• Nie Znaleziono Wyników

Charakter Fryderyka Wilhelma III

W dokumencie Książka do czytania Cz. 2 (Stron 171-175)

107. Uleczona choroba

19. Charakter Fryderyka Wilhelma III

^<1; Największe boleści, towarzyszące zwykle nieszczęściu, przypadły temu królowi, a przecież wychylił on ten kielich goryczy z spokojem , nie okazując ani niezadowolnienia, ani cierpkości, odbijającej się zwykle w pożyciu, zwłaszcza z pod­ władnymi; owszem na twarzy jeg o rozlany był wprawdzie poważny smutek, ale obok tego odhijała słodycz, którą sobie wszystkich ujmował. Słodycz ta zdobiła tę poważną postać i dodawała hartu duszy, a przezto wyrobiła się w nim siła charakteru, przenikająca go na wskroś i stanowiąca podstawę żyda jego. Dlatego też dobroczynność je «o nie była, jakto zwykle bywa, przypadkowa, nie była wynikiem fantazyi, albo chwilowego porywu, która zwykle po spełnieniu czynu z pa­ mięci ulata; ona była wynikiem słodyczy, przejmującśj na wskroś serce je g o , była jego karmią tak, iż o nim słusznie powiedzieć można: gdzie szed ł, tam czynił dobrze. Często bardzo, jak opowiada stary sługa, zwykł był mawiać, ocierając łzy nędzy i pocieszając smutnych: „B óg łaskawy mi dopomógł, dlatego moją jest rzeczą, z innymi podzielić się tem, co mam z ręki Boga naszego.*1 Takim był dla wszystkich bez ró ­ żnicy; zawsze i każdśj chwili dobrocią się swą odznaczał; widoczna, że łagodność i dobroć były jego właściwą naturą.

2. Kiedy królewicz Fryderyk Wilhelm III. był jeszcze dziesięcioletnim chłopczykiem, przyniósł jakiś ogrodnik w sty­ czniu na dwór królewski koszyczek dojrzałych wisien i prosił, aby je odkupić. Królewicz, ujrzawszy o tćj porze wiśnie, ucieszył się bardzo i pragnął, aby ich jak najprędzej m ógł skosztować. Gdy mu jednak powiedziano, że wiśnie te ma­ ją 15 marek kosztow ać, zdziwił się i zawołał: „Col za ko­ szyczek wisien 15 marek? nie chcę ich! * Ale kiedy wkrótce potem zgłosił się do królewicza pewien szewc z Poczdamu, który przez chorobę popadł w wielkie ubóstwo i wniósł prośbę o udzieleniu mu 60 marek na zakupienie skór, inaczśj sobie postąpił. Królewicz zapytał się podskarbiego swego, ileby miał jego pieniędzy, a usłyszawszy, że 150 marek, natychmiast

takowe szewcowi wyliczyć kazał.

3. Razu pewnego w Poczdamie wyszedł król na ulicg w towarzystwie adjutanta. Nagle adjutant wysunął się na­ przód, abv gromadkę wesołych chłopców usunąć, którzy na drodze w krąg się bawili. Król, poznawszy myśl je g o , ujął

g o za rękę i rzekł: „Czyżeś się nigdy w ten sposób nie bawił? Nigdy się nie godzi dzieciom w niewinnćj zaDawie przeszkadzać i takowe zasmucać, gdyż młodość tak prędko przemija."

4. Inną razą niósł cukierniczek na półmisku placek. Gdy przechodził na drugą stronę ulicy, stąpnął nieostrożnie, a półmisek z plackiem, wypadłszy mu z rąk na bruk, roz- strzaskał się w kawałki. Król, spostrzegłszy chłopca rzewnie płaczącego, bez pytania o przyczynę płaczu pogłaskał go po twarzy i rz e k ł: Pójdź ze m ną!1' Chłopiec, nieznający osoby króla, szedł z drżeniem. Gdy przybyli do zamku, rozkazał król wydać chłopcu piękniejszy jeszcze półmisek i lepszy do­ łączyć placek, dodając tylko łagudnie uwagę, aby na przyszłość był ostrożniejszy. Kiedy się później, zaczerpnąwszy wieści o prowadzeniu się chłopca, przekonał, że takowe było wzo­ rowe, przekazał mu korzystne miejsce w cukierni nadwornśj.

5. a) Inną vazą znów wyszedł król w zwyczajnym oficerskim mundurze bez wszelkich oznaK monarszych z jedną ze swych córek na przechadzkę. W tem przybiega mały, biedny chłopczyna i z łzami prosi, aby mu odkupił sakiewkę. Król zagadniony każe mu się oddalić, ale chłopczyna, nie- zrażony tem, prosi tem usilniśj; „D obry panie poruczniku, kup chociażby jednę sakiewkę, wszak tylko 10 fenygów kosztuje, a jeżeli panu niepotrzebna, podaruj ją tćj pięknśj panience/1 Powtórnie zgromiony chłopczyna westchnął ciężko z głębi serca: .,B oże!“ zawołał, „kiedy tak, więc dziś na obiad niczem nie będziemy się mogli posilić.11 Na te słowa stanął k ról, a wziąwszy z koszyka chłopca sześć sakiewek, podał mu dziesięcinmarkówkę.

b) Chłopczyna, ujrzawszy złotą monetę, zawołał: „W iel­ możny panie poruczniku, czy nie masz drobnśj monety, gdyż ja reszty wydać ci nie mngę.“ K ró l, wzruszony dziecka uczciwością, która się zresztą w całćm jego malowała obliczu, zaczął się o bliższe jego stósunki familijne wypytywać. Gdy mu ten oświadczył, że matka jego jest wdową po feldweblu, że mieszka na poddaszu, a wyrobem małych sakiewek siebie i sześciorgo małych jeszcze dziatek żywi, odezwał się łago­ dnie: „Idź więc do dom u, oddaj matce pieniądze i powiedz, żeto odemnie podarunek." Kiedy tem uradowana rodzina siedziała właśnie przy obfitszym jak zwykle obiedzie, wszedł królewski adjutant, mający zbadać, czy chłopczyna prawdg powiedział. Kiedy rzetelność jego i z innych stron potwier­

dzono, kazał wszystkie sześcioro dziatek w ochronie wychować, matce zaś 300 marek rocznśj pensyi wypłacać.

6. a) Fryderyk Wilhelm III. stał razu pewnego z małżonką, swoją przy oknie. Królowa trzymała na ręku młodego na­ stępcę tronu, bawiącego się złotemi monetami. Wtem zbliżył się ubogi starzec, a niepoznawszy królewskiśj pary, prosił pokornie: „D «bry panie, zlituj się nad starcem, którego syn jedyny żołnierzem i w dalekie przeniesiony strony.*1 Król otworzył natychmiast okno, a królowa wsunąwszy w rękę małemu następcy tronu 4 monety zło te , zawołała z go­ dnością: „Frycku, daj to biedakowi.1* Tćj chwili rzucił je młody książę w kapelusz starca, który tak bogatym darem zmieszany, zaledwo zdobywszy się na słowo podzięki, powoli się oddalać zaczął.

b) Zaledwie przecież 10 był uszedł kroków, kiedy go doszedł głos k rólow ćj: „Przyjacielu, wróć się na chwilę 1“ Starzec wrócił się natychmiast. „Jak się nazvwasz, mój przyjacielu?“ „Nazywam się B e r g h o f , 11 była odpowiedź. „Byłem siodlarzem w Brandenburgu, a wzięty do wojska, przez lat 23 wiernie służyłem pod sztandarami W ielkiego króla Fryderyka.1* Król, wzruszony rzewnemi słowami i nędzą starego inwalida, usunął się od okna, a usiadłszy przy swćm biórku, napisał prędko na kartce: „Upoważniam kasę ministerstwa wojny do wypłacania staremu Berghofowi 36 marek miesięcznie.

, Fryderyk Wilhelm. “

i wręczył tekową starcowi.

Berghof, odczytawszy te słowa, chciał się rzucić do nóg króla, lecz ten, zamknąwszy okno, zdała tylko przesłał mu wdzięczny ukłon i oddalił się z małżonką.

7. a) Cesarzowa rosyjska przesłała najdroższemu ojcu swemu w Azyi hodowany kwiat, którego dotąd w Niemczech nie znano, odznaczający się nadzwyczajną farb pięknością i najprzyjemniejszą w świecie wonią. Ogrodnik nadworny Fintelmann hodował go z wielkim skutkiem, trzymając się przepisów uczonego Humboldta, w pięknćj i na działanie słońca wystawionćj cieplarni, na tak zwanćj pawiśj wysp ę. K ról, wielki lubownik kwiatów, cieszył się niewymownie z cudownego kwiatka, oglądał go często i nadał mu nazwę ukochanej swśj córki „Charlotte.** Ilekroć przybywał na pawią wyspę, co się często zdarzało, tylekroć pierwsze pr?y wysia­ daniu stawiał pytanie: „Jak się moja kochana miewa Char­

lotte ?“ Ogrodn;k też zwracał na nią szczególną uwagę i otaczał ją najtroskliwszą pieczołowitością.

b) Jakież być musiało przerażenie b'ednego ogrodnika, kiedy w jednym z następnych tygodni gorącego lata nie ujrzał kwiatu, tak monarsze ulubionego, który niestety ktoś z pu­ bliczności, zgromadzającćj się na wyspie bardzo licznie, nie­ rozważnie zerwał. Prawie bezprzytomny z oburzenia, przebiega pomiędzy gośćmi, bacząc uważnie, czy u którego z nich wy­ kradzionego nie zobaczy klejnotu. Niepokojem miotany, stawa w miejscu, do którego przybijał statek, na którym zwiedzający wyspę jrzybywali i odjeżdżali. Naraz spostrzega młodego i przyzwoicie ubranego człowieka, który w dziurce od surduta ów drogi zatknął sobie kwiatek.

c) Młodzieniec szedł sobie wesoło i swobodnie, do żadnćj nie poczuwając się winy. Zatrzymany i do odpowiedzialności pociągnięty, że rozmyślnie zapewne tak królowi drogi i rzadki kwiat zerwał, tłumaczył się najzupełniejszą nieświadomością, i owszem mocno żałował, że ukochanemu monarsze najnie- winnićj tak bolesną wyrządził krzywdę. Niekontentuje się tem ciężko dotknięty ogrodnik i prowadzi przerażonego jeszcze m ło­ dzieńca do swego mieszkania. T u w obecności trzech świad­ ków wypytuje się o jeg o imię, nazwisko, stósunki familijne, w ogóle o wszystko, coby mu bliższe objaśnienie sprawy ułatwić m ogło, którą królowi przedłożyć zamierzał.

d) Kiedy zatem krril znowu na wyspę pawią przybył i wedle zwyczaju: „C óż moja kochana Charlotte porabia," się zapytał, ogrodnik ze łzami zaczął o owym nieszczęśliwym i bolesnym opowiadać wypadku, „A to samo zawsze powtarzać się będzie, Najjaśniejszy Panie, jeżeli publiczności wstępu na wyspę na zawsze nie zakażesz.14 „C óż tu zawiniła pu­ bliczność," odpowiedział król, „że się pomiędzy tysiącem jeden znalazł nieprzyzwoity, który nadużył pozwolenia? Wyspa ta przecież nie służy mnie samemu, który i tak rzadko tylko dotąd przybywać mogę. Zresztą na cóżby się przy­ dały te wszystkie piękności i ów cu iny, lecz niestety tak krótkotrwały kwiat Charlotty, gdyby się nim i inni nie mieli ucieszyć ?“

e) Chociaż ogrodnik o ukaranie owego młodzieńca go­ rąco prosił i w tym celu spisany z nim protokół królowi pod­ suwał, nie zgodził się na to monarcha. „Nie chcę znać na­ zwiska sp raw cy/1 wyrzekł król z powagą, „gdyż pod tym względem mam nieszczęśliwą bardzo pamięć. Łatwoby być m ogło, iżby wir.nwajca ten k:edyś się do mnie z jaką udał prośbą, czyż. przypomniawszy sobie nazwisko je g o , mógłbym

się obronić przykremu wrażeniu i nie okazać się mu może nieprzychylnym? Zapomnienie jest przebaczeniem!11

f) Z opisanvch tu wypadków jaka pełna, prawdziwćj chrześciańskićj łagodności i wyższćj dobroci odsłania się postać. Znając dokładnie serce ludzkie, w którśm doznane przykrości zwykle dotkliwćm odbijają, się wrażeniem, pragnie król temu się oprzeć i siebie zwyciężyć. Jeżeli nie chciał poznać nazwiska człowieka, który go wielkiej przyjemności pozbawił, to nie dla­ tego, aby miał żal do niego, albo miał nim pogardzać, ale tylko dlatego, aby zła strona natury ludzkiśj nie zwyciężyła, by miał odmówić zaniesionśj doń może przezeń kiedyś prośbie.

g) Piękne te zalety nie były bynajmniej sztuczne, wy­ nikające z jakiegoś obrachowania dla robienia rozgłosu, leżały one w usposobieniu króla, a wywołane cierpkiemi doświadcze­ niami życia. Ztąd też płynęła jego słodycz, uprzejmość i do­ broczynność dla wszystkich, złączona z skromnością, natural­ nością, objawiającą się i w publicznćm i domowem życiu.

Król wyrzekł słowa wyżśj przytoczone w tonie bez unie­ sienia, jakoby chodziło o rzecz zupełnie zwyczajną. Spokojnie, pogładziwszy twarz, zaczął rozmowę o innych obojętnych rzeczach. Nigdy już potem o wypadku tym nie wspomniał.

W dokumencie Książka do czytania Cz. 2 (Stron 171-175)