Szczotka b yła powodem całego nieszczęścia. W iecie... tak a szczotka z białego w łosienia, z grzbietem i rączką z kości słoniow ej, w k s z ta ł cie sierpa lub szabli tureckiej, jaką zw y k le przy końcu obiadu u m ieszczan, przed wetam i, bona a czasami „pani” lub „panna,” zm iata okruchy z obrusa, z przed każdego gościa, obchodząc stół do koła.
Otóż taka to szczotk a mig zgu b iła.
Anim się m yślał żenić, bo mając lat d w ad zie ścia ośm, dosyć jeszcze miałem czasu przed sobą. N aczeln ik mego biura, nieoceniony człow iek, któ ry naśladow ał mój podpis na liście p rzybyw ają cych, gdym się spóźnił, często powtarzał:
— N a pańskiem miejscu, jabym się nigdy nie o żen ił... W cale nie dlatego to mówię, że sam nie żyję z żoną od la t dziesięciu i żem m iał już tr z y procesa o zaprzeczenie ojcostwa... ale na pańskiem miejscu nie żen iłb ym się.
Prócz tego, czytałem b ył już u L a Rochefou eauldt m yśl, w której zaw arty sens dopiero dziś pojmuję do głęb i i którą dawniej in styn k tow o już podzielałem : „Byw ają dobre m ałżeństw a; ale roz koszne nigdy.”
Z resztą, b yłem zupełnie szczęśliw y i doskonale urządziłem sobie kaw alerskie życie.
B yłem wówczas urzędnikiem jak i dotąd je sz cze jestem w adm inistracyi publicznej. D w a ty sią ce siedm set franków i gratyfikacya, to bardzo pięk ne stanow isko, jak na dw udziesto ośm io-letniego chłopca. Biuro, w którem pracuję: Biuro T ru piarń i A m fiteatrów, a w ydział: rozkładanie o so bników w sali dysekcyjnej. Co prawda nie b ył on, z najprzyjem niejszych, ca ły dzień m iałem bowiem, przed oczami zielone pudła, na których grzbiecie w ypisałem : „U rząd Trupów." A lem znał do grun tu moją specyalnośd, załatw iałem jako tako moje zajęcie w godzinę lub dwie, a resztę czasu ś lę c z a łem nad odgadywaniem rebusów w Monde Ulu-
stró. N abraw szy w tem w ielkiej w praw y, p o sy łałem odgadnienia, sk u tk iem czego, dobiłem się honoru, że imę moje w idniało w dzienniku pom ię dzy rubrykam i: Je Cercie militaire de Sunegnemine" i „les habituis du cafó de Г Europę, a Pithiviers.
Z resztą czas spędzany w m inisteryum , b y ła to ty lk o ofiara czyniona dla chleba powszedniego. P raw dziw e moje życie rozpoczynało się od g o dziny czwartej, k ied y , u m yw szy ręce, za w ie siw sz y na haku stare biurow e ubranie, szed łem .
postukując m iarowo la sk ą , przez bulw ar des In- yalides, do mojej oddalonej dzielnicy.
*
* *
W letn ie w ieczory szczególniej, była to p rze śliczna przechadzka: ukośne słońce w yw ołujące „ efek t,” jak powiadają m alarze, ozłacało ow e s t a re drzewa, które ścięto potem, w czasie okropne go oblężenia. Zastąpiono je niedorzecznem i ja worami, co z ogrodzeniem Żelaznem u spodu w y g lą d a ły na w ycieraczk i do nóg. D aw niejsze drzewa b y ły to poczciwe stare w iązy, lip y i k a sztan y pow oli w yrastające z ziem i od czasów L u d w ik a X IV -g o ; sięgając epoki, k ied y w eF ra n - cy i b yli cierpliw i i lu b ili to, co mocne; nie o g lą dali się więc na to, że trzeba długo oczekiw ać, zanim dojrzeje drzewo lub in stytu cya. M iło b y ło chodzić pod ich krzepkiem i gałęziam i, pod ich gęstym liściem , pełnym ciep łych isk ier padające go nań słońca.
Z atrzym yw ałem się przed dworcem kolei wschodniej. Grarson pilnow ał mi stołu przy oknie antresoli małej restauracyi. Jadłem obiad powo li, przyglądająo się, dla rozryw ki, tłumom w y s ia dającym z wagonów pociągu w ersalskiego: b yli tam dwaj artylerzyśei, podobniuteńcy do siebie, z kitam i czerwonem i przy czako, w ciężkich pan talonach z baraniej skóry, z ręką na pochwie od szabli; b y ły pary kochanków okrutnie zmęczo
nyoh, powracające z snopami k w iatów polnych; b y ł stary b o ta n ik ze śpiczastą bródką, w zapy lon ych kamaszach i w słom ianym kapeluszu, z zieloną puszką, k o ły szą cą mu się na plecach. 0 zmierzchu, szedłem do kaw iarni na wolnem po w ietrzu, w ypijałem filiżankę k aw y, poczem naj częściej wracałem do domu.
K to też zajmuje teraz mój pokój, tam w ysoko, przy u licy d’A ssas? M oże jak i filistyn , który z n iew a ży ł ściany, rozw ieszając chrom olitogra- fow ane portrety lu d zi politycznych. Za moich czasów, b y ł to ubogi pokój, to prawda; ale u m e blow an y w edług mego upodobania. B y ł to pokój domatora, c z ło w iek a ceniącego sw e ognisko do m ow e, dla którego, każdy k w iatek obicia sta n o w ił pam iątkę jak iego marzenia. M iałem tam mój flet, fajkę, porządny dyw an, w ie lk i fotel z w ygiętym grzbietem , w ygodny do rozm yślań 1 czytania przy kom inku; na półce le ż a ły k sią żk i, które umiem na pamięć, scep tyk ów bez drapież ności, jako to: Montaignfa’a i L afon tain e’a a na ch w ile rozrzew nienia, kochanego D ickensa. Na prawo zaś i na lew o od lustra, w isia ły moje pięk ne próby: Coucher de la Maride i H asards heureux
de ГEscarpolette.
L atem przebudzenie się b yło rozkoszne; p rze chadzałem się po pokoju, bez surduta, paląc pierw szą fajkę, z której ulatający dym zle w a ł się z biaław em i promieńmi słońca, a przez okno otw arte na oścież, widziałem masę zielonośoi
Luksem burga, kopuły Panteonu oraz Y a ld e G ra ce i niebo, dużo nieba... Z w inne jask ółk i, bez ustannie p rzelatyw ały tuż kolo mnie, piszcząc, jak b y na dzień dobry. A le wieczory, zw łaszcza też gw iazdziste, b y ły jeszcze przyjem niejsze, kie dy po przeczytaniu k ilk u zajmujących stronic i po odegraniu na flecie jakiego k aw ałk a z Mo zarta, opierałem się na ok n ie wobec rozprom ie nionego zodyaku, przysłuchując się uryw anym dźwiękom walca, które w iatr nocny przynosił mi od B ulliera.
Prawda, że brakow ało w tem w szystk iem k o b iety. Spódniczka odegryw ała małą rolę w mem życiu; nie przeczę, sp rzy k rzy ły mi się szw aczki z m agazynów, na które się czatuje wieczorem i odprowadza, słuchając ich opowiadań, naszpi kow anych w ykrzykam i: „Z pewnością,” „dopraw dy?” które odchodząc, zapinają sobie buciki sz p il ką od w łosów . W ła śn ie z tą tęsknotą, z w ierzy łem się niebacznie przed kolegą; powinienem się go b y ł w ystrzegać, jako czło w iek a praktycznego, k tóry się w y u c z y ł szew ctw a dla przyjemności i przez oszczędność, w chwilach w olnych od z a jęć, sam w yrab iał sobie trzew iki w biurze. Zaraz mi powiedział:
— Mam, czego ci potrzeba... trzydzieści t y s ię cy franków i nadzieje... M atka ma usta sine... umrze na serce...
N ie będąc jeszcze zdecydowanym na ożenienie się, zacząłem się wzbraniać, ale... przy końcu dru
giego tygodnia, już było po mnie... przyjąłem zaprosiny na obiad...
*
* *
S zczotka do okruchów dokonała reszty. B y ło to przy wetach. Obiad odbył się w bardzo m iły i serdeczny sposób. M atka zd aw ała się sym pa tyczn ą k ob ietą, chooiaż m iała broszę z fotografią sw ego męża, on zaś był trochę za uroczysty i za raz przy zupie zaczął rozprawiać, jak się Francya powinna zachować względem R óssyi; ale tak że mi się dość podobał, w swej greckiej czapeczce na g ło w ie z białą brodą, która by m ogła słu ż y ć za model do M ojżesza. P ieczyste widocznie upie czone przy ogniu z drzewa, burgundzkie b yło d osk on ałe i m iało zapach fiołków . R ozprom ie niałem przy wetach, przy tym deserze zim owym , m ałom ieszczańskim , składającym się z legum iny z makaronu, z jabłek, z pomarańcz i gorących kasztanów w serw ecie. W ów czas to panna, na znak dany przez m atkę, w zięła k oszyk i szczotkę w k szta łcie jatagana perskiego, żeby przy każdem nakryciu zebrać okruchy. N ie jesteś kam ienny, czy teln ik u , nieprawda? Ja ta k że— więc kiedy ta w ysok a brunetka, z policzkam i jak leśne ja b łu szko, sch y liw szy się, by zmieć z obrusa, d otk n ęła mego ram ienia k ibicią i upajała mnie delikatnym zapachem upom adow anych w łosów , p ow ied zia łem sobie „oświadczę się” (było w tera trochę w i ny — burgundzkiego).
Takiem te ż u czyn ił, jest tem u lat dziesięć; nie odrzucono mej prośby i jestem n ajn ieszczęśli- w szym z ludzi!
P rzed ew szystk iem ozłow iek żonaty i ojoieo ro dziny, musi być urzędnikiem nie na żarty.
Żegnam w as, rebusy z Monde IllustrS-, teraz po u szy zakurzam się w moich w strętnych papierach; badam k w esty ę „Trupiarń,” zgłębiam „Amfitea tr y .” Budzi to w e mnie wstręt, obrzydzenie, ale mam już troje dzieci, a jestem ty lk o pomocnikiem naczelnika, z pensyą pięciu ty sięcy franków . Ażeby m ię zw ierzchnicy m ieli za św ia tłeg o sp eoyalistę, w ydałem k ilk a d ziełek , których same ty tu ły mię przerażają: Czem były trupiarnie, czem są dzisiaj
i czem być powinny. O niebezpieczeństwie spiesznego grzebania ciał. T eraz zaś przygotow uję grube sprawozdanie: O cmentarzach podmiejskich i prze
wożeniu ciał drogą żelazną, z punktu przyzwoitości jakoteż i hygieny publicznej.
Ja! niegdyś flecista! Ja, com rym ow ał sonety! N ieraz marzę o moim biednym pięknym flecie, jużem go dawno nie w yjm ow ał z futerału, również jak i mojej fajki piankow ej z pokryw ką, w k szta ł cie orlej łap y. M uzyka, mareenia, to dobre dla poetów i ludzi nieżonatych!
M inęły ta k ż e niepowrotnie przechadzki po pra cy biurowej; obecnie wsiadam szybko do tram waju, chcąo jak najprędzej wrócić do szkaradnej dzieln icy, gdzie mojej żonie podobało się zam ie szkać, ażeby być bliżej rodziców. Zajmuję tam
sm utną antresolę z bardzo nizkiem i sufitam i, zkąd widzę z rana, goląo się przy oknie, profil domu o sześciu piętrach, z nam alowanym zielonym dya- błem , który w ytrząsa z rogu obfitości k a m iz e l kę, pantalony i k u rtk ę za siedm naście franków. Co prawda, nie mogę uskarżać się na żonę; jest to bardzo dobra istota; ty lk o , że dzieci sw e k o cha nie jak m atka, ale jak kura i okropnie je psuje; prócz tego, jest nieporządna. Jest że to znośne dla nerwowego człow iek a, znajdować, jak mi się to każdodziennie trafia, przem okłe trze w iczki dziecinne na ruszcie, lub powijak schnący na kracie kominka? R ów nież nie mogę pojąć, dlaczego obstaje za tem , by trzym ać tę bonę z plamą na tw a rzy , której w idok ap etyt mi odbiera.
Moja św iek ra m ogłaby być znośną. To n ie szczęśliw a niew olnica, ciągle teroryzowana w iel- kiem i czarnemi brw iam i i b iałą brodą starego męża. Przem aw ia doń zazw yczaj w następujący sposób, łączący szacunek z czułością:
—•' Panie Dubu, podaj mi musztardę... Panie Dubu, czy chcesz jeszcze trochę zupy?
On to, on, D ubu, mój teść, zatru ł mi życie! To obrzydliw y mieszczuch, tyran dom owy. Będąc ograniczonym i zarozum iałym , nadużyw a su ro wej i poważnej fizyonom ii swojej, ażeby nadawać w szystk im słowom , gorzkie znaczenie lek cy i i na rzuca mi głu p ie sw e teorye o postępie, o sztuce utylitarnej, o dobrodziejstwach ośw iaty i o w sz y
stk ich gazeciarkioh bzdurstwach. Ta g ło w a pa- tryarchy, podobna do popiersia z m ydła, drażni mię do tego stopnia, źe k ied y teść mój m ówi 0 wdzieraniu się klerykalizm u w obce spraw y, bierze mnie chęć przedsięw ziąść pielgrzym kę do Lourdes; a jeżeli w ysław ia prawne zabory m ie szczaństw a, które z w y k le nazyw a arystokracyą pracy, uczuwam w ielką ochotę przywdziać czer wony pas i kepi z dziesięciu galonam i i stanąć na czele nafciarzy. Chociaż szkaradnie skąpy 1 nieludzki w prowadzeniu interesów , śmie w ołać o rozw iązanie k w estyj społecznych. M iłosier dzie publiczne nazyw a rzeczą upokorzającą dla narodu i nie da nigdy dwu sous ubogiem u, pcd pozorem, że żebracy w ytw arzają sztuczne k a lectw a i że pewnego wieczora, zaczepiła go k o b ie ta w łachmanach, mająca na ręku dziecko zro bione z gałganów .
Ponieważ byłem tak uiadorzeczny, żem pow ie rzy ł urządzenie domu tem u okropnemu c z ło w ie kow i, który upew niał, że dostarczy w szy stk ieg o za tańsze pieniądze i w lepszym gatunku aniże- liby mnie się udało, m uszę w ięc m ieszkać pośród w strętnych m ebli m ahoniow ych, krytych czerw o nym aksam item . Z am iast k u k u łk i mojej z C zar nego Lasu, która tak m ile w ydzw aniała godziny wolności, w moim pokoju, przy u licy d’A ssas, mam w salonie szkaradny zegar z marmuru k o lo ru sera w ło sk ieg o . Moje piękne sztych y w edług Boudonin’a i Fragonard’a, jako nieprzyzw oite,
oddawna usunięte z o sta ły do ciem nego k o ry ta rza, a ich miejsce zajęły grobow e obrazy Dela- roche’a, dar'm ego teścia: Joanna Grey przed f a talnym pieńkiem, obok płaczącego kata; Lord Strafford, w suw ający rękę przez kratę w ięzien ną, — w jaskraw ych ramach, zasmucają ściany mego m ieszkania.
P rzeszłego roku, na im ieniny żony, musiałem unieść się gniew em na p. D ubu, który g ro ził, że mi ozdobi lokal okropną sceną z in k w izy cy i, z całym trybunałem mnichów, z katam i, z obna żonym m ęczennikiem , wijącym w konw ulsyach, na żarzących się węglach. N aw et nocy nie mam już tak spokojnych; gdy zjem na obiad coś nie straw nego, Joanna G rey i lord Strafford, prześla dują mię; śni mi się, że muszę ściąć głow ę mojej żonie lub że klękam przed okienkiem w ięziennem , przez które teść mój w yciąga mi sw ą rękę, do ucałow ania.
N ędznik ten strasznie się zem ścił za mój opór, zawieszając w pokoju córki, w naszym sypialnym pokoju, swoją fotografię w pow iększonym form a c i e — jego Dubu, w m asońskich insygniaoh.
*
* *
Oto moje życie! A to w szystk o sta ło się dla tego, że mi krew uderzyła do g ło w y , w chw ili kiedy A delaida, moja żona, zm iatała okruchy, po zostałe na obrusie. Jak b y dla odnaw iania mych
żalów , co niedzielę wieczorem , po obiedzie, u m o ich teściów , zanim podadzą w ety, podczas kiedy m agnetyzow any m im owoli, m odelową brodą mego teścia, rozmyślam o k łop otliw ym powrocie do do mu w noc d żdżystą, o dzieciach zb yt ciężkich do dźw igania, o w yczekiw aniu bez końca w biurze omnibusów; moja żona, po dawnemu, zm iata ze sto łu , sądząc, że to jest dla mnie m iłą pamiątką, porusza z uśmiechem szczotkę, której za k rzy w io ny k szta łt, nasuw a mi m yśl ѳ ostatnim nowiu naszego miodowego m iesiąca, który już tak dawno przeminął!