• Nie Znaleziono Wyników

chrześcij aństwa

W dokumencie Śląsk, 2013, R. 19, nr 12 (Stron 41-44)

13 października w archikatedrze Chrystusa Króla w Katowicach odbyła się uroczystość wręczenia nagrody Lux ex Silesia. Nagroda ufundowana została w 1994 roku przez metropolitę górnośląskiego abp. Damiana Zimonia. Wrę­

czana jest corocznie tym, którzy w swej działalności naukowej lub artystycz­

nej ukazują wysokie wartości moralne i wnoszą trwały wkład w kulturę Górnego Śląska.

- Nagroda Lux ex Silesia jest już wręczana od dwudziestu lat. W tym czasie uhonorowano w iele wybit­

nych osobistości świata kultury, sztuki czy nauki, m.in: profesor Irenę Bajerową, profesora Augusta Chełkowskiego, W ojciecha Kilara, Henryka Mikołaja Góreckiego, pro­

fesora Franciszka K okota... Jak ksiądz profesor czuje się w tak za­

cnym gronie?

- O propozycji przyznania mi nagro­

dy dowiedziałem się w czerwcu. Roz­

mawiałem wówczas z Księdzem Ar­

cybiskupem, zwróciłem mu uwagę, że przez dwie kadencję byłem człon­

kiem kapituły nagrody i mogą się po­

jaw ić komentarze, że otrzymałem ją po znajomości. Ponadto uważam, że to wyróżnienie społeczne i duchowni powinni być brani pod uwagę na sa­

mym końcu. Wprawdzie w tym gronie byli już duchowni, bardzo zasłużeni, jak ks. Stanisław Tkocz, ks. Remigiusz Sobański czy arcybiskup Szczepan Wesoły, ale myślę, że to były wyjątki.

Lux ex Silesia to nagroda Księdza Ar­

cybiskupa, ale ja byłem i jestem zwo­

lennikiem przyznawania jej działaczom świeckim. Niemniej chciałbym ser­

decznie podziękować za okazaną przy­

chylność w postaci przyznania mi te­

go wyróżnienia, któremu patronuje zaiste Światło ze Śląska, czyli święty Jacek Odrowąż. Próbuję zrozumieć, jak to się stało, że na listę obdarzonych tytułem Lux ex Silesia kapituła nagro­

dy postanowiła wpisać kogoś, kto zajmował się badaniem antyku chrze­

ścijańskiego, literaturą gnozy i wcze­

snochrześcijańskich herezji, a więc te­

m atyką, która na pragm atycznym na wskroś ortodoksyjnym Śląsku wy­

daje się wręcz abstrakcyjna.

- Nagrodę przyznano księdzu pro­

fesorowi za „ogromne zasługi nauko­

we i dydaktyczne oraz najwyższe kompetencje badawcze i teologicz­

ne”. Doceniono także „wybitną spe­

cjalizację w trudnym i elitarnym ob­

szarze w ied zy oraz w artości intelektualne i etyczne duchowne­

go”. Mówiąc wprost jest ksiądz pro­

fesor wybitnym patrologiem i znaw­

cą tek stów gn ostyck ich . K iedy pojawiły się zainteresowania okre­

sem w czesnego chrześcijaństw a, a szczególnie tekstami gnostyckimi oraz językiem koptyjskim?

- Zawsze interesowały mnie języki i filologia klasyczna. To były moje pierwsze fascynacje. W szkole średniej uczyłem się łaciny i zdawałem ją na maturze. Ponadto zbierałem książ­

ki do nauki łaciny i greki, podręczni­

ki do gramatyki czy wybory tekstów wydane na potrzeby przedwojennych gim nazjów klasycznych. M am je zresztą do dziś w mojej bibliotece. Po­

tem składałem dokumenty na filologię klasyczną na Uniwersytecie Jagielloń­

skim, ale po drodze pojawiło się powo­

łanie kapłańskie. Nie wiem zresztą, jak to się stało {śmiech). Skoro jednak zmieniłem drogę życiową, zaintereso­

wałem się tym, co było najbliższe fi­

lologii klasycznej, czyli starożytności.

Nie miałem okazji studiować za gra­

nicą, nie było wówczas w Polsce takich możliwości, j akie są dzisiaj. Moj e za- >__-interesowania językiem koptyjskim rozbudził promotor pracy magisterskiej ksiądz profesor M arian M ichalski z Krakowa, który prawdopodobnie zdecydował o moich studiach w War- 39

szawie na Akademii Teologii Katolic­

kiej. Powiedział mi: „Tu są świeżo od­

kryte rękopisy, nie musisz wiele czy­

tać, studiować, tylko naucz się języka, żebyś mógł studiować w oryginale”.

Tak zachęcił mnie do pisania rozpra­

wy doktorskiej, a potem habilitacji. Już po studiach, a nawet po doktoracie, na­

wiązałem kontakt z Niemcami z NRD.

a przede wszystkim z Archidiecezją Paderborn, która wspomagała Katowi­

ce na różne sposoby. To właśnie jej za­

wdzięczam stypendium, które otrzy­

małem w 1973 roku. Od tego czasu zacząłem gromadzić w mojej biblio­

tece literaturę koptyjską i wydania no­

wo odkrytych tekstów gnostyckich.

W 1975 roku pracowałem już nad ha­

bilitacją. Z NRD długo utrzymywałem kontakty, szczególnie z ewangelicki­

mi teologami, starożytnikami i bardzo często w y jeżdżałem do B erlin a Wschodniego na konferencje. I tak na­

uczyłem się języka niem ieckiego, chociaż żadnego kursu nie skończy­

łem. Jeśli chodzi o inne języki, to pod­

czas wakacyjnych kursów Alliance Franęaise uczyłem się francuskiego. To był mój drugi, po łacinie, umiłowany język.

Języka koptyjskiego uczyłem się w Instytucie Orientalnym na Uniwer­

sytecie Warszawskim na zajęciach indywidualnych, nie kończyłem egip- tologii. Pani profesor Albertyna Szczu- dłow sk a p rzy g o to w y w ała teksty do uczenia mnie koptyjskiego, a potem wspólnie je tłumaczyliśmy. Ewange­

lia Tomasza była pierwszym naszym wspólnym tłumaczeniem, opublikowa­

łem ją w Katowicach w „Śląskich Stu­

diach Historyczno-Teologicznych”, roczniku Wydziału Teologicznego UŚ.

Było coś niezwykle wzruszającego w studiowaniu rękopisów, szczególnie takich, których jeszcze nikt nie czytał.

Później przeżyłem to jeszcze mocniej.

Kilka lat temu polscy archeologowie odkryli w Górnym Egipcie trzy kodek­

sy. W śród badaczy był mój student z ATK (uczyłem j eszcze wtedy koptyj - skiego w Warszawie). Zrobił zdjęcia i przesłał mi je z prośbą, abym powie­

dział, co to za teksty. Gdy brałem je do rąk, czułem niesamowite wzrusze­

nie. Po dukcie pisma poznałem, że po­

chodziły z VI l/VI II wieku po Chrystu­

sie. Z acząłem je tłum aczyć i uświadomiłem sobie, że jeden tekst skądś znam. Istniała w Paryżu inna wersja tego utworu. Drugi kodeks po przetłumaczeniu przeze mnie kil­

ku stron rozpoznała prof. Ewa

Wip-■---- - szycka jako tekst znany tylko w tłuma-czeniu arabskim. Oryginał koptyj skiej wersji uchodził za zaginiony. To była przyjemność rozpoznawać rękopis, który tyle wieków czekał, żeby go ktoś znalazł i przeczytał.

- W 2006 roku w mediach było sporo szumu wokół Ewangelii Juda­

sza. Portale internetowe krzyczały nagłówkami: „Nowe oblicze Juda­

sza!” albo „Judasz nie zdradził Je­

zusa!”. Niektórzy wieścili, że runą podstawy chrześcijaństwa. To nagłe ożywienie mediów związane było z ukazaniem się angielskiego tłuma­

czenia Ewangelii Judasza. Ksiądz profesor podjął się wówczas tłu­

maczenia tego tekstu z języka kop­

tyjskiego na polski i stwierdził, że zo­

stał n apisan y p rzez gnostyków , grupę ludzi będących w opozycji do wczesnochrześcijańskiego Ko­

ścioła. Od tego czasu minęło już kil­

ka lat i okazuje się, że podstawy chrześcijaństwa nie runęły...

- Nie miały powodu, aby runąć.

Zresztą od tamtego czasu znaleziono następnych siedem stron. Czasami tak bywa z rękopisami: ktoś je ukry­

wa, ktoś przemyca, ktoś je drze na czę­

ści, a kupujący nawet nie wie, że ist­

nieją jakieś brakujące strony, a potem ten, który był w ich posiadaniu, żąda wyższej ceny za pozostałe karty...

Często takie ciemne historie towarzy­

szą rękopisom egipskim. N a szczęście dodatkowe strony z Ewangelii Juda­

sza są już opublikowane i przygotowu­

ję się do nowej wersji tłumaczenia, łącznie z tymi nowymi siedmioma stronami.

- Tłumaczeniom rękopisów egip­

skich towarzyszy pewna aura sen­

sacji.

- W spomnę o pewnym incydencie.

W ubiegłym roku odbył się w Rzymie M iędzynarodowy Kongres Studiów Koptyjskich i przyjechała na niego prof. Karen King ze Stanów Zjedno­

czonych, religioznawca. Stwierdziła, że jest w posiadaniu pięciowersowe- go rękopisu z IV wieku z zapisem zda­

nia, w którym Jezus wypowiada sło­

wa „moja żona”. Przez internet udało mi się dotrzeć do jej artykułu i owe­

go fragmentu tekstu. Opracowałem je ­ go polskie tłumaczenie i komentarz, artykuł będzie m ożna przeczytać w „Śląskich Studiach Historyczno- -Teologicznych”. Skrótowo mówiąc, jest to glosa, którą nazwałem „koptyj- ska żona Jezusa” . Trudno orzec, czy jest to oryginał, czy fałszerstwo. Jak w takich wypadkach bywa, oceny są różne. Jedni twierdzą, że rękopis zo­

stał sfałszowany (mimo iż oceniała go znaw czyni i w ydaw czyni tekstów koptyjskich). Drudzy powiadają, że to fragm ent z jakiejś Ewangelii, może Tomasza lub Filipa. Trzeba jednak pa­

miętać, że to wyrażenie jest niepełne.

Po pierwsze - wyrwane z kontekstu, po drugie - papirus jest zniszczony, a w rękop isie są braki fizyczne.

Chciałbym ponadto zwrócić uwagę na

to, że szyk zdania koptyjskiego jest in­

ny niż w polskim czy innych językach europejskich. Być może chodzi o zda­

nie przeczące typu „moja żona nie (jest)”. Istnieje jeszcze możliwość, że zdanie twierdzące ma znaczenie prze­

nośne. W Nowym Testamencie czyta­

m y przecież, że Jezus jest oblubień­

cem, a Kościół jest jego żoną. Ale i w Starym Testamencie pojawia się m otyw Boga, przedstawianego jako męża, który zawiera małżeństwo z na­

rodem wybranym. W księgach proroc­

kich natomiast można odnaleźć narze­

kania proroków na niewierną żonę (Kościół), która idzie za innymi boga­

mi. W tym sensie cudzołóstwo w Sta­

rym Testamencie było rozumiane ja ­ ko pogaństwo, nie dosłownie. Później w Nowym Testamencie związek czy raczej przymierze Boga z człowiekiem stało się zasadą m odelu m ałżeń­

stwa. I dziś na ceremoniach ślubnych czytany jest List św. Pawła do Efezjan, w którym pojawia się określenie mał­

żeństwa, jako tajem nicy w odniesie­

niu do Chrystusa i do Kościoła. W Li­

ście św. Pawła znajduje się też zdanie, w którym jest mowa o tym, że żona powinna być posłuszna mężowi tak, jak Kościół jest posłuszny Chrystuso­

wi, ale i mąż, w razie potrzeby, musi oddać swoje życie w obronie żony, chronić ją i otaczać opieką.

- Wiemy, że Chrystus wyróżniał kobiety...

- Można powiedzieć, że w pewnym sensie Chrystus był rewolucjonistą. Nie tyle wyróżniał kobiety, ile stawiał je na równi z mężczyznami. Rozma­

wiał publicznie z Samarytanką. Kto to wówczas widział?! W tak zmaskulizo- wanym świecie to było niedopuszczal­

ne, niespotykane.

- Była jeszcze M aria Magdalena, której później przypisywano różne role, na przykład żony Jezusa. Mam tu na myśli K od Leonarda da Vinci Dana Browna.

- Trzeba pamiętać, że teksty histo­

ryczne to jedno, a ich interpretacja, to coś zupełnie innego. W humanistyce, ale przede wszystkim w religii, jest wiele elementów niedookreślonych.

Interpretacja często zależy od postawy danego człowieka. Tua res agitur (łac.

„Ciebie rzecz dotyczy”) powiedział Horacy, a parafrazując: cokolwiek powiesz o człowieku, o życiu ludzkim, to mówisz także o sobie. To jest w ie­

dza subiektywna. Często nie m oż­

na oddzielić prawdy od fałszu tak, jak w naukach przyrodniczych. A w reli­

gii w szczególny sposób jest to trud­

ne. Dlatego pojawia się pytanie: czy w to wierzysz, czy ufasz?

- Bez dow odów ...

- Bez przesady, jakieś dowody czy przesłanki m uszą być. Bo wiara

mu-si być rozumna, ale oczywiście zosta­

je margines dla wiary i kwestia nie ty­

le, w co wierzyć, ile komu wierzyć.

- Jakie było wczesne chrześcijań­

stwo i wiara pierwszych chrześci­

jan?

- Cesarstwo Rzymskie, w ogóle świat grecko-rzymski był przygotowa­

ny, albo inaczej m ów iąc, otw arty na ponadnaturę, wierzono że jest coś, co przewyższa człowieka, coś niewi­

dzialnego, daimon (z gr. Daimón), bó­

stwo, siła. Nie w znaczeniu religijnym, ale filozoficznym - bo religia to był w pewnym sensie folklor i starożytni Grecy czy Rzymianie byli raczej jej przeciwnikami. Filozofowie greccy byli w gruncie rzeczy ateistami. Nie wierzyli, że może być wielu bogów, uważali, że to jest niemożliwe, sprzecz­

ne, nielogiczne. Sądzili, iż istnieje tylko jedna siła, która przejawia się w poszczególnych bogach/bóstwach.

Później Rzymianie wprowadzili pew­

ną organizację. R elacje pom iędzy ludźmi zaczęły być porządkowane przy pomocy prawa i przepisów. Uzna­

wano prawo moralne, czyli co wolno, a czego nie wolno czynić oraz zasadę szacunku dla drugiego człowieka. Pa­

radoksem jest, że przy tym wszystkim wciąż istniało niewolnictwo. A co wniosło chrześcijaństwo? Dlaczego było tak popularne? W niosło rów ­ ność, ale... na poziomie religijnym, nie społecznym. M usimy pamiętać, że najniższą grupą w społeczeństwie starożytnym byli niewolnicy, ale i . ..

kobiety. Życie polityczne należało do mężczyzn, ludzi wolnych i boga­

tych - oni tworzyli elitę, natomiast chrześcijaństwo, oprócz wyzwolenia na bazie religijnej, przyniosło uwolnie­

nie od przeznaczenia, którym starożyt­

ność była pognębiona. Dlatego św. Pa­

w eł naw oły w ał, aby ludzie nie podporządkowywali się nie tylko nie­

woli pogańskich demonów, ale także prawu żydowskiemu. Głosił, że ludzie są stworzeni do wolności, los jest w ich rękach, a ponadto mogą rozma­

wiać z Bogiem.

- Członkowie kapituły Lux ex Si­

lesia w decyzji przyznania nagrody podkreślali zasługi księdza profeso­

ra w zorganizowaniu Wydziału Teo­

logicznego Uniwersytetu Śląskiego.

- Profesor Janusz Janeczek, były rektor Uniwersytetu Śląskiego w K a­

towicach, w laudacji zwrócił uwagę na Wydział Teologiczny, wspomniał jego organizatora i pierwszego dzie­

kana, mówił o tym również Ksiądz Ar­

cybiskup. A zatem, obdarowany na­

grodą L u x ex S ilesia , w y stęp u ję najpierw jako człowiek uniwersytetu, a to wyróżnienie, którym mnie obda­

rzono, przyjmuję universitatis etfacul- tatis causa. Dzięki tej nagrodzie po­

jaw iają się znów przyjazne i życzliwe inform acje o W ydziale Teologicz­

nym. Za to przypomnienie W ydziału jestem szczególnie wdzięczny K się­

dzu Arcybiskupowi i panu rektorowi Janeczkowi.

- Co było najtrudniejsze w zabie­

gach o powstanie tego Wydziału, bo wiem y przecież, że trwały one dość długo i przypadły na różne okresy w historii uczelni?

- Inicjatywę utworzenia W ydziału Teologicznego podjął Uniwersytet.

Procedury ruszyły w 1998 roku, kie­

dy otrzym ałem od biskupa m isję i upoważnienie zorganizowania Wy­

działu. Ze stroną kościelną nie było ła­

tw o. N u n c ju sz m iał w ą tp liw o ści w kwestii pow ołania nowego w y­

działu teologicznego, skoro istniało W yższe S em in ariu m D uchow ne w Katowicach czy Papieska Akademia Teologiczna w Krakowie. Proponował stw orzenie w yd ziału k ościelnego na wzór Wrocławia. Trzeba było prze­

konać Kongregację ds. Edukacji K a­

tolickiej. Potrzebne były rów nież opinie dwóch uczelni - z Opola i Kra­

kowa. Z Krakowem Śląskie Semina­

rium Duchowne było związane od lat, tam śląscy studenci uzyskiwali dyplo­

m y magisterskie. Obie opinie były na szczęście pozytywne, obie uczel­

nie stwierdziły bowiem, że wydział może powstać, gdyż ich interesy nie będą zagrożone. Dzisiaj, przy braku studentów, byłoby ciężko, pew nie nie otrzymalibyśmy takiej zgody, ale wtedy była inna sytuacja i tę trudność pokonaliśmy. Największe problem y wynikały z faktu, że chciano stworzyć Wydział od razu z pełnymi prawami, ale żaden wydział nie powstaje na­

tychmiast. W prawdzie uprawnienia do nadaw ania stopnia naukow ego doktora otrzym aliśm y ju ż w pierw ­ szym roku (2002), ale z habilitacjami nie było tak łatwo. Potrzebnych było sześciu profesorów tytularnych i sze­

ściu habilitowanych - tylu bowiem wymaganych jest na naukach teolo­

gicznych. Ostatecznie prawa do habi­

litowania otrzymaliśmy po sześciu la­

tach w 2008 roku.

- Od powołania do życia W ydzia­

łu Teologicznego UŚ minęło już po­

nad 10 lat. M ożna więc już mówić o sukcesach?

- Możemy mieć własnych profeso­

rów. Po moim odejściu z urzędu dzie­

kana pojawiły się ju ż cztery habilita­

cje. W pewnym okresie, jeśli chodzi o finanse, wyprzedziliśmy nawet KUL.

W rankingu w ydziałów teologicz­

nych w Polsce m ieliśm y pierwsze m iejsce. N a odchodnym , w 2008 roku, zaprojektowałem nowy kieru­

nek - nauki o rodzinie. Takie kierun­

ki z powodzeniem działają na większo­

ści wydziałów teologicznych w Polsce, uznałem więc, że nam się także może udać. Kierunek powstał i dziś studen­

ci nauki o rodzinie stanowią ponad po­

łowę wszystkich studentów Wydzia­

łu Teologicznego.

- Gdy Wydział powstawał, często używano określenia pochodzącego z tytułu encykliki Jana Pawła II Fi- des et Ratio. W encyklice papież pi­

sał: „Wiara i rozum (Jides et ratio) są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontempla­

cji prawdy”. Czy te słowa mogą być myślą przewodnią, przyświecającą wydziałowi teologicznemu istnieją­

cemu w ramach uniwersytetu świec­

kiego?

- Tak, to są trafne słowa. Kiedyś profesor K rystian R oleder zaprosił mnie do Instytutu Fizyki na cyklicz­

ne spotkanie pośw ięcone granicom poznania w u jęciu różnych nauk i dyscyplin naukowych. Tytuł m oje­

go wykładu brzmiał: „Granice i ogra­

niczenia teologii”. Zakończyłem go słow am i kardynała Josepha Ratzin- gera (papieża Benedykta XVI), że fe­

nom enem europejskiej kultury za­

chodniej jest to, iż teologia znajduje się na uniw ersytecie. Warto pam ię­

tać, że uniwersytet powstawał razem z teologią - w średniow ieczu to pa­

pież pow oływ ał uniwersytety. D la­

czego papież? N ie dlatego, że cho­

dziło o w ładzę nad nauczaniem , lecz przeciwnie: „daleki” papież za­

p ew n ia ł w o ln o ść i n ieza leżn o ść od w ładzy lokalnej - króla i bisku­

pa. B rzm i to paradoksalnie, ale tak w łaśnie było. N iezależność p o li­

tyczną i autonom ię zapewniała w ła­

dza papieża, a uposażenie m aterial­

ne - lokalna w ładza świecka lub kościelna. Struktura W ydziału Teo­

logicznego w Katowicach przypomi­

na tę ś re d n io w ie c z n ą . O becn ie, oprócz władzy kościelnej, słuchamy jeszcze rektora, który daje nam pra­

cę. Tak też pow iedział Jan Paweł II, wiem, nadchodzi bowiem fala już nie ateizmu, ale sceptycyzmu i relatywi­

zmu. B enedykt XVI mówił: nie b o ­ imy się ateizm u zatroskanego św ia­

tem i człowiekiem, z takimi ateistami m ożem y i pow inniśm y rozmawiać, niebezpieczny natomiast jest scepty­

cyzm, bo rezygnuje z poszukiw ania

prawdy.

b la s k

W dokumencie Śląsk, 2013, R. 19, nr 12 (Stron 41-44)

Powiązane dokumenty