13 października w archikatedrze Chrystusa Króla w Katowicach odbyła się uroczystość wręczenia nagrody Lux ex Silesia. Nagroda ufundowana została w 1994 roku przez metropolitę górnośląskiego abp. Damiana Zimonia. Wrę
czana jest corocznie tym, którzy w swej działalności naukowej lub artystycz
nej ukazują wysokie wartości moralne i wnoszą trwały wkład w kulturę Górnego Śląska.
- Nagroda Lux ex Silesia jest już wręczana od dwudziestu lat. W tym czasie uhonorowano w iele wybit
nych osobistości świata kultury, sztuki czy nauki, m.in: profesor Irenę Bajerową, profesora Augusta Chełkowskiego, W ojciecha Kilara, Henryka Mikołaja Góreckiego, pro
fesora Franciszka K okota... Jak ksiądz profesor czuje się w tak za
cnym gronie?
- O propozycji przyznania mi nagro
dy dowiedziałem się w czerwcu. Roz
mawiałem wówczas z Księdzem Ar
cybiskupem, zwróciłem mu uwagę, że przez dwie kadencję byłem człon
kiem kapituły nagrody i mogą się po
jaw ić komentarze, że otrzymałem ją po znajomości. Ponadto uważam, że to wyróżnienie społeczne i duchowni powinni być brani pod uwagę na sa
mym końcu. Wprawdzie w tym gronie byli już duchowni, bardzo zasłużeni, jak ks. Stanisław Tkocz, ks. Remigiusz Sobański czy arcybiskup Szczepan Wesoły, ale myślę, że to były wyjątki.
Lux ex Silesia to nagroda Księdza Ar
cybiskupa, ale ja byłem i jestem zwo
lennikiem przyznawania jej działaczom świeckim. Niemniej chciałbym ser
decznie podziękować za okazaną przy
chylność w postaci przyznania mi te
go wyróżnienia, któremu patronuje zaiste Światło ze Śląska, czyli święty Jacek Odrowąż. Próbuję zrozumieć, jak to się stało, że na listę obdarzonych tytułem Lux ex Silesia kapituła nagro
dy postanowiła wpisać kogoś, kto zajmował się badaniem antyku chrze
ścijańskiego, literaturą gnozy i wcze
snochrześcijańskich herezji, a więc te
m atyką, która na pragm atycznym na wskroś ortodoksyjnym Śląsku wy
daje się wręcz abstrakcyjna.
- Nagrodę przyznano księdzu pro
fesorowi za „ogromne zasługi nauko
we i dydaktyczne oraz najwyższe kompetencje badawcze i teologicz
ne”. Doceniono także „wybitną spe
cjalizację w trudnym i elitarnym ob
szarze w ied zy oraz w artości intelektualne i etyczne duchowne
go”. Mówiąc wprost jest ksiądz pro
fesor wybitnym patrologiem i znaw
cą tek stów gn ostyck ich . K iedy pojawiły się zainteresowania okre
sem w czesnego chrześcijaństw a, a szczególnie tekstami gnostyckimi oraz językiem koptyjskim?
- Zawsze interesowały mnie języki i filologia klasyczna. To były moje pierwsze fascynacje. W szkole średniej uczyłem się łaciny i zdawałem ją na maturze. Ponadto zbierałem książ
ki do nauki łaciny i greki, podręczni
ki do gramatyki czy wybory tekstów wydane na potrzeby przedwojennych gim nazjów klasycznych. M am je zresztą do dziś w mojej bibliotece. Po
tem składałem dokumenty na filologię klasyczną na Uniwersytecie Jagielloń
skim, ale po drodze pojawiło się powo
łanie kapłańskie. Nie wiem zresztą, jak to się stało {śmiech). Skoro jednak zmieniłem drogę życiową, zaintereso
wałem się tym, co było najbliższe fi
lologii klasycznej, czyli starożytności.
Nie miałem okazji studiować za gra
nicą, nie było wówczas w Polsce takich możliwości, j akie są dzisiaj. Moj e za- >__-interesowania językiem koptyjskim rozbudził promotor pracy magisterskiej ksiądz profesor M arian M ichalski z Krakowa, który prawdopodobnie zdecydował o moich studiach w War- 39
szawie na Akademii Teologii Katolic
kiej. Powiedział mi: „Tu są świeżo od
kryte rękopisy, nie musisz wiele czy
tać, studiować, tylko naucz się języka, żebyś mógł studiować w oryginale”.
Tak zachęcił mnie do pisania rozpra
wy doktorskiej, a potem habilitacji. Już po studiach, a nawet po doktoracie, na
wiązałem kontakt z Niemcami z NRD.
a przede wszystkim z Archidiecezją Paderborn, która wspomagała Katowi
ce na różne sposoby. To właśnie jej za
wdzięczam stypendium, które otrzy
małem w 1973 roku. Od tego czasu zacząłem gromadzić w mojej biblio
tece literaturę koptyjską i wydania no
wo odkrytych tekstów gnostyckich.
W 1975 roku pracowałem już nad ha
bilitacją. Z NRD długo utrzymywałem kontakty, szczególnie z ewangelicki
mi teologami, starożytnikami i bardzo często w y jeżdżałem do B erlin a Wschodniego na konferencje. I tak na
uczyłem się języka niem ieckiego, chociaż żadnego kursu nie skończy
łem. Jeśli chodzi o inne języki, to pod
czas wakacyjnych kursów Alliance Franęaise uczyłem się francuskiego. To był mój drugi, po łacinie, umiłowany język.
Języka koptyjskiego uczyłem się w Instytucie Orientalnym na Uniwer
sytecie Warszawskim na zajęciach indywidualnych, nie kończyłem egip- tologii. Pani profesor Albertyna Szczu- dłow sk a p rzy g o to w y w ała teksty do uczenia mnie koptyjskiego, a potem wspólnie je tłumaczyliśmy. Ewange
lia Tomasza była pierwszym naszym wspólnym tłumaczeniem, opublikowa
łem ją w Katowicach w „Śląskich Stu
diach Historyczno-Teologicznych”, roczniku Wydziału Teologicznego UŚ.
Było coś niezwykle wzruszającego w studiowaniu rękopisów, szczególnie takich, których jeszcze nikt nie czytał.
Później przeżyłem to jeszcze mocniej.
Kilka lat temu polscy archeologowie odkryli w Górnym Egipcie trzy kodek
sy. W śród badaczy był mój student z ATK (uczyłem j eszcze wtedy koptyj - skiego w Warszawie). Zrobił zdjęcia i przesłał mi je z prośbą, abym powie
dział, co to za teksty. Gdy brałem je do rąk, czułem niesamowite wzrusze
nie. Po dukcie pisma poznałem, że po
chodziły z VI l/VI II wieku po Chrystu
sie. Z acząłem je tłum aczyć i uświadomiłem sobie, że jeden tekst skądś znam. Istniała w Paryżu inna wersja tego utworu. Drugi kodeks po przetłumaczeniu przeze mnie kil
ku stron rozpoznała prof. Ewa
Wip-■---- - szycka jako tekst znany tylko w tłuma-czeniu arabskim. Oryginał koptyj skiej wersji uchodził za zaginiony. To była przyjemność rozpoznawać rękopis, który tyle wieków czekał, żeby go ktoś znalazł i przeczytał.
- W 2006 roku w mediach było sporo szumu wokół Ewangelii Juda
sza. Portale internetowe krzyczały nagłówkami: „Nowe oblicze Juda
sza!” albo „Judasz nie zdradził Je
zusa!”. Niektórzy wieścili, że runą podstawy chrześcijaństwa. To nagłe ożywienie mediów związane było z ukazaniem się angielskiego tłuma
czenia Ewangelii Judasza. Ksiądz profesor podjął się wówczas tłu
maczenia tego tekstu z języka kop
tyjskiego na polski i stwierdził, że zo
stał n apisan y p rzez gnostyków , grupę ludzi będących w opozycji do wczesnochrześcijańskiego Ko
ścioła. Od tego czasu minęło już kil
ka lat i okazuje się, że podstawy chrześcijaństwa nie runęły...
- Nie miały powodu, aby runąć.
Zresztą od tamtego czasu znaleziono następnych siedem stron. Czasami tak bywa z rękopisami: ktoś je ukry
wa, ktoś przemyca, ktoś je drze na czę
ści, a kupujący nawet nie wie, że ist
nieją jakieś brakujące strony, a potem ten, który był w ich posiadaniu, żąda wyższej ceny za pozostałe karty...
Często takie ciemne historie towarzy
szą rękopisom egipskim. N a szczęście dodatkowe strony z Ewangelii Juda
sza są już opublikowane i przygotowu
ję się do nowej wersji tłumaczenia, łącznie z tymi nowymi siedmioma stronami.
- Tłumaczeniom rękopisów egip
skich towarzyszy pewna aura sen
sacji.
- W spomnę o pewnym incydencie.
W ubiegłym roku odbył się w Rzymie M iędzynarodowy Kongres Studiów Koptyjskich i przyjechała na niego prof. Karen King ze Stanów Zjedno
czonych, religioznawca. Stwierdziła, że jest w posiadaniu pięciowersowe- go rękopisu z IV wieku z zapisem zda
nia, w którym Jezus wypowiada sło
wa „moja żona”. Przez internet udało mi się dotrzeć do jej artykułu i owe
go fragmentu tekstu. Opracowałem je go polskie tłumaczenie i komentarz, artykuł będzie m ożna przeczytać w „Śląskich Studiach Historyczno- -Teologicznych”. Skrótowo mówiąc, jest to glosa, którą nazwałem „koptyj- ska żona Jezusa” . Trudno orzec, czy jest to oryginał, czy fałszerstwo. Jak w takich wypadkach bywa, oceny są różne. Jedni twierdzą, że rękopis zo
stał sfałszowany (mimo iż oceniała go znaw czyni i w ydaw czyni tekstów koptyjskich). Drudzy powiadają, że to fragm ent z jakiejś Ewangelii, może Tomasza lub Filipa. Trzeba jednak pa
miętać, że to wyrażenie jest niepełne.
Po pierwsze - wyrwane z kontekstu, po drugie - papirus jest zniszczony, a w rękop isie są braki fizyczne.
Chciałbym ponadto zwrócić uwagę na
to, że szyk zdania koptyjskiego jest in
ny niż w polskim czy innych językach europejskich. Być może chodzi o zda
nie przeczące typu „moja żona nie (jest)”. Istnieje jeszcze możliwość, że zdanie twierdzące ma znaczenie prze
nośne. W Nowym Testamencie czyta
m y przecież, że Jezus jest oblubień
cem, a Kościół jest jego żoną. Ale i w Starym Testamencie pojawia się m otyw Boga, przedstawianego jako męża, który zawiera małżeństwo z na
rodem wybranym. W księgach proroc
kich natomiast można odnaleźć narze
kania proroków na niewierną żonę (Kościół), która idzie za innymi boga
mi. W tym sensie cudzołóstwo w Sta
rym Testamencie było rozumiane ja ko pogaństwo, nie dosłownie. Później w Nowym Testamencie związek czy raczej przymierze Boga z człowiekiem stało się zasadą m odelu m ałżeń
stwa. I dziś na ceremoniach ślubnych czytany jest List św. Pawła do Efezjan, w którym pojawia się określenie mał
żeństwa, jako tajem nicy w odniesie
niu do Chrystusa i do Kościoła. W Li
ście św. Pawła znajduje się też zdanie, w którym jest mowa o tym, że żona powinna być posłuszna mężowi tak, jak Kościół jest posłuszny Chrystuso
wi, ale i mąż, w razie potrzeby, musi oddać swoje życie w obronie żony, chronić ją i otaczać opieką.
- Wiemy, że Chrystus wyróżniał kobiety...
- Można powiedzieć, że w pewnym sensie Chrystus był rewolucjonistą. Nie tyle wyróżniał kobiety, ile stawiał je na równi z mężczyznami. Rozma
wiał publicznie z Samarytanką. Kto to wówczas widział?! W tak zmaskulizo- wanym świecie to było niedopuszczal
ne, niespotykane.
- Była jeszcze M aria Magdalena, której później przypisywano różne role, na przykład żony Jezusa. Mam tu na myśli K od Leonarda da Vinci Dana Browna.
- Trzeba pamiętać, że teksty histo
ryczne to jedno, a ich interpretacja, to coś zupełnie innego. W humanistyce, ale przede wszystkim w religii, jest wiele elementów niedookreślonych.
Interpretacja często zależy od postawy danego człowieka. Tua res agitur (łac.
„Ciebie rzecz dotyczy”) powiedział Horacy, a parafrazując: cokolwiek powiesz o człowieku, o życiu ludzkim, to mówisz także o sobie. To jest w ie
dza subiektywna. Często nie m oż
na oddzielić prawdy od fałszu tak, jak w naukach przyrodniczych. A w reli
gii w szczególny sposób jest to trud
ne. Dlatego pojawia się pytanie: czy w to wierzysz, czy ufasz?
- Bez dow odów ...
- Bez przesady, jakieś dowody czy przesłanki m uszą być. Bo wiara
mu-si być rozumna, ale oczywiście zosta
je margines dla wiary i kwestia nie ty
le, w co wierzyć, ile komu wierzyć.
- Jakie było wczesne chrześcijań
stwo i wiara pierwszych chrześci
jan?
- Cesarstwo Rzymskie, w ogóle świat grecko-rzymski był przygotowa
ny, albo inaczej m ów iąc, otw arty na ponadnaturę, wierzono że jest coś, co przewyższa człowieka, coś niewi
dzialnego, daimon (z gr. Daimón), bó
stwo, siła. Nie w znaczeniu religijnym, ale filozoficznym - bo religia to był w pewnym sensie folklor i starożytni Grecy czy Rzymianie byli raczej jej przeciwnikami. Filozofowie greccy byli w gruncie rzeczy ateistami. Nie wierzyli, że może być wielu bogów, uważali, że to jest niemożliwe, sprzecz
ne, nielogiczne. Sądzili, iż istnieje tylko jedna siła, która przejawia się w poszczególnych bogach/bóstwach.
Później Rzymianie wprowadzili pew
ną organizację. R elacje pom iędzy ludźmi zaczęły być porządkowane przy pomocy prawa i przepisów. Uzna
wano prawo moralne, czyli co wolno, a czego nie wolno czynić oraz zasadę szacunku dla drugiego człowieka. Pa
radoksem jest, że przy tym wszystkim wciąż istniało niewolnictwo. A co wniosło chrześcijaństwo? Dlaczego było tak popularne? W niosło rów ność, ale... na poziomie religijnym, nie społecznym. M usimy pamiętać, że najniższą grupą w społeczeństwie starożytnym byli niewolnicy, ale i . ..
kobiety. Życie polityczne należało do mężczyzn, ludzi wolnych i boga
tych - oni tworzyli elitę, natomiast chrześcijaństwo, oprócz wyzwolenia na bazie religijnej, przyniosło uwolnie
nie od przeznaczenia, którym starożyt
ność była pognębiona. Dlatego św. Pa
w eł naw oły w ał, aby ludzie nie podporządkowywali się nie tylko nie
woli pogańskich demonów, ale także prawu żydowskiemu. Głosił, że ludzie są stworzeni do wolności, los jest w ich rękach, a ponadto mogą rozma
wiać z Bogiem.
- Członkowie kapituły Lux ex Si
lesia w decyzji przyznania nagrody podkreślali zasługi księdza profeso
ra w zorganizowaniu Wydziału Teo
logicznego Uniwersytetu Śląskiego.
- Profesor Janusz Janeczek, były rektor Uniwersytetu Śląskiego w K a
towicach, w laudacji zwrócił uwagę na Wydział Teologiczny, wspomniał jego organizatora i pierwszego dzie
kana, mówił o tym również Ksiądz Ar
cybiskup. A zatem, obdarowany na
grodą L u x ex S ilesia , w y stęp u ję najpierw jako człowiek uniwersytetu, a to wyróżnienie, którym mnie obda
rzono, przyjmuję universitatis etfacul- tatis causa. Dzięki tej nagrodzie po
jaw iają się znów przyjazne i życzliwe inform acje o W ydziale Teologicz
nym. Za to przypomnienie W ydziału jestem szczególnie wdzięczny K się
dzu Arcybiskupowi i panu rektorowi Janeczkowi.
- Co było najtrudniejsze w zabie
gach o powstanie tego Wydziału, bo wiem y przecież, że trwały one dość długo i przypadły na różne okresy w historii uczelni?
- Inicjatywę utworzenia W ydziału Teologicznego podjął Uniwersytet.
Procedury ruszyły w 1998 roku, kie
dy otrzym ałem od biskupa m isję i upoważnienie zorganizowania Wy
działu. Ze stroną kościelną nie było ła
tw o. N u n c ju sz m iał w ą tp liw o ści w kwestii pow ołania nowego w y
działu teologicznego, skoro istniało W yższe S em in ariu m D uchow ne w Katowicach czy Papieska Akademia Teologiczna w Krakowie. Proponował stw orzenie w yd ziału k ościelnego na wzór Wrocławia. Trzeba było prze
konać Kongregację ds. Edukacji K a
tolickiej. Potrzebne były rów nież opinie dwóch uczelni - z Opola i Kra
kowa. Z Krakowem Śląskie Semina
rium Duchowne było związane od lat, tam śląscy studenci uzyskiwali dyplo
m y magisterskie. Obie opinie były na szczęście pozytywne, obie uczel
nie stwierdziły bowiem, że wydział może powstać, gdyż ich interesy nie będą zagrożone. Dzisiaj, przy braku studentów, byłoby ciężko, pew nie nie otrzymalibyśmy takiej zgody, ale wtedy była inna sytuacja i tę trudność pokonaliśmy. Największe problem y wynikały z faktu, że chciano stworzyć Wydział od razu z pełnymi prawami, ale żaden wydział nie powstaje na
tychmiast. W prawdzie uprawnienia do nadaw ania stopnia naukow ego doktora otrzym aliśm y ju ż w pierw szym roku (2002), ale z habilitacjami nie było tak łatwo. Potrzebnych było sześciu profesorów tytularnych i sze
ściu habilitowanych - tylu bowiem wymaganych jest na naukach teolo
gicznych. Ostatecznie prawa do habi
litowania otrzymaliśmy po sześciu la
tach w 2008 roku.
- Od powołania do życia W ydzia
łu Teologicznego UŚ minęło już po
nad 10 lat. M ożna więc już mówić o sukcesach?
- Możemy mieć własnych profeso
rów. Po moim odejściu z urzędu dzie
kana pojawiły się ju ż cztery habilita
cje. W pewnym okresie, jeśli chodzi o finanse, wyprzedziliśmy nawet KUL.
W rankingu w ydziałów teologicz
nych w Polsce m ieliśm y pierwsze m iejsce. N a odchodnym , w 2008 roku, zaprojektowałem nowy kieru
nek - nauki o rodzinie. Takie kierun
ki z powodzeniem działają na większo
ści wydziałów teologicznych w Polsce, uznałem więc, że nam się także może udać. Kierunek powstał i dziś studen
ci nauki o rodzinie stanowią ponad po
łowę wszystkich studentów Wydzia
łu Teologicznego.
- Gdy Wydział powstawał, często używano określenia pochodzącego z tytułu encykliki Jana Pawła II Fi- des et Ratio. W encyklice papież pi
sał: „Wiara i rozum (Jides et ratio) są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontempla
cji prawdy”. Czy te słowa mogą być myślą przewodnią, przyświecającą wydziałowi teologicznemu istnieją
cemu w ramach uniwersytetu świec
kiego?
- Tak, to są trafne słowa. Kiedyś profesor K rystian R oleder zaprosił mnie do Instytutu Fizyki na cyklicz
ne spotkanie pośw ięcone granicom poznania w u jęciu różnych nauk i dyscyplin naukowych. Tytuł m oje
go wykładu brzmiał: „Granice i ogra
niczenia teologii”. Zakończyłem go słow am i kardynała Josepha Ratzin- gera (papieża Benedykta XVI), że fe
nom enem europejskiej kultury za
chodniej jest to, iż teologia znajduje się na uniw ersytecie. Warto pam ię
tać, że uniwersytet powstawał razem z teologią - w średniow ieczu to pa
pież pow oływ ał uniwersytety. D la
czego papież? N ie dlatego, że cho
dziło o w ładzę nad nauczaniem , lecz przeciwnie: „daleki” papież za
p ew n ia ł w o ln o ść i n ieza leżn o ść od w ładzy lokalnej - króla i bisku
pa. B rzm i to paradoksalnie, ale tak w łaśnie było. N iezależność p o li
tyczną i autonom ię zapewniała w ła
dza papieża, a uposażenie m aterial
ne - lokalna w ładza świecka lub kościelna. Struktura W ydziału Teo
logicznego w Katowicach przypomi
na tę ś re d n io w ie c z n ą . O becn ie, oprócz władzy kościelnej, słuchamy jeszcze rektora, który daje nam pra
cę. Tak też pow iedział Jan Paweł II, wiem, nadchodzi bowiem fala już nie ateizmu, ale sceptycyzmu i relatywi
zmu. B enedykt XVI mówił: nie b o imy się ateizm u zatroskanego św ia
tem i człowiekiem, z takimi ateistami m ożem y i pow inniśm y rozmawiać, niebezpieczny natomiast jest scepty
cyzm, bo rezygnuje z poszukiw ania
prawdy.