• Nie Znaleziono Wyników

4 1. Następca tronu w Karlsbadzie

W dokumencie Książka do czytania Cz. 2 (Stron 196-200)

1. Byłoto w lipcu 1865. roku. Tłumy gości, używa­ jących kuracyi w K a r l s b a d z i e , przechadzały się po wspaniałśj promenadzie przy odgłosie zachwycającej muzyki. Pom iędzy nimi odznaczał się pewien pan bardzo dostojny, unikający widocznie zgiełk u , a przedewszystkiem odznaków czci, jakie mu na każdym składano kroku. Kiedy pewnego razu samotnój na jednój z ubocznych ścieszek zwyklój używał przechadzki, uczuł sig nagle nieśmiało dotkniętym. Obróciwszy się, ujrzał u nóg swych klęczącą dziewczynkę wylęknioną, z wzrokiem pełnym ufności ku sobie zwróconym.

2. „Czemużto żebrzesz, dziewczynko ?“ zapytał się łago­ dnie. „Mam matkę chorą,1 odrzekła dziewczynka. „Ozy nie masz ojca?“ „U m arł panie! a bieda i głód zakradły się do nas,“ odrzekła ze łzami. Na te słowa sięgnął nieznany do kie­ szeni, aby wydobyć datek dla tój dziewczynki. Nagle przecież powstrzymał się i, zwróciwszy się do dziewczęcia: „Zaprowadź mnie do matki twój chorój!“ zawołał z uczuciem. Dziewczę puściło się rączo, a przebiegłszy kilka ulic i uliczek, przed nizką i nędzną zatrzymało się chatą. „T u nasze mieszkanie, dostojny panie,“ odezwała się sierotka do postępującego za nią obcego mężczyzny, i następnie, w milczeniu prowadząc go po wązkich, ciemnych i nadpsutych schodach aż pod samo poddasze, nizkie otworzyło drzwiczki.

3. Straszny widok przedstawił się oczom dostojnego gościa. Na garstce zgniłój słomy leżała przy ścianie wilgotnój wycień­ czona postać kobieca. Na widok nieznajomego uniosła się z wysiłkiem na posłaniu, lecz w krótce z słowem : „K tóż cię śmiał trudzić, lekarzu, kiedy nie mam czem opłacić wizyty twój,“ padła bezsilna. G ość tym czasem szepnął coś do ucha przybyłemu za nim mężczyźnie, który się niezwłocznie oddalił. „Czyż nie masz, mateczko, żadnych krewnych? “ zagadnął obcy, zbliżywszy się do posłania chorój. „Niestety! nie mam nikogo na świecie prócz tój biednój sieroty!" odrzekła z łka­ niem cierpiąca, a poczciwi gospodarze tego domu w tak samój pozostają nędzy. Dopóki jeszcze mąż mój był przy życiu, szło nam jakokolwiek. Po śmierci je g o pracowałam za dwóch po całych dniach i nocach, aż oto choroba ciężka ostatnią nam sprowadziła biedę i głód straszliwy."

4. „Przynieś spiesznie chleba i wina, dziecko!" zawołał nagle pan dostojny, podając jój pieniądze. Dziewcżątko po­ biegło natychmiast i po kilku chwilach wróciło promienne szczęściem, że chorój matce tak pożądany niesie posiłek.

„Niech ci to , panie, Bóg dobry zapłaci!11 wyrzekła z drże­ niem osłabiona chora.

W tćj chwili wstąpił do izdebki lekarz, przywołany przez wysłanego cichaczem sługę pańskiego, i, oddawszy głęboki ukłon obcemu panu, zbliżył się do chorćj. Miłosierny gość, który biednćj chluba i wina dostarczył, korzystając z chwili, w którćj lekarz do chorćj się zbliżył, złożywszy nieznacznie hojny datek, wyniósł się pocichu z izdebki. Lekarz tvm czasem, zbadawszy stan chorćj niewiasty, zaczął ją z całą pielęgnować troskliwością i codzień odwiedzać.

Kiedy jednak poczciwa wdowa, przelękniona ogromem kosztów za lekarstwa i wizyty tak słynnego doktora, wyra­ ziła temuż swą obawę, odebrała na to odpowiedź taką, że spr?wę tę przejął na siebie wspaniałomyślny dobroczyńca, który nietylko że ją w chleb, wino i pieniądze zaopatrzył, ale i lekarza dó jćj ubogiego powołał łoża. „ I któżto tym na­ szym aniułem pociechy ?“ zawołały razem rozrzewnione sieroty. ,,Następca tronu Pruskiego i Niemieckiego,“ rzekł z powagą lekarz. — Ile modlitw i jak gorących za dostojnego dobro­ czyńcę wznosiły uszczęśliwione, to tylko Bogu wiadomo!

Część piąta.

1. Dzielny wojak.

1. Byłoto po bitwie pod W .., opowiadał w pewnćm towarzystwie sędziwy już generał, kiedym, obchodząc pobo­ jow isko, ujrzał ciężko rannego szeregowca, wpatrującego się w nadziemskićm uniesieniu w mały mosiężny krzyżyk, który mu zapewne pobożna matka jako świytą pamiątkę na piersiach była zawiesiła. Na ustach igrał niebiański uśmiech, a w sła- bćm tchnieniu płynęły tedy owędy najświętsze Imiona: J e z u s , M a ry a . Przywołałem czemprędzćj lekarza, lecz ten, zbadawszy rany, oświadczył mi krótko, że żyć nie może. Jakoż w krótce młody wojownik wyzionął pobożnego ducha, a piętno śmierci, zamiast śladów zniszczenia, wyryło na twarzy zgasłego tak potężny urok anielski, że nie można było oka oderwać od tych ziemskich szczątków, świadczących wymownie, jak pięknćj duszy były siedliskiem.

2. Pomiędzy rzeczami zmarłego znaleźliśmy różaniec i maleńką, w obrazki zdobną książeczkę do nabożeństwa. Co przecież najwięcej mnie zachwyciło, to list pisany do naj­ droższej matki, który, jako najsłodszą chowając pamiątkę, dla przykładu drugim niniejszem przytoczyć sobie pozwolę: „N ie smuć się, najdroższa Mateczko!“ tak pisze ów zacny syn, „gdyż zdrowie dotąd służy mi wybornie, a ducha mego krzepię i podnoszę, gdy w gorącśj modlitwie Ciebie, dobra Matko, i braci i siostry opiece Boga polecam. Obowiązki moje wypełniam ściśle i sumiennie; ztąd u przełożonych moich ogólne zyskuję uznanie, a w sercu tą pewną żyję nadzieją, że i Ty, Matko, ze mnie zawsze zadowolnioną będziesz, gdyż o to Boga przedewszystkiem proszę, abym i na chwilę nie zboczył z drogi cnoty i obowiązku.

3. Przed kilku dniami odprawiłem S p o w i e d ź ś w i ę t ą i przyjąłem K o m u n i ą św. z rąk kapłana, pełnego anielskićj dobroci i słodyczy. Szczęśliwy on, bo ma matkę przy sobie i kocha ją serdecznie, ale z pewnością nie więcej, nie goręcćj, jak ja Ciebie kocham, najdroższa Matko moja 1 Mam nadzieję, że w krótce powrócę poa tę drogą mi strzechę, w którćj po raz pierwszy Twój słodki zawitał mi uśmiech. O MatkoI wtenczas płacić Ci będę wdzięcznym uczuciem za wszystkie trudy Twoje, a tkliwą pieczą osłodzę Ci dni sędziwćj starości Twojćj. Towarzysze moi, widząc mnie korzącego się przed Bogiem w S a k r a m e n c i e P o k u t y świętśj, zaczęli szydzić ze mnie, ale odpowiedź moja. że nie ten tchórzem, który się przed Bogiem korzy, ale który w obec wroga z pola bitwy ucieka, zamknęła im usta. Czyż zresztą i Zbawiciel świata nie ponosił szyderstw i naigrawań? A więc czyżto nie chlubą dla mnie, w tem być naśladowcą P a n a i M i s t r z a m ojego?

4. Słodko przechowały się w sercu mojćm słowa umie­ rającego rodzica naszego; „Miłującym Chrystusa zamienia się cierpienie w słodycz nieznaną, a przeciwności życia stają się lekką próbą, ożywianą nadzieją błogą, że przez nie niebo się zyskują Pytasz mnie, Mateczko, z pewnym cieniem obawy, zkąd wziąłem pieniądze, przesłane Ci tu z obozu! W iedz więc, Najdroższa, że w najpoczciwszy nabyłem je sposób. Pamiętasz zapewne, jak przy rozstaniu każde z was pewną obdarzało mnie pamiątką. Karolek przyniósł mi srebrny kubek, podarek zacnćj c i o c i ; a Ty, Mateczko, z naj­ droższą po ojcu rozstając się pamiątką, srebrny jego zegarek przyniosłaś mi w ofierze, dodając wyraźnie, abym, ratując się w najcięższej potrzebie, sprzedał go lub zastawił. I pewnie- bym się nigdy nie pozbył darów Waszych, tyle mi cennych

i drogich, gdyby nie żałosna wieść o ciężkiśj chorobie Henryczka i Janka drogiego.

5. O biedna Rodzicielko moja, pomyślałem sobie, jakiż- to nowy i ciężki cios dotknął biedne serce Twoje 1 Czyż przetrzyma go i tak już olbrzymim kłopotem i wielkiśm cierpieniem złamana ta istota 1

Czemprędzćj przeto spieniężyłem podarki Wasze, a ze­ braną kwotę złożyłem z wielką radością u najdroższego serca Twego, najlepsza Matko moja! Ciężko mi było, co prawda, tracić tak słodką, i ważną po ojcu pamiątkę, i dlatego na­ zajutrz po sprzedaży zegarka pobiegłem do nabywcy i pro­ siłem go serdecznie, aby mi takowy jeszcze raz w ręce ująć i do ust ponieść dozwolił. Ale m yśl, że tą ofiarą okupiłem chwilę spokoju znękanemu sercu, najdroższej dla mnie na świecie istoty....“

6. Na tem kończą się słowa ziemskiego tego anioła, które mi niejednę gorącą łzę z oka wycisnęły. Po złożeniu śmiertelnych jego szczątków w wspaniałym, u podnóża góry wybranym grobie, pomodliłem się gorąco, a zatknąwszy na mogile uszczkniętą gałązkę dębiny, cieszyłem się tą myślą, że może kiedyś potężny dąb ujmie pod konary swoje ten cenny skarb, tak rzadki niestety w dzisiejszych czasach.

2.

Boże,

w

dobroci.

1. Boże, w dobroci nigdy nie przebrany,

Żadnym językiem nie wypowiedziany; Ty jesteś godzien wszelakiej miłości, Poszanowania, chwały, uczciwości. 2. Ciebie chcę, pragnę i ważę samego

Nad wszystkie dobra; Tyś 'i serca mego

Najwyższe dobro; Tyś w największej cenie Sam jeden u mnie nad wszystko stworzenie. 3. Choćbyś mnie nigdy za grzechy, mój Panie!

Nie karał, przecież żałowałbym za nie; A żałowałbym dla tego samego, Żem Cię obraził, Pana tak dobrego. 4. Więc, o mój Boże! i teraz żałuję

Dlatego, że Cię nad wszystko miłuję; I to u siebie statecznie stanowię, Że grzechów moich nigdy nie ponowię. 5. Mam mocną wolą spowiadać się szczerze

I mocno trzymać z Tobą to przymierze. Co gdy uczynię, spodziewam się, Ciebie Widzieć z radością i żyć z Tobą w niebie. 6. O Boże dobry, Boże litościw y!

Racz być mśj duszy nędznej miłościwy! Jakoś ją stworzył, pomóż do zbawienia, Użycz Twej łaski, broń od potępienia.

Jużbym ja nie chciał mieć Pana inszego, Ani Twej woli w czem kiedy być sprzeczny; Ale gdy moję znasz skłonność do złego, Trzymaj mnie_Ty sam, bom ja niestateczny.11

(Fran. Karpiński.) 6. Jak umiera prawdziwy chrześcianin.

1. Nigdzie się tak nie uwydatnia siła i piętno pobożnśj duszy, jak w chwili zbliżającćj się śmierci. Pięknym tego dowo­ dem ostatnie chwile słynnego z uczoności i pobożności hrabiego F r y d e r y k a L e o p o l d a S t o l b e r g a . Całe życie jego było prawdziwym przygotowaniem się na śmierć szczęśliwą. Kiedy przeto mimo wysilenia najuczeńszych lekarz’ choroba starca groźne przybrała rozmiary, zażądał ostatnićj religijnćj pociechy.

2. Przywołany kapłan udzielił mu takowćj. Tak na duszy wzmocniony starzec kazał dn łoża swego powołać całą rodzinę, i z niebiańskim wyrazem zachwytu w te się do nićj odezwał słow a: „Nie lękajcie się o mnie, dziatki m oje! jam bardzo szczęśliwy. Przeżyłem lat 70, jak sądzę, poczciwego żywota, a czyżto nie w iele? B óg świadkiem, jak serdecznie was kocham z najdroższą mi matką waszą! Przecież, gdy taka wola Boża, spokojnie opuszczam ziemski ten padół. Długich cierpień lękam się, przecież, gdy tak Bóg rozpo­ rządzi, przyjmuję je .“

3. Usnął na chwilę z zmęczenia, a wśród snu twarz jego nadziemskim płonęła blaskiem. Krótko trwał sen jego. Rozbudzony nowćm odezwał się słowem : „ J e z u s C h r y s t u s o f i a r o w a ł s i ę z a nas k u na s z e m u u s p r a w i e d l i w i e n i u , u ś w i ę c e n i u i o d k u p i e n i u . Na grobie moim połóżcie na­ pis: „ T u s p o c z y w a F r y d e r y k L e o p o l d S t o l b e r g , u r o ­ d z o n y d n i a 7. l i s t o p a d a 1 7 5 0 . — u m a r ł — . T a k B ó g u m i ł o w a ł ś wi a t , iż S y n a S w e g o j e d n o r o d z o n e g o d a ł , a b y k a ż d y , k t a W e ń w i e r z y , n i e u m a r ł , a l e m i a ł ż y w o t w ie c z n y .'1

4. Napis ten ułożyłem już przed 30stu laty. Nic tam nie dodawajcie, gdyż nie godzi się z wiecznem mieszać coś ziemskiego.

Potem , zwróciwszy się do żony, w yrzekł: „ P r z e d e - w s z y s t k i e m z a W i m p o k o r ę i m o d l i t w ę t a k z a s i e b i e j a k o i z a d r u g i c h . J e ż e l i B ó g m i ł o s i e r n y o k a ż e mi m i ł o s i e r d z i e S w o j e j a k o b i e d n e m u g r z e ­ s z n i k o w i , t o m o ż e j e d y n i e z a t o , ż e m s i ę s t a r a ł t e n o b o w i ą z e k m i ł o ś c i w z g l ę d e m b l i ź n i e g o j a k n a j g o r ę c ć j w y k o n y w a ć .

5. Około godziny 4tćj ręka jego opadła bezwładna, zimna jak lód, a ciężki oddech odzywał się w piersi. Przelękła się

W dokumencie Książka do czytania Cz. 2 (Stron 196-200)