• Nie Znaleziono Wyników

Ciężkie położenie robotników

W o b ecn y m o k re sie c z a su n iem a m oże s ło w a ta k p o p u la r­

nego, jak sło w o „ k ry z y s " . M ów i się i p isze w p ism ach co d zien ­ nych i ty g o d n io w y c h o k ry z y s ie g o sp o d a rc z y m , d a ją c y m się w e znaki ta k ro b o tn ik o m jak i rolnikom , jak ró w n ie ż w s z y s tk im s ta ­ nom. D aje się on o d cz u ć n a c a ły m św iecie, a g łó w n ie w p a ń stw a c h europejskich jak i w A m e ry c e . J e s t zja w isk ie m p o w szech n em , na którego p o w sta n ie z ło ż y ło się m n ó stw o n a jro z m a itsz y c h p rz y c z y n , nieraz b a rd z o sk o m p lik o w a n y ch , n a d k tó ry c h usunięciem łam ią sobie g ło w ę n a jtę ż si u czen i i m ę żo w ie s ta n u n ie ra z n ad a rem n ie.

Nie b ęd z ie m y o ty c h p rz y c z y n a c h pisali, bo w ielu w ie już o nich

126

sk ąd in ąd , ty le ty lk o p o w ie m y , ż e k r y z y s g o sp o d a rc z y , w y w o ła n y p rz e z nie p o trw a d łu ż sz e la ta , zan im ży c ie sp o łe c z n e n a ro d ó w i p a ń s tw pod ciężk iem b rz e m ie n ie m k o n iec zn o ści i b ie d y nie zm ie­

ni się na lep sze nie d ro g ą rew o lu cji, lecz e w o l u c j i t. j. d ro g ą p o w o ln y c h p o k o jo w y c h tw ó r c z y c h z m ian i p rz e o b ra ż e ń .

T y m c z a se m sk u tk i k r y z y s u g o sp o d a rc z e g o trz e b a cierp liw ie znosić. O b jaw ia ją się o ne in aczej w sta n ie ro ln iczy m a in aczej z n o w u w sta n ie ro b o tn ic z y m . L ecz tu i ta m są ró w n ie b olesne.

M am y w E u ro p ie — t a c z ę ść ś w ia ta n as n a jb a rd z ie j obchodzi

— m iljony ro b o tn ik ó w ró ż n y c h k a te g o ry j, g ó rn ic z y c h , h u tn iczy ch , b u d o w lan y c h , fa b ry c z n y c h i t. d. W ie lk i i ciężki p rz e m y sł, o p ie ra ­ ją c y się o o g ro m n e k a p ita ły , s tw o r z y ł w o sta tn ic h d zie sią tk a c h la t ta k ie k o lo saln e w a r s z ta ty p r a c y w ró ż n y c h b o g a ty c h o k rę g a c h p rz e m y s ło w y c h i m iastac h , że z a tru d n ia m iljony ro b o tn ik ó w , daje im z a ro b e k i s tw a r z a im sp ecjaln e w a ru n k i ż y c ia . Z biegiem dzie*

sią te k lat w y ło n ił się z p o śró d in n y ch s ta n ó w n o w y stan , s ta n ro ­ b o tn iczy , n a ju b o ż sz y i n ajliczn iejszy . Ż yje on z p ra c y rą k i ze z a ­ robku, z d o b y te g o tą p ra c ą , nie ro z p o rz ą d z a m a ją tk ie m z n a c z n iej­

sz y m i je st sk u tk ie m te g o z a le ż n y m od w łaścicieli w a r s z ta tó w p ra c y , kopalń, fa b ry k , h u t i n a jró ż n ie jsz y c h p rz e d s ię b io rs tw . S tan ro b o tn ic z y to s ta n n a o g ó ł b a rd z o ro z g a rn ię ty , in te re su ją c y się w szelk im i s p ra w a m i ży c ia , d ą ż ą c y do c o ra z w ię k sz e j o ś w ia ty i p o ­ stępu. S tą d to pochodzi, ż e ro b o tn ik sw ó j w o ln y od p ra c y czas p o św ię c a s p ra w o m i z a g ad n ien io m sp o łe czn y m , db a o w y k s z ta ł­

cenie s w y c h dzieci i usiłuje k sz ta łc e n ie m sw e g o u m y słu i dążeniem do c o ra z lepszej o rg a n iz a c ji z d o b y ć dla siebie jak n ajlep sze w a ­

runki b y tu . ą

N ikt nie z a p rz e c z y tem u, że sto su n e k s ta n u ro b o tn ic z e g o do w ła śc ic ie li p rz e d s ię b io rs tw , t. j. do k a p ita listó w , b y łb y jak n ajle p sz y i n a jp o p ra w n ie jsz y , g d y b y w a r u n k i p r a c y w ty c h p rz e d s ię ­ b io rs tw a c h nie u le g a ły u sta w ic z n y m zm ianom . K ażd y ro b o tn ik b a r ­ dzo d o b rze zd a je sobie s p ra w ę z teg o , że od istn ie n ia p rz e d s ię ­ b io rs tw a p r a c y z a le ż y jego w ła s n y b y t i c ałe j jego ro d zin y . P rz e to p a trz y on z u p o d o b a n iem na d y m iące k o m in y fa b ry c z n e, a p ra c ę sw o ją u w a ż a z a n ie zb ęd n ą c z ą stk ę ż y c ia , bo z ż y ł się i z ró s ł z nią n iero zd zieln ie. Ale te w a ru n k i p ra c y ! N ie ra z są s tra s z n e i o p ła k a ­ ne. W nich tk w ią c , tr a c i ro b o tn ik n ie ra z poczu cie c z ło w ie c z e ń stw a . S ą ta k n ieb ezp ieczn e, że ro b o tn ik o d c z u w a z żalem do p rz e d s ię ­ b io rc y o g ro m n ą k r z y w d ę , w y rz ą d z o n ą jego g o d n o ści człow ieczej, m ian o w icie to, że jego ż y c ie tra k tu je się n a ró w n i, jeśli nie niżej, z, ż y c ie m b y d lę c ia . Ileż to z ac h o d z i ro k ro c z n ie w y p a d k ó w śm ierci w w a r s z ta ta c h p ra c y , k tó ry c h p rz y c z y n ą nie k o n ieczn ie m u siałb y się s ta ć ó w n ie sz c z ę śliw y , g d y b y z a c h o w a n o w ię k sz e środki

127

o stro ż n o śc i i g d y b y p o c zy n io n o lep sze z a rz ą d z e n ia celem o c h ro n y ży c ia ro b o tn ik a. A le te g o nie b ie rz e się p o d u w ag ę, o tem sie św iad o m ie zap o m in a, b y le b y z d o b y ć p ra c ą ro b o tn ik a jak n a jw ię k ­ sze z y sk i dla p rz e d się b io rc y . H uk i stu k m a sz y n , p ra c u ją c y c h z c a ­ łą siłą o g łu sz a i z a b ija w z u p e łn o śc i tę św ia d o m o ść n a m iejscu p ra c y , że i ro b o tn ik p r z e d s ta w ia g w o li sw e j n ie śm ie rte ln e j d u szy w y so k ą w a rto ś ć p rz e d B ogiem , w y ż s z ą niż je st nią c a łe p rz e d s ię ­ b io rstw o i w sz e lk i m a rtw y k a p ita ł. N ie ste ty czuć w k a ż d e j fa b ry c e ja k b y śp ie w a n ą p rz e z w a rk o t m a sz y n sm u tn ą p io sen k ę, u n o szącą się w p o w ie trz u n a d k a ż d y m ro b o tn ik ie m : „Nie b ęd zie ciebie, b ę ­ dzie k to in n y “... C z y ż nie b y ło to s tr a s z n ą k lęsk ą dla ro d z in ro ­ b o tn iczy ch , k ie d y p rz e d 2 la ty w N iem czech o k ro p n a k a ta s tro fa k o p aln ian a p o c h ło n ę ła ż y w c e m se tk i ro b o tn ik ó w ? P r z e d s ta w so ­ bie, czy teln ik u , żeś i ty z n a la z ł się w ś r ó d ty c h g ó rn ik ó w , ześ z nim i zjech ał w g łą b ziem i, że ta m p ra c o w a łe ś , a n ag le w jednej s e k u n ­ dzie z r y w a się ek sp lo zja, o k ro p n y w s tr z ą s p o w ie trz a rz u c a to b ą 0 k am ien n ą śc ia n ę i za b ija cię, albo p o ż a r z w ę g la tw o je ciało albo te ż z a d u sz a cię s w ę d g azó w tru ją c y c h . W s ta w się w to położenie!

P rz y z n a s z , że ciężk i jest los ro b o tn ik a . P o co ta m ch o d z ić ? C z y ż to m ało m a m y n a Ś lą sk u C ie sz y ń sk im w y p a d k ó w np. w h u tach Irzy n ieck ich lub w k tó re j z kopalń, g d zie to ro b o tn ik idzie w nie­

b ezp ieczn ą p racę, a w tem d ro b n e n ie d o p a trz e n ie: a już p a d a m a r­

tw y n a ziem ię, lub tr z e b a go w y d o b y w a ć z ciężk ich z w a łó w lub w y c ią g a ć z objęć m a s z y n ?

W a ru n k i p ra c y ro b o tn ik a są n a p ra w d ę n ie ra z s tra sz n e . R o b o t­

nik stoi p o śró d sw ej p ra c y , jako ż o łn ie rz w c zasie w o jn y n a p o ­ steru n k u , nie w ie, co m u zg o tu je n a jb liższa go d zin a. L ecz te w a r u n ­ ki p ra c y , już ta k tru d n e , p o g o rs z y ły się w o sta tn im c zasie dla ro b o tn ik a, k ie d y zja w iło się w idm o b ez ro b o c ia .

B ezro b o cie, je st w y n ik ie m sz y b k ie j i w ielk iej siły w y tw ó rc z e j w szelk ich p rz e m y s ło w y c h p ro d u k tó w , w y w o ły w a n e j sz a lo n ą k o n ­ k u ren cją i m ożn o ścią sz y b sz e j i ta ń s z e j sp rz e d a ż y ty c h ż e p ro d u k ­ tów . K o n k u ren cja w w y tw ó rc z o ś c i d o sz ła do ta k ieg o sta n u , że się p o tw o rz y ły s k ła d y p ro d u k tó w , w k tó ry c h leży b e z u ż y te c z n ie k a ­ pitał. B a rd z o c z ę sto p ro d u k ta te n iszczeją, g d y b ra k o d b io rc ó w 1 kupców . Nic w ię c d ziw nego, że w ła śc ic ie l p rz e d s ię b io rs tw a bez

skrupułów , nie p y ta ją c się w c a le , co b ęd z ie sz ro b ił i z a co kupisz sobie chleb. Je g o to nic nie obchodzi, jego in te re s i w ła s n e p ien ięż­

ne obrachunki n a p rz y s z ło ś ć nie p o z w a la ją m u k ie ro w a ć się uczu ­ ciem litości ludzkiej, nie m ó w ią c m iło ści ch rz e śc ijań sk iej. A to jest to sm utne. B ezro b o c ie p rz y b ra ło i p r z y b ie ra z w ła s z c z a w m iesią­

cach zim o w y ch ta k ie ro z m ia ry , że losem b e z ro b o tn y c h m usi się zająć m in iste rstw o opieki sp o łeczn ej, m usi z fun d u szy p a ń stw o

-- 128

\\ y c h ud zielać z ap o m ó g dla z a sp o k o je n ia g ło d u rz e sz ro b o tn iczy ch , i te n w ła śn ie s ta n b e z ro b o c ia , p o z b a w ia ją c y m iliony ro b o tn ik ó w z a ję c ia i o d b ie ra ją c y im m o ż n o ść z a ro b k u i z d o b y c ia ch leb a po­

g o rs z y ł w n ie s ły c h a n y sp o só b już i ta k d o ść cieżkie p o ło żen ie ro - b o tn ik o w .

K iedy sk o ń c z y się b e z ro b o c ie ? K iedy p rz e d s ię b io rc y p o zw o lą g o rn ik o m i h u tnikom n a sz y m p ra c o w a ć w w s z y s tk ie dni ro b o cze w ty g o d n iu ? K iedy n a s ta n ą tak ie z a ro b k i, że g ó rn ik i k a ż d y inny ro b o tn ik , c h ę tn y do p ra c y , z a ro b i sobie ta k ą k w o tę , że b ęd zie m ógł

— jak d a w n iej — w s z y s tk o p o trz e b n e do ż y c ia n a b y ć so b ie ? Kie- t.y n ad e jd ą te n o rm a ln e c z a s y dla ro b o tn ik ó w , że b ęd ą spokojniej i sw o b o d n iej, w olni od p rz y g n ia ta ją c y c h tro sk , sp o g lą d a ć w p rz y - s z ło s c ? To są p y ta n ia , n a k tó re dziś tru d n o o d p o w ied zieć.

^z e c z P ew n a, że k o n ie c z n o ść d z iejo w a i te lep sze c z a sy dla ro b o tn ik ó w z so b ą sp ro w a d z i i to d ro g ą w e w n ę trz n o -p a ń s tw o - w y c h z a rz ą d z e ń i p rz e o b ra ż e ń w sto su n k a c h sp o łe c z n y c h . T y m ­ czasem i cie rp ie ć p rz y jd z ie z p o w o d u n ie d o sta tk u i p ro sić innych 0 pom oc do ży cia, k ie d y w a ru n k i ż y c ia dla b e z ro b o ty n c h b ęd ą ta k tru d n e .-A to je st rz e c z ą ró w n ie ż p e w n ą , że ci, co są w te m sz czę- sliw sz e m położeniu, że m ogą pom óc, że ci nie o d m ó w ią b ra c io m - ro b o tn ik o m i ich ro d zin o m ś ro d k ó w do ży c ia . W s z y s c y o sto im y się z a w o lą B ożą, p rz y n o s z ą c jedni dla d ru g ich o fia ry p o m o cy 1 m iłości a to w sp ó ln em i siłam i! D la teg o b rac ia, ro b o tn icy , g d ziek o lw iek je ste śc ie i ja k k o lw ie k się w a m p o w o d zi, p a m ięta jcie o jed n em . W g ó rę s e rc a ! W o ła jc ie a b ęd zie w a m pom ożono!

---

o---Z c h ło p s k ie g o r a j u .

P r z e d d a w n e m i la ty b y ło ro z le g łe p a ń s tw o J a rk ib a ż z sto - łeczn em m iaste m Ś y m o g o rd . Je g o o to cz en ie tw o r z y ły p rzep ię k n e u ro d za jn e ziem ie, p o d o b n e do n a s z y c h śląskich.

Ż ołądek S y m o g o rd a p o trz e b o w a ł dużo, bo ludne i b o g a te by ło to m iasto . S tą d te ż okoliczni ro ln ic y w ielk ie ciągnęli k o rz y śc i. Co k to do m ia sta p rz y n ió sł, to sp rz e d a ł, a d o b rz e s p rz e d a ł i nab ijał pien iążk iem s w ą k iesk ę. M ów iono, że ro ln ik n a n ajlep szej ro d zi się planecie. O ni z a ś sam i ch ętn ie z w a li się „ ż y w ic ie lam i" S y m o g o rd a.

A le c z a s y się zm ien iły . N a jp rzó d rolnikom u c ie k a ła słu ż b a do m iasta, bo ta m lepiej p ła co n o i k ró c e j p ra c o w a n o . P o te m rz ą d na­

ło ż y ł w y s o k ie p o d atk i, a m ia sto śc ią g a ło cła. N ad o m iar złego w o d leg ło ści s tu mil od m ia sta w y rą b a n o na w ielk iej p rz e strz e n i

129

dziew icze la sy i u ży ź n io n o ziem ię. S tw o rz o n o duże farm y , k tó re w y tw a r z a ły ty le p ro d u k tó w ro ln y ch , że niem i z a s y p y w a n o stolicę, o d d aw a jąc je z a b ezcen . D la „żywicieli** Ś y m o g o rd a n a s ta ła s y tu ­ acja b a rd z o tru d n a . P ro d u k tó w ro ln y ch m ieli w b ró d , z b y tu ż a d ­ nego. O p ien iąd ze głosili się celnicy, słu żb a, ro b o tn icy , kow ale, ly m a rz e i n a w e t k o m in iarze , a p ien ięd zy nie b y ło . Z d a rz a ły się p rzy p a d k i, że chłop p rz y w ió z ł p ro s ię ta n a ta rg , a nie m o g ąc ich sp rzed ać, z rz u c ił je z w o z u n a ta rg o w isk o , chcąc o d jech ać do do­

mu. K aran o go. Albo że z a z a le g łe p o d a tk i p rz y w ió z ł p rz e d U rząd sk a rb o w y furę z iem n iak ó w , a d o s ta ł się p rz y te m do w ięzien ia.

N iejedna g o sp o sia z a ła m y w a ła w te d y rę c e i m odliła się do B oga o k a rę dla S y m o g o rd z ia n , ale k a r a nie p rz y s z ła .

W te d y niejaki Jo h n R allep w p a d ł n a p o m y sł, k tó ry z a p o w ia d a ł szczęśliw e w y jśc ie . Ż y w iciele Ś y m o g o rd a m ieli w n ieść do R a d y m iejskiej p o d an ie o n a ło żen ie c ła n a d o s ta w y h u rto w n i fa rm e ró w , jako n a p ro d u k ty h u rto w n e , w y h o d o w a n e b ez n a w o z ó w n a rolach, o b ra b ia n y c h m asz y n a m i a nie ręk a m i. P ro je k t z d a w a ł się b y ć u sp ra w ie d liw io n y , a ro k o w a ł p rz y ję c ie , że m iał k a sie m iejskiej p rz y n ie ść n o w e doch o d y .

P o d a n ie w p ły n ę ło , a re fe ra t o niem p rz y d z ie lo n y z o s ta ł p rz e d ­ staw icielo w i ro ln ik ó w , niejakiem u Naj R a z ja k -o w i. P rz e c iw k o nie­

mu w y s tą p ił n a z e b ra n iu R a d y w n a d z w y c z a j o s try c h sło w ach w ódz ro b o tn ik ó w , p o se ł G e rre , d o w o d ząc, że ro ln icy chcą m ieć na ziem i raj, z o s ta w ia ją c ro b o tn ik o m ła s k a w ie p ra c ę w pocie oblicza n a roli c iern ia i o stu. U c h w a ła R a d y m a b y ć tem „aniołem z p łom ienistym m ieczem 1*, k tó r y ro b o tn ik o m b ro n i w e jśc ia do raju. D o niego p rz y łą c z y ł się z a s tę p c a h u rto w n i, niejaki D r. S atok, k tó ry p o w ie d z ia ł, że w ie lb łą d a śy m o g o rd sk ie g o o b sia d ły k o m a ry , któ re m u p rz y rz e k a ją cień s w y c h s k rz y d e ł n a dni upalne, k łując go b ezlito śn ie a ż do k rw i. Nie m o żn a w ie lb łą d o w i zab ro n ić , b y nie w stąp ił w cień d rz e w i o p ę d z a ł się p rz e d k o m aram i, jak ty lk o potrafi.

O jcow ie, ż y w ic ie le m iasta, s p ra w ę p rz e g ra li. Nie d ając jednak za w y g ra n ą , a b ro n ią c sp ra w ie d liw e j m ia ry praw ' do ż y c ia i jego w y g ó d i c ię ż a ró w , rozlepili n a m u ra c h m ia sta n a stę p u ją c ą o d ezw ę:

„Z ag ro d y n a sz e n a z w a n o p ublicznie n a R a d z ie m iejskiej r a ­ jem. W y b ie ra m y z nich n ajlep sz ą i n ajpiękniejszą, p o ło żo n ą w cie­

niu d rzew . P o s ia d a on a 50 m o rg ó w roli, dom m ie szk aln y , zab u d o ­ w ania g o sp o d a rc z e i w s z y s te k in w e n ta rz m a r tw y i ż y w y w ko m ­ plecie, że ż a d e n m ięd zy nam i le p sz y m nie ro z p o rz ą d za . O dd ajem y to g o sp o d a rstw o k ażd em u , k to ty lk o się z g ło si na czas n ie o g ra n i­

czony pod n astę p u ją c e m i w a ru n k a m i. O so b n a kom isja, zło żo n a z rz e c z o zn a w c ó w ro ln ik ó w i ra d c ó w m iasta, ustali w a rto ś ć g o sp o ­

9

130

d a r s tw a w chw ili o b e jm o w a n ia i o d d a w a n ia . O sz a c o w a n ie m usi o b e jm o w a ć c a ły m a ją te k n ie ru c h o m y i ru ch o m y , jego p r z y ro s t i u b y te k w in w e n ta rz u , p ło d a c h i z a p a sa c h , i m usi u w zg lęd n iać u sk u te c z n io n ą i z a n ie d b a n ą p ra c ę . O d b io rc a nie p łac i żad n eg o c z y n sz u i nie ponosi ż a d n y c h c ię ż a ró w p ry w a tn y c h . P ła c i p o d atk i i d a n in y publiczne, b ie rz e c z y s ty z y s k i p ła ci s tr a ty . N iech sk o ­ sz tu je ż y c ia w raju ! G d y b y p r z y o b ra c h u n k u nie m iał czem płacić, w e ź m ie z a k a ż d e 100 ta le n tó w d ługu jed en ra z ży łą , a z a k ażd e 10 ta le n tó w jeden ra z ró z g ą . D ro b n e n a p rz y d a w e k . W y p ła ta n a ­ stą p i n a sto lic y d ęb o w ej. P ła c i Jo h n N ac ilsiw “.

O d e z w a z ro b iła w m ieście w ra ż e n ie n a d z w y c z a jn e i s ta n o ­ w iła p rz e z k ilk a dni w y łą c z n y p rz e d m io t ro zm ó w . P r z e d o s ta ła się n a ra d ę m iejsk ą i do z a rz ą d ó w w s z y s tk ic h to w a r z y s tw i z rz e sz eń , w sz ę d z ie b u d z ą c p rz e k o n an ie, że nie m o ż n a jej p o tra k to w a ć m il­

czeniem , an i p rz e jść p o n ad nią do p o rz ą d k u d zien n eg o ; ale że trz e b a w e z w a n ie p rz y ją ć , a to tem w ięcej, że w a ru n k i o b ięcia g o ­ s p o d a rs tw a w y d a w a ły się b a rd z o k o rz y s tn e . W k ró tk im czasie zło żo n o kom isję sz a c u n k o w ą , k tó ra w e z w a ła o c h o tn y c h do prób.

P ie rw s z y m zg ło sił się P a w e ł A lrednok, z z a w o d u sz e w c , k tó r y w ła ś n ie b y ł p rz y w ę d ro w a ł do Ja rk ib a ż u , a b y ł g ło d n y i b e z g o ­ tó w k i. G o sp o d a ro w a ł 10 dni i z a k o ń c z y ł n a sto licy . D ru g im b y ł S z k o t A lukam , k tó ry g o s p o d a ro w a ł d w a m iesiące i te ż z a k o ń c z y ł n a sto licy . P o nim p rz y s z e d ł p rz e d sam em i G odam i n a św iniobicie C y g a n w ę g ie rs k i K ebob, k tó r y trz y m a ł się a ż do p o ło w y lutego.

Z a k o ń c z y ł n a sto lic y z w ielk im bekiem . Je d y n ie K enib z E rz o w a j trz y m a ł się 100 dni i z a b ra ł 9 ta le n tó w zy sk u , a B u łg a r T nelu zn o k g o s p o d a ro w a ł d w a lata. P o n ie w a ż m iał d o ro słe dzieci, k tó re w s z y ­ s tk ie p ra c o w a ły n a g ru n cie, i p o n ie w a ż ro d z in a ż y w iła się p ra w ie w y łą c z n ie po len tą, a u b ie ra ła sk ro m n ie, o sz c z ę d z ił z a d w a lata p a rę koni i w ó z . Z d o b y w sz y ty le , p o rz u c ił w y g o d y ra jsk ie i objął d o ró ż k a rs tw o w m ieście.

P o ty c h p ró b a c h z a b ra k ło o ch o tn ik ó w . S ło m ia n y ogień zap ału i sz a łu o sty g ł. N ikt ja k o ś nie ch c iał n a ra ż a ć ani w ła s n y c h fundu­

sz ó w , ani w ła sn e j sk ó ry .

W te d y ro ln ic y w y s ła li „Z a p ro sz e n ie do R a ju “ do w sz y stk ic h cz ło n k ó w ra d y m iejskiej i do w s z y s tk ic h s to w a rz y s z e ń ro b o tn i­

czy ch , rzem ieśln iczy ch , kupieckich, do cechu ślu sa rz y , k lę p ie rz y i k o w ali, do m u ra rz y i cieśli, do tra fik a n tó w i k o m in iarzy , ale nikt się nie z ja w ił w „R aju “ , a b y u ż y ć w y g o d y i d o b ro b y tu . W s z y s c y m ilczeli, ja k b y zaklęci.

T y m c z a se m m ięd z y rolnikam i c o ra z g ło śn iej ro z b rz m ie w ało p y ta n ie : J a k ó ż to b y ć m oże, że rolnik, ży w ic ie l k raju , m a ra j i n aj­

c ię ż sz y b y t?

S ta r a jab ło ń .

O snute n a tle p ra w d z iw e g o z d a rz e n ia z p rz e d stu la ty w G utach.

(R o z m o w y p ro w a d z o n e są w g w a rz e lu d o w ej śląskiej.) D zień chylił się ku w ie c z o ro w i. Z p o za s z c z y tu Ja w o ro w e g o w y to c z y ła się n a niebo b lad a tw a r z m iesiąca. U ro c z a c isz a p an o ­ w a ła w o k o ło . N a g ó ra c h ro z le g łe la s y sm re k ó w , jodeł, b u k ó w p rz y prószone śniegiem z d a ły się d u m ać n a d jak ąś w ielką tajem n icą, Pola, łąki p o k ry te b ia ły m c ału n em s p o c z y w a ły cicho ja k o b y w g łę ­ bokim śnie p o g rą ż o n e . P o z a g ro d a c h około ch at g o n tam i k ry ty c h s te rc z a ły nagie k o n a ry jab ło n i i g ru sz. Ani jed n a g a łą z k a nie d rg n ę ­ ła. C iszę p rz e rw a ł m iły g ło s d zw o n u , k tó r y z w ieży d re w n ia n e g o k ościółka w G u tach w z y w a ł m ie sz k a ń c ó w do u k o ń cze n ia d zien ­ nych sp ra w , do m o d litw y i sp o czy n k u . A w e w io sce tu i ó w d zie o ż y w a ły się je sz c z e o sta tn ie u d e rz e n ia cep ó w a po chw ili s k r z y ­ pienie ciężkich d rz w i sto d o ln y c h z a m y k a n y c h n a noc. G dzienie­

gdzie sz c z ek an ie p sa p rz e rw a ło ciszę w ie c z o rn ą , k tó ra od g ó r zstę p o w a ła w doliny.

D ro g ą od O ld rz y c h o w ic zb liżali się do G u tó w trz e j nieznajom i.

Śnieg s k rz y p ia ł p o d ich k ierp cam i. Ich silne sm u k łe nogi u b ran e b y ły w b iałe w e łn ia n e spo d n ie g ó ra lsk ie , n a ram io n ach m ieli z a ­ rzucone k o żu szk i p o d s z y te b iałem o w c z e m fu trem , g ru b a p łó cien ­ n a k oszula z w ią z a n a b y ła n a p ie rsia c h c z e rw o n y m szn u rk iem a na głow ie m ieli c z a rn y o k rą g ły k a p elu sz z z a tk n ię te m p iórkiem . Za pasem ich b ły s z c z a ły o buszki a w rę k u trz y m a li tę g ie kije z ta r n i­

ny. Na g ó rn y m k o ń cu ty c h k ijó w z ap u sz c z o n e b y ły do d rz e w a krzem ienie.

— Isto to b ę d ą zbójnicy, — p o w ie d z ia ł do sw e j żo n y s ta ry gazda, sie d z ą c y w izbie na ła w ie z a sto łe m i d y m ią c y spokojnie fajkę, s p o s trz e g łs z y p rz e z okno n iezn ajo m y ch , id ą c y c h w m ilcze­

niu drogą. P o te m z w ró c ił się do c ó rk i i rz e k ł: M a ry n k a , a załó ż też tam z ap o rę p rz y d w ie rz a c h do ch lew a, ale d o b rze! - Ju ż idę, tatulku, rz e k ło d z iew czę i ch y ż o w y b ie g ło sp ełn ić ro z k a z ojca.

G aździna z niepokojem p a tr z y ła na n iezn ajo m y ch , k tó rz y zbliżali się do c h aty . — T o ć to b ę d ą zbójnicy, rz e k ła po chw ili, bo sk ręcają do J ę d ry s a J a d a m c a a jako ludzie p ra w ią , to on te ż kiejsi ze zbój­

nikam i ch odzow oł. D y ć p rz e c a jego g ru n t je k u p io n y z a zbójnicki piniądze.

— A d o b rze trefili, o d e z w a ła się M a ry n k a , k tó ra w ła śn ie w r ó ­ ciła do izby, bo u Ja d a m c ó w b y ła dzisio zab ijaczk a, to p ro w ie p rz y dą na podgarline. — T o b ie te ż d y ck i g łu p s tw a w g łow ie, ofuknęła

131

9*

132

-n i e ^ h c e ’ ^ d rz e w o ’ d y ć w id z isz - że w o d a z e w re ć NIp n w f leCf ’ mamu11™’ rz e k ło d z iew czę i w y b ie g ło po d rzew o . Nie m ogło w y trz y m a ć , b y nie p o p a trz e ć n a n iezn ajo m y ch z cieka- oscią K iedy p rze ch o d zili ob o k c h aty , p o p a trz a ł na nią n a jm ło d ­ s z y z trz e c h . S p o jrzeli so b ie w o czy n a m gnienie oka, ale w tem m gnieniu o ka cos się s ta ło ; M a ry n k a nie w ie d z ia ła co, p e w n ie nic.

C a ły w ie c z ó r m u sia ła m y śle ć o zbó jn ik ach . L udzie p o w iad ają, że

? r : ^ ^ ]elc^ r w ie’ ż? ° ni są b a rd z ° b ° g a d ’ ze m a& p ° ia -sa ch w d u d ła w y c h b u k a c h sc h o w an e p e łn e m iech y p ie n ię d z y i z ło ­ ta, ze ta k i jeden zb ó jn ik m ó g łb y ca łe O u ty kupić a je sz c z e b y mu zb y ło . A czem uz m e kupi, p y ta ła M a ry n k a ? B o on chce b y ć w o ln y jako p ta k on ro b ił m e będ zie jako chłop, p o w ia d a li jej ludzie. - Ach, w e s tc h n ę ła M a ry n k a , g d y b y m nie ta k zbójnik chciał, to b y m ci b y ła p anią. 1 y m c z a se m trz e j nieznajom i isto tn ie sk ie ro w a li sw e k ro k i ku g o s p o d a rs tw u Ja d a m c ó w . P r z e d stu la ty d ro g a b y ła po- ozo n a dalej n a zach ó d a gdzie dziś d ro g a p ro w a d z i, s ta ła sto d o ła sło m ą k r y ta obok c h le w y stajn ie i c h a łu p a w dole a p rz y niej sta re g ru sze, jabłonie lipy, jesio n y , buki a n a d m a ły m z a m a rz n ięte m sta w k ie m p o ch y lo n e w ie rz b y .

W e w n ą trz c h a ty p alił się ogień a o d b lask jego od b ijał się o s z y b y okna. N ieznajom i z w ró c ili się ku d rz w io m c h aty . P ie s uja­

d a ł z a w zięcie. S m u k ły m ę ż c z y z n a o koło c z te rd z ie stk i w y s z e d ł p rz e d p ro g c h a ty , p o p a trz e ć k to idzie. P r z y s ło n ił rę k ą o czy , w p a ­ tr z y ł się w n ie zn ajo m y ch i p o z n a ł ich. C oś w nim d rg n ęło , o g a rn ą ł go m epokoj, ale nie d a ł teg o po sobie po zn ać. U śm iech n ął się do n a d c h o d z ą cy c h i w y c ią g a ją c do nich rę k ę z a w o ła ł w e so ło W itej- cie k a m raci, k a n y śc ie sie te ż tu n a b ra li? W ite j J u re k , w itej K uba w ite j Ja d o m , m o w il p o trz ą s a ją c rę k ą k ażd eg o . P r z y p o d aw a n iu ręk i Kubie, z ło w ro g a isk ra b ły s n ę ła w jego oku, ale sz y b k o się o p a n o w a ł i stłu m ił sro g i g n ie w w sobie. — D ej B oże d o b ry w ie ­ czór, p o w ied zieli p rz y b y li i o p arli się o laski. P rz y s z lic h m y do cie­

bie a jako w id ać, d o b rz e c h m y trefili, cią g n ą ł dalej K uba. — P ię k n ie z escie p rzy sz li, p ó d źcie dali do izby, p ra w ił J ę d ry ś , m o m y p ro w ie za b ija czk e. S z p e rk a n a pięć p alcó w , p o d g a rli jak sie p a trz y , a na c h ro b o k a te ż się cosi nóndzie, d y ć to p rz y z a b ijaczce d y ck i sie w a - rz o n k a w a rz y .

W eszli do izby, k tó ra b y ła z a ra z e m k uchnią i p o zd ro w ili G os­

p o d y n i z a ję ta u m y w a n iem n a c z y ń , o ta r ła rę k ę fa rtu c h e m i podała ją p rz y b y ły m na p o w itan ie . — D ej nom te ż co z je ść J e w k o , rz e k ł J ę d ry s , k a m ra c i z d a le k a p rz y sz li, m u szą b y ć p o rz ą d n ie głodni.

P rz y b y li zdjęli ko żu ch y , pow iesili je n a d re w n ia n y c h k o łk ach na ścianie i usiedli na ła w ie z a sto łem . G osp o d y n i p rz y n io s ła chleba

- 133

i m ięsa i p o s ta w iła p rz e d nim i a J ę d r y s p rz y s ia d ł się do nich i z gli­

nianego d z b a n u sz k a n a le w a ł w a rz o n k ę . P r z y nalepie obok m atki baw iło się d w o je ch ło p c ó w g rochiem , p rz e sy p u ją c go z m iarki do g a rn k a i z g a rn k a do m iark i. S ta r s z y lic zy ł la t c z te rn a śc ie , m ło d ­ szy P a w e ł lat d w a. B y ł już b a rd z o śp iąc y i m a tk a n ieb aw em u ło ­ ży ła go do snu. M a tk a te ż już k o ń c z y ła dzienną p ra c ę , p o z a p ie ra ła zap o ram i ch le w y i chału p ę i p o ło ż y ła się do snu obok dzieci. A chło pi n a s y c iw s z y się, zapalili fajki i g w a rz y li. M ów ili o rz e c z ac h o b o ­ ję tn y ch a g d y z m iark o w a li, że g o sp o d y n i ich już sły s z e ć nie będzie, p rz y stą p ili do w y ja śn ie n ia celu s w y c h odw iedzin.

K uba p rz y s u n ą ł się do J ę d r y s a i ta k zciclia m ó w ił: Ję d ry sie , p rz y sz liśm y cie n am ó w ić, a b y ś z a b ro ł z nam i. Spom nij se n a dow - ne roki. W sz y c k o szło d o b rze, pokiel ty ś b y ł z nam i. K am raci cie posłóchali, w s z y c y się cie boli a kiej k ie re g o z n asz y c h s z a n d a rz y zam knyli, ty ś d y ck i n a s z e ł sposób, ja k go w y sw o b o d z ić . T e ra z nom M a ty sa o sad zili z a k ro ta m i n a O ra w sk im zom ku. Ju żech m y sie n aszp ek u lo w ali, jak go ta m z te la w y d o s ta ć , m arn e, nie chyci.

W róć sie ku nom , w ró ć . R o b isz od ra n a do w ie c z o ra jako ten w ó ł w jarzm ie, u w ią z a n y ś je st robojtą n a g ru n cie jako te n pies na łań ­

W róć sie ku nom , w ró ć . R o b isz od ra n a do w ie c z o ra jako ten w ó ł w jarzm ie, u w ią z a n y ś je st robojtą n a g ru n cie jako te n pies na łań ­