• Nie Znaleziono Wyników

Muzyka i wartości

W dokumencie Śląsk, 2013, R. 19, nr 12 (Stron 33-36)

Za pomocą muzyki nadajemy historii ludzki wymiar, dodajemy je j barw i emocji.

Muzyka oświeca nie tylko intelekt, ale i serce, dotyka samego sedna duszy.

Jordi Savall

Muzyka, czyli antropologia

D

źwięk jest wszechobecny i inwazyj­

ny. Akustyczne pejzaże - nawet na poziomie szumu własnej krwi - to nie­

odłączny składnik życia. Muzyka otacza nas i towarzyszy na każdym kroku. Po­

żądamy jej i poszukujemy... Czasem nas niepokoi, drażni, irytuje... Słyszymy na jej temat wiele sprzecznych sądów, nierzadko komunałów i stereotypów, na przykład o szkodliwym wpływie rocka lub uzdrowicielskiej sile dzieł Mozarta. Dla jednych muzyka to prze­

rywnik albo tło, generator nastroju, chwila rozrywki, okazja do tańca, biesia­

dowania - słowem: forma miłego spę­

dzania czasu. Dla drugich - tajemnica, pierwszy język, którego nauczył się człowiek, opis świata, stanu ducha, a nierzadko sens życia. Wysławianie nie- wysłowionego. Muzyka odzwierciedla ludzki mikrokosmos, z jego banalnością i wzniosłością, agresją i łagodnością, licz­

bą i liryką...

Zanim człowiek wypowiedział i zro­

zumiał pierwsze słowo, dotarła do nie­

go wartość dźwięku, tego, który wy­

brzm iał w najbardziej pierw otnej formie. Odgłosy ciała i odległego ze­

wnętrza to otulina życia płodowego.

R yto serca matki jest najprawdopodob­

niej pierwszą muzyką, z jaką człowiek ma do czynienia. Prehistoria jednostki zanurzona je st w ciepłej pulsacji.

Stąd - uważają niektórzy - muzyka to poszukiwanie przedjęzykowej niewin­

ności, utraconej na zawsze naturalno­

ści, źródłowego zadomowienia. Także pierwotność gatunkowa miała muzycz­

ny charakter. Deszcz, gradobicie, pio­

runy. .. Śpiew ptaków, ruja zwierząt...

Dźwięk, ten który miał odstraszyć wro­

ga i zwabić ofiarę, uwieść... Muzyka zatem to język natury, kod preegzysten- cjalnej pamięci (sprzed wieży Babel, z ogrodu Eden, z mroku nocy i dżungli).

Muzyka nie stanowi jedynie pewnej dziedziny sztuki, odrębnego i strzeżo­

nego pola profesjonalistów. W świecie współczesnym coraz częściej dochodzi do głosu myśl, że trudno wyznaczyć granice muzyki, że nawet szum i hałas dobiegające z otoczenia to jedna z jej postaci, która może być słuchana, eg­

zystencjalnie wykorzystywana i twór­

czo kształtowana. John Cage pisał 0 kwartecie na silnik, wiatr, bicie ser­

ca i osuwisko naturalne! Futurysta Lu- igi Russolo apelował, by opuścić sale koncertowe, te „szpitale dla anemicz­

nych dźwięków” i podbić świat hałasu:

„By się przekonać o zaskakującej róż­

norodności hałasów, wystarczy pomy­

śleć o grzmocie pioruna, gwiździe wia­

tru, huku w odospadu, szem raniu potoku, szeleszczeniu liści, truchcie konia w oddali, o turkocie powozu na drodze oraz pełnego, uroczystego 1 białego oddechu miasta nocą. Pomy­

ślcie o głosach, jakie wydają zwierzę­

ta, dzikie i domowe, i o tych, jakie mo­

że wydać człowiek, nie licząc mowy i śpiewu. Przespacerujmy się po wiel­

kiej nowoczesnej metropolii, bardziej słuchając niż patrząc. Rozkoszujmy się, odróżniając wirowanie wody, po­

wietrza lub gazu w metalowych rurach, burczenie silników, które oddychają i pulsują z niezaprzeczalną zwierzęco- ścią, dudnienie zaworów, ruch tłoków, jęk pił mechanicznych, wagony toczą­

ce się po szynach, trzask biczów, trze­

potanie markiz i flag. Będziemy się ba­

wić, orkiestrując w naszej wyobraźni stukot zamykanych okiennic sklepo­

wych, zróżnicowany zgiełk stacji kole­

jowych, konstrukcji żelaznych, tkalni, pras dnikarskich, elektrowni i metra [...]”. Świat pełen jest materii dźwię­

kowej, każdy zanurzony jest w aku­

stycznym ekosystemie wyznaczają­

cym rytm (resp. arytmię) i harmonię (resp. dysharmonię) życia.

Muzyka odsłania, czasem wręcz obna­

ża, człowieka. Widać to w ruchach, ge­

stach, mimice zanurzonych w interpreta­

cji wykonawców albo zatracających się w dźwiękach słuchaczy. Z drugiej strony przejawia się w rygorze, dyscyplinie, nadzwyczajnym opanowaniu organizmu.

Wypływa z radosnego instynktu homo lu- dens, ale może jeszcze częściej sączy się z ludzkich ran oraz przyzywa wszystko, co nieobecne, utracone, boleśnie przepa- dłe. Staje się dla ludzi ścieżką ku warto­

ści ciszy i lekarstwem na lęk przed ci­

szą - tą, która, jak pisał Toru Takemitsu,

„spowija ciemny świat śmierci. Bywa, że cisza przepastnego wszechświata wisi nad nami, ogarniając nas. Istnieje głębo­

ka cisza narodzin, spokojna cisza, gdy śmierć zabiera nas z powrotem. Czyż sztu­

ka nie była buntem istoty ludzkiej prze­

ciwko ciszy? Poezja i muzyka powstały, gdy człowiek po raz pierwszy wydał z siebie dźwięk, opierając się ciszy”. Wi­

dzimy, że chodzi tu o sprawy zasadnicze, najbardziej powszechne i najdotkliwsze, o sprawy ludzkie. Grzegorz z Nyssy uwa­

żał, że człowiek jest muzyczną kompozy­

cją, hymnem skonstruowanym na cześć Boga.

Dyskurs

O

muzyce - wszyscy wiedzą - mó­

wić jest trudno. To jedna z najbar­

dziej zagadkowych i nieuchwytnych sfer działalności ducha. Pisał Stefan Rieger: „Kiedy słuchamy muzyki, ona już wybrzmiała. To, co jest jej brzmie­

niową aktualizacją, znika już w chwi­

li narodzin. Obraz dźwiękowy, który do nas dociera, muska nasze zmysły i pryska jak bańka mydlana. Atrybut trwania właściwy jest tylko strukturze, zapisanej „potencjalności kształtu”.

[...] Brzmienie jest tylko atrybutem ma­

terii. Nie ma takiego dźwięku, którego nie mogłaby samoistnie wydobyć z sie­

bie natura. Ale dopiero porządkująca działalność ducha rozpina na tych po­

tencjalnie istniejących dźwiękach paję­

czą sieć muzyki”. Jak w słowa ubrać pa­

jęczą, bańkowo-m ydlaną obecność muzyki? Gdy próbujemy mówić o mu­

zyce - zauważył wybitny amerykański hum anista George Steiner - język chwyta nas z gniewem za gardło! Nie­

powodzenia w tym przedsięwzięciu być może stanowią istotną wskazów­

k ę ... Być może natrafiamy tu na jakiś inny rodzaj mądrości. Logos innego wy­

miaru. Mądrość m uzyki...

Niektórzy są zdania, że o muzyce nie powinno się mówić, a jedynie jej słuchać. W naszych słowach dźwięk może być tylko niedoskonałym obra­

zem bądź opowieścią... Inni uważają, że mówić trzeba o wszystkich waż­

nych kwestiach życia człowieka, o mu­

zyce także, zwłaszcza że w dialogu człowiek zbliża się do miejsc niezna­

nych i dla siebie ważnych. Muzyce od wieków towarzyszą uprzedzenia.

Od starożytności, aż po wieki średnie i epokę wczesnonowożytną, wobec

i

Prof. Tadeusz Sław ek i Bogdan M izerski: „ Eine K leine Nachtsm usic „ E sej na glos i kontrabas ”

muzyki zajmowano postawę nieufną. Lękano się jej od­

działywania na zmysły i jej uwodzicielskiej mocy, pod­

k reślano, że nie ma tej intelektualnej siły, którą po­

siada architektura czy litera­

tura. Że przynależna jest zmysłom , nie rozumowi.

W tradycji platońskiej, dzie­

dziczonej przez epoki póź­

niejsze, spychało to m u­

zykę na drugi plan. Tolero­

wano ją głównie jako okazję do zabawy, rozrywkę. Gdy wprowadzano ją w prze­

strzeń wysokich wartości, to zawsze jako towarzyszkę i służebnicę tekstu, który miała podkreślić i uwznio- ślić. R o zd zielen ie tych dwóch wartości - muzyki i słow a - trw ało długo:

od późnego baroku, klasy­

cyzmu, aż po epokę roman­

tyzmu. Wówczas muzyka stała się w poglądach arty­

stów i myślicieli najwyższą ze sztuk, silniejszą nawet od słowa, bo - w przeci­

wieństwie do niego - ni­

czym nieograniczoną i, bez względu na język odbiorcy, zrozumiałą. Wilhelm Wac- kenroder przekonywał, że jeżeli język może opisywać poruszenia rwącej rzeki, to

muzyka sama jest rzeką. Ta fascynu­

jąca droga w XX wieku przyniosła nie­

zliczone estetyczne i ideowe rewolu­

cje, w k tó ry ch m uzyka w iodła na barykady. W muzyce - jak pokazy­

waliśmy - chodzi o najistotniejsze ludzkie sprawy. Stawka jest zbyt du­

ża, aby nie próbować o niej mówić.

Czas najwyższy na renesans namysłu nad humanistyczną wartością muzy­

ki. Trzeba uczyć się mówić o niej na nowo, szlifować i ugniatać słowa, by refleksyjnie i blisko wybrzmiały.

(Po)waga i erotyka słuchania

N

ajpierw jednak trzeba słuchać.

Morton Feldman, komponując swo­

je nieprzeciętnie długie utwory, nazywał je urywkami wieczności. „Dźwięk - pi­

sał - to nasze wszystkie sny o muzyce.

Szum jest snem, który muzyka śni o nas”. Edgar Varese, wpływowy kom­

pozytor XX wieku, który wiele swoich utworów bezpowrotnie zniszczył, twier­

dził, że muzyka jest „uciele­

śnieniem inteligencji, która tkwi w dźwiękach”. Dotknie­

cie wieczności, antropolo­

giczny sen, logos audiosfery.

To wszystko wymaga wytę­

żonego ucha. „Słuchanie jest równie rzeczywiste co wyda­

wanie dźwięku; tych dwóch rzeczy nie da się oddzie­

lić” - przypominał Toru Ta- kemitsu. Rację ma też chyba Alvin Lucier, twierdząc, że

„uważne słuchanie jest waż­

niejsze niż wydawanie dźwię­

ków”...

Przeżycie muzyki jest ero­

tyczne w źródłowym (Pla­

tońskim) znaczeniu - ozna­

cza narodziny w pięknie, zapładniającą moc. Bliskie jest temu, co Paul Evdoki- mov pisał o doświadczeniu estetycznym w ogóle jako ogarnięciu rzeczywistością objawienia: artysta pozwala odbiorcy (np. słuchaczowi) poznać fragment, w którym odzw ierciedla się Całość - jak słońce w kropli rosy.

Rzeczywistość jest przy tym odczuw ana ja k odzyska­

na ojczyzna, ulega „defe- nomenalizacji” - to, co jaw­

ne, co tu i teraz, traci ciężar

i otwiera się na tajemnicę.

W tym ujęciu muzyka to energetyczne m isterium , bram a do ciemnego światła twórczości, język tego, co niewysłowione, a głębokie, przepastne, boskie.

Jednak erotyczną siłę muzyki moż­

na pojmować też inaczej, jak robił to chociażby Soren Kierkegaard, dla którego muzyka była medium dosko­

nalszym od mowy nie w wyrażaniu głębi świadomości (tu zdecydowanie ustępuje słowom), lecz w ekspresji ge- nialności zmysłów. Nie objawienie prawdy, lecz metamorfozy wrażliwo­

ści i niepojęta moc uwodzenia wcho­

dzi tu w grę. Nic nie odda tak trafnie jak muzyka pożądania śniącego (gdy:

„Zmysłowość jest tu już obudzona, lecz nie do ruchu, ale do cichego trwania, nie do radości i rozkoszy, ale do głębokiej melancholii. Pożądanie jest jeszcze uśpione, jest przeczu­

ciem, z którego w niepewnej poświa­

cie wyłania się przedmiot pragnie­

nia”); pożądania szukającego (kiedy serce bije radośnie, krótki moment roz­

koszy rozjarza się niepewny i ulotny w odkrywaniu tego, co mogłoby być przedmiotem pragnienia); pożądania pożądającego (skoro tylko na czymś pojedynczym skoncentruje się try­

um fujący, nieodparty, demoniczny pociąg). Wysłyszeć prawdę albo pra­

gnienie, a najlepiej - w przytomności dwoistych sytuacji ludzkich - praw ­ dę pragnienia oraz pragnienie praw­

dy - oto erotyczna stawka muzyki.

Odbiór i egzystencja

M

ożna - tak uczył Ortega y Gasset - odbierać muzykę na dwa sposo­

by: po pierwsze, ku wnętrzu, wsłuchując się we własną duszę, uwagę koncentru­

jąc nie na instrumentach, lecz na strumie­

niu uczuć, jaki się w nas rodzi (wtedy mu­

zyka jest pretekstem samopoznania i autokontemplacji); po drugie ku zewnę­

trzu, zamieniając się w słuch i orientując na wyłapywanie formy muzycznej, archi­

tektury dźwięków (muzyka jest w tej sy­

tuacji światem, obcym terytorium doma­

gającym się eksploracji). Jak mówił Nicolaus Hamoncourt, muzyka przed 1800 rokiem mówi, zaś po 1800 ro­

ku - maluje. Z jednej strony zatem trze­

ba muzykę zrozumieć i wyartykułować, z drugiej odczuć i przeżyć. W tym napię­

tym układzie akcent pada raz na jeden, raz na drugi biegun. Niektórzy wolą per­

fekcyjne, nieskazitelne konstrukcje, czy­

stość, dystans, nonkonformizm, bez­

stronność (np. nagrania studyjne z elektroniczną obróbką), drudzy prefe­

rują interakcję, przeżycie, żywiołowość, bezpośredni kontakt z odbiorcą, niepo­

wtarzalność kontekstu (np. koncert). Ale w obydwu przypadkach chodzi o do­

świadczenie głęboko egzystencjalne, które naznacza, wnika, zmienia, pozosta­

je ... Człowiek zostaje wystawiony na in­

telektualne i emocjonalne dotknięcia, na fale zrozumiałego i niepojętego, któ­

re przekształcają jego wrażliwość. Wy­

bitny teolog Hans Urs von Balthasar pi­

sał o słodkim fluidzie Mozarta, na który nie opada kurz i którego doświadczamy jak wyznania łaski. Dla Ciorana Bach sta­

nowił antidotum na wyobrażenie nicości.

Pieszczota obdarowania oraz medyka­

ment przeciw pustce - chociażby to eg­

zystencja zawdzięcza muzyce.

Na skraju etyki

P

odobno muzyka łączy głęboko, po­

nad krzywdą, na przekór trauma­

tycznej przeszłości. Podobno muzyka łagodzi obyczaje... Skrzypek i więzień KL Auschwitz, członek obozowej orkie­

stry - Teodor Liese, wspominał: „Przy­

chodził do nas na muzyksztubę Palitsch.

Wyjątkowy oprych. Z karabinu małoka­

librowego pod obitą papą ścianą na 11 blo­

ku sam rozstrzelał kilkuset więźniów. Gra­

my Niedokończoną Schuberta, a on ma łzy w oczach”. Kompozytor i pisarz Szymon Laks, muzyk w więziennej kapeli w Bir­

kenau, pisał: „Kiedy esesman słucha muzyki, zwłaszcza takiej, którą szczegól­

nie sobie upodobał, zaczyna jakoś dziw­

nie upodabniać się do istoty ludzkiej. Głos zatraca właściwą mu gardłowość, sam zaś robi się nagle miły w obejściu, rozmawia się z nim niemal jak równy z równym.

Czasem odnosi się wrażenie, że jakaś me­

lodia budzi w nim wspomnienie o bliskich

1 ' 'T'.. ... ;

&

i

W . 1 ' i., ■. i

P l M i ■' . £m>

:

| % M l j

M iejski D om K ultury „ B atory ”, X sp o tk a n ie naukowe z cyklu „ M edium M undi - M uzyka i wartości ” (25 września 2013 r.)

osobach, o narzeczonej, której dawno nie widział, oczy zachodzą mu wtedy mgłą, do złudzenia przypominającą łzy luddćie.

W takich chwilach budzi się w nas nadzie- ja, że może wszystko nie jest jeszcze stra­

cone. Czy ludzie, którzy do tego stopnia kochają muzykę, którzy mogą płakać, gdy jej słuchają, zdolni są jednocześnie do po­

pełnienia tylu okrucieństw na reszcie ludzkości? Istnieją rzeczywistości, w któ­

re nie można uwierzyć. A przecież...”

Bisorat, ąuicantat... Czy jednak rze­

czywiście?

Tożsamość

Z

agraj mi swoją muzykę - zrozu­

miem, kim jesteś i skąd pocho­

dzisz... Dźwięk - podobnie jak słowo, a może nawet bardziej, gdyż w przestrze­

ni niewyrażalnego - jest nośnikiem tra­

dycji i kultury... Ludzkim obrazem hi­

storii: zmian i trwałości granic, wojny i pokoju, tułaczki i podróży... Pochwa­

łą dnia codziennego: sąsiedztwa i obojęt­

ności, pragnienia Boga i pokusy grzechu, obecności i tęsknoty, nadziei i rozpaczy...

Pierwszym błogosławieństwem, które matka wyśpiewuje nad kołyską dziecka - przesłaniem pokoleń... Muzyka wyraża charakter miejsca i ludzi, przestrzeni, w której powstaje - jej pograniczności.

Słuchając muzyki Obcego, oswajamy je­

go rzeczywistość i czynimy ją wspólną.

Muzyka jest przestrzenią dialogu. Iain Chambers mówi: „Widzę oczami duszy linie Pieśni Stworzenia, rozciągające się na wszystkich kontynentach przez wszystkie wieki. Wszędzie tam, gdzie przechodzili ludzie, zostawiali szlaki pieśni, których echo możemy czasami usłyszeć. Te szlaki muszą sięgać w cza­

sie i przestrzeni do odizolowanego miej­

sca na afrykańskiej sawannie, gdzie Pierwszy Człowiek, otwierając usta, by przeciwstawić się niebezpieczeństwom, które go otaczały, wykrzyczał pierwszą linię Pieśni Świata: ,jestem ”. I odtąd:

„Ptaki komponują muzykę do listów miłosnych (Gomez de la Serena), a mi­

łość karmi się muzyką (William Szek­

spir). Miłość jest duszą życia, a muzyka życiem duszy” (jak pisał jeden z poetów

jezio r Samuel Taylor Coleridge).

, A z wierszy napisanych chyba tylko ten nie umrze, co nie bał się stać prawdą lub stał się muzyką” (ks. Jan Twardowski).

Muzyka - świat

\ T ‘ ~ jest rozsądne kojarzenie mu- JLN l v zyki wyłącznie z rozrywką albo z co prawda duchowo zorientowanymi, lecz ulotnymi, efemerycznymi, szlachet­

nie bezsilnymi przebiegami. Muzyka to moc, która kształtuje świat. Ma znaczenie polityczne. Może relatywizować, zawie­

szać czy nawet przekreślać ważność rze­

czywistości społecznej. Buduje solidarność wyłączonych z lokalnego kontekstu albo zbuntowanych wobec niego, albo afirmu- jących. Dźwięki tworzą społeczności.

Kto kontroluje audiosferę, ma w ręku ro­

dzaj władzy nad przestrzenią publiczną.

Słuchawki bronią prywatnego areału w środku agory. Wzmacniacze to szturmo­

we narzędzia panowania...

„Czym jest muzyka? - pytał Ludwik Jerzy Kem - Może po prostu niebem z nu­

tami zamiast gwiazd”. Nietzsche być może „uśmiercił” Boga, ale życie bez mu­

zyki uważał za pomyłkę... Muzyka potra­

fi uratować życie i uczynić je lepszym, może być motorem zmian... To nie gro­

ty, ostrza i kamienie, ale dźwięki trąb zbu­

rzyły mury Jerycha. Podobnie tysiące lat później, gdy u schyłku minionego wieku upadał berliński mur, stało się to nie dzię­

ki generałom i armiom, ale bardom... po­

etom i ich pieśniom, które poprowadzi­

ły ludzi. To piosenki niemal zupełnie nieznanego amerykańskiego artysty Si- xto Rodrigueza stały się pokoleniowym hymnem ruchu przeciw apartheidowi w Republice Południowej Afiyki i na­

tchnęły ludzi do obalenia rasistowskiego reżymu. Ten fenomen zakorzeniony jest głęboko w zachodniej kulturze. Keith Ri- chards, uosobienie zbuntowanego rock­

mana lat sześćdziesiątych, do dziś aktyw­

ny członek The Rolling Stones, mówił:

„Można wznieść mur, by powstrzymać lu­

dzi, ale muzyka po pewnym czasie poko­

na go. To właśnie jest wspaniałe w mu­

zyce - nie ma przed nią obrony”.

W dokumencie Śląsk, 2013, R. 19, nr 12 (Stron 33-36)

Powiązane dokumenty