśmy zamieszkiwać pobliskie zbiorniki wodne. Następnie przenosili- śmy się coraz dalej i dalej, aż zarybione zostały wszystkie wody na Ziemi. Ja jestem pięćsetnym pokoleniem z Rybonusu.

Środowisko wodne na Rybonusie było puste – bez kamieni, głazów, jaskiń. Pozwalało nam to na swobodne poruszanie się. Chcę ci powiedzieć, że nie zawsze wyglądaliśmy tak jak teraz.

Nasze płetwy były większe, co umożliwiało szybsze pływanie. Tu nie mogły być one tak oka- załe, gdyż zaczepialibyśmy się o każdą przeszkodę, których jest tu wiele. Dlatego z czasem za- częły się zmniejszać i teraz mamy jedynie pozostałości z dawnych czasów. Jednym z wyjątków jest welonka, ale kto wie jak będzie wyglądać za tysiąc lat.

Nagle, jakby z daleka usłyszałem głos taty:

– Michał, Michał! Nie śpij, bo wszystkie ryby nam pouciekają.

Długo nie mogłem zorientować się, co się stało. Gdzie jest Bronek i co z jego opowieścią?

Kiedy doszedłem do tego, że to był tylko sen, byłem zły na tatę, że nie pozwolił mi spać choć chwilę dłużej.

Zofia Wrona, Buczkowice

(10)

II miejsce, Anna Ramenda

O TROLU RAMOLU I TRZECH KOŹLĄTKACH D

awno, dawno temu w krainie zaczarowanych kwiatów żyły trzy koźlątka o imieniu: Wiel- kuszek, Średniuszek i Maluszek. Zawsze tam, gdzie pojawiały się koźlątka z ukrycia obserwo- wał je trol Ramol.

Pewnego razu była piękna pogoda. Słońce mocno grzało, aż wypaliło całą trawę. Biedne maleństwa były bardzo głodne. Wyruszyły w poszukiwaniu jedzenia.

Tuż za nimi podążył trol Ramol. Był on wielkim, brzydkim stworem, postrachem całej krainy.

Bali się go wszyscy mieszkańcy. Ci duzi i ci mali.

Późnym wieczorem zmęczone koźlątka dotarły do olbrzymiej rzeki. Żeby przejść na drugą stro- nę musiały pokonać most, w którym była ogromna dziura.

Bardzo się bały, że wpadną do rwącej rzeki. Jednak widok zielonej łąki, pełnej jedzenia do- dał im odwagi. Ruszyły w drogę.

Gdy przechodziły przez most Maluszek wpadł do dziury. Wtedy jego bracia zobaczyli, że nie wpadł do wody tylko prosto w objęcia Ramola, który przechodził pod mostem.

Cała przygoda dobrze się zakończyła, a trol zyskał nowych przyjaciół.

III miejsce, Agnieszka Porębska ***

CZARODZIEJSKA LASECZKA D

awno, dawno temu na skraju

rozległej puszczy mieszkała uboga rodzina. Posiadała ona malutką chat- kę i niewielki kawałek pola, na któ- rym ciężko pracowała. Kiedy nade- szła zima, najstarszy syn, Dobromir, postanowił wyruszyć w świat i po- szukać dla siebie zajęcia, by pomóc zapracowanym rodzicom.

Znalazł on pracę u pewnego sta- ruszka. Zimą wyplatał kosze z wikli- ny, a latem wypasał duże stado owiec.

Chłopiec nigdy nie narzekał na trud, niewygody i zmęczenie, zawsze starał

się być pogodny i uśmiechnięty. Po dwóch latach postanowił wrócić do domu. Staruszek wyna- grodził chłopca za uczciwą pracę i dał mu w prezencie swoją ulubioną laseczkę. Dobromir po- myślał, że nie jest mu ona potrzebna, ale nie chciał zranić starego człowieka, więc podziękował za prezent i ruszył w drogę powrotną. Gdy wracał przez las, zgubił drogę i zabłądził. Odgarniając gałęzie podarowaną laseczką, mówił do siebie: ,,Och, jak bym chciał, żeby ta puszcza się już skoń- czyła i żebym znalazł się na drodze do domu”. W tej samej chwili zniknęły otaczające go drzewa i zobaczył znajomą drogę. Kiedy tak wędrował ciesząc się, że wkrótce zobaczy rodziców i rodzeń- stwo, zauważył zbójców, którzy napadli na królewską karetę. Młodzieniec mocno ścisnął lasecz- kę i ruszył na pomoc. Na widok Dobromira rabusie natychmiast się rozproszyli, uciekając co sił w nogach. Chłopiec wydawał im się bowiem olbrzymem, a jego laseczka maczugą. Od tej pory

Filip Kruczek, Buczkowice

(11)

Szkoła podstawowa I-III

nikt już o nich nie słyszał. Król w nagrodę za uratowanie życia oddał młodzieńcowi za żonę swoją córkę i pół królestwa. Na huczne wesele zaproszono mnóstwo gości. Wśród przybyłych znalazł się również staruszek. Składając młodej parze życzenia powiedział on, by pamiętali, że uczciwa praca i dobre serce zawsze zostają nagrodzone.

Od tej chwili ubogiej rodzinie spod lasu żyło się dostatnio i szczęśliwie, a mieszkańcy króle- stwa cieszyli się z dobrego władcy.

III miejsce, Michał Hesek ***

PRZYGODY KRÓLICZKA TOMASZKA

J

estem króliczkiem. Nazywam się Tomaszek. Kiedy kupił mnie Michał w sklepie zoologicznym na rogu ulicy, miałem być minia- turką. Dzisiaj ważę trzy kilogramy i mieszkam w wygodnej klatce wy- słanej trocinami. Mam białe mię- ciutkie futerko i lekko czerwone oczka. Michał wyprowadza mnie na dwór, gdzie musiałem się za- przyjaźnić z jego pieskiem, który ma na imię Figa. W domu czuję się bardzo dobrze, czasami Michał puszcza mnie po mieszkaniu, ale wtedy muszę uciekać przed jego pieskiem. To nie jest żadna frajda, ale przynajmniej mam wyćwiczone nogi i potrafię poko- nywać ostre zakręty. Najśmieszniej jest wtedy, kiedy Figa ma zbyt długie pazurki, bo nie może za mną nadążyć.

Pewnego razu znalazłem dziurę w płocie. Postanowiłem odkryć co się za nią znajduje. Wysze- dłem i zobaczyłem piękny las. Były tam też inne króliczki, bawiliśmy się, skakaliśmy po lesie, aż nagle zrobiło się ciemno. Chciałem wracać do domu, do Michała, ale zapomniałem drogi powrotnej. Rozpłakałem się, bo nie wiedziałem co zrobić. Zwierzęta widziały mój smutek i po- mogły mi wydostać się z lasu. W kilka minut byłem w domu. Ucieszyłem się na widok Michała.

Znowu mieszkam w swojej klatce wysłanej trocinami. Niestraszny mi szczekający pies, który cały czas udaje, że na mnie poluje. Mam swojego pana Michała, który dba o porządek i o pełny brzuszek. Dobrze jest poznawać świat, ale w swoim domku jest najlepiej.

III miejsce, Paulina Małysiak ***

ZACZAROWANE POZIOMKI

D

awno temu wśród pól i lasów stał drewniany domek. Mieszkała w nim bardzo szczę- śliwa i kochająca się rodzina: mama, tata i dwie córki. Starsza miała na imię Eliza, a młod- sza Kasia. Obie dziewczynki były dobre i życzliwe. Pomagały rodzicom, a tak się kochały, że jedna dla drugiej poświęciłaby wszystko.

Oliwier Madej, Buczkowice

(12)

Niedaleko mieszkała zła czarow- nica, która nie lubiła ludzi żyjących w zgodzie i miłości. Postanowi- ła wymyślić coś, co zniszczy ich szczęście.

Pewnego dnia mama powiedzia- ła Elizie, aby poszła nazbierać po- ziomek do pysznego ciasta. Dziew- czynka wzięła dzbanuszek i poszła w las. Gdy zbierała poziomki, pod- glądała ją czarownica, która wpadła na pomysł, by najpiękniejszy krzak zaczarować.

– Kto zje te poziomki, stanie się złym człowiekiem – wyszeptała.

Eliza nazbierała pełen dzbanuszek poziomek i już miała wracać do domu, kiedy pod drzewkiem ujrzała czerwoniutkie dorodne poziomki. Szybko je zerwała i włożyła do kieszonki fartuszka.

– Dam je mojej siostrzyczce – pomyślała.

Kasia bardzo się ucieszyła i szybko zjadła poziomki. Odtąd stała się niedobra dla wszystkich.

Nie słuchała mamy i taty, ciągle się kłóciła i nie chciała bawić się z siostrą.

Kilka dni później Eliza usiadła na kamieniu pod lasem i głośno płakała. Nagle zza drzewa wyszedł skrzat i zapytał:

– Dlaczego płaczesz, śliczna dziewczynko?

Eliza była zdziwiona pojawieniem się skrzata, ale opowiedziała mu całą historię o swojej sio- strze. Skrzat wiedział dlaczego Kasia jest zła.

– To sprawka złej czarownicy. Musisz iść do niej i poprosić o czarodziejski płyn zmieniający czary. Po wypiciu kilku kropli Kasia znów będzie miała dobre serce.

Dziewczyna poszła do czarownicy.

– Dam ci to, o co prosisz jeśli będziesz u mnie ciężko pracować przez cały rok – powiedziała wiedźma.

Eliza zgodziła się i przez rok sprzątała u czarownicy, prała, prasowała i gotowała. Rok wresz- cie minął i czarownica musiała spełnić obietnicę.

Szczęśliwa dziewczynka pobiegła do domu. Kasia wypiła buteleczkę płynu, uśmiechnęła się i od- tąd stała się znów dobra. Eliza opowiedziała siostrze o zaczarowanych poziomkach. Odtąd na za- wsze zamieszkała wśród nich miłość, a zła czarownica wyprowadziła się z lasu hen, daleko.

Natalia Górny, Buczkowice

(13)

I miejsce, Małgorzata Fiałkowska

DOBRA MACOCHA

D

awno, dawno temu w krainie miodem i mlekiem płynącej było sobie królestwo. Rządzili nim król Michał i królowa Cecylia. Mieszkańcy państwa żyli w dobrobycie i spokoju. Jedynym zmartwieniem wszystkich był brak następcy tronu. Pewnego dnia urodziła się mała królewna.

Nadano jej imię Zosia.

Mała księżniczka rosła jak na drożdżach otoczona czułą troską swego ojca i całego zastępu opie- kunek. Królowa mało czasu spędzała ze swą córką, bo wolała jeść śniadania i obiady ze swoimi przy- jaciółkami, a wieczorami bywać w teatrze lub na przyjęciach. Często też odbywała dalekie podróże.

Króla Michała martwiło takie zachowanie żony i dlatego poświęcał Zosi cały swój wolny czas.

Mijały lata. Zosia miała siedem lat, gdy doszło do nieszczęścia. Po kolejnej zamorskiej po- dróży królowa rozchorowała się i zmarła. Cały kraj pogrążył się w żałobie. Najbardziej rozpa- czał król, który bardzo kochał swą żonę.

Zosia nie mogła tego wszystkiego pojąć, ponieważ prawie nie znała matki. Księżniczka bar- dziej przywiązała się do swoich opiekunek niż do niej. Nie pamiętała, aby mama kiedyś ją przy- tuliła czy wzięła na kolana. Kochała jednak bardzo ojca i martwiła się jego smutkiem. Ojciec przestał się teraz nią zajmować i cały czas przesiadywał samotnie.

Minął rok, potem nadszedł następny. Zosia miała już prawie dziewięć lat i postanowiła sprawić, by ojciec przestał być tak nieszczęśliwy. Z zamkowych plotek dowiedziała się, że lekarstwem na zmartwienia króla byłaby nowa żona, dlatego sama postanowiła znaleźć sobie macochę. Co prawda jej znajome, Królewna Śnieżka i Kopciuszek, ostrzegały ją przed macochą, ale księż- niczka nie zmieniła postanowienia. Spakowała pewnego dnia trochę jedzenia i nie zauważona przez nikogo, po raz pierwszy w życiu wyszła sama poza mury zamku.

Świat za murami wydawał się jej czymś tak cudownym, jak świat z bajek opowiadanych przez ojca. Najpierw szła wąskimi uliczkami, przy których przycupnęły maleńkie kamienicz- ki. W oknach stały barwne kwiaty, a na rozciągniętych sznurach suszyło się pranie. Doszła do małego rynku pełnego kolorowych straganów. Ze zdumieniem słuchała pokrzykiwań kupców zachwalających swoje towary. Okrągłymi oczami patrzyła na uganiające się za piłką dzieci, które choć biednie ubrane wyglądały na bardzo szczęśliwe. Zosia mając na sobie pięk- ne ubrania poczuła zazdrość, że nie jest jedną z nich. Przez chwilę chciała się nawet włączyć do zabawy, ale przypomniała sobie o celu swojej wyprawy i ruszyła przed siebie.

Po pewnym czasie doszła do zwodzonego mostu i nie zatrzymywana przez nikogo znalazła się na szerokim gościńcu. Stała niepewnie, rozglądając się, w którą stronę się udać. Z lewej strony rozciągały się zielone łąki i pola, z prawej widać było w oddali ciemny las. Zosia posta- nowiła pójść w stronę lasu, gdyż nigdy nie była w prawdziwym lesie, o którym tylko słyszała.

Szła przed siebie i po godzinie wędrówki znalazła się w cieniu starych dębów. Pomiędzy drze- wami dostrzegła ścieżkę. Pomyślała, że ścieżka gdzieś ją zaprowadzi. Ani przez moment nie zastanowiła się, gdzie w takim lesie znajdzie sobie matkę.

Szła przed siebie podziwiając wszystko dookoła. Słuchała śpiewu ptaków, a nawet udało jej się zobaczyć prawdziwą sarnę. W końcu poczuła zmęczenie. Usiadła więc w cieniu ogromnej sosny,

Szkoła podstawowa IV-VI

2009

(14)

gdy nagle usłyszała jakieś głosy. Zerwała się na równe nogi i cichutko podeszła do zakrętu ścieżki. Zobaczyła tam dwójkę dzieci, chłopca i dziewczynkę, którzy o coś się głośno spierali.

Na jej widok dzieci umilkły. Królewna uśmiechnęła się i podeszła do nich.

– Jestem Zosia – przedstawiła się grzecznie. – A wy jak się nazywacie? – spytała.

– Małgosia – odpowiedziała dziewczynka. – A to mój brat Jaś.

– To niemożliwe! – wykrzyknęła królewna. – Jaś i Małgosia! To wy jesteście prawdziwi?

Dzieci popatrzyły na siebie ze zdumieniem, potem chłopiec patrząc na Zosię namalował so- bie kółko na czole i szepnął do siostry:

– To jakaś wariatka!

Małgosia przyjrzała się uważnie nieznajomej i spytała:

– Dlaczego się tak dziwisz, że jesteśmy prawdziwi? Uciekliśmy do lasu, bo mamy już dość…

– Wiem! – wykrzyknęła Zosia, przerywając jej. – Uciekacie przed złą czarownicą, która mieszka w tym lesie.

– Mówiłem, że to wariatka – Jaś ciągnął siostrę za ubranie. – Lepiej stąd chodźmy. Małgosia była jednak ciekawa co to za dziwna dziewczynka, która choć pięknie ubrana szła sama przez las, a do tego mówiła takie śmieszne rzeczy.

– Kto ci powiedział, że w tym lesie mieszka czarownica? To jakieś bzdury.

– Moja niania tak mówiła. Opowiadała, że czarownica ma domek w środku lasu, łapie dzieci i je zjada. O was też mi opowiadała. Ty – pokazała na Małgosię – upiekłaś ją w piecu, żeby rato- wać Jasia, a on pokazywał jej patyczek zamiast palca i wtedy Baba-Jaga myślała, że on jest za chu- dy do zjedzenia. Baba-Jaga mieszkała w domu z piernika. Ja to wszystko wiem od niani. Tylko nie rozumiem, co to jest ten piernik? – Zosia z rozpaczą w oczach tłumaczyła się przed dziećmi.

Jaś, po wysłuchaniu wszystkiego ze śmiechu, przewrócił się na trawę. Tarzał się w niej i re- chotał wesoło. Małgosia też śmiała się na cały głos.

– Nie rozumiem, co was tak rozbawiło? – królewna poczuła się mocno urażona takim zachowaniem.

– O rany, skąd tyś się wzięła? – Jaś ledwie mógł mówić. – My mieszkamy w tym lesie, ale żadna czarownica tu nie mieszka. Chyba, że masz na myśli naszą mamę.

– Mieszkamy z mamą w małym domku w środku lasu – zaczęła tłumaczyć Małgosia. – Nasz tata był drwalem, ale umarł parę lat temu. Mama sama nas wychowuje. Żeby nas nakarmić piecze pierniki i je sprzedaje.

– To znaczy, że niania mnie oszukała?

– Nie, myślę, że ona opowiadała ci po prostu bajki, a ty, kiedy nas zobaczyłaś, pomyślałaś, że to prawda.

Zosia uśmiechnęła się do nich.

– Chyba macie rację.

Dzieci zaproponowały, aby usiadła z nimi na trawie i opowiedziała co robi sama w lesie.

Zosia wyjaśniła im, że szuka nowej mamy i żony dla swojego taty. Oni powiedzieli jej, że ucie- kli z domu bo już dość mają pomagania przy piernikach. Królewna w końcu dowiedziała się co to są te tajemnicze pierniki zajadając się nimi w czasie rozmowy. Dzieci postanowiły poznać ze sobą swoich rodziców. Rodzeństwo zaprosiło księżniczkę do swojego domu.

Okazało się, że mama szukała ich już od kilku godzin i była bardzo zmartwiona ich znik- nięciem. Ucieszyła się więc na widok dzieci, ale zmartwiła się, że Zosia tak długo jest poza pa- łacem i była pewna, że na zamku wszyscy umierają ze strachu o królewnę. Nakarmiła ją i od- prowadziła do zamku. Zosia opowiedziała mamie Małgosi i Jasia o życiu na zamku, o swojej matce i ojcu. Wdowa po drwalu nie rozumiała zachowania zmarłej królowej i postanowiła,

(15)

Chcecie bajki… oto bajka

że postara się, aby Zosia mogła odwiedzać ją i jej dzieci. Nie wiedziała, że wpadła w pułapkę zastawioną przez sprytne dzieci.

Nadszedł już wieczór, gdy dotarły do zamku. Jakież było zdumienie pani Magdaleny, kiedy oka- zało się, że nikt nie zauważył zniknięcia królewny. Umówiły się, że za parę dni Zosia znowu ich odwiedzi, a potem do zamku przyjdą Jaś i Małgosia. I tak się stało. Dzieci biegały pomiędzy chatką a zamkiem nie zauważone przez opiekunów królewny. Zosia była wreszcie szczęśliwa, miała towa- rzystwo do zabawy i kogoś, kto zastępował jej matkę. Szczęście królewny mącił widok pogrążonego w smutku króla. Doszła do wniosku, że przyszedł czas na działanie.

Okazją do wyswatania króla z mat- ką Małgosi i Jasia miały być dziewiąte urodziny Zosi. Była to uroczystość, o której na szczęście nie zapominano na dworze.

Jak co roku ojciec zapytał co by chciała dostać na urodziny. Pytanie zostało zadane w czasie wystawne- go obiadu na cześć babci królew- ny. Zwykle król słyszał o nowym kucyku, zagranicznych zabawkach czy nowych książkach. Ale nie tym razem. Zosia wstała i na cały głos wyraziła swoje życzenie:

– Chciałabym dostać brata i sio-

strę, a także mamę, która upiekłaby dla mnie całą górę pysznych pierników. Chcę mieć znowu wesołego tatę, a nie tylko jego cień. Jeżeli tego nie dostanę, rozchoruję się.

Po wygłoszeniu swojego życzenia królewna usiadła na miejscu i zaczęła jeść lody. Król siedział jak sparaliżowany, a babcia z wrażenia zakrztusiła się kawą. Reszta gości siedziała w milczeniu pa- trząc to na Zosię, to na króla. W końcu rozległy się szmery, a potem wybuchła prawdziwa wrzawa, bo goście zaczęli się spierać o to, co zrobi król. A król siedział w milczeniu, myśląc, jak ma spełnić te życzenia. Żona i dzieci to może dałoby się jakoś załatwić, ale co to – do licha – są te pierniki?

Myślał więc król przez tydzień, potem drugi i w końcu kazał ogłosić, że jeżeli znajdzie się kobie- ta, która upiecze dla jego córki najlepsze pierniczki, i będzie stanu wolnego, to on się z nią ożeni.

No i zaczęło się. Do zamku zaczęły przybywać z różnych stron niewiasty, młode i stare, grube i chude, piękne i brzydkie, a każda przynosiła upieczone przez siebie pierniczki. Król patrząc na ten pochód niewiast z przerażeniem myślał, że będzie musiał którąś poślubić. Na jego szczęście Zosia dobrze wiedziała czego chce i żadne ciastka nie mogły się równać z pierniczkami pani Magdaleny.

Czas mijał. Do urodzin było coraz bliżej, a pierniczków i żony nadal nie było. Cała ta awantura miała jeden dobry skutek, król Michał opuścił swoje komnaty i coraz częściej towarzyszył Zosi.

Nadszedł dzień urodzin. Zosia nie rozumiała, dlaczego dotychczas do zamku nie przybyła Mag- dalena z dziećmi. Niestety, zajęta ocenianiem wypieków i będąca ciągle pod okiem ojca nie mogła wyprawić się sama do lasu. Martwiła się, że mogło im się coś stać. Na szczęście była w błędzie.

Magdalena razem z dziećmi przygotowywała dla królewny prezent – piernikowy domek zdo- biony lukrem i cukierkami, otoczony płotem z piernika. W piernikowym ogrodzie były pier- nikowe drzewa, Baba-Jaga i Jaś z Małgosią. Przynieśli to cudo do zamku w dniu urodzin Zosi.

Król jako pierwszy miał okazję zobaczyć dzieło ich rąk przyjmując ich w sali tronowej. To co zobaczył, sprawiło, że po raz pierwszy od bardzo dawna uśmiechnął się. Uśmiechu tego jednak

Bajeczka o serduszku, Julia Ciszczoń, Rybarzowice

(16)

nie spowodował wspaniały domek z piernika, ale widok pięknej kobiety i jej dzieci. Do króla dotarło bowiem, że Zosia życząc sobie matki, brata i siostry miała właśnie ich na myśli. O tym, że ma rację przekonał się widząc swoją córkę w objęciach Magdaleny, która przybywając na za- mek, nic nie wiedziała o obietnicy króla i była bardzo zdziwiona, gdy król poprosił ją o rękę.

Wkrótce odbyło się huczne wesele.

Dawno, dawno temu w krainie mlekiem i miodem płynącej było sobie królestwo. Rządził ***

nim król Michał z królową Magdaleną. Mieli trójkę dzieci: królewny: Zosię i Małgosię oraz królewicza Jasia. Wszyscy bardzo się kochali i żyli długo i szczęśliwie.

Mieszkańcy królestwa opływali w dobrobyt zarabiając na pieczeniu wspaniałych pierników.

***

I miejsce, Barbara Badura

PORWANIE NOCTUS

N

adchodziła kolejna noc. Świat zaczynała spowijać ciemność. Ciemność złowroga, przy- prawiająca o drżenie. I jak co wieczór, Noctus – królowa nocy wysyłała swe dzieci – gwiazdy, by rozjaśniły niebo. I jak to niesforne dzieci zwykle czynią – bawiły się hasając po nieboskłonie.

Libra, Taurus, Gemini, Syriusz oraz Proxima Centauri tylko nocą mogły szybować w prze- stworzach i mrugać filuternymi błyskami. W tym czasie Noctus miała swe chwile odpoczynku.

Nadszedł jednak wieczór odmienny od poprzednich.

– Mama chyba zasnęła… – zauważyła Libra. – Już dawno powinna kazać nam rozjaśnić niebo.

– Pójdę do sali tronowej – zaoferował się Syriusz.

– Idę z tobą – podchwyciła Proxima.

Minęło kilka chwil i wieczorną ciszę rozdarł przeraźliwy krzyk…

– Mamooo… – dzieci frunęły jak na skrzydłach w kierunku pałacowych komnat Noctus.

Było jednak za późno. Zdążyły zobaczyć jedynie dwie ciemne postaci unoszące w nicość zwią- zaną królową nocy.

– To wysłannicy Inanis – zaszlochała Proxima. Wszystkie gwiazdy zaczęły rozpaczać. Pani ciemności porwała ich mamę! Co teraz będzie?!

– Płaczem i krzykiem nie pomożemy naszej mamie – odezwał się Syriusz – Trzeba udać się do królestwa ciemności i spróbować ją odbić. Część z nas musi jednak zostać w zamku, by nie dopuścić do jego splądrowania. Kto wyruszy ze mną?

– Ja! Ja! – kiwały się gwiazdy.

Ostatecznie Syriusz i Proxima wyruszyli w drogę przez puszcze, bagna i Las Cieni. Wędrowały w ciemnej pustce aż do świtu… Po raz pierwszy ujrzały różowawo-złocisty blask poranka, który zapowiadał pojawienie się Słońca…

– Witajcie. Czego szukacie i z czym przybywacie, o małe gwiazdy? – zapytała przyjaźnie rumiana kula.

– O dobre Słońce! Naszą matkę porwała Inanis! – wykrzyknęła z rozpaczą Proxima.

– Pomogę wam – stwierdziło Słońce, gdy usłyszało całą historię. – Nie będę rozjaśniać nieba przez kolejne cztery dni. Do tego czasu bezpiecznie dotrzecie do krainy mroku. Pójdziecie po drodze do starego mędrca, który da wam odpowiednie szaty. Przyćmią one wasz naturalny blask, co dodatkowo ułatwi wam dotarcie do krainy Inanis.

Gwiazdy wyruszyły w drogę… Mędrzec siedział przed chatą.

(17)

Chcecie bajki… oto bajka

– Wiem po co przyszliście. Po- trafię czytać w myślach. Dam wam szaty za iskrę waszego światła. Sy- riusz i Proxima bez wahania oddali starcowi po puklu swych włosów.

– Chwalebna jest wasza mądrość i ofiarność – rzekł mędrzec – Dam wam więc jeszcze moje błogosła- wieństwo.

Gwiazdy ruszyły dalej w kie- runku krainy mroku. Po dwóch dniach ujrzały wrota masywne i straszliwe, tak jak straszliwa była sława Inanis. Wrót owych strzegł kot – czarny i tłusty, o szafiro- wych ślepiach…

– Jeśli zamierzacie wstąpić do królestwa Pani Ciemności, musicie odpowiedzieć poprawnie na moją zagadkę – odezwał się ten niesamowity strażnik. – Oto ona: Nie ma to niczego, a ktoś, kto chce mieć wszystko, nie może mieć tego. Niemniej jednak ten, kto niczego nie ma, ma tego wystarczająco. Co to jest?

Syriusz w panice spojrzał na siostrę. Odznaczał się on walecznością i odwagą, ale zagadki logiczne nie były jego mocną stroną.

– To jest Nic. – rzekła z uśmiechem Proxima.

– Bardzo dobrze, możecie wejść – odpowiedział kot.

Gwiazdy weszły do zamku, który tonął w ciemnościach. Minęły przedsionek oraz szereg komnat podobnych do siebie jak dwie krople wody. W końcu dotarły do monumentalnej Sali Tronowej, w której czekała już na nich pani tej twierdzy.

– Ha… Oczekiwałam Was, dzieci mej znienawidzonej rywalki. Tak naprawdę to ja jestem prawdziwą i jedyną władczynią. Nie noc rozświetlona gwiazdami się liczy, lecz ja – absolutna ciemność. Niedługo podzielicie los matki… – syczała Inanis.

– Gdzie nasza mama? – zapytała Proxima.

– W lochach, tam gdzie i wy traficie – zaśmiała się triumfująco Inanis. – Chodźcie za mną.

Gwiazdy niczym bezwolne kukiełki omamione głosem Pani Ciemności ruszyły krętymi schodami w dolne rejony twierdzy. Wydawało się, że nic nie da się uczynić.

W najgłębszych zakamarkach zamku znajdował się loch, a w nim Noctus.

– Mamo…

– Nic ci nie jest?… – przekrzykiwały się dzieci na widok skurczonej sylwetki.

– Wy tutaj! Dlaczego nie zostałyście w domu?! – krzyknęła zrozpaczona Noctus. – Wypuść moje dzieci, błagam Cię, Inanis!

– Próżne twe krzyki – szyderczo odrzekła Pani Ciemności.

Nagle Proxima zrzuciła swą szatę skrywającą gwiezdny blask…

– Przestań!!! Razi mnie to… Oślepłam… Ratunku! – zaryczała Inanis zwijająca się z bólu.

– Szybko… Klucze! – Syriusz wyszarpnął je z dłoni Inanis.

– Mamo, wychodź! – krzyknęła Proxima.

– Zasłoń się, zasłoń… Co za straszny ból… – wyła Inanis.

– Wejdź do lochu, to ubiorę szatę. – zdecydowała Proxima.

Justyna Gluza, Godziszka

(18)

I tak też się stało. Pani Ciemności nie miała wyjścia. Zgięta w pół, wczołgała się do pomiesz- czenia, w którym jeszcze niedawno więziła swą rywalkę.

– Nie zabijajcie mnie… Błagam. – szlochała Inanis.

– Zamilcz! – odparła Noctus. – Nie zabiję cię, bo świat bez ciemności istnieć nie może. Żegnaj!

I wyszła z lochu, a za nią uszczęśliwione dzieci. Bez przeszkód udało się im opuścić zamek.

Od czasu tych dramatycznych wydarzeń wiele się zmieniło. Nigdy już Noctus nie była pozo- stawiona sama sobie, bowiem zawsze towarzyszyły jej gwiazdy. Proxima i Syriusz traktowani byli przez pozostałe rodzeństwo z większym niż dotychczas szacunkiem. W końcu to dzięki im uko- chana mama odzyskała wolność.

Gdy ostatnie promienie słońca żegnają świat, pojawia się Noctus ze swymi dobrymi dzieć- mi. Szacowny Czytelniku! Podnieś głowę i spojrzyj wtedy w niebo. Może zobaczysz przyjazne mrugnięcie Proximy lub Syriusza…

II miejsce, Angelika Krupa ***

KOŃ STRACHLIWY

D

awno, dawno temu, a może całkiem niedawno, w zielonym lesie żył sobie koń. Miał na imię Strachliwy, ponieważ wszystkiego się bał.

Kiedyś, gdy szedł przez las, spadła mała gałązka, Strachliwy zląkł się i co tchu w nogach popędził do swojej zagrody by ukryć się w stajni. Zwierzęta śmiały się z niego i często robiły mu psikusy.

Pewnego dnia małe zajączki postanowiły go nastraszyć. Po cichutku zakradły się do stajni, gdzie koń spał i narobiły strasznego hałasu. Strachliwy zerwał się na równe nogi. Nie patrząc na nie pobiegł przed siebie i zatrzymał się dopiero przed rzeką. Popatrzył na swoje odbicie w wodzie i znów się przeraził. Uciekł do stajni i nakrył się sianem. Zwierzęta szydziły z niego.

Było mu bardzo przykro i smutno, ponieważ nie miał żadnych przyjaciół. Postanowił, że pójdzie w daleki świat poszukiwać odwagi.

Nazajutrz wyruszył w drogę, ale przed tym poszedł do starej wiedźmy zapytać, gdzie znaj- dzie odwagę. Stara wiedźma powiedziała, że za lasem jest góra, a za górą jest pustynia, a za pu- stynią mieszka wróżka, która spełnia wszystkie życzenia.

Wiedźma ostrzegła Strachliwego o niebezpiecznej drodze, ale on postanowił wyruszyć.

Szedł i szedł, a ze strachu trząsł się przeraźliwie.

Kiedy doszedł do wielkiej góry, spotkał wilka. Wilk był głodny i chciał konia zjeść. Strachli- wy znieruchomiał, nie mógł zrobić nawet małego kroczku i wtedy usłyszał głos:

– Nie bój się koniku, w tobie drzemie wielka odwaga, więc idź dalej.

Z wielkim trudem koń galopem pobiegł dalej i uciekł złemu wilkowi.

Gdy dobiegł do pustyni strasznie chciało mu się pić, a dookoła był tylko piasek. Usiadł zmę- czony i pomyślał, że teraz zginie. Nagle zobaczył małego ptaszka, który zaszczebiotał:

– Idź za mną, koniku. Zaprowadzę cię do wody.

Koń bardzo bał się ptaszka, ale poszedł za nim. Ptak dotrzymał słowa. Strachliwy się napił, a gdy popatrzył na ptaka, ten zmienił się w wróżkę. Strachliwy zapytał:

– Kim jesteś, pani?

Wróżka odrzekła:

– Jestem twoją odwagą, przezwyciężyłeś strach, więc zawracaj do domu.

Strachliwy ucieszył się i pobiegł galopem do domu.

(19)

Chcecie bajki… oto bajka

Gdy przybiegł na miejsce zobaczył, że cały las stoi w płomieniach. Nie patrząc na nic wbiegł do lasu i wyprowadził z niego wszystkie zwierzęta.

Od tego zdarzenia nie nazywał się już Strachliwy, lecz Odważny i został królem zwierząt.

Gdzie się pojawił, witano go z szacunkiem. Chodził z dumnie podniesioną głową, a gdy przy- szła starość, siedząc przed kominkiem opowiadał swoją historię wnukowi, któremu dano imię po dziadku – Strachliwy.

II miejsce, Szymon Sadkowski ***

TRZY DARY

D

awno, dawno temu, w małym domku na skraju lasu mieszkała rodzina drwali. Mieli córkę o imieniu Róża. Ojciec ciężko pracował w lesie, matka zajmowała się gospodarstwem i 6-letnią córeczką.

Któregoś dnia, wczesnym rankiem, kobieta podlewała rośliny w swoim ogródku. Nagle zo- baczyła trzech staruszków, którzy stali naprzeciw jej ogrodu.

– Nie wydaje mi się, abym was znała, ale na pewno jesteście głodni? Wejdźcie do domu – powiedziała kobieta.

Staruszkowie spoglądali z niepokojem wokoło.

– Nie ma męża w domu? – zapytali.

– Nie ma, pracuje w lesie – odparła kobieta.

– W takim razie nie możemy wejść – odpowiedzieli.

Przed zmierzchem, kiedy mąż wrócił do domu, kobieta opowiedziała mu to, co się wydarzyło.

– A więc, skoro wróciłem, zatem poproś ich teraz, aby weszli – powiedział mąż.

Kobieta wyszła, aby zaprosić trzech mężczyzn do domu.

– Nie możemy wejść wszyscy razem – wyjaśnili staruszkowie.

– Dlaczego? – zapytała kobieta.

Jeden z mężczyzn wyjaśnił:

– Mój przyjaciel nazywa się Dostatek, a ten drugi to Sukces, a ja mam na imię Miłość.

– Teraz wróć do domu i zdecyduj razem z mężem, którego z nas chcesz zaprosić do waszego domu – dodał.

Kobieta weszła szybko do domu i powtórzyła mężowi wszystko, co powiedział jej staruszek.

– Zaprośmy Dostatek, aby wszedł i wypełnił nasz dom! – krzyknął z radości mąż.

Jego żona nie zgodziła się z nim i spytała:

– Dlaczego mielibyśmy nie zaprosić Sukcesu? Bylibyśmy sławni!

Całej tej rozmowie przysłuchiwała się ich córeczka, Róża.

– Nie byłoby lepiej, gdybyśmy pozwolili wejść Miłości? – zapytała cichutko.

– W ten sposób nasza rodzina byłaby pełna miłości – dodała.

Rodzice zastanawiali się przez jakiś czas, nic nie mówiąc.

– Posłuchajmy rady naszej córki – powiedział ojciec.

Matka wyszła i poprosiła do domu Miłość. Jakież było jej zdziwienie, gdy do domu weszła cała trójka staruszków.

– Zaprosiłam Miłość, dlaczego przyszliście także wy? – zapytała.

Oni odpowiedzieli razem:

– Jeśli zaprosiłabyś Dostatek lub Sukces, pozostali dwaj zostaliby na zewnątrz, ale zaprosiłaś Miłość, a tam gdzie wchodzi ona, wchodzimy i my.

(20)

III miejsce, Rafał Szwajkowski

DARY WĘŻOWEGO KRÓLA

D

awno, dawno temu, tak dawno, że nikt już tego nie pamięta, kiedy działy się rzeczy moż- liwe tylko w bajkach, żył w małej, ubogiej chatce nad rzeczką biedny chłop. Wołano go Kajtek.

Oprócz nędznej chałupiny miał kaczątko z czubem piór na głowie. Wołał na nie Czubatka.

Kaczka ta była mu najdroższa na świecie. Niczym wierny pies szła za nim wszędzie, a on doga- dzał jej, jak mógł. Zbierał dla niej świeżą trawkę, robaki, ślimaczki i inne smakołyki.

Pewnego razu szedł kamienistą ścieżką i pogwizdywał wesoło. Nagle słyszy, jakby jakiś głos wtórował jego gwizdom. Przystanął. Myślał najpierw, że to echo. Rozejrzał się dookoła uważ- nie, ale nikogo nie zauważył. Już miał iść dalej, gdy usłyszał: Pomóż mi, Kajtku.

Chłop popatrzył najpierw w prawo, potem w lewo i znów nikogo nie zobaczył. Poirytowany wykrzyknął:

– Pokaż się! Ktoś ty taki? Gdzie się chowasz?

– Zajrzyj pod krzak czarnego bzu – usłyszał.

Podszedł ostrożnie we wskazane miejsce. Patrzy, oczy przeciera. A tam leży wąż, a na jego głowie korona cała z diamentów, które mienią się w słońcu. Kajtek od razu rozpoznał, że to wężowy król. Zadziwił się chłopina i wtedy wąż znów się odezwał:

Mam do ciebie wielką prośbę. Weź mnie na swe ramiona i zanieś na tę wysoką górę, a wyna- grodzę cię sowicie. Sił mi już brakuje.

To dla mnie żaden wysiłek – wykrzyknął Kajtek – a nagrody nie oczekuję.

Kiedy dotarli na szczyt, wąż zasyczał:

Pochyl się i słuchaj uważnie. Daję ci moc nadzwyczajną. Kiedy zechcesz, skinieniem ręki wywo- łasz burze i wichury. Będziesz mógł skały i ziemię poruszyć.

Chłop podziękował grzecznie, zaśmiał się jednak w duchu.

– Co mi po takim darze… – szepnął do siebie, schodząc z wysokiej góry.

Nagle rozległ się tupot końskich kopyt i pojawił się orszak królewski z zastępem rycerzy.

– Ktoś ty? – zapytał srogo król.

– Kajtek na mnie wołają, Wasza Wysokość – pokornie odparł chłop.

– Schronienia na noc potrzebuję. Jest tu jakiś dwór, albo gospoda? – spytał władca. – Zabłądzi- liśmy na łowach.

– Nie ma nigdzie żadnej gospody, tylko moja nędzna chata – odparł Kajtek ze wstydem.

– Prowadź!

Zaprowadził więc króla i jego dwór do swojego domu. A na ich spotkanie wybiegła Czubatka.

Głodny król zagrzmiał:

– Dworzanie, łapać tę kaczkę i upiec ją na ogniu, bom okrutnie głodny.

Przerażony Kajtek runął na kolana i zaczął błagać:

– Panie, to wszystko, co mam. Hodowałem ją od maleńkości.

– Nikt nie sprzeciwi się mojej woli! – powiedział srogo okrutny król.

Serce chłopa zamarło. Wtem przypomniał sobie o mocy, jaką dostał od wężowego króla.

Skinął ręką i wtedy zerwał się ogromny wicher, porywając króla i jego dworzan.

– Ratunku! Ratunku! – słychać było przerażone glosy.

Król zawisł na najwyższym drzewie i krzyczał wniebogłosy, a Kajtek na to:

– Jeśli darujesz życie mojej kaczce, to zatrzymam wicher i bezpiecznie zejdziesz z drzewa.

– Nie chcę twojej kaczki! Ucisz wichurę! – wołał władca.

(21)

Chcecie bajki… oto bajka

Skinął Kajtek ręką i nastała cisza, a król bezpiecznie zszedł z drzewa. Niestety, to co obiecy- wał przed chwilą było podstępem i król wydał rozkaz:

– Pojmać zaraz tego hultaja, a kaczkę upiec z jabłkami.

Król nie docenił darów wężowego króla.

Rozwścieczony chłop machnął ręką raz i drugi. Zaczął lać straszliwy deszcz. Pioruny i grzmoty przeszywały niebo. Wszystko wkoło zaczęło się topić.

– Ratuj nas! – błagali dworzanie Kajtka.

„Oni są przecież niewinni” – pomyślał chłop. – „To król jest kłamcą i niewdzięcznikiem.”

Ulitował się więc nad rycerzami i cofnął czary.

Kiedy nastała cisza i deszcz przestał bębnić, stała się rzecz niesłychana.

Uratowani rycerze okrzyknęli go swoim królem.

– Zostań naszym nowym królem! – żądali. – Jesteś potężny, umiesz władać żywiołami. Ta- kiego władcy chcemy!

Wsadzili Kajtka na konia, a wcześniej ubrali go w czerwone, królewskie szaty. Na głowę na- łożyli koronę, a do ręki dali berło.

Roześmiał się Kajtek, wiedział przecież, że nie nadaje się na wład- cę. Rycerze jednak ciągle krzyczeli:

– Nasz nowy król! Nasz nowy król!

Oszołomiony chłopina rozejrzał się za swoją przyjaciółką Czubatką.

Zobaczył ją niedaleko, zeskoczył z ko- nia i szczęśliwy, że nic jej się nie stało, ucałował ją w jej pomarańczowy dzió- bek. Wtem jasność nastała i oślepiła wszystkich wkoło. Mała kaczka zamie- niła się w piękną królewnę.

– Byłam zaczarowana, a twój po- całunek przywrócił mi ludzką postać.

Kajtek uściskał królewnę. Pomógł

jej wsiąść na konia i pojechali razem do zamku. Tam żyli długo i szczęśliwie. A okrutny król został w chacie Kajtka i żył tam aż do śmierci.

III miejsce, Natalia Pacyga ***

KŁÓTLIWY TYDZIEŃ

G

dzieś w malutkim pokoiku, na biurku Oliwii stał piękny kalendarz szkolny. W nim dziew- czynka zaznaczała terminy wszystkich kartkówek, sprawdzianów, spotkań.

Pewnego dnia, gdy była w szkole, kartki z kalendarza poruszyły się gwałtownie. Posprzeczał się Poniedziałek z Wtorkiem:

– Ej, ty, Wtorek! Nie przesuwaj się tak na mnie, bo nasza pani nie zapisze w mojej tabel- ce żadnych informacji! – oburzył się Poniedziałek.

– Jak już zwracasz się do mnie, to – Wtorku, kochany, to właściwa forma wołacza. A tak w ogóle, ja się wpycham? Dobre sobie! Ja jestem dobrze wychowany, wystarczy mi tyle miejsca, ile dała mi Oliwka! – odparł gniewnie.

Porwanie Noctus, Karolina Basiura, Godziszka

(22)

Tak oto rozpoczął się pierwszy tydzień roku szkolnego.

Następnego dnia Wtorek z Poniedziałkiem nie odzywali się do siebie, ale  za to Środa z Czwartkiem zaczęła kolejną dyskusję:

– Jestem ciekawa, jaki Oliwcia lubi dzień? – zastanawiała się Środa.

– Ja, sądzę, że to właśnie mnie lubi najbardziej! – odezwał się pewny siebie Czwartek.

– A niby dlaczego?! – oburzyła się Środa.

– Przecież, gdy jest mój dzień ona bawi się lalkami i jest najbardziej radosna!

Po takiej wypowiedzi Czwartku, Środa nie odezwała się już ani słówkiem.

Nadszedł kolejny dzionek…

– Myślicie, że Oliwka znów zaprosi swoje koleżanki, kiedy będzie mój dzień? – zwróciła się do wszystkich Sobota, chodź była przekonana, że nie może być inaczej.

Zignorował to Piątek, stwierdzając, że nie będzie rozmawiał z takimi mądralami. Wieczo- rem Sobota wpadła na genialny pomysł:

– Zagłosujmy, która lub który z nas jest najbardziej lubiany przez Oliwkę? Co wy na to?

– Dobry pomysł! – stwierdził Poniedziałek.

– A więc zaczynajmy! – wykrzyknęli chórem.

Głosowanie było ściśle tajne. Każdy z dni tygodnia wskazał swojego kandydata, a potem chował karteczkę do malutkiego schowka. Pisali wszyscy oprócz Niedzieli, która powstrzymała się od głosu, ponieważ, jak na nią przystało, świętowała.

– Czy wszyscy gotowi do ogłoszenia wyników? – zapytała organizatorka.

– Tak, chcemy wiedzieć! – zawołali razem, mocno podekscytowani.

– Uwaga, z tego co odczytałam, to… wszyscy mamy po jednym punkcie?! – zdziwiła się.

– Hura! – zawołała szczęśliwa Środa.

– Ale jak to? – zapytał z niedowierzaniem Piątek.

– Znając was, jestem przekonana, że każdy głosował na siebie! – odezwała się jak zwykle bardzo spokojna Niedziela.

Zapadła cisza, wszyscy wiedzieli, że to prawda. Kiedy Oliwia wróciła do domu, każdy usta- wił się na właściwym miejscu.

Dziewczynka do późna odrabiała zadanie, zanotowała coś w każdej kalendarzowej tabelce.

Dni wydawały się być zadowolone.

Mijały tygodnie, miesiące, a kalendarzowe tygodnie odzyskiwały pogodny nastrój. Zacho- wywały się tak, jakby wcześniejszych ostrych wymian zdań w ogóle nie było. Wszyscy rozma- wiali swobodnie.

Któregoś dnia…

– Jak wam się spało? – zapytała Środa.

– Bardzo wygodnie! – odpowiedzieli chórkiem.

– Widzieliście wczoraj, jak Oliwia pięknie pisała list do swojej cioci Ulki? – zapytał zainte- resowany Piątek.

– Tak, naprawdę zdolna jest ta nasza pani.

Całe popołudnie spędzili gawędząc sobie, bez nieporozumień.

– Mamo, jestem! – usłyszeli głos Oliwki, która właśnie wróciła ze szkoły. – Wysłałam ten list.

– Bardzo dobrze! A teraz pochwal się, co w szkole. Jaką średnią ocen uzyskałaś? – zapytała mama.

– Moja średnia to… (przez chwilę nic nie mówiła, żeby stworzyć napięcie) 5,7! – wykrzyczała.

– Jestem z ciebie dumna, moja krew! – pochwaliła ją mama.

Po chwili dziewczynka wpadła do swego pokoiku, podśpiewując. Usiadła na krześle przy biur- ku i zapisała w swym kalendarzyku, poprzecznie, wielkimi literami jedno słowo: WAKACJE.

(23)

Chcecie bajki… oto bajka

– Czy wy widzicie, to co ja? – zapytał z niedowierzaniem Czwartek.

– No cóż, od teraz wiemy, że żadna ani żaden z nas nie jest gorszy ni lepszy, po prostu jesteśmy tacy sami! – odezwała się bardzo szczęśliwa Środa.

– A jak się skończą te WAKACJE? – zastanawiali się.

– To proste – każdy z nas będzie inny, a zarazem wyjątkowy i miejmy nadzieję, że szczęśliwy dla Oliwki i innych dzieci!!! – wykrzyknęły radośnie wszystkie dni tygodnia.

– No, nareszcie to zauważyli – wyszeptała do siebie, jak zwykle zrelaksowana, Niedziela.

***

III miejsce, Piotr Pawlik

ZWYCIĘSTWO

Mam na imię Jack. Jestem jedenastoletnim autem wyścigowym marki Honda. Opowiem wam historię, która przydarzyła mi się rok temu.

Był marcowy poranek. W tym samym dniu miałem iść do mojego kolegi Toyoty na jego dwunaste urodziny. Właśnie jadłem śniadanie. Mama ugotowała moją ulubioną potrawę, czyli olej. Na deser dostałem smar

z benzynową polewą. Gdy skoń- czyłem jeść śniadanie, postano- wiłem trochę poćwiczyć na torze.

Jeździło mi się znakomicie, więc możecie się domyślić, że miałem dobry humor. Tor znajdował się obok kościoła. Nagle usłyszałem bijące dzwony. Patrzę na zegar, który wisiał na samej górze ko- ścielnej wieży, a na nim dokładnie południe! Pędziłem przez ulice, bo chciałem zdążyć na urodziny, a przecież musiałem się jeszcze umyć i zapakować prezent. Po dzie-

sięciu minutach byłem gotowy. Założyłem moje nowe, czerwone opony i ruszyłem. Gdy przyjechałem pod garaż kumpla, zaniemówiłem. Był przepięknie udekorowany wstążka- mi i balonami. W drzwiach stał uradowany Toyota wraz z kolegami ze szkoły. Solenizant przyjął mnie z wielką radością. Złożyłem mu życzenia i dałem prezent. Potem wszyscy razem zasiedliśmy do stołu pełnego łakoci i kawałków tortu. Nie znałem dobrze kolegów To- yoty, ponieważ byli starsi ode mnie o kilka lat. Jeden z nich był bardzo smutny, więc spytałem, co go gryzie. Po chwili odpowiedział, że jest trenerem, a jego zawodnik znalazł sobie innego nauczyciela. Powiedziałem mu, że jestem jeszcze młodym i niedoświadczonym, ale bardzo szybkim autem i gdybym trochę poćwiczył, to byłaby ze mnie niezła wyścigówka. Po długim milczeniu oznajmił, że będzie mnie trenował. Radość moja była ogromna. Zacząłem trenować codziennie po trzy godziny. Z dnia na dzień byłem coraz lepszy, osiągałem coraz lepsze czasy.

Po siedmiu miesiącach mój trener uznał, że jestem gotowy do zawodów. Byłem bardzo szczę- śliwy. Następnego dnia odbyły się kwalifikacje. Miałem dużą tremę, ale przeszła, gdy sędzia dał znak do startu. Przeciwnicy byli bardzo szybcy, ale dzięki dobremu startowi prowadziłem.

Niedojadek, Dominika Dadok, Rybarzowice

(24)

Wreszcie po sześćdziesięciu okrążeniach dojechałem jako pierwszy. Nazajutrz były zawody, więc w nocy prawie nie spałem.

Nadszedł oczekiwany dzień.

– Za dziesięć minut zawody – pomyślałem.

Gdy wyjechałem z garażu, zobaczyłem tłumy kibiców. W zawodach brało udział wraz ze mną pięciu zawodników. Po długim oczekiwaniu ustawiliśmy się na pozycjach starto- wych. Ruszyliśmy, słychać było tylko pisk opon. Przed nami było 100 okrążeń. Byłem lide- rem wyścigu. Cały czas jechałem pierwszy, a za mną czterech zawodników. Po długiej jeździe zaczęło się ostatnie okrążenie. Nadal byłem pierwszy. Zobaczyłem w lusterku, jak rozwścieczo- ny Dick (czyli jeden z moich rywali) spycha drugiego zawodnika poza tor. Nie mogłem na to dłużej patrzeć. Zatrzymałem się. Dick mnie wyprzedził, ale ja na to nie zwracałem uwagi, tylko z całych sił zacząłem pchać do mety poobijanego Maxa, którego wypchnął z toru Dick. Doje- chałem do mety jako ostatni. Nagle usłyszałem, jak tłum kibiców wiwatuje: „Jack! Jack!”. Byłem bardzo szczęśliwy. Nigdy nie zapomnę tej historii.

(25)

I miejsce, Anna Świerczek

ZACZAROWANE WAKACJE

Z

aczęły się wakacje, ale wcale się z nich nie cieszę. Mieliśmy z rodzicami pojechać nad mo- rze. To mnie dopingowało do nauki. Świadectwo otrzymałam celujące. Jednak nie będę spa- cerować po plaży. Pojadę do babci. Rodzice tak zdecydowali. Podobno nie stać nas na ten wyjazd.

Taką dostałam nagrodę za dobrą naukę. Spędzę miesiąc u babci, którą interesuje tylko jej stary sklep. Mama widzi, że jestem zła, tłumaczy mi, pociesza, ale mojego rozczarowania nic nie ukoi. Jestem już spakowana. Jutro tata zawiezie mnie do Starkowa.

Dom babci niewiele się zmienił od mojej ostatniej wizyty. Tylko drzewa są jakby starsze.

– Witaj, Ewuniu. Tak się cieszę, że przyjechałaś! – zawołała stojąca w drzwiach babcia.

– Dzień dobry – odpowiedziałam.

– Przygotowałam twój ulubiony pokój. Myślę, że będziesz zadowolona.

– Mamo, Ewa nie jest grymaśnym dzieckiem. Na pewno będzie zachwycona – powiedział tata.

Pokój był znośny. Moje najgorsze obawy stały się faktem. Babcia zaczęła opowiadać o swoim sklepie.

– Ewuniu, musisz koniecznie pójść ze mną do sklepu. Nie uwierzysz, ile ciekawych rzeczy teraz tam mam. Ludzie to mają cuda w domu, nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Jeden pan przyniósł mi ostatnio wazon. Powiedział, że należał do zmarłej żony. Nie wie, ile jest wart, ale musi go sprzedać, bo emerytura kiepska, a leki trzeba kupić. Mówię ci, cudo prawdziwe.

– „Takie wakacje, to chyba za karę” – pomyślałam.

Babcia jednak nie przestawała:

– Nie otwierałam sklepu rano, bo czekałam na ciebie. Zaraz po obiedzie pójdziesz ze mną.

– Babciu, czy mogłabym zostać? Jestem trochę zmęczona.

– Dziecko drogie, ty jesteś zmęczona?! Młoda jesteś. Gdzie twoja energia?! Nie ma mowy, pójdziemy razem!

Poszłyśmy. Sklep jak sklep. Dużo staroci, stoły, krzesła, zegary, wazony. Nic ciekawego. Tylko jeden obraz zwrócił moją uwagę. Niezbyt duży, ale piękny w swojej prostocie. Przedstawiał spa- cerującą dziewczynkę po łące pełnej biało-różowych stokrotek. Dziewczynka sprawiała wrażenie bardzo smutnej. Kilka razy przechodziłam obok obrazu, nie mogąc oderwać od niego wzroku.

– Zwykły obraz, ale jakiś tajemniczy – powiedziałam sama do siebie.

– Co mówisz, Ewuniu? – usłyszałam nagle babcię.

Zupełnie zapomniałam, że jestem u niej w sklepie. Obraz wypełnił wszystkie moje myśli.

– Bardzo podoba mi się ten obraz babciu. Chciałabym go mieć.

Dopiero po wypowiedzeniu tych słów, zrozumiałam ich sens.

– Tak, masz rację, obraz jest piękny. Niestety, nie mogę ci go dać, chociaż jesteś moją wnucz- ką. Nie mam w zwyczaju rozdawać cudów z mojego sklepu.

Musiałam mieć strasznie przygnębioną minę, bo nagle babcia powiedziała:

– Jest jednak pewien sposób. Będziesz przychodziła tutaj ze mną. Od czasu do czasu trzeba poprzecierać meble, bo kurz na nie osiada. Lada też wymaga polerowania. Jestem już stara, nie mam siły, a dla ciebie to nie powinien być duży kłopot. Za swoją pracę otrzymasz obraz.

Gimnazjum

2009

(26)

Nie posiadałam się z radości, ku swojemu zaskoczeniu zarzuciłam babci ręce na szyję i po- wiedziałam:

– Bardzo ci dziękuję. Będę pilnowała, żeby wszystko lśniło, nie zawiedziesz się na mnie.

Codziennie chodziłam do sklepu, wycierałam kurze, polerowałam ladę i robiłam, co mo- głam, aby zadowolić babcię. Przebywając w sklepie, mogłam spoglądać na obraz.

Trzy tygodnie minęły w oka mgnieniu.

Pewnego dnia siedziałam z babcią na ganku, rozkoszując się zapachem skoszonej trawy i śpie- wem ptaków. Ten sielankowy nastrój skłonił mnie do rozmowy.

– Wiesz, babciu, strasznie mi wstyd. Nie chciałam do ciebie przy- jeżdżać. Miałam nadzieję, że poje- dziemy nad morze. Teraz jednak uważam, że moje wakacje, pomimo że nie ma tu zbyt wielu atrakcji, są udane.

– Cieszę się, Ewuniu, że tak uwa- żasz. Dzieci nieraz chcą więcej niż rodzice mogą im dać. Kiedy do- rośniesz, zrozumiesz, że życie jest trudne. Mam nadzieję, że obraz zrekompensuje ci brak tych atrak- cji, o których marzyłaś.

– Naprawdę mi go dasz?

– Oczywiście, przecież ci obiecałam. Jest już w twoim pokoju. Uważam, że na niego zapracowałaś.

Pobiegłam do pokoju. Obraz rzeczywiście stał na stole, oparty o ścianę. Spojrzałam na nie- go, był jakiś inny. Nagle zrozumiałam. Dziewczynka stała na łące pełnej margaretek.

– Byłam przekonana, że na łące rosną stokrotki! – szepnęłam zdumiona.

Nagle obraz zaczął się powiększać, zrobiło się z niego okno. Czułam wyraźnie zapach kwia- tów i powiew wiatru.

– Chyba oszalałam, przecież obrazy się nie powiększają!

Zrobiłam niepewny krok, potem drugi i ...weszłam do obrazu.

Dziewczynka popatrzyła na mnie swoimi smutnymi oczyma i zapytała:

– Kim jesteś?

Nie mogłam wykrztusić słowa. Z niedowierzaniem patrzyłam na łąkę i nieznajomą.

– Kim jesteś i skąd się tutaj wzięłaś? – powtórnie zapytała dziewczynka.

– Mam na imię Ewa, ale sama nie rozumiem, jak się tutaj znalazłam – odpowiedziałam niepewnym głosem.

– Pewnie zjawiłaś się, aby mi pomóc. Moje modlitwy zostały wysłuchane – powiedziała nieznajoma.

– Jakie modlitwy, o czym ty mówisz?

– Usiądźmy, to wszystko ci opowiem. Na imię mam Oliwia. Przychodzę na tę łąkę, bo tu- taj mogę odpocząć. Kiedyś wszyscy żyliśmy szczęśliwie, ale pewnego dnia nasz władca został pojmany i zamknięty w lochu. Nikt nie potrafi go uwolnić, żaden klucz nie pasuje do zamka.

Teraz naszym panem jest zły człowiek. Żyje nam się ciężko, głodujemy. Potrzebujemy pomocy.

Pomyślałam, że ty nam pomożesz.

Koń strachliwy, Filip Cader, Rybarzowice

(27)

Chcecie bajki… oto bajka

– Ja? Przecież jestem dzieckiem. Nie mam pojęcia o złych władcach i uwalnianiu z lochów ludzi.

– Ale jesteś z innego świata. Musisz być dobra i szlachetna, skoro się tutaj dostałaś. Może jednak coś wymyślisz...

Poszłam z Oliwią do miasteczka. Miała rację, ludziom żyło się ciężko, pałac natomiast był imponujący. W jego podziemiach znajdowały się lochy, nie było tam wartowników, ponieważ jedyny więzień nie miał szansy uciec. Nie było klucza, aby otworzyć stary, zardzewiały i duży zamek.

– Tu potrzebny jest duży klucz – powiedziała Oliwia.

– Taki, jaki wisi u babci w kuchni, zawieszony na starym łańcuszku – odpowiedziałam jak w transie.

– O czym ty mówisz? Nie rozumiem ani słowa z tego co powiedziałaś.

Nie słuchałam jej. Czy to możliwe, żeby klucz wiszący u babci pasował do tych drzwi?

– Wchodzenie do obrazu też jest niemożliwe – odpowiedział mi wewnętrzny głos.

– Wiem, gdzie jest klucz – powiedziałam do Oliwii. – Tylko nie wiem, jak mam wrócić do mojego świata.

– Musisz zasnąć. Tylko przez sen uda ci się wrócić.

Położyłam się w cieniu drzew, niedaleko wejścia do lochów, próbując zasnąć. Chyba mi się udało, bo obudziłam się w pokoju. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam obraz. Na łące rosły stokrotki.

– To był sen, a ja myślałam, że ratuję świat – szepnęłam.

Zeszłam na dół. Babcia dalej siedziała na ganku. Dla zaspokojenia swojej ciekawości poszłam do kuchni. Klucz wisiał na swoim miejscu. Wtedy usłyszałam skrzypnięcie drzwi i głos babci:

– Na co tak patrzysz, Ewuniu?

– Babciu, skąd masz ten duży klucz? – zapytałam.

– Nie znam jego pochodzenia, był w tym domu odkąd pamiętam. A co, też byś go chciała?

– Nie mam odwagi prosić… – odpowiedziałam.

– Został jeszcze tydzień, myślę, że wystarczy, aby zapracować na klucz.

– Babciu, jesteś kochana, ale problem w tym, że ja ten klucz potrzebuję zaraz.

– Skoro tak, to go zabierz.

Zabrałam klucz i pobiegłam do swojego pokoju. Na obrazie były margaretki. Cała drżałam ze zdenerwowania. Obraz powiększył się i znów znalazłam się na łące z Oliwią.

– Masz klucz? – zapytała.

– Mam – odpowiedziałam i pobiegłyśmy do lochów.

Trzęsącymi się rękami włożyłam klucz do zamka. Ciężko go było przekręcić, ale razem nam się udało. Zamek ustąpił i drzwi otworzyły się. Z celi wyszedł brudny, zarośnięty i bardzo wy- chudzony mężczyzna. W błękitnych oczach, którymi na mnie spojrzał, była dobroć.

– Jestem ci bardzo wdzięczny, drogie dziecko, za uwolnienie.

– Cieszę się, że mogłam pomóc – odpowiedziałam lekko zakłopotana.

Później wszystko potoczyło się jak we śnie. Zły władca został ukarany za swoje niecne czyny, a dobry zamieszkał w pałacu. Ludzie byli bardzo szczęśliwi. Wiedzieli, że nastaną teraz dobre czasy.

Czułam, że wypełniłam już swoje zadanie i chciałam wracać.

Dobrosław, bo tak miał na imię uwolniony władca, jeszcze raz bardzo mi podziękował. Ra- zem z Oliwią poszłyśmy do znajomego zagajnika. Pożegnałam się ze swoją przyjaciółką, po- łożyłam się i zasnęłam.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Goczałkowice – Zdrój nie mamy do czynienia z samym problemem nadużywania narkotyków oraz potrzebą objęcia osób nadużywających pracą socjalna i terapeutyczną. Jednakże jest

Wszyscy mieszkańcy łąki już wstali i wzięli się do pracy – dzieci wstają. Zajączki skaczą po łące – dzieci mówią trzy razy: kic, kic, kic, i wykonują trzy skoki obunóż

Gminny Ośrodek Kultury w Buczkowicach składa serdeczne podziękowania Spółdzielni „Bystrzanka” za pomoc przy organizacji bezpłatnych warsztatów tanecznych, które odbyły

Uczestnik zajęć prowadzonych przez Gminny Ośrodek Kultury w Ciasnej zobowiązuje się do reprezentowania Gminnego Ośrodka Kultury w Ciasnej w mistrzostwach, festiwalach, konkursach,

Adresat: Uczniowie ze szkół z Gminy Stanin Liczba uczestników: około 150.. Środki pozyskane z Gminnej Komisji

1 RODO, oświadczam, iż wyrażam zgodę na przetwarzanie danych osobowych zawartych w zgłoszeniu konkursowym, danych dotyczących wyników konkursu „NAJPIEKNIEJSZA

21. Adnotacja o wniesieniu uwag przez członków obwodowej komisji wyborczej z wymienieniem konkretnych zarzutów '"'); jeżeli nie ma, wpisać „brak zarzutów”:.

(Kartę do głosowania należy włożyć do koperty, zakleić i dostarczyć do Miejsko-Gminnej Biblioteki Publicznej w Skępem, ul. Kościelna 2, 87-30 Skępe lub wrzucić do.