• Nie Znaleziono Wyników

w bibliotekach i pewnego pięknego dnia nadeszła do mnie z biblio

teki

u n iw e rsy te c k ie j z R o sto c k u n a d B a łty k ie m p rz e s y łk a , z a w ie - la ją c a

maleńką

k siążk ę, on p am iętn ik , o

który mi chodziło.

P a m ię tn ik ten sp ra w ił mi z a w ó d już c h o ćb y dla sw y c h m aleń ­ kich ro z m ia ró w . F o rm a t jego 1 3 X 8 cm, s tro n ic m a za le d w ie 108,

a z ty c h z n a tu r y rz e c z y M utb m an n ty lk o c z ęść p o św ię c a sw em u p o b y to w i w C ieszy n ie. P is z ą c sw ó j p am iętn ik nie m ógł w ied zieć, że k ied y ś, z a 200 la t b ę d zie k to ś c h c ia ł zn a le ź ć w nim jakiś d o ­ k ła d n y opis w s z y s tk ic h m o ż liw y ch sto su n k ó w w K sięstw ie C ie- szy ń sk iem i p isa ł go d late g o p ro sto , idąc za s w ą m y ślą p rz e w o d ­ nią, k tó re j d a ł w y r a z w p ieśn i p rz e z siebie u tw o rz o n e j, z a c z y n a ­ jącej się od słó w : Gott ist g e tre u , e r sefb st h a ts ‘ oft b e z e u g e t. (W ier- n y ć je st B óg, sam c z ę sto to p o tw ie rd z ił). N a to w sk a z u je i ty tu ł pam iętn ik a: D ie F reue G o ttes. Aus v ie lja h rig e r e ig e n e r p erso n li- chen E rfa h ru n g b e m e rc k e t und in einigen g e rin g e n Z eu g n issen de- m tttig e rw o g e n v o n Jo h a n n M uth m an n n u n m eh rig en P a s to r e in P ó ssn e c k und d e r S alfeld isch en S u p e rin te n d e n tu r A djunkto. (W ie r­

ność B oża. W w ielo letn iem d o św ia d c z e n iu z a u w a ż y ł i w kilku k ró tk ic h ś w ia d e c tw a c h p o k o rn ie ro z w a ż y ł J a n M uthm ann...). P a ­ m iętnik te n w y d a n y z o s ta ł w P o s s n e c k w' r. 1740. *

A czk o lw iek p am iętn ik M u th m an n a o g ra n ic z a się ty lk o do k r ó t­

kiego p rz e d s ta w ie n ia sto su n k ó w k o ścieln y c h n a Ś ląsk u i pom ija m ilczeniem w iele rz e c z y , k tó ry c h c h c ielib y śm y się d o w ied zie ć m y.

dla k tó ry c h dzieje n asz e g o k ra ju są ta k bliskie i drogie, i chociaż p am iętn ik z a w ie r a z n a c z n ą ilość sz c z e g ó łó w , k tó re już są znane, to jed n ak nie z aszk o d z i, jeśli z p y łu zap o m n ie n ia w y d o b ę d z ie m y to, co w z w ią z k u z p ra c ą w z b o rz e cie sz y ń sk im o p o w ia d a nam p ie rw s z y jego p a sto r.

U ro d ził się M uthm ann dnia 28 sie rp n ia 1685 r. w R e in e rsd o ri w K sięstw ie B rz e sk ie m w dniu św . A u g u sty n a, w niedzielę, 0 w sc h o d zie sło ń ca. Z te g o w y p ro w a d z a on d w a w n io sk i: 1. p o w i­

nien on ta k jak u c z y n ił to A u g u sty n w s w y c h „L ib ri co n fessio ru m "

(Księgi w y z n a n ia ) c z ę sto z a s ta n a w ia ć się o sw ej g rz e sz n o śc i 1 o B ożej w ie rn o śc i, 2. m a dzień ś w ię ty , niedzielę, św ięcić, p o św ię ­ cając go szcz eg ó ln ej ro z w a d z e o celu sw e g o n a ro d zen ia.

W ła śn ie w te n c z a s, g d y M uth m an n się rodził, u m a rł p a sto r m iejsco w y i d late g o do c h rz tu p o w o ła n o z n an eg o a u to ra polskich pism n ab o ż n y ch , ks. A dam a G d aciu sa, p a s to ra .w pobliskim K lucz­

borku, łubianego p o w szec h n ie k azn o d zieję.

T en n ie o c z e k iw a n y zbieg okoliczności n a su n ą ł ro d zin ie do- m ysł, że m ło d eg o J a n a B ó g k ie d y ś p o w o ła n a k azn o d zieję, a do­

m y sł te n u m ocnił się później je sz cze i z tej p rz y c z y n y , że M uth­

m ann od w c z e sn e j m ło d o ści o k a z y w a ł o ch o tę do n a u k i: od m atki E lżb iety ro d z. z K o ło d ziejó w (E lisab eth g eb. K ołodziejankin) n au ­ czy ł się po niem iecku, po polsku n a u c z y ł się sam . W id o czn ie jęz y k a tego n iezn an o w dom u, co w y n ik a i z teg o , że M uthm ann p isze w zw ią z k u z tem , że p rz y ró ż n y c h sp o so b n o śc ia c h c z y ta ł ró żn y m ludziom P ism o św . i m ne księg i n ab o żn e. W dom u te ż n a u c z y ł się

8

114

w iele pieśni ta k polskich, ja k i niem ieckich. I tu z a z n a c z a szczeg ó ł, k tó ry p o z w a la n a d o m y sł, że ż y c ie religijne i ko ścieln e jego ro ­ d zin y m iało c h a ra k te r polski, p isz e m ianow icie, że pieśn i n iem iec­

kie m u sia ł sam p isać, a to z b ra k u w ła sn e g o niem ieckiego śp ie w ­ nika, z a ś pieśni p olskich u c z y ł i s ta rs z y c h ludzi n a pam ięć. Już w w c z e sn e j m ło d o ści ro b ił sobie te ż o ró ż n y c h rz e c z ac h piśm ienne n o ta tk i i w sp o m n ien ia.

W cz a sie u c z ę sz c z a n ia do sz k ó ł w O le śn icy i L ig n icy za p o ­ zn a ł się z Ja n e m B lasiu sem , „w ęgierskim * stu d e n te m gim n azjal­

nym , u c z ę sz c z a ją c y m do gim nazjum w W ro c ła w iu , sy n e m k a zn o - dzieji w ę g ie rsk ie g o sp o k re w n io n e g o z je d n y m z n au c z y c ieli M uth­

m an n a. O d teg o s tu d e n ta M uthm ann o trz y m a ł p ie rw s z ą B iblję. D o­

w ia d u je m y się z p am iętn ik a, że B lasiu s w p ó ź n iejszy m cza sie w y ­ dał d ru k iem s ło w ia ń sk ie pieśni, p rz y c z e m pom o cn y m b y ł mu M uthm ann.

M ając la t blisko 20, bo d n ia 30 s ty c z n ia 1705, w y b r a ł się M uth­

m an n z O le śn ic y do L ip sk a, o trz y m a w s z y n a tę dość d alek ą d ro g ę od ro d z ic ó w 5 ta la ró w . J e d n a k ż e s tu d e n ta u d ając eg o się na w sz e c h n ic ę z a o p a trz y li m ie szczan ie o leśn iccy w ró ż n e p o trz e b n e rz e c z y , jak w ubiór, bieliznę i nieco p ie n ięd z y . W L ip sk u p o św ię c a się studjum te o lo g icz n y m i już w r. 1706 m a ta m s w e p ie rw s z e k a ­ zanie. I zn o w u d o w ia d u je m y się tu d o ść d ziw n ej rz e c z y : na w sz e c h n ic y lipskiej z n a la z ła się w te n c z a s g ro m a d k a stu d en tó w , k tó ra k o rz y s ta ją c z p rz y c h y ln o śc i jed n eg o z p ro fe so ró w , z a z n a ja ­ m iali się z ję z y k ie m polskim i nie w iem , c z y m o żn a ta k pow iedzieć, p ro w a d z ili w części p olskie ży cie. M uthm ann, k tó r y w y n ió sł z do­

m u zn ajo m o ść ję z y k a p olskiego, z a ło ż y ł w L ip sk u p olskie Colle­

gium am icum (z w ią z e k p rz y ja c ie lsk i), b y p ie lę g n o w a ć tu znajom ość ję z y k a polskiego, i tu ró żn i k o le d z y (com m ilitones) ten pięk n y ję z y k p ielęg n o w ali i p o zn ali p r z y te m tem lepiej n ie z ró w n a n e tłu m a ­ c ze n ie polskiej Biblji**.

M ło d y s u td e n t b y ł w ty m c z a sie fiscalisem w „C ollegjum th e- tic o -p o le m ic o -se am ip a to rio -d isp u ta rio “ prof. D. C y p ria n a , ro d zo ­ n ego P o la k a . Za jego p o zw o len iem stu d e n c i ci m iew ali polskie k a z a n ia , n astę p n ie je o sąd zali. M uth m an n d o d aje do teg o sk ro m n ą u w a g ę , że czeg o ś p o d o b n e g o w L ip sk u n ig d y p rz e d te m nie było.

W L ipsku m iał te ż M u th m an n sp o so b n o ść p u blicznego w y s tą ­ p ien ia jako polem ik. P o ja w ili się ta m w ty m cz a sie Jez u ici i u rz ą ­ dzili n a ry n k u p ubliczną d y sp u tę . W z ią ł w niej u d z ia ł i M uthm ann i p rz e m a w ia ł p rz e z 2 g o d z in y w ła ciń sk im ję z y k u .,z ty m skutkiem , że Jezu ici m ia sto opuścili**.

J a k o s tu d e n t ż y ł M uthm ann, p rz y z w y c z a jo n y do te g o pew nie już i w dom u, sk ro m n ie i nie zm ien ił sw e g o tr y b u ż y c ia n aw et

- 115

-P iz y k ońcu stud.iów, ch o ciaż „ w te n c z a s a k a d e m ic y ż y ją z w y c z a j­

nie w e so ło , g d y ż w o jczy ź n ie trz e b a b ęd zie się trz y m a ć cnotli­

w y c h o b y c z a jó w 41. *

W r. 1708, d n ia 14 k w ie tn ia , o puścił M u th m an n L ipsk, b y objąć sta n o w isk o d ia k o n a w C o n sta d t, co tłu m a c z y on sło w em : K am pfstadt, g d y ż p o lsk a n a z w a tej m iejsco w o śc i b rz m i „ W a lc z y n “ (sło w o to p isze g o d n ą tu p iso w n ią ) i zo sta je tu dnia 10 m aja o r d y ­ n o w a n y .

U stę p y p o św ię c o n e p rzy p o m n ie n iu p ra c y w C ie sz y n ie b rzm ią n astę p u ją c o :

§ 9. K się stw o C ie sz y ń sk ie b y ło n ie g d y ś zu pełnie e w a n g e lic - kiem . Z w y g a śn ię c ie m ro d u k sią ż ę c e g o (P ia stó w ), z g a s ła te ż w o l­

no ść w ia ry . S ta n ten tr w a ł p rz e z 56 lat. P r z e z ten cz a s w ia ra u c ie rp ia ła w iele, o d s tę p s tw a b y ło dużo. T o co B ó g z a c h o w a ł, m u ­ siało tem w ięcej o d c z u w a ć n ęd zę d u ch o w n ą, że n ajb liższy k o śció ł śląsk i o d d alo n y b y ł o 20 mil, ta k że ty lk o n ajzam o żn iejsi m ogli się do niego w y b ie ra ć . S z e ro k ie w a r s tw y ludu zad o w o lić m u siały się t zw . leśn y m i k a z n o d ziejam i (B u sch p red ig e r), k tó r z y p rz e z w y ­ sokie g ó ry , d zielące Ś ląsk od W ę g ie r, p rzec h o d zili tu w p r z e ­ b ran iu . Kto za ś nie m ie sz k a ł blisko g ó r, ten m u siał i 6 lub 7 lat p o ­ z o sta ć b ez kom unji św iętej, k tó rą ty lk o w lasach , n ajczęściej w n o cy , w ciągłej o b a w ie n a p ad u , n a n ie p e w n y c h m iejscach i o n ie­

p e w n y m czasie m o żn a b y ło u rz ą d z a ć. A je d n a k um iał W sz e c h m o ­ g ą c y i w ta k b o le sn y c h c z a sa c h z a c h o w a ć w ie le ty s ię c y dusz, jak za c z a só w E ljasza. G d y K arol XII, k ró l sz w e d z k i, w r. 1706 s ta ł k w a te rą w A lt-R a n sta d t, d w ie m ile od L ip sk a (gdzie go i ja, ta k jak i w L ipsku w id z ia łe m , c o p ra w d a nie m y ślą c o tem , że będ ę k ied y ś p o w o ła n y do s łu ż b y p r z y k o ściele, p o ło żo n y m z a jego p rz y c z y n ie n iem się), p rz y ję to t. zw . A ltra n sta d z k ą k o n w en c ję w r. 1707, m ocą k tó re j n a jd o sto jn ie jsz y c e s a rz Jó zef po lecił w ró c ić Ś lązak o m au g sb u rsk ie g o w y z n a n ia c z ę ść z a b ra n y c h im k o ścio łó w i p o zw o lił w y b u d o w a ć im 6 n o w y c h . Je d n y m z ty c h sześciu k o ­ ścio łó w je st c e sa rsk i k r a jo w y k o śció ł ła sk i p rz e d m ia ste m C ie s z y ­ nem . U z y sk a n ie te g o k o śc ió łk a w m iejsce ty c h , k tó re w r. 1653 z o s ta ły z a b ra n e , k o sz to w a ło w iele tru d ó w , m o d łó w i pien ięd zy . W k o ń cu je d n a k ż e n a d sz e d ł te n ra d o s n y dzień, w k tó ry m r. 1709.

24 m aja, d w aj c e s a rs c y k o m isa rze, p r z y w ielk iem z b ie g o w isk u i ra d o śc i w ie rn y c h i p o słu sz n y c h p o d d a n y c h (V asallen und U n te r- tan en ) w y z n a c z y li p lac z ło ż o n y z kilku o g ro d ó w zak u p io n y ch od m iasta pod b u d o w ę k o śc io ła ew an g elick ieg o , sz k o ły i p o trz e b n y c h m ieszk ań . Do p o św ię c e n ia te g o m iejsca z o sta łe m p rz e z p e łn o m o c ­ ników S ta n ó w ziem sk ich au g sb . w y z n a n ia K się stw a c ie szy ń sk ieg o w e z w a n y ja. D nia 31 m aja p rz y b y łe m do C ie sz y n a . D nia 1 c z e rw c a

8*

- 116

-sta n ą łe m po p ie rw s z y ra z n a p lacu k o ścieln y m , gdzie później p rz e z 21 lat m iałem m ieszk a ć. P ie r w s z ą g zy n n o ść k a z n o d z ie jsk ą w y k o ­ n a łe m te g o sam eg o dnia, u d z ie la ją c ab so lu cji śp. b a ro n o w e j B lu- d o w sk ie j, rodz. z h ra b ió w C olonna. Iz b a sp o w ie d n ia g o sp o d y (L u st-H au s) jed n eg o z o g ro d ó w (o m o ra ln y c h w a ru n k a c h te g o do­

m u (m o ralisch e U m sta n d e ) nie chcę tu w sp o m in ać, p o z w o liła mi w z ią ć za te k s t m ego p rz e m ó w ie n ia sp o w ied n ieg o s ło w a k sięg i T o ­ b iasza , ro źd z. 3, w . 22, 23 („a jeśliżeć się nie z d a za b ić m nie, p r z y ­ k a ż ż e w z g lą d m ieć n a m nie, a zm iłuj się n ad em n ą, a b y m w ięcej teg o u rą g a n ia nie s łu c h a ła "), k tó re to s ło w a w p a d ły m i w m ej p o d ­ ręcz n ej B iblji n a jp ie rw w oko. — G d y d n ia 2 c z e rw c a w y g ło sz o n o k a z a n ia p o św ię c a ln e (sta ło w te d y w ty c h z a k u p io n y ch o g ro d a ch m n ó stw o d rz e w o w o c o w y c h n o sz ą c y c h ow oc, a m oja k azaln ica u m ieszczo n a b y ła pod jabłonią), w y w ie ra n o n a m nie n acisk , bym p rz y ją ł tu w o k a c ję , k tó rą w k o ń c u dnia 8 lipca w L ig n icy u p. Si- n aupia p rz y ją łe m . D nia 21 lipca w y g ło s iłe m w C o n s ta d t k a z an ie p o żeg n aln e w ś ró d p o w sz e c h n e g o p łacz u , dnia 27 lipca p rz y b y łe m do C ie sz y n a , a 4 sie rp n ia w X n ied zielę po T r. m iałem tu k a zan ie w stę p n e . T en u rz ą d z w ię sobie w y s o k ą sz k o łą . D o zn ałe m tu ty le d o w o d ó w ła sk i B ożej, że z opisu ich m ó g łb y p o w s ta ć c a ły tra k ta t, k tó ry b y p rz y b ło g o s ła w ie ń s tw ie Z b aw ic iela z p e w n o śc ią w ielu ludziom słu ż y ł ku z b u d o w an iu i rad o ści, ku p o ciesze i w zm ocnieniu.

P is z ę je d n a k k ró tk o :

§ 10. U rz ą d p a s to ra w C ie sz y n ie b y ł u rz ę d e m b a rd z o w a ż ­ nym , g d y ż z b ó r c ie sz y ń sk i nie m a sobie ró w n e g o w c a ły m k o ­ ściele ew an g elick im . C z te rd z ie śc i ty s ię c y dusz, k tó re do teg o zboru n ależą, ży ją w w ielk iem ro zp ro szen iu . N ie k tó rz y m ieszk ają blisko C ie sz y n a , w ię k s z o ś ć w o d le g ło śc i 2, 3, 7, 10, 12 mil, n ie k tó re n a w e t p o za g ra n ic ą K się stw a C ie sz y ń sk ie g o . G ra n ic z ą z P o lsk ą , W ę g r a ­ mi, M o ra w a m i i innem i ślą sk iem i okolicam i, m ó w ią, c z y ta ją , piszą po niem iecku, po p o lsk u i czesku, m ają n ie ró w n e usposobienie (L an d es und G em iitsa rt). M ieszk ają w kilku m ia sta c h , w szlach ec­

kich i k a m e ra ln y c h w sia c h , n ie k tó rz y g łę b o k o w g ó rach , m ają ró ż n e są d o w n ic tw o . Z g o ła ż a d n a w ie ś nie je st c z y sto ew an g elick ą, lecz z m ie szan a z rz y m sk o -k a to lik a m i. N iek ied y p a n o w ie są k a to ­ likam i, p o ddani e w an g elik am i, gd z iein d zie j je st o d w ro tn ie . Istnieje m n ó stw o m ie sz a n y c h m a łż e ń s tw , w y c h o w a n ie dzieci w tej albo w innej w ie rz e s p ra w ia ty s ią c e k ło p o tó w i z g ry z o t sum ienia. Nie­

z n a jo m o ść w ia r y w dniach, w k tó ry c h B ó g p o s ła ł g łó d S ło w a p rz e z w ię c e j niż p ó ł w ie k u , d o sz ła do n ie z w y k ły c h ro zm iaró w , s tą d n ie u c tw o , zab o b o n , złe o b y c z a je i inne p rz y k r e s p ra w y p o w ­ s ta ły w w ie lk iej ilości. O d d alen ie ro d z in od k o śc io ła u tru d n iało p ra c ę je sz c z e w ięc ej. N ęd za w k ra ju je st w ie lk a , zam ilc zam inne

117

cielesne i d u ch o w n e tro sk i. K tóż n ad a je się do p ra c y w ta k im zb o ­ rz e ? N ie d o św ia d c z o n y c z ło w iek , lic ząc y z a le d w ie 24 la t? O, ten m usiał w ie le się u c zy ć. N iech b ęd z ie u w ielb io n y m ój Z b aw ca , k tó ry z a d a w a ł mi lek cje jedną po drugiej. Z n a tu ry b y łe m w e so ły , czy n n y , do w s z y s tk ie j p ra c y — d z ięk a B ogu — o ch o tn y , g o to w y i s k o ry ta m g d z ie b y ł o p ó r i p rz e śla d o w a n ie , b y łe m n ie u stra sz o n y . Ł a sk a B o ż a p o g łę b iła zd o ln o ści p o trz e b n e do tak ie j p ra c y . D o k a ­ zań i k ate c h iz ac ji ta k w n iem ieckim ja k w polskim ję z y k u d a ł B óg w iele sp o so b n o ści. T e o sta tn ie (polskie) p ro w a d z o n e z z d ro w y m i, szczególnie w p ie rw s z y c h la tach , p r z y sp o so b n o ści o d w ie d z a n ia ch o ry c h , jak o i c z y ta n ie P ism a św ię te g o , z o s ta ły n ie s te ty z a li­

czone do c o n v en ticu Ia p ie tistic a (sc h a d z e k p ie ty s ty c z n y c h ). P r z e z ta k ą p ra c ę z o s ta ł z a n ie d b a n y lud z a c h ę c o n y do u czen ia się c z y ta ­ nia. P rz y n o s iłe m p ra g n ą c y m d u szo m p o ż y te c z n e książk i. N a w e t 30, 40 i 50-letni u czy li się a b e c a d ła i n a u c z y li się sz y b k o c z y ta ć . T am , g dzie n ie ra z w całej w s i n ik t nie um iał c z y ta ć , w k ró tc e w ielu u m iało c z y ta ć i p isać. I w d ro g a c h do c h o ry c h m iałem rad o ść, g d y z d a rz a ło się, że z n a la z łe m w polu g ro m a d k ę dzieci, w k tó re j jedno d ru g ie u c z y ło c z y ta n ia i p isan ia. G d y B ó g d a ł pogodę, to p rz y c h o d z iło 7— 8.000 ludzi do k o ścio ła, a w ie lk a cie rp liw o ść i n a- bożność, u w a g a , h a rm o n ic z n y śp ie w pieśni, z m u sz a ły o b c y c h p r z y ­ chodniów do w y z n a n ia , że ta k b u d u ją c y c h i w z ru s z a ją c y c h n a b o ­ ż e ń stw nigdzie jesz c z e nie w idzieli. K o m u n ik an tó w m ieliśm y n ie­

k ied y 1.000, 1.500, 2.000 i w ięcej. T o co B ó g p rz e z ła sk ę w d u sz y w ie rz ą c y c h z d z iałał, o k a z a ło się — c h w a ła B ogu — już i w do­

czesności, w ię k s z a c z ę ść te g o ja w n ą się sta n ie w w ieczn o ści.

O, jak w iele, łask i, m ąd ro śc i, św ia tła , m o c y i opieki, jed n em s ło ­ w em o b jaw ien ia m iło sie rd z ia B o żeg o b y ło tu p o trz e b a . J a k d ziw n e d o w o d y te g o m iło sie rd z ia p rz e ż y łe m i d o św ia d c z y łe m tu p rz e z zb ó r w ielce u m iło w an y , słu c h a n y i w z y w a n y do posług. L e c z chcę z m ej 21-letniej s łu ż b y c ieszy ń sk iej ty lk o n a jw a ż n ie jsz e rz e c z y p rz y to c z y ć .

§ 12. O w ie rn o śc i B ożej, d o zn an ej w n ieszcz ęściac h , m ó g łb y m w iele p isać. M ogę ta k w d o sło w n em ja k i p rz e n o śn e m zn aczen iu p o w tó rz y ć sło w o P sa lm u 66, w . 12: W e sz liśm y b y li w ogień i w w o d ę, w s z a k ż e ś n a s w y w ió d ł n a o chłodę. J a k je d n a k 13 w ie rsz dalej m ó w i: P rz e to ż w n ijd ę do dom u T w eg o , — ta k g o d zi się w ie r­

ność B ożą w ielb ić i o p o w ia d a ć . G d y w r. 1709 p rz y b y łe m do C ie­

szyna, p rz e p o w ia d a li m i n ie k tó rz y m ą d rz y ludzie, że ani p rz e z pół roku nie z o sta w ią m ię ta m p r z y życiu. I w isto cie, w iele b y ło p r z y ­ czyn po tem u, b y ta k m y śle ć. B y ło tu b o w iem w iele p rz e c iw n ik ó w , podobnie jak n ie g d y ś w Efezie (I K or. 16, 9), b y ły n ieb e z p ie cz e ń ­ stw a od zb ó jcó w , od ch ło p ó w w o ż ą c y c h sól, po ró ż n y c h d ro g ach

118

do ch o ry c h , w ś ró d n ie b e z p ie c z e ń stw i tru d ó w . W sp o m n ę tu jednak ty lk o d w a ż y w io ły : 1. ogień i 2. w odę.

K lim at c ie sz y ń sk i je st n ao g ó ł zim ny, w. g ó ra c h w n iek tó ry ch m iejscac h d o c z e k a się jed en śn ieg d ru g ieg o . W r. 1715 b y ły w g ru d ­ niu sro g ie m ro z y . Ż ona m o ja le ż a ła w ła ś n ie w połogu, tr z e b a było dzień i noc palić. C e g ły w piecu ż a r z y ły się i p rz e p a liły p o w ałę p o k ry tą tro c in am i. D nia 17 g ru d n ia czu liśm y w dom u d ziw n y sw ęd . P o d łu g iem b a d a n iu z a u w a ż y ła d z ie w c z y n a od dzieci, że sw ę d ten p o ch o d ził ze s z p a ry n ied alek o p ieca. D esk i b y ły już go­

rąc e. Nie m o ż n a b y ło już inaczej p o stąp ić , m usiano sie k ie rą p rz e ­ ciąć d eskę, pod k tó rą w tro c in a c h b y ł już p ło n ą c y ogień. Z chw ilą, g d y d o stęp p o w ie trz a b y ł w ię k sz y , ogień z a c z ą ł p ło n ą ć silno.

W ie rn o ść B o ża, k tó ra p o z w o liła n am n ie b e z p ie c z e ń stw o to o d k ry ć je sz c z e w w ie c z o rn y c h go d zin ach , k ie ro w a ła nam i, że na czas ze­

b ra liśm y c h ę tn y c h ludzi z s ik a w k ą rę c z n ą i d o sta tk ie m w o d y . ta k że w p rz e c ią g u d w ó ch go d zin m o g liśm y p łom ień u gasić. P o ­ dobne w y p a d k i (k tó re zap isu ję w spisie n a sz e śc iu k a rta c h , k tó ­ ry c h k a ż d ą stro n ic ę p o św ię c a m jed n em u m iesiąco w i i n o szę je z so b ą w m ym k a le n d a rz u ), p rz y c h o d z ą n am n a p am ięć z w s z y s t­

k ich lat. Nie b ęd ę już w sp o m in a ł trz e c h in n y ch ta k ic h n ieszczęść w n a sz e m są s ie d z tw ie z r. 1718, dnia 24, i z r. 1720, dnia 14 m aja, potem z r. 1724, dnia 9 w rz e śn ia , g d y z w ła s z c z a w r. 1718 spłonęło n a p rz e d m ie śc iu 50 dom ów , w n a sz y m z a ś dom u s z y b y w oknach b y ły g o rą c e , a chłopi, k tó rz y b e z u sta n k u z le w a li dach, nie mogli g o rą c a już znieść, ogień je d n a k z a trz y m a ł się p r z y d w ó c h dom ach, w k tó ry c h m ieszk ali e w a n g e lic y . — W r. 1717, dnia 20 m aja, m ia­

łem o d b y ć o śm io m ilo w ą p o d ró ż do ch o reg o . W g ó rach ta ja ł śnieg, rz e k a n a sz a O lza (die E lze) w e z b r a ła b a rd z o . W R o ssn itz i Stei- b e rw itz (P an ie B o że nie zapom nij ta m ty c h w ielu d ro g ich dusz) g ra s o w a ła w te n c z a s silna g o rą c z k a , od k tó re j w ielu ludzi traciło rozum , m ieli ch o re g a r d ła i c z ę śc io w o „ g a rla c z k i“ (B rau n e), albo te ż w y s y p k ę (P e te tsc h e n ) d o sta w a li. W ie lu tak ic h , k tó rz y zapóźno z aczęli się le c z y ć (die sich die B ra u n e zu sp a t sch lag en liessen) u m arło . W p ie rw sz e j m ie jsco w o ści le ż a ło 40 c h o ry c h . M iałem tam m ę c z ą c ą p racę. D nia 22 m a ja b y łe m w d ro d ze p o w ro tn e j znow u w B ogum inie. P o n ie w a ż b y ł już w ie c z ó r, chciano m ię tu z a tr z y ­ m ać. (Ś w ię ty Z b aw co , b ło g o sła w ta m te js z y c h h ra b ió w ra z e m z ich ro d z in ą i n ad al p rz e z C ieb ie sam eg o i T w ą sp o łeczn o ść.) P o n iew aż n a s tę p n y dzień b y ł niedzielą, w p o n ie d z ia łe k z a ś b y ł kierm asz (K irchenfest), śp ie sz y łe m do dom u, b y m y m b ra c io m słu ż y ć po­

m ocą. G d y je c h a łe m w ie rz c h e m , p o czu łem o ch o tę, b y nucić pieśni p o g rz e b o w e . (Ju ż się to że g n a m z to b ą (p. 714), B o g u się już pod­

daję (p. 706.) W o kolicy K ąkolnej m iałem się p rz e p ra w ić przez

- 119

-01?e. M iło sierd zie B oże p rz y p o m n ia ło mi tam sło w o p ro ro k a Iz a ­ ja sz a r. 43, w . 2: „G d y p ó jd z iesz p rz e z w o d y , b ęd ę z T obą, a jeśli p rze z rzek i, nie zaleją cię“ , k u w ielk iem u w zm o cn ie n iu m ej otuchy.

P o leciłem się opiece N a jw y ż sz e g o . M ój to w a rz y s z , b a d a ją c p r z y św ietle k s ię ż y c a w o d ę, tw ie rd z ił, ż e w o d a już o p a d ła . P r z e b y ł on p ie rw sz y sz e ro k ą i rw ą c ą w o d ę , się g a ją c ą m u p o n a d k o lan a , s z c z ę ­ śliw ie. M ój koń nie m ó g ł się jak o ś trz y m a ć jego d ro g i i z o s ta ł p o r­

w a n y p rz e z silny p rą d . Nim się sp o strz e g łe m , koń d o s ta ł się w sam śro d ek rw ą c e j rz e k i n a jak ieś g łęb o k ie m iejsce, tak , że m u z w o d y jedynie g ło w a s te rc z a ła , ja z a ś aż po p ie rś z a n u rz o n y b y łe m w w o ­ dzie. P o n ie w a ż b u ty m oje p rz e m o k ły już w d ro d ze do ch o ry c h , a te ra z c h ciałem się od p o n o w n eg o p rz e m o c z en ia u strz e c , w ię c trz y m a łe m nogi w y so k o p r z y g rz y w ie k o ń sk ie j i om al b y łb y m p rzez w o d ę z e rw a n y z konia. S z c z ę śliw ie c h w y c iłe m się jed n ak g rz y w y i z d o ła łe m o d sz u k a ć strz e m io n a , a w n ie b e z p ie cz e ń stw ie w e stc h n ą łe m : „ P a n ie J e z u w sp o m ó ż m ię, ach. P a n ie , ratu j m ię “, w e stc h n ą łe m w p ra w d z ie p rz e s tra s z o n e m , ale p ełn em ufności s e r ­ cem , bo O n z n a ł m e z a m ia ry . W te m siln y ogier, k tó r y jako nie­

zn an y mi s p ra w ia ł m i w d ro d z e dużo n ie p rz y je m n o śc i i b y ł n a w e t nieb ezp ieczn y m , p o rw a ł się nagle p rz e c iw p rą d o w i, w y s k o c z y ł z n ieb ezp ieczn eg o dołu jak g d y b y n a ja k ą ś g ó rę — Z b a w c a mój d a ro w a ł m i ży cie. N uciłem p o tem jak g d y b y n o w o n a ro d z o n y , p e ­ łen rad o ści, p ie śń : B ą d ź c z eść d o b ru n a jw y ż sz e m u , O jcu w sz elk iej (p. 5), k tó rą to p ieśń nuciłem i później, ilek ro ć p rz e p ra w ia ć się m iałem w te m m iejscu, n ie ra z i dla p ie sz y c h m o żliw em do p r z e ­ bycia, bo ta k się godzi (P sa lm 107), m odliłem się z g łęb i se rc a i p o sta n o w iłe m co ro czn ie sk ła d a ć B ogu m e m a rn e d zięk czy n ien ia w ten dzień m ego n o w eg o n a ro d z e n ia się. M u siałem n astę p n ie jeszcze około p ó ł m ili zu p ełn ie p rz e m o c z o n y jec h ać aż do F r y - szta tu , gdzie m ie w g o ścin n y m dom u szk o ck im (S ch o ttisch em H ause) p rz y ję to jak z a w s z e u p rzejm ie, z a ś n a stę p n e g o dnia m o­

głem c z ę śc io w o w p o ż y c z o n e m u b ran iu p rz e b y ć o s ta tn ie d w ie mile. Z e g a re k mój, n a p e łn io n y w o d ą , z a trz y m a ł się o g odznie 9 i 45 m inut — i d z iw n a rz e c z , b y ła to w ła śn ie p o ra , w k tó re j k o ­ chana m oja żo n a w dom u n a k o lan ac h z a m nie się m odliła. O g odna uw ielbienia w ie rn o śc i B o ża, b ło g o sła w io n y niech b ę d zie B óg, k tó r y naszej słab e j m o d litw y nie o d rz u ca, ani nie o d m a w ia n am m iło sie r­

dzia. P o w ta rz a m to i te ra z , g d y p iszę to w 26 la t po onej chw ili (3 1 1740), d o d ając tu w e stc h n ie n ie z P sa lm u 66, w . 20. W ie rn o ść B oża b o w iem w y ra ź n ie n a m nie się o k a z a ła , g d y an i dziki sielski koń nie zro b ił m i sz k o d y , ani się nie z a k a z iłe m z a ra z ą , ani te ż w rogow ie m ię nie pojm ali (czego m ój k o le g a G. W . Kloch n a jw ię ­ cej się ob aw iał), ani w e z b ra n a z d ra d z ie c k a w o d a m ię nie z a to p iła,

120

choć jak to później s ły s z a łe m w ię c e j ludzi zn a la z ło śm ierć, ta k np.

w r. 1710 zg in ęło d w ó c h szlach cicó w , p o c h o d z ą c y ch z Z ukm anteł, ra z e m z sy n em , c o p ra w d a nie n a sz e j w ia ry , k tó ry c h z w ło k i zn a­

leziono d o p iero po kilku m iesiącach . P o c h w a lo n y niech b ę d zie Bóg.

k tó r y p o zw o lił mi w s z y s tk o n ap isać, a n a p isa n e p rz e c h o w a ć .

§ 13. K iedy z a p o w ie d z iałe m , że p isać b ęd ę o cierp ien iach , to m iałem n a m y śli inne cierp ien ia, niż te, o k tó ry c h te r a z b ęd ę opo­

w ia d a ł. P rz e z w ie le u c isk ó w m u sim y p rz e c h o d z ić. N asi słu ch acze byli nie w s z y s c y p o słu sz n i E w an g elji. T y m b y ło tr z e b a ro b ić uw agi i p rz y p o m in a ć ich w y k ro c z e n ia . Ale w te n sposób s p o ty k a ła nas te ż i z a p ła ta p ro ro c k a . S z a ta n w z b u d z a ł w z ły c h słu c h a c z a ch go­

ry c z w sercu , b lu ź n ie rstw o , p rz e k rę c a n ia słó w , g ro ź b y i bezb o żn e ra d y . A g d y B ó g to d o p u szcza, w te d y m usi J e re m ja s z do studni, lecz b ęd zie te ż s ta m tą d w y c ią g n io n y z a ś źli, o ile je sz c z e p rz e z cud B o ż y się nie n a w ró c ą , w p a d a ją w n ie sz c z ę ście . P o rz ą d n e m u ojcu s p ra w ia n ie p o słu sz e ń stw o n a d a rm o p rz e s trz e g a n e g o d ziecka i n a stę p u ją c e g o po te m jego n ie sz c z ę ściu w ie le z g ry z o ty . T a k sam o je st z se rc e m sz c z e re g o n a u c z y c iela . P rz e d s ta w ię to ty lk o na d w ó ch p rz y k ła d a c h , p rz y c z e m zam ilczę n a z w is k a i sk ró c ę uboczne z d a rz e n ia.

1. M ieliśm y w ś ró d s łu c h a c z y o sobę, k tó ra s p ra w ia ła ro d zi­

com i p rz y ja c io ło m w ie le tr o s k i k ło p o tó w , szk ó d p ieniężnych, a n a w e t ch o ro b ę u m y sło w ą . G d y w ró c iła do k raju , p o p a d ła p rzez n iszczące d u szę le n istw o w n a łó g o p ilstw a i co z tem stoi w z w ią ­ zku. Z n a la z ła się i żona, u m y sł p ro s ty , k tó ra d a ła się nak ło n ić, by liczyć n a jego pieniądze. M u siała jed n ak cie rp ieć ze s tro n y tego c z ło w ie k a o g ro m n e cierp ien ia . Np. p e w n e g o razu , w dzień po­

k u tn y , p o z o s ta ła dłużej, niż jej n a to m ąż w sw ej p y sz e pozw olił, n a n a b o ż e ń stw ie . M ąż p rz y s z e d ł po nią, p rz e k lin a ł ją ca łą drogą, bił ją i k a z a ł jej biec ob o k w ozu. W te d y n a k lęczk a ch i w e łzach p ro siła B oga, b y to b y ła o sta tn ia ta k a d ro g a do k o ścio ła. T a k się te ż sta ło . D o p ełn ił on m ia ry sw e j zło śc i p rz e z su ro w e obchodzenie się z jed n y m z s w y c h p o d d a n y c h i jego có rk ą , k tó r a p o w sta ła p o d c z a s p ołogu i u m a rła . W ty m te ż cz a sie o d w ie d z iłe m go, g dyż

k u tn y , p o z o s ta ła dłużej, niż jej n a to m ąż w sw ej p y sz e pozw olił, n a n a b o ż e ń stw ie . M ąż p rz y s z e d ł po nią, p rz e k lin a ł ją ca łą drogą, bił ją i k a z a ł jej biec ob o k w ozu. W te d y n a k lęczk a ch i w e łzach p ro siła B oga, b y to b y ła o sta tn ia ta k a d ro g a do k o ścio ła. T a k się te ż sta ło . D o p ełn ił on m ia ry sw e j zło śc i p rz e z su ro w e obchodzenie się z jed n y m z s w y c h p o d d a n y c h i jego có rk ą , k tó r a p o w sta ła p o d c z a s p ołogu i u m a rła . W ty m te ż cz a sie o d w ie d z iłe m go, g dyż