P chnąw szy w yścielane drzwi, wszedłem do k o ścioła, w czasie sum m y.
P ow iew ciepłego pow ietrza, w którym z le w a ły się wonie jarzących św iec w oskow yoh, kadzidła i kaloriferu, w ion ął mi w tw arz jednocześnie z brzękiem m iedziaków , potrząsanych w a k sa mitnym w orku przez k w estark ę — d oszły mnie z głęb i, pełnym , donośnym chórem, zaśpiew ane wyrazy:
E t cum epiriłi Tuo.
A lem się zw rócił na lew o, przeszedłem przez m ałe gotyck ie drzw iczki i nagle w szy stk o u ci chło; odetchnąłem w ilg o tn ą atm osferą piwniczną i na plecach uczułem lodow aty chłód. B yłem u spodu kręconych wschodów, prow adzących do organów, gdziem się ch ciał zobaczyó owej n ie dzieli z przyjacielem moim, organistą H er mannem.
C zyś zauw ażył, czy teln ik u , podobieństwo m ię dzy wschodami prowadząoem i do pokoju organi*
ety i do antresoli kupca winnego? P ew n ie dla tego mój przyjaciel Hermann, ta k lubi śniadania z Chablis i ślim aków i zaw sze ma splam ioną b ia łą k raw atk ę kaw ą z rumem; co mu jednak nie przeszkadza być głębokim kontrapunkcistą i zdu miewającym im prowizatorem . N igd y nie zapomnę w aryacyj, które na jedną W ie lk a n o c po w y str z a le z działa zaim prow izow ał, w obec m nie, na m o ty w m elancholijny, ta k znany na ulicach Paryża;
G ałg an y do sprzedania! Macie tu g a łg a n ia rk ę !
B y ło to tak piękne jak Bach i mam przekona nie, że w Raju i A n io ło w ie, A rch an iołow ie, Sera- finowie, C herubinowie, Potęgi, Cnoty, T rony i Panowania, p ła k a ły z m ystycznej radości.
Będąc w zwyczajnem usposobieniu, znoszę t y l ko m uzykę, lecz kiedym sm utny, lubię ją, a k o ścielną w szczególności. D la tego to szedłem do Hermanna.
Sm utny byłem dnia tego, ach tak sm utny, jak d żd żysty miesiąc w czasie morskich kąp ieli. D la czego? D ziś nie przypominam sobie. B yć może, z powodu m gły przesiąkniętej sadzą, jak foą a n gielski: może z prostego splinu, że życie za krót kie, a dni za d łu gie, albo sprzeniew ierzenie się przyjaciela, lub zdrada kobiety; tak mi serce ś c i sk ały? M niejsza o to; dość, że byłem nieswój. Czarne m yśli p lą ta ły mi się w g ło w ie i w y r z e kałem na przeznaczenie, że nam udziela szczęścia w hom eopatycznych dozach.
Organy Herm anna są najw iększe w Paryżu. W idok ich z naw y kościelnej, w spaniały; zbudo wane są w sty lu rococo, i w ysokiem i w ie ży cz k a mi; ogromne ich piszczele przypominają patron tasze na piersiach olbrzym a czerkiesa; w ielk ie -anioły z rzeźbionego dębu, poważnie udrapowa
ne, nadymają szkaradne policzki, dmąc w trąby złocone. W schody te równają się trzeciem u pię tru i kręcone są jak szruba; w y so k ie zu ży te stO’ pnie, prowadzą do kryjów ki Hermanna. Szedłem coraz wyżej, wzdychając więcej z nieokreślonego jakiegoś sm utku, niż ze zm ęczenia.
*
* *
Zastałem mego przyjaciela, siedzącego na ta borecie, ze złożonem i rękami przed klaw iaturą. W tejże chw ili, pomimo dreptania ludzi w koście le, p osłyszeliśm y z daleka g ło s dyakona, in to n u jący: „Seąuentia sancti Еѵапдеігг secundum
Ma-theum."
N atychm iast dwa raki m orskie o pięciu łap kach, słu żące Herm annowi za ręce, prawdziwe ręce p ian isty — spadły na k la w isze i rozległ się harmonijny grzmot d źw ięków , od którego uozu- łem dreszcz w sercu; b y ł ta k siln y , pełny i do nośny, że zaledw ie m ogłem dosłyszeć chór wiernych, jednoczących swe g ło sy z organami, żeby odpowiedzieć dyakonow i: „ Gloria Tibi, D o
mine!"
odurzenie-Lecz organy m u siały m ilczeć aż do końca E w angelii; uścisn ąw szy raka, który Hermann w yciągn ął do mnie serdecznie, oparłem się o b a l kon organów, obok jednego z trąbiących aniołów , który zblizka w ygląd ał potw ornie z w ielk iem i sw ym i policzkam i jak u trytona, w w odotrysku w ersalskim .
Z balkonu w idok b y ł prześliczny. Oko obej m ow ało cały k o śció ł aż do głęb i prezbiterium ; co do mnie, lubię jezuickie k o ścio ły z X V I I I w ieku, w których dym kadzideł zlew a się ze smugami słonecznego św iatła, wpadającemi przez w ielkie okna. Te kolum nady k oryn tsk ie, posągi prze sądne i jak b y poruszające się, w sty lu Bernina,. te chóry z kolum nam i bez kapitelów , te baldachi my z kitam i z piór, te ołtarze błyszczące z mar- murowem i obłokam i i promieniami słońca ze z ło conego drzewa. W szy stk o to jest w złym smaku, bardzo szlachetnym i kosztow nym , je st to sztuka deklamacyjna, prawda; przypomina to m odlitw ę napisaną przez retoryka, zgoda; jest to zupełny upadek sztuki, przyznaję; ale, bądź co bądź, wolę k ościoły Ś-go R o c h a i Ś-go Sulpicyusza, niż na sze tegoczesne, naśladujące b azylik i byzantyjskie, lub katedry z X V w iek u , odznaczane nagrodą rzym ską.
Jednakże ow ego dnia, jak powiadam, sm utny byłem , aż do płaczu; nic m nie nie m ogło rozer wać i podczas kiedy celebrujący śpiew ał przez nos m onotonne m elodye złą łaciną, jaką przetło<
maczono Syn op tyk , stałem niedbale w sparty, przy pyzatym kolosie, w lepiając natężony wzrok po niżej siebie.
Śm iesznie wydają się ludzie w idziani w podo bnym skurczu. Co ch w ila w ierni w chodzili i w y chodzili, a w yściełan e drzwi głucho zapadały się za nim i, przerywając psalm odye dyakona. Raz przechodził tak o ty ły czło w iek , że brzuch z a k r y w ał mu nogi; zdaw ało się, że się na tym brzuchu toczy; potem szedł piechur z szako pod pachą, którego ty lk o widać było w y p u k łą nizko o str z y żoną g ło w ę, wierzchni rąbek uszu i parę czerw o nych szlifów; dalej dwa białe kornety oznajm iały dw ie m niszki, których sk rzy d ła bujały w pow ie trzu jak niezgrabne m otyle. N ajciek aw szy b y ł w idok różnych łysin ; nagość ich, czasam i p rze cięta bruzdą, błyszczała: zrozum iałem wów czas pom yłkę orła, k tóry u n iósł żó łw ia w powietrze i w zią w szy czaszkę E sch ylesa za kam ień, na któ rym można rozbić skorupę żółw ia, zab ił na miej scu tragika greckiego.
Ci w szyscy przechodnie przybierali postać lu d z ką dopiero u szed łszy z pięćdziesiąt kroków w n a w ie lub na bokach. Przypom inali oni stary r y sunek z Magasin Pittoresąue dziw acznego i sk o m plikow anego Grranville’a, na którym w yobrażony jest podobny efek t p ersp ek ty w y . W szy stk ie chłopięce uciechy sta n ęły mi na pamięci. Aoh! szczęśliw e te chw ile, k ied y się otw iera pudełko z wodnemi farbami i pędzelek zw ilża się języ-
kiem , żeby kolorować drzew oryty w starych fo liałach . Jeżeli k toś w ten sposób nie popsuł ze szy tu Magasin Pittore.sque z pierw szych lat, przed pierw szą kom unią, ten nie w ie, co to być d z ie ciakiem . Jak że już dalekie te dobre czasy! U czu łem się jeszcze sm utniejszym i nieszczęśliw szym , niż k ied y k o lw iek w życiu!
Jednakże sk oń czyła się E w angelia, rozpoczęto na nowo „Dominus Vobiscum,u odśpiewano Credo,
Offertorium zaś nadchodziło. W tej ch w ili mszy, jak wiadomo, odzywają się ty lk o organy. Żyw o zasunąw szy i w ysu n ąw szy niektóre regestra, Hermann k ościste palce p o ło ż y ł na k law iszach , a szeroko rozstaw ione nogi na pedałach, w y w o łu ją c z czarodziejskiego instrum entu, cudow ne m odlitw y, a tam na dole, w św ią ty n i, gdzie ryt m icznie poruszały się kadzielnice, przyniesiono chleb do poświęcenia.
*
* *
P rzepyszne ciasto i w yśm ienita briosza, r o z ło żona na nieskalanej czystości obrusie, ła tw o było odgadnąć zdaleka, że m usiało przyjemnie pachnieć i być jeszcze ciepłe.
Po m odlitw ach, p oszły w obieg dwa w ielk ie kosze, pełne k aw ałk ów poświęconego chleba, w ielk ich i małych; n io sło je czw oro dzieci z ch ó ru, które poprzedzał, postukująo halabardą, w sp a n ia ły szwajcar, mająoy grube ły d k i i sz lify z bu^ Honami. Co się ty c ze k rólew sk iej b rioszk i, to
prędko zn ik ła , bo niezaw odnie zachowano ją d la księdza proboszcza. „
Naprzód podano chleb pośw ięcany skarbai- kom parafii, siedzącym na ław ce urzędni ków k o ścieln ych .
B y li to opaśli m ieszczanie, po zim owem u u b ra ni, w aksam itnych czapkach, siedzący wygodni e w stalach dębow ych, w postaw ie pewnej siebie i w ygodnej, jak p rzystało bogaczom. B ez sk r u pułu brali palcami w ciep łych rękaw iczkach naj w ięk sze k a w a łk i, potem, nib yto p rzeżeg n a w szy się, zajadali zw olna. N iek tó rzy n a w e t— starzy skarbnicy, niew stydzący się sąsiad ów , w ybierali drugi k aw ałek a czasam i i trzeci i w yjm ując z kieszeni gazetę, starannie zaw ijali w nią chleb, aby go zanieść rodzinom.
Skoro k oszyk i zb liża ły się do p ie r w sz e g o sze regu w iernych, stojących przy k ra tk a c h presbi- biteryum , b y ły już bardzo napoczęte; lecz ci, którym je podano, należeli również do u p rzy w i lejowanych; byli to m ężczyzni zn an i z dewocyi, pobożne damy, k w estark i, p e n ite n tk i tego lub <>wego księdza; znakom ici parafianie, m ający swe cyfry lub imiona w yryte na blachach m iedzia nych, przybitych ^do ich klęczn ik ów .
Ci także brali poddostatkiem chleb i robili z a pasy. W dziesiątym lub dw unastym rzędzie, po zostały ty lk o m ałe k a w a łk i chleba. M ałe sie rotk i w czarnych czepeczkach i nieb iesk ich p e le rynkach, pomimo obecności siostry, w cale nie b y
ły w strzem ięźliw e; tym sposobem, ludzie przy końcu n aw y napróżno szu k ali w k oszykach, po z o sta ły im ty lk o drobne okruchy.
Co się ty c z y ubogich, których w idziałem pod balkonem organów, bab z różańcami, dziadów stojących lub klęczących na czapkach, słu g w chłopskich czepkach— któż w inien, że nie są w stan ie w ydać sou na w ynajęcie krzesła? W i dzieli oni ty lk o puste k o szy k i, które dzieci z chó ru odnosiły do za k ry sty i, bujając niem i dla za b aw k i.
N iespraw iedliw ość ta oburzyła m ię, tem w ię cej, żem b ył źle usposobiony. Napróżno Hermann m anew row ał regestram i, w yb ierał najsłodsze fle ty , n ajtk liw sze hoboje, w y p u szczał „ głosy n ie b iesk ie,” napełniając całą naw ę hymnem u k o je nia i pogody duszy, czułem bunt w sobie i w ów czas to zapisałem następującą uw agę, którą zn a lazłem w starym kajecie:
„Szczęście jest podobne do pośw ięcanego chle ba na sumie; dostaje się go m ały k aw ałek , ty lk o w niedzielę i tego nie w szy scy jw iern i spodziewać się m ogą,”